poniedziałek, 2 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 7 - „Gdy prawdę przyćmi strach...”

      O mały włos zadławiłaby się jedzoną właśnie kanapką, z niedowierzaniem patrząc na wycelowaną w nią różdżkę. Ironiczny uśmieszek wypłynął na wąskie wargi niegdysiejszego postrachu Hogwartu, a różdżka wciąż skierowana była w stronę jego byłej uczennicy. Tej, którą tak często z przyjemnością upokarzał, nazywając ją: „Panną-wiem-to-wszystko”.
– Profesorze ja... - Hermiona nie za bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Jego zachowanie zupełnie ją zaskoczyło.
– Składniki eliksiru wielosokowego, Granger – wycedził przez zęby Snape.
– Słucham? - zdziwiła się.
– Wymień je! Natychmiast! - zażądał.
Hermiona nerwowo przełknęła ślinę z paniką, myśląc o tym, że długoletnia służba u Voldemorta chyba odebrała mu rozum.
– Muchy siatkoskrzydłe, pijawki, śluz, rdest ptasi... - zaczęła wymieniać.
– Wystarczy! Z kim walczyłaś w klubie pojedynków w drugiej klasie?
– Z Miliicentą Bulstrode – odpowiedziała szybko.
Snape odetchnął krótko, po czym, ku zdziwieniu Hermiony, schował różdżkę.
– Więc to jednak prawda, że z kim się zadajesz, takim się stajesz. Te pięć lat w towarzystwie Pottera i Weaselya musiało jakoś wpłynąć na twoją inteligencję, Granger. A już myślałem, że cię podmienili.
– Nie rozumiem, co ma pan na myśli – burknęła sucho, urażona tym komentarzem.
– Najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Raveclaw na pewno wiedziałaby, że nie należy obrażać Śmierciożerców. Coś ty sobie myślała, durna dziewucho, wyzywając Notta od potworów? Albo to niechętne spojrzenie na Dracona... Gdyby traktował cię, jak przystało na niewolnicę, za coś takiego powinnaś dostać z piętnaście batów!
Hermiona milczała, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Snape miał rację. Nie powinna się tak zachowywać, ale wojna zmieniła jej wcześniejszą pokorę i uległość w siłę i determinację. Nauczona była walczyć za tych, których kochała.
– A wiesz, co grozi niewolnicy za próbę ucieczki? - zapytał, kładąc dłonie na stoliku i pochylając się nad nią tak, że ciarki przebiegły jej po plecach.– Jeszcze nie dotarło do ciebie, Granger, jak wielkie masz szczęście, że trafiłaś do Dracona? Myślisz, że marzył, byś to ty została jego niewolnicą? Mógł mieć każdą której by zażądał, ciesz się więc, że wybrał ciebie!
– Nikt go o to nie prosił... - burknęła, nim zdążyła się powstrzymać.
Pięść Snape'a z całej siły uderzyła w stolik śniadaniowy, a Hermiona, aż podskoczyła zlękniona tą demonstracją złości.
– Masz go słuchać i szanować! Jak nie, to mnie popamiętasz! Dociera to do ciebie? - wysyczał z nieukrywaną wrogością.
– Tak, ale...– odpowiedziała cicho.
– Żadnego „ale”, Granger! Nie jesteś już w szkole, by ktoś miał ochotę tolerować twoją bezczelność! Przyjmij do wiadomości, że trwa wojna! Chcesz ujść z życiem?
– Ja...
– Jeśli chcesz przetrwać to masz być posłuszna! Szczególnie względem swojego właściciela! Zrozumiałaś?
Hermiona zastanowiła się chwilę. Czy Snape mówi jej to wszystko dlatego, że wciąż jest szpiegiem Zakonu? Wyglądało na to, że tak. Tylko jaki związek z Zakonem ma Draco?
– Zrozumiałam – odpowiedziała wreszcie.
Snape popatrzył na nią, jakby zastanawiał się, czy odpowiedziała szczerze, po czym znów wyjął różdżkę i machnął nią krótko, a stolik przy którym jadła zmienił się w duży stół, taki jak w laboratorium eliksirów. Kilka kolejnych zaklęć sprawiło, że przed Hermioną zmaterializowały się słoiki ze składnikami, waga, nóż, a także chochla i kociołek.
– Liczę, że twoja inteligencja nie upadła aż tak nisko, byś nie umiała ugotować kociołka eliksiru przeciwbólowego? - zakpił.
– Potrafię go zrobić – mruknęła pod nosem.
– Dobrze! Nie trać więc czasu. Wrócę wieczorem sprawdzić, jak ci poszło. Skrzat Dracona będzie miał cię na oku i doniesie mi, jeśli zaczniesz coś kombinować – ostrzegł ją, po czym zaraz skierował się do wyjścia z komnat.
– Profesorze! Proszę poczekać, czy pan... - musiała się dowiedzieć, czy jest po ich stronie. Czy wie coś o jej przyjaciołach, mamie, Białym Feniksie...
– Zamknij się, Granger i zabieraj do roboty! Nie mam czasu na pogaduszki z tobą – warknął, nawet nie odwracając się w jej stronę.
Zaraz potem zniknął za drzwiami.  Słyszała jeszcze, jak pieczętuje komnaty zaklęciem. Została więc sama, z kilkoma słoikami pełnymi obrzydliwych substancji, oraz z niewidzialnym skrzatem, który podobno jej pilnował.

⚡⚡⚡

Pracowało jej się bardzo dobrze, a poprzednie dni bezczynności sprawiły, że teraz z dużą energią podeszła do powierzonego zadania. Gdy Snape przyszedł wieczorem sprawdzić, jak jej poszło, eliksir był gotowy, a brak komentarza na jego temat, pozwolił jej przypuszczać, że wykonała go poprawnie. W dobrym humorze układała się do snu. Ostatnią myśl przed zaśnięciem poświęciła Malfoyowi i niebezpiecznej misji, na której był. Sama przed sobą musiała przyznać, że wolałaby, żeby  nic mu się nie stało...

⚡⚡⚡

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, Robak poinformował ją, że ma wykonać kolejny eliksir. Dostała pergamin z poleceniami od Snape'a, oraz wszystkie składniki. Eliksir odtruwający. Nie był specjalnie skomplikowany, więc skończyła go jeszcze przed obiadem. Snape się jednak nie pojawił, by go sprawdzić, tak więc oczekiwanie na niego umilała sobie czytaniem jednej z książek. Jej były profesor nie pojawił się do wieczora, więc dziewczyna w samotności zjadła kolację. Gdy nalewała wody do wanny, jej myśli znów powędrowały do Malfoya. Było już dość późno, a on jeszcze nie wrócił. Miała nadzieję, że wszystko jest w porządku.

⚡⚡⚡

Gdy po skończonej kąpieli wyszła z łazienki, właśnie usłyszała trzask drzwi wejściowych do komnat. Postanowiła pójść sprawdzić, czy to może Snape przyszedł po eliksir. Jednak po wejściu do salonu okazało się, że to wrócił jej pan. Na jego widok Hermiona zamarła z przerażenia.
Zdążył już zdjąć swoje czarne szaty i teraz stojąc na środku salonu, znów popijał whisky prosto z butelki.Jego jasne włosy były mokre i potargane, na policzku był jakiś brudny ślad. Jego białą koszulę doszczętnie rujnowały szkarłatne plamy, a na dodatek całe jego dłonie też były we krwi.Wyglądał naprawdę przerażająco...
– O Boże! Kogo zabiłeś? - wyszeptała, nim zdążyła pomyśleć o tym, co mówi.
Blondyn wbił w nią swój zimny wzrok. Na kilka sekund zapadła krępująca cisza. Jednak nagle Draco skrzywił się z niesmakiem i spojrzał w stronę ognia płonącego w kominku.
– Jakąś dziwkę wartą tyle, co i ty... A teraz lepiej spieprzaj z przed moich oczu, zanim przyjdzie mi ochota zabić też ciebie – warknął, znów pociągając z butelki.
Wiedziała, że nie żartuje. Złość i gorycz w jego głosie były wyraźnie słyszalne. Dziewczyna czym prędzej uciekła do swojej sypialni, modląc się cicho, by Malfoy nie wyładował na niej swoich morderczych instynktów. Przecież to jasne, że zabijał. Dlaczego więc tak bardzo nią to wstrząsnęło? Sama nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czy może to dlatego, że choć na chwilę uwierzyła, iż być może jest inny? A może liczyła na to, że się zmienił, coś zrozumiał?
Dziś na własne oczy przekonała się, że z tym człowiekiem nie ma żartów. On przecież jest Śmierciożercą... Potworem... Mordercą...

⚡⚡⚡

Jęknął z bólu, próbując zerwać z siebie koszulę. Krew już nieco okrzepła i tkanina przywarła mocno do jego ran. Ledwie dowlekł się do łazienki. Uporał się wreszcie z ubraniem i z pewną obawą odwrócił się do lustra spoglądając przez ramię. Trzy wielkie rozcięcia biegły wzdłuż pleców, przecinając jego bladą skórę. Jak mógł się tak zamyślić, że nie zauważył zagrożenia? To nie było do niego podobne. Wszystko przez te przeklęte misje! Miał dość. Nie wyrabiał z tym wszystkim. I teraz jeszcze na dodatek ona... Pyskata i uparta. Ciągle w jego komnatach, każdego dnia tuż obok, ciągle sami... Merlin go musiał naprawdę szczerze nienawidzić!
Wyjął różdżkę i spróbował sięgnąć nią do ran. Nic z tego. Zaklął cicho pod nosem. Musiała to być akurat czarnomagiczna klątwa? Zmuszony był dotknąć różdżką rany, by móc ją uleczyć, a nie mógł tego zrobić. Zaklął ponownie i wrócił do salonu, po dawkę eliksiru odtruwającego od Severusa. Mistrz eliksirów trzy razy powtarzał mu, że rany trzeba dokładnie nasmarować i poradził, by zrobiła to jego niewolnica. Sam nie mógł mu pomóc, bo Czarny Pan wezwał go do siebie. Wracając do łazienki, blondyn myślał o tych dwóch naprawdę trudnych dniach. Był zmęczony i rozbity. Marzył już tylko o tym, aby uleczyć te potwornie piekące rany, wykąpać się, napić whisky, a później…przespać najlepiej cały kolejny dzień.
Nie miał ochoty słyszeć wyrzutów.
Nie miał ochoty patrzeć, jak ktoś się nim brzydzi.
Nie chciał widzieć, jak ona nim gardzi.
Do diabła!
Nie zasłużył na to, co mu powiedziała.
Nie zasłużył na to, co zobaczył w jej oczach...
Ona też nie zasługiwała na to, co on jej powiedział, ani na to wszystko, co ją tu spotkało, ale trwa wojna! Nie jego wina, że przyszło jej żyć w takich czasach! Przecież gdyby to od niego zależało... Cholera! Czy nie dość miał problemów w swoim życiu, by jeszcze teraz użerać się z jakąś Gryfonką, która wzdrygała się pogardliwie na jego widok?! Cholera! - zaklął ponownie, gdy eliksir spłynął po jego plecach, a rany zapiekły jeszcze bardziej. 
Napełnił wannę letnią wodą i zdjął resztę zniszczonych ubrań. Ponownie stając przed wielkim lustrem, przyjrzał się swojemu ciału. Niegdyś nieskazitelna biel jego skóry, teraz poprzecinana była setkami maleńkich blizn... Cena służby u Czarnego Pana, jedna z wielu. Ostatnia misja też go nie oszczędziła. Sięgnął po maść na siniaki. Tą samą, której używała jego niewolnica. Nasmarował nią opuchnięte kolano – pozostałość po upadku zafundowanym przez wystający korzeń, zadrapanie na łokciu – nawet nie wiedział kiedy się go nabawił, ranę na policzku - to zaklęcie na szczęście tylko go musnęło.
Ból był dla słabych, dlatego go nie okazywał, ale rany na plecach paliły go żywym ogniem.
Zanurzył się w wodzie, przywołując zaklęciem butelkę whisky. Może chociaż to osłabi jego cierpienie?
Przymykając powieki, wciąż wracał do niego ten jeden obraz...
Pogarda wymierzona w niego niczym sztylet.
I strach przed tym, kim jest.
To, kim na zawsze pozostanie w jej oczach.


⚡⚡⚡

Nie miała ochoty jeść z nim przy jednym stole. Świadomość, że będzie siedziała naprzeciwko człowieka, który dopiero co kogoś zamordował, nie wzbudzała apetytu. On zabił, pozbawił życia... A co jeśli to był ktoś z jej przyjaciół lub ktoś, kogo znała? Wzdrygnęła się na samą myśl. Z niepewną miną czekała, aż Robak przyjdzie zaprosić ją do salonu na śniadanie. Jednak ku jej zdziwieniu skrzat pojawił się razem z tacą. Więc nie musiała wychodzić, tylko mogła zjeść w swoim pokoju. To od razu poprawiło jej humor, który jednak szybko zepsuła pewna myśl. Czemu tak bardzo przejmuje się tym, że Malfoy okazał się zły?
Przecież to naprawdę nie powinno jej dziwić. Czy to dlatego, że zawdzięczała mu ratunek? Czy to dlatego, że jej nie bił, nie gwałcił, nie torturował? Może to wszystko sprawiło, że stworzyła sobie jego wyidealizowany obraz w swej głowie?
Niestety nie znalazła jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie...

⚡⚡⚡

Rozmyślanie i analizowanie tego wszystkiego zajęło jej prawie całe przedpołudnie. W końcu stwierdziła, że musi przestać to roztrząsać i zająć się czymś innym. Postanowiła pójść do salonu, skończyć czytanie książki, którą wczoraj zaczęła. Jednak po przekroczeniu progu pokoju zamarła na chwilę. Draco siedział za biurkiem i coś pisał. Dlaczego, na Godryka, był w komnatach w ciągu dnia? Przecież zawsze wracał dużo później.
– Chcesz czegoś, czy będziesz tak stała w progu i się na mnie gapiła? - zapytał kpiąco, nawet nie odrywając wzroku od tego, co właśnie pisał.
– Ja po książkę – odpowiedziała cicho.
– To ją weź i zmiataj – odburknął, krzywiąc się przy tym.
Hermiona podeszła do regału, ale kątem oka zauważyła, że z blondynem jest coś nie tak. Jego oddech był wyraźnie ciężki, a na czole widniało kilka kropel potu. Pod oczami miał głębokie cienie, a jego dłoń trzymająca pióro lekko drżała.
– Czy wszystko w porządku? - zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
Wyglądał na poważnie chorego.
– Nie twoja sprawa – jęknął, a pióro wypadło mu z ręki.
– Malfoy! - krzyknęła Hermiona, widząc, jak blondyn osuwa się z krzesła na podłogę.
Szybko rzuciła książkę i podbiegła do niego. Draco leżał na boku, jęcząc cicho z bólu. Hermiona dotknęła jego czoła, by z przerażeniem stwierdzić, że jest mocno rozpalone. Z paniką zastanawiała się: co teraz zrobić? Nagle jednak coś przykuło jej uwagę. Koszula na plecach blondyna cała zabarwiła się na czerwono... Krew.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz