Adrianne wydawała się ogólnie zadowolona z organizacji przyjęcia – wystroju restauracji, jedzenia i DJ-a, którego wynajęto. Oczy świeciły się jej też do całego stosu elegancko zapakowanych prezentów, który stał w rogu sali. Goście zdawali się dobrze bawić, a drogi szampan lał się strumieniami. Niemniej Maia z każdym mijającym kwadransem odczuwała coraz większy niepokój, który tylko wzrastał wraz z kolejnymi, wypijanymi przez Tiziana drinkami. Jej narzeczony rzadko upijał się do nieprzytomności, ale dziś wszystko wskazywało na to, że był do tego na jak najlepszej drodze. Drugim aspektem, który wprawiał pannę Sorrentino w napięcie, było to, że Tizio ciągle trzymał dłoń na jej nodze, raz po raz próbując wsunąć ją pod rozcięcie jej sukni. Siedzieli przy jednym stole wraz z jej i jego rodzicami i cała ta sytuacja stawała się dla niej coraz bardziej niekomfortowa. Zwłaszcza, że wciąż czekały tam też dwa puste miejsca – dla Maranzano i jego osoby towarzyszącej, którą jak zakładano znów miała być Riona Coyle.
Galena wywijała na parkiecie w towarzystwie kilku znajomych w jej wieku i pod czujnym okiem Marca – jej ochroniarza. W tym samym czasie rodzice Mai i Tizia przechadzali się pomiędzy stolikami uskuteczniając towarzyskie pogawędki. Ona sama została przy stole z narzeczonym, który raz po raz wzywał kelnera domagając się głośno następnej porcji whisky. Nawet siedzący po drugiej stronie brata Enzo miał już tego dość i w końcu ich zostawił.
– Na pewno wszystko w porządku? – Maia nie miała pojęcia, który to już raz dzisiaj zadała to pytanie. Po prostu zachowanie Tiziana wydawało jej się kompletnie nieracjonalne. Czyżby stres na jego nowym stanowisku był, aż tak duży, iż jej narzeczony musiał teraz szukać ukojenia w alkoholu?
– W jak najlepszym moja sarenko! – Tizio zachichotał i uniósł w jej stronę drinka w geście toastu, po chwili jednak zakrztusił się whisky. Zrobił się cały czerwony i musiał mocno uderzyć się w pierś, by móc to odkrztusić.
Maia starała się ukryć wyraz niesmaku na swojej twarzy, gdy podawała mu serwetkę. Miała cichą nadzieję, że nikt inny tego nie zauważył. To byłoby upokarzające.
– Chodźmy tańczyć! – Tiziano nagle zerwał się z krzesła i od razu zachwiał się na nogach. Gdy tylko odzyskał stabilność, mocno ujął dłoń narzeczonej i pociągnął ją za sobą na parkiet. Maia nieco zaskoczona tym niespodziewanym zaproszeniem, dopiero po chwili kątem oka dostrzegła, że na przyjęciu właśnie pojawił się Maranzano, o dziwo tylko w towarzystwie Gregoria Gambino.
– Nie powinniśmy najpierw pójść się z nimi przywitać? – zapytała, gdy Tiziano objął ją i mocno przyciągnął do siebie na samym środku sali.
– Później – mruknął, wtulając się w jej szyję i zsuwając dłonie niemalże na jej pośladki. Maia czuła się z tym trochę niewygodnie, ale postanowiła nie oponować. Tizio był chyba bardziej pijany niż początkowo to zakładała.
– Mój kuzyn jest wspaniały – Nicoletti westchnął w jej skórę, a zapach whisky prawie zwalił ją z nóg. Tizio miał najpewniej jutro przeżywać potężnego kaca.
– Tak, jasne – zgodziła się beznamiętnie, mając tylko nadzieję na to, że ciężar wiszącego na niej mężczyzny w końcu jej nie pokona i nie przewrócą się razem na parkiet.
– Wspaniały – powtórzył chełpliwie Nicoletti. – Awansował twojego starego tylko po to... – przerwało mu głośne czknięcie. – ...tylko po to... by nikt już nie mówił... – Tizio zachichotał. – ...że nie jesteś mnie godna.
Maia odsunęła się nieco, by na niego spojrzeć. Czy to mogła być prawda? Czy Dario naprawdę chciał w ten sposób ułatwić im życie i uciszyć plotki? Nie sądziła, że miał ochotę marnować na to swój bezcenny czas, ale jednak wydawało się to dość racjonalnym wyjaśnieniem nagłego awansu jej ojca. Po prawdzie, było to jedyne wyjaśnienie, jakie w ogóle dotychczas usłyszała. Mianowanie Andrei Sorrentino na nowego podszefa New Jersey wywołało głęboki szok w całym ich środowisku.
Maia przez cały czas starała się wyglądać na rozluźnioną w mocnym uścisku ukochanego, ale wcale się tak nie czuła. Pierwszy raz widziała Tiziana w takim stanie i ani trochę jej się to nie podobało. Nie chciała za bardzo rozglądać się po sali, ale nie miała też żadnych wątpliwości, iż co najmniej kilka par oczu uważnie śledziło w tej chwili każdy ich ruch. W tym – jak przypuszczała – były to też zimne spojrzenie ich bezwzględnego dona.
– Możemy już wrócić do stolika? – zapytała cierpko, gdy odniosła wrażenie, że Tiziano zaczyna lekko pochrapywać na jej ramieniu.
– Jasne kochanie – bąknął, znów się chwiejąc.
Czerwona i zawstydzona, ujęła go mocno pod ramię i ostrożnie poprowadziła do ich stolika, po drodze rozglądając się uważnie za Enzem. Najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji byłoby zabranie Tiziana od razu do domu, tak by nie narobił im wszystkim jeszcze większego wstydu.
Gdy pojawili się obok swoich miejsc, zarówno Gregorio jak i Dario, wstali by ich przywitać.
– Stary! Jak dobrze cię widzieć! – Tiziano znów czknął, po czym ku rozpaczy Mai, rzucił się, by uściskać serdeczenie swojego kuzyna. Maranzano skrzywił się z obrzydzeniem, łapiąc niestabilnego Nicolettiego i zdecydowanym ruchem posadził go na krześle.
– On jest kompletnie zalany – zachichotał Gregor z dezaprobatą kręcą głową na widok opadających powiek i bełkotliwego uśmiechu Tizia.
– Dobry wieczór... – przywitała się wreszcie Maia, wciąż płonąc z zażenowania.
Maranzano tylko kiwnął jej głową, wpatrując się w nią tak intensywnie, jakby oczekiwał, że zaraz zdradzi mu swoje największe sekrety.
– No cześć mała! – Gambino wyminął Daria i podszedł, by ucałować Maię w policzek. – Chyba nie najlepiej się dziś bawisz, co nie? – zaśmiał się, kiwając głową w stronę coraz mniej przytomnego Tiziana.
– Tak, nie ma co ukrywać – mruknęła w odpowiedzi, niechętnie zajmując swoje miejsce.
Dario i Gregorio również usiedli, a Maia zauważyła, że Gianluca i Adrianne czym prędzej wracali do ich stolika. Najwyraźniej ojciec jej narzeczonego zamierzał dopilnować, by syn jeszcze bardziej go dziś nie skompromitował. Maia musiała przyznać, że była pełna podziwu dla wigoru swojego przyszłego teścia. Wcale nie wyglądał jakby ledwo dwa tygodnie temu przeszedł ciężki zawał serca.
– Bardzo jest nam miło, że mimo natłoku zajęć zechciałeś gościć na moim przyjęciu urodzinowym – podlizywała się Adrianne, mrugając zalotnie sztucznymi rzęsami w stronę Daria. – Czy panna Coyle nie mogła ci dziś towarzyszyć?
Maranzano spojrzał na nią chłodno.
– Często zadajesz tak oczywiste pytania, pani Nicoletti? Gdyby mogła mi towarzyszyć, to zapewniam cię, że by tu teraz była.
Adrianne, aż się zapowietrzyła, patrząc bezradnie na swojego męża, który jednak całą uwagę poświęcał obecnie starszemu synowi, który wyglądał jakby zaraz miał wpaść twarzą w swój talerz.
– Świetna muzyka – pochwalił Gregorio, zapewne chcąc nieco rozładować atmosferę. – Pozwolisz Tizio, że porwę na chwilę twoją narzeczoną na parkiet?
Tiziano albo nie dosłyszał pytania, albo je usłyszał, ale po ostatniej porcji whisky, którą przed chwilą wychylił, nie był już za bardzo w stanie udzielać jakichkolwiek sensownych odpowiedzi. Maia chcąc uniknąć kolejnej niezręcznej sytuacji, szybko poderwała się ze swojego miejsca i z wymuszonym uśmiechem spojrzała na Gambino.
– Chętnie z tobą zatańczę Gregorio – oznajmiła na jednym wydechu.
– To świetnie mała – Gregor wstał i ujął jej dłoń, po czym zaprowadził ją na dość zatłoczony parkiet.
<><><>
DJ grał teraz blok wolniejszych piosenek, co Maia przyjęła z wyraźną ulgą. Nogi już bolały ją od wysokich szpilek, a wywijanie przy szybkich rytmach nigdy nie było specjalnie jej ulubioną rozrywką, w przeciwieństwie do uwielbiającej tańczyć Eveline.
– Nicoletti się dziś nieźle zaprawił – Gregorio zachichotał, obejmując ją w talii i delikatnie zaczynając prowadzić. Od razu dało się stwierdzić, że był dobrym tancerzem.
– Naprawdę nie wiem co się z nim ostatnio dzieje – przyznała z goryczą.
– Cóż... – Gregor spojrzał jej prosto w oczy. – Jestem pewien, że ktoś tak mądry jak ty dość szybko to rozgryzie.
Maia nie zamaskowała swojego zaskoczenia jego słowami. Nie trzeba było specjalnej inteligencji, by zrozumieć, że kryło się za nimi coś więcej.
Piosenka się skończyła, a Gambino z kurtuazją ucałował jej dłoń, nim poprowadził ją z powrotem do ich stolika. Widoczny już z daleka grymas na twarzy Daria nie wróżył niczego dobrego. Za to senior Nicoletti, wyglądał jakby zaraz ponownie miał dostać jakiegoś ataku, patrząc z grozą na bełkoczącego coś do siebie syna. Na szczęście Enzo wreszcie wrócił i teraz pochylony nad bratem, najwyraźniej próbował go przekonać do tego, by zdecydował się na wcześniejsze opuszczenie imprezy.
– Tizio... – Maia również się nad nim pochyliła, mając nadzieję, że jej nieco chętniej posłucha.
– Sarenko – Tiziano uśmiechnął się do niej, choć nie była wcale pewna, czy tak naprawdę ją widział. – Uwielbiam cię, wiesz? – ględził w pijackim zamroczeniu.
– Twój brat ma rację. Pora wracać do domu. – Starała się uśmiechnąć do niego zachęcająco, a Enzo w tym samym czasie chwycił go pod ramiona i spróbował podnieść.
– Nie! – Tizio zamachał rękoma, chcąc odepchnąć brata i przy okazji poruszył całym stołem, wylewając kilka drinków.
Adrianne zerwała się z okrzykiem oburzenia, a Maia odskoczyła na bok, gdy Tizio o mały włos niechcący jej nie spoliczkował. Dario wstał i tak mocno złapał kuzyna za nadgarstek, że ten aż jęknął z bólu.
– Zbieraj się Nicoletti! Już! – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Tiziano mimo to pokręcił głową, chcąc chyba sklecić jakąś odpowiedź. Te próby przerwał mu głośny huk. Przez chwilę zapanowała kompletna cisza, ale już kilka sekund później dookoła rozległy się okrzyki paniki, gdy do wszystkich dotarło, że tym głośnym dźwiękiem był wystrzał z broni. Strzał rozległ się po raz drugi, tym samym ponownie uciszając wrzawę i zatrzymując wszystkich w miejscu.
Maia zdążyła tylko dostrzec stojącego na środku sali, niechlujnie ubranego mężczyznę, gdy nagle została mocno złapana za ramię i odciągnięta do tyłu. Potrzebowała sekundy i jednego, głębszego oddechu, by zorientować się, że to Dario ją złapał i ustawił tak, by znajdowała się całkowicie schowana za jego plecami.
– Nie ruszaj się! – rozkazał jej ostrym tonem.
– Jaki chuj tu strzela? – wymamrotał Tiziano, próbując wstać.
Maia stanęła na palcach i spojrzała ponad ramieniem Maranzana, akurat w chwili, gdy Gambino kopnął mocno w krzesło jej narzeczonego i tym samym posłał go na ziemię.
– Leż i nie waż się kurwa ruszać! – syknął Gregor, przydeptując dłoń Tiziana, by w razie czego powstrzymać go przed sięgnięciem pod marynarkę po jego broń. Maia dopiero teraz zauważyła, że Dario już trzymał w ręce swój czarny pistolet.
Całą salę prawie natychmiast otoczyła zgraja ubranych na czarno i uzbrojonych ludzi, a wszyscy oni zgodnie celowali do niestabilnego mężczyzny stojącego na środku. Blady i wyraźnie rozgoryczony staruszek mierzył w stronę ich stolika. Maia w pierwszej chwili była pewna, że celował on do ich dona, ale dość szybko okazało się, że zamachowiec wpatrywał się z nienawiścią prosto w seniora Nicolettiego.
– Ty wstrętny bydlaku! – wykrzyczał. – Ty stary, chory skurwielu! Uwiodłeś mi córkę! To przez ciebie się powiesiła!
– Nie mam pojęcia o czym mówisz człowieku! – wypluł Gianluca, ale Maia ze swojego miejsca wyraźnia widziała, że jej przyszły teść widocznie się spocił, a jego górna warga drżała z nerwów.
– Zrobiłeś jej dziecko, a później porzuciłeś ją jak zwykłą szmatę! Miała dopiero dziewiętnaście lat! Była młodsza od twoich synów ty popieprzony zwyrodnialcu! – napastnik zachwiał się i ponownie wystrzelił w powietrze, wywołując tym samym kolejne okrzyki paniki.
Dario wyciągnął rękę do tyłu, zmuszając Maię, by przestała się temu przyglądać sponad jego ramienia.
– Nie wychylaj się – rozkazał. – I najlepiej na to nie patrz – dodał nieco łagodniej.
Nie wiedziała czy to jej instynkt, czy po prostu zdrowy rozsądek, ale postanowiła go posłuchać. Dario wyglądał na kompletnie opanowanego i dzięki temu jej strach również się nie pogłębiał. Odruchowo położyła ręce na jego plecach, zaciskając lekko palce na materiale drogiej, czarnej marynarki. Jego zapach wypełnił jej zmysły i miała wrażenie, że dotyka w tej chwili nagrzanej słońcem skały. Serce waliło jej głucho w piersi, a oddech przyśpieszył. Chciałaby móc powiedzieć, że to wszystko przez stres spowodowany sytuacją, a nie z powodu bliskości tego niesamowitego mężczyzny.
To trwało tyle co mrugnięcie oka. Dario ledwie się spiął, gdy uniósł ramię. Śmiertelną ciszę przerwał tylko jeden wystrzał, a później był już tylko głuchy jęk i łomot ciężko opadającego na ziemię ciała.
– Posprzątajcie to – nakazał cierpko Maranzano, po czym odwrócił się tak gwałtownie, że Maia potknęła się do tyłu i o mało włos by nie upadła, gdyby nie jego duże dłonie, które przytrzymały ją w talii. Nie zauważyła nawet, kiedy zdołał na powrót schować swoją broń.
– Jak śmiałeś mi to zrobić?! – Tuż obok nich Adrienne wyła spazmatycznie, okładając męża małymi piąstkami. – I to na moim własnym przyjęciu urodzinowym! Taki skandal!
– Uspokój się kobieto! – Gianluca gwałtownie odepchnął od siebie żonę, ale Maia nie dowiedziała się, co działo się dalej, bowiem rozproszyło ją muśnięcie chłodnych palców na jej policzku.
– Gdy każę ci się schować, to zawsze masz mnie bezwzględnie posłuchać, rozumiesz? – napięcie brzmiące w głosie Maranzana szczerze ją zaskoczyło. Odważyła się spojrzeć mu w oczy. Dario zabrał dłoń z jej twarzy, ale wciąż trzymał ją blisko siebie i wpatrywał się w nią tak intensywnie, że od razu ją to speszyło.
– Tak – zdołała wykrztusić, uciekając wzrokiem. – Czy nikomu nic się nie stało? – Maia wreszcie rozejrzała się dookoła, chcąc upewnić się, że jej rodzice i Galena są cali i zdrowi.
– Panno Sorrentino, czy nic się panience nie stało? – Ilario znalazł się przy nich ciężko dysząc. Jego obecność sprawiła, że Dario wreszcie odsunął się od Mai.
– Nic mi nie jest – zapewniła, uśmiechając się blado do swojego ochroniarza.
W tym samym czasie Enzo próbował pozbierać z podłogi swojego pijanego brata. Maia szybko do nich podeszła, by sprawdzić czy z jej narzeczonym, aby na pewno wszystko jest w porządku.
– Zajebie tego chuja, co tu strzela – bajdurzył półprzytomnie Tizio.
– Zabierzcie mi go sprzed oczu! – nakazał ostro Maranzano. – A ty Pozzi zbierz swoich ludzi i niezwłocznie odwieź pannę Sorrentino do domu. Wzmocnij zewnętrzną ochronę i potem wróć do hotelu.
– Tak jest! – Ilario stał wyprostowany niczym struna, w pełni gotowy na każdy rozkaz swojego szefa.
– Gianluca, ty pójdziesz ze mną – Dario z nieskrywaną irytacją popatrzył na swojego wuja. – Wyraźnie mamy do pogadania.
W całej sali zapanowała ciężka cisza, gdy ich don nie żegnając się z nikim, ruszył prosto do wyjścia, a senior Nicoletti szedł zaraz za nim z nisko opuszczoną głową.
– Co to była za akcja! – Galena pojawił się obok Mai, uśmiechając się od ucha do ucha. – Niczym w jakimś gangsterskim filmie! Wreszcie coś ciekawego się zadziało!
– Dziękuję ci bardzo za takie atrakcje – prychnęła Maia, patrząc jak Enzo wraz z jednym z ochroniarzy wyprowadza zalanego Tiziana z sali.
– Chodźmy panienko – Ilario delikatnie złapał Maię za łokieć i również poprowadził ją w stronę drzwi. Wielka impreza urodzinowa Adrienne definitywnie dobiegła końca.
<><><>
Maia przejechała czerwoną szminką po ustach i uśmiechnęła się lekko do swojego odbicia. To było naprawdę miłe, że Tiziano w ramach przeprosin za swoje wczorajsze zachowanie, zaprosił ją dziś na elegancką kolację. Miała szczerą nadzieję, że usłyszy jakieś sensowne wyjaśnienie jego irracjonalnego zachowania.
Spojrzała jeszcze raz w lustro na czerwoną, sięgającą przed kolano sukienkę i sięgnęła po czarny żakiet. Wyjęła zza kołnierza długie, rozpuszczone dziś włosy i wyszła ze swojego pokoju zabierając po drodzę z komody niewielką torebkę, w której zmieściła komórkę, szminkę, chusteczki i miętowe gumy do żucia. Nie wystarczyło już miejsca na gaz pieprzowy, który jej ojciec stanowczo kazał jej zawsze nosić przy sobie. Nie martwiła się tym specjalnie, bowiem Ilario miał jej towarzyszyć w drodze do i z restauracji. W korytarzu wyminęła Costella, który jak zwykle próbował się otrzeć o jej łydki i usłyszała, jak Galena klnie w swoim pokoju na fretkę, która chyba właśnie ją ugryzła. Czasem zastanawiała się nad tym, czy jej siostra spotka kiedyś mężczyznę, który wytrzyma tę jej miłość do przygarniania wszelkich porzuconych stworzeń.
Ilario czekał na nią przed domem. Spojrzał na nią krótko przez ramię i uśmiechnął się uprzejmie, po czym otworzył dla niej tylne drzwi od swojego służbowego samochodu. To była kolejna głupia zasada – zawsze musiała siedzieć z tyłu, gdy Pozzi gdzieś ją wiózł, zamiast jak normalny człowiek zająć miejsce obok niego z przodu. Właśnie miała wsiąść do auta, gdy zwróciła uwagę na to, że Ilario nie odwraca w jej stronę całej twarzy, jakby próbując coś przed nią ukryć. Maia szybko go obeszła i aż sapnęła z przerażenia, widząc jego podbite oko i rozciętą wargę.
– Co ci się stało? – zapytała, próbując dotknąć tych obrażeń, ale mężczyzna odskoczył od niej jakby się bojąc, że jej dotyk go sparzy.
– To nic takiego, niech panienka już lepiej wsiada – popędził ją, znów odwracając głowę.
Maia nie chcąc się kłócić wsiadła do auta, doskonale wiedząc, że gdy wyjadą na drogę, Ilario nie będzie miał gdzie przed nią uciec i wtedy będzie musiał odpowiedzieć na jej pytania.
Odczekała około pięciu minut od wyjazdu z domu, gdy postanowiła zacząć go wałkować.
– Mieliście wczoraj jeszcze jakąś akcję na mieście?
– Nie – odpowiedział cicho.
– To gdzie tak oberwałeś? – drążyła.
Ilario westchnął cicho, doskonale świadomy tego, że Maia nie odpuści mu zbyt łatwo. Po kilku tygodniach, w trakcie których wszędzie jej towarzyszył, najpewniej doskonale już wiedział jaka potrafiła być uparta.
– Kara za niewypełnienie rozkazów – burknął pod nosem.
– Jakich rozkazów? Kazali ci zrobić coś czego nie chciałeś? – Maia, aż zadrżała z oburzenia.
– Nie było mnie na sali, gdy wpadł tam ten zamachowiec z bronią i nie mogłem panienki przed nim odpowiednio ochronić – wyjaśnił zwięźle.
– Co takiego?! – praktycznie podskoczyła na siedzeniu. – Chcesz mi powiedzieć, że pobito cię za to, że nie było cię przy mnie, gdy ten chory człowiek się tam pojawił?!
– Zasłużyłem – przyznał pokornie ochroniarz. – Wyszedłem na papierosa, nie zostawiając na posterunku żadnego zmiennika. I przez to nie mogłem odpowiednio zareagować w chwili, gdy była panienka zagrożona. To był duży błąd.
– Co za bzdura! Siedziałam przy jednym stoliku z pół tuzinem uzbrojonych mężczyzn! Nic mi tam tak naprawdę nie groziło!
– Wszyscy byli wczoraj zagrożeni i to wina każdego z obecnych na przyjęciu członków obstawy, którzy dopuścili do tego, by ten zdesperowany starzec tam wtargnął.
Maia zastanowiła się nad jego słowami. Dopiero teraz przypomniała sobie, że nie widziałaś dziś żadnego ze stałych pracowników ochrony kręcącego się po ich domu. Wiedziała, że posesja była strzeżona z zewnątrz, ale nie zauważyła nigdzie Marca, który często palił na tarasie pod pokojem Galeny, ani Alberta – goryla jej matki, który zwykle siedział w ich kuchni delektując się ciasteczkami. Czyżby oni również zostali wczoraj w jakiś sposób ukarani?
– Kto dokładnie cię uderzył? – zapytała, czując nieprzyjemne napięcie w dole brzucha. Czy jej narzeczony ze strachu o jej bezpieczeństwo mógłby zareagować, aż tak gwałtownie? Ilario milczał, najwyraźniej nie chcąc jej tego zdradzić. Maia jednak nie zamierzała się poddawać.
– Czy to był Tiziano?
W odpowiedzi ochroniarz parsknął krótkim, nieco szyderczym śmiechem.
– Nigdy by się na to nie odważył – Pozzi zabrzmiał na bardzo pewnego siebie.
– W takim razie kto? – Nie odpuszczała.
– Dojechaliśmy – Ilario zaparkował pod znaną w całym mieście włoską restauracją, która słynęła z wyśmienitej kuchni i bogatej karty win.
– Nie wysiądę, dopóki mi nie powiesz kto ci to zrobił! – Sorrentino założyła ręce na piersi i postanowiła nie ruszyć się z miejsca, nawet jeśli Tiziano lub sam Pozzi mieli po nią przyjść i siłą spróbować wyciągnąć ją z samochodu.
– Don Maranzano – wymamrotał wreszcie ochroniarz. – I nie mam o to do niego pretensji! – dodał pośpiesznie. – Dobrze, że wczoraj stał tak blisko i sam mógł panienkę ochronić.
– I Dario własnoręcznie pobił wszystkich ochroniarzy obecnych na przyjęciu?! – Maia z niedowierzaniem pokręciła głową. Czy ich don naprawdę był, aż tak brutalnym człowiekiem? I czy w sumie niespecjalnie groźny staruszek z bronią wywołał w nim, aż tak wielkie poczucie zagrożenia, że musiał się zemścić w ten sposób?
– Tylko tych, którzy zawiedli jego zaufanie – Ilario smętnie zwiesił głowę.
Maia już otwierała usta, by zadać kolejne nurtujące ją pytania, gdy drzwi z tyłu samochodu zostały otworzone gwałtownym szarpnięciem. Wstrzymała oddech, czując nagły przypływ paniki. Na szczęście dwa uderzenia serca później zorientowała się, że to Tiziano zaglądał właśnie do samochodu.
– Jesteś wreszcie moja sarenko! – uśmiechnął się do niej nieco krzywo. – Pomyślałem sobie, że zmienimy plany i po prostu pojedziemy do mojego klubu. Nie jestem specjalnie głodny. – I bez oczekiwania na jej odpowiedź wpakował się na tylne siedzenie samochodu. Od razu też pochylił się chcąc ją pocałować, a jego oddech tak jak poprzednim razem, był mocno przesycony zapachem whisky.
Maia nawet nie starała się ukryć wyrazu niesmaku. Wyglądało na to, że jej plany na przyjemne spędzenie wieczoru właśnie zostały bezpowrotnie pożegnane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz