– Spokojnie, wszystko będzie dobrze – wyszeptał Draco, łapiąc ją za ramię i prowadząc w stronę oczekujących na nich grupki postaci w czarnych płaszczach.
– Coś długo trwała ta wasza aportacja – zauważył zgryźliwie Carrow, na co Orion spiął się nieco i wrogo spojrzał na swojego kuzyna.
– Ostatnie instrukcje dla mojej żywej tarczy – wyjaśnił lakonicznie Draco.
– Nie mamy zbyt wiele czasu. Chodźmy do bramy, nim zjawi się tu cały Zakon – burknął Macnair i ruszył przodem, prowadząc Helgę za ramię.
⚡⚡⚡
Szli w milczeniu, a ponurą ciszę przerywało jedynie krakanie wron. Powoli zapadał już zmierzch, a stojący nieopodal Hogwart wyglądał prawie tak samo strasznie jak Umbra Walpurgis. Hermiona szła jak najbliżej Dracona wiedząc, że każdy krok zbliżał ich do rozstania. Rękę włożyła do kieszeni szaty i czujnie zacisnęła ją na swojej różdżce.
– Wąż pełza, smok lata, Śmierciożercy Czarna Szata. Srebrna maska, błysk Avady, mamy różdżki, a nie szpady... - zaczął nucić pod nosem Orion, uśmiechając się do Hermiony, gdy raz czy dwa na niego spojrzała.
– Lestrange, zamknij się z łaski swojej. Chcę sprawdzić jak czujni są strażnicy przy bramie. Lepiej podejść tam cicho – uśmiechnął się złowrogo Carrow.
– Jeśli podejdziemy cicho to mogą nas zaatakować. Idziemy normalnie i pamiętaj, Carrow, kto tu dowodzi – upomniał go Draco.
– Cicho! Ktoś tam jest! - warknął Snape, celując różdżką w krzaki.
– To tylko my – rozległ się tubalny głos Goyle'a i po chwili wyłonił się on za krzaków razem z Luną.
– Co się skradasz, stary? Zawału można dostać! - upomniał go Daniel.
Hermiona głęboko odetchnęła na widok przyjaciółki. Bardzo się cieszyła, że są tu razem. I choć bała się, czy z Luną i jej dzieckiem wszystko będzie w porządku, to naprawdę liczyła na to, że blondynce uda się uciec. Jej bezpieczeństwo było teraz najważniejsze.
– Ruszajcie się, mamy zabezpieczyć klejnot jeszcze dziś! - narzekał Walden.
– Ciekawe, kiedy czerwono-złote ptaszki zaatakują? Jak myślicie? - zapytał Carrow.
– Pewnie gdzieś przy wrotach do zamku, prawdopodobnie mają swoje kryjówki w Zakazanym Lesie – wtrącił Pucey.
– Dobra, jesteśmy już blisko - wtrącił Orion i faktycznie za kolejnym zakrętem znaleźli się przy starej, zardzewiałej bramie Hogwartu.
⚡⚡⚡
Hermiona z nostalgią pomyślała o tym, jak wielokrotnie przechodziła tędy w czasie szkoły. Wrześniowe rozpoczęcia roku, ferie, sobotnie wycieczki do Hogsmeade... Piękne i beztroskie czasy. A teraz Hogwart był zdobyty przez Śmierciożerców. Nie było już szkoły. Młodzi czarodzieje i czarownice żyli w ukryciu w obawie, że słudzy Voldemorta ich złapią i przewiozą do Umbra Walpurgis, gdzie albo się zgodzą zostać kolejnymi Śmierciożercami, albo zginą.
– Hasło! - tuż przy bramie błysnęło białe światło, a trzech stojących tam Śmierciożerców wycelowało różdżki w ich stronę.
– Chwała i wieczna potęga rycerzom Walpurgii i najwyższemu z magów, Czarnemu Panu – wyrecytował Draco, a Hermiona ledwo się powstrzymała przed parsknięciem śmiechem.
Wiedziała, że to nie czas i nie miejsce na głupie chichoty, ale pomysły na hasła Voldemort miał naprawdę poetyckie.
– Zgadza się! Możecie wejść – Śmierciożerca podszedł do bramy i stuknął w nią różdżką, a ta rozsunęła się ze złowrogim skrzypnięciem. Stado czarnych wron, siedzących na pobliskim drzewie, wzbiło się do lotu. Hermiona nerwowo rozejrzała się dookoła. Wiedziała, że za chwilę wszystko może się rozstrzygnąć.
– Ej, czemu idziecie dalej? Mieliśmy czekać przy bramie na resztę! - narzekał Carrow.
– Nie bądź takim tchórzem Carr, wejdziemy już do zamku, zamiast tu marznąć – odezwał się Snape.
– Ale Zakon Feniksa może zaa... - Carrow urwał w pół zdania, ponieważ nagle gdzieś za drzew poleciało w jego kierunku zaklęcie petryfikujące, które ugodziło go prosto w plecy.
– Atak! - krzyknął strażnik przy bramie i szybko wysłał sygnał alarmowy, po czym on i jego towarzysze rzucili się w stronę przeciwników, miotając różnymi zaklęciami.
– Co za debile! Mieli atakować dopiero, gdy będziemy dalej od bramy! - warknął Draco, wydobywając swoją różdżkę.
– Co teraz? - zapytała roztrzęsiona Hermiona, gdy za drzewami zaczęły się pojawiać błyski zaklęć.
– Weź różdżkę i rzuć zaklęcie przecinające na niewidzialne liny Carrowa i jego niewolnicy, później się znajdziemy! - krzyknął Draco, puszczając jej ramię.
⚡⚡⚡
Tuż za bramą zaczęły pojawiać się postaci Śmierciożerców, którzy śpieszyli, by odeprzeć atak Zakonu. Hermiona szybko pobiegła do leżącego twarzą do ziemie Carrowa i stojącej nad nim bezradnie Tary, po czym rzuciła zaklęcie przecinające. Cudownie znów było poczuć siłę magii przepływającej przez jej ciało.
– Co ty robisz? Skąd masz różdżkę? Możemy za to zginąć! - krzyczała przerażona Tara.
– Ratuję cię! Rusz się, musimy uciekać!
– Hermiona! Tutaj! Szybko! - krzyknął Orion, machając do niej.
Rozejrzała się dookoła, jednak Dracona nigdzie nie było. Uznała więc, że Orion wie, co robi, dlatego złapała Tarę za rękę i razem z nią pobiegła do Daniela.
– Tędy! Znam drogę! - krzyknął Orion, łapiąc Hermionę za ramię i ciągnąc ją w stronę bramy. Dziewczyna szczerze się zdziwiła, gdyż biegli prosto na coraz to nowe zastępy Śmierciożerców. Nim jednak dobiegli do bramy, ktoś rzucił w Oriona celnym zaklęciem petryfikującym. Hermiona zaklęła pod nosem i rozejrzała się bezradnie. Tary nigdzie nie było, a ona nawet nie wiedziała gdzie ma teraz biec. Obok niej świstały promienie zaklęć, a całe hordy Śmierciożerców biegły w stronę Zakazanego Lasu. Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjś uścisk.
– Zabiję tego kretyna! - warknął dobrze znany jej głos, który sprawił, że poczuła ulgę.
– Draco! - ucieszyła się, lecz nim zdążyła mu się rzucić na szyję, blondyn pociągnął ją w stronę lasu, biegnąc bardzo szybko.
Biegli i biegli, a suche gałęzie pękały z głuchym trzaskiem pod ich stopami. Co jakiś czas minął ich promień zaklęcia, albo gdzieś z daleka usłyszeli czyjś przeraźliwy krzyk. Nie zwracali jednak na to uwagi, tylko nadal biegli przed siebie, mocno trzymając się za ręce.
– Chwila nieuwagi i już znikasz mi z oczu... aż tak ci spieszno? - zażartował, gdy wreszcie się zatrzymał po środku jakiejś ciemnej, ponurej polany.
– Daniel, on...
– To ostatni kretyn!
– Ale Tara, ona biegła za nami...
– Jest bezpieczna i ty też zaraz będziesz – Draco uniósł swoją różdżkę i wystrzelił przed siebie srebrny promień. Nie trwało długo nim w odpowiedzi pojawił się czerwony błysk zaklęcia.
Gdzieś w oddali wciąż słychać było odgłosy walki, a mrok przecinała łuna ognia. Las płonął.
– Są gotowi, czekają na ciebie – wyszeptał Malfoy, odwracając ją twarz do siebie.
Hermiona wiedziała, że to jest właśnie ten moment.
– Ale ja... ja...
– Uważaj na siebie... zawsze – poprosił, patrząc jej głęboko w oczy.
– Ty na siebie też! - zaszlochała wiedząc, że i tak nie powstrzyma łez.
– Wszystko będzie dobrze – Draco przyciągnął ją do swojej piersi i mocno przytulił, a ona schowała twarz z zagłębieniu jego szyi, płacząc rozpaczliwie.
– Kiedy znów cię zobaczę? - zapytała, odrywając się od niego.
– Nie wiem...
– Draco...
– Cii, skarbie, nie płacz. Wracasz do domu. Zobaczysz, wszystko się ułoży - uniósł delikatnie jej podbródek i pocałował ją czule. Hermiona oddała jego pocałunek, starając się włożyć w niego całą swoją miłość i wdzięczność za wszystko, co dla niej zrobił.
– Musisz uciekać. Biegnij w tamtym kierunku, ktoś z Zakonu ma tam być– Draco wskazał jej skraj polany.
– Gdy wojna się skończy, będę na ciebie czekała... - szepnęła, głaszcząc go po policzku.
– Dałaś mi więcej szczęścia niż mógłbym sobie wymarzyć, nigdy tego nie zapomnę, kochanie - tym razem pocałował ją krótko, ledwie muskając jej usta, ale wiedział, że nie ma sensu dłużej tego przeciągać.
– Biegnij, nie zatrzymuj się i nie oglądaj się za siebie... - poprosił, odwracając ją w stronę gdzie czekał na nią ratunek.
Hermiona chciała się odwrócić i sprawdzić, czy Draco tam jeszcze stoi. Wiedziała jednak, że nie ma czasu. Biegła, przełknęła gorzkie łzy i zgodnie z jego poleceniem ruszyła na skraj polany, czekając na jakiś znak Zakonu, jednak nic takiego się nie stało. Wbiegła już pomiędzy przerażająco ponure drzewa, starając się jakoś omija olbrzymie korzenie, gdy nagle poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię, a czyjaś dłoń zakrywa jej usta. Przerażenie sparaliżowało ją całą, gdy w jej uchu zabrzmiał cichy szept.
– Mam cię!
Później jedynym co poczuła była siła aportacji, a po sekundzie znów rozpłakała się rzewnie i gorzko.
⚡⚡⚡
– Już dobrze, już dobrze maleńka. Jesteś w domu, wszystko się udało. Jestem tu, jestem przy tobie najdroższa...
– Ron! - zaszlochała, obejmując go i czując jak jej serce jednocześnie rozdziera rozpacz i radość.
Naprawdę się udało, naprawdę była w domu! Jednak strach o to, jak ta cała akcja zakończy się dla Dracona był ogromny. Tak bardzo pragnęłaby móc go jakoś ochronić.
– Mionka! - oderwała się od Rona i spojrzała w stronę wejścia do Białego Feniksa, z którego właśnie niczym strzała wypadła jej matka. Nim Hermiona się spostrzegła, już tonęła w ciepłym uścisku, tym razem szlochając w jej ramię.
– Udało się! Wróciłaś do mnie córeczko! Udało się! - szeptała Helen, wyraźnie wzruszona.
– Jestem tu, mamo. Wróciłam.
– Tak się cieszę, Hermionko! - nagle obok nich pojawił się Harry, a Hermiona od razu rzuciła mu się na szyję, ściskając go z uczuciem. Zaraz później przed budynkiem zjawiła się spora część członków Zakonu, którzy chcieli ją uściskać i powiedzieć, jak bardzo się cieszą z jej powrotu do domu.
Na końcu tej gromady podszedł do niej profesor Dumbledore, który był na akcji w lesie z innymi członkami Zakonu.
– Panie profesorze, czy coś się komuś stało? - zapytała go niemal od razu.
Dumbledore uśmiechnął się nieco smutno, a Hermiona poczuła jak jej serce zwalnia swój rytm.
– Tylko nie Draco, tylko nie Draco...- błagała w myślach.
– Niewolnica Waldena... Helga, oddała za niego życie. Również pan Carrow nie wróci dziś z tej akcji.
– I dobrze mu tak! - odezwał się mściwy głos, a Hermiona spostrzegła Tarę, wspartą na ramieniu Deana Thomasa.
– Tara! Jak dobrze, że tu jesteś! - szczerze się ucieszyła.
– I ja się cieszę... - Hermiona jednak, już nie słuchała, gdyż jej umysł szybko zaprzątnął nowy problem.
– A co z Luną? Gdzie jest Luna? - zapytała z paniką.
– W środku. Odpoczywa. Moja mama się nią zajmuje – wyjaśnił jej Ron, podchodząc i obejmując ją ramieniem. Czuły uśmiech i wesołe iskierki w jego oczach, sprawiły, że Hermiona poczuła się dziwnie nieswojo.
– Ty też powinnaś odpocząć, po tych wszystkich strasznych przeżyciach – poradziła jej mama.
– Tak, Herm, chodźmy do środka – Harry objął ją z drugiej strony i razem skierowali się w stronę domu. Udało się! Ona i jej przyjaciółki były wolne!
Jednak niepokój o Dracona, wciąż nie dawał jej spokoju. Wiedziała, że nie zaśnie spokojnie, dopóki Snape nie dostarczy im wiadomości, że wszystko jest w porządku, a Draco bezpiecznie wrócił do swoich komnat.
⚡⚡⚡
Napięte mięśnie bardzo bolały, a whisky nie potrafiła przynieść mu ukojenia. Jedno małe crucio, nie było czymś szczególnie strasznym, ale odwykł już dawno od tego typu kary i dziś faktycznie mocno zabolało. Voldemort był wyraźnie zły z powodu domniemanej śmierci Hermiony, skoro pokusił się o to, by za karę torturować go zaklęciem. Pewnie miał względem niej jeszcze jakieś plany, mające sprawdzić poziom kontroli, jaki sprawował nad Weasley. Mało go to jednak obchodziło. Hermiona i Lovegood były bezpieczne, a to było teraz najważniejsze. Co więcej, wiedział na pewno, że wszystko jest z nią w porządku, ponieważ czuł, że była przytulana i dotykana przez kilkunastu różnych mężczyzn. Znamię na jej ramieniu i zaklęcie przynależności zawsze dawały mu znać, gdy dotykał jej inny mężczyzna. Mógł również wyczuć, jeśli intencje tych mężczyzn były niewłaściwe. Tak było, gdy uprowadził ją jego ojciec czy Krum, albo gdy Carrow i Nott próbowali ją skrzywdzić. Wyczuł również to, jak połączenie pomiędzy nimi słabło, gdy usiłowała utopić się w wannie. Teraz jednak wyczuwał tylko jednego mężczyznę, który miał wobec niej intencje inne niż samo przytulenia. Rudy łasić Weasley. Był pewny, że to on. Sama świadomość, że on jej dotyka byłą tak okropna, że miał wielką ochotę rozbić coś o ścianę. Nie wiedział co zrobi, jeśli wyczuje, że Weasley ją całuje, albo, co gorsza, oni... Nie, nie chciał nawet o tym myśleć. Wiedział, że jednym sposobem, by mógł odzyskać spokój ducha, będzie poproszenie Severusa, by przekazał Hermionie eliksir, który usunie to połączenie i jej znamię. Nie chciał stawać jej na drodze do szczęścia, jeśli na nowo zakocha się w Weaselyu. Nie mógłby jednak znieść myśli, że Rudy jej dotyka, całuje i kocha się z nią każdej nocy, w czasie gdy on nie ma nic poza swoją rozpaczą. Jednym łykiem dokończył butelkę whisky i niezbyt chętnie ruszył do swojej sypialni. Świadomość, że od dziś będzie sypiał sam, bez jej ciepłego ciała, upajającego zapachu i tego spokojnego oddechu tuż obok niego, była gorzka niczym opium. Musiał jednak się z tym pogodzić. Hermiona była bezpieczna, a o to przecież chodziło. Dobrze, że ten idiota Lestrange nie pokrzyżował ich planów! Mógł się założyć, że jego wymówka o tym, że pomylił kierunki była czystą bajką. Chciał nie dopuścić do ucieczki Hermiony, by móc ją dłużej zachować dla siebie. Snape ledwie go powstrzymał przed przetrąceniem mu za to nosa. Ale to jeszcze nie koniec. Draco da mu jeszcze za to popalić.
Rzucił się na łóżko, przymykając oczy i dziękując cicho Salazarowi za to, że wszystko się udało. Odwrócił głowę w stronę jej poduszki. Dostrzegł jednak coś, czego wcześniej nie zauważył - białą kopertę. Zaciekawiony sięgnął po nią i szybko rozerwał papier. Już pierwsze dwa słowa, jakie przeczytał sprawiły, że zrobiło mu się jakoś lżej na duszy.
Najdroższy Draconie!
Zawsze lepiej wychodziło mi przelewanie moich myśli i spostrzeżeń na papier, niż mówienie o tym wprost. Bo jak ubrać w słowa to, co powinnam ci powiedzieć po tych czterech wspólnych miesiącach? Może zacznę od początku.
Gdy zorientowałam się, że wpadłam w ręce Śmierciożerców, nie łudziłam się, że pożyję długo, a gdy Voldemort powiedział, że mam zostać czyjąś niewolnicą, wiedziałam, że nie tylko nie pożyję długo, ale dodatkowo nim umrę, spotka mnie wiele naprawdę strasznych rzeczy. Po cichu modliłam się o to, by sławny Mr.Shadow jakoś wybawił mnie z opresji, ale w życiu bym nie pomyślała, że będziesz miał z tym jakiś związek. Szczerze mówiąc, gdy zobaczyłam jak zdejmujesz swoją maskę, byłam wściekła o to, że nie mam różdżki, by móc cię zabić na miejscu. Gdy bez żadnego problemu pokonałeś tego idiotę Kruma, miałam ochotę krzyczeć ze złości i rozpaczy. Właśnie wpadłam w ręce mojego najgorszego wroga... Byłam pewna, że mój los jest już przesądzony. Skąd mogłam wtedy wiedzieć, że spotkało mnie najlepsze, co mogło? Ty pewnie odbierasz to trochę inaczej. Wiem, że przysporzyłam ci wielu nerwów i stresu, a moje towarzystwo bywało dla Ciebie utrapieniem. Jestem jednak pewna, że te cztery miesiące raz na zawsze odmieniły nasze relacje. Wiem, że powinnam Ci za to wszystko osobiście podziękować i chyba nawet próbowałam, ale zabrakło mi na to odpowiednich słów. Spróbuję więc teraz.
Dziękuje Ci za to, że ryzykowałeś swoje własne życie, chcąc zapewnić mi bezpieczeństwo., Dziękuje Ci za to, że przeciwstawiałeś się swojemu ojcu i wielu innym Śmierciożercom, by mnie ochronić i nie dopuścić do tego, by ktoś mnie skrzywdził. Dziękuje Ci za opiekę nade mną, gdy byłam ranna, rozbita psychicznie, popadałam w depresję. Zawsze wiedziałeś, jak mnie z tego wyciągnąć i zmotywować do dalszej walki. Dziękuje Ci... za wszystko. Nigdy nie sądziłam, że z bezczelnego i ironicznego szczeniaka, jakim byłeś w szkole wyrośniesz na tak wspaniałego, szlachetnego i dzielnego mężczyznę, któremu zawdzięczam tak wiele. Któremu zawdzięczam swoje życie. Los był dla mnie łaskawy, pozwalając mi trafić pod twoje skrzydła. Wiem, że pewnie wiele razy porównywano cię już z aniołem (tak, to przez te włosy), ale dla mnie byłeś nim naprawdę. I choć czarodzieje nie wierzą w niebo i anioły, ja zawszę będę o tobie myślała jako o moim aniele stróżu, który dbał o to, bym przeżyła.
Mam nadzieję, że los jeszcze nie raz się do mnie uśmiechnie i będzie mi dane spotkać Cię po wojnie, gdy obydwoje będziemy żyć bezpiecznie w nowym i, mam nadzieję, lepszym świecie. Będę odliczać każdą minutę aż do tej chwili. Dziękuje Ci raz jeszcze. Dbaj proszę o naszego Kermita, ale przede wszystkim o siebie. Jestem pewna, że już bardzo mi Ciebie brakuje.
Twoja na zawsze
Hermiona.
⚡⚡⚡
– Hermiono, może jednak się położysz? Zostanę przy tobie, kochanie, na wypadek koszmarów... - zaofiarował się Ron, uśmiechając się do niej przymilnie.
– Nie, poczekam na pana profesora – odpowiedziała twardo.
– Ale Mionka, to był ciężki dzień! Jutro z nim porozmawiasz, a potem pójdziemy razem na spacer. Mam ci tyle do opowiedzenia! - Ron pogłaskał ją zachęcająco po ramieniu.
– Zostanę tutaj!
– Herm, posłuchaj... - nie zdążył jednak dokończyć, gdyż drzwi się właśnie otwarły.
– Panie profesorze, czy profesor Snape już się z panem skontaktował? - zapytała od razu po tym, jak Dumbeldore wszedł do kuchni pani Weasley. Od kilku godzin praktycznie nie ruszyła się z miejsca, czekając na wieści z Umbra Walpurgis. Nie zaśnie spokojnie, dopóki nie usłyszy, że z Draconem wszystko jest w porządku.
– Tak, Hermiono, wszystko jest dobrze. Draco i Greg podrzucili spalone ciała, a inni Śmierciożercy uwierzyli, że to ich niewolnice. Walden bardzo źle zniósł śmierć drogiej Helgi, ale pan Pucey obiecał się nim zająć.
– Czarny Pan ich nie ukarał za te nieudaną misję? - spytała.
– Nic mi o tym nie wiadomo – Dumbledore uśmiechnął się pogodnie, nie chcąc zasmucić Hermiony tym, czego się dowiedział.
– Dzięki ci, Merlinie! Nic im nie jest! - szepnęła do siebie Hermiona, oddychając z ulgą.
– Czemu się o nich martwisz? To tylko Śmierciusy... - burknął Ron.
Hermiona zmierzyła go niechętnym spojrzeniem i szybko wyszła z kuchni.
⚡⚡⚡
Chciała jeszcze przekazać Lunie dobre wiadomości. Wiedziała bowiem, że krukonka też nie będzie potrafiła spokojnie zasnąć, zanim się nie dowie, co u Gregory'ego. Nim jednak dotarła do drzwi jej pokoju, coś ją zatrzymało.
– Proszę, proszę, kogo moje oczy widzą? Czy to nie słynna Hermiona Granger, wróciła na stare śmieci? - przesycony jadem głos Padmy Patil.
Hermiona powoli odwróciła się w jej stronę, usiłując powstrzymać swoją niechęć. Padma była tak bardzo podobna do Parvati...
– Wróciłam. Szkoda tylko, że Levander i Ginny nie wróciły ze mną.
– Moja siostra też nie wróciła! - krzyknęła Patil.
– A wiesz dlaczego? Gin jest pod kontrolą Czarnego Pana, a Lavender nie żyje! A wszystko to dzięki temu, że twoja siostra okazała się zdradziecką suką!
– Zabini ją omotał, przekupił, a potem ją uwięził! Mogłaś ją uwolnić, wiesz przecież, co ona tam przeżywa! Przez to wszystko nasza rodzina jest tu gorzej traktowana! Nie wolno nam się ruszać nigdzie poza Feniksa!
– I bardzo dobrze, kto wie, czy również nie zdradzilibyście nas, skoro Parvati tak łatwo przyszło poświęcić życie kilku jej przyjaciółek!
– Nie oceniaj jej! Ty zawsze miałaś wszystko, a nas traktowano tu jak służące! Jednak teraz to koniec! Nie wiem z jakimi nadziejami tu wracałaś, ale nie masz na co liczyć! Zostałaś sama, Granger! Ron Weasley już cię nie chce! Teraz jest mój!
O i bardzo dobrze niech sobie Padma weźmie tego Rona i niech usunie się on sprzed moich oczu. No nie dzierżę go...
OdpowiedzUsuń