wtorek, 21 października 2025
Projekt Baśniowy - "Książę Białych Pawi"
Praca inspirowana bajką "Księżniczka łabędzi" (1994)
***
I rok Hogwartu:
– Widzieliście ją...? – zapytał Draco, dzieląc się pogardliwym uśmieszkiem. – Widzieliście tę całą Hermionę Granger? Co za okropne włosy! Te koszmarne zęby! A ponadto podobno jej rodzice to mugole! Jest naprawdę beznadziejna!
– Czułam, że ten cały Malfoy to taki mały krętacz! – Hermiona prychnęła i założyła ręce na piersi. – To zwykły, blady tchórz! Powinniśmy go unikać i nigdy nie wdawać się z nim w żadne dyskusje, bo nie jest wart nawet sykla naszej uwagi!
II rok Hogwartu:
– Jeśli to w ogóle możliwe, to Granger w tym roku zrobiła się jeszcze brzydsza! – Draco obserwował Gryfonkę spokojnie uczącą się na szkolnym dziedzińcu. – A jeśli potwór Slytherina naprawdę ma zamiar wymordować wszystkie szlamy, to mam nadzieję, że nie będzie zbyt długo zwlekał z pozbyciem się akurat jej!
– Serio myślicie, że Malfoy mógłby być Dziedzicem Slytherina? Ten blady wymoczek wciąż trzymający się szaty tatusia? Naprawdę nie sądzę! Jest przeciętny we wszystkim poza rzucaniem obelgami. W tym jest tylko żałosny – podsumowała Hermiona w czasie rozmowy ze swoimi przyjaciółmi.
III rok Hogwartu:
– Granger chyba postanowiła zawsze stawać w obronie wszystkich żałosnych zasmarkańców takich jak Potter, Łasica i nawet ten przygłupi gajowy! – Draco splunął z obrzydzeniem. – W sumie sama jest strasznie żałosna i brzydka, więc rola obrońcy przegranych idealnie do niej pasuje!
– A może jednak trochę szkoda, że Hardodziob nie pozbył się Malfoya raz na zawsze? – westchnęła tęsknie Hermiona. – Naprawdę oglądanie jego szpiczastej twarzy to jedna z bardzo niewielu rzeczy ze świata magii, za którą nigdy bym nie zatęskniła!
IV rok Hogwartu:
– Widzieliście, jak ta przemądrzała Gryfonica wisiała wczoraj na ramieniu Kruma? – sarkał Draco, wciąż wyrażając miną i gestem swój niesmak. – Głupia szlama, chyba myślała, że jest królową zamku! Wyobrażacie sobie, co by wyszło, gdyby ta dwójka się kiedyś ze sobą skrzyżowała? Szlamowaty kaczor o okropnie brzydkich zębach i krzaczastych włosach! – Blondyn ryknął śmiechem na własne słowa.
– Szkoda, że profesor Moody nie mógł zostawić Malfoya na stałe jako fretkę! – Hermiona na chwilę się rozmarzyła. – I szkoda, że nie mamy już w szkole Hardodzioba! Fretki to przecież ulubiony przysmak hipogryfów!
V rok Hogwartu:
– Granger i ci jej głupi, wierni giermkowie, jak nic wkrótce wpakują się w kolejne kłopoty – przewidywał Draco, gdy popijał w Trzech Miotłach piwo kremowe w towarzystwie swoich przyjaciół. – A ja tam wtedy będę, by móc z bliska zobaczyć, jak zostaną za to odpowiednio ukarani!
– Malfoy tak bardzo podlizuje się Umbridge, że jest to nawet bardziej żenujące, niż czasy, gdy bez przerwy straszył wszystkich swoim ojcem! – stwierdziła drwiąco Hermiona, patrząc na Dracona, który właśnie z uwagą słuchał rozkazów tej przeklętej, różowej ropuchy.
VI rok Hogwartu:
– Mogłoby się wydawać, że Granger wraz z ujarzmieniem tego gniazda szczura na głowie, zacznie wreszcie racjonalnie myśleć! Dlaczego nie mogłaby się wreszcie uwolnić od tych dwóch frajerów, którzy wciąż wciągali ją w kolejne kłopoty? Co za nierozważna dziewucha! – denerwował się Draco, widząc jak trójka znienawidzonych przez niego gryfonów pochyla się razem nad starą książką do eliksirów.
– Malfoy nie może być śmierciożercą – Hermiona przewróciła oczami na kolejny raz powtórzoną przez Harry'ego sugestię. – Jest na to za młody i zbyt słaby. Czego tak potężny czarodziej mógłby chcieć od tej małej, wiecznie skwaszonej tchórzofretki?
VIII wznowiony rok w Hogwarcie:
– To niemożliwe, by to właśnie ona wyglądała w ten sposób – Draco przygryzł wargę tak mocno, że poczuł w ustach własną krew. – Hermiona Granger ubrana w zwiewną, niebieską sukienkę, wirowała właśnie po parkiecie w ramionach tego dupka – Rona Weasleya, a Malfoy nie mógł wprost oderwać oczu od jej cudownej figury, wspaniale ułożonych loków, błyszczących oczu i uroczo wykrojonych, różowych ust. Była piękna – choć nigdy nie powiedziałby tego głośno przed nikim innym.
– Malfoy wyraźnie się wyróżnia w tych swoich wspaniale skrojonych szatach – rozmyślała, siedząc przy stoliku i czekając, aż Ron przyniesie im drinki. – Widocznie odzyskał nieco wagi utraconej w latach wojny i wypełnił się w najbardziej męski i pociągający sposób, jaki tylko mogła sobie wyobrazić. I choć te myśli były niepokojące – absolutnie nie mogła się ich pozbyć.
I rok wspólnej pracy w ministerstwie:
– Merlinie! Pozwól, by ona jeszcze raz się do mnie uśmiechnęła właśnie w ten sposób! – marzył cicho Draco. – Gdy po wojnie przeprosił, a Granger przyjęła jego przeprosiny, nie przypuszczał, że ich późniejsza relacja wynikająca z pracy w tym samym departamencie zamieni się w takie łatwe koleżeństwo. To było coś, co go naprawdę uszczęśliwiało po ostatnich, traumatycznych latach.
– Ta jego grzywka to czysta prowokacja! – Hermiona nieświadomie przygryzła końcówkę swojego pióra, gdy gapiła się przez stół w sali konferencyjnej na swojego współpracownika. – Draco Malfoy był uważany obecnie za jednego z najprzystojniejszych mężczyzn w całym Ministerstwie Magii i Hermiona musiała uczciwie zgodzić się z tą oceną. A jego grzywka wyraźnie prowokowała ją, by po prostu sięgnęła i przeczesała ją palcami.
II rok wspólnej pracy w ministerstwie:
– Masz piankę ze swojego latte na górnej wardze – Draco zachichotał, wskazując palcem na jej usta. – Wychodzenie na kawę z Granger do jej ulubionej, mugolskiej kawiarni, stało się ich wspólnym rytuałem, który po prostu uwielbiał. Tak jak uwielbiał tę czarownicę... Całym sobą.
– Draco... Twój krawat jest nieco krzywo – Hermiona uśmiechnęła się do niego, gdy stali naprzeciwko siebie na ministerialnym przyjęciu sylwestrowym. – Pozwolisz, że ci go poprawię? Chociaż w sumie chyba powinnam to zrobić jako twoja sekretna randka na dzisiejszy wieczór, prawda?
Dziewięć miesięcy ich związku – teraźniejszość:
Tego dnia siedzieli razem pod drzewem – i to nie byle jakim. Był to rozłożysty dąb położony w parku, w którym po raz pierwszy razem spacerowali, gdy Draco wreszcie odważył się zaprosić ją na kolację. Spotykali się już przeszło od dziewięciu miesięcy – zawsze w mugolskim świecie. Był właśnie początek września, a oni urządzili sobie mały piknik, korzystając z ostatnich dni pięknej pogody. Hermiona zakomunikowała Draco, że ma z nim dziś do omówienia pewną ważną sprawę.
– Czyż to nie jest wspaniały dzień? – westchnął czule w jej włosy, napawając się ich ślicznym zapachem.
Hermiona siedziała pomiędzy jego ugiętymi kolanami, przytulając się swoimi plecami do jego torsu, a on obejmował ją ramionami, czując, że w tej chwili mógłby wyczarować z setkę patronusów. Kochał tę kobietę do szaleństwa i był prawdziwym szczęściarzem, że ona odwzajemniała jego uczucia.
– O czym chciałaś ze mną porozmawiać? – spytał, próbując przyciągnąć ją jeszcze bliżej siebie.
Hermiona wyraźnie się chwilę zawahała. Odchrząknęła jednak i odwróciła się w jego ramionach tak, by móc spojrzeć mu w twarz.
– Za dwa tygodnie wypadają moje urodziny – powiedziała dziwnie zdławionym tonem.
Draco wywrócił oczami. Jako dobry chłopak był oczywiście absolutnie świadomy tego, że jego ukochana wkrótce obchodziła swoje święto. U jubilera czekał już odpowiedni dla niej prezent, który miał zamiar odebrać w przyszłym tygodniu.
– Pomyślałam... – Hermiona znów odchrząknęła. – Sądzę, że to będzie dobry moment, byśmy się wreszcie ujawnili. Wszyscy moi przyjaciele zorientowali się już, że od kilku miesięcy z kimś się spotykam, więc...
– Żartujesz? – Draco natychmiast się spiął. – Myślisz, że impreza, na której będzie z trzydziestu gryfonów będzie odpowiednim momentem, by oznajmić im wszystkim, że teraz jesteśmy razem? Hermiona... Nie możesz mówić poważnie!
Granger zamrugała, a Draco od razu mógł stwierdzić, że jego ostry ton mógł ją nieco zranić. Zmusił się więc do łagodnego uśmiechu i czułym gestem potarł jej ramiona.
– Kochanie, to nie będzie odpowiedni moment. Powinniśmy odczekać jeszcze kilka miesięcy nim podejmiemy tę decyzję...
– Ile? – zapytała cicho, a Draco zaczął modlić się w duchu, by tylko nie zaczęła płakać. Naprawdę nie mógłby znieść jej łez.
– Nie wiem – odpowiedział z westchnieniem. – Ale sądzę, że jest zdecydowanie za wcześnie na nasze oficjalne ujawnienie.
– A ja tak nie uważam – Hermiona odsunęła się od niego. – Jesteśmy razem szczęśliwi, a to ciągłe ukrywanie się jest jedyną rysą na naszym szczęściu...
– Masz pojęcie, ile pojawi się na nim rys, gdy już wreszcie wszyscy się o nas dowiedzą? – zapytał sucho Draco, czując jak ręce zaczynają mu drżeć.
– Czy to ma znaczenie czy pojawią się one teraz czy dopiero za jakiś czas? Efekt będzie przecież ten sam – Hermiona wstała i założyła ręce na piersi, jakby chciała się odgrodzić od jego obecności, dlatego Draco też szybko się podniósł i podszedł, by znów spróbować ją objąć.
– Myślę, że nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. – Blondyn delikatnie pogładził ją po policzku.
Na chwilę wstrzymał oddech, gdy zobaczył jak oczy jego ukochanej wreszcie wypełniają się łzami.
– Ty nigdy nie będziesz na to gotowy, prawda? – spytała go szeptem.
– Hermiona... – Draco poczuł się, jakby ktoś zmiażdżył mu serce, gdy ona znów się od niego odsunęła.
– Nie mogę czekać w nieskończoność – Granger przełknęła łzy i dumnie uniosła głowę. – Nie chcę zmarnować swojego życia w ten sposób.
– Kochanie to nie tak – Draco wyciągnął rękę chcąc jej dotknąć, ale Hermiona znów zrobiła krok w tył. – Chodzi tylko o to, że jeszcze nie zdołaliśmy tak właściwie nacieszyć się sobą... – Draco bełkotał, choć tak naprawdę nie mogą znaleźć w tej chwili odpowiedniego argumentu, by odeprzeć jej zarzut.
– Znasz moje zdanie na ten temat – powiedziała sucho, szybko podnosząc z ziemi swoją torebkę. – Jeśli zmienisz swoje, to wtedy daj mi znać. Cześć. – Zaraz potem odwróciła się i szybko odeszła.
Draco od razu chciał za nią pobiec. Zatrzymać ją i zapewnić, że kocha ją ponad własne życie i razem przetrwają wszystkie złe chwile, jakie mogą na nich spaść po ujawnieniu opinii publicznej ich związku. Wiedział jednak, że jeśli zrobi to teraz, to Hermiona nie uwierzy w jego szczerość. Musiał dobrze przemyśleć, to co dokładnie chciał jej powiedzieć.
Zacisnął pięści, by nie rwać z frustracji włosów z głowy. Tu nawet nie chodziło o jej przyjaciół. Po wojnie Wybraniec i cała pozostała świta Hermiony, obdarzyła Draco czymś, co można by nazwać chłodną tolerancją. Wiedział jednak, że oni wszyscy kochali Granger, na tyle by móc zaufać jej wyborom. Nie osądzali by ich ani nie byli przeciwko nim.
Jedyną realną przeszkodę dla ich związku stanowił jego ojciec. Od kiedy przed dwoma laty zmarła mu żona, Lucjusz pogrążył się w sarkazmie i zgorzknieniu do tego stopnia, że Draco zaczął go z premedytacją unikać. Wiedział jednak, że ojciec całym sobą nadal wierzył w idee czystości krwi, a także w to, że Draco powinien jak najszybciej przedłużyć swoją linię rodową. Wciąż zasypywał go listami z propozycjami kontraktów zaręczynowych ze wszystkimi kwalifikującymi się pannami wśród magicznej arystokracji, doprowadzając go tym do czystej furii.
Draco nie musiał przewidywać reakcji ojca – miał bowiem pewność, że nie będzie ona przyjazna, ani nawet neutralna. Wiedział, że nowina o tym, że jego jedyny syn zakochał się w mugolaczce, wstrząśnie Lucjuszem do głębi i naprawdę się bał do jakich czynów mogłoby go to popchnąć.
Jednak Hermiona była dla niego wszystkim – jedynym światłem w jego życiu. Jeśli chciał być naprawdę szczęśliwy musiał ją jak najszybciej przeprosić, a potem zapewnić, że razem przekonają cały magiczny świat, że są dla siebie po prostu stworzeni.
Z tymi myślami Draco pozbierał swoje rzeczy i wyruszył do najbliższego punktu teleportacyjnego. Nie miał wyboru, jak tylko zdobyć się na odwagę i powiedzieć Lucjuszowi, że zrobi wszystko co w jego mocy, by jego synową została kiedyś Najgenialniejsza Czarownica tego pokolenia – i jednocześnie wiedźma mugolskiego pochodzenia.
***
Całą noc rozmyślał, jak przeprowadzić tę rozmowę, dlatego postanowił udać się do ojca następnego dnia z samego rana. Gdyby miał szczęście, to jeszcze w porze lunchu zdołałby zobaczyć Hermionę i wyznać jej, że jeśli zechce, to mogą jeszcze dziś dać ogłoszenie na stronę główną " Proroka ", informujące wszystkich o ich szczęśliwym związku.
Wszedł do dość ponuro wyglądającego gabinetu ojca i zastał Lucjusza siedzącego za wielkim biurkiem. Tuż przed nim leżała jego różdżka, a obok znajdowała się stara księga czarów. Draco rozpoznał, że była czarnomagiczna – jedna z tych, o których wiedział, że zawierają śmiertelnie groźne klątwy.
– Co takiego dziś porabiasz ojcze? – zapytał łagodnie Draco, starając się zniwelować lekki niepokój.
– Zastanawiałem się, jak długo zajmie ci przyjście tu i powiedzenie mi wreszcie o tym twoim... małym romansie – Lucjusz wykrzywił usta w paskudnym uśmieszku.
– Skąd o tym wiesz?
– Powinieneś być świadomy tego, że ja zawsze wiem wszystko – szydził w odpowiedzi Malfoy senior.
Draco cały się spiął i odruchowo chciał złapać za swoją różdżkę, ale nim zdołał to zrobić, jego ojciec gładko go rozbroił.
– Co ty wyprawiasz?! – młodszy blondyn wyrwał się do przodu, chcąc dobiec do biurka i odebrać swój magiczny atrybut, jednak ojciec w tym samym czasie wycelował w niego swoją własną różdżką.
– Pytasz mnie o to, co ja wyprawiam? Lepiej zadaj to pytanie samemu sobie! – mówił zimno. – Co cię opętało, by wdać się w romans z tą małą, brudną szlamą?
– Nie mów tak o niej! – Draco zacisnął pięści ze złości. – Nie waż się jej przy mnie obrażać!
Lucjusz prychnął z pogarda, po czym wstał i powoli obszedł biurko, przez cały czas celując w syna różdżką.
– Dziś rano udało mi się przekonać wreszcie Arnolda Greengrassa, by zgodził się na twoje zaręczyny z jego córką – Astorią.
– To się nie wydarzy – Draco hardo uniósł głowę. – Jedyną kobieta, jaką kiedykolwiek poślubię będzie Hermiona Granger!
– W takim wypadku... – Lucjusz machnął różdżką. – Wolę już nie mieć syna niż skalać naszą rodzinę małżeństwem ze szlamą!
Draco krzyknął, gdy jego ciało przeszył nagły ból, a zaraz potem miał wrażenie, że świat dookoła niego się kurczy. Po chwili stracił przytomność.
***
Obudził się czując na twarzy coś mokrego. Zamrugał i uniósł głowę, ale całe jego ciało czuło się dziwnie nieskoordynowane. Co to miało oznaczać?
– Widzę, że wreszcie dochodzisz do siebie. – Gdzieś nad nim rozległ się szyderczy głos.
Znów spróbował unieść głowę i tym razem udało mu się to na tyle, by dojrzeć ojca stojącego na skraju jeziora znajdującego się w ogrodzie dworu.
– Co...? – chciał zapytać, ale jego głos nie brzmiał już tak samo, a bardziej przypominał jakiś dziwny skrzek.
Draco chciał dotknąć swojego gardła, lecz okazało się to niemożliwe, gdyż jedynym co poczuł, było to jak coś otwiera się dookoła niego. Spanikowany spojrzał w dół na taflę wody.
Nie mógł w to uwierzyć! Był pawiem! Białym pawiem albinosem – takim samym jak te które przed wojną mieszkały we dworze!
– Co mi zrobiłeś? – wycharczał Draco z rozpaczą.
– To tylko taka mała, stara i znana naszej rodzinie klątwa. Sprawia, że zawsze w świetle dnia stajesz się pawiem, natomiast w nocy, gdy będziesz sobą, nie będziesz mógł opuścić terenu naszego ogrodu – Lucjusz zachichotał. – Sam przyznaj, że to bardzo zmyślne!
– Jak mogłeś...? – Draco chciałby móc podbiec i skrzywdzić jakoś swojego ojca, ale w ciele tego śmiesznego ptaka, nie mógł tego zrobić.
– Odczaruję cię w chwili, gdy tylko zgodzisz się podpisać kontrakt zaręczynowy z rodziną Greengrass i raz na zawsze zapomnieć o tej brudnej szlamie! – wyjawił Lucjusz.
– Nigdy! – warknął Draco. – Kocham Hermionę i wiem, że jest na tyle sprytna, że mnie tu odnajdzie i odczaruje! A wtedy ty gorzko pożałujesz...
– Wierz w co chcesz – Lucjusz spojrzał na niego z pogardą. – Ale to będzie twój koniec. Wystarczy kilka miesięcy, by ona zrozumiała, że zniknąłeś, bo już jej nie chciałeś i wtedy po prostu ruszy dalej i zakochała się w kimś innym.
– To się nigdy nie wydarzy! – zaprzeczył gwałtownie Draco.
– Zobaczymy – Lucjusz znów uśmiechnął się drwiąco, po czym odwrócił się i odszedł w stronę dworu.
Draco nie wiedział czy pawie mogą płakać, ale czuł, że jego serce pęka z bólu. Jego własny ojciec zaklął go w pawia i chciał zmusić do porzucenia miłości jego życia. Całym sobą miał w tej chwili nadzieję, że Hermiona się nie podda i wreszcie go odnajdzie, bo jeśli nie, to być może na zawsze będzie musiał pozostać niczym więcej – jak tylko bezużytecznym ptakiem.
***
Dni mijały, a Draco był coraz bardziej zrozpaczony. Bycie pawiem w ciągu dnia było bardzo niewygodne. Jednak to noce, gdy na powrót stawał się sobą, były najgorsze. Zbadał wszelkie zakątki ogrodu, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej pułapki, ale nie było na to sposobu. Lucjusz dał mu tylko stary leżak i kilka przeżartych koców, by mógł się nimi okryć, gdy noce stawały się coraz bardziej zimne. Za jedzenie miał resztki z kolacji, które na metalowym talerzu dostarczał mu wierny skrzat domowy Lucjusza.
Co wieczór ojciec przychodził do niego i pokazywał mu kontrakt zaręczynowy, gotowy do podpisania. Draco jednak zawsze odmawiał. Jedynie myśl o tym, że Hermiona z pewnością zaczęła już go szukać podtrzymywała go na duchu. Jednak Lucjusz raz po raz gasił jego nadzieję, mówiąc, że rozpowiedział wszystkim, że Draco pilnie wyjechał do Paryża.
A co, jeśli ona naprawdę pomyślała, że ją zostawił, bo nie zamierzał ujawnić ich związku? Miał czasem wrażenie, że serce pęka mu z rozpaczy na samą myśl o tym, że być może Hermiona doszła do wniosku, że po prostu ją porzucił.
***
To był jeden z chłodniejszych dni. Niebo było szare, a wiatr mocno kołysał liśćmi drzew, które powoli traciły swoje barwy z powodu panującej już jesieni. Draco – w postaci pawia – siedział nad brzegiem jeziora, rozmyślając o swoim smutnym losie.
Nagle tylne drzwi dworu otworzyły się i w ogrodzie pojawił się Lucjusz. To było naprawdę dziwne, bowiem rzadko pokazywał się tam w ciągu dnia.
– Czego chcesz? – skrzeknął na niego Draco.
– Przyprowadziłem ci towarzystwo! – Lucjusz zaśmiał się złowrogo, po czym rzucił czymś mocno w zimną toń jeziora.
Draco szybko spojrzał w tamtą stronę i zamarł widząc... Powoli wypływającego na powierzchnię żółwia i trzymającą się kurczowo jego skorupy, nieelegancko prychającą – żabę.
– Eee cześć...? – Draco niepewnie zwrócił się do obu stworzeń, nie mając pojęcia czy go rozumieją.
– Draco? To naprawdę ty? – spytał powolnym tonem żółw.
– Blaise? – Malfoy z emocji, aż rozłożył swój pawi ogon. Co jego najlepszy przyjaciel robił tu i to na dodatek w postaci żółwia?
– Tak, to ja.
– A co ze mną? Mnie też rozpoznajesz? – Żaba mówiła z tym tak mu znajomym, przesadnym akcentem, że Draco od razu musiał parsknąć śmiechem.
– Theodorze! Co wy dwaj tu robicie...? Dlaczego mój ojciec też was przeklął? – dopytywał gorączkowo.
– Przyszliśmy cię odszukać i powiedzieliśmy Lucjuszowi dosadnie, że wiemy na pewno, że nigdzie nie wyjechałeś! W ostatnich miesiącach byłeś zakochany po uszy i wiedzieliśmy, że nie zrezygnowałbyś z tego tak łatwo – powiedział Theodore, nadal siedział na skorupie Zabba i przeglądał się w lustrze wody.
– Złaź ze mnie! – wkurzył się wreszcie Blaise i strącił żabę ze swojego grzbietu. – I dlaczego do cholery to ja jestem żółwiem, skoro zawsze i do wszystkiego jestem taki szybki?
Draco parsknął śmiechem, nie mogą uwierzyć, że jego przyjaciele naprawdę też tu trafili. Lucjusz najwidoczniej coraz mocniej pogrążał się w swoim szaleństwie skoro tego dokonał. Przecież teraz z pewnością ktoś przyjdzie ich tu szukać!
– Ciesz się, że nie jesteś żabą! – sarknął Theodore. – Dosłownie cały czuje się oślizły!
– Bo od zawsze śliski był z ciebie typ – Blaise uśmiechnął się do kumpla, a Draco uczciwie musiał przyznać, że uśmiechnięty żółw był dość dziwnym widokiem.
– Ty skorupiaku jeden...!
– Nie kłóćcie się, proszę! Sytuacja jest kiepska, ale być może razem coś wymyślimy! – W Draco w tej chwili odżyła nadzieja.
– Lucjusz po tym jak już nas przeklął, to powiedział, że mamy przekonać cię byś podpisał jakiś kontrakt, a on zaraz potem on nas odczaruje – Theo spojrzał na niego z powagą.
Draco teraz zrozumiał, dlaczego jego ojciec ich rzucił na nich tę samą klątwę. Liczył, że nieszczęście przyjaciół będzie dla niego odpowiednim źródłem nacisku, by szybciej się zgodził na podpisanie umowy przedślubnej.
– Z kim on chce cię zaręczyć? – zapytał Blaise.
– Z Astorią Greengrass – Draco złożył swój ogon i opadł na trawę w geście rezygnacji.
– Tylko nie z tą nudną krową! – Theo wydał z siebie oburzony rechot. – Oszalałbyś przy niej po góra dwóch tygodniach rozmów o planowaniu przyjęć i tym, dlaczego jedwab wyszedł teraz z mody.
– Czy to ma jakiś związek z tym, że w ostatnich miesiącach byłeś wyraźnie zakochany w innej kobiecie? – spytał ostrożnie Zabini.
– Tak – przyznał Draco. – Ojcu nie spodobało się to z kim się związałem...
Blaise i Theo spojrzeli na siebie krótko, po czym Nott odchrząknął, co zabawnie zabrzmiało bowiem był przecież żabą.
– Powiesz nam kto to był? – spytał cicho.
– Hermiona Granger – wyznał, czując jak na sam dźwięk imienia ukochanej pęka mu serce.
Zabini i Nott znów spojrzeli na siebie.
– Szczerze mówiąc na początku się tego nie spodziewałem... – przyznał Blaise. – Ale dwa dni temu ona podeszła do mnie, gdy akurat byłem w ministerstwie. Wyglądała na naprawdę smutną i rozbitą. Spytała mnie czy mam może twój nowy adres w Paryżu, bo ma do ciebie jedną pilną sprawę. Od razu wyczułem, że nie mówi mi całej prawdy...
Draco prawie podskoczył w miejscu. Hermiona się o niego martwiła. Rozpytywała o niego. Być może nawet sama go szukała!
– Nie dziwię się, że Lucjusz postradał zmysły, słysząc takie nowiny – skomentował cierpko Theodore. – Zapewne nie mógł sobie wyobrazić dla ciebie nikogo gorszego...
– Hermiona to najcudowniejsza kobieta pod słońcem! – oburzył się Draco.
– Nikt temu nie zaprzecza – uspokoił go Blaise. – Ale musiałeś podejrzewać, że twój ojciec nie będzie zachwycony?
– Liczyłem się z tym, że mnie wydziedziczy i odrzuci jako swojego syna – przyznał smutno Draco. – Ale nigdy nie sądziłem, że rzuci na mnie tak straszną klątwę i uwięzi mnie w naszym własnym ogrodzie! A teraz na dodatek jeszcze przeklął i was...
– Nasza wina, że też tego nie przewidzieliśmy. Było nas dwóch. Razem powinniśmy byli dać mu radę – westchnął ciężko Zabini. – Ale zaskoczył nas.
– To nic – Theo usiłował ich pocieszyć. – Teraz jest nas trzech, więc razem na pewno coś wykombinujemy!
Draco poczuł się nieco lżej na sercu. Po pierwsze z przyjaciółmi z pewnością będzie mu łatwiej tu przetrwać, a po drugie Hermiona wciąż o nim myślała, a to było wszystko na co w tej chwili liczył.
***
Gdy tego wieczoru pojawił się księżyc, okazało się, że tylko Draco ulega przemianie w dawnego siebie. Theodore i Blaise nadal pozostali zaklęci w żabę i żółwia. Lucjusz pojawił się tego dnia wyjątkowo wcześnie. Jak zwykle trzymał w dłoniach pergamin z umową zaręczynową.
– I jak? – zagadnął wesołym tonem. – Twoi koleżkowie zdołali cię już przekonać, żebyś wreszcie podpisał kontrakt?
– Dlaczego oni się nie przemienili? – zapytał go od razu Draco.
– Bo nie są mi potrzebni jako ludzie, w przeciwieństwie do ciebie – Lucjusz skrzywił się pod nosem. – Ty musisz mieć sprawne ręce, by móc podpisać umowę!
– Niczego nie podpiszę! Nigdy!
– Tak więc życzę waszej trójce powodzenia! – zaśmiał się Lucjusz. – Zwłaszcza, że rozważam wkrótce zakup krokodyli do naszego małego, przyjemnego jeziorka! Będziecie się wszyscy świetnie razem bawić!
Lucjusz odwrócił się i szybko odszedł, a Draco ledwo się powstrzymał, by nie rzucić za nim jakimś kamieniem. Nienawidził swojego ojca ze wszystkich sił.
– Dlaczego on po prostu nie zmusi cię do podpisania tej umowy Imperiusem , skoro tak bardzo mu na tym zależy? – zapytał go Blaise.
– Ponieważ umowa zaręczynowa musi zawsze być podpisania dobrowolnie. Jakiekolwiek użycie na niej magii od razu sprawia, że jest ona nieważna – wyjaśnił mu Nott.
Draco opadł na brzeg jeziora i ukrył twarz w dłoniach. Czuł się coraz bardziej załamany i sfrustrowany tym wszystkim. Naprawdę nie miał pojęcia co miał zrobić, ale na samą myśl o poślubieniu kobiety innej niż Hermiona, dosłownie chciało mu się wyć z bólu. Wiedział, że jeśli podpisze ten przeklęty pergamin, to nigdy nie będzie w stanie uwolnić się ze szponów tego zaaranżowanego, nieszczęśliwego małżeństwa.
– Nie łam się stary – Blaise przydreptał powoli do jego boku. – W końcu coś wymyślimy...
– Dzięki, że na mnie nie naciskacie – Draco uśmiechnął się blado do przyjaciół.
– Żartujesz? – parsknął z rozbawieniem Theo. – W mojej firmie właśnie miał odbywać się audyt, więc z przyjemnością trochę poudaję żabę, jeśli dzięki temu ma mnie to ominąć!
– Ty nie udajesz żaby, tylko jesteś przeklęty w żabę – przypomniał mu Blaise.
– Zamknij się powolniaku! – warknął na niego Theodore. – Ja przynajmniej potrafię szybko się przemieszczać i wysoko skakać, a ty co umiesz?
W odpowiedzi Blaise całkowicie zniknął w swojej skorupie, sprawiając tym samym, że Draco pierwszy raz od bardzo wielu dni naprawdę się roześmiał.
***
Dni nadal mijały, a jesień na dobre zagościła już w ogrodach Malfoy Manor. Draco w nocy trząsł się pod kocami, próbując mimo to dzielić się ciepłem ze swoimi raczej zimnokrwistymi przyjaciółmi. Lucjusz uśmiechał się widząc ich codzienną udrękę, przekonany, że jest coraz bliżej złamania syna i zmuszenia go do złożenia podpisu.
Rozpacz Draco rosła coraz bardziej, choć ani Theo, ani Blaise nadal na niego nie naciskali. Przedłużająca się niewola zaczynała jednak coraz bardziej dokuczać każdemu z nich. Sprawa jeszcze bardziej się pogorszyła, gdy któregoś popołudnia Lucjusz wszedł do ogrodu i jak gdyby nigdy nic, porzucił w nim małego, rannego ptaka.
Cała trójka szybko zbliżyła się do zwierzęcia, od razu zauważając, że ma ono złamane skrzydło.
– Jak myślicie, kto to może być? – zaniepokoił się Blaise, pochylając się nad nieprzytomnym stworzeniem.
– Czy to jest maskonur? Ma wielki dziób, a jego pióra są nieco potargane. Może to przeklęty Potter? To przecież on ma zawsze taki nieład we włosach – dywagował Theodore.
– Jeszcze raz powiesz coś złego o moich piórach, a zadziobię cię na śmierć – mruknął słabo ptak.
– Pansy!? – wykrzyknęła zgodnie pozostała trójka.
– Cześć chłopaki – jęknęła cicho, usiłując poruszyć skrzydłem. – Lucjusz był raczej niezadowolony z tego, w co zamieniła mnie jego klątwa, więc musiał się upewnić, że od razu nie odlecę i nie spróbuję jakoś was uratować.
– Och Pansy! – Draco miał ochotę się rozpłakać. – Dlaczego tu przyszłaś?
Wiedział, że teraz będzie mu jeszcze trudniej opierać się żądaniom ojca. Krzywda wyrządzona Pansy była dla niego najbardziej bolesna. Nie chciał oglądać cierpienia kolejnego ze swoich przyjaciół.
– Przyszłam tu, bo twoja dziewczyna mnie o to poprosiła – Pansy zamrugała na niego paciorkowatymi oczami.
– Co?! – Draco, aż podskoczył w miejscu.
– Granger przyszła niedawno do mojego butiku, zapytać mnie czy mam do ciebie jakiś kontakt. Od razu zorientowałam się, że to ona musiała być tą twoją tajemniczą ukochaną, którą tak dobrze przed nami ukrywałeś.
– Czyli ona nadal mnie szuka...? – wyszeptał oszołomiony Draco, nie mogą wprost uwierzyć w swoje szczęście.
– Plotka o tym jakoby Theo i Blaise uciekli razem ze sobą jako para zakochanych od razu wydała mi się kompletną bzdurą. Nott jest zdolny do wszystkiego, ale Zabb... – Pansy westchnęła cicho. – Więc pomyślałam, że może wy we trójkę znów wpakowaliście się w jakieś kłopoty. Jak widać miałam rację. – Dziób Pansy ułożył się w coś na kształt uśmiechu.
– Ja miałbym z nim uciec? – Theo, aż zatrząsł się z oburzenia. – Czy ludzie uważają, że ja absolutnie nie mam żadnego gustu?
– Tak – odpowiedzieli mu chórem przyjaciele.
– Spadajcie! Jesteście okropnie wredni – Nott ostentacyjnie odwrócił się do nich plecami.
– Czy kiedy my wpadamy w tarapaty, ty zawsze zaraz musisz podążać naszym śladem? – zażartował Blaise, szturchając delikatnie swą żółwią główką jej skroń.
Pansy spojrzała na niego z czułością.
– Zawsze... – wyszeptała w cichej odpowiedzi.
***
Draco próbował używać całej swojej magii bezróżdżkowej jaką miał, by uzdrowić skrzydło Pansy. Zadziałało to o tyle, że po tygodniu mogła już nim poruszać bez wyraźnego bólu. Jednak noce stawały się coraz bardziej zimne, a Draco naprawdę cierpiał, gdy widział jak jego przyjaciele znoszą całą tę sytuację. Jak długo mógł jeszcze pozostać egoista i skazywać ich na taki los?
Lucjusz odwiedzał ich każdego wieczoru i wciąż przypominał, że wystarczy jeden podpis i ich udręka dobiegnie końca. I choć wszyscy we czwórkę wciąż odsyłali go do diabła, było wyraźnie widać, że jest coraz bardziej zadowolony z tego, że widzi w nich oznaki słabości.
Pewnego wieczoru, poza standardowym zestawem szyderstw z ich losu oraz pergaminu z umową zaręczynową, Lucjusz przyniósł tym razem ze sobą również najnowsze wydanie "Proroka wieczornego".
Na jego pierwszej stronę Wiktor Krum pochylał się nad wpatrującego się w niego Hermioną z miną zakochanego głupca. Tytuł głosił:
"Odnowienie romansu jednej z najsłynniejszych magicznych par potwierdzone!"
Draco miał wrażenie, że powietrze uciekło z jego płuc, a serce rozsypało się niczym domek z kart. Jak to mogło się stać? Czy Hermiona naprawdę mogła już zrezygnować? Czy naprawdę mogła już o nim zapomnieć i ruszyć dalej?
– Wynoś się ty potworze! – zawołała Pansy. – Draco i tak niczego nie podpisze! Nie pozwolimy mu na to!
– W takim razie zamarzniecie, gdy tylko nadejdzie pierwszy śnieg – Lucjusz uśmiechnął się do nich cynicznie, po czym rzucił gazetę pod nogi Draco i wrócił do dworu.
– To zdjęcie mogło zostać sfabrykowane – próbował pocieszyć go Theodore.
– A ona wcale nie wygląda na chętną, by być tak blisko niego – dodał Blaise.
– Chcę przez chwilę zostać sam, jeśli pozwolicie – Draco odszedł w stronę drugiego brzegu jeziora, najwyraźniej nie mają w tej chwili siły, by o tym rozmawiać.
– Musimy coś zrobić – zdecydowała Pansy. – On nie może się teraz poddać! Nigdy nie będzie bez niej szczęśliwy!
– To prawda – zgodził się Theodore. – On naprawdę ją kocha.
– A ona kocha jego, nie mam co do tego wątpliwości. Pętla na zdjęciu kończy się tak szybko, że nie widać jej reakcji. Jednak powszechnie wiadomo, że Lucjusz ma swoje udziały w "Proroku" , ona mogła nawet po chwili odepchnąć od siebie Kruma.
– Hej ludzie! – Blaise zwrócił ich uwagę na treść artykułu. – Tam napisali, że są ciekawi czy Granger zabierze jutro ze sobą Kruma na galę charytatywną w dworze rodziny Burke, na której ona jest honorowym gościem!
– Czy to nie jest przypadkiem ten dwór, którzy leży nieopodal Malfoy Manor? – zapytał podekscytowany Theodore.
– Tak, to właśnie dokładnie ten – odpowiedziała mu Pansy.
Cała trójka wymieniła znaczące spojrzenia. To mogła być ich jedyna szansa.
***
Kolejnego wieczoru Lucjusz pojawił się w ogrodzie zaraz po zapadnięciu zmroku, mówiąc Draco, że wybiera się dziś na bal, więc jeśli zechce podpisać umowę, może nawet zdążyć pójść tam razem z nim.
Blondyn jak zwykle odmówił ojcu, ale pierwszy raz nie czuł tej determinacji i przekonania, z którym kiedyś zawsze to robił. Czuł się naprawdę źle i coraz mocniej martwił się o swoich przyjaciół. Blaise był dziś z nim przez cały dzień, ale Theodore i Pansy gdzieś zniknęli i Draco obawiał się, że po prostu nie chcieli go widzieć. Zabini uspokajał go jednak, że po prostu ta dwójka chciała trochę czasu dla siebie, a Draco naprawdę nie powinien się poddawać. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
***
Jeśli kiedykolwiek komukolwiek powiesz, że woziłeś się na moich plecach – zabiję cię – ostrzegła go ostro Pansy.
– Daj spokój! – Theo zarechotał. – To lepsze niż lot na miotle!
– Zamknij się! – burknęła na niego dziewczyna, ze wszystkich sił starając się machać skrzydłami.
– Jak tam twoja kontuzja?
– Boli jak cholera, ale dam radę. Musimy pomóc Draco! – powiedziała z determinacją.
– Całe szczęście, że Lucjusz nie ograniczył też nam możliwości opuszczania ogrodu.
– Zapewne uznał, że żółw, mała żaba i ptak ze złamanym skrzydłem nie dadzą rady uciec zbyt daleko – dywagowała Pansy.
– I nie musimy wcale uciekać daleko, by osiągnąć nasz cel! – powiedział zdecydowanie Theodore.
– Masz rację! – Pansy wyraźnie się ucieszyła. – To tam! Już widać dwór!
– Tak! Teraz musimy tylko zlokalizować Granger i wszystko jej opowiedzieć!
Nie było im jednak łatwo. Siedzieli ukryci w cieniu tarasu mając nadzieję, że wcześniej czy później dawna Księżniczka Gryffindoru się na nim pojawi. Na szczęście wreszcie tak się stało. Hermiona wyszła samotnie na taras, stanęła przy barierce i wyraźnie zapatrzyła się w stronę Malfoy Manor.
Theodore i Pansy nie tracili czasu, tylko obydwoje od razu wyskoczyli tuż przed nią.
– Och! – brunetka trochę się przestraszyła. – Eee... Cześć?
– Granger to my! Nott i Parkinson! – zawołał Theodore.
Hermiona jednak nadal patrzyła na nich z konsternacją i lekkim zmarszczeniem brwi.
– Ona nas nie rozumie! Lucjusz musiał zaczarować nas tak, że tylko on i Draco mogą z nami normalnie rozmawiać – zrozumiała od razu Pansy.
– Cholera! I co teraz? – zapytał w panice Theo.
Pansy nie odpowiedziała tylko zamiast tego, pochyliła się i dziobnęła Granger w palec – tak mocno, aż pokazała się krew.
– Auu! Wredny ptaku! – Hermiona odgoniła Pansy od siebie dłonią, po czym szybko wyjęła zza dekoltu swojej eleganckiej, ciemnoniebieskiej sukni różdżkę, by móc się uleczyć.
Gdy tylko to zrobiła, Pansy szybkim ruchem złapała patyk w dziób, wyrwała go mocnym szarpnięciem i odleciała, jednak nie na tyle szybko, by kobieta nie była w stanie za nią pobiec.
– Oddawaj to ty okropne ptaszysko! – wściekła się Hermiona, szybko zbiegając po schodach i wpadając do ogrodu, próbując dogonić dziwnego maskonura i wciąż towarzyszącą mu żabę.
Gdy po chwili wbiegła między drzewa, zauważyła, że zarówno ptak jak i żaba siedzą po środku czegoś, co chyba jeszcze do niedawna było zwykłą kałużą, a teraz pozostało już tylko gęstym błotem. Jej różdżka leżała dokładnie pośrodku tego bajora.
Hermiona prychnęła z niesmakiem i pochyliła się nad tym mułem. Nagle zamarła, a jej oddech znacznie przyspieszył. Wyraźnie było widać, że ktoś – a najpewniej, któreś z tych dziwnych stworzeń - wydrapał w kałuży napis "DRACO" i dorysował obok niego strzałkę wskazującą kierunek.
– Chcecie mi powiedzieć, że wiecie, gdzie jest Draco? – spytała, gdy minął jej pierwszy szok.
Ptak zaskrzeczał i zamachał dziko skrzydłami, a żaba pokiwała głową w rytm swojego rechotu. Hermiona nie przejmowała się już błotem, tylko czym prędzej wyrwała z niego swoją różdżkę i ruszyła w stronę, którą wskazały jej zwierzęta.
***
Draco leżał płasko na plecach na dużym, płaskim kamieniu i wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo. Było mu niesamowicie ciężko na duszy, a nie wylane łzy wciąż kłuły go w oczy. Nie miał już nadziei na to, że zdoła jakimś cudem pokonać knowania swojego ojca. Wiedział, że Lucjusz był zdeterminowany do tego by osiągnąć swój cel. Skrzywdził już jego i jego przyjaciół. Najpewniej nie sięgnął jeszcze do Hermiony, tylko dlatego, że bał się zemsty Pottera. Jednak, jeśli zacznie się jeszcze mocniej niecierpliwić upartością swojego syna, to kto wie do czego się posunie...
Draco westchnął ponuro. Jego życie znów miało być przepełnione pasmem porażek i nieszczęścia, a on chyba już nic nie mógł na to poradzić.
Nagle usłyszał trzask złamanej gałęzi. Wiedział, że żadne z jego przyjaciół nie było w stanie wydać takiego dźwięku swoimi krótkimi kończynami. Usiadł na kamieniu, spodziewając się, że to Lucjusz być może już wrócił z przyjęcia i przyszedł tu, by znów z niego szydzić i dręczyć go o ten podpis.
Draco nie mógł uwierzyć własnym oczom. Czy to naprawdę mogła być ona? Czy po tylu koszmarnych tygodniach ona naprawdę mogła stać teraz tuż przed nim, w lekko podartej sukience, drżąca z zimna i z połamanymi gałązkami we włosach, ale wciąż dla niego najpiękniejsza na świecie?
– Czy to naprawdę ty...? – zapytał, przez chwilę zastanawiając się czy po prostu już nie zwariował z tęsknoty za nią.
Hermiona nie odpowiedziała, tylko zamiast tego ruszyła biegiem w jego stronę, by móc wreszcie całą sobą wpaść prosto w jego ramiona.
– Draco... – wyszlochała, obejmując go mocno.
– Kochanie... Wprost nie mogę uwierzyć... Hermiona... – szeptał, całując jej włosy, czoło, policzki i wreszcie te usta, za którymi wprost umierał z tęsknoty.
– Co takiego ci się stało? – Granger oderwała się od niego, sprawdzając jego szczupłą sylwetkę i dotykając zimnej skóry.
– Mój ojciec mnie przeklął – przyznał ze smutkiem. – Nie mogę oddalić się od ogrodu, a w ciągu dnia jestem...
– Małym, niewdzięcznym zdrajcą! – rozległy się złowrogie słowa tuż za ich plecami, a różdżka Hermiony nagle wyrwała się z jej ręki.
Obydwoje spojrzeli za siebie, a Draco natychmiast mocniej przyciągnął do siebie Hermionę, usiłując ją chronić. Lucjusz patrzył na nich z prawdziwą nienawiścią. Przez cały czas celował w nich swoją różdżką.
– To już koniec ojcze – Draco usiłował wykrzesać z siebie odwagę. – Hermiona mnie odnalazła. Twój plan się nie powiódł...
– Skoro tak bardzo zależy ci na byciu z tym brudem, zamiast na dobrym imieniu naszej rodziny, to już wolę żebyś naprawdę nie żył! – Lucjusz wyglądał na szalonego, gdy uniósł swoją różdżkę. – Avada...
– Nie! – krzyknęła Hermiona i próbowała odepchnąć Draco, chcąc przyjąć na siebie siłę zaklęcia, ale on jej na to nie pozwolił.
Jednak nim Lucjusz zdołał dokończy wypowiadanie klątwy, nagle coś uderzyło go prosto w pierś i sprawiło, że odleciał kilkanaście metrów do tyłu. Uderzył głucho o drzewo, natychmiast tracąc przy tym przytomność. Błysnęło jeszcze kilka innych świateł, a drzwi dworu z hukiem wyleciały z zawiasów. Około tuzina aurorów i pracowników Ministerstwa Magii nagle pojawiło się w ogrodzie.
– Nic ci nie jest? – Draco pozbierał się i zaraz dopadł z powrotem do swojej ukochanej, chcąc ją sprawdzić.
– Nie. A tobie? – Hermiona również dokładnie go obejrzała.
– Nie! Mój Merlinie... Naprawdę nie wierzę, że to wreszcie koniec tego koszmaru! – Draco wtulił się w nią, nie ukrywając tego, że jego ciałem wstrząsa szloch. Był w tej chwili po prostu przeszczęśliwy.
– Gdy podążałam tu za dziwnym ptakiem i nieco szaloną żabą, to zdołałam wysłać patronusa do Harry'ego, by natychmiast się tu pojawił, przewidując, że sytuacja może stać się groźna – wyjaśniła mu obecność aurorów.
– Ten ptak to Pansy, a żaba to Theodore Nott – Draco zachichotał.
– Poważnie? – Hermiona zrobiła wielkie oczy. – A Zabini też był tu z wami? Bo z tego co wiem, on też zaginął...
– Stoi na tamtym kamieniu – Draco wskazał jej żółwia, który chyba właśnie próbował podskakiwać z radości.
– Twój ojciec jest naprawdę szalony, skoro was wszystkich przeklął – Hermiona z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Musimy się dowiedzieć, jak złamać tę klątwę. Ledwo wstanie świt, a ja znów prawdopodobnie zmienię się... W białego pawia – wyznał z lekkim zażenowaniem.
– Naprawdę? – Hermiona nie powstrzymała parsknięcia śmiechem. – Dlaczego akurat w pawia?
– Nie miałem na to wpływu – wymamrotał pod nosem Draco. - Ale podejrzewamy, że ma to jakiś związek z formą naszych patronusów...
– Domyślam się, co to za klątwa i wiem, co pomoże ją nam złamać – Hermiona uśmiechnęła się do ukochanego, delikatnie gładząc jego policzek. – Jest to pocałunek prawdziwej miłości.
– Naprawdę? – Draco zachichotał. – Nie zwlekajmy więc dłużej...
Pochylił się i ponownie połączył ich usta w przecudownym, czułym i namiętnym pocałunku. Za drzewami właśnie zaczął wstawać świt, a on na całe szczęście nadal pozostał sobą.
– A co z nimi? – Blondyn wskazał na swoich wciąż zaklętych przyjaciół.
– To samo – Hermiona uśmiechnęła się do nich pocieszająco. – Pocałunek prawdziwej miłości ściągnie z nich tą klątwę.
Miny całej trójki wyraźnie zrzedły i niepewnie spojrzeli po sobie.
– Ja mogę pocałować żabę – zaproponowała Milicenta Bulstrode – nadal potężnie zbudowana, z kwadratową szczęką. - Zawsze chciałam to zrobić, jak jakaś księżniczka z bajki!
Hermiona z relacji Harry'ego wiedziała, że Millie była jednym z jego najlepszych aurorów. Łamała kości przestępców – bez użycia różdżki. Theodore słysząc jej wyznanie, zaczął w panice po prostu uciekać, dziko podskakując. W ogóle nie patrzył, gdzie wędruję, aż wreszcie niechcący wpadł prosto na przykucnięta przy tafli jeziora Lunę Lovegood, która akurat sprawdzała linię zaklęcia bariery, którą wcześniej rzucił tam Lucjusz.
– Ojej! Cześć! – Luna uśmiechnęła się przyjaźnie do zielonego stwora, trzymając żabę w swoich rękach.
– On chyba chce żebyś to właśnie ty go pocałowała Lovegood – stwierdził wesoło Draco, doskonale wiedząc, że jego przyjaciel zawsze miał słabość do tej konkretnej blondynki.
Luna z uśmiechem pochyliła się i bez grama obrzydzenia cmoknęła żabę prosto w jej zielony pyszczek.
Chwilę później Theodore Nott leżał na rozłożonej na trawie auror Lovegood i sam skradał z jej ust ich pierwszy, prawdziwy pocałunek.
– Dobrze, że nie ma tu żadnych dzieci – skomentował to Harry, podchodząc do Draco i Hermiony.
Malfoy nieco się spiął widząc najlepszego przyjaciela swojej ukochanej, ale o dziwo Potter bez skrępowania wyciągnął do niego swoją dłoń.
– Dobrze cię znów widzieć Malfoy – powiedział ściskając jego rękę. – Hermiona prawie odchodziła od zmysłów ze strachu o ciebie.
– Chcę złożyć doniesienie na mojego ojca – zaznaczył od razu Draco, patrząc jak aurorzy wynoszą na noszach, wciąż nieprzytomnego Lucjusza.
– To oczywista sprawa, ale sądzę, że możesz zrobić to jutro – Potter uśmiechnął się do niego dwuznacznie. – Dziś zadbaj o siebie... I o swoją dziewczynę – Harry położył dłoń na ramieniu przyjaciółki, która spojrzała na niego ze łzami w oczach.
– Dziękuję ci... Za wszystko – wyszeptała.
– Nie ma za co. Do zobaczenia jutro – Główny auror pomachał do nich, po czym wrócił do swoich ludzi.
– A co z tą dwójką? – Hermiona spojrzała na wciąż zaklętych Pansy i Zabiniego.
– Obydwoje wiedzą, co muszą zrobić, ale chyba trochę się tego wstydzą – Draco uśmiechnął się do przyjaciół i sugestywnie uniósł brew.
Żółw i maskonur spojrzeli na siebie niepewnie, wreszcie jednak zgodnie pochylili się ku sobie i już po chwili druga para leżała rozłożona na trawie całując się namiętnie.
Draco i Hermiona zgodnie się roześmiali, po czym znów przylgnęli do siebie i również oddali się słodkim pocałunkom, których od teraz w ich życiu już nigdy miało nie zabraknąć.
Epilog:
Boże Narodzenie w tym roku było naprawdę wspaniałym i doniosłym wydarzeniem, a Draco chwilami myślał, że mógłby dosłownie pęknąć ze szczęścia. Wigilię spędzili z rodzicami Hermiony, którzy byli dla niego przemili i serdecznie powitali go w swojej rodzinie. W pierwszy dzień świąt zostali natomiast zaproszeni na obiad do Nory i tam również wszyscy dali im swoją pełną akceptację dla ich związku, przekomarzając się wesoło z Draco i nawet obdarowując go słynnym swetrem Weasleyów.
W drugi dzień świąt Blaise i Pansy zaprosili ich na lunch do swojego nowego apartamentu w centrum Londynu. Luna i Theo również się tam pojawili, więc cała szóstka razem świętowała to, co było dla nich najważniejszym prezentem w tym roku – odnalezienie prawdziwej miłości.
Po skończonym posiłku, Hermiona i Draco postanowili trochę się przespacerować. Na zewnątrz padał śnieg, a wystawy sklepów i uliczne dekoracje sprawiały, że cała atmosfera była naprawdę magiczna. Obydwoje zakochanych wciąż uśmiechało się do siebie, swobodnie rozmawiając o swoim planach na przyszły rok i o tym, że w tym roku na imprezie sylwestrowej ministerstwa, wystąpią już jako oficjalna para.
Nawet nie spostrzegli się, kiedy zawędrowali znów do swojego ulubionego parku – pod ten sam dąb, który zawsze nazywali – "ich drzewem".
– Szkoda, że jest za zimno byśmy mogli pod nim usiąść – Hermiona zachichotała.
– Tak – zgodził się Draco. – Ale czy nie wygląda baśniowo takie całe pokryte śniegiem?
– Masz rację. Wygląda niczym z jakiejś zaczarowanej bajki – Hermiona podeszła do pnia drzewa i przesunęła po nim dłonią, ubraną w skórzaną rękawiczkę.
Odwróciła się do blondyna, chcąc go o coś zapytać i nagle zamarła.
– Może jest za zimno, żeby tutaj usiąść, ale na pewno nie jest za zimno, bym mógł tu przed tobą uklęknąć – zażartował, klęcząc na jednym kolanie.
– Draco... – Hermiona z niedowierzaniem przytknęła dłoń do ust.
– Wiem, że dopiero od kilku tygodni nasi przyjaciele i rodzina o nas wiedzą, ale tak naprawdę spędziliśmy ze sobą prawie cały rok – głos Draco lekko drżał – I przetrwaliśmy nawet ten strasznie trudny dla nas czas dzięki sile naszych uczuć.
– To prawda – wyszeptała w odpowiedzi, czując gorące łzy na policzkach.
– Hermiona Jean Granger, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Jesteś centralnym punktem mojego świata. Moim szczęściem. Najpiękniejszym, zrealizowanym marzeniem i jedynym czego pragnę. Kocham cię.
– Ja ciebie też! – zawołała.
– Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pewnego dnia zostaniesz moją żoną? – Draco wyjął z kieszeni płaszcza pudełko i otworzył je, ukazując jej przepiękny pierścionek z białego złota z diamentami i delikatnymi topazami.
– Tak! Oczywiście, że tak! – Hermiona sama opadła na kolana, nie przejmując się śniegiem i rzuciła się w ramiona ukochanego mężczyzny.
To było właśnie to co od początku było dla nich zapisane – prawdziwa miłość, która przezwycięży wszystko.
A potem żyli długo i magicznie!
Koniec.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz