wtorek, 3 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 19 - „Gdy wzbudzisz radość...”

      Setki razy widziała już to pismo. Od ponad roku, przynajmniej raz w tygodniu, w czasie narady w kuchni Molly Weasley, widziała dokumenty, które pisane były identycznym charakterem pisma. Spojrzała na podpis obojga Malfoyów. Ich pismo widziała po raz pierwszy, ale cały dokument pisany był bardzo charakterystycznym stylem, nieco niedbałym, ale czytelnym. Wniosek był tylko jeden. Pergamin, który przed nią leżał napisał Mr. Shadow.
– Wyczytałaś tam coś ciekawego? - usłyszała tuż przy swoim uchu.
Nerwowo podskoczyła, szybko odsuwając się od biurka. Było jej wstyd, że dała się przyłapać na czytaniu jego dokumentów.
– Ja...ja... tylko zerknęłam – próbowała się tłumaczyć.
– W porządku, ale poskrom czasem tę swoją ciekawość, bo możesz jej żałować – burknął, kierując się w stronę drzwi.
Hermiona, szczęśliwa, że nie zrobił jej awantury o ruszanie jego rzeczy, żwawo ruszyła za nim. Jednak jej myśli wciąż zaprzątało co innego, a mianowicie nowo odkryty problem... Czy to, co spostrzegła mogło oznaczać, że to Adrian Pucey jest Mr. Shadow? W sumie to całkiem możliwe. Z tego, co zrozumiała był adiutantem Lucjusza, więc miał dostęp do bardzo ważnych dokumentów. Jednak jak miała to odnieść do zachowania Dracona, Snape'a, Oriona? Każdy z nich, wydawał jej się prawdopodobnym szpiegiem Zakonu... Spojrzała na idącego obok niej blondyna. Wygląda na rozluźnionego i zadowolonego. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że bardzo by chciała, aby to on okazał się panem szpiegiem, dzięki któremu mieli tak dokładne informacje o działaniach Śmierciożerców. Chciała, by to Draco okazał się tym, któremu tyle zawdzięczają. Wtedy miałaby doskonałą wymówkę, dla tych dziwnych uczuć, którymi go darzyła. Mogłaby je wszystkie podpisać pod wdzięczność... choć doskonale wiedziała, że poza wdzięcznością jest w niej coś jeszcze i to było nieco przerażające.

⚡⚡⚡

Praca u Snape'a, w końcu stała się nieodzowną częścią jej nowego życia. Lubiła to jednak, bo wtedy czas szybciej płynął i, nim się spostrzegła, nad Umbra Walpurgis pojawił się pierwszy śnieg. Do świąt został równy miesiąc, a ona ze smutkiem myślała o tym, że najprawdopodobniej spędzi je tutaj. Myślała o swojej mamie, przyjaciołach, o Ronie... Choć ze wstydem musiała przyznać, że o nim myślała najmniej. Zdecydowanie częściej w jej myślach i snach gościł niebieskooki blondyn, który ją bardzo intrygował. Z lekkim uśmiechem przypomniała sobie ich wczorajszą rozmowę na temat nowych zaklęć zwodzących. Rozmawiali. Nie kłócili się. Nie wyzywali. Tylko rozmawiali, siedząc przy kominku i popijając grzane wino, gdy za oknem obficie sypał biały śnieg... To wszystko było takie dziwne, ale Hermiona musiała przyznać, że cieszył ją taki obrót sprawy. Miała wrażenie, że pomiędzy nimi zawiązuje się powoli coś na kształt przyjaźni.
– Granger, potrzebuję świeżych żabich flaków – jej rozmyślania, przerwał głos Severusa.
Spojrzała na niego z lekkim obrzydzeniem, stwierdzając, że trzyma on w rękach wielką, zieloną ropuchę. Przypominała jej nieco Theodorę, ukochane zwierzątko Neville'a.
– Co mam z nią zrobić? - zapytała, sięgając po ostry nożyk.
– Zabić i wypatroszyć. I pospiesz się z tym, bo Draco ma cię zaraz odebrać – ponaglił ją, kładąc żabę tuż przed nią i wychodząc z laboratorium, jakby nie chcąc widzieć aktu morderstwa, którego zaraz miała dokonać.
Hermiona ponownie spojrzała na ropuchę i stwierdziła, że nie jest ona wcale, taka paskudna. Na dodatek miała wrażenie, że płaz patrzy na nią smutnymi, pełnymi wyrzutu oczkami, jakby błagał ją, by darowała mu życie.
– Nie patrz tak. Słyszałaś nietoperza. Potrzebujemy flaków... - mruczała pod nosem, raz po raz zerkając to na żabę, to na ostry nóż w swojej dłoni.
– Rozmawiasz z ropuchą, Granger? Pocałuj ją, może zmieni się w księcia – usłyszała rozbawiony głos.
Uniosła głowę i spojrzała na swojego pana. Draco stał w drzwiach laboratorium nonszalancko oparty barkiem o framugę. Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie, na nogach skórzane oficerki. Na dodatek jego włosy były w artystycznym nieładzie, jak zwykle po konnej przejażdżce. Hermiona musiała szczerze przyznać, że wyglądał doskonale w takim wydaniu. Szkoda jednak, że uśmiechał się ironicznie, zadowolony z tego, że jej dogadał.
– Nie wszystkie pocałunki, zmieniają oślizgłe stwory w książęta – odpowiedziała mu uśmiechając się triumfująco.
Draco groźnie zmarszczył brwi, co powiedziało jej, że doskonale zrozumiał jej aluzję. Świetnie! O to jej przecież chodziło.
– Zamiast wymyślać cięte riposty, może zainteresuj się lokalizacją twoich składników, bo zdaje się, że ci nawiały – parsknął śmiechem, a Hermiona z przerażeniem spostrzegła, że ropucha gdzieś zniknęła. Zaczęła się rozglądać dookoła, zajrzała pod stół i szafę ze składnikami, nie chcąc nawet myśleć, co zrobi jej Snape, gdy powie mu, że zgubiła żabę.
– Eh Granger, ty sierotko – zaśmiał się blondyn po czym wyjął różdżkę i mruknął – Accio żaba.
Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy zielony stwór znów wylądował przed nią. Asekuracyjnie przykryła żabę dużym szklanym słoikiem, by przygotować się mentalnie na morderstwo z zimną krwią. Nie mogła jednak się przemóc. Żabka naprawdę miała takie smutne, żałosne oczka...
– Nie mogę – jęknęła, odkładając nóż.
Draco znów parsknął śmiechem, jakby jej nieudolność, była czymś wysoce zabawnym. Hermiona zgromiła go wzrokiem i odwróciła się obrażona.
– Nie krzyw się. Załatwię ją różdżką – zaproponował, podchodząc i stając obok niej.
– Dzięki, myślę, że to będzie bardziej humanitarny sposób – uśmiechnęła się do niego lekko wdzięczna, że chce jej pomóc.
Uniosła szklany słoik i odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć na śmierć niewinnego zwierzęcia. Draco wycelował w płaza różdżką, gotów rzucić zaklęcie uśmiercające. Jednak spostrzegł, jak Hermiona odwraca się i mocno zaciska oczy. Ona naprawdę żałowała tej żaby. Spojrzał na zieloną szkaradę i sam musiał stwierdzić, że patrzy na niego naprawdę żałośnie, jakby błagała o litość...
– Cholera. – mruknął pod nosem zły na siebie, że nie potrafi zrobić czegoś tak prostego. Zamiast klątwy, transmutował szklany słoik w większe akwarium i napełnił je wodą, po czym wrzucił żabę do środka.
Hermiona otworzyła oczy gotowa na przykry widok żabich zwłok. Gdy spostrzegła, co zrobił Malfoy, ledwo powstrzymała się przed rzuceniem mu się na szyję. Nie zabił jej żabki! Uratował ją! Jest dobrym człowiekiem! Spojrzała na niego z takim zachwytem, że blondyn odruchowo cofnął się o krok. Nikt nigdy tak na niego nie patrzył. Nie z powodu tego, co zrobił. Kobiety zachwycały się jego urodą, majątkiem, pozycją... ale nigdy tym, jaki jest. Poczuł coś na kształt przyjemności, że sprawił jej radość, ocalając ropuszkę.
– Zobacz, jak się cieszy, że żyje! - Hermiona spojrzała na żabę, która faktycznie radośnie podskakiwała w swoim akwarium.
– Snape będzie mniej zadowolony z tego powodu – burknął Draco, chowając różdżkę.
– Ojej! Nie możemy jej tu zostawić, bo jeszcze ją skrzywdzi. Zabierzmy ją! - poprosiła.
– Nie wystarczy ci, że trzymam w swoich komnatach ciebie? Musisz mi jeszcze sprowadzać oślizgłe płazy do domu? - zakpił z lekkim uśmiechem.
– Sam jesteś oślizgłym wężem, więc pewnie się dogadacie – odpyskowała, wiedząc, że i tak jej za to nie ukaże.
– Żaba przynajmniej jest cicho. Szkoda, że nie bierzesz z niej przykładu. – burknął nieco obrażony.
– Jak ją nazwiemy? - zapytała z uśmiechem.
– Nie może się nazywać po porostu żabą? - zapytał znudzony.
– Nie! Musi mieć imię...
– Znając twoje zdolności, pewnie będzie to coś równie paskudnego, jak ten twój okropny kot. Jak mu było? Krzywoszłap?
– Krzywołap! I wcale nie był okropny! - zawołała oburzona.
– Dobra, Granger. Nazywaj szybciej tego płaza i chodź już, bo zaraz wróci Snape i dokona żywota nas wszystkich...
– Nie wiem, czy to samiec czy samica... - mruknęła cicho.
– A co to za różnica. Jest po prostu paskudna. O, wiem! Nazwiemy go Ronald, na cześć twojego brzydkiego ukochanego! - zażartował, wybuchając śmiechem.
Hermiona zaczerwieniła się ogniście, zła, że żartuje sobie z Rona i jej uczuć do niego. Bardziej jednak dotknęło ją słowo "ukochany". Nie wiedzieć czemu, nie myślała przy nim o Ronie...
– To wcale nie jest śmieszne! - syknęła przez zaciśnięte zęby.
– No dobra, więc nazwijmy go Kermit i po sprawie. Kermit najlepiej pasuje do żaby...
Hermiona popatrzyła na niego w autentycznym szoku. Skąd ten zakochany w sobie arystokrata od siedmiu boleści zna żabę, którą uwielbiają miliony mugolskich dzieciaków?
– Nie patrz tak na mnie, nie jestem zupełnym ignorantem, jeśli chodzi o świat mugoli – mruknął.
– Jasne, ty ich tylko szczerze nienawidzisz. – nie mogła się powstrzymać, by tego nie powiedzieć.
Szybko jednak pożałowała, że to zrobiła, bo Draco wyglądał na dotkniętego jej słowami.
– W każdym razie, Kermita znam i lubię. Żaba nazywa się Kermit.
– W porządku, pasuje to do niej... do niego... - uśmiechnęła się lekko, chcąc załagodzić nieco gorycz swoich poprzednich słów.
– Chyba Snape tu idzie – Draco złapał za akwarium i szybko ruszył w stronę drzwi – W nogi, Granger, zanim nas złapie! - zawołał rozbawiony, zaczynając biec.
Hermiona również się roześmiała i ruszyła za blondynem. Musiała przyznać, że polubiła jego śmiech i to, jaki był, gdy zostawali sami. Nie miała jeszcze pewności, ale chciała wierzyć w to, że udało jej się poznać prawdziwą twarz Dracona Malfoya.

⚡⚡⚡

Weszli do komnat, a Draco odstawił akwarium z Kermitem na swoim biurku.
– Gdzie go będziemy trzymać? - zapytała Hermiona, siadając na kanapie i rozmasowując sobie obolały kark.
– Na razie może stać tu, później coś wymyślimy – Draco sięgnął do barku po whisky, gestem proponując drinka Hermionie.
Dziewczyna grzecznie podziękowała, ale nie miała ochoty pić. Ostatnio jej życie tutaj nieco się uspokoiło, więc znieczulenie nie było jej potrzebne.
– Ciekawe, co Robak przyniesie nam na kolację – zastanowiła się, czując już lekki głód.
– Jeśli masz ochotę na coś specjalnego to możesz go poprosić. Zwykle przygotowuje ją pod mój gust kulinarny – powiedział, siadając w fotelu przed kominkiem i wyciągając swoje długie nogi.
– Może tak zrobię, od dawna mam ochotę na indy... - nie dokończyła, ponieważ Draco zakrztusił się nagle swoją whisky i z lekkim przestrachem spojrzał na drzwi.
– Kto? - zapytała Hermiona, doskonale wiedząc, że jego reakcja oznacza, że ktoś zbliża się do ich komnat.
– Messalina. Usiądź na podłodze – nakazał jej, wstając z fotela, a Hermiona posłusznie usiadła na podłodze obok kominka, drżąc lekko ze strachu.
Czego ta paskudna kobieta mogła od nich chcieć? Spojrzała na wyraźnie spiętego blondyna. A może chodziło jej tylko o jego towarzystwo? Wiedziała doskonale, że Rosier jest strasznie na niego napalona.
Wzdrygnęła się lekko, słysząc pukanie, a Draco powoli podszedł, by otworzyć. Hermiona dyskretnie spojrzała w stronę drzwi i ledwo pohamowała parsknięcie śmiechem. Najbardziej wyuzdana dziwka z Nokturnu nie powstydziłaby się stroju, jaki miała na sobie panna Rosier. Skóra i ostre, srebrne ćwieki. Brakowało jej tylko szpicruty...
Draco również spojrzał na swojego gościa, ledwie tłumiąc chichot. Messalina naprawdę miała nierówno pod sufitem!
– Cześć, Mess, co cię do mnie sprowadza? - zapytał, gestem zapraszając ją do pokoju.
– Witaj, Smoczku, przyszłam cię porwać do naszej kantyny na drinka. – Messalina zacmokała uroczo i zalotnie zatrzepotała, najwyraźniej sztucznymi, rzęsami.
– Dziś nie mogę, nad ranem wyruszam do Mette, mam tam coś do załatwienia – odpowiedział Draco, dobrze odgrywając zawiedzionego.
– Och! Szkoda. Muszę ci powiedzieć, że ostatnio się przepracowujesz, skarbie! - Messalina zaśmiała się i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Trwa wojna – burknął Draco beznamiętnie.
– W porządku. Pożycz mi chociaż nieco magicznego orgazmu. Przyda mi się, skoro nie będzie cię dziś ze mną – panna Rosier namiętnie oblizała usta.
Draco prychnął pod nosem, ni to z rozbawieniem, ni to z niesmakiem, po czym wyplątał się z jej ramion i ruszył w stronę korytarza. Najpewniej do składzika z eliksirami.
Messalina w tym czasie rozsiadła się na kanapie i zmierzyła Hermionę ciekawskim spojrzeniem.
– Co u Ciebie, szlamo? - zapytała ją z wrednym uśmieszkiem.
– Dobrze. – odpowiedziała cicho Hermiona.
– Chyba lepiej niż dobrze, skoro posuwa cię taki przystojniak – syknęła Rosier.
Hermiona postanowiła się nie odzywać, woląc nie prowokować Messaliny, by zrobiła jej coś złego.
– Szkoda, że nie wykitowałaś w tym pożarze. Przynajmniej teraz miałby czas chodzić ze mną do łóżka tak często, jak lubię – Messalina podniosła się z kanapy i podeszła do przerażonej jej słowami Hermiony.
– Jednak nic straconego, jeszcze się ciebie pozbędę dziwko. On jest mój! - wyszeptała jej wprost do ucha.
– Masz tu swój eliksir, Mess – głos Dracona był chłodny i niósł za sobą ostrzeżenie.
– A tak, dzięki. Plotkowałam sobie z twoją niewolnicą – Messalina wyprostowała się i podeszła do blondyna.
Bez chwili zwłoki zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się namiętnie w jego usta. Hermiona odwróciła głowę zniesmaczona tym przedstawieniem. Po kilku sekundach Draco odsunął od siebie pierwszą ladacznicę wśród Śmierciożerców. Widać było, że ten pocałunek nie sprawił mu żadnej przyjemności.
– W takim razie miłego wieczoru, Smoku i tobie, szlamo, też – Messalina wydęła usta w triumfującym uśmieszku, po czym wyszła z ich komnat.
Ledwo drzwi się za nią zamknęły, Draconem wstrząsnął dreszcz obrzydzenia i szybko wytarł swoje usta w rękaw koszuli. Wiedział, że sprawa z panną Rosier, zaczyna przybierać niebezpieczny obrót i wkrótce będzie musiał to jakoś rozwiązać.
– W porządku? - zapytała Hermiona, widząc jego reakcję.
– Taa... zjedzmy lepiej kolację – zaproponował.
Chwilę później pojawił się Robak z doskonałą i wykwintną kolacją, do której Draco otworzył butelkę wina. Tym razem Hermiona nie odmówiła. Słowa Messaliny sprawiły, że znów potrzebowała choć odrobiny rozluźnienia.

⚡⚡⚡

Po pysznym jedzeniu i asyście pysznego wina, Hermiona rozsiadła się wygodnie na krześle i spojrzała na kończącego posiłek blondyna. Za oknem znów wirowały białe płatki śniegu.
– Za miesiąc święta. – szepnęła sama do siebie.
– Dobrze, że mi przypomniałaś – stwierdził Draco.
– Co przypomniałam?
– Miałem cię zapytać, czy znasz oklumencję imaginatio?
– Przekształcanie wyobrażeń tak, by wyglądały jak prawdziwe wspomnienia? - zapytała, by się upewnić.
Draco przytaknął, popijając wino.
– A po co mi ta umiejętność? - zainteresowała się.
– W święta Czarny Pan wydaje bal, na który idą wszyscy mieszkańcy Twierdzy. Niewolnice też. Ulubioną rozrywką Lorda jest przeglądanie wspomnień niektórych gości. Jeśli zerknąłby w twój umysł i nie zobaczył...
Hermiona wiedziała, o co mu chodzi. Lord miał widzieć gwałty, bicie i poniżanie jej przez Dracona, a skoro mężczyzna tak naprawdę tego nie robił, musiałaby to sobie wyobrazić...
– Znam ten rodzaj oklumencji – powiedziała cicho, lekko przerażona tym, co ją czeka.
– Świetnie, to nam wiele ułatwi – stwierdził Draco, dolewając sobie czerwonego trunku do kieliszka.
Hermiona ogrzewała w dłoniach swoją lampkę, zastanawiając się na czymś. Miała wrażenie, że ich plan nie do końca okaże się taki łatwy. W końcu doszła do wniosku, że zada to pytanie, które dręczyło ją od kilku minut, nawet, jeśli Malfoy ją wyśmieje.
– Jak dobry w legilimencji jest Czarny Pan? - zapytała cicho.
– Myślę, że po ziemi nigdy nie chodził nikt lepszy – odpowiedział zgodnie ze swoją wiedzą Draco.
– Myślisz, że potrafiłby rozpoznać za pomocą wejrzenia w umysł sanguinem innoxium? - wyszeptała cicho.
– Niewinną krew? Na pewno. Myślę, że potrafiłby dowiedzieć się nawet, kiedy ktoś pierwszy raz skłamał w swoim życiu, ale dlaczego o to pytasz?
– Ja... - Hermiona zaczerwieniła się ogniście, drżąc lekko z powodu tego, co powiedział jej Draco na temat zdolności Lorda.
Draco spojrzał na jej rumieńce i wybuchnął głośnym śmiechem.
– Nie martw się, Granger. Nie sądzę, by Lorda interesowały twoje noce z Rudzielcem, raczej będzie się skupiał na wspomnieniach o nas, które ładnie spreparujemy.
– Nie uwierzy we wspomnienia jeśli... ja... - miała ochotę, zapaść się teraz pod ziemię ze wstydu.
– Granger... ty mi chyba nie chcesz powiedzieć, że... - wyraz twarzy blondyna z rozbawionego zmienił się w trupio blady.
Jeśli to co, jak przypuszczał, było prawdą, to oznaczało dla niego tylko jedno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz