środa, 4 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 35 - „Gdy od początku walczysz i tracisz, pragniesz i cierpisz”

      Wszedł do swojej komnaty i zamaszystym ruchem zrzucił z siebie czarną pelerynę. W ślad za nią poleciała srebrna maska, która odbiła się od ściany i z głośnym brzękiem upadła na podłogę. Whisky! Naprawdę potrzebował teraz solidnej porcji ognistej, na uspokojenie i jako nagrodę za to czego dziś dokonał. O wszystkim decydowały ułamki sekund. Jeden mały błąd, a byłoby po nim... I po całym misternym planie. Dziś szczęście mu dopisało. Nigdy nie był specjalnie wybitny w tych sprawach, ale lata treningu, a w zasadzie prawdziwej tresury przyniosły efekty. Usiadł, a w zasadzie opadł ciężko na kanapę i machnięciem różdżki wzniecił ogień w kominku. Wcale nie było mu zimno, ale to co działo się dzisiejszego popołudnia sprawiło, że coś niepokojąco zimnego zakradło się do jego wnętrza i za nic nie chciało go opuścić. Nie chciał nazywać tego strachem. Był Śmierciożercą, generałem pierwszego kręgu, nie powinien nigdy odczuwać niczego nawet zbliżonego do strachu... a jednak, od pewnego czasu ciągle go to spotykało. Wstał i powoli podszedł do swojego biurka. Mała szkatułka zamknięta na kilka zaklęć w jego szufladzie była jedynym co w tej chwili pozwoliłoby mu ochłonąć choć trochę. Otworzył ją i z czułością spojrzał na pukiel jasnych włosów, związany niebieską wstążką. Ten prezent sprawił mu wiele radości, gdy mu go dała. Teraz zaś dawał mu niewielki oddech ulgi i nadzieję na to, że wszystko dobrze się skończy. Dziś mu się udało. Jedno sprawne, szybkie zaklęcie i ocalił siebie i ją... Pozostawało mieć tylko liczyć na to, że reszcie też udało się przetrwać. Wojna przecież dopiero się zaczynała.

⚡⚡⚡

Wszyscy trzymali się od niego najdalej jak mogli, szczęśliwy jeśli udało im się przetrwać pierwszy atak szału jaki go dziś dopadł. Lubił budzić strach i zawsze lubił widzieć to przerażenie w oczach potencjalnych ofiar, ale dziś nie mógł sobie pozwolić na ukazanie całej złości... Wiedział, że go zdradzają. Od dawna posiadał informacje na temat tego kto knuje za jego plecami i do czego dąży. Najwierniejsi... Ze złością machnął różdżką, a kryształowa karafka z krwistoczerwonym płynem rozpadła się w drobny mak. Siedząca na kanapie dziewczyna wzdrygnęła się lekko, lecz jej wzrok pozostał tak samo zimny i pusty, niczym u porcelanowej lalki. Satysfakcja wymalowała się na jego obliczu w pełnej okazałości. Odwrócił się w stronę rozłożonej na stole mapy i jeszcze raz spojrzał na plan. Przynajmniej ona, jedna z części jego genialnej układanki była już gotowa do odegrania swojej roli. Reszta jakoś się wpasuje, nie mieli przecież innego wyjścia. Lord wymagał, słudzy musieli... Spojrzał na ten fragment swych planów, w którym udział miał wziąć on... ten najwierniejszy, który tak srodze zawiódł. Spotka go za to kara, większa niż to co przeżył dziś. Już on się o to postara. Ponownie machnął różdżką, a nazwisko Malfoy wykaligrafowane na mapie na chwilę zapłonęło ognistą czerwienią, po czym zniknęło w małym kłębie dymu.

⚡⚡⚡

Szybkość, z jaką mknie zaklęcie w stronę swego celu jest liczona w ułamkach sekund. Nie miałaby dziś jednak szans w starciu w szybkością z jaką Hermiona Granger pokonała drogę dzielącą ją od kuchni do pokoju, w którym leżał ranny Draco. Snape mimo swego wieku i licznie odniesionych ran wcale nie był od niej gorszy. Prawie jednocześnie wpadli do pokoju, by móc się przekonać co takiego miał na myśli Adrian informując ich, że z Draco dzieje się coś dziwnego.
Blondyn rzucał się po całym łóżku targany konwulsjami, a z jego gardła wyrywały się okrzyki bólu. Hermiona w pierwszej chwili stanęła jak wryta nie wiedząc co ma począć. Na szczęście Severus w sekundę znalazł się przy Malfoyu i szybko unieruchomił go za pomocą zaklęcia, gdyż większość opatrunków już była zabarwiona krwią z nowo otwartych ran.
– Co mu się dzieje? - zapytała w panice, akurat w momencie, gdy do pokoju wpadli Lupin i Dumbledore.
– Szybko, Severusie! Musimy go wybudzić! To halucynacja! Chyba mu się wydaje, że wciąż torturują go w Umbra Walpurgis – krzyknął Albus, wyjmując swoją różdżkę.
– Granger, chodź tu! Jak go obudzimy masz do niego mówić albo krzyczeć, byleby wróciła mu świadomość? Rozumiesz? - wytłumaczył jej Snape.
W odpowiedzi Hermiona skinęła tylko głową, niezdolna do tego, by wykrztusić chociaż słowo. Każdy jej mięsień spiął się w panice. Nie wiedziała co ma robić. Płakać, modlić się, przeklinać los?
– Granger! Chodź tu! - ryknął Snape widząc to wahanie w jej postawie.
Szybko wzięła się w garść i ruszyła w stronę łóżka. Severus miał rację. Teraz musiała myśleć o nim i o tym jak najlepiej mu pomóc. Wydawało jej się, że wieczność minęła od momentu, w którym Snape i Dumbledore machnęli różdżkami, do chwili, gdy Draco otworzył oczy. Powiódł nimi po wszystkich zebranych, po czym z jego gardła wyrwał się chrapliwy jęk, a ciało wygięło się w kolejnej konwulsji. Hermiona nie miała wątpliwości. On nie wiedział gdzie się znajduje, za to strasznie cierpiał.
– Draco? Draco słyszysz mnie? - wyszeptała drżącym głosem.
– Skończ to...
Jego głos był słaby i chrapliwy, ale raczej błaganie jakie w nim usłyszała było tak wyraźne, jakby wykrzyczał jej to prosto w twarz. Draco cierpiał tak bardzo, że praktycznie błagał o śmierć.
– Mów do niego Granger! - rozkazał Snape.
– Draco! Nie jesteś już w twierdzy! Jesteś w Białym Feniksie! Słyszysz? To ja! Poznajesz mnie?
– Błagam, nie wytrzymam już dłużej! Skończ to! - wykrzyczał rzucając się w konwulsjach mimo niewidzialnych lin, które krępowały jego nadgarstki i kostki.
– Dość tego! Uśpię go z powrotem – zdecydował Sev.
– Nie! Hermiona sobie poradzi. Inaczej za kilka godzin będzie trzeba to powtórzyć, a wtedy może być już gorzej – Dumbledore uspokajająco położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
– Draco nie! Nikt cię już nie krzywdzi! To się dzieje tylko w twojej głowie. Teraz jesteś tutaj! Tu przy mnie! Nie pozwolę, by coś ci się stało! Słyszysz? Już nikt cię nie skrzywdzi...
Teraz to ona krzyczała, a z jej oczu obficie płynęły łzy. Nie obchodziło jej jednak, że ktoś patrzy na jej rozpacz. Chciała pomóc ukochanemu. Chciała, by wreszcie przestał cierpieć.
– Spójrz na mnie... - poprosiła, gdy Draco targany kolejnymi falami bólu rzucał się po posłaniu.
Jednak coś w jej głosie sprawiło, że się uspokoił, a jego zmęczone bólem spojrzenie spotkało się z jej zaczerwienionymi od płaczu oczami.

⚡⚡⚡

Magia w czystej postaci przepłynęła pomiędzy nimi, a jej siłę poczuli wszyscy, którzy znajdowali się w tym pokoju. Hermionie jednak to nie przeszkadzało. Draco się wyraźnie uspokoił, jego oddech zwolnił, a ciało się rozluźniło. Jedynie w spojrzeniu jego przepięknych oczu wciąż można było dostrzec cień tego cierpienia, jakie go dziś spotkało. Było w nim jednak coś jeszcze. Właśnie to sprawiało, że znów poczuła to znajome, przyjemne ciepło w okolicy serca. Nadzieja na to, że wszystko będzie dobrze wróciła do niej ze zdwojoną siłą i już jej nie opuściła, nawet wtedy, gdy po kilkunastu minutach wpatrywania się w jej oczy Draco wreszcie się poddał i zasnął ze zmęczenia. Ona jednak nie przestała na niego patrzeć. Przeciwnie, chciałaby móc wpatrywać się w niego do końca świata i liczyć na to, że zawsze będzie mu dane mieć taki spokój, jak w tej chwili.

⚡⚡⚡

Severus pokręcił głową i zdusił chęć przeklęcia kogoś czymś paskudnym, po czym, zamiatając szatami, wyszedł z sypialni swojego chrześniaka. Wgapianie się młodych w siebie było tak intymną i magiczną chwilą, że nie tylko jemu chciało się ulotnić najdalej jak to możliwe od nadmiaru tego romantyzmu bowiem Lupin i Dumbeldore wyszli zaraz za nim.
– Magia miłości... - humor Albusa wyraźnie się poprawił.
– Powinienem był wiedzieć, że tak to się skończy i jakoś temu zaradzić – burknał Snape.
– Nie ma rady na prawdziwą miłość przyjacielu. Przeznaczenie zawsze zwycięża!
W odpowiedzi Severus tylko pogardliwie prychnął i pokuśtykał w stronę kuchni, nie widząc porozumiewawczych uśmiechów jakie dyrektor wymienił z Remusem. Rana na nodze bardzo mu dokuczała, a zmęczenie wydarzeniami tego przeklętego dnia wreszcie dało mu się odczuć. Potrzebował ciepłej herbaty i wypoczynku, ale najpierw herbaty. Najlepiej tej owocowej, zaparzonej przez Helen Granger...

⚡⚡⚡

Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła. Tylko na chwilę wygodnie oparła się na krześle, wciąż nie wypuszczając jego dłoni, ledwie przymknęła oczy i już spała. Jednak pozycja, w której zasnęła nie była ani naturalna ani wygodna, dlatego też obudziła się po kilku godzinach obolała i wciąż zmęczona. Wiedziała jednak, że nie może sobie odpuścić i dłużej odpocząć. Draco powinien mieć zmienione opatrunki i dostać nową porcję eliksirów, a ona zdecydowanie potrzebowała kubka mocnej kawy, jeśli miała jakoś przetrwać kolejny dzień. Jeszcze raz spojrzała na jego pogrążoną we śnie twarz i stwierdziła, że nie powinien się obudzić przez kolejne kilka godzin, mogła więc pozwolić sobie na małą wycieczkę do kuchni.

⚡⚡⚡

Mimo wczesnej pory, jej mama i Molly Weasley były już na nogach i szykowały śniadanie. Całe góry kanapek, którymi każdy mógł się poczęstować w drodze do swoich codziennych sprawunków. Hermiona wiedziała, że po tym co się wczoraj wydarzyło cały Zakon będzie musiał przejść przyśpieszoną mobilizację. Nie było już na co czekać. Bitwa ostateczna mogła bowiem nadejść lada dzień.
– Jak się czujesz córeczko? - zapytała Helen, gdy tylko Hermiona przekroczyła próg kuchni.
– Dobrze – skłamała w odpowiedzi, sięgając po jedną z kanapek i szybko wpychając ją sobie do ust, jednocześnie wyjmując z szafki kubek, by móc nalać sobie aromatycznej, dopiero co zaparzonej kawy.
– Straszna tragedia. Prawie wszyscy szpiedzy zdekonspirowani. Nie wiem, co my teraz poczniemy – Molly wyglądał na zdruzgotaną tym co się stało, ale Hermiona w pełni ją rozumiała. Teraz jeszcze trudniej będzie im otrzymać jakieś informacje o tym co się dzieje z Ginny.
– Poradzimy sobie, wszystko będzie dobrze – Harry wszedł do kuchni i od razu spróbował podnieść wszystkich na duchu. Hermiona spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się blado. Oboje dobrze wiedzieli, że ich szanse w starciu z Śmierciożercami jeszcze bardziej spadły. Nie było jednak potrzeby martwić tym Molly czy Helen. Strach nigdy nie był dobrym doradcą.
– Hermionko, zjedź jeszcze kanapkę i usiądź na chwilę – poprosiła jej mama, widząc jak dziewczyna za pomocą różdżki przywołuje nowe bandaże i potrzebne jej eliksiry.
– Może później mamo – odpowiedziała niecierpliwie, zastanawiając się czy aby na pewno ma wszystko co może jej być potrzebne.
– Masz zamiar zagłodzić się na śmierć, żeby ratować tego Śmierciożercę?
Hermiona zacisnęła usta i uniosła głowę, by z możliwe najwyższą dozą pogardy spojrzeć na stojącego w progu kuchni Rona. Mogłaby mu odpowiedzieć, a nawet lepiej... mogłaby wyjąć różdżkę i dać mu nauczkę tu i teraz. Jednak wiedziała, że to nie jest najlepszy ku temu czas. Miała tylko nadzieję, że rudzielec wreszcie zmądrzeje i przestanie wchodzić jej w drogę, bo długo już mogła nie wytrzymać...
Zebrała wszystkie potrzebne jej rzeczy i z wysoko uniesioną głową wymaszerowała z kuchni, nie reagując na zaczepnie wysuniętą szczękę Weasleya.
– Nie drażnij jej stary, nie widzisz w jakim jest stanie? Nie możesz jej odpuścić? - zapytał ugodowo Harry.
– Nie! - wywarczał Ron – I dziwię się, że ty możesz! Przecież ona się zadaje z naszym największym wrogiem! Pielęgnuje tego brudnego szczura, który od dawna powinien gnić kilka metrów pod ziemią!
– Zamknij się Ron! Malfoy prawie stracił życie pomagając nam pokonać Voldemorta! - Harry naprawdę się wkurzył widząc postawę przyjaciela.
– I co z tego, że nam pomagał? Ten brudny oszust po prostu widział w tym większe korzyści! Śmieć chciał się po prostu dobrze ustawić! To zwykła szuja i kłamca nie wart złamanego knuta!
– Dość tego Ronald!
Po tych słowach w kuchni zapadła martwa cisza, a Molly, Ron i Harry z niedowierzaniem w oczach popatrzyli na Helen. Pierwszy raz się bowiem zdarzyło, że pani Granger się zdenerwowała i podniosła głos.
– Pani go nie zna...
– Powiedziałam dosyć! Nie będzie obrażał mężczyzny, który uratował życie mojej córce. I nie będzie przy mnie mówił takich rzeczy o człowieku, który się nią opiekował, chronił ją i w końcu zrobił wszystko, by mi ją oddać całą i zdrową!
– Pani nie rozumie, że on to robił bo Dumbledore mu kazał! - próbował bronić swoich racji Ron.
– Nie wierzę! On na pewno nie jest taki zły, jak go tu przedstawiasz!
– Nic pani o nim nie wie!
– Za to wiem to, że moja Hermiona nigdy nie pokochałaby tak złego człowieka. Skoro jednak oddała swoje serce Draconowi, znaczy to, że jest on kimś naprawdę wartościowym!
Helen szorstkim gestem powycierała dłonie w kuchenną ścierkę, po czym bez słowa wymaszerowała z kuchni, nie zwracając uwagi na to, jakie wpływ na pozostałych wywarły jej słowa.

⚡⚡⚡

Hermiona usiłowała pozbyć się złości, jaką wzbudzała w niej sama myśl o Ronie. Opatrzyła Dracona i dopiła swoją kawę, jednak wciąż nie mogła się pogodzić z tym jak bardzo były przyjaciel ranił i złościł ją swoją postawą. Czy naprawdę nie mógł zrozumieć jej uczuć? Czy nie mógł choć spróbować? Westchnęła zrezygnowana i za pomocą zaklęcia odesłała miskę z wodą, której używała do oczyszczania ran. Właśnie miała zamiar rzucić na blondyna krótkie zaklęcie diagnostyczne, by móc się przekonać jakie eliksiry powinna mu podać w pierwszej kolejności, gdy spostrzegła parę wpatrujących się w nią szaroniebieskich oczu.
– Obudziłeś się! - wykrzyknęła uradowana, o mały włos nie rzucając się mu na szyję. Szybko zreflektowała się jednak, że mogłaby urazić, którąś z jego ran.
– Płakałaś? - zapytał słabym i zachrypniętym głosem, wpatrując się uważnie w jej oczy.
– To nic. Potrzebujesz czegoś? Chcesz pić? A może coś zjeść? - dopytywała.
– Twoje oczy nawet czerwone są takie piękne...
Hermiona uśmiechnęła się do niego i usiadła, łapiąc jego dłoń naprawdę szczęśliwa, że się obudził i czuje się lepiej.
– To one mnie uratowały. Twoje oczy. To one mnie uratowały. Ty mnie uratowałaś...
– Cii. Nic nie mów, zaraz dam ci wody.
– Nie, muszę ci to powiedzieć teraz. Hermiono ja...

⚡⚡⚡

Szedł powoli. Ostrożnie. Wiedział, że podejmuje olbrzymie ryzyko. Starał się zatrzeć wszelkie ślady i rzucić wszystkie znane sobie zaklęcia, które mogły uchronić go przed zdemaskowaniem. Wiedział, że jego misja grozi niechybną i bolesną śmiercią. Czasy były trudne, ale ryzyko się opłaciło.
Nie przespał spokojnie ani jednej minuty z poprzedniej nocy, wciąż nie mogąc uwierzyć, że udało mu się rzucić zaklęcie zapomnienia tak szybko i sprawnie. Ratunek. Nadzieja. Szansa... nie, nie dla niego, lecz dla Białej strony, która powoli porzucała już nadzieję na zwycięstwo.
Powinien był odczuwać dumę. Przecież dał radę. Znalazł sposób, by przetrwać wczorajszy horror. Cóż z tego, skoro jedynym co teraz odczuwał był strach. Nie był dumny, tak naprawdę to chyba nigdy nie miał powodów do dumy. Był słabym uczniem, kiepskim graczem w Qudditcha, marnym synem – jak często mawiał jego nie najświętszej pamięci ojciec...
Teraz jednak wiedział, że być może ma jedną małą zaletę... Chyba mógł powiedzieć o sobie, że potrafi być lojalny. Od dawna podejrzewał, że w pierwszym kręgu dzieje się coś, co nie wzbudzi zadowolenia ich pana. Wolał jednak milczeć, nie mieszać się, udawać, że o niczym nie wie, że niczego i nikogo nie podejrzewa...
Czy to było cyniczne z jego strony? Tak, może trochę tak, bo przecież wykorzystał tę okazję, gdy tylko się nadarzyła. Gdy myślał, że już nic nie będzie dobrze, a kres jego życia będzie bliski, wtedy oni mu pomogli. Nadeszła pora zapłaty. Teraz on musiał pomóc im... To właśnie dlatego wyruszył w te niebezpieczną misję. Musiał przecież przekazać, że nie wszystko jeszcze jest stracone.
Pamiętał, co powtarzał mu Snape. Po pierwsze - zmieniaj często punkty teleportacji. Używaj świstoklików, kominków i mioteł jeśli nie chcesz, by namierzyli twój ślad. Tak właśnie zrobił. Na szczęście wokół Hogwartu wciąż żyły dzikie Tesrale. Najpierw lot, potem świstoklik, kilka mil na miotle i dopiero później mógł się aportować w jedyne miejsce, w którym chciał się teraz znaleźć. Ostatni azyl dobrej strony... Biały Feniks.
Mimo wczesnej pory kilka osób pracowało już w obejściu budynku. Mała, dobrze zorganizowana społeczność, która usiłowała spokojnie żyć w cieniu wielkiego zagrożenia jakim byli Śmierciożercy. Wiedział, że się go boją. Unikali go wzrokiem i odskakiwali przerażeni, gdy tylko zdali sobie sprawę z jego obecności. To była cena jego wcześniejszych dokonań. Kiedyś ten strach bardzo mu imponował, teraz brzydził go i zasmucał. Co jeśli na nią też będą tak patrzeć i to właśnie przez niego? Otrząsnął się z ponurych rozmyślań i ruszył w stronę wejścia do budynku. Wciąż się wahał czy najpierw zajrzeć tam gdzie najbardziej chciał, czy najpierw pójść spełnić swój obowiązek. Odpowiedz przyszła sama, w postaci Adriana Puceya, który stanął w wejściu i powitał go szczerym, niewymuszonym uśmiechem.
– Wiedziałem! Wiedziałem, że dasz radę stary! - Pucey przyjacielsko klepnął go w ramię z siłą jakiej nie powstydziłby się niedźwiedź polarny.
– Ślizgoni zawsze dają, przecież wiesz – odpowiedział zmuszając się do grymasu, mającego imitować uśmiech.
– No jasne, że tak! Chcesz najpierw iść do starego Dropsa czy...
– Co ze Smokiem? - przerwał mu pytaniem.
– Przeżył tę noc, więc nie jest tak tragicznie. Granger się nim zajmuje.
– Ocknął się już?
– Nie wiem, dopiero niedawno zwlokłem się z łóżka, ta noc była naprawdę koszmarna – poskarżył się Adrian.
– Najpierw zajrzę do Smoka, potem pogadam z resztą – zdecydował.
Adrian kiwnął głową i ruszył przodem, by pokazać mu drogę do sypialni blondyna. Nie powiedział tego głośno, ale był pełen podziwu dla postawy idącego za nim człowieka. Nigdy nie sądził, że wykaże się on taką odwagą, by spróbować oszukać samego Czarnego Pana. Doprawdy, co ta miłość wyprawiała z ludźmi?

⚡⚡⚡

Hermiona czuła się jakby wszystkie funkcje życiowe jej ciała na chwile się zatrzymały. Przestała oddychać, jej serce przestało bić, a wszystkie myśli uleciały gdzieś daleko. To była ta chwila! Małe marzenie... albo nie. W zasadzie to było wielkie marzenie, usłyszeć od niego te najbardziej na świecie magiczne słowa. Dwa słowa, które miały siłę zmieniać wszystko... Dla niej byłyby nadzieją na lepsze jutro...
– Nie. Muszę ci to powiedzieć teraz. Hermiono ja... Wiem, że nie jestem kimś, po kim mogłabyś się tego spodziewać, ale...
Draco skrzywił się lekko zarówno z powodu emocji, jak i z powodu bólu.
– Naprawdę możemy porozmawiać kiedy indziej... - Sama nie wiedziała czemu to powiedziała. Przecież ona chciała to usłyszeć właśnie teraz, zaraz, natychmiast!
– Hermiono te ostatnie kilka miesięcy było czymś najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Ostatniej nocy, gdy już myślałem, że on naprawdę mnie zabije, jedyne, czego potrafiłem żałować to właśnie to, że nie odważyłem się powiedzieć ci, że...

⚡⚡⚡

Łup!

Drzwi do sypialni otwarły się z takim impetem, jakby ktoś co najmniej próbował je wyważyć zamiast zwyczajnie pociągnąć za klamkę.
– Stary! Tak się cieszę, że znów słyszę twój irytujący głos! - wykrzyknął Adrian szczerząc się w uśmiechu. Draco wywrócił oczami i sam się uśmiechnął, choć nieco kwaśno, zły, że ktoś przerwał mu w najważniejszym momencie. Było to jednak nic z tym co czuła teraz Hermiona. Musiała odwrócić się w stronę blatu, gdzie stały bandaże i eliksiry i tylko zebranie resztek opanowania sprawiło, że nie cisnęła w Puceya stojącą obok miednicą z gorącą wodą. Dupek! Musiał wparadować tu akurat teraz?
– Ja też się ciesze, że żyjesz... - ten głos sprawił, że uwaga Draco i Hermiony skupiła się na przybyszu stojącym za plecami Adriana.
– Goyle! Co ty tu robisz? - wykrzyknęła zszokowana Hermiona.
– Przynoszę wam dobre wieści – Greg uśmiechnął się lekko.
– Sam twój widok jest dobry! Myśleliśmy, że cię zabili! - wtrącił Adrian.
– Udało mi się rzucić obliviate na tego durnia Oriona, zanim sprzedał nas wszystkich.
– Pieprzony zdrajca! Ojciec od dawna mówił mi, że ta szuja coś kombinuje na boku! Choć raz mogłem go posłuchać! - ta pełna emocji przemowa zakończyła się nagłym atakiem bolesnego kaszlu u Dracona, nie umniejszyło to jednak jego wściekłości i irytacji.
Hermiona od razu doskoczyła do niego zatroskana, ale blondyn złapał ją za dłoń i zmusił się do uśmiechu, by pokazać jej, że nic mu się nie stało.
– Nieźle cię urządzili – Goyle uśmiechnął się ironicznie, choć widać było, że tak naprawdę żałuje kumpla.
– Dobrze, że tylko mnie. Jaszczurzak się wściekł, że mu nawialiśmy? - zapytał Draco.
– Najbardziej o zdradę Snape'a. Wiesz, ta gadka o jego najwierniejszym... - Greg przewrócił oczami.
– Taaa, musiało zaboleć – zaśmiał się Malfoy, co prawie natychmiast zakończyło się kolejnym atakiem bólu i mocniejszym uściśnięciem dłoni Hermiony.
– Połóż się i odpoczywaj, jeszcze przyjdzie czas na takie rozmowy – zganiła go dziewczyna.
– Raczej nie przyjdzie. Czarny Pan planuje przenieść magiczny kamień w inne miejsce i to najlepiej gdzieś... do końca tygodnia.
Draco słysząc te rewelacje jedynie się skrzywił. Hermiona otworzyła usta, kręcąc głową z niedowierzaniem i próbując sobie poukładać w głowie co ta wiadomość dla nich oznacza, natomiast Adrian zaklął szpetnie, tak, że przechodzący obok pokoju Potter postanowił zerknąć do środka.
– Rany! Pucey! Ale słownictwo... O! Goyle, a ty tu skąd? - wypalił zaskoczony Harry, wchodząc do pokoju.
– Z innego świata – burknął Greg, niezbyt przyjaźnie patrząc na Pottera. W jego przypadku stare animozje jeszcze nie odeszły. Harry jednak nie zwrócił na to uwagi.
– Dobrze, że się obudziłeś Malfoy – powiedział, gdy tylko spostrzegł, że blondyn siedzi na łóżku.
– Szkoda, że nie wszystkie wiadomości dzisiejszego dnia, tak cię ucieszą Potter – jęknął Draco, usiłując podnieść się z łóżka.
– Hej! Natychmiast się kładź, prawie się wykrwawiłeś! - krzyknęła Hermiona, otrząsając się z pierwszego szoku.
– Nic mi nie...
– O nie, Malfoy! Ona ma rację, ledwie dowlekliśmy tutaj twoje blade, arystokratyczne dupsko! A kilka osób ratowało cię przez prawie całą noc. Kładź się z powrotem i ani się waż marudzić! - nakazał Adrian.
– Słuchaj no, Pucey, nikt mi nie będzie mówił co mam robić!
– I tu się z tobą nie zgodzę Draco... - wszyscy zgromadzeni w pokoju spojrzeli w stronę drzwi, które Harry zostawił otwarte. Snape i Dumbledore weszli do środka, dyrektor jak zwykle łagodnie uśmiechnięty, a Snape gromiący wzrokiem swojego nieposłusznego chrześniaka. Hermiona korzystając z chwili zaskoczenia blondyna, delikatnie pchnęła go z powrotem na poduszki i zaraz sięgnęła po kolejny eliksir, tym razem taki, który miał go uśpić na kolejnych kilka godzin.
– Miło widzieć, że się obudziłeś Draconie, tak samo jak cieszy mnie widok pana, panie Goyle – Albus skłonił się uprzejmie w stronę byłego Ślizgona.
– Mam dla was kilka informacji... - odpowiedział Gregory.
– Doskonale, zapraszam więc do mojego gabinetu. Harry, Adrian wy również do nas dołączcie. Pan Malfoy musi wypoczywać. Później go odwiedzimy.
– Ale kiedy ja chce... - Draco szybko przełknął eliksir, który wcisnęła mu Hermiona i znów podjął próbę wstania z łóżka.
– Nikogo nie obchodzi czego ty chcesz. Masz leżeć! - warknął Snape, wyjmując swoją różdżkę, by przebadać blondyna.
Goyle, Dumbledore, Harry i Adrian zdążyli już wyjść z pokoju i tylko Hermionie pozostała przyjemność oglądania naburmuszonej niczym u niesfornego dziecka miny Dracona, który jednak nie śmiał dłużej kłócić się ze swoim mentorem. Hermiona nie potrafiła ukryć uśmiechu, gdy widziała jak blondyn buntuje się całym sobą, przed decyzjami mającymi na celu poprawę jego zdrowia. Ostateczne starcie nadchodziło wielkimi krokami i wiedziała, że dzielne serce Smoka nie pozwoli mu na odpuszczenie sobie, gdy inni szykowali się do walki. Ale przecież to między innymi za to właśnie go kochała...

⚡⚡⚡

– Dwa dni! Dość tego! To o dwa dni za długo... - narzekał Draco, krzywiąc się z bólu przy każdym kroku. Miał już naprawdę serdecznie dość leżenia w łóżku i łykania jakiś obrzydliwych eliksirów w chwili, gdy cały Zakon uwijał się jak w ukropie, by przygotować się do powstrzymania Czarnego Pana od przejęcia kamienia Virtutes. Zdaniem Dumbledore'a, moc kamienia powoli stawała się na tyle stabilna, by można go było użyć... a to skończyłoby się tym, że Voldemort stałby się niepokonany. To byłby ich koniec.
Nie mógł do tego dopuścić! Hermiona... nie chciał, by przyszło jej żyć w wiecznym ukryciu. Nie zasługiwała na taki los... Nikt nie zasługiwał, ale w jego małym świecie, to ona była najważniejsza. Od dwóch dni ciągle się zastanawiał, jakby zareagowała, gdyby Goyle nie przerwał jego wyznania. Wciąż go to nurtowało. Naprawdę chciałby jej to powiedzieć, ale czy był na to gotowy? I czy ona naprawdę była? Tak wiele wątpliwości.
– Pieprzone schody – mruczał pod nosem, gdy przyszło mu pokonań kilka stopni, by dostać się na parter budynku, gdzie jak sądził odbywa się kolejne zebranie sztabu kryzysowego. Wiedział, że Snape i Hermiona się wściekną, że tam przyjdzie, ale nie miał zamiaru dłużej chować się w łóżku, trzeba było działać.
– Szkoda Malfoy, że z nich nie spadłeś. Może chociaż one wreszcie załatwiłby sprawę, skoro kilku śmierciusów nie dało rady – rozległ się pełen jadu głos, a na przy schodach pojawił się Ron.
– Wolałbym już witać się gorącym buziakiem z każdym jednym schodem, niż patrzeć dłużej na twój krzywy i piegowaty nochal Weasley – parsknął Draco, dzielnie starając się nie skrzywić z bólu.
– Też bym wolał, żebyś się z nimi witał, niż w ogóle tu był zdradziecki psie! - warczał Ron.
– Pogadałbym z tobą dłużej Łasic, gdybyś w ogóle miał coś mądrego do powiedzenia! - Draco dumnie uniósł głowę i pomimo bólu, szybko pokonał pozostałą część schodów.
– Czekaj no! Chce wiedzieć co zamierzasz! - Ron stanął, tak, że Draco nie mógł go wyminąć.
– Od kiedy to muszę tłumaczyć się oślizłym robakom? - blondyn był wściekły, że nie ma przy sobie swojej różdżki. Inaczej Weasley dawno skamlałby z bólu...
– Chce wiedzieć jakie masz plany w związku z Hermioną!
– To w żadnym wypadku nie jest twoja sprawa rudzielcu! - Draco zacisnął zęby walcząc z ochotą, by powalić Weasleya jednym ciosem.
– Jak nie moja, jak moja! Ona była moja, zanim ty, ty... - Ron, aż opluł się z oburzenia.
– Właśnie Weasley! Była! A teraz zejdź mi z drogi i więcej nawet nie waż pomyśleć o niej, jako o swojej! - Draco odepchnął go mocno i tak szybko, że Ron nawet nie zdążył zareagować. I choć przypłacił to kolejną dawką okropnego, ostrego bólu. To wiedział, że było warto! Weasley musiał wiedzieć, gdzie jest jego miejsce.

⚡⚡⚡

– Nieposłuszny, jak mały jednorożec! - narzekała Hermiona, podtrzymując ukochanego, który wycieczkę po schodach i udział w spotkaniu, przypłacił atakiem duszącego kaszlu i kilkoma otwartymi na nowo ranami.
– I tak samo uroczy i śliczny prawda? - jęknął Smok, siląc się na uśmiech.
– Jesteś niepoprawny! - zganiła go, choć nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. Draco naprawdę potrafił być uroczy jeśli tylko chciał.
– Dlaczego wchodzimy do góry? Mówiłem ci, że chcę gdzieś się wybrać – upomniał się blondyn.
– Nic z tego! Musisz się położyć, a ja muszę opatrzyć twoje rany.
– To ważne Herm... - westchnął, gdy prawie dotarli do pokoju.
– W porządku, ale nie dziś. Innym razem... - Hermiona, nie chciała się na niego złościć, ale jego upór czasem działał jej na nerwy.
– Ale czas ucieka...
– Nie dyskutuj! - zdenerwowała się dziewczyna, pomagając mu usiąść na łóżku.
– Spokojnie lwico, wybierzemy się tam jutro... - Draco nie chciał bardziej jej wkurzyć, choć nawet lubił, gdy tak nerwowo marszczyła nosek. W ogóle było wiele rzeczy, które w niej polubił w czasie tej historii z niewolą. Dlatego teraz już nadeszła pora. Musiał to zrobić. Dokładnie tak, jak zaplanował.

⚡⚡⚡

Walka trwała długo, ale w końcu uprosił ją, by wybrała się z nim na spacer po okolicznych, niewielkich terenach Białego Feniksa. Pogoda była coraz lepsza, a słoneczko przyjemnie przebijało się przez chmury, Hermiona nie widziała więc powodu, by mu tego odmówić. Choć na wszelki wypadek najchętniej spakowałaby ze sobą całą podręczną apteczkę.
– To tylko spacer prawda? Na pewno nic ci się nie stanie? - pytała go kilka razy.
– Na litość Merlina Hermiona! Przestań marudzić i chodź! - poprosił.
Dziewczyna pomimo dość niepewnej miny wyszła wreszcie z pokoju, zaraz za blondynem, który wyglądał dziś o wiele lepiej. Wyszli z budynku, pozdrawiając kilku mieszkańców Feniksa, którzy śpieszyli się do swych codziennych zajęć. Hermiona nerwowo spoglądała na Dracona, obawiając się jego reakcji na niezbyt przychylne spojrzenia niektórych. Mimo, iż wszyscy wiedzieli, jak wiele Draco zrobił dla Feniksów, to przebywanie w towarzystwie było, nie było Śmierciożercy nie sprawiało im radości... Draco jednak zdawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Przeciwnie, blondyn wyglądał na bardzo zadowolonego i w świetnym humorze.
– Skąd jeszcze można się teleportować, poza stałym punktem? - zapytał Draco.
– Teleportować? Ale przecież my nie...
– Chodźmy tam! - blondyn wskazał jej skraj polany i kilka drzewek, za którymi nie widać było budynku, ani ludzi krzątających się dookoła.
– Może lepiej usiądźmy na polance – zaproponowała Hermiona, zdziwiona błyskiem czegoś jakby szalonego, który dostrzegła w oczach Smoka. Czyżby jakaś paskudna klątwa dopiero teraz pokazywała swe konsekwencje?
– Idziemy! - Draco złapał mocno jej dłoń i szybkim krokiem poprowadził ją w stronę małego zagajnika.
– Draco! Zwolnij! Nie forsuj się tak! - prosiła, ledwie za nim nadążając.
– Czas ostatnio nie jest naszym sprzymierzeńcem, nie zostało go już zbyt dużo – mruknął Malfoy, wciągając Hermionę za pierwsze drzewo i szybkim ruchem opierając ją o nie, tak, by nikt z budynku nie mógł ich zobaczyć.
– Draco, co ty... - nie zdążyła zapytać, gdyż chłodne usta Ślizgona opadły na jej malinowe wargi, wyciskając na nich słodki i namiętny pocałunek.
Z piersi Hermiony wyrwał się krótki jęk zachwytu, leczy, gdy tylko uniosła dłoń, by móc wpleść palce w jego włosy i pogłębić pocałunek, Draco oderwał się od niej i głęboko spojrzał jej w oczy.
– Wybacz mi, ale muszę to zrobić... - szepnął, a zaraz później szybkim ruchem sięgnął do kieszeni swojej szaty.
Hermiona w pierwszej chwili niczego nie zrozumiała, ale wystarczyła tylko sekunda, by zdążyła dostrzec coś, co zmroziło jej krew w żyłach. Draco odsunął się od niej nieco, a w jego dłoni błysną mały, srebrny sztylet....
Na chwilę zaparło jej oddech, a tysiące myśli przebiegło przez jej głowę. Co tu u licha się działo? Musiała brać pod uwagę wszystkie opcje, począwszy od tej, że blondyn jest pod działaniem imperiusa, a skończywszy na tej, że długotrwałe życie podwójnego szpiega po prostu pomieszało mu zmysły. Sparaliżowana strachem, zaczęła gorączkowo szukać jakiegoś wyjścia z sytuacji. Jak ma zareagować? Jak ma go powstrzymać...? Czy powinna użyć magii?
– Nie bój się. To zaboli tylko przez chwilę – wyszeptał, łapiąc delikatnie za jej dłoń.
Łagodny ton jego głosu uspokoił ją na tyle, że odważyła się zapytać:
– Draco, co ty...
– Ufasz mi? - zapytał, unosząc głowę i spoglądając jej w oczy.
Hermiona poczuła jak cały strach i napięcie uciekając z niej w jednej sekundzie. Jego spojrzenie było zupełnie normalnie, nie dostrzegałam w nim ani krzty szaleństwa.

⚡⚡⚡

Patrzył jej głęboko w oczy, a ona poczuła jak jakiś dziwny rodzaj więzi pomiędzy nimi. Wiedziała już, że ona go kocha, ale teraz poczuła coś jeszcze... coś więcej. Odkrycie tego wzruszyło ją na tyle, że w odpowiedzi skinęła tylko głową, pozwalając mu doprowadzić jego zamiar do końca. Ostrze sztyletu delikatnie ukuło ją w palec serdeczny, powodując pojawienie się małej kropli krwi. Draco puścił jej dłoń i zanim Hermiona zdążyła się zorientować, szybkim ruchem rozciął swój własny palec w o wiele mniej subtelny sposób. Dopiero teraz Hermiona naprawdę zrozumiała, co Draco ma zamiar zrobić i wiedza ta sprawiła, że ponownie zaparło jej oddech. Blondyn schował sztylet i znów uniósł głowę, głęboko patrząc jej w oczy, jednocześnie na powrót delikatnie ujmując jej dłoń.
– Moja krew - twoją, w rytm bicia serc, w żyłach stworzy jedność, aż po życia kres – wyszeptał, łącząc ich palce tak, by krew się zmieszała.
Błysnęło delikatne, jasnozielone światło, a Hermiona poczuła, jak całe jej ciało wypełnia niesamowite uczucie, niepodobne do niczego co wcześniej ją spotkało. Zamknęła oczy, by cieszyć się tą czystą magią, która od niego pochodziła, jednakże naglę coś mocno ją szarpnęło. Dopiero po chwili zorientowała się, że Draco właśnie ich gdzieś teleportował.

⚡⚡⚡

Otworzyła oczy i wprost nie mogła uwierzyć w to co widzi. Stali bowiem przed przepięknym gustownym domem, a w zasadzie małą rezydencją.  Białe ściany, strzeliste okna i nieco zaniedbany, ale wciąż pełny uroku ogród. Miejsce to było na wskroś przepełnione magią, ale tą dobrą, a poza tym panowała tu dziwna atmosfera spokoju i harmonii. Hermiona poczuła się tu wyjątkowo dobrze, prawie jakby była w domu...
Była tak bardzo zajęta kontemplowaniem otoczenia, że nie zauważyła jak Draco uniósł jej dłoń i rzucił szybkie zaklęcie uleczające niewielkie skaleczenie na jej palcu.
– Wybacz, że musiałem to zrobić, ale to miejsce może odwiedzić tylko ktoś, kto ma w sobie krew Malfoyów. Mam tu zbyt wiele cennych pamiątek, by ryzykować, że ktoś niepowołany się tu dostanie – Draco na powrót ujął jej dłoń i poprowadził ją w stronę wejścia.
– To twój dworek? - zapytała Hermiona, wciąż nie dowierzając we wspaniałość tego miejsca.
– Zasadniczo należał do mojej mamy, ale teraz tak. Jest mój – Draco uśmiechnął się pogodnie i machnął różdżką, by zdjąć bariery, jakie nałożone były na drzwi wejściowe.
– Tu jest... - Hermionie wciąż brakowało słów.
– Tak, to miejsce ma niesamowitą atmosferę. To prawdziwy azyl. Bardzo żałuje, że tak rzadko tu bywam – opowiadał, wprowadzając ją do środka.
Wnętrze było urządzone elegancko i gustownie, ale bez zbędnego przepychu. Hermiona pamiętająca kapiące złotem zdobienia w Malfoy Manor była tym nieco zaskoczona. Jednakże to wnętrze o wiele bardziej przypadło jej do gustu. Drewniane schody i poręcze, mugolskie, nieruchome obrazy, przedstawiające przepiękne pejzaże i widoki. Ciepłe barwy i brak arystokratycznych akcentów, podkreślających status właścicieli posiadłości. To miejsce naprawdę było magicznym azylem, oazą, w której każdy mógł odnaleźć spokój.
– Pięknie tu... - stwierdziła.
– Nie widziałaś jeszcze wszystkiego, chodź – Draco pociągnął ja w stronę wąskiego korytarza, który jak się okazało prowadził do jasnej i przestronnej kuchni.
Hermiona rozejrzała się dookoła, dziwiąc się jak bardzo to pomieszczenie przypominało kuchnię w jej mugolskim domu, a jak różniło się od typowych kuchni przeznaczonych dla skrzatów, które gotowały w takich dworkach.
– Twoja mama wszystko sama urządzała? - zapytała.
– Dostała ten dom w prezencie, od swojego przyjaciela. Był mugolem – wyjaśnił jej, jednocześnie otwierając kuchenne drzwi i znów wyprowadzając ją na zewnątrz, czym wzbudził jej zdziwienie.

⚡⚡⚡

Ich oczom ukazała się szeroka łąka i niewielkie jeziorko w oddali. Hermiona z uśmiechem rozglądała się dookoła. Nie dziwiło jej, że Draco tak lubi to miejsce. I w jej sercu szybko zajęło ważne miejsce.
– Mój ojciec nie wiedział o tym domu. Mama... nie wiele osób o tym wie, ale kiedyś była zakochana w pewnym mugolu. Planowali, że to właśnie będzie ich dom, nim mój ojciec i jej rodzina zmusili ją do ślubu – opowiadał prowadząc ją w stronę jednego z zabudowań. Najprawdopodobniej stajni.
– Naprawdę? To takie przykre... - w tej chwili szczerze żałowała Narcyzy Malfoy. Jej życie musiało być naprawdę smutne, jeśli przyszło jej żyć bez mężczyzny, którego kochała.
– Myślę, że mama nigdy nie zapomniała o tym mugolu... i między innymi dlatego zdecydowała się pomagać Zakonowi.
– Co się z nim stało?
Draco zatrzymał się na chwilę, jakby wahając się przed odpowiedzią na jej pytanie.
– Mój ojciec go zabił.
Hermioną wstrząsnęła ta odpowiedź. Wiedziała, że Lucjusz Malfoy był chorym zwyrodnialcem, ale nie potrafiła zrozumieć, jak bardzo Narcyza musiała cierpieć żyjąc u boku kogoś takiego. I przecież urodziła mu dziecko... Kątem oka spojrzała na Dracona, który zdaje się myślał o tym samym. Miał wiele szczęścia, że matka mimo tych trudnych przeżyć kochała go tak mocno i, że wychowała go na zupełnie kogoś innego niż jego ojciec.
– Chciałem ci najpierw kogoś pokazać, zanim porozmawiamy – Draco chyba postanowił porzucić ponure myśli i żwawo ruszył w stronę wejścia do stajni.

Hermiona dopiero teraz zrozumiała, że pokazywanie jej tego miejsca i opowiadanie o jego historii było dla niego szczególnie ważne. To miejsce nie było bowiem tylko pięknym dworkiem ze wspaniałą atmosferą. Było to jego miejsce na ziemi. Ulubiony zakątek, w którym on również odnajdywał spokój i równowagę w tym naznaczonym wojną świecie.
– Witaj, stary druhu! - Draco uśmiechnął się i podszedł do stojącego w boksie czarnego ogiera, który zarżał radośnie na jego widok.
– Erydan! Skąd on się tu wziął? - ucieszyła się Hermiona, podchodząc bliżej.
– Robak go tu przeniósł. Miał takie polecenie, gdyby coś mi się stało – wyjaśnił Draco.
– Robak? Czy on też tu jest?
– Panienka wzywała? - usłyszała tuż za swoimi plecami.
Mały skrzat ukłonił się nisko, wyraźnie uradowany, że widzi swojego pana i jego towarzyszkę.
– Wspaniale się spisałeś Robaku. A dom też odżył pod twoją opieką. Dziękuje ci... - Draco uśmiechnął się do skrzata, nie przestając gładzić prychającego radośnie Erydana.
– Żyję, by służyć – skrzat ponownie się ukłonił.
– Zrób nam proszę herbaty i dostarcz ją do biblioteki – poprosił blondyn, wyciągając dłoń do Hermiony i prowadząc ją z powrotem w stronę domu.

⚡⚡⚡

– I jak ci się podoba? - zapytał, gdy wrócili do środka.
– Jest cudownie! To magiczne miejsce – zawołała z entuzjazmem.
– Nie widziałaś jeszcze najlepszego – Draco otworzy parę dużych białych drzwi, a oczom Hermiony ukazała się najcudowniejsza na świecie...
– Biblioteka!
– Wiedziałem, że ci się spodoba – roześmiał się, gdy dziewczyna puściła jego dłoń, by podbiec do najbliższej półki i przeczytać tytuły.
– Skąd masz te księgi? Są nie do zdobycia! - zawołała, sięgając po wielki, oprawiony w skórę tom.
– Wielopokoleniowy spadek, no i jeszcze Severus trzyma tu kilka swoich najcenniejszych dzieł.
– Wspaniałe! - oczy Hermiony błyszczały radością.
– To ty jesteś wspaniała – wymruczał Draco, wyjmując książkę z jej dłoni i przyciągając ją do siebie.
Hermionę nieco speszył jego komplement, ale też sprawił jej wiele radości.
– Wiesz, dlaczego cię tu zabrałem? - spytał, delikatnie odgarniając kilka loczków z jej czoła.
– Bo chciałeś mi pokazać bibliotekę? - wypaliła.
Draco roześmiał się szczerze i przecząco pokręcił głową, obejmując ją tak mocno, jakby bojąc się, że za chwilę mu zniknie.
– Miałem aż trzy powody, by cię tu przywieźć – wymruczał i pochylił się, by skraść jej pocałunek.
– Opowiesz mi o tych powodach? - spytała, gdy wreszcie się od siebie oderwali.
– Pierwszy to taki, by móc to zrobić bez obawy, że ktoś nam przeszkodzi. Na przykład bliznowaty albo jego ubogi intelektualnie przyjaciel – wyjaśnił i znów ją pocałował, tym razem dłużej i bardziej namiętnie. Hermiona z przyjemnością poddawała się tym słodkim pieszczotą, ciesząc się, że faktycznie nikt im nie powinien przeszkadzać.
– Jaki jest drugi powód? - odsunęła się od niego by zadać to pytanie, gdyż chciała wiedzieć, nim żar pożądania pochłonąłby ich bez reszty.
– Zaraz, jeszcze chcę skorzystać z tego pierwszego... - wymruczał, znów się pochylając w jej stronę. Tym razem jednak jej nie pocałował, nim zdążył to zrobić, nagła siła oderwała ich od siebie. Draco wpadł na półkę, boleśnie uderzając się w tył głowy, natomiast Hermiona wylądowała na kanapie. Obydwoje rozejrzeli się zdezorientowani po pokoju, lecz nim coś spostrzegli ich różdżki dosłownie wyrwały się z kieszeni ich szat i poleciały w stronę stojącego w drzwiach mężczyzny.
– Wybaczcie mi, że wam przerwałem, ale jakoś nie lubię oglądać was razem... - oznajmił im nieproszony gość.

Hermiona zamarła ze strachu, błagając w myślach, by i tym razem coś, albo ktoś wyratował ich z opresji...

⚡⚡⚡

– Świat nigdy nie był sprawiedliwy. Teraz jednak się to zmieni. Sprawiedliwość dosięgnie wszystkich tych, którzy na to zasłużyli... - cichy syk wyraził aprobatę dla tych słów.
Czarne, bogato zdobione szaty zaszeleściły złowieszczo, gdy Czarny Pan przechadzał się po swej komnacie. Lubił to miejsce. Umbra Walpurgis kojarzyło mu się z władzą i potęgą, której zawsze tak pragnął. Teraz jednak nadeszła pora na coś więcej. Musiał zrobić kolejny krok w drodze do swej wielkości.
– Przyprowadźcie dziewczynę! - rozkazał, ostatni raz spoglądając na przygotowaną na biurku mapę Hogwartu.
Wreszcie miał na tyle siły, by moc przejąć moc kamienia. Jego niewolnica duszy była gotowa, by mu w tym pomóc. Gdy tylko się to stanie, będzie mógł bez przeszkód odkryć gdzie znajduje się ostatni azyl stawiających mu opór zdrajców na czele z tym przeklętym Dumbledorem. Od dawna marzył o tym, by pozbyć się tego kochającego mugoli starca osobiście. Już wkrótce nadejdzie ten moment.
– Już tu jest mój panie... - oświadczył jeden z jego sług wprowadzając do pokoju ubraną w biała zwiewną szatę rudowłosą dziewczynę, z czarnymi oczami i sino-bladymi ustami, przypominającą upiora.
– Jesteś gotowa, moja droga? - zapytał Voldemort, podchodząc do niej.
– Tak mój panie – dziewczyna skłoniła głowę.
– Doskonale. Wiesz, gdzie się teraz udamy?
– Tak mój panie. Musimy zdobyć dla ciebie więcej mocy.
– Grzeczna dziewczynka. A wiesz co nastąpi zaraz potem?
– Potem odnajdziemy twoich wrogów i ich zniszczymy.
– Dokładnie tak. A wiesz kogo musimy zabić?
– Pottera. Musimy zabić Harry'ego Pottera – wysyczała ze złością Ginny, jej dłonie zacisnęły się w pięści, a jej oczy na chwilę błysnęły czystym szkarłatem.
– I tak zrobimy. Pora zaczynać...
Wąskie usta Czarnego Pana rozciągnęły się w złowrogim uśmiechu. Właśnie dziś nadszedł ten dzień. Dzień jego ostatecznego triumfu.

⚡⚡⚡

Wiedział, że to nastąpi. Od kilku dni nie myślał o niczym innym, tylko o tym, że gdy jego Mroczny Znak zapali się na czerwono, będzie to oznaczało początek. Być może będzie to początek końca, ale ona zawsze mu powtarzała, by nie tracił nadziei, póki walka trwa. I taki miał zamiar. Odetchnął głęboko i sięgnął po szklaneczkę whisky. Ostatni drink. Luna, by tego nie pochwaliła, ale miał nadzieję, że się o tym nie dowie. Miał w sobie tyle nadziei... tak bardzo chciał jeszcze raz ją zobaczyć, poczuć zapach jej włosów i podziękować jej za to, że tak bardzo zmieniła jego życie. Teraz jednak nie było to możliwe. Chciał jednak wierzyć, że może jeszcze będzie mu to dane. Chciał doczekać razem z nią narodzin ich dziecka, zbudować dla nich solidny dom, w świecie bez wojny i Voldemorta. Czy to marzenie się spełni? To się dopiero okaże. Teraz nadeszła pora działania. Wyjął swa różdżkę i rzucił krótkie zaklęcie. Nauka go przyszła mu z trudem, ale Snape nalegał, by je opanował. Opłaciło się. Teraz mógł szybko przekazać do Zakonu niezbędne wiadomości. Srebrzystobiały zając wyskoczył z końca różdżki i przysiadł tuż przed nim.
– Masz przekazać wiadomość do Dumbledora, Snape'a i Malfoya. Śmierciożercy przygotowują się do wyruszenia na Hogwart. Najdalej za godzinę rozpocznie się cała akcja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz