Rozdział
Trzydziesty Ósmy
Znacie to uczucie...? Czas stoi w miejscu, a wszystko, co znajduje
się dookoła, traci całą swą wartość, ponieważ liczy się
tylko ten moment... ta jedna chwila.
Patrzyli na
siebie, obydwoje walcząc z milionem emocji na raz. Żadne z nich nie
wiedziało, co powiedzieć, ani jak się zachować. Nie widzieli się
długie pół roku, a teraz wystarczyło tylko to przypadkowe
spotkanie, by zalazła ich fala wspomnień, uczuć i emocji...
Nie mógł
nacieszyć swych oczu jej widokiem. Wciąż była taka delikatna,
urocza, piękna... I wciąż chciał, by należała tylko do niego.
Nie potrafiła
oderwać wzroku od jego twarzy, od tych cudownych tęczówek,
szlachetnego nosa, pięknie wykrojonych ust... To był właśnie ten
obraz, który tak często nawiedzał ją we snach.
Stali tak,
czując, jakby czas zatrzymał się w miejscu... Tak jednak nie było.
Stalowe kraty windy powoli zaczęły się zasuwać, odgradzając ich
od siebie. Draco wiedział, że nie może na to pozwolić. Nie może
stracić jej po raz drugi. Szybko zrobił krok do przodu,
zatrzymując ręką kraty.
–
Nie
wsiądziesz? – spytał dziwnie zachrypniętym głosem.
–
Pojadę
następną – odpowiedziała, blednąc na samą myśl o tym, że
może znaleźć się z nim sam na sam na tak małej przestrzeni.
–
Nie bój
się... Nic ci nie zrobię – usiłował obrócić swoje słowa w
żart.
–
Wcale się
nie boję – skłamała, opuszczając głowę i robiąc niepewny
krok w przód. Draco cofnął się, tak, by dziewczyna mogła wsiąść.
Gdy tylko to zrobiła, kraty się zasunęły, a winda ruszyła.
Hermiona starała się oddychać głęboko i miarowo, ale było to
zdecydowanie trudne zadanie... Jego zapach, obecność i ta
świadomość, że jest tak blisko wypełniała każdy centymetr jej
ciała... Marzyła, by ta durna winda dojechała wreszcie na miejsce,
zapominając zupełnie o tym, że powinna wcisnąć przycisk,
sygnalizując, na którym piętrze chce wysiąść. Draco patrzył na
nią kątem oka, nie mogąc pozbyć się z ust delikatnego uśmiechu.
Był wdzięczny losowi za taką okazję... Wiedział, że musi jak
najlepiej wykorzystać tę sytuację.
–
Co tu
robisz? – zagadnął ją na pozór obojętnie. Hermiona przeklęła
cicho pod nosem, bowiem trochę liczyła na to, że blondyn nie
odezwie się do niej przed końcem tej przeklętej podróży.
–
Musiałam
dziś przywieźć swoje dokumenty, bo po świętach wszyscy mają
urlop, aż do nowego roku – wyjaśniła mu na jednym wydechu.
–
Cieszysz
się na pracę w ministerstwie? – zapytał, niby przypadkiem
stając bliżej niej i wzbudzając tym samym jej jeszcze większą
irytację i nerwowość.
–
Bardzo –
odpowiedziała – Zwłaszcza, że ciebie ma tu nie być – dodała
w myślach.
–
Spodoba
ci się. To fantastyczne miejsce. – Naprawdę się ucieszył, gdy
zauważył, że ona wciąż tak silnie reaguje na jego bliskość.
–
Skoro tak
tu fajnie, to czemu wyjeżdżasz? – wypaliła, nim zdążyła
ugryźć się w język.
–
A kto
powiedział, że wyjeżdżam?
–
Słyszałam
takie pogłoski – odpowiedziała, nerwowo przygryzając wargę.
–
Nieprawdziwe.
Nigdzie się nie wybieram. Zwłaszcza teraz... – ta odpowiedź
zabrzmiała tak dwuznacznie, że Miona spojrzała na niego zdziwiona.
Jednak pożałowała tego, gdy tylko spostrzegła, jak on na nią
patrzy... Szybko opuściła głowę, walcząc ze zdradliwymi
rumieńcami, które wypłynęły na jej twarz. By jakoś zamaskować
swoje zawstydzenie, zaczęła ponownie przeglądać dokumenty, z
którymi tu przyszła. Draco wykorzystał okazję i wyjął swoją
różdżkę, a następnie zatrzymał windę pomiędzy piętrami.
–
Co ty
wyprawiasz? – zapytała zszokowana.
–
Hermiona...
– Smok zrobił krok w jej stronę.
–
Nie...–
wyszeptała, cofając się pod samą ścianę. Nie chciała, by się
do niej zbliżał. Pół roku leczyła się z uczucia do niego i była
pewna, że powoli zapomina... Nie mogła tego zaprzepaścić i
pozwolić mu znów wkroczyć do swojego życia. Nie chciała drugi
raz tak cierpieć. W napadzie paniki miała zamiar sięgnąć po
swoją różdżkę, by jakoś go powstrzymać, a przede wszystkim,
jak najszybciej wydostać się z windy, jednak Draco nie pozwolił
jej na to, łapiąc ją za nadgarstek. Gdy tylko jej dotknął, całym
jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a dokumenty, które trzymała w
drugiej ręce, upadły na podłogę. Blondyn wykorzystał element
zaskoczenia i przyciągnął ją blisko siebie, nim zdążyła jakoś
zareagować.
–
Skarbie...
Nie masz pojęcia... – wymruczał, mocno tuląc ją do swoje
piersi.
–
Zostaw
mnie! – poprosiła nieomal płaczliwie, próbując się jakoś się
od niego odsunąć.
–
Nigdy
więcej, już nigdy... – zapewnił, delikatnie łapiąc jej
podbródek i unosząc jej głowę tak, by spojrzała mu w oczy. Czuł,
jak dziewczyna drży w jego ramionach i poprzysiągł sobie, że nie
straci jej ponownie, choćby musiał walczyć o tę miłość z całym
światem. – Nie
rób tego... Nie niszcz spokoju, który sobie zbudowałam, zostaw
mnie... – Jej oczy były pełen łez. Nadal go kochała, ale nie
chciała tego uczucia. Walczyła z nim i miała nadzieję wygrać tę
walkę. A teraz to jego spojrzenie, ten dotyk, te słowa... Nie miała
ochoty znów robić sobie złudnych nadziei. Ostatkiem sił ponownie
spróbowała się od niego odsunąć, jednak Draco nie miał zamiaru
na to pozwolić. Pochylił się, łapiąc jej usta w desperackim, ale
namiętnym pocałunku. Początkowo postanowiła być bierna na
nacisk, jaki jego wspaniałe wargi wywierały na jej własnych.
Jednak właśnie teraz przypomniała sobie słowa Ginny... Draco
naprawdę całował tak, że miała ochotę unieść się nad ziemią.
Mimowolny jęk, który chciał się wyrwać z jej piersi, sprawił,
że delikatnie rozchyliła wargi, co były Ślizgon od razu
wykorzystał, pogłębiając pocałunek. Nie potrafiła go odepchnąć
i chyba wcale nie chciała... Uczucia wzięły górę nad rozsądkiem i Hermiona poddała się namiętności...
i chyba wcale nie chciała... Uczucia wzięły górę nad rozsądkiem i Hermiona poddała się namiętności...
Ich pocałunki
wyrażały te wszystkie emocje, które targały nimi przez ostatnie
pół roku. Blondyn przycisnął ją mocno do ściany windy, chcąc
być jak najbliżej każdego fragmentu jej ciała, a ona swoim
zwyczajem wplotła palce w jego miękkie włosy. Usta Smoka
delikatnie zsunęły się na jej policzek, a następnie znalazły się
na jej uchu. Hermiona jęknęła cicho, w odpowiedzi na tę
pieszczotę.
–
Wciąż
jesteś tylko moja... – wyszeptał jej wprost do ucha, muskając
je delikatnie swoimi ustami.
–
Nie... –
zaprzeczyła, złoszcząc się na siebie, że jej głos zabrzmiał
tak słabo i niepewnie. Przecież nie mogła na to pozwolić... Nie
mogła znów dać mu się oszukać!
–
Nie
zaprzeczaj, kochanie, ten pocałunek powiedział wszystko za
ciebie... – uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
–
Nie
chcę... Mieliśmy zapomnieć... – jęknęła, odchylając głowę
w tył, by ułatwić mu dostęp do swojej szyi, na którą teraz
przeniósł swoje usta.
–
Doskonale
wiesz, skarbie, że nie potrafimy zapomnieć... – Uniósł głowę
i ponownie spojrzał jej w oczy. – Nie
walcz ze mną, Hermiono – wyszeptał tuż przy jej wargach, znów
pochylając się i całując ją z pasją. Tym razem dziewczyna od
razu oddała jego pocałunek.
–
Czego ty
ode mnie chcesz? – zapytała go po chwili. Musiała się tego
dowiedzieć...
–
Ciebie i
tylko ciebie, moja mała lwico – powiedział to, patrząc jej
prosto w oczy tak, by wiedziała, że mówi całkowicie poważnie.
–
Przecież
nie możesz...
–
Mogę...
i muszę – odparł, opierając swoje czoło o jej i trącił jej
nos swoim. – Salazarze...
To pół roku bez ciebie było najgorszym okresem w moim życiu,
nawet gorszym niż wojna. Nie wytrzymam już ani dnia dłużej, Miona
– wyznał jej, nawet nie przejmując się tym, że może brzmieć
nieco ckliwie.
–
Chcesz,
byśmy znów zostali... – zawahała się trochę – przyjaciółmi?
–
Nie. Chcę
byś była ze mną, przy mnie, byś była tylko moja... A ja zawsze
dostaję to, czego chcę. Wiem, że wtedy zachowałem się jak drań.
Możesz nawet nazwać mnie kretynem, ale i tak będę walczył o
ciebie i twoje uczucia, Hermiono Granger.
–
Ja...
Nie...
–
Możesz
się stawiać, ale ja naprawdę nie odpuszczę, Herm... Za długo
katowałem się tą sytuacją. Doskonale wiem, że zaprzepaściłem
swoją pierwszą szansę... Ale mam zamiar walczyć o kolejną.
–
Walczyć?
– zapytała słabo, nie do końca wierząc w to, co jej mówił.
–
Tak.
Odzyskam to, co było pomiędzy nami i będę walczył o więcej... o
wszystko – wyznał, mocno przyciągając ją do swej piersi i
ciesząc się tą chwilą prawdziwego szczęścia. Hermiona oparła
czoło o jego ramię i wdychała znajomy zapach wody kolońskiej,
myśląc o tym, co właśnie jej powiedział. Chciałaby móc mu
uwierzyć, ale już raz przypłaciła taką wiarę ogromnym
cierpieniem... I mimo swojej gryfońskiej odwagi naprawdę bała się
ponownie zaryzykować. – Daj
nam szansę maleńka – próbował ją przekonać, lekko unosząc
jej głowę, by znów móc nacieszyć się jej ustami.
–
Ja nie...
nie wiem... – jęknęła, opuszczając głowę. Nie potrafiła
poradzić sobie
z natłokiem myśli, uczuć i wątpliwości.
z natłokiem myśli, uczuć i wątpliwości.
–
Rozumiem,
że możesz potrzebować czasu, by znów mi zaufać.
–
Nie
sądzę, by to było w ogóle możliwe... - Stracił jej zaufanie, a
ona nie należała do osób, które łatwo zapominają. Draco
wyglądał na trochę zasmuconego jej słowami. Jednak w głębi
serca wiedział, że miała prawo do takiej reakcji.
–
Dlatego
proszę cię o szansę. Chociaż spróbuj... Nie rezygnuj na starcie
– nie zamierzał się poddać.
–
Jak twoim
zdaniem miałoby to wyglądać? – zapytała, patrząc mu w oczy.
–
Umów się
ze mną. – Na jego usta wypłynął najsłodszy uśmiech, jakim
zawsze czarował, gdy chciał osiągnąć sukces.
–
Umówić?
Na spotkanie? – zdziwiła się.
–
Na
spotkanie, kolację, randkę. Nazwij to, jak chcesz. Mam ochotę
gdzieś cię zabrać skarbie... Pokazać ci, że moje intencje są
szczere i nie mam zamiaru niczego ukrywać.
–
A co,
jeśli ktoś nas zobaczy?
–
Zakładam,
że tak właśnie będzie, jeśli wyjdziemy razem na kolację –
zaśmiał się delikatnie.
–
Ale
przecież... – Jej wypowiedź przerwał nagły ruch. Ktoś
przywoływał windę zaklęciem, najpewniej zdziwiony zbyt długim
oczekiwaniem na jej przyjazd.
–
Nie
przyjmuję twojej odmowy, maleńka... Wyślę ci sowę odnośnie
szczegółów... – Ledwo skończył to mówić, ponownie
gwałtownie przyciągnął ją do siebie i pocałował gorąco.
–
Cudownie
było znów cię zobaczyć – szepnął jej do ucha. Dźwięk
rozsuwanych krat oderwał ich od siebie. Draco, nie czekając na jej
reakcję, po prostu wysiadł z windy, mijając stojącą na korytarzu
Pamelę, która szczerze zdziwiła się jego bardzo zadowoloną miną.
Hermiona odetchnęła głęboko i schyliła się, by pozbierać
papiery. Ciągle miała wątpliwości, czy dopiero co przeżyta
chwila, nie była tylko dziwnym, ale i pięknym snem.
***
–
Jednak to
nie był sen... – szeptała sama do siebie, tępo wpatrując się
w kawałek pergaminu, dostarczony jej przed godziną przez szarą
sowę.
–
Mówiłam,
że to ci się nie przyśniło – zaśmiała się Ginny.
–
Co to
znaczy, że mam założyć strój wieczorowy? Gdzie on chce mnie
zabrać? – mruknęła zirytowana Hermiona.
–
Pewnie w
eleganckie miejsce. To bardzo w stylu Malfoyów. Nie masz pojęcia,
jak się cieszę, że do siebie wróciliście! – krzyknęła Ruda,
łapiąc swoją przyjaciółkę w objęcia.
–
Po
pierwsze, nigdy nie byliśmy razem, więc wcale nie wróciliśmy... a
po drugie, w sobotę i tak nie mogę, bo idę gdzieś z... –
Hermiona w ostatniej chwili ugryzła się w język. Zapomniała, że
przy Ginny temat jej przyjaźni z Diabłem pozostawał tabu.
–
Nie
czytałaś postscriptum? Draco napisał, że twoje spotkanie z... no,
że jest odwołane
i on sam poinformuje... no, jego – przypomniała jej Ginny.
i on sam poinformuje... no, jego – przypomniała jej Ginny.
–
Cholera!
I tak nie pójdę. Nie chcę! Nie mogę... Nie mogę iść gdzieś z
Malfoyem! Zaraz wyślę mu sowę, że odwołuję... Tylko gdzie jest
ta przeklęta sowa? – gorączkowała się Miona, bowiem właśnie
dotarło do niej, że do tej randki może naprawdę dojść...
–
Herm,
kochanie. Ty nie masz sowy. I nie, niczego nie odwołasz!
–
Odwołam.
W sobotę zaplanowałam sobie zakupy. Muszę iść na Pokątną. Może
wreszcie kupię tę cholerną sowę... – jęknęła, kładąc
głowę na stole. Ginny roześmiała się pod nosem i pogłaskała
przyjaciółkę po puszystych włosach.
–
Nie wiem,
czy wiesz, że to drugi dzień świąt, sklepy są pozamykane, a już
na pewno
o dwudziestej, a to właśnie o tej Draco ma po ciebie przybyć... A poza tym, cały magiczny świat organizuje różne imprezy. Na pewno zabierze cię na jakąś fantastyczną kolację. Będzie cudownie! – zapewniała Ruda.
o dwudziestej, a to właśnie o tej Draco ma po ciebie przybyć... A poza tym, cały magiczny świat organizuje różne imprezy. Na pewno zabierze cię na jakąś fantastyczną kolację. Będzie cudownie! – zapewniała Ruda.
–
Nie dam
rady, Gin... ja i on... to się nie uda. Nie ma szans – mruknęła,
unosząc głowę.
–
Ja mam
inne zdanie. Daj mu szansę! Musisz! Zaraz skomponuję ci taki strój
od którego opadnie mu szczęka. Nawet jeśli wam się nie uda,
przynajmniej niech wie, co stracił. – Ginny mrugnęła do niej
przyjaźnie, po czym pobiegła w kierunku jej szafy. Hermiona
z jękiem rezygnacji udała się zaraz za nią. Wiedział, że jej przyjaciółka ma rację. Musi dać mu szansę, bo tak naprawdę sama tego bardzo chce...
z jękiem rezygnacji udała się zaraz za nią. Wiedział, że jej przyjaciółka ma rację. Musi dać mu szansę, bo tak naprawdę sama tego bardzo chce...
***
Drżącymi
rękoma próbowała zapiąć bransoletkę. Męczyła się z tym
zdaniem od kilkunastu minut, zirytowana na siebie i swoją własną
nerwowość. Dlaczego, na Merlina, zgodziła się na randkę z
mężczyzną, którego ze wszystkich sił starała się wyrzucić z
myśli, pamięci i swojego serca... Nerwowo spojrzała na zegarek i z
niemałą rozpaczą odkryła, że zostało pięć minut do godziny
dwudziestej... Jeśli to wszystko, co ostatnio się stało, nie było
jakimś snem, to Draco najpewniej zaraz zjawi się przed jej
drzwiami. Ponownie spojrzała w lustro. Ciemnozielona sukienka, jak
przekonywała ją Ginny, bardzo do niej pasowała, a poza tym była
odpowiednia na kolację w eleganckiej restauracji... Mniejsza
z tym, że kreacja była w ulubionym kolorze pewnego byłego Ślizgona... Suknia haftowana była złota nicią, a Ruda dobrała jej do niej gustowną, złotą biżuterię. Brązowe włosy Hermiony zostały wyprostowane i ładnie wymodelowane, a makijaż był dyskretny i idealnie dopełniał całości. Ona sama musiała przyznać, że wyglądała w tym wydaniu nie najgorzej. Dzwonek do drzwi jej mieszkania oderwał ją od patrzenia w lustro. Odetchnęła głęboko
i z drżącym sercem ruszyła, by otworzyć. Nie chciała pokazać mu jak bardzo denerwowała się przed tym spotkaniem... W duchu podziękowała jednak za to, że dół sukni był poszerzany. Przynajmniej nie było widać, jak drżą jej kolana.
z tym, że kreacja była w ulubionym kolorze pewnego byłego Ślizgona... Suknia haftowana była złota nicią, a Ruda dobrała jej do niej gustowną, złotą biżuterię. Brązowe włosy Hermiony zostały wyprostowane i ładnie wymodelowane, a makijaż był dyskretny i idealnie dopełniał całości. Ona sama musiała przyznać, że wyglądała w tym wydaniu nie najgorzej. Dzwonek do drzwi jej mieszkania oderwał ją od patrzenia w lustro. Odetchnęła głęboko
i z drżącym sercem ruszyła, by otworzyć. Nie chciała pokazać mu jak bardzo denerwowała się przed tym spotkaniem... W duchu podziękowała jednak za to, że dół sukni był poszerzany. Przynajmniej nie było widać, jak drżą jej kolana.
Pierwszym, co
zobaczyła po otwarciu drzwi, był duży bukiet przepięknych
słoneczników. Zdziwiła się bardzo, skąd Malfoy wytrzasnął te
kwiatki pod koniec grudnia... jednak sprawił jej ogromną
przyjemność tym podarunkiem.
–
Wyglądasz
oszałamiająco – przywitał ją, błyskając zębami w szerokim
uśmiechu. Hermiona speszyła się lekko, słysząc ten komplement,
jednak coś w jego spojrzeniu mówiło jej, że Smok powiedział to
zupełnie szczerze.
–
Dziękuję
– odpowiedziała, odbierając bukiet i za pomocą różdżki
przywołując wazon.
–
Napijesz
się czegoś? – zaproponowała uprzejmie, wskazując ręką w
stronę swojego salonu.
–
Nie,
dziękuje bardzo, ale musimy już iść. Nie powinniśmy kazać na
siebie czekać – odpowiedział, wciąż się uśmiechając.
Hemiona nerwowo sięgnęła po swoją torebkę,
a w jej myślach wciąż pobrzmiewały jego słowa. Kto, na wielkiego Godryka, na nich czekał? Właśnie miała zamiar włożyć swój płaszcz, gdy Draco, jak przystało na prawdziwego gentlemana, odebrał go z jej rąk i pomógł założyć.
a w jej myślach wciąż pobrzmiewały jego słowa. Kto, na wielkiego Godryka, na nich czekał? Właśnie miała zamiar włożyć swój płaszcz, gdy Draco, jak przystało na prawdziwego gentlemana, odebrał go z jej rąk i pomógł założyć.
–
Dzięki –
mruknęła zawstydzona. Blondyn uśmiechnął się uroczo i
zaofiarował jej swoje ramię, które ujęła, walcząc jednocześnie
walcząc z rumieńcami. Wyszli razem z jej mieszkania, a chłodne
powietrze od razu nieco ją ostudziło.
–
Pozwolisz,
że nas aportuję? Nie znasz lokalizacji... – zapytał uprzejmie.
Hermiona musiała przyznać, że jego maniery były naprawdę
nienaganne. Zachowywał się dokładnie tak, jak mężczyzna
zabierający kobietę na pierwszą randkę...
–
Jasne –
odpowiedziała, nie za bardzo wiedząc, co innego mogłaby
powiedzieć. Draco poprowadził ją w stronę jednego z zaułków.
Gdy już się w nim znaleźli, odwrócił ją przodem do siebie i
obdarzył uwodzicielskim uśmiechem.
–
Zamknij
oczy – poprosił.
–
Po co? –
zapytała, spinając się lekko.
–
Po prostu
zamknij – wyszeptał, pochylając się nad nią. Hermiona
postanowiła spełnić jego prośbę. Ucieszyła się, gdy chłopak
objął ją mocno, a zaraz później poczuła jego usta na swoich
własnych. Nie przerwał tego pocałunku, nawet w chwili, gdy ich
aportował. Nadal trzymał ją w ramionach, gdy jej stopy dotknęły
ziemi. Otworzyła oczy i rozejrzała się zdziwiona dookoła.
Miejsce, w którym się znajdowali, wcale nie przypominało
restauracji... Bardziej ogród jakiegoś wytwornego domu. Czyżby
Malfoy zabrał ją na kolację do jakiś swoich znajomych? Draco
złapał jej dłoń i delikatnie pociągnął ją w stronę drzwi
wejściowych. Zawahał się chwilę zanim dotknął klamki.
–
Tylko
proszę, nie padnij mi na zawał... – odwrócił się do niej z
uśmiechem, po czym otworzył drzwi i zaprosił ją do środka.
Hermiona
zdziwiła się jeszcze bardziej, widząc, że arystokrata wprowadził
ją właśnie do jakiegoś bogato urządzonego holu. Na
jasnobłękitnych ścianach płonęły świece w złotych
kandelabrach, a na wprost od wejścia znajdowały się pięknie
zdobione, marmurowe schody.
–
Mogę
zabrać twój płaszcz? Wiem, że nie lubisz wykorzystywania skrzatów
domowych, dlatego żadnego nie przywołałem – wyjaśnił jej
Draco. Spojrzała na niego zdumiona, wciąż nie wiedząc, gdzie on
ją właściwie przyprowadził?
–
Och, już
jesteście! To cudownie! – Hermiona odwróciła się gwałtownie w
stronę schodów i o mało faktycznie nie zeszła na zawał, gdy
zobaczyła, kto do nich schodzi...
Narcyza Malfoy,
w pięknej granatowej sukni, z upiętymi włosami z wrodzoną gracją
i szerokim, o dziwo szczerym uśmiechem zmierzała w jej stronę.
Brązowowłosa zamrugała raz i drugi, licząc na to, że ten
irracjonalny sen za chwilę się skończy. To przecież niemożliwe,
by Malfoy przyprowadził ją do domu... Nieprawdopodobne, by Narcyza
Malfoy cieszyła się z tego powodu... Nierealne, by właśnie objął
ją w talii
i z uśmiechem czekał na to, aż będzie mógł przedstawić ją swojej matce...
i z uśmiechem czekał na to, aż będzie mógł przedstawić ją swojej matce...
–
Tak się
cieszę, moja droga, że wreszcie mogę cię poznać! – oznajmiła
Cyzia, sięgając po jej dłoń i ściskając ją mocno.
–
Mi...mi...miło
mi... – wyjąkała Hermiona, wciąż nie dowierzając, że to się
dzieje naprawdę.
–
Widzę,
że jest już nasz specjalny gość... – Była Gryfonka, słysząc
ten głos, gwałtownie uniosła głowę i napotkała spojrzenie
stojącego u szczytu schodów Lucjusza. Nerwowo przełknęła ślinę,
patrząc, jak Malfoy senior schodzi do nich. Czego oczekiwała? Tego,
że arystokrata najpewniej zaraz nakaże ją wyrzucić ze swojego
domu... albo, że nawrzeszczy na nią bądź na Dracona, za to, że w
ogóle mieli odwagę tu razem przyjść... Na pewno jednak nie
spodziewała się tego, że podejdzie, by uściskać jej dłoń na
powitanie... A tak właśnie się stało...
–
Bardzo
się cieszymy, że możemy cię gościć, Hermiono... Mogę się do
ciebie tak zwracać, prawda? – zapytał Lucjusz.
–
Taak...oczywiście...
– wyszeptała, spoglądając na Smoka, który nie wiedzieć czemu,
wyglądał jakby zaraz miał parsknąć śmiechem. Poprzysięgła
sobie w myślach, że gorzko zapłaci jej za tę małą
niespodziankę...
–
Zapraszam
do jadalni, kolacja już czeka – poinformowała Narcyza tonem
dobrej gospodyni. Draco, nadal trzymając swoją rękę na jej tali,
poprowadził ją w stronę jednego z korytarzy. Hermiona, krótko
mówiąc, była zdruzgotana całą tą sytuacją. Liczyła na to, że
Smok mówił prawdę o tym, że chce zbudować między nimi coś
poważnego... jednak nie spodziewała się, że będzie to na tyle
poważne, aby miał odwagę przyprowadzić ją do swojego domu... i
przedstawić ją swoim rodzicom... tak szybko.
Jadalnia była
urządzana ze smakiem... Zieleń, srebro i ciemne, dębowe meble...
wspaniały, duży, elegancko nakryty stół, przy którym stały
wysokie krzesła, kominek
i szereg wielkich okien z widokiem na ogród. Draco szarmancko odsunął Hermionie krzesło, po czym usiadł obok niej. Narcyza zajęła miejsca na przeciwko, a ojciec Smoka, jak przystało na pana domu, usiadł u szczytu stołu. Narcyza cały czas uśmiechała się do towarzyszki swojego syna, natomiast Lucjusz przyglądał się jej tylko, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nagle jednak uśmiechnął się pod nosem i zwrócił bezpośrednio do niej.
i szereg wielkich okien z widokiem na ogród. Draco szarmancko odsunął Hermionie krzesło, po czym usiadł obok niej. Narcyza zajęła miejsca na przeciwko, a ojciec Smoka, jak przystało na pana domu, usiadł u szczytu stołu. Narcyza cały czas uśmiechała się do towarzyszki swojego syna, natomiast Lucjusz przyglądał się jej tylko, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nagle jednak uśmiechnął się pod nosem i zwrócił bezpośrednio do niej.
–
Skoro już
wszyscy wygodnie siedzimy, to teraz, Hermiono, powiedz nam proszę,
czego chcesz spróbować w pierwszej kolejności. – Lucjusz wskazał
srebrne półmiski i patery pełne różnorakich dań. Hermiona z
lekkim przestrachem spojrzał na całą armię sztuców znajdujących
się przy jej nakryciu i w duchu podziękowała sobie za wrodzoną
skłonność do uczenia się wszystkiego, co potrzebne, na pamięć.
Przynajmniej teraz się nie skompromituje...
–
Powinnaś
koniecznie spróbować sałatki z łososiem... jest naprawdę
znakomita – Narcyza uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Była
Gryfonka zmusiła się do lekkiego uśmiechu, w duchu wściekając
się na Draco, za to, że postawił ją w takiej sytuacji...
Dodatkowo wciąż nie mogła zrozumieć reakcji jego rodziców.
Dlaczego byli dla niej tacy uprzejmi?
–
Białe
wino, moja droga? – zapytał Lucjusz, wskazując na butelkę,
która w oczekiwaniu zawisła nad jej kieliszkiem.
–
Tak,
dziękuję – odpowiedziała, ledwo łapiąc oddech. Czy on naprawdę
powiedział do niej "moja droga"?
–
Rozluźnij
się trochę, nikt cię tu nie zje – poradził jej szeptem Draco.
Spojrzała na niego wrogo. Miał tylko to szczęście, że była na
tyle dobrze wychowana, by nie sięgnąć teraz po różdżkę.
Chłopak chyba zrozumiał jej spojrzenie, bo z miną niewiniątka
podał jej półmisek z sałatką i uśmiechnął się delikatnie.
Hermiona nałożyła odrobinę na swój talerz, który wyglądał
jakby wykonany był ze szczerego złota... podobnie zresztą jak
puchary na wodę. Westchnęła cicho, niezbyt pewna, czy uda jej się
w ogóle coś przełknąć i sięgnęła po odpowiednie sztućce. Po
twarzy Narcyzy Malfoy przebiegło zdziwienie, gdy spostrzegła, jak
Hermiona radzi sobie z doborem elementów zastawy stołowej.
–
Wybacz mi
to pytanie, Hermiono, ale brałaś może kiedyś lekcje zachowania
przy stole? Doskonale sobie radzisz z tymi naszymi... udziwnieniami –
zapytała Cyza.
–
Przyjaciółka
mojej mamy prowadziła lekcje etykiety dla dzieci z dobrych domów...
Mama mnie kiedyś zapisała, wiec zapamiętałam co nieco z układu
tego typu nakrycia... – wyjaśniła naprędce, rumieniąc się
lekko.
–
Musiałaś
zakuć na pamięć nawet coś tak nudnego? – parsknął Draco.
Hermiona już otwierała usta, by odpowiedzieć mu coś nie miłego,
ale wcześniej odezwał się Lucjusz.
–
Powinieneś
brać przykład! Nie żebym ci wypominał, ale przy ocenach Hermiony
twoje były porażką – zaśmiał się Malfoy senior.
–
Lepiej
nie wyciągajmy z archiwum twoich ocen, kochany – dogryzła mu
Nracyza, patrząc z politowaniem na swojego męża.
–
Hermiono,
cieszysz się z swojej nowej pracy w Ministerstwie Magii? –
zagadnął ją Lucjusz, najwyraźniej chcąc odwrócić temat od
swoich wyników nauki.
–
Tak,
bardzo – odpowiedziała grzecznie, ale nie była to ostatnia
odpowiedz jakiej dziś udzieliła. Lucjusz zgrabnie wciągnął ją w
przyjemną rozmowę o jej pracy, polityce, planach związanych z
karierą i, nim Hermiona się spostrzegła na jej talerzu wylądował
deser,
a jeden z skrzatów domowych nalał jej do filiżanki czarnej kawy. Zanim zdążyła poprosić, Draco wsypał łyżeczkę cukru do jej napoju. Nie mogła się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się do niego delikatnie, gdy mu za to dziękowała. Miło było wiedzieć, że on wciąż pamięta, jaką ona pija kawę...
a jeden z skrzatów domowych nalał jej do filiżanki czarnej kawy. Zanim zdążyła poprosić, Draco wsypał łyżeczkę cukru do jej napoju. Nie mogła się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się do niego delikatnie, gdy mu za to dziękowała. Miło było wiedzieć, że on wciąż pamięta, jaką ona pija kawę...
–
Moja
droga, wybacz to pytanie, ale niezwykle mnie to nurtuje, a myślę,
że ty będzie potrafiła udzielić mi odpowiedzi... – Lucjusz
ponownie zwrócił się do Hermiony.
–
Usłyszałem
ostatnio wiele pochlebnych opinii o mugolskiej grze, nazywanej
golfem. Bardzo chciałbym spróbować w to zagrać, ale zupełnie nie
wiem, na czym to polega... - Po pierwszym szczerym zdziwieniu,
wywołanym tym, że ktoś taki jak Malfoy, ma ochotę zagrać w
mugolską grę, Hermiona pokrótce wyjaśniła arystokracie zasady
golfa.
–
Fascynujące...
Muszę koniecznie kiedyś spróbować! – Lucjusz wyglądał na
pełnego entuzjazmu.
–
Mój tata
grywa prawie w każdą sobotę, w Brent Valley Golf Club w zachodnim
Londynie – powiedziała, po czym prawie od razu pożałowała
swojej wylewności. Chyba nie powinna przypominać Malfoy'omo swoim
mugolskim pochodzeniu...
–
Doprawdy?
A myślisz, że mógłby udzielić mi kilku lekcji? Oczywiście
odpłatnie... – Lucjusz wyglądał na zachwyconego tym pomysłem,
a szczęka Hermiony nieomal opadła
z łoskotem.
z łoskotem.
–
Myślę,
że tato chętnie się zgodzi... – odpowiedziała po chwili.
–
Będzie
jeszcze dużo okazji, by ustalić szczegóły – Narcyza uśmiechała
się promiennie, patrząc na towarzyszkę swojego syna.
–
Mamy
jeszcze chwilę czasu przed wyjściem do teatru. Może odrobina
whisky? – zaproponował Draco.
–
Świetny
pomysł, synu, przejdźmy do salonu. – Lucjusz pierwszy wstał od
stołu i podał dłoń swojej żonie, a zaraz potem Draco powtórzył
ten gest względem Hermiony.
–
Idziemy
do teatru? – zapytała szeptem blondyna, gdy poprowadził ją w
stronę jednego
z wielu korytarzy.
z wielu korytarzy.
–
Tak...
Jeden znajomy kupił sobie teatr i dziś wystawia premierową sztukę,
na którą koniecznie musimy pójść – Draco uśmiechnął się
pod nosem.
–
O czym
będzie ta sztuka?
–
Oczywiście
o miłości... – odpowiedział, spoglądając jej głęboko w
oczy. Hermiona usilnie walczyła z zdradliwymi rumieńcami, które
nieproszone wkradły się na jej twarz.
Salon Mafoy'ów
był tak samo wytworny jak jadalnia. Wielkie, ciemnozielone sofy
i fotele, cudownie zdobiony kominek, w którym wesoło płonął ogień... bogactwo
i przepych...
i fotele, cudownie zdobiony kominek, w którym wesoło płonął ogień... bogactwo
i przepych...
Draco
posadził Hermionę na jednej z kanap, a sam podszedł do szklanego
barku, zastawionego różnokolorowymi alkoholami. Ku przerażeniu
dziewczyny, tuż obok niej usiadła wciąż uśmiechnięta Narcyza.
–
Powiedz
mi, kochanie, gdzie kupiłaś swoją suknie? Jest naprawdę bardzo
gustowna...
–
Ja...
Ginny Weasley, ją dla mnie zaprojektowała... zajmuje się tym
amatorsko... – mruknęła Miona, lekko zawstydzona. Postanowiła
nie dodawać, że Ginny użyła materiału ze starych zasłon...
–
Cudownie!
Powinna to robić zawodowo, jestem wprost oczarowana tą kreacją. –
Coś
w głośnie Cyzi, pozwoliło uwierzyć Hermionie, że kobieta mówiła zupełnie szczerze.
w głośnie Cyzi, pozwoliło uwierzyć Hermionie, że kobieta mówiła zupełnie szczerze.
–
Białe
wino czy może masz ochotę na coś innego? – zapytał ją Draco.
–
Może być
białe wino, dziękuję – odpowiedziała uprzjemie.
–
A dla
ciebie, najdroższa? – szarmancko zwrócił się do swojej żony
Lucjusz.
–
Też
białe wino. - Po chwili obie kobiety otrzymały po eleganckim
kieliszku wypełnionym winem, a mężczyźni poczęstowali się
whisky. Narcyza wciągnęła Hermionę w rozmowę
o mugolskich kursach gotowania... okazało się bowiem, że nie tylko Lucjusz zaczął interesować się tym innym światem...
o mugolskich kursach gotowania... okazało się bowiem, że nie tylko Lucjusz zaczął interesować się tym innym światem...
–
Przepraszam,
czy mogłabym skorzystać z łazienki, zanim wyjdziemy? – zapytała
Herm.
–
Oczywiście,
zaraz cię zaprowadzę. – Narcyza już podnosiła się z kanapy,
gdy uprzedził ją Draco.
–
Ja to
zrobię, matko, i tak muszę na chwilę wejść do gabinetu. –
Blondyn pomógł Hermionie podnieść się z miejsca i poprowadził
ją w stronę łazienek.
–
Zaraz
wrócę, a jeśli nie, to trafisz sama do salonu? – zapytał,
delikatnie odgarniając jej włosy z ramienia.
–
Poradzę
sobie – mruknęła, pamiętając, że wciąż jest trochę zła o
to, że nie powiedział gdzie zabiera ją na randkę.
***
Odrobina pudru
sprawiła, że czerwień jej policzków nie rzucała się aż tak
bardzo
w oczy. Spojrzała w lustro i odetchnęła głęboko. Nigdy by się nie spodziewała po Smoku takiej odwagi, by przyprowadzić ją do swojego domu... Ale z drugiej strony odnosiła dziwne wrażenie, że jego rodzice o nich wiedzieli... Co więcej, że to akceptowali, a nawet starali się być dla niej bardzo mili... Wyszła z łazienki i rozejrzała się po korytarzu, ale blondyna jeszcze nie było. Postanowiła nie być tchórzem i wrócić do salonu... Jednak rozmowa jaką usłyszała przez lekko uchylone drzwi powstrzymała ją przed wejściem do środka.
w oczy. Spojrzała w lustro i odetchnęła głęboko. Nigdy by się nie spodziewała po Smoku takiej odwagi, by przyprowadzić ją do swojego domu... Ale z drugiej strony odnosiła dziwne wrażenie, że jego rodzice o nich wiedzieli... Co więcej, że to akceptowali, a nawet starali się być dla niej bardzo mili... Wyszła z łazienki i rozejrzała się po korytarzu, ale blondyna jeszcze nie było. Postanowiła nie być tchórzem i wrócić do salonu... Jednak rozmowa jaką usłyszała przez lekko uchylone drzwi powstrzymała ją przed wejściem do środka.
–
Dawno nie
widziałam go w takim stanie – to był głos Cyzi.
–
Ja też
nie – powiedział Lucjusz.
–
Co z tym
zrobimy?
–
Nie wiem,
trzeba jakoś mu pomóc. On musi sobie ją wybić z głowy –
stwierdził Lucjusz.
–
Biedny
chłopak... Dlaczego zakochał się akurat w niej? Chyba nie mógł
gorzej trafić... – westchnęła Narcyza, a Hermionie serce
zacisnęło się z bólu. Więc to wszystko było na pokaz... Tak
naprawdę wcale jej nie akceptowali...
–
Nie dręcz
się tym, moja droga. Spójrz, jaki nasz syn jest szczęśliwy.
–
Tak, to
prawda, ale Blaise jest dla mnie jak drugi syn. Nie chcę patrzeć,
jak męczy się ślubem tej całej Weasley...
–
Może
porozmawiamy z Hermioną? Przecież się z nią przyjaźni... Zresztą
z Diabełem też... – zaproponował Lucjusz. Do byłej Gryfonki
dopiero teraz dotarły ich słowa... Nie mówili o niej... Tylko o
Ginny i Zabinim. Oddech ulgi sam wyrwał się z jej piersi.
–
Odnośnie
panny Granger. Czy gdy na nich spojrzałeś, ciebie też nawiedziła
wizja ślicznych maluszków z blond loczkami i niebieskimi oczętami?
Tak chciałabym mieć już wnuki! – ekscytowała się mama
Dracona.
–
Nie
opowiadaj głupot, moja droga... – skarcił ją Lucjusz. Pewnie
zaraz wypali z czymś typu – "Nasz syn i dziecko ze szlamą?"
– pomyślała kwaśno Hermiona, wciąż podsłuchując pod
drzwami.
–
Widziałaś
jej oczy? Mają taką ładną, ciepłą barwę. Dużo lepiej, by
dzieci miały oczy po niej... – stwierdził Malfoy senior, a pod
Hermioną dosłownie ugięły się nogi... Czy oni nałykali się
jakiegoś eliksiru szaleństwa? Czy naprawdę brali pod uwagę, że
ona i Draco...
–
Tu
jesteś, skarbie. Gotowa? Zaraz wychodzimy – podskoczyła z
przestrachem, słysząc za sobą głos Dracona. Chłopak uśmiechnął
się do niej, gdy na niego spojrzała i położył dłoń na jej
talii.
–
Mówiłem
ci już, że pięknie dziś wyglądasz? – szepnął jej prosto do
ucha. Hermiona ponownie się zaczerwieniła, ale nim zdążyła
odpowiedzieć, Smok ponownie wprowadził ją do salonu.
–
Chyba
pora się zbierać – stwierdził Lucjusz, uśmiechając się do
nich uprzejmie.– Jak
się tam dostaniemy? – zapytała Herm.
–
Kominkiem.
Mamy podłączoną sieć Fiuu bezpośrednio do teatru – wyjaśnił
jej Draco.
–
Rzucę na
ciebie zaklęcie, by suknia się nie zniszczyła – zaproponowała
jej Narcyza. Hermiona przyjęła jej propozycję z wdzięcznym
uśmiechem, po czym stanęła razem
z Draco przed kominkiem.
z Draco przed kominkiem.
–
Uważaj
na nią – nakazała mu matka, a Lucjusz podał mu szklany wazon z
proszkiem Fiuu. Chłopak nabrał sporo proszku jedną ręką, a drugą
objął w pasie swoją towarzyszkę.
–
Trzymaj
się, mała – szepnął jej do ucha, po czym rzucił proszę w
płomienie.
–
Teatr Dwa
Światy – Hermiona usłyszała jego słowa, po czym od razu poczuła
znajome uczucie, towarzyszące tego typu podróży.
***
Wylądowali w
pięknym holu. Cały wystrój wskazywał na to, że jest to typowy
stary teatr. Aż czuć było w tym miejscu atmosferę sztuki
najwyższych lotów. Hermiona szczerze musiała przyznać, że jest
tym wszystkim naprawdę oczarowana.
–
Państwo
Malfoy! – pisnęła na ich widok jakaś dziewczyna z obsługi. –
Nazywam się Eleonora i będę dziś
wieczorem do państwa dyspozycji – poinformowała ich z szerokim
uśmiechem.
–
Dobry
wieczór – przywitał ją Draco, odbierając z jej rąk program
przedstawienia.
–
Pan
dyrektor prosił, by zapewnić państwu jak jak najlepszą obsługę.
Dla pana
i narzeczonej przeznaczona jest najbardziej ekskluzywna, prywatna loża. Natomiast dla pana rodziców i ich przyjaciół loża królewska... – tłumaczyła, prowadząc ich w stronę schodów.
i narzeczonej przeznaczona jest najbardziej ekskluzywna, prywatna loża. Natomiast dla pana rodziców i ich przyjaciół loża królewska... – tłumaczyła, prowadząc ich w stronę schodów.
–
Narzeczonej?
– burknęła Hermiona.
–
Pan
dyrektor ma bardzo specyficzne poczucie humoru... – zaśmiał się
Smok, a uścisk jego ręki, na jej talii, jeszcze się wzmocnił.
Loża naprawdę była ekskluzywna. Dwuosobowa, bordowozłota kanapa,
stolik z szampanem i truskawkami i gwarancja prywatności... Do tego
idealny widok wprost na scenę.
–
Dobrze
mieć znajomości – stwierdziła Herm, rozsiadając się wygodnie.
–
Taaa...
Zwłaszcza takie. – Draco dyskretnie wskazał jej stojącego z boku
sceny mężczyznę, który właśnie wydawał jakieś polecenia...
–
Przecież
to... – zachłysnęła się powietrzem.
–
Dyrektor
Zabini – zaśmiał się blondyn.
–
Teatr?
Kupił sobie teatr? Nie wierzę... przecież mówił, że pracuje nad
czymś co zupełnie odmieni jego życie... – szeptała gorączkowo,
wciąż nie dowierzając, w to czego się dowiedziała.
–
I
odmieniło. Nasz Diabeł, komediant numer jeden, wystawia sztukę o
miłości... Przewidziałabyś coś takiego? – zapytał rozbawiony
Draco.
–
To tutaj
chciał mnie zabrać, mówiąc mi, że ma dla mnie dużą
niespodziankę...
–
Tak.
Poprosiłem go, by to mnie przypadł przywilej przyprowadzenia cię
tutaj... – otoczył jej ramiona swoją ręką Draco i przyciągnął
ją bliżej siebie.
–
Szkoda,
że Ginny tego nie widzi... – stwierdziła ze smutkiem.
–
Namawiałem
go, aby wysłał jej bilet, ale stwierdził, że pewnie i tak Potter
by jej nie puścił.
–
Racja.
Harry jest o nią piekielnie zazdrosny – burknęła pod nosem.
–
W każdym
razie my będziemy mieli tę przyjemność, by przez najbliższe trzy
godziny cieszyć się sztuką pod tytułem: "Nieśmiertelna
Miłość" – Draco podał jej program przedstawienia. Hermiona
spojrzała na niego i uśmiechnęła się szczerze... Musiała
przyznać, że naprawdę jest szczęśliwa, z powodu tego, że
zgodziła się na tę randkę...
***
–
To było
niesamowite! – krzyknęła, rzucając się na szyję Diabła.
–
Ciesze
się Mionko, że ci się podobało... Ale bardziej z czego innego...
– Blaise delikatnie odsunął ją do siebie i z uśmiechem wskazał
na Smoka stojącego nieopodal
z Pansy i Seamusem.
z Pansy i Seamusem.
–
Jesteś
okropny! Nic mi nie powiedziałeś... I pozwoliłeś mu odwołać
nasze spotkanie... – pogroziła mu palcem.
–
Nie
wierzę, że spotkanie ze mną mogłoby być ciekawsze od kolacji z
przyszłymi teściami – zakpił z niej.
–
Jak
zwykle jesteś wredny... Ale wybaczam ci to, bo twoje przedstawienie
było magiczne! – uśmiechnęła się do niego promiennie,
szczęśliwa, że jej przyjaciel nie załamał się do końca z
powodu złamanego serca.
–
W
przyszłym miesiącu wyjeżdżamy z tournee do USA, może tam również
ta historia się spodoba...
–
Wyjeżdżasz?
Naprawdę? – Hermiona nie mogła w to uwierzyć.
–
Nie mogę
tu zostać, Miona, przynajmniej na razie. Mógłbym zrobić coś
głupiego... Nie chce niszczyć jej najszczęśliwszego dnia...
–
Nie
sądzę, by był taki szczęśliwy... Oh! Dlaczego po prostu z nią
nie porozmawiasz? – jęknęła prosząco.
–
Bo nie
mamy o czym rozmawiać. Nie wychodziłaby za niego, gdyby tego nie
chciała...
–
Blaise,
proszę... – Jednak nie dane było jej dokończyć, gdyż gdzieś
za nimi rozległ się okrzyk radości, a zaraz po tym wyfiokowana
lala na obcasach podeszła do Dracona
i rzuciła mu się na szyję, obcałowując go namiętnie w oba policzki.
i rzuciła mu się na szyję, obcałowując go namiętnie w oba policzki.
–
Tak
właśnie myślałam, że cię tu spotkam! – zaśmiała się
sztucznie Pamela. Draco, widząc zwężające się złowrogo oczy
Hermiony, szybko odkleił od siebie koleżankę z pracy i od razu
znalazł się przy swojej towarzyszce. Pamela zmierzyła rywalkę
chłodnym spojrzeniem, po czym uśmiechnęła się do Diabła i
pogratulowała mu udanej premiery.
–
Ciesze
się, że ci się podobało, Pam. Znasz już może Hermionę? To
narzeczona Dracona – przedstawił ją Blaise, z wrednym
uśmieszkiem.
–
Diable! –
upomniała go Miona, zła, że tak bezczelnie skłamał.
–
Przepraszam,
zapomniałem, że wolisz określenie przyszła żona... – Zabini
wyszczerzył się do niej.
–
Wybaczcie
nam, ale chcemy się jeszcze pożegnać z moimi rodzicami –
wyjaśnił prędko Smok, po czym pociągnął Hermione w stronę
państwa Malfoy i grona ich przyjaciół, których Hermiona miała
okazję poznać w czasie antraktu.
***
–
Już
wychodzicie kochani? – zapytała ich Narcyza.
–
Tak,
chcieliśmy się tylko pożegnać – poinformował Draco.
–
Mam
nadzieję, że nie na długo. Koniecznie odwiedź nas wkrótce,
Hermiono – poprosiła pani Malfoy składając na jej policzkach dwa
eleganckie pocałunki.
–
Dziękuję
bardzo za kolację, było mi naprawdę miło – odpowiedziała
grzecznie dziewczyna.
–
Nam
również moja droga, nie każ nam długo czekać na kolejną
przyjemność spędzenia wieczoru w twoim uroczym towarzystwie –
uśmiechnął się do niej jakoś inaczej Lucjusz... Jakby zrobił to
naprawdę szczerze.
–
Do
widzenia. – Hermiona również odwzajemniła ich uśmiechy. Nigdy
nie przypuszczała, że może spędzić tak miło czas w ich
towarzystwie... Draco ponownie objął ją w talii
i poprowadził w stronę jednego z kominków.
i poprowadził w stronę jednego z kominków.
–
Wrócimy
do mojego domu po twój płaszcz, a później aportujemy się do
ciebie – poinformował ją, siegając po proszek Fiuu.
–
Nie
musisz, poradzę sobie...
–
Nie chcę
słyszeć sprzeciwu – uśmiechnął się do niej czule,
jednocześnie wrzucając proszek w płomienie. Nim jednak znaleźli
się w kominku dobiegł ich głos jednego
z znajomych Lucjusza.
z znajomych Lucjusza.
–
Widziałeś
młodego Malfoya? Ten to wie jak się ustawić w życiu... Przecież
ta dziewczyna to chodzący symbol zwycięstwa... Szkoda, że nasz
Terry nie był na tyle sprytny... - Zarówno Draco, jak i Herm
parsknęli na to śmiechem, po czym razem wskoczyli w zielone
płomienie...
***
–
Naprawdę,
nie musiałeś mnie odprowadzać pod same drzwi – zaśmiała się
nerwowo, gdy znaleźli się pod jej domem.
–
Musiałem...
Jak inaczej mógłbym zapytać, czy nasza randka była udana? –
mruknął przysuwając się bliżej i łapiąc kosmyk jej włosów w
swoje palce.
–
Była...
Ale i tak powinnam cię zamordować!
–
Oj...
Czyżbym nie mógł liczyć na nasze ponowne spotkanie? – zapytał,
patrząc jej
w oczy i pochylając się nad nią.
w oczy i pochylając się nad nią.
–
Masz na
myśli kolejną randkę? – wyszeptała wprost w jego usta.
–
Tak...
Kolejną szansę na spędzenie wieczoru w towarzystwie
najcudowniejszej kobiety... – Jego usta delikatnie musnęły jej
wargi.
–
Zastanowię
się – wymruczała, zanim pozwoliła mu namiętnie pocałować się
na pożegnanie.
***
–
Gdzie ona
do cholery jest? – denerwowała się Ginny, nerwowo rozglądając
się dookoła. Nie najlepiej się czuła po mugolskiej stronie
Londynu, dlatego dziwiło ją, że Hermiona poprosiła o spotkanie
akurat w tym miejscu i to na dodatek pod jakimś budynkiem
wyglądającym na stary teatr.
–
Przecież
zawsze jest taka punktualna... – burczała, z nudów podchodząc
poprzeglądać afisze. –
"Nieśmiertelna miłość...",
ale to ckliwe – stwierdziła po przeczytaniu tytułu. Jej wzrok
przeniósł się na zdjęcia obsady, umieszczone pod plakatem.
Jej serce
zamarło, gdy po napisem reżyser/dyrektor zobaczyła zdjęcie bardzo
znajomej twarzy. Wpatrywała się w nią przez kilka minut, nie
dowierzając własnym oczom... Jej palce nieświadomie dotknęły
tych znajomych rysów... Godryku! Ta tęsknota aż zabolała...
–
To dobre
zdjęcie, ale na żywo jestem znacznie ładniejszy.... – usłyszała
tuż za swoimi plecami.
Tak i tak to powinno wyglądać <3 Draco, Hermiona - jak oni do siebie genialnie, idealnie, fantastycznie, fenomenalnie pasują <3
OdpowiedzUsuńDraco w końcu zawalczył i dobrze, że nie odpuścił. Generalnie ma szczęście, że Hermiona go nie zabiła, przyszli teściowie się postarali :D To doszukiwanie się HErmiony tego, że zaraz ją wyrzucą, lub "czy on na prawdę powiedział moja droga" - wywołały u mnie niesamowity uśmiech. Bardzo się cieszę, że się zeszli, teraz czas na Blinny.
W ogóle cudowne nawiązanie nazwy teatru do tytułu, albo tytułu do nazwy teatru <3