Rozdział
Trzydziesty Piąty
–
Abott
Hanna, Bones Susan, Brown Lavender – zapiszczał skrzekliwym
głosikiem profesor Flitwick. Uczniowie siódmych klasy, zgromadzeni
w małej komnacie przy Wielkiej Sali, wstrzymali oddech. Pierwsza
grupa właśnie weszła na egzamin praktyczny z Transmutacji. To
było to... ich ostatnia przygoda w Hogwarcie. OWuTeMy. Hermiona
nerwowo przestępowała z nogi na nogę, wciąż powtarzając sobie
wszystkie zaklęcia, jakie zapamiętała, a było ich naprawdę
sporo. Draco stał oparty o ścianę, z rękami założonymi na
piersi i patrzył na nią z kpiącym uśmieszkiem. On sam również
odczuwał lekki stres, ale Hermiona cała aż dygotała z nerwów.
–
Na pewno
zdasz na samych Wybitnych, przestań już tak podskakiwać –
powiedział, chcąc choć na chwilę przerwać to jej nieustanne
mamrotanie zaklęć.
–
Och,
cicho bądź! To najważniejsze chwile w naszym życiu! – ofuknęła
go ze złością, po czym odwróciła się do niego plecami i dalej
powtarzała zakuty materiał.
–
Stary! A
wyobrażasz ją sobie w dniu ślubu? Chyba trzeba będzie ją uśpić
i zanieść przed ołtarz, bo inaczej padnie z nerwów na zawał,
oczywiście o ile wcześniej cię nie zabije w trakcie całych
przygotowań – zaśmiał się pod nosem Blaise.
–
Zamknij
się – burknął nieuprzejmie Draco, a coś w jego wnętrzu dopiero
w tej chwili zacisnęło się ze strachu. Każdy dzień, każda
chwila i każda upływająca minuta przybliżała go do tego, co
nieuchronne... Będzie musiał powiedzieć Hermionie, że...
–
Goldstein
Anthony, Granger Hermiona, Greengrass Dafne – wywołał profesor
zaklęć.
–
O
Godryku... – szepnęła bladymi ustami, odwracając się w stronę
dwójki Ślizgonów, jakby oczekując od nich jakiejś pomocy.
–
Wszystko
będzie dobrze – zapewnił ją Draco i zmusił się do
pokrzepiającego uśmiechu.
–
Zdasz
śpiewająco, Mionko – dodał Diabeł, szczerząc się do niej.
Hermiona skinęła im tylko głową i na drżących nogach ruszyła
do Wielkiej Sali.
–
Daj
czadu, mała! – zawołała za nią radośnie Pansy.
–
Powodzenia,
Herm – szepnął do niej Ron, gdy przechodziła obok.
–
Zdasz, na
pewno – dodał Potter i również się do niej uśmiechnął.
–
Dam radę!
– zapewniła samą siebie. W jej życiu ostatnio wiele się
działo, a niektóre sprawy były bardzo pogmatwane, ale zawsze była
pewna swojej wiedzy i inteligencji. Dała sobie radę w czasie wojny,
więc poradzi sobie i na OWuTeMach.
***
–
Nie było
tak źle – pocieszyła samą siebie, gdy po skończonym egzaminie,
wróciła do swojego dormitorium. Wiedziała, że Draco wejdzie na
egzamin dopiero za kilka minut, a po jego zakończeniu z
pewnością będzie czekał, aż wyjdzie Zabini, który był w
ostatniej grupie. Postanowiła więc pójść do siebie, by zdjąć
szkolną szatę i zabrać notatki z eliksirów. Jutro ostatni
egzamin i jej nauka w tej szkole się zakończy. Było jej z tego
powodu bardzo przykro... Kochała Hogwart i na samą myśl, że
będzie musiała go opuścić robiło jej się ciężko na sercu.
Pozbierała notatki, które wczoraj niedbale rzuciła na stolik, gdy
późnym wieczorem wróciła od Ślizgonów. Uczyła się do egzaminu
razem z Draco i Blaise'm w ich dormitorium, ponieważ Diabeł
dalej nie zbliżał się w okolice wieży Gryffindoru. Hermiona
westchnęła ciężko. Jak na razie żaden z pomysłów na pogodzenie
Ginny i Blaise'a nie wypalił i zarówno ona, jak i Malfoy powoli
tracili już na to nadzieję...
Otworzyła
szufladę biurka, by schować zbędne notatki z Transmutacji. Nagle
jej wzrok przykuło czarne pudełko... Odłożyła pergaminy i
sięgnęła po nie. Złoty znicz nadal wyglądał tak pięknie, jak
wtedy, gdy w święta zobaczyła go po raz pierwszy. Eleganckie
litery układały się w tajemnicze słowa: "Nieuchwytny obraz
marzeń"... Do teraz nie wiedziała, od kogo jest ten prezent,
choć ciągle miała nadzieję, że to od niego... Odetchnęła
głęboko i zatrzasnęła pudełko, odkładając je na miejsce.
Usiadła na swym łóżku i ukryła twarz w dłoniach.
–
Draco...
Co ja mam z tobą zrobić? – pomyślała niemal rozpaczliwie. Rok
szkolny się kończył i jak zawsze, gdy coś dobiega końca
człowieka nachodzą refleksje i wspomnienia tego, co było. Ona
ostatnio nieustannie analizowała to wszystko, co wydarzyło się w
tym roku. Jak to mogło się stać? Jej wieloletnia przyjaźń z
Harry'm i Ronem zmieniła się w chłodne relacje, oparte jedynie
na wzajemnych powitaniach i na zdawkowej rozmowie o szkole czy
pogodzie. Za to teraz śmiało mogła nazwać się przyjaciółką
Ślizgonów. Nie chodziło tu tylko o Draco czy Blaise'a, ale również
o Pansy, z którą mogła pogadać na każdy temat... ale... No
właśnie, było jedno duże "ale". Jedna zmiana tak
zasadnicza, że przekreślała wszystkie inne. Ona, Hermiona Granger
– zakochała się. Beznadziejnie i... niewłaściwie. Zakochała
się w kimś, w kim nie powinna. W kimś, do kogo nigdy nie pasowała.
W kimś, kogo mieć nie mogła... To była zła miłość, taka,
która przyniesie jej tylko ból i cierpienie. Nie żałowała jej
jednak. Pogodziła się już z swoimi uczuciami i postanowiła z
nimi nie walczyć. To nie miało sensu, bo ta walka była dawno
przegrana. Zrozumiała to, gdy po ich nocy w Pokoju Życzeń,
obudziła się w jego ramionach. Wciąż spał, wyglądając tak
niewinnie, tak słodko... Blond włosy rozrzucone na poduszce,
różowe, lekko rozchylone usta i spokojny oddech. Cudowne uosobienie
ideału... Wtedy zrozumiała, że to wszystko, co się z nią działo,
wszystkie te uczucia i emocje, które pojawiały się, gdy on był
blisko, to była właśnie miłość. Piękna i głęboka, ale
niewłaściwa i nieodwzajemniona. Gdyby było inaczej, Draco
już dawno zaproponowałby jej coś więcej... ale on wciąż dawał
jej do zrozumienia, że jest dla niego przyjaciółką. Kimś ważnym,
ale nie tą najważniejszą. Gdy byli sami, obejmowali się, całowali
i wygłupiali, ale nigdy nie wracali do tego, co wydarzyło się w
Pokoju Życzeń. Ona uciekła, nim wstał, tak więc uniknęli
krępującej rozmowy, a potem obydwoje zachowywali się jak gdyby
nigdy nic...
Wiedziała, że
nie ma prawa mieć do niego o to pretensji, bo sama chciała tego, co
się między nimi wydarzyło, żałowała jednak, że on o tym nie
wspominał. Myślała... gdzieś w głębi serca miała cichą
nadzieję, że być może on odwzajemnia jej uczucia. Jednak skoro
tak nie było, cieszyła się, że ma chociaż jego przyjaźń.
Będzie mogła być blisko niego. A może i on z czasem ją
pokocha?
***
–
Skąd się
tyle tego nazbierało? – narzekała, idąc do biblioteki z
naręczem książek. Przygotowania do egzaminów wymagały sporego
nakładu nauki, ale dwanaście dodatkowych książek z zielarstwa to
już naprawdę przesada.
–
Ta
Hermiona chyba zwariowała przynosząc mi to wszystko – irytowała
się Ginny ledwo sobie radząc z tym olbrzymim ładunkiem. Raz po raz
wzdychając ciężko, przyśpieszyła nieco kroku, by jak najszybciej
pozbyć się tego ciężaru. Niestety, skręcając w korytarz
prowadzący do biblioteki, tuż za rogiem wpadła na kogoś...
–
Cholera
jasna! – zaklęła wściekle, gdy książki rozsypały się po
podłodze. Przyklękła szybko i zaczęła je zbierać, wiedząc
doskonale, że gdyby pani Pince wychyliła się z biblioteki i
zobaczyła swoje cenne woluminy porozwalane na ziemi, to dostałaby
ataku wściekłej furii.
–
Może
pomóc? – Głos, który usłyszała sprawił, że prawie ją
sparaliżowało, a dopiero co podniesione książki, znów wylądowały
na ziemi. Niepewnie podniosła głowę i jej spojrzenie natrafiło
wprost na przeszywający ją wzrok Zabiniego.
–
A tobie
co się stało, że postanowiłeś się do mnie odezwać? –
spytała gorzko, opuszczając głowę i znów zaczynając zbierać
książki. Blaise przyklęknął i sięgnął po jeden z tomów.
–
Nikogo tu
nie ma, wszyscy poszli na błonia – wyszeptał cicho, a jego ciało
znalazło się niebezpiecznie blisko niej. Ginny wzdrygnęła się
lekko, gdy poczuła jego zapach, a stada ciarek przebiegły jej po
krzyżu... ależ ona za nim tęskniła!
–
A co?
Boisz się, że któraś z twoich dziwek zobaczy, że gadasz z swoją
był... – nie pozwolił jej dokończyć, tylko niczym szaleniec
porwał ją w swoje ramiona i wycisnął na jej ustach namiętny
pocałunek. Ginny straciła równowagę i upadła na kolana, znów
upuszczając książki. Blaise jednak nie zwrócił na to uwagi,
tylko przytulił ją mocno do siebie, całując desperacko, jakby
świat zaraz miał się skończyć. Ginny była tym tak zaskoczona,
że nawet nie pomyślała o tym, by go odepchnąć... Diabeł oderwał
swe usta od jej warg i objął ją mocno, jakby bojąc się, że
zaraz mu ucieknie.
–
Merlinie!
Jeszcze trochę i zwariuję bez ciebie – szepnął jej wprost do
ucha, rozkoszując się zapachem jej rudych włosów. Ginny już
nabierała powietrza, by zapytać go, co on tak właściwie wyprawia,
gdy gdzieś za nimi rozległy się kroki. Zabini szybko ją puścił
i nim zdążyła chociaż się odezwać, Ślizgona już nie było.
–
Hej.
Stało się coś? – zapytała ją Sylvia Nott, patrząc, jak
klęczy na ziemi wśród rozrzuconych książek.
–
Potknęłam
się – skłamała na poczekaniu Ginny.
–
Pomogę
ci – zaofiarowała się Ślizgonka, którą Ruda znała dość
dobrze, ponieważ ta od pewnego czasu umawiała się z jej bratem.
Obie dziewczyny szybko pozbierały książki, a Sylvia
zaofiarowała pomoc w odniesieniu ich do biblioteki. Gin szła tuż
za nią, w myślach wciąż analizując to, co się dzisiaj stało.
***
Ruda wróciła
do pokoju wspólnego Gryffindoru, wciąż rozmyślając o pocałunku
na korytarzu. O co tak naprawdę mogło chodzić Zabiniemu? Dlaczego
ją pocałował? Dlaczego powiedział, że bez niej zwariuje? Co to
wszystko miało znaczyć? Usiadła w fotelu przed kominkiem i
przymknęła oczy. Ta sytuacja doszczętnie zszargała jej nerwy i
tak już bardzo napięte z powodu trwających egzaminów.
–
Ginny,
przyszła sowa do ciebie – poinformował ją Seamus, przechodząc
obok i wskazując jej okno. Ruda skrzywiła się, widząc za nim
Hermesa, puchacza należącego do Percy'ego. Mogłaby już
wytapetować sobie całe dormitorium jego listami o treści "jak
najszybciej poślub Wybrańca". Miała tego naprawdę dość.
Wstała i odebrała list, wyganiając Hermesa, który chyba liczył
na jakiś poczęstunek za dostarczenie przesyłki. Zgniotła w ręce
kopertę i włożyła ją do kieszeni szaty, by wyrzucić, jak tylko
wróci do pokoju...
–
Wyszedł
naprawdę ślicznie, prawda? – zaśmiała się ciut za głośno
Parvati, patrząc na jakieś zdjęcie w gazecie.
–
Tak!
Dobrze jest przyjaźnić się z kimś tak znanym, że jego zdjęcia
ukazują się w "MagicStar" – zaśmiała się
Lavender.
–
A ty,
Ginny, co o tym myślisz? – zapytała Patil z wrednym uśmieszkiem.
Ruda już chciała odpowiedzieć, że ma kompletnie gdzieś, co też
one oglądają w tej gazecie, gdy Parvati podsunęła jej wprost pod
nos zdjęcie... Diabła wraz z Yasmine Charlen, siedzących w
herbaciarni u madame Puddifoot i trzymających się za ręce oraz
patrzących sobie głęboko w oczy...
–
Od zawsze
wiedziałam, że on woli brunetki. – Parvati popatrzyła na rudą z
wrednym uśmieszkiem, jednocześnie poprawiając swoje kruczoczarne
włosy. Ginny starała się ukryć wrażenie, jakie wywarło na niej
to zdjęcie.
–
Powodzenia,
Patil. Będzie ci bardzo potrzebne, by odbić go z rąk Charlen... –
wytknęła jej Ruda, po czym, dumnie unosząc głowę, odmaszerowała
w stronę dormitorium Hermiony. Dopiero gdy zamknęła za sobą
drzwi pokoju, pozwoliła sobie na to, by kilka łez spłynęło po
jej policzkach...
***
Mimo że zbliżał
się czerwiec, a słońce świeciło na bezchmurnym niebie, wiał
dziś chłodny wiatr, który bezlitośnie plątał blond włosy
arystokraty. Jednak jemu to nie przeszkadzało. Zresztą, gdyby
przeszkadzało, to nie wszedłby przecież na sam szczyt Wieży
Astronomicznej. Od kilkudziesięciu minut stał tam nieruchomo niczym
posąg i jedynie mocno zaciśnięte szczęki i wiatr we włosach
odróżniały go od marmurowych rzeźb, jakimi ozdobiona była fasada
Hogwartu. I poniekąd tak się właśnie czuł. Był jak pomnik, który
nie ma prawa decydować o tym, co się z nim stanie i nie ma
wpływu na to, gdzie rzuci go los. Dlaczego jego życie nie może
należeć tylko do niego? Czemu nie ma prawa decydować o sobie?
Zacisnął mocniej powieki i przygryzł wargę, by powstrzymać krzyk
złości i frustracji, jaki chciał się wyrwać z jego gardła.
Pięścią uderzył w poręcz balustrady. Ból był dobry, ale ból
fizyczny i tak nie dorówna temu psychicznemu. Wiedział już, że cała
jego nadzieja powoli umiera. Wiedział, że nie będzie mógł
ciągnąć tego dłużej, ale mimo to, czuł, że poddanie się bez
walki, to przejaw największego tchórzostwa. A może wystarczy czas?
Może z czasem przekona ojca... wytłumaczy... sprawi, że da im
szansę...? Takie myśli wcale nie pomagały i nie uspokajały. Nie
znajdzie w sobie odwagi, by zaryzykować. Co jeśli coś jej by się
stało i to właśnie przez niego? Nie mógł przecież
zagwarantować jej bezpieczeństwa. Nie mógł zaryzykować, ani
teraz, ani nigdy.
Z goryczą oparł
łokcie na poręczy i schował twarz w dłoniach. Znienawidzony
pergamin złowieszczo zatrzeszczał w jego kieszeni. Ile to razy
czytał już ten list w ciągu ostatnich kliku godzin? Z
westchnieniem rezygnacji sięgnął po niego ponownie.
Drogi
Synu!
Piszę do
Ciebie, gdyż, jak dobrze pamiętam, dziś odbył się twój ostatni
egzamin. Ufamy razem z Mamą, że zarówno na nim, jak i na
wszystkich pozostałych, poszło Ci doskonale. Cieszymy się już na
nasze rychłe spotkanie, a twoja Matka nie może się doczekać, aż
na stałe wrócisz do domu. Piszę również do Ciebie, ponieważ mam
doskonałe wieści. Dzięki kontaktom w Ministerstwie Magii udało mi
się załatwić Ci pracę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów i to od razu na stanowisku sekretarza u samego szefa
resortu! Doskonałe stanowisko dla kogoś tak szlachetnie urodzonego
i zdolnego jak Ty. Ta praca idealnie przygotuje Cię do dalszej
błyskotliwej kariery. Jestem przekonany, że ta wiadomość bardzo
Cię ucieszy. Nie mogę wprost uwierzyć, że tak szybko dorosłeś,
Synu. Praca, dorosłość, samodzielność i wkrótce, ani się nie
spostrzegę, jak jakaś odpowiednia dziewczyna zostanie następną
panią Malfoy. Twoja matka wprost nie może doczekać się tej
chwili. Chcę również, byś wiedział, że oboje z Mamą jesteśmy
z Ciebie naprawdę dumni i jestem pewien, że wkrótce dostarczysz
nam jeszcze wielu powodów do dumy. Ciesz się ostatnimi dniami w
szkole. Do zobaczenia wkrótce.
Twój
Ojciec,
Lucjusz M.
Długie minuty
wpatrywał się w słowa "błyskotliwa kariera",
"odpowiednia dziewczyna", "jesteśmy z Ciebie naprawdę
dumni" i czuł, jak jego serce powoli zamienia się w twardy
kamień. Wiedział, że mimo wszystkich swoich uczuć, jakie żywił
do Hermiony, zdaniem jego rodziców ona nie jest tą odpowiednią
dziewczyną. I nie zmieni tego, choćby nie wiadomo jak się starał.
Do wyjazdu z Hogwartu został mu tydzień i, zgodnie z zaleceniem
ojca, miał zamiar się nim cieszyć. Ostatnie chwile z nią... A
potem się rozstaną, a on zniknie. Nie ma zamiaru zostać w
Anglii, wiedząc, że ona będzie blisko, czekając na jakąś
wiadomość od niego, której on nie będzie mógł jej wysłać. W
szkole wszystko było dopuszczalne, ale teraz zaczynała się
dorosłość. Musiał podjąć tę trudną decyzję. Wkrótce
Hermiona zniknie z jego życia. Nie miał jej już nic do zaofiarowania...
***
–
Impreza –
darła się Pansy, gdy w piątek wieczorem wychodzili z Wielkiej Sali
po kolacji.
–
Daj
spokój, przecież jutro wyjeżdżamy – przypomniała jej Hermiona,
której nie udało się ukryć smutku w głosie. Wiedziała, jak
bardzo będzie tęskniła za Hogwartem.
–
No i co z
tego? Musimy godnie zakończyć edukację w tej szkole! Dziś balanga
i to bez dyskusji! Diabeł pokaże wam, jak się rusza seksownymi
szyneczkami... – zawołał Zabini.
–
Na
Salazara, człowieku! My wszyscy dopiero co jedliśmy, nie prowokuj
nas do mdłości – dociął mu Draco.
–
Zazdrościsz,
Smoku, bo mam seksowniejszy tyłek. Co nie? Hej, Mionka, powiedz, kto
ma seksowniejsze pośladki? – zażądał Diabeł. Hermiona
parsknęła śmiechem i z dezaprobata pokręciła głową.
–
Nie
powiedziała, że ty – wyszczerzył się do przyjaciela Draco.
–
Ale o
tobie też tego nie powiedziała – zaraz odgryzł się Blaise.
–
Obaj
jesteście tak samo dobrze zbudowani – zapewniła ich Herm.
–
To ja
jestem najseksowniejszym tyłkiem w tej szkole! – zawołał Blaise
z udawanym oburzeniem. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, nie wyłączając
samego właściciela super pupy, ale nagle miny im spoważniały, gdy
z Wielkie Sali wyszła Ginny, a zaraz za nią Harry. Diabeł spojrzał
na nich, a w jego oczach błysnęła wściekłość. Jak gdyby nigdy
nic, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę lochów. Pansy
uśmiechnęła się pocieszająco do Hermiony, po czym, łapiąc
Seamusa za rękę, również odeszła. Harry i Malfoy zmierzyli się
na wzajem nienawistnymi spojrzeniami, po czym Wybraniec objął
delikatnie Ginny ramieniem. Herm patrzyła na to wszystko ze
smutkiem. Wiedziała, że Ginny znów nieco zbliżała się z Harrym
w ostatnim tygodniu, ale przypuszczała, że największy wpływ na to
miały rubryki plotkarskie różnych gazet, w których pojawiał się
Blaise i Yasmine.
–
Będę w
dormitorium – mruknęła Ruda, po czym pozwoliła Potterowi
wprowadzić się po schodach.
–
Wrócili
do siebie? – zapytał Draco.
–
Nie...
Ale to chyba kwestia czasu... Gin jest pewna, że Diabeł kocha tę
modelkę.
–
Nie
kocha.
–
Skąd
wiesz? – dociekała.
–
Po prostu
wiem – uciął temat blondyn. – Przyjdziesz dziś na imprezę? –
uśmiechnął się do niej przymilnie.
–
Nie mogę,
nie zostawię Ginny.
–
To ją
przyprowadź – nalegał.
–
Nie
przyjdzie, przecież wiesz...
–
Hermiona,
to ostatni wieczór, musisz przyjść. – Jego głos zawierał taką
błagalną nutę, że od razu zmiękło jej od tego serce...
–
Dobrze,
ale tylko na chwilę, nie spakowałam się jeszcze do końca... –
odpowiedziała mu z lekkim uśmieszkiem.
–
Za
godzinę czekam przy wejściu do lochów – mruknął, szybko
przyciągając ją do siebie
i składając na jej ustach namiętny pocałunek, póki nikt ich nie widział.
i składając na jej ustach namiętny pocałunek, póki nikt ich nie widział.
***
Ginny nie
wyraziła ochoty, by pójść na imprezę, co wcale nie zdziwiło
Hermiony. Brązowowłosa kilkoma ruchami różdżki spakowała swoje
kufry i ze smutkiem spojrzała na swoje dormitorium... tak przykro
jej będzie je opuścić. Westchnęła ciężko i weszła do
łazienki, by przeglądnąć się w lustrze. Czarne legginsy, biała
tunika z srebrnym wzorem i sporym dekoltem oraz rozpuszczone
loki. Wyglądała naturalnie i bardzo dziewczęco i właśnie
chciała, by tak zapamiętał ją Hogwart. Założyła na stopy
czarne, wysokie szpilki i z mieszaniną smutku, ale i radości, że
ten wieczór znów spędzi z Draco, wyszła z dormitorium.
Ślizgon czekał
na nią w umówionym miejscu. Na sobie miał ciemne jeansy
i zwykła białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Jego włosy były jeszcze mokre po niedawno wziętym prysznicu, a całe ciało pachniało naprawdę pociągająco...
i zwykła białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Jego włosy były jeszcze mokre po niedawno wziętym prysznicu, a całe ciało pachniało naprawdę pociągająco...
–
Cześć,
śliczna – przywitał ją z rozbrajającym uśmiechem. Herm
zaczerwieniła się uroczo, słysząc jego słowa i wspięła się
nieco na palcach, by złożyć na jego policzku powitalnego buziaka.
Draco miał jednak inny plan, więc jej usta natrafiły prosto na
jego spragnione wargi. Po krótkim, lecz namiętnym pocałunku,
oderwali się od siebie z szerokimi uśmiechami.
–
Idziemy?
– zapytała go.
–
Jasne, że
tak – odpowiedział, łapiąc jej dłoń i ciągnąc ją w stronę
wyjścia ze szkoły.
–
Hej!
Mieliśmy przecież iść na imprezę...
–
I
idziemy, tylko że na trochę inną, bardziej prywatną... –
uśmiechnął się do niej, otwierając drzwi i puszczając ją
przodem. Hermiona pozwoliła mu poprowadzić się na błonia, w
kierunku skraju Zakazanego Lasu. Po chwili zobaczyła miejsce, do
którego Draco ją prowadził. Pod jednym z drzew leżał rozłożony
koc, a wokół niego paliły się pochodnie. Na kocu stał wiklinowy
kosz i butelka szampana w kubełku z lodem.
–
Piknik w
środku nocy przy Zakazanym Lesie? – spytała go z
niedowierzaniem, patrząc na tę niemal bajkową scenerię.
–
Ustawiłem
bariery, więc żadne stwory tu do nas nie wyjdą. Co prawda nie jest
to łąka
i znów nie ma słońca, ale pomyślałem, że taki piknik będzie miłym akcentem na zakończenie...
i znów nie ma słońca, ale pomyślałem, że taki piknik będzie miłym akcentem na zakończenie...
–
Jest
cudownie – zapewniła go z szerokim uśmiechem i iskierkami w
oczach. Patrząc na nią, jego serce boleśnie się zacisnęło, gdy
uświadomił sobie, że więcej może nie zobaczyć tego blasku...
Usiedli razem na
kocu, a Draco nalał im szampana.
–
Za co
wypijemy? – zapytał blondyn, podając jej kieliszek.
–
Za
przyszłość! – zawołała z entuzjazmem, nie zauważając, jak
twarz Draco stężała w napięciu, gdy usłyszał jej ostatnie
słowo.
–
Co masz
zamiar robić po szkole? – zapytał ją, odkładając kieliszek i
siadając bliżej. Chciał móc cieszyć się jej bliskością jak
najdłużej, bo już jutro prawdopodobnie straci ją na zawsze.
–
Myślałam,
że już nigdy o to nie zapytasz! – zaśmiała się. Wszyscy przez
ostatnie tygodnie nie rozmawiali o niczym innym tylko o przyszłości,
pracy i tym, co będzie się z nimi dalej działo. Tylko Draco
nigdy o tym nie wspominał i nie pytał jej o nic...
–
Dostałam
się na półroczny staż do kancelarii prawnej Benson&Morton, a
później wybieram się do Departamentu Przestrzegania Prawa.
–
Staż?
Czyli nie widywałbym cię nawet w ministerstwie, gdybym jednak
zaczął tam pracować?
–
Gdybyś
zaczął? Myślałam, że idziesz do pracy do ministerstwa... –
Hermiona była szczerze zdziwiona. Draco zmieszał się, gdy dotarło
do niego, co powiedział. Ucieszył się, że Gryfonka przyczepiła
się tylko do drugiej części jego wypowiedzi. Jednak nie na długo.
–
Co to
znaczy, że nie widywałbyś mnie nawet wtedy? – zapytała go,
jednocześnie próbując przetrawić te słowa. Miała małą
nadzieję, że Draco może tylko się przejęzyczył... Spojrzał na
nią, zaciskając szczęki tak mocno, że prawie pokruszyło mu to
zęby. Wiedział, że nie ma sensu dłużej kłamać.
–
Hermiona...
posłuchaj... – zaczął cicho, odkładając swój kieliszek z
szampanem
i sięgając po jej dłoń. Ona jednak cofnęła się, nie pozwalając mu się dotknąć.
i sięgając po jej dłoń. Ona jednak cofnęła się, nie pozwalając mu się dotknąć.
–
Myślałam,
że jesteśmy przyjaciółmi... że będziemy... – wyszeptała,
nie wiedząc za bardzo jak ubrać w słowa to, co czuje.
–
Jesteśmy!
– zapewnił ją. – Ale...
–
Ale? –
spytała, walcząc z głupią ochotą, by się rozpłakać.
–
Tu w
szkole wszystko było inne – powiedział cicho, nawet nie mając
odwagi spojrzeć jej w oczy.
–
Rozumiem.
Tu w szkole mogliśmy być przyjaciółmi, a w dorosłym życiu nie
możemy, bo...? – Nie zamierzała mu niczego ułatwiać.
–
Herm...
To nie jest takie proste, wiesz przecież, że my... że ja... –
Naprawdę chciał jej powiedzieć, że robi to tylko dlatego, że się
o nią boi... ale nie uwierzy mu, wiedział, że nie.
–
Proste –
prychnęła pod nosem. – Tutaj w szkole przyjaźń ze szlamą
mogłeś zwalić na chęć zemsty na Weasleyu, albo na konieczność
podciągnięcia się z Transumtacji, prawda? A teraz co? Zabrakło ci
wymówki, więc najlepiej się pożegnać, prawda? Przecież nie
możesz przyjaźnić się z kimś o tak paskudnej krwi!
–
Dobrze
wiesz, że to nie tak! – ponownie zbliżył się do niej, chcąc
sięgnąć po jej dłoń.
–
Nie
dotykaj mnie! – krzyknęła, podnosząc się na równe nogi i
odchodząc od niego. Draco też wstał. Nie może pozwolić jej
odejść w taki sposób, nie, kiedy myśli o nim jak najgorzej.
–
Pozwól
mi wyjaśnić – poprosił, choć sam nie wiedział, co tak
właściwie ma jej powiedzieć.
–
Nie
musisz – szepnęła z goryczą, a po jej policzku spłynęła jedna
łza.
–
Chciałbym,
by było inaczej, ale my jesteśmy z dwóch różnych światów, nie powinniśmy... nie możemy... – chciał jej powiedzieć, jak
bardzo jest to dla niego trudne.
–
Takich
słów używasz na nazwanie faktu, że boisz się, co twój ojczulek
i jego wspaniali przyjaciele powiedzieliby na twoją przyjaźń ze
szlamą? – zapytała z goryczą. Jego milczenie było dla niej aż
za bardzo wymowne.
–
Myślałam,
że masz w sobie więcej odwagi, ale z przykrością stwierdzam, że
jesteś zwykłym tchórzem! – wykrzyczała mu, a łzy już
nieprzerwanie spływały po jej rozgrzanych policzkach.
–
Ty nie
rozumiesz... – wyszeptał zrozpaczony.
–
Doskonale
rozumiem! Rozumiem, że sikasz w majtki ze strachu, aby nikt się nie
dowiedział, co łączyło cię z kimś takim, jak ja. To dlatego to
wszystko? – Potoczyła ręką dookoła, wskazując na koc i
pochodnie. – Chciałeś mnie ugłaskać, bym nie powiedziała
nikomu, że obściskiwałeś się z pospolitą szlamą?
–
Nie mów
tak! – jęknął.
–
A co? To
już nawet nie wolno mi się odzywać do jaśnie pana arystokraty?
Dobrze. – Hermiona szybkim ruchem starła łzy z policzków.
–
Masz moje
słowo, że nikt się o nas nie dowie. Merlinie! Ale byłam
idiotką... Tyle razy mnie ostrzegano, a ja naiwnie wierzyłam, że
naprawdę się zmieniłeś. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś
moim kosztem – wylała z siebie całą gorycz i teraz pozostała w
niej tylko pustka... pustka i złamane serce.
–
To dla twojego dobra... – szepnął,
zamykając oczy, nie chcąc widzieć jej łez. Jego serce również
było złamane.
–
Najlepiej
dla mnie byłoby, gdybym nigdy cię nie spotkała – odpowiedziała,
po czym odwróciła się na pięcie i biegiem ruszyła w stronę
zamku.
Musiał walczyć
z całych sił, by za nią nie pobiec i nie wyznać jej wszystkiego.
Nie wykrzyczeć jej prosto w oczy, że kocha ją od przeszło dwóch
lat. Nie wyznać, jak straszna dla niego była wojna i strach o to,
czy ona żyje. Chciał powiedzieć, że to dla niej przeszedł na
dobrą stronę i walczył przeciwko dawnym kompanom, że to miłość
do niej sprawiła, że odkrył, iż ma coś takiego jak serce... Nie
mógł jednak tego zrobić. Wiedział, że musi pozwolić jej
odejść... Chciał tylko, by była szczęśliwa... Jednak to nie on
będzie tym, który da jej to szczęście.
***
Pociąg pędził
po szynach, a myśli pędziły w głowach dwóch dziewcząt
siedzących samotnie w przedziale. Hermiona po raz ostatni
wykorzystała swoją pozycję Prefekta Naczelnego, by zdobyć dla
nich ten przedział. Nie rozmawiały, obie zbyt pogrążone w bólu,
by chcieć się tym dzielić. Wystarczyło im to, że były w swoim
towarzystwie. Hermiona przetrawiła już pierwszą falę negatywnych
emocji i teraz trochę żałowała, że wygarnęła to wszystko
Ślizgonowi. Powinna odejść z klasą, pokazać mu, że on znaczył
dla niej tyle, co ona dla niego... nic.
–
Szkoda,
że to już koniec – odezwała się Ginny.
–
Taa...
zazdroszczę ci trochę, że jeszcze wrócisz do Hogwartu –
odpowiedziała Miona.
–
Nie
wracam – mruknęła Gin.
–
Co? A to
dlaczego? – zdziwiła się jej przyjaciółka.
–
Harry...
rozmawialiśmy... będę uczyła się w domu... – wyjąkała.
–
Naprawdę?
Wy... Wróciliście do siebie? – nie dowierzała Herm.
–
To
skomplikowane. – Ginny spojrzała za okno, dając jej do
zrozumienia, że nie chce kontynuować tej rozmowy. Hermiona
westchnęła cicho i również spojrzała przez okno. Nagle obie
Gryfonki, jak na komendę, spojrzały w stronę drzwi... akurat, by
zauważyć tuż za szybą dwójkę Ślizgonów, którzy właśnie
przechodzili. Blaise tylko rzucił okiem w ich stronę i kiwnął
Hermionie na powitanie. Natomiast Draco zatrzymał się, jakby
wahając się, czy nie wejść do środka. Miona zacisnęła zęby i
wyjęła różdżkę. Jedynym machnięciem opuściła roletę,
zasłaniając drzwi i pozbywając się spojrzenia stalowoszarych
oczu... To przez ich właściciela przepłakała praktycznie całą
ostatnią noc...
–
Coś nie
tak pomiędzy tobą a Smokiem? – zagadnęła ją Ginny, nieco
zdziwiona reakcją przyjaciółki.
–
Nie chcę
o tym rozmawiać – burknęła brązowowłosa, po czym sięgnęła
po jakąś grubą księgę i zaczęła ją czytać. Gin postanowiła
nie przeszkadzać przyjaciółce i wyjść na krótki spacer po
pociągu.
***
Wracała
już z powrotem, gdy nagle drzwi przedziału, obok którego
przechodziła, otworzyły się i na korytarz wyszedł nie kto inny
tylko Zabini... Wyglądało na to, że specjalnie na nią czekał.
–
Pogadajmy
– zaproponował, wskazując jej przedział, który okazał się
pusty. Ginny dzielnie uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
–
Nie mamy
o czym – oświadczyła mu z przekonaniem, po czym spróbowała go
wyminąć. Blaise jednak złapał ją za łokieć i pociągnął za
sobą do przedziału.
–
Nie
pozwalaj sobie, ty niewychowany gburze! – ofuknęła go ze
złością, gdy Diabeł zasunął za nimi drzwi.
–
Skoro nie
zadziałała siła argumentu, to musiał zadziałać argument siły –
wyszczerzył się Diabeł. Ginny prychnęła jak rozjuszona kocica,
po czym złożyła ręce na piersi.
–
Uważaj,
Zabini, bo coś Ci teraz powiem! Nie jesteś żadnym ósmym cudem
świata, byś mógł tak traktować ludzi!
–
Och!
Zraniłaś moje serce! Nie jestem ósmym cudem? To w takim razie
którym? – kpił sobie bezczelnie.
–
Żadnym!
Jesteś tylko podłym Ślizgonem! Zapamiętaj to sobie! –
krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści.
–
Zapamiętam,
albo zapiszę, żeby nie zapomnieć... O! Albo lepiej sobie
wytatuuję, żebym zawsze pamiętam o tym, że jestem tylko podłym
Ślizgonem. – Widać było, że jej słowa nieco go dotknęły.
–
Wytatuuj
to sobie na lewym przedramieniu...* – odpyskowała mu. W oczach
Blaise'a tylko na chwilę błysnęła złość, a zaraz potem Ginny
stała przyciśnięta do zamkniętych drzwi przedziału.
–
Uważaj
na słowa, Wiewiórko... To, że jesteś dla mnie kimś wyjątkowym,
nie sprawia, że przy każdej okazji wolno ci mówić, co ci ślina
na ten zwinny język przyniesie.
–
Puszczaj!
–
Mówiłem,
że chcę porozmawiać! Wysłuchaj mnie! – poprosił.
–
Nie! Nie
chciałeś ze mną rozmawiać, gdy była na to pora, teraz się
odpieprz! – spróbowała go od siebie odepchnąć.
–
Ginny...
spróbuj zrozumieć... musiałem tak zareagować... ty i Potter... a
potem... potrzebowałem czasu... nadal potrzebuję – chciał jej
wytłumaczyć.
–
Nie
rozumiem i nie chcę zrozumieć. To, co było między nami, dawno
zniknęło. Zabrałeś to, Blaise, i oddałeś innej... nie ma czego
wspominać i o czym rozmawiać. Puść mnie... Proszę. – Ból,
jaki usłyszał w jej głosie, oraz łzy, jakie błysnęły w jej
oczach, sprawiły, że spełnił jej prośbę i odsunął się od
niej.
–
To się
tak nie skończy, Gin... Nie wiesz, jak walczyłem!
–
Walczyłeś?
Pozując do zdjęć z Yasmine, walczyłeś o coś, co ma związek ze
mną? Nie bądź śmieszny – żachnęła się, heroicznie
powstrzymując łzy.
–
Wytłumaczę
ci...
–
Nie chcę.
To Harry o mnie walczył... – Na te słowa Blaise zacisnął
gniewnie szczękę.
–
Walczył?
Postawił cię w sytuacji bez wyjścia!
–
Ale
później był przy mnie, gdy ty porzuciłeś mnie jak jakąś
ścierkę... – Jedna łza spłynęła jej po policzku.
–
Nieprawda!
Nigdy cię nie porzuciłem... Nie porzucę! – znów zbliżył
się do niej.
–
Nie! –
powstrzymała go gestem dłoni.
–
Nie
rezygnuj z nas, Ginny...
–
To ty z
nas zrezygnowałeś, i to dawno temu – wytknęła mu z goryczą.
–
Musiałem...
–
A teraz
musisz dać mi spokój – zażądała.
–
Nie! Nie
poddam się!
–
Nie masz
wyboru...– zawahała się chwilę. – Pogodziłam się z Harrym.
Znów jesteśmy razem. - Blaise odruchowo cofnął się krok w tył,
wyglądając przy tym, jak gdyby Ginny dała mu w twarz.
–
Nie
wierzę... – szepnął zdruzgotany. Ginny, nadal walcząc ze
łzami, spojrzała mu prosto w oczy.
–
To
prawda... wróciłam do niego i...
–
I masz
zamiar za niego wyjść? – zapytał z niedowierzaniem. Wiedziała,
że jej odpowiedź go zaboli, ale podjęła już tę decyzję. Zbyt
wiele kosztowało ją uczucie do niego. Nie było już o co
walczyć. Jeszcze dziś Blaise Zabini zniknie z jej życia... i
choć jakaś dziwna siła właśnie rozrywała jej serce, sama
usiłowała się przekonać, że to słuszna decyzja.
–
Tak.
Zostanę jego żoną – powiedzenie mu tego prosto w oczy było
okropne. Na chwilę zapadła cisza, w której Diabeł patrzył na
nią, jakby licząc na to, że zaraz wykrzyknie, że to jakiś głupi
żart, jednak nic takie nie nastąpiło.
–
Moje
gratulacje... Bądź szczęśliwa – wyszeptał zachrypniętym
głosem.
–
Taki mam
zamiar... – odpowiedziała, patrząc w jego pełne bólu oczy.
Blaise wyciągnął rękę i Ginny myślała, że znów chce jej
dotknąć... on jednak chwycił za klamkę od drzwi, o które się
opierała. Ruda odsunęła się, by pozwolić mu przejść. Diabeł
wyminął ją, ale, nim całkiem wyszedł z przedziału, zatrzymał
się na chwilę.
–
Żegnaj,
Ginevro Weasley. Miłość do ciebie była najlepszym, czego
doznałem w życiu... - I nim Ruda zdążyła odpowiedzieć, Blaise
po prostu odszedł, nie oglądając się za siebie...
***
Hermiona
pomniejszyła swoje kufry i rozglądnęła się po pusty przedziale.
Ginny wysiadła już, zabierając klatki z Krzywołapem i Arnoldem, a
jej ponownie przypadło zabranie walizek. Znów wysiadała na samym
końcu... Ostatnie zadanie Prefekta Naczelnego. Wyszła z przedziału,
starając się porzucić ponure myśli, że to tak naprawdę koniec
bardzo ważnego etapu jej życia...
Na jej drodze
stanął jednak pewien wysoki arystokrata, który właśnie kończył
palić papierosa.
–
Pora
wysiadać – oświadczyła mu oficjalnie, chcąc go wyminąć i nie
musieć oglądać nigdy więcej, choć jej serce wyło z rozpaczy.
–
Hermiona
poczekaj! – poprosił, łapiąc ją za ramię. Specjalnie został
dłużej w pociągu, by móc jej wytłumaczyć, że musi postąpić
tak, a nie inaczej. Całą noc bił się z swoimi myślami i
zrozumiał, że nie chce, by ona go znienawidziła... Musiał jej
powiedzieć!
–
Puść
mnie! – krzyknęła, odskakując od niego.
–
Pozwól
mi coś powiedzieć – jęknął prosząco.
–
Nie,
Malfoy, nie chcę słuchać niczego, co masz mi do powiedzenia...
Przepuść mnie – zażądała.
–
Miona...
ja...
–
To już
nieważne. Nic już nie jest ważne. Zapomnijmy o wszystkim –
powiedziała gorzko, unosząc głowę i patrząc mu w oczy.
–
Nie mów,
że to wszystko, co się między nami wydarzyło, było nieważne, że
nic dla ciebie nie znaczyło! – syknął nerwowo.
–
Znaczyło
dla mnie tyle samo, ile dla ciebie...
–
Nie masz
pojęcia!
–
Dość!
Nie chcę cię słuchać, widzieć i pamiętać o tobie, przepuść
mnie i daj mi odejść. – Była zła na siebie za tę błagalną
nutę, którą można było usłyszeć w jej głosie. Draco mocno
zacisnął szczęki, wyglądając przy tym, jakby walczył sam ze
sobą. Wiedział, że nie ma prawa jej zatrzymać. Wreszcie skinął
delikatnie głową i odsunął się na bok. Hermiona sztywno
przemaszerowała obok niego. Chwilę później już stała na
peronie, witając się ze swoją rodziną...
Blondyn patrzył,
jak jej rodzice z dumą ją przytulają, widział Weasleyów, którzy
jej gratulowali... Widział uśmiechniętego Rona, który pozwolił
sobie ją uściskać na pożegnanie, mimo że pewnie jeszcze nie raz
się spotkają. A on... patrzył, jak dziewczyna jego marzeń wkracza
w inne, dorosłe życie, w którym nie będzie miejsca dla niego...
* Śmierciożercy mieli Mroczne Znaki umieszczone na lewych
przedramionach.
Wracać z powrotem... karygodny błąd...
OdpowiedzUsuńAle mi smutno. To przez ciebie. Cholera (Venetia), jak ty to robisz?!
OdpowiedzUsuń<3 Garielka
Rozdział najgorszy do przebrnięcia, moje serce było rozrywane niczym ostatnia kiecka na wyprzedaży :c
OdpowiedzUsuńTo takie smutne, że sami sobie utrudniają życie -.-
Zawsze, za każdym pieprzonym razem, ta łezka wypływa po poliku... Serduszko boli. Cóż Draco niefortunnie się do tego wszystkiego zabrał, dobrał bardzo złe słowa. Nie ma co się dziwić reakcji Hermiony, jeszcze dobrze że go nie przeklęła... Jednak po raz kolejny nie daje mu dojść do słowa. Rozbicie Draco, ta jego niepewność co ma zrobić... Bo z jednej strony chciałby z nią być, z drugiej jest pewny, że tylko jego brak zapewni jej bezpieczeństwo. Właściwie znał Lucjusza już w najgorszym wydaniu. Znając zakończenie ten rozdział i tak wbija szpileczkę i wymusza tą łzę i to są właśnie samowite opowiadania <3
OdpowiedzUsuń