środa, 4 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 28 - „Gdy rozsądek ucieka przed honorem...”

      Piękny, wiosenny dzień, wprost idealny na spacer. Świeże powietrze, szum strumyka, zielona łąka, promienie słońca ogrzewające jej twarz. Uśmiechnęła się sama do siebie, szczęśliwa, że może przeżywać takie sielskie chwile. Wszystko teraz wydawało jej się takie proste. W tym momencie miała siłę, by wierzyć, że wszystko jeszcze dobrze się skończy. Jednak nagle nie wiadomo jak i kiedy, słońce zaszło, a na niebie pojawiły się ciężkie chmury. Zaraz potem spadły z nich ciężkie krople deszczu, a zimny wiatr rozwiał jej włosy. Szybko podniosła się z trawy i biegiem ruszyła przed siebie, wiedząc, że musi znaleźć jakieś schronienie! Biegła i biegła, a burza coraz mocniej szalała. Wreszcie na horyzoncie przed nią pojawiła się wielka, ponura budowla, ze strzelistymi wieżami. Normalnie omijałaby tę przerażającą budowlę szerokim łukiem, jednak teraz nie miała wyjścia. Musiała wejść do środka...
Szare ściany, ponure rzeźby, półmrok i budząca grozę atmosfera. Przełknęła ślinę, rozglądając się po wnętrzu czegoś, co wyglądało jej na stara katedrę, albo świątynię jakiegoś dziwnego bóstwa. Wzdrygnęła się ze strachu i zaczęła zastanawiać się czy nie lepiej będzie uciec stąd jak najszybciej. To miejsce było po prostu potworne. Nagłe skrzypnięcie drzwi przestraszyło ją jeszcze bardziej. Odwróciła się i dostrzegła szereg postaci w czarnych szatach, wchodzących do wnętrza katedry. Najszybciej jak mogła uskoczyła za jedną z kamiennych kolumn, by ukryć się przed tymi przerażającymi ludźmi. To byli Śmierciożercy, rozpoznała ich od razu. Wszyscy mieli czarne płaszcze i srebrne maski, a na dodatek ustawili się w kręgu dookoła kamiennego stołu, który przypominał ołtarz. Wychyliła się, by lepiej widzieć co się dzieje. Dwóch mężczyzn w maskach, bardziej przerażających od reszty ustawiło się za kamiennym stołem. Widać było, że są ważniejsi od pozostałych i najwyraźniej na coś czekali. Po chwili drzwi ponownie skrzypnęły, a do sali wprowadzono Ją. Dziewczynę o kręconych włosach.
Była przerażona, a dwóch Śmierciożerców przyciągnęło ją, do stołu, po czym rzucili ją na niego i skrępowali jej ręce i nogi. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, ale któryś z sług Czarnego Pana uciszył ją za pomocą zaklęcia.
– Moi wierni słudzy, dziś złożymy ofiarę Królowej Walpurgii - rozległ się głos, który dobrze znała.
Rozpoznałaby go wszędzie. Voldemort. To on wypowiedział te słowa.
– Jestem gotów Mój Panie – odpowiedział stojący obok niego Śmierciożerca, po czym zdjął swoją maskę.
Malfoy. Cyniczny, sprzedajny sługus! Jakże ona go nienawidziła!
– A więc zrób to Draconie. Zaczynajmy! - rozkazał Voldemort, a Malfoy wyjął mały, niezwykle ostry nóż.
Dziewczyna przywiązana do stołu próbowała się szarpać i wyrwać, jednak to było na nic. Draco, bez cienia emocji uniósł nóż i bez zbędnej zwłoki wbił go prosto w serce Hermiony...

⚡⚡⚡

Ginny wrzasnęła z całej siły, zrywając się z łóżka. Jej twarz była oblana potem, a całe ciało drżało ze strachu i obrzydzenia. Zakryła twarz swymi dłońmi.
– Co ty mi robisz? - zapytała z rozpaczą, patrząc na zamknięte drzwi do jej sypialni.
Wiedziała, że ten sen nie był przypadkiem. To była wizja, która spreparował w jej głowie nikt inny, tylko sam Voldemort. Chciał wzbudzić w niej wielkie pokłady nienawiści, a później odpowiednio je ukierunkować... Ona jednak wciąż się broniła. Miłość do przyjaciół i rodziny, wciąż tliła się w jej sercu, jednak Tom Marvolo Riddle nie miał zamiaru rezygnować ze swojego planu. Mogła być tego pewna.

⚡⚡⚡

– Nie! - wrzasnęła Hermiona, prawie czując, jak rękojeść noża zatapia się w jej ciało.
Zerwała się z łóżka na równe nogi, a serce biło jej tak mocno, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. To był naprawdę koszmarny sen. Draco chciał ją złożyć w ofierze dla Walpurgii - bez zawahania, na rozkaz Voldemorta, na oczach wszystkich Śmierciożerców.
– Wszystko w porządku? Zdaje się, że krzyczałaś... - Draco podniósł się z łóżka, bo widocznie jej krzyk go obudził.
Hermiona mimowolnie wzdrygnęła się ze strachu. Ten sen był taki prawdziwy, realistyczny. Zdawało jej się, że jeszcze teraz czuje zapach wilgoci i stęchlizny, jaka panowała w tej świątyni, w której on miał ją zabić... Wciąż widziała przed oczyma ten zimny wyraz jego twarzy, tę maskę brutalnego mordercy, który miał pożegnać ją z życiem. Wiedziała, że to głupie, ale nie miała ochoty się teraz do niego zbliżać...
– Hermiona, wszystko dobrze? - zapytał po raz drugi, zdziwiony jej milczeniem.
– Tak, to tylko koszmar. Nic wielkiego... pójdę napić się wody – wyjąkała, kierując się do drzwi.
– Tu stoi dzbanek – Draco wskazał jej szafkę nocną.
– To ja pójdę jeszcze do łazienki – mruknęła, po czym szybko wyszła z pokoju.
Była pewna, że Draco jej nie skrzywdzi, ale realność tego snu była naprawdę przerażająca. Musiała sobie to przemyśleć w samotności, najlepiej z dala od niego.

⚡⚡⚡

Draco opadł na poduszki i odetchnął głęboko. Co się tu u diabła działo? Skąd ten przerażający sen? Czy to przez wojnę? Czy może ktoś inny maczał w tym palce? Sam już nie wiedział czy obudził go wrzask Hermiony tej ze snu, czy tej, która leżała tuż obok niego. Po wyjściu ojca, wrócił do sypialni z postanowieniem, by z nią porozmawiać, jednak nie miał serca jej obudzić, doskonale wiedząc, że poprzedniej nocy niewiele spała, najpewniej wciąż rozpamiętując i przeżywając śmierć swojego ojca... Powymyślał sobie od mięczaków i położył się obok niej z postanowieniem, że porozmawiają rano. Jednak ten sen... tak rzeczywisty i tak przerażający... Ukrył twarz w swoich dłoniach, a jego myśli wręcz galopowały. Voldemort miał jakiś plan, a on wiedział, że na pewno nie będzie to nic dobrego. Pora pogadać z Severusem o innych opcjach. Jego ojciec, Messalina, a zwłaszcza Czarny Pan zagrażali Hermionie, a on przecież obiecał, że nie pozwoli, by stało jej się coś złego.
Usłyszał trzask drzwi do drugiego pokoju. Hermiona najwyraźniej nie miała zamiaru wrócić do jego sypialni... Co się z nią działo? Czy to przez jej koszmarny sen?... a może faktycznie zaczynało się dziać coś pomiędzy nią i Orionem, więc postanowiła odsunąć się od niego? Zacisnął dłoń w pięść i mimowolnie uderzył nią w poduszkę. Jakby to przyjął? Co zrobił? Pozwolił jej odejść? Na samą myśl o tym, coś w jego piersi boleśnie uciskało. Plan. Tylko to teraz się liczyło. Musiał wymyślić jakiś plan i porozmawiać jutro z Hermioną.

⚡⚡⚡

Czerwone wino spłynęło do kieliszka, a cienkie usta, które bardzo rzadko się nie uśmiechały, teraz kpiąco wygięły się w uśmiechu triumfu. Senna wizja się udała. Słyszał jej krzyk z drugiej sypialni. Bardzo dobrze. Wreszcie osłabła na tyle, by mógł bez przeszkód wchodzić w jej sny, a z tego już tylko krok do opanowania umysłu... Nie podobało mu się jednak, że wciąż tak bardzo dbała o tę małą szlamę Malfoya. Ta dziewczyna znaczyła dla niej zbyt wiele. Może jej śmierć przyniosłaby spodziewany efekt? Ginevra załamałaby się zupełnie i wtedy łatwiej byłoby mu przejąć kontrolę. Jednak z drugiej strony, wtedy mogłaby odmówić magii łączenia krwi, a przecież to był niezbędny element. Nie. Szlama musiała jeszcze trochę pożyć. Na wszystko przyjdzie czas...

⚡⚡⚡

Jej łóżko wydawało się teraz takie niewygodne, a pęknięcia w suficie irytowały, zamiast uspokajać. Co się z nią działo? Wciąż nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi. Bo z jednej strony chwilowo czuła się bezpieczniej z dala od Dracona i wspomnienia o nim ze swojego koszmaru, jednak teraz czegoś jej brakowało. Łóżko było zbyt małe, pokój nagle wydał jej się okropny i pusty, a na dodatek zapach był drażniący. O wiele bardziej wolała jego perfumy... Wierciła się z boku na bok, nie potrafiąc zasnąć, a dręczące myśli nie opuszczały jej ani na chwilę. Jak to się stało, że Draco Malfoy jest teraz dla niej kimś ważnym? Przecież kiedyś go nienawidziła i była pewna, że było to uczucie zupełnie odwzajemnione, ale teraz... Na samą myśl o nim i tej całej Rosier czuła niewyobrażalną złość, a wizja ich ślubu budziła w niej sprzeciw, bunt i smutek. To było nieodpowiednie, pokręcone i złe, ale również szczere i prawdziwe. Była o niego zazdrosna i bardzo rozczarowana tym, że próbował wmówić jej, że nie ożeni się z Messaliną. Przecież Orion wyraźniej jej to powiedział! Jedna łza spłynęła po jej policzku, ale ona wytarła ją szybkim, szorstkim gestem. Nie ma o co płakać. Niech Malfoy żeni się z Rosier jeśli chce! Przecież nikt nie wie o jej uczuciach do niego. I nikt się nie dowie. Nigdy. To będzie jej tajemnica. Mały, wstydliwy sekret... do czasu, aż o tym zapomnij. Wyrzuci Dracona Malfoya z pamięci i z serca. Tak. Tak będzie dla wszystkich najlepiej.

⚡⚡⚡

Źle spał tej nocy, a sama wizja czekających na niego tego dnia zajęć, była jak kolejny koszmarny sen. Nalał sobie filiżankę kawy i nałożył kilka tostów, usiłując się przekonać, że musi jeść, by siły, aby jakoś przetrwać nadchodzące godziny. Wyraźnie słyszał szum wody w łazience. Hermiona wciąż brała prysznic i o dziwo zajmowało jej to dzisiaj zdecydowanie więcej czasu niż zazwyczaj. Nie potrafił ukryć, że trochę go to niepokoiło. Czyżby miał rację podejrzewając ją i Oriona o... Nie! Nie może popaść w paranoje! Jednak raz, po raz ze złością spoglądał na zegarek. Zaplanował przecież, że dzisiaj z nią porozmawia, dlaczego mu to utrudnia? Nie może przecież się spóźnić na spotkanie z Lordem!
– Dzień dobry – przywitała się niemrawo Hermiona, wchodząc do salonu.
– Już myślałem, że rezygnujesz dziś ze śniadania – zagadnął z uśmiechem.
– Nie jestem głodna – burknęła, siadając na przeciwko niego, ale jak ognia unikając jego wzroku.
– Chciałem z tobą porozmawiać – zaczął bez ogródek.
– O czym? - zapytała bez entuzjazmu. Ta jej apatia zaczynała go już denerwować.
– O tobie i Orionie – wycedził przez zaciśnięte zęby, złoszcząc się już na samą myśl.
– Co z nami nie tak? - Hermiona hardo uniosła głowę.
– Nie możesz się z nim obściskiwać na środku korytarza! - huknął pięścią w stół.
– W porządku, następnym razem będę o tym pamiętała – odpowiedziała, obojętnie wzruszając ramionami.
– Jakim następnym razem?- Draco powoli podniósł się ze swego miejsca, jednocześnie przeszywając ją wzrokiem.
– No kolejnym razem, gdy będziemy chcieli...- miała satysfakcję prowokując go w ten sposób i widząc jak to go wkurza.
– Nie radzę ci kończyć tego zdania... - warknął, pochylając się nad nią wraźnie zły.
Hermiona wzdrygnęła się lekko, mimowolnie przypominając sobie swój koszmar, jednak zaraz potem poczuła jak jej gryfońska krew znów bierze górę nad rozsądkiem. On jej chce czegoś zabraniać? Niedoczekanie!
– Bo co? Naślesz na mnie swoją żoneczkę, jak już się tu wprowadzi? - wypaliła, usiłując nie rzucić się na niego z pazurami i nie wygarnąć mu wszystkiego co myśli.
– Co ty znów bredzisz kobieto?
– Już ty dobrze wiesz co! - wykrzyknęła, podnosząc się ze swojego miejsca tak szybko, że o mało co nie rozbiła Draconowi nosa.
– Gdybym wiedział, to bym cię o to nie pytał! - Draco też uniósł głos.
– Nie masz prawa mnie o nic pytać! Nie twoja sprawa co robię i z kim! - wiedziała, że brzmi teraz jak rozkapryszone dziecko, ale mało ją to obchodziło. Czuła się zraniona, że wciąż chciał przed nią ukryć swoje ślubne plany.
– Nie moja sprawa? - zapytał, łapiąc ją za łokieć i przyciągając do siebie – To może powiesz mi, że masz teraz zamiar obściskiwać się po kątach z Danielem, co?
– Nawet jeśli tak, to, jak już mówiłam, nie jest twoja sprawa! - wyszarpała swój łokieć z jego uścisku i odmaszerowała w drugi kąt pokoju. Wiedziała, że ta kłótnia jest głupia i zbędna. Wcale nie miała zamiaru zbliżać się do Oriona, ale on nie musiał o tym teraz wiedzieć. Miał tę swoja dziwkowatą narzeczoną, więc lepiej, by od niej trzymał się z daleka. Choćby nie wiadomo jak bardzo ją to bolało...
– A może chcesz, żebym oddał cię Danielowi? - ton jego głosu był lodowaty.
Hermiona zawahała się chwilę. Co mu miała odpowiedzieć? Nie chciała, by zbliżał się do niej ktokolwiek inny. Tylko przy Draconie czuła się bezpieczna... ale jeśli Messalina miała się tutaj wprowadzić, to jej życie zmieniłoby się w koszmar. Musiała pomyśleć o sobie, o swojej przyszłości...
– To dobry pomysł - odpowiedziała, starając się zabrzmieć pewnie.
Nie wiedziała czy jej się to zdawało, czy naprawdę w oczach Malfoya na krótką chwilę błysnęło rozczarowanie. Zaraz potem jednak arystokrata na powrót przybrał swoją maskę człowieka bez cienia emocji.
– Skoro tego właśnie chcesz, to omówimy to dziś wieczorem... Udanego dnia – po tych słowach złapał swój płaszcz i wyszedł z komnat zatrzaskując za sobą drzwi.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach, a gorzki szloch wyrwał się z jej piersi. Wiedziała, że nie powinno jej boleć tak bardzo, to co się stało, jednak nie potrafiła inaczej zareagować. Rozpłakała się jak małe, zranione dziecko, które straciło właśnie coś bardzo cennego. Rozumiała, że jej decyzja była słuszna, ale i tak już teraz bardzo żałowała tego co mu powiedziała.

⚡⚡⚡

Dopiero teraz rozumiała powiedzenie jakiego używali mugole. Działanie jak na automatycznym pilocie. Dzisiaj czuła się dokładnie tak. Siekała, kroiła, miażdżyła, mieszała w kociołku i słuchała innych poleceń Snape'a, ale miała wrażenie jakby to wszystko działo się gdzieś obok niej. Nie wiedziała dlaczego poranna rozmowa potoczyła się tak, a nie inaczej, ale teraz dałaby wszystko za chwilę ze zmieniaczem czasu i możliwość cofnięcia swoich słów.
– Alarm. Czarny Pan wzywa wszystkich do siebie. Skończ ten eliksir, rozlej do fiolek i czekaj, aż któryś z nas tu po ciebie przyjdzie. Rozumiesz? - Snape wpadł do laboratorium niczym burza i mówił do niej z prędkością karabinu maszynowego.
– Ale co się stało? - zdążyła wyjąkać.
– Zajmij się pracą! - krzyknął Severus i już chwilę później go nie było.
Hermiona usiłowała powstrzymać drżenie rąk, by dobrze posiekać ślimaki. Skoro wezwano wszystkich, to stało się coś naprawdę poważnego. A co jeśli to ma związek z Zakonem Feniksa? Wzdrygnęła się na samą myśl, że jej bliskim mogłoby stać się coś złego.
Draco. Merlinie dopomóż, by wrócił cały i zdrowy. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby ostatnim co od niej usłyszał było to, że woli jego kuzyna. Przecież to była totalna bzdura! Odłożyła nóż i usiadła na chwilę próbując się uspokoić. Musiała zdobyć się na odwagę i wieczorem porozmawiać z blondynem o tym, że jednak nie chce trafić do Oriona. Przynajmniej do czasu, aż Draco ożeni się z tą rudą flądrą...

⚡⚡⚡

Czas dłużył jej się nieubłaganie, a wskazówki zegara zdawały się z niej kpić, w ogóle się nie poruszając. To było jak tortura. Wciąż siedziała w laboratorium usiłując zająć czymś ręce, ale myśli i tak biegły swoim torem. Czemu to wszystko trwa tak długo? Już przecież dawno zapadł zmrok, pora kolacji również minęła, a ona ciągle była tu sama, bez jakikolwiek wieści... To było strasznie denerwujące. Układała słoiki ze składnikami eliksirów w porządku alfabetyczny, gdy usłyszała trzask drzwi salonie.
– Co Lord na to? - rozpoznała ten głos. To był Goyle.
– Podobno był zdruzgotany, to był jeden z jego najbardziej zaufanych ludzi, praktycznie niezastąpiony! - teraz wyraźnie słyszała Oriona.
– To prawda, wszystkim nam będzie go brakowało...
– Tak, prawdziwa tragedia – zgodził się Daniel.
Hermiona poczuła jak jej nogi robią się ciężkie jak z waty. Ktoś zginął... Ktoś ważny.
– A ty jak się czujesz stary? W końcu to rodzina...
– Jakoś się trzymam, choć wciąż nie mogę przyjąć do wiadomości, że Malfoya już z nami nie ma, że dzisiaj zginął...

⚡⚡⚡

Po tych słowach Hermiona poczuła jak zawirowało jej w głowie, a zaraz potem nastąpiła już tylko ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz