Rozdział
Trzydziesty Siódmy
–
Muszę
powiedzieć, że nieco mnie rozczarowałeś, Draconie. I przyznam, że
nigdy nie przypuszczałem, że jesteś w stanie zrobić coś tak
głupiego. Naprawdę myślałeś, że pozwolimy ci z matką ot tak
zostawić nas i uciec z kraju?
–
Skąd o
tym wiesz? – zdenerwował się Smok. Miał zamiar powiedzieć
rodzicom o swoich planach dopiero w czasie świąt. Lucjusz
uśmiechnął się cynicznie pod nosem.
–
Powiedzmy
, że mam swoje sposoby. Naprawdę sądziłeś, że to ci się uda?
–
Mówisz o
tym, jakbym planował jakąś zbrodnię – mruknął Draco i, by
zamaskować jakoś swoje zmieszanie, napił się whisky.
–
Może nie
zbrodnię, ale na pewno twoje zachowanie nie zasługuje na pochwałę.
Jesteś Malfoyem, a Malfoyowie nie uciekają! – W głosie Lucjusza
pobrzmiewała twarda nuta.
–
Po
pierwsze, nigdzie nie uciekam, a po drugie, nie zmuszaj mnie, bym
wymienił wszystkie spektakularne ucieczki, jakie znajdziesz w
historii naszego szlachetnego rodu – posłał ojcu triumfujący
uśmieszek.
–
Chyba nie
wyraziłem się precyzyjnie. Nie powiedziałem, że słyniemy z
odwagi... Ale na pewno nie jesteśmy aż takimi tchórzami, by
uciekać przed kobietami. - Draco o mały włos nie zakrztusił się
swoją whisky, słysząc te słowa.
–
Nie mam
pojęcia, o co ci chodzi – odpowiedział, starając się brzmieć
pewnie, choć panika powoli ogarniała wszystkie komórki jego ciała.
–
Jestem
przekonany, że doskonale wiesz, o czym mówię. – Lucjusz wstał,
by dolać sobie whisky, a Draco skorzystał z okazji, aby uzupełnić
i swoją szklankę, bał się bowiem, że nie przetrwa tej rozmowy na
trzeźwo.
–
Opowiadałem
ci kiedyś, jak zaproponowano mi małżeństwo z twoją matką? –
zapytał nagle. Dracona bardzo zdziwiła ta zmiana tematu, jednak
pokręcił głową przecząco. Wiedział tylko, że małżeństwo
rodziców zostało zaaranżowane, tak jak miało to miejsce we
wszystkich rodach czystej krwi...
–
To było
na balu jesiennym w rezydencji Lestrange'ów. Przyjaźniłem się z
mężem Belli, Rudolfem. Narcyzę pamiętałem jeszcze z czasów
szkoły. Zawsze zaliczała się do najładniejszych dziewczyn w
Slytherinie, ale w tamtych czasach nie zwracałem na nią specjalnej
uwagi. Po szkole ja zająłem się polityką, a twoja mama wyjechała
na trzy lata do Francji. Gdy tylko wróciła, nasze rodziny już
wiedziały, że ten bal będzie doskonałą okazją do ogłoszenia
nam ich planów. Szczerze mówiąc, byłem zły, gdy mój ojciec
oświadczył mi, że pora się ożenić. Żona jawiła mi się jako
zbędny element w wystroju mojego domu, o który przecież i tak
dbały skrzaty. – Draco z wielkim zainteresowaniem słuchał tej
opowieści. Nie wiedział jeszcze, do czego zmierza jego ojciec, ale
cieszył się, że będzie miał okazję lepiej poznać historię
swoich rodziców. – Jednak
nie miałem możliwości odmowy, a Narcyza zrobiła na mnie dobre
wrażenie. Nie sprzeciwiła się też woli swoich rodziców, gdy nam
oświadczyli, że zostaniemy małżeństwem – kontynuował Lucjusz.
–
Tylko
dobre wrażenie? – zdziwił się Draco. Zawsze myślał, że jego
mama oszołomiła ojca swoją urodą.
–
Oczywiście,
że od razu zauważyłem, jaka jest piękna. Jej klasa, maniery i
dobre wychowanie naprawdę mi zaimponowały. Jednak ta chłodna
elegancja z jaką na mnie patrzyła nie wzbudzała ognia w moim
sercu. Wiedziałem też, że i ja nie wzbudzam takich uczuć u niej.
Jednak, szczerze mówiąc, wtedy było mi to zupełnie obojętne...
Szybko odbył się nasz ślub, a zaraz potem zamieszkaliśmy razem.
Ja wciąż zajmowałem się karierą, a twoja mama odnawiała
Malfoy Manor i organizowała bale dla magicznej śmietanki
towarzyskiej. Żyliśmy niby razem, ale trochę jakby obok siebie. To
jednak zaczęło się zmieniać, gdy Czarny Pan pokazał magicznemu
światu swoją siłę. Nie będę ci opowiadał wszystkiego, bo to
naprawdę długa historia... Ale nagle zrozumiałem, że w tamtych
trudnych dniach, twoja matka była jedyną osobą, która się o mnie
troszczyła. Przez to zyskała sobie mój szacunek, z czasem przyszło
również przywiązanie. Zacząłem dostrzegać i doceniać jej
zalety. Oddanie, dobry gust, jej uśmiech...Wkrótce odkryłem, że
naprawdę się cieszę, że to właśnie ona została moją żoną. A
zrozumiałem, że Narcyza jest kobietą mojego życia, gdy pozwolono
mi ją zobaczyć zaraz po tym, jak cię urodziła. Była taka
zmęczona... ale i piękna. I trzymała w ramionach ciebie -
Lucjusz uśmiechnął się do swoich wspomnień, a Draco z ogromnym
zdziwieniem musiał przyznać, że pierwszy raz widzi swojego ojca w
takim wydaniu. To była zupełnie inna twarz, od tej, którą znał.
– Nigdy
nie żałowałem naszego małżeństwa, a w moim życiu nie było
innej kobiety, która znaczyłaby dla mnie tyle, co Cyzia. –
Lucjusz wstał, by ponownie dolać sobie i swojemu synowi Ognistej. –
Jesteśmy zgodną parą i kochamy się,
choć może nie okazujemy tego wszem i wobec. Nie byłem idealnym
ojcem, choć twoja matka robiła wszystko, byś specjalnie tego nie
odczuł. A ja tylko wciąż powtarzałem jej, że za bardzo cię
rozpieszcza...
–
Pamiętam
– odparł Draco z lekkim uśmiechem.
–
Kocham
ją, naprawdę... ale moja miłość pojawiła się z czasem i była
efektem odkrywania tego wszystkiego, co ona mi zaofiarowała. Mógłbym
powiedzieć, że pokochałem ją z egoizmu. Nie znam tych
wszystkich objawów, o których mówi się w kontekście wielkiej
miłości. Dreszcze, ciągłe myślenie o ukochanej, jakieś dziwne
ściskanie w sercu. - Draco nerwowo przełknął ślinę. On znał te
uczucia... Dokładnie wszystkie. Męczyły go od przeszło dwóch
lat... Wystarczyło samo wspomnienie. –
Ty wiesz, o czym mówię – stwierdził
Lucjusz, jakby czytając mu w myślach.
–
Nie! –
zaprzeczył od razu. Jego ojciec uśmiechnął się delikatnie pod
nosem.
–
Od małego
wiedziałem, że będziesz w Slytherinie. Zawsze byłeś dobrym
aktorem, zdolnym manipulatorem i doskonałym kłamcą. Jednak
jestem twoim ojcem i znam cię bardzo dobrze. Wiem, kiedy nie mówisz
całej prawdy... I przykro mi, że nie mówisz jej od tak dawna.
Czekałem, aż zbierzesz się na odwagę, by przyjść mi o wszystkim
opowiedzieć, jednak chyba zbyt mocno zakorzeniłem w tobie pewne
zasady.
–
Nie wiem,
o co ci chodzi, ojcze – burknął Smok, zatapiając usta w whisky.
–
Doskonale
wiesz. Chciałem ci dać jeszcze trochę czasu na podjęcie jakiejś
decyzji, ale wypłynęła ta sprawa z wyjazdem... A poza tym, twoja
matka strasznie wierciła mi już dziurę w brzuchu o to. Zwłaszcza
po tym, jak przyprowadziłeś do domu jakieś dwie wyjątkowo
rozczarowujące dziewuchy.
–
To tylko
koleżanki...
–
Dzięki
ci, Merlinie, że nikt więcej... Zresztą, od razu wiedziałem, że
to nie wypali. Za bardzo zależy ci na innej kobiecie.
–
Tato...
–
Daj
spokój, Draco, naprawdę nie ma sensu dłużej tego ciągnąć.
Zakochałeś się, to przecież nic złego. Mógłbym potępić cie
za wiele rzeczy, ale na pewno nie za to, że jesteś zdolny do
miłości. Nawet jeśli obdarzyłeś nią akurat czarownicę o
nieczystej krwi. Nawet jeśli jest nią akurat Hermiona Granger. -
Szok, jaki pojawił się na twarzy Dracona, był tak wielki, że
Lucjusz ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Młodszy
Malfoy natomiast po pierwszym ataku paniki starał się szybko
wymyślić, jak powinien zareagować, by zabrzmiało to
wiarygodnie... Może powinien wybuchnąć śmiechem i zapytać, co
to za bzdury? O! Albo lepiej, rzucić na swojego ojca zaklęcie
zapomnienia,a później faktycznie uciec z kraju. A może lepiej
po prostu wyjść, w ogóle się nie odzywając?
–
Nie
zaprzeczaj. Nie musisz. Od dawna o tym wiem... Zacząłem już coś
podejrzewać, gdy zaraz po twoim wypadku na boisku Quidditcha,
wybudzili cię w szpitalu i powiedzieli, kto uratował ci życie.
Choć starałeś się to zamaskować, twoja pierwsza reakcja dała mi
dużo do myślenia. Na tyle dużo, że postanowiłem spotkać się z
panną Granger i podziękować jej za ten ratunek.
–
Rozmawiałeś
z nią? – wyszeptał wciąż zszokowany Smok.
–
Och tak.
Podziękowałem jej i przy okazji lepiej jej się przyjrzałem. To
ładna dziewczyna, do tego bardzo kulturalna, mądra i odważna...
Przypomniało mi się, jak opierała się torturom Bellatrix... i
doszedłem do wniosku, że jej niezbyt udana wizyta w Malfoy Manor,
też musiała mieć na ciebie jakiś wpływ, skoro zaraz po niej sam,
wbrew mojej woli, poszedłeś do Snape'a i Dumbledora. Nie mogłeś
wiedzieć, że ja od dawna byłem w kontakcie z Severusem i
kwestia naszej zmiany stron była już przesądzona.
–
To
dlatego tak łatwo się wtedy zgodziłeś? – burknął Draco.
–
Tak, ale
przyznam, że zaimponowałeś mi swoją postawą, synu. Dlatego tak
dziwi mnie, że miałeś odwagę postawić mi się w tak ważnej
kwestii, a nie miałeś odwagi powiedzieć mi o tobie i Hermionie.
–
Ale kiedy
ja... kiedy my... – Nie wiedział, co tak naprawdę chce
powiedzieć. Lucjusz wstał i po raz kolejny powędrował do barku.
Prawdziwa męska rozmowa, zawsze jest mocno zakrapiana whisky.
–
Wiem, że
w szkole byłeś bardzo popularny, ale niestety nie przez wszystkich
lubiany. Nie minęło nawet pierwsze półrocze, a dostałem chyba z
pięć sów dotyczących twojego niezdrowego zainteresowania panną
Granger. Jedna Astoria Greengrass miała na tyle odwagi, by podpisać
się pod swoim długim na pięć stóp donosem o twoich spotkaniach
z Gryfonką. Natomiast jeden list był napisany tak okropnym
pismem i zawierał tyle błędów, że od razu domyśliłem się, że
to od najmłodszego syna Weasley'ów.
–
Pieprzony
łasic – syknął Draco, zanim zdążył się powstrzymać.
–
Niemniej
to te listy przekonały mnie, że moje przypuszczenia były słuszne.
Zapytałem o to Severusa, który taktownie wyjaśnił twoje
kontakty z Hermioną potrzebą podciągnięcia się z Transmutacji...
Wystarczyło mi jednak przyjechać na jeden mecz, by domyślić się,
że w całym Hogwarcie było kilkadziesiąt dziewczyn, które nie
tylko chętnie udzielałby ci korepetycji, ale nawet zabiły
McGonagall, gdybyś je o to poprosił. - Draco mimowolnie uśmiechnął
się pod nosem, słysząc te słowa. Wciąż nie mógł uwierzyć, że
rozmawia ze swoim ojcem na temat, który od tak dawna go
dręczył... – Na
następnym meczu zauważyłem, że panna Granger ma na szyi zielony
szalik Slytherinu, domyśliłem się więc, że jest blisko z jakimś
Ślizgonem. Zaraz potem widziałem ją w towarzystwie Zabiniego, co
oznaczało, że i ty musisz mieć z nią jakiś kontakt... Doceniłem,
że nie poddałeś się już na starcie, bowiem zawsze ci
powtarzałem, że należy walczyć o swoje. Każde kolejne spotkanie
z tą Gryfonką utwierdzało mnie w przekonaniu, że coś się
pomiędzy wami dzieje. W czasie przyjazdu na święta wysiedliście z
pociągu jako ostatni, a przed finałowym meczem Quidditcha widziałem
ją, jak wychodziła z waszej szatni... Czekałam na rozwój wypadków
no i na to aż sam wreszcie do mnie przyjdziesz w tej sprawie. Byłem
przekonany, że zrobisz to zaraz po zakończeniu szkoły. Twoja matka
nawet wygrzebała z sejfu rodowy pierścionek zaręczynowy, by
był przygotowany w razie czego.
–
Chyba jej
nie powiedziałeś...?
–
Zapytała
mnie o Hermionę, gdy spotkaliśmy ją po finałowym meczu, no to
podzieliłem się z nią moimi przypuszczeniami. Myślisz, że
dlaczego dręczyła cię o ten rodzinny obiad? Myśleliśmy, że może
spotykasz się z nią ukradkiem.
–
Nie
spotykam.
–
Wiem. Za
bardzo byłeś przygnębiony. Zresztą zyskałem pewność, że
wszystko pomiędzy wami skończone zaraz po tym, jak kilka tygodni po
zakończeniu szkoły spotkałem ją na Pokątnej. Mimo całej jej
niechęci do mojej osoby, grzecznie odpowiedziała na moje powitanie,
ale coś w jej oczach powiedziało mi, że mój widok sprawił jej
ból. Chyba wasze rozstanie nie było najprzyjemniejsze...
–
Nie było
– potwierdził Draco, który na samo wspomnienie chwili, gdy od
niego odchodziła miał ochotę sam siebie potraktować jakimś
zaklęciem.
–
Ty to
skończyłeś? – dociekał Lucjusz. Draco podniósł się z fotela
nerwowym ruchem. Naprawdę nie miał ochoty wspominać tego
wszystkiego.
–
Od
dziecka powtarzałeś mi, że czysta krew jest najważniejsza, a moim
głównym zdaniem, jako potomka Malfoyów, jest przedłużenie tej
linii. Sam mówiłeś, że małżeństwa w rodach takich jak nasze,
są zawsze aranżowane przez rodziców, a jeśli ktoś ma szczęście,
to wszystko dobrze się układa, tak jak na przykład tobie i
mamie... Przypomniałeś mi o tym przy każdej okazji, powtarzając
mi to do znudzenia, tak wiele razy, iż byłem pewien, że
jakiekolwiek odstępstwo od tej zasady to niewybaczalna zbrodnia. Nie
chciałem w nic się angażować z Hermioną, doskonale wiedząc, że
to nie ma przyszłości. Jednak to było silniejsze ode mnie... I
nawet teraz, mimo wszystko, nie żałuję.
–
To przez
te wszystkie powtarzane ci zasady i nakazy, zrezygnowałeś z
dziewczyny, którą kochasz?
–
Nie
widziałem innego wyjścia – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Lucjusz spojrzał na niego przenikliwie. Właśnie odkrył, że to
głównie z jego powodu Draco był taki nieszczęśliwy...
–
Myślałeś,
że byłbym w stanie coś ci zrobić za miłość do szl... do
czarownicy mugolskiego pochodzenia? – zapytał Lucjusz. Draco
wyraźnie zawahał się
z odpowiedzią.
z odpowiedzią.
–
Ja...
nie... nie miałem pewności. I nie chodziło tu o mnie... –
wyjąkał wreszcie.
–
Sądziłeś,
że skrzywdziłbym dziewczynę, która uratowała życie mojego
jedynego dziecka?
–
Ojcze...
–
Nie,
Draco, nie skrzywdziłbym jej. Nawet jeśli zrezygnowałbyś dla niej
z rodzinnego dziedzictwa i nawet jeśli uciekłbyś z nią nie
wiadomo gdzie. Bo skrzywdzenie jej byłoby jednoznaczne ze
skrzywdzeniem ciebie, a tego twoja matka nigdy, by mi nie
wybaczyła... Już tak mam ogromne poczucie winy przez to, co
musiałeś przejść w czasach wojny i to głównie z mojej winy.
–
Nie
powinieneś się obwiniać, to były moje decyzje...
–
Ale to
przez moją głupotę zmuszony byłeś, by je podejmować. – Draco
po raz pierwszy w życiu widział tyle smutku w oczach swojego ojca.
–
To już
przeszłość, nie zadręczaj się tym, tato.
–
W
porządku. Chciałbym wiedzieć, co teraz planujesz? – dopytywał
Lucjusz.
–
Ja...
Praca w Stanach już czeka – mruknął Smok.
–
To
wykluczone. Nie wyjedziesz z kraju. Zostaniesz tu i pozwolisz nam się
cieszyć twoim szczęściem. Chodziło mi o to, jak planujesz
odzyskać Hermionę?
–
Oo
od...odzy...odzyskać? – wyjąkał Draco, będąc w sporym szoku.
–
Tak.
Chcesz żebym powiedział to dosadnie? Proszę bardzo! Masz moje i
matki błogosławieństwo na związek z czarownicą mugolskiego
pochodzenia. Odzyskaj ją, póki nie jest za późno. Walcz o swoje
szczęście, synu.
–
Ty tak na
poważnie? – Nie dowierzał młodszy blondyn, zastanawiający się
jak to
w ogóle możliwe, że jego ojciec powiedział coś takiego. Czyżby ktoś go przeklął imperiusem?
w ogóle możliwe, że jego ojciec powiedział coś takiego. Czyżby ktoś go przeklął imperiusem?
–
Czy
wolałbym, aby panna Granger miała czystą krew? Tak... Czy wolałbym
byś był
z czarownicą czystej krwi i był przy tym nieszczęśliwy? Nie. Chce twojego szczęścia. Ona nim jest. Twoje uczucie to nie jest tylko jakieś głupie zauroczenie, jestem tego pewien...
I ty też jesteś pewien, że ona nie jest chwilową zachcianką, prawda?
z czarownicą czystej krwi i był przy tym nieszczęśliwy? Nie. Chce twojego szczęścia. Ona nim jest. Twoje uczucie to nie jest tylko jakieś głupie zauroczenie, jestem tego pewien...
I ty też jesteś pewien, że ona nie jest chwilową zachcianką, prawda?
–
Nie, nie
jest zachcianką... – przyznał Draco.
–
No
właśnie. Jesteś nieszczęśliwy, a to sprawia wiele smutku twojej
mamie i mnie również. Chcemy by twoje życie było jak najlepsze, a ty sam wiesz, czego obecnie ci w nim brakuje.
–
I
naprawdę uważasz, że ja...
–
Tak.
Naprawdę uważam, że powinieneś ją odzyskać. Uczyłem cię, byś
się nie poddawał w życiu łatwo i zawsze walczył o swoje.
Posłuchaj teraz tej rady i odzyskaj dziewczynę, która jest dla
ciebie najważniejsza...
–
To nie
będzie łatwe – mruknął Draco, wciąż nie dowierzając, że
cała ta rozmowa naprawdę się odbyła.
–
W życiu
dobrze jest stawiać sobie trudne wyzwania – uśmiechnął się do
syna Lucjusz. – Na
przykład takim trudnym wyzwaniem będzie przekonanie twojej matki,
że macie jeszcze czas na ślub i dzieci. Ona już zaplanowała wam
całe wesele...
***
Czerwone bombki,
zielony ostrokrzew i małe aniołki zdobiły prawie każdy centymetr
ścian w ministerstwie, jednak szarooki blondyn nie zwracał na to
wcale uwagi. Nie cieszyła go świąteczna atmosfera i sztuczne
uśmiechy jakimi wymieniał się z innymi pracownikami ministerstwa.
Chciał już wrócić do domu i pomyśleć... Ostatnio każdą chwilę
poświęcił na to, by przemyśleć i zaplanować, jak powinien
skontaktować się z Hermioną... Pomysłów miał setki, a czasu
coraz mniej, gdyż zaraz po nowym roku Gryfonka miała zacząć
pracować w ministerstwie... A chyba lepiej byłoby przecież spotkać
się z nią w przyjemniejszym otoczeniu niż ministerialnym
bufet...
Draco nerwowo
tupał nogą, z przymusem uśmiechając się do Wimple'a z Komisji
Eksperymentalnych Zaklęć, który wciąż nie pozbył się
niebieskich włosów zwisających mu z nosa. Odetchnął z prawdziwą
ulgą, gdy ten dziwny facet wreszcie wysiadł i Smok został wreszcie
sam w windzie. Podrzuci jeszcze te durne papiery do Sheridansa i
zrywa się do domu. Wieczorem był umówiony z Diabłem w pubie.
Chciał poradzić się przyjaciela w sprawie Hermiony... Jednak,
jak to w życiu bywa, czasem to czego się boimy przychodzi do nas
najszybciej... nieoczekiwanie. Draco mógł się o tym przekonać w
momencie, gdy winda stanęła na jednym z pięter, a jej kraty się
rozsunęły...
Pół roku nie
odbierało nic z jej urody, uroku, magii... Wciąż była tak śliczna
jak ją zapamiętał. Ubrana w białą bluzkę i ołówkową
spódnicę, z upiętymi włosami wyglądała jak typowa pracownica
ministerstwa, ale jego zdaniem i tak wciąż była najpiękniejsza.
Zajęta przeglądaniem jakiś papierów, dopiero po chwili
zorientowała się, że winda już przyjechała. Uniosła głowę i
zrobiła krok w przód.
Wtedy ich
spojrzenia się spotkały...
I ten moment kiedy zaczynasz lubić Lucjusza - bezcenny :D
OdpowiedzUsuńLucjusz w tym rozdziale jest po prostu genialny - to jego przemówienie. Właściwie niech się czuje winny, wiedząc wcześniej o Draco i Hermionie i wiedząc jak wychował syna, powinien z nim wcześniej porozmawiać na ten temat. Czekał pół roku... Bez sensu, data i czekanie nic nie zmieniło. Draco oczywiście też powinien zebrać się na odwagę, ale pewnie nadal bał się o Hermionę. Ech ten brak komunikacji międzyludzkiej :P Na szczęście Lucjusz najpierw zepsuł, ale naprawił i to najważniejsze - uwielbiam go <3
OdpowiedzUsuń