Rozdział
Piętnasty
Co
ty wyprawiasz dziewczyno?! To Malfoy! To jest M.A.L.F.O.Y! –
krzyczała jej podświadomość, ale jakoś nie potrafiła zdobyć
się na inną reakcję niż oddawanie najsłodszego pocałunku,
jakiego w życiu doświadczyła. Usta blondyna były chyba wprost
stworzone do całowania, a ich właściciel był w tym naprawdę
dobry... Jakaś część jej rozważała, by go odepchnąć, a druga,
która właśnie wygrywała, nakazywała obejmować go mocno i
rozkoszować się tym, jak wplata dłoń w jej puszyste włosy, jak
całuje ją namiętnie, a jej ciało ogarnia niesamowicie przyjemne
ciepło.
I tak nagle, jak
wszystko to się zaczęło... Tak nagle się skończyło. Draco
oderwał się od niej gwałtownie, robiąc krok w tył. Na jego
twarzy w przebłysku dostrzegła szok
i niedowierzanie, a już chwilę później widziała tylko plecy Ślizgona, który prawie biegiem ruszył w stronę zamku zostawiając ją samą sobie. Uciekł.
i niedowierzanie, a już chwilę później widziała tylko plecy Ślizgona, który prawie biegiem ruszył w stronę zamku zostawiając ją samą sobie. Uciekł.
Hermiona
westchnęła ciężko i schowała twarz w dłoniach. Co ona, na
Merlina, wyprawia? Czy naprawdę właśnie namiętnie całowała się
z Draco Malfoyem w uroczej scenerii, jaką była skałka nad
jeziorem? I czy naprawdę teraz coś boleśnie ściska ją
w środku z powodu świadomości, że chłopak przed chwilą praktycznie od niej uciekł?
w środku z powodu świadomości, że chłopak przed chwilą praktycznie od niej uciekł?
–
Ogarnij
się, Granger! – poprosiła samą siebie, zaciekle walcząc z
łzami napływającymi jej do oczu. Odetchnęła głęboko raz
jeszcze i postanowiła skupić się na czymś innym. Może na
przykład na tym, czy ktoś ich nie widział? To dopiero w szkole
mieliby o czym gadać! Raczej nikt nie spacerował o tej porze nad
jeziorem, więc pewnie ten pocałunek pozostanie tylko między
nimi... Ich mała, słodka tajemnica. Słodka? Nie! O tym też lepiej nie
myśleć! Jednak alternatywą był konflikt z Ronem albo problemy
Harry'ego. Kiepsko... To może znów skupić się na tym co zawsze
wychodziło jej najlepiej? Na nauce! Przecież dziś opuściła kilka
lekcji. Koniecznie musi to nadrobić, i to najlepiej zaraz.
Pocieszając się myślą o czekającym ją zadaniu, dziarskim
krokiem skierowała się z powrotem do szkoły.
***
Blaise siedział
na w pokoju wspólnym Ślizgonów i uśmiechał się sam do siebie –
jak jakiś idiota – bez wyraźnego powodu. Tak przynajmniej
myśleli o nim jego współdomownicy. Diabeł natomiast doskonale
wiedział z jakiego powodu się uśmiecha. Miał nadzieję, że Draco
ni mniej, ni więcej tylko siedzi teraz z Hermioną gdzieś nad
jeziorkiem... i... no cóż... jego wyobraźnia była naprawdę
rozbudowana, ale nie trzeba wnikać w szczegóły. Wystarczy
powiedzieć, że Blaise bardzo liczył na to, że jego przyjaciel
wreszcie coś zrozumiał i, że wykorzysta okazję sam na sam z
Gryfonką. Niestety jednak szybko musiał zweryfikować swoje
przypuszczenia, widząc, jak jego kumpel wbiega do Pokoju Wspólnego,
wyglądając przy tym, jakby go sklątki pogryzły.
Kilka chwil
wcześniej...
–
Do dupy z
takim planem Greengrass – narzekała Tracy Davis, malując swoje
szponowate paznokcie na okropny karminowy kolor. Dafne rzuciła jej
niechętne spojrzenie.
–
To nie
moja wina, że nie wypaliło! Byłam pewna, że Smok zrzyga się z
obrzydzenia na widok tego zdjęcia!
–
Zabawnie
było patrzeć na wasze miny, jak Draco i Blaise ją pocieszali i to
przy naszym stole. Astoria prawie się udławiła bekonem, gdy
zobaczyła, jak Malfoy podaje szlamie filiżankę kawy! –
rechotała Milicenta. Dziewczyny siedziały na jednej z kanap w
Pokoju Wspólnym i rozmawiały nie skrępowane, ponieważ Dafne
rzuciła na nie zaklęcie wyciszające. Inaczej nie mogłyby tak
swobodnie plotkować o nieudanym planie upokorzenia szlamy, jako że
Blaise siedział niedaleko nich, a nie chciały również wsypać się
przed Pansy. Przywódczyni ich klanu była bardzo oddana Draconowi i
bały się, że może mu coś wygadać.
–
Plan w
zamyśle nie był zły, tylko wykonanie do luftu. Miałyśmy bardziej
pokombinować
z tym zdjęciem – narzekała Astoria, wciąż zawiedziona, że blondyn zareagował tak, a nie inaczej.
z tym zdjęciem – narzekała Astoria, wciąż zawiedziona, że blondyn zareagował tak, a nie inaczej.
–
Nie było
czasu, jeszcze chwila, a Smok mógłby serio zadać się z tą
szlamowatą wywłoką – skrzeczała Dafne.
–
A jak
myślisz, idiotko, gdzie teraz jest? Zabini siedzi w Pokoju Wspólnym
i uśmiecha się sam do siebie jak idiota, a od ostatniej lekcji nie
widziałam, żeby Draco wracał do dormitorium – dedukowała Milli.
–
Niee, to
niemożliwe! On na pewno nie jest z Granger! – żachnęła się
Astoria.
–
No wiesz,
podobno szlama uczy go Transmutacji... – wtrąciła Tracy.
–
A jako że
jest naczelną, to ma przecież swój własny pokój... –
Milicenta z rozbawieniem obserwowała, jak na twarzy młodszej
siostry Greengrass wykwitają rumieńce wściekłości.
–
Dobrze,
że chociaż nikt się nie dowiedział, że to my – podsunęła
Tracy. – Cała wina spadła na tego piegusa Weasleya.
–
Jakim
trzeba być debilem, by uwierzyć w taki kit? – Mili zaśmiała
się tubalnie, a Dafne jej zawtórowała.
–
Serio ot
tak ci uwierzył, że masz zamiar odprawić jakieś czary– mary, po
których szlama i Draco na powrót się znienawidzą? – dopytywała
Astoria, również się śmiejąc.
–
No
pewnie! A byś widziała, z jaką gorliwością leciał po tę fotkę
do dormitorium, jak mu powiedziałam, że jest potrzebna do rytuału.
Totalny imbecyl – naśmiewała się Dafne.
–
I co nam
po debilizmie Weasleya, jak plan i tak nie wypalił? – mruknęła
Tracy, przyglądając się swoim paznokciom, jakby te były jakimś
dziełem sztuki.
–
Mówi się
trudno, ale szybko wymyślę coś innego – zaproponowała Dafne.
–
Tylko
myśl szybko, nie mam zamiaru dłużej czekać – ofuknęła siostrę
Astoria, po czym dumnym krokiem odmaszerowała w stronę swoich
koleżanek z roku.
–
Wymyśl
coś takiego, co tym razem zadziała – poradziła jej Mili.
–
Tak
właściwie... – Dafne nie dokończyła, bowiem do Pokoju
Wspólnego praktycznie wleciał Draco. Wyglądał na dziwnie
zdenerwowanego...
***
-
Davis? Nieee lepiej nie. Nie jest zła, ale te jej czerwone włosy i
paznokcie mnie odstraszają – myślał gorączkowo, rozglądając
się po salonie Ślizgonów. -
Greengrass? Też nie. Dafne ma dziwne
zapędy dyktatorskie. Nie będzie mną baba rządziła...
To może Mil... Ooo, Salazarze! Na pewno
tego nie pomyślałem! Nie jestem jeszcze aż tak zdesperowany by
umawiać się z Bulstrode! – skarcił się sam w duchu. Przeniósł
swój wzrok na Parkinson. – Tak.
Pansy byłaby idealna. Jest najmądrzejsza z nich wszystkich i
zna mnie najlepiej... Ale nie mam serca znów jej skrzywdzić... Tyle
razy przeze mnie cierpiała. Nie mogę jej tego zrobić. Westchnął
ciężko i odwrócił się w stronę dziewczyn z młodszego
rocznika. – Sylvia
Nott. Nie, to siostra Theo, zabiłby mnie.
Lydiia Rowle – stanowczo za niska.
Corinne Glevssig – mogła by być,
chociaż te okulary i włosy a'la Snape. Chyba, że... w sumie... Czemu nie? Jest
ładna. Jest czystej krwi. Ma świetną figurę. Trochę zadziera
nosa, ale to normalne w tym środowisku... No i stanowczo leci na
mnie. Niech będzie.
-
Greengrass, chodź tu. - Astoria
spojrzała na Draco z lekkim przestrachem. W pierwszej chwili była
przekonana, że blondyn jak nic chce ją objechać za ten numer ze
zdjęciem! Kurde! Ktoś musiał ją widzieć jak przed śniadaniem
rozkładała je na stołach! Jakie było więc jej zdziwienie, gdy
chłopak, jak gdyby nigdy nic, przyciągnął ją do siebie i
namiętnie pocałował.
Nie tylko ona
się zdziwiła. Blaise prawie wyszedł z siebie i stanął obok, a
Pansy szukała swojej szczęki gdzieś pod stolikiem, przy którym
odrabiała właśnie lekcje. Za to Dafne i reszta jej towarzystwa
prawie podskakiwały z radości. Jednak ich plan zadziałał! Draco
najwyraźniej dał sobie spokój ze szlamą!
Draco całował
Astorię z całej siły, za wszelką cenę pragnąc zmyć z siebie
smak zupełnie innych ust, ale to nie pomagało. I choć młodsza
Greengrass nie byłą nowicjuszką w całowaniu się, to i tak musiał
przyznać, że jest raczej kiepska w porównaniu do... No cóż. Musi
mu to wystarczyć. Na jakiś czas... Najpewniej tak do końca szkoły,
kiedy wyjedzie daleko stąd i zapomni o Granger. Po chwili blondyn po
prostu puścił Ślizgonkę
i odwrócił się by odejść do swojego pokoju.
i odwrócił się by odejść do swojego pokoju.
–
Od teraz
jesteś moją dziewczyną – rzucił jej jeszcze przez ramię.
Astoria aż pisnęła
z radości. Właśnie rozpoczynał realizować się jej piękny sen o bogatym arystokracie czystej krwi, który da jej nazwisko i dostęp do pokaźnej skrytki w banku!
z radości. Właśnie rozpoczynał realizować się jej piękny sen o bogatym arystokracie czystej krwi, który da jej nazwisko i dostęp do pokaźnej skrytki w banku!
Draco chciał
jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, a konkretnie pod
prysznicem. Może długa kąpiel zmyje wreszcie z niego to co
wydarzyło się nad jeziorem...
Gdy blondyn
zniknął na schodach prowadzących do dormitorium, Pansy porzuciła
na wpół skończone wypracowanie z zaklęć i szybko dosiadła się
do Blaise'a. Diabeł wyglądał na lekko oszołomionego tym, co
właśnie zobaczył.
–
Co on, do
jasnej avady, wyprawia? – zapytała szeptem, wyraźnie zirytowana.
Tuż obok nich jej przyjaciółki tańczyły właśnie coś na
kształt plemiennego tańca radości, a Astoria miała nos zadarty
tak wysoko, że jeszcze trochę, a o mało nie przebiłaby nim
sufitu.
–
A skąd
mam niby to wiedzieć?! Byłem przekonany, że... Cholera! Na pewno
pokłócił się o coś z Mioną... – denerwował się Diabeł.
–
Z
Granger? Sądzisz, że jej wreszcie powiedział? – dopytywała
Pansy.
–
Powiedział?
On samemu sobie tego jeszcze nie powiedział! Ale myślałem, że
może chociaż zrozumiał...
–
Najwidoczniej
nie, skoro właśnie obściskiwał się z tą małą flądrą –
stwierdziła kwaśno Parkinson.
–
Coś
musiało się stać nad jeziorem! Inaczej on by się tak nie
zachowywał...
–
Myślisz,
że Granger dała mu kosza? – teoretyzowała Ślizgonka. Zabini
spojrzał na nią
z szczerym politowaniem.
z szczerym politowaniem.
–
A ty na
jej miejscu byś dała? Obudź się, Pans. Kto jak kto, ale ty wiesz
najlepiej, że w tej szkole nie ma dziewczyny, która oparłaby się
Smokowi... no chyba, że jakaś les...
–
Dobra,
dobra, rozumiem, o co ci chodzi – przerwała mu ze złością.
–
Nie wiem,
co się stało, ale zaraz się dowiem. I niech mi znów spróbuje
wmawiać, że tak naprawdę to wcale nie lubi Hermiony, to tym razem
serio mu przyłożę.
–
Może
znów go upij. Wtedy się przyzna – zaproponowała Pansy z bladym
uśmiechem.
–
Jasne.
Upiję go, a potem zaprowadzę prosto do niej, świetny plan –
zaśmiał się Diabeł, po czym postanowił iść szczerze pogadać ze swoim kumplem.
***
Draco stał pod
prysznicem długo. Bardzo długo. Ale nie znikało. To wrażenie
jakie go ogarnęło, gdy trzymał w ramionach śliczną Gryfonkę o
orzechowych oczach. I choć mył się i szorował, ciągle czuł to
dziwne "coś" i musiał stwierdzić, że uczucie to
wypełnia go
w środku i choćby nie wiadomo jak się starał, nie zmyje tego za pomocą wody i mydła. Zrezygnowany i lekko zdesperowany, wyszedł wreszcie z łazienki, po drodze owijając biodra ręcznikiem. Przeszedł przez pokój w kierunku szafy, praktycznie nie zwracając uwagi na Diabła, który leżał rozłożony na swoim łóżku.
w środku i choćby nie wiadomo jak się starał, nie zmyje tego za pomocą wody i mydła. Zrezygnowany i lekko zdesperowany, wyszedł wreszcie z łazienki, po drodze owijając biodra ręcznikiem. Przeszedł przez pokój w kierunku szafy, praktycznie nie zwracając uwagi na Diabła, który leżał rozłożony na swoim łóżku.
–
Powiesz
mi, co to było za przedstawienie, które odstawiłeś w Pokoju
Wspólnym? – spytał bez ogródek Blaise.
–
Przedstawienie?
Nie słyszałem o żadnym...
–
Nie
pierdol, Smoku! Dobrze wiesz, o czym mówię – wkurzył się
Diabeł. Miał już szczerze dość tego, że Draco nie jest z nim
szczery, ale bardziej złościło go, że jego przyjaciel
najwyraźniej nie jest też szczery ze samym sobą.
–
Co cię
napadło, stary? Testosteron mózg ci zalewa? Znajdź sobie
dziewczynę – poradził mu Malfoy z kpiącym uśmieszkiem.
–
Taką
milusią jak twoja? Jeszcze przedwczoraj śmiałeś się, że siostry
Greengass mają jedną komórkę mózgową, którą się dzielą na
zmianę, a dziś oświadczasz przed wszystkimi, że Astoria została
twoją dziewczyną?
–
Do tego,
do czego będę jej używał, nie potrzebny jest jej mózg...–
Draco uśmiechnął się cynicznie pod nosem. Diabeł spojrzał na
niego z niedowierzaniem. Nie mógł zrozumieć,
w co arystokrata ma zamiar pogrywać, ale wiedział, że nie będzie na to patrzył obojętnie.
w co arystokrata ma zamiar pogrywać, ale wiedział, że nie będzie na to patrzył obojętnie.
–
I serio
masz zamiar chodzić z Greengrass po całej szkole za rączkę i
udawać, że jesteś szczęśliwy?
–
Ale ja
jestem szczęśliwy. Astoria jest ładna, seksowna, no i jest z
Slytherinu. Do tego ma czystą krew. Rodzice będą zachwyceni –
mruknął Draco, przeglądając się w lustrze wiszącym na drzwiach
szafy. Miał dziwne wrażenie, że jego usta wciąż płoną po
pocałunku nad jeziorem. Musiał się na własne oczy przekonać, ze
tak nie jest.
–
Jasne –
parsknął Blaise. – Bo czysta krew jest wyznacznikiem tego, czy
ktoś da ci szczęście. Jak mogłem o tym zapomnieć!
–
No
widzisz, ja też nie wiem, jak mogłeś zapomnieć – powiedział
chłodno blondyn, wciąż kontemplując swoją urodę przed lustrem.
–
Rozmawiałeś
z Hermioną? – Zabini postanowił za wszelką cenę dowiedzieć
się, co spowodowało tak irracjonalne zachowanie jego kolegi.
–
Uhm –
chrząknął Draco i zajrzał do szafy, by wreszcie poszukać jakiś
ciuchów. Za pół godziny zaczynała się kolacja.
–
I co?
–
A co ma
być? Powiedziała, że wszystko w porządku.
–
Tylko
tyle ci powiedziała? – dociekał Blaise.
–
A o czym
więcej miałbym rozmawiać z tą szla... z nią – burknął
blondyn. Brwi Diabła podjechały w górę z zainteresowaniem. Teraz
był już pewien, że dziwne zachowanie Smoka ma związek z prefekt
naczelną Gryffindoru.
–
Dość
długo cię nie było, jak na tak krótką rozmowę...
–
Spacerowałem
– warknął Draco, zły, że Diabeł drąży temat. A on chciał
już zapomnieć
o tym, co się stało.
o tym, co się stało.
–
Sam
spacerowałeś?
–
Co to
jakieś przesłuchanie?! Daj mi już, kurwa, spokój! – Mocno
zdenerwował się blondyn, po czym chwycił pierwsze lepsze rzeczy z
swojej szafy i wrócił do łazienki, bezceremonialnie zatrzaskując
za sobą drzwi.
–
I tu cię
mam blondasku. I zapewniam cię, że się dowiem, o co ci poszło z
naszą drogą Gryfoneczką – szepnął Diabeł sam do siebie, a
uśmiech jaki wykwitł na jego ustach, mógł przyprawić kogoś
wrażliwego o gęsią skórkę...
***
Hermiona mimo
wszystko postanowiła pójść na kolację. Nie była na obiedzie, a
na śniadanie zjadła tylko pół tosta z dżemem. Jest tylko
człowiekiem i musi jeść! Rozważała przez krótką chwilę, czy
nie zejść do kuchni i nie poprosić o coś do jedzenia skrzaty, ale
postanowiła nie być tchórzem. Wejdzie do Wielkiej Sali i spojrzy w
oczy tym wszystkim ludziom, którzy tak bezceremonialnie obgadywali
ją dziś rano. Gorzej tylko z pewnymi niebieskimi oczami, pewnego
arystokraty... Ale może Malfoya nie będzie na kolacji? Sama nie
wiedziała, czy ma ochotę go widzieć.
Gdy tylko
przekroczyła próg Wielkiej Sali, od razu pożałowała swojej
heroicznej odwagi. Malfoy był na kolacji. Tuż obok niego siedział
Diabeł, który, gdy tylko ją zobaczył, wyszczerzył się szeroko i
pomachał do niej, czym zwrócił uwagę blondyna. Hermiona zdobyła
się na lekki uśmiech i odmachała Zabiniemu. Malfoy, widząc to,
odwrócił się do siedzącej po jego drugiej stronie Astorii
Greengrass i szepnął jej coś do ucha, a Ślizgonka zachichotała i
spłoniła się lekko. Hermiona miała ochotę prychnąć pod nosem.
Co on sobie wyobrażał? Że wzbudzi tym jej zazdrość? Ha!
Niedoczekanie! Starając się o jak najbardziej obojętną minę,
ruszyła wreszcie by zająć swoje miejsce przy stole lwów. Przez
moment pomyślała o tym, by usiąść tyłem do stołu Slytherinu...
Ale z drugiej strony nie da temu małemu zarozumialcowi satysfakcji,
niech widzi, że jego umizgi do Greengrass nie robią na niej żadnego
wrażenia! Usiadła więc obok wyraźniej załamanej Lavender i
Parvati, która próbowała pocieszyć przyjaciółkę.
–
Coś się
stało? – spytała Herm, nalewając sobie soku z dyni.
–
Nie
słyszałaś? Draco Malfoy podobno chodzi z Astorią Greengrass. Cała
szkoła o tym mówi – poinformowała ją Parvati konspiracyjnym
szeptem. Lav westchnęła ciężko i zalała się łzami.
–
I to jest
powód, żeby płakać? – zwróciła się do Lavender, posyłając
jej pocieszający uśmiech. W duchu jednak myślała o tym, jak
szybko Malfoy usiłuje dać jej do zrozumienia, że ich pocałunek
nic dla niego nie znaczył. Sama nie rozumiała, czemu to ją tak
zabolało.
–
Lav
myślała, że może on coś do niej... W końcu zaprosił nas na
swój trening, na imprezę do ich salonu, no i w ogóle... –
tłumaczyła przyjaciółkę Parvati.
–
Nie martw
się, on na pewno szybko się nią znudzi – próbowała pocieszyć
koleżankę, po chwili uświadamiając sobie, że chyba w ten sposób
próbuje też pocieszyć samą siebie. Miała ochotę własnoręcznie
przylać sobie za to w łeb!
–
A może
byś z nim pogadała, Herm? Powiedziała mu, że ja... no tego...
może on nie wiedział... – poprosiła Lav, patrząc na Hermionę
z nadzieją w swych załzawionych oczach. Brązowowłosej dreszcz
przebieg po plecach. Ona miałaby się pierwsza odezwać do Malfoy'a?
I to w takiej sprawie? Za nic w świecie!
–
Jak
chcesz, to podpytam o to Diabła... – mruknęła niechętnie, tak
naprawdę wiedząc, że jest to propozycja bez pokrycia. Nie miała
zamiaru pytać Zabiniego o blondyna. Nie daj Godryku, jeszcze sobie
coś pomyśli!
–
Naprawdę
byś mogła? Och, to wspaniale! – zawołała Brown z entuzjazmem.
Hermiona posłała jej wymuszony uśmiech i zabrała się wreszcie za
jedzenie kolacji. Miała już serdecznie dość na dziś.
Gdy wychodziła
z Wielkiej Sali, ktoś zawołał jej imię. Odwróciła się do
uśmiechniętego Diabła. Tuż obok nich przeszedł właśnie Draco,
trzymając dłoń rozchichotanej Astorii. Ślizgonka była
najwyraźniej bardzo dumna z pełnienia funkcji jego dziewczyny.
Zarozumiałość aż tryskała z jej postawy. Blondyn minął
Hermionę, nie zaszczycając jej przy tym jednym spojrzeniem. Miała
wrażenie, że dla niego jest w tej chwili praktycznie przezroczysta.
–
Chciałem
zapytać, jak się czujesz – odezwał się Diabeł.
–
Świetnie
– skłamała Herm.
–
To
dobrze, bo się martwiłem. Ze Smoka nie dało się nic wyciągnąć,
jak wrócił do dormitorium...
–
Rozmawialiśmy
tylko krótką chwilę. Musiałam iść do biblioteki nadrobić
dzisiejsze lekcje – wypaliła szybko, nie chcąc nawet wiedzieć,
czy przypadkiem Blaise nie wie o ich pocałunku... Wątpiła jednak,
by Draco mu się do tego przyznał.
–
Czyli nie
pokłóciłaś się z nim?– podpytywał Diabeł.
–
A
powiedział ci, że się pokłóciliśmy? – zirytowała się
Miona.
–
Nie,
nie... Tylko takie odniosłem wrażenie.
–
Nie
pokłóciliśmy się, wszystko w porządku – zapewniła go, znów
uśmiechając się sztucznie.
–
To
dobrze. To widzimy się jutro, co nie? – zapytał Blaise z
szerokim uśmiechem.
–
Jasne,
mamy razem eliksiry – odpowiedziała, starając się brzmieć
wesoło.
–
No to na
razie, Hermisiu – Blaise uściskał ją przyjaźnie, po czym
odszedł w stronę zejścia do lochów. Hermiona westchnęła cicho i
również postanowiła wrócić wreszcie do swojego dormitorium i od
razu położyć się spać, tak by nie myśleć o tym przeklętym
dniu... i tym cholernym Malfoy'u.
***
***
Następnego
pochmurnego i deszczowego ranka, Blaise jadł śniadanie w Wielkiej
Sali. Przeżuwał swoje jajka na bekonie i modlił się w duchu do
wszystkich bóstw o jakich słyszał, o jeszcze odrobinę
cierpliwości. Siedzący obok niego Draco miał minę stosowną do
żałoby po śmierci ukochanego chomika, a naprzeciw nich Theodor
Nott kroił pomidory z miną seryjnego mordercy. Jednak rozanielona
Astoria zdawała się tego nie zauważyć.
I paplała, paplała i wciąż paplała o jakiś sukienkach czy szpilkach, o londyńskim tygodniu magicznej mody i o wpływie jadu akromantuli na poprawę jakości cery.
I paplała, paplała i wciąż paplała o jakiś sukienkach czy szpilkach, o londyńskim tygodniu magicznej mody i o wpływie jadu akromantuli na poprawę jakości cery.
–
Ucisz ją,
bo zaraz oszaleję – warknął Diabeł do przyjaciela.
–
Zaraz to
ja się zabiję, albo może lepiej zabiję ją – burknął blondyn.
Diabeł zauważył, że do Wielkiej Sali wchodzi Hermiona w
towarzystwie Ginny. Pomachał do nich, a obie Gryfonki odwzajemniły
ten gest z ciepłymi uśmiechami. Draco, widząc Hermionę, od razu
pochylił się w stronę Astorii i zamknął jej usta namiętnym
pocałunkiem.
–
Przynajmniej
jest cicho – szepnął Theo, z uśmiechem patrząc na całującą
się parę. Diabeł z niedowierzaniem pokręcił głową.
–
Możesz
darować sobie to przedstawienie, Hermiona i tak nie patrzy –
mruknął Blaise, ale tak, by mieć pewność, że tylko blondyn go
usłyszał.
–
Co? –
spytał arystokrata półprzytomnie, odrywając się wreszcie od
swojej dziewczyny.
–
Pstro! –
warknął nieuprzejmie Blaise, po czym wstał z miejsca. Tuż za nim
od stołu wstała Pansy. Wyszli razem z Wielkiej Sali, wymieniając
szeptem uwagi na temat interesującego ich tematu.
***
***
Gdy Hermiona
zeszła do lochów na ostatnią lekcję tego dnia, jaką były
eliksiry, jej humor daleki był od pozytywnego. Ron wyglądał jakby
go ktoś wypatroszył. Ciągle chodził z opuszczoną głową i nie
miał nawet odwagi się przy niej odezwać. Harry chyba starał się
pocieszyć przyjaciela, ale ni jak mu się to nie udawało. Poza tym
Hermiona miała dość tego, że wielu uczniów tego dnia ją
zaczepiało z pytaniem, czy wie, kto zrobił ten numer ze zdjęciem.
Wyrzucenie kogoś ze szkoły za taką akcję byłoby nie lada
atrakcją, więc niektórzy mieli nadzieję, że będzie się działo
coś naprawdę ciekawego. Po pięćdziesiątym zapewnieniu, że ona
sama nie ma zamiaru szukać zemsty na sprawcy jej upokorzenia, miała
serio dość. Jeszcze chwila, a sama wyrzuci się z tej szkoły! I na
dodatek teraz lekcja z Malfoy'em... Jest źle, a pewnie będzie
jeszcze gorzej.
–
Cześć
Mionko! – Diabeł ucieszył się na jej widok, ale zanim
dziewczyna zdążyła mu odpowiedzieć, drzwi klasy otworzyły się i
pokazała się w nich uśmiechnięta profesor SilverSpell.
–
Chodźcie
kochani! – zawołała entuzjastycznie Maura, wpuszczając ich do
klasy. – Od razu na wstępie proponuje, byście dobrali się w
pary i podeszli do tych sześciu stanowisk z przodu. Będziemy dziś
brać udział w pewnej zabawie! - Hermiona rozejrzała się po
klasie. Krukonów było czterech, więc dobrali się w pary między
sobą. Pansy Parkinson była w parze z Tracy Davis, Harry i Ron
stanęli razem... Blaise uśmiechnął się do niej, ale zanim zdążył
otworzyć usta, Herm poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
Odwróciła się do uśmiechniętego Erniego Macmillana.
–
Hej,
śliczna, będziesz dziś moją parą? – spytał uprzejmie Ern.
–
Jasne,
bardzo chętnie – odpowiedziała, również się uśmiechając.
Gdzieś z boku usłyszała kpiące prychnięcie, ale postanowiła to
zignorować. Najwidoczniej Malfoy ma początki kataru...
–
Jak już
wszyscy stoicie przy swoich stanowiskach to zauważcie, że na każdym
stoliku leżą inne ingrediencje. Zabawa będzie polegała na tym
byście odgadnęli, na jaki eliksir się składają, a później
ugotowali go najszybciej. Para, która zrobi to pierwsza, zdobędzie
po dwadzieścia pięć punktów dla swojego domu! – wesoło
klasnęła w dłonie profesor. Jeden rzut oka na ich zestaw i
Hermiona już wiedziała, że będą robić eliksir radości. Fajnie,
przy jego gotowaniu zawsze jest dobra zabawa.
Już w połowie
tworzenia eliksiru Hermiona i Ernie nie potrafili przestać
chichotać. Reszta grupy patrzyła na nich z wyraźnym politowaniem.
Jedynie pracujący przy stanowisku obok Draco i Blaise nie mieli
wesołych min. Z tego co zdążyła zauważyć, chłopcy ciągle się
o coś przegadywali.
–
Co się
dzieje? – spytała ich profesor SilverSpell gdy zobaczyła, jak
Diabeł wyrywa blondynowi chochle do mieszania z wściekłą miną.
–
Proszę
wybaczyć, ale mój przyjaciel ma dziś niedowład mózgu i chyba
nawet nie wie, jaki eliksir gotujemy – zaszydził Zabini.
–
Zamknij
się, kretynie! – warknął Draco.
–
Sam
jesteś kretynem! Najpierw zachowujesz się jak jakiś cymbał, a
teraz masz żal do całego świata jak ktoś odpłaca ci ty samym!
Ogarnijże się człowieku!
–
Dość
tego, chłopcy. Najlepiej będzie, jak się rozdzielicie – Pani
profesor rozejrzała się po klasie w poszukiwaniu ochotników do
zamiany z Ślizgonami.
–
My możemy
się zamienić! – zaproponowała od razu Tracy Davis.
–
To
świetnie. Pan Zabini przejdzie do stolika koleżanki, a panna
Parkinson będzie od teraz pracowała z panem Malfoyem – zarządziła
Maura. Do końca zajęć Pansy ciągle uspokajająco szeptała coś
do Smoka, ale Hermiona nie zwracała na to uwagi, zbyt zajęta
próbami powstrzymania śmiechu. Opary eliksiru działały prawie jak
alkohol i mieli razem
z Erniem naprawdę świetną zabawę. Ich humor jeszcze bardziej się poprawiły, gdy okazało się, że skończyli eliksir jako pierwsi. Zarobili punkty dla swojego domu i zyskali pochwałę od profesor SilverSpell.
z Erniem naprawdę świetną zabawę. Ich humor jeszcze bardziej się poprawiły, gdy okazało się, że skończyli eliksir jako pierwsi. Zarobili punkty dla swojego domu i zyskali pochwałę od profesor SilverSpell.
–
Nieźle
wyszła nam ta współpraca, co nie? – zagadnął ją Ernie, gdy
pakowali swoje książki.
–
Tak, było
fajnie – odpowiedziała wesoło.
–
Posłuchaj
Hermionio... tak sobie pomyślałem... może moglibyśmy pójść
razem na drinka do Hogsmeade w sobotę? – wyjąkał Ernie. Miona
uśmiechnęła się do niego i już miała odpowiedzieć, gdy jej
uwagę rozproszył jakiś huk. Odwróciła się i pierwszym, co
zobaczyła była wyraźnie wściekła mina Malfoy'a. A patrzył on
prosto na nią.
–
To nic...
Draco strącił kolbę z potem lamy – mruknęła Pansy, schylając
się, by powycierać rozlaną ciecz.
–
Nie
strącił jej, tylko ze złością cisnął nią o podłogę –
szepnął Blaise, przechodząc obok Hermiony i mrugając do niej
łobuzersko.
–
To jak
będzie, Hermiono? – zapytał nerwowo Ernie.
–
Ee.. ja
dam ci znać... – wyjąkała wciąż lekko zdziwiona miną
blondyna. Czyżby coś mu zrobiła, że tak się na nią wściekł?
–
Słuchajcie,
kochani! Wiem, że to wasza ostatnia lekcja, dlatego chciałam
zapytać, czy ktoś na ochotnika nie pomógłby mi wypakować fiolek
z eliksirami? – zapytała nauczycielka. Hermiona podniosła rękę.
Czuła, że jest coś winna SilverSpell za to, że ta stanęła w jej
obronie przed całą szkołą.
–
Oo,
świetnie, panna Granger. Może panna Parkinson również by się
zgodziła? Poszłoby nam szybciej – zaproponowała pani profesor.
Pansy bez entuzjazmu skinęła głową. Reszta grupy opuściła już
klasę, a Maura przeszła do swojego gabinetu.
–
Pomóc ci
z tym? – spytała Miona, wskazując na wpół startą kałużę.
–
Jak
chcesz – mruknęła Pansy. Hermiona wzięła drugą ścierkę i
przykucnęła przy Pansy by pomóc jej ścierać.
–
Jak wam
wyszedł eliksir? – odezwała się Gryfonka, chcąc jakoś
przerwać panującą ciszę.
–
Dzięki
tobie świetnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby Pansy.
–
Co? A co
ja miałam z tym wspólnego? – zdziwiła się Herm. Parkinson
podniosła się
z miejsca i cisnęła mokra szmatą o podłogę.
z miejsca i cisnęła mokra szmatą o podłogę.
–
Nie
udawaj, że nie wiesz, Granger! I nie udawaj, że nic się nie stało!
– krzyknęła rozeźlona.
–
Nie wiem,
o co ci chodzi! – żachnęła się Hermiona również rzucając
ścierką. Pansy oddychała ciężko, jakby próbując opanować
złość.
–
Jestem z
Slytherinu Granger. My, Ślizgoni, ciężko znosimy porażki. Jeśli
nam na czymś zależy to naprawdę długo potrafimy o to walczyć.
–
Po co mi
to mówisz? – spytała brązowowłosa.
–
Moja mama
powtarzała zawsze, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, to
szczęście tej osoby powinno być dla nas najważniejsze... Nawet
jeśli my sami nie możemy jej tego szczęścia dać. - Hermionie
lekko opadła szczeka. Wiedziała, że matka Parkinson zginęła w
czasie wojny. Została zabita przez aurorów. Dlaczego Ślizgonka
teraz o niej mówi? – Długo
o niego walczyłam. Znosiłam jego zdrady, flirty i randkowanie z
innymi dziewczynami, ale się nie poddawałam, bo wiedziałam, że
żadna z nich nie da mu szczęścia. Ale teraz jest inaczej. Jestem z
Slytherinu – powtórzyła. – I jak każdego Ślizgona boli mnie,
że ponosiłam klęskę... Ale bardziej mnie wkurza, że poniosłam
ją na darmo. Bo chłopak, którego kocham... Którego kochałam,
jest najwyraźniej niezłym idiotą, a ta dziewczyna, ta, która
powinna mu dać to szczęście, na jakie zasługuje, jest kretynką i to do tego chyba zupełnie ślepą! – Ostatnie zdanie Pansy
praktycznie wykrzyczała jej w twarz. Po czym odwróciła się na
pięcie i przeszła do gabinetu profesor SilverSpell. Hermiona z
niedowierzaniem patrzyła w miejsce gdzie przed chwilą stała
Ślizgonka. Czy to naprawdę możliwe by ona mówiła o niej i o
Malfoyu? Nie... chyba coś jej się przesłyszało.
Zazdrosny Malfoy ahhh uroczy, lecz z drugiej strony chętnie bym mu przywaliła.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, świetny! Czy mówiłam ci już, że masz ogromny talent?
http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/
Pozdrawiam.
Musze zostawić komentarz. Ten moment w którym mówi Pansy, aż po prostu za każdym razem mam łzy w oczach
OdpowiedzUsuńWzruszyła mnie ta Parkinson. W tej wersji jest cudowna. Boże, musi naprawdę kochać Draco, skoro jest w stanie aż tyle dla niego zrobić... Swietnie napisane.
OdpowiedzUsuń<3
Garielka
Pansy w tym opowiadaniu faktycznie dojrzała, już nie jest trzpiotką uwieszoną na Malfoyu, jej pałeczkę irytującej mopsicy przejęła zdecydowanie Astoria. Ja sama mam uczulenie na wszelkiego rodzaju zakupy itd, więc wiem co czuje Blaise i Draco i Nott i połowa stołu Slytherinu słuchając takiego trajkotu - masakra :P
OdpowiedzUsuńPrzyznanie się samym przed sobą do jakiś uczuczuć, które są dla nas trudne do zaakceptowania to zawsze ciężka misja. Draco to Draco, Hermiona to Hermiona i cóż, nie liczę że Herm wiele zrozumie z wykrzyczanych przez Pansy słów.
Ron... Ron niech lepiej się nie pokazuje, bo już samo to, że układał się z Astorią i jej świtą to dno totalne.