poniedziałek, 2 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 13 - „Gdy nie widzisz innej drogi...”

     Krzyczała.
A ten krzyk rozdzierał jej serce i kaleczył duszę. Nie wyobrażała sobie, że kiedyś przeżyje coś tak strasznego. Patrzyła na niego, gdy celował w nią różdżką i z zimną obojętnością wypisaną na twarzy rzucał jedno z najgorszych zaklęć. Bez łaski, litości... Torturował ją na oczach wszystkich tak długo, aż straciła przytomność. Odpłynęła w krainę cieni.
A ona widziała to wszystko i nic nie mogła zrobić. Łzy płynęły po jej zaczerwienionych policzkach...
– Doskonale Draconie. Ocuć ją i możemy zaczynać kolejną rundę – na wąskich wargach Voldemorta pojawił się niewielki uśmieszek.
Draco posłusznie kiwnął głową, podchodząc do nieprzytomnej Hermiony i znów celując w nią różdżką, by przywrócić jej świadomość.
Hermiona obudziła się i ze strachem spojrzała na swojego oprawcę. Wyglądała jak zaszczute zwierzę, które czeka na kolejną falę bólu i upokorzenia zupełnie niepogodzone ze swym losem... Draco ponownie skierował na nią różdżkę i czekał tylko na rozkaz swojego pana
– Dość tego. Zrobię, co zechcesz, tylko każ mu przestać! Niech jej więcej nie dręczy – poprosiła płaczliwie Ginny.
Wiedziała, że cały ten pokaz był tylko po to. Wiedziała, że Czarny Pan chce zagrać na jej uczuciach i zmusić ją do posłuszeństwa. Kazał jej ubrać wytworną szatę. Powiedział przy wszystkich, że nie jest niewolnicą. Zasugerował, że ma jakieś prawa, a tak naprawdę miała być tylko marionetką w jego rękach. Pustą, zabójczą lalką. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie zniesie tortur jej przyjaciółek, a zwłaszcza Hermiony. Musiała się poddać. Nie wytrzymałaby dłużej.
– Zrobisz wszystko, o co cię poproszę, jeśli rozkażę Malfoyowi przestać? - zapytał.
Ginny spojrzała na swoją przyjaciółkę, która z lękiem wpatrywała się w końcówkę różdżki blondyna, który wyglądał na w pełni gotowego do kolejnej fali okrutnych tortur.
– Zrobię to, czego chcesz, tylko niech on już jej nie krzywdzi... - wyszeptała rudowłosa, a po jej policzku znów popłynęły łzy.
– Doskonale! - Voldemort zaklaskał w dłonie – Draconie, zabierz swoją szlamę z powrotem do komnat. Koniec zabawy na dziś. Niewolnice już wiedzą, że jakikolwiek objaw nieposłuszeństwa skończy się właśnie w ten sposób.
Wszyscy Śmierciożercy wstali, kłaniając się swojemu panu i z szacunkiem czekając, aż opuści salę. Ginny posłusznie wyszła tuż za nim, ostatni raz przez ramię patrząc na Hermionę, którą Malfoy właśnie szarpał za ramię, by postawić ją na nogi.

⚡⚡⚡

Bolało. Bolało tak, jak jeszcze nigdy. Rozpacz zalała jej ciało wielką falą, tak gorzka i ponura pojawiła się razem z nieopisywalnym bólem. Bolało tak samo jak wtedy, gdy robiła jej to Bellatrix. Albo nie. Teraz bolało bardziej. Bo wtedy torturował ją ktoś, kogo nienawidziła. Teraz robił to ktoś, komu ufała, a kto nienawidził jej... tak strasznie, tak bardzo.
Nie widziała ludzi dookoła, nie słyszała ich rozmów, szeptów, śmiechu... Choć na pewno śmiali się z upokorzenia szlamy. Widziała tylko jego i różdżkę. Promień zaklęcia, który ranił każdy skrawek jej ciała.
Wiedziała, że nie wytrzyma długo. Była słaba. Rozbita. Trzy miesiące wcześniej straciła ojca... Nie było przy niej Rona ani Harry'ego, by mogli ją pocieszyć. Matka kompletnie się załamała, a ona uciekła w pracę, chcąc jak najmniej o tym myśleć. Potem trafiła do niewoli... w ręce swojego dawnego wroga. Usiłowano ją zgwałcić. Malfoy prawie umarł jej na rękach. Nieomal, nie spłonęła żywcem. Jej przyjaciółka się zabiła, rozbijając się o ostre skały, a przez ostatnich kilka godzin oglądała tortury niewinnych kobiet. Była słaba! Nie okazała takiego hartu ducha, jakby chciała. Nawet nie wiedziała, kiedy straciła przytomność.

⚡⚡⚡

Siła zaklęcia wyrwała ją z otępienia. Otworzyła oczy, a chłodny błękit spojrzenia przeszył ją na wskroś. "To jeszcze nie koniec" – mówił jego wzrok.
To jeszcze nie koniec...
Jednak ten głos usłyszała. Był taki ciepły, znajomy, bliski jej sercu. Ginny. Ginny prosząca Voldemorta, by jej nie krzywdził. Obiecująca mu w zamian wszystko.
– Nie! - chciała zaprotestować, ale, o dziwo, nie mogła się odezwać. Spojrzała z wyrzutem na Malfoya, który uważnie patrzył na swojego Lorda.
Uciszył ją zaklęciem! Nie pozwolił jej krzyczeć w ramach protestu. Pozwolił natomiast, by Ginny się za nią poświęciła.
– Doskonale! - słyszała, jak Voldemort klasnął w dłonie. Był wyraźnie zadowolony z decyzji Ginny.
Hermionie łzy spłynęły po policzkach. Nie chciała tego. Nie chciała, by ktoś jeszcze musiał za nią cierpieć. W tym momencie wydawało jej się, że obolałe serce nie zniesie już więcej... Wojna wyniszczyła wszystko, co w niej było. Całą radość, odwagę, wolę walki. Leżała u stóp Śmierciożercy, który jej nienawidził. Wiedziała to. Widziała to w jego oczach. Czuła w sile jego zaklęcia.
Lucjusz, Zabini, Goyle i wielu innych cieszyło się z jej cierpienia. Bawiło ich upokorzenie szlamy Pottera, przemądrzałej kujonki z Gryffindoru. A ona czuła się nikim. Nic nieznaczącym wrakiem, który dawno powinien iść na dno. Co ona tu jeszcze robiła? Powinna być, gdzie indziej. Na przykład ze swoim ojcem...

⚡⚡⚡

Widział ból w jej oczach. Tę rezygnację, która tak często dopadała niewolnice. Była najdzielniejszą dziewczyną jaką znał, ale nawet jej wola walki została dziś nadłamana. Palące poczucie winy chwyciło go za gardło swoimi czarnymi mackami. Nie powinien się tym przejmować, ale już dawno wiedział, że odpowiedzialność za tę upartą kobietkę z burzą loków nie zniknie tak po prostu. Zawsze będzie ją czuł. Voldemort wyszedł bardzo zadowolony z rezultatów, jakie dziś osiągnął, a on podszedł, by ją podnieść. Wciąż musiał być brutalny. Wciąż musiał grać swoją rolę.
Płakała gorzko i rozpaczliwie. Wiedział, że tego dnia Hermiona Granger utraciła jakąś cząstkę siebie. Nie wiedział tylko, czy będzie w stanie ją kiedykolwiek odzyskać... Nie próbowała mu się wyszarpać. Nic podobnego. Przeciwnie, poddała się jak bezwolna lalka, skorupa bez życia. Nie chciał jej oglądać w takim stanie. Przecież ona była tą dzielną, tą odważną. Teraz jednak szła, a raczej wlekła się za nim posłusznie jak szmaciana marionetka. Wszyscy Śmierciożercy ustępowali mu z drogi do drzwi. Znał to. Władza i potęga zapewniały mu ich szacunek... ale wiedział, że każdy z nich jest też przepełniony zazdrością. Z przyjemnością wbiliby mu nóż w plecy, jeśli dzięki temu mogliby zająć jego miejsce i mieć tę samą władzę... Odetchnął głębiej dopiero, gdy wyszedł na korytarz, pusty i cichy, nie licząc zawodzącego na zewnątrz wiatru. Zatrzymał się, by na nią spojrzeć. Łzy wciąż płynęły po jej policzkach, a spojrzenie było puste. Wiedział, że pewnie boli ją każdy fragment tego drobnego ciała... Nie zastanawiał się długo, tylko wziął ją na ręce. Nie miał serca, wlec ją całą drogę do komnat, a, nie wiedzieć czemu, zaklęcie lewitacji nie przyszło mu teraz na myśl. Granger oparła głowę o jego ramie i zaszlochała cicho. Była zrozpaczona. Totalnie rozbita.


⚡⚡⚡

Cieszył się, że mimo tego, co zrobił, ona się go nie bała. Pozwoliła się dotknąć. Nie uciekała z krzykiem... Choć może po prostu nie miała siły?
Szedł szybko, a odgłos jego ciężkich kroków, odbijał się echem od kamiennych ścian. Chciał już być w swoich komnatach. Bezpiecznie, z dala od wszystkich, którzy mu źle życzą. Daleko od tych, którzy jemu i jej zagrażają.
Prawdziwa ulga spłynęła na niego, gdy znaleźli się wreszcie w salonie. Ze zdziwieniem spostrzegł, że Granger zasnęła, gdy ją niósł. Starając się jej nie obudzić, przeszedł do swojej sypialni i delikatnie ułożył ją na miękkim posłaniu. Na jej twarzy wciąż były ślady łez, usta miała lekko sine, a pod oczami widniały głębokie cienie. Biedna, maleńka istotka...
Miał ochotę skarcić się za tą ckliwą czułość, z jaką na nią teraz patrzył. Poczucie winy mogło go palić żywym ogniem, ale nie mógł się rozwodzić nad tym, jaka Granger jest bezbronna. Był za nią odpowiedzialny i miał zamiar dotrzymać słowa. Poprzysiągł sobie przecież, że nie pozwoli, by coś jej się stało. Ona, w przeciwieństwie do niego, dożyje końca tej wojny. Zapewni jej to, albo zginie, próbując zapewnić. To była jego osobista misja. Uratować życie, które jest coś warte... Bo jego własne, już od dawna nie miało dla niego żadnej ceny. Dla nikogo nie miało. I tak jest lepiej.
Przetransmutował jedną z poduszek w koc i nakrył nim Hermionę. Delikatnym gestem odgarnął kilka loków z jej twarzy. Nie da jej zginąć. Nikt jej nie skrzywdzi. On do tego nie dopuści. Nigdy.

⚡⚡⚡

Komnaty były, co tu dużo mówić... luksusowe. Piękne kanapy w odcieniach ciepłej zieleni, beżowe ściany, antyki i bogato zdobiony kominek. W złotej misie pyszniły się najlepsze owoce, a kryształowe karafki, kryły w sobie najszlachetniejsze alkohole. Ginny usiadła na kanapie i westchnęła cicho. Czyżby biedne dzieciństwo miało wpływ na to, że Voldemort teraz tak ukochał przepych? Czyżby bogactwo w jakiś sposób rekompensowało mu lata spędzone w ponurym, obskurnym sierocińcu?
Od kiedy trafiła do jego prywatnych komnat, traktowana była jak mała księżniczka. Skrzaty były na jej zawołanie. Dostawała drogie szaty, miała wielką sypialnię i własną łazienkę, a posiłki, jakie jej serwowano, były jak z najlepszej restauracji. Pytanie było tylko jedno. Po co to wszystko?
Oczywiście, że się go bała. Był przerażającym... czymś, bo człowieka od dawna nie przypominał. Gdy tylko znajdowała się w jego pobliżu, wzdrygała się ze strachu, ale on nie zrobił nic, by ją skrzywdzić. Ani razu jej nie uderzył, ani nawet nie wycelował w nią różdżką. Wymagał tylko, by siedziała przy nim przez wiele godzin. Opowiadał jej wtedy o swoich planach podbicia świata i o tym, jak stanie się panem wszystkiego i wszystkich. Brzmiało to jak marzenia chorego szaleńca... Chciał ją przekonać, by dobrowolnie stanęła po jego stronie. Wmówić jej, że rodzina i przyjaciele nigdy jej nie rozumieli, a ona przecież stworzona jest do wyższych celów. Jednak jej duch był niezachwiany. Kochała rodzinę, przyjaciół, Harry'ego. Nigdy nie zwątpiła w ich miłość do niej, ani w to, że chcieli dla niej jak najlepiej. Wiedziała, że Voldemorta irytuje ta jej niezłomność, nic jednak nie mógł na to poradzić. Aż do dziś...Wykorzystał jej miłość, przeciwko niej. Jakie to przewidywalne!
– Jesteś gotowa? - zapytał ją, nie wiedzieć czemu się uśmiechając, gdy usiadł obok niej na kanapie.
– A jeśli powiem, że nie? - odpyskowała, hardo unosząc głowę.
– Żaden to problem wezwać Malfoya i jego szlamę na kolejne spotkanko. Może nawet Dracon pokazałby nam jak się z nią zabawia - kpił.
Ginny skrzywiła się z niesmakiem i obrzydzeniem. Nie chciała nawet wyobrażać sobie, co ten blond potwór robił jej przyjaciółce. Wystarczy, że słyszała, co się stało z Lavender.
– Zaczynajmy. Chcę to mieć za sobą – Ginny odsłoniła swój lewy nadgarstek i wystawiła rękę w jego stronę.
Riddle uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z jej posłuszeństwa. Wiedział, że te tortury to doskonały pomysł. Gryfońska szlachetność i oddanie przyjaciołom... jakie to głupie i w tym przypadku zgubne.
Ginny syknęła cicho, gdy Lord przejechał swoją różdżką po jej przedramieniu, robią na nim długie, mocno krwawiące nacięcie.
– Dobrze... - mruczał, patrząc na jej ciemnoczerwoną krew.
Podwinął szybko rękaw swojej szaty i również naciął swoją bladą, prawie przeźroczystą skórę w ten sam sposób, co u niej. Z obrzydzeniem patrzyła jak zbliża swoją rękę do niej, a ich krew się ze sobą łączy. Voldemort wyszeptał zaklęcie, zadowolony z siebie. Jego plan był już prawie dopełniony.

⚡⚡⚡

Nienawiść, strach, ból... i znów ciemność, wszędzie ciemność i niepewność. Bała się, tak okropnie się bała! Nagle, nie wiadomo skąd , w jej stronę poleciał zielony promień. Promień śmierci.
– Nie! - krzyknęła, nie chcąc umierać w ten sposób.
– Spokojnie, to tylko koszmar – usłyszała, gdzieś obok siebie i poczuła uścisk na ramieniu.
Zamrugała raz i drugi, próbując zorientować się, gdzie jest. Znała ten pokój, to łóżko, ten zapach. To sypialnia Malfoya. Malfoya, który trzyma ją za ramię i mówi do niej łagodnym głosem. Tego samego, który dziś ją torturował. Tego samego, który jej nienawidzi i się nią brzydzi. Widziała to przecież wyraźnie!
– Wypij to, poczujesz się lepiej – zaproponował, podsuwając jej fiolkę.
Była tak zmęczona i zdezorientowana, że już chciała to zrobić. Wtedy dotarło do niej, że nie chce. Nie chce spać w jego łóżku, rozmawiać z nim i na niego patrzeć. Skoro jej nienawidzi, to ona nie chce, by zmuszał się do opieki nad nią.
– Nie, niczego nie będę piła! - warknęła, odtrącając jego rękę.
Draco wyglądał na zaskoczonego jej zachowaniem, ale, o dziwo, nie zmusił jej do wypicia mikstury, tylko zakręcił fiolkę i odstawił ją na nocną szafkę.
– Dlaczego nie jestem w swoim pokoju? - zapytała go, unosząc głowę.
– Dlatego, że ja tak zdecydowałem – odpowiedział chłodno i oparł się o duży fotel, który był przystawiony do łóżka.
– Wolno mi wrócić do siebie? - burknęła pod nosem.
Draco przyglądał się jej badawczo, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. Sądził, że jest dla niego taka oschła z powodu tortur... Szkoda. Myślał, że akurat ona będzie potrafiła zrozumieć, iż nie miał innego wyboru.
– Droga wolna, Granger – wskazał jej dłonią drzwi.
Prychnęła cicho pod nosem, nie mając zamiaru mu dziękować. Irytowała ją ta jego fałszywa troska i opiekuńczość. Po co, na Merlina, udawał, skoro tak naprawdę czuł do niej tylko pogardę i obrzydzenie?
Wstała, czując lekkie zawroty głowy. Jej ciało było wyraźnie osłabione po tym, co przyszło jej dziś przeżyć, a jej dusza była rozbita. Lavender nie żyła, Ginny się przez nią poświęciła, a ona była na łasce człowieka, który prawdopodobnie najchętniej zabiłby ją gołymi rękami... Ciekawe, co jeszcze go przed tym hamowało?
Chyba tylko jej duma i gryfoński upór pozwoliły jej na tyle utrzymać się na nogach, by dojść do drzwi. Otworzyła je z impetem i wyszła na korytarz, mocno zatrzaskując je za sobą i odcinając się od czujnego, spojrzenia blondyna. Nie chciała, by na nią patrzył. Chciała mieć już tylko spokój. Najlepiej wieczny...

⚡⚡⚡

Ledwo dotarła do swojego małego, wąskiego, twardego łóżka, rzuciła się na nie z westchnieniem ulgi. Nie było ani w jednej dziesiątej tak wspaniałe jak łoże Dracona, ale przynajmniej jego nie było w pobliżu. Nawet nie zorientowała się, kiedy po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Czy to wszystko musiało być tak cholernie trudne? Czemu ze wszystkich ludzi na całym świecie, akurat ona musiała żyć w czasie takiej okrutnej wojny... Ostatnio zaczynała już nawet żałować, że jest czarownicą. Jako zwykła mugolka nie miałaby takich problemów. Nigdy. Łzy wsiąkały w poduszkę, a ona dalej nie potrafiła pogodzić się ze swym ciężkim losem. Wiedziała, że inni mają gorzej. Wszystkie niewolnice zostały przecież potraktowane tak samo źle, jednak nic jej to teraz nie obchodziło. Była tylko ona, jej cierpienie i nieustające pasmo udręk, które teraz nazywała życiem. Miała dość. Po prostu dość wszystkiego.

⚡⚡⚡

Wstała dość późno, na pewno dawno po tym, jak jej właściciel wyszedł z komnat. Robak zostawił jej śniadanie na stole, a wiedziała też, że w łazience najpewniej czeka na nią czysta szata. Spojrzała za okno. Ponure chmury wisiały ciężko na niebie, a słońce nie miało prawa się przez nie przebić. Znów monotonny i szary dzień. Powoli podeszła do okna, patrząc na ciemną toń oceanu i wsłuchując się w szum fal. Nie działało to na nią uspokajająco... przeciwnie, to strasznie ją drażniło. Sięgnęła do klamki, chcąc otworzyć okno i odetchnąć świeżym powietrzem, ale ona ani drgnęła. Przecież pierwszego poranka w tej twierdzy udało jej się je otworzyć. Pewnie po tym, co stało się z Lavender, Malfoy postanowił rzucić na okno zaklęcie... Jakby przewidział, że i ona może mieć dość takiego życia. A miała. Naprawdę.
Nawet nie tknęła śniadania, tylko od razu poszła do łazienki. Czuła przemożną potrzebę oczyszczenia się z tej całej udręki, która ją dławiła.
Napełniła wannę wodą i wlała trochę jakiegoś białego płynu, który pierwszy raz zauważyła. Konwaliowy zapach wypełnił jej nos. Uwielbiała konwalie! Jeszcze w Hogwarcie używała szamponu o tym zapachu... Miło było znów go poczuć, po tylu latach. Tęsknota, zalała gorzką falą jej serce. Zatęskniła za dawnymi czasami. Spokojem, bezpieczeństwem, radością...
Zanurzyła się w wodzie, marząc, by pozbyć się wszystkich uczuć. Zapomnieć choć na chwilę o beznadziejnej rzeczywistości. Przymknęła oczy i odetchnęła lekko... A gdyby tak?
Jej Mama... nie poradziłaby sobie z tym, ale z drugiej strony, lepiej jeśli zrobiłaby to sama, a nie zginęła z rąk Śmierciożerców, po kolejnych torturach, a może czymś gorszym.
Harry i Ron... załamaliby się, ale przecież w końcu, by sobie z tym poradzili. Są silni.
Lavender też przecież wybrała ten los. Tchórzostwo i słabość, ale w zamian wreszcie ukojenie. Nikt poza nią nie decydowałby o jej losie. Nie byłaby niczyją zabawką. Nikt nie musiałby dłużej jej nienawidzić. Uwolniłaby jego. Uwolniłaby siebie. Miałaby wreszcie ten wymarzony spokój.

⚡⚡⚡

Raz, dwa, trzy... powoli, jakby bez udziału świadomości, zaczęła usuwać się pod wodę.
Mały impuls mówił jej, że nie może, że natychmiast powinna się wynurzyć... Jednak jej udręczona dusza miała ochotę śpiewać z radości. Wreszcie wolność!
Raz, dwa, trzy... - z kranu kapały krople.
Raz, dwa... - serce Hermiony Granger zwalniało rytm.
Wkrótce miał nadejść upragniony koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz