Rozdział dwudziesty
Hermiona szybko podbiegła, by pomóc blondynowi ułożyć nieprzytomną dziewczynę na ziemi.
– Pansy! Pansy, ocknij się! – krzyczał Draco, niezbyt delikatnie klepiąc Ślizgonkę po twarzy.
– Hej, wy! Wynoście się, ale już! Tu nie ma nic do oglądania! – zawołała prefekt naczelna, gromiąc zgromadzonych gapiów swym zimnym wzrokiem, a jako że przysługiwało jej prawo do odejmowania punktów i rozdawania szlabanów, wszyscy szybko skorzystali z jej rady i się ulotnili.
– Trzeba ją zanieść do Skrzydła Szpitalnego – stwierdziła Miona. Draco już miał ponownie podnieść Pansy, gdy ta lekko otworzyła oczy.
– Nie... Nie do Skrzydła... – wyszeptała słabym głosem. Hermiona od razu zrozumiała, dlaczego Parkinson nie chce pomocy szkolnej pielęgniarki... W Skrzydle przecież wciąż była Ginny i najwyraźniej Ślizgonka obawiała się konfrontacji z nią.
– Musisz tam iść. Całą noc nie spałaś i od wczoraj nic nie jadłaś ani nawet nie piłaś. Musisz dać sobie pomóc – nalegał Draco, pomagając przyjaciółce podnieść się do pozycji siedzącej. Hermiona, słysząc te rewelacje, szybko wyczarowała szklankę wody i podała ją czarnowłosej. Pansy podziękowała skinieniem głowy.
– Może zaprowadzimy ją do mojego pokoju? Porządny posiłek i trochę eliksiru energii na pewno dobrze jej zrobią – zaproponowała Gryfonka. Draco spojrzał na nią z nieukrywaną wdzięcznością. Naprawdę nie miał ochoty dźwigać jej aż do lochów, a tak się składało, że pokój Granger był tylko piętro niżej.
Hermiona podała Pansy eliksir energii, a Malfoy postanowił przynieść jej coś do jedzenia. Ślizgonka powoli dochodziła do siebie.
– Pewnie myślisz o mnie jak najgorzej – westchnęła smutno Parkinson, leżąc na kanapie w pokoju Herm. Były same, gdyż Draco nie wrócił jeszcze z kuchni.
– Niby dlaczego bym miała tak myśleć? Ty i Harry jesteście dorośli... Nie mnie oceniać wasze postępowanie – odpowiedziała dyplomatycznie.
– Ja nie sądziłam, że to się tak skończy... Naprawdę. Myślałam, że on jest sam, że nic ich już nie łączy... – tłumaczyła się Pansy.
– To Harry zawalił... Obiecał coś Ginny... Zresztą nieważne, co się stało, to się nie odstanie, nie możesz się tym zadręczać i doprowadzać do takiego stanu. – Mimo wszystko Hermionie było szczerze żal dziewczyny. Nigdy specjalnie za sobą nie przepadały, ale patrzenie na to, jak Pansy się teraz zadręcza, nie było najprzyjemniejsze.
– Dzięki, Granger, nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale jesteś naprawdę w porządku... – Parkinson uśmiechnęła się lekko. – Smok ma dużo szczęścia, ale zasłużył na to... To wspaniały facet – wyszeptała Ślizgonka. Hermiona spojrzała na nią i zamrugała zdziwiona. Czyżby Pansy znów coś jej sugerowała? Niestety, nie zdążyła o to zapytać, gdyż wrócił już blondyn z ciepłym obiadem dla wszystkich. Zjedli wspólnie, starając się jakoś poprawić humor i samopoczucie Pans i gdy dwójka uczniów Slytherinu opuszczała jej pokój, Herm sama przed sobą musiała przyznać, że Ślizgoni wcale nie są tacy źli.
***
Pierwsza wizyta u Ginny była dość ciężkim przeżyciem. Ruda płakała, a Hermiona razem z nią, nie wiedząc, jak pomóc przyjaciółce w tym cierpieniu. Ginny obwiniała się
o to, że ten wyskok sprawił wiele bólu jej rodzinie i przyjaciołom, a ona tak naprawdę wcale nie miała zamiaru się zabić. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Postępowanie Harry'ego bardzo ją zraniło, nie przemyślała tego, tylko zareagowała impulsywnie, czego teraz bardzo żałowała. Herm, wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego, zastanawiała się, do czego jeszcze może doprowadzić działanie ludzi pod wpływem impulsu...?
Następne odwiedziny były już lepsze. Ruda czuła się całkiem dobrze, a obecność Diabła w Skrzydle Szpitalnym wyraźnie jej służyła. Brunet nabawił się w jeziorze jakiejś paskudnej infekcji ucha, więc musiał jeszcze na trochę zostać w łóżku, co najwyraźniej mu nie przeszkadzało, bo i on miał bardzo dobry humor, gdy Smok i Miona go odwiedzali. Harry nie miał odwagi spojrzeć Gin w oczy, a Ron przychodził do niej tylko gdy Malfoya nie było akurat u Diabła. O incydencie z Pansy wiedzieli jedynie zainteresowani i Ginny oraz Hermiona i Draco. Wspólnie ustalili, że nie powiedzą nic Zabiniemu, jako że nie chcieli, by ten miał jakieś pretensje do Pansy, albo jeszcze bardziej wkurzył się na Pottera. Ruda nie chciała słyszeć słowa na temat Wybrańca, jakby postanawiając wykreślić go ze swego życia, ale nie miała pretensji do Parkinson. Przyjęła nawet kartkę z przeprosinami
i życzeniami powrotu do zdrowia, którą przyniosła jej Ślizgonka.
Gdy piątego dnia po próbie samobójczej Ginevry Hermiona poszła po lekcjach do Skrzydła Szpitalnego, zastała rudowłosą w stanie przedagonalnym. Zabini, najwyraźniej zadowolony z siebie, leżał w swoim łóżku i rozśmieszał Ginny do granic rozsądku.
– Błagam! Ja chcę stąd wyjść! Nie wytrzymam z nim! – zaśmiewała się Weasleyówna.
– Co tam, Diabełku, czym tak rozśmieszasz naszą wiewiórkę? – dopytywała Miona, uradowana, że jej przyjaciółka ma się o wiele lepiej.
– Na pewno opowiada jej ten swój sen erotyczny. Znów śnił Ci się Hagrid pod prysznicem, świntuchu? – zakpił Malfoy, który również właśnie zjawił się w Skrzydle Szpitalnym, by odwiedzić kumpla.
– Odezwał się Smok–Zbok – odparował Blaise z szerokim uśmiechem.
– Nie rozśmieszajcie mnie już! Bo mi żebra popękają! – prosiła Gin, zalewając się łzami. Hermiona spojrzała na nią z ciepłym uśmiechem. Nie sądziła, że dojdzie ona tak szybko do siebie. Diabłu należał się złoty medal za to, czego dokonał.
– Ja nie wiem, z czego ty się tak chichrasz, Weasley. Mówię ci serio, że widziałem, jak Filch pod szatą miał różowe pantalony! Na pewno chciał się spodobać McDawnoNieZaliczonej! - Hermiona i Draco też musieli się zaśmiać. Blaise naprawdę miał szalone pomysły!
– I to niby ja jestem zbok, a to on zagląda pod szaty staremu charłakowi! – oburzył się żartobliwie Draco, przysuwając Herm krzesło, a samemu wybierając miejsce na łóżku Zabiniego.
– Taaa, a kto mówił, że widział, jak Trelawney czytała magiczną kamasutrę? – dogadywał Diabeł.
– Bo serio to widziałem! Miała ją ukrytą w egzemplarzu Historii Hogwartu! – Ginny znów wybuchła niepohamowanym śmiechem.
– Hej, Herm, czy to nie jest przypadkiem twoja ulubiona książka? – nabijała się
z przyjaciółki.
– Jesteście niereformowalni – stwierdziła rozbawiona Miona.
– My po prostu komentujemy otaczającą nas rzeczywistość. Na przykład to, jak Snape... – Blaise niestety nie mógł w tej chwili dokończyć opowieści, ponieważ pani Pomfrey przyszła podać mu lekarstwo.
– Ummm, pyszności! Nie ma pani więcej tych rarytasów? – zapytał pielęgniarki po przełknięciu jakiegoś naprawdę paskudnie wyglądającego i pachnącego eliksiru. Widać jednak było, że Poppy również uległa już czarowi Ślizgona, bo w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się do niego uprzejmie.
– Hehe, on jest niemożliwy! Dziś rano zapytał ją, czy może wylizać fiolkę do czysta – opowiedziała im Ginny, gdy pielęgniarka wróciła już do swojego gabinetu.
– Naprawdę jesteś niemożliwy! – zaśmiała się brązowowłosa, pełna podziwu dla optymizmu życiowego tego chłopaka.
– Oto ja. Blaise vel Diabeł Zabini, miło mi, że mogę ci się objawić w pełnej krasie Hermiono Mal... na razie jeszcze Granger! – zaśmiał się brunet. Gryfonka natychmiast zgromiła go wzrokiem i jedynie Gin znalazła coś śmiesznego w tym jego zamierzonym przejęzyczeniu.
– Dobra, lepiej kontynuuj to, co wcześniej mówiłeś – pouczył go Smok.
– Aa tak. Zebraliśmy się tu wszyscy by połączyć tę dwójkę słodziaków świętym węzłem małżeńskim. Czy ty, Hermisiu, chciałabyś może zreformować tego tu oto oszołoma... – Blaise naprawdę świetnie udawał głoś jakiegoś podstarzałego pastora.
– Zabini! – krzyknął ostrzegawczo Draco.
– Diable! – warknęła na niego Hermiona. I znów tylko Ginevra znalazła powód do śmiechu w całej tej sytuacji.
– No co mi się dziwicie? Nie mam rodzeństwa, więc nie będę miał okazji zostać wujkiem. Wasze dzieci będę kochał jak własne – żartował sobie Diabeł.
– Bo twoje własne pewnie będą sąsiada albo ogrodnika – dociął mu blondyn z cynicznym uśmiechem.
– Nie wyobrażam sobie dziecka z twoimi genami, to może być groźne dla ludzkości. – Hermiona również postanowiła nieco dopiec Zabiniemu.
– Ożeń się z Wiewiórką, ona ma dużą rodzinę, więc zostaniesz wujkiem dla wielu uroczych rudzielców. – Draco świetnie się bawił złością swojego przyjaciela, który
z głównego prześmiewcy stał się nagle obiektem żartów. Niestety, nie dane było im długo jeszcze pożartować, bo Smok musiał iść na zaplanowany trening qudditcha. W sobotę miał się odbyć trzeci mecz sezonu – Ślizgoni kontra Krukoni i drużyna Malfoya ostro trenowała. Diabeł zaprzysięgał, że mimo swojego przymusowego pobytu w szpitalu na meczu będzie w szczytowej formie, a Ginny była naprawdę zadowolona, ponieważ pielęgniarka obiecała jej, iż wyjdzie przed sobotą i będzie mogła pójść kibicować swoim faworytom.
Gdy w sobotę Hermiona i Ginny wyszły z Wielkiej Sali po śniadaniu, pierwszym, co zauważyły, były Lavender i Parvati szczerzące się do chłopców z drużyny Slytherinu.
– One sobie odmrożą tyłki w tych szmatkach – zaśmiała się Ginny, patrząc na kuse spódnice swoich koleżanek.
– Za to zobacz, jak seksownie wyglądają, większość facetów ślini się na ich widok. – Miona starała się nie okazywać pogardy dla wspomnianych, napalonych samców.
Z niemałą jednak satysfakcją stwierdziła, że ani Draco, ani Blaise nie wyglądali na specjalnie zainteresowanych umizgami Gryfonek. Obaj mieli już na sobie zielone szaty drużyny i trzymali miotły. Wyglądali naprawdę imponująco. Diabeł dostrzegł Herm i Ginny,
i pomachał do nich wesoło. Dziewczyny stwierdziły, że wypada życzyć ich nowym kolegom powodzenia, choć tak po prawdzie wcale nie życzyły im sukcesu... Zwłaszcza Ruda, która wiedziała, że jeśli Slytherin dziś wygra, to Gryffindor spadnie na drugie miejsce w rankingu o Puchar Qudditcha.
– Są i nasze najwierniejsze fanki! – wyszczerzył się Zabini, na co kilka stojących najbliżej dziewczyn zasyczało ze złości.
– Mamy coś dla was, byście nam nie zmarzły, księżniczki – dodał Blaise, odwracając się do Sonny’ego Huma, Ślizgona z czwartej klasy, który nie był w drużynie, ale często pomagał chłopakom nosić ich sprzęt. Sonny podał mu zielony szalik i chorągiewkę
z napisem "Slytherin". Hermiona zaśmiała się, widząc, jak Diabeł opatula smukłą szyję Ginny i wręcza jej chorągiew. Mina jej jednak spoważniała, gdy zobaczyła w rękach Draco taki sam szal. Blondyn, jak gdyby nigdy nic, przełożył szalik w barwach swego domu przez jej głowę, po czym sam go zawiązał.
– Masz, Granger, żebyś nie zdarła sobie gardła, jak będziesz wykrzykiwała moje imię. – Draco uśmiechnął się bardzo pewny siebie.
– Serio myślicie, że pójdziemy tam w szalikach Slytherinu? Przecież nas żywcem zlinczują – zaśmiała się Gin.
– Musicie! Jesteście dziś naszymi specjalnymi maskotkami na szczęście! – zawołał entuzjastycznie Diabeł.
– Czyżbyś grał nieczysto, Zabini? Pamiętaj o zakładzie! – upomniała go Ruda.
– Pamiętam Wiewiórko, jestem przecież poważnym człowiekiem! – oburzył się żartobliwie Blaise.
– Co najwyżej człowiekiem z poważnie uszkodzonym mózgiem – dopiekł mu Draco. – Dobra, drużyna! – zawołał do swoich zawodników – Jazda na boisko! Dajcie z siebie, ile możecie! Jeśli jednak nie będzie to wszystko, na co was stać, to pamiętajcie, czyj gniew was za to spotka!
– Kto dziś wygra?! – krzyknął Blaise.
– Slytherin! – wrzasnął prawie każdy, kto stał w tej chwili przed Wielką Salą.
– No to jeszcze buziaczki i uściski na szczęście – zażądał Diabeł, szczerząc się wesoło do Ginny i Miony.
– Ściskać was będziemy, jeśli wygracie – odpowiedziała mu Ruda z perfidnym uśmieszkiem. Blaise wyglądał na szczerze zawiedzionego tą odpowiedzią. Hermiona spojrzała na Draco. Wyglądał na przekonanego, że odniesie dziś wielki sukces.
– No to powodzenia – powiedziała tak by tylko on mógł usłyszeć. Blondyn uśmiechnął się do niej i zalotnie zmrużył jedno oko. Chwilę później wychodził już na szkolne błonia
w asyście swojej drużyny. Mecz zapowiadał się na naprawdę trudny, jako że dziś rano błonia po raz pierwszy w tym roku zostały przyprószone śniegiem.
***
– Cholera! – klęła Ginny, najwyraźniej niezadowolona, gdy Blaise zdobywał już 110 punkt dla swojej drużyny. Zabini grał dziś jak natchniony, co sprawiało, że wszyscy zawodnicy
w zielonych szatach latali perfekcyjnie i Ślizgoni prowadzili już 170 do 80. Krukoni robili, co mogli, ale wszyscy szczerze musieli przyznać, że dom węża od ostatniego meczu
z Puchonami jeszcze poprawił jakość swojej gry. Byli genialni...
– O co się założyłaś z Diabłem? – dopytywała się Herm, bawiąc się jednocześnie końcówką zielonego szalika. Wciąż była w lekkim szoku, gdy odkryła, że pachniał on perfumami pewnego przystojnego blondyna, który teraz z gracją nurkował za złotą piłeczką. Nie sądziła, że dał jej swój własny szal...
– Zobaczysz. Musi zdobyć jeszcze kilka bramek, bym to ja przegrała ten zakład... – Gin wyglądała na nieźle zdenerwowaną.
– A co, jeśli ty przegrasz?
– Nawet nie chcę o tym myśleć. Daj spokój! On nie może wygrać! – piekliła się Ruda. Hermiona popatrzyła na przeciwległy sektor, w którym siedzieli nauczyciele. Zerkała tam co jakiś czas, by móc patrzeć na Lucjusza Malfoy'a, który znów był obecny na meczu. Widać było, że jest wyraźnie dumny z gry swojego syna. Terry Boot, który nieco trząsł się z zimna, komentując rozgrywkę, zachwalał właśnie wspaniałą formę Zabiniego, na co Ginny zgrzytała zębami. Nagle sektor Ślizgonów ryknął głośno. Hermiona skonsternowana spojrzała na boisko. Z powodu padającego śniegu nie widziała, co dokładnie się dzieje. Zauważyła tylko, że Draco wyciąga rękę. Chwilę później trybuny zupełnie oszalały, gdy szukający Slytherinu uniósł dłoń z złotym zniczem. Ślizgoni znów wygrali... i ku zdziwieniu Miony, najgłośniej cieszyła się z tego Ginny.
– Myślałam, że nie chcesz, by wygrali – przypomniała jej Herm.
– Bo nie chciałam, ale przynajmniej ja wygrałam zakład z Zabinim! Zobaczysz, jaki
w poniedziałek będzie ubaw! – zaśmiała się Gin. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, przekonana, że jeśli Diabeł wymyślił coś do spółki z Wiewiórką, to na pewno nie będzie to nic nudnego. Schodziły z trybun, mając zamiar iść pogratulować chłopakom, ale obie zauważyły, że zaraz obok Draco stoi Lucjusz Malfoy.
– To nie najlepszy pomysł, byśmy tam teraz szły – stwierdziła Herm, powstrzymując Gin. Rudowłosa przyznała jej rację i obie uznały, że lepiej będzie, jeśli pogratulują Ślizgonom po obiedzie. Szybko wróciły do zamku, jako że pogoda była naprawdę paskudna. Ginny poszła przebrać się do swojego dormitorium, a brązowowłosa z przyjemnością weszła do swojego ciepłego pokoiku z płonącym kominkiem. Zdjęła szalik Malfoya z lekkim uśmiechem i położyła go tuż obok jego poskładanej bluzy i wypranej chusteczki
z monogramem. Musi mu to wszystko pooddawać... Nie zdążyła się nad tym dłużej zastanowić, bo ktoś zapukał do drzwi jej pokoju. Lekko zaskoczona podeszła, by otworzyć. Szczerze się zdziwiła, widząc, kto przyszedł ją odwiedzić...
Ogólnie to czytam 6 raz haha! kocham <3
OdpowiedzUsuńOooo poniedziałek, tak tak tak!!! Takiej dawki humoru mi potrzeba ♥️😍
OdpowiedzUsuń