piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział piętnasty

Rozdział Piętnasty

     Co ty wyprawiasz dziewczyno?! To Malfoy! To jest M.A.L.F.O.Y! – krzyczała jej podświadomość, ale jakoś nie potrafiła zdobyć się na inną reakcję niż oddawanie najsłodszego pocałunku, jakiego w życiu doświadczyła. Usta blondyna były chyba wprost stworzone do całowania, a ich właściciel był w tym naprawdę dobry... Jakaś część jej rozważała, by go odepchnąć, a druga, która właśnie wygrywała, nakazywała obejmować go mocno i rozkoszować się tym, jak wplata dłoń w jej puszyste włosy, jak całuje ją namiętnie, a jej ciało ogarnia niesamowicie przyjemne ciepło.
I tak nagle, jak wszystko to się zaczęło... Tak nagle się skończyło. Draco oderwał się od niej gwałtownie, robiąc krok w tył. Na jego twarzy w przebłysku dostrzegła szok
i niedowierzanie, a już chwilę później widziała tylko plecy Ślizgona, który prawie biegiem ruszył w stronę zamku zostawiając ją samą sobie. Uciekł.
Hermiona westchnęła ciężko i schowała twarz w dłoniach. Co ona, na Merlina, wyprawia? Czy naprawdę właśnie namiętnie całowała się z Draco Malfoyem w uroczej scenerii, jaką była skałka nad jeziorem? I czy naprawdę teraz coś boleśnie ściska ją
w środku z powodu świadomości, że chłopak przed chwilą praktycznie od niej uciekł?
Ogarnij się, Granger! – poprosiła samą siebie, zaciekle walcząc z łzami napływającymi jej do oczu. Odetchnęła głęboko raz jeszcze i postanowiła skupić się na czymś innym. Może na przykład na tym, czy ktoś ich nie widział? To dopiero w szkole mieliby o czym gadać! Raczej nikt nie spacerował o tej porze nad jeziorem, więc pewnie ten pocałunek pozostanie tylko między nimi... Ich mała, słodka tajemnica. Słodka? Nie! O tym też lepiej nie myśleć! Jednak alternatywą był konflikt z Ronem albo problemy Harry'ego. Kiepsko... To może znów skupić się na tym co zawsze wychodziło jej najlepiej? Na nauce! Przecież dziś opuściła kilka lekcji. Koniecznie musi to nadrobić, i to najlepiej zaraz. Pocieszając się myślą o czekającym ją zadaniu, dziarskim krokiem skierowała się z powrotem do szkoły.

***

Blaise siedział na w pokoju wspólnym Ślizgonów i uśmiechał się sam do siebie – jak jakiś idiota – bez wyraźnego powodu. Tak przynajmniej myśleli o nim jego współdomownicy. Diabeł natomiast doskonale wiedział z jakiego powodu się uśmiecha. Miał nadzieję, że Draco ni mniej, ni więcej tylko siedzi teraz z Hermioną gdzieś nad jeziorkiem... i... no cóż... jego wyobraźnia była naprawdę rozbudowana, ale nie trzeba wnikać w szczegóły. Wystarczy powiedzieć, że Blaise bardzo liczył na to, że jego przyjaciel wreszcie coś zrozumiał i, że wykorzysta okazję sam na sam z Gryfonką. Niestety jednak szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, widząc, jak jego kumpel wbiega do Pokoju Wspólnego, wyglądając przy tym, jakby go sklątki pogryzły.

Kilka chwil wcześniej...

Do dupy z takim planem Greengrass – narzekała Tracy Davis, malując swoje szponowate paznokcie na okropny karminowy kolor. Dafne rzuciła jej niechętne spojrzenie.
To nie moja wina, że nie wypaliło! Byłam pewna, że Smok zrzyga się z obrzydzenia na widok tego zdjęcia!
Zabawnie było patrzeć na wasze miny, jak Draco i Blaise ją pocieszali i to przy naszym stole. Astoria prawie się udławiła bekonem, gdy zobaczyła, jak Malfoy podaje szlamie filiżankę kawy! – rechotała Milicenta. Dziewczyny siedziały na jednej z kanap w Pokoju Wspólnym i rozmawiały nie skrępowane, ponieważ Dafne rzuciła na nie zaklęcie wyciszające. Inaczej nie mogłyby tak swobodnie plotkować o nieudanym planie upokorzenia szlamy, jako że Blaise siedział niedaleko nich, a nie chciały również wsypać się przed Pansy. Przywódczyni ich klanu była bardzo oddana Draconowi i bały się, że może mu coś wygadać.
Plan w zamyśle nie był zły, tylko wykonanie do luftu. Miałyśmy bardziej pokombinować
z tym zdjęciem – narzekała Astoria, wciąż zawiedziona, że blondyn zareagował tak, a nie inaczej.
Nie było czasu, jeszcze chwila, a Smok mógłby serio zadać się z tą szlamowatą wywłoką – skrzeczała Dafne.
A jak myślisz, idiotko, gdzie teraz jest? Zabini siedzi w Pokoju Wspólnym i uśmiecha się sam do siebie jak idiota, a od ostatniej lekcji nie widziałam, żeby Draco wracał do dormitorium – dedukowała Milli.
Niee, to niemożliwe! On na pewno nie jest z Granger! – żachnęła się Astoria.
No wiesz, podobno szlama uczy go Transmutacji... – wtrąciła Tracy.
A jako że jest naczelną, to ma przecież swój własny pokój... – Milicenta z rozbawieniem obserwowała, jak na twarzy młodszej siostry Greengrass wykwitają rumieńce wściekłości.
Dobrze, że chociaż nikt się nie dowiedział, że to my – podsunęła Tracy. – Cała wina spadła na tego piegusa Weasleya.
Jakim trzeba być debilem, by uwierzyć w taki kit? – Mili zaśmiała się tubalnie, a Dafne jej zawtórowała.
Serio ot tak ci uwierzył, że masz zamiar odprawić jakieś czary– mary, po których szlama i Draco na powrót się znienawidzą? – dopytywała Astoria, również się śmiejąc.
No pewnie! A byś widziała, z jaką gorliwością leciał po tę fotkę do dormitorium, jak mu powiedziałam, że jest potrzebna do rytuału. Totalny imbecyl – naśmiewała się Dafne.
I co nam po debilizmie Weasleya, jak plan i tak nie wypalił? – mruknęła Tracy, przyglądając się swoim paznokciom, jakby te były jakimś dziełem sztuki.
Mówi się trudno, ale szybko wymyślę coś innego – zaproponowała Dafne.
Tylko myśl szybko, nie mam zamiaru dłużej czekać – ofuknęła siostrę Astoria, po czym dumnym krokiem odmaszerowała w stronę swoich koleżanek z roku.
Wymyśl coś takiego, co tym razem zadziała – poradziła jej Mili.
Tak właściwie... – Dafne nie dokończyła, bowiem do Pokoju Wspólnego praktycznie wleciał Draco. Wyglądał na dziwnie zdenerwowanego...

***

- Davis? Nieee lepiej nie. Nie jest zła, ale te jej czerwone włosy i paznokcie mnie odstraszają – myślał gorączkowo, rozglądając się po salonie Ślizgonów. - Greengrass? Też nie. Dafne ma dziwne zapędy dyktatorskie. Nie będzie mną baba rządziła... To może Mil... Ooo, Salazarze! Na pewno tego nie pomyślałem! Nie jestem jeszcze aż tak zdesperowany by umawiać się z Bulstrode! – skarcił się sam w duchu. Przeniósł swój wzrok na Parkinson. – Tak. Pansy byłaby idealna. Jest najmądrzejsza z nich wszystkich i zna mnie najlepiej... Ale nie mam serca znów jej skrzywdzić... Tyle razy przeze mnie cierpiała. Nie mogę jej tego zrobić. Westchnął ciężko i odwrócił się w stronę dziewczyn z młodszego rocznika. – Sylvia Nott. Nie, to siostra Theo, zabiłby mnie. Lydiia Rowle – stanowczo za niska. Corinne Glevssig – mogła by być, chociaż te okulary i włosy a'la Snape. Chyba, że... w sumie... Czemu nie? Jest ładna. Jest czystej krwi. Ma świetną figurę. Trochę zadziera nosa, ale to normalne w tym środowisku... No i stanowczo leci na mnie. Niech będzie.
- Greengrass, chodź tu. - Astoria spojrzała na Draco z lekkim przestrachem. W pierwszej chwili była przekonana, że blondyn jak nic chce ją objechać za ten numer ze zdjęciem! Kurde! Ktoś musiał ją widzieć jak przed śniadaniem rozkładała je na stołach! Jakie było więc jej zdziwienie, gdy chłopak, jak gdyby nigdy nic, przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował.
Nie tylko ona się zdziwiła. Blaise prawie wyszedł z siebie i stanął obok, a Pansy szukała swojej szczęki gdzieś pod stolikiem, przy którym odrabiała właśnie lekcje. Za to Dafne i reszta jej towarzystwa prawie podskakiwały z radości. Jednak ich plan zadziałał! Draco najwyraźniej dał sobie spokój ze szlamą!
Draco całował Astorię z całej siły, za wszelką cenę pragnąc zmyć z siebie smak zupełnie innych ust, ale to nie pomagało. I choć młodsza Greengrass nie byłą nowicjuszką w całowaniu się, to i tak musiał przyznać, że jest raczej kiepska w porównaniu do... No cóż. Musi mu to wystarczyć. Na jakiś czas... Najpewniej tak do końca szkoły, kiedy wyjedzie daleko stąd i zapomni o Granger. Po chwili blondyn po prostu puścił Ślizgonkę
i odwrócił się by odejść do swojego pokoju.
Od teraz jesteś moją dziewczyną – rzucił jej jeszcze przez ramię. Astoria aż pisnęła
z radości. Właśnie rozpoczynał realizować się jej piękny sen o bogatym arystokracie czystej krwi, który da jej nazwisko i dostęp do pokaźnej skrytki w banku!
Draco chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, a konkretnie pod prysznicem. Może długa kąpiel zmyje wreszcie z niego to co wydarzyło się nad jeziorem...
Gdy blondyn zniknął na schodach prowadzących do dormitorium, Pansy porzuciła na wpół skończone wypracowanie z zaklęć i szybko dosiadła się do Blaise'a. Diabeł wyglądał na lekko oszołomionego tym, co właśnie zobaczył.
Co on, do jasnej avady, wyprawia? – zapytała szeptem, wyraźnie zirytowana. Tuż obok nich jej przyjaciółki tańczyły właśnie coś na kształt plemiennego tańca radości, a Astoria miała nos zadarty tak wysoko, że jeszcze trochę, a o mało nie przebiłaby nim sufitu.
A skąd mam niby to wiedzieć?! Byłem przekonany, że... Cholera! Na pewno pokłócił się o coś z Mioną... – denerwował się Diabeł.
Z Granger? Sądzisz, że jej wreszcie powiedział? – dopytywała Pansy.
Powiedział? On samemu sobie tego jeszcze nie powiedział! Ale myślałem, że może chociaż zrozumiał...
Najwidoczniej nie, skoro właśnie obściskiwał się z tą małą flądrą – stwierdziła kwaśno Parkinson.
Coś musiało się stać nad jeziorem! Inaczej on by się tak nie zachowywał...
Myślisz, że Granger dała mu kosza? – teoretyzowała Ślizgonka. Zabini spojrzał na nią
z szczerym politowaniem.
A ty na jej miejscu byś dała? Obudź się, Pans. Kto jak kto, ale ty wiesz najlepiej, że w tej szkole nie ma dziewczyny, która oparłaby się Smokowi... no chyba, że jakaś les...
Dobra, dobra, rozumiem, o co ci chodzi – przerwała mu ze złością.
Nie wiem, co się stało, ale zaraz się dowiem. I niech mi znów spróbuje wmawiać, że tak naprawdę to wcale nie lubi Hermiony, to tym razem serio mu przyłożę.
Może znów go upij. Wtedy się przyzna – zaproponowała Pansy z bladym uśmiechem.
Jasne. Upiję go, a potem zaprowadzę prosto do niej, świetny plan – zaśmiał się Diabeł, po czym postanowił iść szczerze pogadać ze swoim kumplem.

***

Draco stał pod prysznicem długo. Bardzo długo. Ale nie znikało. To wrażenie jakie go ogarnęło, gdy trzymał w ramionach śliczną Gryfonkę o orzechowych oczach. I choć mył się i szorował, ciągle czuł to dziwne "coś" i musiał stwierdzić, że uczucie to wypełnia go
w środku i choćby nie wiadomo jak się starał, nie zmyje tego za pomocą wody i mydła. Zrezygnowany i lekko zdesperowany, wyszedł wreszcie z łazienki, po drodze owijając biodra ręcznikiem. Przeszedł przez pokój w kierunku szafy, praktycznie nie zwracając uwagi na Diabła, który leżał rozłożony na swoim łóżku.
Powiesz mi, co to było za przedstawienie, które odstawiłeś w Pokoju Wspólnym? – spytał bez ogródek Blaise.
Przedstawienie? Nie słyszałem o żadnym...
Nie pierdol, Smoku! Dobrze wiesz, o czym mówię – wkurzył się Diabeł. Miał już szczerze dość tego, że Draco nie jest z nim szczery, ale bardziej złościło go, że jego przyjaciel najwyraźniej nie jest też szczery ze samym sobą.
Co cię napadło, stary? Testosteron mózg ci zalewa? Znajdź sobie dziewczynę – poradził mu Malfoy z kpiącym uśmieszkiem.
Taką milusią jak twoja? Jeszcze przedwczoraj śmiałeś się, że siostry Greengass mają jedną komórkę mózgową, którą się dzielą na zmianę, a dziś oświadczasz przed wszystkimi, że Astoria została twoją dziewczyną?
Do tego, do czego będę jej używał, nie potrzebny jest jej mózg...– Draco uśmiechnął się cynicznie pod nosem. Diabeł spojrzał na niego z niedowierzaniem. Nie mógł zrozumieć,
w co arystokrata ma zamiar pogrywać, ale wiedział, że nie będzie na to patrzył obojętnie.
I serio masz zamiar chodzić z Greengrass po całej szkole za rączkę i udawać, że jesteś szczęśliwy?
Ale ja jestem szczęśliwy. Astoria jest ładna, seksowna, no i jest z Slytherinu. Do tego ma czystą krew. Rodzice będą zachwyceni – mruknął Draco, przeglądając się w lustrze wiszącym na drzwiach szafy. Miał dziwne wrażenie, że jego usta wciąż płoną po pocałunku nad jeziorem. Musiał się na własne oczy przekonać, ze tak nie jest.
Jasne – parsknął Blaise. – Bo czysta krew jest wyznacznikiem tego, czy ktoś da ci szczęście. Jak mogłem o tym zapomnieć!
No widzisz, ja też nie wiem, jak mogłeś zapomnieć – powiedział chłodno blondyn, wciąż kontemplując swoją urodę przed lustrem.
Rozmawiałeś z Hermioną? – Zabini postanowił za wszelką cenę dowiedzieć się, co spowodowało tak irracjonalne zachowanie jego kolegi.
Uhm – chrząknął Draco i zajrzał do szafy, by wreszcie poszukać jakiś ciuchów. Za pół godziny zaczynała się kolacja.
I co?
A co ma być? Powiedziała, że wszystko w porządku.
Tylko tyle ci powiedziała? – dociekał Blaise.
A o czym więcej miałbym rozmawiać z tą szla... z nią – burknął blondyn. Brwi Diabła podjechały w górę z zainteresowaniem. Teraz był już pewien, że dziwne zachowanie Smoka ma związek z prefekt naczelną Gryffindoru.
Dość długo cię nie było, jak na tak krótką rozmowę...
Spacerowałem – warknął Draco, zły, że Diabeł drąży temat. A on chciał już zapomnieć
o tym, co się stało.
Sam spacerowałeś?
Co to jakieś przesłuchanie?! Daj mi już, kurwa, spokój! – Mocno zdenerwował się blondyn, po czym chwycił pierwsze lepsze rzeczy z swojej szafy i wrócił do łazienki, bezceremonialnie zatrzaskując za sobą drzwi.
I tu cię mam blondasku. I zapewniam cię, że się dowiem, o co ci poszło z naszą drogą Gryfoneczką – szepnął Diabeł sam do siebie, a uśmiech jaki wykwitł na jego ustach, mógł przyprawić kogoś wrażliwego o gęsią skórkę...

***

Hermiona mimo wszystko postanowiła pójść na kolację. Nie była na obiedzie, a na śniadanie zjadła tylko pół tosta z dżemem. Jest tylko człowiekiem i musi jeść! Rozważała przez krótką chwilę, czy nie zejść do kuchni i nie poprosić o coś do jedzenia skrzaty, ale postanowiła nie być tchórzem. Wejdzie do Wielkiej Sali i spojrzy w oczy tym wszystkim ludziom, którzy tak bezceremonialnie obgadywali ją dziś rano. Gorzej tylko z pewnymi niebieskimi oczami, pewnego arystokraty... Ale może Malfoya nie będzie na kolacji? Sama nie wiedziała, czy ma ochotę go widzieć.
Gdy tylko przekroczyła próg Wielkiej Sali, od razu pożałowała swojej heroicznej odwagi. Malfoy był na kolacji. Tuż obok niego siedział Diabeł, który, gdy tylko ją zobaczył, wyszczerzył się szeroko i pomachał do niej, czym zwrócił uwagę blondyna. Hermiona zdobyła się na lekki uśmiech i odmachała Zabiniemu. Malfoy, widząc to, odwrócił się do siedzącej po jego drugiej stronie Astorii Greengrass i szepnął jej coś do ucha, a Ślizgonka zachichotała i spłoniła się lekko. Hermiona miała ochotę prychnąć pod nosem. Co on sobie wyobrażał? Że wzbudzi tym jej zazdrość? Ha! Niedoczekanie! Starając się o jak najbardziej obojętną minę, ruszyła wreszcie by zająć swoje miejsce przy stole lwów. Przez moment pomyślała o tym, by usiąść tyłem do stołu Slytherinu... Ale z drugiej strony nie da temu małemu zarozumialcowi satysfakcji, niech widzi, że jego umizgi do Greengrass nie robią na niej żadnego wrażenia! Usiadła więc obok wyraźniej załamanej Lavender i Parvati, która próbowała pocieszyć przyjaciółkę.
Coś się stało? – spytała Herm, nalewając sobie soku z dyni.
Nie słyszałaś? Draco Malfoy podobno chodzi z Astorią Greengrass. Cała szkoła o tym mówi – poinformowała ją Parvati konspiracyjnym szeptem. Lav westchnęła ciężko i zalała się łzami.
I to jest powód, żeby płakać? – zwróciła się do Lavender, posyłając jej pocieszający uśmiech. W duchu jednak myślała o tym, jak szybko Malfoy usiłuje dać jej do zrozumienia, że ich pocałunek nic dla niego nie znaczył. Sama nie rozumiała, czemu to ją tak zabolało.
Lav myślała, że może on coś do niej... W końcu zaprosił nas na swój trening, na imprezę do ich salonu, no i w ogóle... – tłumaczyła przyjaciółkę Parvati.
Nie martw się, on na pewno szybko się nią znudzi – próbowała pocieszyć koleżankę, po chwili uświadamiając sobie, że chyba w ten sposób próbuje też pocieszyć samą siebie. Miała ochotę własnoręcznie przylać sobie za to w łeb!
A może byś z nim pogadała, Herm? Powiedziała mu, że ja... no tego... może on nie wiedział... – poprosiła Lav, patrząc na Hermionę z nadzieją w swych załzawionych oczach. Brązowowłosej dreszcz przebieg po plecach. Ona miałaby się pierwsza odezwać do Malfoy'a? I to w takiej sprawie? Za nic w świecie!
Jak chcesz, to podpytam o to Diabła... – mruknęła niechętnie, tak naprawdę wiedząc, że jest to propozycja bez pokrycia. Nie miała zamiaru pytać Zabiniego o blondyna. Nie daj Godryku, jeszcze sobie coś pomyśli!
Naprawdę byś mogła? Och, to wspaniale! – zawołała Brown z entuzjazmem. Hermiona posłała jej wymuszony uśmiech i zabrała się wreszcie za jedzenie kolacji. Miała już serdecznie dość na dziś.
Gdy wychodziła z Wielkiej Sali, ktoś zawołał jej imię. Odwróciła się do uśmiechniętego Diabła. Tuż obok nich przeszedł właśnie Draco, trzymając dłoń rozchichotanej Astorii. Ślizgonka była najwyraźniej bardzo dumna z pełnienia funkcji jego dziewczyny. Zarozumiałość aż tryskała z jej postawy. Blondyn minął Hermionę, nie zaszczycając jej przy tym jednym spojrzeniem. Miała wrażenie, że dla niego jest w tej chwili praktycznie przezroczysta.
Chciałem zapytać, jak się czujesz – odezwał się Diabeł.
Świetnie – skłamała Herm.
To dobrze, bo się martwiłem. Ze Smoka nie dało się nic wyciągnąć, jak wrócił do dormitorium...
Rozmawialiśmy tylko krótką chwilę. Musiałam iść do biblioteki nadrobić dzisiejsze lekcje – wypaliła szybko, nie chcąc nawet wiedzieć, czy przypadkiem Blaise nie wie o ich pocałunku... Wątpiła jednak, by Draco mu się do tego przyznał.
Czyli nie pokłóciłaś się z nim?– podpytywał Diabeł.
A powiedział ci, że się pokłóciliśmy? – zirytowała się Miona.
Nie, nie... Tylko takie odniosłem wrażenie.
Nie pokłóciliśmy się, wszystko w porządku – zapewniła go, znów uśmiechając się sztucznie.
To dobrze. To widzimy się jutro, co nie? – zapytał Blaise z szerokim uśmiechem.
Jasne, mamy razem eliksiry – odpowiedziała, starając się brzmieć wesoło.
No to na razie, Hermisiu – Blaise uściskał ją przyjaźnie, po czym odszedł w stronę zejścia do lochów. Hermiona westchnęła cicho i również postanowiła wrócić wreszcie do swojego dormitorium i od razu położyć się spać, tak by nie myśleć o tym przeklętym dniu... i tym cholernym Malfoy'u.

***

Następnego pochmurnego i deszczowego ranka, Blaise jadł śniadanie w Wielkiej Sali. Przeżuwał swoje jajka na bekonie i modlił się w duchu do wszystkich bóstw o jakich słyszał, o jeszcze odrobinę cierpliwości. Siedzący obok niego Draco miał minę stosowną do żałoby po śmierci ukochanego chomika, a naprzeciw nich Theodor Nott kroił pomidory z miną seryjnego mordercy. Jednak rozanielona Astoria zdawała się tego nie zauważyć.
I paplała, paplała i wciąż paplała o jakiś sukienkach czy szpilkach, o londyńskim tygodniu magicznej mody i o wpływie jadu akromantuli na poprawę jakości cery.
Ucisz ją, bo zaraz oszaleję – warknął Diabeł do przyjaciela.
Zaraz to ja się zabiję, albo może lepiej zabiję ją – burknął blondyn. Diabeł zauważył, że do Wielkiej Sali wchodzi Hermiona w towarzystwie Ginny. Pomachał do nich, a obie Gryfonki odwzajemniły ten gest z ciepłymi uśmiechami. Draco, widząc Hermionę, od razu pochylił się w stronę Astorii i zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem.
Przynajmniej jest cicho – szepnął Theo, z uśmiechem patrząc na całującą się parę. Diabeł z niedowierzaniem pokręcił głową.
Możesz darować sobie to przedstawienie, Hermiona i tak nie patrzy – mruknął Blaise, ale tak, by mieć pewność, że tylko blondyn go usłyszał.
Co? – spytał arystokrata półprzytomnie, odrywając się wreszcie od swojej dziewczyny.
Pstro! – warknął nieuprzejmie Blaise, po czym wstał z miejsca. Tuż za nim od stołu wstała Pansy. Wyszli razem z Wielkiej Sali, wymieniając szeptem uwagi na temat interesującego ich tematu.

***

Gdy Hermiona zeszła do lochów na ostatnią lekcję tego dnia, jaką były eliksiry, jej humor daleki był od pozytywnego. Ron wyglądał jakby go ktoś wypatroszył. Ciągle chodził z opuszczoną głową i nie miał nawet odwagi się przy niej odezwać. Harry chyba starał się pocieszyć przyjaciela, ale ni jak mu się to nie udawało. Poza tym Hermiona miała dość tego, że wielu uczniów tego dnia ją zaczepiało z pytaniem, czy wie, kto zrobił ten numer ze zdjęciem. Wyrzucenie kogoś ze szkoły za taką akcję byłoby nie lada atrakcją, więc niektórzy mieli nadzieję, że będzie się działo coś naprawdę ciekawego. Po pięćdziesiątym zapewnieniu, że ona sama nie ma zamiaru szukać zemsty na sprawcy jej upokorzenia, miała serio dość. Jeszcze chwila, a sama wyrzuci się z tej szkoły! I na dodatek teraz lekcja z Malfoy'em... Jest źle, a pewnie będzie jeszcze gorzej.
Cześć Mionko! – Diabeł ucieszył się na jej widok, ale zanim dziewczyna zdążyła mu odpowiedzieć, drzwi klasy otworzyły się i pokazała się w nich uśmiechnięta profesor SilverSpell.
Chodźcie kochani! – zawołała entuzjastycznie Maura, wpuszczając ich do klasy. – Od razu na wstępie proponuje, byście dobrali się w pary i podeszli do tych sześciu stanowisk z przodu. Będziemy dziś brać udział w pewnej zabawie! - Hermiona rozejrzała się po klasie. Krukonów było czterech, więc dobrali się w pary między sobą. Pansy Parkinson była w parze z Tracy Davis, Harry i Ron stanęli razem... Blaise uśmiechnął się do niej, ale zanim zdążył otworzyć usta, Herm poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się do uśmiechniętego Erniego Macmillana.
Hej, śliczna, będziesz dziś moją parą? – spytał uprzejmie Ern.
Jasne, bardzo chętnie – odpowiedziała, również się uśmiechając. Gdzieś z boku usłyszała kpiące prychnięcie, ale postanowiła to zignorować. Najwidoczniej Malfoy ma początki kataru...
Jak już wszyscy stoicie przy swoich stanowiskach to zauważcie, że na każdym stoliku leżą inne ingrediencje. Zabawa będzie polegała na tym byście odgadnęli, na jaki eliksir się składają, a później ugotowali go najszybciej. Para, która zrobi to pierwsza, zdobędzie po dwadzieścia pięć punktów dla swojego domu! – wesoło klasnęła w dłonie profesor. Jeden rzut oka na ich zestaw i Hermiona już wiedziała, że będą robić eliksir radości. Fajnie, przy jego gotowaniu zawsze jest dobra zabawa.
Już w połowie tworzenia eliksiru Hermiona i Ernie nie potrafili przestać chichotać. Reszta grupy patrzyła na nich z wyraźnym politowaniem. Jedynie pracujący przy stanowisku obok Draco i Blaise nie mieli wesołych min. Z tego co zdążyła zauważyć, chłopcy ciągle się o coś przegadywali.
Co się dzieje? – spytała ich profesor SilverSpell gdy zobaczyła, jak Diabeł wyrywa blondynowi chochle do mieszania z wściekłą miną.
Proszę wybaczyć, ale mój przyjaciel ma dziś niedowład mózgu i chyba nawet nie wie, jaki eliksir gotujemy – zaszydził Zabini.
Zamknij się, kretynie! – warknął Draco.
Sam jesteś kretynem! Najpierw zachowujesz się jak jakiś cymbał, a teraz masz żal do całego świata jak ktoś odpłaca ci ty samym! Ogarnijże się człowieku!
Dość tego, chłopcy. Najlepiej będzie, jak się rozdzielicie – Pani profesor rozejrzała się po klasie w poszukiwaniu ochotników do zamiany z Ślizgonami.
My możemy się zamienić! – zaproponowała od razu Tracy Davis.
To świetnie. Pan Zabini przejdzie do stolika koleżanki, a panna Parkinson będzie od teraz pracowała z panem Malfoyem – zarządziła Maura. Do końca zajęć Pansy ciągle uspokajająco szeptała coś do Smoka, ale Hermiona nie zwracała na to uwagi, zbyt zajęta próbami powstrzymania śmiechu. Opary eliksiru działały prawie jak alkohol i mieli razem
z Erniem naprawdę świetną zabawę. Ich humor jeszcze bardziej się poprawiły, gdy okazało się, że skończyli eliksir jako pierwsi. Zarobili punkty dla swojego domu i zyskali pochwałę od profesor SilverSpell.
Nieźle wyszła nam ta współpraca, co nie? – zagadnął ją Ernie, gdy pakowali swoje książki.
Tak, było fajnie – odpowiedziała wesoło.
Posłuchaj Hermionio... tak sobie pomyślałem... może moglibyśmy pójść razem na drinka do Hogsmeade w sobotę? – wyjąkał Ernie. Miona uśmiechnęła się do niego i już miała odpowiedzieć, gdy jej uwagę rozproszył jakiś huk. Odwróciła się i pierwszym, co zobaczyła była wyraźnie wściekła mina Malfoy'a. A patrzył on prosto na nią.
To nic... Draco strącił kolbę z potem lamy – mruknęła Pansy, schylając się, by powycierać rozlaną ciecz.
Nie strącił jej, tylko ze złością cisnął nią o podłogę – szepnął Blaise, przechodząc obok Hermiony i mrugając do niej łobuzersko.
To jak będzie, Hermiono? – zapytał nerwowo Ernie.
Ee.. ja dam ci znać... – wyjąkała wciąż lekko zdziwiona miną blondyna. Czyżby coś mu zrobiła, że tak się na nią wściekł?
Słuchajcie, kochani! Wiem, że to wasza ostatnia lekcja, dlatego chciałam zapytać, czy ktoś na ochotnika nie pomógłby mi wypakować fiolek z eliksirami? – zapytała nauczycielka. Hermiona podniosła rękę. Czuła, że jest coś winna SilverSpell za to, że ta stanęła w jej obronie przed całą szkołą.
Oo, świetnie, panna Granger. Może panna Parkinson również by się zgodziła? Poszłoby nam szybciej – zaproponowała pani profesor. Pansy bez entuzjazmu skinęła głową. Reszta grupy opuściła już klasę, a Maura przeszła do swojego gabinetu.
Pomóc ci z tym? – spytała Miona, wskazując na wpół startą kałużę.
Jak chcesz – mruknęła Pansy. Hermiona wzięła drugą ścierkę i przykucnęła przy Pansy by pomóc jej ścierać.
Jak wam wyszedł eliksir? – odezwała się Gryfonka, chcąc jakoś przerwać panującą ciszę.
Dzięki tobie świetnie – wycedziła przez zaciśnięte zęby Pansy.
Co? A co ja miałam z tym wspólnego? – zdziwiła się Herm. Parkinson podniosła się
z miejsca i cisnęła mokra szmatą o podłogę.
Nie udawaj, że nie wiesz, Granger! I nie udawaj, że nic się nie stało! – krzyknęła rozeźlona.
Nie wiem, o co ci chodzi! – żachnęła się Hermiona również rzucając ścierką. Pansy oddychała ciężko, jakby próbując opanować złość.
Jestem z Slytherinu Granger. My, Ślizgoni, ciężko znosimy porażki. Jeśli nam na czymś zależy to naprawdę długo potrafimy o to walczyć.
Po co mi to mówisz? – spytała brązowowłosa.
Moja mama powtarzała zawsze, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, to szczęście tej osoby powinno być dla nas najważniejsze... Nawet jeśli my sami nie możemy jej tego szczęścia dać. - Hermionie lekko opadła szczeka. Wiedziała, że matka Parkinson zginęła w czasie wojny. Została zabita przez aurorów. Dlaczego Ślizgonka teraz o niej mówi? – Długo o niego walczyłam. Znosiłam jego zdrady, flirty i randkowanie z innymi dziewczynami, ale się nie poddawałam, bo wiedziałam, że żadna z nich nie da mu szczęścia. Ale teraz jest inaczej. Jestem z Slytherinu – powtórzyła. – I jak każdego Ślizgona boli mnie, że ponosiłam klęskę... Ale bardziej mnie wkurza, że poniosłam ją na darmo. Bo chłopak, którego kocham... Którego kochałam, jest najwyraźniej niezłym idiotą, a ta dziewczyna, ta, która powinna mu dać to szczęście, na jakie zasługuje, jest kretynką i to do tego chyba zupełnie ślepą! – Ostatnie zdanie Pansy praktycznie wykrzyczała jej w twarz. Po czym odwróciła się na pięcie i przeszła do gabinetu profesor SilverSpell. Hermiona z niedowierzaniem patrzyła w miejsce gdzie przed chwilą stała Ślizgonka. Czy to naprawdę możliwe by ona mówiła o niej i o Malfoyu? Nie... chyba coś jej się przesłyszało.

4 komentarze:

  1. Zazdrosny Malfoy ahhh uroczy, lecz z drugiej strony chętnie bym mu przywaliła.
    Co do rozdziału, świetny! Czy mówiłam ci już, że masz ogromny talent?
    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Musze zostawić komentarz. Ten moment w którym mówi Pansy, aż po prostu za każdym razem mam łzy w oczach

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszyła mnie ta Parkinson. W tej wersji jest cudowna. Boże, musi naprawdę kochać Draco, skoro jest w stanie aż tyle dla niego zrobić... Swietnie napisane.
    <3
    Garielka

    OdpowiedzUsuń
  4. Pansy w tym opowiadaniu faktycznie dojrzała, już nie jest trzpiotką uwieszoną na Malfoyu, jej pałeczkę irytującej mopsicy przejęła zdecydowanie Astoria. Ja sama mam uczulenie na wszelkiego rodzaju zakupy itd, więc wiem co czuje Blaise i Draco i Nott i połowa stołu Slytherinu słuchając takiego trajkotu - masakra :P
    Przyznanie się samym przed sobą do jakiś uczuczuć, które są dla nas trudne do zaakceptowania to zawsze ciężka misja. Draco to Draco, Hermiona to Hermiona i cóż, nie liczę że Herm wiele zrozumie z wykrzyczanych przez Pansy słów.
    Ron... Ron niech lepiej się nie pokazuje, bo już samo to, że układał się z Astorią i jej świtą to dno totalne.

    OdpowiedzUsuń