piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział trzydziesty siódmy

Rozdział Trzydziesty Siódmy

Muszę powiedzieć, że nieco mnie rozczarowałeś, Draconie. I przyznam, że nigdy nie przypuszczałem, że jesteś w stanie zrobić coś tak głupiego. Naprawdę myślałeś, że pozwolimy ci z matką ot tak zostawić nas i uciec z kraju?
Skąd o tym wiesz? – zdenerwował się Smok. Miał zamiar powiedzieć rodzicom o swoich planach dopiero w czasie świąt. Lucjusz uśmiechnął się cynicznie pod nosem.
Powiedzmy , że mam swoje sposoby. Naprawdę sądziłeś, że to ci się uda?
Mówisz o tym, jakbym planował jakąś zbrodnię – mruknął Draco i, by zamaskować jakoś swoje zmieszanie, napił się whisky.
Może nie zbrodnię, ale na pewno twoje zachowanie nie zasługuje na pochwałę. Jesteś Malfoyem, a Malfoyowie nie uciekają! – W głosie Lucjusza pobrzmiewała twarda nuta.
Po pierwsze, nigdzie nie uciekam, a po drugie, nie zmuszaj mnie, bym wymienił wszystkie spektakularne ucieczki, jakie znajdziesz w historii naszego szlachetnego rodu – posłał ojcu triumfujący uśmieszek.
Chyba nie wyraziłem się precyzyjnie. Nie powiedziałem, że słyniemy z odwagi... Ale na pewno nie jesteśmy aż takimi tchórzami, by uciekać przed kobietami. - Draco o mały włos nie zakrztusił się swoją whisky, słysząc te słowa.
Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – odpowiedział, starając się brzmieć pewnie, choć panika powoli ogarniała wszystkie komórki jego ciała.
Jestem przekonany, że doskonale wiesz, o czym mówię. – Lucjusz wstał, by dolać sobie whisky, a Draco skorzystał z okazji, aby uzupełnić i swoją szklankę, bał się bowiem, że nie przetrwa tej rozmowy na trzeźwo.
Opowiadałem ci kiedyś, jak zaproponowano mi małżeństwo z twoją matką? – zapytał nagle. Dracona bardzo zdziwiła ta zmiana tematu, jednak pokręcił głową przecząco. Wiedział tylko, że małżeństwo rodziców zostało zaaranżowane, tak jak miało to miejsce we wszystkich rodach czystej krwi...
To było na balu jesiennym w rezydencji Lestrange'ów. Przyjaźniłem się z mężem Belli, Rudolfem. Narcyzę pamiętałem jeszcze z czasów szkoły. Zawsze zaliczała się do najładniejszych dziewczyn w Slytherinie, ale w tamtych czasach nie zwracałem na nią specjalnej uwagi. Po szkole ja zająłem się polityką, a twoja mama wyjechała na trzy lata do Francji. Gdy tylko wróciła, nasze rodziny już wiedziały, że ten bal będzie doskonałą okazją do ogłoszenia nam ich planów. Szczerze mówiąc, byłem zły, gdy mój ojciec oświadczył mi, że pora się ożenić. Żona jawiła mi się jako zbędny element w wystroju mojego domu, o który przecież i tak dbały skrzaty. – Draco z wielkim zainteresowaniem słuchał tej opowieści. Nie wiedział jeszcze, do czego zmierza jego ojciec, ale cieszył się, że będzie miał okazję lepiej poznać historię swoich rodziców. – Jednak nie miałem możliwości odmowy, a Narcyza zrobiła na mnie dobre wrażenie. Nie sprzeciwiła się też woli swoich rodziców, gdy nam oświadczyli, że zostaniemy małżeństwem – kontynuował Lucjusz.
Tylko dobre wrażenie? – zdziwił się Draco. Zawsze myślał, że jego mama oszołomiła ojca swoją urodą.
Oczywiście, że od razu zauważyłem, jaka jest piękna. Jej klasa, maniery i dobre wychowanie naprawdę mi zaimponowały. Jednak ta chłodna elegancja z jaką na mnie patrzyła nie wzbudzała ognia w moim sercu. Wiedziałem też, że i ja nie wzbudzam takich uczuć u niej. Jednak, szczerze mówiąc, wtedy było mi to zupełnie obojętne... Szybko odbył się nasz ślub, a zaraz potem zamieszkaliśmy razem. Ja wciąż zajmowałem się karierą, a twoja mama odnawiała Malfoy Manor i organizowała bale dla magicznej śmietanki towarzyskiej. Żyliśmy niby razem, ale trochę jakby obok siebie. To jednak zaczęło się zmieniać, gdy Czarny Pan pokazał magicznemu światu swoją siłę. Nie będę ci opowiadał wszystkiego, bo to naprawdę długa historia... Ale nagle zrozumiałem, że w tamtych trudnych dniach, twoja matka była jedyną osobą, która się o mnie troszczyła. Przez to zyskała sobie mój szacunek, z czasem przyszło również przywiązanie. Zacząłem dostrzegać i doceniać jej zalety. Oddanie, dobry gust, jej uśmiech...Wkrótce odkryłem, że naprawdę się cieszę, że to właśnie ona została moją żoną. A zrozumiałem, że Narcyza jest kobietą mojego życia, gdy pozwolono mi ją zobaczyć zaraz po tym, jak cię urodziła. Była taka zmęczona... ale i piękna. I trzymała w ramionach ciebie - Lucjusz uśmiechnął się do swoich wspomnień, a Draco z ogromnym zdziwieniem musiał przyznać, że pierwszy raz widzi swojego ojca w takim wydaniu. To była zupełnie inna twarz, od tej, którą znał. – Nigdy nie żałowałem naszego małżeństwa, a w moim życiu nie było innej kobiety, która znaczyłaby dla mnie tyle, co Cyzia. – Lucjusz wstał, by ponownie dolać sobie i swojemu synowi Ognistej. – Jesteśmy zgodną parą i kochamy się, choć może nie okazujemy tego wszem i wobec. Nie byłem idealnym ojcem, choć twoja matka robiła wszystko, byś specjalnie tego nie odczuł. A ja tylko wciąż powtarzałem jej, że za bardzo cię rozpieszcza...
Pamiętam – odparł Draco z lekkim uśmiechem.
Kocham ją, naprawdę... ale moja miłość pojawiła się z czasem i była efektem odkrywania tego wszystkiego, co ona mi zaofiarowała. Mógłbym powiedzieć, że pokochałem ją z egoizmu. Nie znam tych wszystkich objawów, o których mówi się w kontekście wielkiej miłości. Dreszcze, ciągłe myślenie o ukochanej, jakieś dziwne ściskanie w sercu. - Draco nerwowo przełknął ślinę. On znał te uczucia... Dokładnie wszystkie. Męczyły go od przeszło dwóch lat... Wystarczyło samo wspomnienie. – Ty wiesz, o czym mówię – stwierdził Lucjusz, jakby czytając mu w myślach.
Nie! – zaprzeczył od razu. Jego ojciec uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
Od małego wiedziałem, że będziesz w Slytherinie. Zawsze byłeś dobrym aktorem, zdolnym manipulatorem i doskonałym kłamcą. Jednak jestem twoim ojcem i znam cię bardzo dobrze. Wiem, kiedy nie mówisz całej prawdy... I przykro mi, że nie mówisz jej od tak dawna. Czekałem, aż zbierzesz się na odwagę, by przyjść mi o wszystkim opowiedzieć, jednak chyba zbyt mocno zakorzeniłem w tobie pewne zasady.
Nie wiem, o co ci chodzi, ojcze – burknął Smok, zatapiając usta w whisky.
Doskonale wiesz. Chciałem ci dać jeszcze trochę czasu na podjęcie jakiejś decyzji, ale wypłynęła ta sprawa z wyjazdem... A poza tym, twoja matka strasznie wierciła mi już dziurę w brzuchu o to. Zwłaszcza po tym, jak przyprowadziłeś do domu jakieś dwie wyjątkowo rozczarowujące dziewuchy.
To tylko koleżanki...
Dzięki ci, Merlinie, że nikt więcej... Zresztą, od razu wiedziałem, że to nie wypali. Za bardzo zależy ci na innej kobiecie.
Tato...
Daj spokój, Draco, naprawdę nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Zakochałeś się, to przecież nic złego. Mógłbym potępić cie za wiele rzeczy, ale na pewno nie za to, że jesteś zdolny do miłości. Nawet jeśli obdarzyłeś nią akurat czarownicę o nieczystej krwi. Nawet jeśli jest nią akurat Hermiona Granger. - Szok, jaki pojawił się na twarzy Dracona, był tak wielki, że Lucjusz ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Młodszy Malfoy natomiast po pierwszym ataku paniki starał się szybko wymyślić, jak powinien zareagować, by zabrzmiało to wiarygodnie... Może powinien wybuchnąć śmiechem i zapytać, co to za bzdury? O! Albo lepiej, rzucić na swojego ojca zaklęcie zapomnienia,a później faktycznie uciec z kraju. A może lepiej po prostu wyjść, w ogóle się nie odzywając?
Nie zaprzeczaj. Nie musisz. Od dawna o tym wiem... Zacząłem już coś podejrzewać, gdy zaraz po twoim wypadku na boisku Quidditcha, wybudzili cię w szpitalu i powiedzieli, kto uratował ci życie. Choć starałeś się to zamaskować, twoja pierwsza reakcja dała mi dużo do myślenia. Na tyle dużo, że postanowiłem spotkać się z panną Granger i podziękować jej za ten ratunek.
Rozmawiałeś z nią? – wyszeptał wciąż zszokowany Smok.
Och tak. Podziękowałem jej i przy okazji lepiej jej się przyjrzałem. To ładna dziewczyna, do tego bardzo kulturalna, mądra i odważna... Przypomniało mi się, jak opierała się torturom Bellatrix... i doszedłem do wniosku, że jej niezbyt udana wizyta w Malfoy Manor, też musiała mieć na ciebie jakiś wpływ, skoro zaraz po niej sam, wbrew mojej woli, poszedłeś do Snape'a i Dumbledora. Nie mogłeś wiedzieć, że ja od dawna byłem w kontakcie z Severusem i kwestia naszej zmiany stron była już przesądzona.
To dlatego tak łatwo się wtedy zgodziłeś? – burknął Draco.
Tak, ale przyznam, że zaimponowałeś mi swoją postawą, synu. Dlatego tak dziwi mnie, że miałeś odwagę postawić mi się w tak ważnej kwestii, a nie miałeś odwagi powiedzieć mi o tobie i Hermionie.
Ale kiedy ja... kiedy my... – Nie wiedział, co tak naprawdę chce powiedzieć. Lucjusz wstał i po raz kolejny powędrował do barku. Prawdziwa męska rozmowa, zawsze jest mocno zakrapiana whisky.
Wiem, że w szkole byłeś bardzo popularny, ale niestety nie przez wszystkich lubiany. Nie minęło nawet pierwsze półrocze, a dostałem chyba z pięć sów dotyczących twojego niezdrowego zainteresowania panną Granger. Jedna Astoria Greengrass miała na tyle odwagi, by podpisać się pod swoim długim na pięć stóp donosem o twoich spotkaniach z Gryfonką. Natomiast jeden list był napisany tak okropnym pismem i zawierał tyle błędów, że od razu domyśliłem się, że to od najmłodszego syna Weasley'ów.
Pieprzony łasic – syknął Draco, zanim zdążył się powstrzymać.
Niemniej to te listy przekonały mnie, że moje przypuszczenia były słuszne. Zapytałem o to Severusa, który taktownie wyjaśnił twoje kontakty z Hermioną potrzebą podciągnięcia się z Transmutacji... Wystarczyło mi jednak przyjechać na jeden mecz, by domyślić się, że w całym Hogwarcie było kilkadziesiąt dziewczyn, które nie tylko chętnie udzielałby ci korepetycji, ale nawet zabiły McGonagall, gdybyś je o to poprosił. - Draco mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, słysząc te słowa. Wciąż nie mógł uwierzyć, że rozmawia ze swoim ojcem na temat, który od tak dawna go dręczył... – Na następnym meczu zauważyłem, że panna Granger ma na szyi zielony szalik Slytherinu, domyśliłem się więc, że jest blisko z jakimś Ślizgonem. Zaraz potem widziałem ją w towarzystwie Zabiniego, co oznaczało, że i ty musisz mieć z nią jakiś kontakt... Doceniłem, że nie poddałeś się już na starcie, bowiem zawsze ci powtarzałem, że należy walczyć o swoje. Każde kolejne spotkanie z tą Gryfonką utwierdzało mnie w przekonaniu, że coś się pomiędzy wami dzieje. W czasie przyjazdu na święta wysiedliście z pociągu jako ostatni, a przed finałowym meczem Quidditcha widziałem ją, jak wychodziła z waszej szatni... Czekałam na rozwój wypadków no i na to aż sam wreszcie do mnie przyjdziesz w tej sprawie. Byłem przekonany, że zrobisz to zaraz po zakończeniu szkoły. Twoja matka nawet wygrzebała z sejfu rodowy pierścionek zaręczynowy, by był przygotowany w razie czego.
Chyba jej nie powiedziałeś...?
Zapytała mnie o Hermionę, gdy spotkaliśmy ją po finałowym meczu, no to podzieliłem się z nią moimi przypuszczeniami. Myślisz, że dlaczego dręczyła cię o ten rodzinny obiad? Myśleliśmy, że może spotykasz się z nią ukradkiem.
Nie spotykam.
Wiem. Za bardzo byłeś przygnębiony. Zresztą zyskałem pewność, że wszystko pomiędzy wami skończone zaraz po tym, jak kilka tygodni po zakończeniu szkoły spotkałem ją na Pokątnej. Mimo całej jej niechęci do mojej osoby, grzecznie odpowiedziała na moje powitanie, ale coś w jej oczach powiedziało mi, że mój widok sprawił jej ból. Chyba wasze rozstanie nie było najprzyjemniejsze...
Nie było – potwierdził Draco, który na samo wspomnienie chwili, gdy od niego odchodziła miał ochotę sam siebie potraktować jakimś zaklęciem.
Ty to skończyłeś? – dociekał Lucjusz. Draco podniósł się z fotela nerwowym ruchem. Naprawdę nie miał ochoty wspominać tego wszystkiego.
Od dziecka powtarzałeś mi, że czysta krew jest najważniejsza, a moim głównym zdaniem, jako potomka Malfoyów, jest przedłużenie tej linii. Sam mówiłeś, że małżeństwa w rodach takich jak nasze, są zawsze aranżowane przez rodziców, a jeśli ktoś ma szczęście, to wszystko dobrze się układa, tak jak na przykład tobie i mamie... Przypomniałeś mi o tym przy każdej okazji, powtarzając mi to do znudzenia, tak wiele razy, iż byłem pewien, że jakiekolwiek odstępstwo od tej zasady to niewybaczalna zbrodnia. Nie chciałem w nic się angażować z Hermioną, doskonale wiedząc, że to nie ma przyszłości. Jednak to było silniejsze ode mnie... I nawet teraz, mimo wszystko, nie żałuję.
To przez te wszystkie powtarzane ci zasady i nakazy, zrezygnowałeś z dziewczyny, którą kochasz?
Nie widziałem innego wyjścia – odpowiedział zgodnie z prawdą. Lucjusz spojrzał na niego przenikliwie. Właśnie odkrył, że to głównie z jego powodu Draco był taki nieszczęśliwy...
Myślałeś, że byłbym w stanie coś ci zrobić za miłość do szl... do czarownicy mugolskiego pochodzenia? – zapytał Lucjusz. Draco wyraźnie zawahał się
z odpowiedzią.
Ja... nie... nie miałem pewności. I nie chodziło tu o mnie... – wyjąkał wreszcie.
Sądziłeś, że skrzywdziłbym dziewczynę, która uratowała życie mojego jedynego dziecka?
Ojcze...
Nie, Draco, nie skrzywdziłbym jej. Nawet jeśli zrezygnowałbyś dla niej z rodzinnego dziedzictwa i nawet jeśli uciekłbyś z nią nie wiadomo gdzie. Bo skrzywdzenie jej byłoby jednoznaczne ze skrzywdzeniem ciebie, a tego twoja matka nigdy, by mi nie wybaczyła... Już tak mam ogromne poczucie winy przez to, co musiałeś przejść w czasach wojny i to głównie z mojej winy.
Nie powinieneś się obwiniać, to były moje decyzje...
Ale to przez moją głupotę zmuszony byłeś, by je podejmować. – Draco po raz pierwszy w życiu widział tyle smutku w oczach swojego ojca.
To już przeszłość, nie zadręczaj się tym, tato.
W porządku. Chciałbym wiedzieć, co teraz planujesz? – dopytywał Lucjusz.
Ja... Praca w Stanach już czeka – mruknął Smok.
To wykluczone. Nie wyjedziesz z kraju. Zostaniesz tu i pozwolisz nam się cieszyć twoim szczęściem. Chodziło mi o to, jak planujesz odzyskać Hermionę?
Oo od...odzy...odzyskać? – wyjąkał Draco, będąc w sporym szoku.
Tak. Chcesz żebym powiedział to dosadnie? Proszę bardzo! Masz moje i matki błogosławieństwo na związek z czarownicą mugolskiego pochodzenia. Odzyskaj ją, póki nie jest za późno. Walcz o swoje szczęście, synu.
Ty tak na poważnie? – Nie dowierzał młodszy blondyn, zastanawiający się jak to
w ogóle możliwe, że jego ojciec powiedział coś takiego. Czyżby ktoś go przeklął imperiusem?
Czy wolałbym, aby panna Granger miała czystą krew? Tak... Czy wolałbym byś był
z czarownicą czystej krwi i był przy tym nieszczęśliwy? Nie. Chce twojego szczęścia. Ona nim jest. Twoje uczucie to nie jest tylko jakieś głupie zauroczenie, jestem tego pewien...
I ty też jesteś pewien, że ona nie jest chwilową zachcianką, prawda?
Nie, nie jest zachcianką... – przyznał Draco.
No właśnie. Jesteś nieszczęśliwy, a to sprawia wiele smutku twojej mamie i mnie również. Chcemy by twoje życie było jak najlepsze, a ty sam wiesz, czego obecnie ci w nim brakuje.
I naprawdę uważasz, że ja...
Tak. Naprawdę uważam, że powinieneś ją odzyskać. Uczyłem cię, byś się nie poddawał w życiu łatwo i zawsze walczył o swoje. Posłuchaj teraz tej rady i odzyskaj dziewczynę, która jest dla ciebie najważniejsza...
To nie będzie łatwe – mruknął Draco, wciąż nie dowierzając, że cała ta rozmowa naprawdę się odbyła.
W życiu dobrze jest stawiać sobie trudne wyzwania – uśmiechnął się do syna Lucjusz. – Na przykład takim trudnym wyzwaniem będzie przekonanie twojej matki, że macie jeszcze czas na ślub i dzieci. Ona już zaplanowała wam całe wesele...

***

Czerwone bombki, zielony ostrokrzew i małe aniołki zdobiły prawie każdy centymetr ścian w ministerstwie, jednak szarooki blondyn nie zwracał na to wcale uwagi. Nie cieszyła go świąteczna atmosfera i sztuczne uśmiechy jakimi wymieniał się z innymi pracownikami ministerstwa. Chciał już wrócić do domu i pomyśleć... Ostatnio każdą chwilę poświęcił na to, by przemyśleć i zaplanować, jak powinien skontaktować się z Hermioną... Pomysłów miał setki, a czasu coraz mniej, gdyż zaraz po nowym roku Gryfonka miała zacząć pracować w ministerstwie... A chyba lepiej byłoby przecież spotkać się z nią w przyjemniejszym otoczeniu niż ministerialnym bufet...
Draco nerwowo tupał nogą, z przymusem uśmiechając się do Wimple'a z Komisji Eksperymentalnych Zaklęć, który wciąż nie pozbył się niebieskich włosów zwisających mu z nosa. Odetchnął z prawdziwą ulgą, gdy ten dziwny facet wreszcie wysiadł i Smok został wreszcie sam w windzie. Podrzuci jeszcze te durne papiery do Sheridansa i zrywa się do domu. Wieczorem był umówiony z Diabłem w pubie. Chciał poradzić się przyjaciela w sprawie Hermiony... Jednak, jak to w życiu bywa, czasem to czego się boimy przychodzi do nas najszybciej... nieoczekiwanie. Draco mógł się o tym przekonać w momencie, gdy winda stanęła na jednym z pięter, a jej kraty się rozsunęły...
Pół roku nie odbierało nic z jej urody, uroku, magii... Wciąż była tak śliczna jak ją zapamiętał. Ubrana w białą bluzkę i ołówkową spódnicę, z upiętymi włosami wyglądała jak typowa pracownica ministerstwa, ale jego zdaniem i tak wciąż była najpiękniejsza. Zajęta przeglądaniem jakiś papierów, dopiero po chwili zorientowała się, że winda już przyjechała. Uniosła głowę i zrobiła krok w przód.
Wtedy ich spojrzenia się spotkały...


2 komentarze:

  1. I ten moment kiedy zaczynasz lubić Lucjusza - bezcenny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Lucjusz w tym rozdziale jest po prostu genialny - to jego przemówienie. Właściwie niech się czuje winny, wiedząc wcześniej o Draco i Hermionie i wiedząc jak wychował syna, powinien z nim wcześniej porozmawiać na ten temat. Czekał pół roku... Bez sensu, data i czekanie nic nie zmieniło. Draco oczywiście też powinien zebrać się na odwagę, ale pewnie nadal bał się o Hermionę. Ech ten brak komunikacji międzyludzkiej :P Na szczęście Lucjusz najpierw zepsuł, ale naprawił i to najważniejsze - uwielbiam go <3

    OdpowiedzUsuń