piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział dziewiąty

Rozdział dziewiąty

Co ja tu robię? Nie, to złe pytanie. Co ja tu, do cholery, robię?! To już brzmi lepiej. No bo jak to się stało? Jak do tego doszło? To nie do wiary! Po jakiego ciężkiego gnoma przyszłam na trening drużyny Slytherinu?! Czy mi odbiło od nadmiaru wiedzy, zbyt dużej ilości przeczytanych książek albo z powodu depresji po przeżytej wojnie...? Nie! To na pewno Lavender Brown była przyczyną tego irracjonalnego i głupiego zachowania. Przyszła, spojrzała tym swoim wzrokiem smutnego spaniela, a tuż za nią Parvati z miną pt. "chodź z nami albo złamiesz nam serca" i oczywiście się zgodziła! Oj, Granger, Granger zdecydowanie jesteś zbyt mało asertywna! Najpierw Harry i Ron wykorzystują cię w roli prywatnej maszyny do pisania im prac domowych, a teraz jeszcze twoje dwie "ulubione" koleżanki z roku wykorzystują cię jako wejściówkę na trening Ślizgonów.
Zrezygnowana, pokręciła głową nad własną głupotą. To jasne, że Malfoy świetnie się bawił, udając przed Ronem, że właśnie stał się jej dobrym kolegą. Rudzielec od wczorajszego wieczora, gdy tylko dowiedział się gdzie i z kim spędziła popołudnie, biegał wściekły jak osa i warczał na wszystkich wkoło. Wiedziała doskonale, że dokładnie to zakładał plan Malfoy'a. Pytanie tylko, dlaczego pozwalała mu na jego realizację? Była zła na Rona, to prawda. Zasłużył sobie na to by mu dopiec, to też prawda. A poza tym... Jeśli Ron nie przejrzał prawdziwych zamiarów Ślizgonów (a wątpiła by przejrzał, nie był aż tak spostrzegawczy...) to cała sytuacja wyglądała tak, jakby Hermiona wpadła któremuś z nich w oko... A co za tym idzie, spędzała swój wolny czas z dwojgiem najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Tak więc Ron teoretycznie nie miał racji, sądząc, że nikt nie chce się z nią umawiać! Jej chwila triumfu była jednak krótkotrwała, gdyż ona znała prawdę. A nie potrafiła okłamywać samej siebie. Zabini ani ten głupi Malfoy nie zwróciliby na nią najmniejszej uwagi, gdyby nie chęć zemsty na Ronie. Następni, którzy planują ją do czegoś wykorzystać... Czy już nikt nie widzi tego, ile ona naprawdę jest warta? Dziwne uczucie ścisnęło ją za gardło i postanowiła zakończyć te ponure rozmyślania, zanim się rozryczy. Trudno. Stało się. Przyszła na trening Ślizgonów i patrzyła właśnie, jak Draco dowodzi z powietrza swoją drużyną. Mimo października pogoda była słoneczna i ciepła, więc trening odbywał się naprawdę w dobrych warunkach. Lav i Parvati siedzące obok niej podskakiwały wesoło na swoich miejscach i naprawdę emocjonowały się grą, a zwłaszcza przystojniakami w zielonych szatach, którzy z gracją szybowali na swoich miotłach. Znów były ubrane jak na dyskotekę – mini spódnice i kuse bluzeczki. Hermiona ponownie postawiła na jeansy. Tym razem ubrała do tego ciemno – czerwoną tunikę, włosy rozpuściła i zrobiła lekki makijaż. Daleko jej było do superseksownego wyglądu koleżanek, ale przynajmniej nie wyglądała jak ostatni kocmołuch. Makijaż na trening Slytherinu? Jej chyba naprawdę odbiło!
Co tu robi szlama i te dwie wywłoki? – Irytujący głos Dafne Greengrass sprawił, że trzy Gryfonki odwróciły się. Cała grupa Ślizgonek patrzyła na nie z wyższością i nienawiścią,
a przewodziła im Pansy Parkinson. Ta jednak patrzyła wprost na Hermionę. Minę miała jakby bolał ją ząb, ale, o dziwo, nie odezwała się ani słowem.
Sama jesteś wywłoką, Greengrass, cała szkoła o tym wie – odgryzła się Parvati z pięknym uśmiechem.
Przyszłyście tu szpiegować naszą drużynę! – pisnęła cieniutkim głosikiem Astoria Greengrass, młodsza siostra Dafne, szatynka o idealnej figurze i arystokratycznej postawie, za którą szalało mnóstwo chłopaków.
Niczego nie szpiegujemy! Przyszłyśmy tu, bo nas zaproszono – krzyknęła Lavender.
Zaproszono? A kto was chciałby tu zaprosić, zdziro? – Dafne aż poczerwieniała ze złości.
Ja je tu zaprosiłem, coś ci nie pasuje, Greengrass? - Draco, widząc, co się dzieje, podleciał do trybun na swojej miotle. Wiedział, że jego koleżanki z domu były bardzo zaborcze, jeśli chodziło o ślizgońskich chłopaków. Nie tolerowały, gdy dziewczyny z innych domów się z nimi umawiały, a Gryfonek nie tolerowały wcale, już za sam fakt ich istnienia.
Ty je tu zaprosiłeś, Draco? – Astoria i reszta jej koleżanek były w ciężkim szoku.
Tak. Draco i ja zaprosiliśmy nowe koleżanki, by zobaczyły nasz trening – wyszczerzył się Diabeł, podlatując do nich.
Nawet tą szlamę? – zapytała Milicenta Bulstrode.
Ja mam dość. To od początku był głupi pomysł – zawyrokowała Hermiona, wstając z miejsca. Nie wystarczyło, że była tu trochę wbrew własnej woli, to jeszcze została zwyzywana od szlam. Na dodatek Malfoy właśnie oznajmił klubowi największych pleciug
w szkole, że sam zaprosił ją na swój trening. Już do końca roku nie pozbędzie się plotek na swój temat.
Daj spokój, Miona, nie przejmuj się nimi, są zazdrosne, bo ich nikt tu nie zapraszał – zawołał Zabini.
Nie ma sprawy, Diable, i tak miałam już iść – Hermiona mówiła prawdę. Miała serdecznie dość i chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium.
Diable? Diable? Czy ona nazwała go Diabłem?! – Dafne wyglądała, jakby ktoś dał jej
w twarz.
Pewnie, że mnie tak nazwała. Jesteśmy przecież przyjaciółmi – wyszczerzył się brunet.
To niemożliwe! To nie jest prawda! Draco, zrób coś! Wyrzuć je! Albo one, albo my! – zaczęły wykrzykiwać Ślizgonki. Malfoy spojrzał na Zabiniego, po czym obaj równocześnie wybuchnęli głośnym śmiechem.
Jak wam nie pasuje, że zaprosiliśmy Hermionę, Lavender i Parvati na trening, to droga wolna, wiecie jak trafić do Pokoju Wspólnego? – spytał Draco. Wszystkie zgromadzone na trybunach dziewczyny zamarły. Ślizgonki, ponieważ Draco nie wybrał ich, Lavander
i Parvati, ponieważ poprawnie wymówił ich imiona, a Hermiona, ponieważ chłopak w ogóle użył jej imienia. Zawsze była dla niego szlamą Granger, więc nieźle ją zdziwiło, że on
w ogóle zna jej imię i że do tego właśnie je wypowiedział.
Nie możesz ich wybrać! Jesteśmy z jednego domu – syknęła Dafne, mrużąc swe niebieskie oczy. Hermiona otrząsnęła się z pierwszego szoku i postanowiła wreszcie sobie pójść. Ruszyła w stronę zejścia z trybun.
Hej, Miona, nie idź! Nie przejmuj się! – wołał za nią Zabini.
Właśnie, Granger, nie idź. Jeszcze nie skończyliśmy trenować – przyłączył się Draco. No tak, wrócił do „Granger", ta „Hermiona" wcześniej, to mu się pewnie wymsknęła. Ku zdziwieniu wszystkich, za Hermioną ruszyła Parkinson i, zanim zdążyła się zorientować, Ślizgonka złapała ją za ramię.
Zostań, Granger, jemu na tym naprawdę zależy... – Pansy powiedziała to tak cicho, że tylko ona mogła ją usłyszeć, po czym skierowała się w stronę wyjścia i już po chwili jej nie było. Cała świta, zdziwiona zachowaniem swojej przywódczyni, dość niepewnie poszła w jej ślady. Lavender i Parvati zaklaskały z radości. Wygrały potyczkę z klanem Ślizgonek. To prawdziwy sukces. Hermiona stała wciąż w tym samym miejscu, nie za bardzo wiedząc, co myśleć o słowach Pansy. Co konkretnie miała na myśli? Komu miało naprawdę zależeć by tu była? Mówiła o Zabinim? A może o... nie, to niemożliwe... Chociaż z drugiej strony, Pansy znała Dracona najlepiej, przecież kiedyś byli parą.
Hej, Miona, przelecimy się? – zaproponował Blaise, wskazując jej swoją miotłę.
Nie, dzięki – burknęła cicho. Nienawidziła latania na miotle, ale akurat o tym Ślizgoni nie muszą wiedzieć.
Tchórzysz, Granger? – zaśmiał się Malfoy. Hermiona mimowolnie zacisnęła zęby. Nikt nie miał prawa zarzucić jej tchórzostwa! Gryfoni nigdy nie tchórzyli!
Po prostu nie mam ochoty na latanie, Malfoy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Rozbawienie chłopaka naprawdę ją irytowało.
Skoro to nie jest przejaw tchórzostwa, to dalej, Granger, udowodnij mi, że się nie boisz
i przeleć się ze mną na miotle. - Hermiona, aż zachłysnęła się powietrzem. Wsiąść na jedną miotłę z Draco Malfoyem? Za nic w świecie! Jeszcze jej życie miłe! Miała zamiar powiedzieć, że owszem poleci, ale z Diabłem, w końcu to on pierwszy jej to zaproponował, ale niestety odezwała się Parvati.
Och, ja też chętnie polecę! – Rzuciła przy tym tak wymowne spojrzenie Zabiniemu, że musiałby być kompletnym idiotą, by nie zajarzyć, o co jej chodzi.
No to wskakuj mała! – zachęcił ją Blaise, lądując na chwilę na trybunach, by zabrać pasażerkę.
Ja też chcę! – oznajmiła Lavender tonem obrażonego dziecka. Herm odetchnęła z ulgą, Malfoy teraz zabierze Lav, a ona w tym czasie ucieknie do swojego bezpiecznego dormitorium, z dala od Ślizgonów i ich mioteł.
Nie ma problemu, Brown, już załatwiam Ci transport. Theodor! – zawołał blondyn. Jak na komendę pojawił się przy nim szczupły i wysoki ścigający Slytherinu. Nott również był uważany za jednego z przystojniaków z domu węża, więc Lavender była zawiedziona tylko trochę, gdy chłopak pomagał jej wsiąść na swoją miotłę.
No dalej, Granger, nie mamy na to całego wieczoru – zachęcił ją Draco, wykorzystując jej własne słowa, których użyła wczoraj w bibliotece.
Skąd mam wiedzieć, Malfoy, że to nie jest jakiś podstęp mający pozbawić mnie życia? – zapytała, starając się by głos jej nie zadrżał. Blondyn roześmiał się szczerze.
Będziesz musiała mi zaufać.– Hermiona prychnęła oburzona.
Zaufać tobie? Nie dziękuję, wolę nie!
Daj spokój, Granger, nie zabiję cię na oczach mojej drużyny i nie jestem Weasleyem, by próbować kogoś uśmiercić zrzucając go z miotły. – Hermiona nerwowo przygryzła wargę. Naprawdę nie miała ochoty wsiadać na miotłę Ślizgona... Ale przecież nie mogła okazać się tchórzem. Blondyn wypominałby jej to do końca szkoły, a nie daj Merlinie później trafi na niego w trakcie pracy w ministerstwie... O Godryku! W co ona się wpakowała?!
No chodź, Granger, nie pogryzę cię. – Draco wylądował i czekał, aż Herm siądzie na miotle.
Zabini mówił wczoraj co innego – mruknęła cicho, podchodząc do niego powoli, jakby obawiając się, że ją zaatakuje. Gdzieś w oddali usłyszała pisk Parvati, z którą Blaise latał
z zawrotną prędkością. Dziewczyna nerwowo przełknęła ślinę, a serce biło jej jakby zaraz miała dostać zawału.
Nic ci się nie stanie – Draco chyba powoli tracił cierpliwość.
Obiecujesz? – pisnęła naprawdę przestraszona, gdy wreszcie usiadła na miotle.
Nie wiem, czy uwierzysz mojej obietnicy, ale niech ci będzie, Granger, obiecuję. A teraz trzymaj się mocno. - Hermiona wzdrygnęła się, gdy ramiona chłopaka znalazły się tuż za jej własnymi. Spora różnica wzrostu sprawiła, że Draco bez problemu mógł sięgnąć trzonka miotły tuż przed Hermioną. Ona sama chwyciła się kija jak ostatniej deski ratunku, błagając cicho w duchu by dane jej było przeżyć.
Wzbili się dość wysoko, ale Hermiona była wdzięczna blondynowi, że nie zrobił tego tak szybko, jakby mógł. Polecieli nad błonia i szkolne jezioro. Na początku mocno zaciskała oczy, ale Draco przekonał ją, by otwarła je chociaż na chwilę i wtedy spostrzegła cudowny widok, jaki rozpościerał się przed nimi. Słońce zachodziło powoli, tworząc piękne refleksy na wodzie, a niebo nad Zakazanym Lasem powoli ciemniało. Zmrok był już blisko. Hermiona patrzyła na to jak urzeczona.
No i szata do wyrzucenia – szepnął Ślizgon tuż przy jej uchu.
Co? – obróciła się gwałtownie zapominając, że ma mocno trzymać się miotły
i przechyliła się w jedną stronę tracąc równowagę. Na szczęście Draco przytrzymał ją
w talii ręką.
Nie wierć się, Granger, bo spadniesz – ostrzegł ją, po czym skierował miotłę z powrotem nad boisko. – A mówiłem, że będę musiał wyrzucić szatę, bo na pewno już przeszła zapachem szlamu – zaśmiał się z własnego dowcipu.
Sam chciałeś – warknęła przez zaciśnięte zęby.
Żartowałem, Granger, wyluzuj się trochę.
W twoim towarzystwie? Powodzenia – mruknęła. Draco znów się roześmiał. Hermiona musiała przyznać, że nie pamięta, by przed wojną słyszała kiedyś szczery śmiech Malfoy'a. Ironiczny i pełny kpiny – owszem, ale nie ten prawdziwy... No cóż, był to nawet przyjemny dźwięk.
Trzymaj się teraz mocno, zaraz lądujemy. - Hermiona spostrzegła Parvati i Lav stojące już na płycie boiska w towarzystwie Zabiniego i Notta. Reszta drużyny Slytherinu wciąż trenowała w powietrzu.
Dzięki – powiedziała cicho Herm, gdy wreszcie jej stopy dotknęły ziemi.
Jak ci się podobało Mionko? – zapytał Zabini, szczerząc się w uśmiechu.
Było w porządku – walczyła ze sobą, by się nie zaczerwienić. Tak naprawdę bardzo jej się podobało. Malfoy wiedząc, że się boi nie leciał ani szybko, ani gwałtownie, za to pokazał jej jeden z najcudowniejszych widoków, jakie było jej dane oglądać w życiu.

***

Hermiona siedziała przy kominku w Pokoju Wspólnym. W jej głowie wciąż kłębiło się od myśli dotyczących dzisiejszego popołudnia. Myślała o słowach Parkinson i o locie na miotle...
Cześć, Herm – odezwała się Ginny, siadając przy niej i odrywając ją od rozmyślań.
Jak się miewasz? – spytała rudowłosą przyjaciółkę, patrząc na nią niepewnie.
Bywało lepiej, ale daję radę – próbowała się dzielnie uśmiechnąć Gin. – Idziesz jutro do Hogsmeade? – Hermiona przytaknęła z lekkim uśmiechem.
Pójdziemy razem?
Z chęcią, Ginny.– Rudowłosa uśmiechnęła się w odpowiedzi. Hermiona znów spojrzała w kominek. Dziwne myśli i odczucia nie chciały jej opuścić nawet na chwilę. Gin patrzyła na nią podejrzliwie, po czym delikatnie pochyliła się nad nią.
Co? – zdziwiła się Miona, widząc zszokowany wzrok przyjaciółki.
Pachniesz męskimi perfumami! – zawołała Ruda z wyrzutem.
To niemożliwe!
A jednak! I to całkiem dobrymi! Z kim się obściskiwałaś, Herm? Opowiadaj! – Hermiona jak oparzona zerwała się z fotela. Nie miała czego opowiadać! Przecież z nikim się nie obściskiwała!
O nie! Tak łatwo ci nie odpuszczę! – Ginny również wstała i uniemożliwiła jej przejście.
Nie wiem, o czym mówisz, Gin – zaznaczyła dobitnie.
Już ty doskonale wiesz, o czym mówię i lepiej powiedz mi to teraz, zanim będę zmuszona cię torturować. - Hermiona jęknęła z rezygnacją i usiadła z powrotem w fotelu.
Byłam dziś na treningu Ślizgonów.
Co?! – krzyknęła zdziwiona Ginevra.
To. I latałam na miotle – tłumaczyła Herm, nerwowo wyginając swoje palce i nie bardzo wiedząc jak to opowiedzieć.
Ty latałaś na miotle? Przecież tego nie znosisz.
Nie leciałam sama – jej policzka zaczerwieniły się wściekle, a Ginny aż zachłysnęła się powietrzem.
Powiedz mi, proszę, że to nie był Malfoy.– Rumieniec Hermiony jeszcze się pogłębił,
a ona sama zwiesiła głowę. Ginny popatrzyła na nią z politowaniem.
Odbiło ci? – spytała bliska rozbawieniu.
Najwidoczniej – mruknęła w odpowiedzi Miona.
On ci się podoba?
Nie! – odpowiedziała natychmiast panna Granger. Ginny zaśmiała się cicho pod nosem, po czym wstała.
Za szybko odpowiedziałaś. – I odeszła pozostawiając Hermionę z jeszcze większą burzą myśli w głowie.

***

Masz wybitnie dobry humor – zauważył Blaise, gdy wraz z Draco zostali sami w szatni Slytherinu.
Bo to był wybitnie dobry trening. Puchoni nie mają szans, zmieciemy ich jak wiatr liście – cieszył się blondyn, zdejmując swoją zieloną szatę.
I twój humor nie ma nic wspólnego z oglądaniem pięknych widoków nad jeziorem? – zakpił Diabeł, wygodnie rozsiadając się na ławce i przyglądając się przyjacielowi. Draco ledwo zauważalnie drgnął.
Nie wiem, o czym mówisz – powiedział oschle i zabrał się za rozsznurowywanie swoich skórzanych butów do Qudditcha.
Tak tylko pytam, wiesz byłem ciekaw, jak się Hermionie podobał twój ulubiony widok?
Skąd pewność, że jej go pokazałem? – warknął blondyn, ciskając jednym butem pod ławkę i biorąc się za rozpracowanie sznurówek drugiego.
Widziałem, gdzie polecieliście – wyszczerzył się Blaise.
A skąd wiesz, że nie poleciałem tam, żeby utopić ją w jeziorze?
Najwidoczniej zmieniłeś plany, bo wróciła na boisko cała i zdrowa.
Durne sumienie – mruknął blondyn szukając czegoś w swojej sportowej torbie.
Sumienie, Smoku? A może to coś innego?
Co ty sugerujesz, Zabini?
Ja? Absolutnie nic. – Diabeł starał się wyglądać jak uosobienie niewinności. – To lepiej powiedz jak ci się leciało pierwszy raz z dziewczyną na miotle? – Draco ze złością rzucił swoim ochraniaczem na łokieć.
Co ty pieprzysz?! Latałem wielokrotnie z dziewczynami na miotle! - Diabeł parsknął cicho, co zabrzmiało jak "nigdy". Blondyn postanowił zignorować przyjaciela i udać się wreszcie pod prysznic.
Ty nie pozwalasz nikomu nawet dotknąć swojej miotły, a co dopiero na niej latać. Zastanów się nad tym, Smoku. Ślizgoni świetnie oszukują, ale nie potrafią oszukiwać samych siebie – powiedział Zabini, wstając i ruszając do wyjścia.
Nie wiem, o co ci chodzi! – krzyknął za nim Draco.
Myślę, że wkrótce się dowiesz, stary. To co, jutro Hogsmeade? – Diabeł wyszczerzy się w uśmiechu i zrobił szybki unik, gdy poleciał za nim jeden z butów blondyna.

7 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakochałam się w tym rozdziale <3 Genialny! Pozdrawiam.

    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochałam się w tym rozdziale <3 Genialny! Pozdrawiam.

    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam to już 3 raz i ten rozdział jest jednym z moich ulubionych ♥ Ten lot na miotle, kocham ♥~♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie jest fenomenalne *-* Czytam je już piąty raz, a nadal mnie zaskakuje. Gratuluję pomysłu ;*

    Juliette

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę kocham twoje opowiadania. Czytam je już 7 raz! :) Gratuluję ci talentu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze zastanawiałam się nad tym lękiem Hermiony do latania na miotle. Przyczyn może być kilka. Jednak no z jednej strony się nie dziwię, jako mugolka, nie miała z tym styczności, a jednak wiele umiejętności i przyzwyczajeń zdobywa się jako dziecko. Kiedy jednak czytam o lataniu przez tą dwójkę mam absolutne ciarki. Uwielbiam. Widoki, wiatr we włosach. Mimo, że nie podoba mi się nazywanie na początku Hermiony Szlamą - aczkolwiek doczytuję się tu raczej chęć zwrócenia na siebie uwagi i taką niemożność posiadania dziewczyny, zemstę? Wyżycie się? To, takie brudne szeptanie do ucha Hermiony w szpitalu czy teraz autentycznie wywołuje u mnie szybszy oddech <3

    OdpowiedzUsuń