środa, 4 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 33 - „Gdy znów będą sami...”

      Hermiona spojrzała na nią, w pierwszej chwili nie potrafiąc ukryć zdziwienia. Przecież Ron zachowywał się dzisiaj wobec niej niezwykle czule i troskliwie... kilka razy nazwał ją swoim kochaniem, a raz – była tego pewna - o mało co jej nie pocałował! O co więc chodziło?
Szybko jednak opanowała swoje emocje. Jeśli to co mówiła Padma było prawdą, dla niej była to fantastyczna wiadomość. Trochę obawiała się trudnej rozmowy z Ronem, ale była przygotowana na to, by z nim definitywnie zerwać. Wiadomość, że jej chłopak w czasie jej nieobecności znalazł sobie pocieszenie, nie była dla niej ani specjalnie szokująca, ani tym bardziej przykra. Przecież chciała, by Ron był szczęśliwy i życzyła mu jak najlepiej...
– W takim razie moje gratulację. Niech się wam układa – zdobyła się na lekki uśmiech.
– A żebyś wiedziała, że będzie! Na nic już nie licz! - piekliła się Patil.
– Nie bądź żałosna, Padmo. Nie będę się z tobą o to kłóciła. Naprawdę życzę Wam szczęścia – Hermiona z jak najbardziej obojętną miną wyminęła byłą krukonkę i podeszła do drzwi pokoju Luny. Gdy złapała za klamkę z pod długiego rękawa jej swetra wysunęła się bransoletka. Spojrzała na nią i poczuła dziwny uścisk w gardle.
– Wiedziałam, że tak będzie... Wiedziałam, że nie minie nawet dzień, gdy za tobą zatęsknię... - pomyślała z goryczą i łzami w oczach. Szybko jednak zmusiła się do opanowania emocji. Wszystko się jakoś ułoży. Przecież była teraz w domu i musiała wziąć się w garść. Musiała dalej walczyć.

⚡⚡⚡

Luna bardzo ucieszyła się z przekazanych jej wieści, a Hermiona naprawdę szczęśliwa z powodu tego, że wszystko się udało skierowała się do swojego dawnego pokoju, by móc wreszcie się położyć. Po tak pełnym emocji dniu była naprawdę wykończona. Cieszyła się, że Ron dał sobie spokój z proponowaniem jej towarzystwa. Nie chciała, by Padma naprawdę myślała, że chce jej odebrać rudzielca. Oczywiste było, że wcale nie miała takiego zamiaru. W jej myślach, w jej życiu i w jej sercu było obecnie miejsce tylko dla jednego mężczyzny. Weszła do sypialni i spojrzała na mrok panujący za oknem. Gdzieś tam, daleko był ktoś kto był prawie całym jej światem. Poznała go na nowo. Dzięki niemu po raz pierwszy odkryła, co znaczy naprawdę pragnąć i kochać. Teraz to on był jej motywacją do dalszej walki. Wiedziała, że tej nocy obydwoje są bezpieczni. To musiało jej wystarczyć... przynajmniej na kolejny nadchodzący dzień.
– Kochanie? - do pokoju weszła jej matka. - Przyniosłam ci szklankę ciepłego mleka, byś mogła spokojniej zasnąć.
– Dziękuję, mamo – Hermiona podeszła i odebrała mleko, po czym obdarzyła swoją mamę całusem w policzek.
– Jesteś taka dzielna moja córeczko, ta niewola wcale cię nie zmieniła.
– Mylisz się mamo. Zmieniła mnie i to bardzo. Teraz jestem o wiele silniejsza – Hermiona po raz kolejny uśmiechnęła się do matki i z przyjemnością napiła się słodzonego miodem mleka. Tak. Dopiero teraz choć trochę poczuła się, jak w domu.

⚡⚡⚡

Nie wiedziała nawet, co jej się śniło, ani czy te sny były miłe. Pobudka jednak nie była ani przyjemna, ani spodziewana. Krążyła sobie jeszcze gdzieś na granicy snów, gdy jej usta delikatnie musnęło coś mokrego. Skrzywiła się, w pierwszej chwili myśląc, że wciąż jest w szkole, a to Krzywołap budzi ją w ten mało higieniczny sposób. Zaraz jednak przyszło otrzeźwienie. Krzywołap nie żył już od ponad trzech lat! Otworzyła oczy, chcąc zobaczyć co lub kto było sprawcą tego przykrego... z braku innej nazwy, powiedzmy pocałunku. Ron z szerokim uśmiechem na swych ustach pochylał się właśnie, by pocałować ją po raz drugi, jednak Hermiona szybko przesunęła się na drugą stronę łóżka, z dala od niego. O co mu do cholery chodziło? Przecież Padma twierdziła, że są razem! Dlaczego więc próbował obudzić ją buziakiem w usta? Przyjaciele się tak nie całują, a przynajmniej oni jako przyjaciele nigdy tego nie robili.
– Wstawaj, skarbie. Zaraz śniadanie – zawołał uradowany, siadając na jej łóżku.
– Dobrze Ron. Po śniadaniu jednak chciałabym z tobą porozmawiać... - oznajmiła łagodnie.
– Tak najdroższa! Powinniśmy porozmawiać... och! Mam ci tyle do opowiedzenia! - oczy Rona błyszczały wesoło.
– W porządku. A teraz wyjdź proszę, chciałabym się ubrać – mruknęła, ledwo się hamując przed wytarciem dłonią ust. Co on sobie wyobrażał, by budzić ją w taki sposób?
– To czekam w kuchni mojej mamy, skarbie! Pośpiesz się, bo głodny już jestem – Ron pomachał jej wesoło i wyszedł.
– Najpierw wezmę prysznic – zdecydowała, po raz kolejny wzdrygając się z obrzydzenia.

⚡⚡⚡

Szedł szybko, a każdy jego krok odbijał się echem od kamiennych, ponurych ścian. Dawno nie czuł takiej wściekłości. Wiedział, że do niczego go to nie zaprowadzi, ale nie potrafił się opanować. Z całej siły pchnął drzwi do komnat swojego przyjaciela, nawet nie kłopocząc się z pukaniem.
– Widzę, że masz dobry humor dzisiejszego poranka – zakpił, siedzący za biurkiem Severus.
– Doskonały! - Draco nerwowo przeczesał włosy palcami.
– Czym mogę ci służyć? - zapytał obojętnie Severus.
– Jedziesz dziś do klatki ptaszków?
– Po południu mam spotkanie ze złotym dzieckiem i dziadkiem mrozem... - Snape uśmiechnął się cynicznie pod nosem.
– Świetnie. W takim razie znajdziesz pannę-wiem-jak-wszystkich-wkurzać i przekażesz jej coś ode mnie – Draco podał mu niewielkie, kartonowe pudełko.
– Już tęsknisz? - zakpił Sev.
– Zrób to, o co cię proszę! - warknął, po czym odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
– Wiedziałem, że tak to się skończy – stwierdził Snape wpatrując się w pudełko, które Draco kazał przekazać Hermionie.

⚡⚡⚡

– No szybciej, Herm! Chodźmy! Zobaczysz jakie te małe Hipogryfy są świetne! - Ron, aż kipiał entuzjazmem, nawet nie zwracając uwagi na dość kwaśną minę swojej towarzyszki.
Hermiona naprawdę nie miała ochoty ani na spacer, ani na oglądanie Hipogryfów, ani tym bardziej na rozmowę z Ronem, która, jak sądziła nie będzie przyjemna.
– Tak się cieszę, że tu jesteś! Taki jestem szczęśliwy, że wróciłaś! - Ron złapał ją za dłoń i uścisnął ją mocno.
Hermiona spojrzała na niego uważnie, nie za bardzo rozumiejąc jego zachowanie. Powinien się raczej wstydzić i próbować wytłumaczy ze swojego romansu z Padmą, a nie zapewniać ją, jak cudownie jest spacerować razem po zasypanej śniegiem polanie.
– Posłuchaj Ron... nie chciałabym, żeby ten spacer jakoś źle wpłynął na twój związek z Padmą... - postanowiła pierwsza rozpocząć tę rozmowę.
Ron zatrzymał się i spojrzał w jej stronę z miną zdziwionego karpia. Widocznie nie miał pojęcia, że Hermiona już zdążyła się dowiedzieć o jego niewierności.
– Jaki związek? Przecież to tylko koleżanka – zaśmiał się w ten dobrze jej znany, głupkowaty sposób, którego zawsze używał, gdy chciał ukryć swoje zmieszanie.
– Spotkałam ją wczoraj wieczorem i wszystko mi powiedziała. Posłuchaj Ron, ja nie...
– Hermiona! Ona kłamie! Między nią, a mną nic nie było skarbie! - Ron mocniej ścisnął jej dłoń i spojrzał jej w oczy.
– To nic Ron, ja rozumiem - próbowała mu wytłumaczyć, że nie ma pretensji. W końca sama nie była wobec niego fair... Nawet bardzo nie fair skoro zakochała się w jego zaprzysięgłym wrogu.
– Nie skarbie! Ona nas nie rozdzieli! Nie pozwolę jej! Hermiona ja... miałem to zrobić trochę później, ale... - Ron puścił jej dłoń i odsunął się krok w tył, po czym uklęknął na jednym kolanie.
Teraz to Hermionie dosłownie opadła szczęka. W pierwszej chwili miała wrażenie, że dostała jakiś omamów. Przecież niemożliwe, by on...
– Hermiono Jean Granger, najmądrzejsza czarownico od czasów Roweny Rawenclaw... czy ty chciałabyś zostać moją żoną? - zapytał z uśmiechem, wyciągając z kieszeni pierścionek zaręczynowy.
– Ron... o Boże... - Hermiona zupełnie nie wiedział co zrobić.
– Zgódź się skarbie! Wszyscy na to czekają! Harry, nasze matki, Dumbledore... Wszyscy tego chcą! Będzie nam razem cudownie – nalegał.
– Nie Ron, wybacz, ale nie mogę... - Hermiona odwróciła się na pięcie i po prostu uciekła, nie mogąc znieść widoku rozczarowania w jego oczach. Czuła się naprawdę okropnie, doskonale wiedząc, że zraniła go tą odmową. Nie mogła jednak ustąpić inaczej. On nie był tym mężczyzną, któremu mogła powiedzieć "tak". To nie jemu oddała swoje serce.

⚡⚡⚡

Wbiegła do wielkiego holu Białego Feniksa i szybko zdjęła swoją pelerynę. Nie wiedziała co dalej. Czy powinna poczekać na Rona i wyjaśnić mu swoją decyzję? Czy może lepiej porozmawiać z Harrym i poprosić go, by pocieszył jakoś przyjaciela? Naprawdę nie miała pojęcia co powinna teraz zrobić...
– Tu jesteś Granger! - wyniosły głos Padmy sprawił, że odwróciła się w stronę schodów.
– Masz do mnie jakąś sprawę? - spytała Miona, niezbyt mając ochotę na kolejną kłótnie z panną Patil.
– Twoja mama powiedziała mi, że wyszłaś na spacer z Ronem! Mówiłam ci przecież, że masz zostawić go w spokoju! - krzyczała.
– Jak widzisz już wróciłam. Ron został sam, więc lepiej idź do niego – Hermiona skierowała się w stronę wielkiej jadalni, w której zwykli jadać posiłki inni mieszkańcy Feniksa. Chciała zobaczyć się z Neville'em i Colinem i zapytać, jak teraz wyglądają sprawy zaopatrzenia...
Nie zdążyła jednak ujść daleko, gdy Padma podbiegła do niej i złapała ją za ramię.
– Nie licz, że on do Ciebie wróci! Już dawno nic was nie łączy!
–  Ile razy mam ci powtarzać, że na nic nie liczę i niczego od niego nie chcę! - warknęła Hermiona, wyrywając swoje ramię z jej uścisku.
– Kłamiesz! Ten twój brudny Śmierciożerca miał cię już dość i odesłał cię do mamusi, więc pewnie pomyślałaś...
To był impuls, instynktowna reakcja. Po prostu uniosła dłoń i z całej siły spoliczkowała Padmę. Dziewczyna złapała się za policzek i ze złością popatrzyła na Hermionę.
– Nazwij go tak jeszcze raz, a przysięgam, że sięgnę po różdżkę – ostrzegła ją brązowowłosa, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę stołówki.

⚡⚡⚡


– Świetnie sobie poradziliście – pochwaliła , gdy Neville przedstawił jej stan zaopatrzenia.
– Początki nie były łatwe...
– Mimo to, daliście radę - zajrzała do jednego z kartonów z zapasami.
– Myśleliśmy tylko o tym, by dociągnąć to jakoś do twojego powrotu. Ciesze się, że jesteś – Neville uśmiechnął się delikatnie.
– Spróbuję się wam na coś przydać.
– Szkoda, że nie wszystko może tak łatwo wrócić do normy – Neville nagle posmutniał.
– Wszystko w porządku? - zapytała go łagodnie Hermiona.
– No nie wiem... Moja dziewczyna wraca po czterech miesiącach, jest w ciąży i na dodatek... myślę, że ona kocha tego całego Grega – Neville ukrył twarz w dłoniach.
Hermiona przyjacielsko poklepała go po ramieniu i uśmiechnęła się pocieszająco.
– Nie wiń jej za to. Przeżyła tam prawdziwy koszmar. Na początku było naprawdę źle, ale później udało jej się sprawić, że Goyle zupełnie się zmienił i stał się lepszym człowiekiem. To na nich obojgu odcisnęło piętno, stworzyło między nimi więź.
– Przynajmniej cieszę się, że jest szczęśliwa, no i z tego, że obie wróciłyście. Dobrze, że chociaż ty i Ron przetrwaliście to okropne rozstanie.
Hermiona zmieszana odwróciła wzrok. Ich związek niczego nie przetrwał i ona miała już pewność, że jest definitywnie skończony. Miała jeszcze iskierkę nadziei na uratowanie ich przyjaźni, ale wiedziała też, że nie będzie łatwo. Ron jej nie wybaczy od tak, a już na pewno nie to, że wybrała Malfoya... Wiedziała, że powrót do domu nie będzie oznaczał rozwiązania ich problemów, ale nie sądziła, że przysporzy jej ich więcej.

⚡⚡⚡

Zjadła obiad w ogólnej stołówce, nie chcąc zachodzić do kuchni pani Weasley ze względu na Rona. Bo co miała mu powiedzieć? Że przeprasza? Że niestety nie może zostać jego żoną, ale wierzy w to, że nadal będą mogli być przyjaciółmi? Nawet w jej myślach brzmiało to beznadziejnie...
Postanowiła, że zaszyje się w swoim małym gabinecie i przejrzy wszystkie dokumenty, dotyczące obecnego stanu zaopatrzenia i planów na kolejne dostawy. Miała nadzieję, że to absorbujące zajęcie odciągnie choć na chwilę jej myśli od sytuacji w jakiej się znalazła i pozwoli jej przestać się zamartwiać o to, czy Draco nie robi teraz czegoś niebezpiecznego... Właśnie miała wejść do swojego pokoju, gdy usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła się i na chwilę zamarła widząc stojącego w końcu korytarza Rona
– Pomóc ci z tym? - Ron uśmiechnął się nieco krzywo i wskazał na karton papierów jaki dźwigała.
– Dziękuje ci, ale nie trzeba – Hermiona również zmusiła się do uśmiechu.
Ron powolny krokiem zaczął się do niej zbliżać, a Hermiona nie wiedziała co zrobić. Zostać i poczekać na to co jej powie, czy może złapać za klamkę i uciec do bezpiecznego pokoju?
– Chyba powinniśmy porozmawiać o tym... o dzisiaj.
– Ron... ja...
– Miona, wiem, że cię zaskoczyłem, ale nie martw się skarbie, dam ci trochę czasu, wszystko się ułoży – zbliżył się do niej jeszcze bardziej, a ona zaczęła żałować, że nie uciekła kiedy miała szansę. Naprawdę nie chciała stracić jego przyjaźni, ale nie mogła go też okłamywać. Nie było szans na to, by kiedykolwiek mogli wrócić do siebie.
– Ron, ja naprawdę mam dużo pracy – uśmiechnęła się nerwowo i odwróciła się łapiąc za klamkę.
– Chętnie ci pomogę, pewnie to samo czeka mnie po naszym ślubie.
– Ślubie? - zapytała, ale jak się okazało nie tylko od niej wyszło to pytanie.
Razem z Ronem odwrócili się w stronę wysokiej postaci w czarnym płaszczu.
– Dzień dobry panie profesorze – Ron ze szczerą niechęcią spojrzał na swojego dawnego nauczyciela eliksirów.
Snape nie odpowiedział tylko z wyraźnym zainteresowaniem przyglądał się Hermionie.
– Harry i profesor Dumbledore czekają na pana na dole w bibliotece – poinformował Ron.
– Doskonale o tym wiem panie Weasley, pofatygowałem się tutaj jednak do panny Granger.
– Do mnie? - zdziwiła się Hermiona, starając się opanować uczucie strachu, które powoli zaczynało w niej narastać. Co jeśli coś stało się Draconowi?
– To w takim razie może wejdziemy do pokoju? - zaproponował Ron.
– O ile mi wiadomo ty nazywasz się Weasley, a nie Granger więc będziesz zbędny przy tej rozmowie – Snape uśmiechnął się kpiąco i podszedł bliżej, a Hermiona szybko otworzyła drzwi i pierwsza weszła do pokoju, by odłożyć pudło dokumentów. Snape wszedł do środka zaraz za nią i z uśmiechem prawdziwie wrednej satysfakcji zamknął drzwi prosto przed nosem wyraźnie wściekłego Ronalda.

⚡⚡⚡

– W czym mogę panu służyć panie profesorze? - zapytała Hermiona, usiłując powściągnąć emocje i nie na żądać od niego na wstępie informacji co u Dracona.
– Tak się złożyło, że przyszło mi wystąpić tu w roli posłańca – Snape wyjął z kieszeni szaty maleńkie pudełeczko, po czym stuknął w nie różdżką, by powiększyć je do odpowiednich rozmiarów.
– Od kogo to? - Hermiona z zainteresowaniem spojrzała na paczkę, którą profesor właśnie jej podał.
– Najpewniej dowie się pani tego, gdy ją otworzy – Snape odwrócił się w stronę drzwi zamiatając swoimi czarnymi szatami.
– Panie profesorze, proszę zaczekać! - poprosiła, wiedząc, że musi zadać mu to pytanie nim wyjdzie – Czy u Dracona wszystko w porządku?
Severus powoli odwrócił się w jej stronę przyglądając jej się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Z tego co mi wiadomo, to tak – odpowiedział wciąż uważnie na nią patrząc.
Hermiona odetchnęła głęboko i mimowolnie lekko się uśmiechnęła. Wiadomość, że Draco jest cały i zdrowy była dla niej najważniejsza.
– Wiedziałem, że tak to się skończy – mruknął Snape nim wyszedł z jej pokoju zostawiając ją sam na sam z tajemniczą przesyłką.

⚡⚡⚡

Hermiona usiadła na swoim łóżku wpatrując się w pudełeczko i próbując odgadnąć co też może skrywać. Postanowiła jednak, że nie ma sensu zwlekać, tylko lepiej od razu zobaczyć co to jest i przede wszystkim od kogo. Właśnie miała otworzyć paczkę, gdy do sypialni dosłownie wpadła jej matka. Hermiona na jej widok szczerze się zdumiała. Bowiem policzki Helen były uroczo zarumienione, a oczy błyszczały wesołymi iskierkami. Hermiona nie mogła uwierzyć, że znów ma okazję zobaczyć swoją mamę w takim stanie. Myślała, że po śmierci jej ojca te iskierki zgasły bezpowrotnie...
– Coś się stało mamo? - zapytała, gdy Helen prawie w podskokach podbiegła do szafy.
– Mam podać herbatę profesorowi Dumbledore'owi.
– I dlatego przebierasz bluzkę? - zdziwiła się Miona.
– Profesor ma gościa, nie mogę przecież zanieść herbaty w brudnym fartuchu! - Helen błyskawicznie się przebrała, a później stanęła przed lustrem, by poprawić fryzurę.
Hermiona musiała zakryć usta dłonią, by nie parsknąć śmiechem. Czyżby jej mama stroiła się dla Snape'a? Nie! To było niemożliwe! Ledwo zdusiła chichot do czasu, aż jej mama niczym strzała wypadła z pokoju. Mimo wszystko cieszyła się, że znów widzi ją czymś podekscytowaną. To było o wiele lepsze niż depresja.

⚡⚡⚡

Uspokoiła się trochę i otwarła wreszcie przesyłkę przekazaną jej przez profesora. W środku znajdowała się mała fiolka z jakimś żółtym eliksirem i świstek papieru. Sięgnęła po liścik i przeczytała go jednym tchem, czując jak jej serce przyśpiesza swój rytm, gdy rozpoznała charakter pisma. Liścik był krótki i bardzo wyraźny, ale mimo to Hermiona musiała przeczytać go kilka razy, by dotarł do niej jego sens. Lecz, gdy to się stało od razu pożałowała, że w ogóle otwarła tę paczkę. Każde słowo w tej chwili wbijało się niczym ostry sztylet w jej stęsknione serce... Pierwsza łza zawodu, rozczarowania, niezrozumienia i bólu stoczyła się po jej policzku, a pięść odruchowo zacisnęła się mocno, gniotąc list od jej ukochanego.

"W tej fiolce masz eliksir, który pozwoli Ci zlikwidować mój herb z twojego ramienia. Użyj go

Draco."

⚡⚡⚡

Siedział na kanapie w swoim salonie i swoim zwyczajem wpatrywał się w płonący w kominku ogień. Gra płomieni jednak mało go interesowała. Jego głowę zaprzątały inne myśli i problemy. Kątem oka spojrzał na zegarek próbując ocenić czy Snape mógł już przekazać Hermionie jego przesyłkę. Był pewien, że połączenie pomiędzy nimi jeszcze nie zostało przerwane. Czekał na tę chwilę. Sam już nie wiedział co poczuje, gdy Hermiona wreszcie użyje eliksiru. Ulgę? Czy może jednak smutek? W każdym razie wiedział, że ona musi to zrobić inaczej on dłużej nie wytrzyma. Druga taka pobudka, jak ta dzisiejsza może spowodować, że zrobi coś głupiego, jak na przykład udanie się do Białego Feniksa i zabicie Weasleya gołymi rękoma. Zabicie go za to, że był przy niej, za to, że jej dotykał i za to, że dzisiejszego poranka ją pocałował.
Pukanie do drzwi komnaty wyrwało go z zamyślenia. Musiał naprawdę odpłynąć skoro nawet nie zorientował się, że ktoś się zbliża. Odetchnął głęboko i poszedł otworzyć.
– Witaj przystojniaku – Messalina Rosier ubrana w gustowną i bardzo, bardzo krótką czarną sukienkę wyglądała naprawdę ponętnie. Usta muśnięte czerwoną szminką, zmysłowe perfumy i to typowo zdzirowate spojrzenie, które wielu mężczyzn doprowadzało do szaleństwa.
– Czego chcesz? - zapytał, próbując pohamować ogromną ochotę, by bez słowa zatrzasnąć jej drzwi przed nosem.
– Pomyślałam, że dotrzymam ci towarzystwa. Pewnie jesteś bardzo samotny po śmierci swojej szlamy... - Mess uniosła dłoń i delikatnie pogłaskała Dracona po policzku.
– Dziękuję ci bardzo za ofertę, ale nie skorzystam – Draco zrobił krok w tył zamierzając zamknąć jej drzwi przed nosem. Nim jednak zdążył to zrobić, Rosier skoczyła do przodu i dosłownie rzuciła się na niego wpijając swoje krwistoczerwone usta w jego wargi.
Draco, aż zachwiał się na nogach pod wpływem tego niespodziewanego ataku, jednak sam przed sobą musiał przyznać, że pocałunek Messaliny wcale nie był taki zły. Dlaczego miał rezygnować z odrobiny przyjemności? Po co? Dla kogo? Przecież najwidoczniej Hermiona nie miała takich oporów skoro dzisiejszego poranka pozwoliła się pocałować Weasleyowi... Powoli oddał pocałunek Messaliny, ale dziewczyna najwidoczniej chciała więcej i to zaraz, natychmiast. Draco na chwilę oderwał się od niej, by zaczerpnąć oddechu i wtedy to zobaczył. Messalina była wyuzdaną pięknością, której oczy płonęły czystym pożądaniem. Hermiona w takich chwilach patrzyła na niego zupełnie inaczej. W jej spojrzeniu było pożądanie, ale też coś jeszcze. Uczucia. Ciepło, oddanie, zaufanie... Nie mógł tego zrobić, bo nie tego chciał. Bez słowa zrobił dwa kroki do przodu, dosłownie wypychając Messalinę za drzwi, które zatrzasnął jej przed nosem. Ignorując jej wściekłe pukanie i jakieś wrzaski poszedł prosto do łazienki, by zmyć z siebie jej zapach i smak. Wiedział, że żadna nie dorówna tej, którą pokochał. Nie było sensu próbować jej zastąpić, ale może był sens, by o nią zawalczyć? Nic nie jest do końca stracone, póki walka trwa...

⚡⚡⚡

Kolejne dwa tygodnie były dla Hermiony prawdziwą udręką. Dosłownie rzuciła się w wir pracy próbując zapełnić nią każdą jedną chwilę od świtu, aż po późny wieczór. Pozwalało jej to unikać Rona i jego śmiesznych umizgów oraz wrednie syczącej na nią Padmy Patil. Robiła co mogła, by jakoś przetrwać kolejny dzień, a kładąc się do łóżka zasypiać ze zmęczenia, bez rozmyślania o tym wszystkim. Wiele chwil minęło jej również, na próbie zapomnienia o tym co znajdowało się w szufladzie jej nocnej szafki. I choć nie raz, ani nie dwa stawała przed lustrem i odsłaniała swoje ramie, na którym niczym tatuaż widniało godło rodu Malfoyów, to nie mogła użyć przesłanego jej przez Dracona eliksiru. Po prostu nie była w stanie odkręcić tej fiolki i raz na zawsze zerwać z tym co jeszcze ją z nim łączyło. W zależności od pory dnia i jej obecnego nastroju to wściekała się na Dracona za jego bezczelność, to znów miała ochotę płakać z powodu tego czego od niej zażądał. Jednak złość i jej gryfoński upór zwykle zwyciężały i mówiła sobie, że skoro to on ją naznaczył to niech przyjdzie tu i sam zlikwiduje swoje znamię! Ona się o nie przecież nie prosiła! Jednak z dnia na dzień było coraz gorzej, a brak jakichkolwiek wiadomości o tym co się z nim dzieje, była dla niej jak najgorsza tortura.
Snape jeszcze dwukrotnie odwiedzał Białego Feniksa, ale niczego jej nie przyniósł, ani nawet nie przekazał jej od niego zwykłych pozdrowień. To było dla niej naprawdę bolesne, ale powoli zaczynała sobie uświadamiać, że być może za dużo sobie obiecywała po tym wszystkim co się między nimi wydarzyło. Nie mogąc jednak nic na to poradzić, w całości poświęcała się pracy i planowaniu nowych dostaw zaopatrzenia.

⚡⚡⚡

W pewne piątkowe popołudnie, usilnie starała się wymyślić, jak zdobyć dodatkowe lekarstwa, bo według tego co mówiono ostateczna bitwa zbliżała się wielkimi krokami i Hermiona naprawdę chciała, by Zakon był na to dobrze przygotowany.
– Córeczko w kuchni Molly jest jakaś ważna narada, profesor Dumbledore prosi, byś tam przyszła – poinformowała ją jej mama, zaglądając do jej małego gabineciku ulokowanego tuż przy ich sypialni.
– Już tam idę, dziękuje mamo – Hermiona uśmiechnęła się lekko pod nosem, domyślając się, że w naradzie bierze udział profesor Snape, skoro jej mama ma na sobie swoją najlepszą bluzkę.
Ona sama z różdżką wetkniętą we włosy, w starych wypłowiałych jeansach i za dużej bluzie nie prezentowała się zbyt atrakcyjnie, ale szczerze mówiąc miała to w nosie. Tutaj nie miała się dla kogo stroić!
W dobrym humorze, zmotywowana tym, iż wreszcie uzyska jakieś ważne informacje, weszła do kuchni i uśmiechnęła się szeroko, by przywitać wszystkich. Jej spojrzenie najpierw padło na siedzącego przy końcu stołu Snape'a, zaraz obok niego stał Gregory Goyle, a jego widok szczerze ją zaskoczył. Jednak dopiero to co zobaczyła chwile potem prawie ścięło ją z nóg.

⚡⚡⚡

Stał tam, jak gdyby nigdy nic i patrzył prosto na nią. Jego czarna peleryna była mokra od padającego za oknem deszczu, podobnie jak jasne, blond włosy, uroczo potargane przez wiatr. Maleńka kuchnia była pełna ludzi, ale dla niej w tej chwili liczył się tylko on... a dla niego ona.
To było jak uderzenie obuchem w głowę. Tysiąc myśli, uczuć i emocji na raz. I ta jedna dominująco bolesna...
...tęsknota.

Kilka kroków. Wystarczyło wyminąć kilku patrzących na nią ze zdziwieniem ludzi i mogłoby się spełnić to, o czym śniła prawie każdej nocy.

Krótka chwila. Determinacja i nie miał wątpliwości słuszna decyzja. I znów czułby to, o czym myślał w każdej z ponurych chwil, jakie wypełniały ostatnio jego szare i puste dni.

⚡⚡⚡

I mimo, że oboje bardzo tego pragnęli, to niestety czas nie stanął w miejscu i nie zostali tutaj sami. Nic, ani nikt nie zniknęło z ich otoczenia. Wciąż znajdowali się w małej kuchni pełnej ludzi. Najważniejszych członków Zakonu, którzy mieli razem podejmować decyzję w najważniejszych kwestiach. Niektórzy, zajęci swoimi problemami, nawet nie zwrócili uwagi na napięcie jakie przecinało powietrze krążąc tam i z powrotem.
Od stalowych tęczówek, do przepełnionych bólem orzechowych oczu dziewczyny.

⚡⚡⚡

Inni, np. Snape lub Helen patrzyli z wyczekiwaniem na to, co się stanie. Na to, jak dwójka młodych ludzi zareaguje, znów znajdując się tak blisko siebie. Dumbledore również na nich patrzył, ale wyraz jego twarzy pozostawał jak zwykle pogodny. Natomiast jedna osoba nawet nie maskowała wściekłości. Ron bardzo dokładnie wyczuł, że coś się dzieje pomiędzy Malfoyem, a Mioną... I nie podobało mu się to... oj... bardzo nie podobało!
– Jesteś, Hermiono! Usiądź proszę, bo pora zaczynać – odezwał się Artur Weasley, w ogóle nie zauważając, że Hermiona pochłonięta jest czymś zupełnie innym.
– Właśnie Miona! Siadaj! Trzymam ci miejsce, skarbie – burknął Ron.
Na sekundę wzrok Dracona przeniósł się na rudzielca, a w jego oczach błysnęło coś na kształt szczerej pogardy, jednak równie szybko powrócił do swojej zwykłej maski chłodnej obojętności. Nie spojrzał już też więcej w kierunku Hermiony, tylko zwrócił się do Severusa:
– Możemy się pośpieszyć? Mam dziś jeszcze ważne spotkanie.
Hermiona poczuła jak jego głęboko brzmiący głos dosłownie przepływał po każdej komórce jej ciała. Uwielbiała go, zarówno teraz, gdy mówił z lekką złością i ironią, jak i wtedy, gdy w zakamarkach swojej sypialni szeptał jej do ucha różne gorące słowa. Cudownie było znów móc go usłyszeć, choć o wiele lepiej, gdyby mogła do niego podejść... dotknąć...
Zaraz też jednak w jej głowie pojawiła się niepokojąca myśl. Z kim też Draco może mieć to ważne spotkanie? Czyżby z Czarnym Panem? O, Merlinie! Oby nie... tak bardzo się o niego martwiła.
Mimo to w jej głowie pojawiła się na chwilę druga opcja, jeszcze bardziej złowroga. A co jeśli Draco spotyka się znów z Messaliną? Na samą myśl zjeżyły się jej włosy.
– Miona nie bądź zazdrosną idiotką – skarciła się w myślach i dopiero w tej chwili uzmysłowiła sobie, że musi wyglądać dość głupio wciąż stojąc w miejscu i wgapiając się w Dracona, który jakby zupełnie jej nie zauważał, gawędząc sobie o czymś z Goyle'em.
– Hermiona, usiądź wreszcie! - warknął Ron, wyraźnie tracąc panowanie nad sobą.
– Właśnie, właśnie pora zaczynać – zawołał Artur, po czym rozłożył na stole jakieś mapy i pergaminy.
Hermiona poczuła się niezręcznie i, szczerze mówiąc, było jej dość przykro z powodu obojętności Dracona. Niemrawo poczłapała na miejsce pomiędzy Harrym, a Ronem, które z uporem maniaka wciąż wskazywał jej ten drugi.
– Doprawdy nie wiem, co ten tleniony śmiercius tu robi – Ron aż kipiał jadem i ironią.
Hermiona zacisnęła pięści mając ogromną ochotę nawrzeszczeć na swojego byłego z powodu tego jak nazwał Malfoya, ale postanowiła zagryźć zęby i jakoś przetrwać to zebranie. A zaraz później dorwać pana niewiarygodnie przystojnego arystokratę i zapytać... właściwie sama nie wiedziała o co, ale i tak miała zamiar z nim pogadać!
– Zebraliśmy się wszyscy na tym spotkaniu ponieważ, jak donoszą nam nasi przyjaciele, - Artur wskazał na Dracona, Severusa i Grega – Czarny Pan już wkrótce planuje doprowadzić do ostatecznego starcia.
– Pff też mi przyjaciele. Zwykli mordercy, którzy poślą nam Avadę w plecy, gdy tylko będą mieli okazję – syczał złowrogo Ron.
– Zamknij się! - warknęła na niego Hermiona, czując, że powoli zaczyna tracić panowanie nad sobą.
– Spokojnie Miona, a ty Ron rzeczywiście uważaj na to co mówisz – Harry próbował załagodzić nieco sytuację.
– Severusie, jeśli możesz, przybliż nam tę sprawę – poprosił Dumbledore.
Snape w odpowiedzi sztywno skinął głową, po czym podniósł się z miejsca i omiótł całe pomieszczenie swym zimnym spojrzeniem. Hermionie od razu przypomniały się wszystkie lekcje eliksirów, w czasie których Snape uciszał ich w podobny sposób. To zawsze działało. Wystarczyło tylko, by popatrzył tak, jak teraz, aby wszyscy od razu umilkli i skupili na nim swoją uwagę.
– Udało nam się ustalić, że niestety Czarny Pan odnalazł Kamień Virtutes.

⚡⚡⚡

Jaki kamień? Co to oznacza? Czy to coś jak kamień filozoficzny? Pytania padały z różnych stron, a wszyscy wydawali się bardzo poruszeni tym co usłyszeli, choć niektórzy nawet nie wiedzieli, jak wielkiej wagi była to wiadomość.
– Ale przecież on nie istnieje! Legenda mówi, że zniszczył go sam Gryffindor, tak, by nikt nigdy nie mógł osiągnąć potęgi wszystkich Siedmiu Wielkich Magów! - krzyknęła Hermiona.
W całym pomieszczeniu zapadła cisza, a czarne niczym węgiel oczy mistrza eliksirów skupiły się na jego byłej uczennicy.
– Byłem pewien, że panna Granger będzie znała tę legendę, dlatego też poproszę, by to ona nam ją przedstawiła – Snape uśmiechnął się nieco cierpko, za to uśmieszek Dracona z pewnością można było nazwać ironicznym. Widać on też był pewien, że Hermiona będzie znała te legendę...
Brązowowłosa wstała i odchrząknęła, usiłując jakoś opanować emocje.
– Kamień Virtutes... - zaczęła mówić – Jest jednym z zaginionych artefaktów czarodziejskiego świata. Istnieje legenda mówiąca o tym, że stworzył go sam Merlin i zawarł w nim swoją magiczną moc. Później kamień wpadł w ręce Morgany La Fey, która również tuż przed śmiercią ukryła w nim cząstkę magi, tworząc w ten sposób najpotężniejszą broń w naszych dziejach... Dalsze losy kamienia splatają się z historiami o największym magach świata. Jadis, Sabrina Glevissig, Catharine La Voisin i wspomniana wcześniej Morgana, to cztery czarownice, które podobno związały swoją moc z kamieniem. Merlin, Simon Magus i... Salazar Slytherin to trzej wielcy czarodzieje, którzy również zaczarowali kamień. Gdy dowiedział się o tym Godryk Gryffindor, uznał, że kamień jest bardzo potężny i niebezpieczny. Wykradł go Slytherinowi, co podobno było główną przyczyną wojny pomiędzy nimi. Gryffindor zbadał kamień i odkrył, że jego moc jest zbyt wielka, by ten artefakt mógł nadal istnieć. Ponadto odkrył również, że możliwe jest wykorzystanie potęgi kamienia i jeśli wpadłby on w niepowołane ręce... - Hermiona, na samą myśl o tym, aż zachłysnęła się powietrzem.
Voldemort i tak uchodził za jednego z najpotężniejszych magów w dziejach. Z mocą Kamienia Virtutes byłby nie do pokonania. Gdyby go zdobył, nikt i nic już by mu nie stanęło na przeszkodzie do panowania nad światem.
– Dziękujemy panno Granger, to wystarczy – odezwał się Dumbledore, nie wiadomo czemu wciąż się uśmiechając.
– I co teraz zrobimy? - wyszeptała Molly Weasley, wyraźnie zatroskana tym co usłyszała, a kilka innych osób podzielało jej obawy.
– Spotkaliśmy się tutaj, bo mamy plan, jak uniemożliwić Voldemortowi przejęcie tej mocy... - odezwał się Remus Lupin, a całe zebrane towarzystwo skupiło na nim swoją uwagę.

⚡⚡⚡

Hermiona wciąż nie mogła ochłonąć po tych rewelacjach jakie usłyszała i wcale się nie dziwiła, że siedzący obok niej Harry również wydawał się wyraźnie spięty. Natomiast w głębi ducha podziwiała opanowanie Dracona. Szczerze mówiąc, blondyn wyglądał w tej chwili jak gdyby był co najwyżej znudzony. I wciąż na nią nie patrzył. Już sama nie wiedziała czy sprawia jej to przykrość, czy wręcz przeciwnie, budzi to jej irytację.
– Nasza sytuacja nie jest najweselsza, lecz nie wszystko jeszcze stracone. Najważniejsze teraz jest to, że wiemy gdzie jest kamień i kiedy Czarny Pan ma zamiar go użyć – kontynuował Lupin.
– Naprawdę to wiemy? - zdziwiła się Hermiona.
– Tak, ja i Ron po to włamaliśmy się do Hogwartu. Kamień jest ukryty w Komnacie Tajemnic. Pilnują go Śmierciożercy, górskie trolle i pewnie inne stworzenia. Niestety nie udało nam się podejść zbyt blisko... – odpowiedział Harry.
– Widać słabo się staraliście – burknął Goyle, uśmiechając się kpiąco.
– Trzeba było samemu tam iść, głupku! - krzyknął Ron, nerwowo zaciskając pięści.
– Spokój – Snape zimno uciął dyskusję – Czarny Pan jest bardzo ostrożny. Na pewno nie zlecił pilnowania kamienia nikomu, kto mógł wpaść na pomysł, by wykorzystać jego moc. Nie pilnują go ludzie. Wcześniej należałoby spodziewać się czegoś z zakresu Czarnej Magii.
– Brzmi to strasznie – wyjąkała mama Hermiony.
– Spokojnie, droga Helen, wszystko będzie dobrze – zapewnił ją Dumbledore, choć można było odnieść wrażenie, że mówi to po to, by uspokoić wszystkich.
–  Co teraz? Co dalej? - zmartwiła się Molly.
– Jak wspominał Remus, nie jest tak źle. Mamy plan – wtrącił Artur.
– Severusie? - Dumbledore zwrócił się do Snape'a.
– Kamień jest w Hogwarcie, a Czarny Pan zdaje się być gotowy do przejęcia jego mocy. Dziś poinformował swojego sekretarza – tu Snape wskazał na Dracona, a Ron prychnął z pogardą – o tym, że równo za miesiąc wszyscy jego poplecznicy mają stawić się na błoniach Hogwartu w pełnej gotowości. Podejrzewamy, że gdy tylko przejmie moc kamienia, przystąpi do ostatecznej rozgrywki. Ta moc pozwoli mu odnaleźć wszystkich jego wrogów. Nigdzie nie będzie bezpiecznie, nawet w Białym Feniksie – Snape powiedział to w taki sposób, by nikt nie tracił wątpliwości, że bitwa o wszystko rozegra się już wkrótce.

⚡⚡⚡

Hermiona siedziała niczym sparaliżowana. To wszystko co usłyszała kołatało się w jej głowie z prędkością światła.
Co teraz? Co dalej? Co ich czeka? Co przyniesie przyszłość? Czy oni w ogóle mają jakąś przyszłość?
Wszyscy dookoła byli tak samo wstrząśnięci i przerażeni. Zadawali sobie miliony tych samych pytań.
Nagle Miona poczuła, że ktoś jej się przygląda. Podniosła głowę i natrafiła prosto na to spojrzenie, które dosłownie zapierało jej dech w piersi. Draco patrzył na nią, jakby chcąc jej przekazać samym wzrokiem jakąś formę wsparcia. To w jego oczach dostrzegła to co mówił Dumbledore –"wszystko będzie dobrze", ale dopiero teraz w to uwierzyła. Wszystko będzie dobrze, skoro on tak twierdził. Wszystko będzie dobrze, jeśli będą walczyć razem. Wszystko się ułoży. Musiała w to wierzyć. Skinęła lekko głową, by dać mu do znać, że zrozumiała. Nie podda się i nie załamie. Po prostu będzie dalej walczyła. Razem z nim.
Kąciki ust blondyna drgnęły w lekko, jakby ledwo powstrzymywał się przed tym, by się do niej uśmiechnąć.
– Jakie więc mamy szansę? Co musimy zrobić? Nie pokonamy Śmierciożerców! Jest nas zbyt mało! - pytali jeden przez drugiego uczestnicy zebrania.
Jednak Snape znów uciszył wszystkich swoim zimnym spojrzenie i po chwili ponownie zabrał głos.
– Wiemy, gdzie jest kamień. Wiemy, kiedy Czarny Pan planuje go użyć. Wiemy, że zbierze całe swoje siły w jednym miejscu. Pozostaje nam tylko jedno. Walka.
– Ale ktoś mówił, że jest nas za mało! - zdenerwowała się mama Hermiony.
– Nie w ilości tkwi siła, lecz w jakości – Snape spojrzał na Helen i uśmiechnął się kącikiem ust, a mama Hermiony od razu uroczo się zarumieniła.
Miona ledwie się powstrzymała przed wywróceniem oczami. Czego, jak czego, ale takiego zachowania swojej rodzicielki się nie spodziewała.
– Co pan ma na myśli, mówiąc o jakości? - wtrącił Harry.
Snape przez chwilę popatrzył na niego chłodno, po czym udzielił wszystkim wyjaśnień.
– Nie mamy możliwości pokonania sił Czarnego Pana w bezpośrednim starciu, dlatego też musimy wykazać się sprytem.
– Ale co to oznacza? - zapytał Neville, który również był obecny na zebraniu.
– Tego kochani, dowiecie się już wkrótce – Dumbledore wstał. – Celem tego zebrania było poinformowanie was, że mamy miesiąc, by się przygotować. Żeby zwyciężyć musimy być zjednoczeni i dobrze zorganizowani. Muszę Wam zadać to pytanie. Czy wszyscy jesteście z nami w walce przeciw złu, które chce opanować nasz świat?
– Tak! No jasne! Się wie! - odpowiadali ci bardziej dzielni. Inny kiwali potakująco głowami. Wszyscy tak samo przestraszeni, ale też wszyscy świadomi, że nie ma już dokąd uciec. Muszą stanąć do walki. To ich jedyna szansa.
– Doskonale – Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie – Poszczególne sprawy i zadania omówimy w późniejszym terminie. Severusie, mogę cię jeszcze prosić na słówko? - Albus skinął na Snape'a i skierował się do wyjścia.
– Poczekasz na mnie? - mistrz eliksirów zwrócił się z tym pytaniem do Dracona.
– Nie. Mówiłem ci, że mam spotkanie. Muszę już iść – Draco wstał i skinął wszystkim na pożegnanie, nie patrząc jednak w stronę Hermiony, po czym szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.
– O nie! Nie tak szybko! – zezłościła się w duchu Hermiona, również podnosząc się z miejsca. Chciała z nim porozmawiać.
Nie. Pomyłka. Ona musiała z nim porozmawiać! Ta potrzeba wręcz spalała ją od środka. Już miała skierować się do wyjścia, gdy Ron mocno złapał ją za rękę.
– Nigdzie teraz nie pójdziesz! Siadaj! - warknął.
– Puść mnie Ron! - wściekła się nie na żarty. Co on sobie do diabła wyobrażał?
– Ron daj spokój... - Harry próbował się wtrącić.
– Nie wiem, co masz do tego brudnego szczura, ale nie polecisz teraz za nim. To się musi skończyć! On już nie jest twoim pseudo-opiekunem!
– Puszczaj głupku! - Hermiona ze wszystkich sił próbowała się uwolnić z uścisku łapy Rona.
– Powiedziałem już...
– Puść ją, Weasley, albo nie ręczę za siebie – rozległ się zimny głos tuż za ich plecami.
Hermiona odwróciła się i jej spojrzenie natrafiło prosto na Goyle'a.
– Nie wtrącaj się.
– Puść ją Ron, albo i ode mnie oberwiesz! - zdenerwował się Harry.
Weasley cały poczerwieniał ze złości i wyglądało na to, że wciąż się waha co zrobić. Na szczęście jednak nieświadomie chyba, poluzował swój uścisk i Hermiona zdołała się wyszarpać. Nie czekając na nic i chwilowo rezygnując z zamordowania Rona, prawie biegiem ruszyła do drzwi. Miała ogromną nadzieję, że uda jej się jeszcze gdzieś złapać Dracona.

⚡⚡⚡

Niestety szybko okazały się, jak płonne były jej nadzieje. Blondyna nigdzie nie było. Nie zważając na padający na zewnątrz deszcz, najszybciej jak mogła pobiegła do punktu skąd można się było deportować. Dracona jednak tam nie było. Stała przez chwile, moknąc, a dwie łzy spłynęły po jej zarumienionych policzkach. Dlaczego nie chciał nawet zamienić z nią słowa? Czy naprawdę tak bardzo się spieszył? Czy może coś się zmieniło od chwili, gdy obiecywał jej, że spotkają się po wojnie...
Otarła łzy i odetchnęła głęboko. Nie odpuści mu tak łatwo. Dziś mógł jej uciec, następnym razem mu się nie uda! Już ona się o to postara! Choćby nawet musiała związać Rona zaklęciem.

⚡⚡⚡

Zrezygnowana i przemoczona wróciła do swojego pokoju. Była pewna, że nie będzie w stanie z nikim się zobaczyć. Nie miała na to ochoty. Może trochę popracuje? Może to zagłuszy ten tępy ból, jaki zagnieździł się w jej sercu?
Zamknęła drzwi do swojej sypialni i potrząsnęła głową, próbując pozbyć się nadmiaru wody ze swoich bujnych włosów. Podeszła do nocnej szafki, by zabrać kilka dokumentów i przenieść je do swojej maleńkiej pracowni tuż przy pokoju, którą stworzyła ze starego schowka na graty.
Nagle usłyszała dziwny dźwięk. Coś jak przekręcanie klucza w zamku. Nerwowo rozejrzała się po pokoju, ale okazało się, że nadal jest sama.
– Opanuj się trochę dziewczyno, bo jeszcze zaczniesz mieć omamy – zrugała samą siebie, odgarniając mokre loki z twarzy i próbując się skupić na dokumentach, jakie trzymała w dłoniach.
Niestety jeden niesforny lok wciąż na nowo opadał jej na czoło, doprowadzając ją do skrajnej irytacji.
– Chyba cię obetnę, słowo daję! – ostrzegła kosmyk, który tym razem opadł jej na oczy.
Jednak teraz nawet nie zdążyła go dotknąć.
Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Najpierw poczuła ten zapach. Znajomy, kochany. Za chwilę delikatny dotyk chłodnych palców na policzku, a zaraz później loczek został zatknięty za jej ucho czułym gestem.
– Co cię znów tak irytuje, zadziorna Gryfonko? - usłyszała szept tuż przy swoim uchu.
Dokumenty wypadły jej z rąk, a nogi praktycznie się pod nią ugięły. Cały smutek i irytacja nagle zniknęły, a każdy milimetr jej ciała zapełnił się prawdziwym szczęściem. To on. Naprawdę tu był...

⚡⚡⚡


Rzuciła się do przodu, na oślep szukając tego, kogo się spodziewała. Tym razem się nie zawiodła. Sekundę później tonęła w uścisku znajomych ramion i choć go nie widziała, mogła być pewna, że i na jego twarzy maluje się taka sama ulga i radość, że znów są razem i że nic się nie zmieniło.
– Jak dobrze, że jesteś – wyszeptała, po omacku błądząc dłońmi po jego twarzy, wplatając palce w jego włosy.
– Myślałaś, że przyjechałem tu posłuchać nudnej pogadanki Severusa i Starego Dropsa? Przecież nie powiedzieli mi niczego nowego – Draco sięgnął po różdżkę i zdjął z siebie zaklęcie kameleona.
Hermionie znów na chwilę zaparło dech w piersi, gdy kolejny raz mogła spojrzeć w te cudowne oczy. Obydwoje intensywnie patrzyli na siebie, jakby mogli się tylko w ten sposób porozumieć, po czym jakby bez udziału świadomości, w jednej chwili pochylili się ku sobie.
Ich usta złączyły się w tańcu pasji, namiętności i miłości. Oboje poczuli prawdziwej postaci rozkosz, która przebiegła przez ich ciała potężną falą i dała początek tej iskierce... Tej samej, która wkrótce doprowadzić miała do wielkiego wybuchu.

⚡⚡⚡

(18+)

– Hermiona...
– Nic nie mów, nie teraz – poprosiła chrapliwie, sięgając dłońmi do zapięcia jego szaty.
Draco jęknął cicho, po czym z powrotem przyciągnął jej głowę do namiętnego pocałunku. Potrzebował tego, niczym kolejnego oddechu. I ona także...
Hermiona nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Że on naprawdę tu jest. Stoi w jej maleńkim pokoju w Białym Feniksie i całuje ją tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Te kilkanaście dni wzbudziło w ich serca tęsknotę tak wielką, że obydwoje marzyli tylko o tym, by natychmiast jakoś ją ukoić. Potrzebowali swojej bliskości i to tej największej z możliwych. Na przemian z dzikością, to znów z subtelną pieszczotą zrywali z siebie ubrania. Hermiona z satysfakcją pozbyła się ciężkich, bogato zdobionych szat Generała Śmierciożerców i odkryła, że Draco ma na sobie jej ulubiony zestaw. Biała koszula i czarne, jeansowe spodnie. Jednak bardziej interesowało ją to, co znajdowało się pod tym strojem, dlatego czym prędzej zaczęła rozpinać koszulę ukochanego.
Czuła, że za chwilę ze szczęścia uniesie się kilka centymetrów nad ziemię. Draco trzymał ją w swoich objęciach, niczym najcenniejszy skarb. Jego pocałunki wywoływały fale prawdziwej przyjemności, przeszywające jej ciało na wskroś. Wydawało jej się, że minęły wieki nim ostatni raz czuła się tak dobrze i właściwie. Nie chciała dłużej czekać. Potrzebowała go i to teraz, zaraz. Nie była doświadczona w tych sprawach, ale wiedziała, że to co daje jej Draco, jest najwspanialszym przeżyciem, jakie mężczyzna może podarować kobiecie. Czuła, że i tym razem nie będzie musiała długo czekać... I nie pomyliła się. Blondyn szybkim ruchem praktycznie zdarł z niej jeansy i pociągnął ją w stronę najbliższego łóżka. Hermiona nawet nie zdążyła zaprotestować, że jest to łóżko nie jej, tylko jej mamy... Jednak w momencie, gdy poczuła jego chłodne palce w tym najbardziej rozgrzanym punkcie swojego ciała wszystkie jej myśli uleciały w niewiadomym kierunku, a ona potrafiła się skupić tylko na odczuwaniu rozkoszy i nieziemskiej wprost przyjemności. Draco delikatnie ułożył ją na miękkim posłaniu, samu kładąc się tuż obok. Jednocześnie ich usta nie przestały stykać się w setkach namiętnych pocałunków, a jego palce śmiało pieściły jej kobiecość przez delikatny materiał jej majtek. Po chwili Hermiona nie potrafiła już robić niczego poza cichym pojękiwaniem z przyjemności. Draco uśmiechnął się delikatnie tuż przy jej ustach, po czym przeniósł swoje pocałunki na jej smukła szyję. Ona wplotła swoje palce w jego jeszcze wilgotne od deszczu włosy i przymknęła oczy, by w pełni móc oddać się temu co z nią robił. Draco jednak nie miał zamiaru na tym poprzestać. Jego usta zsuwały się coraz niżej i niżej, aż zatrzymały się na krawędzi jej stanika. Chwile później, Hermiona usłyszała tylko, jak cicho szepcze zaklęcie, a cała jej bielizna dosłownie zniknęła. Syknęła z nieukrywanej rozkoszy, gdy jego palce bezpośrednio zetknęły się z jej gorąca kobiecością, a język wziął w posiadanie różowy sutek jej prawej piersi.
Jej jęki stawały się coraz głośniejsze i powoli zaczynała się obawiać, że ktoś może ich usłyszeć. Nie obchodziło jej to jednak. Potrzebowała go w tej chwili jak niczego i nikogo innego na świecie. Blondyn zdaje się wiedział o tym, bo nie kazał jej dłużej czekać, tylko zsunął się niżej i już w chwilę potem jego język znalazł się właśnie tam, gdzie najbardziej go potrzebowała. Hermiona zachowując strzępki rozsądku zasłoniła twarz poduszką, by nie krzyknąć na całe gardło jak cudowne było to, co on z nią robił. Nie musiała długo czekać... Draco doskonale znał jej ciało i wiedział, jak sprawić, by jego wiedźma krzyczała w spełnieniu. Wystarczyło kilka minut, by opanowana zwykle panna Granger wiła się w konwulsjach, tłumiąc swoje krzyki w poduszkę. To było właśnie to... rozkosz największa z możliwych.

⚡⚡⚡

Draco dumny z tego, ze udało mu się ją zaspokoić, ułożył się obok, chcąc nacieszyć oczy jej pięknem. Bez skrępowania gładził swymi dłońmi jej gładkie ciało, jakby chcąc zaznaczyć, że każdy jego fragment należy do niego. Hermiona wreszcie uspokoiła oddech i odrzuciła poduszkę. Ledwo to zrobiła, usta mężczyzny znów wzięły we władanie jej własne. To było właśnie to – ich ulubiony sposób komunikacji – namiętne, pełne uczucia pocałunki. Obydwoje czuli, że nowa fala pożądania zalewa ich potężną siłą. Tym razem Hermiona postanowiła przejąc inicjatywę. Szybkim ruchem pchnęła go na plecy i usiadła na nim okrakiem obdarzając setkami drobnych pocałunków jego szyje, barki i klatę. Draco zamknął oczy, usiłując powstrzymać się od jęczenia na głos, jednak ciche pomruki przyjemności, jakie wymykały się z jego gardła mówiły jej, że to, co robi sprawia mu wielką  rozkosz. Chciała mu się odwdzięczyć, dać mu spełnienie, największe z możliwych. Nie miała zamiaru tracić czasu i czym prędzej zsunęła się niżej, by pozbyć się jego jeansów i bielizny. . Gdy tylko jego spodnie klapnęły na podłogę, Hermiona pochyliła się nad jego męskością. Jednak Draco złapał ją za ramiona i pociągnął w górę, by stłumić kolejny jęk pocałunkiem.
– Nie mogę już czekać...- wyszeptał chrapliwie.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona z tego, jak na niego działa i ponownie usiadła na nim okrakiem. Chciała to zrobić powoli, przedłużać te słodkie tortury po to, by móc obserwować, jak bardzo on jej pragnie, jednak Daraco nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Złapał ją mocno za biodra i szybkim ruchem wsunął się w jej rozgrzane wnętrze. Oboje ledwie stłumili okrzyk przyjemności, który chciał opuścić ich gardła, gdy tylko stworzyli jedność. To było właściwe i piękne. Obydwoje, doskonale zgrani, zaczęli się poruszać w rytm, który dyktowały im ich serca. Chcieli mieć siebie na wyłączność już zawsze. Czuć tę obezwładniającą przyjemność i w ten sposób okazywać sobie, jak wiele dla siebie znaczą. Wiedzieli jednak, że ta chwila nie może trwać wiecznie. Kochali się z namiętnością i pasją, ale z każdą chwilą ich zbliżenie stawało się bardziej dzikie. Nie mogli się sobą nasycić i obydwoje mieli wrażenie, że chyba nigdy nie dają rady tego zrobić. Ich ciała odbijające się od siebie, ciche jęki rozkoszy, pot powoli skraplający się na ich ciałach i ciągły galop ku spełnieniu. Wiedzieli, że nie mają dużo czasu, dlatego Draco, czując, że finał jest blisko podniósł się, by szybkim ruchem przewrócić Hermionę na plecy. Wszedł w nią ponownie, mocno i głęboko i znów rozpoczął szalony taniec dwóch ciał. Hermiona objęła go mocno ramionami, a swoje łydki skrzyżowała na jego plecach, chcąc jak najdłużej pozostać tak blisko. Wiedziała, że kolejne spełnienie nadchodzi do niej pełną falą i dlatego wtuliła swoją twarz w jego szyję, licząc na to, że to choć trochę stłumi jej jęki.
Draco również wiedział, że to nie potrwa już długo. Zacisnął zęby, ledwie tłumiąc krzyk, chcąc wytrzymać chociaż jeszcze chwilę, doskonale wiedząc, że jego mała czarownica też jest już blisko orgazmu... A kiedy to się stało, gdy Hermiona zajęczała głośniej tuż przy jego uchu, a jej wnętrze zaczęło dziko pulsować i on pozwolił sobie na głośniejszy jęk i spełnienie tak silne, że wiedział, że nigdy żadna kobieta nie byłaby w stanie temu dorównać. W tej chwili już wiedział, że takiej rozkoszy, może doznać tylko ktoś, kto uprawia seks z prawdziwą miłością.

⚡⚡⚡

Hermiona usiłowała wyregulować swój oddech w rytm serca Dracona. Opierała głowę o jego nagą pierś, a jego chłodne palce błądziły po jej plecach, kreśląc na nich skomplikowane wzory. Odetchnęła głęboko, zrelaksowana i szczęśliwa. Tuż za drzwiami znajdowała się setka ludzi. Jej przyjaciół i sądząc po zachowaniu Patil – wrogów. Jej mama mogła chcieć wejść do ich wspólnego pokoju w każdej chwili, ale Hermiony to nie obchodziło. Chciała jeszcze przez chwilę móc łapać te strzępki szczęścia, jakie teraz czuła. Bo jutro znów będzie szare i niepewne.
– Co teraz będzie? - spytała.
– Naprawdę chcesz psuć tę chwilę rozmową o tym, co nas czeka? - odpowiedział pytaniem, jednocześnie mocniej ją do siebie przytulając.
– Nieee, chyba nie chcę – wymruczała zadowolona.
– Tak właśnie myślałem. Lepiej opowiedz, jak ci tutaj jest po powrocie?
– Nijak, staram się dużo pracować, mało myśleć... – westchnęła ciężko.
– Hermiona, ty zawsze za dużo myślisz – zaśmiał się pod nosem.
– A tobie jak jest beze mnie w Umbra Walpurgis?
– Nudno – odpowiedział z prostotą – Nie ma mnie kto denerwować, no może poza tym kretynem Goyle'em, który wciąż gada o tej całej Lovegood.
Hermiona zachichotała, ledwo mogąc sobie wyobrazić, jak Draco znosi towarzystwo zakochanego kumpla.
– Po co przyjechałeś na zebranie, skoro o wszystkim już wiedziałeś?
– Mam do ciebie sprawę, a to był dobry pretekst.
– Jaką sprawę? - dociekała, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy.
– Za chwilę ci wyjaśnię – mruknął, przyciskając jej głowę z powrotem do swojej piersi i chcąc jeszcze chwilę nacieszyć się jej bliskością.
– Skąd wiedziałeś, który pokój jest mój? - zapytała, przymykając oczy i wtulając się w niego najmocniej jak potrafiła.
– Czekałem na ciebie na korytarzu, bo wiedziałem, że rudzielec tak szybko cię nie wypuści – burknął.
Ponownie uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Czyżbym słyszała zazdrość w twoim głosie?
– Od kiedy to zrobiłaś się taka pewna siebie, co? - Draco połaskotał ją w ramach zemsty, a Hermiona zapiszczała ze śmiechu.

W tym właśnie momencie ktoś pociągnął za klamkę do jej pokoju...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz