Rozdział
drugi
– Brawo, Ronaldzie, popisałeś się, nie ma co – ironizowała Hermiona, wydeptując ścieżkę w dywanie McGonagall. Gdy tylko zabrano Malfoya do Skrzydła Szpitalnego, opiekunka Gryffindoru pojawiła się na boisku i rozkazała Wielkiej Trójce udać się do jej gabinetu, a sama pobiegła sprawdzić, co z rannym Ślizgonem.
–
Myślicie,
że wyrzucą mnie ze szkoły? – spytał cicho Ron. Hermiona
rzuciła mu poirytowane spojrzenie, a Harry wzruszył bezradnie
ramionami.
–
Martw
się lepiej, by Malfoy przeżył – warknęła na przyjaciela
brązowowłosa.
–
Co
cię napadło, żeby go zaatakować? – dopytywał się Potter.
–
Sprowokował
mnie...
–
Na
Merlina, Ron! Malfoy prowokuje nas od pierwszej klasy, powinieneś
się już przyzwyczaić – krzyknęła dziewczyna.
–
Ale
on mówił o tobie, Miona! Nie wiesz, jakie rzeczy wygadywał!
–
Malfoy
ciągle mnie obraża i mi dokucza, do tego też powinieneś się już
przyzwyczaić! Ja się przyzwyczaiłam! – Hermiona była bardzo
zdenerwowana całą sytuacją, a w jej głowie kłębiły się
tysiące myśli. A co, jeśli blondyn nie przeżyje upadku? Co będzie
z Ronem? A jeśli przeżyje, to czy będzie mścił się na
Weasleyu?
–
Hermiona,
proszę, usiądź wreszcie! Jeszcze bardziej się denerwuję, jak tak
biegasz! – poprosił Ron, ale jego przyjaciółka tylko
spiorunowała go wzrokiem i powróciła do swego bezcelowego marszu.
Pomiędzy trójką przyjaciół zapadło milczenie, a każdy z nich
pogrążył się we własnych myślach i obawach. Trwali tak do
chwili, gdy do gabinetu wróciła McGonagall. Z jej zaciętej miny
nie dało się nic wyczytać.
–
Pewnie
ucieszy was wiadomość, że pan Malfoy z pewnością przeżyje. -
Nikt z nich nie podskoczył z radości, ale cała trójka odetchnęła
z wyraźną ulgą.
–
Może
mi pan wyjaśnić, panie Weasley, co sprawiło, iż zaatakował pan
odwróconego do pana plecami kolegę? – spytała chłodno. Ron
skulił się w sobie pod wpływem jej spojrzenia.
–
On...
sprowokował mnie pani profesor. - Usta McGonagall zacisnęły się w
wąską kreskę. Widać było, że jest bardzo zdenerwowana i ledwie
panuje nad sobą.
–
To
nie powód, by atakować kogoś z zaskoczenia! To bardzo niehonorowe
i szczerze muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego po panu!
- Ron wyglądał jakby chciał się zapaść pod ziemię. –
Po
rozmowie z dyrektorem uznaliśmy, że nie zostanie pan wydalony ze
szkoły... Na razie. Jednak zostanie pan ukarany, a karę tę
wyznaczy profesor Snape. Proszę się teraz do niego udać –
zakończyła McGonagall. Ron wyglądał na naprawdę załamanego, ale
nie zamierzał protestować. Z miną skazańca wyszedł z gabinetu.
Harry
i Hermiona wyczekująco spojrzeli na swoją opiekunkę.
i Hermiona wyczekująco spojrzeli na swoją opiekunkę.
–
Panie
Potter, czy wie pan, iż rozgrywanie nieoficjalnych meczy pomiędzy
drużynami domów jest zakazane regulaminem? - Harry zaczerwienił
się i zwiesił głowę.
–
Ale...ale...
to nie był mecz, tylko trening, tylko razem trenowaliśmy...–
wyjąkał. Wicedyrektorka westchnęła ciężko.
–
Pana
zadaniem będzie przeproszenie Ślizgonów za to co zrobił jeden z
zawodników twojej drużyny oraz osobiste przeproszenie pana Malfoya.
- Harry już otworzył usta, by zaprotestować, ale mina nauczycielki
skutecznie go od tego powstrzymała. Od razu było widać, że żadne
dyskusje nie wchodzą w grę.
–
Możesz
odejść, Potter. - Harry niezwłocznie opuścił gabinet,
pozostawiając Hermionę sam na sam z profesorką.
–
Zapewne
wiedziała pani, panno Granger, iż ten mecz jest nielegalny, prawda?
- Hermiona skinęła szybko głową w odpowiedzi.
–
Jako
prefekt naczelna powinna pani temu zapobiec!
–
Ja...
próbowałam... – Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby powiedzieć.
McGonagall miała rację. Powinna zareagować a jakoś ostrzej.
–
Zdaniem
pani Pomfrey, jedynie twój czar spowalniający pozwolił panu
Malfoyowi wyjść z tego incydentu bez trwałego uszczerbku na
zdrowiu. Musi tylko spędzić kilka dni w Skrzydle Szpitalnym. -
Hermionie naprawdę ulżyło na tę wiadomość. Skoro Draco nie był
bardzo poturbowany, jest większa szansa, iż nie będzie chciał się
zemścić na Ronie. –
To
tyle z mojej strony. - Profesorka odesłała ją skinieniem ręki.
Hermiona niezwłocznie skierowała się w stronę wyjścia. –
Jeszcze
tylko... Trzydzieści punktów dla Gryffindoru, za niebywały
refleks. - Herm spojrzała na nauczycielkę i uśmiechnęła się
lekko, po czym opuściła jej gabinet.
***
***
Informacja o
wypadku szukającego Slytherinu w mgnieniu oka obiegła całą
szkołę. Jeszcze przed kolacją powtarzano sobie plotkę jakoby cała
drużyna Gryfonów rzuciła się na Malfoya z pięściami, a biedny
blondyn sam dzielnie odpierał ten atak. Ron wrócił z gabinetu
Snape'a załamany. Otrzymał szlaban na cały semestr i w każdy
piątkowy wieczór i sobotni poranek miał stawiać się w gabinecie
profesora, by wykonywać zlecone przez niego prace. Perspektywa ta
nie nastrajała go optymizmem. W czasie kolacji Harry wygłosił
swoje oficjalne przeprosiny, co spotkało się jedynie z gwizdami i
buczeniem Ślizgonów. Kilku z nich posłużyło się niewybrednymi
epitetami, nazywając uczniów domu lwa tchórzami i mordercami.
Atmosfera, jaka zapanowała między dwoma i tak zwaśnionymi domami
była więc jeszcze bardziej napięta.
Podły humor nie
opuścił Rona przez noc, więc następnego dnia przy śniadaniu był
niemiły i opryskliwy dla wszystkich. Hermiona irytowała się
zachowanie przyjaciela, bo z tego co zdążyła wywnioskować,
Ron wcale nie żałował tego, że prawie zabił Dracona. Był tylko
zły i rozżalony z powodu szlabanu, jaki zarobił z tego powodu.
Dziewczyna wolała jednak nie uświadamiać rudzielca, że kara jaka
go spotkała, była w pełni zasłużona. Harry, widząc podły
nastrój Weasleya, wolał w ogóle nie zabierać głosu w tej sprawie
i całe śniadanie spędził na uśmiechaniu się i mruganiu do Anett
Hill, Krukonki z siódmego roku, co znów skutkowało ponurym
nastojem Ginny, tak więc Hermiona nie mogła zaliczyć tego początku
dnia do szczególnie udanych. Trójka przyjaciół, nie odzywając
się do siebie, opuściła Wielką Salę, by udać się na pierwsze
dziś zajęcia. Ron wyglądał na jeszcze bardziej zrezygnowanego,
gdy przypomniał sobie, że pierwszą lekcją jest obrona przed
czarną magią, której nadal uczył Snape. Jednak jego nastrój
osiągnął apogeum kryzysu, gdy pod drzwiami sali zobaczył
profesora w towarzystwie nikogo innego jak tylko... Lucjusza Malfoya.
Rudy nieudolnie próbował schować się za Hermioną, ale Malfoy
senior i tak przeszył go swoim zimnym wzrokiem.
–
Myślicie,
że będzie chciał ze mną pogadać? – jęknął zrozpaczony
chłopak.
–
Nie
panikuj, Ron, nic ci przecież nie zrobi – pocieszała go Hermiona.
Po chwili jednak nie była już taka pewna, że rozmowa z Lucjuszem
jest bezpieczna. Poczuła, jak krew niemal zamarza jej w żyłach,
gdy blondyn zwrócił się bezpośrednio do niej.
–
Mógłbym
zamienić z panią słówko, panno Granger? - Dziewczyna z paniką
spojrzała na swoich przyjaciół, ale żaden z nich nie patrzył na
nią, obaj byli bowiem właśnie zajęci kontemplowaniem swojego
obuwia.
–
Niestety,
zaraz mam lekcję – odpowiedziała, siląc się, by głos jej nie
zadrżał.
–
Idź,
Granger, te kilka minut nie zrobi różnicy – powiedział Snape, a
Hermiona miała ochotę zakląć pod nosem. Lucjusz natomiast
uśmiechnął się z satysfakcją.
–
Może
tutaj? – zaproponował, otwierając drzwi jakieś pustej klasy i
zapraszając Hermionę do środka. Jej koledzy z grupy zostali w tym
czasie wpuszczeni do klasy obrony. Ron i Harry nawet się za nią nie
obejrzeli. Przełykając ślinę i przekonując samą siebie, że
blondyn nic jej nie zrobi, weszła do klasy. Mężczyzna zamknął
drzwi.
–
Poprosiłem
panią o tę chwilę rozmowy, ponieważ, jak usłyszałem od
dyrektora, dzięki pani interwencji, upadek mojego syna nie był tak
fatalny w skutkach. - Herm zastanawiała się o co właściwie może
mu chodzić. Czyżby miał wygłosić tyradę na temat tego, iż
szlama jej pokroju nie powinna rzucać zaklęć na czarodziejów
czystej krwi? Nie... To głupie...
–
Może
wydawać się to pani dziwne, zważywszy na to, co wydarzyło się w
przeszłości, ale zawsze dobro, a przede wszystkim życie mojego
syna było dla mnie najważniejsze. - Stała z założonymi rękami i
gapiła się na arystokratę, zastanawiając się, do czego zmierza
ta rozmowa.
–
Tak
więc chciałbym... – zawahał się chwilę. –
Chciałbym
pani podziękować. - Słowa te tak ją zdziwiły, że nie wiedziała
co odpowiedzieć. Gdyby było to fizycznie możliwe, jej szczęka
właśnie opadłaby z łoskotem na podłogę. On, wielki pan
czystokrwisty, dziękuje jej, czarownicy mugolskiego pochodzenia? Czy
świat oszalał? Malfoy wpatrywał się w nią jakby z oczekiwaniem
i, co najdziwniejsze, w jego oczach nie dostrzegała ani pogardy, ani
obrzydzenia, które zawsze gościły w jego spojrzeniu przed wojną...
–
Nie
ma za co. Zrobiłabym to dla każdego – odpowiedziała pewnie i
uniosła lekko głowę. Przyjęła jego podziękowania, choć nie
była całkiem przekonana co do ich szczerości. Może po prostu
Lucjusz pomyślał, że jedynie tak wypada?
–
Och
tak, z pewnością zrobiłaby to pani dla każdego... To przecież
taka gryfońska postawa. - Jednak nie mógł darować sobie odrobiny
kpiny. Nie wszystko może się zmienić. –
Jeśli jednak jest jakiś sposób, w który mógłbym okazać
pani wdzięczność mojej rodziny, to proszę powiedzieć. - Hermiona
rzuciła mu zdziwione spojrzenie. Czyżby chciał jej zapłacić za
uratowanie życia jego syna? To niedorzeczne! Postanowiła jednak
utrzeć mu tego arystokratycznego nosa.
–
Mógłby
pan przestać traktować innych ludzi jak gorszych od siebie. –
Sama się sobie dziwiła, że mu to powiedziała, a jeszcze bardziej,
gdy zamiast irytacji na twarzy blondyna pojawił się delikatny
uśmiech.
–
Raz
Gryfonka, zawsze Gryfonka, prawda? – zaśmiał się lekko, po czym
wyciągnął w jej stronę swoją bladą dłoń. Hermiona otworzyła
usta z niedowierzania. Lucjusz Malfoy z własnej woli chce dotknąć
szlamy? Merlin musi mieć dziś wyśmienity humor. Z drobnym
wahaniem uścisnęła rękę mężczyzny.
–
Obiecuję,
że z moich ust więcej nie padnie słowo "szlama". –
Zabrzmiało to jak składanie przysięgi, więc Hermiona w ramach
ostrożności szybko wycofała dłoń. –
I
proszę przekazać pani rudemu przyjacielowi, że na temat jego
zachowania zamienię sobie słówko z jego rodzicami. Obojgiem –
uśmiechnął się cynicznie pod nosem. Hermiona nie odpowiedziała,
tylko skierowała się do wyjścia. Cała ta sytuacja była dla niej
nieźle szokująca. Bez zbędnych słów Lucjusz otworzył drzwi.
Dziewczyna pożegnała go krótkim skinieniem głowy, po czym ruszyła
na lekcje obrony.
–
Siadaj
i nie gadaj! – przywitał od progu ją Snape. Rozpakowała swoje
rzeczy i szybko zerknęła na pergamin Rona, by dowiedzieć się,
jaki jest temat dzisiejszej lekcji. Obu chłopców aż nosiło z
ciekawości na temat rozmowy przyjaciółki z ojcem ich największego
wroga, ale wiedzieli również, że jeśli się odezwą, to nietoperz
odejmie im mrowie punktów. Woleli więc z tym poczekać do dzwonka.
Gdy lekcja
wreszcie się skończyła, Gryfonka z ulgą spakowała swoje książki.
To był bardzo dziwny poranek. Nie zdążyła jednak wyjść z klasy,
gdy przywołał ją Snape.
–
Z
racji tego, iż masz najlepsze notatki, skopiujesz je i pod koniec
tygodnia zaniesiesz panu Malfoyowi – oznajmił jej obojętnym
tonem. Hermiona już otwarła usta, by zaprotestować, gdy Snape
dodał: –
I
nie dotyczy to tylko obrony przed czarną magią, ale wszystkich
przedmiotów. To na tyle. Możesz odejść. - Dziewczyna gniewnie
zacisnęła usta, ale postanowiła nie wszczynać kłótni z
profesorem. Najwyżej prześle Ślizgonowi te notatki sową albo da
je Zabiniemu, żeby mu przekazał. Gdy złapała już za klamkę,
profesor odezwał się ponownie: –
I
jeszcze jedno! Masz je zanieść osobiście, w razie gdy pan Malfoy
miał jakieś pytania...
–
Do
cholery, czy on czyta mi w myślach?! - zirytowała się, gdy tylko
wyszła z sali. Tego tylko brakowało jej dzisiejszego, przeklętego
poranka. Nakazu widywania się z pewną oślizgłą jaszczurką,
której za nic w świecie nie miała ochoty widzieć...
Trzeci raz czytam "Dwa Światy" i za każdym razem kocham go jeszcze bardziej <3
OdpowiedzUsuńTo miłe, dziękuję :)
UsuńJestem zaskoczona... Po raz pierwszy czytam coś co nie jest tak złe, by zrezygnować przed końcem pierwszego wpisu (jeśli chodzi o tę tematykę). Wprawdzie nie jest to stylistyczne mistrzostwo, ale można przymknąć oko. Muszę przyznać, że brnę dalej...
OdpowiedzUsuńDwa Światy czytam już po raz... który to był? I nadal twoje opowiadanie nie przestaje mnie zachwycać (i nie tylko to, bo czytam także Cień Rozsądku i Rubin i Stal). Także, chociaż słyszałaś to zapewne od wielu osób masz wielki talent :)
OdpowiedzUsuńBardzo wciągające i bardzo... krótkie :(
OdpowiedzUsuńHehs czytam Twoje noty chyba już trzeć raz i dalej się zachwycam. Uwielbiam Twój styl pisania i za każdym razem gdy czytam na nowo którekolwiek z Twoich opowiadań widzę w nich inny ukryty sens i zaczynam dostrzegać więcej szczegółów. 😚
OdpowiedzUsuńNo tego to ja się po Lucjuszu nie spodziewałam, byłam przekonana, że będzie wściekły, że osoba pokroju Hermiony śmiała uratować jego syna... Może Malfoyowie też czasem używają mózgu o_O
OdpowiedzUsuńZa dużo od biednego Lucka wymagasz, pewnie mu żona pokazała bo, jak się dowiedzieliśmy, jest najbardziej normalna z całej rodziny. A tak szczerze, to akurat od starego Malfoya oczekiwałabym przeprosin, ale tylko tego. Ta obietnica? Może wymienili Lucjusza na kogoś innego pod Wielosokiem a tata fretka siedzi teraz w Azkabanie... Niewiadomo xd
UsuńNa pewno jak tak często tu wracam to niedługo przy każdym opowiadaniu będą moje komentarze, mam nadzieję, że Cię to motywuje i sprawia przyjemność. Jak zawsze cudownie się czyta. Nawet jeżeli znam zakończenie, a znam, bo wracam po raz 5, to za każdym razem znajduje coś nowego, ale właściwie nie tylko w tym opowiadaniu, tylko każdym jednym które napisałaś. Dlatego nigdy mi się nie znudzi♥️ tym razem zaczęłam się zastanawiać czy to przekazanie lekcji nie było zaplanowane przez Lucjusza skoro on już wiedział jak zareagował Draco na to kto go uratował, ale to tylk o takie moje pomysły😅 jesteś niedoścignionym wzorem i inspiracją :)
OdpowiedzUsuńŁadne wnioski - ale serio, jak to pisałam, to myślałam sobie, że było to zaplanowane przez Snape'a, bo wiedział, że Draco się kocha w Hermionie, jako uzdolniony legilimenta :D
UsuńSnape w takim razie zrobił mi dzień <3
Usuń