poniedziałek, 3 listopada 2025

"Od pierwszej chwili... - czyli Rozjem oczami Smoka" - ETAP AD.18



Pukanie oderwało ich od siebie, lecz Hermiona nie zdążyła się odsunąć, a Draco wciąż trzymał ręce pod bluzką na jej nagich plecach, gdy drzwi się otworzyły. Obydwoje spojrzeli najpierw na wejście, a zaraz później krótko na siebie, widząc kto wszedł do środka.

- Dzień dobry. Przeszkadzamy? – przywitała się narzeczona Pottera.

Pojawiający się za nią w sali bliznowaty dupek, zatrzymał się w pół kroku, a jego szczęka od razu się zacisnęła. Wielki kosz z owocami, który trzymał w rękach, zatrzeszczał złowieszczo.

Draco nie powstrzymał się przed rzuceniem mu protekcjonalnego spojrzenia. Wiedział, że fakt, że na jego oczach trzymał Hermionę w swoich ramionach, mocno uwierał tego irytującego kretyna. Nie zamierzał jednak się tym przejmować. Miał prawo przytulać do siebie swoją żonę, kiedy tylko zechciał!

Granger jak zwykle była nieco speszona tym, że ktoś przyłapał ich na bliskości, jednak Draco miał prawie pewność, że jakby mniej jej to przeszkadzało, gdy to ta cała Gina... Ginny Weasley na nich patrzyła. Nie żeby zamierzał narzekać. Jak dla niego całe te odwiedziny w ogóle nie powinny mieć miejsca, ale podjął wysiłek, by grać grzecznie - doskonale wiedząc, że Hermiona to doceni... I być może, podziękuje mu za to w jego najbardziej ulubiony sposób.



🐉🐉🐉



Ostatecznie ten poranek można byłoby uznać za całkiem udany, gdyby nie kolejne starcie Pansy i Blaise'a, która miało miejsce po odejściu przyszłych państwa Potterów. Po tym, jak jego przyjaciółka spoliczkowała Zabba, Draco postanowił z nim przeprowadzić prawdziwie męską rozmowę. Ta chora sytuacja pomiędzy nimi, nie mogła trwać dłużej.

Blaise wciąż trzymał się za twarz, jakby niedowierzając temu co się stało. Pansy - choć waleczna, z zasady nie była agresywna. Nic dziwnego, że się tym zdziwił.

- Jak mam ci wyjaśnić, że masz jej dać spokój, stary? To koniec, rozumiesz? Ona nie potrafi nawet na ciebie patrzeć, po tym co się stało... - próbował wytłumaczyć mu spokojnie, trzymając dłoń na jego ramieniu.

- Kurwa! – Blaise ukrył twarz w dłoniach i zrezygnowany opadł na krzesło.

- Pójdę na dół po kawę – Hermiona najwyraźniej uznała, że warto dać im chwile na rozmowę sam na sama, a Draco skinął jej wdzięcznym ruchem głowy i cierpliwie poczekał, aż jego żona zniknie za drzwiami.

- Stary... Musisz odpuścić - Draco usiadł na swoim szpitalnym łóżku, z przygnębieniem patrząc na przyjaciela.

- Nie mogę - Blaise westchnął ciężko. - Pansy jest kobietą mojego życia!

Malfoy przyglądał mu się przez chwilę, próbują określić, czy Zabb naprawdę miał to na myśli.

- Nawet jeśli tak się czujesz, to najwyraźniej ona już nie uważa cię za mężczyznę swojego życia - powiedział mu cicho.

Blaise wydał z siebie dźwięk bardziej przypominający skomlenie.

- Nie ma dnia, bym nie żałował tego, że bardziej jej nie wsparłem wtedy, kiedy...

- Wiem - Draco naprawdę współczuł swoim przyjaciołom tego przez co przeszli, ale niestety było już za późno, by móc coś zmienić.

- Ty postąpiłbyś inaczej, prawda? Gdyby na przykład chodziło o Hermionę...? - Blaise uniósł głowę i spojrzał mu w oczy.

- Tak - odpowiedział bez chwili wahania. Nigdy nie dopuściłby do sytuacji, by kobieta nosząca jego dziecko musiała samodzielnie podejmować takie decyzje jak Pansy.

- Czy to oznacza, że moja miłość do Pansy nie była wystarczająca? - zapytał cicho Zabini.

- Nie wiem - odpowiedział szczerze Draco. - Ale jeśli naprawdę czujesz, że ją kochasz, musisz pozwolić jej odejść i samej się z tym uporać.

- Ale ten pieprzony Longbottom tylko czeka na to bym się poddał i odpuścił! - Blaise wstał, zaciskając wściekle pięści.

- Nic nie możesz na to poradzić, jeśli Pansy to właśnie jego chce - wyjaśnił.

- Jeszcze zobaczymy! - W oczach Blaise'a błysnęło coś niebezpiecznego, a zaraz potem mężczyzna bez pożegnania dosłownie wypadł z sali.

Draco westchnął ciężko i wreszcie sięgnął po zimne już naleśniki. To był naprawdę pokręcony poranek.

🐉🐉🐉



Gdy tylko Hermiona wróciła do sali, od razu widział, że coś znów było z nią nie tak. Powinien był się domyślić, że była to ponownie sprawka tego przeklętego Pottera. Wybraniec podobnie jak Blaise, chyba nadal nie potrafił odpuścić i zrozumieć, że ta kobieta, której tak bardzo pragnął wcale go nie chciała. Irytowało go to niepomiernie. Hermiona teraz należała do niego - czuł to całym sobą, gdy leżał obok i przytulał się do jej smukłego ciała. Była kobietą jego życia i wcześniej doprowadzi do tego, by piekło zamarzło, niż pozwoli by ktoś mu ją odebrał!



🐉🐉🐉


- Jak dobrze być w domu! – powiedział ucieszony, gdy wreszcie wylądowali w holu Mirum Pars. Nienawidził pobytów w szpitalach i był naprawdę szczęśliwy, że wreszcie dotarli do domu.

- Racja – Hermiona uśmiechnęła się do niego delikatnie.

- Już się nie mogę doczekać, aż znajdziemy się w naszej sypialni – mruknął jej do ucha, chcąc mieć pewność, że zrozumiała co miał na myśli. Tak strasznie tęsknił za jej pięknym ciałem...!

- Uzdrowiciel Falina zabronił ci wszelkich takich aktywności przez następne trzy tygodnie! – przypomniała mu, dla podkreślenia swoich słów potrząsając torbą pełną eliksirów.

- Co?! – Był przekonany, że to jakiś żart. To niemożliwe, by musiał jeszcze dłużej wytrzymać bez seksu. Już teraz ledwo panował nad sobą.

Hermiona nagle gruchnęła szczerym śmiechem. Czyli jednak żartowała? Całe szczęście!

- Wiedźma! – wytknął jej, zahaczając zębami o jej ucho. Mógł dosłownie zwariować już tylko od samego jej zapachu.

- Ale miałeś fajną minę! – droczyła się z nim.

- Za karę nie zaśniesz dziś ani na chwilę! – obiecał jej z wilczym uśmiechem.

Granger znów się roześmiała i pokręciła głową. Właśnie mieli wchodzić w korytarz prowadzący do ich wspólnych komnat, gdy tuż za nimi pojawił się Lucjusz.

- Jesteście już! Wspaniale! Draco, możemy chwile porozmawiać? Sprawy ministerstwa – powiedział sztucznie uprzejmym tonem.

Draco zamierzał odmówić, ale nim zdołał to zrobić, Hermiona oznajmiła, że pójdzie przodem, zostawiając go sam na sam z ojcem.

- Czego chcesz? - Starał się nie okazywać, jak bardzo niewygodne dla niego było przebywanie obecnie w towarzystwie Lucjusza.

- Co powiedzieli ci uzdrowiciele? Wszystko z wami obojgiem w porządku? - zapytał ojciec, przyglądając się Draco uważnie.

- Nie wierzę, że naprawdę cię to choć trochę obchodzi! - Draco prychnął z pogardą.

- Obchodzi. Wiesz dobrze, że mamy ważne plany do zrealizowania! - Lucjusz posłał mu twarde spojrzenie.

- To tylko ty masz jakieś chore plany! - Draco ze złości zacisnął pięści.

- Tak, ale pamiętaj, że ty się na nie zgodziłeś. I dobrze ci radzę przestać się obijać, jeśli nie chcesz, by tę twoją małą, słodką żonkę spotkało coś naprawdę przykrego! I życzę sobie byście byli obecni w pałacu w najbliższy weekend. Mamy mieć ważnych gości.

Lucjusz nie dał mu czasu na odpowiedź, tylko odwrócił się na pięcie i odszedł. Draco ostatkiem sił powstrzymał się przed wyjęciem różdżki i rzuceniem Avady prosto w plecy jego przeklętego ojczulka. Musiał wreszcie coś wymyślić i jakoś uchronić Hermionę przed podłymi knowaniami Lucjusza. Nie miał innego wyboru.

🐉🐉🐉

Starał się nie dać poznać po sobie, jak bardzo zirytowała go rozmowa z ojcem, gdy już wreszcie wrócił do swoich komnat.

- Kochanie? – zawołał, chcąc ustalić, gdzie w ich apartamencie znajdowała się obecnie Hermiona.

- Tutaj! – Chyba się przesłyszał, bo przez chwilę miał wrażenie, że odkrzyknęły mu dwa głosy na raz.

Wszedł do swojej sypialni, patrząc na wyraźnie spiętą małżonkę.

- Herm, skarbie... Ojciec chce... - zaczął mówić, ale w tej chwili jego wzrok przesunął się w stronę miejsca, na które patrzyła Granger. - O kurwa! Lorena? Co ty tu robisz, do cholery?! – Miał wrażenie, że świat zatrząsł się w posadach. Co ta głupia dziwka robiła na wpół naga w ich łóżku?!

- Czekałam sobie na ciebie mój mężczyzno, zupełnie gotowa! A nagle wpada tu ta baba i chyba próbuje cię okraść... - Lorena wskazała na Hermionę palcem, jakby to ona miała tu być niepożądanym towarzystwem

- Lorena! To jest moja żona! – wykrzyknął, zaciskając pięści. Co ta idiotka w ogóle sobie wyobrażała?!

- Co? Serio? Chyba żartujesz! – Lorena roześmiała się głupio. – Żona? Na jakimś świecie dałeś się zaobrączkować takiej wymuskanej niuni? - spytała bezczelnie.

- Była już zdesperowana była kochanka, moja obsesyjnie zazdrosna przyjaciółka, teraz mamy i twoją narzeczoną. Co będzie w przyszłym tygodniu? Poprzednia żona? – zapytała go Hermiona, najwyraźniej na granicy opanowania.

Draco przełknął nerwowo. Przypominał sobie, że Granger była naprawdę potężną czarownicą, znającą mnóstwa wymyślnych klątw i naprawdę nie było dobrze, gdy patrzyła na niego w ten sposób.

- Hermiona, to nie tak...- próbował szybko wyjaśnić.

- Ani mi się waż, znów to powtarzać! – krzyknęła na niego, a Draco odruchowo się cofnął, bojąc się, że zaraz go uderzy.

- Lorena, to siostra przyrodnia Zabiniego! Znamy się od dawna, ale my nie... Nie... – Chciał jej jakoś wyjaśnić tę żenująca sytuację, choć szczerze mówiąc nie miał pojęcia, jak to zrobić.

- Och! Ale potwarz! Mogłeś mnie przedstawić, jakoś milej, Smoczuś! "Siostra przyrodnia Zabiniego". Też coś! – Lorena wywróciła oczami niczym mała, urażona dziewczynka.

- Nie widzieliśmy się od przeszło trzech lat i przysięgam na rany Salazara, że nie mam pojęcia co ona robi w tym pokoju! – Wiedział, że głos mu drży, ale wydarzenia ostatnich kilku dni naprawdę mocno dały mu w kość i nie spodziewał się, że będzie musiał tak szybko znów przeżywać coś traumatycznego.

- Jak to, co tu robię? Czekam na ciebie! Obiecałam ci przecież, że kiedyś wrócę! Więc jak dowiedziałam się, że ta wasza wojna się skończyła i macie jakiś rozejm, to przyjechałam przypieczętować nasze zaręczyny! – Wymądrzała się głupio kobieta.

- Lo! Chyba pomieszały ci się jakieś klepki! Przecież, ja nigdy ci się nie oświadczyłem! - warknął, znów zaciskając pięści.

- No tak, ale wiem, że chciałeś to wielokrotnie zrobić... - Lorena uśmiechnęła się słodko, a Draco miał wrażenie, że zaraz oszaleje. A może to był tylko jakiś zły sen? To przecież nie było chyba możliwe, by jego poukładane dotychczas życie, mogło stać się nagle taką groteską, prawda?

- Hermiona... Ja się chyba źle czuję. Tak. Na pewno. Ja być może zapomniałem dziś o jakimś zaleconym mi eliksirze... - Zamknął oczy, odliczając powoli w swojej pamięci od stu w dół. Może jeśli będzie miał szczęście, wkrótce obudzi się z tego koszmaru?

- Serio zrobiło ci gorzej, czy próbujesz symulować chorobę, by jakoś wybrnąć z tej sytuacji? – spytała zimno jego żona.

- Słowo daję, że na pewno przed chwilą znów zachorowałem! Ratuj... - Draco zobaczył swoją szansę w zbudzeniu współczucia u swojej lubej. Może dzięki temu jakoś łatwiej z tego wszystkiego wybrnie.

- Bardzo nam przykro, ale musimy panią poinformować, że ponad miesiąc temu Draco się ożenił i niestety nie jest już do wzięcia! – Hermiona cedziła słowa przez zaciśnięte zęby, a on naprawdę się dziwił, czemu Lorena jeszcze nie zwiewa gdzie pieprz rośnie.

- Poważnie się hajtnąłeś z inną? Jak mogłeś, Smoku! A było nam razem tak bosko! – narzekała Lo, a Draco odetchnął, gdy ta skończona idiotka, wreszcie wyszła z ich łóżka.

- Przecież przed twoim ostatnim wyjazdem przespałaś się z Flintem! – przypomniał jej i sobie z narastającym obrzydzeniem.

- No i? Zrobiłam to, bo mi powiedział, że jest w tym lepszy od ciebie! – Lorena zaczęła zakładać na siebie te skąpe szmaty, które nazywała ubraniami.

- Wyjdź stąd, jak najszybciej! – zażądał, rozwścieczony, że ona w ogóle pozwoliła sobie na cały ten pokaz. Co ta zdzira sobie myślała?

- Idę, skoro byłeś tak głupi, żeby dać się usidlić tej tu... - Lorena z pogardą spojrzała na Hermionę.

- Do widzenia! – Ostatkiem sił przekonywał samego siebie, że nie warto teraz sięgnąć po różdżkę.

- Będę w komnatach mojej macochy, jakbyś mnie przypadkiem szukał. A co do Flinta... Skłamał! Nikt nie jest w tym tak dobry, jak ty.

Nie skomentował jej beznadziejnego komplementu i nie patrzył, jak wychodziła z ich sypialni, choć z pewnością zrobiła pokaz kręcenia tym swoim ponętnym tyłkiem. Obrzydzało go teraz to, że kiedyś tak łatwo pozwalał sobie na sypianie z tego typu kobietami.

- To mi się na pewno przyśniło... – Hermiona złapała się za skroń, jakby od tego wszystkiego nagle rozbolała ją głowa.

- Skarbie... Ja... - Podszedł do niej, chcąc jej się wytłumaczyć i przeprosić za to, że musiała tego doświadczyć.

- Merlinie! Co tyś wyprawiał w swoim życiu, człowieku? – Hermiona roześmiała się do rozpuku, gdy wreszcie odważył się ją do siebie przytulić.

- Błędy młodości... - przyznał, aż czerwony z zażenowania.

- Naprawdę? A może po prostu myślałeś nie tą częścią ciała, co trzeba? – wytknęła mu z wrednym uśmieszkiem.

- Lwico... Nie dręcz mnie! To była jedna z najbardziej żenujących chwil w moim życiu! – Uczciwie to przyznał. Wolałby chyba pocałować Pottera, niż musieć przeżyć tę okropną scenę jeszcze raz.

- To, że nieprzeciętnie piękna kobieta czeka na ciebie półnago w łóżku, jest dla ciebie żenujące? – Hermiona najwyraźniej nie zamierzała mu łatwo odpuścić.

- Przestań! Zabawiałem się z nią kiedyś, bo była chętna, ale przysięgam, że nigdy... Jest strasznie puszczalska i głupia! – Próbował jej to wyjaśnić, tak by nie wyjść jeszcze bardziej na skończonego dupka.

Granger znów zaczęła się z niego śmiać, a on nic nie mógł na to poradzić. Zasłużył na to.

- To ty rozpamiętuj dalej swoje błędy młodości, a ja idę sobie poleżeć w wannie – Hermiona zgrabnie wymknęła się z jego ramion.

- Sama? – spytał z lekką paniką. Tak cholernie za nią tęsknił, że sama myśl o tym, że znów jej nie dotknie, wprawiała go w kłujący ból.

- A myślisz, że nie spotka cię żadna kara, za to, że zastałam twoją byłą kochankę w naszym łóżku? – Hermiona uśmiechała się do niego złośliwie.

Draco nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Czy naprawdę przyznała, że to łóżko jest teraz ich? Wspólne? Nie potrafił się opanować. Ona musiała być znowu jego, całkowicie i bez żadnych wątpliwości. W dwóch krokach znalazł się przy niej, położył dłonie na jej zarumienionych policzkach i mocno ją pocałował.

- Powiedziałaś „nasze" – wyszeptał i znów ją pocałował. Salazarze... Uwielbiał tę kobietę tak, jak jeszcze nigdy nikogo w całym swoim życiu.

Hermiona odsunęła się wreszcie od niego zarumieniona i - jeśli się nie mylił - trochę podniecona.

- Załatw, by ktoś zmienił pościel... A ja w tym czasie przygotuję kąpiel – zaproponowała, nim to ona go pocałowała.

Uśmiechnął się z satysfakcją. Wiedział, że też go pragnęła - nie miał co do tego żadnych wątpliwości i to było najlepsze uczucie na świecie.

🐉🐉🐉

Poranne starcie przy Fiuu z Flintem i Loreną, nie zepsuło mu specjalnie humoru, choć łzy Pansy jak zwykle go zasmuciły. Od dziecka nienawidził patrzeć na to, jak jego zawsze niesamowicie silna przyjaciółka, była przez coś łamana. Na szczęście tym razem to Hermiona wkroczyła w rolę jej pocieszycielki, co bardzo mu odpowiadało. Fakt, że dwie - z trzech najważniejszych czarownic w jego życiu - zaprzyjaźniły się ze sobą, bardzo go ucieszył.

Zmartwił się też trochę tym, że Hermiona postanowiła się skonfrontować z siostrą Weasleya i tymi obrzydliwymi plotkami, jakie rozsiewała o nim. Wiedział jednak, że najlepiej i tak zostawić to w jej rękach. Jeśli czegoś dobrze nauczył się w trakcie trwania ich krótkiego małżeństwa, to tego, że Hermiona najlepiej toczyła własne bitwy sama.



🐉🐉🐉





Miał dziś ogrom pracy, ale po raz kolejny uświadomił sobie, że zatrudnienie Beatrice, jako jego sekretarki było dobrym posunięciem. Kobieta była świetnie zorganizowana i doskonale działała według harmonogramu, który wspólnie ustalili. To wiele mu ułatwiało.

Właśnie odebrał międzywydziałową przesyłkę ministerialną i przeczytał nieco chaotycznie naskrobane zdanie o tym, iż Hermiona zażądała, by Sebastian zostawił ją sam na sam w windzie z Astorią Greengrass. Zaklął cicho, zastanawiając się, co powinien zrobić, gdy nagle drzwi do jego gabinetu otworzyły się i jego sekretarka wprowadziła do pokoju Hermionę.

- Naprawdę wyrzuciłaś Pucey'a z windy? – zapytał zirytowany, potrząsając karteczką. Co ona sobie myślała, tak ryzykując?

Hermiona przystanęła na środku jego gabinetu, patrząc na niego jak gdyby widząc go po raz pierwszy w życiu.

- Dziękujemy Beatrice – szepnęła, a Beatrice od razu wyszła i zamknęła za sobą drzwi.

- Powiesz mi, czemu to zrobiłaś? – spytał, odkładając kartkę i lustrując ją uważnie.

Hermiona wyjęła różdżkę i machnęła nią dwa razy. Spojrzał na nią kompletnie zaskoczony, nie rozumiejąc o co jej chodziło. Jego żona schowała różdżkę i szybko obeszła jego biurko. Ledwo zdążył wstać, gdy usta Hermiony zamknęły się na jego własnych, w pełnym namiętności pocałunku.

- Skarbie... - mruknął, przyciągając ją do siebie i łapiąc za pośladki.

Hermiona pocałowała go jeszcze raz, po czym pchnęła tak, by oparł się o biurko. Kompletnie go zaskoczyła, gdy zrozumiał najwyraźniej po co do niego przyszła. Pierwszy raz to ona zainicjowała pomiędzy nimi coś w samym środku dnia pracy. Nie żeby miał zamiar narzekać!

Jęknął cicho w jej usta, gdy sięgnęła do paska jego spodni, a jego ciało przeciął słodki dreszcz, gdy uporała się z nim i z jego rozporkiem, a zaraz później wsunęła swoją dłoń do środka i zaczęła go dotykać.

- Hermiona... Co ty...? - zamierzał ją zapytać, gdy nagle opadła przed nim na kolana, jednocześnie zsuwając mu spodnie do samych kostek.

Przez chwilę był prawie pewien, że to tylko mu się śni. Bo czy to możliwe, że ona zamierzała...? O Salazarze! To było jak spełnienie jednej z jego najgorętszych, prysznicowych fantazji!

Nie czekając na nic, jego żona płynnym ruchem wsunęła go sobie głęboko w usta.

- O kurwa! – jęknął głośno, opierając się o swoje biurko i zaciskając na nim dłonie tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie.

To było niesamowite, wprost nieziemskie doznanie. Wiele jego kochanek było w tym świetnych, ale sam fakt, że jego żona - ta sama kobieta, której usta wielokrotnie chciał zatkać, by ją uciszyć - robiła mu to w środku dnia, w jego własnym biurze, prawie wysyłał go w kosmos.

Musiał przygryzać wargę i mocniej zaciskać ręce na blacie, by nie dojść w jej ustach ledwo po minucie. Nigdy nie czuł się bardziej rozbity, podniecony, zniewolony i zachwycony niż właśnie w tej chwili.

- Lwico... O Salazarze... - mruczał, szukając dłonią jej cudownie miękkich loków. Wiedział, że nie może otworzyć oczu i na nią spojrzeć, bo wtedy skończy nim zdąży choć raz mrugnąć.

Robił co mógł, by się nie skompromitować, ale gdy Hermiona sięgnął do jego jąder i zaczęła je pieścić i masować, wiedział, że nie wytrwa już specjalnie długo. Starał się rozkoszować tym, jak jego ekstaza narastała, ale jedyne o czym mógł myśleć to fakt, że jeśli dziś miałby umrzeć - to umarłby szczęśliwy, po najlepszym lodziku w całym swoim życiu.

Jej sprytne paluszki i gorące usta szybko doprowadziły go na skraj. Gdy pierwsza iskra zbliżającego się orgazmu do niego dotarła, chciał ostrzec Hermionę przed tym, co nadchodziło.

- Kochanie... Ja... Zaraz... Zaraz...

Zdziwił się, że zamiast się odsunąć, ona zaczęła go ssać z jeszcze większym zaangażowaniem. Czyżby zamierzała...? Nic nie mógł dłużej na to poradzić. Jęknął przeciągle, a potem warknął i szarpnął mocno biodrami.

Rozpadł się w jej ustach, jęcząc z rozkoszy i doskonałego spełnienia. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatni raz doszedł, aż tak mocno. Czuł się jakby ktoś pozbawił go kości, a całe jego ciało było przyjemnie miękkie i ciepłe po przeżyciu tego spektakularnego orgazmu. Bez wątpienia miał najlepszą żonę na świecie. Czym sobie na to zasłużył? Nie miał bladego pojęcia!

Hermiona podniosła się z kolan i z seksownym wyrazem twarzy, wytarła usta, patrząc mu prosto w oczy. Miał ochotę warknąć, gdy jego zużyta męskość lekko drgnęła na ten widok.

- Planujesz mnie zabić? – spytał ją, nie bardzo panując nad swoim głosem.

Hermiona uroczo chichotała, gdy pomogła podciągnąć mu spodnie. Gdy tylko to zrobiła, nie mógł się powstrzymać przed przyciągnięciem jej mocno do siebie. Po tym co mu zrobiła, musiał poczuć, że ona należy do niego.

- Nie wiem, czym sobie na to zasłużyłem, ale nie rób tego więcej, jeśli nie chcesz bym kompletnie oszalał... - wyznał z głębi serca. Taka rozkosz mogła naprawdę pomieszać zmysły.

- Nie podobało ci się? – droczyła się z nim.

- To było niesamowite. Jesteś taka cudowna! Wprost nie mogę uwierzyć, że należysz do mnie... - Draco pocałował ją w szyję, nie martwiąc się nawet tym, że mógł zabrzmieć nieco ckliwie.

Hermiona znów zachichotała i zgrabnie wymknęła się z jego ramion.

- Gdzie idziesz? – zapytał ją ze zdziwieniem.

- Popracować wreszcie trochę. Tak w zasadzie, to wpadłam ci tylko powiedzieć, że Pansy proponuje jakiegoś drinka wieczorem. Chciałam pojechać do apartamentu po suknie, ale ona chce też zaprosić Neville'a, a nie wiem czy ty... - mówiła nieco chaotycznie.

- Po tym co zrobiłaś przed chwilą, byłbym skłonny nawet uściskać Weasleya, gdybyś poprosiła. – Oczywiście żartował, choć jeśli kiedyś znów miałaby go tak miło zaskoczyć, to w sumie dałby za to naprawdę wiele.

Hermiona roześmiała się cicho.

- To super, zaraz przekaże to Panss. Możemy tam pójść prosto do pracy? - zaproponowała.

- Musimy, skoro chcesz przyjmować gości. Powinienem coś ugotować, a naprawdę nie wiem czy dziś dam radę zrobić jeszcze cokolwiek...– Draco opadł ciężko na swój biurowy fotel marząc teraz o szklaneczce dobrej whisky i cygarze. Po takim spełnieniu byłoby to dopełnieniem ideału.

- Jestem pewna, że dasz – Hermiona mrugnęła do niego, po czym zdjęła zaklęcia z drzwi gabinetu i wyszła seksownie kołysząc biodrami.

Draco obiecał sobie, że gdy tylko wrócą dziś do domu, nie będzie się kłopotał niczym więcej niż podciągnięciem jej spódnicy, nim odwdzięczy jej się tak samo fantastycznym orgazmem.

🐉🐉🐉

Ledwo tego popołudnia wyszli z kominka w salonie w ich apartamencie, a on postanowił jak najszybciej spełnić obietnicę daną samemu sobie tego popołudnia.

- Nie mogłem się na niczym skupić przez cały dzień – wyjawił, podciągając jej spódnice na biodra i dotykając jej lekko wilgotnej kobiecości przez materiał koronkowych majtek.

Zaśmiała się w jego usta, a Draco miał wrażenie, że była zadowolona z tego wyznania.

- Miałeś iść gotować... - przypomniała mu, jednocześnie wplatając palce w jego włosy i przyciągając go bliżej.

- Jestem gotowy... - mruknął, zamykając ją w swoich ramionach.

- Nie ma czasu. Mamy dziś gości... - mówiła, jednocześnie wijąc się w jego ramionach i wciskając się swoimi seksownymi biodrami w jego miednice.

- Zapewniam cię, że to nie potrwa specjalnie długo...- Wiedział, że mówił prawdę. Samo wspomnienie tego, jak dziś zadowoliła go w jego gabinecie budziło w nim bestię, a jej bliskość, zapach i ciepło jej skóry, które teraz czuł, sprawiało, że już był niesamowicie twardy i gotowy.

Hermiona nie protestowała, gdy zdjął jej bluzkę i mruczała z aprobatą, gdy kładą ją na dywanie w samym środku salonu. Szybko zaznaczył pocałunkami każdy fragment jej ciała, nim dotarł do centrum jej rozłożonych ud. Niewerbalnym zaklęciem odesłał jej majtki i przytknął język do jej gorącej kobiecości. Nie miał pewności, ale podejrzewał, że była lekko wilgotna już od chwili, gdy robiła mu loda przy jego biurku. Koniecznie musiał jej się za to odwdzięczyć, nim będzie mógł wziąć ją tak mocno, jak obecne desperacko tego potrzebował.

Nie trwało długo, gdy żona wiła się pod nim jęcząc i szlochając z rozkoszy. Gdy ledwo poczuł jej orgazm na palcach wetkniętych w jej słodką cipkę, wspiął się z powrotem po jej ciele, jednocześnie rozpinając swoje spodnie. Zatopił się w niej jednym, mocnym i głębokim ruchem, sprawiając iż oboje jęczeli i dyszeli z wszechogarniającej przyjemności.

Nie trwało to długo, ale na szczęście udało mu się drugi raz przeprowadzić Hermionę przez krawędź ekstazy. Po wszystkim musiał uleczyć swoje zaczerwienione kolana i plecy swojej żony, które za mocno ocierały się o dywan, ale i tak było warto. Ten dzień śmiało można było zaliczyć do jednego z najbardziej udanych w całym jego zbiorze dokonań seksualnych.



🐉🐉🐉



Nie musiał jej długo namawiać, by pozwoliła mu wejść razem z sobą pod prysznic. Niestety obydwoje nie mieli już siły na dalszą zabawę, ale Draco nie tracił nadziei, że do czasu, aż położą się dziś razem do łóżka, ich ochota powróci. Teraz niestety musieli się pośpieszyć, bowiem on zgodnie z obietnicą musiał na szybko wyczarować jakąś kolację, a Hermiona stwierdziła, że musi nieco zaaranżować ich salon, tak by gościom wygodnie się jadło.

🐉🐉🐉


Draco czuł się dziwnie, oglądając Longbottoma stojącego w miejscu, które jeszcze do niedawna było wyłącznie jego azylem. Przyjmowanie wraz z Hermioną gości, było jednak dość przyjemnym doznaniem. Przez chwile mógł się poczuć, jakby byli zwyczajną parą - młodym małżeństwem, które cieszy się z tego, że przyjaciele wpadli do nich na kolację.

Podali zapiekankę makaronową z kurczakiem oraz sałatkę i własnoręcznie upieczone pieczywo czosnkowe. Draco nie był specjalnie zadowolony z prostoty tego menu, ale gościom najwyraźniej smakowało, patrząc jak danie szybko znikało z ich talerzy.

- Nienawidzę cię, ty cholernie utalentowany draniu... - Pansy brała trzecią dokładkę zapiekanki, a Draco uśmiechał się mając nadzieję, że jutro nie będzie żałowała tego obżarstwa.

- Naprawdę, Malfoy. Wyśmienite! – Potwierdził Longbottom, który akurat kończył drugą porcję.

- Cieszę się, że wam smakuje – Draco przyznał to z uśmiechem i spojrzał na Hermionę, która również wyczyściła talerz prawie na błysk.

- Obżarłam się jak smok – mruknęła jego żona, czym wywołała wesołość u wszystkich.

- Miło mi, że tak twierdzisz, skarbie – Draco oparł dłoń na jej kolanie, nie pamiętając kiedy ostatnio był tak szczęśliwy, spełniony i zrelaksowany. To było fantastyczne uczucie.

- Mówiłam już, prawdziwa z ciebie Smoczyca... - Pansy przekomarzała się z Hermioną.

- Draco, spakuj Pansy resztę zapiekanki. Podgrzeje sobie zaklęciem i pożre to w łóżku w środku nocy – Hermiona uśmiechnęła się złośliwie, niczym rasowa ślizgonka, a Draco poczuł ukłucie dumy. Podobała mu się taka jej strona.

- Spadaj! Ale w sumie... Tak bym najchętniej zrobiła! – Przyznała Pansy, nim napiła się wina.

- Macie piękny apartament – skomentował uprzejmie Longbottom.

- Dzięki. Kupiłem go sobie na dwudzieste piąte urodziny – odpowiedział zdawkowo Draco, nie chcąc wnikać w szczegóły takie jak to, że potrzebował miejsca, gdzie mógł uciec z dala od swojego przeklętego ojca i tej okrutnej wojny, którą prowadzili.

- Jaskinia smoka... Wszystkie laski w zamku marzyły o tym, by tu trafić – Pansy uśmiechała się wrednie do niego, doskonale wiedząc, że nie lubił gdy wypominano mu jego sławę kobieciarza. Zwłaszcza przy Hermionie.

- Już nie przesadzaj, Panss... - warknął ostrzegawczo.

Hermiona zachichotała pod nosem, ale Draco wyczuł pod swoją dłonią, że nagle zrobiła się bardziej spięta. Cholera! Przecież nic nie mógł poradzić na to, że nie umiał przywiązać się do żadnej kobiety. Do żadnej przed nią. Tylko ona tak mocno zdominowała jego myśli i uczucia, że na samą myśl o jej utracie coś boleśnie ściskało jego klatkę piersiową.

Nagle od strony tarasu dotarł do nich trzask.

- Kurwa! – Pansy zerwała się z krzesła, zaciskając dłonie w pięści.

Zarówno on, jak i Hermiona siedzieli tyłem do tarasu, więc obydwoje w tym samym momencie odwrócili się przez ramię, w sam raz by dojrzeć stojącego na zewnątrz Blaise'a.

- Nie usunąłeś mu dostępu do barier? – spytała go cierpko Hermiona.

- Cholera! Zapomniałem! – Draco był na siebie wściekły za tę niedbałość. Szybko zerwał się z krzesła i wyszedł na taras.

- Dobry wieczór... - zadrwił Blaise, gdy tylko Draco do niego wyszedł.

- Co ty tu robisz? - syknął wściekle przez zęby Malfoy.

- Czyżby moje zaproszenie na kolację przypadkiem się zgubiło? - Zabini patrzył na niego martwo. - Bo jak widzę chyba właśnie wydajesz kolację dla przyjaciół?

- Nie zachowuj się jak pierdolony Marcus Flint - odpowiedział cierpko Draco, mierząc przyjaciela niechętnym spojrzeniem. - Dobrze wiesz, że nikt nie zamierzał cię zapraszać. Pansy chciała spędzić czas ze swoim nowym chłopakiem, a ja...

- A ty pieprzony zdrajco nie miałeś nic przeciwko temu?! - wykrzyknął Zabb, mocno zaciskając pięści.

- Hamuj się! - ostrzegł go Draco, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bowiem Blaise odepchnął go z drogi i wpadł do salonu niczym rozsierdzony hipogryf.

- Czyli to tak?! – wykrzyknął Blaise, patrząc na Pansy oczami pełnymi pretensji.

- Niby jak, Zabini? – spytał nad wyraz spokojnie Longbottom, łapiąc w ramach wsparcia dłoń Pansy.

- Zabb, proszę cię... Nie chcę wyrzucać cię siłą! – Draco podszedł i mocno złapał go za ramię, zamierzając odciągnąć go w stronę wyjścia, ale Blaise obcesowo odtrącił jego dłoń.

- Jak możesz Pansy? Po tym, jak w tym apartamencie zamordowałaś nasze dziecko, teraz siedzisz sobie tutaj i jak gdyby nigdy nic zajadasz kolacyjki z tym gryfońskim dupkiem? - wykrzykiwał.

Neville i Hermiona też zerwali się ze swoich miejsc. Draco poczuł, jak krew mu wrze, gdy złapał przyjaciela za ubranie, zamierzając go wyrzucić i na odchodne kopnąć go w tyłek. Jak śmiał zwalać winę na Pansy za to, co się stało? Pieprzony idiota!

- Wypierdalaj stąd, bo nie ręczę za siebie! – poprzysiągł, szarpiąc Zabiniego z powrotem na taras.

- Odpierdol się, Smoku! Taki z ciebie przyjaciel? Mnie wyrzucasz, a tego śmiecia gościsz przy stole? - wykłócał się Blaise.

- Nie jesteśmy już przyjaciółmi! – oświadczył zimno Draco, czując jak coś przeskakuje mu w piersi po tej deklaracji. Przyjaźnił się z Zabbem od zawsze, ale naprawdę nie mógł znieść tego, jak traktuje Pansy. Ona była dla niego jak siostra i jeśli musiał wybrać kogoś w tym konflikcie, to Blaise będzie musiał odejść. – Wynoś się!

Blaise odwrócił się i spojrzał prosto na Hermionę.

- Naprawdę sprzedałeś mnie za możliwość posuwania szlamy? Aż tak jesteś zdesperowany, by udawać przyjaźń do jej znajomych, byle zamydlić jej oczy? I jeszcze na dodatek wplątałeś w to Pansy, by ci pomogła ją przekonać...? Granger nie wie, że to tylko gra? Że nadal nią gardzisz i się nią brzydzisz? Że gdy ją pieprzysz, to myślisz o innych, byle ci stanął, a potem długo się szorujesz, by zmyć z siebie zapach jej szlamowatej krwi? Jakie jeszcze bajeczki jej wciskasz, że wciąż się nie zorientowała, co? – Blaise wyrzucał z siebie te obelgi, jedną po drugiej niczym jadowite ukąszenia węża.

Przez chwilę Draco nie dowierzał, że jego były przyjaciel naprawdę to zrobił. Przecież doskonale wiedział, jak bardzo zaczęło mu zależeć na jego zaaranżowanej żonie. Dlaczego chciał zepsuć wszystko to, co blondynowi udało się z nią zbudować? Czy planował, by Draco był tak samo nieszczęśliwy jak on po utracie Pansy? Co za śmieć!

Poczuł się prawie ogarnięty szałem, gdy chwycił Zabiniego za fraki i oderwał go od ziemi, jakby ten nic dla niego nie ważył. Zamachnął się z całych sił, uderzając go w twarz, mając nadzieję, że ten cios wepchnie wszystkie jego okrutne słowa i obelgi z powrotem do jego gardła. Nienawidził go w tej chwili ze wszystkich sił.

- Zabiję cię ty szumowino! – wrzasnął, chcąc, a w zasadzie musząc - uderzyć go jeszcze raz za to, że skrzywdził nie tylko Pansy, ale również Hermionę, mówiąc przy niej te wszystkie podłe rzeczy.

Nagle jednak zobaczył błysk zaklęcia i od razu zorientował się, że to Pansy spetryfikowała swojego dawnego ukochanego.

Draco czuł jak adrenalina krąży w jego krwiobiegu, a chęć na dokonanie zemsty za podłość wyrządzoną przez Zabiniego powoli słabnie na rzecz cholernie wielkie dawki rozczarowania postępowaniem byłego przyjaciela.

- Co z nim zrobimy? – spytała cicho Pansy.

- Nie wiem... – odpowiedział zgodnie z prawdą Malfoy.

- Najlepiej będzie odstawić go do zamku. Chodź... Pomogę ci... - Pansy chyba widziała w jakim jest stanie, dlatego położyła mu dłoń na ramieniu w ramach wsparcia.

- Daj mi dobry powód, bym go teraz nie zabił i nie wyrzucił jego zwłok do jakiegoś bagna...- Draco spojrzał przyjaciółce w oczy, doskonale wiedząc, że choć nigdy, nikogo nie zabił, to naprawdę mógłby to zrobić, gdyby tylko Pansy go o to w tej chwili poprosiła.

- Przestań, Smoku. Nie jesteś mordercą... - Pansy patrzyła z chłodną pogardą na swojego byłego faceta.

- Ja już pójdę. Dziękuję za kolację – odezwał się nagle Longbottom.

- Zostań! Odstawimy go i wrócimy – Draco zauważył, jak w oczach Pansy błyszczała determinacja. Wiedział już, że zależało jej na tym przystojnym brunecie. Nie wiedział tylko, jak bardzo było to głębokie.

- Nie. Lepiej spokojnie się nim zajmijcie. – Dawny gryfon uśmiechnął się smutno, wyraźnie zbierając się do wyjścia.

Draco nie mógł spojrzeć w oczy Hermionie, więc skupił się na Zabinim, gdy Longbottom się z nią żegnał.

- Dobrej nocy. – Mężczyzna, wyminął go i nieprzytomnego Zabba, oraz wyraźnie zranioną jego brakiem pożegnania Pansy, nim wyszedł na taras i od razu zniknął.

- Ty kupo ścierwa... Zapłacisz mi za to! - Pansy dopiero teraz zaczęła płakać, patrząc z nieposkromioną nienawiścią na wciąż spetryfikowanego Zabiniego.

- Załatwimy to szybko. Zaraz wracam, skarbie – Draco spróbował uśmiechnąć się do Hermiony, doskonale wiedząc, że będzie musiał sporo jej wyjaśnić i mocno ją przeprosić za wszystko, co dziś usłyszała.

Nienawidził trochę samego siebie za to, że w ogóle powiedział kiedyś o niej te wszystkie okrutne słowa. Nie zasługiwała na to, ani wtedy, ani nigdy.

🐉🐉🐉

Przenieśli się do zamku, trzymając pomiędzy sobą wciąż spetryfikowanego Zabiniego. Pansy przez cały czas cicho płakała, a konieczność dotykania Blaise'a wzbudzała w niej wyraźny niesmak.

- Nienawidzę go za to, że chce nam zepsuć to, że próbujemy być szczęśliwi - wyszeptała z bólem, gdy ponownie rzucili na bezwładne ciało Zabba zaklęcie lewitacji.

Draco przezornie dodał zaklęcie niewidzialności, tak by nikt w zamku nie widział, że go transportują. Sam swobodny spacer po zamku z wyciągniętymi różdżkami nie był specjalnie dobrym pomysłem, ale to i tak lepsze, niż gdyby ktoś zauważył, że transportują ze sobą kogoś przeklętego.

- Jest nieszczęśliwy, bo tylko jemu nic się nie układa - Draco westchnął ciężko.

- Sam jest sobie winien! - Pansy wykrzywiła się z pogardą. - Trwałam przy nim niczym ostatnia idiotka, licząc, że wreszcie się ocknie i zauważy, że nie jestem tylko jego lalką do łóżka!

- Wiem, że spierdolił i wiem, że nic nie tłumaczy tego, co dziś zrobił - Draco poczuł się, jak gdyby jakiś ciężar osiadł mu na ramionach. - Ale wiem, że naprawdę nas nie nienawidzi. Jest tylko zraniony tym, że poszliśmy do przodu bez niego.

- Trudno! Musi się z tym pogodzić! - Pansy pchnęła drzwi do komnaty Zabiniego, a Draco za pomocą zaklęcia rzucił go na kanapę w salonie.

- Uśpijmy go. Nie zamierzam z nim dziś więcej rozmawiać - zaproponował blondyn, zdejmując zaklęcie niewidzialności.

Pansy przytaknęła krótko, po czym sama rzuciła odpowiednie zaklęcie. Z cichym jękiem ulgi obydwoje wyszli z komnaty, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.

- Hermiona wyglądała na bardzo zranioną - wyszeptała cicho Pansy, gdy wracali razem na dół, tak by blondyn mógł się z powrotem teleportować do swojego apartamentu.

- Wiem - Draco czuł się naprawdę podle po tym, że jego żona znów musiała przechodzić ciężkie chwile z powodu jego błędów. Sam nie wiedział jakie ma znaleźć słowa, by móc ją za to przeprosić.

Pansy uściskała go mocno, gdy razem stanęli razem w ogrodzie.

- Dziękuję ci, że wybrałeś moją stronę - wyszeptała mu do ucha.

- Zawsze - odpowiedział szczerze, głaszcząc ją po głowie. - Spróbuj się przespać. Z tym problemem jakoś spróbujemy się zmierzyć jutro - zaproponował.

- Dobrze, dzięki. Mam nadzieję, że Hermiona nie wygoni cię spać na kanapę - zażartowała, uśmiechając się przez łzy.

Draco odwzajemnił jej uśmiech.

- Mogę spać na kanapie, jeśli mimo to wkrótce będzie skłonna mi wybaczyć...

- Będzie. Ona cię uwielbia - Pansy pokrzepiająco poklepała go po ramieniu.

- Obyś miała rację - Draco pożegnał ją ostatnim uśmiechem, po czym zniknął z głuchym trzaskiem.

🐉🐉🐉



Hermiona stała na tarasie, mocno zaciskając dłonie na balustradzie. Draco nie widział jej twarzy, ale od razu widział jak bardzo była spięta. Pozostawało mu mieć nadzieję, że nie płakała, gdy go nie było.

- Zamarzniesz mi tu, lwico... - wyszeptał podchodząc do niej i biorąc ją w ramiona.

- Powiedziałeś mu to wszystko, co dziś powtórzył? – spytała go cicho.

Draco zdrętwiał. Co miał jej odpowiedzieć? Czy spróbować skłamać? Czy wyznać szczerą prawdę?

- Hermiona... - Chciał zacząć się tłumaczyć.

- Powiedziałeś? – naciskała na odpowiedź, odwracając się w jego ramionach i z determinacją patrząc mu w oczy.

Wahał się jeszcze przez kilka sekund, zaciskając mocno usta. Za nic nie chciał bardziej jej zranić, ale wiedział też, że nie może po prostu skłamać. Ona na to nie zasługiwała.

- Tak...

Jej zawiedziony wyraz twarzy prawie złamał mu serce.

- To było jeszcze przed ceremonią! Zanim... - Chciał jej wszystko dokładnie wyjaśnić i powiedzieć.

- I zapewne teraz mi powiesz, że już tak nie myślisz, prawda? – spytała cicho.

- Oczywiście, że nie! Hermiona, przecież wiesz... - Próbował ją mocniej przytulić do siebie i wyznać jej, co tak naprawdę do niej czuje. Oczywiście nie był jeszcze gotowy, by powiedzieć jej, że ją kocha, ale musiała poczuć, że jest dla niego najważniejszą osobą na świecie.

- Puść! Chcesz się musieć potem szorować do krwi, by zmyć z siebie mój zapach? – wściekała się, mocno odpychając ją od siebie.

- Przestań... Proszę cię... - Chciał znów ją przytulić i poprosić, by dała mu szansę na wyjaśnienie wszystkiego do końca.

- Kazałeś się Pansy ze mną zaprzyjaźnić? – Patrzyła mu prosto w oczy, wiedząc, że znów jej nie okłamie.

To było cholernie bolesne, że również w tę przyjaźń kazano jej dziś zwątpić. Przeklęty Zabb próbował zepsuć wszystko!

- Tak, ale tylko dlatego...

Odepchnęła go gwałtownie od siebie, jak gdyby sam jego dotyk ją w jakiś sposób obrzydzał. Opuścił ręce, nie wiedząc co ma zrobić, by przekonać ją, by go chociaż wysłuchała.

- Dlaczego? Po to, by łatwiej mnie do siebie przekonać? Po co ci to, powiedz? Przecież naprawdę musiało ci być cholernie ciężko, tak udawać cały czas... - szydziła, patrząc na niego z tak wielkim rozczarowaniem, że miał teraz ochotę się rozpłakać.

- Przestań do cholery! – Doskoczył do niej i mocno złapał ją za ramiona. Nie mógł jej pozwolić dłużej wierzyć w te wszystkie bzdury. Ona musiała zrozumieć, że była dla niego wszystkim.

- Ułatwię ci to. Od dziś nie będziesz musiał mnie dotykać już nigdy więcej! – powiedziała, wymijając go i wchodząc do apartamentu.

Draco z paniką patrzył, jak zabrała swoją torebkę i podeszła do kominka. Za nic nie mógł pozwolić jej odejść. To mogło być dla niej cholernie niebezpieczne, a nie ufał Potterowi i Weasley'owi, po tym jak próbowali ją porwać. Szybko zablokował zaklęciem kominek, uniemożliwiając jej odejście.

- Odblokuj kominek! – rozkazała mu cierpko.

- Nie! Nigdzie nie pójdziesz! Musimy porozmawiać... Wyjaśnić sobie... - Draco starał się brzmieć spokojnie, choć wszystko się w nim gotowało.

- Niczego mi nie wyjaśniaj! To zrozumiałe, że osiemnastu lat nienawiści nie da się zapomnieć w miesiąc. Nie mam pojęcia co ja sobie myślałam... - Hermiona pokręciła głową, z oczami pełnymi łez, co wywoływało u niego niemal fizyczny ból.

- Przecież wiesz, że to nie tak! Zabini powtórzył to, o czym gadaliśmy, gdy dowiedzieliśmy się od mojego ojca, że ty jesteś tą czarownicą z przepowiedni Sun Zi... - Tłumaczył się gorączkowo, nie potrafiąc wymyślić jak ją przekonać, żeby mu uwierzyła.

- I co? Nagle się okazało, że zapach szlamu ci jednak nie przeszkadza? Kiedy te wnioski pojawiły się w twojej główce, co? Po tygodniu, dwóch? A może dopiero w zeszły czwartek? – wściekała się, choć Draco doskonale wiedział, że to była jej metoda obrony - była zraniona, dlatego próbowała kąsać i być złośliwą dla niego.

- Hermiona... Nie bądź niesprawiedliwa! Też mnie nienawidziłaś przez osiemnaście lat i mówiłaś o mnie różne podłe rzeczy! – przypomniał jej, chcąc by zobaczyła, że nic nie można zrobić z tym, jacy byli dla siebie w przeszłości.

- Jak widać powinnam przy tym pozostać! – Jego żona najwyraźniej nadal próbowała być złośliwa.

Nagle coś do niego dotarło. Ona robiła to wszystko, bo najwyraźniej jej zależało. Nie byłaby tak wściekła i zraniona, gdyby nie żywiła do niego głębszych uczuć. Salazarze!

- Jeszcze tylko słowo... - wyszeptał desperacko chcąc ją pocałować i już nigdy nie wypuścić ze swoich ramion.

- Nie waż się! - ostrzegła go, drżąc z emocji w jego ramionach.

- Nie odepchniesz mnie od siebie. Nie pozwolę ci na to... - Obiecał to jej i sobie. Od kiedy zaaranżowano ich małżeństwo wiele razem przeszli i Draco wiedział, że nie chciał wracać do tego, co było pomiędzy nimi kiedyś i nie zamierzał jej na to pozwolić.

- Odepchnę! – spierała się dalej, próbując go od siebie odepchnąć.

- Możesz nie pozwolić mi się dotykać, ale nie łudź się, że na nowo mnie znienawidzisz... Na to już za późno! – Pocałował krótko jej pełne usta i postanowił udać się do sypialni, by pod zimnym prysznicem przepracować własne emocje i ostygnąć trochę przed tym, co wkrótce miało dla nich nadejść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz