poniedziałek, 2 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 8 - „Gdy zaczynasz dostrzegać różnice...”

      Jęknął z bólu, a koszula na jego plecach coraz mocniej przesiąkała krwią. Jego stan był fatalny. Hermiona wiele razy widziała ludzi z strasznymi urazami – obrazy wojny, ale teraz była wprost przerażona. Wyglądało to tak, jakby Malfoy za chwilę miał wykrwawić się na śmierć.
– Co robić? Cholera! Co ja mam teraz zrobić?! - mówiła sama do siebie, nawet nie zwracając uwagi na to, że wciąż trzyma dłoń na czole blondyna.
Po raz pierwszy w swoim życiu czuła się tak bezradna. Gdyby chociaż miała różdżkę...
Jej wzrok niemal automatycznie padł na różdżkę, przy jego boku. Mogła ją teraz wziąć. Odczarować drzwi.
Draco ponownie jęknął, a ręką złapał skrawek szaty na jej kolanie ściskając go w pięści. Widać było, że strasznie cierpi.
– Nie! Nie mogę teraz spróbować uciec. Nie mogę zostawić go w taki stanie! To nie byłoby honorowe... Muszę coś zrobić! Tylko co?
Nagle ją olśniło.
– Robak! - krzyknęła ile sił w płucach.
Skrzat zmaterializował się przed nimi już po kilku sekundach.
– Szybko! Sprowadź tu profesora Snape'a! Już! - rozkazała, a skrzat widząc w jakim stanie jest jego pan, od razu zniknął.
Draco znów jęknął, przez zaciśnięte zęby i mocniej szarpnął jej szatę.
– Spokojnie, zaraz ktoś ci pomoże – zapewniała go szeptem.
Oparła jego głowę na swoich kolanach i gładziła go po włosach, jakby to mogło w jakiś sposób ukoić jego cierpienie. Z oczu Malfoya popłynęły łzy, a całe ciało zaczęło wyginać się w konwulsjach z bólu.
– Szybciej! Szybciej! - mamrotała pod nosem, nie mogąc znieść myśli, że ktoś cierpi tak bardzo na jej oczach, a ona nie może mu pomóc.
Jęki blondyna były coraz słabsze. Jego czoło było bardzo mocno rozpalone, a mięśnie wciąż drżały. Po chwili miała już pewność, że Draco zemdlał. Czuła, jak jego oddech słabnie, a serce zwalnia. Przeszył ją dreszcz strachu, gdy pomyślała o tym, co może się stać...
– Tylko mi tu nie umieraj, Malfoy!
Mógł być mordercą. Mógł być jej największym wrogiem. Mogła go nienawidzić ze wszystkich sił... Ale wciąż pozostawał człowiekiem. Człowiekiem, który ją chronił. Tym, który uratował ją z rąk własnego ojca. Nie życzyła mu, by cierpiał. Nie życzyła mu śmierci!
Usłyszała, jak zamki odskakują w drzwiach do komnat i odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, jak Snape wbiega do środka.
– Co się dzieje?! - warknął, podchodząc do klęczącej na ziemi Hermiony i nieprzytomnego Dracona.
– Nie wiem, co się stało, nagle spadł z krzesła... chwilę był przytomny, ale teraz zemdlał – tłumaczyła chaotycznie.
– Cholera jasna, Granger! Musiałaś źle oczyścić jego rany!– syknął złowrogo Snape, kierując na niego różdżkę.
– Rany? Jakie rany? - zdziwiła się szczerze.
Ciało Malfoya uniosło się za pomocą zaklęcia lewitacji i Snape szybko ruszył w stronę jego sypialni.
– Rusz się Granger! Nie ma czasu! - krzyknął, gdy spostrzegł, że dziewczyna wciąż klęczy na ziemi.
Gdy wbiegła do sypialni swojego pana, pierwszym, co zauważyła, było to, że Snape rozcinał zakrwawioną koszulę Dracona. Mężczyzna leżał na brzuchu, w wielkim łóżku i wciąż był nieprzytomny. Hermiona z niedowierzaniem patrzyła na trzy wielkie szramy na jego plecach, które obficie krwawiły.
– Zakażenie – mruczał Snape, oczyszczając rany różdżką.
– Co mu się stało? - spytała przerażona.
Snape spojrzał na nią zdziwiony, po czym jego wzrok z powrotem spoczął na plecach blondyna.
– Nie kazał ci oczyścić ran po zaklęciu Czarciej Łapy? - burknął.
Hermiona zaskoczona tym pytaniem, jedynie przecząco pokręciła głową.
– Uparty osioł! A tłumaczyłem idiocie, że ktoś musi mu je dokładnie opatrzyć – narzekał Snape.
– Nic mi nie powiedział – przyznała speszona, przypominając sobie, że widząc go całego we krwi uznała, że kogoś zabił. Zarzuciła mu to, nawet nie myśląc o tym, że to może być jego krew... że może on być ranny.
– Miona, ty kretynko! - szepnęła sama do siebie.
Na szczęście Snape zajęty leczeniem Malfoya tego nie usłyszał.
– Chodź tu, Granger – rozkazał jej.
Hermiona niezwłocznie podeszła bliżej łóżka. Ze zdziwieniem odkryła, że Mistrz Eliksirów wyczarował trzy skórzane pasy. Dwa z nich właśnie przywiązywał zaklęciem do ramy łóżka.
– Po co to? - zdziwiła się.
– Muszę go wybudzić. Te rany trzeba wypalić, a on musi być przy tym przytomny – wyjaśnił jej krótko Snape.
Hermiona zdrętwiała z przerażenia. Severus miał zamiar przypalać go żywcem? To nawet jej Draco oszczędził tego losu, gdy wypalał jej swój herb...
– Nie można go znieczulić? - spytała.
– Nie, eliksir jeszcze bardziej pogorszyłby sprawę. Masz! - rzucił jej trzeci skórzany pas – Dasz mu to do przygryzienia.
Hermiona, drżąc z emocji, podeszła bliżej mężczyzny. Twarz blondyna była jeszcze bledsza niż zwykle, a usta miał sine. Trucizna wysysała z niego siły.
– Nieźle się załatwiłeś, młody – stwierdził Severus, łapiąc nadgarstki Dracona, by móc przywiązać go do łóżka. Po chwili stuknął różdżką w czubek jego głowy. Ledwo to zrobił, Malfoy zawył przeraźliwie.
– Snape, co ty kurwa wyprawiasz?! - wysapał, krzywiąc się z bólu.
– Mała łóżkowa zabawa – zażartował ponuro Severus.
– Granger też bierze w niej udział? Piekło jednak istnieje – jęknął, gdy spostrzegł Hermionę, która podeszła do niego ze skórzanym pasem w ręce.
– Musisz to przegryźć – powiedziała cicho.
– Odczep się – warknął na nią.
– Rób, co mówi! Nie ma czasu – nakazał Snape.
Draco chyba miał zamiar dalej protestować, jednak Hermiona wcisnęła mu w usta kawałek skóry.
– To będzie bolesne, ale nie mam wyjścia – nie wiedziała czy Snape mówi do siebie, do niej czy do Dracona. Blondyn wtulił głowę w poduszkę, pogodzony ze swym losem.
Hermiona położyła rękę na jego dłoni zaciśniętej na ramię łóżka. Wiedziała, że to niewiele, ale nie potrafiła mu inaczej pomóc. Skórzany pas mocno wbijał się w jego blada skórę, a dłonie były wyraźnie spocone. Snape zapalił końcówkę swej różdżki, która teraz wyglądała jak rozżarzony węgiel. Przytknął ją do pleców blondyna, a jego ciało wygięło się w proteście.
– Wytrzymaj – poprosiła Hermiona, doskonale wiedząc, że jej słowa nic dla niego nie znaczą.
Snape znów przytknął różdżkę do jego pleców, a Malfoy zawył jak ranne zwierzę. Jego dłoń oderwała się od ramy, więc Hermiona złapał za nią, mocno ściskając jego palce, chcąc w ten sposób jakoś dodać mu otuchy. Żałowała, że nie może zrobić nic więcej...
– Już prawie – mruczał Severus, a zapach palonej skóry wypełnił całe pomieszczenie.
Spod zaciśniętych powiek Dracona mimowolnie płynęły łzy, ściskał mocno jej dłoń, a jego oddech był szybki i urwany. Hermiona myślała jednak o tym, że zniósł on to nadzwyczaj dzielnie. Wolała sobie nie wyobrażać Rona w takiej sytuacji.
– Zrobione. Chodź tu, Granger, pomożesz mi – nakazał.
Hermiona puściła dłoń blondyna i podeszła do Mistrza Eliksirów, który wręczył jej wacik i jakąś fiolkę. Razem sprawnie nasmarowali rany Malfoya lekarstwem, a później Hermiona pomogła mu je zabandażować. Draco w tym czasie zasnął albo zemdlał z bólu, w każdym razie na jego twarzy widoczna była duża ulga.
– Musi wypoczywać i pić dużo wody. Tu zostawiam eliksir leczniczy, ma go pić co dwie godziny – mówił Severus.
– Ja mam mu go podać? A nie mógłby pan? - zapytała z nadzieją.
– Nie, do cholery! Jak ktoś się dowie, że Malfoy jest chory może to wykorzystać, by podkopać jego pozycję. Nie masz pojęcia, Granger, jakie układy tu panują. Masz go nie spuszczać z oka i sprawdzać, czy jego gorączka spada. W razie czego przyślij po mnie skrzata, zrozumiałaś?
– Tak – odpowiedziała niepewnie.
Snape szybko posprzątał po sobie i, za pomocą zaklęcia, zlikwidował skórzane pasy. Zdjął ciężkie buty z nóg blondyna i przetransmutował jego czarne spodnie w wygodną piżamę. Skrzywiła się lekko, gdy zabrał różdżkę Malfoya. Widać nie ufał jej na tyle, by zostawić ją gdzieś w pobliżu...
– Przyjdę wieczorem zobaczyć co z nim. Pamiętaj, eliksir za dwie godziny – powtórzył po raz ostatni, po czym wyszedł z komnat, zostawiając ją samą z nieprzytomnym Ślizgonem.

⚡⚡⚡

Od kilku godzin siedziała w fotelu przy jego łóżku. Obserwowała jego spokojny sen i co chwilę spoglądała na zegarek, by sprawdzić, ile czasu zostało do kolejnej pobudki i podania mu eliksiru. Było już po trzeciej w nocy, a ona nawet nie czuła się senna. Dzisiejsza sytuacja nie pozwoliłaby jej spokojnie zasnąć. Zwłaszcza poczucie winy i wyrzuty sumienia. Miała bowiem dziwne wrażenie, że Malfoy poprosiłby ją o pomoc, gdyby nie to, że od progu zarzuciła mu, że jest mordercą... Jak mogła kogoś ocenić, nie znając wszystkich faktów? Czuła się przez to strasznie głupio. Zaklęcie Czarciej Łapy było jedną z czarnomagicznych klątw, którą władały stworzenia zwane Golemami. Zamieszkiwały one skalne jaskinie w wysokich, ponurych górach. Malfoy nie był więc na standardowej misji polegającej na mordowaniu. Nikogo nie zabił. Przynajmniej nie wtedy.
Wyglądał teraz tak niewinnie. Pierwszy raz, od kiedy się tu znalazła, dostrzegła w nim resztki tej chłopięcej urody, którą pamiętała jeszcze z Hogwartu. Te pięć lat sprawiło, że zamienił się w mężczyznę. Wtedy był głupim, wrednym szczeniakiem. Natomiast teraz był zupełnie inny: dorosły, dobrze zbudowany, silny, poważny, odpowiedzialny, mroczny, niebezpieczny, interesujący... Ron wciąż pozostawał tym wesołym głuptasem, który często wypalił z jakimś mało inteligentnym tekstem. Czasem wciąż zachowywał się równie infantylnie, co pięciolatek. Nawet sposób w jaki się uśmiechał – naiwny i szczery, mocno odróżniał go od tej powagi i chłodnej elegancji blondyna. Ron bywał irytujący w tej swojej dziecinnej naiwności... Malfoy natomiast swoim zachowaniem wzbudzał ciekawość.
– Na  Merlina, Hermiono! Chyba jesteś bardzo zmęczona, albo wariujesz już od tej niewoli, skoro porównujesz swojego chłopaka, którego kochasz, do Śmierciożercy, który cię więzi - mruknęła sama do siebie, pocierając skronie i odrywając wzrok od spokojnie śpiącego mężczyzny.
Musiała jednak to przyznać. Malfoy był mężczyzną, podczas gdy Ron wciąż pozostawał chłopcem.

⚡⚡⚡

Nawet nie wiedziała, kiedy przysnęła. Obudziło ją ciche mamrotanie, które wydobyło się z ust blondyna. Zaniepokojona spojrzała na zegarek. Była ósma siedemnaście. Miała jeszcze ponad pół godziny, by podać mu kolejną dawkę eliksiru. Poprawiła się wygodnie w fotelu i rozmasowała obolały kark. Mamrotanie Dracona stało się nieco głośniejsze, udało jej się z niego wyłapać pojedyncze słowa.
– Nie... Nieprawda. Zostaw. Nie. Ona żyje. Nie odchodź. Nie. Kłamiesz...- mamrotał, rzucając się coraz mocniej po pościeli.
Hermiona zaniepokoiła się, że dawka eliksiru nasennego przestaje działać i Malfoy się budzi.
– Nie krzywdź jej. Nie. Proszę, nie... - jęknął tak błagalnie, że dziewczynie ścisnęło się od tego serce.
Musiał mu się śnić jakiś straszny koszmar, bowiem na jego twarzy ewidentnie było widać cierpienie.
– Nie! - krzyknął nagle, podnosząc się z łóżka do pozycji siedzącej.
Hermiona szybko wstała i przytrzymała go za ramiona, bojąc się, że kolejny gwałtowny ruch może otworzyć jego świeże rany.
– Spokojnie, to tylko sen – powiedziała, patrząc prosto w jego oczy, w których wciąż tlił się strach.
Draco oddychał ciężko, jakby dopiero co skończył długi bieg. Uspokajał się powoli, próbując chyba zrozumieć, co tak naprawdę się dookoła niego dzieje.
– Co ty robisz w mojej sypialni? - mruknął, opadając na poduszki swojego wielkiego łoża.
– Snape kazał mi tu zostać, w nocy podawałam ci eliksiry – przypomniała mu, bo chyba nie pamiętał, że kilkukrotnie go budziła.
– Idź do siebie – nakazał jej, przymykając oczy i oddychając głęboko.
– Zostanę.
– To rozkaz, Granger! - warknął przez zaciśnięte zęby.
Hermiona zawahała się nieco, jednak po chwili z powrotem usiadła w fotelu.
– Głucha jesteś? - wciekał się.
– Kiedy mój właściciel jest niezdolny do normalnego funkcjonowania mam słuchać rozkazów opiekuna, a Snape kazał mi zostać – odpowiedziała cierpko.
Malfoy spojrzał na nią z niechęcią, krzywiąc się teatralnie.
– Zapłacisz mi za to, jak już będę zdolny do normalnego funkcjonowania – burknął, po czym odwrócił się na bok, plecami do niej.
Hermiona uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, zadowolona z tego małego zwycięstwa, po czym zaczęła podziwiać wystrój jego sypialni. Była ona cała w beżu i złocie, a meble były wykonane z pięknego, ciemnego drewna. Marmurowy kominek był bogato zdobiony, a portrety na ścianach miały złote ramy. Bogactwo i przepych zupełnie nie pasujące do tej ponurej, mrocznej twierdzy w jakiej się znajdowali. Rozglądając się dalej, spostrzegała ramkę ze zdjęciem na nocnym stoliku, tuż obok łóżka. Z fotografii uśmiechała się do niej lekko Narcyza Malfoy. Hermionę nieco zdziwiło, że taki duży chłop trzyma przy łóżku zdjęcie matki. Ciekawe co się z nią działo? Nie widziała jej przecież, a dziwne, że nie odwiedziła jeszcze syna. Czyżby była na jakiejś ważnej misji? Myśli o Narcyzie powodowały jednak, że zaczyna również myśleć o Lucjuszu, a tego wolała uniknąć. Wspomnienia były zbyt drastyczne.
– Musisz wypić eliksir – powiedziała cicho, patrząc na zegarek.
Wciąż nie wiedziała jak się ma zwracać do Malfoya, ale wcześniej połknie język niż dobrowolnie nazwie go swoim Panem, gdy są sami. Blondyn prychnął pod nosem i odwrócił się, wyciągając dłoń po miksturę. Wyglądał już lepiej, a to znaczyło, że jego organizm zwalcza truciznę. Wypił eliksir, po czym oddał jej pusta fiolkę i znów odwrócił się do niej plecami.
– Nie chcesz wody do popicia? - zapytała, starając się brzmieć uprzejmie.
– Nie udawaj troskliwej, Granger. Pewnie chętnie byś zobaczyła, jak zdycham – warknął, nawet się nie odwracając.
– Nieprawda! - odpowiedziała z mocą.
– Lepiej dla ciebie bym jeszcze trochę pożył, jeśli nie chcesz podzielić losu Brown.
– Nie chcę.
– To zamknij się i daj mi spać – burknął nieuprzejmie.
Hermiona zacisnęła usta, powstrzymując się przed wygarnięciem mu, że sam ma się do niej nie odzywać. Podciągnęła nogi, układając się wygodnie w fotelu i próbując zasnąć choć na chwilę. Za dwie godziny musiała mu podać ostatnią dawkę eliksiru i zmienić bandaże. Bała się trochę tego, że będzie musiała go dotykać.

⚡⚡⚡

Snape zmusił Malfoya do leżenia w łóżku przez trzy dni. Dla zwykle aktywnego Dracona była to najgorsza tortura. Swoje frustracje wyładowywał na, wciąż zajmującej się nim, Hermionie. Dziewczyna kilkakrotnie była na skraju cierpliwości, zastanawiając się, czy nie pacnąć go w ten marudny łeb. Malfoy narzekał na wszystko. Począwszy od tego, że za mocno zawiązała mu bandaże, a skończywszy na konsystencji budyniu ryżowego jaki przyniósł mu skrzat. Jedynym plusem całej tej sytuacji był fakt, że nauczyli się znosić wzajemnie swoje towarzystwo. Cały czas siedzieli razem w jednym pokoju, czytając książki i burcząc na siebie nawzajem, ale przynajmniej żadne z nich nie marzyło już tylko o tym, by to drugie zeszło mu z oczu. Hermiona nawet musiała przyznać, że Malfoy czyta bardzo ciekawe książki, a w trakcie, gdy jego stalowoniebieskie oczy błądzą w skupieniu po tekście, wygląda on niezwykle interesująco...
Gdy czwartego dnia rekonwalescencji Snape wreszcie uznał, że Draconowi wolno wstać z łóżka, zarówno blondyn jak i Hermiona prawie podskoczyli z radości.
– Pomóż mu się ubrać, Granger, a ty, matole, więcej się tak nie zachowuj. Nieźle musiałem się nagimnastykować, by chronić twój tyłek w szeregach – narzekał Snape zbierając puste fiolki po eliksirach.
– Nie licz, że będę ci za to dziękował! Przypalałeś mnie żywcem jak jakieś bydło – odpyskował Draco, podchodząc do szafy po swoje ubrania.
– Sam jesteś sobie winien – odpowiedział Mistrz Eliksirów, wychodząc z jego komnat.
– Co mam zrobić? - zapytała Hermiona, pamiętając, że Snape kazał jej mu pomóc.
– Nic, Granger, możesz sobie wreszcie iść – odburknął.
Hermiona nie miała zamiaru się z nim ponownie kłócić, dlatego z przyjemnością wróciła do swojej sypialni i rzuciła się na łóżko. Należało jej się trochę odpoczynku od tego irytującego widoku blond czupryny i tych przeszywających na wskroś niesamowitych oczu.

⚡⚡⚡

Minął tydzień i wszystko wróciło do normy. Draco rano, zaraz po śniadaniu, które jedli razem w milczeniu, wychodził z swoich komnat i wracał popołudniu lub wieczorem. Hermiona siedziała zamknięta w czterech ścianach wciąż rozmyślając o tym co się dzieje z jej przyjaciółkami. Niestety nie miała od nich żadnych wiadomości. Całe godziny spędzała na czytaniu książek lub na siedzeniu przy oknie w swoim pokoju. Pogoda pogarszała się z dnia na dzień, a wysokie fale rozbijały się o podstawy twierdzy, sprawiając, że człowiekowi ciarki biegły po plecach.
Tego dnia Malfoy nie wrócił do komnat aż do kolacji. Hermiona zjadła więc sama w swoim pokoju i właśnie miała zamiar szykować się do snu, gdy usłyszała kilka podniesionych głosów. Przestraszona zajrzała do salonu. Draco właśnie wszedł do środka, a tuż za nim wtoczyła się wyraźnie wstawiona Messalina, Goyle, który prowadził za ramię Lunę, oraz Aria Yaxley wyglądająca na znudzoną.
– Chodź tu, szlamo! Co się chowasz? - zaśmiała się pijacko Messalina, machając na nią ręką.
Hermiona niepewnie spojrzała na Dracona, który ledwo zauważalnie dał jej znać, że ma wykonać to polecenie. Dziewczyna powoli podeszła do córki Rosiera, która uśmiechała się złośliwie. Aria w tym czasie zajęła miejsce na kanapie, kładąc nogi w wysokich, skórzanych kozakach na niskim stoliku. Goyle natomiast szeptał coś do ucha Lunie, a jego dłonie lubieżnie zaciskały się na jej pośladkach.
Messalina obeszła Hermionę dookoła, jakby chcąc ją ocenić, wciąż uśmiechając się złośliwie. Złapała w palce jednej z jej loków i pociągnęła go nieco za mocno.
– Ona jest ładna. Podoba ci się, Smoku? - zapytała, wciąż obserwując Gryfonkę.
– Messalino, to jest szlama – odpowiedział Draco, jakby oświadczał jej, że trawa jest zielona.
– Ładna szlama. Nie mów, że cię nie kręci jej wygląd – Messalina podeszła, zarzucając mu ręce na szyję.
– Mam ciekawsze widoki – mruknął Draco, obejmując pannę Rosier w talii.
Messalina roześmiała się w głos i delikatnie pstryknęła Malfoya w nos.
– Kłamczuch! Sypiasz z nią o wiele częściej niż ze mną! - śmiała się kobieta, przechodząc obok Hermiony i klepiąc ją w pośladek.
Herm poczuła, jak rumieńce zawstydzenia wypływają na jej policzki. Insynuacje i bezpośredniość Rosier po prostu ją zawstydzały.
– Koniec gadania, pora na whisky! - krzyknął Goyle, popychając Lunę na ziemię obok kominka.
Hermiona drygnęła lekko, chcąc podbiec do przyjaciółki, wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Nagle poczuła, jak ktoś odgarnia jej włosy z karku, a zaraz później gorący oddech na swoim uchu.
– Nic ci się nie stanie. Staraj się nie rzucać w oczy. Niedługo sobie pójdą – szeptał jej do ucha Malfoy, a jego usta były tak blisko, że Messalina i inni mogli myśleć, że blondyn ją całuje.
Złapał ją za ramię i pociągnął w stronę Luny, po czym posadził ją obok niej i wyczarował sobie fotel, w którym usiadł. Pogłaskał Hermionę po głowie, jakby była grzecznym psem, a za pomocą zaklęcia przywołał whisky i szklanki. Towarzystwo zawyło z uciechy, gdy w ich zasięgu pojawił się alkohol.
– Jaka wierna suczka – zaśmiała się Aria, wskazując Hermionę.
– Tak, grzeczne zwierzątko swojego pana – odpowiedział Draco i zaśmiał się perfidnie.
Hermiona wbiła wzrok w swoje splecione dłonie, czując się głęboko upokorzona tym, że siedzi u stóp Malfoya. Nagle zobaczyła bladą dłoń, która spoczęła na jej rękach. Odwróciła się i spojrzała na Lunę, która uśmiechnęła się do niej pocieszająco. Hermiona uścisnęła dłoń przyjaciółki, ciesząc się, że jest tak blisko i że nic jej nie dolega.

⚡⚡⚡

Impreza szybko się rozkręciła, a whisky i inne alkohole lały się strumieniami. Messalina usiadła na kolanach Malfoya, wciąż szepcząc mu coś do ucha i, raz na jakiś czas, szturchając nogą Hermionę, jakby ta była jakąś zabawką, którą można kopać. Blondyn jednak wyglądał na znudzonego paplaniem dziewczyny. Aria i Goyle wymieniali ostatnie plotki i pogłoski, raz po raz wybuchając głośnym śmiechem i stukając się kieliszkami pełnymi alkoholu.
– Wszystko u ciebie dobrze? - zapytała cicho Luna.
Hermiona spojrzała na nią i uśmiechnęła się, lekko kiwając głową, jednocześnie czując jak stopa Messaliny odbija się od jej łopatki.
– A ty jak się masz? - zapytała przyjaciółki.
W oczach Luny błysnęły łzy, ale Krukonka szybko je otarła i uśmiechnęła się blado.
– Teraz jest lepiej. Nie robi tego częściej niż raz dziennie, chyba już mu się znudziło...- wyszeptała, a Hermiona poczuła, jak coś boleśnie ściska jej serce.
Popatrzyła z obrzydzeniem na pijanego Goyla, przysięgając sobie, że kiedyś zapłaci za to, co robił Lunie.
– Wiesz, co z innymi? - zapytała Herm.
– Była u mnie Parvati. Zabini i mój pan się kolegują. On traktuje ją jak zwykłą niewolnicę, bardzo żałuje, że zdradziła.
– Trochę za późno – warknęła Hermiona, kątem oka widząc, jak Malfoy wychyla kolejną szklaneczkę whisky, a Messalina namiętnie całuje jego szyję i zabiera się za rozpinanie koszuli. Wyglądała na bardzo napaloną.
– Lavender ma najgorzej. Mój pan mówił, że Nott ją tak skatował, że ledwo ją odratowali – wyszeptała Luna.
Hermionie łzy napłynęły do oczu. Naprawdę nie wiedziała, jak pomóc przyjaciółce. Nagle poczuła dość silny kopniak w sam środek swoich pleców. Syknęła cicho i odwróciła się do Messaliny, która roześmiała się szczerze, widząc, że sprawiła jej ból.
– Dość tego, Mess. Złaź – Malfoy zepchnął kobietę z swoich kolan.
Wstała, chwiejąc się mocno i chichocząc pijacko, wciąż ubawiona tym, że kopnęła Hermionę.
– Chyba pora kończyć imprezę. Chcę się zabawić z moją dziwką – wybełkotał Goyle, patrząc na Lunę.
Hermiona również spojrzała na przyjaciółkę, ze współczuciem, jednak Luna wyglądała na pogodzoną ze swoim losem. Goyle podszedł i pociągnął blondynkę w górę, po czym bez ostrzeżenia pocałował ją zachłannie, wpychając jej język do gardła. Hermiona przytknęła rękę do ust, by nie zwymiotować. To było naprawdę straszne.
– Pora wychodzić, bo Malfoy też rozbiera wzrokiem swoją szlamę. A nie chciałabym patrzeć na tak brudny seks – stwierdziła z rozbawieniem Aria.
– A ja chętnie! - klasnęła w dłonie Messalina.
– Może innym razem, dziś to prywatna zabawa – odpowiedział Malfoy, uśmiechając się pod nosem.
Hermiona zauważyła, że jest on wyraźnie wstawiony, jednak reszta towarzystwa wyglądała jeszcze gorzej.
– Idziemy! - zdecydował Goyle, wyciągając Lunę z komnat blondyna.
Zaraz za nimi wyszła wyraźnie rozbawiona Aria. Messalina odwróciła się, chcąc pocałować Dracona na pożegnanie, jednak Malfoy objął ją i odprowadził do drzwi, po czym wypchnął ją za nie i zamknął komnaty zaklęciem.
Hermiona odetchnęła z ulgą, że ten koszmarny wieczór wreszcie się skończył. Wstała z podłogi i skierowała się w stronę korytarza.
– A ty dokąd, Granger? Nie pozwoliłem ci odejść – zimny głos Malfoya zatrzymał ją w pół kroku. Spojrzała na niego zdziwiona. Czego on od niej chciał?
– Napij się – powiedział, nalewając whisky do jednej ze szklanek.
Sam zdrowo pociągnął prosto z butelki z alkoholem.
– Nie, dziękuję – odmówiła, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swojej komnacie.
– Pij, Granger – rozkazał, wskazując szklankę.
– Nie mam ochoty – odpowiedziała, unosząc głowę.
Nie miała zamiaru mu ulegać. Nie była jakąś dziwką, którą może upić, kiedy mu się podoba. Wszystko się w niej buntowało i postanowiła, że go nie posłucha.
– Pij do cholery! Już! - warknął blondyn, łapiąc za szklankę i podchodząc do niej.
– Nie... - Hermiona przestraszona cofnęła się o krok w tył.
– Masz mnie słuchać! - wrzasnął, ciskając szklanką z whisky w ogień.
– Upiłeś się. Lepiej idź spać – poradziła mu cicho.
– Będę robił, co mi się podoba! I ty też będziesz robiła to, co mnie się podoba! - krzyknął, biorąc łyk alkoholu i rzucając butelką o ziemię. W następnej chwili doskoczył do niej i przycisnął ją do ściany, a zaraz potem zachłannie wpił się w jej malinowe wargi.

1 komentarz:

  1. Czemu tak bardzo kocham takie sytuacje Malfoy x Granger? To chyba jakieś zboczenie...

    OdpowiedzUsuń