Rozdział
Trzydziesty Trzeci
Harry:
Złoty błysk.
Na dole, blisko murawy. To jest to. Zwycięstwo. Nie zawiodę swojej
drużyny! Zrobiłem zwrot na mojej Błyskawicy i poleciałem tam,
gdzie zauważyłem znicza. Wiedziałem, że ten tleniony pajac zaraz
zrobi to samo. Dostał od ojczulka – śmierciożercy nową
Błyskawicę Ventus, szybszą od mojej... ale szybkość to nie
wszystko. Pokonam Malfoya, bo jestem lepszym zawodnikiem, kapitanem i
szukającym...
–
Tak!
Szukający zauważyli znicza i ruszyli w pościg, która przesądzi o
wygranej w tym najważniejszym meczu sezonu! – darł się Boot.
Oznaczało to jedno... Malfoy leci tuż za mną; ale to teraz
nieważne, zwycięstwo było jedynym, co mnie interesowało.
Widziałem go – złotego znicza, był jakieś trzydzieści metrów
ode mnie. I słyszałem Malfoya, który siedział mi na ogonie.
Wygrana była na wyciągnięcie ręki. Jeszcze chwilę, a na Pucharze
Quidditcha znów pojawi się nazwa mojego domu.
–
Hej,
Potter! – usłyszałem wrzask tego dupka, Zabiniego. –
Lubisz motyle? Tak się złożyło, że
widziałem ostatnio całkiem ładnego, w bardzo ciekawym miejscu...!!
- Zrozumienie, co ten parszywy Ślizgon do mnie mówi, zajęło mi
tylko sekundę. Zatrzymałem miotłę, czując, jak krew buzuje mi w
żyłach. Jaka była statystyczna szansa na to, że mówił on o
prawdziwym motylu, a nie o znamieniu mojej dziewczyny...? O tym
umiejscowionym na jej udzie... a w zasadzie na pośladku.
–
Zabiję
cię, ty pierdolony śmierciożerco!! – przysiągłem sobie. On
jej dotknął... Dotknął mojej Ginny. Widział jej znamię... był
z nią. Już jest martwy!
–
250 do
110! – ogłosił Terry Boot. – Brawa proszę państwa! Szukający
Ślizgonów, Draco Malfoy, złapał złotego znicza! Slytherin
wygrywa mecz i tym samym zdobywa Puchar Quidditcha!
–
Co?!
Kurwa jak to możliwe?! Wygrali... To oni dostaną Puchar... To nie
miało prawa się stać! - Słyszałem zawód uczniów mojego domu.
Słyszałem pretensje mojej drużyny. Czułem adrenalinę buzującą
w moich żyłach tylko po to, by podsycić we mnie chęć mordu... i
na tym się skupiłem. Brudny śmieć śmiał dotknąć mojej
dziewczyny... Pożałuje! Wylądowałem na murawie tylko po to, by
wyrwać pałkę z rąk Jacka Slopera, żałosnego kretyna, który
nawet nie umiał odbić tłuczka tak, by ten powstrzymał Malfoya
przed złapaniem znicza. Wskoczyłem na miotłę i ruszyłem w tłum
tych cieszących się pomiotów śmierciożerców. Powinniśmy ich
wszystkich wybić zaraz po wojnie. Szalonooki miał rację. Raz
śmierciożerca, zawsze śmierciożerca! Nic straconego...
Stał tam i
zbierał laury, które mu się nie należały. Dziewczyny piszczały,
faceci poklepywali go po plecach, a jedyne na co zasługiwał, to
śmierć. Już wkrótce...
Wylądowałem
tuż za jego plecami i uniosłem pałkę. Zaraz pan Zabini dostanie
nagrodę za oglądanie motyli w niewłaściwych miejscach... Cel był
blisko. Pałka i jego głowa.
–
Uważaj!!
– ktoś krzyknął, ktoś inny mnie odepchnął, niwecząc tym
samym mój plan. Ktoś wyrwał mi pałkę z ręki, a jeszcze ktoś
inny kopnął mnie w żebra.
–
Co to
miało być, Potter? Miałeś zamiar uderzyć ścigającego
Slytherinu? – pieklił się Snape, który znalazł się nade mną
nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd. Podniosłem się
i spojrzałem w jego ciemne oczy.
i spojrzałem w jego ciemne oczy.
–
Nie
miałem zamiaru go uderzyć, panie profesorze – odpowiedziałem
zgodnie z prawdą. Nietoperz wyglądał na bliskiego furii.
–
Porozmawiamy
o tym w zamku! Do mojego gabinetu! – rozkazał. Poszedłem.
Wiedziałem, że to jeszcze nie koniec, a Zabini dostanie to, na co
zasłużył. Mogę dostać szlaban. Niech myślą, że próbowałem
go uderzyć... Gdy tak naprawdę, miałem zamiar go zabić.
Hermiona:
–
Uspokój
się Gin, już wszystko dobrze – powtarzałam niczym mantrę.
Prowadząc ją
z powrotem do zamku. Wiedziałam, że jest z nią naprawdę źle. Przegrali mecz i to dlatego, że jej chłopak usłyszał coś od jej... kochanka? Głupio brzmi... Ginny i Blaise są przecież dla siebie kimś więcej. Cholera! Mogłam ją przekonać, by nie czekała z tą rozmową do meczu... No nic, teraz trzeba będzie zająć się Rudą... Tyle dobrze, że Harry nie zdążył uderzyć Diabła. Jakoś doszłyśmy do mojego pokoju. Pomogłam Ginny zdjąć strój do Quidditcha i wejść po prysznic. Wyglądała jak po ataku dementora. Nic nie mówiła, tylko płakała. Chyba wolałabym już, by krzyczała. Gin była temperamentna, nie powinna dusić w sobie tych emocji... Odetchnęłam z ulgą, gdy udało mi się wreszcie położyć ją do łóżka. Moja biedna Wiewiórka... Najlepiej będzie, jak porozmawiam o niej
z Diabłem. Nikt nie wiedział, co tak właściwie Zabini krzyknął do Harry'ego, ale ja mogłam się tego domyślić...
z powrotem do zamku. Wiedziałam, że jest z nią naprawdę źle. Przegrali mecz i to dlatego, że jej chłopak usłyszał coś od jej... kochanka? Głupio brzmi... Ginny i Blaise są przecież dla siebie kimś więcej. Cholera! Mogłam ją przekonać, by nie czekała z tą rozmową do meczu... No nic, teraz trzeba będzie zająć się Rudą... Tyle dobrze, że Harry nie zdążył uderzyć Diabła. Jakoś doszłyśmy do mojego pokoju. Pomogłam Ginny zdjąć strój do Quidditcha i wejść po prysznic. Wyglądała jak po ataku dementora. Nic nie mówiła, tylko płakała. Chyba wolałabym już, by krzyczała. Gin była temperamentna, nie powinna dusić w sobie tych emocji... Odetchnęłam z ulgą, gdy udało mi się wreszcie położyć ją do łóżka. Moja biedna Wiewiórka... Najlepiej będzie, jak porozmawiam o niej
z Diabłem. Nikt nie wiedział, co tak właściwie Zabini krzyknął do Harry'ego, ale ja mogłam się tego domyślić...
Postanowiłam
zejść na obiad, mając nadzieję, że może uda mi się złapać
Diabła. Hermiono Granger, ty to masz szczęście... Mogłaś minąć
się z każdym pod drzwiami Wielkiej Sali... z każdym! Ale ty
musiałaś natrafić akurat na Lucjusza i Narcyzę Malfoy.
–
Dzień
dobry, panno Granger – odezwał się Malfoy senior. W pierwszej
chwili poraziło mnie to, jak bardzo Draco był do niego podobny, mam
nadzieję, że tylko z wyglądu.
–
Dzień
dobry – odpowiedziałam, siląc się na uprzejmość.
–
Dzisiaj
bez zielonego szalika? – zakpił Lucjusz, a jego żona spojrzała
na mnie... jakoś tak inaczej, jakby z zainteresowaniem...?
–
Jak widać
– burknęłam, marząc już tylko o tym, by móc sobie pójść.
–
W takim
razie smacznego obiadu, panno Granger. – Blondyn uśmiechnął się
na pozór uprzejmie. Podziękowałam mu i z ulgą złapałam za
klamkę od drzwi do Wielkiej Sali.
–
To była
ta Granger, która pomogła Potterowi? Ta sama, którą była z nim w
Malfoy Manor? Bardzo się zmieniła... – doszedł mnie głos
Narcyzy Malfoy.
–
Mogę ci
określić te dziewczynę w trzech słowach, moja droga... –
odpowiedział Lucjusz. Niestety Malfoy'owie właśnie wyszli ze
szkoły, nie usłyszałam więc, jakie to określenie padło pod moim
adresem, mogę się jednak założyć, że nie było to nic milszego
niż brudna, pospolita szlama...
Teraz to do mnie
dotarło... To jego rodzice... Nigdy by nie zaakceptowali szlamy
w rodzinie. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Dlaczego w ogóle o tym pomyślałam? Ja i Malfoy... oficjalnie... to śmieszne.
w rodzinie. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Dlaczego w ogóle o tym pomyślałam? Ja i Malfoy... oficjalnie... to śmieszne.
–
Gdzie ona
jest? – zaatakował Harry, ledwo podeszłam do stolika.
–
Odpoczywa
– odpowiedziałam mu lakonicznie. Nie mógł iść teraz do Gin. Na
pewno nie jego obecność była jej teraz potrzebna.
–
Jest u
ciebie? Podaj mi hasło! – zażądał. Ledwo powstrzymałam
ochotę, by roześmiać mu się w twarz. Co on sobie wyobrażał? Na
wszystkich mogła działać jego mesjanistyczna postawa zbawcy
magicznego świata... ale nie na mnie. Ja wiedziałam, jaka jest
prawda. Wiedziałam jak niewiele brakło, by dopadł go mrok i chęć
zawładnięcia Insygniami Śmierci. Kiedyś tłumaczyłam to sobie
tym, że Harry jest wrażliwy... Teraz już wiem, że on po prostu
był słaby.
–
Ginny
chce być sama, jak będzie miała ochotę cię widzieć, wtedy dam
ci znać – odpowiedziałam spokojnie. Harry gniewnie zacisnął
szczękę.
–
Uważaj,
po czyjej stronie jesteś, Miona. Straciłaś już Rona... Chcesz
zostać zupełnie bez przyjaciół? – warknął i wyszedł z
Wielkiej Sali, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
A powiedziałabym mu do słuchu! Co on sobie wyobraża? I po co mi taki przyjaciel jak on... Nie ma szacunku dla nikogo. Zjadłam obiad, zupełnie tracąc resztki humoru. Diabła, jak na złość, nie było w Wielkiej Sali, a wianuszek wielbicielek dookoła Dracona też wcale nie poprawił mi humoru. Kątem oka widziałam, jak Smok kończy swój posiłek i gdzieś wychodzi. Pewnie do salonu Ślizgonów dalej zbierać hołdy i pokłony. No nic, wracam do Gin. Diabła pewnie spotkamy na kolacji.
A powiedziałabym mu do słuchu! Co on sobie wyobraża? I po co mi taki przyjaciel jak on... Nie ma szacunku dla nikogo. Zjadłam obiad, zupełnie tracąc resztki humoru. Diabła, jak na złość, nie było w Wielkiej Sali, a wianuszek wielbicielek dookoła Dracona też wcale nie poprawił mi humoru. Kątem oka widziałam, jak Smok kończy swój posiłek i gdzieś wychodzi. Pewnie do salonu Ślizgonów dalej zbierać hołdy i pokłony. No nic, wracam do Gin. Diabła pewnie spotkamy na kolacji.
Wyszłam na
korytarz prowadzący do mojego dormitorium, w myślach powtarzając
sobie życzenie, by ten dzień zmienił się na lepszy niż był do
tej pory... Niestety już w następnej chwili porzuciłam
jakiekolwiek myśli, gdyż moje ciało opanował paniczny strach.
Drzwi klasy, obok której przechodziłam, otworzyły się, a zaraz
potem ktoś wciągnął mnie do środka, zakrywając mi usta dłonią.
Draco:
–
Jesteśmy
z Ciebie tacy dumni, synku! Jesteś cudowny! Tak, stary, jesteś
mistrzem! Wszystkie te pochwały mile pieściły moje ego. Jestem
Ślizgonem, a my uwielbiamy być najlepsi. A ja dzisiaj byłem.
Pokonałem samego Pottera! Co prawda, Diabeł musiał wtrącić swoje
trzy kunty, ale to cały on... Wygraliśmy i to się liczy. I mimo,
że miło było słuchać tych wszystkich pochwał i komplementów,
czegoś mi w tym brakowało...A nie lubiłem tego uczucia. Draco M.
miał zawsze to czego chciał. Wystarczyło jednak, bym spojrzał na
stół Gryfonów, by rozumieć, że mój problem stanowi odległość.
Nie było jej obok. Nie siedziała przy mnie i nie gratulowała mi
jak wszyscy. I choć wielu ludzi mówiło mi, że byłem najlepszy...
to właśnie od niej chciałbym to usłyszeć najbardziej. Dziś
zwyciężyłem. To mój dzień triumfu... A Ślizgoni zawsze dążą
do celu i zawsze dostają to czego chcą. Będę miał swoje
gratulacje od ciebie, Granger. I to już niedługo... Wstałem i
szybko ruszyłem do wyjścia. Ona już prawie kończyła jeść swój
obiad, musiałem więc się pośpieszyć. Na piętrze, które
prowadziło do jej dormitorium, wszedłem do jednej z pustych klas
i... czekałem.
i... czekałem.
Usłyszałem jej
kroki, potrafiłem je rozpoznać. Od kiedy zrozumiałem, kim ona się
dla mnie stała, dużo czasu poświęciłem na jej obserwację.
Wiedziałem jaką kawę lubi
i jakie kanapki jada najczęściej. Wiedziałem, że gdy jest zdenerwowana, to przygryza dolną wargę, a gdy się uczy, to odruchowo bawi się swoimi lokami. Potrafiłem rozpoznać jej nastrój i emocje widniejące na jej twarzy, i lubiłem tę świadomość, że każdego dnia poznaję ją lepiej, nawet trzymając się na odległość. Jednak teraz to mi nie wystarczało. Nie potrafiłem już trzymać się z daleka... i nie miałem zamiaru tego robić. Zbliżała się... Wystarczyło wybrać odpowiedni moment, by otworzyć drzwi klasy. Niczego się nie spodziewała, gdy złapałem ją znienacka i zatkałem jej usta dłonią, by nie krzyknęła. Ona była przerażona... A ja rozbawiony jej przerażeniem.
i jakie kanapki jada najczęściej. Wiedziałem, że gdy jest zdenerwowana, to przygryza dolną wargę, a gdy się uczy, to odruchowo bawi się swoimi lokami. Potrafiłem rozpoznać jej nastrój i emocje widniejące na jej twarzy, i lubiłem tę świadomość, że każdego dnia poznaję ją lepiej, nawet trzymając się na odległość. Jednak teraz to mi nie wystarczało. Nie potrafiłem już trzymać się z daleka... i nie miałem zamiaru tego robić. Zbliżała się... Wystarczyło wybrać odpowiedni moment, by otworzyć drzwi klasy. Niczego się nie spodziewała, gdy złapałem ją znienacka i zatkałem jej usta dłonią, by nie krzyknęła. Ona była przerażona... A ja rozbawiony jej przerażeniem.
–
Nie
krzycz mała, to może cię puszczę – wyszeptałem wprost do jej
ucha. Jej włosy pachniały cytrusowym szamponem... przyjemnie.
Hermiona wymamrotała coś w odpowiedzi, ale moja dłoń stłumiła
jej słowa. Zaśmiałem się cicho i puściłem ją wreszcie...
Wiedziałem, że teraz na moją głowę posypią się prawdziwe
gromy.
–
Zwariowałeś?!
– krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści. Była śliczna,
kiedy tak się złościła. Rozśmieszyła mnie ta swoją bojową
postawą.
–
A podobno
Gryfoni są tacy odważni – zakpiłem z niej.
–
Za to
Ślizgoni to zwykli psychopaci! Udowodniłeś to właśnie przed
chwilą – odgryzła się, patrząc na mnie ze złością w
brązowych oczach.
–
Już nie
udawaj takiej wściekłej – powiedziałem cicho, zbliżając się
do niej. Nie miałem zamiaru tracić czasu po to, by się z nią
kłócić. Gdy znalazła się w moich ramionach, miałem wrażenie,
że cała jej złość na mnie uleciała gdzieś bezpowrotnie. Ja
lubiłem tę świadomość, że znów mam ją blisko... i ona też
wyglądała na zadowoloną. Zarzuciła mi ręce na szyję i nasze
spojrzenia się spotkały...
–
Nie
pogratulujesz mi? – upomniałem się.
–
Czego?
Zwycięstwa dzięki oszustwu? Długo to z Diabłem planowaliście? –
zaśmiała się uroczo.
–
Nie to
nie. Sam sobie wezmę nagrodę – zdecydowałem, po czym pocałowałem
ją... znowu. Całowanie tej dziewczyny zawsze było dla mnie czymś
niezwykłym... innym od wszystkiego. Każdy pocałunek odkrywał
przede mną jakieś nieznane mi odczucia. Żadna nie całowała tak
jak ona i ja żadnej tak nie całowałem. I mimo, że to było
zakazane... to i tak nie miałem zamiaru przestać.
Blaise:
–
Posłuchaj
Dafne... Wiedziałaś, o co chodzi. Nie rób mi tu teraz scen jak
rozwścieczony hipogryf albo Filch na widok błota. Wiedziałaś, że
to nic na dłużej... Możemy przecież zostać... no... znajomymi z
jednego domu. Co ty na to? – starałem się wytłumaczyć tej
niezbyt rozumnej blondynce mój punkt widzenia. Czy ona myślała, że
powiodę ją do ołtarza w rytm jakiejś ckliwej melodyjki? Blaise
Zabini we fraku i muszce? Świat nie jest na to gotowy... i ja też
długo jeszcze nie będę. Wyciągnąłem ją na ten spacer po
błoniach
w porze obiadu. tak, by jak najmniej osób widziało to jej upokorzenie... a ona...O nie... rozkleja się... Yah! Nie znoszę płaczliwych laleczek.
w porze obiadu. tak, by jak najmniej osób widziało to jej upokorzenie... a ona...O nie... rozkleja się... Yah! Nie znoszę płaczliwych laleczek.
–
Ale
Żabciu... – zaczęła mnie obrażać. Czy ja przypominał
jakiegoś gada? Za kogo ona się ma? Urojona miss ślizgońskiej
piękności!
–
Daj
spokój, Daf, to nie miało sensu, nie pasujemy do siebie... –
Banały, którymi zwykle Smok karmił swoje porzucane adoratorki, ale
może warto spróbować? Lepiej nie mieć
w tej paniusi wroga, bo potrafiła naprawdę być wredna. Nie mogę przecież powiedzieć jej, że miała być tylko chwilą rozrywki i pstryczkiem w piegowaty nos pewnej rudej Gryfonki.
w tej paniusi wroga, bo potrafiła naprawdę być wredna. Nie mogę przecież powiedzieć jej, że miała być tylko chwilą rozrywki i pstryczkiem w piegowaty nos pewnej rudej Gryfonki.
–
Blaise,
ale dlaczego... – łkała rozpaczliwie. Za dużo wilgoci jak na
moją delikatną cerę. Spadam stąd.
–
Musisz
zrozumieć. Podjąłem taką decyzję i nic jej nie zmieni.
Powodzenia GreenBee. -
Z prawdziwą przyjemnością zostawiłem ją samą nad jeziorem. Obiad! To jest to, co Diabełki lubią najbardziej... zaraz po whisky, Quidditchu i... Chciałem dokończyć myśl, ale tuż przede mną pojawiły się pewien bardzo nielubiany i szczerze mówiąc równie brzydki Gryfon. Chyba stał za drzewami i czekał, aż skończę rozmowę z moją teraz już byłą dziewczyną. Oczywiście Wybraniec przybył z asystą, sam na sam miałby pewnie mniej hardą minę.
Z prawdziwą przyjemnością zostawiłem ją samą nad jeziorem. Obiad! To jest to, co Diabełki lubią najbardziej... zaraz po whisky, Quidditchu i... Chciałem dokończyć myśl, ale tuż przede mną pojawiły się pewien bardzo nielubiany i szczerze mówiąc równie brzydki Gryfon. Chyba stał za drzewami i czekał, aż skończę rozmowę z moją teraz już byłą dziewczyną. Oczywiście Wybraniec przybył z asystą, sam na sam miałby pewnie mniej hardą minę.
–
Expelliarmus
– krzyknął bliznowaty kretyn, a różdżka posłusznie wyleciała
z mojej kieszeni. Świetnie.
–
Dobre
zagranie, Potter, szkoda, że dziś na boisku nie poszło ci tak
sprawnie. – Sytuacja nie była dla mnie różowa, ale w końcu
jestem Ślizgonem, nie dam się tak łatwo.
–
McLaggen
– warknął okularnik, a ten tępy osiłek, który tak wkurza
Smoka, podał mu drewnianą pałkę.
–
Cóż za
kreatywność, Potter. Nie udało ci się mnie pobić przy całej
szkole, to teraz zrobisz to sam na sam? A... sorry, nie wystarczyłoby
ci odwagi, by pojawić się samemu. Musiałeś przyprowadzić z sobą
koleżanki.
–
To będzie
sam na sam, śmieciu. Tylko ja, ty i moja pałka – chwalił się
jak jakieś dziecko po dostaniu pierwszej, dobrej oceny w szkole.
–
A cóż
to, bliznowaty, zabrakło ci jaj, to musiałeś pożyczyć pałkę od
kumpla? – Jak ginąć, to z honorem, nie przestraszy mnie ten
popieprzony złoty chłopczyk. Zbliżał się do mnie, jednocześnie
uderzając pałką w dłoń. Słabo mu wychodziło udawanie groźnego.
–
Ta lekcja
oduczy cię patrzenia tam, gdzie nie powinieneś... – Potter
zrobił krok w moją stronę i zamachnął się pałką. Cel miał
słaby, a ja jestem szybki, więc zdążyłem zrobić unik i
roześmiać mu się w twarz.
–
Masz na
myśli motyla, Potter? Widziałem go na łące... – Kolejny atak i
kolejny unik.
–
Ona jest
moja, ty brudny morderco! – warknął i znów próbował mnie
uderzyć.
–
Szkoda,
że nie nauczyła cię lepiej tańczyć. Nie bawi mnie takie
podrygiwanie... – Widząc, że ten głupek znów we mnie celuje,
szybko pochyliłem się, a zaraz potem podciąłem mu jego nogi.
Bliznowaty wyłożył się jak długi tuż u moich stóp. Niestety,
była jeszcze jego świta przyboczna składająca się z tego głąba
McLaggena i przydupasa Denisa Creevey. Mały goblin nie był
zagrożeniem... ale duży, tępy pupilek Ślimaka już niestety tak.
No i mieli różdżki... Byli debilami, ale zaklęcie wiążące
potrafili rzucić... Niewidzialne liny oplotły moje ręce i nogi.
Posprzątane. Chłopiec–Który–Przeżył–Po–To–
By–Mnie–Wkurwiać teraz pewnie poprzestawia co nieco na mojej do
tej chwili przystojnej facjacie... Szkoda.
–
Podnieście
go! – nakazał swoim bezmózgim sługusom, samemu wstając z
ziemi.
–
Brawo,
Potter, bardzo gryfońska postawa. Tylko ty, ja i twoja banda
wiernych skrzatów domowych.
–
Skąd
wiesz o jej znamieniu? – warknął i nie czekając na odpowiedź,
przyłożył mi pałką
w brzuch. Oddech straciłem tylko na chwilę. Mógł mnie bić, torturować, zabić... ale nie powiem mu o nas. O mnie i o Ginny.
w brzuch. Oddech straciłem tylko na chwilę. Mógł mnie bić, torturować, zabić... ale nie powiem mu o nas. O mnie i o Ginny.
–
Jakim
znamieniu? Wspomniałem coś o motylkach, jakbyś zapomniał... –
Kolejny cios, tym razem w żebra... Odgłos chrupnięcia był chyba
gorszy od bólu.
–
Pytam po
raz ostatni! Skąd wiesz, że Ginny ma takie znamię?! – uderzenie
w żołądek.
–
Powiedziała
mi, jak graliśmy w prawdę czy wyzwanie – wyszeptałem. Bolało.
Tak cholernie bolało. Ale nie dam mu tej satysfakcji. Nie poproszę,
by przestał. Uniosłem głowę, by spojrzeć mu w oczy.
–
Wiesz, na
początku miałem ochotę cię zabić. Teraz jednak chcę, byś żył.
Żył i widział, jak ona odchodzi ze mną – powiedział, zanim
padł ostatni cios. Prosto w moją głowę. Później była już
tylko ciemność...
Hermiona:
–
Gin,
kochanie musisz jeść! – prosiłam ją chyba po raz tysięczny,
by zeszła ze mną na kolację.
–
Nie chcę.
Nie zejdę na dół – odpowiedziała, wtulając twarz w oparcie
fotela przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. Powoli zaczynałam tracić
do niej cierpliwość. Była nieznośnie uparta w swoim
postanowieniu, by nie schodzić na kolację. Trudno... Jak dorwę
dziś Zabiniego, to nagadam mu za trzech! To przez jego wygłupy
Ginny teraz zachowuje się jak ponure zombi. Niech teraz coś zrobi,
skoro tak narozrabiał... Draco wspomniał coś, że Blaise ma chyba
zamiar zerwać z Greengrass, nie chciałam jednak
o tym mówić Gin, gdyż nie miałam pewności. Przyślę Diabła do niej, najlepiej będzie, jak pogadają. Schodząc na kolację, zastanawiałam się co, zrobić z zaproszeniem na dzisiejszą imprezę. Draco wyglądał, jakby naprawdę zależało mu na tym, bym tam była... Pominę już fakt, że wypuścił mnie z pustej klasy, dopiero gdy trzy razy zapewniłam go, że był dziś najlepszym graczem na boisku. Narcyz... ale za to jaki słodki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i w tej chwili nawet nie przeszkadzało mi to, że zachowuję się jak jakaś zakochana idiotka. Przed drzwiami Wielkiej Sali spotkałam wyraźnie zmartwioną Pansy.
o tym mówić Gin, gdyż nie miałam pewności. Przyślę Diabła do niej, najlepiej będzie, jak pogadają. Schodząc na kolację, zastanawiałam się co, zrobić z zaproszeniem na dzisiejszą imprezę. Draco wyglądał, jakby naprawdę zależało mu na tym, bym tam była... Pominę już fakt, że wypuścił mnie z pustej klasy, dopiero gdy trzy razy zapewniłam go, że był dziś najlepszym graczem na boisku. Narcyz... ale za to jaki słodki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i w tej chwili nawet nie przeszkadzało mi to, że zachowuję się jak jakaś zakochana idiotka. Przed drzwiami Wielkiej Sali spotkałam wyraźnie zmartwioną Pansy.
–
Hej,
stało się coś? – spytałam ją.
–
Diabeł
zniknął... Od obiadu nikt go nie widział – odpowiedziała.
Zmartwiło mnie to... Wielu Gryfonów pomstowało dziś na Zabiniego,
obwiniając go o stratę pucharu... a co jeśli, ktoś mu coś
zrobił? Z Wielkiej Sali wyszedł Draco. Od razu widać było, że
też jest bardzo przejęty.
–
Nikt go
nie widział, od kiedy rozstał się z Dafne nad jeziorem –
poinformował nas obie.
–
Szukaliście
na błoniach? – zapytałam.
–
Tak,
kilka osób już tam poszło... – odpowiedziała Pansy.
–
Ja idę
do wioski. Może zasiedział się w Trzech Miotłach – zdecydował
Draco.
–
Idę z
tobą – zaproponowałam od razu. Też bardzo martwiłam się o
Diabła, a poza tym, nie chciałam puszczać go samego... Jeśli coś
się stało, chciałam być przy nim. Przywołaliśmy swoje kurtki i
wyszliśmy razem na błonia. Powoli zapadał już zmierzch
i niebo miało granatowy kolor. Draco prawie od razu złapał moją dłoń. Czułam się przez to, jakbyśmy naprawdę byli razem... jako para. Gdyby ktoś, kilka miesięcy wcześniej, powiedział mi, że właśnie tego będę chciała, popukałabym się w czoło...
i niebo miało granatowy kolor. Draco prawie od razu złapał moją dłoń. Czułam się przez to, jakbyśmy naprawdę byli razem... jako para. Gdyby ktoś, kilka miesięcy wcześniej, powiedział mi, że właśnie tego będę chciała, popukałabym się w czoło...
–
Jeśli
coś mu się stało... – zaczął Smok.
–
Nie mów
tak, na pewno nic mu nie jest. – Nie wiem, czy próbowałam
przekonać jego, czy samą siebie.
–
Draco,
tutaj! – krzyknął ktoś z oddali. Nie czekając na nic więcej,
biegiem ruszyliśmy przed siebie. Na skraju Zakazanego Lasu pomiędzy
drzewami stało kilku Ślizgonów
z piątego roku. Ich różdżki oświetlały leżącą na ziemi postać.
z piątego roku. Ich różdżki oświetlały leżącą na ziemi postać.
–
Blaise. –
Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Jego ciało porzucone niczym
szmaciana lalka i krew, wszędzie krew.
Draco:
Obiecałem mu
kiedyś, że nigdy nie potraktuję go jak rzeczy, używając na nim
lewitacji bądź Transmutacji, ale teraz nie miałem innego wyboru.
Bałem się, że mój przyjaciel umiera. Hermiona zapewniła mnie, że
nie jest tak źle, bo rzuciła zaklęcie badające, ale i tak byłem
przerażony... Strach był czymś normalnym, gdy służyło się
w szeregach Czarnego Pana, ale wtedy bałem się o życie swoje i swojej rodziny. Teraz bałem się, że przez moją głupotę umrze jeden z najbliższych mi ludzi. Przecież wiedziałem, że cały Gryffindor jest na niego wściekły za akcję z Potterem... Nie powinienem był mu pozwolić łazić samemu...
w szeregach Czarnego Pana, ale wtedy bałem się o życie swoje i swojej rodziny. Teraz bałem się, że przez moją głupotę umrze jeden z najbliższych mi ludzi. Przecież wiedziałem, że cały Gryffindor jest na niego wściekły za akcję z Potterem... Nie powinienem był mu pozwolić łazić samemu...
Droga do
Skrzydła Szpitalnego jeszcze nigdy mi się tak nie dłużyła.
Myślałem, że nigdy już nie dotrzemy do drzwi, za którymi będzie
czekała pomoc. Pani Pomfrey, zaalarmowana przez innych Ślizgonów,
czekała już na swojego pacjenta. Nie wiedziałem, co mu jest. Miał
widoczną ranę na głowie i kilka innych obrażeń. Wyglądało to
na pobicie... Gdy tylko dowiem się, kto to zrobił... Przysięgam,
że nie spocznę dopóki ktoś nie odpokutuje za to krwią!
Patrzyłem, jak pielęgniarka zajmuje się Diabłem i żałowałem,
że nie mogę zrobić nic więcej poza staniem i gapieniem się na
nieprzytomnego przyjaciela. Nienawidziłem bezczynności! Pomfrey
kazała wszystkim wyjść, pozwoliła zostać tylko: mnie, Pansy i
Hermionie. Nagle poczułem drobną dłoń, która złapała moją
własną.
–
Wszystko
będzie dobrze, Blaise wyzdrowieje, zobaczysz... – jej dotyk i
szept dodały mi otuchy. Wiedziałem już, jak się czuła, gdy to
Wiewiórka była w takim stanie. Role się odwróciły. Wtedy to ona
chciała mojego wsparcia... teraz ja jej.
–
Pan
Zabini potrzebuje teraz odpoczynku i spokoju. Nic mu nie będzie.
Zadbam o to. Proszę już iść – nakazała Pomfrey. Pansy od razu
powiedziała, że idzie przekazać dobre wieści do salonu.
–
Chcę
zostać... – zacząłem. Jak dla mnie, Diabeł dalej wyglądał
bardzo źle. Chciałem przy nim posiedzieć.
–
Nie ma
takiej potrzeby, nie obudzi się jutro do południa. Dostał sporą
dawkę eliksirów. Proszę wrócić rano – poleciła pielęgniarka.
–
Draco,
chodź, przyjdziemy tu jutro... – pozwoliłem jej wyprowadzić się
ze skrzydła szpitalnego.
–
Pewnie
nie masz ochoty na imprezę – zapytała mnie, gdy schodziliśmy po
schodach.
–
Nie mam –
odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
–
Rozumiem.
Powinieneś odpocząć. Zobaczymy się jutro... – poczułem, że
chce puścić moją dłoń, więc nie pozwoliłem jej na to.
–
Nie chce
siedzieć sam... W końcu to dzień sukcesu... - Chciałem ją zabrać
do mojego pokoju, posiedzieć z nią, porozmawiać o głupotach...
nie chciałem jednak, by zrozumiała to zaproszenie w niewłaściwy
sposób.
–
Ale
mówisz, że nie idziesz na imprezę...
–
A kto
powiedział, że impreza musi być akurat w salonie? – zapytałem,
po czym, nie czekając na odpowiedź, pociągnąłem ją w stronę
lochów.
Hermiona:
W salonie na
dole trwała ostra impreza. Ślizgoni najpewniej, gdy dowiedzieli
się, że Diabeł przeżyje, postanowili uczcić zarówno ten fakt,
jak i zwycięstwo drużyny. My przemknęliśmy niezauważeni do
pokoju chłopaków. Lubiłam to dormitorium. Panowała tu naprawdę
fajna atmosfera.
–
Napijesz
się czegoś? – spytał z uśmiechem Smok. Zastanowiłam się
chwilę, czy jego plan obejmował upicie i uwiedzenie mnie...
–
Poproszę
wino – odpowiedziałam. Draco szybko nalał mi rzeczonego trunku, a
sam sięgnął po nieśmiertelną whisky.
–
Za sukces
twojej drużyny – wzniosłam ten toast, by trochę poprawić mu
humor i chyba mi się udało, bo uśmiechnął się delikatnie pod
nosem, stukając szklanką o mój kieliszek.
–
Domyślasz
się, kto mu to zrobił...?– spytałam ostrożnie. Draco spiął
się lekko i skinął głową na potwierdzenie.
–
Nie pytaj
o to, co temu komuś zrobię... – ostrzegł mnie. Wiedziałam, że
Draco nie dopuści. Ktoś skrzywdził bliską mu osobę... Na pewno
nie zostawi tego bez odpowiedzi. Nagle ktoś głośno zapukał do
drzwi dormitorium. Draco skrzywił się lekko, ale nie ruszył się
nawet by otworzyć.
–
Smoku!
Jesteś tam? Skarbie! – Astoria Greengrass... Merlinie, jak ja
nienawidzę jej głosu...
–
A ta
idiotka tu czego? – warknął blondyn, idąc w stronę drzwi.
–
Lepiej
jak mnie tu nie zobaczy... – zaczęłam mówić. Nie chciałam, by
plotki na temat mnie i Smoka jeszcze bardziej się rozniosły. A co
jeśli, przypadkiem, dotarłyby do uszu Malfoya Seniora?
–
Daj
spokój, nie jej sprawa – burknął Draco, ale ja mimo to wyjęłam
swoją różdżkę i
rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona.
rzuciłam na siebie zaklęcie kameleona.
Astoria:
Co ten głupi
Zabini sobie wyobrażał? Porzucić moją siostrę ot tak sobie... My
jesteśmy Greengrass! Nas się nie zostawia tak po prostu! Blaise nie
miał żadnego powodu, by zerwać z Dafne. Przecież był dla niego
idealną dziewczyną, robiła wszystko, co chciał! To dzięki niej
zrozumiałam, dlaczego Draco mnie zostawił. Ja nie dałam mu
wszystkiego. Nie pokazałam mu, jak wiele mogę zaoferować. Jednak
nic straconego. Dziś dam mu to, czego potrzebuje. Po tej nocy będzie
chciał już tylko mnie...
–
Nie
wiesz, gdzie jest Smok? – spytałam tej głupiej Pansy. Wkurzała
mnie jej fascynacja Gryfonami. Już od dawna nie była autorytetem
dla żadnej Ślizgonki.
–
Nie wiem,
ostatnio widziałam go w Skrzydle Szpitalnym – odpowiedziała mi z
kpiącym uśmiechem. Bezczelna mopsica jedna! Nie wiem, jak Draco
mógł kiedyś z nią być!
–
Wrócił
już? – zapytałam, ignorując ten jej wredny uśmieszek.
–
Nie wiem,
sprawdź, jak chcesz – burknęła nieuprzejmie. Zero klasy i
szacunku dla lepszych.
Skoczyłam
szybko do swojego pokoju, by przebrać się w wybrany, przeze mnie i
moje psiapsiółki kompletny strój. Skórzana, czerwona mini, czarny
gorset i skąpe stringi, stanik byłby tylko zbędnym akcesorium...
Do tego wysokie szpilki. Spryskałam się najlepszymi perfumami i
musnęłam usta czerwoną szminką. Byłam gotowa na noc mojego
życia. Draco Mafoy'u zaraz będziesz mój!
***
–
A co ty
tu robisz? – zdziwił się Draco. Stała przed nim, uśmiechając
się zalotnie, ubrana jak na nocną zmianę w klubie ze striptizem.
–
Jesteś
sam? – zapytała Astoria, próbując zajrzeć do pokoju.
–
Nie. Idź
stąd! – burknął nieuprzejmie, ale zanim zdążył zatrzasnąć
drzwi, dziewczyna zanurkowała pod jego ramieniem i wlazła
nieproszona do dormitorium.
–
Hej! Kto
pozwolił ci wejść? Wynocha! – zdenerwował się Draco.
Greengrass rozejrzała się po pokoju i uśmiechnęła zadowolona.
Nikogo nie było... Mogła pomyśleć, że jest sam.
–
Nie chcę,
żebyś był samotny, kochanie. Dotrzymam ci towarzystwa –
zamruczała dziewczyna, podchodząc do niego i próbując zarzucić
mu ręce na szyję.
–
Nikt cię
o to nie prosił. I wcale nie jestem samotny. Możesz już wreszcie
wyjść?!
–
Wiem, że
tego nie chcesz... wiem, że mnie pragniesz – mówiła, chyba sama
do siebie, a Draco zaczynał coraz poważniej rozważać wyrzucenie
jej siłą z swojego pokoju.
–
Niczego
od ciebie nie chcę. Jazda stąd!
–
Dam ci
wszystko – oświadczyła pewnie i, zanim zdążył ponownie ją
wyprosić, wyjęła różdżkę i machnęła nią szybko. W następnej
chwili jego arystokratyczne cztery litery gruchnęły o podłogę,
sparaliżowane, podobnie jak reszta ciała.
–
Co ty
kurwa wyprawiasz?! – chciał wrzasnąć, ale nie mógł otworzyć
ust. Astoria, w tym czasie, przestawiła jedno z krzeseł na środek
pokoju. Następnym zaklęciem posadziła na nim blondyna i
przywiązała go do oparcia niewidzialnymi linami. Uśmiechnęła się
przebiegle i przywróciła mu czucie w całym ciele. Nie chciała
przecież być jedyną, która będzie miała satysfakcję z tej
nocy... – Pojebało
cię, idiotko?! Rozwiąż mnie! Co ty wyprawiasz?! – darł się,
jednocześnie próbując wyrwać się z niewidzialnych więzów.
Astoria podeszła bliżej, a głupiutki uśmiech nie schodził z jej
czerwonych warg.
–
Mogłeś
powiedzieć, że tego chcesz. Mogłeś dać mi znać. Przecież
wiesz, że oddałabym ci się, kiedy byś zechciał. Nie domyśliłam
się tego wtedy... ale teraz – dziewczyna usiadła mu na kolanach i
musnęła ustami jego szyję. Draco odchylił głowę, patrząc w
miejsce, gdzie, jak przypuszczał, siedzi niewidzialna Hermiona. –
Może byś to wreszcie przerwała, co? –
warknął rozzłoszczony. Wiedział, że Gryfonka pewnie ma z niego
niezły ubaw.
Hermiona musiała
trzymać dłoń na ustach, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem,
patrząc na bezradność Malfoya. Śmieszyła ją też pomysłowość
Astorii. Gwałt na przywiązanym do krzesła byłym chłopaku... O
czymś takim jeszcze nie słyszała. Gdy Greengrass usiadła na
kolanach Smoka i zaczęła go całować, Hermiona poczuła pewien
dyskomfort, potocznie nazywany zazdrością. Podobało je się jednak
przerażenie blondyna... Niech się jeszcze chwilę pomęczy.
–
Będzie
cudownie, mój ukochany – mruczała Astoria, rozpinając jego
koszulę i wkładając pod nią ręce.
–
Przestań!
Zostaw mnie w spokoju! Nie chcę cię, Greengrass, nie chcę i nigdy
nie chciałem! Zostaw mnie wreszcie! – prosił Draco, bliski
paniki. A co jeśli Hermiona wyszła niepostrzeżenie? Co jeśli
naprawdę jest z nią sam, a ona zrobi to, co ma zamiar zrobić?
Będzie miał traumę do końca życia... Nie miał ochoty, by
Greengrass go dotykała. Tym bardziej nie chciał, by robiła to na
oczach Hermiony. Czuł wstręt do całej tej sytuacji
i marzył już tylko o tym, by ten koszmar się skończył.
i marzył już tylko o tym, by ten koszmar się skończył.
–
To będzie
pamiętna noc – szeptała Ślizgona, nieczuła na prośby Smoka.
Wstała z jego kolan i ponownie sięgnęła po różdżkę,
najpewniej po to, by przenieść go na łóżko, ale wtedy nagły
błysk zaklęcia oszałamiającego powalił ją na ziemię. Draco
odetchnął
z prawdziwą ulgą, dziękując wszystkim świętym o jakich kiedykolwiek słyszał, za ten ratunek.
z prawdziwą ulgą, dziękując wszystkim świętym o jakich kiedykolwiek słyszał, za ten ratunek.
–
Wszystko
w porządku? Usłyszałam jakieś wrzaski... – Pansy wciąż stała
w progu
z uniesioną różdżką
z uniesioną różdżką
–
Jak
dobrze, że jesteś już myślałem, że ona mnie... – Jego
wypowiedź przerwał czyjś histeryczny śmiech. Hermiona machnęła
różdżką, zdejmując z siebie zaklęcie.
–
Szkoda,
że nie widziałeś swojej miny – śmiała się prawie do łez.
–
Granger!
Jak zejdę z tego krzesła, słowo daję, że cię zabiję! Czemu jej
na to wszystko pozwoliłaś?! – wydarł się na Gryfonkę.
–
O kurde,
ale musiałaś mieć widowisko, żałuję, że mnie tu nie było! –
roześmiała się Pansy.
–
Spoko,
wszystko ci opowiem! O! Albo pokażę wspomnienia w myślodsiewni –
zapewniła ją Herm.
–
Ani mi
się waż! I to wcale nie jest śmieszne! Rozwiążcie mnie wreszcie!
– pieklił się Draco.
–
To ja
zabieram panienkę Astorię. Nocka w schowku na miotły na pewno
będzie dla niej równie owocna, jak ta z tobą – pokazała
blondynowi język Pansy, po czym, za pomocą różdżki, uniosła
bezwładne ciało Greengrass.
–
Hermionko,
zajmiesz się naszym małym Smoczkiem? Biedaczek chyba jest
przestraszony, jak zagubione w ciemnym lesie dziecko – kpiła dalej
z przyjaciela Parkinson.
–
Odwiążcie
mnie! Już ja wam pokażę przerażenie! – Draco szarpał się z
całych sił, ale zaklęcie Astorii wciąż działało.
–
Oczywiście,
że się nim zajmę. Możesz być spokojna – poinformowała Miona
Ślizgonkę. Pansy uśmiechnęła się perfidnie, po czym wyszła z
pokoju razem z balastem w postaci Astorii. Gdy zamknęły się drzwi
dormitorium, Hermiona wreszcie wstała z swojego miejsca. Powoli
zaczęła się zbliżać do Malfoya, który, widząc jej błyszczące,
namiętne spojrzenie, na chwilę zapomniał o tym, by próbować się
uwolnić. Gdy Gryfonka stanęła tuż nad nim, Draco poczuł jak
zasycha mu w gardle. Nie wiedział jeszcze, co ona planuje, ale był
pewien, że wstrząśnie to nim o wiele bardziej niż pomysł
Astorii.
–
Rozwiąż
mnie – szepnął zachrypniętym głosem. Chciał się uwolnić, by
jak najszybciej móc jej dotknąć. Denerwowało go to, że ona jest
tak blisko, a on nie może nic z tym zrobić.
–
Jeszcze
nie pora na to... – pochyliła się i zamruczała zmysłowym
głosem, wprost do jego ucha. Podobało jej się to, że teraz to ona
ma nad nim pełną władzę. Lubiła dominować, a ta sytuacja
stwarzała jej idealną do tego możliwość. Delikatnie przesunęła
palcami po odsłoniętej klacie Ślizgona. Draco musiał mocno
zacisnął zęby, by stłumić jęk, jaki chciał się wyrwać z jego
gardła. Ona chyba miała zamiar go torturować... i w tym momencie
powiedziałby jej wszystko co wie, byleby go uwolniła i pozwoliła
się dotknąć.
Miała
na sobie ciemne jeansy i ciemnoczerwoną bluzkę zapinaną z przodu.
Zwykły strój,
w jakim często chodziła po zajęciach, nic specjalnego... Jednak działało to na niego
o wiele bardziej, niż dziwkarski ubiór Astorii. Uczucie to spotęgowało się jeszcze, gdy Hermiona niewinnym ruchem rozpięła pierwszy guzik w swej bluzce. Draco musiał przyznać, że to nawet dobrze, że jest przywiązany, bo za sam ten gest rzuciłby się na nią jak nienormalny.
w jakim często chodziła po zajęciach, nic specjalnego... Jednak działało to na niego
o wiele bardziej, niż dziwkarski ubiór Astorii. Uczucie to spotęgowało się jeszcze, gdy Hermiona niewinnym ruchem rozpięła pierwszy guzik w swej bluzce. Draco musiał przyznać, że to nawet dobrze, że jest przywiązany, bo za sam ten gest rzuciłby się na nią jak nienormalny.
–
Rozwiąż
mnie – poprosił po raz kolejny, mając wrażenie, że coś spali
go od środka, jeśli ona nadal nie pozwoli mu się dotknąć.
–
Jeszcze
nie – odpowiedziała, rozpinając kolejny guzik tak, że jego oczom
ukazał się fragment czarnego, koronkowego stanika. Tym razem był
pewien, że ukruszył sobie ząb, zaciskając szczęki, by nie
jęknąć, a następnie nie warknąć z frustracji.
–
Nie każ
mi się prosić... – szepnął, gdy dziewczyna pochyliła się nad
nim.
–
Poproś –
powiedziała, po czym delikatnie chwyciła zębami płatek jego ucha.
Tego jęku Draco już nie powstrzymał. Jego oddech wyraźnie
przyśpieszył. Jeszcze chwila i zwariuje od tych jej słodkich
tortur.
–
Hermiona...
– jęknął, gdy usta dziewczyny przeniosły się na jego szyję.
–
Uhm? –
Oderwała się od niego tylko po to, by rozpiąć swoją bluzkę do
końca. Sam widok jej piersi w czarnej koronce był dla niego jak
spełnione marzenie.
–
Rozwiąż
mnie... proszę... – wychrypiał, starając się trochę uspokoić
swój oddech. Gryfonka pochyliła się i przylgnęła swoimi
piersiami do jego nagiej klaty, po czym namiętnie wpiła się w jego
usta. Draco myślał, że zaraz wyrwie sobie ręce ze stawów, tak
bardzo miał ochotę objąć ją swymi ramionami. Całowali się
namiętnie i z pasją. Ich ciała były blisko i oboje bardzo chcieli
tego, co za chwilę miało nastąpić... Jednak nie byłoby ciekawie,
gdyby i tym razem ktoś nie postanowił im przeszkodzić... Głośne
pukanie do drzwi oderwało ich od siebie. Hermiona zeskoczyła z jego
kolan, w ekspresowym tempie zapinając bluzkę. Okazała też
wreszcie łaskę i zdjęła zaklęcie z arystokraty.
–
Kurwa!
Zawsze w najlepszym momencie – warknął Draco, idąc do drzwi,
gotów przekląć tego, kto za nimi stoi. Okazało się jednak, że
klątwa nie będzie potrzebna, bowiem ich gość i tak wyglądał,
jakby go właśnie przeklęto.
–
Tu
jesteś! – jęknęła Ginny, a po jej twarzy płynęły łzy.
Brązowowłosa podeszła szybko do zapłakanej przyjaciółki.
–
Wszędzie
cię szukałam – rozszlochała się Ruda, wtulając się w ramię
Miony.
–
Ginny, co
się stało? – zapytała.
–
Nott...
on powiedział... Blaise... szpital... – łkała Ruda. Draco
podszedł do ukrytego barku i wyjął szklankę, którą od razu
hojnie napełnił whisky. Podszedł i wcisnął ją Ginny,
a Hermiona od razu pomogła jej się napić. Po chwili alkohol trochę uspokoił Wiewiórkę.
a Hermiona od razu pomogła jej się napić. Po chwili alkohol trochę uspokoił Wiewiórkę.
–
To
prawda, że go pobito? – spytała Gin, patrząc na Smoka. Blondyn
w odpowiedzi kiwnął tylko głową.
–
To moja
wina – zapłakała Ginny. Hermiona ledwo dowlekła ją do krzesła,
na którym jeszcze przed chwilą siedział Malfoy.
–
To nie
twoja wina Ginny, nie zarzucaj tego sobie – poprosiła Hermiona.
–
Chcę
pójść do niego – wyszeptała słabo Ruda.
–
Teraz nie
możesz, jest już późno, a on i tak jest nieprzytomny. Musisz
odpocząć – tłumaczyła Miona.
–
Ona ma
rację, Weasley. Nie martw się, nie znasz powiedzenia, że "złego
diabli nie biorą?". Przecież Zabini to prawdziwy diabeł, nic
mu nie będzie – usiłował pocieszyć ją Draco.
–
Pójdziemy
tam rano? – spytała Ruda z nadzieją.
–
Jasne, że
tak, zaraz po śniadaniu – zapewniła ją Hermiona, pomagając jej
wstać.
–
Odprowadzę
was – zaproponował Draco, wreszcie dopinając swoją koszulę.
–
Nie
trzeba, damy sobie radę, też miałeś ciężki dzień –
odpowiedziała Herm, uśmiechając się do niego lekko.
–
Szkoda,
że zakończenie nie było takie, jak oczekiwałem... – szepnął
tak, by tylko ona mogła go usłyszeć.
–
Może
innym razem – uśmiechnęła się do niego zalotnie.
–
Mam
nadzieję... – dopowiedział, gdy za Gryfonkami zamknęły się
drzwi jego pokoju.
***
Hermiona i Ginny
w drodze do dormitorium praktycznie z sobą nie rozmawiały. Każda z
nich pochłonięta była własnymi myślami. Obie jednak niemiło
zaskoczył widok nieproszonego gościa czekającego pod portretem
prowadzącym do dormitorium Herm.
–
Czego
chcesz? – syknęła Ginny na widok swojego chłopaka.
–
Gdzieś
ty była? – zdenerwował się Wybraniec.
–
Nie twoja
sprawa! Z nami koniec! – krzyknęła Ginny. Hermiona zmartwiła
się trochę, ponieważ w szkole panowała już cisza nocna i nie
chciała, by krzyk przyjaciółki zwabił jakiegoś nauczyciela.
–
My nie
mamy końca, Ginny, a już na pewno nie nastąpi on przez jakiegoś
obrzydliwego śmierciożercę! Jesteś moja! Zawsze będziesz!
–
Obrzydliwego?
Sam jesteś obrzydliwy! Ta wojna zniszczyła w tobie całe
człowieczeństwo, Potter! – wygarnęła mu Ruda.
–
Uspokój
się Gin i chodź – odezwała się Hermiona, jednocześnie podając
hasło La Voisin.
–
Ona
nigdzie nie idzie! Najpierw pogadamy! – pieklił się Harry.
–
Pogadaj
sobie z swoim odbiciem w lustrze, to jedyne, do czego masz jeszcze
szacunek, choć zupełnie nie wiem dlaczego! – wyrzuciła mu Gin,
wchodząc do pokoju. Hermiona ostatni raz spojrzała na wyraźnie
wściekłego Wybrańca, po czym sama również weszła do
dormitorium.
***
–
Dlaczego
on się nie budzi? – pytała Ginny łamiącym głosem, patrząc na
pogrążonego we śnie Diabła. Cały dzień spędzili na czuwaniu
przy łóżku Ślizgona, ale on niestety nie otworzył jeszcze oczu.
–
Leni się
jak zwykle – próbował zażartować Draco, ale Hermiona wiedziała,
jak mu źle ze świadomością, że stan jego przyjaciela się nie
poprawia.
–
Obudzi
się. Ma skórę twardą jak hipogryf – zapewniła ich Pansy, ale i
ona miała dość ponurą minę.
–
Wstanie i
od razu będzie chciał wyjść ze szpitala, on tak zawsze – dodał
Theodor Nott. On i reszta drużyny też czuwali na zmianę przy boku
Zabiniego. Przyszła też Dafne Greengrass, ale Pansy i Draco
łagodnie ją wyprosili, widząc chęć mordu w oczach Ginny. Nagle
Diabeł poruszył się i jęknął cicho. Wszyscy zerwali się z
swoich miejsc i pochylili się nad nim, a Ginny złapała jego dłoń.
Blaise delikatnie rozchylił oczy i spojrzał na nich, po czym je
zamknął.
–
Diabełku,
jak się czujesz? – wyszeptała czule Wiewiórka.
–
Jakby mi
garborożce stratowały mózg... – jęknął. Kilka osób
parsknęło śmiechem. Diabeł znów otworzył oczy i rozejrzał się
po sali.
–
A tak w
ogóle to coście za jedni? - Nastąpiła ogólna konsternacja.
Patrzyli jeden na drugiego, przerażeni, że Blaise ich nie poznaje.
– Aaaa!
Już wiem! Wy jesteście Beznadziejnymi Truchłami, tym nowym
zespołem magicrockowym, co nie? – roześmiał się Diabeł.
Wszyscy po chwili zrozumieli, że Zabini tylko się z nich nabijał i
też wybuchnęli śmiechem.
–
Jesteś
okropny! – skarciła go Ginny ze łzami w oczach.
–
A ty co
tu robisz, Wiewiórko? Nie boisz się, że bliznowaty ćwok się
dowie, że tu jesteś? – wyszeptał, patrząc jej w oczy.
–
Miałeś
rację, mówiąc mi, że on to margines... Ty zwykle masz rację... –
wyznała mu z czułością.
–
Obym miał
też rację, mówiąc, że kiedyś będziesz tylko moja...
–
Miałeś.
Jestem... – Ginny pochyliła się i pocałowała go w usta. Draco
i Hermiona spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się promiennie. Teraz
już wszystko powinno być dobrze...
***
Od pobicia
Zabiniego minął tydzień. Ginny nie odstępowała Diabła na krok,
dbając o to, by jak najszybciej wrócił do świetnej formy. Mimo
oczywistego przypuszczenia, że to Harry pobił Ślizgona, Diabeł
twierdził, że niczego nie pamięta, gdyż ktoś rzucił na niego
obliviate. Zarówno Draco jak i Hermiona nie wierzyli w tę wersję
wydarzeń, nie chcieli jednak naciskać na Diabła, który był
wyraźnie szczęśliwy z powodu tego, że Ginny rzuciła Pottera.
Hermiona również była zadowolona z faktu, że jej przyjaciółka
jest szczęśliwa,
a wszystko zdaje układać się po jej myśli. Ron nadal zadawał się z Sylvią Nott i nawet zaczął się ciepło uśmiechać do Hermiony, gdy mijali się na korytarzu lub w Pokoju Wspólnym, Lavender wciąż pozostawała dziewczyną Deana i jedynie okazjonalnie krzywiła się z niesmakiem, gdy widziała, jak Draco i Hermiona rozmawiają. Pansy została dziewczyną Seamusa, a Harry o dziwo trzymał się od Ginny i Diabła z daleka. Ron powiedział im, że Wybraniec znika gdzieś na długie godziny, ale mało kogo to interesowało. Najważniejsze, że wszystko powoli wracało do normy. Hermiona musiała jednak przyznać, że jej życie normalne nie było. Bo jak uznać za normalne to, że spędzała większość swojego czasu, ucząc się do OWuTeMów w towarzystwie dwóch Ślizgonów? Jak powiedzieć, że normalne jest to, że kilka razy została ukradkowo wciągnięta do pustej klasy, a później namiętnie wycałowana przez bardzo przystojnego blondyna? Sama nie wiedziała, co dokładnie dzieje się w jej życiu, ale nie miała zamiaru narzekać... dla niej było dobrze i nie chciała niczego zmieniać.
a wszystko zdaje układać się po jej myśli. Ron nadal zadawał się z Sylvią Nott i nawet zaczął się ciepło uśmiechać do Hermiony, gdy mijali się na korytarzu lub w Pokoju Wspólnym, Lavender wciąż pozostawała dziewczyną Deana i jedynie okazjonalnie krzywiła się z niesmakiem, gdy widziała, jak Draco i Hermiona rozmawiają. Pansy została dziewczyną Seamusa, a Harry o dziwo trzymał się od Ginny i Diabła z daleka. Ron powiedział im, że Wybraniec znika gdzieś na długie godziny, ale mało kogo to interesowało. Najważniejsze, że wszystko powoli wracało do normy. Hermiona musiała jednak przyznać, że jej życie normalne nie było. Bo jak uznać za normalne to, że spędzała większość swojego czasu, ucząc się do OWuTeMów w towarzystwie dwóch Ślizgonów? Jak powiedzieć, że normalne jest to, że kilka razy została ukradkowo wciągnięta do pustej klasy, a później namiętnie wycałowana przez bardzo przystojnego blondyna? Sama nie wiedziała, co dokładnie dzieje się w jej życiu, ale nie miała zamiaru narzekać... dla niej było dobrze i nie chciała niczego zmieniać.
***
Tego popołudnia
Hermiona czytała właśnie jedną z książek, które przygotowała
sobie jako lekturę dodatkową do nauki Transmutacji. Dobry wynik z
tego przedmiotu był dla niej równie ważny, jak z wszystkich
innych... Chciała być najlepsza i udowodnić, że nie znalazła się
w świecie magii przez pomyłkę. Spojrzał w dół na jasnowłosą
głowę spoczywającą na jej kolanach. To właśnie jemu zawsze
chciała pokazać, że jej krew nie jest gorsza od jego... Czy jej
się to udało? Draco leżał wygodnie rozwalony na kanapie
w jej pokoju. Głowę trzymał na jej kolanach, a sam pogrążony był w lekturze uzupełniającej z zaklęć. Hermiona z nutką satysfakcji patrzyła na to, jak poważnie Malfoy traktuje przygotowanie do egzaminów. Podobało jej się, że nie ma takiego lekceważącego stosunku do nauki, jak Ron czy Harry.
w jej pokoju. Głowę trzymał na jej kolanach, a sam pogrążony był w lekturze uzupełniającej z zaklęć. Hermiona z nutką satysfakcji patrzyła na to, jak poważnie Malfoy traktuje przygotowanie do egzaminów. Podobało jej się, że nie ma takiego lekceważącego stosunku do nauki, jak Ron czy Harry.
–
Gapisz
się na mnie – mruknął, nie odrywając wzroku od książki.
–
Wcale że
nie – oburzyła się i delikatnie trzepnęła go w głowę.
–
Wiem, że
jestem nieziemsko przystojny, ale skup się na nauce, bo nie dam ci
odpisać od siebie na egzaminie – zaśmiał się, spoglądając na
jej lekko zarumienioną buzię.
–
Ja
miałabym ściągać od ciebie? – prychnęła Hermiona.
–
Skoro nie
chcesz ode mnie, to możesz dla mnie – zażartował, łapiąc za
kołnierzyk jej białej, szkolnej bluzki.
–
Opanuj
się, bo cię wyrzucę – skarciła go z uśmiechem.
–
Sama
prosiłaś, bym tu przyszedł... – droczył się.
–
Nieprawda!
To ty błagałeś, bym cię tu zabrała! – kłóciła się
rozbawiona. Chwilami wciąż nie mogła uwierzyć, że pomiędzy nią
a Draco jest tak dobrze. Wygłupiali się, całowali, chodzili na
spacery... prawie jakby byli parą... prawie. Ślizgon nie zapytał
jej, czy by tego chciała... a ona nie miała odwagi zaczynać tej
rozmowy. Wystarczyło jej to, co jest... Portret prowadzący do
dormitorium rozsunął się i do środka weszli uśmiechnięci Ginny
i Blaise, trzymający się za ręce.
–
Co
robicie, słodkie pyszczki? – przywitał ich Diabeł.
–
A co? Nie
widać? Właśnie ratujemy świat przed inwazją zmutowanych
druzgotków– odpowiedział Draco poważnym tonem. Po chwili cała
czwórka wybuchnęła śmiechem.
–
Co tam? –
zagadnęła wesoło Hermiona, gdy Blaise, łapiąc Smoka za nogę,
zwlókł go
z kanapy tak, by zrobić miejsce dla siebie i Ginny.
z kanapy tak, by zrobić miejsce dla siebie i Ginny.
–
Słyszeliście
o tej dziwnej kolacji? Przed godziną pojawiła się informacja, że
wszyscy mają się ubrać wieczorowo, bo odbędzie się jakieś
przyjęcie...
–
McGonagall
mi wspominała, podobno Dumbledore coś zaplanował – potwierdziła
Herm.
–
Ciekawe,
co to znów za durny pomysł Dropsiarza – burknął Draco, wstając
wreszcie
z ziemi, na którą zrzucił go Diabeł.
z ziemi, na którą zrzucił go Diabeł.
–
Może
chce się oświadczyć McSkwaszonej, albo wyznać miłość
Severusowi, co mu SilverSpell szampon robi, kto go tam wie...
–
Nie
zaczynaj! – upomniała swojego chłopaka Ginny. Ona jedna była w
stanie powstrzymać Diabła od wiecznie głupich docinków i
komentarzy.
–
Jak sobie
życzysz, Ginny, co seksi wygląda w kusej mini – wyszczerzył się
Blaise.
–
Dobra,
idziemy zanim się rozkręcisz, stary i Gryfonki rzucą na ciebie
jakieś czary–mary. – Draco wstał i klepnął zaczepnie
przyjaciela w ramię.
–
My i tak
musimy przygotować się na tę dziwną kolację – powiedziała
Hermiona. Ginny
i Blaise cmoknęli się krótko lecz namiętnie i chłopcy ruszyli do wyjścia.
i Blaise cmoknęli się krótko lecz namiętnie i chłopcy ruszyli do wyjścia.
–
Jaką
będziesz miała sukienkę na kolacji? – spytał Draco, gdy
Hermiona odprowadziła ich do przejścia pod portretem.
–
Zieloną
– odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
–
Nie mogę
się doczekać – mruknął, całując ją przelotnie w usta. Gdy
przejście się zamknęło Hermiona odwróciła się i delikatnie
przygryzła swoją wargę.
–
Ja też...
– szepnęła cicho.
***
Cała szkoła aż
kipiała od plotek i domysłów na temat tego, co też wydarzy się
dziś w Wielkiej Sali. Jedni przypuszczali, że może Dumbledore
zaprosił jakiś ważnych gości. Inni szeptali o ważnych sprawach,
o których najpewniej zostaną poinformowani. Jeszcze inni sądzili,
że to jeden z kolejnych szalonych wybryków dyrektora i zasadniczo
nie ma się czym przejmować.
Hermiona
założyła zieloną sukienkę za kolano. Lubiła ją, ale rzadko
nosiła, ze względu na kolor wrogiego domu, jaki reprezentowała...
Teraz nie miała już takich oporów. Ginny zdecydowała się na
klasyczną małą czarną, w której wyglądała bardzo seksownie.
Herm wiedziała, że Ruda liczy, że zrobi wrażenie na Diable, gdyż
poprosiła ją
o zatrzymanie Malfoya po kolacji w jej dormitorium... Brązowowłosa trochę obawiała się tego, ale z drugiej strony nie miała zamiaru odmawiać... Czego się nie robi dla przyjaciół. Obie zeszły na kolację w wyśmienitych humorach. Okazało się, że stoły i krzesła zostały przesunięte pod ścianę tak, by na środku pojawił się parkiet do tańca. Przed stołem nauczycielskim stał... mikrofon.
o zatrzymanie Malfoya po kolacji w jej dormitorium... Brązowowłosa trochę obawiała się tego, ale z drugiej strony nie miała zamiaru odmawiać... Czego się nie robi dla przyjaciół. Obie zeszły na kolację w wyśmienitych humorach. Okazało się, że stoły i krzesła zostały przesunięte pod ścianę tak, by na środku pojawił się parkiet do tańca. Przed stołem nauczycielskim stał... mikrofon.
–
Dziwne...
– burknęła Hermiona. Ginny dostrzegła już Smoka i Diabła
siedzących
w odległym kącie i pomachała do nich. Dziewczyny cieszyły się, że dziś będą mogły zjeść kolację w tak lubianym przez siebie towarzystwie, jednak ledwo ruszyły do przodu, zostały zatrzymane i wyściskane przez wzruszoną Molly Weasley.
w odległym kącie i pomachała do nich. Dziewczyny cieszyły się, że dziś będą mogły zjeść kolację w tak lubianym przez siebie towarzystwie, jednak ledwo ruszyły do przodu, zostały zatrzymane i wyściskane przez wzruszoną Molly Weasley.
–
Mamo, co
ty tu robisz? – zdziwiła się Gin, gdy wreszcie udało jej się
wyplątać z objęć matki.
–
Kochanie,
nie mogło mnie tu zabraknąć! To przecież twój wielki dzień!
Moja córeczka tak szybko dorosła. Jestem taka szczęśliwa! To
takie cudowne! – rozszlochała się Molly.
–
Co? –
zapytały jednocześnie obie Gryfonki, nie rozumiejąc nic,a nic z
wypowiedzi kobiety. Jednak pani Weasley nie zdążyła im
odpowiedzieć, gdy przed mikrofonem pojawił się uśmiechnięty
Dumbleodre, a tuż obok niego... Harry wystrojony w wyjściową szatę
i muszkę...
i muszkę...
–
Nie
podoba mi się to – mruknęła Hermiona.
–
Moi
drodzy! Witam was w tak jakże uroczysty dzień. Czy wszyscy mnie
widzą i słyszą? - Po sali rozszedł się pomruk aprobaty.
Hermiona rozejrzała się dookoła i z niemałym zaskoczeniem
spostrzegła, że oprócz pani Weasley w szkole goszczą również
Bill i jego żona Fleur, George, a nawet Percy... Coś tu było nie
tak.
–
Córeczko,
pora na nas – usłyszały za swoimi plecami i obie odwróciły się
w stronę uśmiechniętego pana Weasley'a. Ginny na jego widok
odpłynęły z twarzy wszystkie kolory, a Hermiona właśnie
zrozumiała, co tu się rozgrywa...
–
Kochani!
Zebraliśmy się tu wszyscy, tak odświętnie ubrani z powodu
wspaniałej okazji! Harry poprosił mnie o to, bym zezwolił mu tego
dokonać w tak uroczysty sposób. - Ojciec Ginny, nie zważając na
wyraźnie zszokowaną minę swej córki, poprowadził ją w kierunku
Harry'ego i dyrektora, a pani Weasley dumnie maszerowała tuż za
nimi, ciągle ocierając łzy. Kątem oka Hermiona zauważyła, jak
Blaise podnosi się z miejsca, a Draco i Pansy próbują go uspokoić.
Gdy tylko Ginny
znalazła się blisko, Harry sięgnął po jej dłoń i uśmiechnął
się do niej szeroko.
–
Kilka dni
temu poprosiłem twoich rodziców o twoją rękę, a oni wyrazili swą
zgodę. - Harry przyklęknął i wyjął z kieszeni pudełko z
pierścionkiem.
–
Ginevro
Molly Weasley, ja, Harry Potter, syn Lily i Jamesa, Wybraniec, który
pokonał najpotężniejszego czarnoksiężnika naszych czasów,
składam w twe dłonie me serce
i proszę cię, za zgodą i z aprobatą twojej rodziny, o rękę. Będę cię kochał i dbał o ciebie. Nigdy nie będę zachowywał się głupio lub nieodpowiedzialnie. Będę pracował na to, byś nigdy nie musiała się wstydzić mnie i mojego nazwiska i zrobię wszystko, byś była szczęśliwa i bezpieczna. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną...?
i proszę cię, za zgodą i z aprobatą twojej rodziny, o rękę. Będę cię kochał i dbał o ciebie. Nigdy nie będę zachowywał się głupio lub nieodpowiedzialnie. Będę pracował na to, byś nigdy nie musiała się wstydzić mnie i mojego nazwiska i zrobię wszystko, byś była szczęśliwa i bezpieczna. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną...?
W całej sali
zapanowało ogólne wyczekiwanie i konsternacja. Czegoś takiego nikt
się nie spodziewał. Pan Weasley i jego żona stali objęci i
patrzyli z uśmiechem na swoją córkę, przed którą klęczał
Wybraniec. Fleur teatralnie szlochała w chusteczkę, a Bill, George
i Percy uśmiechali się z aprobatą... Jedynie Ron zerkał na swoją
siostrę, lekko przestraszony. Hermiona spojrzała w stronę Diabła,
który patrzył na Ginny wyczekująco, nerwowo zaciskając szczęki.
Widać było, że każda sekunda przedłużającej się ciszy bardzo
go irytowała... W oczach Rudej błysnęły łzy. Spojrzała wprost
na swoich rodziców, a później na szeroko uśmiechającego się
Dumbledora. Hermiona bardzo współczuła swej przyjaciółce, że
została postawiona w takiej sytuacji...
Wzrok Ginny
spoczął na Harry'm.
Jak mnie Potter drażni! Dupek! Cham! Debil! Aghrrr!
OdpowiedzUsuńJa na miejscu Ginny zrobiłabym mu awanturę i nie obchodziło by mnie nic ani nkt!
Co do rozdziału jak zwykle świetny! <3
http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/
Pozdrawiam.
Boże, Potter by się schował...
OdpowiedzUsuńJeju ughhh coś mnie trafi zaraz �� Czytam któryś raz bo kocham to opowiadanie i za każdym razem mam ochotę zabić Pottera.
OdpowiedzUsuńNa pierwszym POV Draco się po prostu rozpłynęłam, to jak brakuje mu Hermiony obok, jak brakuje mu jej obecności, to jak ją obserwował czując, że ją poznaje, ale mu to nie wystarczało <3 Pięknie napisane. W ogóle to jeden z moich ulubionych rozdziałów ten początek i opis wydarzeń z różnych POV jest świetnym i interesującym zabiegiem.
OdpowiedzUsuńPotter, na niego to brak mi słów w tym opowiadaniu na prawdę, jest to realne, bo jednak wojna mogła zrobić mu sieczkę z mózgu, ale na prawdę nikt z nauczycieli nie widzi co on wyprawia? Jak bardzo się zmienil? To jak Hermionie grozi, że zostanie sama, bez przyjaciół? Właściwie, czego żałować - kto by chciał takiego przyjaciela, dla którego ważniejsza była gra Rona niż przyjaciółka, która jako jedyna z nim cały czas była, cały czas pomagała i nigdy nie zostawiła, o Ronie tego powiedzieć nie można. Więc jakbym wzięła tą pałkę i dała mu przez łeb to chyba bym się lepiej poczuła. Czytam to opowiadanie któryś raz, ale zawsze ten patafian taksamo mnie wkurza, aż mi krew wrze.
Blaise powinien powiedzieć kto mu to zrobił, zdaje sobie sprawę dlaczego tego nie zrobił, duma, nie chciał ranić Gin, ego... Jednak gdyby powiedział może przyszłe wydarzenia skończyłyby się troszkę inaczej.