piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział trzydziesty trzeci

Rozdział Trzydziesty Trzeci

Harry:
Złoty błysk. Na dole, blisko murawy. To jest to. Zwycięstwo. Nie zawiodę swojej drużyny! Zrobiłem zwrot na mojej Błyskawicy i poleciałem tam, gdzie zauważyłem znicza. Wiedziałem, że ten tleniony pajac zaraz zrobi to samo. Dostał od ojczulka – śmierciożercy nową Błyskawicę Ventus, szybszą od mojej... ale szybkość to nie wszystko. Pokonam Malfoya, bo jestem lepszym zawodnikiem, kapitanem i szukającym...
Tak! Szukający zauważyli znicza i ruszyli w pościg, która przesądzi o wygranej w tym najważniejszym meczu sezonu! – darł się Boot. Oznaczało to jedno... Malfoy leci tuż za mną; ale to teraz nieważne, zwycięstwo było jedynym, co mnie interesowało. Widziałem go – złotego znicza, był jakieś trzydzieści metrów ode mnie. I słyszałem Malfoya, który siedział mi na ogonie. Wygrana była na wyciągnięcie ręki. Jeszcze chwilę, a na Pucharze Quidditcha znów pojawi się nazwa mojego domu.
Hej, Potter! – usłyszałem wrzask tego dupka, Zabiniego. – Lubisz motyle? Tak się złożyło, że widziałem ostatnio całkiem ładnego, w bardzo ciekawym miejscu...!! - Zrozumienie, co ten parszywy Ślizgon do mnie mówi, zajęło mi tylko sekundę. Zatrzymałem miotłę, czując, jak krew buzuje mi w żyłach. Jaka była statystyczna szansa na to, że mówił on o prawdziwym motylu, a nie o znamieniu mojej dziewczyny...? O tym umiejscowionym na jej udzie... a w zasadzie na pośladku.
Zabiję cię, ty pierdolony śmierciożerco!! – przysiągłem sobie. On jej dotknął... Dotknął mojej Ginny. Widział jej znamię... był z nią. Już jest martwy!
250 do 110! – ogłosił Terry Boot. – Brawa proszę państwa! Szukający Ślizgonów, Draco Malfoy, złapał złotego znicza! Slytherin wygrywa mecz i tym samym zdobywa Puchar Quidditcha!
Co?! Kurwa jak to możliwe?! Wygrali... To oni dostaną Puchar... To nie miało prawa się stać! - Słyszałem zawód uczniów mojego domu. Słyszałem pretensje mojej drużyny. Czułem adrenalinę buzującą w moich żyłach tylko po to, by podsycić we mnie chęć mordu... i na tym się skupiłem. Brudny śmieć śmiał dotknąć mojej dziewczyny... Pożałuje! Wylądowałem na murawie tylko po to, by wyrwać pałkę z rąk Jacka Slopera, żałosnego kretyna, który nawet nie umiał odbić tłuczka tak, by ten powstrzymał Malfoya przed złapaniem znicza. Wskoczyłem na miotłę i ruszyłem w tłum tych cieszących się pomiotów śmierciożerców. Powinniśmy ich wszystkich wybić zaraz po wojnie. Szalonooki miał rację. Raz śmierciożerca, zawsze śmierciożerca! Nic straconego...
Stał tam i zbierał laury, które mu się nie należały. Dziewczyny piszczały, faceci poklepywali go po plecach, a jedyne na co zasługiwał, to śmierć. Już wkrótce...
Wylądowałem tuż za jego plecami i uniosłem pałkę. Zaraz pan Zabini dostanie nagrodę za oglądanie motyli w niewłaściwych miejscach... Cel był blisko. Pałka i jego głowa.
Uważaj!! – ktoś krzyknął, ktoś inny mnie odepchnął, niwecząc tym samym mój plan. Ktoś wyrwał mi pałkę z ręki, a jeszcze ktoś inny kopnął mnie w żebra.
Co to miało być, Potter? Miałeś zamiar uderzyć ścigającego Slytherinu? – pieklił się Snape, który znalazł się nade mną nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd. Podniosłem się
i spojrzałem w jego ciemne oczy.
Nie miałem zamiaru go uderzyć, panie profesorze – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Nietoperz wyglądał na bliskiego furii.
Porozmawiamy o tym w zamku! Do mojego gabinetu! – rozkazał. Poszedłem. Wiedziałem, że to jeszcze nie koniec, a Zabini dostanie to, na co zasłużył. Mogę dostać szlaban. Niech myślą, że próbowałem go uderzyć... Gdy tak naprawdę, miałem zamiar go zabić.


Hermiona:
Uspokój się Gin, już wszystko dobrze – powtarzałam niczym mantrę. Prowadząc ją
z powrotem do zamku. Wiedziałam, że jest z nią naprawdę źle. Przegrali mecz i to dlatego, że jej chłopak usłyszał coś od jej... kochanka? Głupio brzmi... Ginny i Blaise są przecież dla siebie kimś więcej. Cholera! Mogłam ją przekonać, by nie czekała z tą rozmową do meczu... No nic, teraz trzeba będzie zająć się Rudą... Tyle dobrze, że Harry nie zdążył uderzyć Diabła. Jakoś doszłyśmy do mojego pokoju. Pomogłam Ginny zdjąć strój do Quidditcha i wejść po prysznic. Wyglądała jak po ataku dementora. Nic nie mówiła, tylko płakała. Chyba wolałabym już, by krzyczała. Gin była temperamentna, nie powinna dusić w sobie tych emocji... Odetchnęłam z ulgą, gdy udało mi się wreszcie położyć ją do łóżka. Moja biedna Wiewiórka... Najlepiej będzie, jak porozmawiam o niej
z Diabłem. Nikt nie wiedział, co tak właściwie Zabini krzyknął do Harry'ego, ale ja mogłam się tego domyślić...
Postanowiłam zejść na obiad, mając nadzieję, że może uda mi się złapać Diabła. Hermiono Granger, ty to masz szczęście... Mogłaś minąć się z każdym pod drzwiami Wielkiej Sali... z każdym! Ale ty musiałaś natrafić akurat na Lucjusza i Narcyzę Malfoy.
Dzień dobry, panno Granger – odezwał się Malfoy senior. W pierwszej chwili poraziło mnie to, jak bardzo Draco był do niego podobny, mam nadzieję, że tylko z wyglądu.
Dzień dobry – odpowiedziałam, siląc się na uprzejmość.
Dzisiaj bez zielonego szalika? – zakpił Lucjusz, a jego żona spojrzała na mnie... jakoś tak inaczej, jakby z zainteresowaniem...?
Jak widać – burknęłam, marząc już tylko o tym, by móc sobie pójść.
W takim razie smacznego obiadu, panno Granger. – Blondyn uśmiechnął się na pozór uprzejmie. Podziękowałam mu i z ulgą złapałam za klamkę od drzwi do Wielkiej Sali.
To była ta Granger, która pomogła Potterowi? Ta sama, którą była z nim w Malfoy Manor? Bardzo się zmieniła... – doszedł mnie głos Narcyzy Malfoy.
Mogę ci określić te dziewczynę w trzech słowach, moja droga... – odpowiedział Lucjusz. Niestety Malfoy'owie właśnie wyszli ze szkoły, nie usłyszałam więc, jakie to określenie padło pod moim adresem, mogę się jednak założyć, że nie było to nic milszego niż brudna, pospolita szlama...
Teraz to do mnie dotarło... To jego rodzice... Nigdy by nie zaakceptowali szlamy
w rodzinie. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Dlaczego w ogóle o tym pomyślałam? Ja i Malfoy... oficjalnie... to śmieszne.
Gdzie ona jest? – zaatakował Harry, ledwo podeszłam do stolika.
Odpoczywa – odpowiedziałam mu lakonicznie. Nie mógł iść teraz do Gin. Na pewno nie jego obecność była jej teraz potrzebna.
Jest u ciebie? Podaj mi hasło! – zażądał. Ledwo powstrzymałam ochotę, by roześmiać mu się w twarz. Co on sobie wyobrażał? Na wszystkich mogła działać jego mesjanistyczna postawa zbawcy magicznego świata... ale nie na mnie. Ja wiedziałam, jaka jest prawda. Wiedziałam jak niewiele brakło, by dopadł go mrok i chęć zawładnięcia Insygniami Śmierci. Kiedyś tłumaczyłam to sobie tym, że Harry jest wrażliwy... Teraz już wiem, że on po prostu był słaby.
Ginny chce być sama, jak będzie miała ochotę cię widzieć, wtedy dam ci znać – odpowiedziałam spokojnie. Harry gniewnie zacisnął szczękę.
Uważaj, po czyjej stronie jesteś, Miona. Straciłaś już Rona... Chcesz zostać zupełnie bez przyjaciół? – warknął i wyszedł z Wielkiej Sali, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
A powiedziałabym mu do słuchu! Co on sobie wyobraża? I po co mi taki przyjaciel jak on... Nie ma szacunku dla nikogo. Zjadłam obiad, zupełnie tracąc resztki humoru. Diabła, jak na złość, nie było w Wielkiej Sali, a wianuszek wielbicielek dookoła Dracona też wcale nie poprawił mi humoru. Kątem oka widziałam, jak Smok kończy swój posiłek i gdzieś wychodzi. Pewnie do salonu Ślizgonów dalej zbierać hołdy i pokłony. No nic, wracam do Gin. Diabła pewnie spotkamy na kolacji.
Wyszłam na korytarz prowadzący do mojego dormitorium, w myślach powtarzając sobie życzenie, by ten dzień zmienił się na lepszy niż był do tej pory... Niestety już w następnej chwili porzuciłam jakiekolwiek myśli, gdyż moje ciało opanował paniczny strach. Drzwi klasy, obok której przechodziłam, otworzyły się, a zaraz potem ktoś wciągnął mnie do środka, zakrywając mi usta dłonią.

Draco:
Jesteśmy z Ciebie tacy dumni, synku! Jesteś cudowny! Tak, stary, jesteś mistrzem! Wszystkie te pochwały mile pieściły moje ego. Jestem Ślizgonem, a my uwielbiamy być najlepsi. A ja dzisiaj byłem. Pokonałem samego Pottera! Co prawda, Diabeł musiał wtrącić swoje trzy kunty, ale to cały on... Wygraliśmy i to się liczy. I mimo, że miło było słuchać tych wszystkich pochwał i komplementów, czegoś mi w tym brakowało...A nie lubiłem tego uczucia. Draco M. miał zawsze to czego chciał. Wystarczyło jednak, bym spojrzał na stół Gryfonów, by rozumieć, że mój problem stanowi odległość. Nie było jej obok. Nie siedziała przy mnie i nie gratulowała mi jak wszyscy. I choć wielu ludzi mówiło mi, że byłem najlepszy... to właśnie od niej chciałbym to usłyszeć najbardziej. Dziś zwyciężyłem. To mój dzień triumfu... A Ślizgoni zawsze dążą do celu i zawsze dostają to czego chcą. Będę miał swoje gratulacje od ciebie, Granger. I to już niedługo... Wstałem i szybko ruszyłem do wyjścia. Ona już prawie kończyła jeść swój obiad, musiałem więc się pośpieszyć. Na piętrze, które prowadziło do jej dormitorium, wszedłem do jednej z pustych klas
i... czekałem.
Usłyszałem jej kroki, potrafiłem je rozpoznać. Od kiedy zrozumiałem, kim ona się dla mnie stała, dużo czasu poświęciłem na jej obserwację. Wiedziałem jaką kawę lubi
i jakie kanapki jada najczęściej. Wiedziałem, że gdy jest zdenerwowana, to przygryza dolną wargę, a gdy się uczy, to odruchowo bawi się swoimi lokami. Potrafiłem rozpoznać jej nastrój i emocje widniejące na jej twarzy, i lubiłem tę świadomość, że każdego dnia poznaję ją lepiej, nawet trzymając się na odległość. Jednak teraz to mi nie wystarczało. Nie potrafiłem już trzymać się z daleka... i nie miałem zamiaru tego robić. Zbliżała się... Wystarczyło wybrać odpowiedni moment, by otworzyć drzwi klasy. Niczego się nie spodziewała, gdy złapałem ją znienacka i zatkałem jej usta dłonią, by nie krzyknęła. Ona była przerażona... A ja rozbawiony jej przerażeniem.
Nie krzycz mała, to może cię puszczę – wyszeptałem wprost do jej ucha. Jej włosy pachniały cytrusowym szamponem... przyjemnie. Hermiona wymamrotała coś w odpowiedzi, ale moja dłoń stłumiła jej słowa. Zaśmiałem się cicho i puściłem ją wreszcie... Wiedziałem, że teraz na moją głowę posypią się prawdziwe gromy.
Zwariowałeś?! – krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści. Była śliczna, kiedy tak się złościła. Rozśmieszyła mnie ta swoją bojową postawą.
A podobno Gryfoni są tacy odważni – zakpiłem z niej.
Za to Ślizgoni to zwykli psychopaci! Udowodniłeś to właśnie przed chwilą – odgryzła się, patrząc na mnie ze złością w brązowych oczach.
Już nie udawaj takiej wściekłej – powiedziałem cicho, zbliżając się do niej. Nie miałem zamiaru tracić czasu po to, by się z nią kłócić. Gdy znalazła się w moich ramionach, miałem wrażenie, że cała jej złość na mnie uleciała gdzieś bezpowrotnie. Ja lubiłem tę świadomość, że znów mam ją blisko... i ona też wyglądała na zadowoloną. Zarzuciła mi ręce na szyję i nasze spojrzenia się spotkały...
Nie pogratulujesz mi? – upomniałem się.
Czego? Zwycięstwa dzięki oszustwu? Długo to z Diabłem planowaliście? – zaśmiała się uroczo.
Nie to nie. Sam sobie wezmę nagrodę – zdecydowałem, po czym pocałowałem ją... znowu. Całowanie tej dziewczyny zawsze było dla mnie czymś niezwykłym... innym od wszystkiego. Każdy pocałunek odkrywał przede mną jakieś nieznane mi odczucia. Żadna nie całowała tak jak ona i ja żadnej tak nie całowałem. I mimo, że to było zakazane... to i tak nie miałem zamiaru przestać.


Blaise:
Posłuchaj Dafne... Wiedziałaś, o co chodzi. Nie rób mi tu teraz scen jak rozwścieczony hipogryf albo Filch na widok błota. Wiedziałaś, że to nic na dłużej... Możemy przecież zostać... no... znajomymi z jednego domu. Co ty na to? – starałem się wytłumaczyć tej niezbyt rozumnej blondynce mój punkt widzenia. Czy ona myślała, że powiodę ją do ołtarza w rytm jakiejś ckliwej melodyjki? Blaise Zabini we fraku i muszce? Świat nie jest na to gotowy... i ja też długo jeszcze nie będę. Wyciągnąłem ją na ten spacer po błoniach
w porze obiadu. tak, by jak najmniej osób widziało to jej upokorzenie... a ona...O nie... rozkleja się... Yah! Nie znoszę płaczliwych laleczek.
Ale Żabciu... – zaczęła mnie obrażać. Czy ja przypominał jakiegoś gada? Za kogo ona się ma? Urojona miss ślizgońskiej piękności!
Daj spokój, Daf, to nie miało sensu, nie pasujemy do siebie... – Banały, którymi zwykle Smok karmił swoje porzucane adoratorki, ale może warto spróbować? Lepiej nie mieć
w tej paniusi wroga, bo potrafiła naprawdę być wredna. Nie mogę przecież powiedzieć jej, że miała być tylko chwilą rozrywki i pstryczkiem w piegowaty nos pewnej rudej Gryfonki.
Blaise, ale dlaczego... – łkała rozpaczliwie. Za dużo wilgoci jak na moją delikatną cerę. Spadam stąd.
Musisz zrozumieć. Podjąłem taką decyzję i nic jej nie zmieni. Powodzenia GreenBee. -
Z prawdziwą przyjemnością zostawiłem ją samą nad jeziorem. Obiad! To jest to, co Diabełki lubią najbardziej... zaraz po whisky, Quidditchu i... Chciałem dokończyć myśl, ale tuż przede mną pojawiły się pewien bardzo nielubiany i szczerze mówiąc równie brzydki Gryfon. Chyba stał za drzewami i czekał, aż skończę rozmowę z moją teraz już byłą dziewczyną. Oczywiście Wybraniec przybył z asystą, sam na sam miałby pewnie mniej hardą minę.
Expelliarmus – krzyknął bliznowaty kretyn, a różdżka posłusznie wyleciała z mojej kieszeni. Świetnie.
Dobre zagranie, Potter, szkoda, że dziś na boisku nie poszło ci tak sprawnie. – Sytuacja nie była dla mnie różowa, ale w końcu jestem Ślizgonem, nie dam się tak łatwo.
McLaggen – warknął okularnik, a ten tępy osiłek, który tak wkurza Smoka, podał mu drewnianą pałkę.
Cóż za kreatywność, Potter. Nie udało ci się mnie pobić przy całej szkole, to teraz zrobisz to sam na sam? A... sorry, nie wystarczyłoby ci odwagi, by pojawić się samemu. Musiałeś przyprowadzić z sobą koleżanki.
To będzie sam na sam, śmieciu. Tylko ja, ty i moja pałka – chwalił się jak jakieś dziecko po dostaniu pierwszej, dobrej oceny w szkole.
A cóż to, bliznowaty, zabrakło ci jaj, to musiałeś pożyczyć pałkę od kumpla? – Jak ginąć, to z honorem, nie przestraszy mnie ten popieprzony złoty chłopczyk. Zbliżał się do mnie, jednocześnie uderzając pałką w dłoń. Słabo mu wychodziło udawanie groźnego.
Ta lekcja oduczy cię patrzenia tam, gdzie nie powinieneś... – Potter zrobił krok w moją stronę i zamachnął się pałką. Cel miał słaby, a ja jestem szybki, więc zdążyłem zrobić unik i roześmiać mu się w twarz.
Masz na myśli motyla, Potter? Widziałem go na łące... – Kolejny atak i kolejny unik.
Ona jest moja, ty brudny morderco! – warknął i znów próbował mnie uderzyć.
Szkoda, że nie nauczyła cię lepiej tańczyć. Nie bawi mnie takie podrygiwanie... – Widząc, że ten głupek znów we mnie celuje, szybko pochyliłem się, a zaraz potem podciąłem mu jego nogi. Bliznowaty wyłożył się jak długi tuż u moich stóp. Niestety, była jeszcze jego świta przyboczna składająca się z tego głąba McLaggena i przydupasa Denisa Creevey. Mały goblin nie był zagrożeniem... ale duży, tępy pupilek Ślimaka już niestety tak. No i mieli różdżki... Byli debilami, ale zaklęcie wiążące potrafili rzucić... Niewidzialne liny oplotły moje ręce i nogi. Posprzątane. Chłopiec–Który–Przeżył–Po–To– By–Mnie–Wkurwiać teraz pewnie poprzestawia co nieco na mojej do tej chwili przystojnej facjacie... Szkoda.
Podnieście go! – nakazał swoim bezmózgim sługusom, samemu wstając z ziemi.
Brawo, Potter, bardzo gryfońska postawa. Tylko ty, ja i twoja banda wiernych skrzatów domowych.
Skąd wiesz o jej znamieniu? – warknął i nie czekając na odpowiedź, przyłożył mi pałką
w brzuch. Oddech straciłem tylko na chwilę. Mógł mnie bić, torturować, zabić... ale nie powiem mu o nas. O mnie i o Ginny.
Jakim znamieniu? Wspomniałem coś o motylkach, jakbyś zapomniał... – Kolejny cios, tym razem w żebra... Odgłos chrupnięcia był chyba gorszy od bólu.
Pytam po raz ostatni! Skąd wiesz, że Ginny ma takie znamię?! – uderzenie w żołądek.
Powiedziała mi, jak graliśmy w prawdę czy wyzwanie – wyszeptałem. Bolało. Tak cholernie bolało. Ale nie dam mu tej satysfakcji. Nie poproszę, by przestał. Uniosłem głowę, by spojrzeć mu w oczy.
Wiesz, na początku miałem ochotę cię zabić. Teraz jednak chcę, byś żył. Żył i widział, jak ona odchodzi ze mną – powiedział, zanim padł ostatni cios. Prosto w moją głowę. Później była już tylko ciemność...


Hermiona:
Gin, kochanie musisz jeść! – prosiłam ją chyba po raz tysięczny, by zeszła ze mną na kolację.
Nie chcę. Nie zejdę na dół – odpowiedziała, wtulając twarz w oparcie fotela przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. Powoli zaczynałam tracić do niej cierpliwość. Była nieznośnie uparta w swoim postanowieniu, by nie schodzić na kolację. Trudno... Jak dorwę dziś Zabiniego, to nagadam mu za trzech! To przez jego wygłupy Ginny teraz zachowuje się jak ponure zombi. Niech teraz coś zrobi, skoro tak narozrabiał... Draco wspomniał coś, że Blaise ma chyba zamiar zerwać z Greengrass, nie chciałam jednak
o tym mówić Gin, gdyż nie miałam pewności. Przyślę Diabła do niej, najlepiej będzie, jak pogadają. Schodząc na kolację, zastanawiałam się co, zrobić z zaproszeniem na dzisiejszą imprezę. Draco wyglądał, jakby naprawdę zależało mu na tym, bym tam była... Pominę już fakt, że wypuścił mnie z pustej klasy, dopiero gdy trzy razy zapewniłam go, że był dziś najlepszym graczem na boisku. Narcyz... ale za to jaki słodki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i w tej chwili nawet nie przeszkadzało mi to, że zachowuję się jak jakaś zakochana idiotka. Przed drzwiami Wielkiej Sali spotkałam wyraźnie zmartwioną Pansy.
Hej, stało się coś? – spytałam ją.
Diabeł zniknął... Od obiadu nikt go nie widział – odpowiedziała. Zmartwiło mnie to... Wielu Gryfonów pomstowało dziś na Zabiniego, obwiniając go o stratę pucharu... a co jeśli, ktoś mu coś zrobił? Z Wielkiej Sali wyszedł Draco. Od razu widać było, że też jest bardzo przejęty.
Nikt go nie widział, od kiedy rozstał się z Dafne nad jeziorem – poinformował nas obie.
Szukaliście na błoniach? – zapytałam.
Tak, kilka osób już tam poszło... – odpowiedziała Pansy.
Ja idę do wioski. Może zasiedział się w Trzech Miotłach – zdecydował Draco.
Idę z tobą – zaproponowałam od razu. Też bardzo martwiłam się o Diabła, a poza tym, nie chciałam puszczać go samego... Jeśli coś się stało, chciałam być przy nim. Przywołaliśmy swoje kurtki i wyszliśmy razem na błonia. Powoli zapadał już zmierzch
i niebo miało granatowy kolor. Draco prawie od razu złapał moją dłoń. Czułam się przez to, jakbyśmy naprawdę byli razem... jako para. Gdyby ktoś, kilka miesięcy wcześniej, powiedział mi, że właśnie tego będę chciała, popukałabym się w czoło...
Jeśli coś mu się stało... – zaczął Smok.
Nie mów tak, na pewno nic mu nie jest. – Nie wiem, czy próbowałam przekonać jego, czy samą siebie.
Draco, tutaj! – krzyknął ktoś z oddali. Nie czekając na nic więcej, biegiem ruszyliśmy przed siebie. Na skraju Zakazanego Lasu pomiędzy drzewami stało kilku Ślizgonów
z piątego roku. Ich różdżki oświetlały leżącą na ziemi postać.
Blaise. – Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Jego ciało porzucone niczym szmaciana lalka i krew, wszędzie krew.


Draco:
Obiecałem mu kiedyś, że nigdy nie potraktuję go jak rzeczy, używając na nim lewitacji bądź Transmutacji, ale teraz nie miałem innego wyboru. Bałem się, że mój przyjaciel umiera. Hermiona zapewniła mnie, że nie jest tak źle, bo rzuciła zaklęcie badające, ale i tak byłem przerażony... Strach był czymś normalnym, gdy służyło się
w szeregach Czarnego Pana, ale wtedy bałem się o życie swoje i swojej rodziny. Teraz bałem się, że przez moją głupotę umrze jeden z najbliższych mi ludzi. Przecież wiedziałem, że cały Gryffindor jest na niego wściekły za akcję z Potterem... Nie powinienem był mu pozwolić łazić samemu...
Droga do Skrzydła Szpitalnego jeszcze nigdy mi się tak nie dłużyła. Myślałem, że nigdy już nie dotrzemy do drzwi, za którymi będzie czekała pomoc. Pani Pomfrey, zaalarmowana przez innych Ślizgonów, czekała już na swojego pacjenta. Nie wiedziałem, co mu jest. Miał widoczną ranę na głowie i kilka innych obrażeń. Wyglądało to na pobicie... Gdy tylko dowiem się, kto to zrobił... Przysięgam, że nie spocznę dopóki ktoś nie odpokutuje za to krwią! Patrzyłem, jak pielęgniarka zajmuje się Diabłem i żałowałem, że nie mogę zrobić nic więcej poza staniem i gapieniem się na nieprzytomnego przyjaciela. Nienawidziłem bezczynności! Pomfrey kazała wszystkim wyjść, pozwoliła zostać tylko: mnie, Pansy i Hermionie. Nagle poczułem drobną dłoń, która złapała moją własną.
Wszystko będzie dobrze, Blaise wyzdrowieje, zobaczysz... – jej dotyk i szept dodały mi otuchy. Wiedziałem już, jak się czuła, gdy to Wiewiórka była w takim stanie. Role się odwróciły. Wtedy to ona chciała mojego wsparcia... teraz ja jej.
Pan Zabini potrzebuje teraz odpoczynku i spokoju. Nic mu nie będzie. Zadbam o to. Proszę już iść – nakazała Pomfrey. Pansy od razu powiedziała, że idzie przekazać dobre wieści do salonu.
Chcę zostać... – zacząłem. Jak dla mnie, Diabeł dalej wyglądał bardzo źle. Chciałem przy nim posiedzieć.
Nie ma takiej potrzeby, nie obudzi się jutro do południa. Dostał sporą dawkę eliksirów. Proszę wrócić rano – poleciła pielęgniarka.
Draco, chodź, przyjdziemy tu jutro... – pozwoliłem jej wyprowadzić się ze skrzydła szpitalnego.
Pewnie nie masz ochoty na imprezę – zapytała mnie, gdy schodziliśmy po schodach.
Nie mam – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Rozumiem. Powinieneś odpocząć. Zobaczymy się jutro... – poczułem, że chce puścić moją dłoń, więc nie pozwoliłem jej na to.
Nie chce siedzieć sam... W końcu to dzień sukcesu... - Chciałem ją zabrać do mojego pokoju, posiedzieć z nią, porozmawiać o głupotach... nie chciałem jednak, by zrozumiała to zaproszenie w niewłaściwy sposób.
Ale mówisz, że nie idziesz na imprezę...
A kto powiedział, że impreza musi być akurat w salonie? – zapytałem, po czym, nie czekając na odpowiedź, pociągnąłem ją w stronę lochów.

Hermiona:
W salonie na dole trwała ostra impreza. Ślizgoni najpewniej, gdy dowiedzieli się, że Diabeł przeżyje, postanowili uczcić zarówno ten fakt, jak i zwycięstwo drużyny. My przemknęliśmy niezauważeni do pokoju chłopaków. Lubiłam to dormitorium. Panowała tu naprawdę fajna atmosfera.
Napijesz się czegoś? – spytał z uśmiechem Smok. Zastanowiłam się chwilę, czy jego plan obejmował upicie i uwiedzenie mnie...
Poproszę wino – odpowiedziałam. Draco szybko nalał mi rzeczonego trunku, a sam sięgnął po nieśmiertelną whisky.
Za sukces twojej drużyny – wzniosłam ten toast, by trochę poprawić mu humor i chyba mi się udało, bo uśmiechnął się delikatnie pod nosem, stukając szklanką o mój kieliszek.
Domyślasz się, kto mu to zrobił...?– spytałam ostrożnie. Draco spiął się lekko i skinął głową na potwierdzenie.
Nie pytaj o to, co temu komuś zrobię... – ostrzegł mnie. Wiedziałam, że Draco nie dopuści. Ktoś skrzywdził bliską mu osobę... Na pewno nie zostawi tego bez odpowiedzi. Nagle ktoś głośno zapukał do drzwi dormitorium. Draco skrzywił się lekko, ale nie ruszył się nawet by otworzyć.
Smoku! Jesteś tam? Skarbie! – Astoria Greengrass... Merlinie, jak ja nienawidzę jej głosu...
A ta idiotka tu czego? – warknął blondyn, idąc w stronę drzwi.
Lepiej jak mnie tu nie zobaczy... – zaczęłam mówić. Nie chciałam, by plotki na temat mnie i Smoka jeszcze bardziej się rozniosły. A co jeśli, przypadkiem, dotarłyby do uszu Malfoya Seniora?
Daj spokój, nie jej sprawa – burknął Draco, ale ja mimo to wyjęłam swoją różdżkę i
rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona.

Astoria:
Co ten głupi Zabini sobie wyobrażał? Porzucić moją siostrę ot tak sobie... My jesteśmy Greengrass! Nas się nie zostawia tak po prostu! Blaise nie miał żadnego powodu, by zerwać z Dafne. Przecież był dla niego idealną dziewczyną, robiła wszystko, co chciał! To dzięki niej zrozumiałam, dlaczego Draco mnie zostawił. Ja nie dałam mu wszystkiego. Nie pokazałam mu, jak wiele mogę zaoferować. Jednak nic straconego. Dziś dam mu to, czego potrzebuje. Po tej nocy będzie chciał już tylko mnie...
Nie wiesz, gdzie jest Smok? – spytałam tej głupiej Pansy. Wkurzała mnie jej fascynacja Gryfonami. Już od dawna nie była autorytetem dla żadnej Ślizgonki.
Nie wiem, ostatnio widziałam go w Skrzydle Szpitalnym – odpowiedziała mi z kpiącym uśmiechem. Bezczelna mopsica jedna! Nie wiem, jak Draco mógł kiedyś z nią być!
Wrócił już? – zapytałam, ignorując ten jej wredny uśmieszek.
Nie wiem, sprawdź, jak chcesz – burknęła nieuprzejmie. Zero klasy i szacunku dla lepszych.
Skoczyłam szybko do swojego pokoju, by przebrać się w wybrany, przeze mnie i moje psiapsiółki kompletny strój. Skórzana, czerwona mini, czarny gorset i skąpe stringi, stanik byłby tylko zbędnym akcesorium... Do tego wysokie szpilki. Spryskałam się najlepszymi perfumami i musnęłam usta czerwoną szminką. Byłam gotowa na noc mojego życia. Draco Mafoy'u zaraz będziesz mój!

***

A co ty tu robisz? – zdziwił się Draco. Stała przed nim, uśmiechając się zalotnie, ubrana jak na nocną zmianę w klubie ze striptizem.
Jesteś sam? – zapytała Astoria, próbując zajrzeć do pokoju.
Nie. Idź stąd! – burknął nieuprzejmie, ale zanim zdążył zatrzasnąć drzwi, dziewczyna zanurkowała pod jego ramieniem i wlazła nieproszona do dormitorium.
Hej! Kto pozwolił ci wejść? Wynocha! – zdenerwował się Draco. Greengrass rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła zadowolona. Nikogo nie było... Mogła pomyśleć, że jest sam.
Nie chcę, żebyś był samotny, kochanie. Dotrzymam ci towarzystwa – zamruczała dziewczyna, podchodząc do niego i próbując zarzucić mu ręce na szyję.
Nikt cię o to nie prosił. I wcale nie jestem samotny. Możesz już wreszcie wyjść?!
Wiem, że tego nie chcesz... wiem, że mnie pragniesz – mówiła, chyba sama do siebie, a Draco zaczynał coraz poważniej rozważać wyrzucenie jej siłą z swojego pokoju.
Niczego od ciebie nie chcę. Jazda stąd!
Dam ci wszystko – oświadczyła pewnie i, zanim zdążył ponownie ją wyprosić, wyjęła różdżkę i machnęła nią szybko. W następnej chwili jego arystokratyczne cztery litery gruchnęły o podłogę, sparaliżowane, podobnie jak reszta ciała.
Co ty kurwa wyprawiasz?! – chciał wrzasnąć, ale nie mógł otworzyć ust. Astoria, w tym czasie, przestawiła jedno z krzeseł na środek pokoju. Następnym zaklęciem posadziła na nim blondyna i przywiązała go do oparcia niewidzialnymi linami. Uśmiechnęła się przebiegle i przywróciła mu czucie w całym ciele. Nie chciała przecież być jedyną, która będzie miała satysfakcję z tej nocy... – Pojebało cię, idiotko?! Rozwiąż mnie! Co ty wyprawiasz?! – darł się, jednocześnie próbując wyrwać się z niewidzialnych więzów. Astoria podeszła bliżej, a głupiutki uśmiech nie schodził z jej czerwonych warg.
Mogłeś powiedzieć, że tego chcesz. Mogłeś dać mi znać. Przecież wiesz, że oddałabym ci się, kiedy byś zechciał. Nie domyśliłam się tego wtedy... ale teraz – dziewczyna usiadła mu na kolanach i musnęła ustami jego szyję. Draco odchylił głowę, patrząc w miejsce, gdzie, jak przypuszczał, siedzi niewidzialna Hermiona. – Może byś to wreszcie przerwała, co? – warknął rozzłoszczony. Wiedział, że Gryfonka pewnie ma z niego niezły ubaw.
Hermiona musiała trzymać dłoń na ustach, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem, patrząc na bezradność Malfoya. Śmieszyła ją też pomysłowość Astorii. Gwałt na przywiązanym do krzesła byłym chłopaku... O czymś takim jeszcze nie słyszała. Gdy Greengrass usiadła na kolanach Smoka i zaczęła go całować, Hermiona poczuła pewien dyskomfort, potocznie nazywany zazdrością. Podobało je się jednak przerażenie blondyna... Niech się jeszcze chwilę pomęczy.
Będzie cudownie, mój ukochany – mruczała Astoria, rozpinając jego koszulę i wkładając pod nią ręce.
Przestań! Zostaw mnie w spokoju! Nie chcę cię, Greengrass, nie chcę i nigdy nie chciałem! Zostaw mnie wreszcie! – prosił Draco, bliski paniki. A co jeśli Hermiona wyszła niepostrzeżenie? Co jeśli naprawdę jest z nią sam, a ona zrobi to, co ma zamiar zrobić? Będzie miał traumę do końca życia... Nie miał ochoty, by Greengrass go dotykała. Tym bardziej nie chciał, by robiła to na oczach Hermiony. Czuł wstręt do całej tej sytuacji
i marzył już tylko o tym, by ten koszmar się skończył.
To będzie pamiętna noc – szeptała Ślizgona, nieczuła na prośby Smoka. Wstała z jego kolan i ponownie sięgnęła po różdżkę, najpewniej po to, by przenieść go na łóżko, ale wtedy nagły błysk zaklęcia oszałamiającego powalił ją na ziemię. Draco odetchnął
z prawdziwą ulgą, dziękując wszystkim świętym o jakich kiedykolwiek słyszał, za ten ratunek.
Wszystko w porządku? Usłyszałam jakieś wrzaski... – Pansy wciąż stała w progu
z uniesioną różdżką
Jak dobrze, że jesteś już myślałem, że ona mnie... – Jego wypowiedź przerwał czyjś histeryczny śmiech. Hermiona machnęła różdżką, zdejmując z siebie zaklęcie.
Szkoda, że nie widziałeś swojej miny – śmiała się prawie do łez.
Granger! Jak zejdę z tego krzesła, słowo daję, że cię zabiję! Czemu jej na to wszystko pozwoliłaś?! – wydarł się na Gryfonkę.
O kurde, ale musiałaś mieć widowisko, żałuję, że mnie tu nie było! – roześmiała się Pansy.
Spoko, wszystko ci opowiem! O! Albo pokażę wspomnienia w myślodsiewni – zapewniła ją Herm.
Ani mi się waż! I to wcale nie jest śmieszne! Rozwiążcie mnie wreszcie! – pieklił się Draco.
To ja zabieram panienkę Astorię. Nocka w schowku na miotły na pewno będzie dla niej równie owocna, jak ta z tobą – pokazała blondynowi język Pansy, po czym, za pomocą różdżki, uniosła bezwładne ciało Greengrass.
Hermionko, zajmiesz się naszym małym Smoczkiem? Biedaczek chyba jest przestraszony, jak zagubione w ciemnym lesie dziecko – kpiła dalej z przyjaciela Parkinson.
Odwiążcie mnie! Już ja wam pokażę przerażenie! – Draco szarpał się z całych sił, ale zaklęcie Astorii wciąż działało.
Oczywiście, że się nim zajmę. Możesz być spokojna – poinformowała Miona Ślizgonkę. Pansy uśmiechnęła się perfidnie, po czym wyszła z pokoju razem z balastem w postaci Astorii. Gdy zamknęły się drzwi dormitorium, Hermiona wreszcie wstała z swojego miejsca. Powoli zaczęła się zbliżać do Malfoya, który, widząc jej błyszczące, namiętne spojrzenie, na chwilę zapomniał o tym, by próbować się uwolnić. Gdy Gryfonka stanęła tuż nad nim, Draco poczuł jak zasycha mu w gardle. Nie wiedział jeszcze, co ona planuje, ale był pewien, że wstrząśnie to nim o wiele bardziej niż pomysł Astorii.
Rozwiąż mnie – szepnął zachrypniętym głosem. Chciał się uwolnić, by jak najszybciej móc jej dotknąć. Denerwowało go to, że ona jest tak blisko, a on nie może nic z tym zrobić.
Jeszcze nie pora na to... – pochyliła się i zamruczała zmysłowym głosem, wprost do jego ucha. Podobało jej się to, że teraz to ona ma nad nim pełną władzę. Lubiła dominować, a ta sytuacja stwarzała jej idealną do tego możliwość. Delikatnie przesunęła palcami po odsłoniętej klacie Ślizgona. Draco musiał mocno zacisnął zęby, by stłumić jęk, jaki chciał się wyrwać z jego gardła. Ona chyba miała zamiar go torturować... i w tym momencie powiedziałby jej wszystko co wie, byleby go uwolniła i pozwoliła się dotknąć.
Miała na sobie ciemne jeansy i ciemnoczerwoną bluzkę zapinaną z przodu. Zwykły strój,
w jakim często chodziła po zajęciach, nic specjalnego... Jednak działało to na niego
o wiele bardziej, niż dziwkarski ubiór Astorii. Uczucie to spotęgowało się jeszcze, gdy Hermiona niewinnym ruchem rozpięła pierwszy guzik w swej bluzce. Draco musiał przyznać, że to nawet dobrze, że jest przywiązany, bo za sam ten gest rzuciłby się na nią jak nienormalny.
Rozwiąż mnie – poprosił po raz kolejny, mając wrażenie, że coś spali go od środka, jeśli ona nadal nie pozwoli mu się dotknąć.
Jeszcze nie – odpowiedziała, rozpinając kolejny guzik tak, że jego oczom ukazał się fragment czarnego, koronkowego stanika. Tym razem był pewien, że ukruszył sobie ząb, zaciskając szczęki, by nie jęknąć, a następnie nie warknąć z frustracji.
Nie każ mi się prosić... – szepnął, gdy dziewczyna pochyliła się nad nim.
Poproś – powiedziała, po czym delikatnie chwyciła zębami płatek jego ucha. Tego jęku Draco już nie powstrzymał. Jego oddech wyraźnie przyśpieszył. Jeszcze chwila i zwariuje od tych jej słodkich tortur.
Hermiona... – jęknął, gdy usta dziewczyny przeniosły się na jego szyję.
Uhm? – Oderwała się od niego tylko po to, by rozpiąć swoją bluzkę do końca. Sam widok jej piersi w czarnej koronce był dla niego jak spełnione marzenie.
Rozwiąż mnie... proszę... – wychrypiał, starając się trochę uspokoić swój oddech. Gryfonka pochyliła się i przylgnęła swoimi piersiami do jego nagiej klaty, po czym namiętnie wpiła się w jego usta. Draco myślał, że zaraz wyrwie sobie ręce ze stawów, tak bardzo miał ochotę objąć ją swymi ramionami. Całowali się namiętnie i z pasją. Ich ciała były blisko i oboje bardzo chcieli tego, co za chwilę miało nastąpić... Jednak nie byłoby ciekawie, gdyby i tym razem ktoś nie postanowił im przeszkodzić... Głośne pukanie do drzwi oderwało ich od siebie. Hermiona zeskoczyła z jego kolan, w ekspresowym tempie zapinając bluzkę. Okazała też wreszcie łaskę i zdjęła zaklęcie z arystokraty.
Kurwa! Zawsze w najlepszym momencie – warknął Draco, idąc do drzwi, gotów przekląć tego, kto za nimi stoi. Okazało się jednak, że klątwa nie będzie potrzebna, bowiem ich gość i tak wyglądał, jakby go właśnie przeklęto.
Tu jesteś! – jęknęła Ginny, a po jej twarzy płynęły łzy. Brązowowłosa podeszła szybko do zapłakanej przyjaciółki.
Wszędzie cię szukałam – rozszlochała się Ruda, wtulając się w ramię Miony.
Ginny, co się stało? – zapytała.
Nott... on powiedział... Blaise... szpital... – łkała Ruda. Draco podszedł do ukrytego barku i wyjął szklankę, którą od razu hojnie napełnił whisky. Podszedł i wcisnął ją Ginny,
a Hermiona od razu pomogła jej się napić. Po chwili alkohol trochę uspokoił Wiewiórkę.
To prawda, że go pobito? – spytała Gin, patrząc na Smoka. Blondyn w odpowiedzi kiwnął tylko głową.
To moja wina – zapłakała Ginny. Hermiona ledwo dowlekła ją do krzesła, na którym jeszcze przed chwilą siedział Malfoy.
To nie twoja wina Ginny, nie zarzucaj tego sobie – poprosiła Hermiona.
Chcę pójść do niego – wyszeptała słabo Ruda.
Teraz nie możesz, jest już późno, a on i tak jest nieprzytomny. Musisz odpocząć – tłumaczyła Miona.
Ona ma rację, Weasley. Nie martw się, nie znasz powiedzenia, że "złego diabli nie biorą?". Przecież Zabini to prawdziwy diabeł, nic mu nie będzie – usiłował pocieszyć ją Draco.
Pójdziemy tam rano? – spytała Ruda z nadzieją.
Jasne, że tak, zaraz po śniadaniu – zapewniła ją Hermiona, pomagając jej wstać.
Odprowadzę was – zaproponował Draco, wreszcie dopinając swoją koszulę.
Nie trzeba, damy sobie radę, też miałeś ciężki dzień – odpowiedziała Herm, uśmiechając się do niego lekko.
Szkoda, że zakończenie nie było takie, jak oczekiwałem... – szepnął tak, by tylko ona mogła go usłyszeć.
Może innym razem – uśmiechnęła się do niego zalotnie.
Mam nadzieję... – dopowiedział, gdy za Gryfonkami zamknęły się drzwi jego pokoju.

***

Hermiona i Ginny w drodze do dormitorium praktycznie z sobą nie rozmawiały. Każda z nich pochłonięta była własnymi myślami. Obie jednak niemiło zaskoczył widok nieproszonego gościa czekającego pod portretem prowadzącym do dormitorium Herm.
Czego chcesz? – syknęła Ginny na widok swojego chłopaka.
Gdzieś ty była? – zdenerwował się Wybraniec.
Nie twoja sprawa! Z nami koniec! – krzyknęła Ginny. Hermiona zmartwiła się trochę, ponieważ w szkole panowała już cisza nocna i nie chciała, by krzyk przyjaciółki zwabił jakiegoś nauczyciela.
My nie mamy końca, Ginny, a już na pewno nie nastąpi on przez jakiegoś obrzydliwego śmierciożercę! Jesteś moja! Zawsze będziesz!
Obrzydliwego? Sam jesteś obrzydliwy! Ta wojna zniszczyła w tobie całe człowieczeństwo, Potter! – wygarnęła mu Ruda.
Uspokój się Gin i chodź – odezwała się Hermiona, jednocześnie podając hasło La Voisin.
Ona nigdzie nie idzie! Najpierw pogadamy! – pieklił się Harry.
Pogadaj sobie z swoim odbiciem w lustrze, to jedyne, do czego masz jeszcze szacunek, choć zupełnie nie wiem dlaczego! – wyrzuciła mu Gin, wchodząc do pokoju. Hermiona ostatni raz spojrzała na wyraźnie wściekłego Wybrańca, po czym sama również weszła do dormitorium.

***

Dlaczego on się nie budzi? – pytała Ginny łamiącym głosem, patrząc na pogrążonego we śnie Diabła. Cały dzień spędzili na czuwaniu przy łóżku Ślizgona, ale on niestety nie otworzył jeszcze oczu.
Leni się jak zwykle – próbował zażartować Draco, ale Hermiona wiedziała, jak mu źle ze świadomością, że stan jego przyjaciela się nie poprawia.
Obudzi się. Ma skórę twardą jak hipogryf – zapewniła ich Pansy, ale i ona miała dość ponurą minę.
Wstanie i od razu będzie chciał wyjść ze szpitala, on tak zawsze – dodał Theodor Nott. On i reszta drużyny też czuwali na zmianę przy boku Zabiniego. Przyszła też Dafne Greengrass, ale Pansy i Draco łagodnie ją wyprosili, widząc chęć mordu w oczach Ginny. Nagle Diabeł poruszył się i jęknął cicho. Wszyscy zerwali się z swoich miejsc i pochylili się nad nim, a Ginny złapała jego dłoń. Blaise delikatnie rozchylił oczy i spojrzał na nich, po czym je zamknął.
Diabełku, jak się czujesz? – wyszeptała czule Wiewiórka.
Jakby mi garborożce stratowały mózg... – jęknął. Kilka osób parsknęło śmiechem. Diabeł znów otworzył oczy i rozejrzał się po sali.
A tak w ogóle to coście za jedni? - Nastąpiła ogólna konsternacja. Patrzyli jeden na drugiego, przerażeni, że Blaise ich nie poznaje. – Aaaa! Już wiem! Wy jesteście Beznadziejnymi Truchłami, tym nowym zespołem magicrockowym, co nie? – roześmiał się Diabeł. Wszyscy po chwili zrozumieli, że Zabini tylko się z nich nabijał i też wybuchnęli śmiechem.
Jesteś okropny! – skarciła go Ginny ze łzami w oczach.
A ty co tu robisz, Wiewiórko? Nie boisz się, że bliznowaty ćwok się dowie, że tu jesteś? – wyszeptał, patrząc jej w oczy.
Miałeś rację, mówiąc mi, że on to margines... Ty zwykle masz rację... – wyznała mu z czułością.
Obym miał też rację, mówiąc, że kiedyś będziesz tylko moja...
Miałeś. Jestem... – Ginny pochyliła się i pocałowała go w usta. Draco i Hermiona spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się promiennie. Teraz już wszystko powinno być dobrze...

***

Od pobicia Zabiniego minął tydzień. Ginny nie odstępowała Diabła na krok, dbając o to, by jak najszybciej wrócił do świetnej formy. Mimo oczywistego przypuszczenia, że to Harry pobił Ślizgona, Diabeł twierdził, że niczego nie pamięta, gdyż ktoś rzucił na niego obliviate. Zarówno Draco jak i Hermiona nie wierzyli w tę wersję wydarzeń, nie chcieli jednak naciskać na Diabła, który był wyraźnie szczęśliwy z powodu tego, że Ginny rzuciła Pottera. Hermiona również była zadowolona z faktu, że jej przyjaciółka jest szczęśliwa,
a wszystko zdaje układać się po jej myśli. Ron nadal zadawał się z Sylvią Nott i nawet zaczął się ciepło uśmiechać do Hermiony, gdy mijali się na korytarzu lub w Pokoju Wspólnym, Lavender wciąż pozostawała dziewczyną Deana i jedynie okazjonalnie krzywiła się z niesmakiem, gdy widziała, jak Draco i Hermiona rozmawiają. Pansy została dziewczyną Seamusa, a Harry o dziwo trzymał się od Ginny i Diabła z daleka. Ron powiedział im, że Wybraniec znika gdzieś na długie godziny, ale mało kogo to interesowało. Najważniejsze, że wszystko powoli wracało do normy. Hermiona musiała jednak przyznać, że jej życie normalne nie było. Bo jak uznać za normalne to, że spędzała większość swojego czasu, ucząc się do OWuTeMów w towarzystwie dwóch Ślizgonów? Jak powiedzieć, że normalne jest to, że kilka razy została ukradkowo wciągnięta do pustej klasy, a później namiętnie wycałowana przez bardzo przystojnego blondyna? Sama nie wiedziała, co dokładnie dzieje się w jej życiu, ale nie miała zamiaru narzekać... dla niej było dobrze i nie chciała niczego zmieniać.

***

Tego popołudnia Hermiona czytała właśnie jedną z książek, które przygotowała sobie jako lekturę dodatkową do nauki Transmutacji. Dobry wynik z tego przedmiotu był dla niej równie ważny, jak z wszystkich innych... Chciała być najlepsza i udowodnić, że nie znalazła się w świecie magii przez pomyłkę. Spojrzał w dół na jasnowłosą głowę spoczywającą na jej kolanach. To właśnie jemu zawsze chciała pokazać, że jej krew nie jest gorsza od jego... Czy jej się to udało? Draco leżał wygodnie rozwalony na kanapie
w jej pokoju. Głowę trzymał na jej kolanach, a sam pogrążony był w lekturze uzupełniającej z zaklęć. Hermiona z nutką satysfakcji patrzyła na to, jak poważnie Malfoy traktuje przygotowanie do egzaminów. Podobało jej się, że nie ma takiego lekceważącego stosunku do nauki, jak Ron czy Harry.
Gapisz się na mnie – mruknął, nie odrywając wzroku od książki.
Wcale że nie – oburzyła się i delikatnie trzepnęła go w głowę.
Wiem, że jestem nieziemsko przystojny, ale skup się na nauce, bo nie dam ci odpisać od siebie na egzaminie – zaśmiał się, spoglądając na jej lekko zarumienioną buzię.
Ja miałabym ściągać od ciebie? – prychnęła Hermiona.
Skoro nie chcesz ode mnie, to możesz dla mnie – zażartował, łapiąc za kołnierzyk jej białej, szkolnej bluzki.
Opanuj się, bo cię wyrzucę – skarciła go z uśmiechem.
Sama prosiłaś, bym tu przyszedł... – droczył się.
Nieprawda! To ty błagałeś, bym cię tu zabrała! – kłóciła się rozbawiona. Chwilami wciąż nie mogła uwierzyć, że pomiędzy nią a Draco jest tak dobrze. Wygłupiali się, całowali, chodzili na spacery... prawie jakby byli parą... prawie. Ślizgon nie zapytał jej, czy by tego chciała... a ona nie miała odwagi zaczynać tej rozmowy. Wystarczyło jej to, co jest... Portret prowadzący do dormitorium rozsunął się i do środka weszli uśmiechnięci Ginny i Blaise, trzymający się za ręce.
Co robicie, słodkie pyszczki? – przywitał ich Diabeł.
A co? Nie widać? Właśnie ratujemy świat przed inwazją zmutowanych druzgotków– odpowiedział Draco poważnym tonem. Po chwili cała czwórka wybuchnęła śmiechem.
Co tam? – zagadnęła wesoło Hermiona, gdy Blaise, łapiąc Smoka za nogę, zwlókł go
z kanapy tak, by zrobić miejsce dla siebie i Ginny.
Słyszeliście o tej dziwnej kolacji? Przed godziną pojawiła się informacja, że wszyscy mają się ubrać wieczorowo, bo odbędzie się jakieś przyjęcie...
McGonagall mi wspominała, podobno Dumbledore coś zaplanował – potwierdziła Herm.
Ciekawe, co to znów za durny pomysł Dropsiarza – burknął Draco, wstając wreszcie
z ziemi, na którą zrzucił go Diabeł.
Może chce się oświadczyć McSkwaszonej, albo wyznać miłość Severusowi, co mu SilverSpell szampon robi, kto go tam wie...
Nie zaczynaj! – upomniała swojego chłopaka Ginny. Ona jedna była w stanie powstrzymać Diabła od wiecznie głupich docinków i komentarzy.
Jak sobie życzysz, Ginny, co seksi wygląda w kusej mini – wyszczerzył się Blaise.
Dobra, idziemy zanim się rozkręcisz, stary i Gryfonki rzucą na ciebie jakieś czary–mary. – Draco wstał i klepnął zaczepnie przyjaciela w ramię.
My i tak musimy przygotować się na tę dziwną kolację – powiedziała Hermiona. Ginny
i Blaise cmoknęli się krótko lecz namiętnie i chłopcy ruszyli do wyjścia.
Jaką będziesz miała sukienkę na kolacji? – spytał Draco, gdy Hermiona odprowadziła ich do przejścia pod portretem.
Zieloną – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Nie mogę się doczekać – mruknął, całując ją przelotnie w usta. Gdy przejście się zamknęło Hermiona odwróciła się i delikatnie przygryzła swoją wargę.
Ja też... – szepnęła cicho.

***

Cała szkoła aż kipiała od plotek i domysłów na temat tego, co też wydarzy się dziś w Wielkiej Sali. Jedni przypuszczali, że może Dumbledore zaprosił jakiś ważnych gości. Inni szeptali o ważnych sprawach, o których najpewniej zostaną poinformowani. Jeszcze inni sądzili, że to jeden z kolejnych szalonych wybryków dyrektora i zasadniczo nie ma się czym przejmować.
Hermiona założyła zieloną sukienkę za kolano. Lubiła ją, ale rzadko nosiła, ze względu na kolor wrogiego domu, jaki reprezentowała... Teraz nie miała już takich oporów. Ginny zdecydowała się na klasyczną małą czarną, w której wyglądała bardzo seksownie. Herm wiedziała, że Ruda liczy, że zrobi wrażenie na Diable, gdyż poprosiła ją
o zatrzymanie Malfoya po kolacji w jej dormitorium... Brązowowłosa trochę obawiała się tego, ale z drugiej strony nie miała zamiaru odmawiać... Czego się nie robi dla przyjaciół. Obie zeszły na kolację w wyśmienitych humorach. Okazało się, że stoły i krzesła zostały przesunięte pod ścianę tak, by na środku pojawił się parkiet do tańca. Przed stołem nauczycielskim stał... mikrofon.
Dziwne... – burknęła Hermiona. Ginny dostrzegła już Smoka i Diabła siedzących
w odległym kącie i pomachała do nich. Dziewczyny cieszyły się, że dziś będą mogły zjeść kolację w tak lubianym przez siebie towarzystwie, jednak ledwo ruszyły do przodu, zostały zatrzymane i wyściskane przez wzruszoną Molly Weasley.
Mamo, co ty tu robisz? – zdziwiła się Gin, gdy wreszcie udało jej się wyplątać z objęć matki.
Kochanie, nie mogło mnie tu zabraknąć! To przecież twój wielki dzień! Moja córeczka tak szybko dorosła. Jestem taka szczęśliwa! To takie cudowne! – rozszlochała się Molly.
Co? – zapytały jednocześnie obie Gryfonki, nie rozumiejąc nic,a nic z wypowiedzi kobiety. Jednak pani Weasley nie zdążyła im odpowiedzieć, gdy przed mikrofonem pojawił się uśmiechnięty Dumbleodre, a tuż obok niego... Harry wystrojony w wyjściową szatę
i muszkę...
Nie podoba mi się to – mruknęła Hermiona.
Moi drodzy! Witam was w tak jakże uroczysty dzień. Czy wszyscy mnie widzą i słyszą? - Po sali rozszedł się pomruk aprobaty. Hermiona rozejrzała się dookoła i z niemałym zaskoczeniem spostrzegła, że oprócz pani Weasley w szkole goszczą również Bill i jego żona Fleur, George, a nawet Percy... Coś tu było nie tak.
Córeczko, pora na nas – usłyszały za swoimi plecami i obie odwróciły się w stronę uśmiechniętego pana Weasley'a. Ginny na jego widok odpłynęły z twarzy wszystkie kolory, a Hermiona właśnie zrozumiała, co tu się rozgrywa...
Kochani! Zebraliśmy się tu wszyscy, tak odświętnie ubrani z powodu wspaniałej okazji! Harry poprosił mnie o to, bym zezwolił mu tego dokonać w tak uroczysty sposób. - Ojciec Ginny, nie zważając na wyraźnie zszokowaną minę swej córki, poprowadził ją w kierunku Harry'ego i dyrektora, a pani Weasley dumnie maszerowała tuż za nimi, ciągle ocierając łzy. Kątem oka Hermiona zauważyła, jak Blaise podnosi się z miejsca, a Draco i Pansy próbują go uspokoić.
Gdy tylko Ginny znalazła się blisko, Harry sięgnął po jej dłoń i uśmiechnął się do niej szeroko.
Kilka dni temu poprosiłem twoich rodziców o twoją rękę, a oni wyrazili swą zgodę. - Harry przyklęknął i wyjął z kieszeni pudełko z pierścionkiem.
Ginevro Molly Weasley, ja, Harry Potter, syn Lily i Jamesa, Wybraniec, który pokonał najpotężniejszego czarnoksiężnika naszych czasów, składam w twe dłonie me serce
i proszę cię, za zgodą i z aprobatą twojej rodziny, o rękę. Będę cię kochał i dbał o ciebie. Nigdy nie będę zachowywał się głupio lub nieodpowiedzialnie. Będę pracował na to, byś nigdy nie musiała się wstydzić mnie i mojego nazwiska i zrobię wszystko, byś była szczęśliwa i bezpieczna. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną...?
W całej sali zapanowało ogólne wyczekiwanie i konsternacja. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał. Pan Weasley i jego żona stali objęci i patrzyli z uśmiechem na swoją córkę, przed którą klęczał Wybraniec. Fleur teatralnie szlochała w chusteczkę, a Bill, George i Percy uśmiechali się z aprobatą... Jedynie Ron zerkał na swoją siostrę, lekko przestraszony. Hermiona spojrzała w stronę Diabła, który patrzył na Ginny wyczekująco, nerwowo zaciskając szczęki. Widać było, że każda sekunda przedłużającej się ciszy bardzo go irytowała... W oczach Rudej błysnęły łzy. Spojrzała wprost na swoich rodziców, a później na szeroko uśmiechającego się Dumbledora. Hermiona bardzo współczuła swej przyjaciółce, że została postawiona w takiej sytuacji...
Wzrok Ginny spoczął na Harry'm.



4 komentarze:

  1. Jak mnie Potter drażni! Dupek! Cham! Debil! Aghrrr!
    Ja na miejscu Ginny zrobiłabym mu awanturę i nie obchodziło by mnie nic ani nkt!

    Co do rozdziału jak zwykle świetny! <3
    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju ughhh coś mnie trafi zaraz �� Czytam któryś raz bo kocham to opowiadanie i za każdym razem mam ochotę zabić Pottera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pierwszym POV Draco się po prostu rozpłynęłam, to jak brakuje mu Hermiony obok, jak brakuje mu jej obecności, to jak ją obserwował czując, że ją poznaje, ale mu to nie wystarczało <3 Pięknie napisane. W ogóle to jeden z moich ulubionych rozdziałów ten początek i opis wydarzeń z różnych POV jest świetnym i interesującym zabiegiem.

    Potter, na niego to brak mi słów w tym opowiadaniu na prawdę, jest to realne, bo jednak wojna mogła zrobić mu sieczkę z mózgu, ale na prawdę nikt z nauczycieli nie widzi co on wyprawia? Jak bardzo się zmienil? To jak Hermionie grozi, że zostanie sama, bez przyjaciół? Właściwie, czego żałować - kto by chciał takiego przyjaciela, dla którego ważniejsza była gra Rona niż przyjaciółka, która jako jedyna z nim cały czas była, cały czas pomagała i nigdy nie zostawiła, o Ronie tego powiedzieć nie można. Więc jakbym wzięła tą pałkę i dała mu przez łeb to chyba bym się lepiej poczuła. Czytam to opowiadanie któryś raz, ale zawsze ten patafian taksamo mnie wkurza, aż mi krew wrze.

    Blaise powinien powiedzieć kto mu to zrobił, zdaje sobie sprawę dlaczego tego nie zrobił, duma, nie chciał ranić Gin, ego... Jednak gdyby powiedział może przyszłe wydarzenia skończyłyby się troszkę inaczej.

    OdpowiedzUsuń