czwartek, 15 grudnia 2016

Rubin i Stal - Epilog - wersja smutna

 Epilog Sad
Beta: Kite Millie

⁂⁂⁂
Następnego dnia Hermiona unikała Rona, jak mogła, co nie było wcale łatwe w maleńkim domu Weasleyów. Mimo to w czasie wspólnych posiłków siadała z daleka od niego i nie uczestniczyła w tym dniu w rozmowach prowadzonych w salonie, wiedząc, że jej przyjaciel tam przebywa. Wczorajsza sytuacja była bardzo krępująca. Gdy Ron zorientował się, że Hermiona nie odwzajemnia jego pocałunku, speszony przestał ją całować, zaczerwienił się i palnął coś głupiego jako namiastkę przeprosin. Hermiona równie zawstydzona próbowała krótko i rzeczowo wyjaśnić mu, że kocha go tylko i wyłącznie jako przyjaciela, co znów skutkowało głupawym chichotem rudzielca i zapewnianiem jej, że rozumie, ale może jednak...
Na szczęście tę bardzo żenującą chwilę przerwała pani Weasley, wołając Hermionę, by ta pomogła jej w przygotowaniach do obiadu.
Od tamtej pory przyjaciele nie rozmawiali ze sobą. Dopiero następnego dnia w porze kolacji Hermiona zorientowała się, że będzie zmuszona usiąść obok niego. Podejrzewała, że Ron jakoś przekupił Oscara, by ten koniecznie chciał dziś siedzieć obok Ginny, a jako że jej rodzice woleli zjeść posiłek w swoim pokoju na poddaszu, nie miała wiarygodnej wymówki, by uciec od towarzystwa Rona.
– Wszystko w porządku? – zapytał, gdy niechętnie obok niego usiadła.
– Tak – odpowiedziała krótko, siląc się na cień uśmiechu.
– Między nami też? – wypalił nerwowo Ron.
– Tak, między nami też w porządku.
Tym razem jej uśmiech był nieco bardziej szczery. Cieszyła się, że Ronowi mimo wszystko zależy na dobrych relacjach pomiędzy nimi.
– Hermiono, ktoś do ciebie, czeka w ogrodzie – poinformował ją pan Weasley, wchodząc do kuchni.
Zerwała się na równe nogi, w myślach wciąż powtarzając jedno słowo: "Draco!". Miała nadzieję, że wreszcie otrzyma od niego jakieś informacje. Ostatnie trzy tygodnie były dla niej prawdziwą katorgą.
Starała się nie biec, choć króciutka droga z kuchni do ogrodu zdawała się nie mieć
końca. Nie mogła się już doczekać, aż go zobaczy...
Weszła do ogrodu i rozejrzała się dookoła, z mocno bijącym sercem. Przy płocie stała postać
w czarnej pelerynie. Powoli zapadał już zmrok, ale nawet z daleka rozpoznała, że nie był to jej mąż. Poczuła, jak jej nadzieja gaśnie, a serce boleśnie się zaciska. To nie był on...
– Witaj, Theo, pan Weasley mówił, że na mnie czekasz. – Hermiona zmusiła się do uśmiechu i podeszła do mężczyzny.
– Dobry wieczór. Dobrze cię widzieć.
     – Theodore uśmiechnął się do niej uprzejmie.
– Czy z Draco wszystko w porządku? – zapytała, nie mogąc wytrzyma
dłużej.
– Niestety nie miałem zbyt wiele czasu na rozmowę z nim, ale wydaje mi się, że tak – odpowiedział zgodnie z prawdą Nott.
– Może wejdziemy do domu?
– Nie, dziękuję, ale śpieszy mi się.
– To co cię do mnie sprowadza? – zapytała zaciekawiona.
– Pewnie się ucieszysz, jak ci powiem, że twój eliksir zadziałał doskonale. Lucjusz Malfoy myśli teraz, że jest zwykłym mugolem...
– Naprawdę? – Hermiona była trochę zaskoczona tą wiadomością, choć w głębi serca od zawsze podejrzewała, że Draco potrzebował tego eliksiru, by napoić nim swojego ojca.
– Narcyza jest przy nim, wszystko się udało. Uwierzył, że stracił pamięć w wyniku wypadku.
– Co teraz? Kto będzie teraz naszym ministrem? – dopytywała.
– Z tego co wiem, Zabini ma sprowadzić Shacklebolta do ministerstwa, jak tylko ten lepiej się poczuje.
– Kingsley znów będzie ministrem? Wspaniale!
– Takie są plany. Draco wyznaczył kilku ludzi, którzy mają się wszystkim zająć...
– A co z nim? Też będzie pracował teraz w ministerstwie? – Tak bardzo chciałaby usłyszeć
coś więcej na temat ukochanego.
Theodore popatrzył na nią uważnie, po czym uśmiechnął się lekko i wyjął z kieszeni płaszcza szarą kopertę.
– Myślę, że wyjaśnił ci wszystko w liście...
– W liście? – Hermiona była zawiedziona. Niczego nie pragnęła bardziej, niż możliwości ponownego spotkania z mężem. Najwyraźniej jednak przyjdzie jej jeszcze na to poczekać.
 Odebrała list od Notta i podziękowała mu z wymuszonym uśmiechem.
– Muszę już wracać...
– Dziękuję ci, Theo, prawdziwy z ciebie przyjaciel. – Hermiona, nie zważając na nic, uciskała go serdecznie.
– Nie ma sprawy, zawsze możesz na mnie liczyć
     – Theo uśmiechnął się, choć mimo to wydawał się smutny.
– A ty, co będziesz teraz robił? – zapytała.
– Jeszcze dziś wyjeżdżam. Misja daleko stąd...
– Rozumiem. W takim razie powodzenia. – Hermiona uśmiechnęła się do niego ciepło.
– Dzięki i... wzajemnie. – Theodore spojrzał na nią ostatni raz, po czym odwrócił się na pięcie i zniknął, żywiąc przekonanie, że pozostawia Hermionę pod opieką Draco. Liczył, że będą oni teraz razem naprawdę szczęśliwi, a on sam, gdyby został, tylko by im w tym szczęściu przeszkadzał.

⁂⁂⁂

Hermiona szybko wbiegła na górę, do małego pokoiku, który dzieliła z Ginny, nie mogąc się powstrzymać od natychmiastowego przeczytania listu. Rozwinęła pergamin i z uśmiechem spojrzała na te znajome pismo, które tak polubiła:

"Droga Hermiono,
Przepraszam.
Wiem, że skrzywdziłem cię tyle razy, że nawet nie mam prawa prosić o twoje wybaczenie. Chcę Ci jednak powiedzieć, że te kilka miesięcy, które dane mi było spędzić z tobą, były najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Jestem złym człowiekiem, bo przez chwilę zapragnąłem przywiązać
cię do siebie na stałe, nie zważając na to, jak trudne byłoby dla ciebie trwanie u boku kogoś takiego, jak ja. Nie mogę tego zrobić.
Zakochałem się w tobie szczerze i prawdziwie i tylko ta miłość jest w stanie dać mi siłę do tego, co muszę zrobić. Chcę, żebyś była szczęśliwa – nie ważne z kim. Obiecuję ci, że nigdy nie wrócę, by zepsuć ci to szczęście. Wypiję dziś eliksir zapomnienia. Tak będzie najlepiej. Chcę jednak, byś wiedziała, że, z pamięcią czy bez, byłaś moją jedyną i największą miłością.
Dbaj o siebie.
Draco.
PS. Dziękuje, że mnie zauważyłaś..."

Płakała, a jej łzy kapały na list, rozmazując atrament. Jak mógł? Jak śmiał? Przecież obiecał! Dał jej słowo, że się spotkają, jak tylko skończą się problemy z Lucjuszem. Dlaczego skłamał? Dlaczego znów okazał się być podłym Ślizgonem?
Poczuła falę głębokiego żalu, a później nieopisanej wściekłości. Łzy płynęły jej po twarzy, a ona nie wiedziała, co zrobić dalej ze swoim życiem. Jak, jak sobie z tym poradzić, gdy świat po raz kolejny walił się jej na głowę? A już myślała, że wszystko będzie dobrze...
Nagle zakręciło jej się w głowie, a żołądek podszedł jej do gardła. Pędem rzuciła się w stronę łazienki. To był dopiero początek jej kłopotów...

⁂⁂⁂

– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
– Narcyza siedziała na przeciwko niego i nerwowo zaciskała ręce.
– Tak będzie najlepiej – odpowiedział, beznamiętnie wpatrując się w płonący w kominku ogień.
– Dlaczego nie dałeś jej szansy, by ci sama powiedziała, co wybiera? Może wcale nie chce zostać
z tym Weasleyem?
– Daj spokój mamo, to i tak nie miało prawa się udać. Nie po tym, w jaki sposób się w ogóle zaczęło. – Draco zacisnął dłoń, w której spoczywała mała fiolka z bursztynowym płynem.
– Ale między wami na pewno do niczego nie doszło? Wy nigdy, nic... – dopytywała.
– Nic, co mogłoby sprawić, że mam do niej jakieś prawo. To skończony temat, mamo, już zdecydowałem. Zabini wszystko przygotował.
– Na pewno nie wolisz wypić tej dawki bez zaklęcia zamknięcia magii? Nigdy już nie będziesz czarodziejem...
– To dobrze, tak będzie lepiej. Dla ciebie też. Idź już, mamo, zobaczymy się jutro... – Uśmiechnął się cierpko pod nosem. Przecież nawet jej nie pozna...
– Zastanów się jeszcze chwilę, nic nie jest przesądzone, póki nie wypijesz zawartości tej fiolki. – Narcyza wstała i podeszła, by pocałować syna w czoło. Kochała go najmocniej na świecie i cho
nie zgadzała się z jego decyzją, postanowiła ją uszanować. Jej syn był zawsze bardzo uparty i miał prawo decydować o swoim życiu. Żałowała trochę, że między nim, a Hermioną nie doszło do czegoś więcej. Miała nadzieję, że fałszywy eliksir antykoncepcyjny, który podrzuciła do walizki swojej synowej, mógł im dać złudne poczucie bezpieczeństwa, a jej wkrótce upragnionego wnuka. Draco jednak powiedział jej, że między nim, a Hermioną nie doszło do niczego... A szkoda. Wtedy miałaby argument do powstrzymania go przed wymazaniem z pamięci jego żony.
– To dla twojego dobra Hermiono, żegnaj ukochana... Na zawsze.

⁂⁂⁂
– Bez wątpienia szósty tydzień ciąży – poinformował ją wesoło ginekolog, kończąc robi
USG.
Hermiona odwróciła twarz w stronę ściany, próbując zapanować nad napływającymi do oczu łzami. Dlaczego? Dlaczego teraz? Dlaczego właśnie tak? Dlaczego była tak głupia, by zaufać Narcyzie i wypiła ten przeklęty eliksir, zamiast zrobić swój? Teściowa ją okłamała i zostawiła samą ze wszystkimi problemami. Nie chciała jej znać. Jednak to było teraz nieważne, teraz wiedziała, że będzie musiała sobie jakoś poradzi, bo jej chwiejne plany, które dopiero zaczęła sobie układać, znów runęły, niczym domek z kart. Los nie był dla niej łaskawy...
Była jednak pewna, że znajdzie w sobie na to siłę. Uśmiechnęła się lekko. Teraz miała dla kogo żyć.
.
⁂⁂⁂

6 miesięcy później

– Bardzo mi przykro, ale niestety nie udało nam się uratować pani syna. Pani upadek wywołał przedwczesny poród, nastąpiło to o kilka tygodni przed planowanym terminem, a to spowodowało, że... – Nie słyszała, co lekarz do niej mówi. Nie słyszała niczego poza szalejącą za oknem burzą. Wiedziała, że to jej wina. Zabiła swoje dziecko. Przez własną głupotę straciła ukochanego synka. Oscar poprosił o naleśniki, a ona, zamiast użyć różdżki, weszła na krzesło, by zdjąć mikser z górnej półki. Krzesło się przewróciło...
Znów świat zawalił jej się na głowę, miażdżąc jej serce w drobny mak... Nie potrafiła sobie wybaczyć.Nie chciała nikogo widzieć. Wiedziała, że jej życie jest jednym wielkim pasmem bólu i udręki. Chciała umrzeć. Zamknąć oczy i odejść, na zawsze.

⁂⁂⁂

6 lat później

Lubiła przychodzić na plac zabaw i patrzeć na biegające po nim wesoło dzieci. Po całym dniu pracy w mugolskiej bibliotece naprawdę ta chwila w towarzystwie okrzyków radości i wybuchów śmiechu pozwalała jej doszukiwać się w samej sobie, jeszcze choć krzty chęci do życia...
Siadała na ławce i zawsze zastanawiała się, co by było, gdyby tamtego feralnego dnia nie spadła z krzesła. Czy przychodziłaby tutaj teraz ze swoim synkiem? Czy patrzyłaby, jak wesoło biega i bawi się z innymi dziećmi? Czy byłby podobny do swojego ojca, a czy ona myślałaby o tym, by jednak odnaleźć i spróbowała mu o sobie przypomnieć.
Codziennie to samo. Ciąg dręczących ją pytań, na które nie miała odpowiedzi.
Dzieci bawiły się, biegały, a ona tłumiła w sobie gorycz i żal. Beznadziejnie...
– Hermiona!
Poczuła się, jakby właśnie uderzył w nią grom. Znała ten głos. Odtwarzała go w swej pamięci każdego dnia. Chyba dlatego jej się wydawało, że to on, gdy ktoś zawołał to imię.
– Hermiona, chodź tutaj! – usłyszała ponownie.
Wstała z ławki i rozejrzała się dookoła. Mężczyzna w jasnoniebieskiej koszuli stał nieopodal odwrócony do niej plecami. Jednak coś w jego postawie i kolor jego włosów sprawił, że serce zabiło jej szybciej.
Powoli podeszła do niego i ostrożnie dotknęła jego ramienia.
– Draco, to ty? – wyszeptała.
Mężczyzna odwrócił się do niej, a Hermiona poczuła, jak nogi się pod nią uginają. To był on. Draco... jej Draco. Minęło sześć lat, a on prawie w ogóle się nie zmienił!
Blondyn popatrzył na nią z zainteresowaniem i uśmiechnął się lekko.
– Dzień dobry, chyba mnie z kimś pani pomyliła. Nazywam się Darren, Darren Malloy – przedstawił się, wyciągając do niej uprzejmie dłoń, wciąż nie spuszczając z niej wzroku.
Hermiona otworzyła usta, a tysiące myśli przebiegało teraz przez jej głowę. On jej nie poznawał! Więc jednak wypił eliksir... Zapomniał.
– Hermiona Granger – przedstawiła się drżącym głosem.
Draco zmarszczył czoło w zamyśleniu. Miał wrażenie, że skądś znał to nazwisko, nie potrafił sobie jednak przypomnieć skąd. Czuł jednak wyraźnie, że stojąca przed nim kobieta jest kimś wyjątkowym i intrygującym.
– Ach! To dlatego pani pomyślała, że ją wołam. Hermiona to moja...
– Tatusiu! – czteroletnia szatynka podbiegła do ojca z szerokim uśmiechem na twarzy.
– To moja córka – dokończył z uśmiechem, biorąc córkę na ręce i składając na jej policzku soczystego buziaka.
Hermiona patrzyła na to wszystko, jak sparaliżowana. Czuła się, jakby opuściła swoje ciało i patrzyła na tę scenę z boku. To było takie nierealne, ale mimo wszystko działo się naprawdę.
– Tatusiu, musimy już wracać? – zapytała dziewczynka z grymasem niezadowolenia.
– Niestety tak skarbie, mama będzie się martwić – Draco odwrócił się w stronę Hermiony. – Niedawno przeprowadziliśmy się tutaj całą rodziną z Fife, a Mionka bardzo chciała zobaczyć okolicę. Żona jest w kolejnej ciąży, dlatego nie mogła nam towarzyszyć – wyjaśnił jej, wciąż uśmiechając się uprzejmie.
– Przepraszam – wydusiła wreszcie z siebie. – Chyba faktycznie z kimś pana pomyliłam... – odwróciła się i ruszyła przed siebie.
– Nic się nie stało. Często tu pani bywa? Hej! Proszę poczekać! Czy wie pani może... – Draco najwidoczniej nie chciał jeszcze kończyć tej rozmowy, ale ona nie mogła ani chwili dłużej na niego patrzeć. Musiała uciec. Uciec, jak najdalej tylko mogła. Na zawsze.

⁂⁂⁂

– Babciu, babciu! Poznałam na placu zabaw nowe koleżanki! – ekscytowała się Hermionka, gdy tylko wrócili do domu.
– Tak? To fantastycznie. – Narcyza wzięła wnuczkę na kolana i ucałowała ją w policzek.
– Darren pamiętaj, że masz jeszcze dziś rozpakować te pudła z książkami – narzekała Mindy, która przechodziła właśnie przez etap wahania nastrojów spowodowany ciążą.
– Pamiętam, kochanie. Idź, usiądź sobie do salonu i odpocznij trochę – poradził jej, zmuszając się do uśmiechu.
– Nie pouczaj mnie! Nie jestem dzieckiem! – ofuknęła go gniewnie, wychodząc do salonu.
– Musisz mieć do niej dużo cierpliwości, skarbie – poradziła mu matka z ciepłym uśmiechem.
– Staram się, mamo. – Darren zamknął oczy i odetchnął głęboko. Obraz kobiety z parku pojawi się niemal natychmiast w jego wyobraźni.
– Babciu, a tata w parku rozmawiał z jakąś panią – poskarżyła Miona, schodząc z jej kolan i biegnąc do salonu pooglądać telewizję.
Narcyza poczuła nieprzyjemny dreszcz. Od początku bała się, że ich powrót do Londynu mógł sprawić, że Draco bądź Lucjusz spotkają kogoś znajomego. Co prawda, byli teraz zwykłymi mugolami, ale i tak ryzyko przecież istniało...
– No właśnie, mamo, może pamiętasz, czy przed wypadkiem samochodowym, w którym ja i ojciec straciliśmy pamięć, znałem jakąś Hermionę?
– Hermionę? Dlaczego akurat o to pytasz? – Narcyza wyraźnie się spięła.
– Gdy mała się urodziła, byłem pewien, że właśnie tak chcę jej dać na imię. Nie wiem czemu, ale czułem, że bardzo je lubię. A dzisiaj w parku podeszła do mnie pewna kobieta. Przedstawiła mi się jako Hermiona, a ja... ja miałem wrażenie, że być może ją znam. – Darren potarł twarz i znów przypomniał sobie wzrok tej kobiety. Dlaczego jej oczy tak mocno zapadły mu w pamięć, a zapach przywodził na myśl coś ciepłego, przyjemnego i szczęśliwego?
– Nic nie wiem o żadnej Hermionie, synku. Wybacz, ale muszę już iść. Ojciec pewnie już wrócił z partyjki golfa. – Narcyza szybko wstała i skierowała się do wyjścia. Zatrzasnęła za sobą drzwi i poczuła, jak jej serce boleśnie się zaciska. Jak to możliwe, że Draco już pierwszego dnia po powrocie do Londynu spotkał akurat Hermionę? Przeznaczenie? Nie było dnia, by nie zastanawiała się nad tym, czy nie wyrządziła mu ogromnej krzywdy, pozwalając na wypicie eliksiru i wymazanie z pamięci jedynej kobiety, którą kiedykolwiek kochał. Wiedziała, że nigdy nie czuł do Mindy tego samego, co poczuł kiedyś do swojej pierwszej żony. Jednak to ona sama namawiała go, by się zaangażował i założył z Mindy rodzinę. Tak bardzo chciała, by jej syn znów był szczęśliwy...
Jednak każdego dnia bała się, że Draco kiedyś sobie przypomni. Severus zawsze jej powtarzał to, w co tak mocno wierzył Dumbledore. Nie ma silniejszej magii niż miłość... i żaden eliksir nie mógł jej wymazać z pamięci, na zawsze.

⁂⁂⁂

Deszcz padał z coraz większą intensywnością, ale jej to nie przeszkadzało. Chodziła opustoszałymi ulicami Londynu i zastanawiała się, jak to się stało, że od sześciu lat jej życie leżało rozsypane w pył, a on w tym czasie ożenił się, spłodził dzieci i był tak bardzo szczęśliwy. Żył dalej. Pokochał inną. Jego życie było udane i wiódł je w spokoju... bez niej. A ona nie potrafiła niczego zrobić dobrze. Wszystko, czego dotykała, kończyło się katastrofą. Po utracie dziecka pozwoliła Oscarowi na pewien czas zamieszkać z Josephem i Rose, a potem tak długo cierpiała i wychodziła z depresji, że mały przywykł do nowego miejsca, przestał za nią tęsknić i nie chciał wrócić, gdy mu to wreszcie zaproponowała. Została sama. Na krótko zamieszkała z rodzicami, którzy po pewnym czasie również mieli dość jej ciągłej rozpaczy i użalania się nad sobą. Poprosili ją, by się wyprowadziła i zaczęła życie od nowa. Ona jednak nie potrafiła tego zrobić.Zamknęła się we własnym świecie. Cztery puste, szare ściany i jej ogromny smutek i żal. Poddała się i przestała marzyć, planować, iść do przodu. Mimo starań przyjaciół ona wolała być sama, pozostać ze swą zgryzotą i wegetować w samotności, bo życiem nie mogła tego nazwać.
Szła tak, aż znalazła się na Tower Bridge. Szybki nurt Tamizy płynął tuż pod mostem, a ona zapatrzyła się w toń wody, czując, że ta decyzja zapadła już dawno. Dzisiejsze wydarzenie sprawiło tylko, że przyśpieszyła jej wykonanie. Nadeszła pora.

⁂⁂⁂

– Popatrz na mnie...– zabrzmiała prośba.
Mała dziewczynka z burzą włosów na głowie patrzy na niego ze złością...
Śliczna nastolatka mija go na korytarzu z naręczem książek i rzuca mu spojrzenie pełne pogardy i niechęci...
Młoda kobieta patrzy na zastygłą twarz czarnowłosego chłopaka, którego głowę trzyma na swoich kolanach, z jej pięknych oczu płyną łzy...
Ktoś na niego wpada, opuszcza wzrok, a ona unosi głowę. Dookoła nich leżą rozrzucone książki. W jej spojrzeniu wściekłość miesza się z zażenowaniem...
Hermiona stoi przed lustrem w białej sukni, a on trzyma ręce na jej ramionach. Ich spojrzenia spotykają się w szklanej tafli...
Znajdują się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, na długim stole stoją poustawiane jakieś dziwne kotły, w których bulgocze kolorowa ciecz. Patrzą sobie w oczy, a on sięga do jej włosów, by wyplata
z nich spinkę. Miękkie pukle opadają na jej ramiona, a on marzy tylko o tym, by móc ją pocałować. Słyszy swój własny szept:
– Dziękuję...
Stoją pośrodku hotelowego pokoju. Obejmują się i całują. Nagle on odrywa się od niej. Patrzy jej w oczy i cicho prosi:
– Zauważ mnie...
Ona wtula się w jego ramiona, a jej słodki zapach zapisuje się w najmniejszym zakamarku jego pamięci.
– Widzę...– szepcze cicho, a on czuje, jak jego życie w tej chwili nabiera sensu...
Rozrzucone po poduszce włosy, delikatne, malinowe usta i przyśpieszony oddech.
– O tak, Draco...– jej szept spowodował, że miał ochotę krzyczeć z radości.
– Hermiono...– szepnął miękko, unosząc się i całując ją w usta.
– Spójrz mi w oczy...– poprosiła go cicho.
Patrzył.

⁂⁂⁂

– Hermiona!! – usiadł na łóżku, ciężko dysząc. – Kobieta z parku... Hermiona... To nie był sen!Boże! – Ukrył twarz w dłoniach, nie mogąc zapanować nad własnym oddechem.
– Zwariowałeś Darren? Hermiona śpi w swoim pokoju. Żadna kobieta z parku nie chciała jej nic zrobić. Obudziłeś mnie, a wiesz, jak ciężko mi zasnąć z tym brzuchem – gderała Mindy, wstając i zakładając szlafrok.
Draco patrzył, jak jego żona wychodzi z pokoju i wtedy zrozumiał. Wypijając eliksir, tamtego dnia, zrujnował swoje życie. Na zawsze.


⁂⁂⁂

Sięgnęła do kieszeni płaszcza, wyjmując z niej ostatnią pamiątkę. Była jedyną rzeczą od niego, której jeszcze się nie pozbyła. Draco zostawił jej skrytkę pełna pieniędzy, z której nie skorzystała. I dom w Livigno, do którego nigdy więcej nie pojechała. Zabini zniszczył ich akt małżeństwa, więc oficjalnie nic ich nigdy nie łączyło. Ślubną obrączkę i pierścionek zaręczynowy odesłała sową do Narcyzy Malfoy, bez słowa wyjaśnienia, a książki, które kupił dla niej na aukcji w Londynie, oddała do biblioteki, w której pracowała. Zostało jej tylko to. Rubinowa kolia, którą jej podarował w dniu ich ślubu. Nie miała jej na sobie od dnia, gdy uciekła z jego domu. Teraz, stojąc na moście, nad rwącą Tamizą i moknąc w strugach deszczu, ponownie zapięła ją na swojej szyi. To wcale nie był smutny koniec. Wreszcie odnajdzie spokój. Znów spotka Harry'ego, uściska wreszcie swego ukochanego synka. Będzie szczęśliwa. Nie będzie już dręczących myśli o tym, że jej ukochany mężczyzna chodzi gdzieś po świecie. Nie będzie już marzyła o tym, by przeżyć choć jeszcze jedną chwilę, gdy znów będą sami. Teraz znajdą się w dwóch różnych światach. On ma swoją rodzinę i dobre, szczęśliwe życie. Ona zaś jedną drogę przed sobą. Ostatni krok. Zamknęła oczy i rozłożyła ręce.
Rubin błysnął ostatni raz. Gdzieś w oddali zabrzęczała cicho stal.
Żegnaj kochany...

Na zawsze.

⁂⁂⁂

Kochani!
Muszę Was poinformować, że następne publikacje będą pojawiały się z drobnymi opóźnieniami, ze względu na gorący okres przedświatęczny, nawał pracy, sprawy osobiste i mały kontakt mojej wyobraźni z weną :) Będę starała się dodawać teksty, jak najczęściej, ale niczego na razie nie mogę Wam obiecać. Buziaki dla Wszystkich!

V.

19 komentarzy:

  1. Ha! Pierwsza!
    Ekhem... tego nie było XD
    Boże , za każdym razem gdy czytam ten epilog chce mi się ryczeć :( Wydaje mi się on tak bardzo realistyczny i prawdziwy... Uwielbiam go , choć wersje happy też :) mam nadzieje , że te wspomniane opóźnienia nie będą zbyt duże :) Weny życzę
    PF

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszasz mnie za każdym razem 😊. Twój genialny styl pisania 😁. Czekam na klejone rozdziały. Życzę kolejnych świetnych pomysłów!

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie, nie, nie. Ja nie uznaję tej wersji wydarzeń. Proszę mi tutaj napisać szczęśliwe zakończenie (co z tego, że już je czytałam).

    OdpowiedzUsuń
  4. No to jest naprawdę smutna historia,ale ja tam czekam na tą radosną wersję

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie smutna :/ biedna Hermiona.. ale potrafię zrozumieć decyzje Draco chociaż ciężko się z nią pogodzić... No i jednak to zrobiłaś ^^ dramione bez połączenia na końcu bohaterów :/ myślę że właśnie to zakończenie idealnie pasuje do tej opowieści... Nie zawsze jest się szczęśliwym :(
    Bardzo mi się to podoba *-* dzięki Veniku

    OdpowiedzUsuń
  6. kolejny raz czytam to zakończenie i za każdym razem oczy zachodzą łzami :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się
    Ale zrobisz wesoły epilog?

    OdpowiedzUsuń
  8. O nieeee.... Strasznie smutny, ale zarówno piękny epilog, na prawdę świetny... Strasznie się wzruszyłam, aż musiałam ocierać pojedyncze łezki. Nie wierzę, że mogło się to tak skończyć, dlatego czekam na epilog w wersji WESOŁEJ. Mam nadzieję, że szybko uporasz się z natłokiem pracy i wstawisz coś nowego :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, nie dam rady przeczytać tego epilogu jeszcze raz, za bardzo łamie serce. Ale jeden z piękniejszych, jakie czytałam. Czekam na ten wesoły, żeby kamień z serca spadł. Bo mam teraz wrażenie, że to koniec i zostało tylko smutne zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  10. No i kolejna historia za mną!
    Niesamowite, skąd Ty bierzesz tyle pomysłów?!
    Każde opowiadanie jest inne, oryginalne i widać, że z każdym nabierasz wprawy...
    A epilog... brak słów.
    Naprawdę piękne.

    OdpowiedzUsuń
  11. To było naprawdę smuuuuutneee... :'( Ale opowiadanie świetne i nie mam pojęcia skąd ty masz tyle pomysłów. Koffam twoje opowiadania i szczerze mówiąc, chyba to zakończenie będzie dla mnie fajniejsze niż to wesołe, ale kto wie...

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie, nie, ja się do smutnych epilogów nie nadaję....dobrze, że jest jednak happy end:D

    OdpowiedzUsuń
  13. P.S. I to zawsze wszystko przez RONA!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Okay, siedzę i się popłakałam. Jak głupia siedzę i ryczę ja nie wiem co twoje opowiadania ze mną robią. Albo się śmieje w głos albo płacze jak głupia ... to jest prze piękne

    OdpowiedzUsuń
  15. W końcu po kolejnym razie, odważyłam się przeczytać wersję smutną. Nie żałuję, bo każde napisane przez Ciebie słowo czaruje czytelnika, że wpada w trans czytania - przynajmniej u mnie tak to działa. Ale lecą mi łzy, serce krwawi po rozerwaniu. Nie nadaję się niestety na wersje smutne... Cóż idę się pocieszyć kolejnym Twoim opowiadaniem, Sny przede mną <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Przypomniało mi się, że został mi jeszcze ten epilog, bo się go tak strasznie bałam, ponieważ był podpisany jako smutny i wiesz co, no i się popłakałam, a w dodatku jeszcze gorzej niż zazwyczaj, cały czas podczas czytania tego płakałam

    OdpowiedzUsuń