Rozdział
dziewiętnasty
Starał
się nie biec zbyt szybko, tak, by nie wzbudzić podejrzeń innych
uczniów, ale to było silniejsze od niego. Fakt, że nie było jej w
Wielkiej Sali napawał go prawdziwą paniką. Nigdy nie sądził, że
Hermiona byłaby zdolna do czegoś tak bezsensownego, jak
samobójstwo... Zbyt pewnie stąpała po ziemi. Jednak musiał to
sprawdzić, inaczej się nie uspokoi. Zresztą, zawsze może
skłamać, że martwił się o Blaisa. Choć była to oczywiście
nieprawda, bo jak to się mówi – "złego diabli nie biorą",
a przecież Zabini to prawdziwy, rasowy Diabeł, w którym sam
Lucyfer widziałby konkurencję. Nie, jemu na pewno nic nie jest.
Ostatnią kondygnację schodów pokonywał praktycznie po trzy naraz.
Jeszcze jeden zakręt i wreszcie będzie przed Skrzydłem Szpitalnym.
Tak się rozpędził, że dosłownie w ostatnim momencie
dostrzegł burzę kasztanowych włosów, należących do osoby
siedzącej z boku pod ścianą i szlochającej cicho. Ulga, jaką
poczuł na jej widok, zaskoczyła nawet jego samego. To tak, jakby
ktoś nagle zwrócił mu zdolność oddychania, a jego serce
przypomniało sobie, jak prawidłowo powinno bić. Bez zbędnej
zwłoki podszedł do załamanej Hermiony. Dziewczyna była naprawdę
w fatalnym stanie. Głowę miała schowaną w ramionach, opartych na
swych kolanach. Jej włosy były potargane, a ciałem co chwilę
targał silny spazm. Bardzo mocno płakała. Musiało się stać coś
naprawdę strasznego...
Draco, wahając
się nieco, przyklęknął przy niej i delikatnie dotknął jej
ramienia. Nawet na tak niewinny kontakt Hermiona gwałtownie uniosła
głowę. Jej oczy były zapuchnięte, a cała twarz zaczerwieniona.
Spojrzała tymi swymi brązowymi tęczówkami w niebieskoszare
oczy Ślizgona.
–
Co się
stało? – szepnął Malfoy, z całej siły starając się ukryć,
jak bardzo przejął się jej widokiem. Hermiona praktycznie od razu,
spontanicznie objęła go za szyję i wtuliła się w niego, jak
małe zrozpaczone dziecko. W tej chwili nie obchodziło ją, że nie
powinna tego robić. Nie pamiętała, że Malfoy to dawny wróg, że
ostatnio był dla niej dość oschły i że przecież on ma
dziewczynę. Potrzebowała teraz bardzo wsparcia drugiej osoby...
zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Smok zdziwił się trochę
jej reakcją, ale również od razu odwzajemnił jej uścisk. Czuł,
że ona tego teraz potrzebuje, a on nie miał zamiaru narzekać,
skoro dane mu było móc bezkarnie potrzymać ją w swoich ramionach.
Merlinie, jakże ona ślicznie pachniała! Blondyn przymknął oczy i
nieświadomie mocniej przytulił Gryfonkę, pozwalając jej
wypłakiwać się w swoją jasnozieloną koszulę. Po jakimś czasie
wyczuł, że Hermiona nieco się uspokaja, więc, najdelikatniej jak
potrafił, odsunął ją od siebie, by ponownie spojrzeć jej w oczy.
–
Możesz
powiedzieć co się stało? – poprosił cicho. Herm znów mocniej
zaszlochała.
–
To Gin...
Ginny... ona... Blaise... – nie potrafiła przestać beczeć, a
łzy obficie spływały po jej policzkach. Draco, niewiele myśląc
znów przyciągnął ją bliżej. Widać potrzebowała jeszcze
chwili, by móc mu odpowiedzieć. Hermiona łkała, a on praktycznie
bez udziału świadomości głaskał ją po głowie, jednocześnie
czule tuląc do siebie. Po kilku minutach sama się od niego lekko
odsunęła.
–
Przepraszam
– wyszeptała. Draco potrząsnął swoją blond czupryną, by dać
jej do zrozumienia, że nic się nie stało. – Ginny... ona chyba
skoczyła do jeziora... – nowy strumień łez popłynął po jej
zarumienionej buzi i Draco poczuł, jak jego zimne dotąd serce
boleśnie zaciska się na ten widok.
–
Blaise to
widział? – spytał, mając nadzieję, że ta rozmowa odsunie jej
uwagę od tej rozpaczy, jaka ją ogarnęła. Hermiona pokiwała głowa
i otarła łzy dłonią.
–
On ją
przyniósł... był mokry... pani Pomfrey kazała czekać...
magomedycy z Munga... podobno jej stan jest ciężki – jąkała się
dziewczyna, starając się trochę zapanować nad emocjami.
–
Wszystko
będzie dobrze – starał się by jego głos brzmiał pewnie.
Naprawdę liczył na to, że będzie miał rację... Hermiona znów
się do niego przytuliła. Trwali tak w uścisku, chłonąc swoją
bliskość niczym eliksir spokoju. Jednak w następnej chwili drzwi
Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i stanęła w nich wyraźnie
zmartwiona Poppy Pomfrey. Jej mina zmieniła się znacząco, gdy
zobaczyła księcia Slytherinu, który, jak gdyby nigdy nic, przytula
i pociesza Prefekt Naczelną Gryffindoru. Kobieta odchrząknęła
tylko, by zwrócić ich uwagę, po czym poinformowała, że mogą
odwiedzić pana Zabiniego, jako że panna Weasley jest wciąż
nieprzytomna... Obydwoje szybko zerwali się na równe nogi i wbiegli
do sali, prawie tratując przy tym pielęgniarkę.
Blaise siedział
na łóżku, wpatrując się tępo w jeden punkt. Miał na sobie
szarą piżamę w zielone paski, a jego bose stopy zwisały kilka
centymetrów od ziemi. Ciągle patrzył na zasunięty parawan, nad
łóżkiem tuż po jego prawej stronie, za którym leżała pewna
nieprzytomna, rudowłosa Gryfonka. Był świadkiem tego, jak przez
kilkadziesiąt minut cały sztab magomedyków ratował jej życie.
Była w głębokiej hipotermii i jej serce przestało bić...
przestało, gdy niósł ją na swych rękach do skrzydła
szpitalnego. Biegł, ile sił w nogach, licząc, że uda im się ją
uratować. Jego Wiewiórka nie mogła ot tak utopić się w zimnym
jeziorze. To nie miało prawa się stać.
–
Blaise! –
krzyknęła Hermiona, rzucając się mu na szyję. Była mu
niewymownie wdzięczna za uratowanie życia Ginny.
–
Wszystko
w porządku, Mionko – zapewnił Zabini, obejmując ją lekko. Nad
jej ramieniem spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela i Malfoy
już wiedział, jak dalekie od "w porządku" jest to co
teraz czuł Diabeł.
–
Opowiedz
mi! Opowiedz mi, jak to się stało! – prosiła dziewczyna,
podchodząc do zasłoniętego łóżka i nawet nie mając odwagi
spojrzeć za parawan.
–
Spacerowałem
po błoniach... A ona wybiegła z zamku. Chyba płakała. Nawet się
chwilę nie zawahała, tylko po prostu skoczyła. – Dla Diabła
cała ta historia była trudna do przetrawienia. Nie mógł uwierzyć,
że ta radosna, śliczna i mądra dziewczyna mogła zrobić coś tak
bezsensownego jak próbować się zabić. Przecież miała dla kogo
żyć!
–
Dobrze,
że akurat tam byłeś. Uratowałeś ją, stary – wyszeptał Draco,
również smutno patrząc na zasunięty parawan przy łóżku Ginny.
–
Nurkowałem
pięć razy, zanim ją znalazłem – wychrypiał Blaise. – Gdybym
zrobił to wcześniej, jej stan nie był by teraz tak zły...
–
Diable!
Zrobiłeś wszystko, co było w twojej mocy. Uratowałeś życie
mojej najlepszej przyjaciółki. Nigdy ci się za to nie odwdzięczę!
– zawołała Hermiona.
–
I nie,
Mionko, bo dopiero teraz jesteśmy kwita. Ty uratowałaś kiedyś
życie mojego najlepszego przyjaciela. – Zabini uśmiechnął się
lekko, na co Draco również uniósł kąciki ust, a dziewczyna
trochę się zawstydziła.
–
Nie
rozumiem, co nią kierowało... Jeszcze kilka minut wcześniej była
w bibliotece, rozmawiała ze mną i była przy tym taka szczęśliwa.
Wszystko zaczęło jej się układać – łkała Hermiona, a nowa
fala łez zlała jej twarz. Draco podszedł do niej i położył dłoń
na jej ramieniu, a dziewczyna natychmiast odwróciła się i wtuliła
w jego klatkę piersiową, by znów móc się na niej wypłakać.
Blaise patrzył na to wszystko z niemałą satysfakcją... choć,
gdyby nie ta historia Ginny, na pewno cieszyłby się z tego
bardziej. Drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się gwałtownie i
wbiegli przez nie Harry i Ron.
–
Gdzie
Ginny?! – wrzasnął zdruzgotany Ronald, a Hermiona niepewnie
wskazała mu parawan. Rudy szybko tam podbiegł, chcąc zobaczyć
siostrę na własne oczy. Harry chyba miał zamiar zrobić to samo,
ale rozwścieczony hipogryf mocnym ciosem powalił go na ziemię....
Choć po przemyśleniu, wydaje mi się, że chyba jednak żadnego
hipogryfa nie było akurat w ten dzień w Skrzydle Szpitalnym, więc
tym, co znokautowało Harry'ego najprawdopodobniej był Blaise
Zabini, patrzący na Wybrańca ze szczerą pogardą i
nienawiścią.
–
Ani się
waż do niej zbliżyć śmieciu! To wszystko przez ciebie! To ty do
tego doprowadziłeś! – warczał Diabeł, zaciskając pięści ze
złości i najwyraźniej walcząc z ochotą, by zabić Pottera
gołymi rękoma. Draco chwilę wahał się pomiędzy powstrzymaniem
przyjaciela przed zadaniem kolejnego ciosu a zostaniem przy
Hermionie, która sparaliżowana grozą patrzyła to na Blaisa to na
Harre'go i nie mogła nawet wydobyć z siebie słowa. Na szczęście,
Ślizgon nie zdążył drugi raz zaatakować, bo do sali wszedł
Snape, a za nim SilverSpell niosąca jakieś fiolki i McGonagall. Jednocześnie z gabinetu
po drugiej stronie wyszła pielęgniarka najwyraźniej zwabiona
hałasem.
–
Co tu się
dzieje? – syknął Snape, patrząc na Pottera rozłożonego u stóp
Zabiniego.
–
Wyrzucam
śmieci – odpowiedział Diabeł butnie. Draco ledwo powstrzymał
się od parsknięcia śmiechem. Był w tej chwili pełen podziwu dla
swojego kumpla.
–
Zabini,
to nie jest miejsce na tego typu rozrywki – warknął Severus, ale
chyba i on był zadowolony z elokwencji podopiecznego.
–
Dosyć!
Panna Weasley potrzebuje ciszy i spokoju! Wszyscy wyjść! –
oznajmiła im McGonagall.
–
Ale to
moja siostra! – zaprotestował Ron.
–
Nie ma
czasu na dyskusję, trzeba jej podać eliksiry! – zarządziła
Maura, rozsuwając parawan i pochylając się nad chorą. Hermiona
zakryła usta dłonią i podeszła bliżej. Ginny wyglądała
okropnie. Była cała sina, a jej usta były praktycznie fioletowe.
Draco z bólem patrzył na jej rozpacz spowodowaną stanem
przyjaciółki. Harry podniósł się już z ziemi i ocierał
właśnie krew z rozbitej wargi, a Ron był tak samo załamany
widokiem siostry, co brązowowłosa. Smok nagle poczuł czyjąś dłoń
na swoim ramieniu.
–
Zostań z
nią dzisiaj. Będzie obwiniała się, że tego nie przewidziała,
przecież ją znasz... – wyszeptał Diabeł, tak by tylko on mógł
usłyszeć. Malfoy niepewnie spojrzał na dziewczynę. Nie wiedział,
czy będzie chciała by z nią został, ale jeśli tak, to zrobi
wszystko, co w jego mocy, by ją choć trochę pocieszyć. Snape i
SilverSpell szeptem kłócili się o coś tuż nad Ginevrą, a jedno
drugiemu próbowało wyrwać jakieś mikstury. Chyba sprzeczali się
o to
w jakiej kolejności najlepiej podać eliksiry.
w jakiej kolejności najlepiej podać eliksiry.
–
Ta noc
będzie decydująca... jeśli lekarstwa się przyjmą, panna Weasley
wyzdrowieje – poinformowała wszystkich pani Pomfrey.
–
A
jeśli... nie? – wyjąkał przerażony Ron. Pielęgniarka
popatrzyła na niego smutno i rozłożyła ręce w bezradnym
geście. Hermiona znów się rozpłakała. Nie mogła sobie nawet
wyobrazić swojego świata bez Gin...
–
Dobrze.
Ty, Weasley, zostań. Pan Zabini też zostanie, bo musi wypić kilka
eliksirów. Kąpiel w jeziorze o tej porze roku nie jest najzdrowsza.
Potter, Malfoy i Granger, wy wracajcie do siebie i bardzo proszę
nikogo nie informować o tym, co się stało! Jeśli ktoś będzie
pytał o pannę Weasley, macie mówić, że miała drobny wypadek na
treningu Quidditcha. Czy to jasne? - Cała trójka kiwnęła
posłusznie głowami, po czym niemrawo skierowali się w stronę
wyjścia.
Harry, nie
odzywając się do nich, ruszył szybko przed siebie. Hermiona
wiedziała, że jej przyjaciela najpewniej zżera poczucie winy. Nie
miała jednak siły teraz o tym myśleć, bowiem jej wszystkie myśli
koncentrowały się na Ginny. Nie mogła w prost uwierzyć, że to
wszystko naprawdę się działo. Szła tak i wciąż cicho płakała,
nawet nie patrząc przed siebie.
–
Uważaj,
ściana! – krzyknął Malfoy i w ostatniej chwili powstrzymał ją
przed rozkwaszeniem sobie nosa na murze. Dziewczyna była tak
podłamana, że nawet nie zauważyła, że chłopak wciąż obok niej
idzie.
–
Przepraszam,
nie potrafię się opanować – jęknęła ocierając łzy.
–
W
porządku, odprowadzę cię – zaproponował blondyn, szczęśliwy,
że ma taką możliwość. Objął ją ramieniem i starał się
wmówić sobie, że to z jego strony tylko przyjacielski gest.
Cieszył się, że Hermiona nie protestowała. Podeszli już pod
portret La Voisin. Draco właśnie myślał w jaki sposób
zaproponować jej swoje towarzystwo, gdy portret Grubej Damy odchylił
się i wyszły przez niego Lav i Parvati wyraźnie czymś ubawione.
Jednak na widok Hermiony i Malfoy'a, mina Brown natychmiast
spoważniała.
–
Hej.
Stało się coś? – spytała Parvati widząc zapłakaną twarz
Miony. Brązowowłosa potrząsnęła głową, nie potrafiąc nawet
odpowiedzieć.
–
Taa,
właśnie dostała ochrzan od McGonagall za ostatni esej. Słabo jej
poszedł i trochę się bidulka załamała – skłamał na
poczekaniu Smok. Lavander i Parvati wytrzeszczyły oczy w zdumieniu.
Granger i zła ocena z Transmutacji? Niemożliwe! Hermiona spojrzała
na chłopaka z lekkim wyrzutem, po czym podała hasło ciekawskiej La
Vosin, która już miała zadać szereg wścibskich pytań. Portret
niechętnie otworzył się i Draco praktycznie wepchnął Herm do
środka, wchodząc zaraz za nią, gdyż nie miał najmniejszej ochoty
zostać na korytarzu w towarzystwie tych dwóch idiotek...
Hermiona
westchnęła ciężko siadając na kanapie i chowając twarz w
dłoniach. Miała wrażenie, że ktoś przywiązał pięciotonowy
kamień do jej serca. Nie potrafiła tego wszystkiego ogarnąć
myślami. Przecież Ginny była dziś taka szczęśliwa. W bibliotece
powiedziała jej, że wieczorem ma randkę z Harrym. Wszystko już
miało być dobrze!
–
Potrzeba
ci czegoś? – spytał ją Malfoy, siadając obok.
–
Nie,
dzięki, i tak już dużo dla mnie zrobiłeś – odpowiedziała
zgodnie z tym co czuła.
–
Wiem, że
się przejmujesz i że wszystko co powiem wyda ci się tylko pustym
frazesem, ale płacz nic nie da... A ona wyzdrowieje, zobaczysz. –
Miał nadzieję, że jego słowa wydają jej się szczere.
–
Nie
wiedziałam, że jesteś taki elokwentny, Malfoy – zażartowała, a
jej kąciki ust drgnęły w lekkim uśmiechu.
–
Jeszcze
wielu rzeczy nie wiesz, Granger – zripostował i sam się
uśmiechnął.
–
Odkupię
ci ją – Hermiona wskazała na jego koszulę, która cała była w
śladach jej tuszu do rzęs.
–
Nie ma o
czym mówić. Powinnaś coś zjeść, nie było cię na kolacji –
zarządził Draco.
–
Nie mam
apetytu, wykąpię się tylko i położę – westchnęła Herm,
wstając z kanapy.
–
To idź
do łazienki, a ja pójdę po kolację.
–
Nie
musisz, naprawdę...
–
Daruj
sobie Granger, ja i tak zawsze wszystko wiem lepiej. – Draco posłał
jej swój firmowy uśmieszek, po czym, nie czekając na jej
odpowiedź, wyszedł.
Wzięła gorący
prysznic i przebrała się w wygodne spodnie i jedną ze swoich
ulubionych koszulek. Włosy wysuszyła za pomocą różdżki i
związała je w luźny kok. Spojrzała w lustro, karcąc przy tym
samą siebie, że przejmuje się tym, jak będzie wyglądała przed
Malfoyem... Usiadła na łóżku, chcąc spróbować poczytać, ale
nie dała rady. Ginny. Jak to mogło się stać? Wciąż nie mogła
uwierzyć. Nagle usłyszała jakieś rozbawione głosy po drugiej
stronie portretu. Zaintrygowana postanowiła sprawdzić co to jest.
Szczęka niemal opadła jej z wrażenia, gdy na korytarzu zastała
Malfoy'a. Chłopak również zdążył się przebrać. Miał teraz na
sobie biały podkoszulek i rozpiętą ciemnozieloną bluzę, a w
rękach trzymał dużą tacę wypchaną jedzeniem i, jak gdyby nigdy
nic, gawędził sobie wesoło z wyraźnie zadowoloną La Voisin...
Znaczy, zadowolona była ona do momentu, gdy Hermiona nie odepchnęła
portretu, by otworzyć przejście.
–
Wybacz,
Cathy, pogadamy innym razem – zawołał do malowidła Draco, po
czym wpakował się do pokoju Hermiony z całym tym prowiantem.
–
Flirtujesz
nawet z portretem? – zakpiła z niego.
–
A co,
boisz się, że będę w stanie tak zbajerować to malowidło, że
będzie mi podawało hasła do twojego dormitorium?
–
Chyba
będę musiała prosić McGonagall o zmianę strażnika.
–
Niech
sama McŚwiętaStrażniczkaMoralności stanie przy wejściu do
twojego pokoju, wtedy na pewno nikt tu nie przyjdzie – zaśmiał
się blondyn.
–
Zaprosiłeś
na kolację pół szkoły, że tyle tego przyniosłeś? –
zażartowała Hermiona patrząc na pełny talerz kanapek, drugi z
ciastkami, misę owoców, butle soku z dyni i dwa kubki gorącej
czekolady.
–
Nie
gadaj, Granger, tylko siadaj i jedz. I nie, nie chcę nic słyszeć,
że nie masz apetytu czy coś w tym stylu. - Draco postawił tacę na
stoliku i usiadł wygodnie na kanapie. Hermiona uśmiechnęła się
delikatnie i również usiadła. Mimo wszystko była wściekle
głodna. Kanapki i ciastka były naprawdę pyszne, dokładnie takie,
jakie lubiła, a kubek gorącej czekolady był tym, o czym
najbardziej w tej chwili marzyła. Mogłaby się założyć, że
Malfoy praktycznie wyczytał to pragnienie w jej myślach.
–
Lepiej ci
trochę? – zapytał Ślizgon, opierając się wygodnie, gdy
skończyli jeść kolację.
–
Tak, choć
ciągle się zastanawiam, jak to mogło się stać... Rozmawiałam z
nią dziś dwa razy, jak mogłam nic nie zauważyć? – westchnęła
smutno. Draco, który już dokładnie wiedział, co takiego się
stało, że Ginny próbowała się utopić, postanowił nic nie mówić
Hermionie. Powinna to usłyszeć od Pottera, a nie od niego... Jemu
samemu było w to ciężko uwierzyć i wątpił, by i ona uwierzyła,
gdyby jej to opowiedział. Gryfonka napiła się swojej gorącej
czekolady i od razu poczuła się lepiej. Miło było tak posiedzieć
przed kominkiem, z przystojnym facetem i tym pysznym napojem. Wzięła
drugi łyk i na sekundę przymknęła oczy, pozwalając sobie na
krótką chwilę relaksu. Po minucie ledwo poczuła, jak ktoś
wyjmuje jej kubek z dłoni, a po dwóch już spała. Draco spojrzał
na jej pogrążoną w śnie twarz i uśmiechnął się lekko sam do
siebie. Mógłby tak patrzeć na nią do jutra, ale, niestety, teraz
nie będzie mu to dane. Najdelikatniej jak potrafił, wziął
dziewczynę na ręce, by przenieść ją do łóżka. Hermiona
nieświadomie przez sen chwyciła się jego rozpiętej bluzy, łapiąc
ją mocno, jakby ta miała dać jej ochronę. Malfoy ułożył
brązowowłosą delikatnie na jej posłaniu. Dziewczyna nie puściła
jego ubrania, więc ostrożnie zdjął z siebie bluzę. Znów
uśmiechnął się lekko, widząc jak ona wtula się w nią jak małe
dziecko w ulubionego misia. Nakrył ją kołdrą i odgarnął kilka
niesfornych loczków z jej ślicznej twarzy. Żałował bardzo, że
nie może położyć się obok niej i patrzeć na nią przez całą
noc. Niestety, ktoś inny go teraz potrzebował... Pochylił się i
złożył na policzku dziewczyny delikatnego buziaka. Miał nadzieję,
że będzie jej się dobrze spało, bez płaczu i koszmarów.
Nagle rozległo się ciche pukanie do jej dormitorium. Dochodziło,
jak przypuszczał od strony salonu Gryffindoru. Szybko podszedł do
drzwi obawiając się, że jeśli ktoś mocniej zapuka, to Miona może
się obudzić. Ron Weasley rozchylił usta w zdziwieniu, gdy
spostrzegł kto otworzył mu drzwi.
–
Jest
Herm? – mruknął cicho, walcząc z falą niechęci, jaka go
ogarnęła.
–
Właśnie
zasnęła – odburknął Draco nieuprzejmie.
–
Możesz
ją obudzić? Chciałbym jej powiedzieć, co u Ginny. – Ron miał
ochotę odepchnąć Malfoy'a i wpakować się do pokoju Hermiony, ale
nie chciał teraz wszczynać kolejnej kłótni albo, co gorsza,
bójki.
–
Właśnie
wypiła eliksir nasenny, nie sądzę, by tak łatwo szło ją
dobudzić, ale jeśli chcesz to spróbuj. – Ślizgon szerzej
otworzył drzwi by przepuścić rudego.
–
Ty jej go
podałeś?
–
Tak.
Bardzo to przeżywała, więc lepiej, że szybko zasnęła... –
Draco nie chciał tłumaczyć się przed Gryfonem. Dał jej ten
eliksir, bo martwił się o nią. Chciał, by spokojnie przespała tę
noc, bez płaczu i obwinianiu się o to co się stało.
–
Dobrze
zrobiłeś. Dzięki – wyjąkał Ron, zawstydzając się lekko. I on
wolał, by Hermiona spokojnie spała zamiast rozpaczać.
–
Nie ma za
co, nie zrobiłem tego dla ciebie – odpowiedział niechętnie
blondyn.
–
Mimo to
dzięki. – Ron odwrócił się plecami z zamiarem odejścia.
–
Weasley,
co z twoją siostrą? – zapytał Malfoy.
–
Wyzdrowieje.
– Rudy nawet nie odwrócił się, udzielając tej odpowiedzi. Draco
westchnął ciężko i zamknął za nim drzwi. Hermiona ciągle
spała, zupełnie nieświadoma tej rozmowy. Smok znów się na nią
zapatrzył. Naprawdę wolałby móc z nią dziś zostać, ale Pansy
była w bardzo złym stanie i wiedział, że go teraz potrzebuje. On
wiele razy mógł liczyć na jej wsparcie w trudnych chwilach... Nie
mógł jej tak zostawić.
***
Hermiona
siedziała na lekcji Transmutacji i nerwowo co chwila spoglądała na
zegarek. Lekcja zaczęła się dopiero kilka minut temu, ale ciągle
nie było Malfoy'a
i obawiała się, że mogło się coś stać... A co, jeśli Diabłowi się pogorszyło? Istniało przecież ryzyko, że mógł złapać jakieś zapalenie płuc w tym jeziorze. Próbowała się uspokoić, przypominając sobie, że gdy rano wpadła do szpitala, Blaise miał się doskonale i tryskał swoim optymistycznym humorem. Ginny ciągle była nieprzytomna, ale jej stan znacznie się polepszał i nie była już taka sina.
i obawiała się, że mogło się coś stać... A co, jeśli Diabłowi się pogorszyło? Istniało przecież ryzyko, że mógł złapać jakieś zapalenie płuc w tym jeziorze. Próbowała się uspokoić, przypominając sobie, że gdy rano wpadła do szpitala, Blaise miał się doskonale i tryskał swoim optymistycznym humorem. Ginny ciągle była nieprzytomna, ale jej stan znacznie się polepszał i nie była już taka sina.
McGonagall
mówiła coś o Transmutacji przedmiotów w ciecze i gazy, ale Herm
nie mogła się na tym skoncentrować. Chciałaby już móc usłyszeć
dzwonek i pognać do Skrzydła Szpitalnego. Siedzący tuż obok niej
Harry również nie miał najlepszego humoru, a poczucie winy wręcz
zżerało go od środka. Jako że nie było Rona, który wciąż
czuwał przy siostrze, Potter zapytał ją, czy może usiąść dziś
na miejscu Zabiniego. Zgodziła się, doskonale wiedząc, że Harry
też potrzebuje teraz wsparcia...
Odwróciła się
gwałtownie, słysząc, jak otwierają się drzwi sali. Odetchnęła
z ulgą widząc, że wchodzi przez nie Draco, ale zdziwiła się gdy
tuż za nim weszła zapłakana Parkinson.
–
Dzień
dobry pani profesor, przepraszamy za spóźnienie, ale Pansy źle się
poczuła – wyjaśnił szybko Ślizgon.
–
W
porządku. Zajmijcie miejsca – nakazała Minerwa, kreśląc jakieś
skomplikowane wykresy na tablicy. Pansy usiadła na swoim miejscu, a
Draco bez zbędnej zwłoki usiadł po drugiej stronie Hermiony.
–
Wszystko
ok? – szepnęła do niego Gryfonka. Nie widziała się z nim od
wczoraj, od kiedy to podstępem podał jej eliksir słodkiego snu.
Wiedziała, że to zrobił, mimo że Malfoy usunął wszelkie ślady
zbrodni... Ale mimo wszystko, miło było pomyśleć, że on w jakiś
sposób się o nią troszczy... i obudzić z jego bluzą w
ramionach... tak ładnie pachniała. Draco pośpiesznie kiwnął
głową i przysunął sobie jej pergamin, by spisać temat lekcji
i część notatek, które zdążyła już zrobić. Drzwi ponownie się otworzyły i stanęła w nich jakaś Krukonka z trzeciej klasy.
i część notatek, które zdążyła już zrobić. Drzwi ponownie się otworzyły i stanęła w nich jakaś Krukonka z trzeciej klasy.
–
Dzień
dobry, pani profesor, dyrektor prosił bym pani przekazała, że są
już rodzice panny Weasley. - McGonagall szybko porzuciła kredę,
którą bazgrała po tablicy i w kilku słowach oraz złowrogich
spojrzeniach nakazała im absolutną ciszę, po czym wyszła szybko z
sali.
–
Z Diabłem
wszystko w porządku? – zapytała od razu Hermiona.
–
Tak, w
jak najlepszym, ale dopiero jutro wyjdzie ze Skrzydła.
–
To czemu
Pansy płakała? – Gryfonka odwróciła się w stronę Parkinson,
która wyglądała, jakby spotkało ją coś naprawdę przykrego
(przyp. aut. Jak Polska nastolatka, której zabrakło biletów na
koncert Justina Biebera :D).
–
To Potter
ci jeszcze nie powiedział? – zapytał blondyn, przechylając się
na krześle
i patrząc na Wybrańca z rozbawieniem. Harry zwiesił głowę, wyraźnie podłamany.
i patrząc na Wybrańca z rozbawieniem. Harry zwiesił głowę, wyraźnie podłamany.
–
O czym
miał mi powiedzieć? – dopytywała Hermiona, świdrując wzrokiem
czarnowłosego przyjaciela.
–
Miona,
ja... ja nie chciałem... to samo tak...
–
Samo tak,
Potter? Wiele rzeczy robi się samo, ale na pewno nie to – kpił z
niego Smok.
–
Powiecie
mi wreszcie, o co chodzi? – denerwowała się dziewczyna.
–
No bo ja
szukałem cię wczoraj u Ślizgonów... chciałem pogadać o Ginny...
o tym, że chcemy wrócić do siebie – widać było, że ciężko
mu o tym opowiadać – ale Ciebie nie było u nich... no, a ja
spotkałem Pansy...
–
Harry, co
ty próbujesz mi powiedzieć?
–
On
próbuje ci powiedzieć, że bzykał się z Parkinson w pustej klasie
niedaleko biblioteki, a Wiewiórka ich na tym przyłapała –
odpowiedział Malfoy, wyraźnie zniecierpliwiony
i zirytowany dukaniem Pottera.
i zirytowany dukaniem Pottera.
–
O nie! –
jęknęła Hermiona, zakrywając sobie usta. Była naprawdę
wstrząśnięta. Harry zaczerwienił się jak dorodny pomidor i
wpatrywał się w swoje mocno zaciśnięte dłonie.
–
Jak
mogłeś, Harry?! Przecież dałeś jej nadzieję, że się
pogodzicie! – spojrzała na niego z wyrzutem.
–
Nie wiem
jak to się stało Herm... to była chwila... impuls... Nie sądziłem,
że Ginny może to zobaczyć...
–
Zachowałeś
się okropnie! Niech no tylko Ron się o tym dowie!
–
Nie mów
mu, błagam! I tak czuje się jak skończona świnia! Jeśli jeszcze
on mnie znienawidzi... – Harry był zrozpaczony.
–
Potter,
Potter, jak zwykle dałeś dupy na całej linii, Wybrańcze – kpił
z niego blondyn.
–
A co
miałem zrobić? Chciałem za nią pobiec, ale i tak by mnie nie
posłuchała... nie sądziłem... Co ty byś zrobił na moim
miejscu?! Jakby na przykład Ron was przyłapał?! – Harry wskazał
na niego i Hermionę. Gryfonka od razu zaczerwieniła się wściekle,
ale Smok nie wyglądał na zbitego z tropu.
–
Trzy
sprawy, Potter – wycedził Draco przez zaciśnięte zęby. – Po
pierwsze, nigdy nie obiecuję czegoś jednej dziewczynie, by zaraz
potem iść do łóżka z drugą, wbrew pozorom mam coś takiego, jak
honor i zasady. Po drugie, jeśli już uprawialibyśmy seks w jakiejś
pustej, zapyziałej sali, to bylibyśmy na tyle inteligentni, by
rzucić zaklęcie zamykające na drzwi. Wiedziałeś o tym, że
jesteś czarodziejem, ptasi móżdżku? I po trzecie, gdyby Łasic
przyłapał mnie z Granger na czymkolwiek, to na pewno by nie uciekł,
żeby się utopić. Wyjąłby różdżkę i przeklął nas czymś
paskudnym albo pozabijał... Więc chyba masz nawet trochę
szczęścia, że siostra Weasley'a jest nieco wrażliwsza.
–
Co racja,
to racja – przyznała Hermiona, by już po sekundzie żałować, że
w ogóle się odezwała.
–
Mówiłam
o tym zaklęciu zamykającym – wyjaśniła szybko, nie chcąc, by
Malfoy ją posądził, że myśli o tym, by uprawiać z nim seks
gdziekolwiek i kiedykolwiek! Niestety, musieli zakończyć
konwersację, ponieważ McNerwowaMinerwa wróciła już do sali, by
kontynuować lekcję.
Hermiona
odetchnęła ze szczerą ulgą, gdy usłyszała dzwonek. Miała w
planach jak najszybciej odnieść swoje rzeczy do dormitorium, a
potem od razu pójść odwiedzić Ginny i Diabła. Właśnie miała
zapytać Draco, czy też tam idzie, gdy za drzwiami sali do
Transmutacji zobaczyła coś dziwnego. Astoria Greengrass, równie
zapłakana co Parkinson, stała i patrzyła prosto na nią ze szczerą
nienawiścią. Herm, lekko zdezorientowana, spojrzała na Malfoya. Po
jego wyraźnie zaciśniętej szczęce wywnioskowała, że chłopak
szczerze się zirytował widokiem swojej dziewczyny.
–
Czego tu,
Greengrass? – warknął nieuprzejmie.
–
Draco...
Draco... – zapłakała Ślizgonka, podchodząc do blondyna i
usiłując mu się rzucić na szyję. Malfoy niezbyt delikatnie
złapał jej nadgarstki, powstrzymując ten atak uczuć.
–
Nie
możesz mnie zostawić, nie tak po prostu, a już na pewno nie dla
innej... nie dla niej! – łkała Astoria. Hermiona ze zdziwienia
otwarła usta. Czyżby Smok zerwał z tym wymalowanym czupiradłem?
Sama musiała przyznać, że byłaby to najlepsza wiadomość tego
dnia...
–
Nie
zostawiam cię dla innej, Greengrass, tylko dlatego, że jesteś
beznadziejna. Daj mi spokój, powiedziałem ci już wczoraj, że to
definitywny koniec! – Draco był zły, że dziewczyna robi mu
obciach przy prawie całej klasie.
–
Ale
skarbie... kochanie... proszę... przecież ja zrobię wszystko... ja
się zmienię... tylko powiedz.
–
Dość
tego. Nie chce mi się z tobą gadać. Masz dać mi spokój, jasne? –
prawie krzyknął blondyn. Astoria zdaje się chciała jeszcze coś
powiedzieć, ale uwagę Malfoy'a przykuło właśnie coś innego... i
praktycznie w ostatniej chwili doskoczył do dziewczyny, która
nieprzytomna osuwała się na ziemię...
Pochłaniam i jest jak zawsze idealnie <3
OdpowiedzUsuńNie chce mi się z Tobą gadać i ta wizja Dracona-Lindy :D
OdpowiedzUsuńChyba przez chwilę żal mi Astorii, nikt nie zasługuje na to aby w taki sposób zostać wykorzystanym. Wiem, że Draco zrobił to pod wpływem chwili, żeby pokazać, że kompletnie ten pocałunek z Hermioną nic dla niego nie znaczył, nie mniej jednak jest to dość przykre, że Astoria w taki sposób została wykorzystana. Z jednej strony tak, ale z drugiej myślę sobie, że zasługuje na to po tym co zrobiła Hermionie ze zdjęciem, też nikt nie zasługuje na takie upokorzenie. Więc mam bardzo mieszane uczucia do niej. Na pewno jest beznadziejnie zakochana, nie wiem jak ja bym postąpiła, ale jednak chciałabym zachować godnośc, dumę i jakbym widziała, że nic z tego raczej bym nie nalegała i się nie naprzykrzała. Można walczyć, ale chyba bez przesy.
OdpowiedzUsuńZa to Harry, to jakiś dramat totalny jest. Nie wiem co ten chłopak ma z głową. Odreagowanie i używanie po wojnie spoko, ale wtedy niech nie robi nadziei Ginny. Wielce ją kocha, jest zazdrosny, ale lata bzykać się po kątach z kim popadnie (Bez obrazy Pansy, po prostu jakby nigdy nie pałaliście do siebie sympatią). Pieprzony pies ogrodnika, jakbym go dostała w swoje łapki to by się pozbył zapewne bardzo ważnej dla siebie części ciała, gnojek paskudny.