wtorek, 21 października 2025

Miniaturka - Wbrew Woli Gwiazd

To był długi, ponury i raczej męczący dzień, choć był to dopiero poniedziałek. W dni takie jak ten, dziękowała szczęśliwym gwiazdom, że w ledwo pięć lat po wojnie, zajmowała w Ministerstwie Magii tak wysokie stanowisko, iż mogła być w gronie wybrańców, którym pozwolono podróżować do pracy za pomocą sieci Fiuu.

Weszła do domu i z rozkoszą zrzuciła z nóg swoje czarne szpilki. Jej miłość do eleganckich butów była głęboka, lecz czasami prawdziwie bolesna. I nikt by nigdy nie zgadł, że Hermiona zaraziła się nią nie od kogo innego – tylko od samej Pansy Parkinson.

Wszystko zaczęło się od tego, że po wojnie obie dostały pracę w tym samym departamencie. Hermiona dość szybko zdecydowała, że chce wkroczyć na drogę magicznego sądownictwa, a wyniki jej egzaminów bez przeszkód pozwoliły jej dostać się na aplikację prawniczą. Musiała przyznać, że była szczerze zdziwiona, gdy odkryła, iż Parkinson jakimś dziwnym zrządzeniem losu, postanowiła dostać się na staż do biura notarialnego, które znajdowało się na tym samym piętrze.

Ich początkowa niechęć do siebie, która była wprost legendarna, z czasem przerodziła się w chłodną tolerancję, a później w delikatną uprzejmość. Jednak gdy matka Pansy po latach znoszenia terroru domowego ze strony swojego męża wreszcie zdecydowała się wystąpić o rozwód, to właśnie do Hermiony obie panie Parkinson zwróciły się z prośbą o pomoc. To była jedna z pierwszych spraw, jakie samodzielnie prowadziła i od razu okazała się dla niej sporym sukcesem.

I tak Hermiona została adwokatem od spraw rodzinnych, a Pansy, która zdała aplikację notarialną została na etacie w ministerstwie. Wkrótce potem obie panie stały się dla siebie najlepszymi przyjaciółkami. Pansy płynnie zajęła miejsce Ginny Weasley, która po skandalicznym złamaniu serca Harry'ego Pottera (poprzez zdradzanie go z połową ligi Quidditcha), szybko wyjechała i na stałe straciła kontakt praktycznie ze wszystkimi.

Hermiona uśmiechnęła się na wspomnienie tego, jak w zeszły piątek poszły razem z Pansy na zakupy. W najbliższą sobotę wypadały dwudzieste piąte urodziny panny Parkinson, a to oznaczało imprezę, na którą zaproszony został prawie każdy, kto choć trochę się liczył w magicznym świecie. Podobno nawet kilkoro dawnych znajomych Pansy ze Slytherinu, obecnie mieszkających za granicą, potwierdziło już swoją chęć przyjazdu na to uroczyste wydarzenie.

Szpilki, które przyjaciółka pomogła jej wybrać na swoją imprezę, były naprawdę zabójcze i piękne, i Hermiona już w duchu zastanawiała się nad tym, jakich zaklęć amortyzujących będzie zmuszona na nich użyć.

Postanowiła, że na dobry początek wieczoru odniesie swoją teczkę do gabinetu. Jej mieszkanie nie było specjalnie duże. Poza kuchnią i łazienką, znajdował się w nim salon, jej sypialnia, gabinet i pokój, który ona nazywała biblioteką – a jej przyjaciele graciarnią – w której wszędzie zalegały jej książki.

Hermiona zamierzała dziś jeszcze trochę popracować, ale stwierdziła, że najpierw musi wziąć prysznic, a potem czekała na nią kolacja i lampka dobrego wina, nim miała wrócić do przeglądania nudnych akt jej kolejnej sprawy.

Odłożyła teczkę i zgarnęła z biurka filiżankę po herbacie, którą zapomniała rano odstawić do zlewu.

Nagle, nie wiedzieć czemu, po jej plecach przeleciał zimny dreszcz. Coś sprawiło, że poczuła się jakby ktoś uważnie ją obserwował. Doskonale wiedziała, że to było niemożliwe. Jej bariery antyteleportacyjne zostały rzucone osobiście przez nowego szefa biura aurorów, którym został Harry. A ona sama zaraz po przeprowadzce założyła odpowiednie zabezpieczenia na kominek, wszystkie drzwi i okna. Nawet magiczna klapka, przez którą Krzywołap mógł się wydostać na taras, była odpowiednio chroniona. Jakim cudem więc ktoś mógłby się tu zakraść...?

To był odruch, którym bardziej pokierował jej instynkt niż racjonalna część jej umysłu. Upuściła filiżankę, a noszona od czasów wojny w rękawie jej szaty różdżka, sama wysunęła się jej w dłoń, gdy gwałtownie odwróciła się i rzuciła przed sobą zaklęcie tarczy. W sam raz na czas, by zablokować mknący ku niej promień zaklęcia rozbrajającego.

Wskoczyła zza biurko, by móc się osłonić, nim wysłała całą serię własnych klątw zamrażających i rozbrajających. Niestety od razu wyczuła, że żadna z nich nie trafiła w cel. Intruz – kimkolwiek był, z pewnością miał doświadczenie w pojedynkach.

Hermiona gorączkowo zastanawiała się jak ma dalej postąpić, lecz nim zdołała na coś wpaść, biurko za którym się ukrywała stanęło w płomieniach. Odskoczyła do tyłu, klnąc siarczyście.

Serce waliło jej w piersi z siłą galopujących hipogryfów. Nie miała pojęcia, jak mogło dojść do tego, że zaatakowano ją w jej własnym domu. Wiedziała, że szybko musi wymyślić plan ucieczki, jeśli chciała stąd ujść z życiem.

Rozważała użycie bombardy na swoim suficie, tak by gruz przysypał jej przeciwnika, a ona w międzyczasie mogłaby ukryć się pod ugaszonym od pożaru biurkiem. To z pewnością sprawiłoby, że napastnik zostanie nieco rozproszony. Wciąż zakładała, że był tylko jeden, choć nie mogła mieć żadnej pewności.

Promień kolejnego zaklęcia eksplodował tuż nad jej głową, a Hermiona krzyknęła, szybko rzucając kolejne zaklęcie tarczy. Wiedziała, że musi odpowiedzieć na atak, ale nie potrafiła się zdecydować, jaka strategia byłaby w tej chwili najlepsza.

Nagle usłyszała głośny huk, który dobiegał z holu jej mieszkania. Czyżby to byli kolejni napastnicy? Jeśli tak, to było już po niej...!

Błysk niebieskiego światła oślepił ją na chwilę, sprawiając że upadła twarzą na dywan i zasłoniła głowę ramionami. Rozległa się kolejna seria huków, a później groźnie brzmiących zgrzytnięć, nim zapanowała głucha, złowroga cisza.

– Mamy go szefie! – wreszcie oznajmił ktoś triumfująco. – Leży spetryfikowany pod tamtą ścianą!

– Skujcie go! – zawołał głos, na dźwięk którego Hermiona od razu się rozpłakała.

– Harry... – wyszeptała, podnosząc się niezgrabnie na kolana.

– Hermiona! – przyjaciel dopadł do niej i mocno złapał ją w swoje objęcia, pomagając jej wstać. – Nic ci nie jest? – spytał lekko drżącym głosem, odrywając się na chwilę, by móc dokładnie ją obejrzeć.

– Wszystko w porządku. Skąd wiedziałeś, co się tu dzieje? – zapytała, patrzą jak aurorzy badają zniszczenia powstałe w jej gabinecie.

– Wyczułem naruszenie zabezpieczeń po tym jak w twoim mieszkaniu ktoś rzucił Expelliarmus. Domyśliłem się, że dzieje się coś złego, zwłaszcza że to wkrótce się powtórzyło – wyjawił.

Hermiona zmarszczyła czoło, zaciskając mocniej dłonie na jego ramionach.

– Nie powiedziałeś mi, że użyłeś na moim mieszkaniu, aż takich zabezpieczeń – mruknęła nieco rozdrażniona.

– Wiesz, że zrobię wszystko, by cię ochronić – Harry spojrzał jej głęboko w oczy. – Jesteś dla mnie jak rodzona siostra.

Hermiona posłała mu blady uśmiech, nadal nieco roztrzęsiona po wydarzeniach tego wieczoru.

– Jest skuty szefie – wyjaśnił Milles, młodszy auror z drużyny Harry'ego.

– Zobaczmy więc kto to – Harry puścił Hermionę i z wysoko uniesioną różdżką, podszedł do mężczyzny siedzącego pod ścianą.

Aurorzy zdjęli już z niego zaklęcia maskujące, ale napastnik wciąż miał na sobie czarną pelerynę z kapturem na głowie.

Hermiona założyła ręce na piersi i podeszła bliżej. Musiała się dowiedzieć, kto zaatakował ją w jej własnym domu i co więcej – jakie miał ku temu powody. Minęło pięć lat od wojny i według ostatnich raportów – wszyscy śmierciożercy zostali wyłapani, a stopień przestępczości w magicznym świecie był teraz znikomy. Nawet pospolici bandyci woleli nie zadzierać z Biurem Aurorów, gdy na jego czele stanął sam sławny Wybraniec.

Harry spojrzał na nią niepewnie, ale Hermiona z determinacją wypisaną na twarzy, skinęła mu zachęcająco. Potter machnął różdżką, a kaptur mężczyzny zsunął się do tyłu, odsłaniając jego przeraźliwie jasne blond włosy.

Hermiona wstrzymała oddech, gdy chłodne, szare oczy zwróciły się wprost na nią. Po całym jej ciele przeszedł zimny dreszcz od intensywności jego spojrzenia. Nie miała pojęcia, co to wszystko mogło oznaczać. Szok i niedowierzanie ścisnęły coś w jej piersi, a głos na chwilę zamarł w jej krtani. Nie dalej jak miesiąc temu piła szampana i swobodnie rozmawiała z tym mężczyzną na gali charytatywnej Ministerstwa Magii. Był dla niej doskonale uprzejmy i Hermiona bardzo miło wspominała ten wieczór. Wszyscy wiedzieli, że po wojnie i odbyciu krótkiego wyroku w areszcie domowym, został on uznany za całkowicie zresocjalizowanego i wyleczonego z ideologii supremacji czystej krwi. Dlaczego więc teraz próbował napaść na nią w jej własnym mieszkaniu?

– Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałem – mruknął Harry, smutno kręcąc głową.

– Ja też nie – szepnęła Hermiona, nie potrafiąc oderwać wzroku od mężczyzny.

– Przykro mi, ale musiałem to zrobić – wyjaśnił ochryple zatrzymany.

– Dlaczego miałbyś próbować mnie zabić? Dlaczego akurat teraz? – dopytywała Hermiona ze łzami w oczach.

– Wcale nie chciałem cię zabić – odpowiedział twardym tonem. – Musiałem cię tylko powstrzymać.

– Powstrzymać? Niby przed czym? – zapytała zaciskając pięści.

– Nie powiem nic więcej bez mojego adwokata – oznajmił hardo, po czym odwrócił od niej wzrok i wbił go w podłogę.

– Jak chcesz. Panie Malfoy, aresztuję cię pod zarzutem napadu i usiłowania zabójstwa Hermiony Jane Granger. Wszystko co od tej pory powiesz, może zostać wykorzystane przeciwko tobie. Masz prawo do adwokata oraz do powiadomienia sową swojej rodziny o twoim zatrzymaniu. O twoim losie zdecyduje sąd – wyrecytował Harry wciąż z wyraźnie słyszalną nutą rozczarowania w głosie. – Zabierzcie go! – nakazał dwóm innym aurorom.

Hermiona patrzyła, jak wyprowadzają z jej mieszkania zakutego w kajdanki Lucjusza Malfoya. Nie była w stanie powstrzymać dłużej szlochu, który gwałtownie opuścił jej gardło. Była pewna, że całe magiczne społeczeństwo pozbyło się już podziałów i uprzedzeń związanych z jej krwią. W latach po wojnie, wiele razy gościła na przyjęciach w nowym dworze Malfoyów, a Narcyzę dzięki bliższemu zapoznaniu ich obu przez Pansy, mogła praktycznie nazywać swoją przyjaciółką. Była nawet zaproszona na zeszłoroczne przyjęcie zaręczynowe Draco i Astorii Greengrass, na którym nie mogła się stawić ze względu na zaplanowaną wtedy podróż służbową. Wysłała jednak narzeczonym prezent i kartkę z gratulacjami.

– Chcesz bym ściągnął tu dla ciebie Olivera? – zapytał Harry, podchodząc by znów móc mocno ją objąć.

– Nie trzeba. Jest na zgrupowaniu w Irlandii, ale ma wrócić już jutro – odpowiedziała Hermiona, ocierając łzy.

Nie chciała dodawać, że jej związek z Olliem nie był, aż tak głęboki, by to w jego ramionach potrzebowała szukać teraz ukojenia. Umawiali się od prawie roku, ale przez wieczne podróże Olivera, związane z jego karierą zawodnika Quidditcha, nie widywali się specjalnie zbyt często. Gdy było to możliwe, wychodzili razem do restauracji na kolacje, a później spędzali wspólnie noc w jej lub w jego mieszkaniu. Spotykali się też czasami ze wspólnymi znajomymi w pubie, gdy Wood akurat był w mieście, ale poza tym ich związek nie miał żadnej głębi – i przyszłości – jeśli Hermiona musiała uczciwie przyznać, co do niego czuje.

– Moi ludzie zaraz sprowadzą tu Parkinson – wyjaśnił Potter.

– Po co? Nie trzeba jej martwić. Opowiem jej o wszystkim jutro...

– Mamy podejrzenia, że Malfoy dostał się tutaj przez Fiuu, bowiem żadne z zaklęć barier wejściowych nie zostało naruszone. Wstępna diagnostyka pokazuje, że kominek uaktywnił się dwa razy w przeciągu dziesięciu minut – wyjaśnił Mills, który wciąż rzucał dookoła nich zaklęcia wykrywające.

Hermiona, aż zadrżała ze zgrozy. Czy to możliwe, że Lucjusz zrobił coś Pansy, by móc się dzięki temu dostać jej kominkiem do tego mieszkania? Jej własna trauma natychmiast zmieszała się ze strachem o dobro przyjaciółki.

Nie potrwało specjalnie długo, gdy drzwi do mieszkania się otworzyły i Hermiona usłyszała szybki stukot wysokich obcasów. Już chwilę później, Pansy niczym strzała wpadła do salonu i od razu podbiegła, by móc ją przytulić.

– Mi! – zapłakała w ramię Hermiony. – Tak cholernie mi przykro! Ten drań przyszedł do mnie, mówiąc, że szuka pomocy w znalezieniu idealnego prezentu na rocznicę dla Narcyzy! A gdy poszłam do sypialni po katalog biżuterii, on po prostu zniknął! Nawet nie przypuszczałam... Oh! – zduszony szloch wyrwał się z gardła Pansy, a jej ramiona owinęły się wokół Hermiony z siłą diabelskich sideł.

Ponad ramieniem przyjaciółki Hermiona dojrzała zbolały wyraz twarzy Harry'ego. Choć oficjalnie on i Pansy nadal byli na wojennej ścieżce, to wszyscy ich przyjaciele i wspólni znajomi już dawno odkryli, że było to bardziej nierozwiązane napięcie seksualne, niż cokolwiek innego. Hermiona wiedziała, że jej przyjaciel był prawdziwie zainteresowany Pansy, ale bał się zrobić jakikolwiek krok w obawie przed jej odrzuceniem.

– To nie twoja wina – zapewniła ją Hermiona. – Tak naprawdę nie wiemy co się stało. Lucjusz przeprosił mnie po wojnie, a potem na każdym spotkaniu był dla mnie tylko uprzejmy. Nie mam pojęcia, o co mogło mu chodzić...

– Ja też nie – Pansy odsunęła się od niej i otarła łzy. – Gdy w zeszłym tygodniu odwiedzałam Narcyzę, zapytał mnie co u ciebie słychać i jak tam twój związek z Woodem... Był ciekaw, czy można oczekiwać po was rychłych zaręczyn – wyznała.

– To naprawdę dziwne – wtrącił Harry. – Po co miałby się tak bardzo interesować życiem osobistym Hermiony?

– Nie wiem – Pansy spojrzała na niego niepewnie. Hermiona wiedziała, że obawiała się tego, że Potter w jakiś sposób będzie ją obwiniał o całe to zajście.

– Dowiemy się wszystkiego, obiecuję – Harry położył dłoń na ramieniu Hermiony i drugą na ramieniu Pansy.

Hermiona poczuła, że jej przyjaciółka lekko się napina, ale po rumieńcu, który wstąpił na jej policzki od razu zorientowała się, że nie było to z powodu niechęci czy wstrętu. Na Pansy dotyk Harry'ego najwyraźniej robił wrażenie.

– Chcesz, żebym z tobą została? – zapytała Pansy, odrywając wreszcie swój wzrok od przystojnego aurora.

– Myślę, że lepiej będzie jeśli przynajmniej na dzisiejszą noc przeniesiecie się obie do mojego domu – zaproponował szybko Harry. – Musimy dokładnie zbadać oba mieszkania i poprawić wasze zabezpieczenia. Nie mamy pewności, czy Lucjusz działał sam...

– Tylko pod warunkiem, że masz w domu jakieś dobre wino, Potter – Pansy uśmiechnęła się do niego nieco złośliwie.

– Draco przysłał mi ostatnio całą skrzynkę czegoś drogiego, gdy poprzednim razem wyciągnąłem z aresztu pijaną siostrę Astorii – przyznał z rozbawieniem.

Pansy wywróciła oczami.

– Wciąż nie wiem dlaczego on planuje wejść w tę okropną rodzinę, a zwłaszcza ożenić się z tą pustą ryjówką!

Hermiona wiedziała, że Parkinson szczerze nie znosiła Astorii Greengrass. Początkowo sądziła, że to z powodu zazdrości o Draco, jednak szybko zrozumiała, że Pansy tylko troszczyła się o przyjaciela – podobnie, jak Hermiona troszczyła się o Harry'ego i Rona. Też nie chciałaby, by którykolwiek z nich wpadł w nieudane małżeństwo z próżną, roszczeniową i irytującą idiotką. Niemniej sama nie znała Astorii na tyle, by móc sformułować o niej opinię. Miało się to zmienić na najbliższych urodzinach Pansy, bowiem Draco już dawno potwierdził swój udział w nich wraz z narzeczoną. Parkinson od początku podkreślała, że Hermiona będzie siedziała przy jednym stole wraz z jej najlepszymi przyjaciółmi ze Slytherinu, nawet jeśli Wood będzie musiał wybić zęby Theo Notta za bezczelne próby flirtowania z nią.

Teraz całe te urodziny stanęły pod znakiem zapytania. Hermiona nie chciała sobie nawet wyobrażać, co Draco i Narcyza przeżyją, gdy dowiedzą się, że Lucjusz znów został aresztowany i z pewnością trafi na długo do Azkabanu.

– Pozwólcie, że was do mnie przeniosę – zaproponował Harry, wyciągając do nich dłonie.

Hermiona z delikatnym uśmiechem patrzyła, jak Pansy ją ujmuje. Może z całej tej okropnej sytuacji mogło wyniknąć jeszcze coś dobrego? Miała szczerą nadzieję, że tak właśnie będzie.

<><><>

Miesiąc później...

Hermiona odłożyła pergamin na stos tych, którymi zajmowała się dziś od rana. Przyszła do pracy bardzo wcześnie, doskonale wiedząc, że po nocy przewracania się w łóżku i tak nie było sensu dłużej próbować zasnąć. To właśnie dziś miała odbyć się pierwsza rozprawa Lucjusza Malfoya, przeprowadzana przed całym Wizengamotem.

Aurorom dotychczas nie udało się ustalić, dlaczego Malfoy senior próbował ją zaatakować. Mężczyzna nie powiedział nic poza tym, że nie chciał zrobić Hermionie prawdziwej krzywdy. Nie wyjawił, jakie naprawdę były jego motywy. Od Hary'ego, Hermiona dowiedziała się, że być może w czasie rozprawy Wizengamot wyda nakaz użycia na oskarżonym nowej generacji Veritaserum, którego działaniu nie sposób było się oprzeć.

Rozprawę przyspieszono najszybciej jak się dało, ze względu na niepokój społeczny jaki wywołał fakt, że były Śmierciożerca postanowił ponownie zaatakować. Niepokoił również fakt, że obrał sobie na cel znaną bohaterkę wojenną. Hermiona wiedziała, że Narcyza bardzo cierpiała z powodu działań męża i nawet odesłała jej uspokajający liścik, po tym jak blondynka przysłała jej duży kosz kwiatów w ramach przeprosin wraz z gorącym zapewnieniem, że o niczym nie wiedziała.

Hermiona nie żywiła do niej pretensji, doskonale wiedząc, że Narcyza nie miała żadnego wpływu na działanie swojego męża. Nie potrafiła tylko zrozumieć czym po tylu latach najwyraźniej naraziła się Lucjuszowi Malfoyowi, że ten postanowił włamać się do jej mieszkania i ją zaatakować.

Pukanie do drzwi jej gabinetu, oderwało ją od rozmyślań, a po chwili do gabinetu zajrzała jej asystentka.

– Hermiono, pan Potter prosił bym ci przekazała, że powinnaś zjechać do sal Wizengamotu kwadrans wcześniej. Musisz podpisać autentyczność swoich wspomnień, nim zostaną pokazane sędziom – wyjaśniała Deyneliin.

– Oczywiście. Dziękuję, że dałaś mi znać – Hermiona uśmiechnęła się do dziewczyny, po czym szybko spojrzała na zegarek i wstała, by zabrać swój żakiet.

Musiała się zbierać, jeśli miała znaleźć się na dole na czas. Zastanawiała się czy po drodze wstąpić po Pansy, ale zdecydowała, że lepiej będzie spotkać się w umówionym miejscu, bo być może przyjaciółka już tam na nią czekała.

Starała się opanować swoje nerwy i nie pokazywać po sobie niczego, co nie było chłodną maską profesjonalizmu, którą zawsze przywdziewała na twarz, gdy to ona stawiała się jako obrońca lub oskarżyciel na sali sądowej. Wiedziała, że Michael Corner – który został wyznaczony do tej sprawy, był naprawdę świetnym prawnikiem. Z pewnością mógł doprowadzić do skazania Lucjusza na wiele lat Azkabanu. Nie wiedziała tylko wciąż, jak ona sama się z tym wszystkim czuła.

Właśnie sięgała do przycisku przywołującego windę, jednocześnie próbując drugą ręką poprawić loki, które utknęły za kołnierzem jej żakietu, gdy nagle jej dłoń zderzyła się w powietrzu z inną. Ktoś chyba również planował w tym samym czasie przywołać windę.

Gdy tylko jej palce zetknęły się z wyraźnie solidną, męską dłonią, poczuła jak jej ciało przeszywa fala ciepła. To było tak, jakby jej własna magia nagle zaśpiewała pod skórą na sam ten lekki dotyk. Uniosła głowę i zamarła. Miała wrażenie, że czas na chwilę się zatrzymał.

Te oczy...

Znała je dobrze. I choć były identyczne, jak oczy jego ojca, ona od razu dostrzegła też w nich różnicę. Nie czuła teraz strachu czy choćby nawet niepokoju, gdy patrzyła w te jego niesamowite tęczówki. Tak naprawdę sama nie wiedziała, jak powinna to określić...

Mężczyzna odsunął się pierwszy, szybko opuszczając dłoń.

– Granger... – zaczął, a jego wzrok jakby mimowolnie przesunął się po całym jej ciele, wywołując w niej falę gorąca.

– Malfoy – odpowiedziała, mając nadzieję, że zabrzmiała neutralnie.

– Zapewne to nazwisko z trudem przechodzi ci teraz przez gardło – Draco posłał jej smutny uśmiech.

– Nazwisko niczego nie definiuje – odpowiedziała, unosząc podbródek.

– To niesamowite usłyszeć coś takiego od ciebie i to po tym wszystkim, co zrobiła ci moja rodzina – Draco mówił normalnie, ale napięcie widoczne w liniach jego ciała wskazywało na to, jak bardzo był spięty.

– Twoja rodzina nic mi nie zrobiła – podkreśliła Hermiona. – A twój ojciec najwyraźniej miał jakiś ważny powód...

– Nie nazywaj go moim ojcem – Draco praktycznie warknął. – Po tym co się wydarzyło, nie uznaję już naszego pokrewieństwa.

Hermiona otworzyła usta, ale naprawdę nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Gdy teraz dokładniej przyjrzała się jego wyjątkowo przystojnej twarzy, mogła dojrzeć oznaki zmęczenia i udręki. Z pewnością rozprawa Lucjusza nie była czymś, w czym dobrowolnie chciałby wziąć udział. Najwyraźniej jednak postanowił specjalnie przyjechać z Francji, by okazać wsparcie Narcyzie.

Dopiero po chwili zorientowała się, że po prostu stała i bezsensownie się na niego gapiła. Odchrząknęła, by przywrócić się do porządku i spróbować jakoś poskromić swoje rumieńce.

– Co robiłeś na tym piętrze? – zapytała, doskonale wiedząc, że jej departamentu nie sposób pomylić z Wizengamotem.

– Przyjechałem poszukać Pansy, ale podobno zjechała już na dół – wyjaśnił.

Winda wreszcie nadjechała, a Hermiona uśmiechnęła się blado, gdy Malfoy gestem zaprosił ją, by wsiadła jako pierwsza. Nie miała pojęcia skąd wzięły się te dziwne reakcje jej ciała na jego osobę. To jej się nigdy wcześniej nie przydarzyło i nie czuła się z tym do końca komfortowo.

– Umówiłyśmy się, że będzie czekała na mnie pod salą rozpraw – wyjaśniła mu Hermiona, nerwowo zakładając ręce na piersi i żałując, że nie ma ze sobą żadnych dokumentów albo chociaż teczki, by mieć czym zająć lekko drżące dłonie.

– To samo przekazała mi jej sekretarka – odpowiedział lakonicznie Malfoy. Hermiona nie mogła się pozbyć wrażenia, że mężczyzna jakimś sposobem nie potrafił oderwać od niej wzroku.

Na szczęście na kolejnym piętrze winda znów zapełniła się czarownicami i czarodziejami, zmuszając ich dwójkę do cofnięcia się pod tylną ścianę. Niestety ścisk wkrótce zrobił się tak wielki, że ramiona Hermiony i Draco zostały do siebie lekko przyciśnięte.

Nie miała pojęcia dlaczego, ale od miejsca gdzie się stykali – nawet pomimo kilku warstw oddzielających ich ubrań – Hermiona czuła, jak po jej skórze rozchodzą się gorące impulsy. To było dziwne i naprawdę niepokojące. Po płytkim oddechu Malfoya i tym, jak mocno zaciśnięta była jego szczęka, mogła z łatwością wywnioskować, że i dla niego ta wymuszona bliskość nie była tak do końca komfortowa.

Winda wreszcie dojechała do atrium, gdzie większość innych czarodziejów wysiadła, a Hermiona odetchnęła cicho, gdy Draco nieco się od niej odsunął. Nie wiedziała dlaczego, ale odniosła dziwne wrażenie, że napięcie pomiędzy nimi było w tej chwili niemal namacalne. To było dosłownie tak, jak gdyby ich magia chciała się jakoś ze sobą skonfrontować.

Nie miała czasu się teraz nad tym zastanawiać, bowiem gdy winda zatrzymała się na poziomie Wizengamotu, tuż po jej otworzeniu spostrzegli czekającą tam na nich Pansy.

– Draco! – Parkinson rzuciła się szybko w ramiona przyjaciela, którego – z tego co Hermiona pamiętała – nie widziała od prawie roku.

– Cześć Parks – Malfoy wyraźnie się odprężył.

To było dość dziwne uczucie – świadomość, że dzieliła teraz swoja najlepszą przyjaciółkę z nie kim innym, tylko z samym Draco Malfoyem – jej szkolnym antagonistą i synem człowieka, który dziś miał być sądzony za próbę jej zabicia.

– A gdzie ta twoja głupia niu... – Pansy próbowała zadać pytanie, ale szybko się zreflektowała. – Astoria nie chciała ci dziś towarzyszyć?

Hermiona wywróciła oczami za plecami blondyna, a Pansy skrzywiła się w grymasie. Draco zapewne był w pełni świadomy tego, jak bardzo Parkinson nie znosiła Astorii.

– Najwyraźniej klimat sali sądowej źle wpływa na jej cerę – wyjaśnił cierpko Malfoy.

– Olivera też nie będzie? – Pansy spojrzała pytająco na Hermionę.

– Ma kolejne zgrupowanie we Francji – odpowiedziała. – Chciał przyjechać, ale nie ma sensu by męczył się z uzyskaniem świstokliku międzynarodowego na te kilka godzin.

Hermiona kątem oka zauważyła jak Malfoy się skrzywił. Wyglądał jakby miał coś do powiedzenia w tej sprawie, ale postanowił jednak się przed tym powstrzymać.

– Potter już na ciebie czeka Hermiono – Pansy wskazała jej miejsce, gdzie stał jej najlepszy przyjaciel.

– Dzięki i do zobaczenia później – Hermiona uśmiechnęła się z przymusem do Pansy i Dracona, po czym szybko pomaszerowała w kierunku Harry'ego.

Nie mogła mieć pewności, ale coś jej mówiło, że Malfoy odprowadzał ją wzrokiem, a zwłaszcza, że jego spojrzenie zaczepiło się na jej kołyszących się biodrach. Sama nie wiedziała czy takie coś ją zniesmaczyło, czy raczej trochę jej imponowało...

<><><>

Lucjusz wyglądał dość ponuro, siedzący na starym, drewnianym krześle. Jego nadgarstki były skute łańcuchami. Hermiona starała się nie denerwować, ale nic nie mogła poradzić na to, że jej dłonie lekko drżały. Siedząca obok niej Pansy, złapała ją więc za rękę i trzymała mocno. Nie specjalnie pomagało też to, że Narcyza i Draco, siedzieli dokładnie po przeciwnej stronie sali i obydwoje co jakiś czas spoglądali w jej stronę.

– Narcyza jest tym wszystkim zdruzgotana – wyszeptała Parkinson. – Draco mówił mi wczoraj, że planuje się rozwieść z Lucjuszem, jak tylko zapadnie wyrok.

– Naprawdę? – Hermiona szczerze się zdziwiła. Ze wszystkich par czystej krwi jakie znała, jedynie małżeństwo Malfoyów wydawało jej się w miarę udane.

– Draco postanowił wrócić do kraju na stałe, by okazać jej swoje wsparcie – opowiadała dalej Pansy.

Hermiona już chciała zapytać, jak Greengrass to zniosła, ale nie zdążyła, bowiem Amos Diggory – Sędzia Najwyższy Wizengamotu, właśnie wszedł do sali.

Wszyscy wstali, czekając na rozpoczęcia rozprawy. Hermiona uśmiechnęła się blado do Harry'ego – siedzącego na miejscu dla świadków. Ona sama nie musiała być świadkiem, bowiem jako zeznanie miały zostać przedstawione jej wspomnienia z samego ataku.

Rozprawa toczyła się dość szybko, a Lucjusz oficjalnie odmówił składania wszelkich wyjaśnień, poza tym, że naprawdę nie planował zrobić Hermionie żadnej poważnej ani trwałej krzywdy.

Zerkała ukradkiem na Narcyze i Draco, gdy odtwarzano jej wspomnienia. To było lepsze, niż oglądanie tego jeszcze raz. Draco miał mocno zaciśniętą szczękę, a jego spojrzenie mogłoby przyprawić o dreszcze. Patrzył na Lucjusza wyraźnie rozgoryczony i chyba też trochę zraniony tym w jakiej sytuacji znów postawił go ojciec. Narcyza przez cały czas cicho szlochała w swoją chusteczkę.

Hermiona wciąż nie potrafiła rozgryźć dokładnie swoich własnych uczuć. Choć tak naprawdę Lucjusz nie dał rady fizycznie jej skrzywdzić, to odebrał jej coś bezcennego – poczucie bezpieczeństwa we własnym domu. Hermiona wiedziała, że jeśli dalej będzie się tak tam czuła, to będzie zmuszona się przeprowadzić.

Po retrospekcji z jej wspomnień, która wyraźnie poruszyła członków Wizengamotu, Michael powołał na pierwszego świadka Harry'ego – by ten opowiedział, jak poczuł naruszenie barier w mieszkaniu Hermiony i jak szybko zebrał drużynę, by ruszyć jej na pomoc. Przy ponownej próbie nakłonienia Lucjusza do złożenia zeznań, jego odpowiedź znów była odmowna. Wtedy to Corner zawnioskował o użycie na oskarżonym Veritaserum. Prawnik Lucjusza – Almond Buenavides – który specjalnie na rozprawę przyjechał z Hiszpanii, był wyraźnie na to gotowy i szybko wręczył sędziemu pismo stwierdzające, że jego klienta nie wolno poddawać działaniu tego eliksiru, gdyż może to być bardzo szkodliwe dla jego zdrowia.

Hermiona była prawie pewna, że nigdy już nie dowie się, dlaczego Malfoy senior postanowił ją zaatakować, ale Michael przewidział taki ruch bowiem od razu zapytał na jaki konkretnie składnik eliksiru Lucjusz jest uczulony, bowiem nowa wersja Veritaserum miała całkowicie inny skład od starego.

Obrońca próbował utrzymywać, że nowy eliksir również może być szkodliwy, ale Corner szybko powołał jako biegłego głównego uzdrowiciela ze świętego Munga, który zapewnił, że eliksir jest całkowicie bezpieczny i wolny od jakichkolwiek powikłań po jego zażyciu.

Lucjusz – choć zawsze blady, wyglądał prawie jak duch, gdy przyniesiono mu fiolkę z przeźroczystym płynem. Nim jednak ją wypił – na krótko spojrzał w stronę Draco.

– Pamiętaj tylko, że zrobiłem to, bo naprawdę musiałem... – powiedział do syna, nim wypił eliksir.

Po odczekaniu kilku minut i zadaniu Lucjuszowi kilku standardowych pytań sprawdzających, uzyskali pewność, że eliksir zadziałał, a Michael mógł przystąpić do właściwego przesłuchania.

– Panie Malfoy, czy zaatakował pan Hermionę Granger w jej mieszkaniu w poniedziałkowy wieczór, jedenastego kwietnia?

– Tak – odpowiedział wyraźnie Lucjusz.

– Jakiego zaklęcia chciał pan na niej użyć?

– W tamtej chwili czarów rozbrajających i obezwładniających.

– Co chciał pan zrobić z panną Granger, gdyby udało się panu ją obezwładnić? – dopytywał prawnik.

– Chciałem, jak najszybciej zabrać ją z jej mieszkania. Miałem przy sobie nielegalny świstoklik. Zamierzałem przenieść ją do mugolskiej części Moskwy.

– Do Moskwy? Dlaczego właśnie tam? – zapytał zdziwiony Corner.

– Bo to najdalsza trasa, jaką można pokonać za pomocą jednego świstoklika – Lucjusz skrzywił się nieco pod nosem.

– Co zamierzał pan tam zrobić z panną Granger?

– Mój przyjaciel zgodził się ukryć ją w swoim domu na odpowiedni czas.

– Nazwisko przyjaciela! – zażądał natychmiast sędzia Diggory.

– Ivan Karkarow, młodszy brat Igora – odpowiedział Lucjusz, choć było widać, że początkowo próbował zwalczyć działanie eliksiru i im tego nie zdradzić.

– Dlaczego w ogóle chciał pan ukryć pannę Granger? – dopytywał dalej Michael.

Hermiona poczuła, jak całe jej ciało drży, a uścisk dłoni Pansy od razu stał się mocniejszy.

– Musiała zniknąć z Anglii na kilka miesięcy. Ivan miał utrzymywać ją przez ten czas pod Imperiusem, tak by myślała, że jest tam na wakacjach – wyjaśnił Lucjusz.

Po całej sali przeszła gwałtowna fala pomruków. Najwyraźniej Malfoy nie kłamał, że wcale nie zamierzał wyrządzić Hermionie trwałej krzywdy. Nie kłamał kiedy mówił, że nie planował jej zabić.

– A dlaczego panna Granger musiała zniknąć z kraju? – drążył oskarżyciel.

Lucjusz znów usiłował nie odpowiedzieć, ale wreszcie rozchylił usta, a jego głos był niewiele bardziej słyszalny od szeptu.

– By nie mogła w tym czasie wyjść za mąż za mojego syna.

Tym razem gwar rozmów wybuchł z prawdziwą siłą. Siedząca obok Hermiony Pansy, zaklęła głośno, Harry wydał z siebie oburzony protest, a Narcyza znów zaczęła szlochać w swoją chusteczkę. Hermiona nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć na Draco. On też patrzył prosto na nią. Co te słowa Lucjusza w ogóle miały oznaczać?

– Spokój! – Diggory uderzył kilka razy swoim młotkiem. – Może pan nam wam wyjaśnić dokładniej swoje wcześniejsze słowa, panie Malfoy?

– Moja znajoma Marita Yaxley jest jasnowidzącą – Lucjusz wyglądał na zbolałego. – Dwa tygodnie temu wygłosiła przepowiednie, w której zobaczyła, jak mój syn po powrocie do kraju i ponownym spotkaniu z Hermioną Granger, zerwał dla niej swoje zaręczyny z Astorią Greengrass i wkrótce to ją pojął za swoją żonę.

Ludzie znów zaczęli gorączkowo szeptać między sobą, a Hermiona wiedziała, że ich uwaga skupiała się teraz albo na niej, albo na Draco. Wszyscy z pewnością chcieli znać ich reakcję na to, że ktoś przepowiedział im ich wspólną przyszłość. Ona sama nie wiedziała jak się z tym dokładnie czuje. Przed tym dniem z pewnością wyśmiałaby podobną sugestię, jednak teraz... To dziwne uczucie ciepła, gdy Draco tylko jej dotknął... Czy to w ogóle miało znaczenie?

– Spokój powiedziałem, albo wyproszę publiczność z sali rozpraw! – Diggory znów kilka razy walnął młotkiem w drewnianą podstawkę.

– Panie Malfoy – kontynuował Corner. – Czy usiłuje nam pan powiedzieć, że planował pan usunąć z Anglii pannę Granger tylko po to, by nie mogła spotkać się ponownie z twoim synem i w konsekwencji zostać w przyszłości jego żoną?

– Tak. To miało potrwać tylko kilka miesięcy, do czasu aż Draco wreszcie ożeniłby się z Astorią – wymamrotał Lucjusz. – W naszej rodzinie nie uznajemy rozwodów, więc musiałby z nią zostać na zawsze i nigdy potem nie związałby się z panną Granger.

Hermiona zacisnęła usta, mając nadzieję, że się publicznie nie rozpłacze. Doskonale wiedziała, że Lucjusz gardził nią kiedyś z powodu jej pochodzenia, ale miała prawdziwą nadzieję, że te uprzedzenia dawno się skończyły. Teraz wyraźnie widziała, że to było tylko jej pobożne życzenie.

Znów rzuciła krótkie spojrzenie na Draco. Tym razem blondyn wpatrywał się w swojego ojca z czystym wyrazem pogardy i obrzydzenia wypisanym na twarzy. Z pewnością był wściekły, że Lucjusz znów bez jego zgody w jakiś sposób chciał pokierować jego życiem.

– Czy pana niechęć do ślubu pana jedynego syna z Hermioną Granger spowodowana jest statusem jej krwi? – zapytał nagle Michael.

– Nie – wyszeptał Lucjusz. – Absolutnie nie! – dodał pewniej.

– W takim razie czym? – spytał Michael, a napięcie w całej sali sądowej wzrastało z każdą sekundą.

– Zaraz po wojnie w wyniku mojego wyroku, musiałem przekazać zarządzanie rodowym majątkiem Draconowi – wyszeptał Lucjusz. – Od tego czasu, to on wyznacza mi galeony na moje wydatki. Niestety w ostatnich latach poczyniłem kilka bardzo złych inwestycji... – Lucjusz przełknął nerwowo. – Wpadłem w poważne tarapaty, ale Gerald Greengrass dał mi dwa miliony galeonów na pokrycie moich długów. W zamian zażądał, by Draco poślubił jego młodszą córkę – Astorię. Udało mi się namówić mojego syna na zaręczyny, ale jeśli chciałby je teraz zerwać i odejść do panny Granger, wtedy ja musiałbym zwrócić Greengrassowi te pieniądze.

– Naprawdę zrobiłeś to tylko dla pieniędzy?! – wykrzyknął Draco, zrywając się ze swojego miejsca. – Postanowiłeś wtrącić się i być może znów zrujnować mi życie, za marne dwa miliony galeonów?!

Na sali ponownie wybuchła wrzawa głosów, a Diggory jeszcze raz musiał przywołać do porządku cały ten tłum. Narcyza ściągnęła Draco z powrotem na jego miejsce, zmuszając go by usiadł obok niej. Zaraz potem mocno go objęła, cicho szlochając w jego ramię.

– Musiałem to zrobić – wymamrotał Lucjusz. – Nie mogłem się przyznać przed tobą i twoją matką, jak bardzo znów was zawiodłem. Uwierz mi, gdybym miał inne wyjście, to bym je wykorzystał. Doskonale wiem, że ta próżna Astoria nie dorasta Hermionie Granger do pięt. Jestem pewien, że panna Granger byłaby dla ciebie odpowiednią żoną. Jednak to nie mogło się wydarzyć bez publicznego skompromitowania mojego imienia...

– Działając w ten sposób skompromitował się pan o wiele bardziej, panie Malfoy – stwierdził cierpko sędzia Diggory. – I odpowie pan za to bezwzględną karą pozbawienia pana wolności w Azkabanie!

– Nie sądziłem, że ta dziewczyna wciąż tak wspaniale walczy – Lucjusz skrzywił się pod nosem. – Powinienem był pamiętać, że już w piątej klasie była potężną czarownicą. Szkoda, że tak się ułożyło... W innych okolicznościach mogłaby być prawdziwą dumą rodziny Malfoyów.

Hermiona poczuła, jak lekko opadła jej szczęka. Nie spodziewałaby takich słów po Lucjuszu. Ani nawet tego, że tak naprawdę wcale nie próbował jej zabić, a jedynie sprawić, by zniknęła na jakiś czas. Z pewnością Harry i inni by jej szukali, ale Draco najpewniej absolutnie by się tym nie przejął, tylko spokojnie kontynuował swoje przygotowania do ślubu z Astorią.

Czy teraz nadal się z nią ożeni, po tym co zrobił jego ojciec?

Sama nie wiedziała dlaczego ją to nurtowało. Lucjusz napadając na nią z pewnością sprawił, że ta przepowiednia nie mogła zostać wypełniona. Bo chyba nie było możliwe, by po tym wszystkim Draco naprawdę chciałbyś się do niej zbliżyć, prawda...? Poczuła, jak chaos zaczął przejmować jej myśli, a serce biło niespokojnie. Naprawdę to była cholernie niezręczna sytuacja i bardzo żałowała, że ją w niej postawiono.

– On cię napadł, bo nie chciał byś spotkała się z Draco na moich urodzinach – usta Pansy zaczęły drżeć. – Gdybym nie planowała zorganizować tego głupiego przyjęcia, nic takiego by się nie stało, a ty i Draco może kiedyś...

– Przestań! – Hermiona mocniej ścisnęła dłoń przyjaciółki. – To nie twoja wina i nawet nie waż się myśleć inaczej! Może nawet dobrze się stało, że dzięki twoim planom Lucjusz nie miał zbyt wiele czasu, by wymyślić jak naprawdę usunąć mnie z drogi.

– Sąd uda się teraz na naradę, by uzgodnić wyrok – oznajmił głośno Diggory. – Zarządza trzygodzinną przerwę w rozprawie.

Trzy uderzenia młotka i w sali na nowo wybuch niesamowity gwar i harmider. Wszyscy chcieli skomentować to, czego dowiedzieli się podczas przesłuchania Lucjusza, a dziennikarze niczym stado wygłodniałych hien zgromadzili się pod drzwiami, chcąc zapewne złapać ją albo Draco i uzyskać od nich komentarz do tego, co właśnie zostało ujawnione.

Na szczęście auror Mills szybko znalazł się przy Pansy i Hermionie, i wyprowadził je specjalnym przejściem dostępny tylko dla aurorów. Po chwili Harry znalazł się tam razem z nimi, prowadząc za sobą Dracona i Narcyzę.

Hermiona nie zdążyła się im nawet dobrze przyjrzeć, gdy Lady Malfoy porwała ją w swoje ramiona, znów rozdzierająco szlochając.

– Tak strasznie mi przykro, że do tego doszło... – wyszeptała kobieta. – Gdybym tylko wiedziała, co on planuje, to przysięgam, że bym go powstrzymała!

Hermiona zauważyła ponad ramieniem Narcyzy, że Draco patrzył prosto na nią. Czy on też teraz myślał o tym, co by mogło się wydarzyć gdyby jego ojciec się nie wtrącił? Czy podobnie jak ona, zastanawiał się nad tym, czy rzeczywiście mogli mieć jakąś wspólną szansę na przyszłość?

– Chcę rozwodu! – oznajmiła twardo Narcyza, odsuwając się wreszcie od Hermiony. – Czy jest szansa, że przyjmiesz moją sprawę? Wiem od Reginy Parkinson, że jesteś w tym najlepsza...

– Oczywiście! – zgodziła się od razu Hermiona. – Jeśli jesteś tego pewna, to z przyjemnością ci pomogę. Jeśli lord Malfoy będzie odsiadywał wyrok, sąd nie powinien robić żadnych trudności i wszystko da się załatwić na jednej rozprawie, nawet bez konieczności udziału twojego męża.

– Byłego męża! – podkreśliła szybko Narcyza.

– Matko, myślę, że lepiej jeśli porozmawiacie o tym przy innych okolicznościach – wtrącił się Draco. – A teraz chodźmy coś zjeść i trochę odpocząć... – W głosie blondyna pobrzmiewała troska.

– Do zobaczenia później – pożegnała ich Pansy, a blondyn ostatni raz spojrzał Hermionie w oczy, nim odszedł razem ze swoją rodzicielką.

– Jak się z tym wszystkim czujesz? – zapytał Harry, kładąc dłoń na jej ramieniu.

– Z czym dokładnie? – zapytała głucho.

– Na przykład z tym, że gdyby Lucjusz się nie wtrącił, to być może mogłabyś zostać żoną tej uroczej fretki – Potter uśmiechnął się przekornie. – Niech no tylko Ron się o tym dowie, gdy wreszcie wróci do kraju! Muszę zobaczyć jego minę!

Hermiona wywróciła oczami na szczeniackie docinki przyjaciela. Jak na razie – szczerze mówiąc – naprawdę trudno jej było sformułować jakąkolwiek opinię.

– Dlaczego mówisz, że tylko mogłaby? – oburzyła się Pansy. – Przecież Hermiona wciąż jeszcze może to zrobić! Nikt przecież nie stwierdził, że ta przepowiednia nie zostanie wypełniona!

– Daj spokój Parks, proszę – Hermiona wzięła głęboki oddech. – Naprawdę nie mam dziś siły, by o tym myśleć. Sądzę, że my też powinniśmy pójść teraz coś zjeść...

– Masz rację. Ja dziś stawiam – zaoferował Harry.

– W takim wypadku znam doskonałe francuskie bistro – Pansy uśmiechnęła się przebiegle, po czym złapała przyjaciółkę pod ramię i ruszyła do wyjścia, ignorując całą sobą zbolałą minę Pottera.

<><><>

Lucjusza skazano na siedem lat. Był to surowy wyrok – biorąc pod uwagę, że odwołano oskarżenie o próbę morderstwa. Niemniej społeczeństwo i tak domagało się, by zamknąć tego byłego Śmierciożercę w Azkabanie i najlepiej na zawsze trzymać go z daleka od świata magii.

Kilka pierwszych dni po rozprawie było naprawdę bardzo gorączkowych. Prasa nieustannie naprzykrzała się Hermionie, a sowy z prośbami o wywiady i komentarz musiały zostać zablokowane, bowiem inaczej w ogóle nie miałaby szans normalnie pracować. Wściekała się o to, że jej oficjalnie oświadczenie, że nie zamierza niczego komentować najwyraźniej nie zostało uszanowane.

Nawet Oliver wrócił szybciej ze zgrupowania, chcąc wiedzieć jak Hermiona się czuje po tych wszystkich rewelacjach, które padły na rozprawie. Odnosiła dziwne wrażenie, że zaczął bardziej się starać o ich związek, jakby z obawy, że młodszy Malfoy faktycznie za chwilę stanie w jej drzwiach i też spróbuje ją porwać.

Hermiona wahała się czy nie napisać sowy do Dracona. Nie bardzo wiedziała, co tak naprawdę miałaby mu powiedzieć, ale prawdą było, że od dnia ich spotkania w drodze na rozprawę, rzadko potrafiła na dłużej przestać o nim myśleć. I nie mogła się oszukiwać, że chodziło tu tylko o tę przepowiednie. To wrażenia jakich doznała od samego jego dotyku, nie chciały opuścić jej podświadomości.

W końcu zdecydowała się napisać do Narcyzy w sprawie rozwodu, a Lady Malfoy od razu zaprosiła ją na lunch do swojego nowego domu. Przekazała Hermionie, że może na początek skorzystać z biblioteki, gdzie znajdowały się kroniki Malfoyów, z których będzie mogła dowiedzieć się o wszystkich rozwodach do jakich doszło w tej rodzinie. Lucjusz mógł twierdzić, że żadnych nie było, ale Hermiona miała zamiar udowodnić mu, że się mylił.

Zebrała dość ciekawych publikacji, by móc je na spokojnie przeanalizować, ale właśnie zauważyła jeszcze jedną z interesujących ją książek, wysoko na półce. Spróbowała przywołać ją zaklęciem, ale niestety to nie zadziałało. Pomimo wysokich szpilek, brakowało jej dosłownie kilku centymetrów, by móc dosięgnąć wolumin, więc wspięła się na palcach.

Musnęła opuszkami skórzany tom, lecz nim zdołała chwycić go mocniej, poczuła za sobą czyjąś obecność. Duża dłoń nagle znalazła się na jej talii, a zapach drogiej wody kolońskiej dotarł do jej nosa. Zrobiło jej się gorąco, gdy jej plecy zostały oparte o twardy tors, a książka, którą próbowała wyjąć, nagle została dla niej wyciągnięta przez męską rękę.

Serce waliło jej głucho, a policzki pokryły się rumieńcem nim zdążyła się do niego obrócić.

– Tego chciałaś Granger? – zapytał lekko ochrypłym tonem, a jego oczy uważnie śledziły wyraz jej twarzy.

– Tak, dziękuję – odpowiedziała szybko. – I w ogóle to cześć... – zająkała się trochę.

– Witaj – odpowiedział Draco, nadal patrząc na nią tak uważnie, jak gdyby zamierzał wyryć w pamięci każdą linię jej twarzy. To było peszące.

– Twoja mama pozwoliła mi zebrać trochę materiałów do jej rozprawy rozwodowej... – wyjaśniła, wskazując na książkę, którą Malfoy wciąż trzymał.

– Oczywiście! – zreflektował się blondyn i wreszcie oddał jej opasły tom. – Możesz stąd zabrać, co tylko zechcesz.

– Dziękuję – odpowiedziała lekko speszona, przytulając ciężką księgę do piersi.

Zapadła między nimi niezręczna cisza, lecz mimo to – obydwoje nie potrafili oderwać od siebie nawzajem wzroku. To było jednocześnie krępujące i poniekąd ekscytujące. Wreszcie Draco odchrząknął, jakby chcąc samego siebie przywołać do porządku.

– Mama mówiła mi, że wyznaczono już termin pierwszej rozprawy.

– Tak. Udało się poruszyć kilka koneksji i odbędzie się już za dwa tygodnie. Trochę mało czasu, ale z pewnością zdołam się dobrze przygotować – Hermiona odniosła wrażenie, że trochę bełkocze bez sensu, ale nic nie mogła poradzić na to, że w jego towarzystwie traciła pewność siebie.

To jej się nigdy wcześniej nie zdarzało przy żadnym mężczyźnie. Naprawdę nie miała pojęcia dlaczego nagle Malfoy zaczął na nią działać w taki właśnie sposób.

– Jestem pewien, że świetnie sobie poradzisz – Draco posłał jej ciepły uśmiech. – Pochwały na temat twoich prawniczych sukcesów, zdołały dotrzeć nawet do Francji.

– Naprawdę? – zapytała skromnie, czując że znów zaczyna się rumienić.

– Oczywiście, że tak. W końcu wciąż jesteś Złotą Dziewczyną...

Hermiona skrzywiła się pod nosem. Naprawdę nie lubiła, gdy ktoś używał tego pseudonimu. Draco od razu to wyłapał.

– Przepraszam. Nie chciałem cię obrazić ani urazić... – naprostował szybko swoją wpadkę.

– Nic się nie stało – Hermiona zmusiła się do uśmiechu. – Nazywano mnie o wiele gorzej.

Malfoy milczał przez chwilę, ale wreszcie jakby zebrał się w sobie.

– Granger, posłuchaj... Ja... Strasznie mi przykro, naprawdę. Za wszystko. Za to, co działo się w szkole i za to...

Hermiona uniosła dłoń, by powstrzymać go od dalszego mówienia.

– Przeprosiłeś już za to zaraz po wojnie, a ja powiedziałam, że nie chowam urazy, więc nie wracajmy do tego tematu. I nie próbuj przepraszać mnie za coś, na co nie miałeś wpływu – podkreśliła. – Ani ty, ani twoja matka nie odpowiadacie za czyny Lucjusza.

Draco spojrzał jej w oczy, jakby chcąc przekonać się czy była z nim szczera. Odniosła wrażenie, że naprawdę zależało mu na tym, by pomiędzy nimi wszystko zostało wyjaśnione. Cieszyło ją to. Świadomość, jak bardzo Draco dojrzał od czasu, gdy chodzili razem do szkoły, była naprawdę satysfakcjonująca.

Stali naprzeciwko siebie i wciąż patrzyli sobie w oczy, ale tym razem ta cisza nie była niezręczna. To znów było tak, jak gdyby ich magia sprawiała, że komunikowali się ze sobą na zupełnie innym poziomie. Niesamowitym było to, że Hermiona w jego towarzystwie czuła zarówno spokój, jak i te przyjemne dreszcze podniecenia.

W chwili, gdy Draco najwyraźniej zbierał się, by wreszcie coś powiedzieć, drzwi z biblioteki otworzyły się gwałtownie, niemal nie wpadając przy tym z zawiasów. Stanęła w nich wyraźnie poirytowana Astoria Greengrass. Na widok Hermiony i Draco stojących naprzeciwko siebie – wcale nie blisko, ale jednak sam na sam, zmrużyła niebezpiecznie oczy i prawie biegiem rzuciła się w ich stronę.

– Co tu robisz Ast...? – Malfoy nie zdołał dokończyć pytania, bowiem Greengrass zatkała mu usta, swoimi wargami, całując go z siłą głodnej szyszymory.

– Tu jesteś mój ogierze! Wszędzie cię szukałam! – Astoria otoczyła Draco swoimi ramionami dosłownie wieszając się na nim i zaraz rzuciła Hermionie pełne triumfu spojrzenie.

Fala zazdrości, jaka zalała pannę Granger była absolutnie nie na miejscu, ale nic nie mogła na to poradzić. Palce, aż ją świerzbiły, bo pokazać Greengrass, co naprawdę myśli o jej małym pokazie.

Draco stanowczo wyplątał się z ramion narzeczonej i szybko przetarł usta, jakby przykleiło się do nich coś obrzydliwego.

– Pytałem, co tu robisz? – ton głosu Draco brzmiał warkliwie.

– My się chyba jeszcze nie znamy – Greengrass zignorowała blondyna i hardo uniosła podbródek, patrząc wyzywająco Hermionie prosto w oczy. – Jestem Astoria Greengrass, przyszła Lady Malfoy.

– Hermiona Granger – przedstawiła się cicho, nie zamierzając kłamać, że jest jej miło.

– Tak właśnie myślałam – Astoria leniwie przesunęła swoim wzrokiem po całej postaci Hermiony. – Twoja reputacja to widocznie jedyne, co się nie pogorszyło od czasów Hogwartu...

– Astoria! – Draco wyraźnie się zdenerwował. – Czego tu szukasz? Czy wciąż nie dotarło do ciebie...

Znów przerwał mu trzask pojawiającego się skrzata domowego. Okazało się, że Narcyza chciała zaprosić Hermionę do oranżerii bowiem ich lunch był już gotowy.

– Wygląda na to, że muszę już iść. Miłego popołudnia – rzuciła im cierpko Hermiona nim wyszła z biblioteki i pozostawiła tę parę za sobą.

Postanowiła, że najlepiej będzie jeśli zacznie stanowczo unikać Draco. Nie powinna w ogóle odczuwać przy nim tych wszystkich uczuć i emocji. On nadal był zaręczony i to było absolutnie niewłaściwe z jej strony, że myślała o nim w innym sposób, niż jako o koledze ze szkolnych lat. Najwidoczniej Lucjusz niepotrzebnie próbował się wtrącić, skoro Draco i tak przez cały czas zamierzał ożenić się z tą bezczelną harpią. Nie żeby to był problem Hermiony. Ani teraz, ani nigdy.

<><><>

– W świetle przedstawionych przeze mnie dowodów, uważam, że orzeczenie rozwodu oraz zgoda dla mojej klientki na powrót do nazwiska rodowego Black, jest nie tylko kompetencją, ale wręcz obowiązkiem tego sądu. Dziękuję – zakończyła zgrabnie Hermiona, po czym wróciła na swoje miejsce, obok wyraźnie spiętej Narcyzy.

Amos Diggory bez dalszej zwłoki zarządził głosowanie, które bardzo szybko zakończyło się przyznaniem Narcyzie rozwodu oraz rozłączeniem jej z powinności rodowej wobec Malfoyów za pomocą specjalnych zaklęć. Od dziś znów miała być panną Narcyzą Black, a Draco zapowiedział, że zamierza przepisać na matkę wszystkie dawne skarbce tej rodziny, które odziedziczył jako jedyny, prawowity wnuk. Chciał w ten sposób przywrócić swojej matce całkowitą niezależność i pozwolić jej żyć dokładnie tak, jak zawsze chciała. I bez piętna bycia dalej żoną skazanego Śmierciożercy.

I mimo, że Narcyza szczerze uściskała Hermionę i wylewnie jej podziękowała, to pani mecenas widziała też dziś w jej oczach złamane serce. Narcyza z pewnością nie potrafiła na zawołanie przestać kochać Lucjusza, choć jego działania zraniły ją na wskroś i popchnęły do tak desperackich czynów, jak pierwszy od ponad trzystu lat rozwód w rodzinie Malfoyów.

Hermiona wróciła do swojego biura, starając się nie odczuwać ani odrobiny rozczarowania tym, że nie miała okazji porozmawiać dziś z Draco. Widziała go w towarzystwie Astorii na miejscu dla publiczności i to właśnie dlatego szybko pożegnała się z Narcyzą i wróciła do swojego gabinetu.

To było frustrujące, jak w ostatnich tygodniach Malfoy zdominował jej myśli... i sny. I choć piekielnie wstydziła się tego przed samą sobą, to nawet w ostatni weekend, gdy była w łóżku z Oliverem, wciąż nawiedzała ją wizja tych niesamowicie jasnych blond włosów i chłodnych szaro–niebieskich oczu. Czasem odnosiła wrażenie, że trochę zaczyna wariować. Jak ten mężczyzna tak nagle mógł się znaleźć w centrum jej podświadomości?

Westchnęła cicho i napiła się wody. To i tak nie powinno mieć już żadnego znaczenia. Narcyza była rozwiedziona, a kontakty Hermiony z nią i jej synem z pewnością nie będą teraz obejmowały niczego więcej, poza rzadkimi spotkaniami na galach charytatywnych lub imprezach w Ministerstwie Magii. I nie powinno jej to przeszkadzać. Ani trochę.

Rozległo się pukanie do drzwi jej gabinetu.

– Wejdź! – Hermiona przekonana, że była to tylko jej sekretarka, właśnie zrzuciła z siebie ministerialną togę.

Jako, że materiał jej roboczej szaty był gruby i ciężki – jak zwykle miała pod nią na sobie tylko czarny, koronkowy stanik. Nagle rozległo się nieco niezręczne chrząknięcie. Uniosła głowę i o mało nie zemdlała na widok stojącego w drzwiach do jej gabinetu Draco.

– Czy aby na pewno nie przeszkadzam? – spytał z napięciem, wyraźnie walcząc z tym by nie spojrzeć na jej obnażone piersi.

– Przepraszam! – wypaliła szybko Hermiona, łapiąc za wiszącą na oparciu jej fotela czerwoną bluzkę i natychmiast zakładając ją na siebie. Odwróciła się do niego plecami i drżącymi palcami usiłowała zapiąć guziki. – Myślałam, że to tylko Deyneliin. Właśnie miała przynieść mi kawę – wytłumaczyła nieco niezgrabnie.

– Naprawdę nic nie szkodzi Granger – Draco uśmiechnął się do niej dwuznacznie, najwyraźniej już mniej oszołomiony po tym niespodziewanym pokazie, który dla niego zrobiła.

– Mogę ci w czymś pomóc? Czy twoja mama zapomniała czegoś podpisać? – pytała go nieco chaotycznie, próbując założyć swoje potargane włosy za uchu i absolutnie nie mogą spojrzeć mu teraz w oczy.

– Z dokumentami wszystko w porządku – Draco podszedł bliżej jej biurka, a Hermiona mimo, że na niego nie patrzyła, całą sobą odczuwała jak imponująco był wysoki i dobrze zbudowany.

– W takim razie... Em... W czym mogę ci pomóc? – Hermiona rzuciła mu krótkie spojrzenie i natychmiast znów odwróciła wzrok. On nie mógł się tak na nią gapić. To było... Sama nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.

– Przyniosłem ci zaproszenie – Draco wskazał na kremową kopertę w jej dłoni.

Hermiona poczuła, jak głucho wali jej serce. Czyżby to było jego zaproszenie na ślub z Astorią? O Godryku! Nie mogłaby się tam pokazać. Na samą myśl robiło jej się słabo, choć przecież wcale nie powinno.

– To zaproszenie na...? – spytała.

– Moja mama wydaje jutro wieczorem uroczystą kolację z okazji swojego nowego stanu cywilnego – Draco uśmiechnął się dość cierpko pod nosem.

– Och! – Hermiona miała nadzieję, że nie usłyszał, jak kamień właśnie spadający jej z serca głucho trzasnął o ziemię. – To bardzo miłe, dziękuję...

Malfoy stał o tyle daleko, że Hermiona musiałaby przechylić się przez biurko, by móc dosięgnąć koperty. Blondyn nie kwapił się też, by odłożyć zaproszeni ani tym bardziej by jej je podać. Nie wiedziała czy ma rację, ale Draco chyba chciał, by do niego podeszła. Przeklinała teraz swoją sławę odważnej gryfonki. Powoli obeszła swoje biurka i już z daleka uniosła dłoń, by móc szybko przejąć kremowy papier.

Draco wyglądał niczym oaza spokoju, gdy wreszcie podał jej kopertę. Ujęła ją w same opuszki palców, nie chcąc sprowokować pomiędzy nimi przypadkowego dotyku. Nagle jednak długie palce zakleszczyły się na jej nadgarstku.

To znów było jak uderzenie gromu, a gorąca iskra wystrzeliła od miejsca, gdzie Malfoy jej dotknął po całym jej ciele. Ledwo powstrzymała jęk, ale za to wyraźnie usłyszała jak Draco cicho syknął przez zęby. Czyżby on też mógł to poczuć?

– Czyżby coś cię zdenerwowało Granger? – zapytał, a jego głos zabrzmiał nieco zaczepnie.

– Skąd ten pomysł? – odpowiedziała, mając nadzieję, że zabrzmi to naturalnie.

Próbowała delikatnie uwolnić swój nadgarstek z jego uścisku, ale Malfoy w odpowiedzi tylko pochylił się bliżej, tak że Hermiona mogła wyraźniej poczuć bijące od niego ciepło i zapach jego drogiej wody kolońskiej.

Sama nie wiedziała, jak się dokładnie czuje z tym, że Draco ją dotyka i wpatruje się w nią, jak gdyby była jakąś niesamowicie ciekawą zagadką, którą on absolutnie musiał rozgryźć. Serce biło jej mocno, a skóra była rozgrzana. Nigdy żaden mężczyzna nie zrobił jej czegoś takiego samym, delikatnym dotykiem.

Nagłe otwarcie drzwi do jej gabinetu sprawiło, że obydwoje odskoczyli od siebie. Hermiona wzięła drżący oddech, absolutnie nie mając pojęcia, co się z nią tak właściwie działo.

– Przepraszam... – Deyneliin spojrzała na nich szeroko otwartymi oczami. – Czyżbym w czymś przeszkodziła?

– Ależ nie – Malfoy posłał asystentce Hermiony swój czarujący uśmiech. – Właśnie wychodziłem. Do zobaczenia jutro Granger – rzucił do niej i skierował się do drzwi.

– Tak, do zobaczenia – wykrztusiła z siebie Hermiona, patrząc jak jego wysoka sylwetka znika w głębi korytarza.

– Twoja kawa – Dey wskazała na trzymany w dłoni kubek.

– Dzięki – Hermiona odebrała od niej napój i wróciła za biurko.

– Mogę ci jeszcze w czymś pomóc?

– Nie, to wszystko – uśmiechnęła się z przymusem do swojej sekretarki, czekając aż wyjdzie.

Lekko drżącymi palcami otworzyła kopertę z zaproszeniem. Narcyza zapraszała ją wraz z osobą towarzyszącą do restauracji Diamentowy Kielich. Było to jedno z najbardziej eleganckich miejsc w magicznym świecie, ale Hermiona nie spodziewała się niczego mniej wykwintnego, znając dobrze gust Lady Mal... od dziś znów Lady Black. Jednak tym, co najbardziej zainteresowało ją w zaproszeniu, było krótki, odręczny dopisek na samym dole.

"Załóż dla mnie coś zielonego"

Miała wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi. Czy to Draco to dopisał...? Czy to oznaczało, że i jego też wciąż dręczyły wątpliwości i pytania, po tym co Lucjusz odkrył przed nimi na swojej rozprawie? Nagle uderzyło w nią coś jeszcze... Malfoy przecież nadal był zaręczony z Astorią Greengrass. Jak miał czelność pisać do niej takie notatki, w czasie gdy wciąż szykował się do ślubu? To było w jej odczuciu moralnie naganne i natychmiast zepsuło jej humor.

Nie traciła czasu, by wezwać sekretarkę i nakazać jej, by przywołała ministerialną sowę. Oliver miał dziś trening, ale z tego co wiedziała, miał być jutro dostępny, tak więc skoro w zaproszeniu wyraźnie napisano, że Hermiona może przyprowadzić osobę towarzyszącą, to zamierzała to zrobić.

I z pewnością nie założy dla niego zielonej sukienki. W cokolwiek Malfoy chciał z nią grać, ona nie zamierzała brać w tym udziału.

<><><>

Restauracja była oczywiście elegancka, dlatego też Hermiona założyła na kolację bordową, długą suknię o złotych ramiączkach. Była to dość oczywista manifestacja przeciwko życzeniu wypisanemu na dole jej zaproszenia. Oliver całkiem ładnie dopasował się do niej zakładając ciemny garnitur i koszulę w odcieniu mocnego karminu. Rzadko wychodzili razem na tak oficjalne kolacje, ale Hermiona szczerze musiała przyznać, że dość miło czuła się wchodząc do sali, wsparta na jego ramieniu.

Uniosła dumnie podbródek, nie mając zamiaru pozwolić, by obecność Malfoya w jakiś sposób ją zdeprymowała lub zawstydziła. To nic, że praktycznie cała drżała w środku z emocji, na samą myśl o tym, że już za chwilę go zobaczy.

Przy stole Narcyzy siedziało już kilka osób, w tym Pansy i jej matka, a także Harry i jego dawny szef – Gawain Robards, który z tego co Hermiona wiedziała – współpracował z Narcyzą w jednej z jej fundacji charytatywnych. Jednak tym, co najbardziej zdziwiło Hermionę, był fakt, że Draco zajmował już miejsce pomiędzy swoją matką, a Reginą Parkinson – bez wolnego krzesła obok siebie. Gdzie w takim razie była Astoria? Czy znów jakaś trywialna wymówka przeszkodziła jej w tym, by mogła towarzyszyć swojemu narzeczonemu? To było strasznie dziwne.

Gdy podeszli do stołu i przywitali się ze wszystkimi, Hermiona miała wrażenie, że Draco zamierza spopielić ją swoim spojrzeniem na wiór. Nie miała tylko pojęcia czy to dlatego, że nie założyła zielonej sukienki, czy też dlatego, że przyprowadziła ze sobą randkę.

Oliver bawił się chyba całkiem nieźle i najwyraźniej był nieświadomy tego, że Malfoy wyglądał, jakby zamierzał go przekląć, za każdym razem, gdy ten otwierał usta albo kładł ramię na oparciu jej krzesła. Natomiast Hermiona była bardziej niż świadoma tego, gdy tylko wzrok Draco choć na chwilę padał na nią samą. Robiło jej się od tego nienaturalnie gorąco, a dłonie zaczynały lekko drżeć, więc głównie trzymała je pod stołem.

Kilka razy zauważyła, jak Pansy spogląda to na nią, to na swojego przyjaciela, jakby obserwowała właśnie interesującą rozgrywkę. Na szczęście wreszcie Harry zebrał się na odwagę i wciągnął Parkinson w jakąś dyskusją o nowej ustawie dotyczącej nadchodzących mistrzostw świata w Quidditchu. Oliver chętnie przyłączył się do dyskusji, więc Hermiona mogła trochę odetchnąć. Niestety nie na długo – jeśli Draco i jego przeszywający wzrok mieli w tej kwestii coś do powiedzenia.

– Rozmawiałam dziś rano z Glorią – wtrąciła Regina Parkinson. – Jest wciąż dość mocno zdruzgotana – kobieta spojrzała na Draco z lekko przekornym uśmieszkiem.

– To nie nasz problem – odpowiedziała od razu Narcyza. – Musieli wyczuć, że to nadchodzi, skoro knuli z Lucjuszem za naszymi plecami.

– Myślę, że to była bardzo słuszna decyzja – Regina uśmiechnęła się ciepło do Malfoya. – Teraz będziesz mógł się wreszcie skupić na jakiejś bardziej odpowiedniej kandydatce na nową Lady Malfoy – dodała, patrząc wymownie na Pansy.

Natomiast zarówno Draco, jak i Narcyza prawie w tej samej chwili spojrzeli prosto na Hermionę. Nowa pani Black uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, natomiast Draco znów dosłownie przeszył ją swoim spojrzeniem.

Tego było dla niej naprawdę za wiele.

– Przepraszam na chwilę – wyjąkała, wstając ze swojego miejsca i usiłując zrobić wszystko, by nie wyglądało to jak próba ucieczki.

Pansy rzuciła jej pytające spojrzenie, jakby chciała wiedzieć, czy powinna pójść razem z nią, ale Hermiona tylko potrząsnęła lekko głową i czym prędzej skierowała się w stronę łazienki. Nigdy w całym swoim życiu nie przypominała sobie, by brała udział w bardziej niezręcznej kolacji, wliczając w to tę w Norze, gdy ona i Ron musieli powiedzieć wspólnie Molly, że właśnie zerwali swój krótki związek.

<><><>

Zanurzyła dłonie w zimnej wodzie, zastanawiając się czy jeśli ochlapie nią twarz, to zdoła naprawić zaklęciami szkody poczynione w jej makijażu. Na szczęście była w łazience sama, więc nikt nie widział jej chwilowego załamania. Co ona tak właściwie miała teraz zrobić? Czy powinna porozmawiać z Malfoyem? Czy jak wynikało z kontekstu rozmowy, on naprawdę zerwał swoje zaręczyny z Astorią Greengrass?

Wyprostowała się, gdy drzwi z łazienki się otworzyły, ale zaraz znów prawie zachwiała się na nogach, gdy zauważyła, kto właśnie do niej wszedł.

– To damska toaleta... – wyjąkała, ale Draco najwyraźniej w ogóle się tym nie przejął, tylko wszedł do środka i zablokował drzwi zaklęciem.

– Dlaczego przyprowadziłaś tu ze sobą tego głąba? – warknął zbliżając się do niej.

– Zostałam zaproszona na kolację z osobą towarzyszącą! – syknęła przez zęby.

– Matka chciała być uprzejma, ale to logiczne, że żadne z nas nie chciało cię oglądać w towarzystwie tego marnego celownika dla tłuczków! – Draco stanął tuż przed nią, a Hermiona ostatkiem sił powstrzymała się przed zrobieniem kilku kroków w tył.

– W takim wypadku powinniście to napisać na moim zaproszeniu! – Nerwowo zaplotła dłonie na piersi, starając się powstrzymać widoczne drżenie w całym swoim ciele.

– Powiem to tak wyraźnie, jak tylko potrafię – Draco sięgnął do jednego z jej luźnym loków i ujął go w dwa palce. – Jeśli jeszcze raz zobaczę, jak on cię dotyka, to wkrótce dozna kontuzji o wiele gorszej niż ta, która mogłaby mu się przydarzyć na boisku Quidditcha. Czy to jasne?

Hermiona poczuła napływ irytacji i wściekłości. Zacisnęła pięści, hardo patrząc mu w oczy.

– Nie wiem co pozwala ci myśleć, że możesz...

Nie dokończyła, bowiem Draco nagle gwałtownym ruchem przyciągnął ją do siebie i zamknął jej usta nieco dzikim, ale bardzo namiętnym pocałunkiem. Cichy pisk zaskoczenia wymknął się spomiędzy jej warg, ale sprawiło to tylko, że Malfoy pocałował ją jeszcze bardziej żarliwie.

Jeśli sądziła, że jej ciało doświadczyło sensacji od samego jego dotyku, to musiała przyznać, że nie miało to żadnego odniesienia do tego, jak się czuła, gdy Draco ją całował. Świat dosłownie drżał w posadach i w tej chwili nie liczyło się już nic innego...

Musieli jednak szybko oprzytomnieć. Byli zamknięci w damskiej toalecie w eleganckiej restauracji, w środku towarzyskiej kolacji. Draco oderwał swoje usta jako pierwszy, ale jego palce jeszcze przez chwilę pieściły jej policzek i linię szczęki.

– Zerwij z nim jeszcze dziś, jeśli nie chcesz by spotkało go coś przykrego – mruknął, odsuwając się wreszcie od niej.

Hermiona wiedziała, że powinna zaprotestować i posłać Malfoya do diabła, ale coś w jej wnętrzu zacisnęło się słodko na samą myśl o tym jaki był na jej punkcie zaborczy. Nigdy nie była skłonna pozwolić się zdominować jakiemuś mężczyźnie... Aż do teraz.

Draco posłał jej ostatni uśmiech, nim odczarował drzwi i wyszedł. Tym razem Hermiona nie krępowała się ochlapać twarzy zimną wodą. Musiała rzucić też zaklęcie na swoje wyraźnie zaczerwienione usta. Bez wątpienia to był najlepszy pocałunek w jej życiu i nie zamierzała się nawet oszukiwać, że Oliver mógłby temu dorównać. Doskonale wiedziała, co powinna teraz zrobić.

Spojrzała na siebie po raz ostatni w lustrze, biorąc głęboki oddech. Nie miała pojęcia, co przyniesie przyszłość, ale mimo to postanowiła zaryzykować. W końcu podobno słynęła z odwagi.

<><><>

Oliver był smutny, ale zrozumiał, gdy jeszcze tego samego wieczoru wyjaśniła mu, że nie mogą się dalej spotykać. Podziękował jej za wspólny czas i powiedział, by dała mu znać, jeśli wkrótce zmieniłaby zdanie. Odprowadzając go do kominka, Hermiona o dziwo czuła się niezwykle lekko na duszy. Była gotowa na ciąg dalszy i nie mogła wprost się doczekać, jak mógł się on potoczyć.

W poniedziałek w całej magicznej prasie gruchnęła wiadomość o zerwanych zaręczynach Draco i Astorii. Dziennikarze nie szczędzili plotek i insynuacji na ten temat, ale zarówno Malfoy, jak i Greengrass niczego nie skomentowali. Od Pansy, Hermiona dowiedziała się, że Draco zwrócił ojcu Astorii dwa miliony galeonów. Jednak odmówił im wypłaty dodatkowej rekompensaty, ze względu na to, ile razy pomagał wykaraskać się z kłopotów Dafne – siostrze swojej byłej narzeczonej. Ostatecznie sprawa została załatwiona i oficjalnie Draco znów stał się singlem.

Hermiona nieco denerwowała się tym, że nie odezwał się do niej przez cały tydzień. Jednak w piątek rano zastała w swoim biurze piękny bukiet kwiatów oraz zaproszenie na kolacje.

Na pierwszą randkę zabrał ją do swojej ulubionej restauracji w mugolskim Paryżu. Hermiona była pod prawdziwym wrażeniem, zwłaszcza tego, że Draco dość dobrze orientował się w niemagicznym świecie.

W kolejnych dniach widywali się jeszcze kilka razy na lunchach i kolacjach. Zawsze po odprowadzeniu Hermiony do domu, blondyn żegnał ją pod drzwiami czułym pocałunkiem – mniej dzikim niż ten ich pierwszy, ale wciąż doskonałym.

Hermiona z lekką paniką myślała o tym, że coś w przepowiedni wygłoszonej przez jasnowidzącą Yaxley mogło być prawdą – bo zakochiwanie się w nim było tak szybkie i łatwe, że wcale nie zdziwiłaby się, gdyby naprawdę wkrótce miała zgodzić się zostać jego żoną.

Dwa tygodnie po ich pierwszej randce, Draco zaprosił Hermionę na piknik do ogrodów w rezydencji jego matki. Były one rozległe i wspaniale zadbane. Usiedli na kocu pod rozłożystym drzewem i rozkoszowali się pysznymi przekąskami spakowanymi dla nich przez kucharkę Narcyzy.

– Spotkałem się wczoraj przypadkiem z Maritą Yaxley – przyznał wreszcie Draco.

Hermiona spojrzała na niego całkowicie zaskoczona. Co prawda sama kilka razy zastanawiała się nad tym, czy nie zobaczyć się z tą wieszczką i nie wypytać jej o szczegóły przepowiedni, którą podobno wygłosiła, ale jakoś nigdy nie zebrała się na odwagę.

– Powiedziała ci coś konkretnego? – spytała.

Draco, który leżał na kocu, uniósł się i podparł na łokciu, patrząc prosto na Hermionę.

– Tylko tyle, że mam się nie martwić, bo jej przepowiednie zawsze się spełniają – wyjawił z przekornym uśmieszkiem.

Hermiona zachichotała, czując, jak na jej policzki wykwitają gorące rumieńce. Sama myśl o tym, by przepowiednia mogłaby się wypełnić, a ona naprawdę zostałaby żoną Dracona była dla niej niesamowicie intrygująca.

– Uwielbiam kiedy się tak rumienisz... – przyznał, zbliżając się do niej.

Hermiona sama pochyliła się nad nim, chcąc znów zasmakować jego zmysłowych ust. Nagle poczuła zimną kroplę wody na swoim rozgrzanym policzku. Obydwoje odruchowo spojrzeli w niebo i okazało się, że niespodziewanie ich piknik miał zostać przerwany przez zbliżającą się ulewę.

Szybko wstali i spakowali kosz za pomocą zaklęcia. Lecz nim wreszcie się w pełni pozbierali z nieba lał się już rzęsisty deszcz. Hermiona piszczała, czując jak jej zwiewna, letnia sukienka szybko nasiąka wodą. Już chciała rzucić na siebie zaklęcie osłaniające i suszące, ale Draco odłożył kosz i śmiejąc się radośnie, przyciągnął ją do siebie w deszczu, całując namiętnie jej drżące usta.

Jego duże dłonie błądziły po jej coraz bardziej mokrym ciele, a Hermiona poczuła, jak żar zakrada się w każdy jej zakamarek, gdy z zapałem oddawała jego pocałunki, wplatając palce w jego przemoczone włosy.

Draco przerwał całowanie, tylko po to by znów się śmiejąc, pociągnąć ją za sobą do biegu. Jakieś trzysta metrów dalej, wśród gęstego ogrodu była ukryta kamienna altana w klasycznym stylu, na szczęście pokryta dachem. Wbiegli do środka, wciąż się śmiejąc, a blondyn nie tracił czasu, znów wciągając ją w swoje ramiona.

Nie było potrzeby rozmowy, choć Draco wciąż szeptał przy jej skórze jaka jest piękna i jak bardzo jej pragnie. Hermiona nie miała żadnych wątpliwości, co do tego czego chce. Dookoła wciąż padał intensywny deszcz, ale ich obchodziła w tej chwili tylko gorączka pochłaniająca ich ciała.

Jej sutki były twarde i wyraźnie widoczne na tle przesiąkniętego deszczem materiału jej sukienki. Gdy palce Draco musnęły jeden z nich po raz pierwszy, Hermiona prawie zapłakała z rozkoszy. Napięcie pomiędzy jej udami stawało się nieznośnie, a to co teraz czuła, było wręcz niesamowite.

Początkowo Malfoy wyraźnie chciał postępować powoli, pieszcząc ją i upewniając się, że jest gotowa na to, co wkrótce miało się pomiędzy nimi wydarzyć. Hermiona szukając choć odrobiny ukojenia, przycisnęła swoje biodra do jego, wbiła mu paznokcie w kark i głośno jęczała w jego usta, samokontrola mężczyzny została zerwana.

Szybkim ruchem rozpiął jej sukienkę, a już chwilę później jego usta znalazły się na jej piersi. Hermiona wyginała się, chcąc dać mu jeszcze lepszy dostęp, w chaosie myśli dochodząc do wniosku, że nikt, nigdy nie doprowadził jej tak blisko, samymi tylko pieszczotami.

Draco nie zwlekał dłużej, tylko rzucił zaklęcie amortyzacyjne na kamienną podłogę i ułożył na niej Hermionę, nie zaprzestając cieszenia się jej półnagim ciałem.

Wszystko wydarzyło się zupełnie naturalnie – tak, jak gdyby od zawsze wiedzieli, co powinni zrobić, by było im ze sobą niebiańsko.

Gdy pozbył się reszty ubrań Hermiony, a jego usta zawędrowały pomiędzy jej rozchylona uda, nie trwało długo, gdy krzyczała z ekstazy – największej, jaką dotychczas odczuwała w całym swoim życiu.

Nic jednak nie było lepsze od tego, gdy wreszcie mogła poczuć go w sobie. To znów było tak, jak gdyby ich dusze się ze sobą zetknęły, a wszystko w ich życiu miało prowadzić właśnie do tego momentu – harmonia ciał, związek dusz, przeznaczenie zapisane w gwiazdach.

– Draco... – szeptała wyginając się pod nim, tuż przed ekstazą.

– Hermiono... Kochanie... – mruczał w skórę jej szyi.

Ich ciała współgrały ze sobą, prowadząc ich zgodnie ku wspólnemu spełnieniu. I nim ostatnia jego chwila przeminęła, obydwoje mieli już pewność, że przepowiednia o nich zostanie wypełniona i to tak szybko, jak to tylko będzie możliwe.

<><><>

Trzy miesiące później...

Azkaban był okropnym miejsce, ale każdego dnia, gdy tylko się budził, mówił sobie, że zasłużył na to, by tam się znaleźć. Nic innego, tylko jego własna głupota zaprowadziła go właśnie do tego miejsca.

Gdy na szybko organizował cały ten plan, sądził, że ma tylko jedną możliwość, by wyjść z twarzą z tego bagna, w które tak lekkomyślnie się wpakował. Był głupi. Dziś już wiedział, że gdyby opowiedział Draco o wszystkim, to syn choć zawiedziony i być może pełen pogardy dla jego działań – pomógłby mu w uporaniu się z tym problemem, a później najprawdopodobniej podjąłby własne decyzje, co do wygłoszonej o nim przepowiedni.

Drugim jego błędem, było ponownie niedocenienie mocy Hermiony Granger. Jak mógł zapomnieć, że była odważna i nigdy nie poddawała się bez walki? To prawda, że liczył na element zaskoczenia, gdy tak sprytnie zakradł się do jej mieszkania, ale Granger jako prawdziwa wojowniczka miała przecież ten swój znakomity instynkt. Był głupi, że to zlekceważył i właśnie za to teraz przyszło mu płacić.

– Lucjuszu Malfoy, masz widzenie – oznajmił mu zimno strażnik.

Prawie spadł ze swojej pryczy słysząc te rewelacje. Zarówno Narcyza, jak i Draco wyraźnie dali mu do zrozumienia, że nie uznają go już za swoją rodzinę, po tym co zrobił. Poza listem z papierami rozwodowymi i krótką notką od Greengrassa, że Draco spłacił jego długi i zerwał zaręczyny z Astorią, Lucjusz nie miał pojęcia, co tak naprawdę działo się teraz z jego rodziną. Nie spodziewał się żadnych odwiedzin, więc to było kompletne zaskoczenie, że go teraz na nie wywołano.

Został wprowadzony do niewielkiej sali, z dwoma starymi krzesłami i odrapanym, drewnianym stolikiem. Po krótkiej chwili drzwi znajdujące się po drugiej stronie pokoju zostały otwarte i do środka wszedł ktoś, kogo Lucjusz absolutnie się nie spodziewał.

– Co ty tu robisz? – burknął, nie bardzo rozumiejąc.

– Witaj Lucjuszu, coś marnie wyglądasz! – Kobieta zachichotała pod nosem.

– Przyszłaś przepowiedzieć mi coś jeszcze, co jeszcze bardziej może zrujnować moje życie? – zapytał zaczepnie.

Marita znów zachichotała, po czym opadła na krzesło naprzeciwko zmarnowanego mężczyzny.

– Tak naprawdę nie wiem czy to sprawi ci przykrość, czy jednak cię ucieszy, ale przyszłam się pochwalić, że moja przepowiednia jednak została wypełniona – Marita wyjęła z kieszeni swojej szaty nieco sfatygowane wydanie "Proroka Codziennego".

Pierwsza strona głosiła o tym, że dziedzic olbrzymiej fortuny Draco Malfoy, w czasie intymnej ceremonii odbywającej się w kamiennej altanie na terenie ogrodów w rezydencji jego matki, pojął za żonę znaną bohaterkę wojenną Hermionę Granger. Szczęśliwa para miała być właśnie w ekskluzywnej podróży poślubnej.

Do artykułu były dołączone trzy zdjęcia. Na pierwszym, Draco trzymał w ramionach swoją świeżo poślubioną żonę, patrząc jej w oczy z wyrazem najczystszej miłości i pasji, jaki Lucjusz w życiu widział. A panna Granger absolutnie i bez wątpienia odwzajemniała to w swoim wyrazie twarzy.

Na drugim zdjęciu świadkowie pary – Pansy Parkinson i Harry Potter stali w swoich objęciach, ogłaszając przy okazji, że umawiają się za sobą i oficjalnie są teraz parą.

Najgorsze było jednak trzecie zdjęcie. Była na nim jego żona... Jego cudowna, śliczna... Była żona – Narcyza Mal... Black. Oklaskiwała młodych, uśmiechając się i odwracając z błyszczącymi oczami w stronę stojącego u jej boku Gawaina Robardsa, który patrzył na nią prawie w ten sam sposób, co Draco na Hermionę.

– Wiesz, że ona kiedyś za niego wyjdzie, prawda? – Marita postukała wypielęgnowanym paznokciem w zdjęcie Narcyzy.

Lucjusz z niesmakiem odwrócił wzrok od gazety. To były największa z jego porażek. Utrata miłości jego życia.

– Jeśli przyszłaś tu po to, by mnie dręczyć... – warknął.

– Wcale nie – Yaxley roześmiała się perliście. – Przyszłam tylko ci podziękować za pomoc w wypełnieniu mojej przepowiedni. Zrobiłeś dokładnie wszystko tak, jak było to ukazane w mojej wizji i dzięki temu teraz zostałam okrzykniętą największą jasnowidzącą naszych czasów! – Marita wyglądała na promiennie radosną.

– Co takiego? – Lucjusz poczuł się, jakby dosłownie strzelił go piorun. – Przecież mówiłaś, że Draco spotka ją po powrocie z Francji, na urodzinach panny Parkinson, i to wtedy oni...

– Niczego takiego ci nie powiedziałam – Marita rzuciła mu zimne spojrzenie. – Draco faktycznie miał spotkać pannę Granger po swoim powrocie ze Francji. Nie wspominałam ci jednak ani słowem o żadnych urodzinach.

– Ale myślałem... – Lucjusz zacisnął usta. – Wiedziałaś? Wiedziałaś, że spróbuję ją porwać, że mi się nie uda i że...?

– Tak – odpowiedziała prosto. – Wiedziałam, że właśnie to twoje działanie doprowadzi do tego, że twój syn spotka się wreszcie z pisaną mu kobietą i będzie po tym wszystkim bardzo szczęśliwy.

– Jak mogłaś mi nie powiedzieć?! – Lucjusz huknął pięścią w stół.

Marita jednak znów tylko się uśmiechnęła, powoli podnosząc się ze swojego miejsca.

– Czy nie ostrzegałam cię, że nie wolno próbować zmienić biegu przepowiedni? – zapytała.

Lucjusz prychnął z niesmakiem, nie mogąc uwierzyć, że Marita tak okrutnie go wystawiła. To prawda, że od początku go ostrzegała, by nie próbował w nic ingerować, ale wziął to wtedy tylko za nawiedzone gadanie domorosłej wróżbitki.

– Ponosisz zasłużoną karę za to, że próbowałeś zadziałać wbrew woli gwiazd Lucjuszu – Marita posłała mu ostatni uśmiech, gdy skierowała się do wyjścia.

Lucjusz ukrył twarz w dłoniach przeklinając siebie, a także cały świat magii za to, że zdarzały się w nim prawdziwe przepowiednie i prawdziwie jasnowidzący, którzy byli tak sprytni, jak przeklęta Marita Yaxley.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz