Szyld nad drewnianym budynkiem restauracji głosił dumnie, że znajduje się w niej grill i najlepszy w regionie wybór kuchni Tex–Mex. Gdy Maia podjechała bliżej, Dario zdążył już zsiąść i właśnie prowadził Hefajstosa do przygotowanych z boku kamiennych żłobów, wypełnionych wodą. Zauważyła również stojącą nieopodal drewnianą wiatę, gdzie ich wierzchowce, będą mogły spokojnie odpocząć w cieniu.
Zeskoczyła z grzbietu Afrodyty, starając się zrobić to z gracją jednak nogi nieco jej zdrętwiały i zachwiała się lekko, odruchowo mocniej zaciskając palce na lejcach.
– Wszystko w porządku? – zapytał Maranzano, ale na szczęście nie ruszył się, by jej pomóc.
– Tak – odpowiedziała krótko, biorąc głębszy oddech. – Nie miała pojęcia, o czym don miałby chcieć z nią porozmawiać sam na sam i to najwyraźniej z dala od wszystkich innych, ale miała nadzieję, że ta rozmowa nie zdepcze jej poczucia własnej wartości. Już teraz po stokroć żałowała, że w ogóle dała się namówić na cały ten wyjazd do Teksasu. Czy mogło być gorzej?
– Dobrze się spisałaś – Dario podszedł do Afrodyty i delikatnie przeciągnął palcami po jej boku.
– To naprawdę wspaniały koń – powtórzyła Maia, zastanawiając się czy wypada jej zrobić krok w tył, skoro Maranzano nagle znalazł się bliżej niej.
– Tak, to fakt – Dario jeszcze raz pogładził Afrodytę, po czym przeniósł swoje spojrzenie na nią. – Lepiej wejdźmy do środka, zanim znów zaczniesz marznąć w tym upale – wskazał jej wejście, a Maia ze wszystkich sił starała się zachować kamienną twarz i nie pokazać mu teraz w odpowiedzi jakiegoś wulgarnego gestu. Ruszyła przodem, mając tylko nadzieję, że tym razem się nie potknie ani nie zrobi żadnej innej, żenującej rzeczy, mając go tuż za swoimi plecami.
Wnętrze lokalu było urządzone w sposób typowy dla teksańskich restauracji. Drewniane stoły i krzesła, wyściełane zieloną skórą boksy, flagi stanowe w gablotach na ścianach i oczywiście grill – jako centralny punkt tego wszystkiego. W środku pachniało naprawdę wspaniale, ale Maia obawiała się, że z nerwów nie będzie w stanie niczego przełknąć.
– Mamy rezerwacje na dużą lożę – wyjaśnił jej Dario, zrównując z nią swój krok. – Ale nim reszta dotrze, może usiądziemy przy barze i czegoś się napijemy? Mają tu spory wybór piw z lokalnych browarów.
– Jasne, świetny pomysł – zgodziła się z wymuszonym uśmiechem.
Zajęli miejsca na wysokich hokerach, a Maia przyjrzała się ustawionym nad barem pucharom, które jak sądziła były nagrodami za udział w rodeo. Przez cały czas miała tylko nadzieję, że tym razem nie zacznie dygotać z nerwów, bo Maranzano jak nic znów, by ją z tego powodu wykpił.
Nagle za ladą pojawił się starszy, siwowłosy mężczyzna z długą brodą. Gdy tylko spostrzegł Wulkana jego oblicze się rozpromieniło i od razu dziarsko ruszył w ich stronę.
– Dario, chłopie! Jak dobrze cię widzieć! – zawołał radośnie, przechylając się przez bar i przyjaźnie klepiąc Maranzana po ramieniu.
– Jak się masz Mike? – odpowiedział swobodnie capo, a Maia o mały włos nie spadła z krzesła, widząc na jego twarzy szczery uśmiech. – Dojechaliśmy jako pierwsi i zanim reszta moich gości do nas dołączy, postanowiliśmy już wejść i się czegoś napić – wyjaśnił oględnie.
Oczy siwowłosego Teksańczyka spoczęły w tej chwili na Mai, a jego uśmiech jeszcze się poszerzył.
– Czyżbyś wreszcie wpadł, by przedstawić mi swoją narzeczoną? Stary! Od zawsze wiedziałem, że masz doskonały gust!
Maia już otwierała usta, by zaprzeczyć tej zabawnej pomyłce, gdy Dario ją uprzedził.
– To jest Maia. Pozwól proszę, że ci przedstawię mojego starego przyjaciela i właściciela tego miejsca Mike'a Cutbersona.
– Bardzo mi miło – odpowiedziała grzecznie i uścisnęła dłoń mężczyzny, gdy ten wyciągnął ją do niej nad blatem.
– Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że Dario wreszcie zamierza się ustatkować! Może teraz zaczniecie częściej tu wpadać i nas odwiedzać? – Mike zachichotał. – Ale lepiej powiedzcie mi szybko, czego chcecie się napić?
Maia wciąż nie mogła wyjść ze zdziwienia, że Maranzano nie wytłumaczył przyjacielowi swojej pomyłki z wzięciem jej za jego narzeczoną. Tym bardziej utrudniało jej to podjęcie decyzji, co tak właściwie powinna zamówić w takim miejscu. Czy w ogóle podawano tu jakieś inne napoje poza piwem?
– Oprócz piwa, mają tu też wino oraz kilka podstawowych drinków – wyjawił Dario, najwyraźniej trafnie interpretując jej nieco zagubioną minę.
– Poproszę o piwo – odpowiedziała, uśmiechając się lekko. Jej ojciec od zawsze bardzo lubił piwo i Maia najwyraźniej odziedziczyła to po nim.
– Doskonały wybór! – zawołał wesoło Mike. – Podam ci Lost Gold, zapewniam, że ci zasmakuje.
– Dla mnie to samo – dodał Maranzano i naprawdę znów się uśmiechnął, patrząc jak Mike mu salutuje i odchodzi, by zrealizować zamówienie.
– To bardzo przyjemne miejsce – zagaiła Maia, wciąż z ciekawością rozglądając się po lokalu. – Często tu przychodzisz?
– Zawsze, gdy jestem w Teksasie. Odziedziczyłem ranczo po wuju od strony mojej matki, gdy byłem nastolatkiem – opowiadał.
Maia spojrzała na niego i poczuła nagle dziwną falę współczucia. Pamiętała z plotek i opowieści o rodzinie Maranzano, że donna Lucia zmarła, gdy Dario miał zaledwie pięć lat. Jego ojciec szybko się ponownie ożenił z piękną Isabelle, a zaraz później urodziła im się Azzurra. Mówiło się jednak, iż macocha była dobra dla Daria. Wychowywała go, jak własnego syna, w przeciwieństwie do starego don Narcissa, który podobno dla wszystkich był zimnym i okrutnym draniem.
– Gdzie nauczyłaś się tak dobrze jeździć konno? – zapytał Dario, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
– Rodzice mojego ojca prowadzili hodowlę koni kalabryjskich – wyjaśniła pokrótce. – Zawsze, gdy byłyśmy u nich na wakacjach razem z moją siostrą, prawie całe dnie spędzałyśmy w siodle.
– Brzmi jak udane dzieciństwo.
Maia nie zdążyła nic mu odpowiedzieć, bowiem właśnie obok nich ponownie pojawił się Mike i postawił na blacie dwie oszronione butelki piwa. Dodał też kufle i spory koszyczek pełen nachosów.
Maia miała wrażenie, że zarówno Dario jak i Mike czekają na jakiś ruch z jej strony, więc sięgnęła po butelkę i powoli upiła łyk. Piwo było naprawdę doskonałe. Mocne i dobrze schłodzone.
– Wyśmienite – przyznała z uśmiechem.
– Ha! – Mike wyrzucił ręce w górę w geście zwycięstwa. – I nawet nie przelała go do kufla, niczym jakaś miastowa damulka! Przyjacielu, mówię ci! Jeśli ty się z nią nie ożenisz, to obiecuję, że naślę na tę dziewczynę, któregoś z moich synów!
Ku absolutnemu zaskoczeniu Mai, Dario wybuchnął głośnym śmiechem, wyraźnie rozbawiony popisem, jaki właśnie dał przed nimi właściciel restauracji.
– Lepiej trzymaj z daleka bandę tych twoich obiboków. Oni nadają się tylko do ujeżdżania koni, a nie do towarzystwa porządnych panien. – Dario wciąż się uśmiechał, a Maia musiała uczciwie przyznać, że z takim wyrazem twarzy był jeszcze przystojniejszy.
– Cóż zrobić. Właśnie tak wygląda życie prostych, teksańskich chłopaków – Mike również się roześmiał. – Zostawię was na trochę, zanim dojedzie reszta waszych przyjaciół, ale wiedz, że jeśli Maia odważy się później zamówić mój firmowy stek, to jednak mogę spróbować ci ją wykraść – Mike mrugnął do niej zawadiacko.
– Z przyjemnością go spróbuję – zapewniła odwzajemniając szczery uśmiech mężczyzny.
Mike odszedł by obsłużyć innych klientów, a Dario wreszcie sięgnął po swoją butelkę i zdrowo z niej pociągnął. Wyglądało na to, że on również nie potrzebował do tego kufla.
– Coś jest nie tak z tym stekiem, że jego spróbowanie ma być, aż takim wydarzeniem? – zainteresowała się, jednocześnie skubiąc kartkę na butelce swojego piwa, tak by móc czymś zająć ręce.
– Jest naprawdę smaczny, z tym że waży tyle, co małe źrebię i podają go na wielkiej paterze z całą górą frytek – Dario uśmiechnął się do niej, ale o dziwo nie wydawało się to ani trochę złośliwe.
– O kurczę... – Maia lekko się wzdrygnęła. – Galena nigdy by mi nie wybaczyła pochłonięcia na raz takiej wielkiej ilości mięsa.
– Będziesz mogła zjeść część i poprosić, by resztę zapakowali ci dla Tiziana. Nie sądzę, by miał dziś za dużo czasu na jakąś przerwę na lunch. – W oczach Wulkana przez chwilę błysnęło coś dziwnego, czego Maia nie potrafiła do końca zinterpretować. Wyczuła jednak, że don w ten właśnie sposób miał zamiar rozpocząć temat, którego najbardziej się obawiała – ten dotyczący jej narzeczeństwa.
– Tizio wspominał, że być może będzie teraz częściej pracować bezpośrednio dla ciebie – zaczęła, mając nadzieję, że uda jej się zachować spokój.
– Jeśli się sprawdzi to tak – przyznał uczciwie Maranzano.
Maia spięła się lekko. Co to dokładnie oznaczało? Przecież mieli zaplanowane całe wspólne życie w Filadelfii. Wstępnie już nawet zaczęli rozglądać się za własnym domem.
– Ta propozycja zapewne go ucieszy – odchrząknęła i znów napiła się piwa.
– A ciebie? – Dario odwrócił się bardziej w jej stronę. – Czy jesteś gotowa podążyć za nim, skoro jego życie przeniesie się teraz do innego miasta?
– Oczywiście – odpowiedziała, wdzięczna za to, że chyba udało jej się ukryć swoje wahanie. – Od zawsze wiedziałam, że to może się kiedyś wydarzyć.
– Co z twoimi studiami? – dopytywał, patrząc jej prosto w oczy.
– Mogę studiować on–line, a do Filadelfii wracać tylko na egzaminy albo po prostu się przenieść. Mam dość dobre oceny...
– Jesteś najlepsza na swoim roku – stwierdził dobitnie Maranzano, po czym sięgnął po swoją butelkę i pociągnął z niej zdrowy łyk.
Maia naprawdę nie rozumiała dlaczego Dario, aż tak bardzo interesował się jej życiem, że zadawał jej te wszystkie pytania i na dodatek najwyraźniej przed tą rozmową bardzo dokładnie sprawdził jej wszystkie osiągnięcia.
– Oczywiście przeprowadzka to bardzo poważna decyzja, ale Filadelfia nie jest specjalnie daleko od Nowego Jorku. Myślę, że dałoby się to wszystko odpowiednio pogodzić – usiłowała wytłumaczyć.
– Naprawdę potrafiłabyś poświęcić całe swoje życie, by stanąć u boku mężczyzny, którego los jest w najlepszym przypadku niepewny? – Dario przeszywał ją wzrokiem.
– Tak – odpowiedziała starając się ze wszystkich sił zabrzmieć na w pełni przekonaną.
– Na tak wysokim stanowisku w szeregach twój mąż będzie żył w ciągłym
niebezpieczeństwie. Nigdy nie będzie wiadomo, czy wróci cało do domu. Zawsze będzie musiał oglądać się za siebie, a ty zawsze będziesz chodzić pod obstawą ochrony. Jesteś na to gotowa? – Dario znów spojrzał jej głęboko w oczy, jakby jej odpowiedź na tę tyradę miała być jednocześnie zaliczeniem jakiegoś ważnego testu.
– Tak, jestem świadoma tego wszystkiego i jestem na to przygotowana – odpowiedziała, gratulując sobie w duchu, że jeszcze nie uciekła od niego spojrzeniem.
– A co z tym, że twoje dzieci również będą żyły pod stałą obserwacją i ochroną? Czy ciągły strach o nie, nie będzie psuł ci tego wszystkiego?
Maia przełknęła, usiłując poskładać w swojej głowie odpowiedź, która w pełni odda to, co w tej chwili czuła.
– Jak wiesz, moja rodzina nieco różniła się od innych z naszego środowiska. Ja i siostra nigdy nie miałyśmy ochrony i nie poddawano nas żadnym wnikliwym obserwacjom. Jednak wielokrotnie widziałam, jak to działa u innych rodzin z naszego środowiska i jestem pogodzona z tym, że moje dalsze życie może wyglądać nieco inaczej.
– I uważasz, że to w porządku? Zmiana całego swojego świata pod dyktando potrzeb twojego męża? – drążył uparcie temat.
– Nie wiem czy o tym słyszałeś, ale małżeństwo moich rodziców nie zostało zaaranżowane. Po prostu poznali się na weselu jednego z kuzynów taty i od razu wpadli sobie w oko. Mieli też to szczęście, że dziadkowie zgodnie zaaprobowali ich związek. – Maia uśmiechnęła się lekko pod nosem. – Od dziecka chciałam dla siebie czegoś podobnego. Chciałam spotkać kogoś i bez presji ze strony naszego otoczenia, uznać, że do siebie pasujemy. Chciałabym stworzyć zgodną i szczęśliwą rodzinę, pomimo tego wszystkiego, co na co dzień dzieje się dookoła nas. Nie mam pojęcia jak długo to potrwa, bo nie potrafię przewidzieć przyszłości. Wiem jednak, że na chwilę obecną Tiziano może zapewnić mi to, czego pragnę. Związku i małżeństwa opartego na wzajemnym szacunku, zaufaniu i zrozumieniu.
– I za to, że będzie cię szanował i ci ufał, zawsze będziesz podążała za nim? Będziesz przy nim cokolwiek zrobi? Będziesz bez sprzeciwów godziła się z rolą, jaką przyjdzie ci odgrywać u jego boku? – Dario brzmiał na szczerze zainteresowanego jej odpowiedzią, a Maia poczuła, że wcale już tak mocno nie stresuje się w jego obecności.
Otwierając się przed nim w tej rozmowie, w jakiś sposób obdarzyła go cieniem swojego zaufania. Dzięki temu poczuła się bardziej rozluźniona, pomimo tego, że mężczyzna nawet na chwilę nie przestał skanować jej swoim oceniającym spojrzeniem.
– Taki jest właśnie los włoskiej żony – zaśmiała się cicho. – Myślę, że i tak dzięki temu małżeństwu uda mi się poniekąd pogodzić moje obowiązki wobec rodziny, wraz ze spełnianiem własnych marzeń. To więcej niż wiele znanych mi kobiet odważyłoby się oczekiwać – zakończyła z delikatnym uśmiechem.
Dario przypatrywał jej się przez dłuższą chwilę, ale w końcu skinął głową jakby w ramach potwierdzenia, że zrozumiał jej punkt widzenia. Wreszcie odwrócił od niej swój wzrok i znów napił się złocistego trunku prosto z butelki.
– W porządku. Nie musisz się mnie obawiać i drżeć ze strachu, gdy tylko się do ciebie zbliżam. Nie zamierzam stanąć na drodze do realizacji twoich planów i marzeń. Gdy będziesz zdecydowana na zawarcie małżeństwa, to ja oficjalnie to zaaprobuje.
Maia przełknęła napływające jej do oczu łzy. Czy to naprawdę się stało? Czy naprawdę tego dokonała? Czyżby udało jej się przekonać do siebie Daria Wulkana Maranzano i uratować w ten sposób swój związek z ukochanym? Jak cudownie!
– Dziękuję... – szepnęła i uśmiechnęła się do niego chyba po raz pierwszy całkowicie szczerze.
– Nie ma za co – Maranzano powoli odwzajemnił jej uśmiech.
Maia miała wrażenie, że chciałby jej powiedzieć coś jeszcze, ale nagle drzwi do restauracji otworzyły się z impetem i do środka wpadła czerwona i wyraźnie spocona Eveline. Gdy tylko zobaczyła Maię, praktycznie ruszyła biegiem w jej stronę.
– Widzisz? – zawołał za nią Gregorio, gdy tylko sam przekroczył próg. – Mówiłem ci, że nic jej nie jest! Przecież Wulkan nie zostawiłby jej rannej w jakimś rowie!
– Wszystko w porządku? – Eve dopadła do Mai i od razu przejechała dłońmi po ramionach przyjaciółki, jakby chcąc się upewnić, czy ta faktycznie nie była gdzieś uszkodzona.
– W jak najlepszym – odpowiedziała wesoło Maia, szczęśliwa, że wszelkie sprawy pomiędzy nią, a Dario najwyraźniej zostały wyjaśnione, a don dał jej i Tiziano swoje błogosławieństwo.
– Co za ulga! – Eveline wzięła głęboki oddech, po czym sięgnęła po stojące przed Maią piwo i wypiła połowę butelki w trzech wielkich łykach. – Nigdy więcej nie wsiądę na żadnego konia!
– To niby jak wrócisz do domu? – zaśmiał się Gregor, stając za plecami Daria i machając na powitanie do Mike'a.
– A choćby na piechotę! Cały tyłek mnie boli, a mięśni w udach to praktycznie nie czuję!
– A gdzie się podziewa reszta? – zainteresowała się Maia, spoglądając z ciekawością na drzwi.
– Azzurra wraz z Basilio postanowili jeszcze trochę się przejechać, nim dołączą do nas na lunch – wyjaśnił Gambino. – A Riona i Enzo zrezygnowali gdzieś w połowie drogi i postanowili zawrócić. Była z nimi też dwójka stajennych.
– Też bym zrezygnowała, gdybym tak bardzo się o ciebie nie bała – wyszeptała Eveline, jednocześnie patrząc z ukosa na Daria.
– Jak widzisz niepotrzebnie, bo nic jej nie jest! – warknął zgryźliwie Gregor.
– A cóż to? – Mike znów pojawił się obok nich. – Czyżbyś nasz Gregorio też wpadł tu dziś po to, by przedstawić nam swoją narzeczoną? – zapytał radośnie. – Co za wspaniały dzień! Kolejna kolejka piwa i nachosy dla was na mój koszt!
Eveline otworzyła usta, najwyraźniej chcąc wyrazić swoje szczere oburzenie na to, że ktokolwiek mógłby pomyśleć, że cokolwiek mogłoby ją kiedykolwiek połączyć z Gambino, ale Dario znów wtrącił się pierwszy.
– Brzmi wspaniale Mike, wielkie dzięki. Jeśli nie masz nic przeciwko, to przejdziemy już do loży, która miała być dla nas zarezerwowana.
– Jasne stary! To jak zwykle twoja ulubiona miejscówka, ta w rogu za filarem – mężczyzna wskazał im miejsce, lecz nim odeszli od baru wręczył każdemu po kolejnej butelce schłodzonego piwa.
Maia uśmiechnęła się pogodnie rozkoszując się zimnym napojem. Ten dzień okazał się o wiele lepszy niż się początkowo spodziewała i była wdzięczna za to, że rozmowa z Wulkanem zdjęła z niej to całe napięcie, jakie towarzyszyło jej od dnia przyjęcia zaręczynowego. Miała wrażenie, że wreszcie wszystko zaczęło się dobrze układać.
<><><>
Konno do domu wracali tylko w piątkę. Azzurra i Eveline skorzystały z możliwości powrotu na ranczo samochodem, a obecni na lunchu w restauracji Ilario oraz Basilio wsiedli na ich konie i towarzyszyli Mai, Dario i Gregorowi w drodze powrotnej. Tym razem jechali o wiele wolniej, podziwiając widoki, a Maia musiała szczerze przyznać, że była naprawdę zauroczona sielskimi krajobrazami Teksasu. Wcale się nie dziwiła, że Dario tak bardzo lubił tu przyjeżdżać.
Na ostatniej prostej, na której widać było już w oddali dom, Gregor zaproponował wyścig. Maia i Dario od razu się zgodzili. Przegrani mieli rozsiodłać i wyszczotkować konie oraz podać piwo zwycięzcy. Nie mogła wprost uwierzyć, że w tak krótkim czasie poczuła się swobodnie w towarzystwie capo i jego najbliższego doradcy na tyle, by brać z nimi udział w głupich zabawach. To było dziwne, ale jednocześnie trochę fascynujące.
Ustawili się w jednej linii i na znak Ilaria ruszyli z kopyta. Hefajstos gnał niczym wiatr, ale Afrodyta najwyraźniej sama nie zamierzała mu odpuszczać, bowiem kilka razy prawie go przegoniła. Gregorio, choć zapewne robił co mógł, został daleko w tyle. Ostatecznie jednak to Dario na swoim koniu, jako pierwszy podjechał pod tylny taras rezydencji. Maia pojawiła się tam zaraz za nim.
– Chyba nie myśleliście na poważnie o tym, że moglibyście ze mną wygrać? – Maranzano uśmiechnął się do nich złośliwie.
– Chyba upadłeś na głowę, jeśli myślisz, że serio podam ci piwo. Masz tu od tego całą zgraję służących – droczył się Gregorio.
– Ja mogę wyszczotkować Hefajstosa – zgłosiła się dobrowolnie Maia. Zawsze lubiła pracę przy koniach i nie miała nic przeciwko temu.
Dario zdążył już opuścić grzbiet swojego wierzchowca, a w tym samym czasie stajenny podszedł by poprowadzić Afrodytę bliżej tarasu, tak by Maia mogła wygodniej z niej zsiąść. Wypuściła już jedną nogę ze strzemienia i właśnie miała skoczyć, by twardo wylądować na ziemi, gdy nagle poczuła na swojej talii dwie duże dłonie, które pomogły jej stabilnie stanąć na drewnianym podeście tarasu. Ciepły oddech musnął jej kark na chwilę przed tym nim spojrzała przez ramię. Podświadomie spodziewała się, że to Tiziano pofatygował się jej z pomocą, ale zamarła w sekundę, gdy natrafiła na spojrzenie niesamowicie ciemnych – a z bliska praktycznie czarnych – oczu.
– To na wypadek, gdybyś znów nieco zdrętwiała – wyjaśnił cicho Dario.
Jego dłonie na chwile mocniej zacisnęły się na jej ciele, po czym capo wreszcie ją puścił i zrobił krok w tył, jednak nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego pomiędzy nimi
– Dziękuję – wychrypiała, kompletnie nie panując nad swoim głosem. Miała wrażenie, że miejsca, w których przed chwilą ją dotknął wciąż są dziwnie rozgrzane. Co do cholery się tu właśnie wydarzyło?
– Jesteście! – Pojawienie się Eveline na tarasie wyrwało ich z tego dziwnego zawieszenia, a Maia odetchnęła z cichą ulgą, gdy Maranzano odwrócił się i bez słowa wszedł do domu.
– I jak tam? – zagadnęła, chcąc jakoś złagodzić wciąż buzujące w niej emocje. – Powrót samochodem okazał się lepszy?
– O milion razy! – zaśmiała się Eveline, stając obok przyjaciółki i razem z nią patrząc, jak stajenny odprowadza Afrodytę do jej boksu.
– Jeszcze kilka takich wycieczek i na dobre się wprawisz. – Maia szturchnęła Eve ramieniem i uśmiechnęła się do niej.
– Mowy nie ma! Od dziś raz na zawsze rezygnuję z ujeżdżania jakiegokolwiek konia! – oznajmiła zdecydowanie Vaccaro.
– Całe rzesze mężczyzn będą niepocieszone po tym wyznaniu – przechodzący obok nich Gregorio wymownie puścił oko do Eveline.
Kobieta spiorunowała go wzrokiem, jednocześnie natychmiast ogniście się rumieniąc.
– Świnia! – warknęła, ale tak cicho by Gregor tego nie usłyszał.
Maia dostrzegła interesujący błysk w oku przyjaciółki, gdy ta odprowadzała spojrzeniem głównego doradcę capo. Bez wątpienia Gambino był w jej typie, choć oczywiście logicznie rzecz biorąc, nie było najmniejszych szans na to, by tę dwójkę mogło cokolwiek połączyć.
– Zaniosłaś tak jak prosiłam resztę mojego lunchu Tizianowi? – zagadnęła Maia, gdy postanowiły wreszcie wejść do domu, by trochę się ochłodzić.
– Gdy wróciłam, był już na górze w swojej sypialni, więc zostawiłam mu go w jadalni.
– Dobrze... – Maia chciała powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie usłyszały dziwny stukot dobiegający z górnego piętra. Z nie małą konsternacją patrzyła na to, jak Tiziano zbiega po schodach, taszcząc za sobą dwie walizki – swoją i jej.
– Co się dzieje? – zapytała, widząc dziwne napięcie wypisane na twarzy narzeczonego.
– Niestety kochanie... – Tiziano spojrzał jej w oczy, a Maię przeraził ogrom rozpaczy widoczny w jego własnych. Czyżby ktoś umarł? – Musimy pilnie wracać do domu. Mój ojciec miał dziś rano atak serca.
– Co takiego?! – Maia, aż podskoczyła w miejscu. Lubiła i darzyła szacunkiem swojego przyszłego teścia, więc ta wiadomość naprawdę nią wstrząsnęła.
– A gdzie moja walizka? – zaczęła dociekać Eve.
– Nie wiedziałem, co jest twoje, więc spakowałem tylko te rzeczy, które rozpoznałem jako należące do Mai. Ty zgodnie z planem zostań tu do jutra i spokojnie dopakuj resztę. Enzo też zostanie. Wrócicie razem ze wszystkim odrzutowcem Daria, a ja i Maia za trzy godziny mamy lot rejsowy, więc naprawdę musimy się pośpieszyć.
– Lot rejsowy dokąd? – padło cierpkie pytanie.
Głowy wszystkie zwróciły się w kierunku Maranzano, który właśnie wszedł do holu w towarzystwie wesoło rozbrykanych Omerto i Vendetty.
– Kuzynie! Jak dobrze, że już jesteś. Pół godziny temu dostałem pilny telefon – Tiziano brzmiał nieco histerycznie. – Maia i ja musimy natychmiast wracać do domu. Mój ojciec wylądował w szpitalu i muszę jak najprędzej sprawdzić, co się z nim dzieje.
– Przecież na miejscu jest twoja macocha i cały sztab jego ludzi – zauważył oschle Wulkan. – Naprawdę sądzisz, że twoja obecność może mu w czymś pomóc?
– Adrienne sama prosiła bym zjawił się jak najszybciej. Musimy zaraz jechać na lotnisko, bo przecież samolot nie poczeka... – Tizio mówił chaotycznie, mocno przy tym gestykulując. Maia nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej widziała go, aż tak zdenerwowanego.
– W porządku. Mój odrzutowiec przez cały czas stoi gotowy na lotnisku, więc możesz z niego skorzystać. Jednak nie widzę powodów, dla których twoja narzeczona musiałaby lecieć razem z tobą – Maranzano zmierzył Tiziana zimnym spojrzeniem. – Z tego co mi wiadomo ma być prawnikiem, a nie lekarzem.
– Maia wraca ze mną i nikomu nic kurwa do tego! – wykrzyczał gwałtownie Tiziano.
W całym holu na chwilę zapadła głucha cisza, a Maia zaczęła się poważnie obawiać, czy Dario nie wyciągnie zaraz broni i nie zastrzeli swojego kuzyna, za tak rażący brak szacunku. Czym prędzej podeszła do narzeczonego i mocno złapała go za ramię.
– Chętnie z tobą polecę, tylko proszę, spróbuj się trochę uspokoić. Z twoim ojcem na pewno wszystko będzie w porządku.
O dziwo w oczach Tizia błysnęły łzy i mężczyzna zwiesił ponuro głowę, biorąc ciężki, niespokojny oddech.
– Daj mi godzinę na zorganizowanie wam przelotu – głos Daria zabrzmiał o wiele bardziej empatycznie.
Tiziano od razu spojrzał na kuzyna, po czym skinął mu krótko w odpowiedzi.
– Dziękuję – wychrypiał.
– Pójdę wziąć szybki prysznic i się przebrać, dobrze? – Maia była szczerze
zaniepokojona tym, w jakim stanie znajdował się obecnie jej narzeczony.
– Dobrze sarenko – wyszeptał, brzmiąc przy tym jakby był na skraju płaczu.
Na szczęście Dario nie skomentował tego, że Nicoletti znów użył przezwiska, które się mu nie podobało, za co Maia była mu w tej chwili szczerze wdzięczna. Czym prędzej udała się na górę, a Eveline poszła tam razem z nią, by pomóc jej się jak najszybciej ogarnąć. Lepiej było niczego nie przedłużać i nie dokładać Tiziano więcej nerwów.
<><><>
Zaledwie pół godziny później panna Sorrentino wychodziła już przed dom, gdzie czekał na nią wciąż wyraźnie spięty narzeczony oraz Ilario, który siedział już za kierownicą wielkiego, czarnego SUV– a.
– Jak się trzymasz? – Maia uśmiechnęła się z czułością, podchodząc bliżej.
Aż sapnęła z szoku, gdy Tiziano nagle złapał ją w talii, szybko obrócił i całym swoim ciałem przyparł do drzwi samochodu. Przyłożył swoje czoło do jej, dysząc jej w usta i drżąc czy tym lekko.
– Wiesz, że jesteś całym moim światem? – zapytał cicho, przytulając ją do siebie tak mocno, że to aż trochę bolało.
– Oczywiście, że o tym wiem – odpowiedziała szeptem, naprawdę coraz mocniej zaniepokojona. Tiziano nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Stan starego Nicolettiego musiał być naprawdę poważny, skoro to, aż tak mocno nim wstrząsnęło.
– Kocham cię od pierwszej chwili, gdy tylko cię zobaczyłem i nic nigdy tego nie zmieni. Jesteś miłością mojego życia! – Tizio wtulił twarz w zagięcie jej szyi, wyraźnie napawając się jej zapachem.
Maia poczuła, jak jej serce nieco się rozpływa nad tym, jak bardzo emocjonalnie odkryty był w tej chwili jej narzeczony. Wplotła palce w jego miękkie blond włosy, przeczesując je delikatnie. Miała nadzieję, że uścisk jej ramion przyniesie mu ukojenie, którego najwyraźniej tak bardzo teraz potrzebował. Tiziano uniósł głowę, chcąc złożyć na jej ustach namiętny pocałunek.
– Nicoletti! – Zabrzmiało to niczym trzask batem.
Tiziano i Maia od razu oderwali się od siebie i oboje z napięciem spojrzeli na stojącego przed domem Wulkana.
– Możemy już jechać? – Tizio chyba nie przejął się dość srogą miną kuzyna.
– Wszystko zgodnie z planem. – Ku zdziwieniu Mai, twarz Daria nagle rozjaśnił dziwnie złośliwy uśmieszek. – I muszę przyznać, że spisałeś się w tej sprawie z Meksykiem, gratuluję.
– Cieszę się, że jesteś zadowolony – Tiziano brzmiał niczym całkowicie wyprany z emocji. – Pozzi mówił mi, że wysyłasz go z nami aż do Filadelfii?
Maia ze zdziwieniem spojrzała na siedzącego za kierownicą mężczyznę. Dlaczego jeden z ochroniarzy Maranzano miał im towarzyszyć w podróży, skoro mieli lecieć prywatnym odrzutowcem, a w ich mieście Tiziano miał przecież własną ochronę.
– Tak, chcę z pierwszej ręki dowiedzieć się, jak się czuje wuj Gianluca – Dario nie przestawał się uśmiechać, powoli podchodząc w ich stronę. – Mam mu też do przekazania pewne wieści. – Dario wyciągnął w stronę kuzyna kremową kopertę, zaklejoną z tyłu lakową pieczęcią z herbem rodu Maranzanich.
– Nie mogę mu tego przekazać ustnie albo ty nie możesz do niego po prostu w tej sprawie zadzwonić? – spytał gburowato Tizio.
– Nie – odpowiedział po prostu Dario, po czym odwrócił się w stronę stojącej obok Mai i wyciągnął w jej stronę identyczną kopertę. – A ta jest dla twojego ojca. Ufam, że możesz mu ją ode mnie przekazać?
Maia miała wrażenie, że świat dookoła niej na chwilę zwolnił. Czego na Boga sam Don Maranzano – najwyższy przywódca, miałby chcieć od jej ojca, nisko postawionego w szeregach mafii księgowego? Nie mogła się jednak zbyt długo wahać, dlatego przyjęła kopertę, mając nadzieję, iż Dario nie zauważył lekkiego drżenia jej palców.
– Oczywiście, z przyjemnością mu ją przekażę – wyszeptała przez spierzchnięte usta.
– Doskonale – Capo uśmiechnął się do niej, po czym sięgnął po jej dłoń i patrząc jej prosto w oczy złożył na niej krótki pocałunek. – Wspaniale było cię... Was gościć w moim domu. – Dario puścił dłoń Mai i wyciągnął rękę, by wymienić męski uścisk z Tiziano.
– To nam było bardzo miło. Dziękujemy za zaproszenie – odpowiedziała grzecznie panna Sorrentino.
– Tak stary, dziękuję ci. Za wszystko – Tiziano klepnął kuzyna w ramię, po czym otworzył drzwi SUV– a i pomógł Mai zająć miejsce.
– Udanej podróży – Na ustach Daria znów pojawił się ten niepokojący, cyniczny uśmieszek. Maia również się do niego uśmiechnęła, jednocześnie zaskoczona tym, że narzeczony usiadł z tyłu obok niej, a nie jak miał zwykle w zwyczaju – z przodu obok kierowcy.
Tiziano wreszcie zatrzasnął drzwi i odetchnął naprawdę głęboko, jak gdyby ktoś nagle zdjął mu z ramion znaczną część jakiegoś ciężaru.
– Cieszę się, że wracamy – przyznał szczerze, sięgając po rękę Mai i składając
na niej o wiele mocniejszy pocałunek niż zrobił to przed chwilą Maranzano.
Maia poczuła się dość dziwnie, bo sama jeszcze dzisiejszego poranka z całą pewnością podzieliłaby radość Tiziana z szybszego powrotu. Teraz jednak jakoś wcale tego nie czuła. Wręcz przeciwnie – było jej nawet trochę żal, gdyż uświadomiła sobie, że nie wiadomo czy jeszcze kiedyś dane jej będzie przyjechać na to ranczo, które na swój sposób, zdołało podbić swym urokiem część jej serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz