wtorek, 4 października 2016

Rubin i Stal 7. S - Spisek

Betowała: Kite Millie

Dedykacja: Dla Rogatego Rogacza, któremu szczerzę życzę powodzenia w nowym semstrze :)
PS. Chcę zobaczyć skan indeksu po wybitnie zdanej sesji :P

⁂⁂⁂
– Zamieszaj trzykrotnie, dwa razy w lewo i raz w przeciwną stronę – recytowała w myślach polecenia mistrza. – Dodaj dwa płatki błotnego skrzeku i cztery uncje czystego, polarnego lodu. Znów zamieszaj wszystko trzy razy i jeszcze pamiętaj... oddychać, głęboko.
Choć sama się sobie dziwiła, to naprawdę w tej chwili żałowała, że nie ma obok niej Malfoya, który tak łatwo poradził sobie z jej ostatnim atakiem paniki. Jednak z drugiej strony – niech go diabli porwą za ten jego niezachwiany spokój!
Gdy mijała go dziś rano w holu, uśmiechnął się szeroko i rzucił tylko zupełnie nieśmiesznym dla niej tekstem: "Do zobaczenia przy ołtarzu!".
Arogancki dupek!
Czy nie widział, jak bardzo była przerażona?
To już dziś. To dziś był ten dzień...
– Fryzura wygląda idealnie. Ginewro podaj nam diadem, który jest w tym granatowym pudełku na toaletce – Narcyza Malfoy ubrana w piękną ciemnozieloną suknię właśnie zapinała na nadgarstku przyszłej synowej diamentową bransoletkę, która należała do kompletu z naszyjnikiem i kolczykami.
Stała na środku jednego z wytwornych salonów w Malfoy Manor, a kilka osób uwijało się po pokoju, pilnując, by panna młoda wyglądała idealnie w ten wyjątkowy dzień. Madame SaVien dokonywała ostatnich poprawek jej sukni ślubnej, a fryzjerka dopinała jej drogocenny diadem, który nosiła każda panna młoda wstępująca do rodu Malfoyów od jakiś pięciuset lat. Makijaż był gotowy i z tego, co przed chwilą zakomunikował im ktoś z obsługi wesela, wszystko było zapięte na ostatni guzik. Wszyscy goście już dotarli i za zaledwie kwadrans całe przedstawienie miało się rozpocząć. Hermiona stała z zamkniętymi oczami i w myślach wciąż recytowała polecenia, które Caldarmian przekazał jej w ostatni piątek. To ją uspokajało. Eliksiry już się gotowały i wszystko szło zgodnie z planem, a przynajmniej z tą częścią, która jej bezpośrednio dotyczyła. Miała nadzieję, że ciągłe powtarzanie poleceń i listy składników choć na chwilę odciągnie jej myśli od tego, co za chwilę będzie nieuniknione. Zostanie żoną Malfoya. Draco Malfoya.
– Och! Wyglądasz, jak prawdziwa księżniczka! – Hermiona otworzyła oczy i spojrzała na Narcyzę, która patrzyła na nią, nie kryjąc wzruszenia.
– Niech ktoś poda pani Malfoy chusteczkę, zanim rozmaże makijaż! – zawołała któraś z asystentek organizatora.
Ginny z lekko kpiącym uśmiechem podała mamie Dracona koronkową chusteczkę, a Narcyza z gracją otarła łzy i znów spojrzała na Hermionę.
– Mój syn padnie z wrażenia – zapewniła ją.
Hermiona zmusiła się do nikłego uśmiechu, nie chcąc psuć dobrego humoru Narcyzy swoimi wątpliwościami. Ginny stojąca zaraz obok niej zaczęła udawać, że również ociera łzy, próbując w ten sposób choć trochę poprawić humor przyjaciółce.
Obie były bardzo zdziwione, gdy Draco zaproponował, by to jednak Ginny zamiast Dafne została jej druhną. Niemniej, Hermiona bardzo się z tego cieszyła. Ruda była jej najlepszą przyjaciółką i gdy przedstawiła jej swoją sytuację, ta od razu ją zrozumiała i wspierała, jak tylko mogła.
– Dosyć tego moje panie, bo popsujecie sobie makijaż i źle wyjdziecie na zdjęciach! Raz, raz! Schodzimy na dół. Zostaje tylko panna młoda i jej druhna – zarządził organizator wesela, pan La Parure, biegając po całym pokoju niczym mała, ruchliwa pchła.
– Wszystko będzie dobrze kochanie, zobaczysz. Wszystko się uda! – Narcyza Malfoy, ostrożnie, tak, by nie pognieść jej sukni, przytuliła ją i lekko ucałowała w policzek.
– Dziękuję pani... – wyjąkała Hermiona, czując jakiś dziwny uścisk w gardle.
Po chwili zostały w pokoju same z Ginewrą.
– Wszystko musi się udać, bo w końcu to prawie królewski ślub, co nie? – zażartowała Ginny
– Ginny, ja chyba zaraz... – Hermiona znów zacisnęła mocno oczy, starając się zapanować nad kolejną falą panicznego strachu.
– Miona, tylko tu nie zwymiotuj, szkoda takich sukienek – poprosiła ją przyjaciółka ubrana w piękną suknię w kolorze szampana.
– Nie dam rady... – jęknęła panna – jeszcze Granger.
– Mam sprawdzić, czy da się otworzyć okno, żebyś mogła zwiać? – zapytała z uśmiechem Ruda.
– A myślisz, że jak daleko uda mi się w tym dobiec? – Hermiona wskazała na swoją suknię, której nie powstydziłaby się żadna księżniczka, a która, co tu dużo ukrywać, była bardzo niewygodna.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – Ginny spoważniała.
– Ty? A myślisz, że co ja czuję?
– Myślę, że jesteś zachwycona. W końcu wychodzisz za mnie...

⁂⁂⁂

Hermiona i Ginny podskoczyły w miejscu i obie spojrzały w stronę drzwi, w których stał uśmiechnięty Draco. Miał na sobie czarną, doskonale skrojoną szatę czarodziejów, białą koszulę i srebrny krawat... i wyglądał jak model z okładki tygodnika mody.
– Ej Malfoy, nie wiesz, że oglądanie panny młodej w sukni przed ślubem przynosi...
– Ginny, daj spokój. Nas to nie dotyczy – przerwała jej Hermiona.
– Pewnie, że nie. Już sam ślub z Granger to wystarczający pech.
– I wzajemnie Malfoy, nie wiem za co ta kara – Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, z lekkim zdziwieniem zauważając, że żartowanie z nim w ten sposób jest zupełnie inne niż kiedyś. Nie było w tym kpiny ani złości. Jedynie lekka złośliwość, która oboje bardziej bawiła, niż denerwowała.
– Możesz poczekać na korytarzu, Weasley. Muszę zamienić z narzeczoną kilka słów – Draco wszedł do pokoju i stanął przy otwartych drzwiach, najwyraźniej czekając, aż Ginny wyjdzie.
Ruda jednak nie ruszyła się ani o milimetr. Nie pozwalała Malfoyowi rozstawiać się po kątach i już pierwszego dnia ogłosiła, że jedyną osobą, której ma zamiar w ogóle słuchać, jest Hermiona.
– Idź Ginny, zaraz cię zawołam – obiecała Hermiona, która była bardzo ciekawa, co też blondyn ma jej do powiedzenia.
– Jak coś to tylko krzyknij Miona – Ginny posłała Draconowi ostrzegawcze spojrzenie i wreszcie wyszła.
Blondyn zamknął za nią i uśmiechnął się.
– Sama wybierałaś sukienkę? – zapytał, lustrując ją od stół do głów.
– A jak myślisz? – prychnęła Hermiona, starając się ukryć to, że trochę zawstydzało ją jego spojrzenie.
– Nie. To nie twój styl... – Draco zaczął powoli się do niej zbliżać.
Hermiona odwróciła się do niego plecami i spojrzała w wielkie lustro. Miał racje. Okazała suknia z wieloma warstwami fiszbin, tiulu i koronek była zupełnie nie w jej stylu. Podobnie jak wielkie, huczne wesele i dwie setki gości, których wcale nie znała.
– Denerwujesz się? – zapytał, stając tuż za nią.
Hermiona widziała jego twarz w lustrze. Już nie uśmiechał się kpiąco, wręcz przeciwnie, wyglądał na niezwykle poważnego.
– A ty nie? – odpowiedziała pytaniem.
Draco wzruszył ramionami.
– Nie bardziej niż przed każdym innym przyjęciem.
– Gratuluję opanowania – burknęła, krzywiąc się pod nosem.
– Odpręż się trochę, taka spięta nie wypadniesz przekonująco – Draco położył dłonie na jej ramionach i zaczął je delikatnie masować.
Choć początkowo jego dotyk sprawił, że jeszcze bardziej się spięła, to chyba jakaś magiczna siła jego rąk sprawiła, że poczuła jak napięcie powoli z niej ucieka.
– Naprawdę musimy to robić? – zapytała cicho, zamykając oczy i oddychając głęboko.
– Nie. Właśnie przyszedłem ci powiedzieć, że odwołuje ślub.
Hermiona aż podskoczyła w miejscu i odwróciła się do niego z zamiarem uściskania go z radości. Jednak wystarczyło jej tylko spojrzeć na jego twarz, by zorientować się, że Draco znów sobie z niej żartuje.
– Głupek! – warknęła, ponownie odwracając się do niego plecami i zamykając oczy, by nie oglądać jego rozbawionego odbicia w lustrze.
Draco zaśmiał się krótko, najwyraźniej zadowolony, że udało mu się wyprowadzić ją z równowagi.
– Naprawdę tak się tym stresujesz? To przecież nic takiego...
– Jasne! To tylko jak ziszczenie jakiegoś koszmaru!
– Raczej marzenia... – Draco znów się roześmiał.
– Przyszedłeś tu, żeby sobie ze mnie kpić? – warknęła, sztyletując wzrokiem jego odbicie.
– Nie. Przyszedłem, ponieważ mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
Hermiona nagle poczuła, jak jego palce przesuwają się po jej karku. Z niemałą konsternacją stwierdziła, że Draco właśnie odpiął jej diamentowy naszyjnik, który, jak powiedziała jego matka, należał do kompletu, który Narcyza otrzymała w dniu ślubu od Lucjusza. Zdziwiona odwróciła się w jego stronę, ale Draco nie patrzył na nią, bo właśnie odkładał naszyjnik do eleganckiego, bordowego pudełka, które leżało na stoliku.
Nie bardzo wiedziała, o co może chodzić, ale jedynym co przyszło jej do głowy, było to, że Draco nie chce, by miała na sobie tak cenny, rodzinny klejnot w dniu ich wymuszonego ślubu. Nie było to nic niezwykłego, niemniej sprawiło jej pewną przykrość.
– Twoja matka nie będzie zadowolona... Nalegała, bym miała na sobie ten komplet... – wyjąkała.
– Uwierz mi, że będzie – Draco sięgnął do kieszeni swojej eleganckiej szaty i wyjął z niej coś tak małego, że mieściło mu się w dłoni. Po chwili z drugiej kieszeni wyjął różdżkę, najpewniej po to, by móc powiększyć ów przedmiot. – Odwróć się – polecił jej, widząc, że Hermiona niczym zahipnotyzowana śledzi każdy jego ruch.
– Po co?
– Naprawdę Granger, chociaż raz nie zadawaj pytań.
Skrzywiła się pod nosem, ale posłusznie znów odwróciła się w stronę lustra. Nie wiedziała, co on kombinuje i czy w ogóle może mu ufać, ale była również bardzo ciekawa, o co właściwie może chodzić.
Draco stanął tuż za nią, a Hermiona na chwilę wstrzymała oddech. Czuła się dziwnie, jak gdyby właśnie przepływało przez nią ciepło jakiegoś zaklęcia.
– Tradycją w naszej rodzinie jest to, że pan młody daje przyszłej żonie prezenty, w tym jeden szczególny w dniu ślubu.
Hermiona otworzyła usta, ale nie potrafiła w tej chwili wykrztusić słowa. W zasadzie nawet nie wiedziała, co powinna mu powiedzieć.
Draco przełożył ręce przez jej ramiona i po chwili na jej dekolcie spoczął ciężki klejnot w kształcie łzy. Rubin w cudownej oprawie z białego złota. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że jest to ta sama kolia, którą oglądała na wystawie jubilera w Mells.
Pamiętał?
Draco zapiął naszyjnik i przyjrzał się jej odbiciu w lustrze.
Hermiona dopiero po chwili uświadomiła sobie, że musi znów zacząć oddychać. Kolia była wspaniała, a rubin mienił się milionami refleksów. To był niesamowity prezent, ale nie mogła go przyjąć, bo to by było... Nie, po prostu nie mogła.
Sięgnęła do zapięcia, chcąc zdjąć naszyjnik i oddać go właścicielowi, jednak z emocji tak mocno trzęsły jej się ręce, że nie potrafiła tego zrobić.
– Zostaw – Draco odsunął jej dłonie. – Pasuje do ciebie. Dziś powinnaś mieć choć jedną taką rzecz, a poza tym... Może to jednak nie będzie najgorszy dzień twojego życia?Dostrzegła w lustrze, że się uśmiecha, a zaraz potem blondyn odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
– Nie musiałeś tego robić, ale... dziękuję – z emocji jej głos trochę drżał, ale naprawdę chciała mu podziękować.
– Musiałem. Już ci mówiłem, że to tradycja – odpowiadając jej, nawet się nie zatrzymał.
– Przecież to nawet nie jest prawdziwy ślub! – wypaliła, bez zastanowienia.
Draco zatrzymał się z ręką na klamce. Przez chwilę stał nieruchomo, po czym powoli odwrócił się tak, by móc na nią spojrzeć.
– To jedyny ślub, jaki mam zamiar brać w życiu. – Po tych słowach wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

⁂⁂⁂

Pogoda w tym dniu nie miała znaczenia. Czary potrafiły załatwić wszystko. Nawet to, że szare i pochmurne niebo zostało zmienione tak, by nad ich głowami świeciło teraz słońce.
– To holografy – szeptali pomiędzy sobą mugole.
– Jakieś ich sztuczki, muszę o to zapytać... – mruczał do siebie mugolski premier.
– Za kasę można mieć wszystko, nawet słońce w pochmurny dzień – narzekali niektórzy ubożsi od Malfoyów czarodzieje.
Zabawne było tego słuchać, ale i tak nie potrafiło mu to poprawić humoru.
Widział, jak wynajęci przez jego matkę muzycy szykowali się do odegrania marsza weselnego. Ogród był wspaniale przyozdobiony, a wszędzie dookoła można było zobaczyć girlandy, kwiaty i złote kandelabry. Goście zajęli już swoje miejsca na białych, misternie rzeźbionych krzesłach, a głębi ogrodu znajdował się gustowny bufet z alkoholami i wykwintnym jedzeniem.
Theo stał tuż za nim, dziwnie spięty i zdenerwowany, a zaraz obok niego niespokojnie wiercił się Oscar, najpewniej niemogący ustać w miejscu z przejęcia. Draco pozwolił mu podać im obrączki w czasie ceremonii i mały najwyraźniej nie mógł się już doczekać, aż wystąpi w swojej części przedstawienia. Przedstawienia, które on sam zaplanował w najdrobniejszym szczególe, a jego rodzice zadbali o realizację. Wszystko musiało wyglądać prawdziwie. Granger zostanie za chwilę panią Malfoy, a on ostatecznie przestanie być najbardziej pożądanym kawalerem magicznego świata. I choć prawie wszystkie małżeństwa Malfoyów były aranżowane w ten sposób, czuł się jakoś nienaturalnie dziwnie, jakby to wszystko naprawdę było w pewien sposób...wyjątkowe.
Oczywiście wzorem swych przodków, nigdy nie planował prawdziwego małżeńskiego życia, już o miłości w ogóle nie wspominając. Ale ona... w białej sukni i z rodzinnym diademem wpiętym w te jej miękkie loki...
Nie chciał tego.
Nie dla niej.
Mógł jej nie znosić, mogła go irytować i wyprowadzać z równowagi z łatwością z jaką kiedyś wybuchały kociołki Longbottoma, ale naprawdę jej tego nie życzył. Podejrzewał, że ślub dla każdej kobiety to najbardziej wyjątkowy dzień w życiu, który prawdopodobnie planowała od najmłodszych lat. Ona, mimo że na pozór nie przejmująca się przyziemnymi sprawami, też taka była. Na pewno miała swoje plany i marzenia związane z tym dniem. Czuł się winny, że przez niego zostaje jej to odebrane.
Doskonale wiedział, że ona też nie miała lekko w życiu. Z dnia na dzień wyrwano ją z jej zwykłego mugolskiego świata i posłano do zupełnie nowego miejsca, pełnego magii i niebezpieczeństw. Jednak Granger jakoś się w nim odnalazła i choć nigdy nie powie tego głośno, to podziwia ją za to w pewien sposób. Za sprawą przyjaźni z Weasleyem i Potterem nie raz pakowała się w różne kłopoty, ale zawsze jakoś wychodziła z tego cało... aż do ostatecznej bitwy.
Draco widział ten moment, gdy Potter, zabijając Voldemorta, sam powoli zatoczył się do tyłu, a później upadł. Granger doskoczyła do niego przerażona. Przyglądał się, jak opierała głowę wybrańca o swoje kolana i z bezsilnością patrzyła na to, jak z jej przyjaciela uciekają resztki życia. Ledwie kilka metrów od nich leżał martwy Voldemort, ludzie dookoła wiwatowali, Śmierciożercy w większości uciekali, ale ona ich nie widziała. Draco również nie... On patrzył na nią i wiedział, że właśnie jest świadkiem tego, jak Hermiona bezpowrotnie traci jakaś cząstkę siebie, a jej siła sypie się niczym pęknięta skała. Śmierć przyjaciela sprawiła, że pękło jej serce...
Ta sama Hermiona Jean Granger stanęła teraz w przeszklonych drzwiach tarasu w jego rodzinnym domu. Ubrana w suknię ślubną prawdziwej księżniczki w dłoniach trzymała bukiet z jakiejś magicznej odmiany lilii. Musiał uczciwie przyznać, że ten widok byłby nawet przyjemny dla oka, gdyby nie jeden szczegół. Jego ojczulek, którego Hermiona trzymała pod rękę. Nie było jej ojca, by mógł poprowadzić ją do ołtarza, więc jego rolę przejął znienawidzony przez nią Lucjusz... i przez niego również.
Draco odetchnął głęboko i zmusił się do uśmiechu. Mugole musieli uwierzyć, że cieszy się na widok zmierzającej w jego stronę narzeczonej. Hermiona również się uśmiechnęła i on dobrze wiedział, że też nie przyszło jej to łatwo. Nie zawahała się ani nie próbowała uciec. Nadal była dzielna, a jej siła, mimo że nadszarpnięta, również wciąż w niej tkwiła.

⁂⁂⁂

– Czy ty Draconie...
– Powiedz nie, powiedz nie... – powtarzała w myślach niczym mantrę, zerkając nerwowo w stronę trzymającego jej dłoń mężczyzny.
Draco jednak był niewzruszony niczym posąg. Patrzył na mistrza ceremonii z opanowaniem wypisanym na bladej twarzy, a jego odpowiedź brzmiała mocno i pewnie.
Czuła, jak zimny pot spływa jej po plecach. To już... Teraz ją zapytają...
Gdy wyszeptała swoje ciche "tak", nie mogła uwierzyć, że tego dokonała. Wiedziała jednak, że czeka ją jeszcze jedna trudna chwila.
– Może pan pocałować pannę młodą – wymruczał urzędnik, a goście wstrzymali oddech w oczekiwaniu.
Hermiona również wstrzymała oddech, przerażona perspektywą tego, co za chwile się stanie. Na samą myśl o tym, co Draco żartobliwie nazwał "trenowaniem", robiło jej się dziwnie gorąco.
Gdy tylko naprawdę uświadomiła sobie, że właśnie oddaje pocałunki półnagiego Malfoya w jego własnej sypialni, natychmiast wyrwała mu się i uciekła do swojego pokoju, a właściwie do łazienki, w której zamknęła się na klucz i siedziała tam z dobre trzy godziny. Później przez kolejne dwa dni nie potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy, czerwieniąc się ogniście, gdy tylko on znajdował się w pobliżu, co Draco zawsze kwitował tym swoim kpiącym uśmieszkiem.
Teraz ta sytuacja znowu miała się powtórzyć i to jeszcze na oczach tłumu gości... I tym razem nie było ucieczki.
Poczuła jego dłonie na swojej talii, a później Draco przechylił ją tak, że nikt poza nim i stojącym obok Nottem nie widział jej twarzy. Zamknęła oczy, starając się opanować drżenie swego ciała. I choć wiedziała, że dla zgromadzonych gości wszystko to dzieje się szybko i wygląda naturalnie, to dla niej czas na chwilę stanął w miejscu. Draco pochylił się nad nią i... jego usta ledwie musnęły kącik jej ust. Rozległy się brawa, a Hermiona otworzyła oczy, nie dowierzając, że to już... Nie pocałował jej, tylko sprawił, że wszyscy pomyśleli, że to zrobił.
Malfoy odwrócił ją twarzą do gości i złapał jej dłoń.
– Uśmiechnij się – szepnął jej, sam prezentując swoje uzębienie w pełnej krasie.
Zmusiła się do uśmiechu i mocniej ścisnęła jego dłoń.
To, czego się obawiała, stało się prawdą.
Właśnie została panią Malfoy.

⁂⁂⁂

– Oczywiście bardzo się cieszymy, że będziecie uczestniczyć w otwarciu nowego skrzydła w Imperial War Museums w przyszłym tygodniu – mugolski premier uśmiechał się do niej uprzejmie, jednocześnie prowadząc ją w tańcu.
– Będzie nam bardzo miło – kłamała mu w żywe oczy, uśmiechając się nieszczerze i udając, że serio cieszy ją perspektywa wyjazdu do Londynu.
Wiedziała, że Lucjusz aż zacierał ręce z radości na wieść o tym, że premier zaprosił ich do zapoznania się z mugolską bronią, prezentowaną na wystawach. Uznał to za kolejny krok, do poznania tajemnicy ich uzbrojenia.
Taniec się skończył i Hermiona z wielką ulgą zeszła z parkietu. Po wypiciu kilku głębszych, goście stawali się coraz bardziej chętni do rozmów i proszenia jej do tańca, a ona naprawdę miała już tego dość. Poczuła nieodpartą ochotę, by uciec stąd choć na kilka minut. Narcyza miała rację, mówiąc o tym, jak ślubny diadem jest niewygodny, do tego jej sporych rozmiarów suknia i buty na obcasie... Naprawę musiała na chwilę przestać udawać i odetchnąć gdzieś w samotności.
Ogród Malfoyów był równie wytworny co cała rezydencja, na dodatek był na tyle duży, że spokojnie mogła niepostrzeżenie zniknąć.
Postanowiła przejść się w stronę niewielkiego jeziorka, po którym pływały białe łabędzie. Miała nadzieję usiąść sobie na niewielkiej ławeczce i trochę odpocząć. Jednak ledwie wychyliła się zza zakrętu, gdy usłyszała dwa głosy...
Teraz już wiedziała, gdzie Draco zniknął kilka minut temu, po tym jak Goyle podszedł do niego i szepnął mu coś na ucho.

⁂⁂⁂

Nie kto inny, a Pansy Parkinson stała na przeciwko jej męża, wpatrując się w niego z nieukrywanym uwielbieniem.
Hermiona przystanęła za rozłożystym krzakiem magicznej odmiany srebrzystych róż i przez jego liście spoglądała na stojącą nieopodal jeziorka parę.
– Wspaniale wyglądasz. Właśnie tak sobie ciebie wyobrażałam w dniu naszego ślubu... – wyszeptała Pansy, unosząc dłoń, by pogłaskać Dracona po policzku.
Jednak on szybko złapał jej rękę w nadgarstku i odsunął ją od swojej twarzy.
– Co tu robisz? Miałaś się trzymać z daleka. Wstęp mieli tylko zaproszeni goście – jego głos brzmiał dość ostro.
– Poprosiłam Grega, by mnie zabrał jako osobę towarzyszącą. Musiałam cię zobaczyć... – Dziewczyna znów spróbowała się do niego zbliżyć, lecz Draco niemal od razu zrobił krok w tył i zmierzył ją niechętnym spojrzeniem.
Hermiona z coraz większą ciekawością przyglądała się tej dziwnej scenie.
– Przestań Pansy. Chyba dobitnie wyjaśniłem ci, jak wygląda sytuacja. – Odwrócił się w bok i kopnął niewielki kamień, który z pluskiem wpadł do wody.
– Ale... – Usta jej zadrżały, a w oczach błysnęły łzy. – Chyba nie mówiłeś poważnie o tym, że... że to koniec – wychlipała.
– Jak najbardziej poważnie. Nie mogę na tobie polegać Pansy. Udowodniłaś mi, że nie rozumiesz, do czego dążę.
– Ale kochanie, ja obiecuję, że się zmienię! – zapewniła go gorliwe, podejmując kolejną próbę objęcia go swoimi ramionami.
Draco złapał obie jej dłonie w nadgarstkach i ponownie odsunął ją od siebie.
– Zakończmy to z klasą – zabrzmiało to bardziej jak rozkaz, niż prośba.
– Dlaczego? – Po twarzy Parkinson spłynęły wstrzymywane do tej chwili łzy.
– Bo do siebie nie pasujemy, tak po prostu... – Draco popatrzył na swoją byłą dziewczynę z czymś na kształt współczucia.
– Jakoś pasowaliśmy do siebie do czasu, aż się pojawiła ta mała szlama! – wykrzyczała Pansy.
Hermiona aż podskoczyła w miejscu. Słowa byłej dziewczyny Dracona zawierały w sobie tyle jadu, że praktycznie mogła poczuć, z jak wielką ochota Parkinson potraktowałaby ją avadą.
– Pamiętaj, że mówisz teraz o mojej żonie – Draco cedził słowa przez zaciśnięte zęby.
– Żonie! – Pansy wypluła te słowa z największą dozą pogardy. – Też mi coś! To twoja własność. Niewiele więcej warta od skrzata domowego. Wyrzucisz ją, jak tylko przestanie ci być potrzebna!
– To nie twoja sprawa – oznajmił jej chłodno. – A teraz znajdź Grega i zabieraj się stąd, zanim sam cię wyrzucę.Po tych słowach Draco odwrócił się i ruszył ścieżką w stronę domu.
– Życzę ci tego, ty przeklęty draniu! Bardzo ci tego życzę! – krzyknęła za nim zalana łzami Pansy.
– Niby czego? – zapytał ją ze zniecierpliwieniem blondyn, zatrzymując się na chwilę i odwracając w stronę dziewczyny.
– Tego, byś się w niej zakochał. Tak... mówię o Granger, tej głupiej szlamie. Życzę ci, byś pokochał ją tak mocno, jak ja kocham ciebie, a ona odrzuciła tę miłość z taką samą pogardą, z jaką teraz ty odrzucasz mnie! To będzie dla ciebie najgorsza kara! Miłość do zwykłej szlamy, której nie będziesz mógł mieć!
Z miejsca, w którym stała, Hermiona miała doskonały widok na twarz blondyna. Przez chwilę pojawiło się na niej jakieś dziwne napięcie, a zaraz później... wściekłość.
– Wynoś się stąd! Wynoś i nigdy więcej nie wracaj albo przysięgam, że osobiście cię przeklnę!
Hermiona po raz pierwszy słyszała Malfoya krzyczącego. Wcześniej wystarczał mu sarkazm i chłodna ironia. Teraz jednak Draco wyglądał na zupełnie wyprowadzonego z równowagi.
Pansy widać też to zauważyła, bo czym prędzej ruszyła w przeciwną stronę, nawet nie oglądając się za siebie.
Draco ponownie zbliżył się do jeziora i zamyślony wpatrywał się w pływające po jego tafli ptaki. Hermiona uznała, że najwyższa pora wrócić na przyjęcie. Musiała przyznać, że cała ta scena była bardzo dziwna, ale też dała jej odpowiedź na pewne dręczące ją pytanie. Okazało się, że Malfoy naprawdę nie kłamał, gdy mówił, że definitywnie zerwał z Parkinson...

⁂⁂⁂

Pansy Parkinson stała pod starym drzewem i bardzo płakała. Hermiona patrzyła na ten widok z mieszanymi uczuciami. Miała wrażenie, że powinna do niej podejść, coś jej powiedzieć, jakoś ją pocieszyć... Już chciała zrobić pierwszy krok, gdy ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła się i stanęła naprzeciw swojego męża. Draco lekko pokręcił głową i uśmiechnął się do niej tak serdecznie, że poczuła, jak robi jej się ciepło w okolicy serca. Ona również uśmiechnęła się szczerze, czując jakiś wewnętrzny spokój.
Nagle gdzieś obok zakrakało jakieś posępne ptaszysko. Niebo zaszło chmurami i zerwał się wiatr. Hermiona rozejrzała się dookoła, zaniepokojona tą nagłą zmianą pogody. Odwróciła się w stronę Dracona, chcąc mu powiedzieć, że pora wracać... Jednak przed nią nie stał już Draco.
Złowrogi uśmiech, blada cera, długie jasne włosy. Lucjusz Malfoy patrzył na nią z nienawiścią w oczach. Hermiona przerażona chciała zrobić krok w tył, ale Lucjusz bardzo mocno trzymał jej dłoń.
Usiłowała mu się wyrwać, ale był zbyt silny. Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle. Nagle jednak Lucjusz ją puścił... Zrobił to tylko po to, by wyjąć mugolski pistolet i wycelować jej nim prosto w twarz. Strasznych śmiech poniósł się po okolicy, a później nastąpił strzał...

⁂⁂⁂

Obudziła się zlana potem. Nieregularny oddech i dłonie drżące z przerażenia. Kolejny koszmar. Ostatnio nie potrafiła przespać spokojnie żadnej nocy, a Lucjusz Malfoy często gościł w tych strasznych wizjach.
Od przyjęcia weselnego minęły już trzy dni, a ona dalej miała problem z zaakceptowaniem swojej nowej roli. Wszyscy w domu, poza Ginny, zwracali się do niej per: "pani Malfoy", a matka Dracona, wciąż powtarzała, że powinna "porozmawiać z mężem" o tym czy owym, jak gdyby na każdym kroku chcąc podkreślać więź, jaka teraz łączyła ją z Draconem. Czy to świadomość, że jest teraz spokrewniona z kimś tak złym i bezwzględnym jak Lucjusz, wywoływała te koszmary? Być może...
W pokoju panowała dziwna duchota, a Hermiona poczuła, że koniecznie musi się napić. Nikłe światło księżyca dawało na tyle poświaty, by mogła sięgnąć do nocnego stolika, na którym zwykle stał dzbanek z wodą i szklanką. Jednak ku jej zdziwieniu okazało się, że dzbanek jest pusty. Była prawie pewna, że nim kładła się spać, jeszcze była w nim woda... Dziwne...
Leżała chwilę, walcząc z pragnieniem, ale wiedziała, że nie wygra. Musiała zejść do kuchni po coś do picia.
Założyła kapcie i szlafrok z kompletu z jej satynową koszulką nocną. Zabrała pusty dzbanek i sięgnęła po wieczną świecę, którą zapalało się za pomocą pstryknięcia palcami. Cicho, tak, by przypadkiem Draco, śpiący w sypialni naprzeciwko, jej nie usłyszał, ruszyła w stronę schodów. Powoli krok po kroku, zaczęła schodzi w dół... I wtedy to się stało. Poczuła coś zimnego, co dosłownie zakleszczyło się na jej prawej kostce i pociągnęło ją w tył.
Krzyknęła, upuszczając świecę i dzbanek, który rozbił się o marmurowe schody. Poczuła, że za chwilę spadnie w dół. Ostatkiem świadomości szybko wyciągnęła ręce w lewą stronę, wiedząc, że gdzieś tam jest poręcz. Udało jej się złapać za nią, co uchroniło ją przed spadnięciem ze wszystkich schodów i nabawieniem się poważnych obrażeń, a nawet skręceniem karku. Zjechała tylko z kilku pierwszych stopni, obijając przy tym boleśnie żebra.
Jęknęła cicho z bólu i przekręciła się tak, żeby móc usiąść na stopniu, na którym się zatrzymała.
Nagle nad jej głową zrobiło się jasno. Ktoś za pomocą zaklęcia zapalił wszystkie światła, na korytarzu, schodach i w dolnym holu. Usłyszała tupot stóp i prawie od razu Draco znalazł się przy niej.
– Na Slazara! Co ci się stało? – zapytał, przyklękając obok z wyraźnie zaniepokojoną miną.
Miał na sobie tylko granatowe spodnie z piżamy i wyglądał, jakby co dopiero wyskoczył z łóżka.
– Nie wiem, chyba się o coś potknęłam – wyjąkała, krzywiąc się z powodu bólu żeber.
– Boli cię coś? – Draco delikatnie położył dłoń na jej żebrach po lewej stronie, a Hermiona cicho syknęła z bólu.
– To nic poważnego – spróbowała skłamać.
– Dlaczego chodzisz po domu w środku nocy?
– Chciałam się napić wody – burknęła, usiłując wstać.
Draco szybko objął ją w talii i bardzo delikatnie pomógł jej podnieść się z miejsca.
– Służba nie dostarczyła ci jej do pokoju? Zaraz ich obudzę.
– Nie! Nic takiego się nie stało...
Gdzieś wyżej rozległ się tupot stóp i oboje zauważyli, jak z drugiego piętra zbiega wyraźnie przestraszony Theodore w brązowej piżamie i z różdżką w dłoni oraz Dafne w krótkim, pół – przeźroczystym szlafroczku.
– Coś się stało? Usłyszeliśmy krzyk – zapytała Greengrass.
– Hermiona! Nic ci nie jest? – Theo szybko podszedł bliżej. – Coś ty jej u diabła zrobił? – warknął, celując różdżką w Dracona.
Malfoy groźnie zmarszczył brwi, sztyletując przyjaciela wzrokiem.
– Nic się nie stało, ja tylko potknęłam się na schodach – pośpieszyła z wyjaśnieniami Hermiona, podejrzewając, że za chwilę może dojść do poważnej awantury.
– Och! – Theo najwyraźniej się zmieszał i szybko opuścił różdżkę.
– Ale nas wystraszyłaś. Myśleliśmy, że to coś poważnego! – zaśmiała się Dafne, ale śmiech ten zabrzmiał dziwnie nienaturalnie.
– Nic ci nie jest? – zapytał Theodore.
– Chyba widzisz idioto, że krzywi się z bólu? – warknął Draco.
– O co się potknęłaś? – dociekała Dafne.
– Ja, nie wiem... to było trochę tak, jak gdyby ktoś złapał mnie za stopę – przyznała Hermiona.
– Jesteś pewna? – zapytał blondyn.
– Może tylko ci się wydawało? Jest ciemno, a te schody są strome – przekonywała Greengrass.
– Ja... może tak własnie było... – wyznała szczerze Hermiona, której ból żeber przeszkadzał w przypomnieniu sobie dokładnie tego, co poczuła na swojej stopie.
– Wyjaśnimy to rano. Chodź, odprowadzę cię i zaraz wezwę magomedyka, by obejrzał twoje żebra. – Draco powoli i bardzo delikatnie pomógł jej wejść z powrotem po schodach, po czym zaprowadził ją do jej pokoju.

⁂⁂⁂

– Nie musisz nikogo wzywać, nic mi nie jest – odezwała się Hermiona, gdy tylko Draco pomógł jej ułożyć się w łóżku.
– Nie tobie to oceniać, nie jesteś magomedykiem. – Draco nakrył ją kołdrą i sięgnął do kieszeni swojej piżamy po różdżkę, po czym wyczarował dla niej szklankę wody, a następnie przywołał pióro i pergamin i jak gdyby nigdy nic usiadł na skraju jej łóżka, tak blisko, że ich kolana się stykały.
– Jest środek nocy. I tak nikt się tu teraz nie zjawi, więc jeśli będzie bolało, to rano ktoś odstawi mnie do szpitala – wyjąkała, jak tylko napiła się wody.
Draco uśmiechnął się po nosem i z dezaprobatą pokręcił głową.
– Zapomniałaś chyba, kim teraz jesteś. Jeśli zechcę, to sam dyrketor św. Munga stawi się tu w środku nocy, by zbadać moją żonę.
– Nie rób sobie kłopotu. – Hermiona usiłowała nie krzywić się z bólu, by przekonać go, że może już sobie iść, bo tak naprawdę nic groźnego jej nie dolega.
– Ktoś musi to obejrzeć, a ty przestań wreszcie udawać dzielną Gryfonkę, doskonale wiem, że cię boli. Raz na treningu Qudditcha spadłem z miotły i złamałem trzy żebra. Zanim drużyna doniosła mnie do skrzydła szpitalnego, zdołałem przekląć każdego z nich z trzy razy – Draco roześmiał się ze swoich wspomnień, skończył pisać i za pomocą pstryknięcia palcami przywołał swojego czarnego puchacza. Przywiązał pergamin do jego nóżki i wypuścił sowę przez oszklone drzwi, prowadzące na taras, po czym wrócił i znów usiadł na jej łóżku.
– Możesz już wrócić do siebie, nie musisz tu ze mną siedzieć... – zasugerowała, nawet na niego nie patrząc.
Miała odczucie, że jego obecność w jej sypialni jest dziwnie niepokojąca.
– Czyżbym ci przeszkadzał? – zapytał lekko ironicznie. – Poczekam, aż cię zbadają. Mogę ci coś podać? Albo może powinienem obudzić twoją pokojówkę? – zapytał.
– Nie! Naprawdę nic takiego się nie stało..
– To się dopiero okaże – Draco zabrzmiał bardzo poważnie.
– Naprawdę, nie ma się czym przejmować.
– Obiecałem ci, że nic więcej ci się tu nie stanie, a tu znowu jakaś dziwna historia. – W zamyśleniu potarł podbródek.
– Nie masz wpływu na moje gapiostwo – Hermiona usiłowała obrócić to wszystko w żart.
Draco popatrzył na nią i uśmiechnął się pod nosem.
– Masz rację, na to nie mam wpływu... ale przynajmniej mogę zadbać o to, by to się więcej nie powtórzyło.
– Niby jak? – zapytała.
– Przekonasz się wkrótce, a teraz zdrzemnij się trochę. – Draco przyglądał jej się przez chwilę, po czym uśmiechnął się, a jej niemal od razu przebiegły ciarki po całym ciele. To był dokładnie ten uśmiech... ten sam, który widziała w swoim dziwnym śnie.
– Nie musisz nic robić...
– To ty tak uważasz. – Blondyn niespodziewanie sięgnął po jej dłoń i uścisnął ją lekko.
– Dowiem się, jeśli ktoś z premedytacją chciał cię zranić. Możesz mi nie wierzyć, ale w tym domu nie ma prawa stać ci się żadna krzywda.
– Ale... – Hermiona czuła, jak robi jej się gorąco, a serce nagle przyśpiesza rytm.
– Nie ma żadnego "ale". Z Malfoyami się nie pogrywa.
– To pewnie nic...
Draco mocniej uścisnął jej dłoń i spojrzał jej w oczy.
– Przestań się buntować, bo i tak zrobimy to po mojemu. Przecież wiesz, że nie jestem miłym typem, który lubi, jak ktoś coś knuje za jego plecami.
– Nie chcę żadnych kłopotów... – wyznała szczerze.
– Jesteśmy teraz małżeństwem. To samo w sobie jest kłopotem, kilka innych tylko urozmaici nasze życie – Draco znów uśmiechnął się lekko.
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć, rozchyliła usta, ale nie znalazła żadnych słów, które mogłyby zabrzmieć teraz sensownie.
– Nie myśl o tym, nie wtrącaj się w nic i najlepiej niczym się nie martw, ja wszystkim się zajmę... – powiedział cicho, a jego kciuk delikatnie przesunął się po wierzchu jej dłoni.
Na dole w holu rozległo się kołatanie do drzwi.
Magomedycy przybyli naprawdę w ekspresowym tempie.

⁂⁂⁂

Dafne właśnie miała zamiar się położyć, zła, że wyrwano ją z łóżka praktycznie na próżno. Nagle jednak rozległo się głośne pukanie do drzwi jej pokoju. Mrucząc pod nosem różne przekleństwa, ruszyła, by je otworzyć i opieprzyć tego, kto śmie jej przeszkadzać w powrocie do krainy snów. Okazało się, że był to Theodore.
Ledwie otworzyła usta, by zapytać, co tu robi, gdy poczuła na swojej szyi jego zimną dłoń. Jego przepełnione wściekłością spojrzenie wyraźnie wskazywało na to, że tym razem Daf wpadła w poważne kłopoty.
Theo wepchnął ją do środka pokoju i zamknął drzwi. Wciąż boleśnie naciskając jej gardło, wycelował swoją różdżką prosto w jej nos.
– Co... co... – wyjęczała, spazmatycznie łapiąc powietrze.
– Już ja ci zaraz powiem co, głupia flądro! Myslisz, że jesteś sprytna? Zaklęcie gorąca, pusty dzbanek z wodą i mała pułapka na schodach, co? – warczał.
Dafne złapała za jego rękę, próbując ją oderwać od swojej szyi i walcząc o każdy oddech.
Theo wreszcie przestał ściskać jej gardło, jednocześnie odpychając ją od siebie z obrzydzeniem. Zaraz jednak ponownie wycelował w nią różdżką.
– Czego... czego chcesz? – wychrypiała, masując obolałą szyję.
– Czego? Zabić cię na miejscu! Wiesz, do czego o mało co nie doprowadziłaś? Hermiona mogła skręcić kark na tych schodach!
– To nie ja... – próbowała zaprzeczyć.
– Nie kłam! – Nott zrobił krok w jej stronę.
– Przestań! Ja... chciałam ją tylko wystraszyć – wyszeptała.
– Zaraz ja wystraszę ciebie tak, że na długo popamiętasz, a zaraz później Draco dowie się o tym, że chciałaś zabić jego żonę!
– Raczej twoją ukochaną! – syknęła złośliwie Dafne.
Theo aż poczerwieniał ze wściekłości, a z końca jego różdżki sypnęło się kilka złotych iskier.
– Zamknij się albo pożałujesz! – zagroził jej.
– Sam się zamknij i przestań udawać! – Dafne odzyskała już nieco pewności siebie i hardo stanęła naprzeciwko niego.
– Zacznij się pakować, jutro ma cię tu nie być! – Theo pomachał jej różdżką przed nosem.
– Aleś ty głupi Nott. Nie widzisz, że mogę ci pomóc? Przecież chcesz ją dla siebie...
– Nie masz pojęcia, czego chcę!
– Doskonale wiem! Gapisz się na nią tym rozmarzonym wzrokiem, gdy myślisz, że nikt nie patrzy.
– Powiedziałem już, że masz się zamknąć! – Theodore znów wyżej uniósł różdżkę.
– Boisz się, prawda? Tak... ja też. Również zauważyłam, że Draco zaczyna wodzić za nią takim samym wzrokiem. Chyba mu się podoba...
– Zamilcz Greengrass albo nie ręczę za siebie – wycedził, przez zaciśnięte zęby.
– To ty się zamknij i posłuchaj. Mam plan, który sprawi, że będzie twoja. Musiałbyś mi tylko trochę pomóc... – Dafne uśmiechnęła się przebiegle pod nosem.
– Nie robię z tobą żadnych interesów. Jutro wywalę cię stąd raz na zawsze!
– Zastanów się dobrze, jeśli nie ja, to nikt ci nie pomoże. Granger nigdy nawet na ciebie nie spojrzy. Jak myślisz? Kogo wybierze? Znów będzie tak jak w szkole. Wszystko dla Malfoya...
Nott skrzywił się pod nosem i przez chwilę wyglądał, jakby się wahał. Wreszcie jednak opuścił różdżkę i usiadł w jednym z foteli, które znajdowały się w jej sypialni. Potarł dłonią twarz i westchnął głęboko.
– No dobrze. Dam ci szansę... ale tylko jedną. I radzę ci niczego nie kombinować – ostrzegł. – A teraz... opowiedz mi, jaki to plan.


Witajcie :)

Rozdział miał być dopiero w weekend, ale wiecie, że mam słabość do Rogatego i nie umiem mu (prawie) niczego odmówić :) Dlatego dziś Rubin i Stal, a w weekend ostatnia część "Pogryź mnie". Zaraz po zakończeniu tej miniaturki oraz "Syndromów" powstanie mini-dramione - 6cz. klimatem przypominające GJS, ale to wszystko przed nami... :)
Podziękowania dla Kite Mille za zabetowanie rozdziału.
Pozdrawiam,

Venetiia. 

20 komentarzy:

  1. Rogaty się doigrał! :D
    Teraz masz na sumieniu całą społeczność fanów Dramione, która będzie czekać, aż wszystko ładnie pozaliczasz xd
    A rozdział wiadomo, że świetny. Czekam na ostatni, żeby ładnie podsumować całe opowiadanie.
    Do następnego! Miejmy nadzieję, że Rogacz przez jakiś jeszcze czas nie będzie miał zaliczeń :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle się dzieje w tym rozdziale.
    NajwZnieszy ślub. Nie muchę uwierzyć, ze są małżeństwem!
    Uwielbiam to opowiadanie: )

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyle się dzieje w tym rozdziale.
    NajwZnieszy ślub. Nie muchę uwierzyć, ze są małżeństwem!
    Uwielbiam to opowiadanie: )

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję ^^ życie studenta pozwoliło mi przeczytać to dopiero teraz xd co do indeksu... Skanu nie zrobię bo mamy tylko elektroniczny więc wygląda na to że już wygrałem życie xd co do tego cudownego tekstu to wiedziałem że nott to ktoś kogo będę nienawidził ^^ żona kolegi? Kwestią honorową jest żeby odejść w takiej sytuacji a nie szukać podstepow. Takie jest moje zdanie xd no i tak jak Hermiona miałem dziś beznadziejny sen ^^ także no... Wszystko się układa w całość xd zadbam by społeczność dramione miała co czytać obiecuję wam misiaki wy słodkie :D dziękuję za każde słowo Veniku RR

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny, naprawdę.
    Czekam na kolejny,
    MJ

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna historia. W tym rozdziale było wszystko uczucie, piękno, namiętność, niebezpieczeństwo i zdrada. Kocham czytać twoje opowiadania, które zawsze zaskakują i bawią. No cóż teraz muszę tylko czekać na weekend.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdział naprawdę jest betowany...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - ten rozdział naprawdę był betowany i to po raz drugi.
      Pierwszy raz był betowany przy pierwszej publikacji.
      Teraz jest druga beta, która jeszcze raz wszystko sprawdza.
      Od razu informuję jednak, że Kite nie może wprowadzać w rozdziale żadnych zmian treści względem opublikowanego już dawno oryginału. Poprawia obecnie jedynie błędy ortograficzne i interpunkcyjne.

      Usuń
    2. Sama najlepsza z ortografii i interpunkcji nie jestem, ale w rodziale są błędy pomimo korekty.

      Usuń
    3. Miło, gdybyś poparła to jakimś przykładem, tak byśmy z betą mogły zobaczyć, co zostało pominięte. Bo czepianie się jednego błędu to dla mnie śmiech na sali, więc domyślam się, że wyłapałaś ich bardzo wiele, skoro chciało Ci się specjalnie o tym napisać.

      Usuń
    4. Trochę tego było. (;
      1. „Ginewro [PRZECINEK] podaj nam diadem, który jest w tym granatowym pudełku na toaletce [KROPKA] – Narcyza Malfoy ubrana w piękną ciemnozieloną suknię właśnie zapinała na nadgarstku przyszłej synowej diamentową bransoletkę, która należała do kompletu z naszyjnikiem i kolczykami”.
      2. „Dosyć tego [PRZECINEK] moje panie, bo popsujecie sobie makijaż i źle wyjdziecie na zdjęciach!”
      3. „Wszystko będzie dobrze [PRZECINEK] kochanie, zobaczysz”.
      4. „– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę [KROPKA] – Ginny spoważniała”.
      5. „– Możesz poczekać na korytarzu, Weasley. Muszę zamienić z narzeczoną kilka słów [KROPKA] – Draco wszedł do pokoju i stanął przy otwartych drzwiach, najwyraźniej czekając, aż Ginny wyjdzie”.
      6. „– Idź [PRZECINEK] Ginny, zaraz cię zawołam – obiecała Hermiona, która była bardzo ciekawa, co też blondyn ma jej do powiedzenia”.
      7. „– Jak coś to tylko krzyknij Miona – Ginny posłała Draconowi ostrzegawcze spojrzenie i wreszcie wyszła”.
      8. „Miał racje”. Miał kilka racji czy jedną? Jeśli to drugie, to racjĘ.
      9. „Odpręż się trochę, taka spięta nie wypadniesz przekonująco [KROPKA] – Draco położył dłonie na jej ramionach i zaczął je delikatnie masować”.
      10. „Właśnie przyszedłem ci powiedzieć, że odwołuje ślub”. Kto odwołujE?
      11. „Uwierz mi, że będzie [KROPKA] – Draco sięgnął do kieszeni swojej eleganckiej szaty i wyjął z niej coś tak małego, że mieściło mu się w dłoni”.
      12. „– Zostaw [KROPKA] – Draco odsunął jej dłonie".
      13. „Wiedziała, że Lucjusz aż zacierał ręce z radości na wieść o tym, że premier zaprosił ich do zapoznania się z mugolską bronią, [BEZ PRZECINKA] prezentowaną na wystawach”.
      14. „Uznał to za kolejny krok, do [BEZ PRZECINKA] poznania tajemnicy ich uzbrojenia”.
      15. „Przestań [PRZECINEK] Pansy”.
      16. „Nie mogę na tobie polegać [PRZECINEK] Pansy”.
      17. „– Zakończmy to z klasą [KROPKA] – zabrzmiało [OD DUŻEJ LITERY] to bardziej jak rozkaz, niż [BEZ PRZECINKA] prośba”.
      18. „Naprawdę nic takiego się nie stało..” trzy kropki, nie dwie.
      19. „Aleś ty głupi [PRZECINEK] Nott”.
      20. „– Zamilcz [PRZECINEK] Greengrass [PRZECINEK] albo nie ręczę za siebie – wycedził, [BEZ PRZECINKA] przez zaciśnięte zęby”.

      Usuń
    5. Trochę tego było. (;
      1. „Ginewro [PRZECINEK] podaj nam diadem, który jest w tym granatowym pudełku na toaletce [KROPKA] – Narcyza Malfoy ubrana w piękną ciemnozieloną suknię właśnie zapinała na nadgarstku przyszłej synowej diamentową bransoletkę, która należała do kompletu z naszyjnikiem i kolczykami”.
      2. „Dosyć tego [PRZECINEK] moje panie, bo popsujecie sobie makijaż i źle wyjdziecie na zdjęciach!”
      3. „Wszystko będzie dobrze [PRZECINEK] kochanie, zobaczysz”.
      4. „– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę [KROPKA] – Ginny spoważniała”.
      5. „– Możesz poczekać na korytarzu, Weasley. Muszę zamienić z narzeczoną kilka słów [KROPKA] – Draco wszedł do pokoju i stanął przy otwartych drzwiach, najwyraźniej czekając, aż Ginny wyjdzie”.
      6. „– Idź [PRZECINEK] Ginny, zaraz cię zawołam – obiecała Hermiona, która była bardzo ciekawa, co też blondyn ma jej do powiedzenia”.
      7. „– Jak coś to tylko krzyknij Miona – Ginny posłała Draconowi ostrzegawcze spojrzenie i wreszcie wyszła”.
      8. „Miał racje”. Miał kilka racji czy jedną? Jeśli to drugie, to racjĘ.
      9. „Odpręż się trochę, taka spięta nie wypadniesz przekonująco [KROPKA] – Draco położył dłonie na jej ramionach i zaczął je delikatnie masować”.
      10. „Właśnie przyszedłem ci powiedzieć, że odwołuje ślub”. Kto odwołujE?
      11. „Uwierz mi, że będzie [KROPKA] – Draco sięgnął do kieszeni swojej eleganckiej szaty i wyjął z niej coś tak małego, że mieściło mu się w dłoni”.
      12. „– Zostaw [KROPKA] – Draco odsunął jej dłonie".
      13. „Wiedziała, że Lucjusz aż zacierał ręce z radości na wieść o tym, że premier zaprosił ich do zapoznania się z mugolską bronią, [BEZ PRZECINKA] prezentowaną na wystawach”.
      14. „Uznał to za kolejny krok, do [BEZ PRZECINKA] poznania tajemnicy ich uzbrojenia”.
      15. „Przestań [PRZECINEK] Pansy”.
      16. „Nie mogę na tobie polegać [PRZECINEK] Pansy”.
      17. „– Zakończmy to z klasą [KROPKA] – zabrzmiało [OD DUŻEJ LITERY] to bardziej jak rozkaz, niż [BEZ PRZECINKA] prośba”.
      18. „Naprawdę nic takiego się nie stało..” trzy kropki, nie dwie.
      19. „Aleś ty głupi [PRZECINEK] Nott”.
      20. „– Zamilcz [PRZECINEK] Greengrass [PRZECINEK] albo nie ręczę za siebie – wycedził, [BEZ PRZECINKA] przez zaciśnięte zęby”.

      Usuń
    6. No właśnie na tego typu komentarz liczyłam, zamiast suchego "czy to zabetowane?". Dziękuję bardzo.

      Usuń
    7. Oczywiście poproszę betę, by sprawdziła czy masz rację, bo ja akurat nie jestem specjalistką od interpunkcji i jeśli faktycznie są to błędy, wtedy niezwłocznie zostaną poprawione.

      Usuń
    8. W większości przypadków mam rację i wyjątkowo jestem tego pewna. W dialogu to dość oczywiste — nie są związane z mową. Natomiast z przecinkami zazwyczaj jest kwestia wtrącenia lub wołacza.

      Usuń
    9. Beta sprawdza rozdział jeszcze raz, zmienię go, jak dostanę poprawioną wersję. Naprawdę podziwiam, że chciało Ci się znaleźć czas na całą tą dyskusję i wypisanie takich braków, jak brak jednej kropki w wielokropku. Jestem z tych ludzi, którzy woleliby tysięczny raz obejrzeć ulubiony serial, niż analizować braki przecinków, zwłaszcza na czyimś blogu, dlatego tym bardziej podziwiam taką wytrwałość :)

      Usuń
    10. Żadna wytrwałość, po prostu spostrzegawczość. :P

      Usuń
  8. Ja generalnie wszystko rozumiem ale dzis mam 21 uro i zapomnialas? :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była zemsta za to, że zapomniałeś o moich urodzinach, które były dwa tygodnie temu :P A tak serio - Wszystkiego Naj Naj Najlepszego! Zapiszę sobie datę, by na przyszły rok na pewno pamiętać ;)
      Pozdrowionka!

      Usuń
    2. Hahaha xd OK :D Tobie też w takim razie najlepszego :D

      Usuń