wtorek, 3 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 18 - „Gdy milczenie musi zapaść...”

      Strach sparaliżował jej ciało. Zamknięta w małej komórce pełnej fiolek, sam na sam z jakimś niebezpiecznym typem... Merlinie! Dlaczego wciąż spotyka ją coś strasznego?
– Nie sysz. Tu ja – usłyszała szept przy swoim uchu, a napastnik zabrał dłoń z jej ust.
– Co za "ja"? - zapytała, bojąc się krzyczeć.
Napastnik wciąż stał bardzo blisko i obejmował ją w talii.
– Nu ja. Wiktor – mężczyzna odwrócił ją twarzą do siebie i uśmiechnął się lekko, a Hermiona odetchnęła z ulgą.
To tylko Krum. Wiktor Krum. Ten sam, z którym była na balu w czwartej klasie. Ten sam, który walczył o nią z Malfoyem.
– Co ty tu robisz? - zapytała go zdziwiona.
– Przyszłem do ciem Hermionina. Już dawno ja planował przyjść, ale Malfoy zakazał – wyjaśnił jej.
– Skoro zabronił ci się ze mną spotkać, to lepiej już idź, bo on tu zaraz przyjdzie. Zresztą, jeśli Snape cię tu zobaczy... - szeptała gorączkowo.
– Snape spetr-fikowany. Chodź szybko Hermionia. Ja ci pomogę – Wiktor złapał jej dłoń
i otworzył schowek.
Rozejrzał się ostrożnie, trzymając w pogotowiu różdżkę. Drugą dłonią mocno ściskał rękę Hermiony. Przez głowę dziewczyny galopowały setki myśli. Jak Wiktor miał zamiar jej pomóc? Czy miał na myśli ucieczkę? Czy jest szpiegiem zakonu i zabierze ją z powrotem do Białego Feniksa? Postanowiła zaryzykować. Przecież powiedział, że pomoże...
Szybko przebiegli przez salon Snape'a, po czym Wiktor ostrożnie wyjrzał na korytarz. Chyba było pusto, bo wyciągnął Hermionę z komnat i szybko ruszył przed siebie.
– Gdzie idziemy? - zapytała.
Nie miała pewności, ale gdy wychodziła z twierdzy z Draconem, wszystkie schody prowadziły w dół. Teraz Wiktor kazał jej wspinać się na wyższe piętro. Czyżby miał jakiś inny plan ucieczki?
– Szybko Hermionina, on teraz być w bibliotekach. Tam my go złapać – odpowiedział Krum, przyśpieszając kroku.
Kto na nich czeka? Czy ktoś ma zamiar im pomóc? Kolejny szpieg zakonu? Hermiona posłusznie szła za nim, wciąż nie mogąc pozbyć się natrętnej myśli, że robi coś głupiego. Jeśli uda jej się uciec z Krumem, to Malfoy z pewnością zostanie surowo ukarany. Nie chciała przecież tego... ale wolność... Szybko jednak musiała porzucić te marzenia, gdyż za kolejnym zakrętem korytarza ktoś wyraźnie na nich czekał.
– Gdzie się wybierasz z moją niewolnicą, Krum? - Draco wyglądał naprawdę przerażająco w czarnych szatach Śmierciożercy i różdżką zaciśniętą w dłoni.
Hermiona nie zdziwiła się, że Wiktor odruchowo cofnął się krok.
– Ja... my... nu... ona sama przyszła do mnie! - skłamał Bułgar.
Chciała już zaprotestować przed tym wierutnym kłamstwem, lecz stwierdziła, że Wiktor pewnie obawia się kłopotów ze strony Malfoya. Uciec i tak już nie dają rady, a nie chciała przecież, by Krumowi stało się coś złego. Pewnie dużo zaryzykował próbując jej pomóc.
– Ona sama nie może nawet wyjść za próg komnat! Mów zaraz, co planowałeś, bo słowo daje, że przeklnę cię imperiusem! - zagroził Draco.
Dłoń Wiktora mocniej zacisnęła się na dłoni Hermiony. Wyraźnie widziała, jak bardzo Krum jest zdenerwowany i przerażony.
– Wysłała mi sowa, że ty ją bić i maltretować. My iść do Czarny Pan. My powiedzieć mu, kim ty jest. On oddać Hermionina mnie! Ona chcieć być moja niewolnica! - wypalił brunet.
– To nie prawda! Nic ci nie wysyłałam! - krzyknęła Hermiona, wyrywając dłoń z jego uścisku.
Tego kłamstwa nie mogła już mu darować. Nigdy nie powiedziałaby, że woli zostać niewolnicą Wiktora!
– Chodź tu, Granger. – chłodno rozkazał jej Draco, a ona od razu spełniła to polecenie podchodząc do niego.
Gdy znalazła się blisko, Draco złapał za jej ramię i przyciągnął bliżej siebie.
– Chcesz zostać niewolnicą Kruma? - zapytał, wbijając końcówkę swojej różdżki w podbródek dziewczyny.
Patrzył jej prosto w oczy, a całe jej ciało przeszył dreszcz strachu. On był na nią wściekły... nie miała co do tego wątpliwości.
– Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– Jeśli chcesz, to nie ma sprawy, zaraz ci to załatwię – syknął przez zaciśnięte zęby.
– Powiedziałam, że nie... - wyszeptała, ale odważyła się, by spojrzeć mu w oczy.
Draco przyglądał się jej przez chwilę, jakby analizując, czy powiedziała prawdę, po czym uniósł głowę i szybko machnął różdżką, a po korytarzu rozniósł się odgłos ciężko opadającego ciała.
– A ty dokąd się wybierasz, Krum? Chciałeś iść do naszego pana, a to przecież w drugą stronę.
Hermiona odwróciła się i spojrzała na rozpłaszczonego nosem na podłodze Wiktora. Draco musiał go spetryfikować. Blondyn jednak cofnął zaklęcie, a Bułgar przewrócił się z powrotem na plecy, dysząc ciężko.
– Chcesz iść do Lorda, Krum? Chcesz sobie z nim pogadać? Może o tym, że dotknąłeś mojej niewolnicy bez mojego pozwolenia? Albo o tym, że bez pozwolenia wtargnąłeś do komnat jego pierwszego generała, a jego samego spetryfikowałeś? Wiesz, co cię za to czeka? - głos Dracona dla postronnego słuchacza mógł się wydawać nonszalancki, niemal beztroski.
Jednak Hermiona miała od niego ciarki na całym ciele. Te groźby niosły za sobą obietnicę prawdziwego cierpienia, a to oznaczało, że Krum naprawdę zaszedł mu za skórę. Jakby na potwierdzenie tych słów, Draco znów machnął różdżką, a niewidzialne liny oplotły ciało Wiktora.
Nie minęło nawet pół minuty, a na korytarzu pojawiło się dwóch młodych Śmierciożerców. Obaj ukłonili się nisko Malfoyowi i najwidoczniej oczekiwali na rozkazy.
– Zanieście go do lochów Walpurgii. Ma tam czekać, aż nie zdecyduję, co z nim zrobić – nakazał, a Śmierciożercy bez słowa chwycili Kruma, jakby był workiem ziemniaków i po chwili już ich nie było.
Draco odwrócił się w stronę Hermiony i niezbyt delikatnie chwycił jej ramię, przyciągając ją do siebie tak blisko, że prawie zetknęli się nosami.
– A z tobą, naiwna kretynko, pogadam sobie w komnatach! - syknął, po czym pociągnął ją w labirynt schodów i korytarzy.

⚡⚡⚡

Całą drogę do jego pokoi myślała tylko o tym, jaka kara ją spotka za tę nieudaną ucieczkę. Martwiła się też o to, co spotka Wiktora, choć miała wątpliwości. Co, jeśli on naprawdę chciał ją zaprowadzić do Voldemorta, zamiast pomóc jej w ucieczce? To byłoby straszne... Wreszcie dotarli do drzwi, a Hermiona nerwowo przełknęła ślinę. Mogła praktycznie poczuć, jak bardzo Draco był na nią zły.
Blondyn szybko wymamrotał zaklęcia otwierające i wepchnął ją do salonu. Jednak od razu pociągnął ją z powrotem i oparł o zamknięte drzwi. Sam położył swoje dłonie po obu stronach jej twarzy, a ich nosy i usta znalazły się bardzo blisko siebie. Hermiona zadrżała lekko. Zarówno ze strachu, jak i przez jego bliskość.
– Daj mi jeden powód, bym nie udusił cię teraz gołymi rękami – syknął, a jego oddech owionął jej usta.
– Nie krzywdzisz kobiet... - wypaliła bez zastanowienia.
Dłonie blondyna oparte tuż przy jej głowie zwinęły się w pięści, a po chwili jedna z nich mocno uderzyła w drzwi. Hermiona przerażona zamknęła oczy. Gdyby ta pięść zamiast na drewno, opadła na jej twarz, to, co najmniej, złamałby jej nos.
– Cholera jasna! - krzyknął Draco, odsuwając się od niej i szybkim ruchem zrywając z siebie czarne szaty.
Pozostając w białej koszuli i czarnych spodniach, przeszedł szybko do biurka, by wyjąć butelkę whisky. Hermiona wciąż opierała się o drzwi, jednak jej wzrok podążał za zdenerwowanym blondynem.
– Cholera! - powtórzył Malfoy, biorąc sporego łyka alkoholu prosto z butelki.
– Przepraszam, ja... - chciała powiedzieć, jak bardzo jej przykro z powodu tej sytuacji.
– Wiesz, gdzie mam twoje przeprosiny?! - wrzasnął – Wiesz, co o mały włos zrobiłaś idiotko?! Krum to cholerny Śmierciożerca! Co ty sobie myślałaś? Że pomoże ci uciec? On nie może cię zabrać z tej wysypy, bo to nie jego herb masz na ramieniu! Myślisz ty jeszcze czasem, Granger, czy wieloletni związek z Łasicem całkowicie pozbawił cię już mózgu?! - krzyczał.
– Skąd on wie, że jestem z Ronem? - pomyślała.
Nie wiedzieli o tym nawet niektórzy członkowie zakonu, gdyż zawsze byli bardzo dyskretni w okazywaniu sobie uczuć. Skąd więc taki Malfoy wiedział o tym, że jest z kimś związana?
– Skończona idiotko! Ucieczka z Krumem! Romans marzeń znów by rozkwitł, co?! Przez ciebie mogliśmy wszyscy mieć dosłownie przejebane! - warczał, raz po raz popijając z gwinta.
Hermiona mimowolnie zaczęła się buntować. Co on sobie wyobrażał, wyzywając ją i oskarżając o takie rzeczy? Czy to źle, że chciała być znowu wolna?
– A co ty byś zrobił na moim miejscu?! - zapytała, hardo unosząc głowę.
– Myślałbym, Granger! - warknął.
– Ktoś zaproponował mi pomoc! Skąd miałam wiedzieć, że on tak naprawdę nie może mnie stąd zabrać? Przecież nic mi nigdy nie mówisz! Naznaczyłeś mnie, jak jakieś bydło i masz mnie pod całkowitą kontrolą! A ja nic nie mogę na to poradzić!
– Głupia! Myślisz, że zrobiłem to, bo miałem taki kaprys? – syknął, zbliżając się do niej.
– A skąd mam wiedzieć, po co? Nie odzywasz się do mnie prawie wcale, poza wyzywaniem mnie i warczeniem w moim kierunku! Nic nie wiem, Malfoy! A ty potrafisz tylko zadzierać nosa i udawać mądrzejszego, niż naprawdę jesteś! - krzyknęła.
– Coś ty powiedziała?! - zapytał, odstawiając butelkę z whisky.
– To, co słyszałeś! Mam powtórzyć? - zrobiła krok w jego stronę, wysoko unosząc głowę, by pokazać mu w ten sposób, że wcale się go nie boi.
– Skończ mi pyskować, bo pożałujesz! - ostrzegł ją, gdy stanęli znów blisko siebie, mierząc się wściekłymi spojrzeniami.
– O nie! Właśnie, że teraz powiem ci, co o tobie myślę, ty tleniony, arogancki, zakochany w sobie...
– Zamknij się! - zażądał, łapiąc ją za ramiona i pochylając się nad nią.
– Zmuś mnie... - szepnęła prosto w jego usta.
Gdyby ktoś zapytał ich, które z nich pierwsze zainicjowało ten pocałunek, chyba nie potrafiliby odpowiedzieć. Niemal jednocześnie rzucili się na siebie, całując się dziko i namiętnie, jakby chcąc zamknąć sobie nawzajem usta na zawsze. Ten pocałunek był zupełnie inny niż pierwszy. Wyrażał całą ich desperację, zagubienie i niezrozumienie. To tak, jakby łącząc swoje usta, spróbowali wyjaśnić sobie coś, czego oboje nie pojmowali. Wplatając palce w jego włosy, Hermiona nie wiedziała, czy ma ochotę go za nie potargać, czy go po nich głaskać. On, zamykając ją w swoich ramionach, nie potrafił odróżnić, czy ma zamiar ją zmiażdżyć, czy, wręcz przeciwnie, tulić ją do siebie jak najcenniejszy skarb... Ich pocałunek z dzikiego, zmienił się w subtelną pieszczotę, pełną czułości i delikatności. I kto wie, jakby się to dalej potoczyło, gdyby nie to, że Draco nagle oderwał się od Hermiony, robiąc krok w tył. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona i jednocześnie rozczarowana.
– Snape tu idzie. – wyjaśnił jej – Idź do swojego pokoju. Będę musiał wyjść na godzinę. Poproś Robaka o kolację.
Hermiona posłusznie skinęła głową, kierując się w stronę drzwi do sypialni. Postanowiła jednak spróbować znów coś podsłuchać... Wciąż miała nadzieję, że usłyszy wreszcie coś, co pozwoli jej wyjaśnić sytuację, w której się znalazła. Bo tej, w którą sama się przed chwilą wpakowała, nie ogarnie nawet tak wybitny umysł jak jej...
Zostawiła lekko uchylone drzwi, obserwując, jak Draco sięga po ognistą. Wyglądał, jakby coś nim wstrząsnęło. Po chwili ktoś zapukał, a blondyn podszedł by otworzyć.

⚡⚡⚡

– Jak twój czerep? - zapytał Malfoy, gdy Snape wszedł do salonu.
– Ani mnie nie wkurwiaj młody, ten pieprzony brudas zapłaci mi za to! - warknął Severus, odbierając butelkę whisky i zdrowo z niej popijając.
– Musi być fatalnie, skoro twój elokwentny język zniża się do przeklinania – parsknął śmiechem Draco.
– Uczę się od ciebie – Snape wykrzywił usta w cynicznym uśmieszku.
– To znaczy, że od najlepszego – stwierdził nieskromnie Smok.
– Dobra, lepiej powiedz, gdzie Granger?
– A gdzie ma być? Pewnie leży już w łóżku...
– Swoim? - zapytał Severus.
Draco spojrzał na niego jak na jakiegoś wariata, nie bardzo chyba rozumiejąc, o co mu chodzi.
– Rozmawiałem dziś z Orionem... podobno znalazł ją w twojej sypialni - Severus uważnie przyglądał się swojemu chrześniakowi.
Malfoy prychnął pod nosem, jakby te pytania wysoce go zniesmaczyły.
– Tak. Śpi w mojej sypialni nago i czeka, aż wrócę, bym mógł ją przelecieć ze dwa razy. Fajnie mam, co nie? - warknął.
– Draco, nie denerwuj się, my po prostu się o Ciebie martwimy...
– To przestańcie, do jasnej cholery! Dobrze wiesz, że z nią nie sypiam! - blondyn sięgnął po swoją czarną pelerynę.
– Po prostu lepiej uniknąć kłopotów. Wiesz, że Weasley to debil. Domyśl się, jakby zareagował.
– Daj już temu spokój Snape. Lepiej zajmijmy się Krumem.
– Masz rację. Chodźmy – Severus otworzył drzwi i wyszedł pierwszy, a Draco tuż za nim.
Hermiona została sama, wraz z natłokiem myśli. Znów wspominali o Ronie. Obaj wiedzieli o tym, że jest jego dziewczyną. Snape wiedział, że Draco nie sypia z nią, mimo iż ma do tego pełne prawo jako jej właściciel. Wszystko to było takie dziwne. Musiała się jednak dowiedzieć prawdy. Obiecała sobie, że się dowie.

⚡⚡⚡

Następnego dnia rano obudził ją Robak z informacją, że Malfoy czeka na nią ze śniadaniem. Poniekąd ucieszyła się, że blondyn nie ma zamiaru jej unikać tak, jak po poprzednim pocałunku. Wciąż nie potrafiła sobie wyjaśnić, jak do tego wszystkiego doszło. Postanowiła jednak zwalić wszystko na karby wojennego stresu. Tak, to wszystko przez stres!
Wykąpała się, ubrała w ciemnozielone szaty i wyszczotkowała włosy, oceniając w lustrze efekt jako zadowalający. Wiedziała, że to głupie, ale mimo wszystko chciała dobrze wyglądać.
– Dzień dobry – przywitała go, wchodząc do pokoju.
Wcale jej nie zdziwiło, że blondyn czytał gazetę. To był jego codzienny rytuał, tak samo, jak picie filiżanki czarnej, gorzkiej kawy.
– Siadaj. Severus powiedział mi, że wczoraj w pracowni odwiedził cię mój ojciec – Draco popatrzył na nią z nad gazety.
– Tak, przyszedł po eliksir na kaca do profesora – odpowiedziała, nakładając sobie jajecznicę.
– Nic ci nie zrobił? - zapytał cicho.
– Tylko mnie zwyzywał – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Miała wrażenie, że Draco ze złością zacisnął szczęki, słysząc te rewelacje. Nagle jednak mężczyzna drgnął i spojrzał w stronę drzwi.
– A ten czego chce z rana? - burknął sam do siebie, wstając od stołu.
– Czy coś się stało? - zapytała go Hermiona z niepokojem.
– Pewnie nic ważnego – odpowiedział, idąc otworzyć, bo właśnie ktoś zapukał.
– Cześć Smoku – w progu stanął młody mężczyzna, którego Hermiona skądś znała.
Szybko skojarzyła, że chłopak chodził z nimi do szkoły i był Ślizgonem. Miał takie dziwne nazwisko...
– Czego chcesz, Pucey? - zapytał go Draco.
Adrian Pucey! Był straszy od nich, o dwa lata i grał w Quidditcha jako ścigający. Był przystojnym brunetem o ciemnych oczach i sympatycznym uśmiechu.
– O, cześć Granger! Smacznego! - zawołał na jej widok i uśmiechnął się szczerze.
– Dziękuję – odpowiedziała grzecznie.
Draco nie zareagował na pojawienie się chłopaka, nie odegrał scenki z serii "zły pan właściciel", tak więc wywnioskowała, że wolno jej nadal w spokoju jeść śniadanie.
– No to po co przyszedłeś? - zapytał zniecierpliwiony blondyn.
– Twój stary mnie przysłał z papierami majątkowymi. Według testamentu, twoja matka wszystko zapisała tobie, poza domem w Edynburgu, który dostał Orion. Starszy chce od ciebie prawo do użytkowania willi nad morzem. Chce się tam wkrótce wybrać...
– Z kolejną kochanką – burknął Smok, biorąc od Puceya pergaminy i podpisując je.
– Zgodzisz się? - dociekał Adrian.
– Niech ma i niech spierdala, będę szczęśliwy, jak wyjedzie choć na kilka dni – Draco uśmiechnął się lekko i podał mężczyźnie papiery.
– Też się będę cieszył, wreszcie wolne! Ta kopia jest dla ciebie. Kto by pomyślał, że śmierciusy to tacy formaliści, co nie? - zakpił i mrugnął porozumiewawczo do Hermiony.
– Dobra. Spadaj, zanim stary zacznie szukać swojego adiutanta. Bez ciebie chyba nie umie nawet wysmarkać nosa – zaśmiał się Draco.
– A żebyś wiedział. Sorry, że przeszkodziłem w śniadanku. Do zobaczenia Smok, pa Granger! - Pucey pomachał im wesoło, a następnie wyszedł.
– Kończ śniadanie, Granger, bo zaraz muszę cię odprowadzić do Seva – powiedział do niej, odkładając pergamin na biurko i idąc w stronę sypialni.
Hermiona, widząc jak znika w drzwiach, postanowiła zerknąć na pozostawiony pergamin. Ciekawa była, jak wyglądają takie formalne listy Śmierciożerców. Podeszła do biurka, rzucając okiem na pergamin. To, co na nim odkryła prawie ścięło ją z nóg. To mogło oznaczać tylko jedno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz