poniedziałek, 2 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 10 - „Gdy spojrzysz z innej strony...”

     Strach... nie znosiła się bać. Do tego ból - drugie najbardziej przerażające uczucie.
I ta nieprzejednana ciemność – przytłaczająca i budząca lęk.
Nie! Musi się uwolnić. Uciec!
– Spokojnie, już nic ci nie grozi.
Co to za głos? Chyba go zna... tylko nie pamięta skąd. Kto tu jest? Wyraźnie czuje, jak ktoś dotyka jej czoła. Czy ten ktoś pokonał już tę ciemność? Może powie jej, jak...
– Wypij to.
Nie! Nie chce niczego pić! Chce otworzyć oczy i pozbyć się tej ciemności. Musi przezwyciężyć swój strach i pokonać ból.
Zimne szkło przy jej ustach. Co to za smak? Zna go. To eliksir. Tak. Eliksir...
– Śpij. Jesteś bezpieczna.

⚡⚡⚡

Powoli docierały do niej pojedyncze bodźce. Delikatny dotyk czegoś mokrego na jej twarzy, zapach ziół, świadomość, że ktoś jest tuż obok. Nie otwierała jednak oczu, chcąc jeszcze na chwilę pozostać w tej bezpiecznej krainie. Cichutki głosik w głowie, przypominał jej, że przecież stało się coś złego. Nie chciała jednak wiedzieć co. Jeszcze nie. Jeszcze chwila.
– Powinieneś się położyć – ten głos dobrze znała, to Snape. Wiele razy słyszała go w szkole.
– Nie jestem zmęczony – odpowiedział ktoś łagodnie. Łagodnie? Kto to jest? Czy ona go zna?
– Siedzisz tak od kilkunastu godzin, zadręczanie się nic ci nie da.
– Wcale się nie zadręczam!
– To nie twoja wina. Skąd mogłeś wiedzieć, że ktoś podpali ci komnaty?
– Jestem za nią odpowiedzialny. Powinienem był jej pilnować.
– Nie możesz przy niej ciągle siedzieć, przecież trzeba zachować pozory – syknął Snape.
– Wiesz dobrze, ilu mam wrogów. Nie powinna zostać sama.
– Nie możesz się obwiniać.
– Daj mi już, kurwa, spokój, Snape! Dobrze wiem, co mogę, a czego nie! - tak, ten głos zdecydowanie znała...

⚡⚡⚡

Ciemność była przytłaczająca, ale jakoś lżej na sercu było jej znów w nią odpłynąć. Nic jej nie groziło. Nie była sama. Oni nie dadzą jej skrzywdzić. Mogła spać. Lęk i strach odeszły, pozwalając jej na odpoczynek. Spokój był tym czego potrzebowała.
Pierwszym, co zarejestrowały jej oczy, było to... że sufit nad nią nie był popękany. Przeciwnie, był nieskazitelnie biały. Znów poczuła ten zapach. Zioła i coś jeszcze... kojarzyło jej się to z laboratorium eliksirów w Hogwarcie. Delikatnie odwróciła głowę i ujrzała, że przy jej łóżku stoi duży fotel, a w nim spokojnie śpi przystojny blondyn. Niesforne kosmyki włosów opadały mu na twarz, usta rozchylone miał w delikatnym oddechu. Jego koszula była rozpięta, a jej rękawy podwinięte. Jednak pod jego oczami widniały spore cienie, a skóra była tak blada, że nieomal przeźroczysta.
Malfoy śpiący przy jej łóżku.
Kto by pomyślał?
Ale ona też przy nim siedziała, gdy był chory, więc pewnie to tylko rewanż z jego strony.
Chory... chora... Dlaczego ona jest chora? Dlaczego leży w łóżku i dlaczego ból w jej piersi wzmaga się z każdą minutą.
Ogień. Dym. Ciemność.
Jęk bólu, przerażenia i rozpaczy wydostał się z jej gardła, zanim zdążyła się opanować. Malfoy zamrugał kilka razy, jakby zastanawiając się, gdzie jest i co się stało, szybko jednak oprzytomniał i spojrzał na nią. Od razu złapał za jakąś fiolkę stojącą na nocnym stoliczku.
– Musisz to wypić – polecił, podchodząc do niej i pomagając jej się nieco unieść - No już. To ci pomoże – mówił łagodnie tym tonem, którego nie znała.
– Nie chcę już spać.
– To eliksir przeciwbólowy. Wypij, bo z każdą chwilą będzie bolało bardziej – tłumaczył jej spokojnie, jakby rozmawiał z upartym dzieckiem.
Ból w jej klatce piersiowej faktycznie wydawał jej się coraz silniejszy, więc pozwoliła mu przytknąć fiolkę do swoich ust i grzecznie wypiła cały eliksir. Z westchnieniem ulgi opadła na poduszki.
– Co się stało? - zapytała, dopiero teraz zauważając, że jej głos jest dziwnie schrypnięty.
– Ktoś podpalił nasze komnaty – burknął, nalewając szklankę wody.
Zanim ponownie zdążyła o coś zapytać, znów uniósł ją lekko i pomógł jej się napić. Chłodna woda cudownie ukoiła to dziwne pieczenie w gardle.
– Jak to podpalił? Kto? Dlaczego? - zapytała, gdy odwrócił się, by odstawić szklankę.
– Nie byłabyś sobą, Granger, gdybyś nie zadała tysiąca pytań na minutę, co? - zakpił, siadając w fotelu.
Hermiona przyjrzała mu się uważnie. Malfoy siedzi przy łóżku szlamy. Malfoy podaje Gryfonce eliksiry i poi ją wodą, pilnując, by się przy tym nie udławiła. Malfoy najprawdopodobniej znów uratował jej życie. Który to już raz?
– Kim ty jesteś? - zapytała go cicho.
Blondyna szczerze zaskoczyło to pytanie.
– Czyżbyś uderzyła się w głowę? Nie poznajesz mnie? - zapytał jakby z troską.
– Nie. Nie poznaję ciebie, Malfoy – odpowiedziała. – W szkole byłeś wrednym, bezczelnym, rasistowskim szczeniakiem. Kiedy tak się zmieniłeś? Jak stałeś się tym, kim jesteś teraz? - pytała, ale chyba samą siebie.
– Mówisz o tym, kiedy stałem się Śmierciożercą bez zasad, uczuć i litości? Mordercą, który czerpie przyjemność z zadawania bólu? - zapytał chłodno.
– Nie. Zastanawiam się kiedy stałeś się człowiekiem...
– Nie wiem, o co ci chodzi, Granger. Nadal jestem wredny, bezczelny i nienawidzę szlam – warknął, wstając z fotela.
– Sam nie wierzysz w to, co mówisz, Malfoy... - powiedziała cicho.
– Idź spać, Granger, bo bredzisz – syknął nerwowo, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

⚡⚡⚡


Wszedł do niewielkiej łazienki. Severus był minimalistą, nie interesował go zbytek i luksus, więc łazienka była skromna. Białe kafelki, umywalka, toaleta, prysznic i lustro. Niewielkie, ale jednak wyraźnie widział w nim swoją udręczoną twarz. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią o brzeg umywalki.
– O co jej, kurwa jego mać, chodzi... - warknął do swojego odbicia.
Kim ty jesteś?
Zmęczonym, zniechęconym, rozbitym... czymś.
Trwała wojna. Codzienność była przerażającą mieszaniną okrucieństwa i poczucia winy, a na dodatek odpowiedzialności.
Naprawdę nie miał już siły walczyć, ale nie mógł się poddać. Nie mógł znów zawieść. Dotychczas w swoim życiu był odpowiedzialny tylko za jedną osobę... i nawalił. Zawiódł. Na zawsze pozostanie z tym piętnem. A teraz jeszcze ona.
Nawalił, pozwalając, by jego ojciec zaciągnął ją do pustej komnaty. Zawiódł, pozwalając, by widziała go słabego i bezbronnego. Na dodatek dopuścił do tego, że stała jej się krzywda. Niemal  zginęła w płomieniach. Nawalił.
Największą jednak porażkę odniósł, przegrywając z samym sobą...


Wspomnienie z tego przeklętego wieczoru wciąż powracało.

– Ona jest ładna. Podoba ci się Smoku? - zapytała Messalina z tym swoim głupiutkim uśmieszkiem.
– Messalino, to jest szlama – odpowiedział jej, bo ci innego mógłby powiedzieć? Że Granger od czasu szkoły bardzo się zmieniła? Że z zębatej kujonki stała się seksowną, młodą kobietą? Nie. tego nie mógł powiedzieć na głos. Tego nie powinien mówić nawet sam sobie.
– Ładna szlama. Nie mów, że cię nie kręci jej wygląd – Messalina zarzuciła ręce na jego szyję, a on wzdrygnął się mimowolnie. Ta kobieta była nienasycona, a on dość już miał roli jej seksualnej zabawki. Seks przecież nie musiał zawsze być brutalny i dziki... ale czy subtelność i delikatność pasują do Śmierciożerców?
– Mam ciekawsze widoki – mruknął, obejmując pannę Rosier w talii. Messalina była ładna. Prawdziwa drapieżna piękność, ale nie tego szukał w kobietach. Może dlatego, że tylko to widział wszędzie dookoła przez bardzo długi czas. Aż do niedawna...
Messalina roześmiała się w głos i delikatnie pstryknęła go w nos.
– Kłamczuch! Sypiasz z nią o wiele częściej niż ze mną! - śmiała się kobieta.
Prawdę mówiąc, ostatnio w ogóle mało sypiał, nie mówiąc o innych nocnych przyjemnościach. Messalina przeszła obok Granger i klepnęła ją w pośladek, a Gryfonka mocno się zarumieniła. Czyste oblicze niewinności. To było urocze.
– Koniec gadania, pora na whisky! - krzyknął Goyle, popychając swoją niewolnicę na ziemię, a Granger w swej waleczności chyba chciała do niej podbiec. Nie mógł na to pozwolić. Delikatnie odgarnął jej loki, osłaniając jej szyję. Dawna szopa Granger już nie istniała. Teraz jej włosy były lśniące, miękkie i pachniały... jego szamponem. Obiecał sobie, że wkrótce załatwi jej inny. Jego zapach na niej budził w nim zbyt niebezpieczne myśli.
– Nic ci się nie stanie. Staraj się nie rzucać w oczy. Niedługo sobie pójdą – szeptał jej do ucha starając się ograniczyć myśli o tym, jakby to było, gdyby ją w nie ugryzł, a ona pisnęłaby tak słodko jak sobie wyobrażał. Zdecydowanie za dużo już dziś wypił, skoro nawiedzały go takie myśli.

⚡⚡⚡

Messalina całowała go po szyi, mrucząc sugestywnie i szepcząc mu do ucha, co ma ochotę z nim zrobić i jak, ale jego uwaga skupiona była na dwóch siedzących na podłodze i rozmawiających szeptem kobietach. Oczy Granger były takie łagodne, gdy patrzyła na tę biedną, udręczoną Lovegood. Wszystkie uczucia z taką łatwością wypisywały się w tych orzechowych tęczówkach. On już dawno nauczył się kryć z emocjami. Jego wzrok zawsze był zimny...
A potem Messalina z premedytacja mocno kopnęła Granger w plecy. Idiotka!
– Dość tego, Mess. Złaź – zepchnął ją ze swoich kolan, mając ochotę potrząsnąć tą wymalowaną lalką tak, by coś wreszcie dotarło do tego pustego łba.
– Chyba pora kończyć imprezę. Chcę się zabawić z moją dziwką – wybełkotał Goyle. Skończony debil chyba uznał, że musi się podzielić z wszystkimi tym, jaki jest obleśny.
Granger patrzyła z takim współczuciem na swoją przyjaciółkę, że i jemu zrobiło się jej żal... W tym czasie Goyle podszedł i pociągnął Pomylunę w górę, po czym, bez ostrzeżenia, pocałował ją zachłannie, wpychając jej język do gardła.
To było tak ohydne, że nawet on się skrzywił, a Granger przytknęła dłoń do ust z obrzydzenia. Naprawdę żałował, że ona musi to oglądać, ale nie miał innego wyjścia. To towarzystwo praktycznie wprosiło się do jego komnat na popijawę.
– Pora wychodzić, bo Malfoy też rozbiera wzrokiem swoją szlamę. A nie chciałabym patrzeć na tak brudny seks – odezwała się ta przemądrzała Aria, która od dawna już działała mu na nerwy. Ich seks na pewno byłby sto razy lepszy niż wszystkie orgie jej i jej licznych kochanków... Merlinie! O czym on u diabła myśli? Za dużo whisky...
– A ja chętnie! - klasnęła w dłonie Messalina. Niewyżyta, zboczona suka – pomyślał wtedy z pogardą.
– Może innym razem, dziś to prywatna zabawa – odpowiedział, doskonale wiedząc, że nigdy to nie nastąpi. Nie naraziłby Granger na takie upokorzenie. Ją najwyraźniej zawstydzała już sama wzmianka o seksie.
– Idziemy! - zdecydował Goyle, ciągnąć swoją niewolnicę jak szmacianą lalkę.
Miał nadzieję, że kiedyś za to odpowie... Już on się o to postara. Goyle był na najlepszej drodze, by zostać drugim Nottem. Jego jednak szybko da się usunąć. Nott niestety stał wyżej w hierarchii.
Nawet nie zauważył, gdy ta przebrzydła Yaxley również wyszła. Została tylko Messalina. Odwróciła się do niego z tą miną rasowej zdziry, która marzy tylko o tym by przeleciał ją tu i teraz, jednak on nie miał ochoty na te wulgarne umizgi. Czy to takie dziwne, że chciał tylko spokoju i może krzty delikatności, czułości? Złapał ją za ramię i wyprowadził ze swoich komnat, w duchu dziękując, że jest tak pijana, że nie upiera się nad kolejnym sam na sam z nim, albo, co gorsza, na trójkącie z nim i jego niewolnicą.
Widział jak Granger oddycha z ulgą i z gracją wstaje z podłogi. Jej loki delikatnie opadają na tę aksamitną skórę ramion. Odwróciła się i chciała odejść. A on nie chciał żeby odchodziła.
– A ty dokąd, Granger? Nie pozwoliłem ci odejść – wiedział, że jego ton jest chłodny, ale nie mógł przed nią okazywać emocji. Jedynymi osobami przed, którymi je okazywał był Severus, albo jego matka...
Granger spojrzała na niego zdziwiona. Wiedział, że zastanawia się, czego od niej chce. A czego chciał? On też tego nie wiedział.
– Napij się – powiedział, nalewając whisky do jednej ze szklanek. Może po prostu potrzebował rozmowy z kimś, kto nie jest tak do reszty przesiąknięty złem i zepsuciem?
Sam zdrowo pociągnął prosto z butelki z alkoholem, jego najlepszym przyjacielem w tej udręce zwanej życiem.
– Nie, dziękuję – odmówiła, a on odniósł wrażenie, że chce uciec jak najszybciej do swojej komnaty. Czyżby się go bała?
– Pij, Granger – rozkazał. Jej sprzeciw go drażnił. Najchętniej pokazałby jej, jaka jest kara za drażnienie Smoka.
– Nie mam ochoty – odpowiedziała, unosząc głowę i hardo patrząc mu w oczy.
Głupia! Czy ona nie rozumiała, że on zawsze dostaje to, czego chce?
– Pij, do cholery! Już! - warczał. Ona napije się z nim tej whisky, choćby osobiście miał jej ją wlać do gardła.
– Nie... - Przestraszona cofnęła się krok w tył.
Bardzo dobrze, zaraz wpadnie na ścianę, stamtąd nie będzie ucieczki!
– Masz mnie słuchać! - Czy ona nie widziała, że ledwo panuje nad sobą, by się na nią nie rzucić?
– Upiłeś się. Lepiej idź spać – brzmiała, jakby chciała dać mu dobrą radę... Przesadziła! To on tu jest panem, a ona należy do niego! Może z nią zrobić, co zechce! Czego od dawna chce...
– Będę robił, co mi się podoba! I ty też będziesz robiła to, co mnie się podoba!
Wiedział, że nie powinien....
Jednak tym razem rozsądek nie zwyciężył w tej bitwie.
Miał rację. Tak, jak myślał, jej usta były delikatnie i miękkie, niczym... Chyba nie miał dość dobrego porównania. Jej ciało wpasowało się w jego, gdy z całej siły wcisnął ją w zimną ścianę. Była delikatna i słodka, a on zły... okrutny i gorzki jak smak whisky, który teraz przekazywał do jej ust, za pomocą swojego języka.
Stała jak sparaliżowana, nie odepchnęła go, nie wyrywała się, nie krzyczała.
Przytrzymał jej głowę tak by móc pogłębić pocałunek... i wtedy to się stało. Jej ręka powędrowała na jego głowę. Palce wplotły się w jego włosy, a usta zaczęły oddawać pocałunek.
Całował się z Granger. Nie całował Granger, tylko całował się z nią... a ona z nim.

⚡⚡⚡

Potrząsnął gwałtownie głową, chcąc jak najszybciej o tym zapomnieć. Musi zapomnieć! Wyrzucić to z pamięci i... nie, żałować nie mógł, ale przynajmniej mógł udawać, że żałuje. Odkręcił kurek z zimną wodą, by móc ochlapać twarz. Zimne prysznice ostatnio były jedynym, co pozwalało mu ochłonąć. Teraz też tego potrzebował. Widok nieprzytomnej Granger, leżącej wśród płomieni i przyciskającej do piersi zdjęcie jego matki powodował w nim tyle gorących uczuć i emocji, że musiał jakoś ochłonąć. Zimny prysznic. Na głowę i na serce.

⚡⚡⚡

Hermiona cieszyła się, gdy po dwóch dniach Snape wreszcie pozwolił jej wyjść z łóżka. Czuła się już całkiem dobrze, jedynie od jej lewej piersi, aż do samego pępka wciąż widniało paskudne oparzenie, jednak Snape powiedział, że zejdzie jej to, o ile będzie regularnie zmieniała opatrunki... Nieźle najadła się wstydu, gdy robił jej to mistrz eliksirów. Całe szczęście, że Malfoy wychodził zawsze wtedy z pokoju.
Pozwolono jej wyjść do salonu Nietoperza, by móc trochę poczytać. Salon choć dużo skromniejszy niż ten w komnatach Dracona, miał za to dużo więcej regałów z książkami, a ich tytuły budziły w niej prawdziwą euforię. Rozsiadła się na kanapie, czytając jakiś ciekawy traktat o eliksirach. Snape pracował za swoim biurkiem w rogu, a Malfoy siedział w fotelu i również przeglądał jakieś dokumenty. Nagle Snape uniósł głowę i spojrzał przenikliwie na Dracona. Hermiona wiedziała, że coś się stało...
– To Daniel – burknął Severus, a Draco skrzywił się lekko i wstał z fotela. Oznaczało to, że Snape ma na komnaty założone jakieś bariery, dzięki którym wiedział, kto się zbliża.
– Ciekawe, kiedy Orion wrócił – powiedział blondyn, rozprostowując kości i przeciągając się tak, że szybko musiała ukryć się za książką. Skąd, na Godryka, to dziwne gorąco w jej ciele?
Severus podszedł, by otworzyć drzwi, a brązowowłosa wyjrzała wreszcie za opasłego tomu. Na widok mężczyzny, który wszedł do środka, jej szczęka dosłownie opadła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz