Wiercił się w łóżku, doskonale wiedząc, że na próżno usiłuje zasnąć. Nie da rady, póki nie wymyśli czegoś, co mogłoby ją ocalić od tego, co jutro może się wydarzyć. A bał się, że mogło wydarzyć się najgorsze. Hermiona westchnęła cicho przez sen i poruszyła się lekko, a brązowe loki opadły na jej twarz. Draco uniósł się nieco na łokciach i delikatnie odgarnął jej włosy, by móc spojrzeć na to jak spokojnie śpi. Cieszył się, że pomimo tego, że wiedziała co ją jutro czeka, udało jej się zachować spokój i zasnąć. Przynajmniej mógł oszczędzić jej i samemu sobie kolejnych kłamstw o tym, że wszystko będzie dobrze. Bo nie wiedział, jak będzie. Nie wiedział co przyniesie jutro i to wszystko napawało go prawdziwym przerażeniem. Gdyby chodziło tylko o niego sprawa byłaby prosta. Jego życie od dawna nie przedstawiało żadnej wartości, ale ona... Taka słodka, dobra i uczuciowa. Uwielbiał jej uśmiech, te wesołe iskierki w jej ładnych oczach. Jak mógł się pogodzić z tym, że jutro być ktoś ją skrzywdzi? Podniósł się i usiadł na skraju łóżka, kryjąc twarz w dłoniach. Wiedział, że za kilka godzin być może przyjdzie mu przeżyć najgorsze chwile w życiu... i wiedział, że jeśli jutro będzie zmuszony ją skrzywdzić, nigdy sobie tego nie wybaczy i sam nie będzie zasługiwał na to, by dłużej żyć. Jednak nie miał też innego wyjścia, jak odprowadzenie jej do Voldemorta.
Rozkazy Dumbledore'a były bardzo jasne. Miał pozostać szpiegiem Zakonu jak długo się da... nawet kosztem wszelkich ofiar. I choć wiedział, że Zakon go potrzebuje, to on sam prywatnie nie miał już żadnego celu poza ochroną Hermiony Granger. Skoro temu nie podołał... może z sobą skończyć. I tak nikt po nim nie zapłacze. Odwrócił się i znów spojrzał na śpiącą kobietę. Oddałby za nią życie jeśli byłaby taka możliwość. Obawiał się jednak, że nie tego oczekuje Czarny Pan.
⚡⚡⚡
Hermiona sama była zdziwiona tym, jak spokojnie podchodzi do całej sytuacji. W czasie, gdy Draco nerwowo co kilka sekund spoglądał na zegarek, rezygnując nawet z codziennej porcji kawy, ona spokojnie zjadła śniadanie i nawet pokusiła się o dokładkę sałatki owocowej. Wiedziała, że wizyta u Voldemorta nie może oznaczać niczego dobrego, ale nie odczuwała lęku. Intuicja podpowiadała jej, że wszystko będzie w porządku. Uśmiechała się delikatnie do blondyna, chcąc dodać mu jakoś otuchy, ale Draco wyglądał jakby za chwilę miał zacząć kląć lub krzyczeć. Postanowiła go nie zagadywać, tylko pozwolić mu jakoś nad sobą zapanować. Z każdą sekundą zbliżała się pora ich wizyty w komnatach Czarnego Pana, a Draco zdawał się coraz bardziej nerwowy i spięty. Hermiona starała się pokazać mu, że wcale się nie boi i, że wszystko będzie dobrze, ale czuła, że jej wysiłki na nic się nie zdadzą. Gdy nadeszła pora na opuszczenie komnat, Draco niechętnie sięgnął po swoją pelerynę, a jego ruchy były dziwnie automatyczne i sztywne. Założył szatę i podszedł do Hermiony, stając na przeciwko i patrząc jej w oczy.
– Posłuchaj, nie wiem co tam się stanie, nie wiem do czego on chce zmusić ciebie lub mnie, ale... - nie wiedział, jak ubrać w słowa to co chciał jej powiedzieć... było tego tak wiele.
– Rozumiem. Niezależnie od tego co tam się stanie... nie zadręczaj się tym proszę. Wojna wymaga...
– Nie! Nie mów mi tylko, że wojna wymaga poświęcenia i ofiar! Żadnych ofiar! Nigdy więcej! - Draco złapał ją za ramiona i przyciągnął tak blisko do siebie, że ich nosy prawie się zderzyły. Zawahał się chwilę... ale tylko chwilę, nim ją pocałował krótko, ale bardzo czule i z pasją.
– Wszystko będzie dobrze - wyszeptała, wtulając się w jego ramiona jakby było to jej ulubione miejsce na świecie.
– Mam nadzieję, bo jeśli nie... - głos mu nieco zadrżał.
– Będzie. Zobaczysz! A teraz chodźmy sprawdzić, czego chce od nas ta beznosa jaszczurka.
⚡⚡⚡
Przepych z jakim były urządzone komnaty Voldemorta, nie mógł nie zrobić wrażenia na Hermionie. Całe pomieszczenie było bardzo gustowne i eleganckie, ale dało się w nim wyczuć coś ponurego i sztywnego. Ona na pewno nie chciałaby mieszkać w takim miejscu.
– Witaj Draconie – Voldemort wszedł do salonu zaraz po tym, jak Hermiona i Draco się tam znaleźli. Najwyraźniej już nie mógł się ich doczekać.
– Mój panie – Draco skłonił się nisko – wezwałeś mnie i moją niewolnicę, tak więc jesteśmy na twoje rozkazy.
– Daruj sobie drogi chłopcze, nie mamy dziś czasu na kurtuazję. Torberry! Idź po Ginevrę i nasz mały imprezowy zestaw... wiesz, o czym mówię! - mężczyzna stojący w kącie, którego Hermiona zauważyła dopiero teraz, skłonił się nisko i wyszedł z komnaty.
– Usiądźmy – Voldemort wskazał Draconowi białą kanapę, a sam usiadł w fotelu. Draco zajął miejsce, a Hermionę popchnął na podłogę. Chodź spodziewała się tego, a Draco starał się zrobić to w miarę delikatnie, to i tak boleśnie obtłukła sobie kolano o marmurowe płytki.
– Ach nie! Szanowna przyjaciółka Harry'ego Pottera dziś jest tu gościem. Niech usiądzie obok ciebie – Voldemort spojrzał prosto na Hermionę i uśmiechnął się w taki sposób, że dziewczynie ciarki przebiegły po krzyżu. Jednak podniosła się z kolan i usiadła posłusznie tuż obok Dracona, przybierając postawę pełną pokory.
– Mój panie, przyprowadziłem ją – mężczyzna nazywany wcześniej Torberrym wprowadził do pokoju Ginny ubraną w prostą białą szatę i z wysoko upiętymi włosami. Wyglądałaby bardzo ładnie, gdyby nie trupio-blada twarz, sine usta i oczy... przerażająco czarne i puste.
– Doskonale! Siadaj, moja droga – Voldemort wskazał Ginny wysokie, rzeźbione krzesło tuż przy kominku.
Hermiona ledwo stłumiła łzy, które napłynęły jej do oczu na widok przyjaciółki. Ginny wyglądała prawie tak samo przerażająco, jak Czarny Pan, a jej ruchy były automatyczne i schematyczne jak u jakiegoś zombie. To był naprawdę wstrząsający widok.
– Przywitaj naszych gości – nakazał Voldemort.
– Witajcie – odpowiedziała Ginny wbijając wzrok w podłogę, a Hermiona wzdrygnęła się na sam dźwięk jej głosu. To nie były ten sam miękki, dźwięczny ton, który znała, tylko tubalny, głęboki głos rodem z horroru.
– Zapewne zastanawiacie się po co was do nas zaprosiłem. Tak właściwie to chciałem sobie z wami poplotkować – wąskie usta Voldemorta rozciągnęły się w przerażającym uśmiechu.
– Poplotkować? - Draco wyglądał na lekko zszokowanego i Hermiona musiała przyznać mu rację. Plotkujący niczym targowa przekupa Voldemort był dla niej czymś co nie mieściło się w granicach wyobraźni.
– Tak sobie pomyślałem, że warto powspominać stare czasy. Co pani na to, panno Granger? - Riddle zwrócił się do niej, jakby od dawna byli dobrymi znajomymi lub sąsiadami.
Hermiona nie miała pojęcia co ma mu odpowiedzieć. Przecież nie miała z nim żadnych dobrych wspomnień, by warto było o nich rozmawiać!
– Marvolo, ja chcę stąd iść – wtrąciła Ginny, tym samym strasznym głosem.
– Jeszcze chwilę, Ginevro. Kilka pytań i ty i twoja przyjaciółka będziecie wolne.
Hermiona miała ochotę parsknąć pod nosem słysząc te hipokryzję. Wolne? Czyżby miał zamiar je stąd wypuścić? Jeśli nie, to nawet gdyby skończyli tę rozmowę w tej chwili, żadna z nich nie będzie naprawdę wolna.
– Panno Granger, chciałbym byś zapytała Ginevrę o coś związanego z jej rodziną – Voldemort znów uśmiechnął się iście demonicznie.
– Ale ja... - Hermiona nie miała pojęcia co zrobić.
– Zapytaj ją o coś Granger, natychmiast! - warknął na nią Draco.
– Ginny, możesz wymienić mi imiona swoich braci? - zapytała cicho Miona.
Rudowłosa siedział w milczeniu jakby szukając w zakamarkach swojego umysłu tej oczywistej informacji. W całym pomieszczeniu zaległa ciężka cisza, a Hermiona bała się, że jedynym odgłosem jaki będzie można wyłapać, będzie szybkie bicie jej serca.
– Rodzina to zło. Słaby jest ten, kto ją posiada – odpowiedziała mechanicznie Ginny.
Hermiona znów poczuła napływające do oczu łzy, siedzący obok Draco wciąż utrzymywał swoją maskę obojętności, a Voldemort roześmiał się tak jakby go coś uradowało.
– Teraz zapytaj ją o Pottera – rozkazał Czarny Pan.
– Ginny, pamiętasz Harry'ego? Pamiętasz swojego chłopaka?
– Nie znam nikogo takiego. Mam tylko Marvola. Tylko jego... - wyszeptała Ginny, a jej spojrzenie nadal pozostawało przerażająco puste.
– Jeszcze! Zapytaj jeszcze o coś! - nalegał Czarny Pan.
– Ginny, pamiętasz budyń karmelowy twojej mamy? Pamiętasz jak go uwielbiałaś? - Hermiona starała się zapanować nad swoim głosem i szlochem, który chciał się wyrwać z jej gardła, ale było to naprawdę trudne. Jej przyjaciółka była w takim stanie, że zaczęła się obawiać, czy kiedykolwiek zdoła jeszcze odzyskać coś z dawnej siebie.
– Ja...Nie. Nie pamiętam - burknęła pod nosem Ginny.
– Doskonale – Voldemort klasnął w dłonie - Teraz wstań, Draconie i ty szlamo również.
Draco wiedział, że za chwilę nastąpi najpewniej coś złego. Widział ten przebiegły błysk w oczach Lorda i był pewnie, że każe mu skrzywdzić Hermionę.
– Uderz ją. Mocno. Najlepiej w twarz – Voldemort nie powiedział nic poza tym, ale Draco czuł się, jakby zlecił mu kogoś zabić. Wiedział jednak, że nie może się zawahać. Miał nadzieję, że Hermiona też to wie... Przeklinając się po stokroć, uniósł swoją dłoń.
⚡⚡⚡
Była na to przygotowana, ale i tak zabolało. Cios był na tyle silny, że zwalił ją z nóg i upadła z powrotem na kanapę. Zaszumiało jej w głowie, zadzwoniło w uszach, a policzek zapiekł ją żywym ogniem. Wiedziała, że Draco na nią nie patrzy. Wiedziała, że najpewniej właśnie się zadręcza z poczucia winy, ale ona doskonale rozumiała, że przecież musiał to zrobić. Ginny drgnęła i wbiła wzrok w Dracona, jakby to co zobaczyła, w jakiś sposób poruszyło jej wnętrze. Natomiast Voldemort zadawał się być bliski euforii. Hermiona pierwszy raz widziała go w takim stanie.
– Dobrze Draconie, ale chyba twój cios nie był wystarczająco mocny. Torberry dostarczył nam już cały zestaw przydatnych akcesoriów – Lord wskazał im kilka batów i bambusowych kijków, które trzymał Śmierciożerca, a Hermiona zadrżała ze strachu. Już raz uniknęła batów, czy dziś jednak ją to spotka?
– Życzysz sobie, bym użył któregoś z nich mój panie? - zapytał cicho Draco, a Hermiona miała nadzieję, że się teraz nie podda. Wiedziała jak ważnym szpiegiem jest dla Zakonu i nie chciała, by przez nią musiał się zdemaskować.
– Tak Draconie, weź największy, a ty szlamo się odwróć. Musimy mieć dobry widok.
Hermiona posłusznie odwróciła się plecami do Dracona i ukryła twarz w swoich dłoniach. Wiedziała, że zaraz poczuje niewyobrażalny ból i szczerze mówiąc liczyła, że to stanie się szybko. Niestety wszystko bardzo jej się dłużyło i ledwie powstrzymała się przed spojrzeniem przez ramię na to, czy Draco się waha.
– Jestem gotowy, mój panie – oświadczył blondyn, a ona wyczuła, że głoś ledwo zauważalnie mu drgnął.
– Doskonale! Zaczynaj! - zawołał Voldemort, a jej mięśnie mimowolnie się spięły. Chciałaby być dzielna, ale strach przed bólem był zbyt wielki...
⚡⚡⚡
Praktycznie już słyszała świst zbliżającego się do niej bata, gdy nagle coś warknęło głośno, a zaraz później usłyszała tylko głuchy jęk.
Odwróciła się za siebie i krzyknęła z przerażenia.
Oczy Ginny wciąż pozostawały czarne, ale teraz towarzyszył im dziwny, szkarłatny pobłysk. Jej usta z sinych zmieniły się krwisto-czerwony, a paznokcie przypominały szpony. Była bestią... bestią, której szkaradna dłoń była zaciśnięta na szyi Dracona Malfoya, a on sam stał, a raczej wisiał przyciśnięty do ściany... gdyż jego stopy nie dotykały do podłogi.
– Zostaw ją! Nigdy więcej jej nie dotykaj! - warczała Ginny, a Draco walczył o każdy jeden łyk powietrza.
– Dość Ginevro! Postaw go! – ton Voldemorta przywodził na myśl powiew arktycznego powietrza.
– To jest Hermiona! Ona! Nie skrzywdzisz jej! - Ginny wyglądała jakby wpadła w jakiś obłęd, a Draco najwyraźniej tracił już resztki sił.
I nagle wszystko się skończyło. Ginny puściła Malfoya i jak gdyby nigdy nic odeszła i z powrotem usiadła na swoim krześle. Hermiona wciąż siedziała na podłodze, zupełnie nie wiedząc co począć, poza ocieraniem łez. Draco niezgrabnie się podniósł, usiłując rozmasowując obolałą szyję, a Voldemort wpatrywał się w Ginny, jakby analizując wszystko to, co przed chwilą się wydarzyło. W pomieszczeniu zaległa ciężka cisza, a Hermiona i Draco zastanawiali się czy to jeszcze nie koniec. Sytuacja z przed chwili, dobitnie pokazała im, że możliwe jest doprawdy wszystko.
– Torberry, zabierz ją do jej sypialni. Zaraz tam przyjdę – rozkazał Voldemort.
– Tak, panie – mężczyzna, który przez całą tę scenę stał nieruchomo w kącie, podszedł do Ginny i szarpnął ją za ramię, a dziewczyna niczym potulny baranek wstała i wyszła razem z nim.
– Wybacz Draconie, nie panuje jeszcze nad nią tak jakbym tego chciał – zabrzmiało to nieco kwaśno.
– Nie szkodzi mój panie – wycharczał Draco, a na jego szyi zaczęły pojawiać się sine pręgi.
– Możesz zabrać swoja szlamę i już iść – rzucił oschle Voldemort.
– Panie, a czy przemyślałeś moją prośbę? - Draco znów skłonił się nisko w oczekiwaniu na odpowiedź.
– A tak. Żywe tarcze... - Riddle spojrzał na Hermionę, jakby się nad czymś zastanawiając.
– Tak, mój panie, kilku innych twoich poddanych, również chciałoby z tego skorzystać podczas misji w Hogsmeade.
– Aż tak cię męczy ta szlama, że chcesz się jej pozbyć Draconie?
– Nie, oczywiście, że nie, ale z naszych informacji wynika, że Zakon będzie się bronił...
– Dobrze, zabierz ją. Straciłem już Lucjusza, na więcej strat we wewnętrznym kręgu nie mogę sobie pozwolić – Voldemort machnął na nich ręką, dając znak, że mają niezwłocznie odejść.
Draco znów złapał Hermionę za ramię i silnym pociągnięciem podniósł ją z podłogi, po czym od razu zaczął ją prowadzić w stronę drzwi.
⚡⚡⚡
Dwa głębokie westchnienia ulgi wyrwały się z ich piersi, gdy tylko znaleźli się na korytarzu.
– Wszystko w porządku? - zapytała go szeptem.
Draco w odpowiedzi sztywno skinął głową i szybkim krokiem ruszył przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ich komnatach. Cieszył się, że Hermiona ucierpiała o wiele mniej od niego, wiedział jednak, że to była dopiero pierwsza próba. Należało skontaktować się z Zakonem i wszystko przyśpieszyć. Hermiona nie powinna pozostawać w Umbra Walpurgis dłużej niż to konieczne, inaczej mogło stać się coś naprawdę złego. Nie mógł do tego dopuścić! I choć na samą myśl o rozstaniu coś boleśnie kuło go w piersi, wiedział, że nie ma innego wyboru. Nie zaśnie spokojnie, póki ona nie będzie zupełnie bezpieczna...
⚡⚡⚡
– Jak twoja szyja? - zapytała go, gdy następnego dnia wieczorem wrócił do ich komnat.
– To się stanie jutro – powiedział cicho, zdejmując z siebie szatę.
Hermiona dopiero teraz zauważyła te rezygnację w jego oczach, ale poza nią było tam coś jeszcze... coś jakby żal. I choć wiedziała, że to złe uczucie, a serce pękało jej z powodu jego smutku, to nie mogła ukrywać, że cieszy się z tego, że on wcale nie chce, by odchodziła. Takie drobne znaki, dawały jej nadzieję, że być może jej uczucie nie jest tak do końca beznadziejne i nieodwzajemnione. Może jednak?
– Jesteś pewien, że wasz plan wypali? - zapytała, wciąż na nowo analizując to w swojej głowie.
Gdy wczoraj wrócili z komnat Lorda, a Hermiona zabrała się za opatrywanie szyi Dracona, blondyn zdecydował się opowiedzieć jej w jaki sposób planują odesłać je do Zakonu. Żywe tarcze... Pamiętała jak kiedyś opowiadał jej, że Nott, albo Carrow wykorzystują swoje niewolnice jako żywe tarcze na akcjach. Były one doskonałymi zasłonami, przed wieloma groźnymi klątwami, a nawet przed samą Avadą.
⚡⚡⚡
Draco musiał znaleźć sposób, by zabrać ją i Lunę poza granice twierdzy. Poproszenie Czarnego Pana o zgodę na użycie ich jako tarczy nie wzbudziło w nikim podejrzeń. Zakon wiedział, że obydwie znajdą się na tej akcji i wiedział również, że Draco i Goyle dyskretnie je uwolnią, tak by mogły pod zaklęciem kameleona przedostać się na stronę Zakonu. Po tej akcji Snape i Orion mieli podrzucić dwa zwęglone ciała, które inni Śmierciożercy wezmą za ich martwe niewolnice. Plan był dość skomplikowany, ale jeśli, by im się udał, to dziewczyny będą bezpieczne, a Draco i Goyle nie zostaną srogo ukarani – nikt nie mógł ich winić za to, że niewolnice spełniły swoje role i poległy w obronie swych panów.
– Mam nadzieję, bo innego planu nie mam – Draco nerwowo przeczesał włosy palcami i wyszedł z pokoju.
Nie miała zamiaru mu pozwolić się zadręczać. Wiedziała, że wczoraj gryzło go poczucie winy, z powodu tego, że był zmuszony ją uderzyć, jednak ze wszystkich sił starała się wyjaśnić mu, że nie ma o to pretensji. Jeśliby przeciwstawił się Voldemortowi, ten zabiłby go bez mrugnięcia okiem. Musiał to zrobić i oboje o tym wiedzieli, mimo to Draco i tak wciąż katował się wyrzutami sumienia i ciągłym roztrząsaniem tego, czy jego plan aby na pewno zapewni Hermionie bezpieczeństwo i czy w czasie całej tej akcji na pewno nic jej się nie stanie.
⚡⚡⚡
Poszła za nim, doskonale wiedząc, że znajdzie go w sypialni. Siedział w fotelu odwróconym do okna, za którym intensywnie prószył śnieg. Cienie pod oczami, blada skóra i mocno zaciśnięte usta... Miała ochotę podbiec do niego, wskoczyć mu na kolana i powiedzieć, z całą stanowczością, że nie idzie jutro na żadną akcję, że zostaje z nim i kropka! Wiedziała jednak, że to na nic. To jej obecność tutaj tak go dręczyła. Nie samo jej towarzystwo, ale fakt, że zewsząd groziło jej niebezpieczeństwo, a on wciąż koncentrował się tylko na tym, by ją uchronić. Chciała, by wreszcie odczuł choć odrobinę ulgi... i dlatego, pomimo tego, że serce pękało jej z żalu, zgodziła się na tę akcję.
– Draco... - przyklękła przy nim, ale nie zdążyła nawet wygodnie się ułożyć, gdy złapał ją za ramiona i posadził sobie na kolanach obejmując ją mocno.
– Cokolwiek się jutro wydarzy, gdy każę ci uciekać, masz to zrobić bez dyskusji, rozumiesz?
– Rozumiem – mruknęła, choć nie była pewna, czy dotrzyma słowa.
– Nie, Hermiona, nie możesz jutro prezentować swojej gryfońskiej odwagi. Tu gra idzie o twoje życie. Musisz mnie słuchać i zrobić to, o co cię proszę, bez żadnego sprzeciwu! - w jego głosie brzmiała ta stalowa nuta, którą Hermiona tak uwielbiała.
– W porządku – zgodziła się niechętnie.
– Obiecujesz? - zamruczał jej do ucha, zahaczając o nie swoimi ustami.
– Obiecuję – odpowiedziała, zamykając oczy, by powstrzymać łzy.
Jak będzie mogła żyć z daleka od jego zapachu, dotyku, smaku jego ust? W tej chwili wydawało jej się to zupełnie nierealne. Coś jak ziszczenie okropnego koszmaru...
– Mam coś dla ciebie – Draco przechylił się nieco i podniósł z podłogi dwa pudełka.
⚡⚡⚡
Obydwa były podłużne i wyglądały bardzo tajemniczo.
– Co to jest? - zainteresowała się, odbierając pierwsze pudełko.
– Sama zobacz – zachęcił ją z lekkim uśmiechem.
Uchyliła wieczko i na chwilę zamarła. Później zamrugała raz i drugi, nie mogą uwierzyć w to co widzi, a łzy radości pojawiły się nim zdążyła wykrztusić z siebie chociaż słowo. Różdżka! Jej wspaniała, kochana, wierna różdżka! Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy...
– Weź ją, jest twoja – zachęcił ją Draco, nie potrafiąc oderwać oczu od szczęścia jakie wypisane było w tej chwili na jej twarzy.
– Skąd ją masz? Byłam pewna, że przepadła... - Hermiona sięgnęła po swój magiczny atrybut i nieomal od razu poczuła uderzenie gorąca, które ogarnęło ją całą – od czubków palców, a po końcówki włosów. Wspaniała, czystej postaci magia.
– Dał mi ją Śmierciożerca, który cię pojmał. Teoretycznie powinna zostać zniszczona, ale pomyślałem sobie, że jeszcze kiedyś może się przydać. Nie możesz użyć jej w twierdzy, bo monitorują tu przepływ magi, ale jutro może okazać się użyteczna.
– Jesteś pewien, że mogę ją mieć przy sobie? - zapytała, wciąż wpatrując się w różdżkę i nie mogąc uwierzyć, że naprawdę ja trzyma. W jej głowie pojawiło się tysiące zaklęć, których mogłaby teraz użyć.
– Tak, możesz ja mieć, a nawet jej użyć jeśli to ułatwi ci ucieczkę – Draco objął ją mocniej, wyrzucając sobie, że jeśli coś jej się stanie to będzie jego wina. To on naraża ją na niebezpieczeństwo, planując tę misję... Niestety nie miał żadne innego pomysłu na to, jak wydostać ją z twierdzy.
– Co będzie z tobą, jak Czarny Pan się dowie?
Bała się go o to zapytać, ale musiała wiedzieć.
– Nic. Wypadki się zdarzają. Nie zostaniemy ukarani za utratę niewolnic, co najwyżej wykluczeni z prawa do ich posiadania – wyjaśnił jej Draco, po czym sięgnął po drugie podłużne pudełko.
Hermiona odłożyła swoją różdżkę, z lekkim uśmiechem myśląc o tym, że już niedługo będzie znów mogła używać czarów. Bardzo jej tego brakowało.
– A co to jest? - zainteresowała się drugim podarunkiem, gdy Draco jej go podał.
– Otwórz. To taka mała... pamiątka.
Hermiona ostrożnie otworzyła pudełko i zaniemówiła na chwilę, po czym przeniosła swój wzrok na blondyna. Nie wiedziała, co powiedzieć, bo nie sądziła, że kiedykolwiek mógłby jej podarować coś takiego. Złota bransoletka z pięknymi szafirami. Była pewna, że gdzieś ją wcześniej widziała...
– To bransoletka...
– Mojej mamy – dokończył za nią Draco.
– Ja nie mogę jej przyjąć – wypaliła szybko, usiłując ukryć rumieńce.
– W mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie przekazuje się wielkie szkatuły biżuterii. Najpiękniejszym klejnotem jest pierścień zaręczynowy prababci Malfoy, który pradziad zdobył w jakiejś wojnie z goblinami. Pierścień jest duży i jak zawsze mówiła moja mama, bardzo niewygodny – Draco uśmiechnął się lekko do własnych wspomnień, po czym wyjął bransoletkę z pudełeczka i sięgnął po dłoń Hermiony.
– Tę bransoletkę podarował mojej mamie na jej osiemnaste urodziny jej przyjaciel, mugol. Uważał, że szafiry pasują do jej chłodnej urody...
– Twoja mama przyjaźniła się z mugolem? - Hermiona nie mogła w to uwierzyć, a ta historia zafascynowała ją tak bardzo, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że Draco założył bransoletkę na jej nadgarstek.
– Nie wszyscy Malfoyowie gardzili niemagicznymi ludźmi. Moja mama miała wśród nich przyjaciół. Oczywiście do czasu, aż wyszła za mojego ojca. Wtedy zmuszona była udawać nienawiść i pogardę dla szlam i mugoli.
– Musiało być jej ciężko... - Hermiona uniosła dłoń i zapatrzyła się przez chwilę w cudowne szafirowe refleksy w kamieniach bransoletki.
– Pewnie było, ale ja nie dostrzegłem tego tak od razu. Dopiero gdy podrosłem, zrozumiałem na czym opierało się małżeństwo moich rodziców. Nie było w nim miłości.
Draco patrzył gdzieś za zaśnieżone okno, a Hermiona poczuła, jak jej serce boleśnie się ściska, widząc jego gorycz i smutek. Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że w ciągu niespełna czterech miesięcy zakocha się w swoimi zaprzysięgłym wrogu, popukałaby się w czoło i roześmiała na cały głos. Teraz jednak wiedziała, że to co do niego czuje nie jest ani kaprysem, ani chwilową zachcianką.
– Bransoletka jest piękna – pochyliła się i delikatnie musnęła jego usta, chcąc jakoś wyrwać go z ponurego nastroju.
– To ty jesteś piękna... - zamruczał niczym zadowolony kot.
Hermiona wtulała się w niego, a w każdy ich pocałunek wkładała całą pasję i miłość jaką czuła. Draco przytulał ją do siebie, jak najcenniejszy skarb, utraty którego obawiał się tak bardzo... Jednak los chciał, by już wkrótce przyszło im się rozdzielić, nieważne jak oboje pragnęli tego uniknąć. Trwała wojna, a poświęcenie było jej nieodzownym elementem. Jednak Hermiona wiedziała, że skoro w ciągu tak krótkiego czasu, pomiędzy nią, a Draconem zrodziło się tak silne uczucie, to nie zniszczy go ich rozłąka, trwająca wojna czy nieżyczliwi ludzie. Jeśli oboje będę tego bardzo chcieć, to wszystko się im uda. Wierzyła w to mocno. Szczególnie w chwili, gdy Draco wstał z fotela i wciąż trzymając ją w swoich ramionach zaniósł ja do ich łóżka. To tutaj oddawała mu wszystko. Ciało, serce i duszę... i wiedziała, że on robi to samo. Oddaje się jej cały, bo należy do niej, tak jak ona do niego.
⚡⚡⚡
Stała nad akwarium z czułością patrząc na to jak Kermit wesoło podskakuje, rozchlapując wodę.
– Będę za tobą tęskniła, zielony potworze – zaśmiała się cicho, usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy.
– Nie martw się o niego, nie oddam go Severusowi na jakieś składniki - Draco podszedł do niej i objął ją w talii.
– Nie o niego się martwię... - Hermiona odwróciła się do niego przodem, zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała głęboko w jego oczy.
– O nikogo innego nie musisz. Wszystko będzie w porządku – Draco zdobył się na lekki uśmiech, choć zdaniem Herm wyglądał bardziej jakby rozbolał go ząb.
– Co będzie dalej? - zapytała szeptem, wtulając się w niego i opierając głowę na jego ramieniu.
– Wojna wkrótce dobiegnie końca, wszyscy to wiedzą.
– A jaki będzie jej koniec? Co się z nami stanie? Z Ginny, Luną, innymi niewolnicami? - Hermiona poczuła, jak coś ściska ją w gardle, a oczy wilgotnieją na samą myśl o tym, że ktoś może skrzywdzić jej bliskich.
– Lovegood urodzi dziecko Goyla, pewnie będzie niezbyt ładne, mając takich rodziców – zażartował.
– Przestań! Wszystkie dzieci są ładne – zachichotała pod nosem.
– Mówisz tak bo nie widziałaś zdjęć Goyle'a z dzieciństwa. Mówię ci, wyglądał jak skrzyżowanie goryla z goblinem – Draco miał nadzieję, choć trochę poprawić jej humor przed całą akcją.
– Myślisz, że uda uratować się Ginny z pod wpływu czarnej magi Lorda? - zapytała z nadzieją.
– Severus pracuje nad specjalnym eliksirem - Draco przesunął swoim nosem po jej policzku, tak, by móc sięgnąć do jej ust po kolejny słodki pocałunek. Nie mógł sobie wyobrazić, jak się poczuje, gdy następnego dnia nie będzie miał takiej możliwości.
– Czyli, że jest szansa, że wszystko skończy się dobrze? - miała nadzieję, że zrozumie, że mówi również i o nich.
Draco przez chwilę patrzył jej w oczy, jakby poważnie się nad czymś zastanawiając.
– Daj mi słowo, że przetrwasz to wszystko i odnajdziesz swoje szczęście. Założysz rodzinę, będziesz piec ciasta, robić na drutach i pięknie się starzeć – uśmiechnął się lekko, jakby samo wyobrażenie o tym było czymś przyjemnym.
– Obiecam, jeśli ty obiecasz mi to samo - starała się nie rozpłakać.
– Kiepsko mi wychodzi robienie na drutach...
– Obiecaj, że przeżyjesz wojnę! – jedna łza spłynęła po jej policzku.
– Wiesz, że nie mogę. Nie chcę składać obietnic bez pokrycia – wyszeptał.
– Musisz żyć! Musisz! - załkała.
– Cii, maleńka. Nie myśl o tym teraz. Dzisiejsza misja jest najważniejsza. Później zobaczymy, co przyniesie jutro – usiłował ją uspokoić.
– Ale...
– Nie płacz, bo Severus i Orion tu idą – powiedział, ścierając delikatnie jej łzy i niechętnie wypuszczając ją z swoich ramion, by otworzyć drzwi.
Hermiona uspokoiła się trochę i odetchnęła głęboko, mając nadzieję, że nikt nie pozna, że płakała. Tak bardzo bolała ją myśl, że już wkrótce rozstanie się z Draconem, iż miała wrażenie, że coś kroi jej serce, a gorycz pali ją od środka.
⚡⚡⚡
– Hermiona! - Orion ledwo przekroczył próg ich komnat, a już znalazł się przy Gryfonce, zachęcająco rozkładając swoje ramiona, jakby w oczekiwaniu na to, aż go przytuli.
Ona zaśmiała się nerwowo na ten widok i odruchowo zrobiła krok w tył, nie chcąc się znaleźć zbyt blisko Daniela.
– Wszystko z tobą w porządku, skarbie? Wyglądasz tak blado – zatroskał się Daniel.
– Wszystko dobrze, dziękuję, że pytasz – odpowiedziała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
– Jesteś gotowa Granger? - zapytał Snape.
– Tak – odpowiedziała, patrząc na Dracona, który lekko skinął głową słysząc jej odpowiedź. Wiedziała, że i on jest gotowy.
– To możemy ruszać, reszta pewnie już czeka w stajni – poinformował ich Draco.
– Jak wielu zabiera niewolnice? - zainteresował się Daniel.
– Prawie wszyscy. Ratujemy, ile się da – odpowiedział mu Snape, po czym pierwszy ruszył w stronę drzwi.
– Chodź Mionko, pora iść... - Orion uśmiechnął się raczej smutno i wyciągnął do niej rękę, ale Hermiona jej nie ujęła, patrząc wymownie na Dracona.
– Ja ją poprowadzę, nie możemy wzbudzać podejrzeń – Draco podszedł do Hermiony i złapał ją za ramię, a ona poczuła falę ciepła rozchodzącą się po jej ciele. Kochała tego mężczyznę i wiedziała, że jeśli uda im się przeżyć te wojnę, spróbuje zawalczyć o tę miłość i ich wspólne szczęście.
– No to chodźmy – Orion miał dość kwaśną minę, najwyraźniej zły, że Draco nie pozwolił mu iść obok Hermiony, jednak blondyn najwyraźniej miał to w nosie. To mogły być jego ostatnie chwile przy boku najważniejszej kobiety w jego życiu i nie miał zamiaru z nich rezygnować.
⚡⚡⚡
Hermiona starała się znaleźć jakieś pozytywne aspekty tego, że byś może nigdy już nie wróci do tej okropnej twierdzy. Cieszyła się, że nie będzie musiała oglądać tych ponurych, wilgotnych korytarzy. Słyszeć krzyków, ani oglądać bitych i poniewieranych kobiet. Wkrótce znów zobaczy swoją mamę, spotka przyjaciół, zaśnie w własnym pokoju, jako wolna kobieta... Czy jednak to wszystko miało jakąś wartość i sens, skoro on będzie daleko od niej? Spojrzała na niego kątem oka i dostrzegła silnie zarysowaną linię szczęk, stal w jego oczach i opanowanie godne podziwu... ale była pewna, że on tak samo jak ona będzie przeżywał to co dziś się stanie. Miała jednak nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzą. Świat się przecież jeszcze nie kończył...
⚡⚡⚡
Każdy krok zbliżał go do tego co nieuchronne. Bolało. Wiedział, że tak będzie, ale nie spodziewał się, że siła tego uczucia będzie aż tak wielka. Mama wielokrotnie tłumaczyła mu, że będzie miał pewność gdy naprawdę się zakocha, bo ogromu tego uczucia nie da się pomylić z niczym innym. I tak właśnie było, zakochał się naprawdę i bezgranicznie, a teraz każdy jeden jego krok zbliżał go do utraty ukochanej. Gdyby ktoś kiedyś mu powiedział, że pokocha Gryfonkę, do tego tę, która zawsze najbardziej działała mu na nerwy, najpewniej wyśmiałby go z całych sił, a zaraz potem przekląłby czymś paskudnym za robienie sobie z niego żartów. Jednak teraz był pewien, że wystarczyły tylko cztery miesiące, by oddał swoje zimne serce w ręce kogoś kto mógł się nim odpowiednio zaopiekować. I dziś, gdy Hermiona ucieknie od niego, cząstka jego serca podąży razem z nią do Zakonu i zostanie tam, aż po kres jego dni, którego wkrótce się spodziewał. Był szpiegiem i nie miał się co oszukiwać, że komuś zależy na tym czy przeżyje. Dla Zakonu był użyteczny tylko do czasu, aż mógł dostarczać im informacji. Poświęciliby go jednak, gdyby sytuacja tego wymagała. Podobnie było z Czarnym Panem. Bez żalu pożegnałby go z życiem, jeśli odkryłby jego podwójną rolę... ale nim to nastanie i nim, któraś ze stron się go pozbędzie, on zrobi wszystko, by ocalić życie idącej obok niego kobiety. Jego prywatna przysięga musiała zostać spełniona. I choć wiedział, że to głupie, a ta nadzieja, tylko go osłabiał, liczył choć trochę na to, że jeśli wojna się skończy, a jemu dane będzie przeżyć, wtedy będzie mógł ją odnaleźć i spróbować zawalczy o jej względy... Nadzieja była niewielka, ale wiedział, że nie zniknie, póki jego życie będzie trwało.
⚡⚡⚡
Stajnia wyglądała dokładnie tak samo, jak zapamiętała ją, gdy Draco zabrał ją na konną przejażdżkę. Jednak tym razem było w niej pełno ludzi w czarnych szatach. Niektórzy mieli już na twarzach srebrne maski, inni siedzieli na pięknych wierzchowcach, a jeszcze inni szarpali swoje niewolnice, tak, by pomóc im wsiąść na konie.
– Generale, pana koń jest gotowy – jeden z niżej postawionych rangą Śmierciożerców, skłonił się i wskazał na boks, w którym stał osiodłany Erydan.
– Doskonale. Jedziemy według ustalonego planu. Razem ze mną pojedzie Snape, dalej Macnair i Carrow z niewolnicami oraz Daniel Lestrange i Adam Pucey. Reszta wyrusza około dziesięciu minut za nami. Czy to jasne? - zapytał Draco.
– Tak, generale. Czy pan generał życzy sobie, bym przywiązał do pana generała jego niewolnicę za pomocą zaklęcia?
– Nie, sam to zrobię. Ty wyprowadź konia z boksu – rozkazał.
– Jedziemy konno? - zdziwiła się Hermiona.
– Tylko do punktu aportacyjnego, jest na skraju wyspy.
Hermiona chciała go zapytać o coś jeszcze, ale Śmierciożerca przyprowadził już ich konia. Erydan zarżał radośnie na widok swojego pana, a Hermiona bez lęku wyciągnęła swoją dłoń i pogładziła zwierzę po łbie.
– Niewolnica dotyka twojego konia Malfoy? - zaśmiał się Carrow, zbliżając się do nich na swoim siwym ogierze, a Tara siedziała tuż za jego plecami. Hermiona przestraszył sam jego widok, usiłowała się jednak opanować i nie okazywać lęku.
– Nie twoja sprawa, na co pozwalam swojej niewolnicy, Carrow. Chyba już ci kiedyś o tym wspomniałem – Draco uśmiechnął się naprawdę złowieszczo, na co Carrow spiął konia i wyjechał ze stodoły.
– Wsiadamy – Draco złapał Hermionę w pasie i pomógł jej wsiąść na Erydana, po czym sam wskoczył zaraz za nią i sięgnął po lejce.
– Może jednak Hermiona pojedzie ze mną, mam mniej narowistego konia – zaproponował Orion, podjeżdżając do nich na swojej gniadej klaczy.
Draco rzucił kuzynowi niechętne spojrzenie, ale nie zaszczycił go nawet odpowiedzią, tylko poprowadził konia do wyjścia. Pora było zacząć ich misję.
⚡⚡⚡
– Nie jest ci zimno? - zapytał, przysuwając się nieco do niej, gdy wyjechali na otwartą przestrzeń. Całą wyspę pokrywała gruba warstwa śniegu, a lodowaty wiatr smagał ich twarze i rozwiewał włosy.
– Jest w porządku – odpowiedziała, wtulając się plecami w jego tors i usiłując ukryć głowę przed powiewami wiatru.
– Zaraz będziemy na miejscu.
W odpowiedzi Hermiona tylko skinęła głową, po pierwsze dlatego, że i tak trudno byłoby jej przekrzyczeć szum fal i wycie wiatru, a po drugie dlatego, że sama myśli, iż rozstanie zbliża się coraz bardziej napawała ją wręcz rozpaczą. Chyba nigdy w życiu nie czuła się tak bardzo rozdarta jak w tej chwili.
Dojechali na miejsce, a ona zastanawiała się co Draco, by zrobił, gdyby zamiast zsiąść z konia, po prostu go zawróciła i uciekła z powrotem do twierdzy. Wiedziała, że to głupie i nierealne, ale nie potrafiła się pozbyć takich właśnie myśli.
– Aportujemy się do Hogsmeade, a potem ruszymy w stronę bram Hogwartu. Zakon odbije was, w tym miejscu.
– A gdzie Luna i Goyle? - zapytała Hermiona, zaniepokojona brakiem przyjaciółki i jej pana.
– Greg zabrał ją tam świstoklikiem, obawiając się, że źle zniesie aportację – wyjaśnił jej, wprowadzając konia do drewnianego boksu, w którym miał poczekać na powrót swojego pana.
– Mam nadzieję, że nic jej nie będzie - Odwróciła się w stronę twierdzy, patrząc na okno w najwyższej wieży. Ginny... tak bardzo żałowała, że druga przyjaciółka nie może uciec dziś z nimi.
– Będzie dobrze – szepnął Draco, patrząc jak do miejsca aportacji podjeżdżają pozostali Śmierciożercy.
– Kurwa, ale piździawka! - narzekał Carrow schodząc z konia i praktycznie zwlekając z niego Tarę.
– Wyrażaj się Carr, nie jesteś tu sam – skarcił go Walden, pomagając zsiąść Heldze, która zrobiła to z miną godną samej królowej.
– Jak się aportujemy? Po trzech? - zapytał Orion, stając obok Dracona i Hermiony.
– A co, Lestrange, ktoś musi cię potrzymać za rączkę? - rechotał Carrow.
– Dość gadania, każdy aportuje się sam, bądź z niewolnicą jeśli taką posiada – Walden chwycił Helgę za ramię i po chwili już ich nie było.
– Nie zwlekaj zbyt długo – burknął Severus, przechodząc obok Dracona, a zaraz potem i on zniknął.
– Ruszaj się, ściero! Raz, dwa! - Carrow szarpnął Tarę w swoją stronę, po czym również się aportował, a Adrian zrobił to zaraz po nich.
– Idziecie? - zapytał Orion.
– Ty przodem – ponaglił go Draco, chcąc mieć choć sekundę sam na sam z Hermioną.
Widać było, że młody Lestrange niechętnie wykonał polecenie kuzyna, jednak aportował się z głośnym trzaskiem zostawiając ich samych.
– Kiedy ci powiem, biegnij przed siebie najszybciej jak potrafisz. Snape wieczorem skontaktuje się z Zakonem, by zdać relacje z misji – tłumaczył jej.
– Może jednak ja... - Chciała zostać. Naprawdę chciała z nim zostać.
– Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze. Wracaj do domu i uważaj na siebie, o nic więcej cię nie proszę... - wyszeptał, obejmując ją i patrząc jej w oczy.
– Ale ja cię o coś poproszę – Czuła jak drży jej głos.
– O co?
– O spotkanie. Gdy wojna się skończy, chciałabym móc się z tobą zobaczyć...
– Hermiona, wiesz, że nie mogę ci tego obiecać.
– To obiecaj, że się postarasz! Że jeśli wszystko się uda, a my wygramy i nic nam nie będzie... wtedy się spotkamy – ledwie powstrzymywała łzy.
Draco zastanowił się chwilę nad tym czy wyznać jej szczerze to co czuje. Nie potrafił powiedzieć jej, że ją kocha. Wiedział, że to nie ten moment, a te słowa tylko utrudniłby to rozstanie. Wiedział jednak, że musi jej pokazać, że z niej nie zrezygnuje. Nawet jeśli będzie musiał się pojedynkować o nią z Weasleyem.
– Jeśli obydwoje przeżyjemy tę wojnę, odnajdę cię choćby na końcu świata. Przysięgam – pochylił się, by ją pocałować.
– Nie będziesz musiał szukać tak daleko, bo sama do ciebie wrócę – jej słowa również zabrzmiały jak przysięga.
Draco pocałował jej drżące z zimna i emocji usta i w duchu obiecał sobie, że to nie ostatni raz, gdy ich próbuje. Nie wiedział, że Hermiona właśnie składała tę samą przysięgę. Jednak czas pędził nieubłaganie, a chwila rozstania była coraz bliższa. Draco oderwał się od niej, a ona jedynie lekko skinęła głowa. Byli gotowi.
⚡⚡⚡
Trzask! Tym sposobem Hermiona Granger po blisko czteromiesięcznej niewoli raz na zawsze opuszczała ponurą twierdzę Umbra Walpurgis...
Jeśli obydwoje przeżyjemy tę wojnę, odnajdę cię choćby na końcu świata. Przysięgam – pochylił się, by ją pocałować.
OdpowiedzUsuń– Nie będziesz musiał szukać tak daleko, bo sama do ciebie wrócę – jej słowa również zabrzmiały jak przysięga. - piękne zdanie i zawierające całą esencję uczucia, miłości i wzajemnej troski <3