Ktoś mógłby pomyśleć, że nie jest to odpowiednia chwila na robienie perfekcyjnego makijażu, ale ona była innego zdania. Lubiła dobrze wyglądać, a w tej chwili chce wyglądać najlepiej jak to możliwe. Od dziecka zawsze dostawała to czego chciała. Bez chwili zwłoki spełniano każdą jej zachciankę. Teraz też tego oczekiwała. I co z tego, że teoretycznie on był poza jej zasięgiem? Przecież skoro go chciała, to będzie jej. Nie obchodziło ją co mówi jej ojciec, jego przyjaciele czy sam Czarny Pan. Ona już zdecydowała, a przecież skoro ona jest najważniejsza to i jej decyzja jest ważniejsza od wszystkiego innego. Pukanie do drzwi przerwało jej wewnętrzny monolog nad wyższością jej osoby nad innymi.
– Otwarte! – krzyknęła w stronę drzwi, sięgając po swoje najlepsze perfumy i jeszcze raz wydymając krwisto-czerwone usta.
– Co ty tu jeszcze wyprawiasz? Musimy ruszać! – Aria Yaxley ubrana w czarny płaszcz i równie czarne wysokie kozaki wmaszerowała do jej pokoju z miną generała gotowego do walki.
– Jeszcze chwilę, przecież muszę jakoś wyglądać! – Messalina skrzywiła się, nieco urażona, że przyjaciółka ma odwagę ją popędzać, po czym przeczesała szczotką swe ogniste loki.
– Pośpiesz się Mess, bo Lord się wkurzy, jak nie będziemy na czas! – Aria wyglądała na zniecierpliwioną.
– No już, już! Przecież wiesz, że dziś jest mój dzień! Jak mam się pokazać mojemu ukochanemu? Mam wyglądać jak ten szlamowaty kocmołuch, który był jego niewolnicą?
– Przypomnę ci tylko, że to dla tej szlamy nas zdradził!
– Pff! Też coś! Draco wcale nas nie zdradził, tylko udaje żeby nam pomóc, jestem pewna!
– Jasne, już to mówiłaś – prychnęła Aria.
– Tak jak ty o swoim starym nietoperzu, naprawdę nie rozumiem jak możesz pożądać tego zgreda…
– Zamknij się! Severus jest o wiele bardziej wartościowym człowiekiem niż wszystkie te szumowiny, które nazywają się oddanymi sługami!
– Snape to zdrajca! – warknęła Messalina, wstając i wojowniczo opierając ręce na biodrach. Ubrana w czarny, lateksowy kombinezon wyglądała bardziej jak pracownica przybytku rozkoszy, niż jak wojowniczka gotowa do wojny.
– Och zamknij się Rosier! Snape po prostu wybrał dobrą stronę! To tylko my wciąż wierzymy, że to bagno, które nas otacza jest w ogóle coś warte!
– Ty tak uważasz! Ja wiem, że Czarny Pan poprowadzi nas do zwycięstwa, a twój Snape jako pierwszy zginie z jego ręki!
– Ciekawe, co będzie z twoim Malfoyem – prychnęła pogardliwie Aria.
Messalina odwróciła się w stronę lustra i jeszcze raz przyjrzała się swojej idealnie umalowanej twarzy. W swej ocenie wyglądała doskonale, zresztą jak zwykle…
– Draconowi nic nie będzie, już ja się o to postaram. Za to z wielką przyjemnością zabiję tę małą szlamę. Mam nadzieję, że długo będzie prosiła o litość zanim z nią skończę.
– Draco ci na to nie pozwoli…
– Mylisz się, Yaxley! On się nią brzydzi, wiem to bo…
Nie zdążyła jednak dokończyć, gdyż zarówno ona jak i Aria skrzywiły się z bólu i chwyciły za lewe przedramiona. Mroczny Znak zapiekł je prawdziwym ogniem. Lord się wyraźnie niecierpliwił. Pora było zaczynać…
⚡⚡⚡
Cisza, która zapanowała w pokoju była ciężka i przytłaczająca. Hermiona gorączkowo próbowała wymyślić jakieś wyjście z tej przerażającej sytuacji, ale nie była w stanie tego zrobić. Jej umysł w tej chwili nie potrafił racjonalnie funkcjonować, gdyż przerażenie brało górę. Bo niby jak mieli wyjść cało z opresji, skoro zarówno ona jak i Draco nie mieli swoich różdżek, za to Daniel Lestrange uśmiechał się bezczelnie mierząc do nich ze swojej.
– Miło was znów widzieć gołąbeczki… - zakpił.
– Co tu robisz? Nie masz prawa…! Nie masz krwi mego rodu! – Draco podniósł się na równe nogi i wyglądało na to, że ledwie się powstrzymał przed rzuceniem się na intruza.
– Za to mam głowę na karku. Wiedziałem o tym domu od twojej matki… Wystarczyło zdobyć trochę krwi. Wyobraź sobie drogi kuzynie, że gdy leżałeś tak na środku Sali tronowej zarzynany jak młody Kołkogonek, to nie było problemem zdobyć kilka kropel – Orion wyją z kieszeni szaty mały, szklany flakonik i potrząsnął nim uśmiechając się szeroko. Widać było, że musiał wcześniej zebrać do niej krew Dracona.
– Ty gnido! – syknął blondyn, robiąc krok do przodu.
– Ostrożnie kuzynie – ostrzegł go Orion unosząc różdżkę wyżej.
– Czego chcesz? – zapytała go cicho Hermiona, nie mogąc dłużej pozostać w bezczynności.
Daniel odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, jakby naprawdę cieszył się, że ją widzi.
– Dobrze cię widzieć Hermionko, ufam, że mój kuzyn dbał o ciebie wystarczająco dobrze…
– Nie waż się do niej odzywać! – warknął Draco, znów robiąc krok w przód.
– Zaczynasz mnie drażnić Malfoy! Usiądź wreszcie i posłuchaj! – Daniel machnął różdżką, a Draco został odrzucony siłą zaklęcia na jedną z półek, gdzie kilka ciężkich tomów spadło mu na głowę.
– Nie! – krzyknęła Hermiona zrywając się ze swojego miejsca i podbiegając do ukochanego. Tak bardzo się bała, że znów coś mu się stanie. Przecież dopiero co go odratowali…
– Cóż za troska – zakpił Daniel, widząc jak dziewczyna pomaga wstać Draconowi.
– Czego ty u diabła od nas chcesz?! – wrzasnęła.
– Drapieżna jesteś moja Mionko, ale wybaczę ci to… na razie – Daniel uśmiechnął się dobrodusznie, ale znów pomachał swoją różdżką, jakby chciał pokazać jaką władzę nad nimi posiada.
– Mów, o co ci chodzi Lestrange! Czego chcesz?! – zażądał Draco, robiąc krok do przodu, tak by zasłonić swoim ciałem Hermionę.
– Chcesz wiedzieć czego? – syknął złowrogo Orion – Chcę wszystkiego! Tego wszystkiego co mi się należy, a czego ty i inni tobie podobni od zawsze mi odmawialiście!
– No niby czego tak złośliwie ci odmawiano? – zapytał Draco niby się uśmiechając, ale Hermiona zauważyła, że blondyn nerwowo zerka za plecy kuzyna.
– Wielkości! Jestem synem rodu czystej krwi tak jak i ty! W niczym ci nie ustępuję, a to właśnie ty zawsze odbierałeś należny mi szacunek i poważanie! – Daniel wyglądał na naprawdę wściekłego, a z końcówki jego różdżki posypało się kilka iskier.
Hermiona naprawdę przestraszyła się, że Orion zaraz może rzucić na Dracona jakieś zaklęcie i chciała przesunąć się do przodu, by w razie czego go osłonić, ale Draco jej na to nie pozwolił, ledwo widocznie kręcąc głową, by pokazać jej, że ma pozostać na miejscu. Dopiero teraz dziewczyna zrozumiała, że blondyn najwyraźniej ma jakiś plan…
– Zawsze dostawałeś wszystko! W dzieciństwie, gdy twoja matka z łaską zabierała mnie do was na święta, ty zawsze obnosiłeś się przy mnie ze swoimi super zabawkami, najnowszymi modelami mioteł czy gronem oddanych przyjaciół! Ja nie miałem nic! Babcia ledwo wiązała koniec z końcem, by nas utrzymać, a mój ojciec nie chciał mnie widzieć! Nawet do szkoły musiałem iść w odkupionych szatach, w czasie gdy ty, wielki panicz Malfoy snob i egoista miałeś wszystko! I szczyciłeś się tym! Na każdym kroku pokazywałeś mi swoją wyższość, a tak naprawdę byłeś tylko rozpieszczonym synalkiem arystokratów, który nie wiedział czy dobrze trzyma różdżkę! Nie pamiętasz już ile razy płakałeś, że ta mała, plugawa szlama Granger ma lepsze oceny od ciebie?
Draco i Hermiona spojrzeli na siebie krótko i choć Hermiona wiedziała, że Draco teraz jest zupełnie innym człowiekiem niż w szkole, to i tak było jej przykro, że kiedyś tak źle o niej myślał… Ale czy ona myślała o nim co innego? Przecież jeszcze rok temu była skłonna przyznać Orionowi rację we wszystkich wyzwiskach jakich użył, a nawet dołożyłaby kilka własnych…
– A co było dalej? - kontynuował Orion - Gdy dorastaliśmy nic się nie zmieniło! To ty zostałeś pupilkiem Czarnego Pana dzięki protekcji ojca, a ja musiałem do wszystkiego dochodzić sam! Walczyłem najdzielniej ze wszystkich! Zabijałem, kłamałem, zmieniałem strony, by wreszcie uzyskać czyjś szacunek! I co? Co z tego miałem? Ty i Snape traktowaliście mnie jak popychadło! Czarny Pan nawet nie chciał mnie awansować do wewnętrznego kręgu! Nie miałem nawet prawa dostać niewolnicy, chociaż dbałem o to, by nic im się nie stało w czasie akcji porwania! Marudziłeś, że nie chcesz u siebie Granger! Narzekałeś, że to niszczy twoją prywatność, ale gdy tylko poprosiłem byś mi ją oddał, to prawie mnie przekląłeś! Już wtedy powinienem się dowiedzieć co kombinujesz… ale koniec tego! Dziś nadszedł dzień zapłaty! Ja dostanę Hermionę, a ty trafisz tam gdzie twoje miejsce! Zaraz obok twojego ojca w piekle! - Orion wyglądał jak prawdziwy szaleniec, gotowy do dokończenia swego okrutnego dzieła.
Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Hermiona krzyknęła głośno, Draco wyskoczył do przodu, by przyjąć na siebie siłę ewentualnego zaklęcia, a gdzieś z tyłu błysnęło jasne, mocne światło i sprawiło, że Orion poleciał do przodu z taką siłą, że upuścił różdżkę. Dopiero po chwili Hermiona zorientowała się, że to Robak zaatakował za pomocą swej magii. Orion wyglądał na mocno oszołomionego, ale Draco doskoczył do niego i odebrał mu wszystkie różdżki. Zaraz potem związał kuzyna za pomocą zaklęcia.
Hermiona odetchnęła naprawdę głęboko, szczęśliwa, że znów im się udało… Nim się spostrzegła, poczuła jak oplata ja para opiekuńczych ramion, a w jej sercu znów budzi się to dziwne ciepło. Uwielbiała być w jego ramionach, bo to było jej ulubione miejsce na ziemi…
– Tak się o ciebie bałem… gdyby on… nawet nie chce myśleć. Jestem idiotą, że cię tu zabrałem, nawet nie sprawdzając barier. Przepraszam – Draco wyglądał na naprawdę poruszonego.
– To nic. Cieszę się, że mi pokazałeś swój dom. Jest piękny – Hermiona uniosła głowę i uśmiechnęła się do niego ciepło.
– To twój dom.
– Co? – zdziwiła się słysząc jego słowa.
– Jest twój. Przyprowadziłem cię tu, bo chciałem ci to powiedzieć. Daję ci go…
– Nie rozumiem… - Hermiona odsunęła się od niego, czując dziwne obawy. Dlaczego oddaje jej na własność to miejsce? Czyżby gdzieś się wybierał? Czyżby miał zamiar ją zostawić?
– Chcę, byś się tu ukryła jeśli… jeśli coś by się nie udało.
– Niby co ma się nie udać? – zapytała, odchodząc od niego i zakładając ręce na piersi, jednocześnie usiłując nie nadepnąć na nieprzytomnego Oriona.
– Hermiona, trwa wojna… nie wiadomo jak to się skończy, być może ja…
– Nie! Nie mów tego, nie chce słuchać!
– Skarbie, spójrz na mnie – poprosił, podchodząc do niej i odwracając jej twarzą do siebie..
– Nie wyobrażam sobie, że coś… że ty… - Hermiona mimo tego, że chciała być dzielna, czuła jak głos jej się łamie. Sama myśl o tym, że mogłaby go stracić była dla niej zbyt przerażająca.
– Jeśli coś mi się stanie, obiecaj, że ty ułożysz sobie jakoś życie. Jeśli jasna strona zwycięży, dostaniesz cały mój majątek. Wykorzystaj go i znajdź swoje szczęście…
– Przestań! Nie mogłabym, nie tak, nie bez ciebie… - zaszlochała.
– Cii… nie płacz proszę - Draco przytulił ją do siebie.
– To nie mów o tym…
– Herm, po to cię tu przywiozłem. Chcę byś wiedziała, że cokolwiek by się nie stało ja zrobię wszystko, byś ty była bezpieczna, bo ja…
– Nie! A co jeśli mi się coś stanie? Kto zagwarantuje mi, że wtedy ty będziesz bezpieczny – zdenerwowała się dziewczyna.
Draco uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.
– To niemożliwe, nigdy bym do tego nie dopuścił. Mam kilka planów awaryjnych. Jeśli Śmierciożercy nas pokonają, wtedy ty dotrzesz tu bezpiecznie, a Snape ma zagwarantować bezpieczeństwo twojej mamy. Ma odpowiednie instrukcje…
– Dość! Ani słowa więcej. Wszystko będzie dobrze! Przeżyjemy i… - W tym momencie się zawahała. Bo niby co wtedy? Przecież nie wiedziała czy on wiąże z nią jakieś wspólne plany. Jak na razie mówił tylko o rozstaniu.
– Jeśli nam się uda. Jeśli oboje przeżyjemy to przysięgam, że sam dopilnuje tego, byś była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie – Draco znów przysunął ją do siebie, by móc ją pocałować, a Hermiona z przyjemnością mu na to pozwoliła.
– Drugi powód już znasz, teraz wyjawię ci trzeci… Wysłuchaj mnie proszę i nie przerywaj, już tyle raz chciałem to powiedzieć… - Draco spojrzał jej głęboko w oczy, a Hermiona wstrzymała oddech. Czy to teraz wreszcie padną te dwa magiczne słowa?
Wtem do pokoju wpadła jasna smuga światła, która po chwili zmaterializowała się w kształt zająca.
– To Patronus! – krzyknęła Hermiona.
– Cholera jasna! Znowu! – zaklął Draco, wkurzony, że znów im przerwano, jednak usiłował skupić swą uwagę na wysłuchaniu wiadomości.
„Śmierciożercy przygotowują się do wyruszenia na Hogwart. Najdalej za godzinę rozpocznie się cała akcja…” – usłyszeli gruby, tubalny głos Goyla.
– O Merlinie! I co teraz? – Hermiona naprawdę się przeraziła.
– Zaraz wyruszamy! Robaku! – zawołał skrzata - Zostań tu i pilnuj więźnia, najlepiej by nie odzyskał przytomności. Jeśli nie wrócę możesz go… - Draco spojrzał na kuzyna i zawahał się przez sekundę – Wiesz, co zrobić… - zakończył nieco ochrypłym głosem.
– Tak panie - skrzat pokłonił się nisko.
– Chodźmy – Draco złapał Hermionę za dłoń i pociągnął ją w stronę wyjścia. W biegu podał jej różdżki jej i Oriona.
– Po co mi jego różdżka? – zdziwiła się.
– Na wszelki wypadek. Ja sobie poradzę…
– Dokąd się teleportujemy? – zapytała, usiłując dotrzymać mu tempa.
– Prosto do Hogwartu. Snape zdjął bariery ochronne w swoich starych komnatach, tam nas nie zauważą. Pamiętaj, że ty, Potter i Weasley musicie dotrzeć do kamienia Virtutes przed Śmierciożercami.
– Tak wiem, znam te plany na pamięć, ale może lepiej ty chodź z nami… Nie możesz iść na pierwszy front, jeszcze nie jesteś w pełni zdrowy!
Draco zatrzymał się w miejscu, gdzie zaczynało się miejsce, z którego mogli się teleportować.
– Każdy z nas ma swoją misję. To nasz przeznaczenie, skarbie – Draco pochylił się i pocałował ją w czoło.
Gorzki szloch wyrwał się z jej gardła, gdyż była świadoma tego, że to być może ich ostatnie chwile razem.
– Nie płacz. Chcę pamiętać twój uśmiech, a nie łzy… Chcę pamiętać dobre chwile, to wszystko co mi dałaś. Jeśli los mi będzie sprzyjał, jeszcze kiedyś to zobaczę.
– Zobaczysz. Wszystko dobrze się skończy – zapewniała go, próbując powstrzymać łzy, które nie chciały przestać płynąc.
– Cokolwiek się nie stanie, pamiętaj o tym, że największym szczęściem i zaszczytem w całym moim marnym życiu było to, że mogłem cię kochać…Kocham cię Hermino Granger. Kocham najbardziej na świecie… - wyszeptał, patrząc jej prosto w oczy.
– Ja ciebie też – wyznała mu, zaraz potem wpijając się w jego usta, by móc wyrazić siłę tego uczucia.
Nie było więcej czasu do stracenia. Tuląc się do siebie z całej siły, wspólnie się aportowali ku przeznaczeniu…
⚡⚡⚡
Plan działania był prosty. Prosty, a jednocześnie bardzo niebezpieczny. Dokonać czegoś takiego pod samym nosem Voldemorta nie było łatwo, ale on podołał. Wystarczyło kilka zimnych spojrzeń i krótkich poleceń, a Śmierciożercy, drżący ze strachu na widok nowego generała schodzili mu posłusznie z drogi. I tym sposobem Gregory Goyle bez żadnych przeszkód dotarł do dawnych komnat Severusa Snape, który to poinstruował go jak otworzyć tajne przejście ukryte za jednym z regałów z eliksirami. I choć obawiał się bardzo, że Czarny Pan mógł przewidzieć, że ktoś zakradnie się do pokojów byłego mistrza eliksirów to i tak zaryzykował. To była wojna. Walka w imię większego dobra. Dla niego dobro miało tylko jeden obraz – jej. Jej uśmiechu, dobroci i tych iskierek radości w jej oczach… a teraz jeszcze szybko rosnącego w niej nowego życia. Jego dziecka, jego syna. To było dobro w najczystszej postaci i on musiał zadbać o to, by przetrwało.
⚡⚡⚡
Nadeszła godzina zero. Wszystko było gotowe. Sygnał od Goyla przybył akurat w momencie, gdy Albus, Remus, Artur i Severus przeglądali mapę Hogwartu. Kamień Virtutes był ukryty w Komnacie Tajemnicy – nikt z nich nie miał co do tego wątpliwości. Pytanie tylko o to kto i jak miał pokonać trzy punkty straży Śmierciożerców, a potem jeszcze zabrać kamień i bez przeszkód dostarczyć go do Snape'a i Dumbledora, którzy byli w stanie zamknąć jego moc na tyle długo, by Voldemort nie mógł wkrótce przejąć. Wybór okazał się prosty… Mała, sprawna grupa, która już z niejednej misji wyszła zwycięsko. Wybraniec, którego przeznaczeniem było pokonanie Czarnego Pana, najinteligentniejsza czarownica młodego pokolenia, waleczny syn rodu czystej krwi… (choć Draco, Snape i jeszcze kilka innych osób, dość mocno się skrzywiło, gdy w czasie planowania misji Dumbledore właśnie tak określił Weasleya). Nie wiadomo było jednak czemu dyrektor upierał się, by do tej czwórki dołączył Neville Longbottom. Choć był on równie dzielny jak pozostali, to jego ewidentny pech w różnych sytuacjach sprawiał, że był on towarzyszem nie tyle co użytecznym co wręcz niebezpiecznym dla powodzenia ich misji. Nikt jednak nie kwestionował decyzji Dumbledore'a i tak wszyscy mieszkańcy zdolni do walki zostali przeniesieni za pomocą zaklęcia do starych komnat nauczyciela eliksirów, w lochach Hogwartu, w którym kilkudziesięciu Śmierciożerców strzegło dostępu do Kamienia Virtutes. Reszta Armii Walpurgii stała już u bram. Czas rozpoczynać decydujące starcie tej wojny. Pora rozstrzygnięcia. Bitwa ostateczna.
⚡⚡⚡
Hermiona wiedziała, że nim staną przed resztą towarzystwa, będzie musiała odsunąć się od ukochanego. Przez ostatnie kilka dni sytuacja pomiędzy Ronem, a Draconem była na tyle napięta, że nie chciała ryzykować, iż rudzielec rzuci się na nich, jak tylko ich zobaczy. Draco widać pomyślał o tym samym, bo poczuła jak odsuwa się od niej, gdy tylko wylądowali w małym, prywatnym laboratorium nietoperza. Wiedzieli, że muszą stąd przejść do jego salonu, by to tam podzielić się na grupy i z godnie z planem wyruszyć na swoje misje.
Hermiona dopiero teraz zaczęła myśleć o tym w jak fatalnym się znalazła położeniu. Przez wizytę w domu Dracona nie zdążyła pożegnać się ze swoją mamą. A co jeśli już nigdy jej nie zobaczy? Czy mama jej to wybaczy? Nie zabrała również swojej cennej torebki z koralikami, w której przechowywała cały zapas różnych mikstur i gadżetów, które mogły im się przydać w trakcie odbijania kamienia z rąk Śmierciożerców. Teraz jednak nie było czasu na powrót do Białego Feniksa. Wiedziała, że wszyscy na nich czekają, a misja jej i chłopaków była priorytetowa. Reszta Zakonu miała zapewnić im bezpieczeństwo do czasu odnalezienia i przejęcia kamienia. Tylko to mogło sprawić, że będą mieli jakąkolwiek szanse na zwycięstwo nad Czarnym Panem i jego siłami.
Draco mocno trzymał jej dłoń, gdy razem przeszli do większego pokoju, gdzie zebrani byli już wszyscy gotowi do walki. Hermiona nigdy wcześniej nie była w prywatnych komnatach Severusa w Hogwarcie, ale przypuszczała, że pokój musiał zostać powiększony za sprawą specjalnego zaklęcia, by wszyscy mogli się zmieścić. Naprawdę robienie czegoś takiego tuż pod nosem Czarnego Pana wymagało odwagi. Brawo dla Grega, że się tego podjął.
Gdy tylko weszli do pokoju, wielu zgromadzonych odwróciło się w ich stronę. Niektórzy uśmiechali się pocieszająco, inni patrzyli na nich przerażeni powagą całej sytuacji, jeszcze inny wpatrywali się w jakiś nieokreślony punkt, najwyraźniej rozmyślając o tym co ich czeka. Hermiona poczuła jak Draco mocniej ściska jej dłoń, najwyraźniej po to, by dodać jej otuchy i prowadzi ją w stronę głównego punktu komnaty. Niewielkiego stolika i zgromadzonych przy nim przywódców Zakonu. Artur, Remus i Molly Weasley stali razem szepcząc o czym cicho. Albus i Severus wciąż studiowali mapy Hogwartu próbując znaleźć najlepszą i najszybszą drogę do Komnaty Tajemnic, natomiast Harry, Ron i Neville sprawiali wrażenie pogrążonych we swych myślach.
– Jesteście moi drodzy. To dobrze, to dobrze… - wymruczał Dumbledore ledwie zerkając w ich stronę.
– Widzisz! Mówiłem ci, że nie uciekli! – odezwał się Neville. Hermiona nie musiała nawet spoglądać w ich stronę, by wiedzieć, że mówi to do Rona. Nic dziwnego, ze Rudzielec w ich spóźnieniu doszukiwał się najgorszego. Przecież nic, nigdy nie zmieni jego zdania o Draconie…
– Skoro jesteśmy wszyscy, to czas ruszać. Według Goyla, Czarny Pan przybędzie już za chwile i na pewno od razu spróbuje przejąć moc kamienia – wtrącił Snape.
– Masz ten eliksir? Na pewno zadziała? – zapytał go Draco, a wszyscy zgromadzeni przy stole spojrzeli na niego zdziwieni.
– Zadziała. Powinno go wystarczyć dla wszystkich – oznajmił im Snape, po czym wyjął z kieszeni niewielki pęk kluczy, który położył na stole i swoją różdżkę. Machnął nią krótko, a na stole pojawił się karto z równo ułożonymi, wypełnionymi żółtym płynem fiolkami.
– Co to jest? – zdziwił się Ron.
– To eliksir Petrificus Totalus – wypaliła Hermiona, podekscytowana tym co widzi.
– Zgadza się. To eliksir, który paraliżuje ofiarę – potwierdził Severus – Ten jednak jest nieco zmodyfikowany. Zwykły eliksir działa dopiero, gdy ofiara go wypije. Ten sparaliżuje waszego przeciwnika jeśli tylko go nim skropicie. Jedna fiolka to pięć porcji…
– To jest genialne! Jak się panu udało to osiągnąć? – podekscytowała się Hermiona.
– Nie teraz panno Granger. Pora wyruszać. Pierwsza grupa pójdzie do głównego holu i tam obezwładni pierwszy patrol – Dumbledore machnął różdżką za jednym zamachem zwijając mapy. Artur, Molly, Remus, Tonks i bracia Weasley skinęli posłusznie głowami, odebrali od Snapea fiolki i zaraz wyszli z pokoju.
– Dalej Pucey. Zaraz potem kolej na nas – odezwał się Draco.
– Jak za dawnych lat, co nie? – zażartował Adrian podchodząc do nich z dwiema miotłami.
– Ale po co to? – zdziwiła się Hermiona.
– Wymyśliliśmy to ze Smokiem wczoraj wieczorem. Przelecimy nad bramą Hogwartu i oblejemy kilku Śmierciożerców miksturą Severusa – wyjaśnił jej Adrian z szerokim uśmiechem.
– Przecież to niebezpieczne! Oni będą do was strzelać jak do kaczek! – panikowała.
– Herm… tutaj nie ma bezpiecznych misji. Damy sobie radę… - próbował uspokoić ją Draco.
– Nie! To okropne! Nie możecie!
– Spokojnie. Wszystko będzie dobrze – Draco mocniej ścisnął jej dłoń i odwrócił tak, by spojrzała mu w oczy.
Tak bardzo chciała wierzyć, ze ma rację. Tak bardzo chciał w tej chwili odnaleźć w jego spojrzeniu coś, jakąś obietnicę, która da jej gwarancję, że jeszcze go zobaczy… Ale on nie mógł jej tego dać. Wiedziała o tym doskonale. Tak jak nie mógł jej obiecać, że jeszcze się zobaczą, gdy pomagał jej uciec z niewoli, tak teraz nie mógł jej obiecać, że wszystko będzie dobrze. Jednak wiedziała, że on chciał w to wierzyć. Skoro zdobył się na to, by powiedzieć jej te dwa magiczne słowa, to znaczyło, że naprawdę chciał do niej wrócić. A ona do niego…
Ta ich niema rozmowa nie mogła trwać długo. Czas naglił i nie mogli tak po prostu stać tutaj i patrzeć sobie głęboko w oczy.
– Mam dla was silniejsze dawki. Powinny działać dłużej niż pozostałe – Snape wyjął z kieszeni szaty kolejne dwa klucze i szybko przetransmitował je w nieco większe od pozostałych fiolki.
– Damy radę profesorku – zaśmiał się Adrian odbierając jedna z nich.
Draco niechętnie puścił dłoń Hermiony i podszedł do Severusa. Mężczyźni spojrzeli na siebie krótko i uśmiechnęli się do siebie. Hermiona pierwszy raz widziała taki wyraz twarzy u byłego profesora eliksirów.
– Dzięki. Za wszystko. A zwłaszcza z pozbycie się tego chorego psychola, mojego ojca… - Draco wyciągnął dłoń, a Snape mocno ją uścisnął.
– Wiedziałem, że się domyślisz. Zresztą… byłem to winny twojej matce.
Draco znów się uśmiechnął i skinął głową, a Snape puścił jego dłoń i szybko odwrócił się w stronę fiolek, by rozdzielić je wśród pozostałych. Pewnie nie chciał, by ktoś dostrzegł w jego twardym zwykle obliczu, jakiekolwiek oznaki słabości… Kolejne osoby odbierały swoje fiolki, żegnały się z pozostałymi krótkim „do zobaczenia” lub tylko skinieniem głowy i w grupach po dwie, trzy osoby wyruszali w bój.
– Dziękuje ci Draconie. Narcyza pewnie byłaby z ciebie dumna – Dumbledore również uścisnął dłoń blondyna, a Draco skinął mu głową w ramach podziękowań, po czym ku zdziwieniu wszystkich odwrócił się w stronę Harry’ego. Potter pierwszy wyciągnął do niego dłoń.
– Nic jej nie będzie…
– Wiem… i dziękuję. W razie czego pamiętasz o co prosiłem?
– A ty o co ja? – Harry uśmiechnął się lekko.
– Masz to jak w banku Potter.
– Powodzenia Malfoy. Może wreszcie pokażesz nam, że umiesz latać na miotle?
W odpowiedzi na ten żart Draco również się uśmiechnął i odwrócił się w stronę Hermiony.
Dziewczyna poczuła jak coś mocno ściska ją w gardle, a niechciane łzy napływają jej do oczu. Wiedziała, że w pokoju jest jeszcze wiele osób, które chętnie przyglądają się tej scenie, dlatego naprawdę nie chciała się rozpłakać…
– Do zobaczenia – Draco pochylił się i delikatnie cmoknął ją w czoło.
– Już wkrótce… - wyszeptał, opierając głowę o jego ramię i wtulając się w niego być może po raz ostatni.
– Musicie już ruszać – wtrącił Dumbledore.
Draco odsunął się od Hermiony i posłusznie skinął głową. Zaraz potem Adrian podał mu jego miotłę i dwaj mężczyźni ramię w ramię ruszyli w stronę wyjścia. Hermiona nawet za nimi nie spojrzała, bała się, że jeśli to zrobi to coś w niej pęknie i pobiegnie za nim, by go zatrzymać…
– Znacie wszystkie tajne przejścia w zamku. Po drodze czekają na was trzy patrole Śmierciożerców i pewnie jakaś pułapka przy samym kamieniu – zaczął im tłumaczyć Dumbledore.
– Wiemy o tym panie profesorze. Znamy te plany na pamięć – zapewnił go Harry.
– Doskoanale. Nikt inny, tylko wy jesteście zdolni do powstrzymania tego, co chce zrobić Tom.
– O tym też już wiemy – zamarudził Ron, wyraźnie się niecierpliwiąc.
– Wasze eliksiry – Snape podał z każdemu z nich po fiolce.
– Panie profesorze, czy z moją mamą wszystko w porządku? – zapytała go Hermiona.
– W jak najlepszy. O wszystko zadbaliśmy. Jest z nią panną Lovegood i dawna niewolnica Carrowa. W razie niepowodzenia mają instrukcje co dalej – wyjaśnił jej Snape, choć Hermiona miała dziwne wrażenie, że to pytanie nieco go spięło. Czyżby on też się tak bardzo martwił?
– Ja… dziękuję…
– Proszę już iść, panno Granger. Najwyższa pora – Snape skłonił się lekko i wrócił do rozdzielania eliksirów, a Dumbledore uścisnął na pożegnanie dłonie Nevilla, Rona i Harry’ego. Na końcu podszedł do niej.
– Proszę się nie martwić, panno Granger. Miłość to nieśmiertelna siła…
– Dziękuje panie profesorze – Hermiona mocno uścisnęła jego dłoń, po czym odwróciła się w stronę chłopaków. Po ich twarzach widziała, że są gotowi do działania.
⚡⚡⚡
Razem wyszli z pokoju na cichy i ciemny korytarz. Gdzieś wysoko nad nimi rozgrywało się pierwsze starcie, a reszta członków Zakonu Feniksa lada chwila miała stawić się na polu walki. Wielka bitwa, od tak dawna trwającej wojny…
– Ruszmy się, bo zaraz może się tu zwalić całe stado Śmierciożerców – zarządził Harry.
– Moment. To chyba jest twoje… - Ron zwrócił się do Hermiony, po czym szybko wyjął z kieszeni jej magicznie pomniejszoną torebkę – Znalazłem ją na blacie w kuchni.
– Ron! To wspaniale! Dziękuje ci bardzo! – ucieszyła się, a Rudzielec uśmiechnął się rozpromieniony. To była ich pierwsza wymiana zdań od pamiętnej kłótni w kuchni, ale dała mu nadzieję, że być może jeszcze kiedyś się pogodzą.
– Ruszajmy! – zawołał Neville i pierwszy puścił się biegiem w stronę wyjścia z lochów. Pozostali szybko ruszyli za nim. Czas naglił, a droga do kamienia była długa i usłana przeszkodami…
⚡⚡⚡
Gdy wbiegli do hallu przed Wielką Salą o dziwo nie było tam nikogo poza dwoma sparaliżowanymi i związanymi ze sobą Śmierciożercami. Ten widok bardzo ich ucieszył, znaczyło to bowiem, że pierwsza grupa wygrała potyczkę. Niestety nie mieli nawet czasu, by zerknąć przez wrota na to co dzieje się na błoniach, gdyż musieli jak najszybciej dotrzeć do łazienki na pierwszym piętrze, której to strzegli Śmierciożercy.
– Szybko, schowajmy się pod pelerynę, będzie element zaskoczenia – zaproponował Harry, wyjmując swój magiczny płaszcz. Było bardzo trudno zmieści im się pod nim we czterech, ale nie mieli innego wyboru. Wiedzieli, że patrol stojący przy łazience będzie najmniej groźny. Najgorszy będzie ten przy samej Komnacie…
– Co tam się dzieje? Może trzeba iść zobaczyć? – zapytał jeden ze Śmierciożerców stojących pod drzwiami toalety.
– Nigdzie się stąd nie ruszamy! Rozkaz to rozkaz! – odparł drugi, nerwowo rozglądając się po korytarzu.
Hermiona wyjęła swoją różdżkę i dyskretnie wyjęła ją z pod peleryny.
– Tam! Tam coś jest! – zawołał młodszy z mężczyzn, z przestrachem sięgając za pazuchę. Nim jednak zdarzył wyjąć różdżkę, dziewczyna sprawnie oszołomiła i jego i jego kolegę.
– To było proste! - ucieszył się Neville wychodząc z pod peleryny.
– Oby dalej poszło równie dobrze – odezwał się Harry.
– Drugi punkt straży jest w środku przy zejściu do Komnaty. Najlepiej będzie jeśli ich wywabimy na zewnątrz i tu obezwładnimy – zaproponowała Hermiona.
– Dobrze. Detonatory pozorujące powinny załatwić sprawę – Ron sięgnął do kieszeni i wyją kilka niewielkich przedmiotów w kształcie klaksonów.
– Oni nie wyjdą. Myślę, że mają rozkaz nie ruszać się z miejsca choćby nie wiem co. Inaczej już teraz wyszliby na zewnątrz, przecież już słychać odgłosy walki – stwierdził Harry.
– Masz rację – zgodził się Neville – Co teraz zrobimy?
– Peruwiański proszek natychmiastowej ciemności! Wrzućmy go do środka, a na pewno wybiegną na zewnątrz. Musimy być w gotowości – Hermiona szybko otwarła swoją torebkę.
– Ale jeśli wybiegną to dym pojawi się też tutaj, nic nie zobaczymy – zmartwił się Harry.
– Niekoniecznie skoro mamy to – wyjęła z torebki wyschniętą, pomarszczoną dłoń, w która wetknięta była świeca.
– Ręka Glorii! Świeci tylko temu, kto ją trzyma! Skąd ją masz? – zdziwił się Neville.
– Jak to skąd, przecież należała do Malfoya, tatuś mu kupił, by mógł wprowadzić Śmierciożerców do Hogwartu jak byliśmy w szóstej klasie – zakpił z pogardą Ron.
– Teraz jednak był tak miły i nam ją pożyczył – uciszył go Harry.
– Dalej, złapcie się jej – poprosiła Hermiona, trzymając różdżkę w pogotowiu. Ron i Neville posłusznie dotknęli ręki Glorii, a Harry podszedł do drzwi toalety i szybkim ruchem wrzucił za nie całą garść Peruwiańskiego Prochu Natychmiastowej Ciemności.
Nie minęła nawet minuta, gdy trzech prychających i kaszlących mężczyzn wybiegło za drzwi łazienki Jęczącej Marty. Hermiona i chłopcy trzymali wspólnie świecącą dłoń i bez żadnych przeszkód spetryfikowali niczego nie spodziewających się Śmierciożerców.
– To było jeszcze prostsze. Kogo ten Voldemort wybiera na do tych straży? Przecież oni są beznadziejni – Ron z pogardą kopnął jednego ze oszołomionych i związanych mężczyzn.
– Czarny Pan sądził, że nie odważymy się przejąć mocy kamienia. Przynajmniej, że nie będziemy na to gotowi tak szybko – stwierdziła Hermiona.
– Ruszajmy dalej – zdecydował Harry, pierwszy wchodząc do łazienki.
– Musimy otworzyć przejście – odezwał się Ron, podchodząc do jednej z umywalek.
– Zaraz sobie z tym poradzę – Harry spojrzał na kran ozdobiony postacią węża, a po chwili wydał z siebie dziwny syk. Przejście się otworzyło.
⚡⚡⚡
Hermiona najpierw rzuciła zaklęcie sprawdzające, czy po drodze na dół nie czekają na nich żadne magiczne pułapki. Dopiero później po kolei zsunęli się w dół ku Komnacie Tajemnic. Harry poszedł pierwszy, zaraz po nim do środka wskoczył Ron. Neville natomiast zaproponował Hermionie, by ruszyła jako kolejna. Zjazd na dół trwa krótko za to przywitanie na dole było co najmniej zaskakujące. Nim Hermiona zdążyła dobrze wylądować prosto w jej nos została wycelowana różdżka szeroko uśmiechniętego Notta, a zaraz potem została rozbrojona za pomocą krótkiego zaklęcia.
– Wreszcie znów się spotkamy, smakowita szlamo… Czekałem na tę chwilę.
Hermiona szybko rozejrzała się dookoła. Zabini trzymał w uścisku Rona, wbijając różdżkę w jego gardło, natomiast Harry stał oko w oko z różdżką Wiktora Kruma.
Na jego widok Hermiona dosłownie zagotowała się ze wściekłości. Cała ta trójka zasługiwała na śmierć w męczarniach, ale Krum szczególnie. Poprzysięgła mu zemstę i dziś je dokona…
– Co zrobimy z tą małą grupą nieudaczników? – zapytał Zabini, wbijając mocniej końcówkę różdżki w gardło Weasleya.
– Jak to co? Oddamy ich w ręce naszego pana. Najpierw jednak trochę się zabawimy! – Nott roześmiał się lubieżnie i złapał za jeden z kosmyków włosów Hermiony. Dziewczyna wzdrygnęła się z obrzydzenia.
– Zostaw ją, ty chory psycholu! – wrzasnął Ron, ale Zabini szybko go uciszył mocnym ciosem w głowę, tak, że Rudzielec upadł na kolana.
Hermiona gorączkowo próbowała wymyślić jakiś plan, który wyciągnąłby ich z tego bagna, ale wiedziała, że to może być bardzo trudne. Nie mieli różdżek, a Śmierciożercy na pewno ich spetryfikują jeśli któreś spróbowałoby sięgnąć po swój eliksir paraliżujący. Jednak nagle w jej sercu zakwitła nadzieja. Przecież Neville powinien się już pojawić na dole i podzielić ich los. Być może zawczasu zauważył co się dzieje i zatrzymał się na skraju tunelu. Hermiona z nadzieją spojrzała w tamtą stronę i wyraźnie wyczuła, że ktoś tam jest i patrzy w ich stronę. Szybko odwróciła wzrok próbując ukryć falę radości jaka zalała jej serce.
– Szkoda, że Malfoy nie dowie się co z tobą zrobię – zaśmiał się Nott.
– Nie waż się jej dotknąć! – wrzasnął Harry.
– Zamknij się Głupotter, bo za chwilę i tak przejdziesz do historii, gdy nasz Pan cię dorwie w swoje ręce…
Hermiona ,wykorzystując fakt, że Nott odwrócił się w stronę Harrye’go, znów spojrzała na wyjście z tunelu. Zaraz później podniosła wzrok na wiszące tuż nad głową Kruma stalaktyty. Miała nadzieję, że Neville zrozumie jej aluzje.
– Szybko z nią skończę i możemy wołać naszego Lorda – Nott zaczął powoli zbliżać się do Hermiony. Dziewczyna wstrzymała oddech i wtedy nastąpił wielki łoskot, a skały i ich odłamki posypały się prosto na głowę Kruma. Harry zdążył odskoczyć do przodu, a Hermiona szybkim ruchem wydobyła z kieszeni fiolkę z eliksirem i chlusnęła sporą jego porcją prosto w twarz zaskoczonego całym obrotem sytuacji Notta.
Neville sprawnie wyskoczył z tunelu i szybko spetryfikował Zabiniego, a Ron odebrał mu swoją różdżkę i szybko związał Śmierciożerce.
– Neville jesteś genialny! – zawołała uradowana Hermiona, odbierając swoją różdżkę z rąk sparaliżowanego Notta.
– Musimy odebrać moją różdżkę od Kruma – Harry spojrzał na stertę kamieni, która pogrzebała Śmierciożercę.
– Przywołam ją – zaproponowała Hermiona, lecz nim zdążyła to zrobić kamienie zaczęły się rozsypywać, a Krum powoli wygrzebywać z pod ich ciężaru.
Oczy Hermiony pokryła czerwona mgiełka, a ona sama poczuła, że to właśnie ta chwila. Brudny, słaby i ranny Wiktor był doskonałym celem. Jedno machnięcie różdżką i dostanie to, czego chce…
Była na to gotowa. Marzyła o tym. Przecież poprzysięgła, że tego dokona. Dlaczego więc teraz zwlekała? Dlaczego nie potrafiła wypowiedzieć tych dwóch krótkich słów i zakończyć tę sprawę?
Uniosła swoją różdżkę i wycelowała ją w Bułgara, który widząc jej postawę przestał wygrzebywać się z gruzowiska.
– No dalej Hermiona, spetyfikuj go! – zawołał Ron.
– Nie. On zasługuje na coś innego – odpowiedziała cicho.
– Ermionina, ja nie wiedział. Ja chciał pomóc. Ja być po waszej stronie – zaczął błagać Krum.
– Zamknij się śmieciu! Wiedziałeś kim on był! Wiedziałeś, że to mój ojciec! – krzyknęła trzęsąc się z nerwów. Czuła, że jest gotowa, by go zabić, jednak coś wciąż jej na to nie pozwalało. Jakaś jedna myśl. Widziała wyraźnie, jak mężczyzna trzęsie się przed nią ze strachu. Mimo to nie opuściła różdżki. Była przekonana, że jeśli nie zrobi tego teraz, to druga okazja może się nie powtórzyć…
Nagle jednak poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że to Harry.
– Odpuść Miona. On i tak już jest martwy. Dementorzy się nim zajmą…
– Zasługuje na śmierć – wyszeptała z goryczą.
– Wiem, ale pamiętaj, że taka zbrodnia rozrywa duszę. Nie chcesz tego. Masz przed sobą przyszłość… nie pozwól, by to ją zaprzepaściło.
Brązowowłosa wiedziała, że Harry ma rację, jednak dopiero po chwilę opuściła różdżkę. Nie mogła zabić Kruma, bo w ten sposób zawiodłaby nie tylko siebie, ale i jego… Dracona. On chciał dla niej wszystkiego co najlepsze. Nie mogła go zawieźć i stać się morderczynią.
Potter machnął różdżką i Krum padł spetyfikowany na stertę kamieni, z której się do końca nie wygrzebał.
– Zwiążcie go z innymi i ruszamy. Kamień powinien być tuż za tym przejściem – Harry wskazał na śluzę ozdobioną symbolami węży.
– Wszystko w porządku? – zapytał Ron, gdy razem z Hermioną ruszyli w stronę przejścia.
Dziewczyna w odpowiedzi skinęła tylko głową, wciąż oszołomiona z powodu tego co się przed chwilą stało.
⚡⚡⚡
Harry bez problemów otworzył kolejne przejście i cała czwórka razem wkroczyła w progi Komnaty Tajemnic. Tuż na jej środku stał niewielki postument, a na nim leżał okrągły kamień mieniący się na zmianę barwami czerwieni, granatu, złota i zieleni. Dookoła niego stały cztery inne postymenty, a na każdym z nich znajdował się zwinięty w rulon pergamin. Hermiona ostrożnie podeszła do pierwszego i sięgnęła po wiadomość. Na pieczęci zamykającej widniał symbol Kruka.
– Są cztery – zauważył Ron.
– Po jednej dla każdego – mruknęła Hermiona.
– Dla każdego? Dla mnie też? A co jeśli tam jest jakieś pytanie, albo zadanie? Ja nie dam rady! – panikował Neville.
– Spokojnie. Poradzimy sobie – pocieszył go Harry i podszedł do drugiego piedestału, by zabrać pergamin. Nim jednak sięgnął po niego coś sprawiło, że odskoczył niczym oparzony.
– Co się stało? Dlaczego nie mogę go wziąć? – zapytał zdziwiony.
– Jaki widnieje na nim znak? – spytała Hermiona.
– Borsuk. To pieczęć Hufflepuff – odpowiedział Potter.
– To dlatego. Tego pergaminu może dotknąć tylko Puchon – wyjaśniła.
– Puchon? Skąd mu do cholery wytrzaśniemy tu teraz Puchona? – zdenerwował się Ron.
– Przecież Hermiona mogła dotknąć pergaminu, który ma pieczęć Ravenclaw – zauważył Harry.
– To dlatego, że Tiara rozważała umieszczenie mnie w tym domu. Widać nie chodzi tu o samą przynależność, tylko o posiadanie cech, które cenił założyciel danego domu… - wydedukowała.
– To znaczy, że ja chyba będę mógł dotknąć pergaminu Slytherinu… - wywnioskował Potter.
– Mnie tiara od razu wysłał do Gryffindoru – przyznał Ron.
– Więc to twój pergamin. A ty Neville?
– Nie wiele brakowało bym został Puchonem. Teraz już wiem, czemu profesor Dumbledore tak bardzo chciał bym poszedł z wami… - Longbottom z powątpiewaniem patrzył na pergamin z pieczęcią Borsuka.
– Poradzisz sobie. Skoro Tiara uznała, ze masz cechy pasujące do Puchona, tylko ty możesz pomóc nam przejąć kamień.
– Naprawdę myślisz, że jak otworzymy te pergaminy to wtedy dostaniemy kamień? – zapytał ją Ron.
– Zaraz się przekonamy. Hermiona postanowiła nie zwlekać dłużej, tylko złamała pieczęć na pergaminie. Dziwne światło wydobyło się z jej środka i szybko otoczyło ją dookoła. Zauważyła, że Harry i Ron coś do niej krzyczą, ale nie słyszała ani słowa. Odetchnęła głęboko i rozwinęła pergamin.
⚡⚡⚡
Zielone światło mignęło o kilka cali od jego głowy. Zrobił szybki unik, a siła wiatru potargała jego ubranie i włosy. Kolejne zaklęcie przemknęło tuż obok, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Wiele razy umykał śmierci dosłownie o włos. Czy dlatego, że miał szczęście? Czy może dlatego, że po prostu był świetny w tym co robił? Sam nie wiedział. Teraz zresztą nie było to ważne. Wóz albo przewóz. Życie albo śmierć. Walka trwała i on wytrwale walczył. Spojrzał na trzymaną w dłoni szklaną fiolkę. Zużył już prawie cały zapas eliksiru, ale opłacało się. Wielu Śmierciożerców padło spetryfikowanych, gdzieś tam na dole. Niestety wielu nowych wciąż przybywało, a członkowie Zakonu wytrwale walczyli z nimi na błoniach Hogwartu. Wiedział, że musi być bardzo ostrożny. Nie mógł skrzywdzić nikogo niewinnego. Już zbyt wiele razy zmuszony był czynić złe rzeczy w imię większego dobra. Zrobił ostatni nawrót i przechylił fiolkę. Kilku młodych Śmierciożerców padło niczym kłody.
– Dobra nasza stary! - krzyknął Adrian przelatując tuż obok niego.
– Lecimy na wieżę astronomiczną! W zamku bardziej się przydamy! - zdecydował Draco, a Adrian kiwnął głową na znak zgody i poleciał przodem.
Blondyn nie zdążył jednak nawet skierować się w odpowiednią stronę, gdy poczuł siłę zaklęcia, a zaraz potem jego miotła dosłownie eksplodowała.
⚡⚡⚡
Wszystko dookoła oblane było złotą poświatą i sama już nie wiedziała czy nadal znajduje się w Komnacie Tajemnic, czy może jakaś magiczna siła przeniosła ją w zupełnie inne miejsce. W dłoni wciąż trzymała rozwinięty pergamin. Nagle na pożółkłej kartce zaczęły pojawiać się słowa.
„Przed początkiem świata zrodzona
Dla nielicznych przeznaczona
Głupcem ten kto ją odrzuci
Przyszłością bowiem jest dla ludzi
Zwykle ze zmrokiem nadchodzi
Pragnąć jej się zawsze godzi
Próżno jednak żałować
Jeśli od jej braku da się zachować”
⚡⚡⚡
Hermiona dwukrotnie przeczytała ten tekst niezbyt pewna co powinna teraz zrobić? Czy powinna zaryzykować odpowiedź? A co jeśli odpowie źle? Doskonale rozumiała, w jakim położeniu się znalazła. Siedmiu wielkich czarodziejów ukryło cząstkę swojej mocy w kamieniu. Każdy z nich hołdował swoim własnym zasadom i cenił jedne cnoty nad inne. Gryfindor zamykając całą moc w kamieniu dopilnował, by kluczem do ponownego jej zdobycia były cnoty, które cenili założyciele Hogwartu. Pergamin miał pieczęć Roweny Ravenclow więc najpewniej ta zagadka dotyczy jednej z cech, które Ravenclow ceniła nad inne... Jeszcze raz spojrzała na pergamin i zastanowiła się chwile. To nie powinno być trudne. Najprostszą odpowiedzią jaka jej się nasunęła była... wiedza. Wiedza jest tym co Krukoni cenili ponad wszystko. Jednak coś jej mówiło, że nie o to tu chodzi. Wiedza przecież dostępna jest dla wszystkich, a tutaj wyraźnie jest napisane, że „dla nielicznych przeznaczona”. A co z tym wersem o zmroku? To musiała być jakaś przenośnia. Nagle jednak doznała olśnienia. Mądrość! Mądrość była tym co uczniowie Ravenclowu cenili na równi z wiedzą. Mądrość w ich mniemaniu była drogą do posiadania wiedzy. Tak! To oczywiste! „Ze zmrokiem nadchodzi...” musi oznaczać starość! Przecież mawia się, że to starcy są największymi mędrcami. Musiała zaryzykować, bo nic innego w tej chwili nie przychodziło jej do głowy.
– W tej zagadce chodzi o mądrość! - powiedziała głośno i wyraźnie.
⚡⚡⚡
Przez kilka sekund nic się nie działo. Hermiona już zaczęła się martwić. A co jeśli utknęła tu na zawsze bo źle odpowiedziała? Nagle jednak rozległ się cichy syk, a pergamin w jej rękach spłoną granatowym płomieniem. Złota poświata dookoła zawirowała tak gwałtownie, że zakręciło jej się odtego w głowie. Zamknęła oczy, próbując nie upaść, ale już po chwili poczuła parę silnych ramion przytrzymująca ją w pionie.
– Hermiona, wszystko w porządku? - troskliwy głos Harry'ego w pierwszej chwili docierał do niej, jak za ściany. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Otwarła oczy i zobaczyła zmartwione miny Nevilla i Rona.
– Tak, wszystko dobrze. Chyba się udało. Jeśli i wam się uda, będziemy mogli zabrać kamień, a Dumbledore na nowo zamknie jego moc.
– Ale co tam się działo? Ja nie wiem czy dam radę. Nie jestem taki jak wy! Nie wiem wszystkiego... - denerwował się Neville.
– Spokojnie, na pewno wszystko będzie ok – próbował pocieszyć go Harry.
– Na was najpewniej również czekają zagadki. Będą dotyczyły tego co założyciel danego domu cenił najbardziej – tłumaczyła im żarliwie.
– To proste. Slytherin cenił tylko czystą krew – Harry wreszcie puścił Hermionę i podszedł do piedestału, na którym leżał pergamin z pieczęcią węża.
– Ostrożnie Harry, to może nie być, aż tak proste... - ostrzegła go przyjaciółka.
– Poradzę sobie. Zresztą nie ma co tracić czasu – Potter sięgnął po pergamin i gdy tylko jego palce zetknęły się z pożółkłym rulonem od razu zniknął im z oczu.
– Cholera! Co jest? - zdenerwował się Ron, podbiegając w miejsce gdzie przed chwilą stał Harry.
– Przecież ja też zniknęłam...
– Wcale nie! Widzieliśmy cię jak stoisz i czytasz pergamin. Otoczyło cię dziwne światło i chyba nas nie słyszałaś, ale cały czas tu byłaś – wyjaśnił jej Neville.
– O Merlinie! - Hermiona przerażona zakryła usta dłonią.
– Czy to możliwe, by to był... - do Rona również dotarła powaga sytuacji.
– Świstoklik! Czarny Pan musiał go zaczarować! - krzyknęła.
– I co teraz? Co robimy? - pisnął Neville.
– Musimy ratować Harry'ego! - wykrzyknął Ron.
– Ale co z kamieniem? Dumbledore mówił, że musimy go zabrać zanim Czarny Pan to zrobi! - zapytał Neville.
– To nieważne! Harry wpadł prosto w ręce Voldemorta! Szybko! Na górę! Musimy mu pomóc! - zdecydowała Hermiona i czym prędzej pobiegła w stronę wyjścia z Komnaty Tajemnic.
⚡⚡⚡
Pierwszym, co zobaczył były czarne, lakierowane kozaki na obcasach. Ich właścicielka miała długie nogi, ubrane w czarne, seksowne pończochy.
Draco zaklął pod nosem jeszcze raz. Aż nazbyt dobrze wiedział kto się do niego zbliża. Tylko jedna Śmierciożerczyni mogła się ubrać w ten sposób na wielką bitwę...
– Witaj skarbie... tęskniłeś? - Messalina pochyliła się nad nim, a jej krwisto-czerwone usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
– Czego chcesz Rosier? - zapytał bez ogródek.
– Najpierw odpowiedzi na moje pytanie, słodki chłoptasiu. Tęskniłeś? - Messalina przytknęła końcówkę swojej różdżki do jego nosa.
– Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą.
– Ojoj to źle. Może spróbujemy jeszcze raz! Crucio!
Całe jego ciało przeszyła niewyobrażalna fala bólu, tak wielkiego, że nie mógł powstrzymać się od krzyku.
– Urocze Mess.
Zaskoczona panna Rosier cofnęła zaklęcie jakim go potraktowała i odwróciła się w stronę swojej przyjaciółki, która właśnie do nich dołączyła.
– Aria! Nie strasz! Myślała, że to może ktoś z tego ich śmiesznego Zakonu.
– Spokojnie. Wszyscy są na błoniach. Zdaje się, że Czarny Pan zaraz dostanie Pottera w swoje ręce.
– Wspaniale! - roześmiała się Rosier – Każdy dostanie to czego chce! - powiedziała spoglądając na wciąż dochodzącego do siebie Dracona.
– Myślałam, że jego akurat chcesz w jednym kawałku.
– To była tylko taka mała kara, za nieposłuszeństwo – Mess machnęła ręką, jak gdyby torturowanie ukochanego było dla niej błahostką podobną do wyboru szminki.
– To co z nim zrobisz? - zapytała Aria.
– Zabiorę go do mojego domu. Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał – Messalina uśmiechnęła się dwuznacznie do blondyna, który walczył ze własną słabością usiłując wstać.
– No, a jeśli on nie będzie chciał... no wiesz...
– Czy to problem? Małe imperio załatwi wszystko – Messalina skierowała swą różdżkę na Dracona, gotowa znów go obezwładnić.
– Wcale nie załatwi wszystkiego. Nie zmusisz go, by cię pokochał... pokochał tak naprawdę – warknęła Yaxley.
– Co ty tam wiesz Aria! Mogę zrobić co zechcę! Mogę... - Messalina urwał w pół zdania i rażona siłą zaklęcia odleciała kilka metrów do tyłu uderzając w jedno z drzew.
Aria obejrzała się przestraszona, szybko wydobywając swoją różdżkę i przygotowując się do obrony.
– To nie jest najlepszy pomysł, panno Yaxley. Naprawdę nie chciałbym zrobić ci krzywdy... - Severus Snape pewnym krokiem wkroczył na polane, a jego wąskie usta wykrzywiły się w lekki, jak gdyby uprzejmym uśmiechu.
– Sev! Jak dobrze, że nic ci nie jest! - Aria rzuciła się w jego stronę, jakby marząc tylko o tym, by go uściskać. Zanim jednak zdążyła to zrobić, zatrzymała się w pół kroku przerażona.
Severus ledwie dostrzegł minę dziewczyny, gdy poczuł jak różdżka wypada mu z ręki, a on sam pada twarzą na ziemię. Ktoś go rozbroił, rzucając mu zaklęciem w plecy.
– Wspaniale córeczko! Dałaś radę sama złapać dwóch zdrajców! Nasz pan będzie zadowolony! - Arnold Yaxley, Evan Rosier i Rudolf Lestrange wyszli za drzew.
– Tato to nie tak! Severus, on...
– Jak myślicie? Lepiej dostarczyć ich naszemu Panu żywych, czy od razu się ich pozbyć? - zapytał Lestrange, jednocześnie rzucając zaklęcie wiążące na Severusa i Dracona.
– Skończmy to teraz. Ten smarkacz Malfoy zapłaci mi za upokorzenie mojej córki! - krzyknął Rosier.
– Ja biore Snape'a. Od dawna miałem ochotę pozbyć się tego zdrajcy! - Rudolf Lestrange uśmiechnął się mściwie, celując swoją różdżką w Severusa.
– Nie! Nie wolno wam! - krzyknęła Aria.
– Arnold, ucisz łaskawie swoją córkę, ja tu usiłuję zabić...
– Nie! - Aria podbiegła i rzuciła się na Severusa zasłaniając go własnym ciałem, w tym samym momencie, w który Lestrange krzyknął – Avada kedavra!
⚡⚡⚡
Czas na chwilę zwolnił, a Severus Snape w ciszy obserwował, jak oczy Arii Yaxley powoli tracą swój blask. Jej bezwładne ciało osunęło się wprost na niego, a on nawet nie mógł jej dotknąć, związany siłą zaklęcia.
– Coś ty zrobił! Zabiłeś moją córkę! - krzyknął Yaxley celując swoją różdżką w Rudolfa.
– To nie moja wina! Ona rzuciła się go bronić, ja nie... - słowa utknęły w gardle Śmierciożercy, gdy Arnold Yaxley bez zastanowienia przeklął go w odwecie za śmierć córki.
– Zwariowałeś?! Doniosę o tym Czarnemu Panu! - wrzasnął Rosier i czym prędzej zniknął wśród drzew, a Arnold pobiegł zaraz za nim, najpewniej po to, by go powstrzymać lub również zabić.
Obaj mężczyźni zapomnieli o swoich niedoszłych ofiarach, które zostały uwolnione spod mocy zaklęcia, jak tylko Rudolf Lestrange padł martwy.
– Co teraz robimy? - zapytał Draco.
Severus nie odpowiedział od razu. Najpierw, niczym najcenniejszy skarb, ułożył na trawie ciało dziewczyny, która oddała za niego swoje życie. Przez chwilę w milczeniu patrzył na jej twarz, po czym delikatnie zamknął jej oczy. To była intymna chwila i Draco wiedział, że nie ma co naciskać na swojego wuja, by ten się pośpieszył. Wreszcie jednak Severus wstał i zaczął rozglądać się po trawniku.
– Muszę znaleźć moją różdżkę.
– Moja wpadła gdzieś między drzewa.
– Przywołamy ją, ale najpierw ty pomóż mi szukać mojej. Musimy się pospieszyć, bo zdaje się, że Potter ma kłopoty.
⚡⚡⚡
Ledwie dotknął pergaminu, gdy poczuł jak jakaś niewidzialna siła szarpie go do przodu. Czy tak to miało wyglądać? Nagle poczuł, jak jego stopy opadają na coś miękkiego, a wszystko nabiera wyrazistości. Nim jednak zdążył się rozejrzeć, usłyszał ten głos. Znienawidzony syk...
Szybko rozejrzał się dookoła. Okazało się, że stał na szkolnych błoniach, a tuż przed nim, nie dalej niż dwadzieścia metrów stał Czarny Pan. W oddali zgromadzeni byli inni Śmierciożercy, a z tyłu przy głównym wejściu do Hogwartu zgromadzili się członkowie Zakonu Feniksa. Nikt jednak nie odważył się poruszyć. To była ich rozgrywka. Ostateczne starcie. Jednak tym, co w tej chwili najbardziej interesowało Harry'ego była osoba w czarnym płaszczu stojąca u boku Voldemorta . Ta, którą od tak dawna pragnął zobaczyć najbardziej na świecie.
– Ginny! - krzyknął jednocześnie szczęśliwy i zrozpaczony. Cieszył się, że jego ukochana wciąż żyje, ale zmiany jakie w jej wyglądzie poczyniła niewola u Voldemorta były przerażające. W niczym nie przypominała jego roześmianej i psotnej dziewczyny.
Voldemort roześmiał się w głos, zadowolony z efektu jaki udało mu się uzyskać. Od początku robił wszystko, by doprowadzić swój plan do końca i jak najbardziej upokorzyć i pogrążyć swojego wroga. Chciał odebrać mu wszystko. Tak, jak kiedyś odebrał mu rodziców. Tak teraz chciał odebrać mu jedyną dobrą rzecz w jego życiu. Jego miłość. Co może być gorszego niż śmierć z ręki ukochanej osoby?
– Wiedziałem, że od zawsze pragnąłeś wielkości, jaką może ci dać tylko Slytherin i dlatego sięgniesz po jego pergamin. Niczego się nie nauczyłeś od czasów czwartej klasy.
– Co jej zrobiłeś?! Harry chciał podbiec do swojej dziewczyny, objąć ją i powiedzieć, że ją uratuje... ale doskonale wiedział, że Voldemort mu na to nie pozwoli dopóki go nie pokona.
Sięgnął po swoją różdżkę, gotowy do ostatecznego starcia. Wiedział, że lord nie czekał tu na niego bez celu.
– W swej naiwności ty i Dumbledore myśleliście, że potrzeba mi mocy Kamienia Virtutes, by cię pokonać. Ja jednak wiedziałem czego mi potrzeba... - Riddle roześmiał się ponownie, po czym spojrzał na stojącą obok niego Ginny. Rude loki, blada twarz, krwiste usta i upiorne, czarne oczy. Skrzyżowanie ślicznej kobiety z prawdziwą bestią.
– Dalej, moja droga, skończ to! Tak jak cię na to przygotowałem.
Ginny lekko skinęła głową, a zaraz potem ruchem tak szybkim, że Harry ledwo go zauważył znalazła się tuż przy nim. Głuche warknięcie wydobyło się z czerwonych ust, a Harry poczuł mocny uścisk na swojej szyi, a jego stopy oderwały się od ziemi. Ginny z dużą siłą rzuciła nim o ziemię. Ledwo zdołał odzyskać oddech po tej demonstracji siły, a ona znów zalazła się przy nim wbijając ostre pazury w jego ramiona i ponownie unosząc go do góry.
– Harry! - gdzieś z oddali dobiegł go krzyk przyjaciół.
W dłoni wciąż trzymał swoją różdżkę i wiedział, że musi jej użyć jeśli chce się obronić... ale nie mógł się na to zdobyć. To nadal była Ginny. Gdzie w środku tej okrutnej istoty nadal tkwiła jego wesoła, kochana dziewczyna...
Harry spojrzał w zupełnie czarne oczy i wyszeptał cicho.
– Przepraszam... Przepraszam skarbie. To moja wina. Nie ochroniłem cię...
Bestia przez chwilę przyglądała się mu w ciszy, jakby szukając odpowiedzi na jego słowa. Po chwili jednak znów z całej siły rzuciła Potterem o ziemie.
Harry jęknął, czując jak pęka mu jedno z żeber. Wiedział, że nie ma szans przeżycia jeśli nie użyje swojej różdżki, ale nie mógł się przemóc. Nie skrzywdzi jej. Nigdy.
– Nie baw się nim, tylko skończ to! - zawołał Riddle.
Gdzieś obok nich ponownie rozgorzała walka. Weasleyowie, Dumbledore i inni chcieli ruszyć mu na ratunek, ale Śmierciożercy mieli za zadanie do tego nie dopuścić. Ginny znów znalazła się przy Harrym i szybkim ruchem postawiła go na nogi. Sięgnęła swymi szponami w okolice jego serca, jakby planując mu je wyrwać.
Harry ponownie spojrzał w te przerażające oczy.
– To wszystko moja wina. To przeze mnie stałaś się tym, kim jesteś... Tak mi przykro, Ginny, tak bardzo mi przykro... - szeptał.
Bestia znów patrzyła na niego badawczo, analizując każde słowo.
– Bardzo żałuję, że mnie przy tobie nie było, by móc ci oszczędzić takiego losu... Byłaś... jesteś i zawsze będziesz dla mnie wszystkim Ginny. Wybacz mi proszę, że przeze mnie cię to spotkało.
– Wykończ go! - krzyknął Voldemort.
Ku zdziwieniu Pottera Ginny nie wykonała rozkazu. Zamiast tego z jej czarnych oczu popłynęły dwie perliste łzy.
– Zabij! - ryknął Czarny Pan, a Ginny zawyła z bólu i puściła Harry'ego, który upadł na kolana.
– Zrób to! Zabij go! - krzyczał Riddle, ale Ginny nadal mu się opierała, krzycząc i wijąc się z bólu.
⚡⚡⚡
Harry, ledwo łapiąc oddech, podniósł się na nogi i wycelował swoją różdżkę w Czarnego Pana. Wiedział, że to jego jedyna szansa, bo lord skupiał się teraz na nieposłuszeństwie swojej niewolnicy duszy.
– Avada Kedavra! - nie krzyknął, ledwie szepnął... ale zielony płomień pomknął w stronę Riddla. Czarny Pan dostrzegł go w ostatnim momencie i już miał uskoczyć przed zaklęciem, gdy różdżka wypadła mu z dłoni. To Ginny szybko niczym błyskawica podbiegła i mu ją wytrąciła. Chwilę potem zaklęcie ugodziło go prosto w pierś. To był koniec.
⚡⚡⚡
Przeraźliwy krzyk rozległ się po całych błoniach, a wszyscy zebrani zaprzestali walki, patrząc na to co się dzieje. Ciało Voldemorta z głuchym łoskotem uderzyło o ziemie, a Ginny krzyknęła z niewyobrażalnego bólu i również upadła na kolana. Śmierciożercy, którzy jeszcze nie zostali pokonani w panice zaczęli uciekać we wszystkich kierunkach, a wielu członków Zakonu zamiast świętować zwycięstwo ruszyło za nimi. Harry podbiegł do Ginny i złapał ją we swoje ramiona. Siła jej miłości była tak wielka, że nie tylko go nie zabiła, ale pomogła mu pokonać Voldemorta. Spojrzał w jej oczy, które powoli zmieniały barwę z czarnych na zielone.
– Ginny! Ukochana... - Harry poczuł, jak z jego oczu mimowolnie płyną łzy.
– Harry... - jej głos był zachrypnięty.
– Już dobrze, kochanie. Wszystko będzie dobrze...
Ginny wracała do swojej postaci przecząco pokręciła głową.
– Musisz mi obiecać, że z tobą... że to z tobą będzie dobrze.
– Tak skarbie. Będziemy razem, będziemy szczęśliwi – szeptał Harry.
Uniosła dłoń i dotknęła policzka ukochanego.
– Ty będziesz szczęśliwy. Obiecaj mi.
– Ginny...
– Nic nie mów, kochany. Ja jestem szczęśliwa, że miałam chociaż tę chwilę.
– Ginny nie! Musisz wytrzymać! Zaraz ktoś ci pomoże! - Harry rozejrzał się dookoła spanikowany, szukając pomocy. Dumbledore, Hermiona i Ron biegli w jego kierunku, ale zdawało mu się, że są tak bardzo daleko...
– Harry... spójrz na mnie... - poprosiła Ginny zachrypniętym głosem.
Od razu spełnił jej prośbę i spojrzał w jej piękne, znów zielone oczy.
– Do zobaczenia kochany – szepnęła cicho.
– Ginny nie! Nie!! Nie!!!!!! - krzyknął potrząsając nią, jednak na próżno. Blask w jej oczach zgasł.
– Panie profesorze pomocy! - błagał, usiłując dostrzec w twarzy ukochanej choć krztę życia.
Dumbledore i Snape pierwsi znaleźli się obok, ale nic już nie mogli poradzić. Voldemort tak mocno związał swą duszę, z duszą Ginevry, że jego śmierć spowodowała, że i ona musiała odejść. Nic już nie można było zrobić...
⚡⚡⚡
Harry był pewien, że jego serce jest rozerwane z rozpaczy na miliony kawałeczków, a ból jaki czuł nigdy już nie przeminie. Ron i państwo Weasley, którzy dobiegli na miejsce chwilę później również byli załamani. Molly przyklęknęła obok Harry'ego i płacząc, złapała zimną dłoń Ginny. Arthur stanął tuż za nią, kładąc ręce na jej ramionach, również cicho łkając po stracie ukochanej córki. Ron odwrócił się do wszystkich plecami, chyba nie chcąc, by ktoś widział jego łzy, a Hermiona upadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Poczucie winy przedzierało ją na wskroś. To ona zabrała Ginny na misję, to ona uciekła z twierdzy, nie ratując rudowłosej, to przez nią jej najlepsza przyjaciółka teraz nie żyła...
⚡⚡⚡
Poczuła, że ktoś przyklęka obok niej, a zaraz później objęła ją para znajomych, opiekuńczych ramion.
– Wypłacz się skarbie. Poczujesz się lepiej...
Powoli uniosła głowę i spojrzała w te ukochane oczy. Ogromne poczucie ulgi spłynęło na jej serce i teraz sama nie wiedziała czy dominuje w niej rozpacz po stracie Ginny, czy szczęście z powodu tego, że jej ukochany przeżył.
– Draco...
– Nic nie mów. Nie trzeba. Mamy czas... - wyszeptał tuląc ją do siebie jak najcenniejszy skarb.
Obok nich przechodzili ludzie, ale Hermiona nie zwracała na nich uwagi przytłoczona swą rozpaczą. Draco obserwował, jak członkowie Zakonu podchodzili do dyrektor, zdając raporty o schwytanych Śmierciożercach. Niektórzy gratulowali Severusowi pomysłu z eliksirem, inni składali kondolencje Molly i Arthurowi. Tuż obok nich zatrzymał się Goyle. Miał rozbity łuk brwiowy i potargane ubranie, ale przeżył. Draco szczerze ucieszył jego widok. Wiedział, że przyjaciel będzie teraz szczęśliwy. Miał ukochaną, wkrótce zostanie ojcem... Greg spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko, a Draco odwzajemnił ten gest. Obaj przetrwali. To było najważniejsze.
Spojrzał na wciąż płaczącą w jego ramionach dziewczynę. Czy i im, dane będzie kiedyś zaznać takiego szczęścia jakim jest posiadanie dziecka? W tej chwili poczuł, że bardzo by tego chciał...
⚡⚡⚡
– Nigdy nie dostaniesz tego, czego i ja mieć nie mogę – rozległ się cichy szept.
Draco, zdziwiony, odwrócił się w stronę pobliskiego drzewa. Nim zdążył choćby pomyśleć o wyjęciu różdżki, tuż przed nimi stanął Daniel Lestrange. Poraniony i słaby, ale wciąż gotowy zniszczyć ich szczęście. Musiał jakoś uwolnić się spod czarów Robaka i dostać do Hogwartu, a teraz planował...
– Avada kedavra! - krzyknął bez ostrzeżenia, celując różdżką w plecy Hermiony.
Zdezorientowana dziewczyna nie zdążyła nawet zauważyć co się dzieje, gdy poczuła jak Draco z całej siły odpycha ją od siebie. Usłyszała tylko świst powietrza, kątem oka dostrzegła jakiś ruch, a zaraz potem rozległ się najbardziej przerażający odgłos. Głuchy łoskot upadającego ciała.
Moment w którym umiera Ginny... jest tak wzruszający, ze sama płacze za każdym razem, gdy to czytam.
OdpowiedzUsuńŚmierć Ginny rozerwała mi serce, zawsze jak czytam w tym momencie to opowiadanie to liczę, że przeżyje, głupie wiem... ale jednak żyję tą nadzieją i za każdym razem i tak wylewam potok łez...
OdpowiedzUsuń*Kaszle* Nie mów ja Ciebie też, to brzmi jakbyś się z nim zgadzała *kaszle*. Za każdym razem gdy jest ten moment mam taką samą reakcje
OdpowiedzUsuńW sensie, gdy Hermiona mówi Draco, że też go kocha? Bo nie bardzo wiem o który fragment chodzi :D
Usuń