piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział trzydziesty drugi

Rozdział Trzydziesty Drugi

- Słonecznik! – ucieszyła się Hermiona, podbiegając do swojego łóżka. Naprawdę kochała te kwiaty... Jednak po pierwszej entuzjastycznej reakcji w jej głowie zaroiło się od pytań. Jak ten kwiatek znalazł się w jej pokoju? Kto wiedział o tym, że kocha właśnie słoneczniki? Skąd ktoś w ogóle go wytrzasnął? Przecież nie było ich w hogwardzkich szklarniach ani
w magicznej kwiaciarni w Hogsmeade... Tak bardzo się zamyśliła nad tym, kto, jak, gdzie
i skąd zrobił jej tak uroczą walentynkową niespodziankę, że nawet nie zauważyła, że na jej łóżku leży coś jeszcze. Małe jasnoniebieskie pudełeczko z markowym logiem Tiffany'ego, jednego z najlepszych, mugolskich jubilerów. Kogo z jej znajomych, na Wielkiego Godryka, było stać na kupowanie biżuterii w tak drogim salonie? Nie zwlekając dłużej, delikatnie otwarła prezent i na chwilę zamarła z wrażenia...
Naszyjnik w kształcie serca– kłódki i maleńki pasujący do niej kluczyk. Wspaniałe połączenie... Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Kto wysłał jej tak doskonały podarunek? Zaczęła się rozglądać za jakaś karteczką bądź liścikiem, lecz niestety niczego takiego nie znalazła. Wystarczyło jednak krótkie spojrzenie na naszyjnik, by irytacja na jego ofiarodawcę jej przeszła, był cudowny. Ale kto? Na Merlina KTO jej to przysłał? Erniego, Theodora i Justina mogła wykluczyć. Każdy z nich dał jej już walentynkę. Ernie dał jej róże, wątpiła więc, że wyskoczyłby jeszcze i z słonecznikiem, Theodor był czystej krwi, więc prawdopodobnie nie miał pojęcia, że istnieje coś takiego jak mugolski jubiler Tiffany, a Justin... nie żeby oceniała kogoś po pozorach, ale nie sądziła, by Puchona było stać na taki prezent... Rona też od razu mogła skreślić. Musiałby chyba sprzedać samego siebie handlarzom niewolników, by było go na to stać. Zresztą od czasu, gdy wypaliła na jego czole czerwony napis, Rudy unikał jej jak przysłowiowej zarazy, nie było więc szans, że wysłał jej walentynkę. W jej głowie zagościł jeszcze jeden pomysł, nie dostała od niego nawet kartki... nie żeby się spodziewała, ale może jednak? Tylko skąd taki Malfoy miałby wiedzieć o Tiffanym? Zaraz, zaraz... Mapa Londynu! Zaznaczyła przecież na niej Harrod'sa, w którym na pewno znajdował się salon tej marki. Czy naprawdę ten cudowny prezent mógł być od Smoka? Jeśli tak, to dlaczego blondyn się nie podpisał? Nagle w jej głowie błysnęło krótkie wspomnienie...
Na dwa dni przed walentynkami, gdy wychodzili z Wielkiej Sali po śniadaniu:
Kocham Cię, buzi daj, nie rób sobie ze mnie jaj... – podśpiewywał Blaise najpewniej zainspirowany walentynkowymi dekoracjami, które pojawiły się tego ranka w całym Hogwarcie.
Diable, błagam! Już crucio było przyjemniejsze niż ten twój śpiew – narzekał Draco, gdy razem z Hermioną i Zabinim schodzili do lochów na pierwszą tego dnia lekcję eliksirów.
Nie znasz się, Smoku, lepiej posłuchaj tego: Był sobie raz chłopak, nazwijmy go Draco, który mimo pozorów wcale nie był pokraką. Nocami wzdychał do pięknej białogłowy, co często brzmiało jak hukanie dzikiej sowy – Diabeł tworzył dalej, nie zważając na coraz bardziej wściekłą minę blondyna i na coraz głośniejszy chichot Miony. Nagle Blaise zatrzymał Hermionę i teatralnie łapiąc jej dłoń, wykrzyknął: – Więc zacna białogłowo jeśli nie chcesz jego rychłej zguby, szepnij do niego, Smoku, mój ty luby!
Natychmiast przestań, ty kretynie! – wściekał się Malfoy, a Hermiona wybuchnęła szczerym śmiechem.
Och, Diabełku, ale ty masz dzisiaj wenę twórczą – poklepała przyjacielsko Zabiniego po ramieniu.
No to przecież oczywiste! Zobacz, jak tu wszędzie pięknie! Stary Drops zaszalał na maksa. Widziałaś tę dekorację? Serduszka, motylki, amorki i róże!
Nie lubię róż... są takie oklepane – Herm skrzywiła się, mijając jedną z różanych dekoracji.
Serio? Myślałem, że wszystkie dziewczyny lubią róże – odezwał się Draco.
Wszystkie dziewczyny lubią kwiaty, ale niekoniecznie róże – odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem.
To są w ogóle jakieś inne kwiatki? – zaśmiał się Diabeł.
No pewnie! – żachnęła się Hermiona – Konwalie, azalie, goździki i lilie... i słoneczniki! O tak! Słoneczniki są śliczne!
Właśnie teraz przypomniała sobie to wyznanie, które usłyszało od niej dwóch Ślizgonów... Uśmiechnęła się sama do siebie. Nie mogła mieć stuprocentowej pewności, ale chyba już wiedziała, od kogo był ten cudowny walentynkowy podarunek...
Stała pod klasą Transmutacji, wciąż uśmiechając się delikatnie pod nosem, ale czemu się dziwić, przecież pierwszy raz dostała od kogoś markową, gustowną
i prześliczną biżuterię. I naprawdę miała nadzieję, że to od szarookiego blondyna
w zielonym krawacie, który właśnie wyszedł za rogu.
Co się tak uśmiechasz? – przywitał ją Draco wesoło.
A tak jakoś, mam dobry humor – odpowiedziała, ledwo hamując się przed rzuceniem się mu na szyję i wycałowaniem go w ramach podziękowania, to by dopiero hieny szkolne miały o czym plotkować.
O niee, tylko nie znowu on. Od rana jest w koszmarnie przesłodzonym, walentynkowym humorze. Jak tak dalej pójdzie, to padnę dziś na cukrzycę – narzekał Draco, widząc zbliżającego się do nich Diabła.
Mionusia! – zawołał entuzjastycznie Zabini. – Hums, chodź tu, dawaj szybko prezent, bo mi jeszcze ucieknie moja walentynka! – Sonny wręczył mu wielkiego, czerwonego lizaka w kształcie serca.
Och, piękna Hermisiu, czy zostaniesz moją walentynką numer... Ej, Hums, który to tam mamy numer na liście? – wygłupiał się Zabini.
Coś około trzydziestego – mruknął młodszy Ślizgon.
Ależ jakie to ma znaczenie? Przecież ty, Mioneczko, jesteś dla mnie tą jedyną! – zawołał Blaise, kładąc rękę na sercu i wręczając Hermionie lizaka.
Dzięki, Diable, chętnie bym się zgodziła, ale nie chcę, by Greengrass wydrapała mi oczy – zaśmiała się Herm.
Zależy o której Greengrass mówisz, bo Astoria i tak na ciebie poluje, z winny pewnego blondyna – dyskretnie wskazał na Smoka Diabeł.
Ona mówi o twojej Greengrass, o tej, która podaje się za twoją niewolnicę... Znaczy, chodziło mi o dziewczynę – kpił z niego blondyn.
Dafne jest wyrozumiała – zapewnił ich Zabini, szczerząc się szeroko. Hermiona
z dezaprobatą pokręciła głowa. Oczywiście, że Dafne musiała być wyrozumiała, bo doskonale widziała, że Blaise w każdej chwili może ją po prostu porzucić jak stary kociołek. To pewnie dlatego wolała bez szemrania tolerować jego wyskoki.
Następna godzina przebiegła wszystkim w doskonałych humorach, gdyż na samym początku zajęć Diabeł wręczył walentynkowego lizaka profesor McGonagall. Opiekunka Gryffindoru tak się tym przejęła, że przez całą lekcję ciężko było jej sklecić poprawnie chociaż jedno zdanie, co tylko potęgowało rozbawienie całe klasy.
Hermiona też nie straciła swojego dobrego humoru. Nie przeszkadzały jej już nawet róże i wszędobylskie całujące i obściskujące się zakochane pary. Nie odstręczał jej też widok Rona śliniącego się z jakaś szóstoklasistką przy stole Gryfonów. Miała wrażenie, że nic nie jest w stanie zmyć jej z twarzy tego delikatnego uśmiechu.
Dobrze jest widzieć cię w takim stanie – szepnęła do niej Ginny, gdy kończyły jeść obiad w Wielkiej Sali.
W jakim?
No takim, wyglądasz na szczęśliwą... – Ruda uśmiechnęła się delikatnie.
Przecież nie ma się czym martwić! Wszyscy są zdrowi, Voldemorta już nie ma, no
i wkrótce będzie wiosna! Trzeba się cieszyć – zawołała wesoło brązowowłosa.
Tak, wiosna, a wraz z nią wiosenna miłość...
Co ty nie powiesz, Wiewiórko, a ja sądziłem, że dla ciebie miłość to przereklamowany temat. - Obie dziewczyny gwałtownie obrócił się, słysząc za plecami głos Diabła. Na policzki Ginny natychmiast wystąpiły dwa krwiste rumieńce, jednak nie opuściła głowy, tylko hardo spojrzała Zabiniemu prosto w oczy. Draco i Hermiona również spojrzeli na siebie, obydwoje lekko zaniepokojeni przedłużającym się milczeniem swoich przyjaciół.
Mionko, czy ty już nas nie lubisz? – zapytał ją Blaise, odrywając wreszcie spojrzenie od Ginny.
Skąd ten pomysł? – zdziwiła się Herm.
A stąd, że nie zaprosiłaś nas na imprezę do was – odpowiedział jej Draco.
Imprezę? Jaką imprezę? – zdumiały się obie Gryfonki.
No impreza! Nie słyszałyście? Dziś robimy walentynkowy wieczór miłosnych wróżb
u nas w salonie – wtrącił się siedzący na przeciwko nich Dean Thomas.
Wieczór wróżb? – prychnęła pogardliwie Hermiona... Od razu wiedziała, kto to wymyślił.
Właśnie tak. Brown i Patil właśnie nas zaprosiły – odezwał się Diabeł.
No to skoro już jesteście zaproszeni, to w czym problem? – Hermiona uśmiechnęła się do nich ciepło.
A w tym, że pomyśleliśmy, że może nas tam nie chcesz, skoro ty nas nie zaprosiłaś – odpowiedział Zabini.
Nie opowiadaj głupot, Diable, oczywiście, że Was chcę – wypaliła i od razu się zarumieniła, gdy Malfoy parsknął śmiechem na to jej wyznanie.
Znaczy, chcę Was zaprosić, do naszego salonu dziś na imprezę – dodała szybko.
W porządku, na pewno przyjdziemy – zapewnił ją Blaise, a Draco skinął głową.
Tylko nie zapomnij zabrać swojej dziewczyny – burknęła cierpko Ginny, gdy Ślizgoni już prawie odchodzili. Usłyszeli jednak jej słowa. Diabeł ponownie odwrócił się w jej stronę
i uśmiechnął kpiąco.
A ty nie zapomnij wyczyścić okularów swojemu bliznowatemu, bo znów cię może pomylić z inną... albo ty jego – zakpił. Ginny spojrzała na niego ze złością, na co chłopak roześmiał się głośno i po prostu odszedł.
Nienawidzę go! – warknęła z pogardą i, na potwierdzenie swoich słów, wbiła widelec
w blat stołu.
A ja myślę, że wręcz przeciwnie... – szepnęła Hermiona, ale jej przyjaciółka na szczęście tego nie usłyszała.

***

Gdy wychodziła z Wielkiej Sali, ktoś krzyknął jej imię. Odwróciła się i uśmiechnęła do Pansy.
Cześć – przywitała się Ślizgonka.
Hej, stało się coś?
Chciałam ci tylko podziękować za zaproszenie na imprezę i powiedzieć, że chyba jednak nie przyjdę... – Parkinson podstawiła jej pod nos jakiś skrawek pergaminu.
Zaproszenie? Wybacz, Pansy, ale to nie ode mnie...
Nie? – zdziwiła się szczerze Ślizgonka
Nie. Sama dopiero przed chwilą dowiedziałam się o imprezie, nie miałam nawet czasu pomyśleć o zaproszeniach. Widać ktoś z Gryfonów cię lubi. Pokaż mi to – sięgnęła po kartkę. Lata pomagania w lekcjach wszystkim kolegom z domu pozwoliły jej dobrze poznać ich charaktery pisma. Od razu rozpoznała, kto zaprosił Parkinson na imprezę do ich salonu. – To od chłopaka. Chyba wpadłaś mu w oko...– uśmiechnęła się do Ślizgonki.
Serio? Niemożliwe... przecież Thomas chodzi dalej z tą zdzirą...
To nie od niego. Wiem od kogo, ale Ci nie powiem. Sądzę jednak, że powinnaś skorzystać z zaproszenia. Pewnie tajemniczy Gryfon wtedy się ujawni – zaśmiała się lekko, oddając koleżance pergamin.
Dzięki Herm, chyba tak zrobię. W takim razie do zobaczenia – Pansy uśmiechnęła się i pomachała jej na pożegnanie. Hermiona też się uśmiechnęła. Nigdy nie sądziła, że kiedyś będzie tak dobrze dogadywać się z tą dziewczyną...

***

Wyglądasz jak milion galeonów – zawołała Ginny, gdy Hermiona wyszła z łazienki. Miała na sobie czerwoną spódnicę i białą bluzkę ozdabianą koronką. Włosy upięła w wysoki kok i zrobiła delikatny makijaż. Jej bluzka posiadała jeszcze jedną zaletę – miała dekolt w który idealnie wkomponował się jej walentynkowy prezent.
Ty też wyglądasz super – zapewniła ją Miona, co wcale nie mijało się z prawdą, gdyż Ginny ubrana w zieloną sukienkę i z rozpuszczonymi włosami, wyglądała naprawdę bardzo ładnie.
Harry i tak tego nie doceni... Słyszałam, jak umawia się z resztą drużyny, że spiją się dziś jak małe świnki... Romantyczne walentynki – stwierdziła cierpko.
Ale prezent dał ci ładny – Hermiona wskazała na srebrną bransoletkę na nadgarstku Ginny.
Nie tak ładny jak twój. Cudo – szepnęła Ruda, przyglądając się naszyjnikowi. Herm
w odpowiedzi uśmiechnęła się lekko. Z głębi salonu dotarły do nich dźwięki muzyki, oznaczało to, że impreza właśnie się rozpoczęła.

***

Dekoracje chyba miały kojarzyć się z wróżeniem przyszłości o wielkiej miłości, jednak, jak to w wykonaniu Lav, wszystko było kiczowate, tandetne i... różowe. Hermiona
z niesmakiem rozglądała się po salonie. Też sobie Brown wymyśliła... Wystrój był koszmarny, za to prawdziwą furorę robiły zaczarowane stoiska z miłosnymi wróżbami. Magiczna kula w której można było zobaczyć twarz przyszłego ukochanego, samo– układający się tarot, horoskop czy chiromancja. Herm uśmiechnęła się, widząc jak Parvati z rozanieloną miną gładzi dłoń Theodora Notta, próbując chyba mu coś wywróżyć... Żałosne.
Wesołych walentynek... – usłyszała za swoimi plecami głos, którego zupełnie się nie spodziewała.
Tak, mam nadzieję, że takie będą – odpowiedziała, odwracając się i mierząc Rona zimnym wzrokiem.
Hermiono, ja... wiem. Jestem kretynem i żadne przepraszam nic tu nie zmieni... Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że dużo zrozumiałem... – powiedział cicho. Spojrzała na niego z powątpiewaniem. Czy naprawdę coś zrozumiał? Czy to może jakiś kolejny jego podstęp?
Poznałem fantastyczną dziewczynę, która otworzyła mi oczy. Zrozumiałem, że Ślizgoni nie są źli... – wydukał, czerwieniąc się lekko.
Ciesze się, że coś się zmieniło w twoich poglądach – odezwała się ugodowo.
O tak! Bardzo wiele. Poczekaj chwilę, przedstawię ci ją – zawołał, po czym zniknął w tłumie. Hermiona ledwo zdążyła rozejrzeć się po salonie, gdy Ron już wrócił, ciągnąc za sobą... Sylvie Nott.
Ty jesteś siostrą Theodora! – zawołała zdziwiona Miona.
Tak – odpowiedziała z uśmiechem Ślizgonka. – A ty jesteś Hermioną Granger, prefektem naczelnym szkoły i dziewczyną Smoka.
Tak, tak i nie – odpowiedziała Gryfonka, czerwieniąc się lekko.
Co nie? – zapytała inteligentnie Nott.
Na ostatnie stwierdzenie odpowiedź brzmi – nie. Nie jestem niczyją dziewczyną – wyjaśniła naprędce.
Serio? To dziwne, cały Slytherin o was plotkuje.
Slyterin jak zwykle ma błędne informacje – burknęła rozzłoszczona.
To się Astoria ucieszy... Zdaje się, że od kilku tygodni większość czasu spędza szlochając w poduszkę.
To rzeczywiście przykre... Przepraszam, ale ktoś mnie woła – skłamała, gdyż nie miała ochoty ciągnąć tej rozmowy. Niezbyt ucieszyła ją informacja, że Ślizgoni plotkują o niej
i blondynie... Gdzieś przy wejściu mignęła jej Pansy. Postanowiła więc podejść i się z nią przywitać.
Powiesz mi, kto mnie tu zaprosił? Denerwuję się – poprosiła ją Pansy. Hermiona zachichotała.
Zaraz pewnie sama się dowiesz, o proszę chyba już tu idzie... – obie dziewczyny spojrzały na Seamusa Finnigana, który chyba również się denerwował.
Cześć, cieszę się, że przyszłaś – wydukał speszony. Parkinson wyglądała na lekko zaskoczoną, ale po chwili uśmiechnęła się promiennie.
Ja też się cieszę, że przyszłam... - Brązowowłosa uznała, że to najwyższa pora, by się zmyć z widoku, zwłaszcza że Seamus właśnie wręczał Pansy ładną, czerwoną różę.
Może róże nie są takie złe? – zastanawiała się Hermiona. Przejście ponownie się otworzyło i weszli przez nie Draco i Blaise. Herm ucieszyła się na ich widok.
A co to za spóźnienie? – zaśmiała, się gdy skończyli się już ściskać na powitanie. (Draco zdecydowanie powinien używać innych perfum – te obecne, mogły zbyt mocno działać na płeć przeciwną).
Diabeł musiał odpiłować swoją kulę u nogi – wyjaśnił jej blondyn, zatrzymując wzrok na jej nowym naszyjniku.
Kulę u nogi? – zdziwiła się Gryfonka.
On tak nazywa Dafne. Chciała przyjść tu z nami... – burczał Blaise.
Mogłeś ją zabrać – zaśmiała się.
A po co mam wlec ze sobą jednorożca do zagrody? Tu mi nie zabraknie damskiego towarzystwa – wyszczerzył się Diabeł.
Jesteś okropny! – skarciła go rozbawiona Hermiona, po czym zaprowadziła obu chłopców do bufetu z alkoholem.
Impreza była udana i wszyscy zdawali się dobrze bawić. Kilka par tańczyło na prowizorycznym parkiecie, a kilka innych obściskiwało się na sofach porozstawianych pod ścianami. Hermiona stała przy jedynym z wysokich okien i rozmawiała z Draco. Rozmowa ta była bardzo przyjemna i dziewczyna raz po raz śmiała się z jakiś wesołych anegdotek lub docinków Smoka. Nie wiedziała jednak, że pewna osoba ją obserwuje, a jej złość potęguje się z każdą minutą.
Dziwka! – warknęła z pogardą.
O co ci chodzi? Przecież masz Deana.
To niczego nie zmienia! Twierdziła, że nie ma nic do Malfoya, a teraz proszę! Wygląda, jakby marzyła, by zaraz zaciągnąć go do łóżka! – głos Lavender był przepełniony jadem.
Dlaczego tak ci to przeszkadza? Przecież Draco powiedział ci, że nie masz u niego szans... – wypaliła Parvati, za co została poczęstowana spojrzeniem bazyliszka.
Skoro ja nie mam szans, to ona tym bardziej nie powinna ich mieć! Jest brzydka
i wredna!
Może jemu się podoba? – zapytała Patil, patrząc na przystojnego blondyna w błękitnej koszuli, idealnie leżących na nim jeansach i z uroczo potarganymi włosami, który właśnie zakładał Hermione za ucho jeden z loków, który wypiął się z jej koka.
Pożałuje! Zakłamana suka! – piekliła się Lav, widząc, jak Granger rumieni się pod wpływem dotyku Ślizgona.
Niby co zrobisz?
Zaraz zobaczysz! – burknęła Lav, łapiąc za kieliszek pełen czerwonego, kleistego ponczu.

***

Nie chcesz sobie powróżyć? – zapytała Hermiona z uśmiechem.
O nie. Wolę nie wiedzieć, co mnie czeka. Jeszcze się okaże, że w przyszłości będę musiał dalej zadawać się z Diabłem... – udał przerażonego tą perspektywą.
Chyba gorzej byś się poczuł, gdyby okazało się, że jednak nie będziesz się z nim kolegował...– docięła mu lekko. – A tak w ogóle to gdzie on nam zniknął? – zmarszczyła czoło w zdziwieniu, rozglądając się po salonie.
Mam nadzieję, że nie robi czegoś głupiego... – zaniepokoił się Draco, patrząc na Harry'ego i jego kumpli, którzy właśnie raczyli się whisky.
Może lepiej go poszukamy? – zaproponowała Hermiona.
Taa, to niezła my... Uważaj! – krzyknął, odciągając ją na bok. Sam jednak nie zdążył uskoczyć i cały kieliszek ponczu wylądował wprost na jego błękitnej koszuli. Lavender stała przed nim i zszokowana wpatrywała się w paskudną, czerwoną plamę.
Ja... ja... – blondynka nie potrafiła wykrztusić niczego konstruktywnego.
Co ty, do cholery, robisz?! – krzyknęła Hermiona – Chciałaś mi to wylać na głowę? Do reszty cię już pogrzało, idiotko?! – Draco w ostatnim momencie złapał Hermionę za łokieć, bo dziewczyna chyba miała zamiar rzucić się na Lav z pięściami. Blondynka szybko odwróciła się na pięcie i po prostu zwiała.
Ostatnia wariatka! – warknęła z pogardą Herm, patrząc na zrujnowaną koszulę blondyna.
Mam różdżkę w dormitorium, chodź, pomogę ci to usunąć – zaproponowała. Draco uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Warto było poświęcić koszulę, jeśli miał się z nią znaleźć sam na sam.
Hermiona dopiero stając przed drzwiami swojego pokoju, zrozumiała, jakie konsekwencje może mieć przyprowadzenie tu Smoka. Byli sami, po kilku drinkach
i w dość romantycznym nastroju. To mogło się skończyć w bardzo różny sposób.
W myślach podziękowała sobie szybko, że pamiętała by wydepilować dziś nogi... Czując, jak jej serce bije coraz szybciej, otworzyła drzwi do dormitorium. Jednak to, co zobaczyła, prawie ścięło ją z nóg. Draco, zdziwiony jej reakcją sam zajrzał do środka... i szybko zrozumiał, dlaczego Hermiona była w takim szoku...
Co ty tu do cholery robisz? – wykrzyknęła zszokowana Hermiona. Intruz, który bez zaproszenia wszedł do jej dormitorium, w odpowiedzi uśmiechnął się wesoło i pociągnął zdrowo z butelki z piwem. Siedział wygodnie rozparty na kanapie, a cała jego postawa aż kipiała pewnością siebie. Na stoliku przed nim leżał duży bukiet czerwonych róż. Draco na ten widok ledwo pohamował się przed wyrażeniem swojego niezadowolenia... czyli innymi słowy zamordowaniem tego kretyna na miejscu. Jednak to było królestwo Hermiony, więc to jej należało oddać palmę pierwszeństwa...
Słyszysz?! Pytałam o coś?! Co ty robisz w moim pokoju?! – darła się Gryfonka.
Czekam na ciebie, koteczku...
Jak tu wszedłeś? – warknęła.
Normalnie. Słyszałem jak Ruda podawała kiedyś hasło. Cieszysz się na mój widok, prawda? Nie wiem tylko, po co przyprowadziłaś tu tego gogusia?
Uważaj sobie, McLaggen – warknął Ślizgon. Cormac uśmiechnął się perfidnie.
Nie, no to jest chyba jakiś kiepski żart. Czy tyś się upił jakimś eliksirem szaleństwa? Może do spółki z Brown? Godyrku, to już przechodzi ludzkie pojęcie! – piekliła się Miona.
Może chcecie sobie to wyjaśnić sam na sam? – burknął Draco zakładając ręce na piersi i mierząc Gryfona nienawistnym spojrzeniem.
Ani mi się waż wychodzić! I czy ja ci wyglądam na upośledzoną? W życiu bym się z nim nie umówiła po raz drugi! To skończony tępak i niekulturalny buc!
Ej mała! Nie tak ostro, nie musisz udawać, że ci się nie podobam... Przecież wyraźnie słyszałem, że na mnie lecisz! – oburzył się Cormac.
Ja na Ciebie? Wcześniej wolałabym zostać zakonnicą! – warknęła wściekła dziewczyna.
Dobra, o co tu w ogóle chodzi? Czemu on uważa, że ci się podoba? – zapytał Smok.
Bo najpewniej spadł z tej swojej miotły, prosto na ten pusty łeb – wypaliła Herm.
Taka jest prawda! – upierał się McLaggen.
Niby kiedy powiedziałam, że mi się podobasz, co?
Wczoraj wieczorem, w Pokoju Wspólnym. Siedziałaś tam z tą Rudą od Weasleyów. Rozmawiałyście o mnie. - Hermiona szybko starała się przeanalizować wczorajszą rozmowę z Ginny. Oplotkowały w niej większość chłopaków jakich znały... taka mała analiza, kto komu najpewniej wyśle walentynkę.
No może i rozmawiałyśmy, ale na pewno nie o tym, że chcę się z tobą spotykać!
No jak nie? Najpierw ta Ruda zapytała, czemu nie umawiasz się z jakimś Puchonem. Ty odpowiedziałaś, że to nie twój typ, na co Ruda stwierdziła, że teraz pewnie wolisz blondynów...
A jaki to ma związek z tobą? – zapytała ze złością.
No przecież jestem blondynem... – oznajmił Cormac. Draco parsknął śmiechem,
a Hermiona złapała się z głowę.
I myślisz, że chodziło nam o ciebie?
No, a o kogo innego? Zresztą, kilka minut później powiedziałaś, że jestem słodki jak miód...
Na Merlina, McLaggen! O ile dobrze pamiętam, to mówiłam wczoraj, o tobie, że jesteś głupi jak but! – krzyknęła.
Nie musisz się wstydzić Granger. Ja i tak wiem, że mnie chcesz... Od szóstej klasy do mnie wzdychasz – uśmiechnął się Cormac i wstał, zabierając bukiet kwiatów. Hermiona zrobiła gwałtowny krok w tył, gdy zauważyła, że chłopak ma zamiar do niej podejść. Od razu natrafiła swoimi plecami na pewną przeszkodę. Draco zmierzył rywala zimnym spojrzeniem i położył swoje dłonie na jej talii.
Powiedz tylko słowo, a zostanie z niego niezbyt ładny kleks na ścianie – szepnął jej wprost do ucha. Gryfonka przecząco pokręciła głową.
McLaggen, masz sekundę, by wyjść z mojego dormitorium. Drugi raz nie umówiłabym się z taką imitacją czarodzieja jak ty. Wynoś się! – palcem wskazała mu drzwi.
Kochanie, nie musisz udawać przed Malatoyem, czy jak mu tam. Zaraz grzecznie go wyprosimy, a później ładnie się pobawimy... – Gryfon uśmiechnął się lubieżnie. Hermiona mogła wyczuć, jak stojący za nią chłopak zagotował się ze złości. Wiedziała, że wystarczy jeszcze chwila, a z Cormaca faktycznie może zostać jedynie paskudna plama.
Dość tego! Wynocha stąd, kretynie! – podeszła, złapała McLaggena za łokieć i zaczęła ciągnąć go w stronę wyjścia. Jednak Gryfon był od niej dużo silniejszy. Rzucił o podłogę bukietem róż i wyrwał ramię z jej uścisku, po czym sam szybko owinął swoje łapska wokół niej. Natychmiast też pochylił się, by ją pocałować. Hermiona zamarła z przerażenie, nie myśląc nawet o tym, by mu się wyszarpać. Nagle jednak uścisk Cormaca się poluźnił,
a już sekundę później sam chłopak odleciał kilka metrów, dość mocno uderzając w drzwi. Draco, aż iskrzył ze wściekłości. Doskoczył do oszołomionego McLaggena i podniósł go do pionu.
Hermiona wyraźnie powiedziała, że nie chce cię widzieć. Na przyszłość, lepiej od razu jej posłuchaj . I ostrzegam cię, byś się więcej do niej nie zbliżał bez jej pozwolenia – syknął przez zaciśnięte zęby, po czym otworzył drzwi i wyrzucił Cormaca na korytarz, jakby ten był zbędną parą starych kaloszy. Smok z hukiem zatrzasnął za nim drzwi.
Wszystko w porządku? – zapytał. Hermiona niepewnie zrobiła kilka kroków w jego stronę. Cieszyła się, że był tutaj z nią... Aż bała się pomyśleć, co by było, gdyby sama przyszła do dormitorium, skoro Cormac nie bał się jej obłapiać nawet przy Ślizgonie... Zanim zdążyła się zorientować silne ramiona blondyna owinęły się wokół niej. Hermiona od razu objęła jego szyję i ułożyła głowę na jego ramieniu. Jego ciepło i kojący zapach wody kolońskiej napełniały ją poczuciem bezpieczeństwa i szczęścia.
Dziękuję – szepnęła cicho, obejmując go trochę mocniej.
Ten debil ma szczęście, że nie chciałem ubrudzić się jego krwią... Zresztą, koszulę już
i tak mam poplamioną na czerwono – dodał żartobliwie.
A no tak, zupełnie zapomniałam – Hermiona odsunęła się od niego i uśmiechnęła delikatnie – Idę po różdżkę, by wywabić tę wstrętną plamę – zawołała nieomal heroicznie, czym wzbudziła śmiech blondyna. Odwróciła się, by podejść w stronę biurka, gdzie najpewniej leżał jej magiczny atrybut, ale coś stanęło na jej drodze... Bukiet róż od Cormaca, walający się po podłodze. Gryfonka schyliła się i podniosła go z niesmakiem.
Są okropne – zawyrokowała, patrząc na przywiędnięte kwiaty. Ruszyła w stronę kosza na śmieci, stojącego w kącie pokoju.
Czekaj, chyba nie jest z nimi jeszcze tak źle – odezwał się Malfoy. Podszedł do dziewczyny i zabrał bukiet z jej rąk, po czym wyjął swoją różdżkę i wyszeptał zaklęcie. Na policzki Hermiony wystąpiły dwa delikatne rumieńce, gdy Draco oddał jej wiązankę małych... słoneczników.
Teraz są śliczne – wyszeptała Hermiona, z czułością patrząc na kwiaty.
Śliczne kwiaty dla ślicznej dziewczyny. – Blondyn chyba nawet nie wiedział, jak to się stało, że powiedział to na głos. Jednak nie mógł się powstrzymać.
Pomogę ci z tą koszulą... – wyjąkała speszona. Machnięciem różdżki przywołała wazon, a kolejnym napełniła go wodą. Ustawiła kwiaty na biurku i odwróciła się w stronę Smoka, by zająć się wreszcie tym, po co tu przyszli – to znaczy paskudną plamą z ponczu.
Nieźle ci poszło z transmutacją tych kwiatów... McGonagall byłaby dumna – zagadnęła go, jednocześnie oczyszczając zaklęciem jego koszulę.
Mam dobrą korepetytorkę – kokietował. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie pod nosem i ostatni raz machnęła różdżką, a plama z ponczu odeszła w niepamięć.
Gotowe – poinformowała go radośnie.
Uważaj teraz, bo naprawdę niewiele osób to ode mnie usłyszało... Dzięki – powiedział rozbawiony, ale ona wiedziała, że mówił prawdę. Malfoy'owie nie dziękują, tacy już są.
Podziękowania przyjmuję w galeonach albo... Nie, korepetycje może lepiej sobie odpuszczę – sparodiowała to co powiedział jej, gdy dziękowała za zabandażowanie stopy.
Zależy z czego miałbym ci ich udzielić – wyszeptał, zbliżając się do niej. Hermiona oparła się o blat swojego biurka, bojąc się, że za chwilę nogi mogą odmówić jej posłuszeństwa... Blondyn stał zdecydowanie za blisko niej.
Na pewno wymyśliłbyś coś kreatywnego – wymruczała, patrząc mu w oczy.
Może... – powiedział cichym, zmysłowym głosem, a zaraz potem ją pocałował.
Z początku delikatnie, jakby jej usta muskały skrzydełka motyla, jednak to jej nie wystarczyło. Chciała więcej i to teraz, natychmiast. Stanowczo przyciągnęła go do siebie, łapiąc za przód koszuli, po czym namiętnie wpiła się w jego usta. To było jak uderzenie gromu. Porażające i niesamowite, ale wciąż właściwe – i tego właśnie chciała. Blondyn ulokował swoje dłonie na jej talii i żarliwie oddawał jej gorące pocałunki. Chcieli tego
i oboje wiedzieli, że nie tylko tego... Draco mruknął z aprobatą, gdy dziewczyna delikatnie przygryzła jego wargę, za to Hermiona westchnęła z zachwytu, gdy dłonie Ślizgona wsunęły się pod jej bluzkę, delikatnie gładząc jej plecy. Całowali się namiętnie, nie pragnąc niczego poza chwilą sam na sam. Jego dłonie delikatnie zsunęły się w dół i zanim Hermiona zdążyła się zorientować, znalazły się na jej udach, a już w następnej sekundzie Draco posadził ją na blacie jej własnego biurka. Delikatne pocałunki, jakimi została obdarowana jej szyja, sprawiły, że poczuła się jak w niebie. Malfoy doskonale wiedział, jak sprawić, by kobieta czuła się tą jedyną, wyjątkową, niepowtarzalną... Przypuszczała, że być może będzie tego kiedyś żałowała... ale w tej chwili nie miała najmniejszego zamiaru
o tym myśleć, zwłaszcza, że usta Smoka znów znalazły się na jej wargach. Wplotła palce w jego cudownie miękkie włosy i zamruczała z zadowolenia, gdy dłoń blondyna wsunęła się pod spódnicę, delikatnie głaszcząc jej udo. Sama postanowiła nie czekać dłużej
i sięgnęła do zapięcia jego koszuli. Wiedziała, że ta noc na długo zapadnie jej w pamięć... Właśnie była w połowie rozpinania okrycia Ślizgona, gdy coś gwałtownie uderzyło w drzwi do jej dormitorium. Hermiona aż podskoczyła z przerażenia, a Draco odruchowo sięgnął po różdżkę.
Co to do było? – jęknęła zdenerwowana.
Mogę sprawdzić – zaproponował Smok. Jednak sprawdzenie czegokolwiek nie było konieczne... gdyż klamka w drzwiach właśnie się poruszyła. Hermiona wiedziała, że hasło do jej dormitorium obecnie znała tylko Ginny no i teraz pewnie ten głupek Cormac, tak więc nikt inny tu nie wejdzie... Zdziwiła się lekko, gdy drzwi jednak się uchyliły, a już chwilę potem podziękowała, że siedzi bo najpewniej by upadła, widząc to, co się działo...
Ginny chyba nie zdawała sobie sprawy, jaki szok wywarło na jej przyjaciółce to, co właśnie robiła... zresztą trudno się jej dziwić, skoro zajęta była namiętnym oddawaniem pocałunków... Diabła, który również był nieświadomy tego, że jego najlepszy przyjaciel właśnie usiłuje pozbierać szczękę z podłogi. Hermiona i Draco spojrzeli na siebie
z niedowierzaniem, a całująca się para nadal była zbyt zajęta sobą, by zobaczyć, że ktoś poza nimi jest w pokoju. Wreszcie Draco, nie widząc innego wyjścia, odchrząknął znacząco, by dać znać Zabiniemu, że powinien trochę opanować swoje gorące obmacywanie tyłka Wiewiórki. Ginny i Blaise odskoczyli od siebie jak oparzeni i obydwoje spojrzeli na Smoka i Mionę. Na kilka sekund w pokoju zaległa ciężka cisza, którą można by kroić nożem
Co tu robicie? – wyjąkała Ginny, której kolor policzków idealnie komponował się teraz
z jej Rudymi włosami.
Łowimy łososie norweskie, nie widać? – burknął Malfoy.
To tak jak my. Dobre macie przynęty? – zripostował Diabeł, uśmiechając się lekko.
Chyba nienajlepsze – odpowiedział blondyn, patrząc na przyjaciela przenikliwie.
Myślę, że lepiej będzie, jak odłożymy te połowy na inny termin – odezwała się Hermiona zeskakując z biurka i poprawiając spódnicę.
Tak, zwłaszcza, że coś czuję, że zbliża się sztorm... Może lepiej już chodźmy – zaproponował Blaise patrząc wyczekująco na Smoka, który w odpowiedzi skinął tylko głową.
Szybciej będzie, jak wyjdziecie przez portret – zaproponowała im Hermiona.
W takim razie... dobranoc miłym paniom – pożegnał się Diabeł i pierwszy ruszył w stronę przejścia.
Słodkich snów – szepnął Draco do Hermiony. Chwilę później Gryfonki zostały same
w pokoju.

***

Nie patrz tak na mnie – jęknęła Ginny. Dwie łzy wypłynęły na jej zarumienione policzki.
Nie patrzę na ciebie jakoś specjalnie... – odpowiedziała spokojnie Hermiona.
A właśnie, że patrzysz! Oceniasz mnie! Brzydzisz się mną! – wykrzykiwała Ruda
z desperacją.
Ginny...
Nie masz prawa robić mi wyrzutów! Sama nie jesteś lepsza! Bo niby co robiłaś tu
z Malfoyem? Nie możesz mnie oceniać! – krzyczała Gin.
Uspokój się! – nakazała ostro Hermiona. – Nie oceniam cię i nie brzydzę się tobą.
I proszę, byś mnie nie atakowała, bo pamiętaj, że obiecałam Ci kiedyś, że zawsze będę po twojej stronie!
Masz rację Herm... Przepraszam – Ginny usiadła na kanapie i schowała zapłakaną twarz w dłoniach. Hermiona usiadła obok przyjaciółki i objęła ją ramieniem.
Nie wiem, jak mogłam nas porównać... przecież ani ty, ani Draco nie jesteście z nikim związani... możecie robić na co macie ochotę... a ja... ja zachowuje się jak jakaś dziwka – wyszeptała gorzko.
Nie mów tak, Ginny! Nigdy nie mów o sobie w ten sposób! – poprosiła Herm, mocniej obejmując przyjaciółkę.
Nie wiem, jak to się stało, Miona... i nie wiem, po co to dalej ciągnę... nie potrafię przestać.
Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała łagodnie. Ginny skinęła głową. Obie wiedziały, że ta rozmowa jest jej potrzebna.
Pamiętasz, jak Smok był chory? Zabini odwiedził go w twoim dormitorium... Spotkałam go, jak od was wychodził. Nie wiem, jak to się stało. Od słowa do słowa... Ja powiedziałam coś o Dafne, on o Harrym... i...
I co? – zapytała Herm z ciekawością.
I wylądowaliśmy w składziku na miotły... – wyznała Ginny, czerwieniąc się ogniście.
Więc dzisiaj to nie był pierwszy raz? – Ta wiadomość nieźle wstrząsnęła brązowowłosą.
Nie... To trwa od pewnego czasu, a ja nie potrafię tego przerwać. Dziś w Wielkiej Sali, gdy Diabeł mówił, bym nie pomyliła Harry'ego z innym... Chodziło mu o to, co jest między nami...
Ale dlaczego, Ginny? Dlaczego nie zerwiesz z Harrym i nie zaczniesz chodzić
z Zabinim? Przecież chyba obydwoje tego chcecie. Nie kochasz już Pottera, prawda?
Nie, nie kocham. To głupie, wiem, ale myślałam, że to Blaise pierwszy zerwie z Dafne... ale on...
Może czeka aż ty zerwiesz z Harrym? Czemu o tym nie porozmawiacie? – dopytywała Herm. Ginny wstała z kanapy i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju.
Nie wiem, Miona, to skomplikowane... Nie mam odwagi zacząć tej rozmowy. My
w zasadzie tylko spotykamy się ukradkiem i od razu rzucamy się na siebie, bez opamiętania.
Musisz znaleźć w sobie tę odwagę, Gin, zanim będzie za późno – poradziła jej Hermiona.
Masz rację, jak zwykle zresztą... ale jeszcze nie teraz. Za tydzień jest przecież finałowy mecz. Nie mogę zerwać z Harrym! Załamałby się i cały Gryffindor miałby do mnie o to pretensje... Jeszcze tylko tydzień. Potem wszystko się ułoży – planowała Ruda.
Obyś miała rację...– wyszeptała Hermiona.

***

Drogę do ich dormitorium pokonali w ponurym milczeniu. Obaj wiedzieli, że nie ma sensu zaczynać rozmowy na korytarzu... Zwłaszcza że ta nie miała należeć do łatwych. Napięta atmosfera pomiędzy nimi ani na trochę nie opadła, gdy znaleźli się wreszcie
w pokoju. Blaise podszedł do ukrytego barku i wyciągnął z niego whisky i dwie szklanki. Niezbędny ekwipunek na prawdziwą, męską rozmowę.
Pewnie masz mi dużo do powiedzenia – burknął Diabeł, podając Draconowi drinka.
Myślę, że ty masz więcej do powiedzenia mnie – odpowiedział blondyn.
Nie oceniaj mnie stary, bo i ja cię nie oceniam!
Bo ja nie robię czegoś tak głupiego! Wiesz co wyprawiasz?
Ja? A ty wiesz?! Co z Hermioną? Długo masz zamiar grać w tę grę? Będziesz jej obiecywał złote góry, po czym porzucisz ją jak starą ścierkę, gdy twój tatuś zabroni wam być razem? – wykrzyczał Zabini. Draco spojrzał na niego zimnym wzrokiem.
Jeśli chciałeś, bym poczuł się tak kiepsko jak ty, to gratuluje stary, udało ci się – jednym łykiem dopił drinka, po czym wstał. Nie miał ochoty na dalszą rozmowę z przyjacielem. Jego słowa zbyt mocno go dotknęły, tym bardziej, że doskonale wiedział, iż Blaise ma rację...
Nie, Smoku! Poczekaj! Wiesz, że tego nie chciałem... Przepraszam. – Błagalny ton sprawił, że Malfoy zatrzymał się w drzwiach. Wiedział, że Diabeł jest w tarapatach
i wiedział też, że jedynie on może mu pomóc, jedynie on może go zrozumieć.
Pogubiłem się... – wyszeptał Blaise.
Nie tylko ty... – odpowiedział Draco podchodząc do barku po kolejną porcję whisky.
Nie wiem, po co to robię ani nie wiem dlaczego, wiem tylko, że nie potrafię przestać. Ona jest dla mnie jak powietrze, słońce, woda, wszystko. Wiesz, co mam na myśli, prawda? - Arystokrata w odpowiedzi tylko skinął głową i dolał przyjacielowi bursztynowego alkoholu. – Powiedz mi co zrobić. Przecież to ty znasz mnie najlepiej ze wszystkich. Kilka razy uratowałeś mi życie i to dosłownie.
Nie zaczynaj z tym... – poprosił Draco.
Pierwszy raz, gdy miałem sześć lat, a ty powstrzymałeś mnie, jak chciałem skoczyć
z dachu, by udowodnić, że umiem latać. – Smok uśmiechnął się na to wspomnienie. Obaj z Diabłem byli w dzieciństwie prawdziwymi urwisami, ale to Zabini zawsze miał te bardziej szalone pomysły. – Drugi raz, gdy pijany chciałem przespać się z Mili... o Salazarze, za to jestem Ci chyba najbardziej wdzięczny – zaśmiał się Blaise.
Fuj! Tego mogłeś nie przypominać... to dziś widzę te jej okropne majtki, gdy siłą wyrywałem cię z jej łóżka.
I po raz trzeci, gdy na jednej z misji odepchnąłeś mnie z linii zaklęcia tego aurora... Przez to sam nie wykonałeś zadania i zostałeś ukarany. Do dziś mam wyrzuty sumienia.
Nie gadaj głupot, Diable. Wolałbyś zginąć? To było tylko małe crucio.
Ale pewnie bolało jak cholera. Chociaż zniosłeś to dzielnie. Prawdziwe cierpienie widziałem u ciebie tylko raz...
Kiedy? – zainteresował się blondyn.
Gdy opowiadałeś mi, jak Bellatrix torturowała Hermionę. Starałeś się nie pokazywać
w żaden sposób, jak to na ciebie wpłynęło, ale ja wiedziałem. Widziałem w twoich oczach. To one powiedziały mi, jak bardzo wtedy cierpiałeś.
Taa... nie wspominam tego najlepiej – burknął Smok.
Kochasz ją? – zapytał znienacka Zabini.
Nie...
Nie wierzę! Nie kłam! – żachnął się Diabeł.
Nie mówmy o tym teraz – dokończył poprzednią wypowiedź Draco. Diabeł uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
Wiedziałem, że naprawdę ją kochasz... I wiedz, że doskonale to rozumiem. Wypijmy więc – za niewłaściwie kobiety, którym oddaliśmy nasze serca. – Obaj Ślizgoni stuknęli się swoimi szklaneczkami, po czym osuszyli je jednym łykiem. Na szczęście barek był dobrze zaopatrzony, gdyż tej nocy chłopcy długo jeszcze rozmawiali.

***

Pogoda była pochmurna, a z nieba siąpił delikatny deszcz. Jednak atmosfera na boisku była bardzo gorąca. Finałowy mecz pucharu Quidditcha zawsze wzbudzał wiele emocji. Hermiona nerwowo zaciskała kciuki, sama nie wiedząc, komu ma dziś kibicować... Bo to oczywiste, że chciała, by wygrali Gryfoni. Harry, Ron i Ginny ostro trenowali, by odnieść dziś sukces, co procentowało ich znakomitą grą na boisku... ale... Jeszcze do teraz czuła na swych ustach smak ust przystojnego blondyna. Chciała mu tylko życzyć powodzenia, nie jej wina, że skończyło się to na namiętnym pocałunku przy szatni Ślizgonów. Dzięki ci, Merlinie, że nikt tego nie widział... Spojrzała na przeciwny sektor,
w którym zasiadało grono pedagogiczne. Profesor SilverSpell w bordowym szaliku, głośno dopingowała Gryfonów, wywołując tym sporą irytację Snape'a, który siedział tuż obok niej
i nerwowo zaciskał blade palce na zielonym szaliku swojego domu. Po drugiej stronie Severusa siedziała bardzo elegancka kobieta, która błyszczącymi oczami wodziła za postacią swojego syna szybującego na miotle... Narcyza Malfoy. Nawet z takiej odległości Hermiona zauważyła, że arystokratka trzyma dłoń swojego męża, który również miał na sobie zielony szalik i głośno dopingował drużynę Slytherinu. Taki obrazek w ogóle nie pasował jej do zwykłej, aroganckiej postawy Lucjusza.
100 do 90 dla Gryffindoru – wykrzykiwał Terry Boot. Gra była bardzo wyrównana,
a Hermiona miała wrażenie, że toczy się ona głównie pomiędzy Ginny a Zabinim. To oni byli najbardziej aktywni i perfidnie odbierali sobie nawzajem kafla. Draco i Harry latali po boisku, wypatrując znicza. Obaj doskonale wiedzieli, że wygrana pucharu zależy głównie od nich... Ginny świetnie radziła sobie w roli ścigającej, jednak Diabeł nie ustępował jej talentem. Kafel przechodził im z rak do rąk i obydwoje odgrywali się punkt za punkt. Pałkarze obu drużyn usiłowali udaremnić ataki najlepszych graczy, ale było to bardzo trudne. Zarówno Ginny, jak i Blaise byli dziś nie do zatrzymania.
Ginny Weasley znów atakuje obręcze Ślizgonów, tę dziewczynę niesie dziś wiatr i nawet sam diabeł, by sobie z nią nie poradził... – zażartował Terry, na co kilka osób faktycznie parsknęło śmiechem. Ginny w tym czasie zdobyła kolejne dziesięć punktów dla swojej drużyny. Obrońca Ślizgonów podał kafla w prosto w ręce Zabiniego, nadeszła pora na kontrę. Blaise z uśmiechem ruszył w stronę Rona, który nerwowo krążył wokół pętli Gryfonów.
Szkoda, że Ron Weasley nie reprezentuje dziś takiej formy jak jego fenomenalna siostra. Wszyscy wstrzymują oddech, by przekonać się, czy przyjaciel słynnego Pottera
i tym razem dopuści do straty punktów.... I... Tak proszę państwa! Weasley znów nie obronił. Trzeba jednak przyznać, że zagrania Zabiniego są dziś perfekcyjne! Brawa dla ścigającego Ślizgonów, to jego siódma akcja zakończona zdobyciem punktów – komentował Boot.
110 do 100 dla domu Lwa, świetna rozgrywka, godna finału! Ale właśnie coś się dzieje po drugiej stronie boiska, czyżby to... - Harry chyba coś zauważył, bo gwałtownie zanurkował w dół. Draco, nie mając innego wyboru, ruszył za nim. Już po chwili stało się jasne, że obaj gonią złotą piłeczkę, która za nic nie chce dać się złapać...
Tak! Szukający zauważyli znicza i ruszyli w pościg, która przesądzi o wygranej w tym najważniejszym meczu sezonu! – emocjonował się komentator, a wraz z nim wszyscy zgromadzeni na trybunach. Hermiona myślała, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi
z powodu emocji... Jednak nagle stało się coś niespodziewanego. Blaise, zamiast zainteresować się, gdzie jest kafel, ruszył za dwójką szukających.
Wyraźnie widać, że Zabini coś kombinuje, bo leci właśnie za Potterem... i chyba coś do niego mówi! – darł się Krukon. Nikt z tej odległości nie usłyszał, co tak właściwie Diabeł krzyknął, ale sprawiło to, że Harry zatrzymał swoją miotłę i obrócił się w jego stronę. Hermiona od razu wiedziała, że Wybraniec jest wściekły. Wystarczyła jednak ta chwilą nieuwagi, by Draco wykorzystał swoją szansę i...
250 do 110! – ogłosił Terry Boot – Brawa proszę państwa! Szukający Ślizgonów, Draco Malfoy, złapał złotego znicza! Slytherin wygrywa mecz i tym samym zdobywa Puchar Quidditcha!
Trybuna Gryfonów zawyła ze zgrozy, w czasie, gdy dom węża szalał z radości. Herm zauważyła jeszcze, jak Diabeł, wyraźnie zadowolony z siebie, ląduje na murawie,
a reszta drużyny rzuca się w jego stronę. To Draco złapał znicz, ale dokonał tego dzięki małej dywersji Zabiniego. Nieco dalej na murawę opadła wyraźnie załamana drużyna Gryffindoru. Kilku zawodników zaczęło pytać Harry'ego o powód jego rezygnacji ze ścigania znicza w kulminacyjnym momencie...
Jednak Wybraniec ich nie słuchał. Wyrwał pałkę z ręki Jacka Slopera i, wskakując na swoją miotłę, ruszył w stronę rozentuzjazmowanego tłumy Ślizgonów. Przeleciał nad uczniami kłębiącym się wokół zwycięzców, po czym wylądował i od razu zaatakował trzymaną w dłoni pałką...


1 komentarz:

  1. Zdecydowanie nie rozumiem Ginny, skoro tak jak ciągnie do Diabełka, to po co jest z Potterem...
    Potter to też jakąś imitacja mężczyzny, w walentynki ważniejszy alkohol od kobiety? Nie jestem fanką tego święta, ale gdzieś tam zawsze przyjemnie dostać kwiatka i spędzić inaczej czas z ukochana osoba, nawet siedząc na kanapie oglądając film. Wielki Potter akurat w ten dzień wymyślił sobie, że będzie pić i upije się jak świnia. Pogratulować. Jednak to, że zaatakował Zabini ego pałka to już jest kompletne oderwanie tego człowieka od rzeczywistości.
    Hermiona i Draco w dormitorium, cóż ja mogę powiedzieć, zawsze takie sceny kradną moje serce, szkoda tylko, że im ktoś przeszkodził 🙈♥️

    OdpowiedzUsuń