To prawda, że stek był trochę zbyt krwisty, a sałata nie miała specjalnie żadnego smaku, ale i tak cieszyła się, że w ogóle dała radę ugotować tę kolację na czas. Tak rzadko ostatnio widywali się wszyscy razem, więc chciała wykorzystać ten wieczór i cieszyć się każdą chwilą spędzoną z rodziną. Dlatego z uwagą słuchała swojej córki, starając się ze wszystkich sił ignorować przytyki Rona dotyczące jej wciąż marnego gotowania. Po tylu latach zdążyła do tego przywyknąć.
- A ich sala eksperymentalna jest naprawdę ogromna! Wygląda prawie jak atrium ministerstwa! - oczy Rose błyszczały zachwytem, gdy z zapałem opowiadała im o wizycie w Manufakturze Mikstur i Warzelnictwa im. Severusa Snape'a, w której ubiegała się właśnie o stypendium i staż. Była to wymarzona posada dla każdego, kto chciał kiedykolwiek zostać mistrzem eliksirów i Rose w ostatnich miesiącach nie mówiła o niczym innym.
- Nic dziwnego - burknął pod nosem Ron, ostro szurając sztućcami po swoim talerzu. - Ten głupi dupek zawsze lubił się popisywać.
- A mówiłam wam już, że to mistrz Malfoy osobiście nas oprowadzał...?
- Jakieś dwa miliony razy - mruknął ponuro Hugo, najwyraźniej lekko zirytowany tym, że siostra wciąż dominowała temat rozmowy przy stole.
- Scorpius wcale nie kłamał, gdy mówił, że jego ojciec jest w tym prawdziwym ekspertem! - Rose prawie podskakiwała na swoim krześle, nie zwracając uwagi na to, że jej jedzenie już dawno wystygło.
- To wszystko zapowiada się naprawdę ciekawie kochanie - Hermiona uśmiechnęła się do córki, jednocześnie sięgając po swój kieliszek wina. Starała się nie zwracać uwagi na to, że kieliszek Rona od dawna był już pusty, podobnie jak reszta butelki. To przecież już nie było jej zmartwienie.
- Muszę dostać ten staż! Po prostu muszę! To obecnie moje jedyne marzenie! - Rose wymachiwała widelcem z takim entuzjazmem, że Hugo postanowił odsunąć się nieco, by starsza siostra przypadkiem nie wybiła mu oka.
- A ilu jest kandydatów na jedno stanowisko? - zapytała ostrożnie Hermiona.
Doskonale wiedziała, że należąca do Malfoya firma produkująca eliksiry była jedną z najbardziej rozpoznawalnych na rynku w całym magicznym świecie, a tytuł mistrza uzyskany pod okiem jego specjalistów gwarantował z miejsca świetlaną przyszłość. Jednak dzięki temu bardzo wielu kandydatów ubiegało się o ten staż, a co roku oferowano tylko dwa wolne miejsca.
Hermiona ze smutkiem patrzyła, jak entuzjazm Rose gaśnie niczym za pomocą zaklęcia znikania.
- Wraz ze mną oprowadzano dziesięć osób - przyznała cicho. - A podobno byliśmy tylko jedną z kilku grup. Pamiętacie Melindę Chang z mojego roku? Miała tam swoje spotkanie dwa dni po moim.
- Masz najlepsze wyniki OWUTEM-ów w Hogwarcie od czasów, gdy to twoja matka kończyła tę szkołę! Czego więcej ten przeklęty Malfoy mógłby od ciebie jeszcze chcieć? - wściekał się Ron.
- Podobno są tam też kandydaci, którzy brali już udział w konferencjach mistrzów eliksirów i chodzą nawet plotki, że syn Damoclesa Belby'ego też próbuje się tam dostać - wyjawiła Rose, a w jej oczach pojawił się cień lęku.
Hermiona usiłowała nie okazywać swojego zmartwienia. Wiedziała, że marzenie córki o tym, by zostać kiedyś mistrzem eliksirów trwało od kiedy jako mała dziewczynka natrafiła w ich rodzinnej bibliotece na książkę o podstawowych miksturach leczących. Zawsze całym sercem wspierała miłość Rose do tej dziedziny magii, choć Ron nie raz psioczył, że eliksiry są nudne, a mistrzowie tej sztuki to skończone dupki - nie żeby osobiście znał więcej niż trzech - wliczając w to dwójkę ich byłych profesorów z Hogwartu i Malfoya.
Hermiona wciąż obawiała się, że silna konkurencja może okazać się nie jedynym problemem. Samo nazwisko Weasley też z pewnością nie znalazło się na liście plusów, gdy przeczytano jej podanie. Pomimo tego, że od wojny minęło ponad dwadzieścia lat, Malfoy i Ron nadal patrzyli na siebie wyłącznie z pogardą nie witając się ze sobą nawet uprzejmym skinieniem głowy.
- Czy ten synalek Malfoya nie może ci jakoś pomóc? - marudził Ron. - W końcu znaliście się ze sobą w szkole.
Rose wywróciła oczami i westchnęła z dezaprobatą.
- Nie chcę dostać się tam z powodu protekcji, ale dzięki własnym umiejętnościom. A poza tym Scorpius niedawno wyjechał do Francji, by móc grać w tamtejszej lidze Quidditcha.
- Może Albus mógłby z nim pogadać? - podsunął Hugo. - Chyba wciąż są najlepszymi przyjaciółmi i mają ze sobą ciągły kontakt?
- Już mówiłam, że nie chce załatwiać tego po znajomości! - warknęła na brata Rose. - W przyszłym tygodniu mamy dowiedzieć się, kto dostał się do drugiego etapu rekrutacji. Podobno wybiorą tylko dziesięciu najlepszych kandydatów i zaproszą ich na indywidualne rozmowy kwalifikacyjne.
- Sam nie wiem, po co tak się starasz, by dostać ten staż - Ron wytarł serwetką tłusty podbródek, po czym niedbale rzucił ją na brudny talerz i wstał. - Malfoy to śmieć, a jego firma z pewnością robi coś nielegalnego skoro przynosi mu to takie zyski.
- Ron! - Hermiona starała się nie tracić swojego opanowania, ale to było trudne. Przy każdym jednym ich spotkaniu, on dobitnie pokazywał jej jak dobrze zrobiła ostatecznie nalegając na rozwód po blisko dwudziestu latach ich małżeństwa.
- Wiem co o nim myślisz tato - Rose skrzywiła się w stronę ojca. - Ale nie masz racji. Pan Malfoy jest światowym autorytetem w dziedzinie eliksirów i doszedł do tego wszystkiego całkiem sam. Słyszałam, że po wojnie jego rodzinny majątek w dużej mierze został skonfiskowany na reparacje wojenne i musiał zaczynać praktycznie od zera.
- Tylko ten majątek, o którym ministerstwo wiedziało! - warczał Ron. - Całą resztę te parszywe gnojki gdzieś ukryły i tylko dzięki temu Malfoy rozkręcił ten swój cały interesik z eliksirami. Do niczego nigdy nie doszedł własnymi rękami!
- Wystarczy! - Hermiona również podniosła się z krzesła, biorąc kilka płytkich oddechów by jakoś opanować nerwy. Nie chciała kolejnej awantury przy rodzinnej kolacji, którą jedli razem ledwo raz w miesiącu i to tylko wtedy, gdy dzieci były w domu.
- Dlaczego go bronisz? - Ron spojrzał na nią ze złością. - Już zapomniałaś jak ten szczur traktował cię w szkole?
- Od szkoły minęło wiele lat Ron - przypomniała mu cierpko. - Teraz Malfoy jest dla mnie tylko i wyłącznie uprzejmy, gdy się przypadkiem gdzieś spotkamy.
- Stwarza pozory, bo wie że jako kandydat na wiceministra mogłabyś mu narobić problemów - Ron nonszalancko wzruszył ramionami. - Założę się, że po cichu wciąż tobą gardzi z powodu twojego pochodzenia.
Otworzyła usta, by gwałtownie zaprzeczyć, ale szybko je zamknęła. To nie miało sensu. Nic na świecie nie było w stanie zmienić niechęci Rona do Malfoya i pozostawało jej tylko mieć nadzieję, że w odwrotną stronę ta niechęć nie odbije się na ich córce i jej marzeniach.
- Myślę, że pora już kończyć, bo robi się późno - Hermiona lekko drżącymi dłońmi zaczęła zbierać brudne talerze, żałują że w ogóle zadała sobie trudu przygotowywania tej kolacji. Mogli lepiej pójść do restauracji.
Na szczęście za dwa dni Hugo wracał na ostatni rok do Hogwartu, a wtedy nie będzie musiała widywać Rona prawie wcale. Nie pracował już w ministerstwie, obecnie zajmując się wraz z Georgiem ich sklepem z dowcipami, a wszystkie weekendy spędzał na wyjazdowych meczach Quidditcha swoich ukochanych Armat.
- W każdym razie powodzenia Rosie. Wyślij mi sowę jak coś będzie już wiadomo - Ron pochylił się i cmoknął córkę w policzek. - I powodzenia też tobie byku! Daj czadu w szkole i napisz mi jak ci idzie w drużynie! - zachichotał i potargał włosy Hugo, na co syn szybko odsunął się od niego z nieprzyjaznym grymasem.
Hermiona zmusiła się do uśmiechu w stronę dzieci, nim poszła odprowadzić byłego męża do drzwi.
- Nie wybierasz się w poniedziałek na peron, by pożegnać Hugo przed wyjazdem do szkoły? - zapytała starając się zahamować napływ irytacji.
Ron włożył ręce do kieszeni, patrząc na swoje buty i czerwieniąc się lekko.
- Miona posłuchaj... Ja spotykam się z kimś ostatnio - bąknął pod nosem. - I ona poprosiła mnie, bym w poniedziałek pomógł jej naprawić jedną rzecz w domu. Nie mogłem odmówić...
Zacisnęła pięści i powstrzymała się przed tym by nie wybuchnąć. Czy naprawdę ten dupek wolał spędzić dzień z jakimś swoim nowym podbojem, zamiast odprowadzić syna, który właśnie zaczynał swój ostatni, najważniejszy rok w szkole? Nie wspominając nawet o tym, że jedyną rzeczą przez dwadzieścia lat ich wspólnego życia, jaką Ron kiedykolwiek naprawił były drzwiczki od barku, w którym trzymał ognistą whisky, tak by przypadkiem nie doliczyła się jego zapasów.
- Na pewno nie możesz tego przełożyć? - zapytała przez zaciśnięte zęby, wiedząc że na peronie w ten dzień będzie cała jego rodzina i wszyscy to ją będą pytać o to, co się z nim działo, choć tak naprawdę już od ponad pół roku nie miała obowiązku niczego na ten temat wiedzieć.
Ron uśmiechnął się z zadowoleniem, po czym pochylił się i złapał swoimi grubymi palcami za jeden z jej loków, ciągnąc go zaczepnie.
- Mówiłem ci, że pożałujesz, że tak mocno naciskasz na ten rozwód. Nie możesz jednak mieć teraz do mnie pretensji o to, że ruszyłem dalej w czasie gdy ty wciąż stoisz w miejscu.
Gdyby morderstwo mogło być bezkarne, to właśnie by jej popełniła. Pieprzony, nieczuły drań i obibok, który do ich małżeństwa nie wnosił niczego poza tonami brudnych skarpetek i wiecznie pustą lodówką! Czy on naprawdę sądził, że żałowała, że wygoniła go wreszcie ze swojego życia? Gdyby nie dzieci nie poświęciłaby mu kolejnego kwadransa ze swojego czasu, nie chcąc go więcej tracić na kogoś kto tak naprawdę nie miał z nią niczego wspólnego. Ambicje, ich cele życiowe, plany na przyszłość, hobby - wszystko to rozjechało się lata temu i sama nie wiedziała dlaczego tak długo liczyła na to, że coś się w tej kwestii jeszcze kiedyś zmieni.
- Myślę, że czas żebyś wyszedł - Hermiona mocnym szarpnięciem otworzyła drzwi i odwróciła głowę, by nie musieć patrzeć na jego triumfujący uśmieszek. Naprawdę nie chciała na wpół osierocić swoich dzieci i skazać ich na odwiedzanie matki w Azkabanie.
Ron wyszedł, gwiżdżąc cicho pod nosem, a Hermiona ledwo się powstrzymałam przed zatrzaśnięciem za nim drzwi z całym impetem. Naprawdę chciała zakończyć to małżeństwo z klasą i z jak najmniejszą szkodą dla dzieci, ale Ron od początku robił wszystko by spróbować udowodnić jej, jak kiepsko sobie poradzi, gdy nie będą już razem. Mogła założyć się nawet o to, że jeśli Rose nie dostanie się na ten staż, jej były mąż znajdzie jakiś sposób, by znów obwinić o to ją.
Potarła skronie z gestem znużenia i przywdziewając na usta kolejny wymuszony uśmiech, wróciła do jadalni chcąc spędzić resztę wieczoru ze swoimi dziećmi bez kwaśnego nastroju i bez obaw co przyniesie im najbliższa przyszłość.
<><><>
Głowa pulsowała jej z bólu. Musiała szybko kupić jakiś eliksir przed powrotem do pracy. Tak jak się spodziewała wszyscy Weasleyowie jakich spotkała dziś na peronie, to ją pytali o to gdzie jest Ron i co zajęło go tak bardzo, że nie miał czasu odprowadzić Hugo. Nie musiała nawet wspominać o tym, jak Molly Weasley skrzywiła się do niej, jakby to jej winą było to, że jej syn wolał spędzić ten czas ze swoją nową lalunią zamiast odwieźć syna na pociąg.
Weszła do apteki na Pokątnej i od razu podeszła do półki z wyborem eliksirów przeciwbólowych. Właśnie zastanawiała się jaką dawkę najlepiej będzie przyjąć bez uczucia otępienia, gdy usłyszała w drugim końcu pomieszczenia znajomo brzmiący głos.
- Ta ekspozycja miała wyglądać dokładnie tak, jak zaplanował to nasz dział marketingu.
Obejrzała się przez ramię i spostrzegła, że nie pomyliła się w swojej pierwszej ocenie. To naprawdę był Malfoy. Nie powinno ją to dziwić. W końcu ta apteka również należała do jego imperium.
Korzystając z chwili jego rozproszenia wystawą w witrynie i tłumaczeniem przestraszonemu personelowi, co takiego zrobili źle Hermiona przyjrzała mu się uważnie. Przy kilku ich interakcjach, które wydarzyły się w ostatnich latach, zawsze pierwszym co rejestrowała było to, jak bardzo Malfoy był wysoki. Mimo przekroczenia czterdziestki jego twarz była pozbawiona zmarszczek, a włosy nie zdradzały żadnych oznak przerzedzenia. Miał na sobie elegancką czarną szatę, a rodowy sygnet na jego palcu lśnił wyraźnie nawet w nieco przyciemnionym świetle apteki. Był imponującym mężczyzną i nikt kto bezpośrednio się z nim stykał, nie mógł mieć co do tego żadnych wątpliwości.
Nie mogła nie zauważyć również, że pomimo ewidentnego niezadowolenia z całe sytuacji, wcale nie krzyczał na swoich pracowników. Mówił rozkazującym i bezkompromisowym tonem, ale był przy tym niesamowicie chłodny i opanowany. Doskonale wiedziała, że Ron w podobnej sytuacji ciągle by wrzeszczał i się czerwienił.
W pewnej chwili blondyn chyba wyczuł na sobie jej wzrok, bo przerwał swoją przemowę i odwrócił się, patrząc prosto na nią. Hermiona poczuła, jak rumieńce zażenowania wykwitają na jej policzki. Jej dawny szkolny antagonista właśnie przyłapał ją na bezpardonowym gapieniu się na niego. Zawstydzona szybko skierowała z powrotem swoją uwagę na półkę z eliksirami. Miała cichą nadzieję, że Malfoy nie skomentuje tego incydentu, tylko załatwi swoje sprawy i po prostu sobie pójdzie. Po chwili ciszy usłyszała jak mówi spokojnie:
- Macie to naprawić i to zaraz.
Pracownicy jeden przez drugiego gorączkowo czym prędzej zapewnili go, że tak właśnie zrobią. Hermiona wreszcie wyciągnęła dłoń po odpowiednią fiolkę. Nim jej dotknęła, usłyszała za sobą chrząknięcie.
- Dzień dobry. Czy mogę pani w czymś pomóc pani Weasley?
Zamknęła oczy i wzięła płytki oddech, po czym odwróciła się do niego z całej siły starając się wysilić na uśmiech. Musiała pamiętać o Rose i jej karierze. Nie mogła być dla niego ani trochę nie miła.
- Dzień dobry. Bardzo dziękuję, ale nie trzeba. Potrzebuję tylko fiolki eliksiru na ból głowy - odpowiedziała szybko i z wymuszonym uśmiechem.
- Ciężki poranek? - Malfoy spojrzał jej prosto w oczy, a Hermiona poczuła jak włoski na jej karku stają dęba. Dawno nie zareagowała na nikogo w podobny sposób, jednak jego wzrok był naprawdę dziwnie przeszywający.
- Och tak - odpowiedziała zdawkowo. - Odprowadzałam syna na pociąg do szkoły. Były straszne tłumy, wszędzie ta rozgadana młodzież...
- To coś za czym z pewnością nie tęsknię w tym roku - Malfoy uśmiechnął się delikatnie.
- Rose mówiła mi, że Scorpius rozpoczyna imponującą karierę w Quidditchu? - zagadnęła, zastanawiając się czy ta uprzejma pogawędka w ogóle jest konieczna. To nie tak, że byli znajomymi, którzy przy okazji spotkania lubili ze sobą konwersować.
- Tak, jest tym zachwycony. Szkoda tylko, że tak rzadko się teraz widujemy - Draco skrzywił się pod nosem, a Hermiona zrozumiała, że autentycznie tęsknił za swoim synem.
Z tego co udało jej się zauważyć w czasie, gdy ich dzieci chodziły razem do szkoły i jak wynikało z kilku plotek, które przez lata usłyszała - Draco był naprawdę dobrym i wspierającym ojcem. Obaj ze Scorpiusem podobno zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, gdy przed pięcioma laty zmarła żona Malfoya - Astoria.
- Dzieci tak szybko dorastają - odpowiedziała, by podtrzymać rozmowę, po czym znów spojrzała w stronę półki z eliksirami. Chciała już tylko jak najszybciej kupić jeden i uciec od tego jego przenikliwego spojrzenia.
Draco powoli zbliżył się do półki.
- Ten będzie najlepszy jeśli chodzi o szybkie złagodzenie bólu - wyjaśnił, sięgając po niewielką fiolkę z niebieską miksturą.
- Dziękuję bardzo, tego mi właśnie potrzeba - Hermiona przyjęła ją od niego i znów poczuła dreszcz, gdy ich palce przypadkiem się o siebie otarły.
Przelotnie spojrzała mu w oczy. Wciąż patrzył na nią wręcz z krępującą intensywnością. Szybko odwróciła wzrok i sięgnęła do torebki po portfel. Przez cały czas biła się z myślami czy wspomnieć mu o stażu i Rose. Córka wyraźnie mówiła, że nie chce protekcji, ale jeśli mogłaby jakoś jej pomóc...? Dla swoich dzieci Hermiona była gotowa zrobić prawie wszystko.
- Czy mogę ci służyć czymś jeszcze droga pani Weasley? - Draco w dalszym ciągu nie odrywał od niej spojrzenia, gdy powoli ruszyli razem w stronę kasy.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała szybko. - I po rozwodzie wróciłam do używania panieńskiego nazwiska.
W oczach Malfoya błysnęło autentyczne zaskoczenie.
- Rozwodzie? Nie wiedziałem, że w końcu odeszłaś od Weasleya.
Hermiona miała ochotę zapytać go skąd założenie, że to ona zostawiła Rona, a nie było na odwrót. Uznała jednak, że nie było sensu tego drążyć.
- Staraliśmy się trzymać to z daleka od prasy dla dobra rodziny - wyjaśniła, w głębi siebie przypuszczając, że wkrótce stanie się to i tak powszechnie znany fakt, bowiem Ron nie da rady zbyt długo utrzymywać swojego nowego romans w tajemnicy. - Rozwiedliśmy się prawie pół roku temu.
- Przykro mi to słyszeć - skomentował gładko, a ona prawie mogła usłyszeć nutę drwiny w jego tonie. Mogła się założyć, że wcale nie było mu przykro. Powiedział to tylko dlatego, że wymagała tego grzeczność.
- Dziękuję - odpowiedziała również wyłącznie z powodu uprzejmości. - I za pomoc w wyborze eliksiru również.
- Cała przyjemność po mojej stronie - Malfoy uśmiechnął się do niej, a Hermiona odniosła wrażenie, że zrobił to z jakąś ukrytą intencją. To było dziwne, choć wcale nie nieprzyjemne.
Jeden z pracowników apteki oderwał się od poprawiania wystawy w witrynie i szybko podbiegł do kasy.
Hermiona otworzyła dłoń, by pokazać mu eliksir, ale zanim zdążył nabić jej rachunek, Malfoy delikatnie ujął jej rękę i sprawił, że z powrotem zacisnęła palce na fiolce.
- Pani We... Granger nie musi płacić za ten eliksir - rzucił oschle do kasjera, po czym znów spojrzał Hermionie prosto w oczy. - Wiem jak ból głowy może uprzykrzyć poranek, więc potraktuj to jako prezent ode mnie, by twój dzień stał się lepszy.
Serce waliło jej głucho, gdy stała tak, a on wciąż trzymał jej rękę. Malfoy nadal patrzył na nią, tak jakby nic innego dookoła nich w tej chwili nie istniało. Jego dłoń była duża i ciepła, a jej zmysły zarejestrowały teraz wyraźnie zapach jego wody kolońskiej. Poczuła się od tego dziwnie miękko w kolanach.
- Czyli, że co mam zrobić...? - wtrącił skonsternowany pracownik i tym sposobem przerwał tę chwilę, gdy tylko stali i patrzyli sobie prosto w oczy.
Draco odwrócił się do niego z gniewnym grymasem, ale wreszcie puścił rękę Hermiony i zrobił krok w tył.
- Po prostu dolicz go do firmowego rachunku! - warknął na kasjera.
- Nie trzeba! - zreflektowała się wreszcie Hermiona. - Dziękuję bardzo za ten gest, ale chętnie zapłacę...
- Nie ma mowy - Draco znów odwrócił się do niej i uśmiechnął miło. - Mam nadzieję, że szybko ci pomoże.
Hermiona zamrugała, nie bardzo potrafiąc w tej chwili wyciągnąć logiczne wnioski z całej tej sytuacji.
- W takim razie dziękuję - powiedziała, odchrząkając by zgubić ochrypłą nutę w swoim głosie. - Muszę już wracać do pracy. Miłego dnia - zdobyła się na kolejny uśmiech - który jak miała nadzieję wyglądał na szczery, po czym wyminęła go i podeszła do drzwi.
- Miłego dnia Hermiono - Draco nadal się uśmiechał, gdy ostatni raz spojrzała na niego przez ramię.
Dopiero po wyjściu z apteki, drżącymi dłońmi wrzuciła eliksir i portfel, który wciąż trzymała w drugiej ręce do swojej torebki. Nie miała pojęcia o co tak naprawdę mu chodziło i co takiego się stało, że Malfoy stał się dla niej nagle taki miły. Postanowiła na to nie narzekać. Skoro najwyraźniej nie żywił już do niej dawnej pogardy, to być może szansa Rose na staż w jego firmie nie musiały być tak do końca zniweczona przez jej nazwisko. Miała cichą nadzieję, że marzenie jej ukochanej córeczki, wkrótce mogło zostać spełnione.
<><><>
Przez kolejne kilka dni Hermiona raz po raz przypominała sobie swoją interakcję z przystojnym wytwórcą eliksirów. Nie miała pojęcia dlaczego czuła się tak dziwnie, a na wspomnienie tego w jaki sposób on trzymał jej dłoń, jej policzki mimowolnie pokrywały się delikatnym rumieńcem. Dawno nie odnajdywała w sobie takich uczuć, a w zasadzie prawie w ogóle ich już nie pamiętała.
Zaraz po wojnie związała się z Ronem. Pobrali się, a wkrótce potem na świecie pojawiły się ich dzieci. Póki jeszcze jej mąż pracował w Departamencie Aurorów, wszystko układało się pomiędzy nimi całkiem dobrze. Lecz, gdy ona wspinała się po szczeblach ministerialnej kariery, Ron w tym samym czasie coraz gorzej znosił to, że wciąż stał w cieniu Harry'ego. To dlatego, gdy George zaproponował mu wejście w spółkę w sklepie z dowcipami od razu chętnie się zgodził. I nawet nie pytając wcześniej Hermiony o zdanie, zainwestował tam wszelkie ich oszczędności, które ona chciała w przyszłości przeznaczyć na zakup mieszkań dla Rose i Hugona.
Koniec, końców to jej rodzice z drobną pomocą reszty rodziny Weasleyów, kupili w prezencie mieszkanie dla Rose, gdy tak ukończyła Hogwart. Ron tylko rozkładał ręce mówiąc, że inwestycja w sklep kiedyś w końcu się zwróci. Przy rozwodzie ustalili, że zostawi jej ich dom, a w zamian Hermiona nie będzie domagała się alimentów ani zwrotu połowy oszczędności.
Najważniejsze, że wreszcie pozbyła się tej toksycznej relacji ze swojego życia. Dopiero teraz oddychała dzięki temu pełną piersią. I Ron nie miał racji zarzucając jej, że nie ruszyła dalej - ruszyła, codziennie ucząc się jak żyć bez obciążenia, jakim było dla niej ich małżeństwo. To było wspaniałe. Po prostu nie czuła się jeszcze gotowa, by zacząć chodzić na randki, skoro tak naprawdę nie licząc balu w IV klasie i przyjęcia u Slughorna w VI, nigdy na żadnej nie była. Spotkania z Ronem odbywały się zwykle w gronie ich przyjaciół, a później jeszcze przed ślubem zamieszkali razem i nawet jeśli wychodzili do kina lub na kolację, nie można było tego uznać za pełnoprawną randkę. Czuła jednak, że na wszystko wreszcie przyjdzie odpowiedni czas.
W środowy wieczór właśnie relaksowała się przed kominkiem w towarzystwie dobrej książki, gdy nagle błysnęły w nim zielone płomienie, a później rozległ się wysoki pisk i nim się spostrzegła, już tonęła w uścisku znajomych ramion.
- Udało się! Udało mi się mamusiu! - Rose ściskała ją tak mocno, że Hermionie na chwilę zaparło dech. - Dostałam się do finałowej dziesiątki!
- Naprawdę? - wreszcie udało jej się na chwile wysunąć z objęć córki i spojrzeć na list, który wciąż trzymała w dłoniach.
- Czy to nie wspaniałe? I wyobraź sobie, że już w tę sobotę zapraszają nas na wspaniałe przyjęcie! - Rose prawie podskakiwała w miejscu.
- Na jakie przyjęcie? - zdziwiła się Hermiona, wyrywając wreszcie pergamin z zaciśniętych palców Rosie.
Faktycznie pod informacją o tym, że jej córka został zakwalifikowana do drugiego etapu ubiegania się o staż, widniała informacja o sobotnim przyjęciu, na które szanowny pan Malfoy osobiście zapraszał wybranych kandydatów wraz z rodzinami. To było nieco dziwne. Nigdy wcześniej nie słyszała o podobnych praktykach, a przecież córka Doris Crockford, z którą Hermiona pracowała robiła ten staż jakieś trzy lata temu. Może to była jakaś nowa tradycja w firmie Malfoya?
- Musimy szybko zdobyć ładne sukienki! - Rose, aż emanowała blaskiem. - Trochę szkoda, że Hugo nie będzie mógł pójść z nami, ale i tak będzie fantastycznie!
- Na pewno - Hermiona zmusiła się do uśmiechu, czując niepokojący dreszcz.
Sądziła, że po przypadkowym spotkaniu Malfoya w tym tygodniu, kolejny raz zobaczy go najwcześniej za kilka miesięcy, a być może i lat - to nie było przecież tak, że obracali się w tych samych kręgach towarzyskich. A może teraz miało się to zmienić z powodu kariery Rose?
Z zamyślenia wyrwało ją, gdy entuzjazm jej córki nagle przygasł, a ona z jękiem opadła na kanapę tuż obok matki.
- Mamy tylko jeden problem - westchnęła ciężko. - Tata z pewnością nie będzie chciał tam pójść, a jeśli się zgodzi to pewnie nie bez wygłoszenia wielu nieprzyjemnych komentarzy.
Hermiona usiłowała powstrzymać grymas. Nie była taka pewna, czy Ron jednak nie chciałby iść. Nigdy nie odmawiał darmowego jedzenia i alkoholu. To o jego zachowanie i to jak mógł odnosić się tam do Malfoya bała się najbardziej.
- Myślisz, że pogniewa się jeśli go nie zaproszę? - Rose spojrzała niepewnie na matkę.
- Nie - zaprzeczyła szybko Hermiona. - Najlepiej nic mu nie mówmy o tym całym przyjęciu.
- Zawsze uczyłaś nas, że nie należy kłamać - przypomniała jej Rosie z nieco złośliwym uśmieszkiem.
Hermiona przewróciła oczami, mimowolnie uśmiechając się pod nosem.
- To nie kłamstwo tylko chwilowe przemilczenie prawdy. I powtarzałam wam też, że czasem kłamstwo w dobrej wierze...
- Wiem mamo - Rose się szczerze roześmiała. - Czytałam o twoich dziejach w szkole i w czasie wojny. I pamiętam też, jak co roku kazałaś nam kłamać, że podobają nam się świąteczne swetry babci Molly.
Hermiona zachichotała. Sama też nauczyła się kłamać swojej byłej teściowej, że jest zadowolona z jej prezentów takich jak rękawice kuchenne czy nowa patelnia. Molly przez lata nie chciała pojąc, jak jej synowa mogła woleć jednocześnie pracować, zamiast tylko i wyłącznie zajmować się dziećmi i domem w pełnym wymiarze godzin.
- Mam nadzieję, że tata się na mnie nie pogniewa - Rose przerwała jej rozmyślania. - Naprawdę bardzo zależy mi na tej pracy, więc najlepiej będzie jeśli tylko ty tam ze mną pójdziesz.
- Tak - zgodziła się Hermiona. - Też myślę, że tak będzie najlepiej.
<><><>
Nie była do końca pewna, czy to był dobry wybór, ale Rose nalegała na tę sukienkę, a Hermiona nie miała siły za długo się z nią spierać na oczach sprzedawców. Nie pamiętała kiedy ostatni raz miała na sobie coś, co tak bardzo odkrywało jej dekolt. Dobrze, że przynajmniej długość bordowej, satynowej sukni na cienkich ramiączkach, kończyła się na wysokości jej kolan.
- Wyglądasz szałowo mamo! - przekonywała ją córka, sama ubrana w klasyczną, elegancką, małą czarną, która była sporo krótsza. - Może nawet dzisiejszego wieczoru poznasz kogoś z kim mogłabyś pójść na randkę?
- Nie planuję jeszcze chodzić na randki - mruknęła Hermiona, sprawdzając czy zaczarowane spinki aby na pewno dobrze podtrzymują jej podpięte loki.
- Dlaczego nie? Wyglądasz świetnie jak na swoje lata i nie masz już obciążeń w postaci mnie czy Hugo, którymi musiałabyś się przejmować - Rose zaczepnie szturchnęła ją ramieniem w drodze do kominka.
- Zawsze będę się wami przejmować! - oburzyła się Hermiona, machając różdżką w kierunku córki, by zabezpieczyć jej sukienkę przed podróżą siecią Fiuu.
- Wiem o tym, ale to nie znaczy, że nie możesz znów się umawiać - Rosie złapała za dłoń matki i uścisnęła ją mocno. - Dobrze wiesz, że ja i Hugh chcemy tylko byś znów była szczęśliwa.
- I jestem - zapewniła ją od razu Hermiona.
- Zasługujesz na więcej mamo. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze! - Rose cmoknęła ją czule w policzek, po czym z błyskiem ekscytacji w oczach złapała za wazon z proszkiem Fiuu i odwróciła się w stronę kominka.
- Podekscytowana? - uśmiechnęła się do córki, gdy ta nabrała garść magicznego pyłu.
- Bardzo! To będzie wspaniały wieczór!
- Z pewnością tak - zgodziła się Hermiona, starając się zagłuszyć własne obawy i spróbować zrelaksować się na tyle, by cieszyć się szczęściem swojej ukochanej dziewczynki.
<><><>
Sala główna firmy Malfoya była tego wieczoru elegancko ozdobiona, a gości stanowili nie tylko kandydaci na staż wraz ze swoimi rodzinami, ale również pracownicy firmy i ich bliscy. Hermiona nie miała pojęcia ile dłoni uścisnęła i ile razy zmusiła się do uśmiechu, gdy ktoś rzucał komentarzem typu:
"Zawsze chciałem panią poznać! Spotkanie takiej niesamowitej bohaterki wojennej to prawdziwa przyjemność!"
Zdążyła już przywyknąć do takich form atencji przez lata, ale nadal nie umiała wykrzesać z siebie niczego więcej poza zdawkowym podziękowaniem i lekkim uniesieniem kącików ust w odpowiedzi.
Razem z Rose zostały posadzone przy stole wraz z rodziną Belby i Burke. O dziwo przy ich stoliku siedział również Theodore Nott wraz z synem Timothym, który pracował w firmie Malfoya jako specjalista do spraw dystrybucji.
Rose i Tim bardzo dobrze się ze sobą dogadywali, a Hermiona cieszyła się ciekawą pogawędką z Theo, o tym co działo się u ich szkolnych kolegów po ukończeniu Hogwartu. Jedyną przeszkodą, by mogła w pełni cieszyć się tym wieczorem był fakt, że ich stół stał zaraz obok tego, który zajmował zarząd firmy. Draco siedział pomiędzy Scorpiusem, który specjalnie na to wydarzenie przybył świstoklikiem z Francji, a Tracey Davis, która - jak głosiła ostatnia plotka, pragnęła być partnerką Malfoya nie tylko w biznesie.
Hermiona starała się nie gapić na nich zbyt ostentacyjnie, ale musiała przyznać, że nie zauważała pomiędzy parą żadnej zażyłości. Miała za to wrażenie, że zdecydowanie za często przyłapywała Malfoya na tym, że gapił się prosto na nią. O co mogło mu chodzić?
- Słyszałem Hermiono, że niedawno się rozwiodłaś - zagadnął ją Nott.
Skonsternowana rozejrzała się dookoła, ale na szczęście nikt inny tego nie usłyszał.
- To nie jest powszechnie znana wiadomość - mruknęła pod nosem.
Ku jej zaskoczeniu Theo wymownie spojrzał przez ramię prosto na Malfoya. Draco najwyraźniej dostrzegł spojrzenie przyjaciela, bowiem skrzywił się i popatrzył groźnie w jego stronę.
- Nie gniewaj się na niego - Theodore zachichotał. - Po prostu mężczyźni od czasu do czasu też lubią poplotkować.
- Domyślam się - skwitowała to Hermiona, usiłując zdusić kwaśną nutę w swoim tonie. To nic takiego, że Malfoy dyskutował o jej życiu prywatnym z przyjacielem. To wcale nie było tak, że poprosiła go o dyskrecję.
- Zaczynają grać. - Nott spojrzał w stronę parkietu, na którym zaczęły się zbierać pierwsze pary, po czym wstał i podszedł do Hermiony. - Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?
Timothy w tym samym czasie poprosił do tańca Rose, a Hermiona przypomniała sobie, że obiecała swojej córce, że będzie dobrze się dziś bawić. To dlatego z uśmiechem ujęła dłoń Theo i wstała. Mężczyzna poprowadził ją na parkiet, a z jego ust ani na chwilę nie znikał triumfujący uśmieszek. Hermiona pamiętała, że Nott rozwiódł się z Daphne Greengrass, gdy tylko ta przed laty urodziła mu syna i od tamtej chwili uchodził za zadeklarowanego singla, dlatego nie przypuszczała, żeby był on zainteresowany jej osobą w jakiś romantyczny sposób. Bardziej odnosiła wrażenie, że Theodore był dziwnie rozbawiony tym, że może przyciskać ją mocno do siebie w trakcie, gdy orkiestra grała jakąś wolną melodię.
Gdy po kilku kawałkach w końcu podszedł do nich Chao Chang, starszy brat Cho i poprosił Hermionę o kolejny taniec, ta odetchnęła z ulgą. Theodore był miły, ale przez cały czas odnosiła niepokojące wrażenie, że była tylko dla niego dobrą rozrywką. Naprawdę nie czuła się przy nim zbyt komfortowo.
Była miło pochlebiona tym, jak wielu mężczyzn zaprosiło ją tego wieczoru do tańca, a Rose - za każdym razem gdy spojrzała w jej stronę - unosiła kciuk do góry, wyraźnie uradowana tym, że jej matka miała takie powodzenie. Hermiona lekko zarumieniona odpowiadała na to uśmiechem. Dobrze było wiedzieć, że jeśli tylko by zechciała - być może byłaby w stanie umówić się na randkę z jakimś miłym mężczyzną. Przecież nie musiała już zawsze spędzać swoich wieczorów samotnie, nie licząc towarzystwa książek i wina.
Nie żeby specjalnie się za nim rozglądała, ale raz na jakiś czas widziała gdzieś na sali błysk platynowo-blond czupryny jego lub Scorpiusa. Obaj byli niesamowicie wysocy, więc nie miała problemu z ich dostrzeżeniem. Zauważyła też, że syn Malfoya zatańczył z Rose, uśmiechając się do niej ciepło, ale na szczęście jego ojciec nie pojawił się by poprosić ją samą do tańca. Hermiona czuła, że to mogłoby być dla niej nieco krępujące.
Właśnie stała przy barze i popijała drogiego, zmrożonego szampana, gdy tuż obok niej pojawił się jakiś młody mężczyzna z nieco nerwowym uśmiechem. Hermiona z góry założyła, że to kolejny młokos zafascynowany jej udziałem w wojnie, więc rzuciła mu cierpki uśmiech oczekując, że ten odezwie się pierwszy.
- Dzień dobry panno Granger, nazywam się Mike Bulstrode. Może pamięta pani moją ciotkę, Milicentę? Zdaje się, że chodziłyście razem do szkoły?
- Owszem, pamiętam ją - Hermiona ledwo się powstrzymała od dodania jakiegoś sarkastycznego komentarza o tym, jak przypominająca trolla Bulstrode prawie złamała jej szczękę na ich drugim roku w klubie pojedynków Lockharta.
- Jestem obecnie jednym z asystentów pana Malfoya i poproszono mnie bym pani przekazał, że mój szef chciałby zamienić z panią słowo, jeśli to nie problem? - Mike pocił się i nerwowo zaciskał dłonie, jakby naprawdę bojąc się, że Hermiona go przeklnie za to, że w ogóle odważył się do niej podejść.
- Powiedział coś więcej na temat tego, o co może chodzić? - zapytała czując niespokojne trzepotanie w okolicy serca.
- Niestety nie - Mike posłał jej kolejny napięty uśmiech, a Hermiona odpowiedziała podobnym, starając się zdusić dreszcze niepokoju.
- Gdzie mam spotkać się z twoim szefem? - zapytała asystenta.
- W jego gabinecie. Zaprowadzę panią - Mike wskazał jej drogę do wyjścia, a Hermiona miała nadzieję, że po dwóch lampkach szampana nie potknie się w swoich wysokich obcasach zmierzając w tamtą stronę. Naprawdę nie miała pojęcia co ma sądzić o zaproszeniu jej na tę rozmowę.
Bulstrode zaprowadził ją do lśniącej chromem windy, ale ku zdziwieniu Hermiony nie wsiadł do niej razem z nią, tylko szybko wystukał jakiś kilkucyfrowy kod.
- Winda jedzie prosto na piętro, w którym mieści się biuro pana Malfoya. Gdy pani z niej wysiądzie, drzwi do jego gabinetu będą znajdowały się idealnie na wprost.
- Rozumiem - Hermiona zacisnęła nerwowo dłonie, czując jak jej ramiona pokrywają się gęsią skórką. Nie miała pojęcia co to wszystko mogło oznaczać, ale raczej nie spodziewała się miłej pogawędki o dawnych czasach przy kieliszku koniaku.
Malfoy z pewnością czegoś od niej chciał i miała tylko nadzieję, że nie będzie to nic nielegalnego. Zrobiłaby wszystko, by pomóc Rose zdobyć jej wymarzoną posadę, ale była też uczciwym urzędnikiem państwowym i już sama myśl o załatwianiu czegoś nielegalną drogą napawała ją wstrętem. Niemniej była obecnie zastępcą szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów i miała realny wpływ na wiele spraw w Ministerstwie.
W sumie mogła przyspieszyć przegłosowanie dla niego jakiegoś ważnego wniosku, albo odsunąć w czasie wprowadzenie niekorzystnego dekretu, ale naprawdę niewiele ponadto. Nim winda dojechała na właściwe piętro, ona już zdołała wymyślić tuzin niecnych rzeczy jakich Malfoy mógł od niej żądać w zamian za staż dla Rose. Miała tylko nadzieję, że te najczarniejsze scenariusze się nie sprawdzą. Naprawdę nie chciała musieć wybierać pomiędzy swoją uczciwością, a spełnieniem marzenia córki.
Po wyjściu z windy zauważyła stojące po lewej stronie biurko, zapewne należące do jego sekretarki. Kilka metrów dalej znajdowały się wielkie, ciężkie, misternie rzeźbione drzwi z jakiegoś ciemnego drewna. Już nawet samo wejście do gabinetu Malfoya robiło wrażenie. Przez chwilę pojawiła się paniczna myśl, by stchórzyć, wrócić do windy i wcale się z nim nie zobaczyć. Hermiona jednak szybko ją w sobie zdusiła. Nie po to była gryfonką i znaną bohaterką wojenną, by teraz przed nim uciekać. Musiała stawić mu czoła i dowiedzieć się czego od niej chciał. A w razie czego przecież zawsze miała przy sobie swoją różdżkę. Jeśli Malfoy marzył o tym, by ponownie dowiedzieć się, jak to jest być przemienionym we fretkę - z przyjemnością mogła mu to zapewnić.
Drzwi były lekko uchylone, ale i tak w nie zastukała.
- Wejdź - padła krótka odpowiedź.
Pchnęła ciężkie wrota i wkroczyła do królestwa dawnego Księcia Slytherinu. Określenie to niewiele mijało się z prawdą. Gabinet Malfoya był duży i elegancko urządzony. Ściana na wprost składała się z samych sięgających wysokiego sufitu okien, a stojące na środku pokoju biurko było ogromne. Przy ścianach znajdowały się wypełnione starymi księgami półki, kominek przypominał małe dzieło sztuki, a wykładzina na podłodze zapewne kosztowała więcej niż połowa jej domu. Hermiona starała się ukryć, że jest pod wrażeniem, ale prawda była taka, że nawet Minister Magii nie miał tak wspaniale wyglądającego gabinetu.
Malfoy stał oparty o przód biurka. Miał na sobie tylko czarne spodnie, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i ciemnoniebieski krawat. Oficjalne szaty zniknęły, a jego dobrze ułożona fryzura teraz wyglądała na nieco potarganą.
Patrzył wprost na nią z dziwną determinacją wypisaną na twarzy. Hermiona starała się nie wzdrygnąć pod wpływem tego spojrzenia. Weszła głębiej do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Uniosła lekko podbródek i hardo spojrzała mu w oczy. Czegokolwiek od niej chciał, będzie mógł to dostać tylko na jej warunkach. Nie zamierzała pozwolić mu znów się upokarzać lub poniżać. Te lata dawno odeszły.
- Byłem ciekaw czy Miltonowi uda się cię namówić, by jednak tu przyjść - Malfoy nadal patrzył na nią, jakby dosłownie chciał pochłonąć ją swoim wzrokiem.
- Wydaje mi się, że przedstawił się jako Mike - odpowiedziała cicho.
- Wszystko jedno - Malfoy uśmiechnął się cynicznie. - Pracuje ze mną od niedawna i najpewniej bał się, że go zwolnię jeśli nie wykona tego zadania.
- To dlatego pocił się jak przerażona mysz - Hermiona wykrzywiła lekko usta. - Często terroryzujesz swoich podwładnych?
- Tylko jeśli mi na czymś zależy - wyjawił poważnym tonem.
- Rozumiem, że tym razem zależało ci na rozmowie ze mną? - Hermiona nadal stojąc na środku gabinetu, założyła ręce na piersi i popatrzyła na niego wyczekująco.
- Tak, choć myślałem, że będzie na odwrót.
Ta uwagą spięła ją jeszcze mocniej. Dlaczego niby sama miałaby zabiegać o rozmowę z nim?
- Każdy z rodziców naszych kandydatów na staż podszedł dziś do mnie i dosłownie próbował wejść mi w tyłek dla dobra swojego potomka - Draco roześmiał się pogardliwie.
- Nie sądzę, by to mogło pomóc - Hermiona przełknęła nerwowo. - Od dziecka każdy dookoła ciebie zachowuje się w podobny sposób, więc zgaduję, że to już od dawna ci nie imponuje?
- Nie każdy - podkreślił. - Ale masz rację. To wcale mi nie imponuje. Jednak jeśli ktoś jest na tyle bystry, by to zauważyć, wtedy od razu pojawiają się inne propozycje.
- Domyślam się - Hermiona nie ukryła nuty obrzydzenia w swoim głosie. - Ten świat niestety nadal działa w ten sam sposób.
- Pracujesz w ministerstwie przeszło dwie dekady, więc pewnie doskonale wiesz, że protekcja choć oficjalnie zabroniona, nadal jest tam mile widziana.
- Moja córka jasno określiła, że chce dostać się na ten staż dzięki swoim własnym umiejętnościom, a nie znajomościom czy protekcji - wyjaśniła mu twardo. - To dlatego nie widziałam konieczności, by podchodzić dziś do ciebie i wzorem innych spróbować ci się podlizywać.
- Mogę nie hołdować nepotyzmowi czy protekcji, ale dobra atmosfera w zespole też jest bardzo ważna. Jak to się ma do tego, że twój mąż nie dalej jak dwa dni temu splunął mi pod nogi, gdy przypadkiem mijał mnie na Pokątnej?
Hermiona poczuła, jak rumieniec uderza jej na twarz. Ron był naprawdę skończonym idiotą. Jeśli Rose się o tym dowie, nigdy mu tego nie wybaczy.
- To mój były mąż. Przykro mi, że Ron zachował się w ten sposób, ale musisz wiedzieć, że Rose...
- Byłem ciekawy czy to powiesz - Malfoy uśmiechnął się złośliwie.
- Co? - spytała nie bardzo rozumiejąc.
- Byłem ciekaw, czy podkreślisz, że to twój były mąż. Ktoś, za kogo nie musisz już przepraszać, bo nic was teraz nie łączy.
- Nie przeproszę za Rona, ale jest mi przykro jeśli jego zachowanie w jakiś sposób zaszkodziło podaniu Rosie - Hermiona starała się sprawić, by jej głos nie zadrżał. - Wiem, jak bardzo zależy jej na tym stażu i gwarantuję, że będzie całą sobą zaangażowana w pracę z twoim zespołem.
- Damocles Belby obiecał mi dostęp do swoich badań nad Eliksirem Tojadowym jeśli przyjmę na staż jego syna - przyznał Malfoy. - A rodzina Safiq proponuje sfinansowanie budowy nowego skrzydła badań nad truciznami. Chang natomiast obiecał przepchnąć przez Wizengamot projekt zdjęcia embarga na import roślin egzotycznych, jeśli ten staż dostanie jego siostrzenica. Chcesz wiedzieć, co zaproponowali mi inni?
Hermiona poczuła się jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie zamrażające. Nie mogli mu zaproponować łapówki, ani tak daleko idących udogodnień dla jego biznesu. Rose nie miała szans w starciu ze starymi rodami czystej krwi, przyzwyczajonymi do załatwiania swoich spraw w ten sposób. Najwidoczniej jej marzenie o stażu w firmie Malfoya od początku było skazane na porażkę.
Łzy napłynęły jej do oczu i wzięła płytki oddech. Nie miała pojęcia dlaczego Malfoy wezwał ją tutaj i opowiedział jej o tym wszystkim, ale musiała spróbować zawalczyć o dobro swojej ukochanej dziewczynki.
- Rodziny tych młodych ludzi mogą próbować cię przekupić, ale sądzę, że powinieneś przy wyborze kierować się przede wszystkim dobrem swojego biznesu i wybrać najlepszych kandydatów, którzy w przyszłości...
- Naprawdę chcesz mi opowiadać takie banały? - przerwał jej obcesowo.
- Nie - odpowiedziała z ledwo skrywaną irytacją. - Ale nie wiem też co jeszcze miałabym powiedzieć? Nie mogę zaproponować ci łapówki, a moje kontakty w ministerstwie nie sięgają, aż tak daleko bym mogła przepychać twoje projekty przez Wizengamot. Nie mam nic do zaofiarowania, by poprzeć kandydaturę mojej córki, więc jeśli ta rozmowa miała na celu podkreślić jak niewiele są warte jej umiejętności w świetle galeonów i rozległych kontaktów, to osiągnąłeś swój cel.
Draco przyglądał się jej przez chwilę w milczeniu, jakby analizując każde jej słowo.
- Wiesz co każdy, kto choć trochę zna moją rodzinę o nas mówi? - zapytał cicho.
- Wiele jest takich słów - odpowiedziała ostrożnie.
- To fakt i zapewniam, że nie wszystkie są prawdziwe. Prawdą jest jednak to, że Malfoyowie zawsze dostają to czego chcą.
- Do czego zmierzasz? - Hermiona poczuła dziwnie przejmujący dreszcz na swojej skórze. Intensywność jego spojrzenia jej to zrobiła.
- Mylisz się mówiąc, że nie masz mi nic do zaofiarowania. Jest jedna rzecz, której chcę i jeśli ją dostanę, wtedy twoja córka dostanie ten staż.
Coś mówiło Hermionie, że natychmiast powinna się odwrócić i wyjść z jego gabinetu, a potem jak najszybciej zabrać stąd Rose. Jedynie fakt, że jej córka od tak dawna marzyła o karierze mistrza eliksirów powstrzymał ją przed odwrotem i ucieczką.
- Co to takiego? - spytała przez ściśnięte gardło.
- Chce jednej nocy. Z tobą.
Wiedziała, że to irracjonalne, ale to stało się prawie instynktownie, bez udziału jej świadomości. Po prostu zaczęła się głośno śmiać. Przecież on nie mógł mówić poważnie.
- Świetny żart! - sarknęła, uspokajając się. - A teraz mów czego naprawdę chcesz.
Draco nadal milczał, patrząc na nią z niemal kamiennym wyrazem twarzy. Nawet kącik jego ust nie drgnął w rozbawieniu. Hermiona widząc jego poważną minę, znów poczuła dreszcze. Czyżby naprawdę...?
- Nie możesz mówić poważnie - wyszeptała drżąc lekko. - Przecież ty mnie nienawidzisz.
Malfoy skrzywił się pod nosem na jej słowa.
- Nie muszę ci wyjawiać swoich powodów. To moja propozycja. Jedna noc w miejscu, które ci wskażę. Jeśli zrobisz wszystko co ci powiem, twoja córka zamie jedno z dwóch miejsc w naszym programie stażowym.
- Co to znaczy, że mam zrobić wszystko co mi powiesz? - powtórzyła głucho.
- Jesteś dorosła Granger, nie musisz oszukiwać, że nie rozumiesz o co mi dokładnie chodzi - złośliwy uśmieszek wykrzywił jego idealne usta.
Była pewna, że bicie jej serca odbija się echem od ścian gabinetu. Jakim cudem Malfoy mógł jej złożyć tak bardzo niemoralną propozycję? Za kogo się uważał? Za kogo ją uważał?
- Nie podejdę i nie spoliczkuję cię teraz tylko dlatego, że już raz to zrobiłam i wiem, że satysfakcja z tego jest bardzo krótkotrwała - powiedziała zimno, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia, czując jak dosłownie wszystko drży w jej ciele.
- Za dziesięć dni rekrutacja zostanie zakończona - zawołał za nią Draco, gdy już trzymała dłoń na klamce. - Masz czas do przyszłej soboty na ewentualną zmianę swojej decyzji.
Hermiona ze złością odwróciła się przez ramię.
- Nie licz...
- Wyślij mi sowę jeśli tak się stanie. - Mężczyzna posłał jej chłodny uśmiech, po czym odwrócił się plecami i obszedł swoje biurko.
Wiedziała, że nie wytrzyma ani sekundy dłużej razem z nim w tym samym pomieszczeniu, dlatego wyszła z jego gabinetu z całej siły zatrzaskując za sobą te wielkie drzwi.
Trzęsła się niczym osika zjeżdżając windą na dół, a później skierowała się prosto do kominka, po drodze przywołując tylko swoją torebkę. Wiedziała, że Rose pomyśli, że po prostu była zmęczona, dlatego wróciła sama do domu.
Ledwo postawiła pierwszy krok w swoim salonie, a zaraz zablokowała za sobą kominek i przywołała ze składziku otwartą butelkę czerwonego wina. Nie kłopotała się nawet z wzywaniem kieliszka. Wyrwała korek zębami i zdrowo pociągnęła czerwonego trunku, ciesząc się tym jak cierpki smak sparzył jej gardło.
Nie mogła uwierzyć, że ta rozmowa miała miejsca. Ani tym bardziej w to, że propozycja Malfoya była poważna. Dziwne napięcie skumulowało się w dole jej brzucha, na samą myśl o tym, że w taki sposób chciał zaciągnąć ją do swojego łóżka. Czy tu chodziło o możliwość jej upokorzenia? Zdominowania? Wykorzystania jej niczym taniej dziwki?
Opadła na kanapę, mocno ściskając butelkę i czując jak zaczynają szczypać ją oczy. Cały stres i napięcie zadawały się chcieć znaleźć ujście wraz z jej łzami. Wiedziała, że nie powinna się aż tak przejmować. To był tylko nic nieznaczący epizod, a Malfoy pomimo upływu lat nadal był skończonym palantem.
Miała tylko nadzieję, że Rose nie będzie miała złamanego serca z powodu odrzucenia jej kandydatury na staż. Była pewna, że będą mogły razem wymyślić jakieś alternatywne wyjście i jej córeczka zdoła zrealizować swoje marzenie bez konieczności spełniania jakich chorych zachcianek tego głupiego blondasa.
<><><>
Echa tej rozmowy towarzyszyły Hermionie przez cały tydzień. Nie pomagało to, że wszyscy wciąż gadali o sobotnim przyjęciu w firmie Malfoya, które jak się okazało było organizowane po raz pierwszy i to podobno w wielkim pośpiechu. Wiedziała, że to głupie, ale przez chwilę zastanawiała się nawet czy Draco nie wymyślił tego wszystkiego tylko po to, by móc się z nią zobaczyć.
Nie mogła przestać rozmyślać o jego propozycji. Skąd w ogóle wziął mu się ten pomysł? Czy było to tylko życzenie rozpieszczonego bachora, który chciał upokorzyć dziewczynę, którą kiedyś nienawidził? A może miał jakieś perwersyjne skłonności, które chciał wypróbować na kimś kogo uważał za dużo poniżej siebie? W końcu w czasach szkoły uwielbiał nazywać ją szlamą. Naprawdę nie miała pojęcia, co miała tak naprawdę o tym wszystkim myśleć.
Niemniej maleńka jej część czuła się dziwnie pochlebiona. Malfoy był przystojny, bogaty i wciąż bardzo popularny wśród całych tłumów chętnych czarownic, chcących złapać w swoje sidła samotnego wdowca. Nawet na przyjęciu zdołała zauważyć, jak Melinda Chang czy Sylvie Davies go kokietowały. Była skłonna się założyć, że obie dziewczyny były praktycznie gotowe same wskoczyć mu do łóżka, byle dostać się do jego firmy. A może to zrobiły? Może Malfoy po prostu kolekcjonował kobiety niczym trofea i teraz zapragnął dołączyć Hermionę do swojej kolekcji?
W piątek umówiła się z Rose na kolacje w jej domu. Miała nadzieję, że uda jej się omówić z córką jej alternatywne plany na przyszłość i inne pomysły na dalszą karierę. Jednak ledwie Rosie wyszła z kominka, a Hermiona już wiedziała, że coś było nie tak.
- Co się stało? - podeszła, by objąć córkę, której oczy błyszczały nie wylanymi łzami.
- Melinda Chang dostała pierwsze miejsce na stażu - wyszeptała, a Hermiona miała wrażenie, że ktoś rzucił na nią zaklęcie petryfikujące. Rekrutacja miała przecież zakończyć się dopiero na początku przyszłego tygodnia.
- Skąd wiesz? - zapytała.
- Sama odezwała się do mnie przez Fiuu, by mi się pochwalić - Rose otarła łzy. - Wiem, że miała gorzej zdane egzaminy ode mnie. Dlaczego to ją wybrali jako pierwszą? Czy to znaczy, że ja już odpadłam?
- Och kochanie... - Hermiona doprowadziła córkę do kanapy, a Rose swoim zwyczajem jeszcze wyniesionym z dzieciństwa, ułożyła się z głową na kolanach matki, pozwalając by pocieszającym gestem gładziła jej rude loki. - Ten staż to przecież nie koniec świata...
- To jest koniec - Rose chlipnęła. - Jeśli go nie dostanę, to będzie koniec mojego świata.
- Przestań tak mówić - Hermionie pękało serce nad rozpaczą córki. - Jesteś taka mądra i zdolna, na pewno dostaniesz się na praktyki u innego mistrza eliksirów.
- Wszyscy inni mieszkają za granicą - Rose lekko drżała. - A ja nie chce wyjeżdżać. Mam tu rodzinę, wszystkich przyjaciół... Timothy Nott zaprosił mnie na kolację, a ja naprawdę go lubię mamo. Nie chce tego zostawiać.
Hermiona poczuła, jak coś boleśnie zaciska się w jej piersi. Dla swoich dzieci była zdolna naprawdę do wszystkiego. Zabiłaby dla nich, gdyby to mogło zagwarantować im bezpieczeństwo. Ale czy mogłaby...? W taki sposób...? Sprzedając samą siebie i swoje własne wartości...?
- Tata zaproponował bym przyszła pracować do sklepu z nim i wujkiem Georgiem - Rose załkała głośniej. - I chyba tylko to mi pozostanie, jeśli nie spełnię swojego największego marzenia.
Hermiona poczuła ciepłe krople spływające po jej własnych policzkach. Nie mogła pozwolić, by jej genialna córeczka skończyła w taki sposób. Miała szansę spełnić marzenie swojego ukochanego dziecka i wiedziała, że musi to zrobić, inaczej znienawidzi samą siebie.
- Jeszcze nic nie wiadomo kochanie - pocieszyła córkę. - Może to właśnie ty dostaniesz to drugie miejsce?
- Oby mamo, ale tak bardzo się boję, że to nie będę ja... - Rose wtuliła się mocniej w kolana swojej matki, mocząc jej jeansy swoimi łzami.
I w tej chwili Hermiona wiedziała, że podjęła ostateczną decyzję.
Gdy nieco pocieszona Rose wreszcie zjadła kolację i wróciła do swojego mieszkania, Hermiona poszła prosto do swojego gabinetu i złapała pierwszą lepszą kartkę pergaminu.
Gdzie i kiedy?
Nikt nigdy się o tym nie dowie.
PS. Żadnej przemocy!
Długo patrzyła jak jej sowa znikała na horyzoncie, zastanawiając się ile zajmie jej podróż do Wiltshire. Czuła się jakby bez przerwy było jej zimno, a wszystko w jej wnętrzu zostało zaczarowane zaklęciem dygotek. Mimo to, wiedziała, że podjęła dobrą decyzję. Dla swoich dzieci była naprawdę gotowa na wszystko, a jedna noc z nim nie mogła jej zabić. Malfoy był przystojny i zapewne biegły w sprawach łóżkowych. To nie mogło być przecież bardzo okropne. Położy się. Zamknie oczy. Pomyśli o Anglii... A przynajmniej spróbuje. Przetrwa to i zapomni, a jej córka spełni swoje największe marzenie. Wszystko będzie dobrze.
Odpowiedź nadeszła już po kilku godzinach. Poza kartką pergaminu, w kopercie znalazła również breloczek z drewnianą wydrą. Patrzyła na nią lekko skonsternowana. Czyżby Malfoy znał formę jej patronusa?
Świstoklik przeniesie cię w wyznaczone miejsce jutro o siódmej wieczorem.
Zgadzam się na wszystkie twoje warunki.
PS. Nie mogę się doczekać.
Hermiona prychnęła ze złością, mocniej zaciskając wydrę w swojej dłoni. Nie mógł się doczekać? Naprawdę? Głupek! Postanowiła przekuć swój strach w złość. Powinna być zła, że zmuszał ją do tego, zamiast po prostu dać Rose ten staż, skoro z pewnością na niego zasłużyła. Szybko dotarło do niej, że Malfoy wcale jej do niczego nie zmuszał. Miała pełne prawo odmówić i posłać go do diabła. To była jej decyzja i podjęła ją samodzielnie, świadoma wszystkich konsekwencji. Pozostawało mieć nadzieję, że ta noc jej nie złamie, albo co gorsza - nie naruszy jej wciąż słabego serca.
<><><>
W sobotę przed południem dostojna, czarna sowa - ta sama, która wczoraj przyniosła jej jego odpowiedź, pojawiła się na jej parapecie z dwiema dużymi, białymi paczkami. Hermiona z westchnieniem irytacji wpuściła ptaka do domu, od razu rozpoznając na górze jednego z kartonów logo drogiego, francuskiego butiku, którego kolekcje tak bardzo kochała Fleur, a na drugim markę luksusowej bielizny robionej tylko na specjalne zamówienie.
Kartka, którą znalazła dołączoną do przesyłki miała zapisane tylko jedno zdanie:
Noś to dziś wieczorem.
Oczywiście, że Malfoy zapragnął ubrać ją w coś perwersyjnego. Spodziewała się wszystkiego - od okrutnie zdzirowatej bielizny po szkolny mundurek z Hogwartu. Okazało się, że była to ciemnozielona, długa do kostek suknia z dekoltem w kształcie serca, para markowych bardzo modnych szpilek wraz z pasującą do nich niewielką torebką i komplet bielizny z czarnej, misternej koronki składając się z pięknego gorsetu i figi.
Zapewne ten strój był wart tysięcy galeonów, ale był tylko i wyłącznie elegancki i ani trochę perwersyjny. Czyżby Malfoy miał jakąś fantazję o zrobieniu z niej luksusowej dziwki? Naprawdę nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć.
Nie mogła pokonać swoich nerwów i rozważała nawet zażycie kilku łyków eliksiru uspokajającego, ale uznała, że to nie będzie miało sensu. Eliksir mógłby wprawić ją w odrętwienie, a Malfoy zapewne chciał zobaczyć jakieś jej reakcje na to, co miał zamiar jej zrobić. Musiała po prostu przezwyciężyć swój lęk. Przecież nie powinna się go bać. Była świetną czarownicą, zdolną do tego, by przekląć go w zapomnienie jeśli zrobiłby coś, co jej zdaniem znacząco przekroczyłoby granice ich umowy.
<><><>
Ściskała mocno świstoklik starając się nie zemdleć podczas przenoszenia jej na miejsce przeznaczenia. Zastanawiała się gdzie to będzie. Nie spodziewała się wylądowania w ciemnym lochu, ale szczerze mówiąc miała też ogromną nadzieję, że nie będzie to Malfoy Manor. Ten dom do dziś pojawiał się w jej koszmarach i za nic dobrowolnie by tam nie wróciła... Za nic poza szczęściem jednego ze swoich dzieci.
O dziwo wylądowała w ładnym, przestronnym i oczywiście gustownie urządzonym holu. Odłożyła świstoklik na stojącą przy ścianie komodę i dokładnie rozejrzała się dookoła. Hol był dość spory, ale z pewnością o wiele mniejszy niż mógł sugerować to dwór. Odetchnęła z ulgą. Szybko sprawdziła czy upięcie jej włosów wytrzymało tę podróż, a suknia się nie przypadkiem nie wygniotła. Wydawało się, że wszystko jest w porządku.
- Dobry wieczór panno Granger - rozległ się uprzejmy głos. - Pan Malfoy oczekuje na panią w swoim gabinecie.
Hermiona dopiero po chwili zorientowała się, że był to głos wysokiego, siwowłosego mężczyzny, ubranego w strój kamerdynera. Zdziwiła się trochę, że Malfoy miał służących, zamiast wykorzystywać do tej funkcji skrzaty domowe. Zmusiła się do uprzejmego uśmiechu w stronę mężczyzny i wypowiedzenia własnego powitania.
- Pani pozwoli, że zaprowadzę - kamerdyner wskazał jej wejście do jednego z korytarzy. Na ciemnozielonych ścianach wisiały piękne obrazy w złoconych ramach, ale o dziwo były mugolskie - w ogóle się nie poruszały.
Służący Malfoya poszedł przodem i otwarł drzwi do gabinetu, a Hermiona szybko rozejrzała się po wnętrzu. Ten pokój był równie wspaniale urządzony, jednak o wiele z mniejszych przepychem niż biuro w siedzibie jego firmy.
Draco stał przy jednym z strzelistych okien. Hermiona nerwowo przełknęła ślinę na jego widok. Wyglądał naprawdę wspaniale w drogim, czarnym smokingu. Zastanawiała się, co jego strój mógł oznaczać? Czyżby mieli gdzieś razem wyjść?
- Jest już pana specjalny gość - wyjawił kamerdyner, wprowadzając ją do gabinetu.
Malfoy odwrócił się w ich stronę i na chwilę zamarł. Hermiona poczuła się skrępowana tym, jak jego wzrok powoli przesunął się po całym jej ciele. Mimo, że wciąż była ubrana w tę kosztownej suknię, przez chwilę poczuła się jakby stała przed nim nago.
- Dziękuję Adamie, możesz odejść - głos Malfoya brzmiał dziwnie ochryple. Kamerdyner skinął uprzejmie głową, po czym opuścił gabinet.
Hermiona zastanowiła się nad tym, że Malfoy nawet nie zaproponował jej niczego do picia. Czyżby od razu chciał przejść do rzeczy? W takim razie, po co byli tak ubrani i dlaczego nie zaprosił jej od razu do swojej sypialni.
Draco odchrząknął, a ona wyrwała się z zamyślenia i spojrzała na niego.
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję - odpowiedział cicho.
- Tylko... Powinienem był ci o tym napisać... - mężczyzna wyglądał na dziwnie niepewnego.
- O czym? - zapytała czując jak jej napięcie rośnie. Czyżby już zrobiła coś źle?
- Czy mogłabyś rozpuścić włosy? Wole je w ten sposób - przyznał, a Hermiona mogłaby przysiąc, że jego policzki pokryły się delikatnym rumieńcem.
Wyjęła różdżkę ze swojej torebki i machnęła nią dwa razy. Spinki wysunęły się z misternego upięcia, a jej loki opadły swobodną kaskadą na jej odkryte ramiona. Nie miała pojęcia dlaczego wolał to w ten sposób, skoro przez lata wielokrotnie kpił z jej włosów, ale zgodnie z umową miała zrobić wszystko, czego od niej chciał.
- Doskonale - Draco uśmiechnął się do niej, ale nie miała w sobie na tyle determinacji, by odwzajemnić jego uśmiech. W duchu gratulowała sobie tylko tego, że jeszcze nie zaczęła ze stresu hiperwentylować.
Hermiona schowała różdżkę i starała się znaleźć w sobie odwagę, by znów na niego spojrzeć. Od dawna nie czuła się tak niespokojna i zestresowana jak właśnie w tej chwili.
- Wybacz, że nie zaproponuje ci niczego do picia, ale za chwilę musimy wyjść - wyjaśnił.
- Dokąd? - spytała czując nowy napływ paniki.
- Zobaczysz - Malfoy znów się do niej uśmiechnął. - Nie musisz się jednak martwić, że ktoś nas razem zobaczy. Dopilnowałem tego.
- Twój kamerdyner już nas widział - odpowiedziała, dopiero w tej chwili uświadamiając sobie, że to było poniekąd naruszenie warunków ich umowy.
- Adam jest bardzo dyskretny, a poza tym wie tylko tyle, że zabieram na randkę swoją dawną znajomą. Nie zna szczegółów.
Hermiona w odpowiedzi jedynie skinęła głową, czując dziwny uścisk w gardle na dźwięk słowa "randka".
Malfoy spojrzał na zegarek i podszedł do kominka.
- Jeśli jesteś gotowa, to możemy ruszać. - Wyciągnął do niej swoją dłoń, a ona miała tylko nadzieję, że nogi nie odmówią jej w tej chwili posłuszeństwa.
Chciała go zapytać dokąd ma zamiar ją zabrać, ale to przecież nie miało żadnego znaczenia. Zgodnie z umową miała zrobić wszystko to, co jej powiedział. Powoli przeszła w jego stronę, wciągając drżącą rękę i pozwalając mu spleść ich palce razem. Malfoy odwrócił się i sięgnął do kryształowego wazonu stojącego na gzymsie kominka po odrobinę proszku Fiuu. Wrzucił go w płomienie, ale nie wypowiedział na głos żadnego adresu. To mogło oznaczać tylko tyle, że kominek był jednorazowo połączony z tą lokalizacją. Zamknęła oczy, gdy mężczyzna wciągnął ją za sobą w wir zielonych płomieni. Gdziekolwiek ją zabierał, miała tylko nadzieję, że będzie to dla niej bezpieczne.
<><><>
Nieco oszołomiona podróżą dopiero po chwili zdołała rozejrzeć się po wnętrzu, do którego przybyli. To było niesamowite, niemniej nie miała pojęcia dlaczego Malfoy zabrał ją do czegoś, co przypominało typowy teatr. Kominek zaprowadził ich wprost do prywatnej, królewskiej loży z doskonałym widokiem na scenę. Dwa wyglądające na wygodne krzesła z rzeźbionymi poręczami stały tuż obok siebie, a nieco dalej z tyłu znajdował się stoliczek z kubełkiem, w którym stała butelka wyśmienitego szampana, a także patery z owcami i mini-ciasteczkami.
Draco bez skrępowania wsunął jej dłoń pod swoje ramię i zaprowadził ją na miejsce.
- Będziemy oglądać przedstawienie? - zapytała zaskoczona, nie spodziewając się, że ten wieczór może potoczyć się w taki właśnie sposób.
- Owszem - Malfoy uśmiechnął się do niej pomagając jej zająć miejsce, a sam podszedł do stolika, by nalać im szampana.
Hermiona naprawdę była odrobinę skonsternowana tym, że nie chciał poświęcić całej nocy na przywiązywanie jej do swojego łóżka. To było na swój sposób czarujące i dodało mu kilka plusów na jej liście. Od dawna nie była w teatrze, a przecież odziedziczyła po rodzicach miłość do sztuki. Jednak Ron nigdy tego nie lubił i zawsze na sam pomysł wyjścia do takiego miejsca dosłownie dostawał wysypki.
- Co takiego będzie dziś wystawiane? - Hermiona nie mogła powstrzymać ekscytacji, zaintrygowana tym, że zdawali się być z Malfoyem jedynymi widzami obecnymi w teatrze.
- Zaraz sama się przekonasz - Draco podał jej kieliszek szampana, po czym swobodnie usiadł obok niej, jakby faktycznie byli tu na prawdziwej randce.
Hermiona spojrzała na scenę, akurat w momencie gdy światła przygasły. Już pierwsze dźwięki przepięknej melodii sprawiły, że gęsia skórka pojawiła się na całym jej ciele. Niczym urzeczona patrzyła na cudowną scenę rozgrywaną tuż przed nią.
- Czy to Moscow City Ballet? - zapytała nie kryjąc szoku, gdy rozpoznała tancerzy. "Jezioro łabędzie", było jej ukochanym baletem i zawsze marzyła, by móc zobaczyć go w tym fantastycznym wykonaniu.
Draco w odpowiedzi jedynie skinął potakująco, uśmiechając się do niej z dziwną czułością. Nie mogła uwierzyć, że to działo się naprawdę. To było tak, jakby Malfoy jakimś cudem odgadł o czym od dawna po cichu marzyła. Czy naprawdę zabrał ją na prywatny pokaz jej ukochanego baletu tak zupełnie przypadkiem? Jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić.
To przedstawienie było ponad dwiema godzinami czystej magii podanej w najpiękniejszej formie. Hermiona na zakończenie klaskała ze łzami w oczach, przyznając przez samą sobą, że było to jedno z najlepszych doznań w całym jej życiu.
- Nie miałam pojęcia, że dają prywatne pokazy - przyznała, wciąż promiennie się uśmiechając.
- Za odpowiednią sumę każdy je daje - odpowiedział krótko.
Hermiona poczuła, jak jej uśmiech zamiera. Czy w tym momencie miał na myśli również ich dzisiejszą sytuację? Czy randka z nią była dla niego tylko jakimś pokazem? Może chciał sprawdzić, jak się zachowywała, gdy doświadczała z nim czegoś, na co jej byłego męża nigdy nie byłoby stać? Myśli znów zaczęły chaotycznie kłębić się w jej głowie, ale postanowiła ze wszystkich sił odłożyć je na później, doskonale wiedząc, że w końcu i tak uderzą w nią z całą mocą.
- To było naprawdę piękne, dziękuję - szepnęła, sięgając po swoją torebkę, by nie musieć na niego patrzeć.
- Miałem nadzieję, że ci się spodoba - Hermiona poczuła palce Malfoya na odkrytej skórze swojego ramienia i nic nie mogła poradzić na to, że jej ciałem znów wstrząsnął od tego niewielki dreszcz. - Chodźmy na kolację. Zapewne umierasz z głodu - Draco ponownie splótł razem ich palce i poprowadził ją ponownie w stronę kominka.
Hermiona oddychała płytko, w duchu ciesząc się, że to co jeszcze miało wydarzyć się tej nocy znów zostało nieco odsunięte w czasie. Nie mogła ukrywać przed samą sobą, jak bardzo się tego obawiała. Zwłaszcza, że jak na razie wszystko w tym spotkaniu ją pozytywnie zaskakiwało. A co jeśli reszta nocy też taka będzie? Chyba nie wiedziała, jak miałaby to pogodzić z ponurą wizją tego, jak to wszystko sobie wyobrażała.
<><><>
To była bardzo elegancka, francuska restauracja - jedna z najbardziej znanych i cenionych w magicznym świecie. Dotychczas Hermiona czytała o niej tylko w gazetach. Nie zdziwiła się specjalnie, że Malfoy zarezerwował ją w całości tylko dla nich, a sam szef kuchni podszedł do stolika, by zarekomendować im swoje menu na dzisiejszy wieczór.
Draco był dżentelmenem w każdym calu. Zapytał uprzejmie jakie preferuje wino i długo omawiał z nią swoje ulubione dania z francuskiej kuchni. Hermiona musiała przyznać, że jakimś cudem udało mu się ją rozluźnić na tyle, by cała ta kolacja stała się przyjemna.
Wiedziała, że powinna, jak najszybciej odepchnąć od siebie te wszystkie niewłaściwie myśli i porównania, ale naprawdę nie mogła. Przez te wszystkie lata spędzone razem, nie przypominała sobie nawet jednej wizyty wraz z Ronem w takim miejscu. Jeśli w ogóle wychodzili do restauracji, były to okazje takie jak świętowanie czyichś urodzin lub rocznicy ślubu. Na ich własne rocznice Ron preferował wypad do pubu lub na mugolską stronę na rybę z frytkami - jedyne danie, które jego zdaniem mugole robili zjadliwie.
Czy to było złe i niewłaściwe, że dobrze czuła się w takim miejscu w towarzystwie przystojnego, elokwentnego mężczyzny, który naprawdę był zainteresowany tym, co miała do powiedzenia? Kilka razy przyłapała się na tym, że musiała samej sobie przypominać co tak naprawdę tu robiła.
Nadal nie miała pojęcia, jakie motywy kierowały Malfoyem, gdy organizował to wszystko, ale szczerze nie chciała tego żałować. Od lat nie czuła się tak bardzo w centrum zainteresowania żadnego mężczyzny, jak właśnie w tej chwili. Cokolwiek miało zdarzyć się później, już doskonale wiedziała, że nie będzie robiła sobie dłużej wyrzutów o to, że zgodziła się na jego propozycję. Nie mogła, kiedy tak dobrze się dzisiaj bawiła.
Gdy tylko skończyli jeść, na niewielkim podeście, na którym stał czarny fortepian, pojawił się młody mężczyzna w eleganckim fraku. Ukłonił im się, po czym zasiadł do instrumentu i rozpoczął grać przecudowną, powolną melodię, która od pierwszych dźwięków sprawiła, że Hermiona poczuła jak unoszą jej się włoski na karku.
Serce zabiło jej szybciej, gdy Draco wstał i wyciągnął do niej swoją dłoń.
- Uczynisz mi tę przyjemność...? - zapytał szarmancko.
Hermiona wiedziała, że umówili się, że zrobi wszystko, co on jej kazał, ale miała dziwne przeczucie, że gdyby teraz odmówiła - Draco by to uszanował. Nie chciała mu odmawiać i to wcale nie dlatego, że na tym polegał ich układ. Naprawdę chciała z nim zatańczyć. Miło było choć przez chwilę znów znaleźć się w ramionach mężczyzny, który widział w niej coś więcej niż tylko bohaterkę wojenną, szefa ważnego departamentu czy matkę swoich dzieci. Chciała przez jeden wieczór być z kimś, kto naprawdę wciąż widział w niej kobietę. I mimo, że nie mogła mieć pewności, to wydawało jej się, że Draco naprawdę uważał, że była atrakcyjna i interesująca, dlatego też chciała cieszyć się tą chwilą najdłużej jak tylko mogła.
<><><>
Nie była nawet pewna czy dotarli tam za pomocą kominka czy teleportacji. Wiedziała tylko, że od chwili gdy jeszcze na parkiecie w restauracji Malfoy pochylił się i połączył ich usta w czułym, delikatnym pocałunku - wszystko prowadziło ich do tego miejsca.
To była bez wątpienia jego sypialnia - świadczyło o tym nie tylko ogromne łóżko z ciemnozielonym baldachimem, ale również zdjęcie jego i Scorpiusa stojące na komodzie oraz kolekcja wyścigowych mioteł przytwierdzona do jednej ze ścian.
Nie mogła się jednak na tym dostatecznie skoncentrować. Czuła tylko jego upajający zapach. Te delikatne palce przemykające po jej skórze. Ciepłe usta pieszczące jej szyję. Stała na środku pokoju, oparta plecami o jego tors i bez słowa pozwalała mu badać swoje ciało - tak jak tylko tego chciał. W tej właśnie chwili w całości należała do niego i nie mogła się temu opierać.
Oddech na chwilę zamarł jej w piersi, gdy poczuła jak Draco odsuwa się nieco, by rozpiąć zamek jej sukni. Gdy ta opadła z jej ciała, zbierając się w zielonej kałuży wokół jej kostek, przez chwilę poczuła się nieco skrępowana - lecz pocałunki, które zaczął składać wzdłuż linii jej kręgosłupa szybko odpędziły od niej to uczucie.
- Doskonała... Seksowna... Wyjątkowa... Piękna... - szeptał znacząc jej ciało swoimi wargami.
Nie chciała dłużej pozostać bierna, więc odwróciła się w jego ramionach i z nieznaną sobie dzikością pomogła mu pozbyć się marynarki i jego muszki. Gdy zabrała się za rozpinanie białej koszuli, Draco pochylił się i znów pocałował jej z namiętnością i pasją, której nigdy wcześniej nie zaznała w całym swoim życiu. Dotychczas była tylko z jednym mężczyzną, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, by jej były mąż kiedykolwiek, aż z takim zaangażowaniem pieścił jej ciało.
Draco szybkim ruchem zrzucił z siebie koszulę, po czym bez żadnego wysiłku wziął ją na ręce i zaniósł prosto do swojego łóżka, nie rozłączając nawet na chwilę ich ust.
Nie miała pojęcia, jak dużo czasu poświęcił na pieszczoty niemal każdego fragmentu jej ciała, ale rozpłakała się jednocześnie z ulgi i frustracji, gdy jego usta dotarły najpierw do jej nagich piersi, a później dalej - pomiędzy jej wilgotne uda.
Nie myliła się sadząc, że Draco był doświadczonym kochankiem, który wiedział jak dać kobiecie to, czego najbardziej pragnęła. Jej początkowy plan, by pozostać niezaangażowaną nie miał racji bytu. Chciała go dotykać. Całować. Czuć jego umięśnione ciało blisko siebie. Nad sobą. I chciała wreszcie poczuć go w sobie.
Zaszlochała, gdy mocno w nią wszedł. Lecz mimo protestu jej dawno nieużywanych mięśni, były to łzy ekstazy. Nigdy w życiu nie czuła się bardziej kompletna, niż właśnie w tej chwili.
Bez zahamowań znaczyła jego ciało swoimi zębami, ustami, językiem czy paznokciami. Owinęła nogi wokół jego doskonałej sylwetki i wychodziła naprzeciw każdemu pchnięciu, cicho błagając go, by nie przestawał. To było gwałtowne. Trochę dzikie. I przez cały czas doskonałe.
Płakała, gdy doszła z jego imieniem na ustach. I miała wrażenie, że czuje coś mokrego, gdy ukrył swoją twarz w jej szyi, szepcząc jej imię niczym mantrę pradawnego zaklęcia.
Odpływała już w krainę snów, gdy poczuła jak przyciągnął jej ciało do swojego i nakrył ich oboje jedwabną kołdrą. Dotyk jego ust na jej skroni było ostatnim, co zapamiętała, nim zasnęła.
Nim nastał świt, kochali się raz jeszcze. Leżąc na boku - w pozycji na łyżeczkę. Obudził ją dotyk jego palców w jej najczulszym miejscu, a gdy po kilku minutach ruchem swych bioder dała mu znać, że jest gotowa na więcej, wziął ją powoli - rozkoszując się każdą chwilą ich słodkiego połączenia. Upewnił się, że szczytowała przed nim, zanim z głuchym jękiem sam skończył głęboko w niej.
Słyszała jak wyszeptał formułę zaklęcia antykoncepcyjnego, a ona nie była nawet w stanie mu powiedzieć, że to niepotrzebne, bo przed ich spotkanie specjalnie wypiła odpowiedni eliksir. Lecz słodki sen w jego opiekuńczych ramionach znów bardzo szybko ją pochłonął.
<><><>
Obudziły ją pierwsze promienie słońca padające na jej twarz i w pierwszej chwili irytacji, zastanawiała się dlaczego wczoraj wieczorem zapomniała zasunąć zasłony. Szybko dotarło do niej, że jest mocno opleciona czyimiś silnymi ramionami, a ciepły oddech owiewa jej ucho.
Spięła się w panice. Ron nigdy nie przytulał jej w ten sposób. Zawsze spał po swojej stronie łóżka, mówiąc że na wszelki wypadek woli trzymać się z daleka od jej morderczych loków. Powoli przypominała sobie wydarzenia ubiegłego wieczoru, a także nocy...
Poczuła, jak walczy w niej zarówno chęć na uśmiech, jak i dominująca potrzeba płaczu. Nie mogła wprost uwierzyć, że najlepsza noc w jej życiu była jednocześnie tylko układem - transakcją, która miała z góry ustaloną cenę.
Zdusiła w sobie szloch, nie chcąc przypadkiem obudzić wciąż śpiącego za nią mężczyzny. Wiedziała, że musi się pozbierać i najlepiej jak najdyskretniej wyjść. Wypełniła swoją część umowy. Nie miała przecież już tutaj czego szukać.
Zamarła i natychmiast zamknęła oczy, czując jak Draco porusza się za nią. Starała się oddychać miarowo udając, że nadal śpi. Nie wiedziała, co tak naprawdę powinna zrobić, ani co mogłaby mu teraz powiedzieć. Zastanawiała się, czy blondyn sam ją obudzi i wygoni, ale tak się nie stało.
Draco tylko kilka razy przesunął dłonią po jej odkrytym biodrze, po czym złożył czuły pocałunek na jej nagim ramieniu i wstał.
Hermiona nasłuchiwała delikatnego zgrzytania materaca, gdy podnosił się z łóżka. Miała wrażenie, że zrobił wszystko co w jego mocy, by jej przypadkiem nie obudzić. Tak jak przypuszczała udał się do łazienki, a za chwilę usłyszała płynąca - najpewniej pod prysznicem - wodę.
Wiedziała, że to najlepszy moment, by wyjść i w ten sposób uniknąć pomiędzy nimi niezręczności. Wstała - również tak, by nie narobić zbędnego hałasu i szybko zebrała swoje rzeczy. Założyła tylko matki, rezygnując z poszukiwania gorsetu i za pomocą zaklęcia wsunęła na siebie suknie. Domyślała się, że teleportacja z jego domu będzie niemożliwa, ale miała nadzieję, że kominek zadziała chociaż na tyle, by przenieść ją w jakieś ogólnodostępne miejsce - jak na przykład Dziurawy Kocioł, skąd mogła zafiukać bezpośrednio do swojego domu.
Sięgnęła po solidną garść proszku i szybko weszła do kominka. Akurat w momencie, gdy wypowiadała adres pubu drzwi z łazienki się otworzyły i stanął w nich uśmiechnięty Draco, nie mający na sobie nic poza białym ręcznikiem przewieszonym przez biodra.
Jednak gdy tylko zauważył gdzie ona się znajduje uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy. Ich oczy na chwilę się spotkały, a jej ciałem od razu wstrząsnął mały dreszcz. Musiała uciekać, nim zrobi lub powie coś głupiego.
- Hermiono zaczekaj! - zawołał, akurat w momencie gdy ona wypuściła z dłoni proszek.
Na całe szczęście kominek zadziałał i po chwili znalazła się w starym palenisku Dziurawego Kotła. Nie zwlekała ani chwili, tylko od jak najszybciej przeniosła się prosto do swojego salonu. Na wszelki wypadek od razu zablokowała swój dostęp dla każdego poza Rose. Musiała teraz pobyć trochę sama i naprawdę wiele sobie przemyśleć.
<><><>
Cały dzień snuła się po swoim domu niczym zjawa. Czuła się jakby zrobiła coś naprawdę strasznego, ale sama nie wiedziała czy chodziło o całą tę nocy, czy tylko o to, że uciekła przed nim dzisiejszego poranka niczym pospolity tchórz.
Nie wiedziała dlaczego, ale łapała się na tym, że patrzyła na niebo za oknem. Czy naprawdę spodziewała się, że Draco przyśle jej sowę? Niby co takiego miałby jej napisać? Przysłać potwierdzenie, że ich umowa została wypełniona?
Myślała, że cały ten dzień poświęci na użalanie się nad sobą, ale po południu wydarzyło się coś, co ją ostatecznie dobiło.
Rose wpadła do jej salonu, znów zalana łzami, a Hermiona z głucho bijącym sercem podbiegła sprawdzić, co za tragedia tym razem przydarzyła się jej małej dziewczynce.
- Damocles Belby Junior dostał drugie miejsce. To koniec mamo! Koniec! - szlochała rozpaczliwie w ramionach Hermiony.
- Ale to niemożliwe... - wyszeptała we włosy córki, czując się jakby została sparaliżowana.
Czyżby Draco naprawdę, aż tak bardzo ją oszukał? A może w ten sposób zemścił się na niej za to, że dziś rano od niego uciekła?
- Jego ojciec spotkał się dziś na kawie z panem Malfoyem i ten potwierdził, że to on został wybrany - Rose nie przestawała płakać. - Był taki zarozumiały, gdy składał mi swoje wyrazy współczucia, że się nie dostałam!
- Nie płacz kochanie... To jeszcze nie koniec. Jestem pewna, że coś jeszcze da się z tym zrobić...
Hermiona nie wiedziała czy to rozpacz, rozczarowanie czy też złość, dominowały w niej w tej chwili najbardziej. Wiedziała tylko, że tak tego nie zostawi. Jutro w czasie przerwy na lunch pójdzie do biura Malfoya i wygarnie mu wszystko, co o nim myśli. Jeśli ten podły wąż oszukał ją i wykorzystał, zapłaci jej za to, nawet jeśli po wszystkim naprawdę będą musieli zamknąć ją w Azkabanie.
<><><>
Mało spała w nocy i kolejny poranek przywitał ją w naprawdę paskudnym nastroju. Za pomocą zaklęć wyczyściła rzeczy, które przysłał jej Malfoy i spakowała je z powrotem do markowych pudeł. Miała zamiar mu to oddać i wykrzyczeć prosto w twarz jak skończonym i podłym był draniem.
Uspokajała wczoraj Rose przez wiele godzin, obiecując jej, że razem wymyślą dobry sposób na to, by jej córka mogła nadal zrealizować wszystkie swoje plany i marzenia. Serce pękało jej nad rozpaczą jej dziecka i z każdą chwilą coraz mocniej przysięgała sobie, że Malfoy jej za to wszystko odpowie.
W pracy od rana było milion spraw do załatwienia, co na szczęście pozwoliło jej na trochę odpocząć od myślenia o tym jak podle się czuła. Powinna była zażądać od Malfoya umowy na piśmie, albo chociaż przysięgi czarodzieja. Pozwoliła mu zrobić z siebie idiotkę i co najgorsze - świetnie się przy tym bawiła, wyobrażając sobie, że to była najlepsza noc w jej życiu. Nie mogła pozbyć się uczucia wstrętu do samej siebie.
Zbliżała się pora lunchu, a ona coraz bardziej traciła determinację do tego, by udać się do firmy Draco i ostatecznie zamknąć tę sprawę. Przekonywała samą siebie, że mniej bólu sprawi jej jeśli nie będzie go musiała więcej oglądać. Gdy zamykała oczy - to doprawdy wbrew swojej woli, wciąż czuła na swojej skórze jego gorące pocałunki. Bała się, że w czasie konfrontacji zwyczajnie się przed nim rozpłacze i wtedy już na pewno będzie w pełni upokorzona.
Właśnie miała podjąć decyzję czy pójść coś zjeść do kafeterii czy jednak poprosić swoją asystentkę o przyniesienie jej jakiejś przekąski, kiedy ta wróci ze swojej przerwy, gdy rozległo się pukanie do drzwi jej gabinetu.
Szczęka prawie opadła jej na blat biurka, gdy odkryła kto wstąpił w jej progi. Naprawdę się tego nie spodziewała.
- Witaj Granger - Tracey Davis weszła do jej biura, od razu zamykając za sobą drzwi.
- Dzień dobry Tracey, czy mogę ci w czymś pomóc? - zapytała nadal zszokowana obecnością tej kobiety w swoim otoczeniu.
Gdy zauważyła, że Davis patrzy prosto na torbę z pudłami, które zawierały ubrania przesłane jej przez Malfoya, poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku. Od dawna krążyły dość niejednoznaczne plotki o relacji Draco z jego biznesową partnerką. Czyżby naprawdę coś w tym było?
- Jego kamerdyner jak zwykle nie chciał mi nic powiedzieć - wyszeptała Try. - Ale na szczęście menadżer jego ulubionej, francuskiej restauracji nie był, aż tak dyskretny.
Hermiona poczuła, jak wszystko w niej zamiera. Do czego ona zmierzała...?
- Musisz wiedzieć, że nie jest miło znaleźć na podłodze w sypialni swojego narzeczonego, seksowny gorset należący do innej kobiety - Tracey patrzyła z pogardą prosto na Hermionę
- Ja nie... - Nie miała pojęcia, co mogłaby jej teraz odpowiedzieć. Nie wiedziała, że Malfoy był z kimś zaręczony. Poczuła się, jakby za chwile miała zwymiotować. Czy naprawdę mógł oszukać i upokorzyć ją jeszcze bardziej? Czy ten człowiek w ogóle miał jakąkolwiek moralność, postępując z nią w ten sposób?
- Co nie? - warknęła na nią Tracey. - Nie wiedziałaś, że jesteśmy zaręczeni? Nie martw się, nie tylko ty. Draco ukrywa to ze względu na masz biznes. I zapewne dlatego, że wtedy łatwiej mu wabić do łóżka na jedną noc chętne dziwki, które zawsze obdarowuje drogimi prezentami z francuskich butików!
Hermiona uderzyła dłońmi o blat i gwałtownie wstała ze swojego miejsca.
- Naprawdę nic o was nie wiedziałam - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Więc te pretensje skieruj proszę do swojego narzeczonego. I zapamiętaj, że nie jestem żadną chętną dziwką!
Tracey wciąż patrzyła na nią, jakby nie była niczym więcej niż zaschniętym błotem przyklejonym do jej buta.
- Dobrze ci radzę Granger, trzymaj się od niego z daleka! On jest tylko mój! Kochamy się!
- Możesz być o to spokojna - oświadczyła zimno Hermiona. - Przysięgam, że nigdy więcej nie chcę oglądać tego drania na oczy!
- Świetnie! - Tracey posłała jej kwaśny uśmiech, po czym odwróciła się na pięcie i wypadła z jej gabinetu, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
Hermiona opadła na swoje krzesło i ukryła twarz w dłoniach. To wszystko przypominało trochę koszmarny sen. Jak mogła dać się tak bardzo oszukać? Czy nie pamiętała, jak okropnym człowiekiem był Draco w szkole? Nie potrafiła uwierzyć w skalę swojej naiwności.
Otarła łzy i zdusiła w sobie chęć na kolejny szloch. On nie zasługiwał na jej łzy. Nie zasługiwał na nic więcej poza jej dozgonną pogardą.
Złapała za pusty pergamin i swoje wieczne pióro i zapisała tylko kilka słów:
Przeklęty draniu! Jesteś najbardziej zakłamanym człowiekiem jakiego w życiu spotkałam! Nie waż się więcej do mnie zbliżać! Nienawidzę cię!
Gdy wylała wreszcie z siebie swoją żal i gorycz, dołączyła kartkę do pudeł z ubraniami i poszła do ministerialnej sowiarni, by to wszystko odesłać. Miała nadzieję, że w ten sposób zamknie cały rozdział tej okropnej historii, a jej po raz kolejny nadszarpnięte rozczarowaniem serce, szybko się zagoi.
Po powrocie, zastała na swoim biurku przepiękny bukiet białych angielskich róż - jej ulubionych kwiatów.
- Co to jest? - spytała swoją asystentkę, która zdążyła wrócić ze swojej przerwy.
- Kurier to przyniósł, gdy pani nie było - wyjaśniła z promiennym uśmiechem. - W bukiecie jest liścik.
Hermiona szybko przeszła przez swoje biuro i złapała za małą, kremową kopertę. Otworzyła ją i prawie natychmiast zgniotła w palcach karteczkę, nim przeczytała ją do końca. Zdążyła jednak zauważyć słowa:
Dziękuję za najlepszą noc w moim życiu. Sądzę, że powinniśmy porozmawiać. Chce ci wyjaśnić...
Czegokolwiek ten drań jeszcze od niej chciał, mogła być pewna, że przenigdy tego od niej nie dostanie. Chciała już tylko o nim zapomnieć i wyrzucić z pamięci ich wspólną noc. Draco Malfoy po dzisiejszym dniu definitywnie przestał dla niej istnieć.
<><><>
Był wykończona po powrocie do domu, ale ledwo weszła do swojego salonu, gdy instynkt podpowiedział jej, że coś jest nie tak. Odruchowo chciała sięgnąć po różdżkę, gdy nagle w salonie pojawiła się Rose trzymająca w dłoni butelkę szampana i dwa kieliszki.
- Niespodzianka! - zawołała z promiennym uśmiechem.
- Przestraszyłaś mnie - zrugała ją Hermiona, mimo wszystko się uśmiechając. Po wczorajszym załamaniu córki, jej dzisiejszy dobry nastrój, naprawdę dobrze wróżył.
- Chodź mamo! Usiądź! Mam ci tyle do opowiedzenia! - Rose wskazała matce miejsce na kanapie, po czym sama szybko odkorkowała szampana i napełniła im kieliszki.
- Co to za okazja? - zapytała wciąż zaskoczona Hermiona.
- Właśnie patrzysz na młodszego badacza eliksirów w Manufakturze Mikstur i Warzelnictwa imienia Severusa Snape'a! - zawołała prawie podskakując w miejscu.
- Co takiego? - Hermiona zerwała się na równe nogi, przy okazji oblewając swoją bluzkę szampanem.
- Właśnie to! - Rose rzuciła się matce na szyję, nie zważając na to, że teraz obie będą mokre.
- Ale jak...? - zapytała wciąż będąc w szoku.
- Gdy wróciłam wczoraj od ciebie do domu, na moim parapecie czekała już sowa - Rose dosłownie promieniała szczęściem. - Dziś rano byłam na rozmowie w siedzibie firmy i sam pan Malfoy powiedział mi, że nie widzi sensu bym traciła czas szorując kociołki na stażu, skoro mogę już pracować razem z jego zespołem! Dostałam swój własny gabinet i pracownie! To lepsze niż spełnienie marzeń mamo! To przecudowne!
Hermiona poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Skoro list czekał na Rose już wczoraj, to znaczy, że Draco wcale jej nie oszukał. Opadła na kanapę, starając się jakoś opanować drżenie rąk. O Godryku! Co ona najlepszego narobiła? A co jeśli po jej liście Malfoy jednak zwolni Rose? Nigdy by sobie tego nie wybaczyła!
- Wszyscy mówili tylko o tym, jak cennym nabytkiem będę dla ich zespołu, a pan Malfoy nawet zażartował, że byłby kompletnym idiotą, gdyby nie zatrudnił córki najgenialniejszej czarownicy tego pokolenia, gdy tylko ma ku temu okazję - Rose zachichotała. - Myślę, że powinnaś rozważyć umówienie się z nim na randkę, bo chyba wpadłaś mu w oko na przyjęciu, na którym byłyśmy.
- Przestań - poprosiła słabo Hermiona, nie chcąc słuchać podobnych sugestii z ust Rose.
- Musisz wpaść do mnie do firmy i zobaczyć to wszystko! To naprawdę jest niesamowite! A wiesz jaką zaproponowano mi pensję? Myślę, że zarobię więcej niż tata wyciąga miesięcznie w swoim sklepie!
Hermiona ledwo słuchała słów córki, czując chaos w swoich myślach i całym ciele. To prawda, że Draco wywiązał się z ich umowy - a nawet więcej, skoro od razu dał Rose stałą pracę. Jednak przecież wciąż pozostawała kwestia Tracey.
Wciąż biła się ze swoimi myślami - czy powinna do niego napisać i spróbować jakoś wyjaśnić pomiędzy nimi ich sytuację? A może lepiej zostawić to tak jak było? Sama nie wiedziała, co byłoby lepsze.
Wiedziała tylko, że mimo wszystkiego, co o nim dziś pomyślała, nie nienawidziła go naprawdę nawet w chwili, gdy to napisała. Nie mogła po tym, co razem przeżyli. I bała się, że to jeszcze nie wszystko, co tak naprawdę do niego poczuła.
<><><>
Stała się normalnie żyć i nie myśleć zbyt wiele. Draco najwyraźniej uszanował jej prośbę, bowiem w żaden sposób nie spróbował się z nią skontaktować. Nie raz i nie dwa łapała się na tym, że sama chciała do niego napisać i przeprosić go za te okropne słowa, które mu wysłała, dodając, że wcale tak nie myślała. Później ostatecznie dochodziła do wniosku, że to byłoby naprawdę głupie i z pewnością Draco tylko by ją za to wyśmiał.
Przez ponad dwa tygodnie znajdowała wygodne wymówki, by nie pojawić się w siedzibie jego firmy, by móc zobaczyć gabinet i pracownie Rose, mimo coraz bardziej natarczywych próśb jej córki. W końcu jednak nie miała wyboru. Rosie poprzedniego wieczoru zostawiła w jej domu bardzo ważny notes z jakimiś zapiskami i z samego rana przysłała do Hermiony sowę z błaganiem, by matka wpadła do niej w czasie lunchu i jej go przyniosła.
Nie mając sumienia, by odmówić córce tej prośby przeniosła się z ministerstwa do siedziby firmy Malfoya i poprosiła w recepcji o skierowanie jej prosto do gabinetu Rose. Miała tylko nadzieję, że uda jej się nigdzie nie natknąć się na Dracona. Naprawdę nie wiedziała, jak po tym wszystkim mogłaby spojrzeć mu teraz w oczy.
Rose była w euforii mogąc oprowadzić Hermionę po swoich włościach. Gabinet choć mały, był bardzo gustowny, a pracowania doskonale wyposażona. Hermiona nie mogła się nie uśmiechać widząc szczęście swojego dziecka. Cieszyła się razem z nią z tego wszystkiego, mimo delikatnego uścisku w piersi na myśl o wszystkich okolicznościach temu towarzyszących.
Właśnie usiłowały ustalić razem z Rose, gdzie powinny wybrać się na lunch, gdy rozległo się pukanie. Serce Hermiony na chwilę zamarło, gdy dostrzegła blond czuprynę przybysza, szybko jednak uspokoiła się, gdy zorientowała się, że to był Scorpius, a nie jego ojciec.
- Dzień dobry ślicznym paniom - przywitał je obie, przytulając zachwyconą jego widokiem Rose, a Hermionę kurtuazyjnie całując w policzek.
- Nie wiedziałam, że dziś tutaj będziesz, dlatego umówiłam się z mamą na lunch - wyjaśniła mu Rose. - Ale jestem pewna, że nie ma nic przeciwko, byś wybrał się razem z nami, prawda?
- Myślę, że lepiej będzie jeśli pójdziecie sami - odpowiedziała od razu Hermiona. - I tak muszę zaraz wracać do pracy, a wy pewnie macie wiele tematów do obgadania.
- Na pewno? - Rose spojrzała na nią z lekkim niepokojem. - Nie chcę byś znów zamykała się w swoim gabinecie z suchą kanapką. Naprawdę powinnaś coś zjeść...
Hermiona roześmiała się i delikatnie pogładziła córkę po policzku.
- Pilnuj lepiej swoich okropnych nawyków żywieniowych, a o moje się nie martw.
Rose chyba chciała się dalej spierać, ale kolejne pukanie do drzwi przerwało jej wywód. Okazało się, że był to stażysta Belby, niezbyt zadowolony, że musi się zwrócić do Rose jako do swojej przełożonej, by ta poszła sprawdzić jedną z mikstur.
- Zaraz wracam, to nie zajmie mi więcej niż dwie minuty - Rose przeprosiła ich szybko i dosłownie wypadła ze swojego gabinetu.
- Jeśli nie ma pani żadnych sprecyzowanych planów na lunch pani Granger, to czy mógłbym mieć do pani pewną prośbę? - Scorpius spojrzał na Hermionę nieco niepewnie.
- Mów mi proszę po imieniu. Co takiego mogę dla ciebie zrobić? - zapytała z uśmiechem.
- Czy może mogłaby pani... Czy mogłabyś może wpaść na chwilę do mojego taty i z nim porozmawiać? Ostatnio zdaje się być w naprawdę kiepskim humorze i szczerze zaczynam się o to martwić - Młody mężczyzna wyglądał na naprawdę zbolałego.
- Och... - Hermiona naprawdę nie miała pojęcia, co powinna mu odpowiedzieć. - Nie sądzę bym była odpowiednią osobą...
- Nie wiem co mu jest - przyznał ze smutkiem. - Jego kamerdyner powiedział, że ostatnio ciągle pracuje, siedząc w gabinecie przez całe noce, a prawie nic przy tym nie je. Wiem, że sprawa z Tracey nie była przyjemna, ale nie sądzę, że to główny powód...
- Jaka sprawa z Tracey? - wypaliła z pytaniem, nim zdołała się powstrzymać.
- Nikt o tym nie wiem, bo tata zadbał, by zatuszowano sprawę, ale Tracey ostatnio zdrowo odbiło. Podobno kilkakrotnie włamała się do jego domu i groziła niektórym pracownicom firmy, by te trzymały się od niego z daleka. Ostatecznie jej rodzice musieli ją zamknąć w zakładzie psychiatrycznym.
- Czyli oni nie byli zaręczeni? - Hermiona z wrażenia musiała oprzeć się o biurko Rose.
- Oczywiście, że nie - Scorpius skrzywił się z niesmakiem. - Nigdy nic ich nie łączyło poza biznesem, a tata nie raz musiał stanowczo odrzucać jej nachalne zaloty. To dlatego w końcu rozwiązał wszystkie umowy pomiędzy nimi i zakazał jej wstępu do swojego domu.
- Od dawna twój ojciec gorzej się czuje? - zapytała cicho.
- Myślę, że od jakiś dwóch tygodni - Scor był wyraźnie zbolały. - Udało mi się wyciągnąć z jego kamerdynera - Adama tyle, że chyba był ostatnio na jakiejś nieudanej randce. Wiem, że mało się umawiał od śmierci mamy i miałem nadzieję, że wreszcie się przełamał, ale chyba nic z tego.
Młody Malfoy zmęczonym gestem potarł twarz.
- Naprawdę się o niego martwię, dlatego pomyślałem, że być może pani... Może ty - poprawił się szybko. - Może mogłabyś pójść do niego i wyciągnąć go na lunch? Jestem pewien, że się zgodzi - Scorpius uśmiechnął się do niej zachęcająco.
- A skąd ta pewność? - zapytała nie kryjąc swojej ciekawości.
Blondyn zachichotał pod nosem.
- Ojciec zabije mnie za to, że ci to powiem, ale podejrzewam, że podkochiwał się w tobie gdy byliście w szkole.
- Co takiego? - Hermiona poczuła, jak jej serce przyspiesza rytm.
- Być może nawet później też - dodał niepewnie. - Moja mama zawsze mawiała, że serce każdego człowieka składa się z wielu komnat i pokoi, w których szykujemy miłe miejsca dla bliskich nam ludzi. Żartowała, że mimo, że małżeństwo jej i taty było zaaranżowane, to zdołała sobie wymościć w jego sercu wygodny kącik. Nie kryła jednak tego, że jej zdaniem w sercu taty była też czarownica, która miała tam wybudowany cały pałac.
- Och! Z pewnością nie...
- Sądzisz, że nie chodziło o ciebie? Naprawdę nie wiem - przyznał Scorpius. - Pamiętam, że gdy na moim trzecim roku zwierzyłem się tacie z tego, jak bardzo lubię Rose, ostrzegł mnie bym się w niej przypadkiem nie zakochiwał. Powiedział, że córka tak genialnej czarownicy z pewnością byłaby na tyle mądra, by nie lokować swoich uczuć w kimś z nazwiskiem Malfoy. Obawiał się, że to mogłoby tylko złamać mi serce.
- To nieprawda. Rose zawsze kierowała się własnymi uczuciami i jej genialność, ani twoje nazwisko nie miałby tu nic do rzeczy!
- Wiem o tym - Scorpius znów uśmiechnął się do Hermiony. - Ale to ostrzeżenie pomogło i od tamtej pory zawsze traktowałem Rose wyłącznie jak swoją przyjaciółkę, a ona na szczęście to odwzajemniła. Nie miałbym też nic przeciwko temu, by móc kiedyś nazwać ją swoją siostrą...
Hermiona poczuła, jak pieką ją policzki. Co ten młokos próbował jej zasugerować?
- Wiem też, że na przyjęciu dla kandydatów na staż ojciec płoną z zazdrości za każdym razem, gdy jakiś mężczyzna podchodził i prosił cię do tańca. Posprzeczał się o to nawet z wujem Theodorem, który zdawał się dobrze bawić, podrywając cię na jego oczach.
- To dlatego był dla mnie taki miły? - Hermiona skrzywiła się z niesmakiem.
- Wuj Theo z pewnością byłby tobą zainteresowany, gdyby nie obawiał się, że tata obije mu za to twarz - Scorpius znów zachichotał. - Nie namawiam cię wcale byś od razu wychodziła za mojego staruszka... - Jego ton dziwnie sugerował co innego. - Ale może mogłabyś chociaż pójść i spróbować jakoś poprawić mu humor? Mam wrażenie, że mnie w ogóle nie słucha, tylko siedzi, gapi się w ścianę i bawi się tym głupim breloczkiem z wydrą.
- Breloczkiem z wydrą? - powtórzyła zdziwiona.
- Owszem - Blondyn popatrzył na nią przenikliwie. - Wiesz może co to oznacza?
- Nie - skłamała szybko. - Ale pójdę porozmawiać z twoim ojcem i spróbuję wyciągnąć go na lunch. To niezdrowe, że tak się zachowuje.
- Dziękuję ci bardzo! - Scorpius podszedł do niej i mocno ucałował ją w policzek. Widać było, że dobro i szczęście jego ojca, naprawdę leżało mu na sercu.
- Nie ma za co - powiedziała z bladym uśmiechem. - Powiesz mi, jak mogę się dostać do jego gabinetu?
- Oczywiście. Wystarczy, że wsiądziesz do windy i wbijesz kod 19091979 i ona zawiezie cię prosto na piętro, gdzie znajduje się jego biuro. Zapisać ci to?
- Nie, ale możesz powtórzyć - poprosiła oszołomiona. Czyżby dobrze usłyszała?
Gdy Scorpius po raz drugi wymienił cyfry kodu, Hermiona nie miała już wątpliwości. To przecież była jej data urodzenia. Nie miała czasu dłużej nad tym rozmyślać, bowiem Rose wróciła do gabinetu.
Szybko pożegnała oboje młodych i czym prędzej skierowała się do windy. Czuła jak trzęsą się jej ręce, a nogi lekko drżą, ale była też w pełni zdeterminowana, by porozmawiać z Draco i poznać całą prawdę o tym dlaczego zaproponował jej ten dziwny układ, zamiast po prostu zaprosić ją na randkę, skoro najwyraźniej od lat miał na to ochotę.
<><><>
Jego sekretarki znów nie było za biurkiem. Zapewne właśnie korzystała ze swojej przerwy na lunch. To wiele jej ułatwiło. Podeszła do drzwi i tylko z grzeczności zapukała, nim złapała za klamkę i weszła do środka.
Draco siedział w swoim wielki, skórzanym fotelu, odwrócony plecami do drzwi. Nawet z tej odległości, Hermiona widziała, że trzymał w dłoni drewniany breloczek z wydrą.
- Daj mi wreszcie spokój Scor! Po raz setny powtarzam ci, że nie jestem głodny i nie chce iść z tobą na lunch! - warknął, nawet nie odwracając się za siebie.
Hermiona odchrząknęła.
- To dziwne zważywszy na to, że podobno ostatnio prawie nic nie jesz. - Mogła zauważyć, jak jego ramiona od razu zesztywniały. Najpewniej nie spodziewał się jej w swoim gabinecie, a Hermiona miała tylko nadzieję, że zaraz jej stamtąd nie wyrzuci.
Powoli odwrócił się w jej stronę, niedbale poprawiając zmierzwione włosy. Scorpius miał rację mówiąc, że wyglądał raczej mizernie. Czyżby ostatnie dwa tygodnie dały mu się w kość? Ona musiała szczerze przyznać, że jej dały i to bardzo.
- Co tu robisz? - zapytał cicho, patrząc na nią przenikliwie. - Jak mam się do ciebie nie zbliżać, skoro jesteś w moim gabinecie?
Zebrała się na odwagę i zrobiła kilka kroków do przodu.
- Przyszłam wyjaśnić z tobą pewne nieporozumienie - wyszeptała.
Draco nadal nie odrywał od niej swojego spojrzenia, jakby nie będąc pewnym czy zaraz nie zniknie, jeśli pozwoli sobie na chwilę stracić ją z oczu.
- W niedzielne popołudnie Rose wpadła do mojego domu, cała zapłakana z powodu tego, że drugie miejsce na stażu dostał syn Damoklesa.
- Więc od razu założyłaś, że cię oszukałem i wykorzystałem, czy tak? - Draco wygodnie rozparł się w swoim fotelu, starając się okazywać nonszalancję, jednak Hermiona wyraźnie widziała w jego spojrzeniu, że to go zraniło.
- Co innego miałam pomyśleć? - wyszeptała. - Nie mówiłeś mi, że posada w twojej firmie jest opcją dla Rose.
- Od początku była - powiedział, stukając drewnianą wydrą o blat swojego biurka. - Od kiedy tylko zobaczyłem jej podanie, kazałem zacząć urządzać dla niej gabinet.
- Co takiego? - Hermiona dosłownie poczuła, jak opadła jej szczęka.
- Naprawdę byłbym idiotą, gdybym nie zatrudnił drugiej, najgenialniejszej czarownicy tego pokolenia, kiedy nadarzyła mi się taka okazja - kąciki ust Dracona lekko drgnęły. - Oczywiście nie mogłem dać jej tej posady od razu, bo prominentne rodziny czystej krwi na pewno miałyby coś do powiedzenia na ten temat. Wytłumaczenie, że po procesie rekrutacji doszliśmy do wniosku, że to słuszne postępowanie jakoś złagodziło inwestorów i resztę.
- Więc dlaczego...?
- Dlaczego zaproponowałem ci ten układ? - spytał, patrząc jej prosto w oczy. - Bo mogłem. Zawsze byłem rozpieszczony i chciałem dostać dokładnie to czego zapragnąłem. I po wielu latach dostałem swoją okazję. Tak jak zawsze tego pragnąłem. Jedna idealna randka i jedna idealna noc ze Złotą Dziewczyną.
- I to miało ci wystarczyć? - spytała cicho.
Draco roześmiał się odrzucając głowę do tyłu, jednak jego śmiech nagle się urwał i zabrzmiało to bardziej, jak żałosny jęk, gdy ukrył twarz w dłoniach, gestem całkowitego wyczerpania i beznadziejności.
- Naprawdę nie jestem, aż tak głupi Hermiono - odezwał się wreszcie. - Oczywiście, że wiedziałem, że to mi nie wystarczy. Ale miałem nadzieję, że choć trochę mi pomoże zgładzić te wszystkie fantazje, którymi karmiłem się przez lata.
- Jakie fantazje? - zapytała, powoli idąc w jego stronę.
- Uciekłabyś z krzykiem, gdybym ci o nich opowiedział - przyznał, unosząc głowę i patrząc jej w oczy.
- Nie możesz mieć pojęcia czego naprawdę się boję - Hermiona stanęła tuż przed jego biurkiem.
- Może - zgodził się. - Ale to i tak nie ma wpływu na to, co o mnie myślisz. Jasno wyraziłaś to w swojej notatce.
- Napisałam ją zaraz po tym, jak Tracey Davis wyszła z mojego gabinetu - przyznała.
- Tylko nie znowu ta wariatka! - Draco wyglądał na kompletnie sfrustrowanego. - Cokolwiek ci powiedziała na mój temat, kłamała.
- Powiedziała, że jesteście zaręczeni, a ty często miewasz nic nieznaczące przygody na jedną noc.
- Od ponad roku nie byłem z żadną czarownicą - przyznał cierpko. - Nie chcesz wiedzieć, co musiałem sobie wyobrazić, by wytrzymać z tobą tak długo.
Hermiona mimowolnie parsknęła śmiechem. To było na swój sposób urocze, że jej to powiedział.
- Dlaczego uciekłaś? - zapytał jakby niepewnie.
- Myślałam, że tak właśnie miało być. Noc się skończyła i sądziłam, że już mnie nie chcesz...
- Cholerna wiedźmo - Draco zachichotał, ale zabrzmiało to niemal boleśnie. - Chciałem cię od lat. Gdy w mojej aptece powiedziałaś mi, że wreszcie odeszłaś od tego pieprzonego Weasleya, prawie rozpłakałem się ze szczęścia. Potem przypomniałem sobie, że to niczego dla mnie nie zmieniało. Przecież wiedziałem, że nienawidzisz mnie od wielu lat.
- To nieprawda - zaprzeczyła szybko.
- W takim razie znienawidziłaś mnie za to, co ci zaproponowałem - Draco wyglądał na prawie załamanego. - Nie zrobiłbym tego, gdyby istniał choć cień szansy, że zgodzisz się pójść ze mną na normalną randkę.
Hermiona odłożyła torebkę na krzesło stojące przed jego biurkiem, po czym przechyliła się przez blat.
- Draco spójrz na mnie - poprosiła, widząc, że znów skupił się na drewnianym breloczku wydry, który wciąż trzymał.
Uniósł lekko głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
- Jesteś skończonym kretynem - wyszeptała. - Jaka czarownica mogłaby ci odmówić?
Draco przełknął i oparł łokcie na biurku, zbliżając swoją twarz do jej.
- Taka, której nigdy nie mogłem mieć - powiedział ochrypłym głosem.
- Uroiłeś to sobie. Nawet ja bym ci się nie oparła - Hermiona spojrzała na jego idealnie wykrojone usta. Miała nieodpartą ochotę by go pocałować i poprosić, by dokładnie pokazał jej to o czym mówił - to, że pragnął jej od lat.
- Zgodziłabyś się? - zapytał.
- Bez wahania - przyznała z nieco drapieżnym uśmieszkiem. - Zwłaszcza teraz, gdy wiem jak idealne randki potrafisz organizować.
Draco jęknął cicho po czym gwałtownie wstał, a następnym co Hermiona wiedziała było to, że wspinała się na blat jego biurka, by móc być bliżej niego.
Zderzyli się w szalonym pocałunku, a zaraz później on praktycznie przeciągnął ją przez blat zmuszając by usiadła na skraju jego biurka z szeroko rozłożonymi nogami, tak by łatwiej było im nawzajem się pieścić, dotykać i rozkoszować połączeniem ich ust.
- Nie mogłem myśleć o niczym innym poza tobą w moim łóżku - wyznał. - I to doprowadzało mnie do szaleństwa, bo wiedziałem, że to nigdy więcej się już nie powtórzy.
- Możesz mnie mieć w swoim łóżku kiedy tylko zechcesz - wydyszała, szarpiąc za jego koszulę.
- A na moim biurku?
- Teraz! - zawołała, a zaraz później wszystko pochłonął ogień.
Gdy godzinę później Scorpius i Rose wrócili z lunchu zastali swoich rodziców dziwnie wymiętych i potarganych, ale za to z szerokimi uśmiechami na ustach. Obydwoje wiedzieli co to tak naprawdę oznaczało. I już począwszy od tego dnia z rozbawieniem zaczęli nazywać się siostrą i bratem.
<><><>
Epilog
Około roku później
Ron nie był specjalnie szczęśliwy widząc ten rozgadany tłum młodych ludzi, ale jakoś musiał to znieść. W końcu to były urodziny jego ukochanej córki i chcąc czy nie, musiał w nich uczestniczyć na takich warunkach, jakie zaplanowała Rose.
Huczna impreza z dużą ilością alkoholu, tańców i głośnej muzyki nie była specjalnie wysoko na szczycie jego ulubionych form na spędzenie wieczoru, ale przynajmniej jego nowa dziewczyna - Claudine, zdawała się dobrze bawić. Nic dziwnego, w końcu była ledwo kilka lat starsza od Rosie.
Ron jednak nie przejmował się nią za bardzo, bowiem cała jego uwaga była skupiona na stojącej przy fontannie wina brunetce. Hermiona miała dziś na sobie ciemnozieloną, krótką sukienkę, która wspaniale ukazywała, że pomimo swojego wieku, wciąż miała świetne nogi. Ron zastanawiał się nad tym, jak mógł wcześniej tego nie zauważyć?
Dopiero po czasie zorientował się, że nie zauważał bardzo wielu pozytywnych cech swojej byłej żony. Jej zamiłowania do organizacji i porządku, które zwykle ułatwiały mu życie. Jej rozsądnego prowadzenia budżetu - czego żadna z jego dotychczasowych dziewczyn najwyraźniej nie potrafiła. Tego, że Hermiona zawsze myślała i planowała wszystko do przodu, dzięki czemu na ich drodze rzadko pojawiały się jakieś problemy.
Poza tym była też nie tylko mądra, ale i ładna. Być może nawet piękna, jeśli miał być ze sobą szczery, patrząc na nią w tej chwili. Dlaczego jakoś zapomniał, że powinien jej o tym mówić? Nie mówił też, że ją kocha, choć naprawdę to czuł i to nawet teraz. Znudziło go przechodzenie od dziewczyny do dziewczyny, w oczekiwaniu, aż Hermiona się opamięta i wreszcie zorientuje, że ten cały rozwód był z ich strony pomyłką.
To była dobra okazja, by zacząć z nią ten temat. Wciąż była sama, najwyraźniej pomimo upływu przeszło półtora roku, nadal nie potrafiąc ruszyć ze swoim życiem dalej. Ron nie miał wątpliwości, że musiała za nim tęsknić. Dziś był właściwy czas, by dać jej znać, że jest gotowy wybaczyć jej ich chwilową rozłąkę i wrócić na łono rodziny - tak jak należało.
Ron uśmiechnął się do zbliżającego się do niego syna. Był z niego bardzo dumny, bowiem po skończeniu Hogwartu, Hugo zaczął zawodowo grać w Quidditcha. Szkoda tylko, że jego mentorem i przyjacielem został nie kto inny tylko głupi synalek Malfoya - zawodnik roku według przeglądu "Proroka Sportowego". Naprawdę nie mógł znieść zażyłości, jaka łączyła jego dzieci z tym głupim blondynem. Podobnie, jak nie mógł nic poradzić na to, że Rose wciąż uwielbiała swojego szefa - tę przeklętą fretkę - Malfoya.
Posunęło się to nawet do tego, że Rose zaprosiła ich obu na swoje urodziny i teraz Ron z irytacją musiał patrzeć jak błyskający fałszywym uśmiechem Draco obtańcowuje na parkiecie jego byłą teściową. Że też matka Hermiony nabierała się na te fałszywe pozory! Sądził, że kobieta w tym wieku powinna mieć więcej rozsądku...
- Co tam tato? - zapytał Hugo, podchodząc do ojca i klepiąc go w ramię.
- Mam zamiar porozmawiać dziś z twoją matką - przyznał się Ron. - Myślę, że jest gotowa przyznać, że nasza rodzina powinna na nowo się połączyć.
- Co takiego? - Hugo nagle pobladł. - Nie rób tego tato. To, że mama nie chciała rozpowiadać wszystkim...
- Zobacz jaka jest samotna - Ron ze współczuciem popatrzył na Hermionę, która właśnie śmiała się z czegoś, co powiedział do niej chłopak Rose - Timothy Nott.
- Wcale nie jest. Posłuchaj tato, myślę, że powinieneś się dowiedzieć...
Przemowę Hugo przerwało nagłe wyciszenie muzyki i wejście na środek parkietu samej solenizantki.
- Kochani, proszę o chwilę uwagi! - zawołała Rose, stukając łyżeczką o swój kieliszek szampana. - Chciałabym powiedzieć teraz kilka słów.
- Ciekawe, co ona ma nam do powiedzenia - zmartwił się Ron. - Chyba nie zaszła w ciążę z tym całym głupim Nottem, prawda?
- Nie sądzę - uspokoił go Hugo z nieco nerwowym uśmieszkiem.
- Dziękuję wam wszystkim za pojawienie się na moich urodzinach i dziękuję bardzo Theodorowi za udostępnienie swojego lokalu na zorganizowanie dla mnie tej imprezy - Rose posłała buziaka w stronę Theo, a ten udawał, że go złapał i ukrył w swoim sercu, czym wywołał chichot zebranych gości.
Ron skrzywił się z niesmakiem. Nienawidził pomysłu, że jego słodka, śliczna córeczka miałaby stać się kiedyś panią Nott. Zasługiwała na więcej niż posiadanie za męża i teścia dwóch przebrzydłych węży.
- Nigdy nie sądziłam, że moje urodziny mogą stać się okazją do przekazania tak radosnych wiadomości, ale jednak... - Rose zachichotała, a wszyscy goście prawie automatycznie skupili swój wzrok na Timothym.
- Ona wcale nie jest w ciąży! - zawołał zarumieniony, ale mimo wszystko rozbawiony chłopak.
Goście ryknęli śmiechem, a Theodore odegrał pantomimę z udawaną ulgą, po usłyszeniu tych nowin.
- To nie Tim, ale inny bardzo ważny w moim życiu mężczyzna podjął ostatnio poważną decyzję dotyczącą jego przyszłości...
Ron prawie zachwiał się na nogach. Skąd Rose wiedziała? Czyżby przewidziała, że ten wieczór będzie idealną okazją do ostatecznego pogodzenia się jej rodziców? Już chciał zrobić krok do przodu, gdy Hugo złapał go za ramię.
- Draco chodź tutaj! - Rose wyciągnęła dłoń, a rozbawiony Malfoy podszedł do niej, objął ją w talii i czule cmoknął w policzek.
Ron patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. Co tu się do cholery jasnej wyprawiało?
- Hugo, Scor? - Rose zwróciła się do obu chłopców, a oni z uśmiechami na ustach podeszli do niej i Dracona. Hugo objął siostrę z drugiej strony, a Scorpius położył własne ramię, na barkach swojego ojca. Cała czwórka wyglądała na całkiem rozbawionych.
Ron naprawdę nie miał pojęcia co tu się wyprawiało, ale zdołał zauważyć, że Rosie i kilku innych zgromadzonych w sali gości patrzyło w tej chwili prosto na Hermionę.
- Mamo podejdziesz bliżej? - poprosiła Rose, a jej oczy błyszczały szczęściem.
- Co wy kombinujecie? - zapytała Hermiona, skonsternowana, ale wciąż uśmiechnięta.
- Jak już wspomniałam - inny ważny w moim życiu mężczyzna zadał mi ostatnio bardzo poważne pytanie - Rose zachichotała. - A potem o to samo zapytał też moich braci.
Ron poczuł jak opada mu szczęka. Od kiedy to pomiot Malfoya był bratem jego dzieci?
- A my razem we trójkę daliśmy mu swoje błogosławieństwo - Rose tak się ekscytowała, że jej głos brzmiał niemal piskliwie. - Teraz twoja kolej na odpowiedź mamo!
Ron z absolutnym niedowierzaniem patrzył, jak Malfoy występuje do przodu i wyjmuje z kieszeni marynarki aksamitne pudełeczko. Czy to był jakiś chory żart? Jakim cudem Hermiona miałaby się zgodzić wyjść za tę bladą gnidę, skoro nic ich nigdy nie łączyło?! Zamierzał stanowczo przerwać tę żenującą chwilę, ale w tym samym momencie poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Odwrócił się i z niedowierzaniem popatrzył prosto w oczy Harry'ego.
- Nie chciała ci nic mówić, bo wiedziała, że źle na to zareagujesz - wyszeptał.
- To niemożliwe! - Ron poczuł się jakby za chwilę miał zemdleć. Mimo to odwrócił głowę i skupił się na tym, co działo się na środku sali.
Hermiona trzymała dłoń na sercu, a w jej oczach błyszczały łzy.
- Hermiono Jean Granger, czy uczynisz mi najwyższy w życiu możliwy zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Malfoy klęczał na jednym kolanie, patrząc wyczekująco na swoją wybrankę, a wielki brylant błyszczał w otwartym pudełku, które jej zaoferował.
- O mój Boże! Tak! Oczywiście, że tak! Kocham cię! - zawołała, a Draco natychmiast poderwał się z kolan i porwał ją w swoje objęcia, całując ją namiętnie na oczach wszystkich.
Cała sala biła brawo, a niektórzy głośno gwizdali. Rose, Hugo i Scorpius obejmowali się we trójkę z szerokimi uśmiechami, najwyraźniej zachwyceni tym jak ich rodzice są w tej chwili szczęśliwi.
- Wszyscy wiedzieli? - zapytał zdruzgotany Ron.
- Tylko ich najbliżsi rodzina i przyjaciele - przyznał cicho Potter.
- Jak ta informacja nie wyciekła do prasy? - Ron wciąż nie mógł wyjść ze zdziwienia.
- Draco zadbał o to na życzenie Hermiony. Wolała nie robić z tego zbyt wielkiego rozgłosu.
- I ten pozer jej na to pozwolił? Przecież związek z tak znaną osobistością, jak Miona mógł tylko mu pomóc w tym jego głupim biznesie! - zawarczał Ron.
- Draco zgodziłby się na każde życzenie Hermiony. On naprawdę ją kocha. Jest dla niego najważniejsza na świecie.
Ron spojrzał jeszcze raz w stronę swojej wyraźnie wzruszonej byłej żony, która właśnie pokazywała Rose i swojej matce okazały brylant na jej palcu. To był gorzki widok, ale nawet on musiał zgodził się z jednym.
Hermiona naprawdę zasługiwała w swoim życiu na kogoś, kto byłby dla niej zawsze skłonny zrobić wszystko...
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz