poniedziałek, 2 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 12 - „Gdy ból wypełni twój świat...”

     Coś w jej wnętrzu rozpadało się boleśnie na miliony ostrych kawałeczków. Czuła, że zawiodła... Zawiodła. Któraś z jej przyjaciółek przez to nie żyła!
– To była...
Już teraz po jej policzkach spłynęły łzy. Wojna zebrała kolejne żniwo. Kolejny fragment jej serca umarł bezpowrotnie.
– Lavender Brown.
– Nie – zaprzeczyła, potrząsając głową. To nie mogła być Lav. Lav żyje, jest u Notta i ma tam piekło, ale żyje!
Zerwała się na równe nogi i wybiegła z jego sypialni do salonu. Udowodni mu, że się myli. Lav żyje! Pewnego dnia Zakon je uwolni, a Lavender wróci z nią do Białego Feniksa i znów będzie flirtowała z Georgem Weasleyem, Seamusem Finneganem czy Deanem Thomasem. Lav żyje!
Wiedziała, że drzwi są zamknięte, a walka z nimi jest bezsensowna. Mimo to waliła w nie jak opętana. Tak jak pierwszego wieczoru, gdy słyszała krzyk Lavender. Chciała wyjść, znaleźć Notta i zabić go gołymi rękami, ot tak, jakby był tylko małym robakiem.
Łzy kapały obficie na jej szatę, a rana na piersi nieznośnie paliła, ale ona nadal okładała te przeklęte drzwi, jakby tuż za nimi miała czekać na nią uśmiechnięta przyjaciółka.
– To nic nie da... uspokój się... - cichy szept w jej uchu i uścisk chłodnych rąk, na jej ramionach podziałał trzeźwiąco.
Wiedziała, że miał rację, ale i tak nie mogła uwierzyć. Oparła czoło o drzwi i zaszlochała głośno. Jedna z nich nie żyje... Jedna z nich nigdy już nie wróci do domu. Nie mogła... Nie chciała w to wierzyć!
Nie wiedziała nawet, kiedy odwróciła się i zamiast opierać czoło o drzwi, oparła je o męski, silny tors. Teraz to jego koszulę moczyły jej łzy. Jego uścisk był sztywny i można było wyczuć w nim dystans, tak, jakby nikt nigdy go nie przytulał. Nie odepchnął jej jednak, tylko stał tam z rękami na jej drżących od szlochu ramionach. Jednak było to wszystkim, czego teraz potrzebowała. Choć minimalnego kontaktu z drugim człowiekiem.
Nie wiedziała, ile tak płakała i jak to się stało, że zamiast stać pod drzwiami, znalazła się na kanapie przed kominkiem. Wiedziała tylko, że to wszystko jej wina. Źle zaplanowała misję, zaufała niewłaściwej osobie, pozwoliła, by stało się coś tak strasznego...
Gapiła się w ogień, jednocześnie nie potrafiąc przestać myśleć o Lavender. O tym, jak przez wiele lat co rano w swoim dormitorium pierwszym, co widziała, była roześmiana blondynka z wałkami na głowie. Wspominała szóstą klasę i jej związek z Ronem, który tak bardzo działał jej na nerwy... Wtedy szczerze jej nie znosiła. Jednak potem w Białym Feniksie, to Lav robiła, co mogła, by wnieść w ich szare życie trochę radości. Przypomniała sobie, jak uszyła dla niej sukienkę ze starych zasłon, by mogła ładnie się prezentować dla Rona z okazji walentynek... Lav była jak promyczek... A teraz jej już nie było. A ona nie mogła nic na to poradzić. Po prostu siedziała, gapiąc się bezmyślnie i ściskając bladą dłoń swojego wroga, który pewnie miał wiele ciekawszych zajęć, niż pocieszanie niewolnicy..., ale nie wyrwał ręki z jej uścisku, tylko siedział przy niej i też zamyślony spoglądał w ogień.
– Ona nie chciała uciec, nie miałaby na to siły. Ten bydlak sam ją wyrzucił z tego okna - jęknęła, a łzy znów spłynęły po jej policzkach.
Draco lekko drgnął, słysząc jej głos po kilku godzinach milczenia.
– Nott ma specyficzne... z braku innego określenia nazwijmy to preferencje. Katuje swoje ofiary, aż są już na granicy śmierci, po czym je leczy. Pozwala im wrócić do życia, by później znów... - żałował, że zaczął jej to opowiadać, bowiem Hermiona wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć.
– Więc ona skoczyła sama? Nikt jej nie pomógł? - zapytała cicho.
– Ktoś otworzył okno, a było zamknięte zaklęciem... Nott od trzech dni był na misji, więc to nie on. Pod okiem opiekuna jej stan prawdopodobnie był trochę lepszy, ale to też nie on otworzył jej to okno.
– Czy wiedziała, że tam są skały? - zastanowiła się na głos, ścierając łzy jedną dłonią, drugą dalej mocno ściskając palce blondyna.
– Nie wiem, czy wiedziała, być może...
– Ona chciała się zabić. To było jej wybawienie. Żałuję tylko, że musiała tak skończyć. Była tak dobra, miła... Nie zasługiwała na to – zaszlochała Hermiona, znów czując to palące poczucie winy.
Draco nagle zesztywniał i z obawą spojrzał na drzwi.
– Idź do mojej sypialni i znów tam zostań, zdaje się, że ktoś się zbliża do moich komnat... - powiedział, wstając i pomagając jej się podnieść.
Hermiona w otępieniu skinęła tylko głową i ruszyła w stronę pokoju. Miała cichą nadzieję, że nie usłyszy jeszcze gorszych wieści, niż ta o śmierci jej przyjaciółki.

⚡⚡⚡

Była taka zmęczona, rozbita i załamana, że nie zastanawiała się długo, tylko wspięła się na łóżko Malfoya i znów ułożyła głowę na tych mięciutkich poduszkach. Nagle wydało jej się strasznie śmiesznym to, że to właśnie jego zapach wzbudzał w niej poczucie bezpieczeństwa... Nie miała jednak siły tego roztrząsać. Nie wiedziała nawet, kiedy zasnęła.
Obudził ją uścisk na ramieniu. Niezbyt mocny, ale jednak. Ktoś nią lekko potrząsnął.
– Obudź się, Granger – usłyszała poważny głos Malfoya.
Otworzyła zaspane oczy i rozejrzała się po, tonącej już w mroku, komnacie. Musiała przespać ładnych kilka godzin. Ze zdziwieniem spostrzegła, że jej pan ma na sobie czarną, elegancką pelerynę... Pelerynę generała Śmierciożerców. Czyżby wybierał się na jakieś przyjęcie?
– Czy coś się stało? - zapytała zdziwiona, przecierając oczy.
Malfoy wyglądał na przygaszonego i zmartwionego. Ku jej zdziwieniu, usiadł obok niej na łóżku i nerwowym ruchem przeczesał swe jasne włosy.
– Za próbę ucieczki niewolnicy, grozi śmierć...
– Przecież Lavender nie przeżyła – zauważyła, siadając wreszcie prosto.
– Owszem, ale Czarny Pan uważa, że już sama próba była zbrodnią... Trzeba dać przykład, by to się nie powtórzyło.
– Co masz na myśli? - spytała zdruzgotana.
– Raz niewolnica Dołohowa spróbowała uciec. Nie udało jej się, ale dla przykładu wszystkie inne niewolnice... zostały wychłostane.
Hermiona przytknęła dłoń do ust. Nie musiała udawać, że jej to nie przeraziło.
– Ale... ale... przecież okno miało zaklęcie, żadna z niewolnic jej nie pomogła!
– Myślisz, że kogoś to obchodzi, Granger? - zapytał gorzko – Oni chcą krwi, widowiska... To nie milutki świat, gdzie Dumbledore rozdaje cytrynowe dropsy.
– Czyli, że zostanę dziś wychłostana? - zapytała, trochę wstydząc się tego jak jej głos tchórzliwie drży.
Draco spojrzał na nią, a w jego oczach dostrzegła coś... jakby współczucie. Blondyn jednak szybko odwrócił wzrok.
– Możliwe, że Czarny Pan wymyśli jakąś inną karę, jednak niczego nie można wykluczyć. Mam dla ciebie eliksir, nie złagodzi wszystkiego, ale na pewno pomoże - Draco podał jej fiolkę z ciemno-fioletowym płynem.
Hermiona przyjęła ją z wdzięcznością. Nie musiał jej mówić, jak bardzo ryzykuje, dając jej ten specyfik. Gdyby ktoś wiedział, że pomaga w ten sposób swojej niewolnicy przed przyjęciem kary, nie tylko ona miałaby kłopoty.
– Kiedy mamy tam iść? - zapytała, stając na chwiejnych nogach.
Draco stanął na przeciwko niej i spojrzał jej w oczy.
– Zaraz. Granger, posłuchaj, tam będą wszystkie niewolnice... Nie możesz zareagować, rozumiesz? Zamknij oczy, jeśli chcesz, kiedy przyjdzie kolej twoich przyjaciółek, ale nie możesz nawet pisnąć w ramach protestu!
Skinęła tylko głową, wiedząc dobrze, że głos by jej się załamał, gdyby spróbowała odezwać się choć słowem. Była zrozpaczona tym, co ją czekało... To jasne, że żadna z niewolnic nie mogła pomóc Lavender, dlaczego więc to one mają ponieść karę? Świat Śmierciożerców był bardziej okrutny, zły i niesprawiedliwy, niż przypuszczała w najczarniejszych koszmarach.
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił ją cicho, po czym machnął różdżką, a jej koszula nocna zmieniła się w ładną, jasnoniebieską szatę, z grubego materiału.
– Wypij miksturę i idziemy – polecił jej, odwracając się i wychodząc z sypialni.
Hermiona odkręciła fiolkę i jednym łykiem wypiła eliksir. Miała nadzieję, że faktycznie choć trochę jej pomoże. Wydzieranie się wniebogłosy i błaganie o litość, na pewno będą dla niej strasznym upokorzeniem.

⚡⚡⚡

Weszła do salonu, widząc, że Draco właśnie jednym łykiem, opróżnia szklaneczkę whisky. Widać było, że i on jest zdenerwowanym tym, co miało się wydarzyć.
– Gotowa? - zapytał, po czym szybko sam potrząsnął głową – To zabrzmiało idiotycznie, na to chyba nie można się przygotować... Nie ma co zwlekać, chodźmy, Granger.
Hermiona starając się zebrać w sobie całą odwagę, ruszyła do drzwi. Wiedziała, że za nimi czeka ją coś strasznego, ale nie mogła urządzić histerii i błagać o litość. Musiała stawić czoła temu, co los na nią zesłał.

⚡⚡⚡

Wszystko miało odbyć się w tej samej sali, w której pierwszy raz zobaczyła, cały wewnętrzny krąg Śmierciożerców. Jednak dzisiaj było tu o wiele więcej ludzi. Wywnioskowała, że na przedstawienie został zaproszony również drugi, a chyba nawet trzeci krąg. Jedynie sługusy, z armii Czarnego Pana nie zostali tutaj wpuszczeni... Mimo tego, że szła z opuszczoną głową prowadzona przez Malfoya, który mocno ściskał jej ramię, widziała, jak inni słudzy Voldemorta z szacunkiem i pokorą schodzą Draconowi z drogi.
On sam kroczył dumnie, jak na jednego z najwyższych rangą generałów przystało. Wreszcie doprowadził ją pod jeden z drewnianych tronów i popchnął tak, że upadła na kolana. On sam rozsiadł się wygodnie, a jego dłoń spoczęła na jej głowie. Ponownie czuła się jak wierny pies siedzący u stóp pana. Wiedziała, że to nie ostatnie upokorzenie tego wieczoru. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Zewsząd schodzili się Śmierciożercy. Niektórzy prowadzili swoje niewolnice. Na tronie zaraz obok nich zasiadł Snape z miną, jakby nudziło go to, że w ogóle musi tu być. Nieco dalej siedział Lucjusz, on zaś uśmiechał się z jakąś chorą ekscytacją wypisaną na twarzy. Po drugiej stronie Dracona siedział Macnair, a u jego stóp klęczała Helga, wyglądała na lekko przestraszoną. Dalej dostrzegła Goyle'a i Lunę... na policzkach blondynki widniały ślady łez. Pewnie rozpaczała po Lavender, natomiast Goyle wyglądał na dziwnie zasmuconego...
Drzwi z boku otwarły się i wszedł przez nie Czarny Pan, a zaraz za nim... Ginny. Wszyscy natychmiast podnieśli się ze swoich miejsc, a Malfoy pociągnął Hermionę w górę. Widok całej i zdrowej przyjaciółki wzbudził w niej wielką potrzebę, by podbiec do niej i mocno ją uściskać. Draco chyba wyczuł, na co ma ochotę, gdyż położył jej dłoń na ramieniu i zacisnął ją nieco mocniej.
Zrozumiała jego przekaz. Musiał jej wystarczyć widok przyjaciółki. Ginny popatrzyła prosto na nią i ledwie dostrzegalnie kiwnęła głową, a na jej ustach wykwitł drobny uśmieszek. Wyglądała bardzo dobrze. Miała na sobie elegancką, czarną szatę z długimi rękawami, a jej rude włosy były rozpuszczone. Hermiona zdziwiła się jeszcze bardziej, widząc, że Lord wskazuje Rudej tron obok swojego, a nie sadza jej na podłodze, jak inne niewolnice.
– Witajcie, moim wierni słudzy – odezwał się Voldemort.
– Witaj Nasz Panie. Władco Magicznego Świata. Walczący w Imię Twoje i Gotowi na Śmierć za Ciebie, Pozdrawiają Cię! - wyrecytowali chórem Śmierciożercy, a każdy z nich skłonił głowę i uderzył się pięścią w pierś, dokładnie tak samo jak było to za pierwszym razem, gdy Hermiona została przywleczona przed ich oblicza.
– Usiądźcie! - wszyscy wykonali to polecenie, a ona znów została popchnięta tak, by upaść na kolana.
– Zebraliśmy się tu, by omówić bardzo ciężkie przewinienie. Któraś z niewolnic dokonała haniebnego czynu i uknuła spisek, mający na celu ucieczkę innej zniewolonej. Najpierw jednak porozmawiamy z właścicielem owej niewdzięcznicy, która próbowała uciec... Theodorze wystąp! - rozkazał.
Nott wyglądał na przerażonego, stając przed obliczem swojego pana.
– Brudny, śmierdzący tchórzu! Teraz nie jesteś już taki hardy, co? Ty pokręcony sadysto! - Hermiona patrzyła na niego ze szerzą pogardą i nienawiścią, przysięgając sobie w myślach, że ten sukinsyn jeszcze jej zapłaci za to, co zrobił Lav.
– Nott, mówiłem ci wyraźnie, że ta niewolnica ma przeżyć, czy tak? - zapytał chłodno Voldemort.
– Tak, panie – Theodor pokornie pochylił głowę.
– Znów mnie nie posłuchałeś, a wiesz, jak nie lubię nieposłuszeństwa! Crucio! - nikt nawet nie zauważył, jak Czarny Pan wyjął różdżkę.
Nott zawył z bólu jak ranne zwierzę, ale większość zebranych w sali patrzyła na to z obojętnością lub nawet satysfakcją. Wielu uważało, że temu choremu psychopacie od dawna się to należało...
Lord torturował go kilka ładnych minut, po czym poprosił dwóch młodych Śmierciożerców, by wywlekli go na korytarz, bo jeszcze będzie chciał z nim później porozmawiać.
Zaraz potem Riddle machnął różdżką, a na środku sali pojawił się wielki, drewniany pal.
– Wiecie jaka jest kara za nieposłuszeństwo. W myśl zasady jeden za wszystkich... Wszystkie niewolnice zostaną ukarane. Zaczniemy od tych z wewnętrznego kręgu.
Hermiona wiedziała, że to, co za chwile przeżyje, nie opuści jej już do końca życia.
– Draconie, ty jesteś najwyższym z pośród tych, którzy mają niewolnice – zwrócił się do niego Voldemort.
– A ty, mój panie? Też masz niewolnicę! - odezwał się Yaxley.
Czarny Pan powoli przeniósł na niego swój zimny wzrok, a w całej sali zapanowała martwa cisza. Hermiona spojrzała na Ginny, która siedziała tuż obok Riddle'a.
– Odniosłeś złe wrażenie, Yaxley, jeśli wziąłeś Ginevrę za niewolnicę. Jest ona bowiem moją przyjaciółką i cieszy się takimi prawami... Jeszcze raz ktoś zasugeruje, że występuje tu ona w innej roli, a gorzko pożałuje. Czy to jasne?
Yaxley skulił się w sobie wyraźnie przerażony. Hermiona również czuła, jak wszystko zamiera wewnątrz niej. Ginny przyjaciółką Czarnego Pana? O co tu, na zdechłego gumochłona, chodziło?
– Tak więc, Draconie, czy masz jakieś sugestie? - Voldemort znów zwrócił się do blondyna.
Draco wstał i skłonił się nisko.
– Mój Panie, chciałbym zasugerować, by zamiast chłosty niewolnice zostały poddane torturom zaklęciami...
– Mój drogi, wieczny esteta! Nie chcesz za bardzo zeszpecić swojej szlamy, czyż nie? - Lord spojrzał na Hermionę, wciąż klęczącą u stóp Malfoya.
– Mój pan, tak dobrze mnie zna... - ton Dracona był przepełniony pochlebstwem.
– Dobrze, zezwolę na tortury zamiast batów, pod warunkiem, że sam nam pokażesz, jak torturujesz szlamę – zdecydował Voldemort.
Hermiona nie miała odwagi spojrzeć na Malfoya, wiedziała jednak, że nawet jeśli te słowa wywarły na nim jakieś wrażenie, to on nie pokazał tego... Był doskonałym aktorem.
– Z największą radością, Mój panie. Czy mam zacząć? - zapytał Draco.
– Nie. Ten popis zostawimy na koniec. Macnair, ty pierwszy – rozkazał Riddle.
– Panie ja też wolałbym tortury zaklęciem, jeśli pozwolisz... - wtrącił Śmierciożerca.
– Ty, Waldenie, rezygnujesz ze starych, dobrych batów? Niech będzie... zgadzam się na zaklęcia.
Macnair pociągnął Helgę pod drewniany pal. Niewolnica posłusznie usiadła pod nim i oczekiwała na pierwszą falę zaklęć. Hermiona ledwo pohamowała łzy, widząc, jak kobieta zaczyna krzyczeć z niewyobrażalnego bólu. To było straszne przeżycie...
Gorzej było jednak, gdy Goyle torturował Lunę. Jej przyjaciółka darła się i płakała, a Hermionie łzy ciągle kapały na szatę. Wiedziała, że tego obrazu nie zapomni już nigdy, jednak nie zamknęła oczu tak, jak radził jej Malfoy. Miała zamiar patrzeć na to i z każdym jednym krzykiem narastała w niej determinacja, by kiedyś się zemścić... Niepewnie spojrzała na blondyna, który obserwował to wszystko z obojętnością wypisaną na twarzy. Jednak coś w jego mocno zaciśniętej szczęce powiedziało jej, że tak naprawdę brzydzi go to widowisko.
Po Lunie, na środek wyszedł Zabini razem z Parvati... i batem w ręce. Hermiona nie mogła wprost uwierzyć, że zdecydował się on jednak na chłostę zamiast na cruciatusa, który mimo, że bardziej bolesny, nie zostawiał śladów na skórze... jedynie na psychice.
Wzdrygnęła się i zamknęła oczy, gdy pierwszy silny cios przeciął Parvati skórę na plecach. Wiedziała, że dziewczyna sama jest sobie winna, jednak nie mogła jej nie współczuć. Gdy Zabini skończył na podłodze było pełno krwi Parvati..., a zaraz po niej do słupa przywiązano Tarę, a Carrow z miną chorego maniaka również sięgnął po bat. To było naprawdę straszne.

⚡⚡⚡

Kolejne niewolnice były na przemian torturowane zaklęciami lub biczowane bez opamiętania, aż traciły przytomność. Hermiona przełykała gorzkie łzy i zamykała oczy. To był jeden z najgorszych dni w jej życiu... Ginny również płakała, zwłaszcza gdy Goyle katował Lunę. Herm cieszyła się, że chociaż widok cierpienia Rudej został jej dziś oszczędzony. Wiedziała też, że z każdą minutą zbliża się do tego, co ją czeka... Gdyby mogła powiedziałaby Malfoyowi, że nie będzie miała do niego pretensji. On musiał to zrobić, a ona i tak miała dużo szczęścia, bo dał jej eliksir, dzięki któremu będzie choć trochę mniej bolało. Nie mogła go przecież winić za to, że przyszło im się znaleźć wśród pokręconych sadystów.
– No to pora na gwóźdź programu. Zapraszam, Draconie. Pokaż nam, na co cię stać – Voldemort wyglądał na szczerze rozbawionego sytuacją.
Malfoy chwycił ją mocno za ramię i pociągnął na środek sali. Cisnął nią o podłogę, jak szmacianą lalką i wyjął różdżkę. Hermiona nie mogła się powstrzymać i spojrzała mu w oczy... To, co w nich zobaczyła zaparło jej dech w piersi. Potem blondyn wycelował w nią różdżką.
– Crucio! - krzyknął, a ona poczuła, jak zalewa ją fala niewyobrażalnego bólu.

1 komentarz:

  1. Jest po północy, muszę wstać o 5, czytam opowiadanie po raz kolejny (przestałam liczyć 😅), zam je, a i tak nie mogę się oderwać. Jestem jak uzależniona 🙈😅 uwielbiam ten stan 💕

    OdpowiedzUsuń