Epilog Sad
Beta:
Kite Millie
⁂⁂⁂
Następnego dnia Hermiona unikała Rona, jak mogła, co nie było
wcale łatwe w maleńkim domu Weasleyów. Mimo to w czasie
wspólnych posiłków siadała z daleka od niego i nie
uczestniczyła w tym dniu w rozmowach prowadzonych
w salonie, wiedząc, że jej przyjaciel tam przebywa. Wczorajsza
sytuacja była bardzo krępująca. Gdy Ron zorientował się, że
Hermiona nie odwzajemnia jego pocałunku, speszony przestał ją
całować, zaczerwienił się i palnął coś głupiego jako namiastkę
przeprosin. Hermiona równie zawstydzona próbowała krótko
i rzeczowo wyjaśnić mu, że kocha go tylko i wyłącznie jako przyjaciela, co znów
skutkowało głupawym chichotem rudzielca
i zapewnianiem jej, że rozumie, ale może jednak...
Na szczęście tę bardzo żenującą chwilę przerwała pani
Weasley, wołając Hermionę, by ta pomogła jej w przygotowaniach
do obiadu.
Od tamtej pory przyjaciele nie rozmawiali ze sobą. Dopiero
następnego dnia w porze kolacji Hermiona zorientowała się, że
będzie zmuszona usiąść obok niego. Podejrzewała, że Ron jakoś
przekupił Oscara, by ten koniecznie chciał dziś siedzieć obok Ginny, a jako że jej rodzice woleli zjeść posiłek
w swoim pokoju na poddaszu, nie miała wiarygodnej wymówki, by
uciec od towarzystwa Rona.
– Wszystko w porządku? – zapytał, gdy niechętnie obok
niego usiadła.
– Tak – odpowiedziała krótko, siląc się na cień uśmiechu.
– Między nami też? – wypalił nerwowo Ron.
– Tak, między nami też w porządku.
Tym razem jej uśmiech był nieco bardziej szczery. Cieszyła się,
że Ronowi mimo wszystko zależy na dobrych relacjach pomiędzy nimi.
– Hermiono, ktoś do ciebie, czeka w ogrodzie – poinformował
ją pan Weasley, wchodząc do kuchni.
Zerwała się na równe nogi, w myślach wciąż powtarzając
jedno słowo: "Draco!". Miała
nadzieję, że wreszcie otrzyma od niego jakieś informacje.
Ostatnie trzy tygodnie były dla niej prawdziwą katorgą.
Starała się nie biec, choć króciutka
droga z kuchni do ogrodu zdawała się nie mieć
końca. Nie mogła się już doczekać, aż go zobaczy...
Weszła do ogrodu i rozejrzała się dookoła, z mocno
bijącym sercem. Przy płocie stała postać
w czarnej pelerynie. Powoli zapadał już zmrok, ale nawet
z daleka rozpoznała, że nie był to jej mąż. Poczuła,
jak jej nadzieja gaśnie, a serce boleśnie się zaciska. To nie
był on...
– Witaj, Theo, pan Weasley mówił, że
na mnie czekasz. – Hermiona zmusiła się
do uśmiechu i podeszła do mężczyzny.
– Dobry wieczór. Dobrze cię widzieć.
– Theodore uśmiechnął się do niej uprzejmie.
– Theodore uśmiechnął się do niej uprzejmie.
– Czy z Draco wszystko w porządku? – zapytała, nie
mogąc wytrzyma
dłużej.
– Niestety nie miałem zbyt wiele czasu na rozmowę z nim, ale
wydaje mi się, że tak – odpowiedział zgodnie z prawdą
Nott.
– Może wejdziemy do domu?
– Nie, dziękuję, ale śpieszy mi się.
– To co cię do mnie sprowadza? – zapytała zaciekawiona.
– Pewnie się ucieszysz, jak ci powiem, że twój eliksir zadziałał
doskonale. Lucjusz Malfoy myśli teraz, że jest zwykłym mugolem...
– Naprawdę? – Hermiona była trochę zaskoczona tą wiadomością,
choć w głębi serca od zawsze podejrzewała, że Draco potrzebował
tego eliksiru, by napoić nim swojego ojca.
– Narcyza jest przy nim, wszystko się udało. Uwierzył, że
stracił pamięć w wyniku wypadku.
– Co teraz? Kto będzie teraz naszym ministrem? – dopytywała.
– Z tego co wiem, Zabini ma sprowadzić Shacklebolta do ministerstwa, jak tylko ten lepiej się poczuje.
– Kingsley znów będzie ministrem? Wspaniale!
– Takie są plany. Draco wyznaczył kilku ludzi, którzy mają się
wszystkim zająć...
– A co z nim? Też będzie pracował teraz
w ministerstwie? – Tak bardzo chciałaby usłyszeć
coś więcej na temat ukochanego.
Theodore popatrzył na nią uważnie, po czym uśmiechnął się
lekko i wyjął z kieszeni płaszcza szarą kopertę.
– Myślę, że wyjaśnił ci wszystko w liście...
– W liście? – Hermiona była zawiedziona. Niczego nie
pragnęła bardziej, niż możliwości ponownego spotkania z mężem.
Najwyraźniej jednak przyjdzie jej jeszcze na to poczekać.
Odebrała list od Notta i podziękowała mu z wymuszonym
uśmiechem.
– Muszę już wracać...
– Dziękuję ci, Theo, prawdziwy z ciebie
przyjaciel. – Hermiona, nie zważając na
nic, uciskała go serdecznie.
– Nie ma sprawy, zawsze możesz na mnie liczyć
– Theo uśmiechnął się, choć mimo to wydawał się smutny.
– Theo uśmiechnął się, choć mimo to wydawał się smutny.
– A ty, co będziesz teraz robił? – zapytała.
– Jeszcze dziś wyjeżdżam. Misja daleko stąd...
– Rozumiem. W takim razie powodzenia.
– Hermiona uśmiechnęła się do niego ciepło.
– Dzięki i... wzajemnie. – Theodore
spojrzał na nią ostatni raz, po czym odwrócił się na pięcie
i zniknął, żywiąc przekonanie, że pozostawia Hermionę pod
opieką Draco. Liczył, że będą oni teraz razem naprawdę
szczęśliwi, a on sam, gdyby został, tylko by im w tym
szczęściu przeszkadzał.
⁂⁂⁂
Hermiona szybko wbiegła na górę, do małego pokoiku, który
dzieliła z Ginny, nie mogąc się powstrzymać od natychmiastowego przeczytania listu. Rozwinęła pergamin
i z uśmiechem spojrzała na te znajome pismo, które tak
polubiła:
"Droga Hermiono,
Przepraszam.
Wiem, że skrzywdziłem cię tyle razy, że nawet nie mam prawa prosić o twoje wybaczenie. Chcę Ci jednak powiedzieć, że te kilka miesięcy, które dane mi było spędzić z tobą, były najlepszym, co mnie
w życiu spotkało. Jestem złym człowiekiem, bo przez chwilę
zapragnąłem przywiązać
cię do siebie na stałe, nie zważając na to, jak trudne byłoby
dla ciebie trwanie u boku kogoś takiego, jak ja. Nie mogę tego
zrobić.
Zakochałem się w tobie szczerze i prawdziwie i tylko
ta miłość jest w stanie dać mi siłę do tego, co muszę zrobić. Chcę, żebyś była szczęśliwa – nie
ważne z kim. Obiecuję ci, że nigdy
nie wrócę, by zepsuć ci to szczęście. Wypiję dziś eliksir zapomnienia. Tak będzie
najlepiej. Chcę jednak, byś wiedziała,
że, z pamięcią czy bez,
byłaś moją jedyną i największą miłością.
Dbaj o siebie.
Draco.
PS. Dziękuje, że mnie zauważyłaś..."
Płakała, a jej łzy kapały na list, rozmazując atrament. Jak
mógł? Jak śmiał? Przecież obiecał! Dał jej słowo, że się
spotkają, jak tylko skończą się problemy z Lucjuszem.
Dlaczego skłamał? Dlaczego znów okazał się być podłym Ślizgonem?
Poczuła falę głębokiego żalu, a później nieopisanej
wściekłości. Łzy płynęły jej po twarzy, a ona nie
wiedziała, co zrobić dalej ze swoim życiem. Jak, jak sobie z tym poradzić, gdy świat po raz kolejny walił się jej na głowę? A już
myślała, że wszystko będzie dobrze...
Nagle zakręciło jej się w głowie, a żołądek podszedł
jej do gardła. Pędem rzuciła się w stronę łazienki. To był
dopiero początek jej kłopotów...
⁂⁂⁂
– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
– Narcyza siedziała na przeciwko niego i nerwowo zaciskała ręce.
– Narcyza siedziała na przeciwko niego i nerwowo zaciskała ręce.
– Tak będzie najlepiej – odpowiedział, beznamiętnie wpatrując
się w płonący w kominku ogień.
– Dlaczego nie dałeś jej szansy, by ci sama powiedziała,
co wybiera? Może wcale nie chce zostać
z tym Weasleyem?
– Daj spokój mamo, to i tak nie miało prawa się udać. Nie po tym, w jaki sposób się w ogóle zaczęło.
– Draco zacisnął dłoń, w której spoczywała mała fiolka
z bursztynowym płynem.
– Ale między wami na pewno do niczego nie doszło? Wy nigdy,
nic... – dopytywała.
– Nic, co mogłoby sprawić, że mam do niej jakieś prawo. To skończony temat,
mamo, już zdecydowałem. Zabini wszystko przygotował.
– Na pewno nie wolisz wypić tej dawki bez zaklęcia zamknięcia magii? Nigdy już nie będziesz
czarodziejem...
– To dobrze, tak będzie lepiej. Dla ciebie też. Idź już,
mamo, zobaczymy się jutro... – Uśmiechnął
się cierpko pod nosem. Przecież nawet jej nie pozna...
– Zastanów się jeszcze chwilę, nic nie jest przesądzone, póki
nie wypijesz zawartości tej fiolki. –
Narcyza wstała i podeszła, by pocałować syna w czoło. Kochała go najmocniej na świecie i cho
nie zgadzała się z jego decyzją, postanowiła ją uszanować. Jej syn był zawsze bardzo uparty i miał prawo decydować o swoim życiu. Żałowała trochę, że między nim,
a Hermioną nie doszło do czegoś więcej. Miała nadzieję, że
fałszywy eliksir antykoncepcyjny, który podrzuciła do walizki
swojej synowej, mógł im dać złudne poczucie bezpieczeństwa, a jej wkrótce upragnionego
wnuka. Draco jednak powiedział jej, że między nim, a Hermioną
nie doszło do niczego... A szkoda. Wtedy miałaby argument do
powstrzymania go przed wymazaniem z pamięci jego żony.
– To dla twojego dobra Hermiono, żegnaj ukochana... Na zawsze.
⁂⁂⁂
– Bez wątpienia szósty tydzień ciąży – poinformował ją
wesoło ginekolog, kończąc robi
USG.
Hermiona odwróciła twarz w stronę ściany, próbując
zapanować nad napływającymi do oczu łzami. Dlaczego? Dlaczego teraz?
Dlaczego właśnie tak? Dlaczego była tak głupia, by zaufać Narcyzie i wypiła ten przeklęty eliksir, zamiast zrobić swój? Teściowa ją okłamała i zostawiła samą ze
wszystkimi problemami. Nie chciała jej znać. Jednak to było teraz nieważne, teraz wiedziała, że będzie
musiała sobie jakoś poradzi, bo jej chwiejne plany, które dopiero zaczęła sobie układać, znów runęły, niczym domek z kart. Los nie był dla niej
łaskawy...
Była jednak pewna, że znajdzie w sobie na to siłę.
Uśmiechnęła się lekko. Teraz miała dla kogo żyć.
.
⁂⁂⁂
6 miesięcy później
– Bardzo mi przykro, ale niestety nie udało nam się uratować pani syna. Pani upadek wywołał przedwczesny poród, nastąpiło to
o kilka tygodni przed planowanym terminem, a to
spowodowało, że... – Nie słyszała, co lekarz do niej mówi. Nie
słyszała niczego poza szalejącą za oknem burzą. Wiedziała, że
to jej wina. Zabiła swoje dziecko. Przez własną głupotę straciła
ukochanego synka. Oscar poprosił o naleśniki, a ona,
zamiast użyć różdżki, weszła na krzesło, by zdjąć
mikser z górnej półki. Krzesło się przewróciło...
Znów świat zawalił jej się na głowę, miażdżąc jej serce
w drobny mak... Nie potrafiła sobie wybaczyć.Nie chciała nikogo widzieć. Wiedziała, że jej życie jest jednym wielkim pasmem bólu
i udręki. Chciała umrzeć. Zamknąć oczy i odejść, na
zawsze.
⁂⁂⁂
6 lat później
Lubiła przychodzić na plac zabaw i patrzeć na biegające po nim wesoło dzieci. Po całym dniu pracy
w mugolskiej bibliotece naprawdę ta chwila w towarzystwie
okrzyków radości i wybuchów śmiechu pozwalała jej doszukiwać się w samej sobie, jeszcze choć krzty chęci do życia...
Siadała na ławce i zawsze zastanawiała się,
co by było, gdyby tamtego feralnego dnia nie spadła z krzesła.
Czy przychodziłaby tutaj teraz ze swoim synkiem? Czy patrzyłaby,
jak wesoło biega i bawi się z innymi dziećmi? Czy byłby podobny do swojego ojca, a czy ona myślałaby
o tym, by jednak odnaleźć i spróbowała mu o sobie przypomnieć.
Codziennie to samo. Ciąg dręczących ją pytań, na które nie miała
odpowiedzi.
Dzieci bawiły się, biegały, a ona tłumiła w sobie
gorycz i żal. Beznadziejnie...
– Hermiona!
Poczuła się, jakby właśnie uderzył
w nią grom. Znała ten głos. Odtwarzała go w swej
pamięci każdego dnia. Chyba dlatego jej się wydawało, że to on,
gdy ktoś zawołał to imię.
– Hermiona, chodź tutaj! – usłyszała ponownie.
Wstała z ławki i rozejrzała się dookoła. Mężczyzna
w jasnoniebieskiej koszuli stał nieopodal odwrócony do niej
plecami. Jednak coś w jego postawie i kolor jego włosów
sprawił, że serce zabiło jej szybciej.
Powoli podeszła do niego i ostrożnie dotknęła jego ramienia.
– Draco, to ty? – wyszeptała.
Mężczyzna odwrócił się do niej, a Hermiona poczuła, jak
nogi się pod nią uginają. To był on. Draco... jej Draco. Minęło
sześć lat, a on prawie w ogóle się nie zmienił!
Blondyn popatrzył na nią z zainteresowaniem i uśmiechnął
się lekko.
– Dzień dobry, chyba mnie z kimś pani pomyliła. Nazywam się
Darren, Darren Malloy – przedstawił się, wyciągając do niej
uprzejmie dłoń, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
Hermiona otworzyła usta, a tysiące myśli przebiegało
teraz przez jej głowę. On jej nie poznawał! Więc jednak wypił
eliksir... Zapomniał.
– Hermiona Granger – przedstawiła się drżącym głosem.
Draco zmarszczył czoło w zamyśleniu. Miał wrażenie, że
skądś znał to nazwisko, nie potrafił sobie jednak przypomnieć skąd. Czuł jednak wyraźnie, że stojąca przed nim kobieta jest
kimś wyjątkowym i intrygującym.
– Ach! To dlatego pani pomyślała, że ją wołam. Hermiona to
moja...
– Tatusiu! – czteroletnia szatynka podbiegła do ojca z szerokim
uśmiechem na twarzy.
– To moja córka – dokończył z uśmiechem, biorąc córkę
na ręce i składając na jej policzku soczystego buziaka.
Hermiona patrzyła na to wszystko, jak sparaliżowana. Czuła się,
jakby opuściła swoje ciało i patrzyła na tę scenę z boku.
To było takie nierealne, ale mimo wszystko działo się naprawdę.
– Tatusiu, musimy już wracać? – zapytała dziewczynka z grymasem niezadowolenia.
– Niestety tak skarbie, mama będzie się martwić – Draco odwrócił się w stronę Hermiony.
– Niedawno przeprowadziliśmy się tutaj całą rodziną z Fife,
a Mionka bardzo chciała zobaczyć okolicę. Żona jest w kolejnej ciąży, dlatego nie mogła nam
towarzyszyć – wyjaśnił jej, wciąż uśmiechając się uprzejmie.
– Przepraszam – wydusiła wreszcie z siebie.
– Chyba faktycznie z kimś pana pomyliłam... – odwróciła
się i ruszyła przed siebie.
– Nic się nie stało. Często tu pani bywa? Hej! Proszę poczekać! Czy wie pani może... – Draco najwidoczniej nie chciał jeszcze
kończyć tej rozmowy, ale ona nie mogła ani chwili dłużej na niego patrzeć. Musiała uciec. Uciec, jak najdalej tylko mogła.
Na zawsze.
⁂⁂⁂
– Babciu, babciu! Poznałam na placu zabaw nowe koleżanki! –
ekscytowała się Hermionka, gdy tylko wrócili do domu.
– Tak? To fantastycznie. – Narcyza
wzięła wnuczkę na kolana i ucałowała ją w policzek.
– Darren pamiętaj, że masz jeszcze dziś rozpakować te pudła z książkami – narzekała Mindy, która
przechodziła właśnie przez etap wahania nastrojów spowodowany
ciążą.
– Pamiętam, kochanie. Idź, usiądź sobie do salonu i odpocznij
trochę – poradził jej, zmuszając się do uśmiechu.
– Nie pouczaj mnie! Nie jestem dzieckiem! – ofuknęła go
gniewnie, wychodząc do salonu.
– Musisz mieć do niej dużo cierpliwości, skarbie – poradziła mu matka
z ciepłym uśmiechem.
– Staram się, mamo. – Darren zamknął
oczy i odetchnął głęboko. Obraz kobiety z parku pojawi
się niemal natychmiast w jego wyobraźni.
– Babciu, a tata w parku rozmawiał z jakąś panią
– poskarżyła Miona, schodząc z jej kolan i biegnąc do
salonu pooglądać telewizję.
Narcyza poczuła nieprzyjemny dreszcz. Od początku bała się, że
ich powrót do Londynu mógł sprawić, że Draco bądź Lucjusz spotkają kogoś znajomego. Co prawda,
byli teraz zwykłymi mugolami, ale i tak ryzyko przecież
istniało...
– No właśnie, mamo, może pamiętasz,
czy przed wypadkiem samochodowym, w którym ja i ojciec
straciliśmy pamięć, znałem jakąś Hermionę?
– Hermionę? Dlaczego akurat o to pytasz? – Narcyza wyraźnie
się spięła.
– Gdy mała się urodziła, byłem pewien, że właśnie tak chcę
jej dać na imię. Nie wiem czemu, ale czułem, że bardzo je lubię.
A dzisiaj w parku podeszła do mnie pewna kobieta.
Przedstawiła mi się jako Hermiona, a ja... ja miałem
wrażenie, że być może ją znam. – Darren potarł twarz
i znów przypomniał sobie wzrok tej kobiety. Dlaczego jej oczy
tak mocno zapadły mu w pamięć, a zapach przywodził na
myśl coś ciepłego, przyjemnego i szczęśliwego?
– Nic nie wiem o żadnej Hermionie, synku. Wybacz, ale muszę
już iść. Ojciec pewnie już wrócił z partyjki golfa.
– Narcyza szybko wstała i skierowała się do wyjścia.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i poczuła, jak jej serce boleśnie
się zaciska. Jak to możliwe, że Draco już pierwszego dnia po
powrocie do Londynu spotkał akurat Hermionę? Przeznaczenie? Nie
było dnia, by nie zastanawiała się nad tym, czy nie wyrządziła
mu ogromnej krzywdy, pozwalając na wypicie eliksiru i wymazanie
z pamięci jedynej kobiety, którą kiedykolwiek kochał.
Wiedziała, że nigdy nie czuł do Mindy tego samego, co poczuł
kiedyś do swojej pierwszej żony. Jednak to ona sama namawiała go,
by się zaangażował i założył z Mindy rodzinę. Tak
bardzo chciała, by jej syn znów był szczęśliwy...
Jednak każdego dnia bała się, że Draco kiedyś sobie przypomni.
Severus zawsze jej powtarzał to, w co
tak mocno wierzył Dumbledore. Nie ma silniejszej magii niż
miłość... i żaden eliksir nie mógł jej wymazać z pamięci, na zawsze.
⁂⁂⁂
Deszcz padał z coraz większą intensywnością, ale jej
to nie przeszkadzało. Chodziła opustoszałymi ulicami Londynu
i zastanawiała się, jak to się stało, że od sześciu lat
jej życie leżało rozsypane w pył, a on w tym
czasie ożenił się, spłodził dzieci i był tak bardzo
szczęśliwy. Żył dalej. Pokochał inną. Jego życie było udane
i wiódł je w spokoju... bez niej. A ona nie
potrafiła niczego zrobić dobrze. Wszystko, czego dotykała,
kończyło się katastrofą. Po utracie dziecka pozwoliła Oscarowi
na pewien czas zamieszkać z Josephem i Rose, a potem tak długo cierpiała
i wychodziła z depresji, że mały przywykł do nowego
miejsca, przestał za nią tęsknić i nie chciał wrócić, gdy mu to wreszcie zaproponowała. Została sama. Na krótko
zamieszkała z rodzicami, którzy po pewnym czasie również
mieli dość jej ciągłej rozpaczy i użalania się nad sobą.
Poprosili ją, by się wyprowadziła i zaczęła życie od nowa.
Ona jednak nie potrafiła tego zrobić.Zamknęła się we własnym świecie. Cztery puste, szare ściany
i jej ogromny smutek i żal. Poddała się i przestała
marzyć, planować, iść do przodu. Mimo starań przyjaciół ona wolała być sama, pozostać ze swą zgryzotą i wegetować w samotności, bo życiem nie mogła tego nazwać.
Szła tak, aż znalazła się na Tower Bridge. Szybki nurt Tamizy
płynął tuż pod mostem, a ona zapatrzyła się w toń
wody, czując, że ta decyzja zapadła już dawno. Dzisiejsze
wydarzenie sprawiło tylko, że przyśpieszyła jej wykonanie.
Nadeszła pora.
⁂⁂⁂
– Popatrz na mnie...– zabrzmiała prośba.
Mała dziewczynka z burzą włosów na głowie patrzy na niego
ze złością...
Śliczna nastolatka mija go na korytarzu z naręczem książek
i rzuca mu spojrzenie pełne pogardy i niechęci...
Młoda kobieta patrzy na zastygłą twarz czarnowłosego chłopaka,
którego głowę trzyma na swoich kolanach, z jej pięknych oczu
płyną łzy...
Ktoś na niego wpada, opuszcza wzrok, a ona unosi głowę.
Dookoła nich leżą rozrzucone książki. W jej spojrzeniu
wściekłość miesza się z zażenowaniem...
Hermiona stoi przed lustrem w białej sukni, a on trzyma
ręce na jej ramionach. Ich spojrzenia spotykają się w szklanej
tafli...
Znajdują się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, na długim
stole stoją poustawiane jakieś dziwne kotły, w których
bulgocze kolorowa ciecz. Patrzą sobie w oczy, a on sięga
do jej włosów, by wyplata
z nich spinkę. Miękkie pukle opadają na jej ramiona, a on
marzy tylko o tym, by móc ją pocałować. Słyszy swój własny szept:
– Dziękuję...
Stoją pośrodku hotelowego pokoju. Obejmują się i całują.
Nagle on odrywa się od niej. Patrzy jej w oczy i cicho
prosi:
– Zauważ mnie...
Ona wtula się w jego ramiona, a jej słodki zapach
zapisuje się w najmniejszym zakamarku jego pamięci.
– Widzę...– szepcze cicho, a on czuje, jak jego życie
w tej chwili nabiera sensu...
Rozrzucone po poduszce włosy, delikatne, malinowe usta
i przyśpieszony oddech.
– O tak, Draco...– jej szept spowodował, że miał ochotę
krzyczeć z radości.
– Hermiono...– szepnął miękko,
unosząc się i całując ją w usta.
– Spójrz mi w oczy...– poprosiła go cicho.
Patrzył.
⁂⁂⁂
– Hermiona!! – usiadł na łóżku, ciężko dysząc. –
Kobieta z parku... Hermiona... To nie był sen!
O Boże! – Ukrył twarz
w dłoniach, nie mogąc zapanować nad własnym oddechem.
– Zwariowałeś Darren? Hermiona śpi w swoim pokoju. Żadna
kobieta z parku nie chciała jej nic zrobić. Obudziłeś mnie, a wiesz, jak ciężko mi zasnąć z tym
brzuchem – gderała Mindy, wstając i zakładając szlafrok.
Draco patrzył, jak jego żona wychodzi z pokoju i wtedy
zrozumiał. Wypijając eliksir, tamtego dnia, zrujnował swoje życie.
Na zawsze.
⁂⁂⁂
Sięgnęła do kieszeni płaszcza, wyjmując z niej
ostatnią pamiątkę. Była jedyną rzeczą od niego, której jeszcze
się nie pozbyła. Draco zostawił jej skrytkę pełna pieniędzy,
z której nie skorzystała. I dom w Livigno, do
którego nigdy więcej nie pojechała. Zabini zniszczył ich akt
małżeństwa, więc oficjalnie nic ich nigdy nie łączyło. Ślubną
obrączkę i pierścionek zaręczynowy odesłała sową do
Narcyzy Malfoy, bez słowa wyjaśnienia, a książki, które
kupił dla niej na aukcji w Londynie, oddała do biblioteki,
w której pracowała. Zostało jej tylko to. Rubinowa kolia,
którą jej podarował w dniu ich ślubu. Nie miała jej na
sobie od dnia, gdy uciekła z jego domu. Teraz, stojąc na
moście, nad rwącą Tamizą i moknąc w strugach deszczu,
ponownie zapięła ją na swojej szyi. To wcale nie był smutny
koniec. Wreszcie odnajdzie spokój. Znów spotka Harry'ego, uściska
wreszcie swego ukochanego synka. Będzie szczęśliwa. Nie będzie
już dręczących myśli o tym, że jej ukochany mężczyzna
chodzi gdzieś po świecie. Nie będzie już marzyła o tym,
by przeżyć choć jeszcze jedną chwilę, gdy znów będą sami.
Teraz znajdą się w dwóch różnych światach. On ma swoją
rodzinę i dobre, szczęśliwe życie. Ona zaś jedną drogę
przed sobą. Ostatni krok. Zamknęła oczy i rozłożyła ręce.
Rubin błysnął ostatni raz. Gdzieś w oddali zabrzęczała
cicho stal.
Żegnaj kochany...
Na zawsze.
⁂⁂⁂
Kochani!
Muszę Was poinformować, że następne publikacje będą pojawiały się z drobnymi opóźnieniami, ze względu na gorący okres przedświatęczny, nawał pracy, sprawy osobiste i mały kontakt mojej wyobraźni z weną :) Będę starała się dodawać teksty, jak najczęściej, ale niczego na razie nie mogę Wam obiecać. Buziaki dla Wszystkich!
V.
Ha! Pierwsza!
OdpowiedzUsuńEkhem... tego nie było XD
Boże , za każdym razem gdy czytam ten epilog chce mi się ryczeć :( Wydaje mi się on tak bardzo realistyczny i prawdziwy... Uwielbiam go , choć wersje happy też :) mam nadzieje , że te wspomniane opóźnienia nie będą zbyt duże :) Weny życzę
PF
Wzruszasz mnie za każdym razem 😊. Twój genialny styl pisania 😁. Czekam na klejone rozdziały. Życzę kolejnych świetnych pomysłów!
OdpowiedzUsuńO nie, nie, nie. Ja nie uznaję tej wersji wydarzeń. Proszę mi tutaj napisać szczęśliwe zakończenie (co z tego, że już je czytałam).
OdpowiedzUsuńA jest już happy end ????
UsuńNo to jest naprawdę smutna historia,ale ja tam czekam na tą radosną wersję
OdpowiedzUsuńFaktycznie smutna :/ biedna Hermiona.. ale potrafię zrozumieć decyzje Draco chociaż ciężko się z nią pogodzić... No i jednak to zrobiłaś ^^ dramione bez połączenia na końcu bohaterów :/ myślę że właśnie to zakończenie idealnie pasuje do tej opowieści... Nie zawsze jest się szczęśliwym :(
OdpowiedzUsuńBardzo mi się to podoba *-* dzięki Veniku
Poryczałam się...
OdpowiedzUsuńkolejny raz czytam to zakończenie i za każdym razem oczy zachodzą łzami :(
OdpowiedzUsuńPopłakałam się
OdpowiedzUsuńAle zrobisz wesoły epilog?
O nieeee.... Strasznie smutny, ale zarówno piękny epilog, na prawdę świetny... Strasznie się wzruszyłam, aż musiałam ocierać pojedyncze łezki. Nie wierzę, że mogło się to tak skończyć, dlatego czekam na epilog w wersji WESOŁEJ. Mam nadzieję, że szybko uporasz się z natłokiem pracy i wstawisz coś nowego :*
OdpowiedzUsuńOch, nie dam rady przeczytać tego epilogu jeszcze raz, za bardzo łamie serce. Ale jeden z piękniejszych, jakie czytałam. Czekam na ten wesoły, żeby kamień z serca spadł. Bo mam teraz wrażenie, że to koniec i zostało tylko smutne zakończenie.
OdpowiedzUsuńNo i kolejna historia za mną!
OdpowiedzUsuńNiesamowite, skąd Ty bierzesz tyle pomysłów?!
Każde opowiadanie jest inne, oryginalne i widać, że z każdym nabierasz wprawy...
A epilog... brak słów.
Naprawdę piękne.
To było naprawdę smuuuuutneee... :'( Ale opowiadanie świetne i nie mam pojęcia skąd ty masz tyle pomysłów. Koffam twoje opowiadania i szczerze mówiąc, chyba to zakończenie będzie dla mnie fajniejsze niż to wesołe, ale kto wie...
OdpowiedzUsuńNie, nie, ja się do smutnych epilogów nie nadaję....dobrze, że jest jednak happy end:D
OdpowiedzUsuńP.S. I to zawsze wszystko przez RONA!!
OdpowiedzUsuńTo jest serio smutne :'(
OdpowiedzUsuńOkay, siedzę i się popłakałam. Jak głupia siedzę i ryczę ja nie wiem co twoje opowiadania ze mną robią. Albo się śmieje w głos albo płacze jak głupia ... to jest prze piękne
OdpowiedzUsuńW końcu po kolejnym razie, odważyłam się przeczytać wersję smutną. Nie żałuję, bo każde napisane przez Ciebie słowo czaruje czytelnika, że wpada w trans czytania - przynajmniej u mnie tak to działa. Ale lecą mi łzy, serce krwawi po rozerwaniu. Nie nadaję się niestety na wersje smutne... Cóż idę się pocieszyć kolejnym Twoim opowiadaniem, Sny przede mną <3
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się, że został mi jeszcze ten epilog, bo się go tak strasznie bałam, ponieważ był podpisany jako smutny i wiesz co, no i się popłakałam, a w dodatku jeszcze gorzej niż zazwyczaj, cały czas podczas czytania tego płakałam
OdpowiedzUsuń