– Możesz to powtórzyć? - poprosił Draco.
Orion wstał i nerwowo zaczął przechadzać się po jego salonie. Widać było, że próbuje ubrać w słowa to co myślał.
– Sam nie wiem, jak to się stało! Ja Daniel-Orion-Lestrange największy podrywacz wśród Śmierciożerców, ten, który może mieć każdą, jaką zechce... wpadł. Śnię co noc o niewolnicy własnego kuzyna!
– Skąd przypuszczenie, że to akurat... miłość? – ostatnie słowo ledwie przeszło Draconowi przez gardło.
– Nie mogę przestać o niej myśleć, w zamian analizuję każdy jej gest, każde słowo... To, co czułem, gdy te bydlaki planowały ją skrzywdzić, nawet to, jak się czułem, gdy to ty ją uspokajałeś! Miałem wtedy ochotę wpaść do jej pokoju i być tam razem z nią, a ciebie wyrzucić. Wiem, to głupie, ale chyba byłem wtedy zazdrosny.
Draco patrzył uważnie na kuzyna, jakby chcąc sprawdzić czy go nie okłamuje. Obawiał się jednak, że nie. Co on u diabła miał teraz zrobić? A co, jeśli Hermiona również coś do niego... Pamiętał doskonale, że wymawiała jego imię przez sen... Nie mógł zabronić im się kochać! Chociaż przed chwilą przed nim uciekła...O, Salazarze! Miał w głowie straszny mętlik!
– Czego oczekujesz? Wiesz, że nie mogę ci jej oddać – nie żebym to zrobił, nawet jakbym mógł – ostatnie zdanie samoczynnie pojawiło się w myślach Smoka.
– Może gdybyś powiedział Lordowi, że masz dużo zajęć i, że Granger Ci przeszkadza, ale ja bardzo dobrze sprawdziłem się w roli jej opiekuna. Może wtedy bym ją dostał...?
– Nie chcę, by Czarny Pan pomyślał, że sobie nie radzę z powierzonym mi zadaniem. Wiesz, że on bardzo mi ufa, nie możemy sobie pozwolić na utratę tego zaufania – tłumaczył Draco.
– Cholera, może to i racja... ale może wrócisz do poprzedniej ilości obowiązków, a ja będę mógł częściej zostawać z Hermioną jako jej opiekun? Dałeś mi przecież pozwolenie na przekraczanie swoich barier nałożonych na komnaty.
– Dałem ci je, byś mógł tu przybiec, by ją ratować, gdyby znów próbowała się zabić, a mnie, by akurat nie było, a nie po to byś składał wizyty w jej sypialni – blondyn czuł jak opanowuje go złość.
– Drogi kuzynie, nie bądź psem ogrodnika! Już pozwoliłeś jej wypić jakiś durny eliksir na utratę dziewictwa, pozwól mi teraz pokazać jej co nieco z mojego warsztatu – Orion uśmiechnął się szeroko, a Draco musiał w myślach policzyć do dziesięciu, by się trochę opanować.
– Wiesz, że ona ma faceta? W Zakonie. Są z sobą od wielu lat i Dumbeldore planuje im już wesołe i huczne weselisko.
– Cholera! Tego nie wiedziałem – burknął Daniel – Który to?
– Ten najmłodszy rudzielec. Weasley.
– Ten obwieś? Pff! Odbije mu ją z palcem w nosie! - roześmiał się Orion, a Draco ledwo pohamował warknięcie.
Pewność siebie jego kuzyna była dla niego strasznie wkurzająca.
– No nie wiem, wydaje mi się, że ona go kocha – skłamał blondyn, bowiem jak na razie nie odkrył niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że Hermiona naprawdę kocha Weasleya.
– To wkrótce przestanie, tylko musisz mi jakoś pomóc się do niej zbliżyć – poprosił Daniel z nadzieją w oczach.
– Na razie to niemożliwe. Do świąt nie mam żadnych misji, a poza tym muszę ją przygotować na spotkanie z Lordem – tłumaczył Draco, czując się paskudnie, że tak kłamie Orionowi w żywe oczy. Nie musiał wcale zostawać z nią w zamku, ani nie musiał się zajmować tymi przygotowaniami, bo Snape obiecał mu pomóc, ale jednak nie potrafił inaczej. Był wdzięczny kuzynowi za to, że wielokrotnie chronił jego matkę, kiedy on akurat nie mógł, ale Hermiona była... No właśnie. Była jego. Nie miał zamiaru jej oddać. Po prostu nie chciał.
– W porządku. Do świąt jakoś wytrzymam, a potem mi pomożesz tak? - zapytał z nadzieją Daniel.
– W miarę możliwości... - odpowiedział wymijająco Smok.
– Świetnie! Jestem ci bardzo wdzięczny kuzynie! A teraz mógłbym ją zobaczyć? Chociaż na chwilę?- poprosił.
– Położyła się, bo bolała ją głowa – znów skłamał Malfoy.
– Trochę seksu i poczułaby się lepiej, ale nic straconego, wszystko przede mną – zaśmiał się Orion, po czym skierował się do wyjścia.
– Avada z mojej różdżki też jeszcze przed tobą – pomyślał kwaśno Draco, dolewając sobie whisky i wypijając ją jednym łykiem.
⚡⚡⚡
Nie wiedział, że pewna osoba bardzo mu zazdrości, że może się teraz napić. Hermiona stała przy drzwiach w korytarzu i przez niewielką szczelinę widziała cały salon... oraz słyszała każde słowo. Serce tłukło jej się o żebra, a ona czuła jak ogarnia ją panika. Zakochał się w niej Śmierciożerca. Co prawda szpiegujący dla Zakonu, ale jednak... Był tak bardzo pewny siebie, że ją zdobędzie, jakby była jakąś rzeczą na wyprzedaży, a nie samodzielnie myślącą istotą. Merlinie! Dlaczego akurat on? Nie potrafiła mu ani trochę zaufać, ani nawet rozluźnić się w jego towarzystwie, a teraz istniała szansa, że będzie go widywała tak często! Godryku! Dałaby wszystko, żeby tego uniknąć! To uczucie Oriona do niej, wcale jej nie imponowało, przeciwnie; ono ją przerażało! Nie wiedziała jeszcze co zrobi, ale miała nadzieję, że znów znajdzie wsparcie w Draconie. On jeszcze jej nie zawiódł. Miała nadzieję, że i tym razem jej pomoże.
⚡⚡⚡
Dni mijały, a do Świątecznego Balu, było coraz bliżej. Hermiona i Draco spędzali razem popołudnia, w trakcie, których on opowiadał jej o zasada panujących w Śmieciożerskim półświatku. Okazało się, że nawet tacy zwyrodnialcy jakimi byli sługusy Czarnego Pana potrafią okazać odrobinę serca i w ten sposób uprzyjemniają swoim niewolnicą ten radosny czas, że obowiązuje trzydniowy zakaz znęcania się nad nimi. Dobre chociaż to... dla niektórych, z tych kobiet był to jedyny okres w roku, gdy odpoczywały od bicia, gwałtów i poniżania. Teraz priorytetowym zadaniem dla Hermiony było stworzenie w jej głowie odpowiedniej wizji, tak, by jeśli Voldemort zechciał spojrzeć w jej umysł, zobaczyłby tylko, to co powinien... czyli Dracona, który się nad nią sadystycznie znęca.
Sprawa tylko z pozoru wydawała się być łatwa, bowiem Hermiona przyłapywała się na tym, że nie potrafi źle myśleć o swoim panu. Przeciwnie - coraz częściej, myślała o nim coraz cieplej... a nawet czasem zbyt gorąco. Wstydziła się tego i miała nadzieję, że Draco nie wyłapie tych uczuć i myśli z jej głowy, gdy będą razem tworzyć tę koszmarną wizję.
⚡⚡⚡
Siedziała na kanapie w ich salonie, w duchu dziękując, że Draco nie wyznaczył dziś na jej opiekuna Oriona, tylko Severusa. Sam musiał gdzieś pilnie wyjechać, tak więc ona po spędzeniu całego popołudnia na gotowaniu eliksirów, dopiero teraz wróciła do ich komnat. Robak przybył, by podać jej kolację, ale ona postanowiła poczekać jeszcze chwilę, a może akurat Draco zaraz wróci?
Okazało się, że tym razem miała rację, bowiem wkrótce usłyszała jego kroki na korytarzy. Była pewna, że to on. Jego ciężkie buty do konnej jazdy wydawały taki specyficzny, ciężki dźwięk. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, szybko jednak uświadamiając sobie, że witanie go promiennym uśmiechem nie jest najlepszym pomysłem... Nie chciała, żeby zaczął się domyślać, tego co ona sama powoli odkrywała... Tego, czego się bała i wstydziła, ale nie potrafiła już tego powstrzymać.
Uniosła głowę, gdy drzwi się otworzyły i natrafiła prosto na parę oczu, których sam kolor wzbudzał w niej dziwne uczucia.
– Cześć, a ty nie przy kolacji? - zapytał, podchodząc do swojego biurka i odkładając na nie jakąś wielką skrzyknę, którą przyniósł ze sobą.
Zdjął pelerynę i odruchowo przeczesał palcami swoje rozmierzwione włosy, a Hermiona musiała odwrócić wzrok, czując, że robi jej się nienaturalnie ciepło.
– Nie, postanowiłam poczekać na ciebie – uśmiechnęła się do niego, a Draco również delikatnie uniósł kąciki ust.
To było bardzo subtelne, ale takie ich własne. Drobne gesty, by pokazać, że dobrze się czują w swoim towarzystwie.
– Co masz w tej skrzynce? - zapytała, wstając z kanapy.
– Sama zobacz, ja w tym czasie umyję ręce do kolacji – Draco poszedł do łazienki, a Hermiona przywołała Robaka, prosząc o kolację dla nich, po czym podeszła do skrzynki.
Zerknęła do środka i dopiero po kilku minutach gapienia się na wielką, kamienną misę, zrozumiała, że to myślodsiewnia.
Zdziwiło ją, po co blondynowi to naczynie, ale wiedziała, że dowie się tego najpewniej już wkrótce. Skrzat nakrył stół i dostarczył półmiski z jedzeniem, a Draco wyszedł już z łazienki. Podwinął swoją białą koszulę do łokci, ale Hermionie to nie przeszkadzało. Wiele razy widziała już przecież jego Mroczny Znak...
– Jak ci minął dzień? - zapytał ją.
– Dobrze, profesor ma duże zamówienie na eliksir na kaca przed świętami i sylwestrem, więc gotujemy go teraz na okrągło.
– I tak zabraknie, niektórzy nie znają umiaru... - Draco jakby na potwierdzenie swoich słów, wpakował sobie na talerz pięć skrzydełek z kurczaka.
Hermiona ledwie zdusiła chichot, starając się nie pamiętać o tym, że Ron też uwielbia kurczaka... i wziąłby sobie jeszcze większą porcję niż Draco, choć pewnie jadłby je rękami, a palce oblizywałby z głośnym mlaśnięciem. Malfoy używał do tego noża i widelca. Nawet jego sposób jedzenia nosił w sobie olbrzymie nakłady elegancji. Jak to możliwe, by mogła darzyć podobnymi uczuciami dwójkę tak różnych mężczyzn? A może po prostu jej się wydawało? Tylko z którym z nich?
– Po co ci myślodsiewnia? - zapytała, by przerwać irytujący potok własnych myśli.
– Nie zostało zbyt wiele czasu do świąt. Wyobrażenia krzyku, gróźb i bicia masz załatwione, pozostałam nam ostatnia, ta najgorsza.
– Gwałt... - szepnęła sama do siebie, ale Draco i tak przytaknął skinieniem głowy.
– Pokaże ci wspomnienie z takiej sytuacji, a ty po prostu wyobrazisz sobie siebie jako ofiarę... Wiem, że to trudne, ale musisz się postarać – tłumaczył jej cierpliwie.
– Wiem, od tego zależy nasze życie. Dam radę – zapewniła go.
– W porządku, zabierzemy się za to jutro rano – Draco skończył swoją kolację i przywołał skrzata, by posprzątał jego nakrycie.
Hermiona też nie miała zamiaru już jeść. Perspektywa tego, co będzie musiała obejrzeć, jakoś nie dodawała jej apetytu.
– Nie możemy tego zobaczyć dziś? Wolałabym to już mieć za sobą... - wyszeptała, patrząc mu w oczy.
– Jesteś pewna, że jesteś gotowa? - zapytał, lustrując ją przenikliwie.
– Chyba nigdy nie będę wystarczająco... lepiej teraz, niż kiedy będę miała czas dręczyć umysł domysłami przez całą noc – uśmiechnęła się do niego z przymusem.
– W porządku – Draco wstał i podszedł do skrzynki, by wyjąć naczynie.
Z kieszeni szaty wydobył fiolkę, w której tajemniczo błyszczała biało srebrna substancja. Draco odkorkował flakonik i wlał ją do misy.
– Czyje to wspomnienie? - zapytała Hermiona, nieco zła, że drży jej głos.
– Moje – odpowiedział krótko.
Hermiona nieco się zlękła tej odpowiedzi. Czy Draco sugerował jej właśnie, że zobaczy, jak to on gwałci jakąś mugolkę? W końcu powiedział, że ona ma wyobrazić sobie, że jest ofiarą... Czy jego jako oprawcy nie będzie musiała sobie wyobrażać? Nagle pomysł, by od razu zobaczyć to wspomnienie wydał jej się bardzo głupi... i... przerażający. Nie chciała jednak wyjść na tchórza.
– Cokolwiek tam zobaczysz... Na to nie możemy mieć już żadnego wpływu, rozumiesz? Jesteś na tyle inteligenta, by wiedzieć, że wojna zmusza do pewnych zachowań...
– Nie musisz mi tego mówić, rozumiem to doskonale – odpowiedziała, starając się zabrzmieć pewnie.
– Idź pierwsza, będę zaraz za tobą – poczuła się nieco lepiej, wiedząc, że wchodzi tam razem z nią.
⚡⚡⚡
Zanurzyła twarz w otchłani wspomnień i już po chwili wylądowała miękko na jakiejś ponurej, najpewniej wiejskiej drodze. Wszędzie było cicho i spokojnie, jedynym co zwróciło jej uwagę, była dość szybko idąca postać, która zbliżała się do zabudowań, stojących nieopodal wiejskich chatek.
– Idziemy – Draco ledwie wylądował obok niej, a już ruszył za zakapturzoną postacią.
Hermiona szybko pobiegła za nim, starając się rozpoznać czy zna miejsce, w którym się znajdują.
Nagle jednak jej wzrok przykuł znak stojący przy poboczu.
– Meadow... - wyszeptała, przykładając dłoń do ust.
O masakrze w tej niewielkiej, angielskiej wiosce trąbiły tygodniami nie tylko czarodziejskie, ale i mugolskie media, które uznały, że rozegrały się tam porachunki jakiejś mafii.
– Tak, to był dzień Masakry w Meadow, Śmierciożercy odreagowali w ten sposób śmierć Bellatrix Lestrange.
– Śmierć Belli? Ale przecież to nie Zakon ją zabił! Czemu mścili się na bogu ducha winnych mugolach? - zapytała zdruzgotana.
– Śmierciożercy są pewni, że zrobił to Zakon, nie wielu jest takich, którzy znają prawdę.
Weszli już pomiędzy zabudowania wioski. Było cicho i spokojnie, w niektórych domach paliły się jeszcze światła... nic nie zapowiadało tragedii. Nic poza kilkunastoma postaciami w czarnych pelerynach i srebrnych maska, które zaczęły pojawiać się znikąd. Postać za którą tu przyszli również stanęła wśród tego małego tłumu i wydobyła różdżkę. Draco dał Hermionie znać, by podeszli bliżej.
– A więc pierwszy krąg też zaszczyci nas dziś swoją obecnością? - zapytał wysoki Śmierciożerca w masce.
– Tak, my też chcemy mieć trochę zabawy – Hermiona wzdrygnęła się lekko, rozpoznając głos Dracona.
– No to pora zacząć przedstawienie! - ryknął ktoś, ku uciesze reszty... Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Zewsząd rozlegały się głośne krzyki, a dom zaraz przed nimi cały zajął się ogniem. Ludzie wybiegali na ulicę i od razu padli pod promieniami śmiercionośnych zaklęć, lub gorzej... zostały na nich rzucane różne wymyślne klątwy również mające przynieść śmierć, tyle, że taką po długim cierpieniu.
Hermiona odwróciła się w stronę Dracona i zamknęła oczy.
– Chodź, musimy wejść do tamtego domu... - blondyn objął ją delikatnie ramieniem i wprowadził do małego domku, urządzonego w przyjemnym, wiejskim stylu.
Jasnowłosy blondyn stał z różdżką wycelowana prosto w przerażoną, młoda dziewczynę, drżącą ze strachu.
– Kim jesteś? - zapytała mugolka, mocno zaciskając poły swojego różowego szlafroka.
Była młoda, na oko mogła mieć z siedemnaście lat. Jej włosy były pokręcone i miały podobny kolor do włosów Hermiony... Teraz już wiedziała dlaczego Draco wybrał akurat to wspomnienie.
– Zamknij się dziwko! - Hermiona wzdrygnęła się słysząc głos mężczyzny.
Widząc go z tyłu, myślała, że to Draco, jednak to nie był jego głos...
– Slyers co robisz? Miałeś spalić ten dom – z pokoju obok wyszedł inny Śmierciożerca i zdjął swoją maskę. To był Draco, jednak mężczyzna nazwany Slyersem w tym momencie odwrócił się w ich stronę i Hermiona otworzyła usta ze zdumienia. Był bardzo podobny do Malfoya, jedynie oczy miał inne. Ciemne i po prostu złowrogie.
– Nie rozkazuj mi Malfoy! Jeszcze się nie zabawiłem! - prychnął mężczyzna.
– Nie zapominaj do kogo mówisz śmieciu! Kończ co masz do zrobienia i spal tę chałupę. I bez tortur, po prostu ją zabij! - rozkazał Draco.
– Może taki pierdolony arystokrata jak ty, nie brudzi sobie rączek mugolkami, ja tam nie mam takich wymagań, mnie tak tatuś nie wychował! - Slyers podszedł do przerażonej dziewczyny i jednym ruchem zerwał z niej szlafrok.
– Ten mężczyzna, on... - nie wiedziała o co w zasadzie chce zapytać.
– Tak, to prawdopodobnie bękart mojego ojca. Nie mam jednak pewności, bo stary się wciąż wypiera, gdyż matka Slyersa jest czarownicą nieczystej krwi – wyjaśnił jej kwaśno Draco.
Popatrzyła na niego zastanawiając się co musiał czuć, patrząc na takiego zwyrodnialca, który mógł się okazać jego bratem.
Mugolka piszczała i krzyczała, jednak nie było dla niej ratunku. Hermiona wiedziała, że powinna to zobaczyć, by móc sobie wyobrazić, że to ona i Draco... jednak nie mogła. Gdy Slyers rzucił dziewczynę na kanapę i zdarł z niej ostatnie skrawki odzieży, wcześniej bijąc ją kilkakrotnie po twarzy, wiedziała, że dłużej nie da rady. Odwróciła się i wtuliła w blondyna, który wciąż obejmował ją ramieniem. Zaciskała mocniej powieki, modląc się, by nie słyszeć już tych obrzydliwych dźwięków i przeraźliwych krzyków gwałconej dziewczyny.
– Wracamy – zdecydował Draco, słysząc jak Hermiona zaczyna szlochać.
⚡⚡⚡
– Ja przepraszam... - wyszeptała, gdy znaleźli się już z powrotem w salonie, a Draco posadził ją na kanapie i podał jej kieliszek mocnego koniaku na uspokojenie.
– W porządku, mamy jeszcze trochę czasu... - blondyn mimo wszystko wyglądał na zmartwionego.
– Nie, ja poradzę sobie. To co widziałam... i gwałt na Tarze w tym pokoju przy stajni, to mi wystarczy. Stworzę wizję w wyobraźni – zapewniła.
– Dobrze, w takim razie daj znać jak będziesz gotowa, wtedy to zobaczę... Mam nadzieję, że uda nam się oszukać Czarnego Pana.
– Nie.
– Co nie? - zdziwił się.
– Nie chcę byś ty to oglądał... ja... Niech profesor Snape to zobaczy. Nie chcę ci pokazywać czegoś takiego w moich wspomnieniach, nie zmuszaj mnie... - poprosiła, walcząc z nową falą łez.
Draco popatrzył na nią przez chwilę, jakby nie wiedząc, co jej odpowiedzieć, wreszcie jednak, potwierdzająco skinął głową i złapał za jej dłoń.
– Nie płacz już, nikt cię do niczego nie zmusi – to zabrzmiało jak obietnica.
– W takim razie nie oddawaj mnie swojemu kuzynowi - sama nie wiedziała, kiedy te słowa wypłynęły z jej ust.
– Co? A ty skąd o tym wiesz? - zszokował się.
– Ja... słyszałam... - wyjąkała zawstydzona.
– Nie wiesz, że za podsłuchiwanie można stracić ucho? - Draco chciał brzmieć groźnie, ale mu nie wyszło, bowiem Hermiona zaśmiała się cicho.
– Obiecasz mi to? Dasz słowo, że mnie nie oddasz? - zapytała z nadzieją, patrząc mu prosto w oczy i mocniej ściskając jego dłoń.
– Skoro jesteś pewna, że tego nie chcesz...
– Jestem! Chcę tu zostać. Obiecaj mi, że nie pozwolisz Orionowi na... na nic - wyszeptała błagalnie.
Draco nie wiedział jak to się stało, że przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno, a ona równie mocno wtuliła się w niego, obejmując go za szyję.
– Obiecuję... - wyszeptał jej do ucha. – Nie oddam cię nigdy, ani nikomu, bo należysz do mnie... a ja... ja chyba należę do ciebie – dodał w myślach, zamykając oczy i rozkoszując się jej ciepłem, zapachem, bliskością...
⚡⚡⚡
Wszystko było już przygotowane. Snape stwierdził, że jeśli Hermiony nie zjedzą nerwy, to na pewno da sobie radę z przedstawieniem fałszywych wizji, gdy Voldemort zajrzy w jej umysł. Od kilku godzin cała twierdza żyła ostatnimi przygotowaniami do balu. Chodziły plotki, że Riddle nie szczędził wydatków na ten wieczór i tegoroczny bal miał przyćmić wszystkie poprzednie. Hermiona była zdziwiona rozmachem z jakim się to działo. W ostatnim tygodniu gabinet Severusa przeżywał oblężenie całych tabunów kobiet, z których każda chciała prosić o coś prosić. To o trochę eliksiru prostującego czy też dla odmiany podkręcającego włosy, poprawiającego jakość cery, wydłużającego żywotność makijażu... a niektóre nie wahały się nawet prosić o amortencję. Cóż to miał być za festiwal próżności! Miona mały kryzys przeżyła, gdy Messalina przyszła do laboratorium poprosić o eliksir witalności, gdyż jak wyznała, patrząc jej prosto w oczy, chciała wydłużyć zabawę swoją i Dracona, i to bynajmniej nie na parkiecie... Dziwka! Na szczęście usłyszała jak Snape mówił Malfoyowi, że dał Rosier eliksir na przeczyszczenie, po którym witalność jej z pewnością nie wzrośnie. Hermiona nie mogła się wprost doczekać widoku tej wywłoki, wybiegającej w środku balu. Dobrze jej tak!
W każdym bądź razie zbliżał się wieczór i wszystko było już gotowe. Hermiona właśnie kończyła robić makijaż, po czym szybkim ruchem swój wsunęła błyszczy do ust za dekolt ciemnozielonej sukienki. Pamiętała, że Helga kazała jej go przynieść jeśli chciała uzyskać jakieś dodatkowe informacje. Pomyślała więc, że może jej się przydać. Ostatni raz spojrzała na siebie w lustrze. Jej suknia była długa i po prostu piękna. Gdy kilka dni temu skrzaty ją dostarczyły, zapytała Dracona, czy nie jest ona zbyt okazała jak dla niewolnicy. Odpowiedział jej, że tego dnia wszyscy Śmierciożercy stroją tak swoje zabawki. To taki mały pokaz, kogo na więcej stać... Cóż, jej pana było stać na wiele, a suknia była naprawdę obłędna! Ciemnozielona i wyhaftowana srebrnymi listkami – czyli w ulubionych kolorach Dracona. Miała cienkie ramiączka, a od bioder była rozkloszowana. Upięła włosy, tak, by ukazać swoją szyję i spryskała się perfumami, które Malfoy kupił dla niej w mugolskiej drogerii, pytając ją wcześniej, czy ma ulubiony zapach.
Prezentowała się teraz naprawdę dobrze. Zadowolona z siebie wyszła z łazienki, chcąc już zobaczyć jaka będzie reakcja Dracona, gdy ją ujrzy w takim wydaniu.
Niestety bardzo się rozczarowała...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz