To wszystko zaczęło się od jednego zdjęcia.
Choć tak naprawdę sięgając do samego początku, to wszystko zaczęło się od tego, że Mundungus Fletcher wpadł przypadkiem na Harry'ego Pottera w Świńskim Łbie, gdy ten odwiedzał tam Aberfortha. I oczywiście, jak każdy zawodowy złodziej, na widok Szefa Biura Aurorów, kompletnie wpadł w popłoch, a później zaczął wyśpiewywać całą listę przestępstw, w których ostatnio brał udział - w tym to o grupie przemytników młodych akromantuli, którzy wykradli je nocami z Zakazanego Lasu.
Jako, że akramantule były gatunkami chronionymi, ze względu na cenną sieć, którą tkały, sprawa ta musiała zostać zbadana przez odpowiednie organy śledcze.
I to właśnie dlatego - Hermiona Granger, jako przewodnicząca Departamentu do Spraw Magicznych Stworzeń, nadzorowała właśnie zbieranie dowodów tego przestępstwa na jednej z niewielkich polan w ponurym lesie. Aurorzy otoczyli ten teren odpowiednimi zaklęciami i zapewnili własnych ludzi, do zbadania śladów użytej tam magii.
Od rana siąpił niewielki deszcz ze śniegiem i było przeraźliwie zimno - co idealnie wpasowało się w obraz Szkocji o tej porze roku. Nie przeszkadzało to jednak skretyniałej reporterce "Proroka Codziennego", uskuteczniać próby przeszkadzania im w pracy. Hermiona z satysfakcją pomyślała o tym, że cienkie blond loczki Rity, znosiły tę pogodę prawie równie źle, co jej własne włosy, ale to i tak była marna satysfakcja w porównaniu do tego, jak bardzo sama obecność tego podłego, dziennikarskiego robala ją irytowała.
Kilka razy Hermiona złapała między palce maleńką, pustą fiolkę i potrząsnęła nią wymownie, głośno debatują nad tym, jakiej wielkości owada mógłby w niej zmieścić. Powodowało to tylko taki efekt, że Skeeter na kilka minut przestawała śledzić każdy jej ruch i na krótko skupiała się na Harrym lub ewentualnie Draco Malfoyu, który był aurorem terenowym i analitykiem śladów użycia nielegalnego, czarodziejskiego transportu.
Mimo wszystko Hermiona usiłowała skupić się na pracy, zbierając dowody na działalność przestępczą i nie podsłuchiwać tego, jak młode aurorki, oraz badaczki z jej własnego departamentu, wciąż plotkują o tym czy Malfoy wreszcie zdejmie górną część swojej szaty, czy też nie. Pula postawionych na to galeonów zdaje się wciąż rosła.
Nie zamierzając dłużej znosić irytujących pytań Skeeter, Hermiona postanowiła przenieść się bliżej środka polany, by sprawdzić czy są tam ślady zastawionych na akromantule sideł. Nieopodal Malfoy i Harry pracowali razem, stojąc do wszystkich plecami i machając swoimi różdżkami, by móc wykryć jakiekolwiek pozostałości rzuconych tam zaklęć.
Hermiona podeszła bliżej, ciekawa o czym obaj mężczyźni dyskutują z tak dużym zaangażowaniem.
- Dwanaście galeonów, dwie czekoladowe żaby i po powrocie do biura przyniosę ci kawę - wymieniał z entuzjazmem Malfoy.
- Niech się zastanowię... - Harry przejechał palcami po swoim podbródku w geście kontemplacji. - Nie!
- Cholera Potter! Nie bądź trudny! To tylko jedna, mała przysługa!
- Nie przysługa, tylko zgoda na minimum pięć godzin najczystszych tortur. Zapomnij Malfoy!
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. To było dziwne, widzieć ich tak przyjaźnie się przegadujących, ale cztery lata wspólnej współpracy, dzień w dzień, biurko w biurko mogłoby przełamać nawet największe animozje. Tak się właśnie stało w ich przypadku, a po czasie nawet Ron zaakceptował to, że Malfoy lubił wychodzić wraz z nimi w piątek do ich ulubionego pubu.
- Dobra! Ostateczna oferta - nalegał Draco. - Dwadzieścia galeonów, trzy czekoladowe żaby, kawa i napiszę za ciebie dzisiejszy raport!
- Aż trzy żaby mówisz? - Harry zrobił wielkie oczy.
- Tak! - Draco uśmiechnął się zachęcająco.
- Odpowiedź nadal brzmi nie! - Potter zachichotał, widząc jak irytacja wypływa na bladą twarz blondyna.
- Nie wiem dlaczego nie chcesz mi pomóc! - Malfoy syczał przez zęby. - Ja bym to dla ciebie zrobił bez chwili zawahania!
- Jasne - Harry wywrócił wymownie oczami. - Już widzę, jak z przyjemnością zabrałbyś moją apodyktyczną, wszechwiedzącą i przemądrzałą przyjaciółkę na bal walentynkowy w ministerstwie magii!
Hermiona miała świadoma, że Potter nie wiedział, że stała obecnie za jego plecami. Jednak chyba jego instynkty aurora zadziałały, bo nagle Harry na krótko zesztywniał, choć nie wykonał żadnego gestu, by odwrócił się w jej stronę.
- Oczywiście, gdybym tylko przypadkiem miał apodyktyczną, wszechwiedzącą i przemądrzałą przyjaciółkę, którą mógłbyś zaprosić. Ale nie mam... Ja mam tylko Hermionę, a ona jest oczywiście wspaniała i idealna, taka miła i mądra...
- To świetna myśl! - Draco uśmiechnął się cwanie pod nosem. - Chętnie zabiorę Granger na bal, jeśli ty wreszcie zgodzisz się w zamian pójść na niego z Pansy!
Hermiona poczuła się głęboko urażona tym, iż Malfoy założył, że nie miała randki na nadchodzące wydarzenie. Myślała, że udało im się nawiązać całkiem przyjazną znajomość i szanować siebie nawzajem. Najwyraźniej on jednak nadal uważał, że nie była na tyle atrakcyjna, by ktoś zechciał ją zaprosić. Nadęty palant!
- Dziękuję za twą łaskę Malfoy, ale jestem już umówiona! - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Ale to miłe, że chciałeś się poświęcić dla przyjaciółki tak bardzo, żebyś musiał mnie znosić przez cały wieczór!
Draco dosłownie zachwiał się na nogach, niespodziewanie słysząc tuż za swoimi plecami jej głos. Odwrócił się w jej stronę z czystą paniką wypisaną na twarzy.
- Granger, ja nie...
- Lepiej nic nie mów - poradził mu szeptem Potter. - Ostrożnie wycofaj się z pola ewentualnego zasięgu klątw i weź zwolnienie z pracy na minimum najbliższych siedem dni.
- Sam też lepiej skorzystaj ze swojej rady Harry! - Hermiona poklepała przyjaciela po ramieniu z siłą o wiele większą, niż wymagał tego przyjazny gest. - Nie myśl, że nie zauważyłam, co naprawdę chciałeś powiedzieć, zanim się zorientowałeś, że tu jestem!
- Ja nie mówiłem tego o tobie Hermiona, przysięgam! - Harry od razu zrobił minę spłoszonej łani - doskonale wiedząc, że tylko to było w stanie złagodzić jej złość na niego. - Parkinson chce przyjść na bal do ministerstwa, a Malfoy nie chce jej zabrać, bo zawsze nie pozwala mu potem tańczyć z innymi czarownicami, więc próbuje mnie w to wrobić...
- To miała być tylko przysługa - powtórzył Draco, nadal patrząc niepewnie na Hermionę.
- Moi przyjaciele nie muszą wyświadczać mi usług, by ustawiać mnie z kimś na bal. - Nic nie mogła poradzić na to, że wciąż była poirytowana i zraniona tym co o niej powiedział. - Jak wspominałam, jestem już umówiona!
- Ernie mi się wczoraj pochwalił, że przyjęłaś wreszcie jego zaproszenie - wtrącił szybko Harry.
- Macmillan? - Draco nie ukrył dobrze swojej pogardy - Nie wiedziałem, że w ogóle bierzesz pod uwagę tego irytującego głąba!
- A dlaczego miałbyś o tym wiedzieć? - Hermiona rzuciła mu zimne spojrzenie. - To ani twoja, ani niczyja sprawa! I musisz wiedzieć, że Ernie jest wspaniały - skłamała gładko. - A teraz wracam do pracy i wam obu radzę zrobić to samo!
Odwróciła się i odmaszerowała z wysoko uniesioną głową, wściekła na siebie, za drobne szczypanie w kącikach jej oczu. To nie tak, że była na tyle głupia, że czekała przez ostatnie dwa tygodnie, aż Draco być może ją zaprosi... Ani nie tak, że zgodziła się pójść z Erniem, tylko dlatego, że jej asystentka pokazała jej w gazecie zdjęcie Malfoya na kolacji z Astorią Greengrass. I wcale to nie było tak, że miała teraz ochotę płakać przez tego protekcjonalnego dupka. Wcale nie i już.
Zmobilizowała się do pracy i zajęła zbieraniem dalszych próbek. W oddali słyszała nagabywanie Skeeter, która prosiła aurorów i badaczy o jakikolwiek komentarz o postępach śledztwa, oraz inne polecenia i dyskusje na temat zabranych już dowodów.
Mgła nieco ustąpiła, a deszcz przybrał na sile. Hermiona klęcząc przy kilku zaroślach, rzuciła zaklęcia chroniące na siebie i badany przez siebie materiał. Wiedziała, że nie wystarczy to na długo, nim będzie musiała się poddać. Właśnie zakorkowała ostatnią fiolkę, gdy nagle na łące zapadła śmiertelna cisza, która zaraz później została przerwana czymś, co brzmiało niczym rytmiczne stukanie młotka.
Uniosła głowę, rozglądając się dookoła. Szybko zauważyła, że wszyscy zgromadzeni na polanie patrzą z przerażeniem w tym samym kierunku. Stukanie wciąż narastało i to bardzo szybko...
- Cholera! - Harry oprzytomniał jako pierwszy. - To stado galopujących garborogów! Musimy natychmiast zejść z ich szlaku!
Rozległy się okrzyki, a ludzie zaczęli biegać w panice, próbując przewidzieć gdzie uciec, by uniknąć śmierci pod twardymi kopytami tych zwierząt. Hermiona doskonale wiedziała, że za chwile ich wszelkie ślady i dowody zostaną zadeptane, dlatego szybko pozbierała swoje fiolki i wepchnęła je do swojej specjalnej torebki, nim wreszcie ruszyła do biegu.
Okazało się, że te kilka sekund sprawiło, że była daleko w tyle za innymi, a stado zbliżało się do niej z oszałamiającą szybkością. W panice nie wiedziała, w którą stronę powinna skręcić, a bała się odwrócić za siebie, by to sprawdzić, żeby przypadkiem się nie potknąć. Gdyby upadła, to z pewnością byłoby już po niej.
- Hermiona! - usłyszała gdzieś w oddali spanikowany okrzyk Harry'ego i wiedziała, że to musiało oznaczać, że nadal była na linii przejścia tych groźnych zwierząt.
Nagle poczuła mocne uderzenie w ramię, a później gwałtowne szarpnięcie. Po chwili jej plecy zostały przyciśnięte do czegoś twardego, a całe jej ciało otuliło ciepło i cudownie kojący zapach.
Czyżby jednak umarła?
Szybko dotarło do niej, że to niemożliwe. Wciąż czuła, jak jej oddech się rwie, a serce wali głucho. Najwyraźniej stała oparta o drzewo. Słyszała też przeraźliwy huk twardych kopyt, gdzie bardzo blisko niej. Trwało to tylko przez chwilę, nim na całej polanie znów zapadła głucha cisza.
- Wszyscy cali? Przeliczyć swoje zespoły! - zaczął nawoływać Harry i na łące po chwili zapanował ożywiony rozgardiasz, gdy wszyscy zaczęli dyskutować o tym, co się stało.
- Wszystko w porządku? - usłyszała czuły szept tuż przy swoim uchu.
- Nie - jęknęła, zaczynając lekko drżeć.
- Spokojnie, już po wszystkim - poczuła jak kojące ciepło nieco się przesuwa. - Trzymam cię. Nigdy nie pozwolę, by stało ci się coś złego.
Uniosła głowę i spojrzała prosto w przepełnione troską szaro-niebieskie oczy. Te same, które od kilku miesięcy nawiedzały jej sny. Jego oczy.
Stali tak blisko siebie, że ich nosy nieomal się ze sobą stykały, a Hermiona odnosiła wrażenie, że w tej chwili działo się coś nieomal mistycznego - jakby ich dusze również chciał się ze sobą w jakiś sposób zetknąć.
- Draco... - jęknęła, nim zdążyła się powstrzymać.
- Już po wszystkim - powtórzył, pocierając delikatnie jej ramiona i wciąż nie odrywając od niej zmartwionego spojrzenia. - Ale nie rób mi tego nigdy więcej, dobrze Granger? Żadne pieprzone próbki czy dowody nie są warte twojego życia!
Hermiona nie wiedział czy to z emocji, czy z pomieszania zmysłów od jego bliskości, ale nie mogła się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.
- Dziękuję - powiedziała, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Za uratowanie mnie...
- Żyję po to, by służyć - zażartował, doskonale wiedząc, jak ona nie znosiła tego motta.
Zaśmiała się znowu i szturchnęła go w jego umięśniony biceps.
- W ramach wdzięczności, załatwię ci by Harry zabrał Parkinson na walentynkowy bal - obiecała, dopiero teraz łapiąc głębszy oddech.
- Dorzuć do tego dwie czekoladowe żaby i jeden taniec ze mną, a mamy umowę - Draco wreszcie odsunął się od niej i mrugnął żartobliwie.
- A kto ma z tobą zatańczyć? - zapytała przekornie. - Bo mogę nie mieć na tyle limitu w Miodowym Królestwie, by przekonać do tego Rona.
- Fuj, Granger! - Draco się skrzywił z niesmakiem. - Dobrze wiesz, że wolałabym rzygać ślimakami! Chodziło mi oczywiście o taniec z najjaśniejszą czarownicę tego pokolenia - kokietował.
- W takim razie zobaczę co da się z tym zrobić - przekomarzała się. Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej, bowiem Harry wreszcie znalazł się przy nich, by upewnić się, czy z Hermioną aby na pewno wszystko jest w porządku.
I było... Nawet lepiej niż w porządku, gdy uświadomiła sobie, że Draco praktycznie ryzykował swoje życie, by móc ją uratować.
❤❤❤
To wszystko zaczęło się od jednego zdjęcia.
Choć tak naprawdę od tego, gdy we wtorkowy poranek Hermiona dotarła do jej biura. Miała dziś mnóstwo roboty z katalogowaniem dowodów, przeczytaniem raportów jej zespołu z miejsca prowadzenia śledztwa, oraz z pilnowaniem Harry'ego, by wysłał do Pansy Parkinson zaproszenie na bal wraz z bukietem kwiatów i przeprosinami, że zrobił to tak późno.
Ledwo wygodnie rozsiadła się w swoim gabinecie, gdy Eloise Middleton - jej asystentka, dosłownie wbiegła do środka, wymachując jej przed nosem gazetą.
- Dlaczego nic nie mówiłaś?! - zapytała od progu, podekscytowana jak niuchacz w podziemiach Gringotta.
- Nie mówiłam ci czego? - zapytała Hermiona, próbując zrobić porządek z dokumentami na swoim biurku.
Jej wstępnie posortowane papiery zostały rozwalone, gdy Eloise rzuciła na nie najnowsze wydanie "Proroka".
- Nie mówiłaś mi nic o tym, że ty i najgorętszy auror w wydziale, najbogatszy czarodziej w Londynie i pięciokrotny zwycięzca konkursu na najbardziej czarujący uśmiech tygodnika "Czarownica" jesteście w sobie obłędnie zakochani! Ty szczęściaro!
- Co? - spytała głupio Hermiona, łapiąc za gazetę i czując jak serce dosłownie podchodzi jej do gardła.
Wiedziała, że ta wstrętna ryjówka - Rita Skeeter, wykorzysta swoją obecność w czasie śledztwa, by jakoś jej dokuczyć w ramach odwetu za straszenie jej szklaną fiolką, ale kompletnie się tego nie spodziewała.
Na całej głównej stronie gazety widniało tylko jedno zdjęcie. Zdjęcie jej i Draco, stojących w swoich objęciach, patrzących sobie w oczy i praktycznie stykających się nosami. Tytuł głosił:
"Jedno zdjęcie jest warte więcej niż tysiąc słów".
I tylko tyle.
Nie było żadnego artykułu, którego zdementowania Hermiona mogłaby się domagać. Żadnego pełnego prowokacji i oszczerstw komentarza, co do którego mogłaby wydać w odpowiedzi swoje oświadczenie. Nie padło nawet to słynne słowo na "m", co do którego Hermiona mogłaby głośno zaprzeczać, że wcale nie to jest widoczne na tym ujęciu. Rita doskonale wiedziała co robi, gdy zostawiła snucie domysłów swoim czytelnikom. To była prawdziwa katastrofa!
- Od jak dawna to trwa? - spytała nadal podekscytowana Eloise.
- Co takiego trwa? - Hermiona chciała brzmieć cierpko, ale wyszło to raczej bardziej piskliwie. - Przecież to tylko przyjacielski uścisk! Draco pomógł mi...
- Teraz to Draco, prawda? - podchwyciła natychmiast asystentka. - Jeszcze do niedawna mówiłaś o nim tylko jako o Malfoyu...
- Wystarczy! - warknęła Hermiona. - Nie zamierzam tego komentować. A ty lepiej zajmij się swoją pracą!
- Oczywiście szefowo! - Eloise wcale nie wyglądała na skarconą. - Zaraz przyniosę twoją kawę. Bez cukru? W sumie patrząc na to zdjęcie i tak można się rozpłynąć ze słodyczy...
- Powiedziałam, że wystarczy! - Hermiona powoli traciła panowanie nad sobą.
- Jasne, jasne!
Middleton wreszcie wyszła z gabinetu, a Hermiona wzięła płytki oddech. Miała nadzieję, że młyn plotek jaki rozpęta ta fotografia potrwa jak najkrócej... oraz, że Draco niczego się nie domyśli, choć jej mina na zdjęciu była raczej oczywista. Bała się, że będzie absolutnie upokorzona, jeśli blondyn odkryje jej uczucia do niego, a później grzecznie będzie musiał jej przekazać, że nie jest zainteresowany. Merlinie! Musiałaby wtedy uciec gdzieś na drugi koniec świata i zakopać się pod najmniejszy kamień, by nie umrzeć z zażenowania. Miała tylko nadzieję, że do tego nie dojdzie.
❤❤❤
Pierwszą osobą, która się pojawiła był Ron.
Był czerwony i spocony i wyrzucał z siebie różne zdania z taką prędkością, że Hermiona nie zawsze nadążała, zwłaszcza, że wciąż je urywał, by sapać i wymachiwać rękami.
- To, że go toleruję, to nie znaczy, że pozwalam... Na Merlina, Miona, to Malfoy!... Ta mała fretka o szpiczastej twarzy...! Może i jest bogaty...! I nie wygląda jak ścierwo goblina, ale na rany Godryka Gryffindora...! Niech sczeznę i spłonę...! Niech Armaty z Chudley zostaną rozwiązane...! Niech jem do końca życia samą peklowaną wołowinę...! Nie pozwolę...! Kiedy to się stało?... Czy to dlatego, że umawiam się z Lisą...? Bo mogę przestać... Niech no tylko jego ojciec się o tym dowie...! A prawda, on nie żyje...! No to matka!
Musiała poprosić Eloise o załatwienie jej, aż czterech bułeczek z różą z ministerialnej stołówki, by wreszcie zatkać Rona na tyle, by dał się przegonić z jej biura.
Kolejną chętną do rozmowy okazała się Ginny.
Przyszła tylko zapytać, czy skoro Hermiona prowadzała się teraz z Malfoyem, to czy ona mogłaby załapać się na Mcmillana. Nie miała jeszcze zaproszenia na bal, a bardzo chciała iść i Ernie mógł się okazać ostatnią, godną jej uwagi szansą. Tu na szczęście wystarczyła obietnica, że Hermiona da jej znać, by móc pozbyć się upierdliwej rudej harpii ze swojego gabinetu.
Gdy już myślała, że będzie mogła trochę odetchnąć, w jej progi zawitał McLaggen... Nadęty kretyn przyszedł tylko zasugerować jej, że być może niepotrzebnie udaje miłość do pewnego blondyna, skoro najwyraźniej jej słabość do nich, zaczęła się od niego, gdy byli jeszcze razem w szkole. Mrugając porozumiewawczo, zostawił jej adres Fiuu swojej garsoniery. Hermiona spaliła go za pomocą prostego zaklęcia i zastanawiała się dlaczego żona McLaggena, jeszcze nie wykastrowała tego skończonego idioty. Powinna to zrobić. Te geny nie powinny przejść dalej.
Odłożyła swoją pracę i założył ręce na piersi, patrząc wyczekująco na drzwi. Wiedziała, że nie ma sensu nawet zaczynać czymś się zajmować, bo wkrótce ktoś znów przez nie przejdzie.
Okazało się, że nie czekała nawet dwóch minut, gdy pojawił się w nich jej partner na bal.
- Moja mama przysłała mi sowę - wyjaśnił Ernie czerwieniąc się i pocąc prawie jak Ron. - Bardzo mi przykro, ale nie mogę cię zabrać na to walentynkowe przyjęcie... Narcyza Malfoy to bogini naszej sfery towarzyskiej i matka boi się, popaść w jej niełaskę... Sama rozumiesz... Bardzo przepraszam Hermiono...
Zmusiła się do uśmiechu, przyjmując jego przeprosiny i poradziła mu, by skontaktował się z Ginny Weasley. Ta dwójka była siebie warta, a na samą myśl o tym, jak wyglądałaby konfrontacja ich matek, Hermiona parsknęła złowrogim śmiechem.
Kolejną zabawną rozmową, był telefon od jej własnej matki z ostrym pytaniem, kiedy Hermiona zamierzała jej powiedzieć, że się z kimś na poważnie spotyka. Pożałowała jak nigdy przedtem, że podarowała rodzicom prenumeratę "Proroka", tak by ci zawsze mogli poczytać o jej kolejnych sukcesach, nagrodach i awansach... Pomimo protestów i jęków dezaprobaty, matka zażądała by najdalej za dwa tygodnie przyprowadziła Malfoya na rodzinną kolację, tak by ona i ojciec, mogli go dobrze poznać i ocenić. Hermiona nie miała czasu wyjaśnić, że wolałaby sobie wbić szpikulec w oko, niż przeżyć podobny wieczór. Musiała wkrótce wpaść na jakiś pomysł, jak rozwiązać ten problem, który nie wiązałby się z czyjąś śmiercią lub poważnym uszkodzeniem ciała.
Harry wpadł tylko po to, by przynieść jej kubek melisy i dwa rogaliki z czekoladą w ramach pocieszenia. Z rozbawieniem dodał, że pod drzwiami biura Malfoya czeka kolejka chętnych, by móc przekazać mu, co myślą o tym zdjęciu.
- Myślisz, że powinnam z nim porozmawiać? - Hermiona z niepokojem przygryzła wargę.
- A jest jeszcze o czym? Po tym praktycznie już jesteście małżeństwem - Harry wesoło wskazał na pogiętą gazetę, wciąż leżącą na brzegu jej biurka. - Czy w ramach prezentu ślubnego, mogę wam podarować rodzinną miotłę? Dostałem ostatnio sporą zniżkę w sklepie sportowym i żal by było nie skorzystać...
- Zamknij się, albo wetknę ci tę miotłę tam, gdzie nie masz w pobliżu blizny! - obiecała mściwie.
Ku jej irytacji, przyjaciel tylko się roześmiał, po czym przechylił się przez biurko i czule cmoknął ją w czoło.
Gdy Harry wreszcie wyszedł, Hermiona wzięła kilka uspokajających oddechów, wypiła duszkiem melisę i zablokowała zaklęciem drzwi. Miała dość na dziś i nie zamierzała dłużej tego znosić, by przypadkiem nie wybuchnąć. Wszystko miało swoje granice.
❤❤❤
Postanowiła, że ona i Malfoy jednak powinni porozmawiać. Nie było sensu udawać, że nic się nie stało i najlepiej, by przyjęli jakiś wspólny front, tak by możliwe jak najszybciej zatrzymać młyn plotek i spekulacji. Miała nadzieję, że zdołają razem coś wymyślić.
Było już po godzinach pracy, ale wiedziała, że Draco tak jak ona często zostawał w ministerstwie do późna. Ucieszyła się, gdy pod gabinetem blondyna nie dostrzegła już tej kolejki, o której wspominał Harry. Jednak gdy podeszła bliżej, ze środka dobiegł ją podniesiony głos.
- Taki skandal... Kochanka na boku? Jasne! Przygodne pieprzenie? Bierz ile chcesz! Nieślubny bękart? Tak długo, jak nie dziedziczy miałabym to w nosie! Ale miłość...? Czy postradałeś zmysły Draco?! My jesteśmy arystokratami czystej krwi! My się nie zakochujemy! - wydzierała się jakaś kobieta.
- Nadal nie wiem, co daje ci prawo... - rozległ się poirytowany głos Malfoya.
- Moi rodzice są zdruzgotani! Myśleliśmy, że zaraz po balu podpiszemy kontrakt, a teraz takie coś! Myślisz, że łatwo znaleźć dobrego męża w naszym kręgu? Od kiedy Zabini uciekł do Włoch, a Nott uciekł szukać srangli z Lovegood, cała pula skurczyła się do ciebie, Goyla i Marcusa Flinta! Myślisz, że chcę, by moje dzieci odziedziczyły takie zęby?!
- Astoria! - ryknął Draco. - Jakie dzieci, jakie zęby?! My byliśmy razem tylko na jednej śmiertelnie nudnej kolacji! I poszedłem na nią tylko dlatego, że moja matka błagała mnie o to, szantażując mnie swoim bliskim zawałem serca! Swoją drogą, podła manipulatorka... - Wracając do sedna. Nigdy nie zamierzałem podpisywać z tobą żadnego kontraktu! Ani teraz, ani w żadnym innym czasie! Nie za kadencji tego ministra, ani żadnego przyszłego! Nie za trwania mojego życia! Nie w tej, ani w innej odległej galaktyce! Przenigdy!
- I dobrze! Teraz i tak nie możemy, bo zawsze wszyscy mówiliby, że jestem tylko pocieszeniem po tym, jak Granger złamała ci serce!
- Myślę, że ta rozmowa jest skończona!
Drzwi z gabinetu nagle się otworzyły i Astoria Greengrass została za nie wypchnięta za pomocą siły zaklęcia. Wciąż warcząc wściekle, poprawiła swoją szatę, dopiero po chwili dostrzegając Hermionę.
- Bardzo ci dziękuję Granger, za zmarnowanie mi życia! - wycedziła przez zęby, po czym machnęła nieelegancko swoją drogą torebką i odmaszerowała w stronę windy.
Hermiona odprowadziła ją wzrokiem, po czym niepewnie zerknęła do gabinetu Malfoya. Blondyn stał oparty o swoje biurku i trzymał twarz ukrytą w dłoniach.
- Hej... - przywitała się cicho.
- Cześć - odpowiedział z ciężkim westchnieniem. - Czy miałaś równie zachwycający dzień jak ja?
- Tak sądzę - Hermiona uśmiechnęła się blado do niego. - Może pójdziemy gdzieś napić się kawy i pogadać? - zaproponowała.
- Jasne, chętnie - Draco sięgnął przez biurko po swoją marynarkę wiszącą na oparciu jego biurowego fotela. - Potter przez cały dzień poił mnie melisą i schował gdzieś moją whisky.
- W takim razie chodźmy tam, gdzie nam ją podają - Hermiona poczuła, że absolutnie musi wypić dziś drinka, by tym sposobem spróbować poczuć się choć trochę lepiej.
❤❤❤
To wszystko zaczęło się od jednego zdjęcia.
A raczej opublikowanie tego zdjęcia doprowadziło do tego, co teraz się działo. A w zasadzie było to owo zdjęcie - plus trudny dzień, dodać o kilka drinków za dużo.
W każdym razie to dlatego Hermiona stała teraz przyciśnięta do drzwi swojego własnego mieszkania ze spódnicą podciągniętą na biodra i narzekała na to, że Draco rozerwał jej majtki, zamiast po prostu je zdjąć. Jego obietnica, że je odkupi została zagłuszona po tym, jak przycisnęła jego głowę do miejsca, gdzie właśnie ją całował, pragnąć by nie przestawał. Nigdy, przenigdy. Nie za kadencji tego ministra, nie w tym życiu, galaktyce i tak dalej...
Poranek był mniej barwny niż ich nocne przygody, zwłaszcza że kac odbijał się w jej głowie z siłą szalejących po klasie Lockharta chochlików kornwalijskich. Na szczęścia miała jeszcze kilka fiolek z eliksirem pieprzowym. To mogło pomóc.
- I jak tu nie być w tobie obłędnie zakochanym? - zażartował Malfoy, gdy mu jedną z nich podała, zaraz po otwarciu przez niego uroczo przekrwionych oczu.
- Mieliśmy pogadać i coś ustalić, a nie... - Hermiona jęknęła, łapiąc się za głowę, gdy obrazy z ich namiętnej nocy zaczęły na nowo do niej napływać.
- Żałujesz? - spytał cicho blondyn, przyglądając jej się uważnie.
Spojrzała na niego i odkryła, że wyglądał na zaniepokojonego.
- Nie - odpowiedziała szczerze. - Ale obawiam się, że to wszystko jeszcze bardziej komplikuje...
Draco nadal patrzył na nią, wyraźnie coś analizując.
- Zdaje się, że ustaliliśmy jedno. Zdecydowaliśmy się, by pójść razem na sobotni bal...
- Wtedy gazety już z pewnością nigdy się od nas nie odczepią - Hermiona westchnęła ponuro.
- Może nie będzie tak źle - próbował ją pocieszyć. - Rzucimy im Pottera i Pansy na pożarcie.
- Niezła myśl - Hermiona uśmiechnęła się blado. - Mam nadzieję, że w biurze nie będzie dziś już takich dzikich pielgrzymek. Nie wiem, czy dam radę przeżyć drugi taki dzień.
W odpowiedzi Draco tylko jęknął, po czym z powrotem opadł na łóżko i nakrył głowę poduszką.
❤❤❤
Hermiona prawie popłakała się z ulgi, gdy do południa nikt nie pojawił się w jej gabinecie. Cały dzień rozmyślała o nagłym wybuchu namiętności pomiędzy nią, a Draco. O tym, jak w szale uniesienia, szeptał jej jak bardzo jest piękna i od jak dawna jej pożądał. Myślała też o tym, jak ona sama prawie wyznała mu, że naprawdę jest w nim zakochana. Całe szczęście, że nawet w pijackim amoku, wciąż miała swój instynkt samozachowawczy.
Właśnie zastanawiała się, co zamówić na lunch do biura - nie zamierzała jeszcze zaryzykować wyjścia do stołówki, gdy nagle Eloise dostojnym głosem, oświadczyła jej, że ma gościa.
Hermiona miała wrażenie, że za chwilę spadnie z krzesła, gdy asystentka wprowadziła do jej gabinetu sztywną i poważną Narcyzę Malfoy.
- Dzień dobry panno Granger - przywitała się chłodno matka Malfoya, uważnie lustrując postać Hermiony - od jej grzecznie spiętych loków, po jej białą bluzkę, brązowy żakiet i pasującą do niego spódnicę.
- Dzień dobry... - Hermiona zająknęła się trochę, niezgrabnie podnosząc się z miejsca. Co na Merlina ta kobieta robiła w jej biurze?
- Domyśliłam się, że dzisiejszy dzień będzie dla pani bardziej swobodny, niż ten wczorajszy, dlatego pomyślałam, że zgodzi się pani towarzyszyć mi w czasie lunchu - Narcyza patrzyła na nią z miną łaskawej władczyni, która z kaprysu odwiedziła swoich poddanych.
Hermiona przełknęła nerwowo, zamierzając odmówić i zasłonić się nawałem pracy, ale mina Lady Malfoy wskazywała na to, że byłby to próżny trud. Ona już zdecydowała, że Hermiona zje z nią dziś posiłek i żadne siły na świecie nie były władne, by decyzję tę podważyć.
Z wymamrotanym pod nosem:
- Tak, oczywiście, bardzo chętnie... - Szybko zabrała swoją torebkę i wyszła za idącą przodem arystokratką.
Rzuciła po drodze swojej asystentce wymowne spojrzenie, mając nadzieję, że głupia Middleton zrozumie, że ma jak najszybciej wysłać za nią kogoś, kto ją uratuje... Albo kogoś kto ją pomści, gdy pani Malfoy wreszcie z nią skończy.
❤❤❤
Usiadły w eleganckim, francuskim bistro, a obsługa uwijała się dookoła Narcyzy, jak rój pszczół wokół swojej królowej. Chłodna powaga matki Malfoya była deprymująca, ale Hermiona robiła wszystko, co w jej mocy by zachowywać się naturalnie.
- Miałam nadzieję, że sprawi mi pani tę przyjemność i trochę o sobie opowie panno Granger - zaczęła wywiad Narcyza, a Hermiona przełknęła nerwowo i uśmiechnęła się niepewnie nim zaczęła recytować swój życiorys.
Narcyza przez cały czas uważnie ją obserwowała, co jakiś czas wtrącając pytanie typu:
- Zawód pani rodziców jest prestiżowy w mugolskim świecie, prawda?
lub też:
- To prawda, że miała pani najlepsze wyniki egzaminów końcowych w Hogwarcie w tym stuleciu?
oraz:
- Czy jako jedynaczka wolałaby pani w przyszłości mieć więcej niż jedno dziecko?
Gdy Hermiona skończyła mówić czuła się spocona jak mysz i bardziej przejęta niż po rozmowie rekrutacyjnej na swoje pierwsze stanowisko. To było jakiś obłęd...!
Wreszcie posiłek dobiegł końca, a Hermiona szybko sięgnęła po swoją torebkę, proponując, że za niego zapłaci. Narcyza w zamian posłała jej tak zimne spojrzenie, że chyba tylko cudem nie zamieniła się w kostkę lodu. Gdy rozważała czy szybko powinna wyjąkać swoje przeprosiny, czy po prostu udać, że zemdlała, do bistro wpadł zdyszany i wyraźnie przerażony Draco.
- Matko! - zawołał, podchodząc szybko do ich stolika.
- Dlaczego krzyczysz? - Narcyza spojrzała na niego z przyganą. - Wiem kim dla ciebie jestem i przy okazji nie jestem głucha.
- Krzyczę, bo nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś... - Draco patrzył na matkę ze złością. - Obiecałaś mi...!
- Że nie będę się wtrącać i się nie wtrącam - Narcyza wstała. - Chciałam tylko sprawdzić kilka rzeczy.
- Co takiego? - Hermiona nie mogła powstrzymać tego pytania.
- Jak wiele pracy mnie czeka nad uczynieniem z ciebie odpowiedniej kandydatki do rodziny Malfoyów - Narcyza niezobowiązująco machnęła ręką.
- Mamo proszę cię, przestań! - Draco gwałtownie się zaczerwienił, a Hermiona odniosła wrażenie, że nie potrafi w tej chwili spojrzeć jej w oczy.
- Pani Malfoy... Z pewnością, to z powodu tego zdjęcia... - zaczęła tłumaczyć Hermiona.
- Zdjęcie było tylko wskazówką, że już czas na tę rozmowę - Narcyza elegancko przerzuciła swój gustowny szal przez ramię i wstała. - Muszę z ulgą przyznać, że nie jest tak źle jak się obawiałam. Poza faktem, że musisz się nauczyć, że nie nosi się brązu, który jest kolorem jesieni w czasie trwania zimy i tym, że nigdy nie proponuje się płacenia za jedzenie kogoś z nazwiskiem Malfoy, to reszta wymaga tylko drobnych poprawek.
Hermiona musiała uczciwie przyznać, że ją zamurowało. Kompletnie nie miała pojęcia, co Narcyza dokładnie chciała jej przekazać, ale blondynka nie zawiodła i powiedziała to dosadnie:
- Masz moje błogosławieństwo. Możesz rozpocząć oficjalne zaloty - poinformowała swojego syna, czule poklepując go po policzku. - Dziękuję za towarzystwo panno Granger. Gdy tylko Draco oficjalnie przedstawi mi cię w moim domu, będziemy wtedy mogły przejść na mówienie sobie po imieniu. - Narcyza skinęła sztywno Hermionie, po czym odwróciła się i wyszła.
Malfoy niezgrabnie opadł na krzesło, które zwolniła jego matka, ukrywając twarz w dłoniach.
- Nie masz pojęcia, jak jest mi przykro! - wymamrotał. - Nie sądziłem, że ona się do tego posunie. Gdy tylko twoja asystentka powiedziała mi, że była u ciebie, to natychmiast zacząłem was szukać...
- Nie przejmuj się - Hermiona posłała mu blady uśmiech. - To była tylko przyjacielska rozmowa, przy dobrym jedzeniu.
Kłamstwo przyszło jej nadzwyczaj łatwo po tym, jak Narcyza przecisnęła ją przez wyżymaczkę. Jednak Hermiona wyraźnie zrozumiała konkluzję. Matka Malfoya dawała mu zgodę na umawianie się z nią. Nie żeby potrzebowała jej aprobaty, ale... Zawsze lepiej było ją mieć, niż nie mieć.
- Oczywiście gdybyś być może nie miała nic przeciwko... - Draco spojrzał na nią niepewnie i trochę zaczął się jąkać. - To Hermiono ja... Ja naprawdę bym chciał...
- Czego? - spytała, czując jak jej ekscytacja rośnie.
- Jeśli pozwolisz, to chciałbym oficjalnie zacząć się do ciebie zalecać - Blondyn lekko odciągnął kołnierzyk swojej koszuli, wyraźnie zarumieniony.
Coś w jej wnętrzu dziko zatańczyło na tę deklarację, ale zdobyła się tylko na powściągliwy uśmiech.
- Mogę to rozważyć... Jeśli te zaloty będą obejmowały jedną, dodatkową rzecz.
- Tak? - Malfoy, aż podskoczył na swoim krześle.
- Co robisz w sobotę w przyszłym tygodniu? - zapytała, w duchu zastanawiając się jakie środki podjąć, by spacyfikować matkę na tyle, by zaraz po rodzinnym obiedzie nie wymusiła na nich deklaracji, co do ilości ich przyszłego potomstwa.
❤❤❤
To wszystko zaczęło się od jednego zdjęcia.
To właśnie z jego winy tak bardzo się teraz denerwowała. Wiedziała, że każda osoba, jaką spotkają dziś na balu w ministerstwie, będzie gapiła się na nią, jakby niedawno wyrosła jej druga głowa. Już miała tego dość, a przecież jeszcze nawet nie opuściła swojego własnego mieszkania.
Raz, po raz wygładzała dłońmi swoją suknię w kolorze delikatnego błękitu - który to bez wątpienia nie był kolorem jesieni i z niepokojem spoglądała na swój kominek. Wspólnie z Draco ustalili, że spotkają się u niej, gdzie on przyprowadzi Pansy, a ona będzie czekać tam na niego wraz z Harrym nim wspólnie przejdą za pomocą Fiuu na przyjęcie.
- Zostaw już tę muszkę w spokoju! Bardziej prosta nie będzie - pouczyła przyjaciela, który też wyraźnie się spinał w oczekiwaniu.
- Lepiej to trzy razy poprawić, niż raz tego nie zrobić i dać tej małej banshee okazję do głośnej krytyki - uskarżał się Potter.
- Dlaczego się tak tym przejmujesz? To ty robisz jej przysługę...
- Nie mów tego głośno! - syknął Harry. - Chcemy chyba ujść z życiem z tego przyjęcia, prawda?
Hermiona wywróciła oczami i uśmiechnęła się do przyjaciela.
- A poza tym robię to, jako przysługę dla ciebie za to, że no wiesz... Wielokrotnie ratowałaś mój tyłek przez całą szkołę, pomagałaś mi w nauce, no i jakimś cudem wytłumaczyłaś Ginny, że ma poczekać, aż sam zechcę do niej wrócić, co będzie miało miejsce gdzieś w okolicach nigdy w życiu!
- Nie zapominaj o dwudziestu galeonach, trzech żabach i raporcie napisanym przez Malfoya jako atrakcyjnych dodatkach - Hermiona zachichotała.
- To już dawno nieaktualne! - Harry uśmiechnął się przekornie. - Teraz obiecał mi, że za to nazwie po mnie waszego pierworodnego. Harry Narcyz Jane Fretka Malfoy.
- Co takiego?! - Hermiona, aż podskoczyła z oburzenia.
- Żartowałem! - Potter wyszczerzył się do niej. - Ten nadęty palant z pewnością wybierze coś pretensjonalnego, jak Scorpius albo Domestos. A nie... Czekaj... To chyba miał być Demokles..?
- Nikt nigdy nie nazwie tak mojego dziecka! - zaperzyła się Hermiona.
- Ha! Więc nie zaprzeczasz, że planujesz mieć dzieci z Malfoyem? - Harry uśmiechał się triumfująco.
Hermiona właśnie rozważała czy go uderzyć i narazić się na gniew Parkinson, jeśli ta będzie musiała pójść na bal z kimś, kto ma podbite oko, czy też lepiej odpuścić, gdy płomienie w jej kominku wreszcie rozbłysnęły.
Pierwsza wyszła z nich Pansy, ubrana w ciemnozieloną suknię, która oplatała jej ciało niczym druga, nieco wężowa skóra. Z pewnością można było powiedzieć, że zrobiło to na Harrym duże wrażenie. Tuż za nią pojawił się Draco, bardzo elegancki w swoim czarnym garniturze. Gdy tylko spojrzał Hermionie w oczy, ona już wiedziała, jak ten wieczór się skończy.
❤❤❤
Mogłaby wspomnieć, że to wszystko zaczęło się od jednego zdjęcia... ale Hermiona nie miała teraz w swojej głowie zbyt wielu racjonalnych myśli. Bardziej skupiała się na tym, jak to było znaleźć się na samym środku pięknie udekorowanej sali balowej w ramionach najprzystojniejszego mężczyzny na ziemi.
Od samego ich wejścia, Draco nie opuszczał jej na krok, zawsze szarmancki i opiekuńczy. Szybko sprawił, że Hermiona zapomniała o wbitych w nich spojrzeniach i o tym, że szum, który słyszeli wszędzie dookoła, był najpewniej kolejnym ministerialnym młynem plotek na ich temat. Teraz miała to jednak gdzieś. Dziś liczył się tylko on.
- Zaspokój moją ciekawość... - poprosiła, gdy tańczyli powoli w rytm romantycznej melodii.
- Zaspokoję wszelkie twoje pragnienia, jeśli tylko mi pozwolisz - Draco uśmiechnął się nieco łobuzersko.
Hermiona zachichotała, mocniej wtulając się w jego czułe objęcia.
- Od spotkania z twoją matką, wciąż zastanawiam się na czym dokładnie polegają te całe oficjalne zaloty czystej krwi?
Draco westchnął cicho.
- Cóż... Na sam początek powinienem kilka razy powitać cię jakimś komplementem.
- Raz w barze powiedziałeś mi, że mam dziś lepiej ujarzmione włosy - przypomniała sobie.
- Tak, to była pierwsza próba - Draco uśmiechnął się przekornie. - Później powinienem był ucałować twoją dłoń przy jakimś naszym pożegnaniu...
- Nie pamiętam żebyś to zrobił...
- Zrobiłem to po ostatnich urodzinach Pottera. Nie pamiętasz, bo byłaś zajęta spaniem na moim ramieniu, po tym jak miałaś jedną powtórkę szotów za dużo.
Hermiona zarumieniła się ogniście, przypominając sobie, że wtedy ośliniła mu koszulę, gdy pomagał jej dostać się do kominka. To był wieczór, który wciąż usiłowała wymazać ze swojej pamięci.
- Co dalej? - zachęcała go do mówienia, pragnąc zapomnieć o tamtej żenadzie.
- Dalej powinienem wysłać ci kwiaty.
- Zrobiłeś to w tym tygodniu - Hermiona przypomniała sobie o przepięknym bukiecie różnokolorowych kwiatów, z których każdy miał jakieś odpowiednie znaczenie w wielkiej księdze zalotów... Nie żeby specjalnie sprawdziła... Choć może przypadkiem to zrobiła...
- Kolejny etap to zaproszenie cię na oficjalne przyjęcie - wymieniał Draco.
- No i właśnie tutaj jesteśmy! - Hermiona się roześmiała.
- Następny pozycję z listy mamy już za sobą. Jest to bowiem zrobione nam razem zdjęcie, które miałoby trafić do kroniki towarzyskiej, albo jeszcze lepiej - na pierwszą stronę jakiejś gazety.
- Myślisz, że po dzisiejszym dniu nie trafimy już na pierwszą stronę? - Hermiona zachichotała.
- Sam nie wiem... Może być ciężko nam ich przebić - Draco wskazał jej głową w stronę Pottera i Pansy, z których każde próbowało właśnie przejąć prowadzenie w ich chaotycznym tańcu.
- W sumie mnie to nie obchodzi - wyznała szczerze Hermiona. - Po prostu cieszę się, że tu dziś ze mną jesteś.
- Ja też. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo - Draco pochylił się nad nią bliżej.
- A czy to jest zgodne z zalotami? - spytała szeptem w jego usta. - Pocałunek przy świadkach?
- Nic mnie to nie obchodzi. Bo nie ma niczego, czego pragnął bym w tej chwili bardziej... - odpowiedział nim ją pocałował, tak jakby byli na tej sali kompletnie sami i nic innego nie miało już znaczenia.
I tak następnego dnia znów trafili na pierwszą stronę porannego wydania "Proroka", tym razem jednak z obszernym artykułem o ich oficjalnych zalotach, sugestiach kiedy te przekształcą się w zaręczyny i rekomendacjach najlepszych dat na letnie wesele.
A Pansy i Harry byli natomiast gwiazdami kroniki skandalu towarzyskiego, po tym jak przyłapano ich na namiętnym godzeniu swoich konfliktów w starej komórce na miotły.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz