środa, 4 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 34 - „Gdy muszą przetrwać ogrom zła...”

      Panika zalała całe jej ciało, a oddech na kilka sekund uwiązł jej w piersi. Zaraz wszystko się wyda! Zaraz ktoś ich przyłapie! Zaraz ktoś odkryje ich tajemnice...
Jednak klamka poruszała się i poruszała, a drzwi nie ustępowały. Dopiero teraz Hermiona przypomniała sobie, że zanim Draco zdjął z siebie zaklęcie kamuflujące usłyszała przecież brzęk klucza w zamku. Dzięki ci, Merlinie za jego zapobiegliwość!
Nim jednak odetchnęła głęboko w poczuciu ulgi, ktoś mocno załomotał w drzwi. Draco szybko wyskoczył z łóżka i sięgnął po swoją różdżkę, a Hermiona postanowiła pójść w jego ślady. Drzwi co prawda pozostawały zamknięte, ale dla żadnego czarodzieja nie była to przecież przeszkoda. Jedno zaklęcie i...
– Hermiona? Hermiona jesteś tam? – kolejne łomotanie w drzwi – Chciałbym z tobą porozmawiać! - to był Ron.
– A ten tu czego? - warknęła pod nosem brązowowłosa, wściekła, że ten szczur miał w ogóle odwagę do niej przyjść.
– Odpowiedz mu, bo zaraz tu wejdzie – wyszeptał Draco, szybko zapinając swój skórzany pasek i z niepokojem zerkając na drzwi.
– Jestem Ron, ale nie chcę teraz z tobą rozmawiać – krzyknęła ledwo kryjąc swoją złość.
– Hermiono ja... przepraszam cię, porozmawiajmy, proszę... - Ron dalej szarpał za klamkę.
– Nie mam teraz na to ochoty! Pogadamy po kolacji! - zawołała, szybko ścieląc łóżko za pomocą zaklęcia.
Na chwilę po drugiej stronie drzwi zaległa cisza, a Hermiona i Draco spojrzeli na siebie niepewnie.
– Dobrze. To przyjdę po kolacji – usłyszeli pomruk wyraźnie zawiedzionego Rona, a zaraz potem jego ciężkie kroki oddalające się od drzwi.
Dopiero teraz Hermiona naprawdę głęboko odetchnęła, szczęśliwa, że nie stało się najgorsze. Nie chciała, by między Draconem, a Ronem musiało dojść do jakiejś konfrontacji.
– Nie sądziłem, że przyjdzie taki dzień, gdy ten rudy śmieciarz wkurzy mnie jeszcze bardziej niż zwykle – mruknął Draco, przyciągając ją do siebie szybkim ruchem.
Hermiona zarzuciła mu ręce na szyję i oparła głowę o jego ramię, wciąż ledwo wierząc w to, że jest tak blisko niej. Znów mogła poczuć się bezpieczna i szczęśliwa w swoim ulubionym miejscu na ziemi – w jego ramionach.
– Muszę już wracać - wyszeptał, wiedząc, że ta cudowna chwila powoli dobiega końca.
– Nie - jęknęła, zamykając oczy i mocniej go obejmując.
– Hermiono...
– Wiem. Dziękuję ci za to, że do mnie przyszedłeś – odchyliła głowę w tył i stanęła na palcach, by sięgnąć jego ust.

⚡⚡⚡

To był bardzo krótki pocałunek, ale pełen oddania, czułości i miłości, wszystkiego tego, co do niego czuła.
– Nie odmówiłbym sobie tej przyjemności – zamruczał niczym zadowolony kot.
– Mówiłeś, że masz do mnie jakąś sprawę – Hermiona odsunęła się nieco od niego, przypominając sobie, że głównie dlatego się tu zakradł.
– W zasadzie dwie sprawy – Draco złapał ją za dłoń i razem usiedli na jej łóżku.
– Aż dwie? - Hermiona uśmiechnęła się lekko.
– Chodzi o ten herb. Snape miał ci przekazać eliksir...
– I przekazał – Hermiona od raz po jego słowach się spięła.
– Nie użyłaś go – bardziej stwierdził niż zapytał.
Hermiona puściła jego dłoń i wstała. Czuła się bardzo rozczarowana tym, że właśnie w tej sprawie Draco do niej przyszedł. Czy naprawdę tak bardzo zależało mu na tym, by pozbyć się tego znaku, jedynego widzialnego symbolu tego co ich łączy?
– Nie wiedziałam, że aż tak ci na tym zależy – prychnęła, zła na samą siebie, że nie potrafi ukryć jak boli ją jego postawa.
Draco również wstał i powoli do niej podszedł, wyciągnął dłoń i położył ją dokładnie w miejscu, gdzie pod rękawem jej swetra znajdował się jego rodzinny herb, ten sam, który wypalił własną różdżką.
– To nic nie znaczy, Hermiono. To niczego nie pokazuje. Niczego nie udowadnia. Ani ty, ani tym bardziej ja tego nie potrzebujemy, bo to co nas łączy nie powinno być zamykane w żadnym schemacie – przeniósł dłoń i delikatnie złapał ją za podbródek, chcąc by spojrzała mu w oczy.
Już pod samym wpływem jego spojrzenia, serce Hermiony szybciej zabiło, a oddech znacznie przyśpieszył.
– Ten znak nie będzie nigdy znaczył, że należysz do mnie, jeśli sama naprawdę nie będziesz tego chciała...
– Chcę... - wypaliła nim zdążyła się zastanowić nad wagą tego wyznania.
Draco uśmiechnął się lekko, nie kryjąc satysfakcji, po czym pocałował ją krótko lecz bardzo namiętnie.
– Użyj eliksiru, a znamię zniknie do jutra rana – zapewnił ją, próbując jakoś przywrócić swoje emocje do porządku. Musiał już wracać, a chciał poprosić ją o coś jeszcze.
– A ta druga sprawa? - zapytała, jakby czytając w jego niespokojnych myślach.
– Chodzi o akcję w Hogwarcie... - zaczął ostrożnie – Nie możesz tam iść Herm. To będzie... - nawet nie wiedział co ma jej powiedzieć bo słowa takie jak: rzeźnia, mordownia, jatka czy katastrofa nie oddawały powagi tego co tam się wydarzy.
Hermiona odsunęła się od niego nie dowierzając w to, co powiedział. Naprawdę myślał, że mogłaby zrezygnować z udziału w ostatecznej bitwie? Nie!
– Chyba nie sądzisz, że mogłabym stchórzyć?! - zaperzyła się.
– Nie rozpatruj tego w takiej kategorii...
– Tam będą się rozstrzygać nasze losy!
– Tam będą ginąć ludzie! I to nie tylko ci źli! - jego głos przybrał nieco ostrzejszego tonu.
– Wiem i sama mam zamiar kilku dopaść – odpowiedziała, w myślach już wyobrażając sobie, jak udaje jej się zabić Kruma.
– Czemu ty zawsze musisz mi się sprzeciwiać? - zapytał z rezygnacją kręcąc głową.
Hermiona uśmiechnęła się zadziornie i znów zarzuciła mu ręce na szyję.
– Naprawdę liczyłeś na to, że uda ci się mnie powstrzymać?
– Nie, ale chyba miałem jakąś nikłą nadzieję – uśmiechnął się lekko pod nosem i przytulił ją do siebie, wiedząc, że nadeszła pora pożegnania.
Hermiona też to wiedziała i mocno zacisnęła powieki chcąc opanować na tyle emocje, by się nie rozpłakać. To by im niczego nie ułatwiło...
– Kiedy znów się zobaczymy? - zapytała cicho.
– Nie wiem...
– Mimo to obiecaj, że wkrótce – odsunęła się od niego i zdobyła się na niewielki uśmiech.
– Ktoś by jeszcze pomyślał, że za mną tęsknisz Granger – zażartował, chcąc pozbyć się tego smutku z jej spojrzenia.
– Wciąż jesteś zakochaną w sobie fretką, Malfoy – odgryzła się, parskając śmiechem.
– O nie! To już było przegięcie – on również się roześmiał, znów przyciągając ją do siebie, by otrzymać pożegnalny pocałunek.
– Będę tęsknić – wymruczała, gdy wreszcie, niechętnie ją puścił.
– Nie tylko ty – przyznał, sięgając po swoją różdżkę.
– Odprowadzę cię, żebyś na nikogo nie wpadł – zaproponowała, a Draco w odpowiedzi tylko skinął głową i rzucił na siebie zaklęcie kameleona

⚡⚡⚡

Hermiona podeszła do drzwi i powoli je otworzyła, chcąc się rozejrzeć i sprawdzić, czy na pewno nikogo nie ma na korytarzu. Na szczęście droga była wolna. Wyszła pierwsza, pozostawiając drzwi otwarte i podeszła do schodów. Nim jednak zdążyła po nich zejść, poczuła jak ktoś łapie ją za rękę. Uśmiechnęła się ciepło pod nosem. Nawet tak niewinny kontakt pomiędzy nimi był dla niej znakiem, że nie tylko jej zależy... To sprawiało, że od razu czuła się pełna siła do dalszej walki.
Bez żadnych przeszkód wyprowadziła Dracona z Białego Feniksa i podeszła z nim do miejsca, skąd można się było bezpiecznie aportować.
– Uważaj na siebie – szepnęła w przestrzeń, choć doskonale wiedziała, że on stoi tuż obok.
Na krótką chwilę poczuła, jak on mocniej ścisnął jej dłoń, a zaraz potem usłyszała cichy trzask i już wiedziała, że Draco zniknął. Westchnęła, czując jak ponownie jakiś nieznośny ciężar zalega w okolicach jej serca i dotarło do niej, że jest to strach i troska o to, co się z nim stanie. Zwykle nie ufała przeczuciom, ale dziś niepokój był jakby silniejszy.

⚡⚡⚡

Stała tak przez kilka minut, w myślach wspominając to co się dziś wydarzyło. Jak wielkie miało to dla niej znaczenie... Jak wiele zmieniało, jak wiele obietnic za sobą niosło... Po chwili postanowiła jednak czymś się zająć, by jakoś oderwać myśli od wydarzeń dzisiejszego popołudnia.
Nie zdążyła jednak wrócić do domu, gdy za jej plecami ponowie rozległ się dźwięk zwiastujący, że ktoś się właśnie pojawił. Odwróciła się, by sprawdzić kto to też zawitał do Białego Feniksa i... niemal od razu tego pożałowała.
Biel uśmiechu Daniela Lestrange'a mogłaby śmiało oświetlić komuś półmrok... a był to uśmiech tak szeroki, że Hermiona, aż poczuła się od tego nieswojo.
– Miona! Tak właśnie miałem nadzieję, że cię tu spotkam! - zawołał wesoło Daniel, szeroko rozkładając ręce w nadziei, że Hermiona go uściska.
– Witaj Danielu, co cię do nas sprowadza? - zapytała uprzejmie, oplatając się ramionami, jakby chcąc w ten sposób odgrodzić się od samej jego obecności.
I choć cała jej postawa wskazywała na to, że nie ma najmniejszej ochoty się przytulać, to Daniel widać nic nie zauważył, bo objął ją i mocno uściskał, najwyraźniej zadowolony, że ma taką możliwość.
– Mam spotkanie ze starym Dropsem, ale jeśli chcesz to możemy potem porozmawiać i tak dalej... - znów błysnął olśniewającym uśmiechem i zalotnie zmrużył jedno oko.
– Wybacz, ale mam dużo pracy – Hermiona zrobiła kilka kroków w tył z przepraszającym uśmiechem, a później czym prędzej odwróciła się na pięcie i szybko weszła do budynku. Naprawdę była wdzięczna Danielowi za to, że szpieguje dla Zakonu, ale jego pewność siebie i nazbyt wylewne zachowanie względem niej, było czymś co po prostu ją odrzucało.

⚡⚡⚡

Postanowiła zajrzeć do magazynu w nadziei, że spotka tam Harry'ego czy Neville'a. Ostatnio poza jej mamą i nimi dwoma, nie umiała z nikim nawiązać dłuższej rozmowy. Luna wciąż opowiadała o pobycie w twierdzy i Goyle'u, a to powodowało u Hermiony jeszcze głębsze uczucie tęsknoty i strachu o to co dzieje się z Draconem. Tara również wspominała koszmar, który się tam rozgrywał, a to znów często wzbudzało w Herm poczucie winy względem Lavender czy Ginny... Padma wciąż nie szczędziła jej obelg i gróźb, gdy tylko się mijały, a rodzina Weasleyów wciąż wypytywała ją o to czy ma jakieś pomysły co Voldemort może robić z Ginny. No i został jeszcze Ron... Porażka na całej linii. Nie docierały do niego żadne jej słowa i argumenty i zaczynała powoli myśleć, że jej Rudy przyjaciel traci słuch, albo co gorsza rozum! Jednak po tym jego dzisiejszym występie w kuchni, postanowiła poważnie z nim porozmawiać. Tym razem miarka się przebrała.

⚡⚡⚡

Resztę popołudnia spędziła na sortowaniu towarów i leków, a w między czasie Neville opowiadał jej różne anegdotki z życia w Białym Feniksie, które miały miejsce pod jej nieobecność. Hermiona była mu za to naprawdę wdzięczna, bo po udanym popołudniu w ramionach Draco, naprawdę nie chciała zbyt szybko tracić dobrego humoru.
Skończyli z porządkami w magazynie na krótko przed kolacją i Hermiona postanowiła, że wcześniej pójdzie się przebrać i umyć ręce nim zajdzie do kuchni Molly. Wiedziała, że zaraz po kolacji najpewniej osaczy ją Ron, wciąż pełen pretensji, ale nie miała zamiaru się tym przejmować. Do tej rozmowy musiało wreszcie dojść.
Przebrała się i właśnie próbowała jakoś poskromić swoje loki, gdy ktoś zapukał do drzwi jej pokoju.
– Proszę! - krzyknęła, myśląc, że to najpewniej Tara bądź Harry.
– Przyszedłem po ciebie, bo pomyślałem sobie, że razem pójdziemy na kolację – usłyszała głos Rona i sama do siebie skrzywiła się widowiskowo w lustrze.
– Jeszcze chwila, zaraz wyjdę – odpowiedziała, starając się ukryć swoją niechęć do niego.
Po kilku minutach stwierdziła, że nie ma sensu dłużej przeciągać tej chwili, a rozmowa pomiędzy nią, a Rudzielcem widocznie będzie przeprowadzona nieco wcześniej. Trudno. Wyszła z łazienki z dumnie uniesioną głową i stanęła przed Ronem gotowa do konfrontacji... Nie spodziewała się jednak, że będzie on, aż tak na nią wściekły. Jego piegowate policzki palił rumieniec złości, a oczy wprost ciskały gromy.
– Ron co...? - próbowała zacząć.
– Patrz! - wrzasnął Weasley, nerwowo wymachując jej przed oczami czymś czarnym i skórzanym.
Hermiona ze zdziwienia dosłownie otwarła usta, nie wiedząc kompletnie o co mu chodzi.
– Wytłumacz się! Natychmiast! - zażądał Ron, wciąż machając czarnym przedmiotem.
– Uspokój się i powiedz mi o co ci chodzi... - poprosiła.
– O co?!- wrzasnął – A o to, skąd obok twojego łóżka wzięła się skórzana rękawiczka Śmierciożercy!

⚡⚡⚡

Dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów. To, co Ron trzymał, było czarną rękawiczką, taką jaką zwykle używa się do jazdy konnej. Musiała niechcący upaść Draconowi, gdy w ferworze uczuć dosłownie zdzierali z siebie ubrania. Pech chciał, że to właśnie Ron ją znalazł...
– To nie twoja sprawa skąd ją mam. Oddaj!
Była wściekła, że Ron ma czelność czegokolwiek od niej żądać. Ona nie pytała go o jego sprawy z Padmą, więc i on powinien trzymać się od jej życia osobistego z daleka!
– O nie! Idę z tym do Dumbledore'a! Zdradzasz nas! Szpiegujesz dla śmierciusów! Malfoy wyprał ci mózg! - Hermiona wprost nie mogła uwierzyć, że Ron naprawdę wykrzykuje takie bzdury.
Nim jednak zdołała go powstrzymać, Rudy szybko wybiegł z jej pokoju. Zaklęła cicho pod nosem i biegiem ruszyła za nim, nawet nie chcąc myśleć o tym co będzie, jak cały Zakon się zorientuje, że Draco był dziś w jej pokoju. Nie chodziło już nawet o to, że wyda się to co jest pomiędzy nimi. Wiedziała, że wszyscy po prostu przestaną jej ufać, gdy dowiedzą się, że związała się z Malfoyem, a przed ostateczną bitwą nie mogło dochodzić do takich nieporozumień czy rozłamów...

⚡⚡⚡

Dogoniła Rona tuż przed drzwiami gabinetu dyrektora, znajdującego się na parterze.
– Ron posłuchaj mnie! - poprosiła, łapiąc go za ramię.
– Nie martw się Hermiona, pomożemy ci…
– Ale to nie tak! - usiłowała wytłumaczyć, gdy nagle otwarły się drzwi gabinetu i stanęli w nich Orion i Dumbledore.
– O witajcie moi drodzy, co was do mnie sprowadza? - zapytał wesoło Albus.
– Panie dyrektorze! Hermiona jest chora! - krzyknął Ron, nim ona zdążyła chociaż otworzyć usta.
– Źle się czujesz Mionko? - zatroskał się Daniel.
– Mionko? Więc to ty! Kuzynek Malfoya! Powinienem był się domyślić! Natychmiast ją odczaruj!- krzyczał Weasley, praktycznie się przy tym opluwając.
– Spokojnie mój chłopcze! Wytłumacz nam, o co ci chodzi – poprosił Dumbledore z dobrodusznym uśmiechem.
– O co? Właśnie o to! - Ron podał dyrektorowi rękawiczkę Dracona, a pod Hermioną ugięły się nogi. To koniec! Zaraz wszystko się wyda!
– To rękawiczka do konnej jazdy, ma herb Śmierciożerców – zauważył Daniel, zaglądając przez ramię Albusa.
– Właśnie! A wiecie gdzie ją znalazłem? Obok łóżka Hermiony! - krzyknął zadowolony z siebie Rudzielec.
Oczy Dumbledora i Oriona spoczęły na wyraźnie zdenerwowanej dziewczynie. I niby co ona miała im teraz powiedzieć? Jakie kłamstwo wymyślić?
– Ja... ja... kiedyś Draco zabrał mnie na konna przejażdżkę i dał rękawiczki, bo było mi zimno... ja je ze sobą zabrałam – kłamała, usiłując zrobić wszystko, by zabrzmiało to prawdopodobnie.
Albus przyglądał jej się przez chwilę, po czym uśmiechnął się jak na pogodnego staruszka przystało i podał jej rękawiczkę.
– Widzi pan, panie Weasley. Wszystko się wyjaśniło. To zwykła pamiątka. Hermionie nic nie grozi, a już zwłaszcza ze strony pana Malfoya – zapewnił Dumbledore, po czym odwrócił się w stronę Daniela.
– To chyba wszystko mój drogi przyjacielu. Do zobaczenia – Albus uścisnął dłoń mężczyzny i wrócił do gabinetu zostawiając ich samych.
– Pamiątka po brudnym Śmierciożercy, który cię więził? - syknął wściekle Ron.
– Uważaj Weasley, o kim mówisz! - warknął Daniel, wyraźnie rozzłoszczony. Ronald chyba właśnie miał zamiar mu coś odpyskować, gdy odezwała się Hermiona.
– Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! - rzuciła Rudemu pogardliwe spojrzenie i odwróciła się na pięcie, by móc wrócić do swojego pokoju. Potrzebowała teraz chwili wytchnienia w samotności. Niestety nie było jej to dane, bo ledwo zdążyła dojść do schodów, ktoś złapał ją za ramię. Już miała odwrócić się i nawrzeszczeć na Rona, gdy okazało się, że to Daniel za nią poszedł.

⚡⚡⚡

– To zabawne, wiesz... - wymruczał, wbijając wzrok w rękawiczkę, którą Hermiona wciąż mocno przyciskała do piersi, jakby ta faktycznie była cenną pamiątką.
– Co? - zapytała, nic nie rozumiejąc.
– To, że minąłem się dziś na chwilę przed przybyciem tutaj z moim kuzynem i zwróciłem mu uwagę na to, że ma tylko jedną rękawiczkę. Powiedział, że drugą zgubił na misji, z której wraca.
– Pewnie chodziło o jakąś inną... - wyjąkała, czerwieniąc się ogniście.
Nagle wyraz twarzy Daniela diametralnie się zmienił. Z łagodnego zamyślenia w jednej chwili na jego obliczu pojawiła się prawdziwa wściekłość.
– Wiem o co chodziło. O to co zwykle. Panicz – najlepszy we wszystkim – Malfoy – Lestrange wypluł te słowa niczym najgorszą obelgę.
– Daniel co ty...
– Ale już nie na długo! - Orion odwrócił się gwałtownie i nim Hermiona zdążyła chociaż pomyśleć, by coś za nim krzyknąć, jego już nie było.
– Co tu się dzieje? - zapytała sama siebie, siadając na pierwszym stopniu schodów i chowając twarz w dłoniach. Naprawdę miała już dość emocji, jak na jeden dzień.

⚡⚡⚡

– Powinnaś się już położyć, córeczko. Jest bardzo późno – Helen zerknęła do kantorka, w którym Hermiona usiłowała uporządkować pergaminy dotyczące zaopatrzenia.
– Jeszcze chwilę mamo, nie jestem śpiąca – odpowiedziała, w duchu myśląc o tym, że najpewniej wcale nie uda jej się dziś zasnąć.
– Zamęczysz się! A na dodatek nie zjadłaś kolacji – Helen z dezaprobatą pokręciła głową nad nierozwagą córki.
– Nic mi nie będzie mamo, naprawdę. Nie zadręczaj się tym, tylko idź już spać – poprosiła, usiłując się nie rumienić, na sam widok łóżka jej mamy.
– Dobrze. W takim razie dobranoc skarbie – Helen pochyliła się, by cmoknąć córkę w policzek, nim jednak zdążyła to zrobić na korytarzu tuż obok ich pokoju rozległ się krzyk, a zaraz potem tupot stóp i jakieś trzaski.
Hermiona niczym rażona piorunem zerwała się z krzesła i sięgnęła po swoją różdżkę.
– Zostań w pokoju mamo, pod żadnym warunkiem stąd nie wychodź, chyba, że ktoś z Zakonu tu po ciebie przyjdzie! - krzyknęła, szybko machając różdżką, by zapewnić swojej mamie chociaż minimalną obronną tarczę.
Co jeśli właśnie ich zaatakowano? Wiedziała jednak, że nie ma czasu teraz rozmyślać. Trzeba działać! Czym prędzej wybiegła z pokoju i zbiegła po schodach, bo jak przypuszczała, coś musiało stać się na zewnątrz. Jej podejrzenia bardzo szybko się potwierdziły, gdyż tuż przed budynkiem stała spora grupa mieszkańców Feniksa. Nikt jednak nie walczył. Przeciwnie, zgromadzeni byli oni wokół jakiś postaci leżących na ziemi. Zimny dreszcz przeszył całej jej ciało, a zaraz potem Hermiona ruszyła do przodu, przepychając się, by zobaczyć co się dzieje.
– Odsunąć się wszyscy! On potrzebuje powietrza! - ktoś krzyknął.
– Eliksiry. Dajcie mi moją torbę! Już! - wychrypiał słabo ktoś inny, ale ten głos Hermiona wyraźnie rozpoznała. To był Snape...
Wreszcie udało jej się przepchać na tyle blisko, by zobaczyć co się dzieje. Zobaczyła Adriana Pucey'a mocno rannego, ale stojącego o własnych siłach. Walden Macnair klęczał na trawie, a z rany na jego głowie obficie ciekła krew, którą Molly Weasley właśnie próbowała zatamować. I wtedy Hermiona spojrzała na to, na co patrzyli nieomal wszyscy. Na trzy postacie leżące na ziemi i skupione na opatrywaniu i leczeniu czwartej. Snape wyglądający, jak po ataku Szyszmory właśnie gorączkowo mieszał coś w fiolkach. Dumbledore blady i z ciasno zaciśniętymi ustami przykładał różdżkę do piersi rannego i rzucał jakieś skomplikowane zaklęcia, a Lupin zajmował się opatrywanie bardzo poważnej rany na łydce nieszczęśnika.

⚡⚡⚡

Wszystko działo się w zaledwie kilka sekund, ale Hermiona zarejestrowała to wszystko wyraźnie, nim jej spojrzenie padło na twarz poszkodowanego. Jasne blond włosy posklejane były od krwi, a te same usta, które dziś całowała, były przeraźliwie sine. Ciało bezwładne niczym szmaciana lalka, leżało na trawniku przed Białym Feniksem, a życie uchodziło z niego z każdym chrapliwym oddechem wyrywającym się z piersi Dracona Malfoya...

To nie była prawda...
To się nie stało...
To tylko sen...
Zły sen.


⚡⚡⚡

Dookoła niej wciąż dużo się działo. Jasne promienie zaklęć uleczających raz po raz trafiały w ledwie poruszającą się w chrapliwym oddechu pierś mężczyzny. Ludzie szeptali między sobą, a zimny wiatr szarpał bezlitośnie ich włosy i okrycia.
Dla niej cały ten świat jakby przestał istnieć. Patrzyła na bledszą niż zwykle twarz i wciąż marzyła o tym i błagała cicho, by to był tylko kolejny zły sen. Kolejny koszmar, który jej się przyśnił. Zaraz się obudzi. Zaraz wstanie. Albo ona ocknie się w swojej sypialni, albo on podniesie się z tej wilgotnej trawy i z swoim seksownym uśmiechem podejdzie do niej i rzuci jakąś ironiczną uwagę. Tak, już za chwilę to nastąpi...
I choć oddałaby bardzo wiele za taki scenariusz, to nie mógł on się zrealizować. Draco leżał na trawie, a Dumbledore, Snape i inni z całych sił walczyli o jego życie. Walka ta była zdecydowanie nierówna, gdyż jakaś siła bardzo chciała tej nocy wyrwać z świata żywych tego młodego mężczyznę.

⚡⚡⚡

I w niej znów pojawiło się to uczucie. Bezsilność zalała ją wielką falą, a rozpacz przepełniła jej serce. Nie wiedziała jak złapie kolejny oddech, ale miała poczucie, że będzie on uzależniony od oddechu blondyna leżącego tuż nieopodal...
– Draco... - wyszeptała.
Słowo to prawie paliło jej gardło. Jeszcze nie mogła w to wszystko uwierzyć.
– Draco – szepnęła ponownie, czując jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa, a ciało powoli osuwa się w nicość.
Wtedy jednak złapała ją para silnych, męskich ramion, chroniąc ją przed upadkiem i pomagając wrócić do przytomności.
– Musisz być silna Hermiono. On z tego wyjdzie – szepnął jej wybawca.
– Harry – zaszlochała, wdzięczna, że jest przy niej.
I choć to wszystko nadal było przerażającym koszmarem, to dzięki temu, że przyjaciel był tuż obok poczuła, że nie wszystko się jeszcze skończyło. Jej świat stanął na krawędzi, ale do upadku jeszcze nie doszło.
Płakała w klatkę piersiową Pottera, cicho modląc się o to, by jego słowa się sprawdziły. Draco z tego wyjdzie. Musi wyjść. Musi... musi... musi...
– Cii... spokojnie. Malfoy, to silna bestia. Nic mu nie będzie, musisz w to uwierzyć – Harry głaskał ją po rozmierzwionych włosach i wciąż szeptał słowa mające ją choć trochę uspokoić. On sam od dawna podejrzewał, że pomiędzy Hermioną, a Malfoyem do czegoś doszło, a podejrzenia te wzbudził w nim sam blondyn w chwili, gdy poprosił go o napisane listu do przyjaciółki.

⚡⚡⚡

– Odsunąć się! Przenosimy go do środka! - krzyknął Lupin, a wszyscy jak na komendę rozstąpili się na boki. Hermiona wciąż podtrzymywana przez Harry'ego, blada i drżąca, patrzyła na to, jak bezwładne ciało Dracona transportowane jest na niewidzialnych noszach w stronę Białego Feniksa.
Tak bardzo chciałaby móc coś zrobić, jakoś mu ulżyć w cierpieniu, ale bezsilność w tej chwili wygrywała bitwę z jej walecznym sercem.
– Dość tych szlochów Granger! Musisz nam pomóc! - cierpki głos Snape'a był jak uderzenie pioruna, a profesor choć widocznie ranny i słaby, mówił tym samym nieznoszącym sprzeciwu tonem co zawsze.
– Niech pan da jej chwil... - próbował wtrącić Harry.
– Nie Potter. Nie ma żadnej chwili! Granger za dwie minuty widzę cię na górze z zapasem eliksiru przeciwgorączkowego i regeneracyjnego. Przynieś też miskę z ciepłą wodą, bo niektórych ran nie możemy oczyścić magią – zarządził Severus i nie czekając na odpowiedź, pokuśtykał w stronę wejścia. Dumbledore, Lupin i reszta byli już w środku i jak podejrzewała Hermiona, zajmowali się umieszczeniem Dracona w jakimś wolnym pokoju na piętrze.
– Powiedź mi gdzie są te eliksiry, przyniosę je – zaproponował dobrodusznie Harry.
– Nie - choć jej głos brzmiał słabo, to pobrzmiewała w nim twarda nuta.
– Herm...
– Nie Harry. Dam sobie radę. Muszę dać! - ostatnie słowa zabrzmiały już pewnie, a waleczna stroną Hermiony Granger znów wzięła górę. Wiedziała, że musi mu pomóc i wiedziała, że Snape ma rację. Nie pora na szlochy i rozpacz. To nic nie da. Muszą działać i to szybko. Ona musi mu pomóc! To jej obowiązek!
Oderwała się od Harry'ego i prawie biegiem ruszyła w stronę magazynu z lekarstwami. Wiedziała, że czas odgrywa tu główną rolę i nie ma ani minuty do stracenia. Działała jak w transie. Mechanicznie i precyzyjnie. Najpierw fiolki z eliksirami, później pusta miska. Wodę wyczaruje na miejscu, przecież ma już swoją różdżkę! Teraz tylko musiała znaleźć pokój, w którym położono blondyna. Okazało się jednak, że nie było to trudne, bo na jednym z korytarzy przy dębowych drzwiach tłoczył się tłumek ciekawskich, którzy najchętniej zerknęliby przez ścianę na to, co dzieje się w środku. Jednak nie było im to dane, bo Adrian Pucey choć wciąż ranny, stał przy drzwiach niczym strażnik i łypał groźnie na każdego, kto podszedł za blisko. Ledwie jednak zobaczył Hermionę, a od razu się odsunął i złapał za klamkę, by jej otworzyć. Obdarował ją nawet nikłym uśmiechem, który chyba miał zastąpić słowa powitania. Była mu za to bardzo wdzięczna, gdyż wciąż miała wrażenie, że jeśli tylko spróbuje otworzyć usta, może z nich wypłynąć krzyk rozpacz, a przecież powiedziała sobie, że teraz jest pora na działanie...

⚡⚡⚡

W pokoju panował półmroku, rozświetlany jedynie przez małą, świetlną kulę umieszczoną pod sufitem. Remus Lupin i Artur Weasley stali w jednym kącie pokoju i szeptali o czymś gorączkowo między sobą. Dumbledore stał przy nogach łóżka i wymachiwał różdżką, z której wypływały różnokolorowe promienie zaklęć. Snape natomiast właśnie kończył opatrywać tors Dracona. Hermiona odstawiła miskę i eliksiry na biurko, nie bardzo wiedząc co ma dalej robić.
Malfoy wciąż był przeraźliwie blady, a jego jasne włosy nadal zlepione były krwią. Patrzyła na niego, czując się jakby jakaś niewidzialna siła chciała rozerwać jej serce...
– Skończyłem – oznajmił im Snape.
– Więcej nie możemy dla niego w tej chwili zrobić – głos Dumbledora zdradzał nutkę niepokoju, co spowodowało u Hermiony mały nawrót paniki. Jednak Severus nie miał zamiaru pozwolić jej teraz rozpaczać. Łypnął na nią surowym wzrokiem i wskazał na miskę.
– Granger przemyj jego rany na przedramionach i zabandażuj – rozkazał.
Hermiona starała pozbierać się w sobie i opanować choć trochę drżenie rąk, ale nie niestety nie było to łatwe.
– I masz to zrobić porządnie! Przyjdę sprawdzić, jak tylko opatrzę innych! - huknął Snape, po czym wykuśtykał z pokoju, zamiatając za sobą czarną peleryną.
– Spokojnie, panno Granger, wszystko będzie dobrze – próbował pocieszyć ją Dumbledore, zdobywając się na nikły uśmiech i wychodząc zaraz za Severusem. Remus i Artur widać uznali, że Hermiona sobie poradzi, bo również po krótkiej chwili wyszli. Spojrzała na te ukochaną twarz i już wiedziała, że nie podda się tak łatwo. On z nią zostanie. Teraz i zawsze...

⚡⚡⚡

Powoli, krok po kroku, jedna rana po drugiej. Mechanicznie, skrupulatnie, dokładnie...
Jego krew barwiła wodę na czerwono, ale co chwilę wymieniała ją na nową za pomocą zaklęcia. Atak klątwy tnącej musiał być bardzo silny, ale rany na szczęście nie były głębokie. To było pewne pocieszenie, choć niewielkie zważywszy na to, jak zapewne musiał cierpieć, gdy mu je zadawano. Spięte mięśnie i chrapliwy oddech świadczyły o tym, że potraktowano go sporą dawką crucio, a krew sącząca się z jego lewego ucha mogła być dowodem na wiele skomplikowanych ranach wewnętrznych. Pozostawało jej mieć nadzieję, że Snape'owi i dyrektorowi udało się je uleczyć. Wiedziała, że może rzucić na niego proste zaklęcie diagnostyczne, ale... bała się. Tak po prostu bała się zobaczyć, jak wielkich obrażeń doznał dziś ten mężczyzna, który był dla niej niemal całym światem.
Tak samo było z odpowiedzią. To jej się bała najbardziej. Bo co jeśli to wszystko stało się z jej winy? Co jeśli to właśnie przez nią? Jeśli to ma związek z tym, że ją uwolnił?
Te myśli były boleśnie trudne, więc starała się je wyrzucić z swojej głowy i zająć się tym, że teraz to on jest najważniejszy . Musiała mu pomóc i musiała zrobić to najlepiej jak potrafiła. Oczyściła ponad połowę jego zadrapań i ran, gdy drzwi do pokoju otworzyły się i ktoś wszedł do środka. Nie sprawdziła nawet kto to jest, zbyt zajęta tym najważniejszym dla niej zadaniem. Musiała przecież pomóc mężczyźnie, którego kochała...

⚡⚡⚡

– Hermiono? - głos Harry'ego był łagodny i spokojny, nie mogła się jednak zdobyć na to, by mu odpowiedzieć. Skinęła tylko lekko głową, by dać mu do zrozumienia, że słyszy.
– Mogę coś dla ciebie zrobić? Jakoś pomóc?
– Poradzę sobie – wyszeptała tak cicho, że ledwie ją usłyszał.
– Może jednak mógłbym coś... jakoś?
– Rozgoń ten tłum, jeśli jeszcze stoi pod drzwiami. Tu nie ma nic do oglądania – nagle nie wiedzieć czemu poczuła złość na ludzi, którzy stali przed wejściem, gdy tu przyszła. Czego chcieli? Na co liczyli?
– Snape ich wygonił, gdy tylko stąd wyszedł – wyjaśnił Harry.
– To dobrze...
– Gdybym mógł ci jakoś pomóc, to daj mi proszę znać...
– Dobrze, dziękuje – odpowiedziała apatycznie, ale w głębi duszy była naprawdę wdzięczna swojemu przyjacielowi za to, że chciał okazać jej wsparcie.


⚡⚡⚡

Skończyła opatrywanie ran i za pomocą zaklęcia odesłała miskę z wodą. Draco wciąż wyglądał bardzo źle, chociaż jego oddech był jakby spokojniejszy i mniej chrapliwy.
Przysunęła sobie krzesło i usiadła tuż przy łóżku mężczyzny łapiąc go za zimną dłoń.
– Jest taka zimna pewnie przez to, że zgubiłeś dziś u mnie rękawiczkę... - chciała zażartować, by jakoś samej siebie dodać otuchy, ale zamiast śmiechu z jej gardła wyrwał się gorzki szloch, a łzy strumieniem spłynęły po twarzy. Była trochę zła na siebie, za to, że słabość w niej wygrała, ale te wszystkie emocje: strach, rozpacz, ból i bezsilność narastały w niej z taką siłą, że nie potrafiła im się dłużej opierać.
Draco... jej Draco leżał tu przed nią i walczył o życie. Nie tak wyobrażała sobie ich kolejne spotkanie, o które prosiła go minionego popołudnia. Teraz wydawało jej się, że to wszystko miało miejsce zupełnie gdzieś indziej, w jakimś równoległym wymiarze.
– Musisz przeżyć! Słyszysz mnie! Musisz...- błagała, kładąc głowę na ich złączonych dłoniach i usiłując opanować chęć głośnego wycia z rozpaczy.
– A więc to prawda...
Poderwała głowę do góry, zdziwiona, że nawet nie usłyszała, jak ktoś wszedł do pokoju. Odwróciła się w stronę drzwi i zmierzyła niechętnie nieproszonego i bardzo niemile widzianego tu gościa.
– A ja myślałem, że to tylko plotki... - wyszeptał Ron, patrząc z mieszaniną pogardy i niedowierzania, na jej dłoń mocno ściskającą rękę Malfoya.
– Wyjdź stąd! - zażądała, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Ty i ten śmieć? Wy naprawdę...? Jak mogłaś Miona?
– Wynoś się! - ryknęła z zamiarem sięgnięcia po różdżkę.
– On już wychodzi – cierpki głos Adriana Pucey'a sprawił, że Ron się trochę przestraszył. Jednak nim wyszedł popatrzył jeszcze wzrokiem pełnym nienawiści na swoją byłą dziewczynę i Hermiona zrozumiała, że w tej chwili coś w ich relacji pękło na tyle trwale, by nic i nikt nie mógł już tego odbudować. Ron wyszedł, niezbyt cicho zatrzaskując za sobą drzwi, a Adrian wyglądał jakby ledwo się powstrzymał, by za nim nie ruszyć i porządnie mu nie przylać.
Hermiona znów odwróciła się w stronę Dracona wiedząc, że podjęła słuszną decyzję. Wybrała najlepiej, jak mogła.
– Wymówił twoje imię, gdy go tu nieśliśmy – odezwał się Adrian, a ona poczuła, jak jej serce zalewa dziwna fala ciepła. Czy myślał o niej, nawet w tych najgorszych chwilach? To wiele dla niej znaczyło.
– Snape i profesor Dumbledore proszą cię byś przyszła na chwilę do kuchni. Będą tam omawiać coś ważnego i chyba lepiej żebyś przy tym była.
– Wolałabym zostać z nim – jęknęła, bojąc się opuścić go choć na krok.
– Posiedzę tu przez tą chwilę, obiecuje – zapewnił ją Adrian.
– Dobrze... - zgodziła się, choć bardzo niechętnie.
Wychodząc jeszcze raz spojrzała przez ramię na nieprzytomnego blondyna. Chciałaby móc ostrzec go, by nie ważył się... umi... nie, nie umiała nawet w myślach wypowiedzieć tego słowa.

⚡⚡⚡

W kuchni panowała złowroga cisza. Lupin i Artur siedzieli przy jednym końcu stołu nad jakaś rozłożoną mapą i nic nie mówiąc wpatrywali się w nią tępo, jakby zapisane na niej były odpowiedzi na wszystkie zagadki ludzkości. Molly i Helen stały przy kuchennym blacie. Jedna z nich kończyła właśnie robić kanapki, a druga zalewała herbatę, jednak wszystko odbywało się w takiej ciszy, że nawet nie było słychać stukania noża o drewniany blat. Walden Macnair siedział przechylony na drewnianym krześle. Miał zamknięte oczy i sprawiał wrażenie jakby smacznie spał, po bardzo męczącym dniu. Jednak jego spięte mięśnie i mocno zaciśnięte pięści, leżące na stole jasno wskazywały na to, że mężczyzna wcale nie odpoczywa. Dumbeldore gładził swą długą, siwą brodę, wpatrując się w stojąca na stole solniczkę, a Snape kończył bandażowanie swojego lewego nadgarstka. Nikt z obecnych nie zwrócił uwagi na Hermionę, gdy weszła do kuchni, a każdy najwyraźniej był bardzo zajęty swoimi myślami.
– Panie dyrektorze? - Hermiona uznała, że najlepiej zwrócić się bezpośrednio do dyrektora.
– Już pani jest, panno Granger. To dobrze. Jeszcze tylko Harry i Ronald...
– Weasley nie przyjdzie – odezwał się Snape, chowając do swojej torby resztki bandaża.
– Dlaczego? - zapytała Molly.
– Bo nie jest tu mile widziany. Gdzie ten Potter? - zirytował się Severus.
– Już jestem, przepraszam za spóźnienie – Harry wpadł do kuchni, jakby sam diabeł go gonił.
– Usiądźcie kochani – Albus wskazał krzesła Harry'emu i Hermionie, a oni posłusznie zajęli miejsca.
– Zebraliśmy się tu dziś wieczorem, bo Zakon Feniksa został zdradzony... - rozpoczął Dumbledore.
– Straciliśmy połowę naszych szpiegów i to tych z głównego kręgu – wtrącił Remus.
– Ale jak? Co się stało? Dlaczego? Co oni zrobili Draconowi? - Hermiona nie potrafiła powstrzymać natłoku pytań, który kotłował się w jej głowie.
– Nie słyszałaś Granger? Zdradzono nas – odpowiedział cierpko Snape.
– Klasyka. Podwójny szpieg – odezwał się Macnair.
– Szpieg? Wśród nas był szpieg Voldemorta? - zapytał Harry.
– Tak. Myśleliśmy, że jest po naszej stronie, a tak naprawdę on cały czas donosił na nas Czarnemu Panu – odpowiedział Walden.
– Ufaliśmy mu, a ten zdradziecki pies od początku nas zwodził! - denerwował się Lupin.
– Ale kto to jest? - dociekał Potter.
Hermiona niestety już znała odpowiedź.
– To był Lestrange. Daniel Lestrange... - warknął wściekły Walden.

⚡⚡⚡

Na chwilę w kuchni znów zapadła ciężka cisza, szybko jednak została przerwana przez ciężkie kroki kogoś biegnącego po korytarzu. Po chwili drzwi stanęły otworem, a w nich pojawił się blady jak ściana Adrian.
– Severusie, panie dyrektorze szybko! Draco! On... on...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz