W tej chwili chłód był jej ostatnim problemem.
Stała przed hotelem w towarzystwie osobistego ochroniarza Daria – Vincenza Cortiego, zwanego przez wszystkich po prostu Vinem.
Wcale jej nie dziwiło, że Wulkan mianował tego osiłka szefem swojej przybocznej ochrony, bowiem Vin zbudowany był niczym trzydrzwiowa szafa, a poruszał się z gracją szarżującego czołgu. Wyraz jego twarzy prawie zawsze można było określić jednym słowem – śmiertelnie niebezpieczny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie patrzył temu mężczyźnie zbyt długo w oczy i ona również nie miała zamiaru tego robić.
Dario został zatrzymany przy wyjściu przez samego Lachlana Coyla. Dlatego też Maia czekała teraz zarówno na niego, jak i na samochód, którym mieli dotrzeć na lotnisko.
Drugie auto z ekipą czterech członków obstawy dona, stało nieco z tyłu, gotowe już do drogi.
Wciąż próbowała wymyślić, jak ma sobie poradzić ze swobodną konwersacją z groźnym przywódcą nowojorskiej mafii, gdy nagle coś miękkiego i miło pachnącego osunęło się na jej odkryte ramiona.
Ledwo się opanowała, by nie podskoczyć w miejscu ze strachu i dosłownie w ostatni momencie przytrzymała marynarkę, która powoli zaczęła zsuwać się jej z ciała.
Nie zdążyła jednak spaść, gdy dwie duże dłonie chwyciły ją i przytrzymały. Panna Sorrentino uniosła głowę i przełknęła nerwowo na widok tych dwóch niesamowicie czarnych tęczówek.
– Dziękuję, ale nie jest mi aż tak zimno… – zdołał wykrztusić w ramach niezgrabnych podziękowań.
– Doprawdy? – Dario pytająco uniósł brew. – Ostatnio zdawałaś się zmarznąć nawet w Teksasie.
– To była wyjątkowa sytuacja – wymamrotała, w ostatniej chwili przypominając sobie, że nie powinna przy nim opuszczać głowy.
– Dlaczego jeszcze nie ma tu tego przeklętego samochodu? – warknął Maranzano, ponownie pomagając jej poprawić okrycie.
– Bardzo przepraszam szefie! 
Maia chyba pierwszy raz widziała, by Vincenzo czymś się zdenerwował. 
– Ten idiota, Bracco oddał kluczyki parkingowemu. Urwę mu za to głowę przy samej…
– Nie zamierzam słuchać tych bzdurnych tłumaczeń. – Ton głosu Daria nie był ani trochę wyższy, ale i tak można było odnieść wrażenie, że ledwo powstrzymywał się przed tym, by nie rozpętać prawdziwej awantury.
Na szczęście nie musieli już dłużej czekać, bowiem jeden z SUV-ów, którymi don zwykł się poruszać po mieście właśnie podjechał. Dario szarmancko otworzył przed nią drzwi i czekał, by wsiadła, po czym je zatrzasnął i obszedł samochód, by móc wygodnie wsiąść po drugiej stronie.
Maia instynktownie poczuła, że ktoś jej się przygląda, dlatego spojrzała w bok przez przyciemnianą szybę.
Tiziano stał przed budynkiem, z dłońmi w kieszeniach spodni swojego szarego garnituru, z opuszczonymi ramionami i wyraźnie zrozpaczonym wyrazem twarzy.
Nie było wątpliwości, że widok tego, jak jego kuzyn odjeżdża spod hotelu w towarzystwie jego byłej narzeczonej dosłownie go miażdży.
– Dureń – skomentował cierpko Dario, odrywając tym samym Maię od przypatrywania się Nicolettiemu.
Ich samochód na dobre włączył się do bostońskiego ruchu, gdy Maia podjęła decyzję, że musi spróbować poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Nie zważając na konsekwencje.
– Wiedziałeś, że on to zrobił? – zapytała krótko.
– Z zasady moją rolą jest to, by zawsze wiedzieć wszystko – Maranzano siedział wygodnie oparty o szare, skórzane siedzenie, jednak jego twarz była zwrócona w jej stronę.
– Kiedy się dowiedziałeś, że Tiziano… Że zrobił to z Carą Devlin w twoim gabinecie?
– Sądzę, że gdzieś w góra kwadrans po tym jak skończyli – odpowiedział, patrząc jej przy tym prosto w oczy.
Odwróciła głowę i spojrzała na samochody, które mijali. Domyślała się tego już wcześniej, ale nie sądziła, że ta odpowiedź zamiast zaspokojenia jej ciekawości, wzbudzi w niej tylko wiele nowych pytań i wątpliwości.
– Gdy po lunchu wyszedłem wcześniej, by sprawdzić nasze konie, zadzwoniła do mnie rozbawiona Riona. Chyba liczyła na to, że się tym zdenerwuję, a cała ta sytuacja zakończy się głośnym skandalem.
– I moim publicznym upokorzeniem – szepnęła.
– Tylko i wyłącznie dlatego, by ci tego oszczędzić pozwoliłem mu wtedy cię stamtąd zabrać – wyjaśnił spokojnie. – Wiedziałem, że nawet jeśli Tiziano wyjedzie sam, to Devlin lub Coyle znajdą sposób, by ci o wszystkim opowiedzieć. Uważałem, że ten frajer był ci winien chociaż tyle, by samemu się do wszystkiego przyznać.
To była chyba najdłuższa wypowiedź tego mężczyzny, jaką w życiu usłyszała.
– Do samego końca nie znalazł na to odwagi – Maia nie powstrzymała ciężkiego westchnienia, które wyrwało jej się z głębi piersi.
Kiedy jej poukładane plany na życie zmieniły się w taki bałagan? I co więcej – czy istniała szansa, że wkrótce wszystko będzie mogło wrócić do normalności?
Znów spojrzała ukradkiem na Wulkana. Miała szczerą nadzieję, że on nie będzie jej tego za bardzo utrudniał.
– Ilario opowiedział mi, co ten śmieć próbował ci zrobić w “Esencji”. I wiedz, że on żyje dalej tylko dlatego, że nie miałem czasu szukać innego idioty, który nadawałby się do tego całego sojuszu z Irlandczykami.
Mały dreszcz wstrząsnął jej ciałem, gdy to usłyszała. Czy Dario poważnie rozważał zabicie kuzyna tylko z powodu tego, że trochę za ostro próbował się do niej dobierać? Przecież formalnie był jeszcze wtedy jej narzeczonym i większość mężczyzn w ich rodzinie uznałoby całe to zajście, co najwyżej za nieco zbyt nachalne zaloty.
– Nie planujesz sam zawiązać tego sojuszu poprzez małżeństwo? – wypaliła z pytaniem, nim zdołała je dobrze przemyśleć.
Miała nadzieję, że don nie zruga jej zaraz za zbytnią ciekawość.
– Nie – odpowiedział, po czym oparł się wygodniej i przymknął oczy.
Nie była to odpowiedź jakiej oczekiwała, ale też wiedziała, że cała postawa Maranzano wskazywała na to, że nie zamierza z nią kontynuować ani tej, ani najwyraźniej żadnej innej rozmowy.
Zamilkła więc i sama wygodniej się oparła, na chwilę przymykając oczy. Wiedziała, że w samolocie będzie jej o wiele trudniej się zrelaksować.
Przypomniała sobie, jak Azzurra zarzucała bratu, że poświęca zbyt wiele czasu na pracę, również w podróżach. Może istniała szansa, że i tym razem się tym zajmie, zamiast nalegać na rozmowę? Z pewnością ona nie miałaby nic przeciwko temu.
<><><>
Stewardessa przywitała ich w prywatnym odrzutowcu dona uśmiechem i dwoma lampkami wybornego czerwonego wina.
– Kazałem jej otworzyć jakiś dobry rocznik, bo słyszałem, że wino na przyjęciu było paskudne – wyjaśnił im Vincenzo, choć nikt o nic go nie pytał.
– Dobrze. Do zobaczenia w domu – rzucił krótko Dario, po czym usiadł na jednym z luksusowych, białych foteli.
– Druga zmiana ochrony będzie już oczekiwała na lotnisku. Życzę udanej podróży – Vincenzo skłonił się lekko, po czym od razu wysiadł z samolotu.
– To on nie leci z nami? – Maia nieco zawstydziła się tym, jak piskliwie zabrzmiał w tej chwili jej głos.
– Nie. Ma za zadanie odprowadzić nasze samochody do bazy w Nowym Jorku. Wolałem nie korzystać w Bostonie z aut rodziny Coyle – wyjaśnił oględnie.
Kobieta rozejrzała się niepewnie po wnętrzu, nie bardzo wiedząc gdzie powinna usiąść. Czy lepiej było odejść gdzieś dalej, żeby nie przeszkadzać Dario, jeśli zechce pracować? A może jednak powinna zająć miejsce naprzeciwko niego? Ale czy wtedy to nie sprawi, że on poczuje się w obowiązku prowadzenia z nią rozmowy?
Wiedziała na pewno, że nie ma ochoty siedzieć tuż obok. Już wymuszona bliskość w ciasnej przestrzeni samochodu spowodowała, że całe jej ciało było ciągle dziwnie napięte.
W końcu zdecydowała na fotel naprzeciwko. Jeśli Maranzano będzie chciał by dała mu spokój, na pewno jakoś da temu wyraz. Zajęła miejsce i od razu sięgnęła po kieliszek z winem. To z pewnością mogło choć trochę jej pomóc się rozluźnić.
– Lot potrwa półtorej godziny. W razie problemów proszę mnie zawołać – wyjaśniła im stewardessa, po czym odeszła.
Dario również sięgnął po swój kieliszek i wykonał mały gest toastu w jej stronę, co Maia od razu odwzajemniła.
– Na przyjęciu powiedziałeś, że Ilario odbierze mnie z lotniska, ale przecież miał mieć dziś wolny wieczór…
– On nigdy nie ma wolnego, jeśli w grę wchodzi twoje bezpieczeństwo.
– Przez cały czas się zastanawiam dlaczego to nadal on mnie pilnuje, skoro nie jestem już narzeczoną Tiziana?
Ta sprawa mocno ją nurtowała, a Ilario – choć mogła śmiało uznać go za jednego z najbliższych jej ludzi, wręcz przyjaciela, nie bardzo miał zamiar rozwiewać jej wątpliwości.
– Już ci to dziś powiedziałem. – Zabrzmiało to poważnie, ale o dziwo ona wcale nie poczuła się skarcona. – Jesteś teraz jedną z najważniejszych kobiet w naszej rodzinie. Twoje bezpieczeństwo to jeden z priorytetów całej naszej ochrony.
– Rozumiem – odpowiedziała, choć nie do końca była to prawda.
Giulia DeLuca, córka podszefa Connecticut, w ogóle nie miała ochroniarza i z tego, co Maia zdążyła zaobserwować, dziewczyna nawet sama prowadziła samochód, na co nawet jej własny ojciec nigdy nie chciał się zgodzić, w obawie o jej bezpieczeństwo.
Nie miała jednak czasu wyrazić swoich wątpliwości, ponieważ zgodnie z właśnie przekazaną instrukcją pilota skupiła się na zapięciu swoich pasów.
– Czy jest jakiś problem z obecnością Ilaria w pobliżu? Czy robi coś, co ci nie odpowiada? – zaczął dopytywać.
– Absolutnie nie! – zaprzeczyła od razu. – Może tylko to, że wciąż się upiera, że nie wolno mu mówić do mnie po imieniu.
– Bo nie wolno – Dario zabrzmiał nieco warkliwie. – Jest twoim podwładnym. Musi ci zawsze okazywać odpowiedni szacunek.
– Nigdy nie potraktowałabym go jak zwykłego pracownika – zaperzyła się Maia. – Od kilku tygodni spędzam z nim w ciągu dnia więcej czasu niż z własną rodziną. Jesteśmy przyjaciółmi.
Naprawdę nie chciała, aby Wulkan w jakikolwiek sposób zirytował się na Pozziego, ale nie zamierzała umniejszać ich dobrych relacji, nawet przed donem.
– Jeśli tak ci na tym zależy, to może mówić ci po imieniu, ale wyłącznie gdy będziecie gdzieś poza naszym głównym kręgiem towarzyskim.
– Super! Spróbuję go do tego namówić – szczerze się ucieszyła.
Miło było dowiedzieć się, że Maranzano szanował jej zdanie i potrafił przychylić się do jej próśb.
<><><>
Samolot wystartował bez problemów, a choć lot miał być krótki ona i tak zdecydowała się na rozpięcie pasów i wyprostowanie nóg. Zostawiła jego marynarkę i poszła do toalety, a gdy wróciła kobieta z obsługi właśnie uzupełniała ich kieliszki z winem, czarując przy tym swojego przystojnego szefa promiennym uśmiechem.
Maia sama nie wiedziała, dlaczego ten widok tak bardzo jej się nie podobał. Pewnie chodziło tu o brak profesjonalizmu. Tylko i wyłącznie o to.
– Masz może na coś ochotę? – zapytał od razu Dario, a stewardessa odwróciła się i spojrzała na nią z ledwo skrywaną niechęcią, którą próbowała zamaskować wymuszonym uśmiechem.
– Nie, dziękuję. Wino wystarczy – odpowiedziała, na powrót zajmując swoje miejsce.
– Na przyjęciu nie zjadłaś zbyt wiele, więc może powinienem poprosić obsługę o przygotowanie dla ciebie jakiejś przekąski? – przekonywał.
Maia poczuła się dziwnie, widząc tę jego troskę o jej dobrostan. Czy robił to tylko dlatego, że chciał być dżentelmenem? Włoscy mężczyźni rzadko bywali równie szarmanccy, zawsze stawiając na to, że ich wrodzony urok osobisty i tak załatwi wszystkie ich niedociągnięcia.
– Nie zjadłam za dużo, ponieważ jedzenie było niesmaczne – przyznała szczerze. – Ale wiem, że mama zrobiła wczoraj przepyszną lasagne i jeszcze trochę jej zostało, więc tym bardziej się cieszę, że wracam dziś do domu. – Rozpromieniła się na samą myśl o posiłku, który na nią czekał. Miała zamiar go zjeść pomimo później pory.
– Lasagne to twoje ulubione danie? – spytał wyraźnie tym zainteresowany.
– Jedno z nich. Moja mama bardzo dobrze gotuje, więc lubię prawie wszystko, co pojawia się na naszych talerzach, ale lasagne bolognese i jej gnocchi al pesto to prawdziwe kulinarne arcydzieła. – Miała nadzieję, że jej paplanina nie była dla niego męcząca.
Nie potrafiła jednak krótko mówić o tym, jak bardzo kochała kuchnię swojej mamy. Wiedziała, że jeśli kiedyś się wyprowadzi, to z pewnością i tak będzie częstym gościem na obiadach w rodzinnym domu.
– Lubisz wyłącznie włoską kuchnię? – dopytywał dalej.
– Och nie! Uwielbiam też kuchnię orientalną i meksykańską. Jednak w domu jadamy głównie rodzime specjały.
– Czuję, że chyba muszę wprosić się kiedyś do was na kolację.
Tym razem się nie pomyliła. Dario naprawdę się lekko do niej uśmiechnął.
– Absolutnie zapraszamy kiedy tylko będziesz miał na to ochotę! – zapewniła, czując jak serce jej przyśpiesza.
Bezwzględny szef jej ojca na ich domowej kolacji? Jej mama byłaby z pewnością bliska zawału. Zresztą ojciec też by się tym denerwował. A wolała nawet nie myśleć, co ona sama by wtedy przeżywała.
Dom był jej azylem – oazą, w której zawsze odnajdywała spokój. Jednak w obecności tego mężczyzny nie miałaby na to żadnych szans, niezależnie od miejsca.
– Dziękuję. Być może wkrótce będę miał okazję, by skorzystać z tego zaproszenia.
– Wspaniale! – Maia miała nadzieję, że zabrzmiało to naturalnie.
– A ty sama często gotujesz?
Zastanawiała się dlaczego on najwyraźniej planował kontynuować z nią rozmowę przez cały lot, zamiast jak sugerowała Azza zajmować się pracą. Czy to znów był przejaw tej jego dżentelmeńskiej postawy? Nie miała wyjścia, jak się temu poddać.
– Mama uczyła nas gotowania od kiedy skończyłyśmy z Galeną po dwanaście lat. Lubię przebywać w kuchni i znam kilka dobrych przepisów, ale daleko mi do mistrzowskiego poziomu mojej mamy.
– Planowałaś sama prowadzić dom po ślubie z Nicolettim?
– Na tyle, na ile byłabym w stanie połączyć to z moimi studiami – przyznała uczciwie.
– Czyli, jak to miało wyglądać? – drążył temat.
– Nie rozmawialiśmy o tym zbyt wiele. – Poczuła się tym lekko zawstydzona. – Ale najprawdopodobniej mieliśmy mieć pomoc do sprzątania i gotowania w tygodniu, a w weekendy chcieliśmy radzić sobie z tym sami.
– Planowaliście po ślubie kupić dom? – Brunet wyglądał na żywo zainteresowanego tymi wszystkimi sprawami.
– Nie od razu – czuła się lekko skrępowana tym przesłuchaniem, ale doszła do wniosku, że być może Dario usiłował się dowiedzieć, jak Tiziano poukłada swoje życie z Carą, skoro praktycznie miał już dość sprecyzowane plany na życie małżeńskie.
– To znaczy?
– Nie wiedzieliśmy, gdzie ostatecznie Tiziano będzie pracował – Maia lekko potarła dłońmi o swoje kolana, czując, że robią się coraz bardziej mokre od potu.
– A na co liczył? – Wulkan przyglądał jej się z powagą.
– Na pracę w Nowym Jorku, w pobliżu głównego kręgu rodziny.
Przecież nie była już winna Nicolettiemu lojalności i dochowywania sekretów względem jego planów.
– Marzyciel – parsknął. – Więc planowaliście ewentualnie zamieszkać w Nowym Jorku?
– Wstępnie tak. Chcieliśmy też kupić dom w Filadelfii w przyszłości, gdy na świecie pojawiłby się… – Nagle przerwała.
Naprawdę nie miała ochoty opowiadać o tym, jak planowała z Tizianem założyć rodzinę. Te plany już przepadły i nic nie mogło ich przywrócić.
– Chcieliście mieć dzieci już teraz?
– Tizio obiecał, że będziemy mogli z tym poczekać do ukończenia moich studiów – wytłumaczyła.
– A co gdybyś nie mogła z tym czekać, aż tak długo?
Maia nie kryła swojego zaskoczenia tym pytaniem. Skąd to się wzięło. Przecież to była tylko kwestia tego, co wcześniej ustaliła z narzeczonym.
– To znaczy, co gdyby dziecko niespodziewanie pojawiło się na świecie już teraz? – doprecyzował.
– Oczywiście mogłabym wtedy na jakiś czas zawiesić studia…
– Planowałaś zatrudnienie dla niego niani? dociekał.
– Na pewno nie przez pierwszy rok. Dopiero później bym to rozważyła, ponieważ chciałabym też być aktywna zawodowo. Wiem na pewno, że gdybyśmy mieszkali wtedy w Filadelfii, moja mama z przyjemnością by mi pomogła.
– Do New Jersey z Nowego Jorku też nie jest daleko. – Maranzano wyglądał jakby w tej chwili mówił sam do siebie.
– Tak, to na pewno byłby duży plus mieszkania teraz tak blisko – zmusiła się do uśmiechu.
Ta rozmowa coraz mniej jej się podobała.
– Lubisz Azzurrę?
To dopiero było zaskoczenie! Skąd taka nagła zmiana tematu? I czemu w ogóle on pytał ją o coś takiego?
– Oczywiście! – odpowiedziała gorliwie, ale też zupełnie szczerze. – Twoja siostra jest fantastyczna. Taka wesoła i pełna życia.
– Tak… – Mężczyzna spojrzał przez okno samolotu. – Pomimo tego, co ją spotkało wciąż nie traci hartu ducha.
– Czy… Nie ma żadnych szans na wyleczenie? – Odważyła się zapytać.
– Kilku specjalistów to sprawdzało. – Dario wydawał się wyraźnie skwaszony. – Ale tak naprawdę żaden z nich nie potrafi zaproponować jej odpowiedniej terapii czy rehabilitacji. Zdaje się, że Azzurra straciła już wszelką nadzieję, bo od lat odmawia udziału w badaniach.
– Przykro mi…
– Myślę, że śmierć jej matki też na to wpłynęła. Isabella była wyjątkowa.
– Wszyscy tak ją wspominają – Maia posłała mu delikatny uśmiech.
– Czyli, że odpowiada ci mieszkanie w centrum tak dużego miasta jak Nowy Jork? – Dario chyba postanowił wrócić do swojego przesłuchania.
– Tak, wszystko jest w porządku – zawahała się chwilę. – Ale lubię też wracać na weekendy do New Jersey. Szkoda mi tylko Ilaria, który musi mnie wozić tam i z powrotem.
– Nie sądzę, by się skarżył. To i tak o wiele lepsze zajęcie, niż to czym zajmował się wcześniej.
Panna Sorrentino bardzo chciałaby dowiedzieć się czym takim zajmował się jej ochroniarz, ale uznała, że to byłoby już przekroczenie granicy jej ciekawości.
Na szczęście pilot właśnie poinformował ich, że mają na powrót zapiąć pasy, bo zaraz podchodzą do lądowania. To była krótka podróż i Maia była za to wdzięczna. Musiała również przyznać, że wcale nie było tak źle jak się tego obawiała.
Stewardessa podeszła, by posprzątać butelkę po winie, a ona zdziwiła się, że zarówno jej kieliszek, jak i Daria były puste.
Może dlatego tak łatwo jej się odpowiadało na te wszystkie jego pytania. Alkohol najwyraźniej nieco rozwiązał jej język.
– Lubisz podróżować? – Wulkan widać nie wyczerpał jeszcze swojej ciekawości.
– Bardzo, choć nie zawsze mam taką możliwość. Odkąd dziadkowie we Włoszech zmarli, rzadko wyjeżdżamy poza kraj.
– A gdzie najbardziej chciałabyś pojechać, gdybyś miała okazję?
– Na pewno gdzieś gdzie jest ciepło.
– Czyli nie do Teksasu.
Maia nie mogła się powstrzymać od chichotania. Wprost nie mogła uwierzyć, że Dario jak gdyby nigdy nic zdobył się na żart. To było coś, czego się po nim nie spodziewała, ale bardzo jej się to spodobało.
– Ależ nie! Było tam fantastycznie i bardzo żałowałam, że tak szybko musiałam wyjechać…
– Naprawdę? – Mężczyzna wyglądał na szczerze zadowolonego z tej odpowiedzi.
– Uwielbiam jazdę konną i steki z grilla w knajpie twojego przyjaciela – wyjawiła w największym sekrecie. – Teksas z pewnością jest na liście miejsc, które chciałabym jeszcze kiedyś odwiedzić.
– Upewnię się, że będziesz miała taką okazję.
Zdziwiła się tą deklaracją. Czy to było kolejne zaproszenie? A może jakaś chęć zadośćuczynienia jej za to, co stało się tam poprzednio? Nie miała pojęcia, co o tym pomyśleć, ale wypełniła ją dziwna ekscytacja na samą myśl o ponownej wizycie na ranczu Daria.
Samolot dość gładko wylądował na płycie prywatnego lotniska, a ona pomyślała, że podróżowanie w ten sposób podobało jej się najbardziej. Nie była snobką i nie przywykła do nadmiernego luksusu, ale nie sądziła by to mogło jej przeszkadzać, na tyle by zrezygnowała z takiej możliwości, gdy ta się ponownie przed nią pojawiała.
Maszyna zatrzymała się w pobliżu dwóch czarnych samochodów i nawet w ciemności Maia potrafiła wyróżnić stojącą przy jednym z nich postawną sylwetkę Ilaria.
Stewardessa pojawiła się obok, by poinformować ich, że mogą już bezpiecznie wyjść z maszyny.
Brunetka z ulgą podniosła się ze swojego miejsca. Dobrze, że ten dziwny wieczór wreszcie dobiegał końca.
Maranzano pierwszy skierował się do wyjścia, zabierając po drodze swoją marynarkę. Jednak zamiast wysiąść zatrzymał się tuż przed drzwiami i odwrócił, by móc znów zarzucić okrycie na jej ramiona.
– Naprawdę nie trzeba… – Ponownie poczuła dreszcze, gdy jego chłodne palce musnęły jej skórę, a bliskość przyniosła ze sobą subtelny zapach jego drogiej wody kolońskiej.
– Nie zamierzam pozwolić żebyś zmarzła.
Nie mogła zaprzeczyć, że spędzenie z nim większości tego wieczoru sprawiło, że Maranzano po tym wszystkim wydał jej się jakiś bardziej ludzki. I chyba coraz łatwiej przychodziło jej opanować swój lęk przed jego dominującą osobowością.
Wulkan oczywiście jako pierwszy wysiadł z samolotu, po czym poczekał, by kurtuazyjnie podać jej dłoń, gdy schodziła po niewielkich schodkach. Tym razem wcale mocno się nie spięła, ani nawet lekko nie zadrżała, gdy ich palce się spotkały.
Wstrzymała jednak oddech, gdy don nie puścił jej ręki, tylko po prostu poprowadził ją w stronę czekających na nich samochodów.
– Dobry wieczór szefie, panienko Sorrentino – Ilario skłonił głowę, gdy podeszli bliżej.
– Maia życzy sobie byś od teraz mówił do niej po imieniu – poinformował dość oschle Dario, jednocześnie chyba nieświadomie mocniej ściskając jej dłoń.
– Nie śmiałbym… – Nawet w ciemności było widać, że mężczyzna pobladł.
– Sama o to poprosiłam…
– To rozkaz Pozzi! – Zabrzmiał to bezkompromisowo. – Masz się zwracać do niej tak, jak sobie tego zażyczy!
– Rozumiem – ochroniarz znów pokornie opuścił głowę. 
Dario machnął na niego dłonią, a Pozzi niezwłocznie zajął miejsce za kierownicą. 
– Cóż… Poszło świetnie! – sarknęła i nim się zorientowała co robi, wyszarpała dłoń z jego uścisku.
Nie powinna okazywać złości przed ich przywódcą, ale naprawdę wkurzyło ją to, że Maranzano potraktował całą sprawę w kategorii rozkazu. Nie tego oczekiwała.
Zaczęła zsuwać z ramion marynarkę, chcąc mu ją oddać i jak najszybciej stąd odjechać, ale mężczyzna tylko złapał za jej przód i przyciągnął Maię bliżej do siebie.
Oddech zamarł jej w piersi, ale serce zaczęło za to wręcz galopować, gdy uniósł dłoń i delikatnie dotknął jej zarumienionego policzka. Chyba jeszcze nigdy nie znalazła się, aż tak blisko niego i to było doprawdy oszałamiające uczucie, na które w ogóle nie była gotowa.
– Jesteś jeszcze bardziej urocza, gdy się złościsz… – Jego głos był dziwnie zachrypnięty, a oczy błyszczały czymś, czego nie potrafiła rozpoznać.
Obawiała się, że jeśli za chwilę nie zaczerpnie oddechu, to po prostu zemdleje mu prosto w ramiona.
– Dziękuję – wykrztusiła. – Za lot, marynarkę i w ogóle…
Wiedziała, że zabrzmiała teraz niczym skończona idiotka, ale bliskość tego człowieka z jednej strony dosłownie ją paraliżował, a z drugiej wprawiała jej ciało w prawdziwy chaos.
Nic z tego nie było dla niej normalne.
– To ja dziękuję panno Sorrentino. – Mężczyzna wreszcie się odsunął, a ona musiała się upomnieć, by ze zdenerwowania nie zacząć dyszeć. Ze wszystkich sił starała się oddychać normalnie i wyglądać absolutnie naturalnie.
– Odeślę twoją marynarkę…
– Nie – Dario spojrzał jej głęboko w oczy. – Lepiej będzie, jeśli następnym razem po prostu mi ją oddasz. Osobiście.
– Oczywiście – wypowiedziała to z trudem. – Jeszcze raz dziękuję.
– Naprawdę nie ma za co – Wulkan wreszcie otworzył przed nią drzwi samochodu, a Maia zrobiła wszystko, by wsiąść do środka jak dama, a nie wpaść tam jak uciekająca przed drapieżnikiem mysz.
– Dobranoc… – odważyła się unieść głowę i na niego spojrzeć.
– Słodkich snów Maiu – Maranzano delikatnie uśmiechnął się do niej, nim zamknął drzwi i dwukrotnie klepnął w dach.
Ilario od razu ruszył, a ona dopiero po chwili zauważyła, że drugi samochód również jechał zaraz za nimi.
– Dlaczego mamy dodatkową obstawę? – zapytała zdziwiona.
– Nowe rozkazy – stwierdził zdawkowo Pozzie.
– Jesteś na mnie zły za tę całą hecę z mówieniem po imieniu? – spytała pokornie.
– Wiesz, że nie – Ilario spojrzał krótko przez ramię, szczerząc się do niej. – A już na pewno nie tak zły, jak zapewne był nasz don, gdy na to nalegałaś.
– Wcale nie był zły, gdy mu o tym wspomniałam, co najwyżej zdziwiony – zaprzeczyła z mocą.
– Jasne. – Zabrzmiał, jakby wcale jej nie uwierzył. – W każdym razie, jeśli chcesz mojego dobra, nie wspominaj przy nim zbyt często o mojej osobie, ok?
– Nie będę go widywała na tyle regularnie, by mieć ku temu okazję.
Ku zdziwieniu Mai, mężczyzna się szczerze roześmiał. Była jednak zbyt zmęczona i przejęta wydarzeniami całego tego wieczoru, by zechcieć pogłębić ten temat.
Przymknęła oczy i oparła się wygodnie, ledwo rejestrując ostatnie słowa swojego ochroniarza.
– Niewiedza pozwala spać spokojnie.
<><><>
Ten tydzień na uczelni naprawdę dał jej w kość. Na dodatek Tiziano jakimś cudem zdobył jej nowy numer telefonu i zaczął zasypywać ją setkami wiadomości z kolejnymi prośbami o wybaczenie i błaganiami, by nie zgadzała się na żadne zaręczyny, zanim on nie pozbędzie się ze swojego życia Cary Devlin.
Blokowała te numery, ale Nicoletti miał dostęp do wielu jednorazowych nierejestrowanych numerów na kartę, więc co kilka godzin Maia dostawała kolejną serię wiadomości o podobnych treściach. Uznała, że jeśli sytuacja szybko się nie uspokoi, będzie zmuszona porozmawiać o tym ze swoim ojcem.
W piątkowe popołudnie, gdy Ilario ją odebrał, wprost nie mogła się już doczekać zatopienia się w domowych pieleszach.
Wiedziała, że mama z pewnością przygotowała dla niej jakieś pyszne dania, a Galena zaplanowała już wieczór filmowy z popcornem i w otoczeniu jej włochatego zwierzyńca, który zawsze lubił rozkładać się wraz z nimi na kanapie.
Wprost kochała takie wieczory!
Pozzi przez całą drogę był dziwnie milczący, ale Maia nie miała jakoś ochoty szukać przyczyny tego stanu. Wiedziała, że ochroniarz nie boczył się już na nią za tą sprawę z wymuszeniem na nim mówienia jej po imieniu, ale jednak i tak coś ewidentnie dziś psuło mu humor.
Zamiast się tym przejmować, postanowiła poświęcić czas powrotu do domu na telefon do Eveline i nadrobieniem z nią najnowszych plotek z Filadelfii.
Tiziano podobno wrócił do miasta w towarzystwie narzeczonej i teraz codziennie odwiedzał piekarnię rodziny Sorrentino, chyba w nadziei, że jego była narzeczona się tam kiedyś pojawi.
Głupek!
Szczerze ucieszyła się, gdy zobaczyła fasadę ich nowego, rodzinnego domu. Tęskniła za tym miejscem, chociaż przyjeżdżała tu przecież co tydzień.
– To dla ciebie.
Zdziwiła się, gdy po wyjściu z samochodu Ilario podał jej dużą torbę czekoladek Reese’s. To były jej ulubione łakocie na poprawę skopanego humoru. Czyżby coś miało się dziś wydarzyć?
– Dzięki, ale co to za okazja? – dociekała.
– Myślę, że wkrótce sama się przekonasz. – Ochroniarz posłał jej ponuro wyglądający uśmiech, po czym otworzył przed nią drzwi do domu.
W progu powitała ją Emmy – ich nowa gosposia. Wesoła, starsza pani, którą z miejsca wszyscy bardzo polubili.
– Witaj w domu aniołku – Zwróciła się do niej z czułością, jednocześnie odbierając jej torbę i paczkę z cukierkami.
– Dzień dobry Em. Czy rodzice już są?
– Tak, wszyscy czekają na ciebie w salonie – wyjaśniła, choć wyglądała przy tym na dziwnie zaniepokojoną.
– Ostatnio każde zaproszenie na spotkanie w salonie kończy się jakąś katastrofą – zauważyła, próbując przykryć narastający stres, swoim rozbawieniem.
– To może ja zaparzę ci twojej ulubionej herbaty – zaproponowała gosposia, zadziwiająco szybko odchodząc w kierunku kuchni.
Maia wzięła głęboki oddech i postanowiła, że nie ma co zwlekać z poznaniem wieści, jakkolwiek złe by nie były.
<><><>
W salonie zastała naprawdę poruszający widok. Jej mama i siostra siedziały razem na kanapie. Najbardziej przerażające było jednak to, że obie wyraźnie miały łzy w oczach. Jej ojciec natomiast stał przy jednym z okien, mocno nad czymś zamyślony.
– Maia! – Gelena pierwsza ruszyła w jej stronę, a Gabrielle znalazła się przy swojej starszej córce zaraz po niej.
Obie kobiety wspólnie wzięły ją w ramiona, mocno do siebie przytulają, a z ust jej matki wyrwało się coś dziwnie przypominającego zduszony szloch.
– Na wszystkie świętości, co takiego się z wam dzieje? – poczuła, jak panika zaczyna dosłownie mrozić jej krew. – Kto umarł i co to ma z nami wspólnego? – Próbowała wysilić się na słaby żart.
– Chodź, usiądź córeczko – zachęciła ją słabo mama, jednocześnie ukradkiem ocierając łzy.
– Wolę postać – zdecydowała, prawie pewna że kaliber tych wieści może spowodował, że albo zechce od razu uciekać, albo po prostu zwymiotuje.
Do obu tych czynności wolałaby stać na własnych nogach.
– Maia… – Andrea odwrócił się w stronę córki. – Wspominałem ci już ostatnio o tym, że po zerwaniu twoich zaręczyn z Tizianem nie będziemy mogli zbyt długo czekać z wybraniem innego kandydata, prawda?
– To o to chodzi? – Rozejrzała się po twarzach swoich bliskich. – Muszę zacząć się z kimś umawiać już teraz?
Mimo, że wcale jej to nie pasowało, poczuła chwilową ulgę. Randkowanie nie było przecież końcem świata. Póki nikt nie kazał jej jeszcze wyznaczać daty ślubu…
– Jesteś taka śliczna i mądra… – Mama pogłaskała ją czule po rozpuszczonych włosach. – Powinniśmy byli przewidzieć, że to się może tak skończyć.
– Nie rozumiem czemu aż tak rozpaczacie. Umawianie się z kimś nowym może nie jest tym czego bym teraz chciała, ale…
– Tu nie chodzi o samo umawianie się – przerwał jej Andrea. – Dostałaś propozycję zawarcia małżeństwa.
– Co takiego? – Szczerze się zdziwiła, że ktoś mógłby chcieć ją poślubić bez uprzedniego zapoznania się bliższej, ale to też nie był przecież koniec świata.
– W czym problem? Po prostu ją na razie odrzućmy i…
– Właśnie o to chodzi, że tej jednej propozycji nie możesz odrzucić – szepnęła Galena, a w jej oczach przez cały czas błyszczały łzy. 
– Niby dlaczego? – Maia poczuła jak ściany niebezpiecznie zaczynają się do niej zbliżać. 
– Naszą rodzinę spotkał ten zaszczyt, że sam don Dario Maranzano osobiście był dziś u mnie, by poprosić mnie o twoją rękę – wyjaśnił Andrea, brzmiąc przy tym jakby wolał się udusić niż kiedykolwiek powtórzyć te słowa.
– Nie… – Maia złapała mamę i siostrę za przedramiona, czując jak świat dookoła niej zaczyna wirować. – Niemożliwe… Nie… Przecież… On nie…
– Wiesz, że nie mogłem mu odmówić – głos jej ojca bardziej przypominał szept. – Wszystko wskazuje na to, że za dwa miesiące od dziś, zostaniesz nową donną nowojorskiej Cosa Nostry.
Maia otworzyła usta, by coś na to odpowiedzieć, albo wykrzyczeć, ale nie była w stanie tego zrobić.
Jej świat najpierw na chwilę się zatrzymał, a zaraz później stał się całkowicie czarny. Ostatnim co poczuła, było to jak jej świadomość odpływa do miejsca, w którym to wszystko choć przez chwilę mogło jeszcze wydawać się tylko bardzo złym snem.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz