Rozdział
Trzydziesty Dziewiąty
Stał
przed nią. Uśmiechnięty, wyluzowany... Cały on. Nie potrafiła
wprost uwierzyć, że jest tak blisko niej. Jeden krok i znów
mogłaby znaleźć się w tych znajomych ramionach, poczuć się
bezpieczna, kochana... Ale to już minęło. I nie wróci. Ona
wyjdzie za mąż, a on nadal będzie widywany z pięknymi modelkami.
Przełknęła gorzkie łzy, które pojawiły się doprawdy
nieproszone. Zmusiła się do przybrania obojętnego wyrazu twarzy.
–
Co tu
robisz? – zapytała go wyniośle.
–
Co ja tu
robię? Zważywszy na to, że to ty stoisz pod moim teatrem i
głaszczesz moje zdjęcie, to raczej ja powinienem zadać ci to
pytanie, Wiewiórko. Nie uważasz? – spytał, uśmiechając się
kpiąco.
–
Ja...
Hermiona umówiła się tu ze mną – wyjąkała, nieco zawstydzona.
–
Doprawdy?
Widać nasza Miona przejmuje powoli ślizgońskie cechy swojego
chłopaka... Jestem bardzo ciekawy, co za dzieci powstaną z dwójki
tak pomysłowych rodziców – parsknął śmiechem.
–
To twój
teatr? – odważyła się spytać, patrząc jednocześnie na wielki
napis "Dwa Światy".
–
Tak.
Zdziwiona, że nie wybrałem wygodnej posadki w ministerstwie?
–
Trochę...
– przyznała.
–
Wolę
mieć coś swojego, bo pracę w ministerstwie zawsze można stracić.
Wystarczy tylko, że zadrzesz z kimś, kto cię nie lubi. A właśnie,
jak tam twoi bracia? Nadal bez pracy? Jak coś, to poszukujemy
właśnie sprzątacza i portiera, może mają ochotę zgłosić się
na rozmowę kwalifikacyjną?
–
Skąd
wiesz, że Bill i Percy stracili pracę? – zdziwiła się, trochę
zaniepokojona jego miną.
–
Powiedzmy,
że słyszałem plotki...
–
Pewnie
kochasz plotki! Zwłaszcza na temat siebie i twojej dziewczyny,
modelki! – wygarnęła mu ze złością.
–
Chyba
rzadko czytasz ostatnio prasę, rudzielcu. Ja i Yasmine już nie
pojawiamy się
w rubrykach towarzyskich.
w rubrykach towarzyskich.
–
Och, a
cóż to za tragedia się stała? Zrozumiała, jaki naprawdę jesteś
i cię rzuciła? – warknęła, ale niemal od razu pożałowała
tych słów, gdyż Blaise z miną drapieżnika zrobił krok w jej
stronę.
–
A jaki
naprawdę jestem? No dalej, powiedz mi... – wyszeptał, pochylając
się nad nią. Ginny stała jak sparaliżowana. Jej wzrok natrafił
na jego pełne usta i nie potrafiła skupić się na niczym innym niż
myślenie o nich...
–
Ja za to
ostatnio natrafiłem w gazecie na wzmiankę o twoim planowanym
ślubie... Pozwól sobie pogratulować – zdziwiła ją gorycz, jaką
usłyszała w jego głosie.
–
To za
trzy miesiące – wyjąkała, znów nie wiedząc, czemu chce jej się
płakać.
–
Życzę
ci dużo szczęścia... – mruknął, patrząc jej głęboko w
oczy. Stali tak, nie mogąc zerwać kontaktu wzrokowego... Jednak
Diabeł pierwszy opuścił głowę, po czym odwrócił się na
pięcie, chcąc odejść.
–
Blaise! –
zawołała za nim, zupełnie nie wiedząc, dlaczego to robi... To
wołanie wydobyło się chyba prosto z jej serca. Powoli ponownie na
nią spojrzał.
–
Tak? –
Widać było, że jest mu niezwykle ciężko.
–
Przyjdziesz
na ślub? – spytała cicho. Harry nalegał, by zaprosić
wszystkich, którzy chodzili z nimi do Hogwartu... Czyli jego też...
–
Sądzisz,
że musisz mi dobitnie pokazać, że mam nie robić sobie więcej
nadziei? Nie martw się. Moja nadzieja umarła już w pociągu, kiedy
wracaliśmy z Hogwartu... – znów odwrócił się i miał zamiar
odejść, by tym razem zniknąć z jej życia na zawsze...
–
Dlaczego?
– wyszeptała, nie panując nad łzami, które spłynęły po jej
policzkach. Diabeł spojrzał na nią i zacisnął szczęki.
–
Pytasz,
dlaczego nie mam już nadziei?
–
Pytam,
dlaczego mnie zostawiłeś? Czy ona była tego warta? – załkała.
Zabini wyglądał, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał...
Nagle jednak znalazł się przy niej i wziął ją
w swoje ramiona. Ginny objęła go za szyję i zaszlochała w jego ramię.
w swoje ramiona. Ginny objęła go za szyję i zaszlochała w jego ramię.
–
Skarbie...
Nigdy bym cię nie zostawił, gdybym nie musiał... Nie masz
pojęcia...
–
To mi
wyjaśnij! – poprosiła, odsuwając się od niego i znów patrząc
mu w oczy.
–
To już
nie ma znaczenia, Gin. Wychodzisz za Pottera. Nie robiłabyś tego,
gdybyś go nie kochała... Żałuję, że tak wyszło, ale chcę
twojego szczęścia. Życzę ci tego... – starł delikatnie łzy z
jej policzków.
–
Ja nie...
–
Nic nie
mów, rudzielcu. Nie trzeba. Dziękuję ci za to wszystko, co mi
dałaś i czego mnie nauczyłaś... Przekaż tylko Potterowi, że
jeśli cię skrzywdzi, to wrócę tu i go zabiję.
–
Wyjeżdżasz?
– wyszeptała z niedowierzaniem.
–
Na jakiś
czas.
–
Nie...
–
Dbaj o
siebie, skarbie – przytulił ją po raz ostatni. Ginny nie chciała
go puścić, ale wiedziała też, że nie ma prawa go zatrzymać.
Powiedziała mu w pociągu, że woli Harry'ego. Sama wszystko
zniszczyła... Chłopak oderwał się od niej i zrobił krok w tył.
Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się, tak jak tylko on potrafił.
Trzask. Aportował się, nie zważając na to, że byli na jednej z
mugolskich ulic, a w teatrze najpewniej na niego czekali... Zniknął,
a ona poczuła, jak jej złamane serce rozpada się na wiele
mniejszych odłamków. Najgorsza była jednak świadomość, że to
ona była wszystkiemu winna... Ona
i jej złe decyzje.
i jej złe decyzje.
***
Odstawiła do
zlewu kubek z niedopitą kawą i odetchnęła głęboko, spoglądając
na zegarek. Jeszcze pięć minut. Nie rozumiała, czemu się
denerwuje tą sytuacją, skoro to ona do niej doprowadziła...
Przecież sama wysłała do niego sowę z propozycją kolejnego
spotkania. Chciała znów go zobaczyć, spędzić z nim swój czas.
Miała tylko nadzieję, że
i on będzie chciał ją znów zobaczyć... Dzwonek do drzwi przerwał jej rozmyślania. Odruchowo poprawiła swój ciemnoczerwony sweterek i wygładziła czarną spódnicę. Wchodząc do przedpokoju, przelotnie spojrzała w lustro, by sprawdzić, czy jej makijaż jest w porządku. Kolejny uspokajający, głęboki oddech i mogła wreszcie otworzyć drzwi. Tuż za nimi zobaczyła pudełko najlepszych, markowych czekoladek i szeroki uśmiech zabójczo przystojnego blondyna.
i on będzie chciał ją znów zobaczyć... Dzwonek do drzwi przerwał jej rozmyślania. Odruchowo poprawiła swój ciemnoczerwony sweterek i wygładziła czarną spódnicę. Wchodząc do przedpokoju, przelotnie spojrzała w lustro, by sprawdzić, czy jej makijaż jest w porządku. Kolejny uspokajający, głęboki oddech i mogła wreszcie otworzyć drzwi. Tuż za nimi zobaczyła pudełko najlepszych, markowych czekoladek i szeroki uśmiech zabójczo przystojnego blondyna.
–
Hej –
przywitała się, z lekkim zawstydzeniem odbierając podarunek i
zapraszając go do środka.
–
Cześć,
ślicznotko. I jak? Wyglądam na luzie? – zapytał z rozbawieniem,
wskazując na swoje ciemne jeansy i jasnoniebieską koszulę pod
rozpiętą czarną kurtką.
–
Doskonale.
Prawie jak mugol – odpowiedziała z uśmiechem, zadowolona, że
dostosował się do jej polecenia, by ubrać się zwyczajnie.
–
To gdzie
mnie dziś porywasz? – próbował się dowiedzieć, jednocześnie
pomagając jej założyć krótki, czerwony płaszczyk.
–
Jeszcze
zobaczysz... – zaśmiała się z satysfakcją. Chciała, by miał
taką samą niespodziankę, jak ona, gdy przyprowadził ją na
kolację do swojego domu. Wyszli z jej mieszkania i Draco patrzył,
jak Hermiona zamyka drzwi.
–
Bardzo
się cieszę, że napisałaś tak szybko... – mruknął, stając
tuż przed nią
i poprawiając kołnierz jej płaszcza. – Minęło ledwie kilka dni, a ja już zdążyłem się stęsknić – wyszeptał, pochylając się nad nią. Dziewczyna przymknęła oczy, gotowa na kolejny, słodki pocałunek, ale nagle za plecami blondyna ktoś chrząknął znacząco.
i poprawiając kołnierz jej płaszcza. – Minęło ledwie kilka dni, a ja już zdążyłem się stęsknić – wyszeptał, pochylając się nad nią. Dziewczyna przymknęła oczy, gotowa na kolejny, słodki pocałunek, ale nagle za plecami blondyna ktoś chrząknął znacząco.
–
Hermiona?
– oskarżycielski ton szybko sprowadził ją na ziemię.
–
Bob... Co
tu robisz? – wyjąkała zaskoczona. Nie przypominała sobie, by
umówiła się
z nim na dziś.
z nim na dziś.
–
Przyszedłem
zapytać, co z jutrzejszym sylwestrem...– odpowiedział mężczyzna,
patrząc nieprzychylnie na Malfoy'a, który gestem posiadacza objął
Hermionę w talii.
–
Och,
tak... Sylwester... Przepraszam cię bardzo, zupełnie zapomniałam...
–
Właśnie
widzę – burknął kwaśno Bob.
–
A tak...
Pozwól, że ci przedstawię. To mój... – zawahała się, nie
wiedząc, jak przedstawić arystokratę.
–
Chłopak
– odpowiedział za nią blondyn.
–
Przyjaciel
– poprawiła go Hermiona – Draco Malfoy.
A to jest Bob, mój znajomy –
dokończyła prezentację Miona.
–
Nie
powiem, by było mi miło – warknął Smok.
–
Ja też
tego nie powiem. Gdzie ją zabierasz? – Bob wyglądał na zupełnie
wyprowadzonego z równowagi.
–
To ona
zabiera mnie. Na randkę. A ja mam w planach odwdzięczenie jej się
kolejną randką. Dokładniej jutro, zabierając ją na sylwestra.
Tak więc wasze plany są nieaktualne – oznajmił mu chłodno
blondyn.
–
Draco...
– mruknęła ostrzegawczo Hermiona, zła, że mówi coś takiego,
bez ustalenia tego z nią.
–
Nie
zapominaj, że ona nie jest twoją własnością! – Bob zrobił
krok w kierunku Smoka, jakby szykując się do ataku.
–
Doskonale
wiem, kim ona dla mnie jest. I ty też powinieneś to wiedzieć.
Pogódź się
z porażką, stary, i spłyń. Nie psuj nam wieczoru.
z porażką, stary, i spłyń. Nie psuj nam wieczoru.
–
Bob,
posłuchaj... – zaczęła niepewnie Hermiona.
–
Daj
spokój, Herm. Przyślij mi sowę, wtedy pogadamy, bez udziału
twojego... przyjaciela – ostatnie słowo zabrzmiało trochę jak
obelga. Bob, nie czekając na ich reakcję, odwrócił się na pięcie
i odszedł.
–
Spotkaj
się z nim, a wybiję mu zęby – mruknął Draco.
–
Bo
jeszcze pomyślę, że jesteś zazdrosny Malfoy – zaśmiała się
nieco sztucznie.
–
A kto
powiedział, że nie jestem? – zapytał Smok, przyciągając ją
do siebie, by wreszcie dostać upragnionego buziaka.
–
Nie
aportujemy się? – zapytał zdziwiony, gdy Hermiona poprowadziła
go w kierunku stacji metra.
–
Nie. Dziś
spędzamy wieczór według moich planów. Nie jechałeś nigdy
metrem, prawda? – zapytała. Draco zaprzeczył ruchem głowy, zbyt
pochłonięty gapieniem się na otaczających go mugoli, by zdobyć
się na jakąś sensowną odpowiedź. Właśnie zrozumiał, że
Hermiona chce mu dziś pokazać odrobinę niemagicznego świata...
Jej świata...
Cała podróż
była dla niego naprawdę fascynująca, choć trwała irytująco
długo, jak dla kogoś przyzwyczajonego do pojawiania się gdzie chce
i kiedy chce. Hermiona
z uśmiechem patrzyła na jego zainteresowanie życiem mugoli i cierpliwie odpowiadała na wszystkie jego pytania.
z uśmiechem patrzyła na jego zainteresowanie życiem mugoli i cierpliwie odpowiadała na wszystkie jego pytania.
–
To bardzo
ciekawe – stwierdził, patrząc na jeden z przejeżdżających
samochodów.
–
Tak,
mugole wcale nie są tacy nudni, jak myślą o nich czarodzieje –
odpowiedziała, otwierając furtkę prowadzącą do niewielkiego,
jednorodzinnego domku. Na przybudówce tuż obok niego widniała
złota tabliczka z napisem: Gabinet Stomatologiczny: dr. Jean
Granger, dr. Alan Granger.
–
Poważnie?
– szepnął z niedowierzaniem Smok. Nie mógł uwierzyć, że
przyprowadziła go na kolację do swoich rodziców – mugoli.
–
A co
myślałeś, że tylko ty umiesz robić niespodzianki?– zapytała
z rozbawieniem.
–
Mogłaś
mnie ostrzec! – burknął trochę obrażony, szybko sięgając po
swoją różdżkę.
–
A ty mnie
ostrzegłeś przed kolacją w twoim domu? Powiem ci tylko to, co ty
mnie. Nie padnij mi tam na zawał – mrugnęła do niego
porozumiewawczo i pociągnęła za klamkę. Draco w tym czasie
wyczarował duży bukiet pięknych, różnokolorowych kwiatów i
przybrał na twarz swój najbardziej czarujący uśmiech. Bardzo mu
zależało, by zrobić na jej rodzicach dobre wrażenie...
–
Już
jesteśmy! – krzyknęła Herm wesoło, gdy tylko razem z Draco
znaleźli się
w niewielkim holu jej rodzinnego domu.
w niewielkim holu jej rodzinnego domu.
–
Och!
Wspaniale! – ucieszyła się brązowowłosa kobieta, z wyglądu
bardzo podobna do Hermiony, która wyszła z kuchni, by ich powitać.
–
Mamo, to
jest Draco – przedstawiła go Herm.
–
Bardzo mi
miło panią poznać. Teraz już wiem, po kim Hermiona jest taka
ładna – uśmiechnął się uroczo blondyn i wręczył kwiaty pani
Granger, która lekko zarumieniła się po usłyszeniu tego
komplementu.
–
Lizus –
szepnęła mu do ucha Miona, gdy szli za jej mamą do salonu. Smok
spiorunował ją wzrokiem, ale nic nie odpowiedział.
–
Alan,
dzieci już są – zwróciła się do męża mama Hermiony.
–
A tak...
Witajcie – pan Granger uśmiechnął się, ściskając rękę
Dracona na powitanie.
–
Interesujesz
się może piłką nożną? – zapytał blondyna, wskazując na
telewizor,
w którym leciał właśnie jakiś mecz.
w którym leciał właśnie jakiś mecz.
–
Piłką
jaką? – zapytał Draco, z fascynacją patrząc na migające
obrazy.
–
Tato,
Draco jest czarodziejem i nie zna zasad tej gry. Może mu wyjaśnisz,
a ja pomogę mamie z kolacją? – zaproponowała.
–
Świetny
pomysł, mój skarbie, niech panowie zobaczą sobie mecz do końca. –
Jej mama z uśmiechem patrzyła na to, jak Malfoy usiadł na kanapie
i z zainteresowaniem pochłaniał wszystko, co pan Granger opowiadał
mu o piłce, zawodnikach, bramkach i zasadach gry. –
Wygląda na to, że się polubią –
zauważyła jej mama, gdy razem weszły do kuchni.
–
Zobaczymy
– odpowiedziała dyplomatycznie Miona.
–
Skąd ty
go wytrzasnęłaś? Wygląda jak jakiś model z wybiegu, a do tego ma
doskonałe maniery! - Hermiona zaśmiała się pod nosem. Wiedziała,
że jej mama polubi Smoka...
W końcu była kobietą, a Draco umiał oczarować wszystkie kobiety, bez względu na wiek...
W końcu była kobietą, a Draco umiał oczarować wszystkie kobiety, bez względu na wiek...
–
Chodziliśmy
razem do szkoły...
–
Zdziwiłaś
nas, gdy zadzwoniłaś powiedzieć, że przyjdziesz z chłopakiem na
kolację. Nigdy wcześniej nikogo do nas nie przyprowadziłaś.
–
W zeszłym
tygodniu byłam na kolacji u jego rodziców... – odpowiedziała w
ramach wyjaśnienia.
–
Więc to
coś poważnego? – dociekała jej mama, wyjmując talerze z
kredensu.
–
Nie
wiem... – odpowiedziała zgodnie z prawdą Herm, rozkładając na
stole sztućce.
–
Mielibyście
śliczne dzieci...
–
Mamo! –
oburzyła się dziewczyna. To dziwne, jak mimo znaczących różnic,
jej mama miała podobne myśli do mamy Dracona...
–
Tak tylko
mówię... Ale sądzę, że pasujecie do siebie...
–
Zostawmy
ten temat i lepiej skończmy kolację. Zapiekana już chyba gotowa? –
zapytała Hermiona, chcąc zająć czymś innym swoją mamę, by i
ona nie zaczęła już planować sobie wnuków.
***
–
Więc
jeśli jeden zawodnik uderzy drugiego, to wtedy sędzia może pokazać
mu kartkę?
–
Sfauluje,
tak to fachowo nazywamy. A kartki są dwie. Żółta, jako
ostrzeżenie i czerwona, która eliminuje zawodnika z gry... –
tłumaczył Alan, jednocześnie biorąc sobie dokładkę sałatki.
Mężczyźni tak zaangażowali się w rozmowę o piłce, że nawet
przy kolacji nie potrafili odejść od tego tematu.
–
Alan,
skończ go zanudzać... – poprosiła go żona.
–
Ależ to
bardzo ciekawe! – zapewnił ją Draco.
–
Jeszcze
trochę i zapomnisz o quidditchu – zaśmiała się Herm.
–
To ta
wasza gra na miotłach? Chciałbym to zobaczyć – rozmarzył się
tata Hermiony.
–
Żaden
problem! Mam przy domu boisko, możemy kiedyś zagrać! –
zaproponował blondyn.
–
A ja mogę
zabrać cię na mecz Arsenalu! Na pewno ci się spodoba! – zawołał
Alan.
–
Dobrze,
dobrze chłopcy, ale zanim to wszystko nastąpi, to najpierw zjedzmy
deser – pani Granger sięgnęła do lodówki po lody domowej
roboty.
Widać, że dużą
radość sprawiło jej to, że Draco najwyraźniej wszystko bardzo
smakowało. Hermiona spojrzała na zegarek i stwierdziła, że już
wkrótce muszą wyjść. To jeszcze nie koniec atrakcji, jakie
przygotowała dla niego na ten wieczór...
***
–
Gdzie
teraz idziemy? – zapytał, gdy wyszli z jej domu.
–
Zobaczysz...
– uśmiechnęła się przekornie.
–
Już to
dziś słyszałem – burknął pod nosem, ale złapał jej dłoń i
pozwolił się poprowadzić w tylko jej znane miejsce.
–
Pub
Euphoria? – zdziwił się, widząc szyld mugolskiego baru.
–
Tak. Jak
coś, to pamiętaj, że jesteś od teraz mugolem. Powodzenia! –
zaśmiała się, po czym weszła do środka.
–
Miona!
Hej! – usłyszeli okrzyk jej przyjaciół siedzących przy jednym
ze stolików.
–
To
wszystko mugole? – zapytał Draco, niepewnie patrząc na całą,
rozchichotaną grupę.
–
Tak.
Uśmiechaj się i bądź milszy niż normalnie jesteś, a na pewno
cię polubią – poradziła mu szeptem.
–
Cześć
wszystkim! – przywitała swoich znajomych. – To jest Draco, ale
znajomi nazywają go Smokiem. Smoku to są moje przyjaciółki.
Nadia była
ładną brunetką o ciemnych oczach. Pomachała do niego uprzejmie na
powitanie.
Kathy –
dziewczyna miała ciemnobrązowe włosy i piękne, pełne usta, które
złożyły się w uwodzicielskim uśmiechu, gdy tylko spojrzała na
Dracona.
Susan – urocza
rudowłosa osóbka, która wyglądem przypominała trochę małego,
przekornego chochlika. Ona również pomachała do nich wesoło w
ramach przywitania.
Martha –
szczupła blondynka, która tylko skinęła lekko głową.
–
A to są
Matt, Mario oraz Ian – przedstawiła trzech mężczyzn siedzących
przy tym samym stoliku. Ian i Matt byli dobrze zbudowanymi szatynami,
za to Mario wyglądał na latynosa. Każdy z nich uścisnął dłoń
Dracona na powitanie, ale blondyn od razu spostrzegł, że Matt
patrzy na niego niezbyt przyjaznym wzrokiem.
–
Siadajcie!
– zachęciła ich Nadia. Matt przesunął się tak, by Hermiona
mogła usiąść obok niego, natomiast miejsce dla Draco znalazło
się pomiędzy Nadią a Kathy, która ponownie uśmiechnęła się
zalotnie.
–
Coś
podać? – zapytała kelnerka, podchodząc do ich stolika. Wszyscy
mieli już swoje drinki, więc jedynie Draco i Hermiona musieli coś
zamówić.
–
Dla mnie
mojito – poprosiła była Gryfonka.
–
A dla
pana? – kelnerka wyszczerzyła się do niego.
–
Ognistą
Whisky – palnął, nim przypomniał sobie, w jakim miejscu się
znajduje.
–
Jaką
whisky? Nie słyszałem o takiej... – zdziwił się Ian.
–
Obawiam
się, że tego nie mamy...
–
Jemu
chodziło o zwykłą whisky z lodem – wybawiła go z opresji Miona,
z trudem tłumiąc wybuch śmiechu.
–
A więc,
Smoku, powiedz nam, czym się zajmujesz? – spytał Matt,
jednocześnie kładąc rękę, na oparciu kanapy, tuż za plecami
Herm.
–
Draco
jest urzędnikiem państwowym – odpowiedziała za niego Hermiona,
bojąc się, że blondyn znów palnie coś nieodpowiedniego.
–
To musisz
mieć fascynującą pracę – zauważyła Kathy.
–
Nawet nie
masz pojęcia jak bardzo – odpowiedział z uśmiechem.
–
A skąd
ty i Miona się znacie? – zapytała Nadia.
–
Z pracy –
znów odpowiedziała Hermiona. Powiedziała mugolskim znajomym, że
uczyła się w prywatnej, żeńskiej szkole z internatem, Draco nie
mógł więc powiedzieć, że znają się ze szkoły...
–
A gdzie
się uczyłeś? – dociekał Matt.
–
W Eton. –
Kolejny raz to ona opowiedział pierwsza.
–
Miona! On
chyba umie sam mówić! – skarciła ją Nadia.
–
Wiem, ale
lepie skończcie już to przesłuchanie... Gdzie te drinki? –
burknęła Herm.
–
Nie miej
nam za złe tych wszystkich pytań, ale po prostu chcemy wiedzieć z
kim spotyka się nasza Hermionka, to zwykła, ludzka ciekawość –
wyjaśniła mu Susan.
–
Nie ma
sprawy... Cieszę się, że mogę poznać znajomych Hermionki –
uśmiechnął się z przymusem Draco.
–
My też
się cieszymy, że cię przyprowadziła – mruknęła Kathy,
przysuwając się bliżej niego.
–
Świetna
piosenka. Zatańczymy? – zaproponowała Nadia.
–
Jasne!
Chodź, mała. – Matt wstał i, nie czekając na odpowiedź
Hermiony, pociągnął ją na parkiet.
Draco
zacisnął szczęki z niezadowoleniem. Czy zawsze musi się znaleźć
jakiś palant, który klei się akurat do niej? Nawet wśród
mugoli...
–
Nie martw
się, Herm dała mu kosza już milion razy... – pocieszyła go
Nadia.
–
Nie
martwię się – skłamał Draco.
–
Chodź na
parkiet, będzie okazja, by ją odbić z jego łap – zaproponowała
Martha, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Draco postanowił
skorzystać z propozycji dziewczyny i już chwilę później tańczył
tuż obok Hermiony. Gdy wreszcie dorwał ją
w swoje ramiona do końca ich pobytu w pubie nikt inny nie miał okazji z nią zatańczyć.
w swoje ramiona do końca ich pobytu w pubie nikt inny nie miał okazji z nią zatańczyć.
–
Naprawdę
jesteś zazdrosny – mruknęła dziewczyna, wtulając się w niego
przy jakiejś wolnej melodii.
–
Mam swoje
powody...– odpowiedział jej.
–
Ciekawe
jakie...
–
Nie chcę
cię stracić po raz drugi... Nie poradziłbym z tym sobie, Miona...
– wyszeptał jej wprost do ucha.
Uśmiechnęła
się delikatnie... to wyznanie było niemal wszystkim, co chciała od
niego usłyszeć.
Nie spieszyli
się z powrotem do domu. Trzymając się za ręce, spacerowali pomimo
mrozu i padającego śniegu.
–
Twoi
znajomi są bardzo fajni – stwierdził z rozbawieniem.
–
Taa,
zwłaszcza Kathy wyglądająca, jakby chciała cię pożreć... –
Najeżyła się na samo wspomnienie swojej koleżanki.
–
Urocza...
Pasowałaby trochę do McLaggena – zaśmiał się Smok.
–
Może ich
sobie kiedyś przedstawię. – Hermiona również parsknęła
śmiechem.
–
Opowiedz
mi, co się u ciebie działo przez te pół roku – poprosił ją.
–
Wiele...
Sama nie wiem, od czego zacząć
–
To
opowiedz o wszystkim!
–
Lepiej ty
pytaj o to, co cię interesuje...
–
Dwadzieścia
szczerych pytań? – zażartował, słysząc kiedyś od kogoś, że
mugole grają w taką grę.
–
Czemu
nie, ale ty też odpowiadasz!
–
Dobrze,
ale możemy pytać o wszystko – zażądał.
–
Taka
chwila szczerości? Niech będzie... – uśmiechnęła się do
niego.
–
Masz
teraz kontakt z Weasleyem i Potterem? – zadał pierwsze pytanie.
–
Tylko jak
odwiedzam Ginny w Norze, tak to raczej nie – przyznała. Nie lubiła
się z nimi spotykać, gdyż Harry i Ron wciąż nie mogli
powstrzymywać się od obrażania Smoka
i Diabła.
i Diabła.
–
Twoja
kolej – przypomniał jej.
–
Spałeś
kiedyś z Astorią Greengass? – wypaliła z pytaniem. Kilka
drinków wypitych
w barze widać dodało jej odwagi. Draco spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale postanowił odpowiedzieć.
w barze widać dodało jej odwagi. Draco spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale postanowił odpowiedzieć.
–
Nie,
nigdy. Ona całowała tak fatalnie, że nie chciałem nawet myśleć
o czymś więcej... Nie miałem zamiaru mieć później koszmarów. -
Hermiona roześmiała się szczerze, słysząc tę odpowiedź.
Musiała sama przed sobą przyznać, że cieszyło ją to, co
powiedział.
–
Ty i
Bob... Między wami do czegoś doszło? – zapytał.
–
Tylko do
pocałunku – odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale Draco i tak miał
ochotę skopać za to tyłek tego kretyna.
–
To ty
przysłałeś mi złotego znicza na ostatnie święta? – Sama nie
wiedziała czemu przyszło jej do głowy, by zapytać go akurat o to.
–
Szybko
się domyśliłaś, że był ode mnie?
–
Tylko
podejrzewałam... Dlaczego mi go wysłałeś? Co chciałeś mi
przekazać? – dociekała. Draco stanął przed nią i głęboko
spojrzał jej w oczy.
–
Pamiętasz,
co powiedziałaś mi, gdy dowiedziałaś się, że zostałem
szukającym?
–
Pamiętam...
– wyszeptała. Cała ta scena stanęła przed jej oczami... To
właśnie wtedy Draco po raz pierwszy nazwał ją szlamą.
–
Powiedziałaś,
że żaden członek waszej drużyny nie musiał się do niej wkupić,
że u was po prostu każdy miał talent... I mimo że zachowałem się
wtedy jak największy palant, nazywając cię tak... To twoje słowa
dały mi do myślenia. Chciałem udowodnić tobie, innym i samemu
sobie również, że nie miałaś racji, sądząc, że nie mam
talentu do gry...
–
Nie
twierdziłam, że go nie masz, tylko że do drużyny przyjęli cię z
innego powodu...
–
Dla
każdego szukającego zdobycie znicza jest najważniejsze. To jedyny
cel, jedno z najważniejszych marzeń. Ten znicz, którego ci
wysłałem pochodził z pierwszego meczu, który wygrałem. Kazałem
pokryć go złotem i wygrawerować napisy, a także zaczarowałem go,
by reagował tylko na twój dotyk. Bo wtedy byłaś dla mnie takim
właśnie symbolem. Nieuchwytnym obrazem marzeń, których spełnienia
nie miałem prawa oczekiwać. Tak jak wchodząc na boisko, zawsze
marzyłem, by złapać znicz i wygrać mecz... Tak wtedy marzyłem o
tobie... że będziesz kiedyś moja...
–
Ale...
ale... to był zanim my... – nie wiedziała, co powiedzieć na to
wyznanie.
–
Cóż...
W kolejnym pytaniu możesz chcieć się dowiedzieć, jak długo moje
serce należy tylko do ciebie, Hermiono...
Akapit
pisany przy współpracy z Wamplove :
VampireCoffin
było, jak sama nazwa mówiła, miejscem ponurym i strasznym. Stali
bywalcy tego pubu jednak cenili go właśnie za ten mroczny,
tajemniczy wystrój oraz za śliczne kelnerki w przebraniach
wampirzyc i wspaniałe drinki, w których nazwach zawsze pojawiało
się słowo blood. Jednak tego dnia do przybytku krwiopijców
zawitała jeszcze jedna postać znana z swojej mrocznej i tajemniczej
duszy... a mianowicie sam Diabeł.
Od razu jednak
widać było, że nie jest on dziś w najlepszym nastroju. Świadczyły
o tym nie tylko jego smutne oczy, ale też wiele pustych szklanek po
mocnych drinkach, nazywanych Bloody Hell.
Ani wypity
alkohol, ani zalotne spojrzenia kilku siedzących w barze kobiet nie
były w stanie poprawić jego ponurego humoru. Ostatnią szansą na
to była rozmowa
z przyjacielem... Innym mrocznym stworem, nazywanym Smokiem... On jednak dziś nie wyglądał jak zionący ogniem, straszny potwór... Bardziej pasował swym wesołych nastrojem do krainy różowych jednorożców i tęczy.
z przyjacielem... Innym mrocznym stworem, nazywanym Smokiem... On jednak dziś nie wyglądał jak zionący ogniem, straszny potwór... Bardziej pasował swym wesołych nastrojem do krainy różowych jednorożców i tęczy.
–
Rozchmurz
się, stary, świat się nie kończy...
–
Chyba
twój, irytujący, zakochany palancie – burknął Blaise zamawiając
kolejnego piekielnokrwawego drinka.
–
Skoro tak
cię to męczy, to czemu nic z tym nie zrobisz? – dociekał Draco.
–
Czemu? Bo
nie mam prawa nic robić! Nie jestem jakimś ześwirowanym
masochistą, by pchać się tam, gdzie mnie nie chcą...
–
Nie masz
prawa? Żyjemy w wolnym kraju! Masz prawo zrobić wiele rzeczy! A już
na pewno prawo, by walczyć o swoje szczęście!
–
Moje
szczęście nie pokrywa się z jej szczęściem, a wiesz przecież,
że nie chcę stawać jej na drodze...
–
A co
jeśli to ty jesteś jej tym, który może ją uszczęśliwić? Wiesz
dobrze, że ona jest dla ciebie wszystkim!
–
Nie
pieprz głupot, Malfoy! Ona wybrała Pottera! Wybrańca – zasrańca,
bliznowaty symbol zwycięstwa, bla, bla, i tak dalej – warczał
Diabeł.
–
Sam
widzisz, że Potter to dno...
–
Wszyscy
wiedzą, że to parszywy gnojek, ale to on ją ma. On wygrał... Jego
zdrowie! – zakpił, podnosząc chwiejnie szklankę z drinkiem.
–
Nie
wierze, że tak łatwo się poddajesz – pokręcił głową z
rezygnacją Draco.
–
Nie
poddaję. Jutro idę na ślub. Kurwa! Muszę jeszcze wyprasować
frak...
–
A
kapelusz z piórem masz, idioto? Pójdziesz tam i co? Będziesz
patrzył jak ona mówi tak?
–
Ostatnia
iskra mojej nadziei nie umrze, póki ona tego nie zrobi...
–
Mam
nadzieję, że to ty coś jutro zrobisz. Nie mam ochoty patrzeć jak
zapijasz się na śmierć – burknął Smok, odbierając
przyjacielowi drinka.
–
Wszystko
wina Hermiony! To ona doprowadziła do naszego spotkania, znów
obudziła te pieprzoną nadzieję... Za karę nauczę wasze dzieci
kląć i pić whisky!
–
Tak? To
mogę przypuszczać, że nie zachlejesz się na śmierć do tego
czasu, nieanonimowy alkoholiku? – zażartował Draco.
–
Nie
zapiję... Jeśli ona jutro powie nie. W innym wypadku niczego nie
obiecuję...
–
Dobra
start, chodź. Musisz się wyspać... Ty i twoja nadzieja na porażkę
ślubu bliznowatego. – Draco pomógł kumplowi podnieść się z
miejsca i wyjść z pubu. Prowadząc ledwie przytomnego Blaise'a
myślał o tym, że i on ma nadzieję, że Wiewiórka jutro ucieknie
z przed ołtarza...
Naprawdę nie
miał ochoty oglądać samodestrukcji człowieka, który był dla
niego jak prawdziwy brat.
***
Biała suknia w
stylu księżniczki nie była ani w połowie tak wygodna, jakby tego
chciała. Czuła się w niej niekomfortowo, jak napompowana beza.
Welon wpięty w jej rude włosy również był zupełnie inny, niż
to sobie wyobrażała, ale tak to już jest, gdy zostawia się
decyzję matce czy Fleur. Ogród jej domu powoli zapełniał się
gośćmi, a pogoda, mimo wczesnej wiosny, była bardzo słoneczna.
–
Kochanie,
tylko się nie wzruszaj ze szczęścia, bo rozmażesz makijaż! –
pouczyła ją mama z czułym uśmiechem. Ginny skrzywiła się do
swojego odbicia w lustrze. Jeśli miała jakiś powód do płaczu, to
na pewno nie było to szczęście...
–
Wszyscy
goście już się zjeżdżają, zostało jeszcze nieco ponad pół
godziny – poinformowała Hermiona, wchodząc do pokoju.
–
Och!
Pójdę wszystkich przywitać – zaszczebiotała Molly. –
Hermionko dopilnuj proszę, by Ginevra niczego nie popsuła... Jest
dziś taka nieuważna. - Ruda odetchnęła głęboko, gdy za jej
matką wreszcie zamknęły się drzwi.
–
Jak się
czujesz? – spytała Hermiona ostrożnie.
–
Jak jakaś
góra bitej śmietany! – warknęła Gin, odchodząc od lustra.
–
To
słodko... – Miona uśmiechnęła się do przyjaciółki.
–
Mam dość.
Chcę, by było już po wszystkim i będę mogła wreszcie zdjąć tę
suknię nadętej księżniczki.
–
Goście
już są...
–
Wiem,
mówiłaś.
–
Draco też
już jest...
–
I nie
wyśmiał cię za tę różową, falbaniastą kieckę? – zaśmiała
się Ruda, wskazując na suknię druhny, w którą ubrana była
Hermiona.
–
Nie mówię
ci tego, żeby cię zdenerwować, ale dlatego, żebyś nie była
zdziwiona, gdy zejdziesz na dół... Blaise przyjechał na ślub.
–
Co? –
wyszeptała zszokowana, opadając na krzesło.
–
Wiesz, że
Harry nalegał, by go zaprosić... Widać skorzystał z tego
zaproszenia...
–
Przecież
miał wyjechać – jęknęła, czując, jak zdradzieckie łzy powoli
zakradają się do jej oczu.
–
Jeśli
nie chcesz, żeby tu był, to mogę z nim pogadać... –
zasugerowała łagodnie Herm.
–
Nie. To
ja chcę z nim pogadać. Muszę wiedzieć, co tu robi. Przyprowadzisz
go do mnie? Tylko dyskretnie...
–
Jasne,
nie ma sprawy – uśmiechnęła się do niej ciepło Hermiona, po
czym szybko wyszła. Miała nadzieję, że rozmowa tej dwójki coś
zmieni w planach na dzisiejszy dzień...
***
–
Azalie?
Przecież ona nie znosi tych kwiatków... – burknął Blaise,
podziwiając dekoracje.
–
Naprawdę
nie masz teraz innych zmartwień? – zapytał Draco.
–
A czym
się mam martwić? To nie ja biorę ślub...
–
Całe
szczęście, że nie ty, Ślizgonie. Co tu w ogóle robisz?! –
odezwał się złowrogi głos tuż za plecami Smoka i Diabła. Percy
Weasley patrzył ze szczerą niechęcią i pogardą na Zabiniego,
który uśmiechnął się wrednie na jego widok.
–
Weasley!
Kopę lat... Jak tam posadka w ministerstwie? – zakpił Blaise.
–
Pytam, co
tu robisz, śmieciu! – zrobił krok w jego stronę rudzielec.
–
Spokojnie,
Percy, to ja go tu zaprosiłem... – stanął tuż przed nimi
Potter.
–
Proszę,
proszę... Pan młody w całej okazałości – warknął pogardliwie
Diabeł.
–
Zabini,
jak miło, że zdecydowałeś się przyjść...
–
Taa, mnie
też jest miło, wielkie dzięki za zaproszenie – odpowiedział
Blaise, mierząc Wybrańca nienawistnym spojrzeniem.
–
Nie
mogłeś sobie odmówić tej przyjemności, by zobaczyć, jak ona
odchodzi ze mną? – zaśmiał się Harry.
–
Nie. Nie
mogłem... Przyjmij moje gratulacje, Potter – wyciągnął do niego
swoją dłoń Diabeł. Harry zdziwił się bardzo, ale po chwili
wahania uścisnął dłoń Zabiniego. Blaise mocno ścisnął jego
palce, po czym pochylił się nieco i powiedział cicho: –
Skrzywdź ją, a nie zostanie z ciebie
nawet okruszek. Przysięgam na moje własne życie! - Harry nie
zdążył jednak odpowiedzieć, bo tuż obok nich pojawiła się
Hermiona.
–
O!
Przepraszam cię, Harry, przydepnęłam cię zupełnie przypadkiem –
uśmiechnęła się wrednie do syczącego z bólu Wybrańca, któremu
właśnie wbił się w stopę dziesięciocentymetrowy obcas. Draco
parsknął śmiech na widok tego, co zrobiła jego dziewczyna, a
Diabeł wyszczerzył się z satysfakcją.
–
Och,
Diable, tu jesteś! Wszędzie cię szukam! Mogę cię prosić na
słówko? – zapytała
z wymuszonym uśmiechem.
z wymuszonym uśmiechem.
–
Jasne, że
tak, Mionko – skinął porozumiewawczo do Dracona Blaise i pozwolił
jej się złapać pod ramię i poprowadzić do tylnego wejścia do
domu.
***
Zdziwiło go, że
Hermiona wprowadziła go do domu i powiodła po schodach do jakiegoś
pokoju. Był pewien, że ich rozmowa nie będzie wymagała aż takiej
prywatności, ale chyba jednak się pomylił...
–
O czym
chcesz ze mną rozmawiać? – zapytał, gdyż ciekawość wzięła
górę.
–
Ja o
niczym, ale ona... – Hermiona otworzyła drzwi i gestem dała mu
do zrozumienia, że ma wejść do środka. Blaise od razu zrozumiał
o co jej chodzi... Zawahał się jednak chwilę. Nie był pewien, czy
jest na to gotowy.
–
Ona na
ciebie czeka – ponagliła go Herm.
Niepewnie wszedł
do pokoju, a Miona od razu zamknęła za nim drzwi. Ginny stała przy
oknie, zwrócona do niego plecami. Jednak powoli odwróciła się w
jego stronę. Blaise nerwowo przełknął ślinę...
–
Witaj...
– pierwsza odezwała się Ruda.
–
Cześć.
Pięknie wyglądasz – wyszeptał, wciąż oszołomiony.
–
Serio
taki banał? Gdzie twoje poczucie humoru? – zażartowała, by
trochę rozładować atmosferę.
–
Jakoś
ostatnio nasze drogi się rozminęły i ja i humor rzadko na siebie
wpadamy...
–
Dlaczego
przyjechałeś?– zapytała, nie mogą dłużej znieść, że nie
zna odpowiedzi na to pytanie.
–
Jesteś
zła, że to zrobiłem?
–
Nie...
Powiedz mi tylko, dlaczego tu jesteś? Przecież mój ślub jest ci
zupełnie obojętny... To, że wychodzę za innego nie ma dla ciebie
żadnego znaczenia... – Jej oczy wypełniły się łzami.
–
Gin ja...
– wyszeptał, robiąc kilka kroków w jej stronę.
–
Chcę
wiedzieć tylko jedno... Kiedy przestałeś mnie kochać, Blaise? A
może ty nigdy mnie nie kochałeś tak naprawdę? – Mimo iż
starała się walczyć z swoimi emocjami, z jej piersi wyrwał się
gorzki szloch.
–
Dlaczego
chcesz to wiedzieć? – zapytał, czując, jak coś ściska go w
gardle.
–
Po prostu
muszę... – jęknęła. Diabeł podszedł do niej, powoli i
delikatnie dotknął jej policzka. Była taka piękna... Jego mała
Wiewiórka...
–
Nigdy nie
przestałem cię kochać i wiem, że nigdy nie przestanę... Ale chcę
twojego szczęścia. Bądź szczęśliwa, Gin, tak szczęśliwa, jak
tylko możesz. – Objął ją niezbyt mocno i złożył na jej czole
czuły pocałunek, a Ginny rozszlochała się na dobre. Blaise
niezdolny dłużej oglądać jej łez, odwrócił się szybko i
wyszedł z pokoju, nim chęć, by porwać ją w ramiona i uciec z nią
daleko stąd w nim nie zwyciężyła.
***
–
Po raz
setny... Nie wierzę, że na to pozwolisz – burczał Draco niezbyt
zadowolony
z faktu, że Ron, jako drużba, prowadził Hermionę do ołtarza.
z faktu, że Ron, jako drużba, prowadził Hermionę do ołtarza.
–
Zamknij
się już, Smoku, bo robisz się nudny. Daj mi jakoś przetrwać
najgorszy dzień mojego życia – poprosił gorzko Diabeł.
–
Wcale nie
musi taki być...
–
Milcz,
jak do mnie mówisz, Malfoy! – wycedził przez zaciśnięte zęby
Blaise.
–
Och! Już
idzie panna młoda! – rozległy się szepty, a organista zaczął
przygrywać marsza weselnego. Harry stojący tuż obok urzędnika,
mającego udzielać ślubu, uśmiechnął się szeroko w stronę
swojej narzeczonej, która podążała już do niego, prowadzona
przez swojego ojca i przy akompaniamencie teatralnych szlochów jej
matki. Blaise, siedzący na jednym z krzeseł zaraz przy głównej
nawie, opuścił głowę, nie będąc zdolnym do ponownego jej
zobaczenia. Nie widział więc jej hardo uniesionej głowy
i determinacji wypisanej na jej twarzy. Było jednak pewne, że czas płata mu właśnie niesamowitego psikusa, bo miał wrażenie, że minął wieki nim ona wreszcie przejdzie obok niego i pójdzie dalej, by zostać żoną Pottera. Ginny jednak w końcu przeszła tuż obok niego, ale tylko krok do przodu, po czym zatrzymała się i obróciła w jego stronę. Wszyscy zgromadzeni w ogrodzie Weasleyów zamarli ze zdziwienia, a melodia marsza urwała się w pół nuty...
i determinacji wypisanej na jej twarzy. Było jednak pewne, że czas płata mu właśnie niesamowitego psikusa, bo miał wrażenie, że minął wieki nim ona wreszcie przejdzie obok niego i pójdzie dalej, by zostać żoną Pottera. Ginny jednak w końcu przeszła tuż obok niego, ale tylko krok do przodu, po czym zatrzymała się i obróciła w jego stronę. Wszyscy zgromadzeni w ogrodzie Weasleyów zamarli ze zdziwienia, a melodia marsza urwała się w pół nuty...
–
Jeśli
mam być szczęśliwa, tak jak tylko mogę... To tylko z tobą –
wyszeptała. I pomimo, że w jej oczach błyszczały łzy, jej głos
brzmiał pewnie. Diabeł popatrzył na nią
z niedowierzaniem, jakby nie wiedząc, czy mówi poważnie... Po chwili jednak zerwał się
ze swojego miejsca i porwał ją w swoje ramiona, nie zważając na ludzi dookoła nich... Nie widział zszokowanej miny jej ojca, stojącego tuż obok, opadniętej szczęki Rona ani wściekłości Pottera czy łez wzruszenia Hermiony oraz pełnej satysfakcji twarzy Smoka...
z niedowierzaniem, jakby nie wiedząc, czy mówi poważnie... Po chwili jednak zerwał się
ze swojego miejsca i porwał ją w swoje ramiona, nie zważając na ludzi dookoła nich... Nie widział zszokowanej miny jej ojca, stojącego tuż obok, opadniętej szczęki Rona ani wściekłości Pottera czy łez wzruszenia Hermiony oraz pełnej satysfakcji twarzy Smoka...
Widział tylko
ją... A ona widziała tylko jego.
–
Trochę
się pośpieszyłaś, bo chyba normalnie na ślubach czekach się do
momentu, gdy kapłan pyta, czy ty chcesz... Wtedy powinnaś krzyknąć
nie – wymruczał jej do ucha rozbawiony.
–
Obiecuję
ci, że na następnym moim ślubie wytrwam chociaż do tego miejsca –
zaśmiała się, całując delikatnie jego usta. Diabeł jednak nie
miał zamiaru zadowolić się tylko takim pocałunkiem... Przytulił
ją mocno do siebie, po czym pocałował namiętnie i gorąco. Ktoś
ze zgromadzonych gości zaczął klaskać,a po chwili wybuchła burza
oklasków... Nim jednak przeminęła, dwójka zakochanych aportowała
się gdzieś, gdzie mogli być tylko sami...
***
–
Och! To
było wspaniałe! – ekscytowała się Hermiona, podchodząc do
Draco, który czekał na nią przed namiotem.
–
Taa...
Zabini znów pokazał klasę – zaśmiał się Smok.
–
Malfoy,
ty szujo! Skąd wiedziałeś? Eh! Nienawidzę cię! – krzyknęła
Pansy Parkinson, podchodząc do nich. Hermiona otworzyła usta ze
zdziwienia, gdy Ślizgonka wręczyła jej chłopakowi ze sto
galeonów.
–
Trzeba
umieć przegrywać, Pansy – wyszczerzył się w szerokim uśmiechu
blondyn.
–
Więcej
się z tobą nie zakładam! Wiedziałeś, że tak będzie! –
burknął Nott, również wręczając Malfoyowi jakieś pieniądze.
–
Na pewno
miał przeciek, przecież Zabini to jego kumpel – irytowała się
Parvati Patil, której sakiewka też ucierpiała tego dnia.
–
Czy ty
się zakładałeś o to, że Ginny zwieje sprzed ołtarza? –
Hermiona oskarżycielsko dźgnęła go palcem w klatkę piersiową.
–
Pierwsza
zasada Malfoyów, skarbie: Gdy możesz na czymś zarobić to, to
zrób, bo dobry zarobek nie jest zły! Radzę ci się szybko
nauczyć...– uśmiechnął się przekornie.
–
To
odrażające – ofuknęła go ze złością, odwracając się na
pięcie i odchodząc z dumnie uniesioną głową. Draco zaśmiał się
pod nosem i ruszył za nią.
–
Nie dąsaj
się, Miona, to szczęśliwy dzień. Musimy się cieszyć... –
zatrzymał ją i odwrócił twarzą do siebie.
–
Masz
rację – westchnęła. – Skąd wiedziałeś, że Gin zrezygnuje?
–
To
proste... Jestem lepszym wróżbitą niż Trelawney – puścił do
niej łobuzersko oczko.
–
Draco...
–
Wiedziałem,
bo to, co jest między nimi, to właśnie jest ta nieśmiertelna
miłość...
–
Ckliwe –
zaśmiała się, zarzucając mu ręce na szyję.
–
Ok, to
wróćmy do opcji ze wróżeniem – odpowiedział, pochylając się
i całując ją lekko.
–
To co mi
dziś przepowiesz, panie wróżbito?
–
Mogę
powiedzieć ci, co wydarzy się już bardzo niedługo... – dumnie
wypiął pierś.
–
Tak? To
poproszę...– zaśmiała się.
–
Jestem
pewien, że już wkrótce, na pewno, bezsprzecznie i bezapelacyjnie
zostaniesz panią Malfoy – wymruczał, nim jego usta porwały jej
wargi do cudownego, namiętnego pocałunku...
Kolejny cudowny rozdział <3 a jego zakończenie - przyszła Pani Malfoy <3
OdpowiedzUsuńZazwyczaj ślub to piękne wydarzenie, zaplanowane w najdrobniejszym szczególe, tu od samego początku czuć było tą atmosferę smutku. W ogóle Harry nie zauważył, że azalie są w bukietach, a Ginny ich nie znosi? Potter moim zdaniem może i coś czuł do Ginny, bo jednak ta zazdrość go zżerała od środka kiedy widział ją z innym, ale nadal twierdzę, że on po prostu chciał być pełnoprawnym członkiem rodziny Wesley, no takie jest moje zdanie na ten temat, nie wiem czy słuszne, ale jedyne na jakie wpadłam.
Całe szczęście, że Zabini się pojawił <3 Wiedziałam, że to się musi skończyć tym, że oni będą razem, w sensie wiedziałam to już jak pierwszy raz czytałam :P