środa, 4 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 29 - „Gdy zbliża się kres...”

– Co jej się stało? - wyraźnie usłyszała ten głos, rozpoznała go od razu. To był Daniel i chyba pochylał się nad nią.
– Wydaje mi się, że zemdlała. Może powąchała coś niebezpiecznego w laboratorium? - dedukował Goyle.
Hermiona powoli odzyskiwała świadomość. Zorientowała się, że leży na kanapie w salonie Snape'a, a Orion próbuje ją ocucić.
– Mionka? Mionka! Wszystko w porządku? Skarbie obudź się! - prosił Daniel, lekko poklepując ją po twarzy.
Otworzyła oczy, ale szybko je zamknęła z powodu ostrego światła. Zaszumiało jej w głowie i poczuła lekkie mdłości, a jakaś część jej świadomości wyraźnie przypomniała, że stało się coś bardzo złego.
– Ktoś idzie – stwierdził Goyle.
– To na pewno Severus.
– Dobrze! Może będzie wiedział, co właściwie się dziś stało w Czarciej Przełęczy.
– Mam nadzieję, cała twierdza, aż huczy od plotek. Śmierć kogoś tak wysokiego rangą zawsze tak na nas wpływa, jeszcze chwila i znów wybuchnie panika – dedukował Orion.
Hermiona poczuła jak coś boleśnie ściska ją w piersi. W pierwszej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć dlaczego zemdlała i dlaczego teraz, po słowach Daniela odczuwa taki ból. Jednak zrozumienie tego przyszło bardzo szybko, a jej ból jeszcze się pogłębił.
Draco! - miała ochotę to wykrzyczeć z całych sił, a później wybiec stąd i pognać wprost do ich komnat, by sprawdzić czy go tam nie ma. Nie mogła jednak tego zrobić. Daniel siedział przy niej, mocno ściskając jej dłoń. Nie musiała otwierać oczu, by widzieć jego zatroskaną minę. Postanowiła nadal udawać nieprzytomną, bo wydawało jej się, że gdyby teraz wstała to wybuchnęłaby głośnym płaczem i odkryła się przed wszystkimi ze swoimi uczuciami.
– Dlaczego Granger leży na mojej kanapie? - zdziwił się Snape, wchodząc do pokoju.
– Chyba coś zrobiła w laboratorium, bo znaleźliśmy ją nieprzytomną na podłodze – wyjaśnił Goyle.
– Daniel, daj jej eliksir otrzeźwiający, jest w składziku w końcu korytarza – nakazał Severus.
– Jakieś nowe wieści? - zapytał Goyle, gdy Daniel wyszedł.
– Czarny Pan jest wściekły, żąda głowy tego, kto zabił Lucjusza.
Hermiona ze zdziwienia otworzyła oczy. Lucjusza? Czy on powiedział Lucjusza? Dzięki Ci Merlinie! Malfoy! Daniel powiedział tylko, że nie żyje Malfoy! Dlaczego pomyślała, że chodzi o Dracona? Przecież to dobra wiadomość! Prześladujący ją w koszmarnych snach arystokrata, nie żyje!
– Granger się obudziła – zauważył Goyle.
– Granger, co kroiłaś w laboratorium, nim zemdlałaś? - zaczął ją pytać Severus.
– Przyniosłem eliksir. O! Widzę, że Mionka się ocknęła. Jak się czujesz, moja droga? - Orion wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu.
– Ja... dobrze... - wyjąkała, nie wiedząc jaki podać powód swojego omdlenia.
Nie kroiła przecież żadnych toksycznych roślin, które mogłyby to wywołać.
– Lord zwoła dziś jeszcze jakieś spotkanie? Zostawiłem Lunę samą ze skrzatami, chciałbym jej dać znać jeśli wrócę późno – zmienił temat Goyle.
– Spowiadasz się swojej niewolnicy? Ale cię wzięło stary! Ale rozumiem, rozumiem. Też będę tak wkrótce robił – śmiał się Daniel, jednocześnie mrugając porozumiewawczo do Hermiony, która ledwo stłumiła pogardliwie prychnięcie. Co on sobie wyobrażał?
– Na razie ustala z Draconem szczegóły pogrzebu. Lepiej jednak, jeśli wrócicie do siebie, gdyby chciał was wezwać – stwierdził Severus.
– Dobra, w takim razie do zobaczenia – Goyle pożegnał się krótko i szybko wyszedł z pokoju, Daniel jednak znów usiadł obok Hermiony i sięgnął po jej dłoń.
– To ja zabiorę Hermionkę do siebie, Draco pewnie nie miałby nic przeciwko, ma teraz tyle na głowie...
– Nie, Granger ma zostać tutaj – ton Snape'a sugerował, że nie ma co do tego dyskusji, a Hermiona prawie podskoczyła z radości.
Nie chciała nigdzie iść z Lestrange'em! Chciała iść zobaczyć Dracona, ale jeśli nie mogła tego zrobić, to przynajmniej chciała być z daleka od Daniela.
– Daj spokój Sev, Draco na pewno, by...
– Głuchy jesteś? Powiedziałem, że Granger zostaje tutaj! - tym razem Orion spasował od razu widząc postawę Severusa. Nikt nie sprzeciwiał się Mistrzowi Eliksirów, kiedy był w taki stanie!
– Dobrze więc, idę. Do jutra. Pa, Mionko – Daniel był wyraźnie przygaszony, ale Hermione czy Snape'a niewiele to obeszło.
– Granger, idź do gościnnej sypialni, gdyby coś się wydarzyło to cię zawołam.
– Panie profesorze, czy to Zakon zabił Malfoya? - odważyła się zapytać.
– I tak i nie – odpowiedział i o dziwo na jego wąskich wargach pojawił się mały, kpiący uśmieszek.
– To znaczy...?
– To nic nie znaczy Granger, idź do pokoju, jak ci kazałem! - Hermiona wiedziała, że nie ma co próbować wdawać się w dyskusję, dlatego szybko przeszła do gościnnej sypialni.

⚡⚡⚡

Usiadła na łóżku i zaczęła gorączkowo rozmyślać nad tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło. Poranna kłótnia, która wciąż ją raniła. Jej słowa, wypowiedziane w złości, których teraz tak żałowała... To, że zemdlała, myśląc, że Draco nie żyje... A teraz jeszcze śmierć Lucjusza. Jakie przyniesie ze sobą konsekwencje?
– Jest w pokoju, chyba jeszcze nie śpi – usłyszała głos Snape'a tuż pod sypialnią.
– Świetnie, w takim razie ją zabiorę – ten głos sprawił, że zerwała się na równe nogi.
Draco! To na pewno był on!
– Może tu zostać, jeśli...
– Dziękuje, Severusie, ale muszę zachować pozory normalności, więc niewolnica powinna być przy mnie – wytłumaczył Draco, a zaraz potem drzwi do sypialni się otworzyły.
Hermionę wiele wysiłku kosztowało, by zostać w miejscu, zamiast podbiec do niego i rzucić się mu na szyję, a zaraz później wypłakać w jego ramię wszystkie lęki i troski. Jednak nie mogła tego zrobić. Nie mogła pokazać jak bardzo jest słaba, ani nie mogła odkryć się ze swoimi uczuciami przy Severusie, a już zwłaszcza nie chciała, by Draco wiedział jak beznadziejnie i głupio się w nim zakochała. Była w nim zakochana i to była niezaprzeczalna prawda. Stało się i nic tego już nie zmieni.
– Chodź, Granger, to był koszmarny wieczór, chce się już położyć – burknął Draco, wyciągając dłoń, by chwycić jej rękę.
Jego oschły ton i to, jak mocno chwycił jej ramię, sprawiły, że jeszcze bardziej zachciało jej się płakać. Cała jego postawa świadczyła o tym, że nią gardzi... Zresztą czemu się dziwić, po tym co mu rano powiedziała?
– Głupia, głupia, głupia! - wyrzucała sobie, przełykając gorzkie łzy i wychodząc za nim z komnat Snape'a.
Szli szybko, a Draco nie odzywał się do niej ani słowem, wyraźnie pochłonięty przez własne myśli. Ona również nie miała odwagi się odezwać, bo niby co mu miała powiedzieć? Że przeprasza? Że żałuje tego, co powiedziała? Że błaga, by nie oddawał jej Orionowi? To wszystko wydawało jej się teraz takie beznadziejne...

⚡⚡⚡

Weszli do swoich komnat, a Draco od razu puścił jej ramię i zdjął swój płaszcz, niedbale rzucając go na kanapę. Zaraz też podszedł do biurka i wyjął z niego butelkę whisky.
– Napijesz się? - zapytał Hermiony.
Nie była mu w stanie odpowiedzieć, czując się jakby coś trzymało ją za gardło, dlatego w odpowiedzi skinęła tylko głową, a Draco nalał whisky do kryształowej szklanki. Sam napił się wprost z butelki, po czym podszedł do kominka i oparł rękę na jego gzymsie, zapatrując się w płonący ogień.
Hermiona podeszła do biurka, by napić się whisky. Miała nadzieję, że alkohol trochę ją uspokoi i pozwoli wreszcie powiedzieć to, co powiedzieć powinna.
– Przykro mi z powodu twojego ojca... - wyszeptała.
– Niepotrzebnie, bo mnie wcale nie jest przykro – Draco wciąż patrzył w ogień, jakby szukając tam odpowiedzi na jakieś dręczące go pytania.
Hermiona odstawiła swoją whisky i podeszła do niego. Zawahała się chwilę, ale stwierdziła, że jeśli nie będzie tego chciał, wtedy ją odepchnie. Ostrożnie położyła swoją dłoń, na jego ramieniu i uścisnęła je lekko, chcąc w ten sposób okazać mu swoje wsparcie. Ucieszyła się, że nie odtrącił jej ręki, ale jej ciało przeszył dreszcz, gdy blondyn odwrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
– Czemu miałoby nam być przykro po śmierci takiego potwora? - zapytał, ale ona nie wiedziała czy pyta o to ją, czy samego siebie.
– Wiem, że to nie łatwe...
– Nie, Hermiono, to jest właśnie bardzo łatwe. Ojciec był draniem bez serca, zimnym sukinsynem bez krzty sumienia. Zabił Bellatrix, by moja matka mogła przejąć majątek Blacków, a później zabił... - głos nieco mu się załamał – zabił ją. Zabił moją mamę, gdy mnie nie było w kraju. Zabił ją, by móc przejąć wszystkie pieniądze i zabawiać się ze swoimi kochankami. Był socjopatą bez zasad i honoru, świat tylko zyskał na tym, że ten morderca wreszcie zdechł! - ostatnie słowa Draco praktycznie wykrzyczał.
Hermiona była wstrząśnięta wszystkim tym, co usłyszała. Lucjusz zabił Narcyzę i jej siostrę? Przecież były jego rodziną! Najbliższymi mu ludźmi... Zabił je dla pieniędzy? To jakiś koszmar!
– A ja... ja jestem takim samym potworem, jak on... - wyszeptał Draco, zamykając oczy i opuszczając głowę.
To był impuls, ale Hermiona wiedziała, że musi to zrobić, inaczej pęknie jej serce. Bez chwili wahania rzuciła mu się na szyję z taką siłą, że Draco zachwiał się na nogach. Przytuliła go najmocniej jak umiała, chcąc w ten sposób dać mu do rozumienia, jak wiele dla niej znaczy.
– Nigdy tak nie mów! Nie jesteś taki jak on! Jesteś dobrym człowiekiem. Wspaniałym! Nigdy nie porównuj się do swojego ojca! - szeptała gorączkowo, nawet nie myśląc o tym co robi czy mówi, chciał tylko, żeby jej uwierzył.
Draco objął ją mocno swoimi ramionami, wtulając się w nią z równą siłą, co ona w niego. Ta bliskość działała na nich kojąco. To było właśnie to, czego obydwoje najbardziej teraz potrzebowali.
– On nie żyje, a ja potrafię tylko żałować, że to nie ja go zabiłem... - wyszeptał z goryczą, a Hermiona objęła go jeszcze mocniej. Był tak bardzo rozgoryczony i rozbity, a ona potrafiła jedynie go przytulać i w ten sposób okazywać mu swoje wsparcie i zrozumienie. Nie żałowała Lucjusza Malfoya - przeciwnie w tej chwili nienawidziła go jeszcze bardziej za to, jak przez całe życie krzywdził Dracona, za to jak bardzo go skrzywdził zabierając mu ukochaną matkę. Draco puścił ją, ale od razu złapał ją za rękę i pociągnął za sobą na kanapę. Usiedli bardzo blisko siebie, a ich dłonie były mocno splecione.
– Ktoś z Zakonu go zabił? - zadała mu to samo pytanie, co Severusowi.
– I tak i nie – odpowiedział identycznie Draco.
– Jesteś pewien, że to on zabił twoją matkę? - odważyła się zapytać.
– To był on! Brudny tchórz i morderca! Po śmierci ciotki Belli, mama poszła do Snape'a i razem zdecydowali się na szpiegowanie dla Zakonu. Nie byłem przekonany, czy dobrze robią. Wiedziałem już, że wszystko to, co mówi Czarny Pan to bzdury i wizje szaleńca, ale wciąż wierzyłem w ideologię czystości krwi, aż do chwili, gdy po powrocie z Francji dowiedziałem się, że moja matka nie żyje. Jedno spojrzenie w oczy tego śmiecia i już wiedziałem, że to jego sprawka. Zabił ją bez skrupułów i z zimną krwią...
– Tak mi przykro... - wyszeptała, czując jak wzruszenie łapie ją za gardło.
Kiedyś miała Dracona Malfoya za rozwydrzonego gówniarza, który ma wszystko czego zapragnie i na dodatek obnosi się z tym z dumą i arogancją. Jednak teraz wiedziała, że jego życie wcale nie było takie kolorowe.
– Jak czysta krew może być w czymś lepsza od mugolskiej, skoro czarodzieje dopuszczają się takich zbrodni, jak mordowanie własnej rodziny? - zapytał, znów zapatrując się w ogień.
– Nie możesz się tym zadręczać. Jesteś zupełnie inny niż on – mówiła z czułością.
Draco znów spojrzał jej w oczy, jakby chcąc się doszukać w nich potwierdzenia tego, co mu mówiła. Chciała żeby jej uwierzył i zaufał. Bardzo chciała jakoś ukoić jego cierpienie i pokazać mu, że naprawdę jest dobrym człowiekiem. Komuś złemu, nigdy nie oddałaby swego serca.
– Nie mogę cię oddać Danielowi, uznano by to teraz za oznakę słabości.
– Nie chcę, żebyś mnie oddawał. To, co powiedziałam po śniadaniu... to nie była prawda – wyjąkała, odwracając wzrok i się rumieniąc.
Trudno było jej o tym mówić, ale wiedziała, że musi.
– Nie lituj się nade mną, nie potrzebuję tego! - warknął, wyrywając dłoń z jej uścisku i wstając z kanapy.
Hermiona nie miała do niego pretensji, za ten mały wybuch złości. To co powiedziała mu rano, mogło go zranić, ale musiał jej uwierzyć, że naprawdę nie chciała mieć nic wspólnego z Orionem.
– Draco, posłuchaj... - miała zamiar mu powiedzieć, że jej głupie i irracjonalne zachowanie było spowodowane jego ślubnymi planami.
– Nie, to ty posłuchaj! Daniel to... on uwodzi i rani kobiety! Nie wiem, co ci obiecał, ale nie pozwolę... - Draco wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
– Nie musisz mi tego mówić! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego! Jego zachowanie mnie irytuje, a te żałosne próby flirtu obrzydzają! - wypaliła, wstając z kanapy, by podkreślić swoje słowa.
Draco popatrzył na nią w skupieniu, jednak chwilę potem stał już przy niej i przyciągał ją do siebie, by złączyć ich usta w namiętnym pocałunku. Hermiona nie miała zamiaru mu się opierać. Przeciwnie, wplotła swoje palce w jego włosy, by być jeszcze bliżej i móc pogłębić ten niesamowity pocałunek, który wyrażał całą pasję, namiętność i głębie uczuć, która w nich siedziała.
Oboje wiedzieli, że chcą więcej niż tylko pocałunku, ale nim zdążyli wykonać jakiś ruch w tę stronę, Draco oderwał się od niej i zaklął siarczyście pod nosem.
– Ktoś tu idzie, najpewniej, by złożyć mi kondolencje. Idź do naszego pokoju, zaraz przyjdę – mruknął, niechętnie wypuszczając ją ze swoich ramion i nerwowo przeczesując włosy palcami. Hermiona wiedziała, że nie ma sensu się z nim kłócić, ale i tak miała zamiar zobaczyć, kto przerwał im tą słodką chwilę sam na sam. Chwilę, która dała jej nadzieję...

⚡⚡⚡

– Jak się czujesz, najdroższy? - usta Messaliny Rosier rozlały się w nieszczerym, na pozór współczującym uśmiechu.
– Dobrze – odpowiedział obojętnie Draco, i ku zgorszeniu ukrytej za drzwiami korytarza Hermiony, wpuścił Mess do salonu.
– Tak się o ciebie martwiłam! – przymilała się kobieta, usiłując go objąć.
– Niepotrzebnie. Jestem żołnierzem, przygotowują nas na takie sytuacje – burknął, starając się uniknąć jej uścisku.
– Kochanie, na pewno to przeżywasz, to przecież był twój ojciec! Cóż za straszna strata! - kobieta teatralnie otarła łzę.
– Tak, niepowetowana.
– To naprawdę przykre, że nie będzie go na ślubie! - zawołała Messalina, a Hermiona poczuła, jak jej serce przyśpiesza swój rytm.
– Na jakim ślubie? - zapytał Draco, najwyraźniej usiłując powstrzymać parsknięcie śmiechem.
– No na naszym, oczywiście! - Mess uśmiechnęła się szeroko i ponowiła próbę objęcia blondyna.
– Na naszym? Czyżbym ci się kiedyś oświadczył i o tym zapomniał? Nie widzę rodowego pierścienia Blacków, na żadnym z twoich palców, więc najwyraźniej nastąpiło jakieś nieporozumienie – kpił Smok.
Messalina wyglądała na szczerze zdumioną jego słowami.
– Może nie rozmawialiśmy o tym oficjalnie, ale nasi ojcowie wszystko ustalili...
– Nie upoważniałem mojego ojca do ustalania czegokolwiek, co mnie dotyczy, przykro mi – Draco uśmiechnął się do niej złośliwie.
– Daj spokój! Od dawna wiedzieliśmy, że weźmiemy kiedyś ślub!
– Znów jakaś pomyłka, Mess. Nigdy nie planowałem żadnego ślubu, a już na pewno nie z tobą – wytłumaczył jej Draco.
Rosier wyglądała jakby wahała się pomiędzy wybuchnięciem płaczem, a wybuchnięciem złością, natomiast Hermiona ledwo powstrzymała się od zatańczenia z radości. On nigdy nie miała zamiaru się z nią ożenić! Mówił prawdę! Dzięki ci, Godryku!
– Nic mnie to nie obchodzi! Twój ojciec obiecał! - wrzasnęła Messalina.
– To się z nim ożeń, skoro ci coś obiecywał.
– Mój tata tak tego nie zostawi, pójdziemy do Czarnego Pana! - krzyczała.
– Proszę bardzo. Czarny Pan wie, że nie mam zamiaru się ożenić i popiera moją decyzję, zapytaj go sama skoro masz odwagę – Draco podszedł do drzwi o tworzył je szeroko.
– Pożałujesz tego! - syknęła jadowicie Mess, stając na przeciwko niego.
– Nie mogę się doczekać – zaśmiał jej się prosto w nos, po czym wypchnął kobietę za drzwi i zatrzasnął je z hukiem.
Hermiona szybko uciekła do sypialni, nie chcąc, by przyłapał ją na podsłuchiwaniu. Gdyby tylko mogła, to właśnie unosiłaby się kilka centymetrów nad ziemią. Wydawało jej się, że dzisiejszy dzień jest jednym z najlepszych jakie przyszło jej przeżyć w tej Twierdzy i wiedziała, że Draco za chwilę sprawi, że na pewno nie zmieni zdania na ten temat.

⚡⚡⚡

Na pogrzeb Lucjusza Malfoya przyszli wszyscy mieszkańcy twierdzy. Śmierciożercy, ich rodziny, słudzy, niewolnice, a nawet skrzaty domowe. Wszystko miało odbyć się w podniosłej aurze, jaka zawsze towarzyszyła pogrzebom arystokracji. Sam Voldemort został mistrzem ceremonii, a wszyscy inny zmuszeni byli oddać hołd, leżącym na marmurowym katafalku, doczesnym szczątkom Malfoya. Dzień wcześniej gruba warstwa śniegu stopniała, a na dodatek z nieba siąpił lodowaty deszcz, sceneria była więc ponura i przygnębiająca, jak na pogrzeb przystało. Lord mówił długi i nudnie, a Draco jako potomek Lucjusza był zmuszony, do przyjęcia wszystkich nieszczerych kondolencji i zapewnień, że jego ojciec był wybitnym i dobrym człowiekiem.
Hermiona patrzyła na to wszystko z boku, szczerze mu współczując, że musi znosić ten cały cyrk.
Po ceremonii pogrzebowej, gdy ciało Lucjusza spoczęło w grobowcu z czarnego granitu, Voldemort zaprosił wszystkich do sali balowej na obiad, ku czci pamięci swego oddanego sługi. Hermiona z niesmakiem patrzyła na to, jak Śmierciożercy wznoszą coraz to nowe toasty i upijają się na umór. Czarny Pan zdawał się czymś bardzo zamyślony, a siedząca obok niego Ginny w ogóle nie reagowała na to, co się dookoła niej dzieje. Jej widok boleśnie ranił serce Hermiony, cieszyła się jednak, że Luna miała się dużo lepiej.
– Jak twój pan się czuje? - zapytała ją, gdy razem z innymi niewolnicami jadły dużo skromniejszy obiad, niż ten, który podano Śmierciożercą.
– Dobrze – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– Mówi się, że Rosier się wściekł, gdyż młodszy Malfoy odmówił ślubu z jego córką, wiesz coś o tym? - zapytała Hermionę Tara.
– Nic, a nic – skłamała, usiłując powstrzymać uśmiech.
– Impreza się rozkręca, zaraz zaczną swe pijackie tańce, a później przyjdzie pora na bijatyki – stwierdziła jedna z niewolnic, widząc, że przy głównym stole robi się coraz głośniej.
Goyle i Orion podeszli do niewolnic. Ku zdziwieniu Hermiony, Luna uśmiechnęła się do swojego pana, a on od razu odwzajemnił ten uśmiech z dziwnym błyskiem w oczach.
– My już wychodzimy – Goyle wyciągnął dłoń w stronę Luny, a dziewczyna od razu ją ujęła.
– My też, Hermionko. Zabiorę cię do siebie, nim tutaj zrobi się burda. Draco i tak musi zostać do samego końca – Orion również wyciągnął do niej swoją dłoń.
– Nigdzie jej nie zabierzesz Lestrange! - rozległ się zimny głos tuż za jego plecami.
Hermiona odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że zjawił się Draco. Nie miała najmniejsze ochoty, by iść gdziekolwiek z Orionem.
– Ale kuzynie chciałem tylko pomóc...
– Nie chcę twojej pomocy. Goyle odprowadzisz Granger do moich komnat? Masz po drodze... - blondyn zwrócił się do drugiego Śmierciożercy.
– Jeśli chcesz, może zostać u mnie razem z Luną. Na pewno chętnie sobie pogadają, a ja i tak będę pisał zaległe raporty dla Czarnego Pana – zaproponował Goyle, ku niezadowoleniu Oriona.
– Dobry pomysł, odbiorę ją po zakończeniu stypy. Granger masz słuchać Goyla, rozumiesz? - zapytał oficjalnym tonem, a Hermiona posłusznie przytaknęła, dziwiąc się nieco, że Draco oddaje ją w ręce Śmierciożercy, który kiedyś chciał ją od niego pożyczyć i to w niezbyt miłych celach. Pamiętała też jednak, że to właśnie on uratował ją z rąk Notta i Carrowa... Wstała i wyszła za Luną i jej panem, jednak przyjaciółka odwróciła się do niej i posłała jej pokrzepiający uśmiech, który nieco ją uspokoił.
– Idźcie do twojego pokoju, jeśli macie ochotę to niech skrzat przyniesie wam coś do żarcia, ja mam sporo roboty – nakazał Goyle, ledwie przekroczyły próg jego komnaty.
– Chodź Herm, pokażę ci mój pokój, mam na ścianie Motylki Szablozębne i Pegazy Marmurkowe – zachwycała się Luna, prowadząc ją do swojej sypialni.
Faktycznie, jej ściany zdobiły przedziwne rysunku zwierząt, a sam pokój był ładny i kolorowy. Hermiona była pod wrażeniem tego, jak Goyle dbał o swoją niewolnicę.
– On bardzo się zmienił – wyjaśniła jej, gdy ją zapytała o to wszystko.
– Nie bije cię już? - dociekała Miona.
– Nie, prawie wcale! Bardzo lubi spędzać ze mną czas i słuchać moich opowieści o magicznych stworzeniach. Sam bardzo mało o nich wiedział, więc gdy kiedyś zaczęłam mu opowiadać, bardzo to polubił! Jest też wesoły i umie ładnie rysować. Widzisz? To on narysował te zwierzęta, po tym jak mu o nich opowiedziałam – Luna aż promieniała szczęściem, a Hermiona wprost nie mogła uwierzyć, że między nią, a Goylem może być, aż tak dobrze. Cieszyła się jednak, że przyjaciółka nie musi znosić już tortur i poniżania. Czuła z tego powodu prawdziwą ulgę, wiedząc, że nie tylko ona miała szczęście.
Luna z przejęciem opowiadała o swoich nowych obserwacja dotyczących niezwykłych, magicznych stworzeń, gdy nagle jednak jej twarz pobladła, a oczy zaszły łzami. Zaraz później blondynka zerwała się i wybiegła z pokoju, pozostawiając Hermionę w osłupieniu.
– Coś się stało? - zatroskała się Miona, gdy Luna wróciła już do pokoju.
– Chyba ten obiad mi zaszkodził, ostatnio często boli mnie brzuch i mam mdłości, zwłaszcza rano, więc to chyba kolacje mi szkodzą. Tęsknię za jedzeniem pani Weasley, po nim nigdy nie było mi niedobrze – Luna uśmiechnęła się szeroko, po czym wróciła do swojej opowieści o zwierzętach, nie zauważając nawet, że Hermiona jej nie słucha, gorączkowo się nad czymś zastanawiając.

⚡⚡⚡

Popołudnie w towarzystwie przyjaciółki minęło Hermionie bardzo szybko i nim się spostrzegła Draco przyszedł ją odebrać. Drogę do swoich komnat przebyli w milczeniu, ale ledwo weszli do pokoju, Draco przyciągnął ją do siebie i pocałował lekko i z uczuciem.
– Jak ci minęło popołudnie z tą wariatką? - zapytał, odchodząc od niej, by zdjąć swój czarny płaszcz.
– Ona wcale nie jest wariatką!
– Mniejsza z tym. Jak u nich było?
– Bardzo fajnie – odpowiedziała, siadając na kanapie i przeciągając się ze zmęczenia.
Miała już ochotę, by się położyć, nim jednak to zrobi, planowała zapytać Dracona o coś, co nie dawało jej spokoju przez całe popołudnie.
– Draco, co się dzieje jeśli jakaś niewolnica zachodzi w ciążę ze swoim panem?
Blondyn, który właśnie nalewał im whisky, był tak zaskoczony tym pytaniem, że większość alkoholu zamiast do szklanki, trafiła na jego biurko. Zaklął cicho pod nosem i wyjął swoją różdżkę, by posprzątać.
– Hermiona, czy ty chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał łagodnie, choć Herm miała wrażenie, że się zdenerwował.
– A jeśli tak, to co? - zapytała, usiłując ukryć rozbawienie.
– Salazarze! Ty na poważnie? Ale jak? Przecież eliksir miał półroczną dawkę! - Draco podszedł do niej wyraźnie zatroskany.
– Nie chodzi o mnie – wyjaśniła mu w końcu, nie chcąc go bardziej denerwować, ani widzieć jego dalszej reakcji. Nie chciała wiedzieć, jak naprawdę by zareagował, gdyby zaszła z nim w ciążę.
– To wyjaśnisz mi o co, lub o kogo chodzi? - zapytał, siadając obok niej.
– Luna dziś miała mdłości, mówiła, że to nie pierwszy raz...
– Cholera! Goyle to czasem straszny głąb, mógł jej nie dać eliksiru na czas – burknął Draco, wstając i nerwowo przechadzając się po pokoju.
– Co będzie, jeśli naprawdę jest w ciąży? - dociekała.
Draco zawahał się przez chwilę z odpowiedzią.
– Jeśli Lord się dowie, to każe mu zabić ją i dziecko... - wydusił wreszcie, a Hermiona z przestrachem zakryła sobie usta dłonią.
– Nie możemy do tego dopuścić! - krzyknęła.
– Wiem! Pójdę po Severusa, niech lepiej zaraz zbada tę całą Lovegood – Draco wstał i szybko wyszedł.

⚡⚡⚡

Hermiona nerwowo krążyła po salonie, raz po raz spoglądając na drzwi z nadzieją, że Draco zaraz wróci. Bała się co będzie jeśli się okaże, że Luna naprawdę jest w ciąży, że naprawdę będzie miała dziecko ze Śmierciożercą... Zatrzymała się na chwilę i usiłowała się zastanowić, jak ona by się czuła w takiej sytuacji. Czy byłaby szczęśliwa? Przecież trwała wojna, to nie była odpowiednia pora na dzieci! Ale z drugiej strony... to maleństwo nie byłoby niczemu winne...
Trzask otwieranych drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Draco wrócił do komnat.
– I co? - zapytała go od razu.
– Miałaś rację – odpowiedział cicho i podszedł do biurka, po kolejną porcję whisky.
– Co teraz będzie? - zatroskała się Hermiona, opadając na kanapę.
– Herm... musisz z nią porozmawiać...- zaczął ostrożnie.
– O czym? - zapytała podejrzliwie.
Draco usiadł obok niej i westchnął ciężko.
– Jedynym wyjściem, by ją uratować jest eliksir aborcyjny...
– Co?! - wrzasnęła, zrywając się na równe nogi.
– Severus może go przygotować, ale Lovegood powiedziała, że go nie weźmie, więc gdybyś spróbowała z nią pogadać...
– Jak w ogóle mogliście wpaść na taki okropny pomysł?! - krzyknęła.
– Hermiona, posłuchaj!
– Nie! To ty posłuchaj! To jest jej dziecko! Jak możecie namawiać ją, by się go pozbyła?
– Kiedy to rozsądne wyjście...
– Rozsądne? Byłoby rozsądne, gdyby chodziło o nas? O nasze dziecko? Też namawiałbyś mnie, bym je zabiła? - zapytała ze szczerą pogardą.
Draco zaniemówił, nie mając pojęcia, co niby ma jej odpowiedzieć, ale Hermiona odebrała to jako potwierdzenie swoich przypuszczeń i ze łzami w oczach uciekła do swojego pokoju. Nie mogła uwierzyć, że tak bardzo ją zawiódł...

⚡⚡⚡

Płakała gorzko w swoją poduszkę, tak bardzo, że nawet nie zauważyła kiedy Draco położył się obok niej i objął ją ramieniem. Nie miała siły go odepchnąć, tak bardzo była zrozpaczona. Dopiero co wszystko zaczęło się jakoś układać, wszystkie wątpliwości zostały wyjaśnione, a tu pojawił się nowy problem, z którym ona nie potrafiła sobie poradzić. Tak bardzo nienawidziła być bezsilną...
– Nigdy nie pozwoliłbym cię skrzywdzić. Nigdy i nikomu... - wyszeptał jej do ucha.
Wiedziała, że mówił jej prawdę. Odwróciła się i wtuliła w niego z ufnością, chłonąc jego bliskość niczym eliksir spokoju.
– Nie przekonacie jej, ona się nie zgodzi! - wyszlochała.
– Wiem skarbie, wiem... Jesteście do siebie bardzo podobne. Obie dzielne i odważne – mówił, gładząc ją po plecach.
– Czy on ją zmusi? Każe jej wypić ten eliksir? - zapytała.
– Nie. Goyle poprze każdą jej decyzję...
– A ty? Ty byś poparł? - uniosła się na łokciach i spojrzała mu w oczy, musiała znać odpowiedź na to pytanie.
– Nigdy nie zrobiłbym niczego, co by cię skrzywdziło, do niczego bym cię nie zmusił... i choć byłbym pewnie kiepskim ojcem, to nie prosiłbym byś wypiła taki eliksir. Nigdy – wyznał, przytulając ją mocno.
Hermiona zaszlochała w jego ramię, szczęśliwa, że usłyszała od niego takie słowa. Były dla niej w tej chwili ważniejsze, niż wyznanie miłości...
– Byłbyś... kiedyś będziesz wspaniałym ojcem, jestem tego pewna!
Draco nic nie odpowiedział, tylko tulił ją do siebie, próbując się pogodzić z tym, co już wkrótce ich spotka, ale nie było mu łatwo. Świadomość, że być może ją straci była, jak sztylet godzący prosto w serce.
Leżeli tak kilka chwil, wtuleni w siebie, na maleńkim łóżku, każde pogrążone we własnych myślach.
– Już wiesz, jak pomożecie Lunie? - zapytała wreszcie.
– Od dawna mamy w zanadrzu plan, teraz będziemy musieli wprowadzić go w życie... - odpowiedział cicho.
– Jaki plan? - zainteresowała się.
– Ten, który zakłada, że wkrótce obie wrócicie do Białego Feniksa.

1 komentarz:

  1. Draco mam wrażenie, że jest lekko zagubiony. Jakby uczucia, które w sobie ma są nowe i nie wie jak sobie z nimi poradzić i choć robi błędy od razu stara się je na szczęście naprawić. Świadomość tego, że mają plan, że one wrócą do Feniksa z jednej strony jest piękna, bo uwolnią się od widoku brutalności na każdym kroku, ale z drugiej strony rozstanie z Draco - to jednak serce lekko krwawi.

    OdpowiedzUsuń