Betowała: Kite Millie
Dedykacja: Dla Rogatego Rogacza, któremu szczerzę życzę powodzenia w nowym semstrze :)
PS. Chcę zobaczyć skan indeksu po wybitnie zdanej sesji :P
PS. Chcę zobaczyć skan indeksu po wybitnie zdanej sesji :P
⁂⁂⁂
– Zamieszaj trzykrotnie, dwa razy w lewo i raz
w przeciwną stronę – recytowała
w myślach polecenia mistrza. – Dodaj dwa płatki błotnego
skrzeku i cztery uncje czystego, polarnego lodu. Znów zamieszaj
wszystko trzy razy i jeszcze pamiętaj... oddychać, głęboko.
Choć sama się sobie dziwiła, to naprawdę w tej chwili
żałowała, że nie ma obok niej Malfoya, który tak łatwo poradził
sobie z jej ostatnim atakiem paniki. Jednak z drugiej
strony – niech go diabli porwą za ten
jego niezachwiany spokój!
Gdy mijała go dziś rano w holu, uśmiechnął się szeroko
i rzucił tylko zupełnie nieśmiesznym dla niej tekstem:
"Do zobaczenia przy ołtarzu!".
Arogancki dupek!
Czy nie widział, jak bardzo była przerażona?
To już dziś. To dziś był ten dzień...
– Fryzura wygląda idealnie. Ginewro podaj nam diadem, który jest
w tym granatowym pudełku na toaletce – Narcyza Malfoy ubrana
w piękną ciemnozieloną suknię właśnie zapinała na
nadgarstku przyszłej synowej diamentową bransoletkę, która
należała do kompletu z naszyjnikiem i kolczykami.
Stała na środku jednego z wytwornych salonów w Malfoy
Manor, a kilka osób uwijało się po pokoju, pilnując, by
panna młoda wyglądała idealnie w ten wyjątkowy dzień.
Madame SaVien dokonywała ostatnich poprawek jej sukni ślubnej,
a fryzjerka dopinała jej drogocenny diadem, który nosiła
każda panna młoda wstępująca do rodu Malfoyów od jakiś
pięciuset lat. Makijaż był gotowy i z tego, co przed chwilą
zakomunikował im ktoś z obsługi wesela, wszystko było
zapięte na ostatni guzik. Wszyscy goście już dotarli i za
zaledwie kwadrans całe przedstawienie miało się rozpocząć.
Hermiona stała z zamkniętymi oczami i w myślach wciąż
recytowała polecenia, które Caldarmian przekazał jej w ostatni
piątek. To ją uspokajało. Eliksiry już się gotowały i wszystko
szło zgodnie z planem, a przynajmniej z tą częścią,
która jej bezpośrednio dotyczyła. Miała
nadzieję, że ciągłe powtarzanie poleceń i listy składników
choć na chwilę odciągnie jej myśli od tego,
co za chwilę będzie nieuniknione. Zostanie żoną Malfoya. Draco
Malfoya.
– Och! Wyglądasz, jak prawdziwa księżniczka! – Hermiona
otworzyła oczy i spojrzała na Narcyzę, która patrzyła na
nią, nie kryjąc wzruszenia.
– Niech ktoś poda pani Malfoy chusteczkę, zanim rozmaże
makijaż! – zawołała któraś z asystentek organizatora.
Ginny z lekko kpiącym uśmiechem podała mamie Dracona
koronkową chusteczkę, a Narcyza z gracją otarła łzy
i znów spojrzała na Hermionę.
– Mój syn padnie z wrażenia – zapewniła
ją.
Hermiona zmusiła się do nikłego uśmiechu, nie chcąc psuć
dobrego humoru Narcyzy swoimi wątpliwościami. Ginny stojąca zaraz
obok niej zaczęła udawać, że również ociera łzy, próbując
w ten sposób choć trochę poprawić humor przyjaciółce.
Obie były bardzo zdziwione, gdy Draco zaproponował, by to jednak
Ginny zamiast Dafne została jej druhną. Niemniej, Hermiona bardzo
się z tego cieszyła. Ruda była jej najlepszą przyjaciółką
i gdy przedstawiła jej swoją sytuację, ta od razu ją
zrozumiała i wspierała, jak tylko mogła.
– Dosyć tego moje panie, bo popsujecie sobie makijaż i źle
wyjdziecie na zdjęciach! Raz, raz! Schodzimy na dół. Zostaje tylko
panna młoda i jej druhna – zarządził organizator wesela,
pan La Parure, biegając po całym pokoju niczym mała, ruchliwa
pchła.
– Wszystko będzie dobrze kochanie, zobaczysz. Wszystko się uda!
– Narcyza Malfoy, ostrożnie, tak, by nie
pognieść jej sukni, przytuliła ją i lekko ucałowała
w policzek.
– Dziękuję pani... – wyjąkała Hermiona, czując jakiś
dziwny uścisk w gardle.
Po chwili zostały w pokoju same z Ginewrą.
– Wszystko musi się udać, bo w końcu to prawie królewski
ślub, co nie? – zażartowała Ginny
– Ginny, ja chyba zaraz... – Hermiona znów zacisnęła mocno
oczy, starając się zapanować nad kolejną falą panicznego
strachu.
– Miona, tylko tu nie zwymiotuj, szkoda takich sukienek –
poprosiła ją przyjaciółka ubrana
w piękną suknię w kolorze szampana.
– Nie dam rady... – jęknęła panna – jeszcze Granger.
– Mam sprawdzić, czy da się otworzyć
okno, żebyś mogła zwiać? – zapytała z uśmiechem Ruda.
– A myślisz, że jak daleko uda mi się w tym dobiec? –
Hermiona wskazała na swoją suknię, której nie powstydziłaby się
żadna księżniczka, a która, co tu
dużo ukrywać, była bardzo niewygodna.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę –
Ginny spoważniała.
– Ty? A myślisz, że co ja czuję?
– Myślę, że jesteś zachwycona. W końcu wychodzisz za
mnie...
⁂⁂⁂
Hermiona i Ginny podskoczyły w miejscu i obie
spojrzały w stronę drzwi, w których stał uśmiechnięty
Draco. Miał na sobie czarną, doskonale
skrojoną szatę czarodziejów, białą koszulę i srebrny
krawat... i wyglądał jak model z okładki tygodnika mody.
– Ej Malfoy, nie wiesz, że oglądanie panny młodej w sukni
przed ślubem przynosi...
– Ginny, daj spokój. Nas to nie dotyczy – przerwała jej
Hermiona.
– Pewnie, że nie. Już sam ślub z Granger to wystarczający
pech.
– I wzajemnie Malfoy, nie wiem za co ta kara – Hermiona
uśmiechnęła się pod nosem, z lekkim zdziwieniem zauważając,
że żartowanie z nim w ten sposób jest zupełnie inne niż
kiedyś. Nie było w tym kpiny ani
złości. Jedynie lekka złośliwość, która oboje bardziej bawiła,
niż denerwowała.
– Możesz poczekać na korytarzu, Weasley. Muszę zamienić
z narzeczoną kilka słów – Draco wszedł do pokoju i stanął
przy otwartych drzwiach, najwyraźniej czekając, aż Ginny wyjdzie.
Ruda jednak nie ruszyła się ani o milimetr. Nie pozwalała
Malfoyowi rozstawiać się po kątach i już pierwszego dnia
ogłosiła, że jedyną osobą, której ma
zamiar w ogóle słuchać, jest
Hermiona.
– Idź Ginny, zaraz cię zawołam – obiecała
Hermiona, która była bardzo ciekawa, co
też blondyn ma jej do powiedzenia.
– Jak coś to tylko krzyknij Miona – Ginny posłała Draconowi
ostrzegawcze spojrzenie i wreszcie wyszła.
Blondyn zamknął za nią i uśmiechnął się.
– Sama wybierałaś sukienkę? – zapytał, lustrując ją od
stół do głów.
– A jak myślisz? – prychnęła Hermiona, starając się
ukryć to, że trochę zawstydzało ją jego spojrzenie.
– Nie. To nie twój styl... – Draco zaczął powoli się do niej
zbliżać.
Hermiona odwróciła się do niego plecami i spojrzała
w wielkie lustro. Miał racje. Okazała suknia z wieloma
warstwami fiszbin, tiulu i koronek była zupełnie nie w jej
stylu. Podobnie jak wielkie, huczne wesele i dwie setki gości,
których wcale nie znała.
– Denerwujesz się? – zapytał, stając tuż za nią.
Hermiona widziała jego twarz w lustrze. Już nie uśmiechał
się kpiąco, wręcz przeciwnie, wyglądał na niezwykle poważnego.
– A ty nie? – odpowiedziała pytaniem.
Draco wzruszył ramionami.
– Nie bardziej niż przed każdym innym przyjęciem.
– Gratuluję opanowania – burknęła, krzywiąc się pod nosem.
– Odpręż się trochę, taka spięta nie wypadniesz przekonująco
– Draco położył dłonie na jej ramionach i zaczął je
delikatnie masować.
Choć początkowo jego dotyk sprawił, że jeszcze bardziej się
spięła, to chyba jakaś magiczna siła jego rąk sprawiła, że
poczuła jak napięcie powoli z niej ucieka.
– Naprawdę musimy to robić? – zapytała cicho, zamykając oczy
i oddychając głęboko.
– Nie. Właśnie przyszedłem ci powiedzieć, że odwołuje ślub.
Hermiona aż podskoczyła w miejscu i odwróciła się do
niego z zamiarem uściskania go z radości.
Jednak wystarczyło jej tylko spojrzeć na jego twarz, by
zorientować się, że Draco znów sobie z niej żartuje.
– Głupek! – warknęła, ponownie odwracając się do niego
plecami i zamykając oczy, by nie oglądać jego rozbawionego
odbicia w lustrze.
Draco zaśmiał się krótko, najwyraźniej zadowolony, że udało mu
się wyprowadzić ją z równowagi.
– Naprawdę tak się tym stresujesz? To przecież nic takiego...
– Jasne! To tylko jak ziszczenie jakiegoś koszmaru!
– Raczej marzenia... – Draco znów się roześmiał.
– Przyszedłeś tu, żeby sobie ze mnie kpić? – warknęła,
sztyletując wzrokiem jego odbicie.
– Nie. Przyszedłem, ponieważ mamy jeszcze jedną sprawę do
załatwienia.
Hermiona nagle poczuła, jak jego palce przesuwają się po jej
karku. Z niemałą konsternacją stwierdziła, że Draco właśnie
odpiął jej diamentowy naszyjnik, który,
jak powiedziała jego matka, należał do
kompletu, który Narcyza otrzymała w dniu ślubu od Lucjusza.
Zdziwiona odwróciła się w jego stronę, ale Draco nie
patrzył na nią, bo właśnie odkładał naszyjnik do eleganckiego,
bordowego pudełka, które leżało na stoliku.
Nie bardzo wiedziała, o co może
chodzić, ale jedynym co przyszło jej do głowy, było to, że Draco
nie chce, by miała na sobie tak cenny,
rodzinny klejnot w dniu ich wymuszonego ślubu. Nie było to nic
niezwykłego, niemniej sprawiło jej pewną przykrość.
– Twoja matka nie będzie zadowolona... Nalegała,
bym miała na sobie ten komplet... – wyjąkała.
– Uwierz mi, że będzie – Draco sięgnął do kieszeni swojej
eleganckiej szaty i wyjął z niej coś tak małego, że
mieściło mu się w dłoni. Po chwili z drugiej kieszeni
wyjął różdżkę, najpewniej po to, by móc powiększyć ów
przedmiot. – Odwróć się – polecił
jej, widząc, że Hermiona niczym zahipnotyzowana śledzi każdy jego
ruch.
– Po co?
– Naprawdę Granger, chociaż raz nie zadawaj pytań.
Skrzywiła się pod nosem, ale posłusznie znów odwróciła się
w stronę lustra. Nie wiedziała, co
on kombinuje i czy w ogóle może mu ufać, ale była
również bardzo ciekawa, o co właściwie może chodzić.
Draco stanął tuż za nią, a Hermiona na chwilę wstrzymała
oddech. Czuła się dziwnie, jak gdyby właśnie przepływało przez
nią ciepło jakiegoś zaklęcia.
– Tradycją w naszej rodzinie jest to, że pan młody daje
przyszłej żonie prezenty, w tym jeden szczególny w dniu
ślubu.
Hermiona otworzyła usta, ale nie potrafiła w tej chwili
wykrztusić słowa. W zasadzie nawet nie wiedziała, co powinna
mu powiedzieć.
Draco przełożył ręce przez jej ramiona i po chwili na jej
dekolcie spoczął ciężki klejnot w kształcie łzy. Rubin
w cudownej oprawie z białego złota. Dopiero po chwili
uświadomiła sobie, że jest to ta sama kolia, którą oglądała na
wystawie jubilera w Mells.
Pamiętał?
Draco zapiął naszyjnik i przyjrzał się jej odbiciu
w lustrze.
Hermiona dopiero po chwili uświadomiła sobie, że musi znów zacząć
oddychać. Kolia była wspaniała, a rubin mienił się
milionami refleksów. To był niesamowity prezent, ale nie mogła go
przyjąć, bo to by było... Nie, po prostu
nie mogła.
Sięgnęła do zapięcia, chcąc zdjąć naszyjnik i oddać go
właścicielowi, jednak z emocji tak mocno trzęsły jej się
ręce, że nie potrafiła tego zrobić.
– Zostaw – Draco odsunął jej dłonie.
– Pasuje do ciebie. Dziś powinnaś mieć choć jedną taką rzecz,
a poza tym... Może to jednak nie
będzie najgorszy dzień twojego życia? –
Dostrzegła w lustrze, że się uśmiecha, a zaraz
potem blondyn odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
– Nie musiałeś tego robić, ale... dziękuję – z emocji
jej głos trochę drżał, ale naprawdę chciała mu podziękować.
– Musiałem. Już ci mówiłem, że to tradycja – odpowiadając
jej, nawet się nie zatrzymał.
– Przecież to nawet nie jest prawdziwy ślub! – wypaliła, bez
zastanowienia.
Draco zatrzymał się z ręką na klamce. Przez chwilę stał
nieruchomo, po czym powoli odwrócił się tak, by móc na nią
spojrzeć.
– To jedyny ślub, jaki mam zamiar brać w życiu.
– Po tych słowach wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą
drzwi.
⁂⁂⁂
Pogoda w tym dniu nie miała znaczenia. Czary potrafiły
załatwić wszystko. Nawet to, że szare i pochmurne niebo
zostało zmienione tak, by nad ich głowami świeciło teraz słońce.
– To holografy – szeptali pomiędzy sobą mugole.
– Jakieś ich sztuczki, muszę o to zapytać... – mruczał
do siebie mugolski premier.
– Za kasę można mieć wszystko, nawet słońce w pochmurny
dzień – narzekali niektórzy ubożsi od Malfoyów czarodzieje.
Zabawne było tego słuchać, ale i tak nie potrafiło mu to
poprawić humoru.
Widział, jak wynajęci przez jego matkę muzycy szykowali się do
odegrania marsza weselnego. Ogród był wspaniale przyozdobiony,
a wszędzie dookoła można było zobaczyć girlandy, kwiaty
i złote kandelabry. Goście zajęli już swoje miejsca na
białych, misternie rzeźbionych krzesłach, a w głębi
ogrodu znajdował się gustowny bufet z alkoholami i wykwintnym
jedzeniem.
Theo stał tuż za nim, dziwnie spięty i zdenerwowany, a zaraz
obok niego niespokojnie wiercił się Oscar, najpewniej niemogący
ustać w miejscu z przejęcia. Draco pozwolił mu podać im
obrączki w czasie ceremonii i mały najwyraźniej nie mógł
się już doczekać, aż wystąpi w swojej części
przedstawienia. Przedstawienia, które on
sam zaplanował w najdrobniejszym szczególe, a jego
rodzice zadbali o realizację. Wszystko musiało wyglądać
prawdziwie. Granger zostanie za chwilę panią Malfoy, a on
ostatecznie przestanie być najbardziej pożądanym kawalerem
magicznego świata. I choć prawie wszystkie małżeństwa
Malfoyów były aranżowane w ten sposób, czuł się jakoś
nienaturalnie dziwnie, jakby to wszystko naprawdę było w pewien
sposób...wyjątkowe.
Oczywiście wzorem swych przodków, nigdy nie planował prawdziwego
małżeńskiego życia, już o miłości w ogóle nie
wspominając. Ale ona... w białej sukni i z rodzinnym
diademem wpiętym w te jej miękkie loki...
Nie chciał tego.
Nie dla niej.
Mógł jej nie znosić, mogła go irytować i wyprowadzać
z równowagi z łatwością z jaką kiedyś wybuchały
kociołki Longbottoma, ale naprawdę jej tego nie życzył.
Podejrzewał, że ślub dla każdej kobiety to najbardziej wyjątkowy
dzień w życiu, który prawdopodobnie planowała od
najmłodszych lat. Ona, mimo że na pozór nie
przejmująca się przyziemnymi
sprawami, też taka była. Na pewno miała swoje plany i marzenia
związane z tym dniem. Czuł się winny, że przez niego zostaje
jej to odebrane.
Doskonale wiedział, że ona też nie miała lekko w życiu.
Z dnia na dzień wyrwano ją z jej zwykłego mugolskiego
świata i posłano do zupełnie nowego miejsca, pełnego magii
i niebezpieczeństw. Jednak Granger jakoś się w nim
odnalazła i choć nigdy nie powie tego głośno, to podziwia ją
za to w pewien sposób. Za sprawą przyjaźni z Weasleyem
i Potterem nie raz pakowała się
w różne kłopoty, ale zawsze jakoś wychodziła z tego
cało... aż do ostatecznej bitwy.
Draco widział ten moment, gdy Potter,
zabijając Voldemorta, sam powoli zatoczył się do tyłu, a później
upadł. Granger doskoczyła do niego przerażona. Przyglądał się,
jak opierała głowę wybrańca o swoje kolana i z bezsilnością
patrzyła na to, jak z jej przyjaciela uciekają resztki życia.
Ledwie kilka metrów od nich leżał martwy Voldemort, ludzie dookoła
wiwatowali, Śmierciożercy w większości uciekali, ale ona ich
nie widziała. Draco również nie... On patrzył na nią i wiedział,
że właśnie jest świadkiem tego, jak Hermiona bezpowrotnie traci
jakaś cząstkę siebie, a jej siła sypie się niczym pęknięta
skała. Śmierć przyjaciela sprawiła, że pękło jej serce...
Ta sama Hermiona Jean Granger stanęła teraz w przeszklonych
drzwiach tarasu w jego rodzinnym domu. Ubrana w suknię
ślubną prawdziwej księżniczki w dłoniach trzymała bukiet
z jakiejś magicznej odmiany lilii. Musiał
uczciwie przyznać, że ten widok byłby nawet przyjemny dla oka,
gdyby nie jeden szczegół. Jego ojczulek, którego Hermiona trzymała
pod rękę. Nie było jej ojca, by mógł poprowadzić ją do
ołtarza, więc jego rolę przejął znienawidzony przez nią
Lucjusz... i przez niego również.
Draco odetchnął głęboko i zmusił się do uśmiechu. Mugole
musieli uwierzyć, że cieszy się na widok zmierzającej w jego
stronę narzeczonej. Hermiona również się uśmiechnęła i on
dobrze wiedział, że też nie przyszło jej to łatwo. Nie zawahała
się ani nie próbowała uciec. Nadal była dzielna, a jej siła,
mimo że nadszarpnięta, również wciąż w niej tkwiła.
⁂⁂⁂
– Czy ty Draconie...
– Powiedz nie, powiedz
nie... – powtarzała w myślach niczym mantrę, zerkając
nerwowo w stronę trzymającego jej dłoń mężczyzny.
Draco
jednak był niewzruszony niczym posąg. Patrzył na mistrza ceremonii
z opanowaniem wypisanym na bladej twarzy, a jego odpowiedź
brzmiała mocno i pewnie.
Czuła, jak zimny pot spływa jej po plecach. To już... Teraz
ją zapytają...
Gdy wyszeptała swoje ciche "tak", nie mogła uwierzyć, że
tego dokonała. Wiedziała jednak, że czeka ją jeszcze jedna trudna
chwila.
– Może pan pocałować pannę młodą – wymruczał urzędnik,
a goście wstrzymali oddech
w oczekiwaniu.
Hermiona również wstrzymała oddech, przerażona perspektywą tego,
co za chwile się stanie. Na samą myśl o tym, co Draco
żartobliwie nazwał "trenowaniem", robiło jej się
dziwnie gorąco.
Gdy tylko naprawdę uświadomiła sobie, że właśnie oddaje
pocałunki półnagiego Malfoya w jego własnej sypialni,
natychmiast wyrwała mu się i uciekła do swojego pokoju,
a właściwie do łazienki, w której zamknęła się na
klucz i siedziała tam z dobre trzy godziny. Później
przez kolejne dwa dni nie potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy,
czerwieniąc się ogniście, gdy tylko on znajdował się w pobliżu,
co Draco zawsze kwitował tym swoim kpiącym uśmieszkiem.
Teraz ta sytuacja znowu miała się powtórzyć i to jeszcze na
oczach tłumu gości... I tym razem nie było ucieczki.
Poczuła jego dłonie na swojej talii, a później Draco
przechylił ją tak, że nikt poza nim i stojącym obok Nottem
nie widział jej twarzy. Zamknęła oczy,
starając się opanować drżenie swego ciała. I choć
wiedziała, że dla zgromadzonych gości wszystko to dzieje się
szybko i wygląda naturalnie, to dla niej czas na chwilę stanął
w miejscu. Draco pochylił się nad
nią i... jego usta ledwie musnęły kącik jej ust. Rozległy się
brawa, a Hermiona otworzyła oczy, nie
dowierzając, że to już... Nie pocałował jej, tylko sprawił, że
wszyscy pomyśleli, że to zrobił.
Malfoy
odwrócił ją twarzą do gości i złapał jej dłoń.
– Uśmiechnij się – szepnął jej, sam prezentując swoje
uzębienie w pełnej krasie.
Zmusiła
się do uśmiechu i mocniej ścisnęła jego dłoń.
To,
czego się obawiała, stało się prawdą.
Właśnie
została panią Malfoy.
⁂⁂⁂
– Oczywiście bardzo się cieszymy, że będziecie uczestniczyć
w otwarciu nowego skrzydła w Imperial War Museums
w przyszłym tygodniu – mugolski premier uśmiechał się do
niej uprzejmie, jednocześnie prowadząc ją w tańcu.
– Będzie nam bardzo miło – kłamała
mu w żywe oczy, uśmiechając się nieszczerze i udając,
że serio cieszy ją perspektywa wyjazdu do Londynu.
Wiedziała, że Lucjusz aż zacierał ręce z radości na wieść
o tym, że premier zaprosił ich do zapoznania się z mugolską
bronią, prezentowaną na wystawach. Uznał to za kolejny krok, do
poznania tajemnicy ich uzbrojenia.
Taniec się skończył i Hermiona z wielką ulgą zeszła
z parkietu. Po wypiciu kilku głębszych, goście stawali się
coraz bardziej chętni do rozmów i proszenia jej do tańca,
a ona naprawdę miała już tego dość. Poczuła nieodpartą
ochotę, by uciec stąd choć na kilka minut. Narcyza miała rację,
mówiąc o tym, jak ślubny diadem jest niewygodny, do tego jej
sporych rozmiarów suknia i buty na obcasie... Naprawę musiała
na chwilę przestać udawać i odetchnąć gdzieś w samotności.
Ogród Malfoyów był równie wytworny co cała rezydencja, na
dodatek był na tyle duży, że spokojnie mogła niepostrzeżenie
zniknąć.
Postanowiła przejść się w stronę niewielkiego jeziorka, po
którym pływały białe łabędzie. Miała nadzieję usiąść sobie
na niewielkiej ławeczce i trochę odpocząć. Jednak ledwie
wychyliła się zza zakrętu, gdy usłyszała dwa głosy...
Teraz już wiedziała, gdzie Draco zniknął kilka minut temu, po tym
jak Goyle podszedł do niego i szepnął mu coś na ucho.
⁂⁂⁂
Nie kto inny, a Pansy Parkinson stała na przeciwko jej męża,
wpatrując się w niego z nieukrywanym uwielbieniem.
Hermiona przystanęła za rozłożystym krzakiem magicznej odmiany
srebrzystych róż i przez jego liście spoglądała na stojącą
nieopodal jeziorka parę.
– Wspaniale wyglądasz. Właśnie tak sobie ciebie wyobrażałam
w dniu naszego ślubu... – wyszeptała Pansy, unosząc dłoń,
by pogłaskać Dracona po policzku.
Jednak on szybko złapał jej rękę w nadgarstku i odsunął
ją od swojej twarzy.
– Co tu robisz? Miałaś się trzymać z daleka. Wstęp mieli
tylko zaproszeni goście – jego głos
brzmiał dość ostro.
– Poprosiłam Grega, by mnie zabrał jako osobę towarzyszącą.
Musiałam cię zobaczyć... – Dziewczyna znów spróbowała się do
niego zbliżyć, lecz Draco niemal od razu zrobił krok w tył
i zmierzył ją niechętnym spojrzeniem.
Hermiona z coraz większą ciekawością przyglądała się tej
dziwnej scenie.
– Przestań Pansy. Chyba dobitnie wyjaśniłem ci, jak wygląda
sytuacja. – Odwrócił się w bok
i kopnął niewielki kamień, który z pluskiem wpadł do
wody.
– Ale... – Usta jej zadrżały, a w oczach błysnęły
łzy. – Chyba nie mówiłeś poważnie
o tym, że... że to koniec – wychlipała.
– Jak najbardziej poważnie. Nie mogę na tobie polegać Pansy.
Udowodniłaś mi, że nie rozumiesz, do
czego dążę.
– Ale kochanie, ja obiecuję, że się zmienię! – zapewniła go
gorliwe, podejmując kolejną próbę objęcia go swoimi ramionami.
Draco złapał obie jej dłonie w nadgarstkach i ponownie
odsunął ją od siebie.
– Zakończmy to z klasą – zabrzmiało
to bardziej jak rozkaz, niż prośba.
– Dlaczego? – Po twarzy Parkinson spłynęły wstrzymywane do
tej chwili łzy.
– Bo do siebie nie pasujemy, tak po prostu... – Draco popatrzył
na swoją byłą dziewczynę z czymś na kształt współczucia.
– Jakoś pasowaliśmy do siebie do czasu,
aż się pojawiła ta mała szlama! – wykrzyczała Pansy.
Hermiona aż podskoczyła w miejscu. Słowa byłej dziewczyny
Dracona zawierały w sobie tyle jadu, że praktycznie mogła
poczuć, z jak wielką ochota
Parkinson potraktowałaby ją avadą.
– Pamiętaj, że mówisz teraz o mojej żonie – Draco
cedził słowa przez zaciśnięte zęby.
– Żonie! – Pansy wypluła te słowa z największą dozą
pogardy. – Też mi coś! To twoja
własność. Niewiele więcej warta od skrzata domowego. Wyrzucisz
ją, jak tylko przestanie ci być potrzebna!
– To nie twoja sprawa – oznajmił jej chłodno.
– A teraz znajdź Grega i zabieraj się stąd, zanim sam
cię wyrzucę. – Po tych słowach
Draco odwrócił się i ruszył ścieżką w stronę domu.
– Życzę ci tego, ty
przeklęty draniu! Bardzo ci tego życzę! – krzyknęła za nim
zalana łzami Pansy.
– Niby czego? – zapytał ją ze zniecierpliwieniem blondyn,
zatrzymując się na chwilę i odwracając w stronę
dziewczyny.
– Tego, byś się w niej zakochał.
Tak... mówię o Granger, tej głupiej szlamie. Życzę ci,
byś pokochał ją tak mocno, jak ja kocham ciebie, a ona
odrzuciła tę miłość z taką samą pogardą, z jaką
teraz ty odrzucasz mnie! To będzie dla ciebie najgorsza kara! Miłość
do zwykłej szlamy, której nie będziesz mógł mieć!
Z miejsca, w którym stała, Hermiona miała doskonały widok na
twarz blondyna. Przez chwilę pojawiło się na niej jakieś dziwne
napięcie, a zaraz później... wściekłość.
– Wynoś się stąd! Wynoś i nigdy więcej nie wracaj albo
przysięgam, że osobiście cię przeklnę!
Hermiona po raz pierwszy słyszała Malfoya krzyczącego. Wcześniej
wystarczał mu sarkazm i chłodna ironia. Teraz jednak Draco
wyglądał na zupełnie wyprowadzonego z równowagi.
Pansy widać też to zauważyła, bo czym prędzej ruszyła
w przeciwną stronę, nawet nie oglądając się za siebie.
Draco ponownie zbliżył się do jeziora i zamyślony wpatrywał
się w pływające po jego tafli ptaki. Hermiona uznała, że
najwyższa pora wrócić na przyjęcie. Musiała przyznać, że cała
ta scena była bardzo dziwna, ale też dała jej odpowiedź na pewne
dręczące ją pytanie. Okazało się, że Malfoy naprawdę nie
kłamał, gdy mówił, że definitywnie zerwał z Parkinson...
⁂⁂⁂
Pansy Parkinson stała pod starym drzewem i bardzo płakała.
Hermiona patrzyła na ten widok z mieszanymi uczuciami. Miała
wrażenie, że powinna do niej podejść, coś jej powiedzieć, jakoś
ją pocieszyć... Już chciała zrobić pierwszy krok, gdy ktoś
złapał ją za rękę. Odwróciła się i stanęła naprzeciw
swojego męża. Draco lekko pokręcił głową i uśmiechnął
się do niej tak serdecznie, że poczuła, jak robi jej się ciepło
w okolicy serca. Ona również uśmiechnęła się szczerze,
czując jakiś wewnętrzny spokój.
Nagle gdzieś obok zakrakało jakieś posępne ptaszysko. Niebo
zaszło chmurami i zerwał się wiatr.
Hermiona rozejrzała się dookoła, zaniepokojona tą nagłą
zmianą pogody. Odwróciła się w stronę Dracona, chcąc mu
powiedzieć, że pora wracać... Jednak przed nią nie stał już
Draco.
Złowrogi uśmiech, blada cera, długie jasne włosy. Lucjusz Malfoy
patrzył na nią z nienawiścią w oczach. Hermiona
przerażona chciała zrobić krok w tył, ale Lucjusz bardzo
mocno trzymał jej dłoń.
Usiłowała mu się wyrwać, ale był zbyt silny. Chciała krzyczeć,
ale głos uwiązł jej w gardle. Nagle jednak Lucjusz ją
puścił... Zrobił to tylko po to, by
wyjąć mugolski pistolet i wycelować jej nim prosto w twarz.
Strasznych śmiech poniósł się po okolicy, a później
nastąpił strzał...
⁂⁂⁂
Obudziła się zlana potem. Nieregularny oddech i dłonie drżące
z przerażenia. Kolejny koszmar. Ostatnio nie potrafiła
przespać spokojnie żadnej nocy, a Lucjusz Malfoy często
gościł w tych strasznych wizjach.
Od przyjęcia weselnego minęły już trzy dni, a ona dalej
miała problem z zaakceptowaniem swojej nowej roli. Wszyscy
w domu, poza Ginny, zwracali się do
niej per: "pani Malfoy", a matka Dracona, wciąż
powtarzała, że powinna "porozmawiać z mężem"
o tym czy owym, jak gdyby na każdym kroku chcąc podkreślać
więź, jaka teraz łączyła ją
z Draconem. Czy to świadomość, że jest teraz spokrewniona
z kimś tak złym i bezwzględnym jak Lucjusz,
wywoływała te koszmary? Być może...
W pokoju panowała dziwna duchota, a Hermiona poczuła, że
koniecznie musi się napić. Nikłe światło księżyca dawało na
tyle poświaty, by mogła sięgnąć do nocnego stolika, na którym
zwykle stał dzbanek z wodą i szklanką. Jednak ku jej
zdziwieniu okazało się, że dzbanek jest pusty. Była prawie pewna,
że nim kładła się spać, jeszcze była w nim woda...
Dziwne...
Leżała chwilę, walcząc z pragnieniem, ale wiedziała, że
nie wygra. Musiała zejść do kuchni po coś do picia.
Założyła kapcie i szlafrok z kompletu z jej
satynową koszulką nocną. Zabrała pusty dzbanek i sięgnęła
po wieczną świecę, którą zapalało się za pomocą pstryknięcia
palcami. Cicho, tak, by przypadkiem Draco, śpiący w sypialni
naprzeciwko, jej nie usłyszał, ruszyła
w stronę schodów. Powoli krok po kroku, zaczęła schodzi
w dół... I wtedy to się stało. Poczuła coś zimnego,
co dosłownie zakleszczyło się na jej prawej kostce i pociągnęło
ją w tył.
Krzyknęła, upuszczając świecę i dzbanek, który rozbił się
o marmurowe schody. Poczuła, że za chwilę spadnie w dół.
Ostatkiem świadomości szybko wyciągnęła ręce w lewą
stronę, wiedząc, że gdzieś tam jest poręcz. Udało jej się
złapać za nią, co uchroniło ją przed spadnięciem ze wszystkich
schodów i nabawieniem się poważnych obrażeń, a nawet
skręceniem karku. Zjechała tylko z kilku pierwszych stopni,
obijając przy tym boleśnie żebra.
Jęknęła cicho z bólu i przekręciła się tak, żeby
móc usiąść na stopniu, na którym się zatrzymała.
Nagle nad jej głową zrobiło się jasno. Ktoś za pomocą zaklęcia
zapalił wszystkie światła, na korytarzu, schodach i w dolnym
holu. Usłyszała tupot stóp i prawie od razu Draco znalazł
się przy niej.
– Na Slazara! Co ci się stało? – zapytał, przyklękając obok
z wyraźnie zaniepokojoną miną.
Miał na sobie tylko granatowe spodnie z piżamy i wyglądał,
jakby co dopiero wyskoczył z łóżka.
– Nie wiem, chyba się o coś potknęłam – wyjąkała,
krzywiąc się z powodu bólu żeber.
– Boli cię coś? – Draco delikatnie położył dłoń na jej
żebrach po lewej stronie, a Hermiona cicho syknęła z bólu.
– To nic poważnego – spróbowała skłamać.
– Dlaczego chodzisz po domu w środku nocy?
– Chciałam się napić wody – burknęła, usiłując wstać.
Draco szybko objął ją w talii i bardzo delikatnie pomógł
jej podnieść się z miejsca.
– Służba nie dostarczyła ci jej do pokoju? Zaraz ich obudzę.
– Nie! Nic takiego się nie stało...
Gdzieś wyżej rozległ się tupot stóp i oboje zauważyli, jak
z drugiego piętra zbiega wyraźnie przestraszony Theodore
w brązowej piżamie i z różdżką w dłoni oraz
Dafne w krótkim, pół – przeźroczystym szlafroczku.
– Coś się stało? Usłyszeliśmy krzyk – zapytała Greengrass.
– Hermiona! Nic ci nie jest? – Theo szybko podszedł bliżej.
– Coś ty jej u diabła zrobił? – warknął, celując
różdżką w Dracona.
Malfoy groźnie zmarszczył brwi, sztyletując przyjaciela wzrokiem.
– Nic się nie stało, ja tylko potknęłam się na schodach –
pośpieszyła z wyjaśnieniami
Hermiona, podejrzewając, że za chwilę może dojść do poważnej
awantury.
– Och! – Theo najwyraźniej się zmieszał i szybko opuścił
różdżkę.
– Ale nas wystraszyłaś. Myśleliśmy, że to coś poważnego! –
zaśmiała się Dafne, ale śmiech ten zabrzmiał dziwnie
nienaturalnie.
– Nic ci nie jest? – zapytał Theodore.
– Chyba widzisz idioto, że krzywi się z bólu? – warknął
Draco.
– O co się potknęłaś? – dociekała Dafne.
– Ja, nie wiem... to było trochę tak,
jak gdyby ktoś złapał mnie za stopę – przyznała Hermiona.
– Jesteś pewna? – zapytał blondyn.
– Może tylko ci się wydawało? Jest ciemno, a te schody są
strome – przekonywała Greengrass.
– Ja... może tak własnie było... – wyznała szczerze
Hermiona, której ból żeber przeszkadzał w przypomnieniu
sobie dokładnie tego, co poczuła na
swojej stopie.
– Wyjaśnimy to rano. Chodź, odprowadzę cię i zaraz wezwę
magomedyka, by obejrzał twoje żebra. –
Draco powoli i bardzo delikatnie pomógł jej wejść z powrotem
po schodach, po czym zaprowadził ją do jej pokoju.
⁂⁂⁂
– Nie musisz nikogo wzywać, nic mi nie jest – odezwała się
Hermiona, gdy tylko Draco pomógł jej ułożyć się w łóżku.
– Nie tobie to oceniać, nie jesteś magomedykiem.
– Draco nakrył ją kołdrą i sięgnął do kieszeni swojej
piżamy po różdżkę, po czym wyczarował dla niej szklankę wody,
a następnie przywołał pióro i pergamin i jak gdyby
nigdy nic usiadł na skraju jej łóżka, tak blisko, że ich kolana
się stykały.
– Jest środek nocy. I tak nikt się
tu teraz nie zjawi, więc jeśli będzie bolało, to rano ktoś
odstawi mnie do szpitala – wyjąkała, jak tylko napiła się wody.
Draco uśmiechnął się po nosem i z dezaprobatą pokręcił
głową.
– Zapomniałaś chyba, kim teraz jesteś.
Jeśli zechcę, to sam dyrketor św. Munga stawi się tu w środku
nocy, by zbadać moją żonę.
– Nie rób sobie kłopotu. – Hermiona
usiłowała nie krzywić się z bólu,
by przekonać go, że może już sobie iść, bo tak naprawdę nic
groźnego jej nie dolega.
– Ktoś musi to obejrzeć, a ty przestań wreszcie udawać
dzielną Gryfonkę, doskonale wiem, że cię boli. Raz na treningu
Qudditcha spadłem z miotły
i złamałem trzy żebra. Zanim drużyna doniosła mnie do
skrzydła szpitalnego, zdołałem przekląć każdego z nich
z trzy razy – Draco roześmiał się ze swoich wspomnień,
skończył pisać i za pomocą pstryknięcia palcami przywołał
swojego czarnego puchacza. Przywiązał pergamin do jego nóżki
i wypuścił sowę przez oszklone drzwi, prowadzące na taras,
po czym wrócił i znów usiadł na jej łóżku.
– Możesz już wrócić do siebie, nie musisz tu ze mną
siedzieć... – zasugerowała, nawet na niego nie patrząc.
Miała odczucie, że jego obecność w jej sypialni jest dziwnie
niepokojąca.
– Czyżbym ci przeszkadzał? – zapytał lekko ironicznie.
– Poczekam, aż cię zbadają. Mogę ci coś podać? Albo
może powinienem obudzić twoją pokojówkę? – zapytał.
– Nie! Naprawdę nic takiego się nie stało..
– To się dopiero okaże – Draco zabrzmiał bardzo poważnie.
– Naprawdę, nie ma się czym przejmować.
– Obiecałem ci, że nic więcej ci się tu nie stanie, a tu
znowu jakaś dziwna historia. –
W zamyśleniu potarł podbródek.
– Nie masz wpływu na moje gapiostwo – Hermiona usiłowała
obrócić to wszystko w żart.
Draco popatrzył na nią i uśmiechnął się pod nosem.
– Masz rację, na to nie mam wpływu... ale przynajmniej mogę
zadbać o to, by to się więcej nie powtórzyło.
– Niby jak? – zapytała.
– Przekonasz się wkrótce, a teraz zdrzemnij się trochę.
– Draco przyglądał jej się przez chwilę, po czym uśmiechnął
się, a jej niemal od razu przebiegły ciarki po całym ciele.
To był dokładnie ten uśmiech... ten sam, który widziała
w swoim dziwnym śnie.
– Nie musisz nic robić...
– To ty tak uważasz. – Blondyn
niespodziewanie sięgnął po jej dłoń i uścisnął ją
lekko.
– Dowiem się, jeśli ktoś z premedytacją chciał cię
zranić. Możesz mi nie wierzyć, ale w tym domu nie ma prawa
stać ci się żadna krzywda.
– Ale... – Hermiona czuła, jak robi jej się gorąco, a serce
nagle przyśpiesza rytm.
– Nie ma żadnego "ale". Z Malfoyami się nie
pogrywa.
– To pewnie nic...
Draco mocniej uścisnął jej dłoń i spojrzał jej w oczy.
– Przestań się buntować, bo i tak zrobimy to po mojemu.
Przecież wiesz, że nie jestem miłym typem, który lubi, jak ktoś
coś knuje za jego plecami.
– Nie chcę żadnych kłopotów... – wyznała szczerze.
– Jesteśmy teraz małżeństwem. To samo w sobie jest
kłopotem, kilka innych tylko urozmaici
nasze życie – Draco znów uśmiechnął się lekko.
Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć,
rozchyliła usta, ale nie znalazła żadnych słów, które mogłyby
zabrzmieć teraz sensownie.
– Nie myśl o tym, nie wtrącaj się w nic i najlepiej
niczym się nie martw, ja wszystkim się zajmę... – powiedział
cicho, a jego kciuk delikatnie przesunął się po wierzchu jej
dłoni.
Na dole w holu rozległo się kołatanie do drzwi.
Magomedycy przybyli naprawdę w ekspresowym tempie.
⁂⁂⁂
Dafne właśnie miała zamiar się położyć, zła, że wyrwano ją
z łóżka praktycznie na próżno. Nagle jednak rozległo się
głośne pukanie do drzwi jej pokoju. Mrucząc pod nosem różne
przekleństwa, ruszyła, by je otworzyć i opieprzyć tego, kto
śmie jej przeszkadzać w powrocie do krainy snów. Okazało
się, że był to Theodore.
Ledwie otworzyła usta, by zapytać, co tu
robi, gdy poczuła na swojej szyi jego zimną dłoń. Jego
przepełnione wściekłością spojrzenie wyraźnie wskazywało na
to, że tym razem Daf wpadła w poważne kłopoty.
Theo wepchnął ją do środka pokoju i zamknął drzwi. Wciąż
boleśnie naciskając jej gardło, wycelował swoją różdżką
prosto w jej nos.
– Co... co... – wyjęczała, spazmatycznie łapiąc powietrze.
– Już ja ci zaraz powiem co, głupia flądro! Myslisz, że jesteś
sprytna? Zaklęcie gorąca, pusty dzbanek z wodą i mała
pułapka na schodach, co? – warczał.
Dafne złapała za jego rękę, próbując ją oderwać od swojej
szyi i walcząc o każdy oddech.
Theo wreszcie przestał ściskać jej gardło, jednocześnie
odpychając ją od siebie z obrzydzeniem. Zaraz jednak ponownie
wycelował w nią różdżką.
– Czego... czego chcesz? – wychrypiała, masując obolałą
szyję.
– Czego? Zabić cię na miejscu! Wiesz,
do czego o mało co nie doprowadziłaś? Hermiona mogła skręcić
kark na tych schodach!
– To nie ja... – próbowała zaprzeczyć.
– Nie kłam! – Nott zrobił krok w jej stronę.
– Przestań! Ja... chciałam ją tylko wystraszyć – wyszeptała.
– Zaraz ja wystraszę ciebie tak, że na długo popamiętasz,
a zaraz później Draco dowie się o tym, że chciałaś
zabić jego żonę!
– Raczej twoją ukochaną! – syknęła złośliwie Dafne.
Theo aż poczerwieniał ze wściekłości, a z końca jego
różdżki sypnęło się kilka złotych iskier.
– Zamknij się albo pożałujesz! – zagroził jej.
– Sam się zamknij i przestań udawać! – Dafne odzyskała
już nieco pewności siebie i hardo stanęła naprzeciwko niego.
– Zacznij się pakować, jutro ma cię tu nie być! – Theo
pomachał jej różdżką przed nosem.
– Aleś ty głupi Nott. Nie widzisz, że mogę ci pomóc? Przecież
chcesz ją dla siebie...
– Nie masz pojęcia, czego chcę!
– Doskonale wiem! Gapisz się na nią tym rozmarzonym wzrokiem,
gdy myślisz, że nikt nie patrzy.
– Powiedziałem już, że masz się zamknąć! – Theodore znów
wyżej uniósł różdżkę.
– Boisz się, prawda? Tak... ja też. Również zauważyłam, że
Draco zaczyna wodzić za nią takim samym wzrokiem. Chyba mu się
podoba...
– Zamilcz Greengrass albo nie ręczę za siebie – wycedził,
przez zaciśnięte zęby.
– To ty się zamknij i posłuchaj. Mam plan, który sprawi,
że będzie twoja. Musiałbyś mi tylko trochę pomóc... – Dafne
uśmiechnęła się przebiegle pod nosem.
– Nie robię z tobą żadnych interesów. Jutro wywalę cię
stąd raz na zawsze!
– Zastanów się dobrze, jeśli nie ja, to nikt ci nie pomoże.
Granger nigdy nawet na ciebie nie spojrzy. Jak myślisz? Kogo
wybierze? Znów będzie tak jak w szkole. Wszystko dla
Malfoya...
Nott skrzywił się pod nosem i przez chwilę wyglądał, jakby
się wahał. Wreszcie jednak opuścił różdżkę i usiadł
w jednym z foteli, które znajdowały się w jej
sypialni. Potarł dłonią twarz i westchnął głęboko.
– No dobrze. Dam ci szansę... ale tylko jedną. I radzę ci
niczego nie kombinować – ostrzegł. –
A teraz... opowiedz mi, jaki to plan.
Witajcie :)
Witajcie :)
Rozdział miał być dopiero w weekend, ale wiecie, że mam słabość do Rogatego i nie umiem mu (prawie) niczego odmówić :) Dlatego dziś Rubin i Stal, a w weekend ostatnia część "Pogryź mnie". Zaraz po zakończeniu tej miniaturki oraz "Syndromów" powstanie mini-dramione - 6cz. klimatem przypominające GJS, ale to wszystko przed nami... :)
Podziękowania dla Kite Mille za zabetowanie rozdziału.
Pozdrawiam,
Podziękowania dla Kite Mille za zabetowanie rozdziału.
Pozdrawiam,
Venetiia.
Rogaty się doigrał! :D
OdpowiedzUsuńTeraz masz na sumieniu całą społeczność fanów Dramione, która będzie czekać, aż wszystko ładnie pozaliczasz xd
A rozdział wiadomo, że świetny. Czekam na ostatni, żeby ładnie podsumować całe opowiadanie.
Do następnego! Miejmy nadzieję, że Rogacz przez jakiś jeszcze czas nie będzie miał zaliczeń :D
Tyle się dzieje w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńNajwZnieszy ślub. Nie muchę uwierzyć, ze są małżeństwem!
Uwielbiam to opowiadanie: )
Tyle się dzieje w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńNajwZnieszy ślub. Nie muchę uwierzyć, ze są małżeństwem!
Uwielbiam to opowiadanie: )
Dziękuję ^^ życie studenta pozwoliło mi przeczytać to dopiero teraz xd co do indeksu... Skanu nie zrobię bo mamy tylko elektroniczny więc wygląda na to że już wygrałem życie xd co do tego cudownego tekstu to wiedziałem że nott to ktoś kogo będę nienawidził ^^ żona kolegi? Kwestią honorową jest żeby odejść w takiej sytuacji a nie szukać podstepow. Takie jest moje zdanie xd no i tak jak Hermiona miałem dziś beznadziejny sen ^^ także no... Wszystko się układa w całość xd zadbam by społeczność dramione miała co czytać obiecuję wam misiaki wy słodkie :D dziękuję za każde słowo Veniku RR
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, naprawdę.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny,
MJ
Piękna historia. W tym rozdziale było wszystko uczucie, piękno, namiętność, niebezpieczeństwo i zdrada. Kocham czytać twoje opowiadania, które zawsze zaskakują i bawią. No cóż teraz muszę tylko czekać na weekend.
OdpowiedzUsuńTen rozdział naprawdę jest betowany...?
OdpowiedzUsuńTak - ten rozdział naprawdę był betowany i to po raz drugi.
UsuńPierwszy raz był betowany przy pierwszej publikacji.
Teraz jest druga beta, która jeszcze raz wszystko sprawdza.
Od razu informuję jednak, że Kite nie może wprowadzać w rozdziale żadnych zmian treści względem opublikowanego już dawno oryginału. Poprawia obecnie jedynie błędy ortograficzne i interpunkcyjne.
Sama najlepsza z ortografii i interpunkcji nie jestem, ale w rodziale są błędy pomimo korekty.
UsuńMiło, gdybyś poparła to jakimś przykładem, tak byśmy z betą mogły zobaczyć, co zostało pominięte. Bo czepianie się jednego błędu to dla mnie śmiech na sali, więc domyślam się, że wyłapałaś ich bardzo wiele, skoro chciało Ci się specjalnie o tym napisać.
UsuńTrochę tego było. (;
Usuń1. „Ginewro [PRZECINEK] podaj nam diadem, który jest w tym granatowym pudełku na toaletce [KROPKA] – Narcyza Malfoy ubrana w piękną ciemnozieloną suknię właśnie zapinała na nadgarstku przyszłej synowej diamentową bransoletkę, która należała do kompletu z naszyjnikiem i kolczykami”.
2. „Dosyć tego [PRZECINEK] moje panie, bo popsujecie sobie makijaż i źle wyjdziecie na zdjęciach!”
3. „Wszystko będzie dobrze [PRZECINEK] kochanie, zobaczysz”.
4. „– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę [KROPKA] – Ginny spoważniała”.
5. „– Możesz poczekać na korytarzu, Weasley. Muszę zamienić z narzeczoną kilka słów [KROPKA] – Draco wszedł do pokoju i stanął przy otwartych drzwiach, najwyraźniej czekając, aż Ginny wyjdzie”.
6. „– Idź [PRZECINEK] Ginny, zaraz cię zawołam – obiecała Hermiona, która była bardzo ciekawa, co też blondyn ma jej do powiedzenia”.
7. „– Jak coś to tylko krzyknij Miona – Ginny posłała Draconowi ostrzegawcze spojrzenie i wreszcie wyszła”.
8. „Miał racje”. Miał kilka racji czy jedną? Jeśli to drugie, to racjĘ.
9. „Odpręż się trochę, taka spięta nie wypadniesz przekonująco [KROPKA] – Draco położył dłonie na jej ramionach i zaczął je delikatnie masować”.
10. „Właśnie przyszedłem ci powiedzieć, że odwołuje ślub”. Kto odwołujE?
11. „Uwierz mi, że będzie [KROPKA] – Draco sięgnął do kieszeni swojej eleganckiej szaty i wyjął z niej coś tak małego, że mieściło mu się w dłoni”.
12. „– Zostaw [KROPKA] – Draco odsunął jej dłonie".
13. „Wiedziała, że Lucjusz aż zacierał ręce z radości na wieść o tym, że premier zaprosił ich do zapoznania się z mugolską bronią, [BEZ PRZECINKA] prezentowaną na wystawach”.
14. „Uznał to za kolejny krok, do [BEZ PRZECINKA] poznania tajemnicy ich uzbrojenia”.
15. „Przestań [PRZECINEK] Pansy”.
16. „Nie mogę na tobie polegać [PRZECINEK] Pansy”.
17. „– Zakończmy to z klasą [KROPKA] – zabrzmiało [OD DUŻEJ LITERY] to bardziej jak rozkaz, niż [BEZ PRZECINKA] prośba”.
18. „Naprawdę nic takiego się nie stało..” trzy kropki, nie dwie.
19. „Aleś ty głupi [PRZECINEK] Nott”.
20. „– Zamilcz [PRZECINEK] Greengrass [PRZECINEK] albo nie ręczę za siebie – wycedził, [BEZ PRZECINKA] przez zaciśnięte zęby”.
Trochę tego było. (;
Usuń1. „Ginewro [PRZECINEK] podaj nam diadem, który jest w tym granatowym pudełku na toaletce [KROPKA] – Narcyza Malfoy ubrana w piękną ciemnozieloną suknię właśnie zapinała na nadgarstku przyszłej synowej diamentową bransoletkę, która należała do kompletu z naszyjnikiem i kolczykami”.
2. „Dosyć tego [PRZECINEK] moje panie, bo popsujecie sobie makijaż i źle wyjdziecie na zdjęciach!”
3. „Wszystko będzie dobrze [PRZECINEK] kochanie, zobaczysz”.
4. „– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę [KROPKA] – Ginny spoważniała”.
5. „– Możesz poczekać na korytarzu, Weasley. Muszę zamienić z narzeczoną kilka słów [KROPKA] – Draco wszedł do pokoju i stanął przy otwartych drzwiach, najwyraźniej czekając, aż Ginny wyjdzie”.
6. „– Idź [PRZECINEK] Ginny, zaraz cię zawołam – obiecała Hermiona, która była bardzo ciekawa, co też blondyn ma jej do powiedzenia”.
7. „– Jak coś to tylko krzyknij Miona – Ginny posłała Draconowi ostrzegawcze spojrzenie i wreszcie wyszła”.
8. „Miał racje”. Miał kilka racji czy jedną? Jeśli to drugie, to racjĘ.
9. „Odpręż się trochę, taka spięta nie wypadniesz przekonująco [KROPKA] – Draco położył dłonie na jej ramionach i zaczął je delikatnie masować”.
10. „Właśnie przyszedłem ci powiedzieć, że odwołuje ślub”. Kto odwołujE?
11. „Uwierz mi, że będzie [KROPKA] – Draco sięgnął do kieszeni swojej eleganckiej szaty i wyjął z niej coś tak małego, że mieściło mu się w dłoni”.
12. „– Zostaw [KROPKA] – Draco odsunął jej dłonie".
13. „Wiedziała, że Lucjusz aż zacierał ręce z radości na wieść o tym, że premier zaprosił ich do zapoznania się z mugolską bronią, [BEZ PRZECINKA] prezentowaną na wystawach”.
14. „Uznał to za kolejny krok, do [BEZ PRZECINKA] poznania tajemnicy ich uzbrojenia”.
15. „Przestań [PRZECINEK] Pansy”.
16. „Nie mogę na tobie polegać [PRZECINEK] Pansy”.
17. „– Zakończmy to z klasą [KROPKA] – zabrzmiało [OD DUŻEJ LITERY] to bardziej jak rozkaz, niż [BEZ PRZECINKA] prośba”.
18. „Naprawdę nic takiego się nie stało..” trzy kropki, nie dwie.
19. „Aleś ty głupi [PRZECINEK] Nott”.
20. „– Zamilcz [PRZECINEK] Greengrass [PRZECINEK] albo nie ręczę za siebie – wycedził, [BEZ PRZECINKA] przez zaciśnięte zęby”.
No właśnie na tego typu komentarz liczyłam, zamiast suchego "czy to zabetowane?". Dziękuję bardzo.
UsuńOczywiście poproszę betę, by sprawdziła czy masz rację, bo ja akurat nie jestem specjalistką od interpunkcji i jeśli faktycznie są to błędy, wtedy niezwłocznie zostaną poprawione.
UsuńW większości przypadków mam rację i wyjątkowo jestem tego pewna. W dialogu to dość oczywiste — nie są związane z mową. Natomiast z przecinkami zazwyczaj jest kwestia wtrącenia lub wołacza.
UsuńBeta sprawdza rozdział jeszcze raz, zmienię go, jak dostanę poprawioną wersję. Naprawdę podziwiam, że chciało Ci się znaleźć czas na całą tą dyskusję i wypisanie takich braków, jak brak jednej kropki w wielokropku. Jestem z tych ludzi, którzy woleliby tysięczny raz obejrzeć ulubiony serial, niż analizować braki przecinków, zwłaszcza na czyimś blogu, dlatego tym bardziej podziwiam taką wytrwałość :)
UsuńŻadna wytrwałość, po prostu spostrzegawczość. :P
UsuńJa generalnie wszystko rozumiem ale dzis mam 21 uro i zapomnialas? :c
OdpowiedzUsuńTo była zemsta za to, że zapomniałeś o moich urodzinach, które były dwa tygodnie temu :P A tak serio - Wszystkiego Naj Naj Najlepszego! Zapiszę sobie datę, by na przyszły rok na pewno pamiętać ;)
UsuńPozdrowionka!
Hahaha xd OK :D Tobie też w takim razie najlepszego :D
Usuń