wtorek, 21 października 2025

TRADYCJA TRZECIA - Możesz Pocałować Pannę Młodą

Wokalista został uciszony szybkim zaklęciem, a Malfoy odegrał wyrazistą prezentację z ukazaniem natychmiastowej i bolesnej śmierci, którą Nott chyba zrozumiał, bo wtulił się w ramię męża wyraźnie urażony tym, że nie doceniono jego wysiłku.

- Witajcie wszyscy na tej doniosłej uroczystości. Rodzino, przyjaciele, uciszony wokalisto... Zebraliśmy się tu dziś, by połączyć... - zaczął uroczyście przemawiać Kingsley.

- Chrzanię to! - warknęła Granger, najwyraźniej chcąc się odwrócić i natychmiast uciec, ale Draco szybko przytrzymał jej dłoń pod swoim ramieniem i nie pozwolił jej odejść.

- Zróbmy to, a później wspólnie możemy ich zabić. Zwali się na jakieś zbiorowe zatrucie, albo katastrofę windy - zaproponował jej półszeptem.

- Znam klątwę, która rozpuszcza kości. Będą po niej wyglądać jak bezkształtne naleśniki! - Hermiona spojrzała mu w oczy i zachichotała złowrogo.

Draco był w tej chwili pewien, że bez przeszkód mógł zakochać się właśnie w tej kobiecie.

- Dobrze już! - Shacklebolt odchrząknął. - Zrobimy to szybko i nudno, skoro tak wolicie.

- Dobrze ci radzę King, by właśnie tak było! - Hermiona puściła Draco i wyjęła swoją różdżkę, widząc, że blondyn wciąż nie schował swojej.

Formułki wiązania zgodnie z tradycją zawierania małżeństw w rodach Malfoyów, musiały być wyrecytowane po łacinie. Na szczęście Granger płynnie władała tym językiem. Potter i Zabini podeszli do nich, by rzucić własne zaklęcia jako świadkowie tradycyjnego przyrzeczenia i wytworzenia magicznej więzi rodowej.

Magia przepłynęła gładko pomiędzy ich splecionymi dłońmi, a ich różdżki świeciły zgodnie złotym światłem. Draco miał nadzieję, że nie było widać jakie naprawdę wywierało to na nim wrażenie. Nigdy nie czuł się bardziej kompletny, niż gdy jego moc łączyła się z mocą nie kogo innego tylko samej Hermiony Granger.

Cholera! To naprawdę było niepokojące. Zwłaszcza, że prawdopodobnie ona nie czuła tego samego, patrząc na jej wyraźnie chłodną minę.

- Chyba nigdy nie widziałem tak gładkiego połączenia magii - mruknął Shacklebolt. - To naprawdę rzadko spotykane.

- Mówiłem wam! - wyszlochał wzruszony Nott. - To wcale nie musi być tylko na niby! Oni tak bardzo do siebie pasują...

Malfoy i Hermiona rzucili mu wspólnie śmiercionośne spojrzenie, chcąc by się wreszcie zamknął, ale wywołało to odwrotny efekt, bowiem Nott zaczął jeszcze bardziej szlochać, mówiąc coś o ich zgodności charakterów.

- Obrączki - poprosił Kingsley, a Blaise podał mu pudełeczko, które wcześniej tego dnia dostał od Draco.

- O mój Horusie! Jakie cudne! Czy widzę tam runę algiz? A materiał? Czyżby to była platyna? Jak zmyślnie! Czy wiedzieliście, że platyna jako jedyna nie reaguje...? - Granger, aż iskrzyła z ekscytacji pierścieniami.

- Nie teraz Hermiono! - upomniał ją Harry.

- A tak, jasne. Przepraszam - zreflektowała się szybko.

Draco mimo wszystko poczuł się mile połechtany tym, że spodobały jej się obrączki. Wiedział, że Theodore nie miał racji sądząc, że ona wolałaby coś zdecydowanie bardziej pospolitego.

Wymiana pierścieni była dość niezręczną chwilą, ale dalsze szlochanie Theodora i ciche nucenie piosenki "o jednej na milion" przez Lunę trochę to ułatwiły. Wreszcie wszystko było dopełnione, a Kingsley podsunął im dokument do podpisania, co ostatecznie pieczętowało ich małżeństwo. Od teraz byli Lordem i Lady Malfoy, kolejną parą małżonków w długiej linii tej szlachetnej rodziny.

Draco złośliwie pomyślał o tym, że musi poprosić Granger, by zgodziła się na wysłanie kopii ich aktu małżeństwa do Azkabanu. Jeśli szczęście mu dopisze, przy okazji tej całej misji jego przeklętego ojczulka może trafić szlag.

- Gotowe. Od teraz jesteście małżeństwem. - Minister Magii uśmiechnął się do nich niepewnie.

- Super, a teraz idź kompletować nasze papiery rozwodowe - nakazała mu oschle Hermiona. - Mają być gotowe, gdy tylko wrócimy z Zamku Lestrange.

- Jesteś najmniej romantyczną istotą na świecie Hermiono! - Shacklebolt wywrócił na nią oczami.

- Nie żeby specjalnie mnie to obchodziło. A teraz wreszcie chodźmy. Muszę się przebrać nim wyruszymy - Hermiona odwróciła się do wyjścia, ale Theo i Luna stanęli jej na drodze.

- A gdzie: "I teraz możesz pocałować pannę młodą?". Bez tego małżeństwo jest nieważne! - Nott pociągnął nosem i spojrzał na Lovegood, która gorliwe mu przytaknęła.

- Nie ma tego w opisie rytuału! - warknęła na nich Hermiona.

- Ale taka jest tradycja - wyjaśniła swym melodyjnym głosem Luna. - Musi się to wydarzyć, by małżeństwo zostało przypieczętowane.

Granger odwróciła się do Draco, wyraźnie szukając w nim jakiegoś wsparcia.

- Chyba nie zabije nas mały całus w policzek, prawda? - zapytał drwiąco unosząc brew i okłamując samego siebie, że wcale nie chodziło mu tylko o to, że po prostu chciał poczuć jej usta na swojej skórze.

- O ile nie jesteś naprawdę toksyczny... - zakpiła, podchodząc bliżej.

Draco nie krępował się położyć swoich dłoni na jej smukłej talii i pochylić się, by nadstawić policzek. Najwyraźniej jednak Granger zamiast go pocałować, również chciała tylko nadstawić swoje lico i w konsekwencji tylko niezręcznie zderzyli się nosami.

By szybko naprawić swój błąd, obydwoje postanowili wykonać cmoknięcie, w efekcie czego jego pocałunek wylądował na jej skroni, a jej na jego podbródku.

- Cholera jasna! - Granger gwałtownie rzuciła swoim bukietem w Lovegood, po czym złapała Draco za kark i przycisnęła swoje usta do jego.

To było jak złapanie znicza po trudnym meczu. Albo jak kubek kakao w zimny dzień. Albo jak wytknięcie Potterowi, że ma lepszy wskaźnik rozwiązanych przestępstw od niego. Albo jak grom z jasnego nieba. Draco sam nie wiedział, do czego to porównać. Było po prostu doskonałe i już.

Jednak nim oprzytomniał na tyle, by spróbować to choć trochę pogłębić, błysk lampy od aparatu oderwał ich od siebie.

- Doskonałe ujęcie... Będzie taka piękna pamiątka! - Nott ocierał łzy, koronkową chusteczką. - Dokładnie tak zawsze to sobie wyobrażałem mój Drakey-Poo!

- Co tu robi jakiś pieprzony fotograf? - Draco popatrzył na kolesia, który przymierzał się do zrobienia im kolejnego zdjęcia.

- Pomyśleliśmy, że chcielibyście je mieć... - zaczęła tłumaczyć Luna.

- Wy już lepiej o niczym nie myślcie bo wam to jeszcze bardziej zaszkodzi! - warknęła na nią Hermiona, po czym żwawym krokiem ruszyła do wyjścia z sali.

Draco uśmiechnął pod nosem. Ognista i zdecydowana.

Tak, naprawdę mógłby się z łatwością zakochać w takiej kobiecie.

<><><>

Gdy wjechali windą na piętro, gdzie mieścił się Departament Aurorów, okazało się, że to nie koniec wyczynów drużny Lovegood-Nott. W sali konferencyjnej czekał na nich wystawny lunch, którym Neville i Seamus już z uśmiechami się raczyli. Był tam też drogi szampan oraz tort z figurką blond pana młodego wraz z panną młodą o kręconych, brązowych lokach.

- Od decyzji, że w ogóle to zrobimy nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny! - dywagowała na głos Granger stojąc w wejściu do sali. - Jak udało wam się to wszystko tak szybko zorganizować?

- Jestem Theodore Nott-Zabini, najlepszy w magicznym świecie weddingplanner! To było dla mnie prostsze niż wypicie porannej kawy! - Theo dumnie wypiął pierś.

- Ty nie pijesz kawy - wypomniał mu z uśmiechem Blaise.

- Dlatego powiedziałem, że to jak picie dla mnie kawy. Nie najłatwiejsze, ale jak trzeba, to trzeba. Coś wolno dziś łapiesz kochanie! - Theo cmoknął męża czule w policzek, po czym wszedł do sali konferencyjnej wraz z resztą towarzystwa.

Draco wykorzystał okazję, że Blaise szedł na końcu. Złapał go mocno za ramię, odciągając i przypierając do ściany.

- Dlaczego mu na to wszystko pozwoliłeś? - zawarczał.

Zabini ciężko westchnął.

- Dobrze wiesz, jaki jest Theodore. Lepiej pozwolić mu się pobawić, niż spróbować z nim walczyć lub dyskutować...

- Czy twój głupi mąż w ogóle ogarnia, że to wszystko miało być na niby? - Draco nie krył złości.

- A ty? - zripostował szybko Blaise. - Bo podczas ceremonii patrzyłeś na nią jak na najjaśniejszą gwiazdę na twoim prywatnym niebie.

- Wcale nie! - oburzył się blondyn, puszczając wreszcie przyjaciela i nerwowym gestem poprawiając rękaw marynarki.

- Jasne... W cokolwiek zechcesz wierzyć - Zabini czuł gestem poklepał Draco po policzku. - Ale jeśli chcesz znać moje osobiste zdanie, to powinieneś przykuć ją do siebie tytanowymi kajdankami i nigdy w życiu nie pozwolić jej od siebie odejść. To idealna kobieta dla ciebie.

Blaise nie powiedział nic więcej, tylko wyminął Malfoya i dołączył do towarzystwa biesiadującego na całego w konferencyjnej.

- Kurwa mać... - wymamrotał Draco pod nosem, ukrywając twarz w dłoniach. Chłód obrączki na jego skórze natychmiast zwrócił jego uwagę.

Spojrzał na platynowy krążek na swoim palcu. Symbol tego, że teraz nie był już tak do końca wolnym człowiekiem. Dlaczego wcale mu to nie przeszkadzało? Nie potrafił tego wyjaśnić. Martwił się tylko, że jeśli nie poskromi swoich myśli i coraz większej ilości uczuć, to gdy to wszystko się skończy może gorzko pożałować, że w ogóle zgodził się wziąć w tym udział.

<><><>

Po godzinie Granger oświadczyła wszystkim, że idzie się przebrać. Draco postanowił zrobić to samo. Pozwolił jej to zrobić w jego... To znaczy chwilowo w ich gabinecie, a sam udał się do łazienki. Gdy wrócił do sali konferencyjnej, wokalista Elitarnych odśpiewywał właśnie całość piosenki o wybrance jednej na milion, a wszyscy wesoło mu wtórowali swoimi niezbyt dobrymi wokalami. Najgłośniej śpiewał Shacklebolt, który jak zwykle przyniósł ze sobą sporo whisky chyba tylko po to, by znów: "lepiej mu się myślało".

Draco stanął w progu, obserwując to wszystko z lekko zmarszczonymi brwiami i czekając, aż Granger do niego dołączy. Starał się zrobić groźną minę, gdy zauważył jak Potter się do niego zbliża, ale niestety pieprzonego wybawcy świata nie sposób było tak łatwo odstraszyć.

- Czego chcesz? - spytał wrogo.

- Pogadać - Harry prawie obcesowo wypchnął kumpla za próg i zamknął za nimi drzwi od sali konferencyjnej.

- A kto powiedział, że w ogóle mam ochotę cię słuchać? - zakpił Draco.

- Posłuchasz mnie, albo urwę ci ten oślizgły łeb fre... węża.

Malfoy parsknął drwiąco. Potter doskonale wiedział, że nie działały na niego takie groźby.

- Poważnie Draco, wysłuchaj mnie proszę! - Harry spojrzał mu w oczy i położył dłoń na jego ramieniu.

- Niezła zmiana taktyki, ale prędzej zadziałałaby na Weasleya, niż na mnie.

- Pracujemy razem od lat i nie jeden raz nawzajem uratowaliśmy się z różnych opresji... - Potter wyglądał na poważnie zdeterminowanego.

- Do celu Pottie, bo misja na mnie czeka. Swoją drogą to taka, która znów uratuje cię z opresji, w której siedzisz utytłany jak błotoryj!

- Wiem i jestem ci za to wdzięczny, ale... - Główny auror przełknął nerwowo.

- Chodzi ci o Granger, prawda?

- Teraz chyba przez chwilę jest Malfoy... - Potter posłał mu słaby uśmiech.

- Wykrztusisz to wreszcie czy mam cię przekląć klątwą na rozwiązanie języka? - zagroził mu poważnie blondyn.

- Chcę cię tylko ostrzec. Hermiona została już raz bardzo skrzywdzona przez mężczyznę i...

- Chyba nie próbujesz mnie teraz porównywać do Weasleya?! - wkurzył się Draco.

- Nie! Oczywiście, że nie! Jednak tłumaczyłem ci już, że ona jest jak moja młodsza siostra, choć niby teoretycznie jest ode mnie starsza...

- Salazarze! Do brzegu Potter, zanim się tu zestarzeje!

- Chcę cię tylko ostrzec, że jeśli choć przez myśl ci przejdzie, by skorzystać z jakiegoś przywileju nocy poślubnej, albo chociaż jej jakoś dotknąć...

- HAROLDZIE JAMESIE POTTERZE! - za ich plecami rozległ się oburzony krzyk.

Obaj mężczyźni w tym samym czasie odwrócili się w stronę wyraźnie wściekłej Hermiony Granger... Malfoy. Na jej widok Draco o mały włos nie zachwiał się na nogach. W swoim stroju bojowym wyglądała naprawdę cholernie gorąco!

Spodnie z czarnej skóry, biały top opinający jej wydatne piersi, włosy spięte w warkocz i kabura z różdżką przytwierdzona do jej ramienia. W dłoniach trzymała torbę i skórzaną kurtkę, pasującą do spodni. Blondyn miał tylko nadzieję, że uda mu się teraz widocznie nie oślinić. Jego żona była drapieżna, ostra i kurewsko seksowna. Wyglądała jak magiczna wersja tej super-sprawnej kobiety, która wszędzie biegała z dwoma pistoletami. Draco też widział to kiedyś u Pottera na DVD. Nazywała się chyba Cara Loft czy jakoś tak.

- Hermiono to nie tak... - Harry spocił się jak mysz przed obliczem kota.

- Jak śmiesz mówić w ten sposób do Draco? Czyżbyś nie zauważył, że obydwoje jesteśmy dorośli i potrafimy racjonalnie myśleć i sami za siebie decydować?! Za kogo nas uważasz, próbując dawać takie ostrzeżenia? - krzyczała na przyjaciela.

- Ja tylko...

- Wiem, że się o mnie martwisz, ale doskonale potrafię sama o siebie zadbać! Nie masz prawa się wtrącać w moje życie, rozumiesz? Nawet jeśli usilnie uważasz, że to słuszne i potrzebne!

- Wiem i przepraszam, ale...

- Nie ma żadnego "ale"! - warczała wściekle. - To Dracona powinieneś teraz przeprosić za swoje niewłaściwe insynuacje, a ja w tym czasie pożegnam się z resztą i możemy wreszcie ruszać do Tenber.

Granger niczym chmura gradowa wpadła do sali i mocno zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Malfoy posłuchaj... - zaczął ostrożnie Potter.

- Naprawdę masz na imię Harold? - Draco nie powstrzymał dłużej wybuchu szyderczego śmiechu.

Cała sytuacja tak bardzo go rozbawiła, że nie mógł przestać chichotać, aż wreszcie Potter machnął na niego ręką i poszedł sobie, ani nie go przepraszając, ani ni jak nie komentując sprawy ze swoim głupim imieniem.

<><><>

Nałożenie na nich ochronnych linii białej mocy, które miały chronić ich ciała przed wpływem czarnej magii trochę potrwało. Granger sama z taką wprawą machała różdżką, że Draco kilka razy musiał odciągnąć nieco kołnierzyk swojej koszuli, czując nagły napływ gorąca.

Zaczął się trochę obawiać, jak zniesie przebywanie z nią sam na sam, przez Merlin wiedział ile czasu, w wielkim zamku z tak wieloma wygodnymi sypialniami... Przywoływanie samego siebie do porządku przychodziło mu z coraz większym trudem.

Potter, Longbottom i Finnigan towarzyszyli im, aż do wrót zamku, gdzie dalej nie chciały przepuścić ich bariery. Oni i dwie inne grupy aurorów mieli być cały czas w gotowości, dlatego rozbili obóz na skraju lasu i czekali na znak od Draco i Hermiony, że są w stanie wydobyć Puszkę Pandory z posiadłości.

Ron powinien był do nich dołączyć, jako partner Harry'ego, ale Kingsley dał mu przymusowe wolne z powodu załamania nerwowego, którego doświadczył, gdy dowiedział się, że ślub się jednak odbył zgodnie z planem. Potter jednak nie narzekał, bowiem Lovegood zgłosiła się na ochotnika, by zająć miejsce Weasleya.

Harry tylko przez chwilę pomyślał o tym, że gdyby przypadkiem zgubił gdzieś na jakiejś misji swojego najlepszego przyjaciela, albo skłamał Romilerodaktylowii, że mąż ją zdradza, to być może po kilku zawirowaniach Luna dołączyłaby wtedy do niego na stałe...?

Szybko jednak skarcił się za takie myśli. Za bardzo by się o nią bał, gdyby ukochana miała pracować z nim ramię w ramię.

Wreszcie Draco i Hermiona byli gotowi do wkroczenia w czeluści Zamku Lestrange. Tradycyjnie przed pójściem na misje wszyscy aurorzy pożegnali ich klepnięciami w plecy i słowami otuchy, a Malfoy mordował wzrokiem każdego kto odważył się dotknąć Hermiony chociaż centymetr niżej niż jej bark.

- Powodzenia i pamiętajcie o regularnym kontakcie - pożegnał ich Harry. - I to absolutnie nie tym fizycznym pomiędzy sobą! - dodał napiętym szeptem, tak by tylko Draco mógł go usłyszeć.

- Coś czuję, że to będzie świetna zabawa Potter - Malfoy uśmiechnął się prowokacyjnie do Wybrańca, w głębi ducha szczerze przyznając, że miał nadzieję, że faktycznie choć trochę tak będzie.

W końcu wprowadzał do należącej do niego posiadłości, swoją prawowitą żonę.

<><><>

Patrzył uważnie, gdy Hermiona pierwsza przekroczyła próg starego zamczyska. Podskórnie poczuł, że ktoś nowy włącza się w bariery ochronne należącej do niego nieruchomości, ale nic innego się nie wydarzyło. Słynna bohaterka wojenna stanęła na środku holu i rozejrzała się z ciekawością dookoła.

Jeszcze z czasów szkolnych Draco pamiętał dokładnie ten sam wyraz jej twarzy. Była poruszona i zaintrygowana, jak zawsze gdy miała tuż przed sobą nową zagadkę do rozwiązania. W jakiś sposób przyjemnie mu było odkryć, że pomimo tego, że wyrosła na piękną i niesamowitą kobietę, to nadal miała w sobie coś z tej małej, irytującej dziewczynki, którą lubił denerwować na wspólnych lekcjach i posiłkach w Hogwarcie.

- Czy od początku tak to tu wyglądało? Jest wręcz sterylnie czysto, a nie wyczuwam żadnych zaklęć przeciwkurzowych - dywagowała, nadal lustrując każdy szczegół wystroju.

- Mój skrzat domowy sprzątał tu przez trzy dni - przyznał Draco.

Granger spojrzała na niego krzywo, ale w ogóle tego nie skomentowała, tylko ruszyła dalej w głąb korytarza, gdzie dało się wyczuć najsilniejsze oddziaływanie czarnej magii.

- Naprawdę nie usłyszę żadnej tyrady o bezdusznym wykorzystywaniu skrzatów domowych? - spytał z prowokacyjnie.

Granger wyjęła z kabury różdżkę, a Malfoy przez sekundę pomyślał, że zaraz go przeklnie. Jednak okazało się, że zamierzała tylko rzucić zaklęcia wykrywające, by sprawdzić jakie dokładnie czary były związane z liniami rodowymi w posiadłości.

- Pracuję po piętnaście godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu - przyznała. - Gdybym sama nie miała skrzata domowego, już dawno umarłabym z głodu, a moje mieszkanie wyglądałoby jak wnętrze zapomnianego grobowca.

- Naprawdę? Święta Hermiona Granger sama korzysta na cierpieniu skrzata domowego? Gdzie się podziały twoje dawne ideały i zasady? - drążył z rozbawieniem.

- Mój skrzat otrzymuje pensję i ma wolne dni, więc nie porównuj nas do siebie Malfoy, bo z pewnością nie jesteśmy tacy sami! - Hermiona pogroziła mu swoją różdżką.

- Gdzieżbym chociaż śmiał tak pomyśleć! - Draco po prostu całym sobą czuł, że kocha się z nią droczyć w ten sposób. Najlepsza rozrywka ją miał i to od bardzo dawna.

- To tam? - Granger wskazała na wejście do salonu.

Draco skinął potakująco. Od początku podejrzewał, że zaraz obok znajdował się stary gabinet Rudolfa i to tam wszelkie zaklęcia wykrywające wskazywały na obecność przeklętego artefaktu.

- Tak wskazują moje pomiary - odpowiedział idąc tuż za nią i naprawdę starając się nie gapić na ten jej pyszny tyłeczek.

W tych spodniach wyglądał tak apetycznie, że ślinka dosłownie napływała mu do ust. Musiał się opanować, by przypadkiem nie zachować się przy niej niczym dzikie, niewyżyte zwierzę.

- To naprawdę ogromna dawka czarnej magii - Granger weszła do bogato urządzonego salonu, w którym skrzat Draco również zdążył już dokładnie posprzątać i podeszła do dużych, białych drzwi.

To ich właśnie ich w żaden sposób nie szło otworzyć.

Malfoy z fascynacją patrzył na to, jak Hermiona pracowała ze swoją różdżką badając dokładnie cały ten obszar. Wreszcie jednak spojrzała na niewielką przestrzeń pomiędzy sufitem, a górną częścią framugi drzwi.

- Nie wykrywam tam żadnych silnych zaklęć - wskazała.

Draco poczuł jak opada mu szczęka.

- Ale przecież próbowałem rzucić bombardę na całą ścianę i nie zadziałała - wytłumaczył. - Próbowałem też wybić z zewnątrz wszystkie okna w tamtym pokoju i też nic z tego.

- Bo bariera jest wpleciona w mury, ale w tym fragmencie jest ona najsłabsza. Bombarda może faktycznie nie zadziałać, ale zaklęcie przeźrocza powinno dać radę. Będziemy mogli sprawdzić co jest w środku i jakoś się na to przygotować, nim spróbujemy tam wejść. Mamy tu jakąś drabinę? Muszę stuknąć w to miejsce bezpośrednio różdżką.

Blondyn popatrzył na nią przez chwilę i nim rozsądek podszepnął mu inne rozwiązanie, szybko do niej podszedł, pochylił się i oplótł swoje ramiona na wysokości jej kolan, unosząc ją z łatwością do góry.

- Aleś wymyślił - wymruczała odruchowo łapiąc go za barki.

Po chwili jednak wyprężyła swe smukłe ciało i wyciągnęła wysoko rękę, by móc wykonać zaklęcie.

Draco nie skomentował tego, tylko przytulił policzek do boku jej uda. Nie miał odwagi bezpośrednio przytulić się do jej słodkich pośladków, ale wiedział, że jego samokontrola na tym polu nie była zbyt stabilna. To się mogło skończyć albo tym, że Granger go boleśnie przeklnie, albo tym, że jeszcze dziś pozwoli mu się wyruchać na skórze niedźwiedzia, leżącej przed kominkiem w tym starym salonie.

- Wytrzymaj jeszcze moment - poprosiła go, wykonując przy ścianie jakieś skomplikowane ruchy różdżką.

W odpowiedzi tylko parsknął pod nosem. Mógłby ją tak trzymać przez najbliższe sto lat, gdyby tylko mu pozwoliła. Skoncentrowany na tym, by poskromić chęć wbicia zębów w jej ciało i wyssania na jej skórze swoich inicjałów, w ogóle nie odczuwał jej ciężaru.

- To działa! - Granger krzyknęła z ekscytacji, lecz już po sekundzie Draco poczuł jak sztywnieje w jego ramionach. - Och! Kurwa nie... - mruknęła. - Tylko nie to!

- Co? - zapytał zaintrygowany.

- Odstaw mnie i sam zobacz - nakazała.

Draco posłusznie postawił ją na ziemi po czym spojrzał na fragment ściany nad drzwiami, który teraz był przeźroczysty.

- Stąd nic nie widać... - Nie zdołał powiedzieć nic więcej, bowiem Granger machnęła na niego różdżką, a on uniósł się w powietrzu niczym piórko po zaklęciu Wingardium Leviosa.

Chciał nawrzeszczeć na nią, że lewitowała go bez jego zgody, ale od razu spostrzegł co tak bardzo ją zaniepokoiło. Na środku starego gabinetu wuja Rudolfa, tuż pod szafką z magicznymi artefaktami jak gdyby nigdy nic leżała wielka mantykora. I z pewnością nie wyglądała na martwą, choć chyba była chwilowo w stanie jakiejś hibernacji.

- Co ona tu robi? Jak przeżyła sama tyle lat? - Draco nie dowierzał, patrząc w szoku na Hermionę, gdy ta opuściła go wreszcie na ziemię.

- Karmi się czarną magią, a sama jest uśpiona do momentu, aż ktoś nie przekroczy progu. Z pewnością Rudolf musiał mieć jakieś hasło, które uspokajało stwora i pozwoliło mu wejść do środka.

- Powodzenia z jego wymyśleniem. - Malfoy szorstkim gestem potargał swe włosy. - Ten pieprzony psychol mógł wymyślić dosłownie wszystko!

- Nie mamy czasu tego zgadywać, zresztą ryzyko jest zbyt duże. Musimy tam wejść, by przejąć puszkę, a mantykora ma nam to uniemożliwić, więc zaatakuje, gdy tylko drzwi się otworzą.

- Co zrobimy? - Draco czuł się zirytowany tym, że problemy zamiast się rozwiązać, wciąż się nawarstwiały. - Nie słyszałem jeszcze, by mantykorę dało radę ujarzmić mniej niż piętnastu czarodziejów na raz.

Granger jeszcze raz spojrzała na drzwi.

- Jestem pewna, że potrafię przełamać klątwę i tam wejść. Harry i inni aurorzy muszą być w pełnej gotowości. Potrzebujemy magicznej siatki, która pozwoli nam ją schwytać i przytrzymać w miejscu przez około minuty. Będziemy musieli oszołomić ją i natychmiast przetransportować na zewnątrz, gdzie powinni już czekać na nas pracownicy z Wydziału Bestii - planowała.

- To cholernie ryzykowne - Draco starał się zdusić nieprzyjemny dreszcz. Pomimo lat pracy jako auror, naprawdę nadal nie lubił łatwego szafowania swoim życiem.

- Prawda, ale nie mamy też żadnego innego wyjścia - Hermiona posłała mu napięty uśmiech. - Jeśli dobrze wszystko zaplanujemy, to na pewno nam się uda.

- Trzymam cię za słowo Granger, bo jeśli zginę to nie myśl, że mój majątek przejdzie na ciebie - uśmiechnął się do niej bezczelnie. - Żony Malfoyów mają prawo do majątku dopiero po przetrwania pełnego roku małżeństwa.

Hermiona wywróciła oczami, ale mimo to się roześmiała.

- A już miałam nadzieję spraszać moich przyszłych kochanków na twoje jedwabne prześcieradła! - zakpiła.

Draco poczuł, jak krew zaczyna mu płonąc. O jakich kochankach ona mówiła? I skąd u diabła wiedziała, że lubił mieć w łóżku jedwabne prześcieradła?

- Ile potrwa zdjęcie bariery z drzwi? - spytał ją, by odwrócić uwagę również od tego, jak się teraz poczuł. Dlaczego był prawie chory z zazdrości, gdy ledwo wspomniała o innych mężczyznach? Przecież to nie tak, że pomiędzy nimi naprawdę coś było.

- Myślę, że od dwunastu do dwudziestu godzin - stwierdziła rzeczowo. - Wyjdź na zewnątrz przekazać im wszelkie informacje i każ dostarczyć najlepszą siatkę na mantykory jaką są w stanie zdobyć do jutra.

Granger podeszła do drzwi i na nowo zaczęła się im przyglądać, a Draco zgodnie z jej życzeniem wyszedł z powrotem do obozu aurorów, by przekazać im nie najlepsze nowiny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz