Draco starał się poskromić irytację, ale naprawdę było to trudne ilekroć rozejrzał się dookoła. Wiedział, że jego przyjaciele nie robili mu tego po złości, ale tradycyjnie takie fantazyjne miejsca przyciągały bardziej niż dziwaczną klientele. Siedząc tu ledwo przez pięć minut dorobił się już trzech propozycji podstawienia mu drinka: od kobiety, która mogłaby być jego prababką, od mężczyzny, który miał do czoła przytwierdzony złoty róg i prawdopodobnie od goblina, nieudolnie transmutowanego w drag queen. Zapowiadał się naprawdę udany wieczór.
Zwłaszcza, że chaos w jego głowie nie chciał go opuścić od chwili, gdy tylko Granger weszła dziś do sali konferencyjnej. Ciągle myślał o każdym jednym słowie i każdej jednej interakcji jaka miała miejsce pomiędzy nimi. To było naprawdę coraz bardziej frustrujące.
Zmęczonym gestem przetarł twarz doskonale wiedząc, że nawet godzina pod zimnym prysznicem nie ostudzi tego, co wywołało w nim to spotkanie po latach. Skoro nawet widok mężczyzny-jednorożca nie pomógł opaść jego niezaspokojonemu podnieceniu, to nie wiedział co mogłoby go powstrzymać przed całą nocą z dłonią w spodniach od piżamy i widokiem kołyszących się seksownie bioder Granger pod jego powiekami.
- O! To tutaj jest mój Drakey-Poo! - usłyszał radosny głos.
Draco westchnął i powoli wstał, maskując kwaśny grymas wymuszonym uśmiechem.
- Cześć. - Blondyn pozwolił się objąć i soczyście ucałować się w oba policzki, poprawić swoją - i tak idealnie ułożoną grzywkę - strzepnąć z ramion niewidzialne pyłki i przyjąć troskliwe skomentowanie jego brzydkich worków pod oczami.
- Nic mi nie jest Theodorze - zapewnił gładko, odsuwając się, by móc uścisnąć dłoń rozbawionego Zabiniego.
- Zawsze tak mówisz, a wyglądasz coraz bardziej mizernie! Jak źle podlany słonecznik! - Theo westchnął ponuro, nadal intensywnie wpatrując się w przyjaciela.
- Daj mu spokój. Wygląda normalnie - ruszył ze swoim wsparciem Blaise. - Po prostu najpewniej jest zmęczony przez tą ostatnią sprawę. Całe ministerstwo ciągle o tym mówi.
- To fakt - zgodził się Draco, znów wygodnie siadając na różowej, pluszowej kanapie i przywołując kelnera. - Pracuję ostatnio po szesnaście godzin na dobę.
Nott zaskamlał z oburzenia, ale na szczęście nic nie powiedział tylko ostentacyjnie zacisnął usta. Draco nie mógł się doczekać kolejnej porcji ognistej, bo to czym poczęstował ich Potter już dawno wyparowało. Choć, kiedy przypomniał sobie, jak Granger oblizała swe pełne wargi, gdy tylko trochę spróbowała...
- Hej! Jest tu coś jeszcze! Znam tę minę! Poznałeś kogoś! - Theodore zastrzygł uszami i błysnął oczami niczym doskonały pies tropiący.
- Nikogo nowego nie poznałem! - zaprzeczył szybko Draco, w duchu uświadamiając sobie, że wcale nie skłamał.
- Mój mąż ma rację - Blaise wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. - Zawsze masz to zamglone żądzą spojrzenie, gdy twoje myśli zaprząta jakaś gorąca laska.
Draco wymownie wywrócił oczami.
- Nie wiem co wam się ubzdurało, ale jak już mówiłem jestem ostatnio tak zapracowany, że ledwo mam czas pomyśleć jak się nazywam!
- Całe szczęście, że nikt nie każe ci teraz policzyć twoich galeonów - zachichotał Zabb. - Zgubiłbyś się już gdzieś przy trzystu milionach.
- Co mi przypomniało, że pijemy dziś na twój koszt - Theo przyjacielsko poklepał go po kolanie. - My wydziedziczeni, bez majątku...
- Skończ za każdym razem grać tą samą kartą! - upomniał go Draco. - Obydwaj macie świetne prace i zarabiacie lepiej od ministra magii!
- A propos pracy - Zabini uśmiechnął się chytrze. - Dziś, gdy czekałem w kolejce do Fiuu zauważyłem Pottera w bardzo ciekawym towarzystwie...
- Jakim? - Theo Nott-Zabini prawie podskakiwał na swoim miejscu, czekając na relację swojego męża Blaise'a Zabiniego-Notta.
- Przecież sam spostrzegłeś przed chwilą tę znajomą minę naszego Smoka. Nie trudno się domyślić. - Blaise mrugnął porozumiewawczo. - Jeszcze w szkole była pewna dziewczyna, która zawsze to w nim wywoływała...
- Oczywiście, że była! - Theo zachichotał. - Salazarciu! Ilekroć ta dwójka się kłóciła, to było takie gorące, że musiałem potem zaciągać jakiegoś pucho...
Blaise znacząco chrząknął i wymownie spojrzał na męża.
- To znaczy, musiałem zaciągać kotary dookoła swojego łóżka i o tym pomyśleć! Wiesz, te zielone, puchowe zasłony... - Nott spłonił się lekko.
- Tak, na nas wszystkich to działało - Zabini nadal przyglądał się Theo uważnie, ale najwyraźniej postanowił już tego nie komentować. - Gdy tylko oni się ze sobą stykali, powietrze dookoła praktycznie iskrzyło.
- Nie mam pojęcia o czym wy mówicie! - wściekał się Draco.
- O tobie i Hermionie Granger - odpowiedzieli obaj chórem.
Draco zacisnął szczękę i złapał za dopiero co przyniesioną mu whisky.
- Nadal nie mam pojęcia o czym mówicie! - sarknął.
- Jak ona teraz wygląda? - zainteresował się Theo.
- Jest śliczna i gorąca - odpowiedział Blaise, nim Draco zdążył otworzyć usta.
- Zawsze była - Nott wzruszył ramionami. - Granger to pełen pakiet. Ładna, seksowna, a na dodatek piekielnie inteligentna. No i świetna w łóżku...
- Skąd to wiesz?! - Blaise i Draco prawie równocześnie wyskoczyli ze swoich siedzeń.
- Luna mi powiedziała - wyjawił im z cwanym uśmieszkiem.
- A skąd ona to wie? - dopytywał dalej Draco, wiedząc że permanentne uczucie podniecenia już z pewnością go nie opuści po tej rewelacji.
- Mieszkała z Granger przez trzy miesiące kiedy prowadziła swoje badania w Egipcie i co nieco słyszała. Podobno trafiali się faceci, którzy płakali pod ich drzwiami błagając o kolejny raz. Zresztą, czy Ron Łasica tak by za nią tęsknił, gdyby nie była w tym wybitna?
- Proszę, proszę... - Draco odsunął lekko kołnierzyk koszuli. - Nie sądziłem, że ona naprawdę to w sobie ma. Cicha woda.
- Granger od dawna już nie jest grzeczną kujonką - wtrącił Blaise. - Wyrosła na bardzo wyzwoloną kobietę. Dobrze, że pozbyła się ze swojego życia tego wieśniackiego Weasleya. Stare tradycje czystej krwi zabiłby to w niej.
- To tylko Weasley wciąż nie pozbył się jej ze swojego życia. Skamle za nią jak chory z miłości pufek - mruknął Draco, znów sięgając po whisky. Sam nie wiedział dlaczego nagle fakt, że Ron nadal był nieprzytomnie zakochany w Granger zaczął go irytować.
- Romildnargles zapewne się wścieknie, gdy się dowie, że Granger tu przyjechała - zachichotał Theo.
- Romil-co? - zapytał skonsternowany Draco.
- Nie pytaj - poprosił szybko Blaise. - To jakiś nowy wymysł Lovegood na określenie żony Weasleya. Nawet w tym ich całym kwiatowym klubie wszyscy się z nich śmieją.
Theo pochylił się i uszczypnął męża w ramię, aż ten podskoczył z bólu.
- Nigdy nie waż się mówić lekceważąco o Klubie Słonecznika!
- Tak wiem, przepraszam - Blaise rozmasował obolałe miejsce i spojrzał wymownie zza pleców męża na Draco. Obydwaj ubolewali nad tym, jak mocno Theodore i Luna zżyli się ze sobą.
- Masz zamiar zaprosić ją na randkę? - zapytał Nott, lustrując uważnie swojego blond przyjaciela.
Draco parsknął cichym śmiechem.
- Nie, ale jak dobrze pójdzie to jeszcze w tym tygodniu się z nią ożenię.
Blaise zakrztusił się whisky, którą właśnie pił, a Theo wykrzyknął wysoko i piskliwie:
- Że co?!
Malfoy wyszczerzył się do kumpli widząc ich zszokowane miny, po czym ponownie pomachał do kelnera, chcąc zamówić kolejną porcję ognistej.
- Możesz nam wyjaśnić, jak zamierzasz się z nią ożenić, nawet nie zabierając jej wcześniej na kolacje? - Zabini wreszcie odzyskał trochę kontroli nad swoim zakrztuszeniem.
- Normalnie - Draco udał, że podziwia swoje paznokcie. - To ona sama mnie o to poprosi.
Theodore i Blaise zgodnie wybuchnęli śmiechem.
Blondyn odczekał, aż przejdzie im napad wesołości, po czym zmroził ich swoim spojrzeniem.
- Co w tym takiego zabawnego?
- No to co powiedziałeś - Theodore otarł łzy. - Wcześniej pluszowy jednorożec wyskoczy ci z tyłka, niż Hermiona Granger dobrowolnie poprosi cię o rękę!
Draco skrzywił się z niesmakiem, a jego wzrok prawie automatycznie powędrował do mężczyzny z rogiem wciąż siedzącego przy barze. Ten od razu wyłapał jego spojrzenie i pomachał do niego z zachęcającym uśmiechem. Merlinie! Co za żenada!
- Chodzi o sprawę Zamku Lestrange. - Draco westchnął ciężko. - Potrzebujemy wprowadzić do środka doskonałego łamacza klątw, a twoja szalona Lovegood stwierdziła, że gdybym poślubił Granger, mogłaby tam wejść jako moja żona.
- Luna nie jest szalona, tylko genialna! - oburzył się Theodore. - I musisz wiedzieć, że hoduje najpiękniejsze słoneczniki!
- To interesujące - przerwał mężowi Blaise. - Jeśli zwiążesz ją z linią rodu, to faktycznie będzie mogła tam się dostać bez żadnych przeszkód i wtedy zdjąć wszystkie klątwy.
- To nie takie proste - Draco potarł zmęczone oczy. - Jeśli świadomie poddamy się rytuałowi wiązania linii rodowej, nie będziemy mogli po prostu unieważnić później tego małżeństwa.
- Prawda - zgodził się szybko Zabini, wyraźnie analizując wszystko w swojej głowie. - Będziecie musieli formalnie wystąpić o rozwód. To jednak nie powinno być trudne. Shacklebolt może popchnąć waszą sprawę na górę kolejki, więc nie będziecie musieli być małżeństwem dłużej niż ledwo kilka dni.
- Czytałem kiedyś... - Draco odchrząknął, jakby coś zalegało mu w gardle. - Coś o małżeńskiej więzi...
Zabini uśmiechnął się do niego protekcjonalnie.
- Więź jest po to, by wymusić na małżonkach regularne konsumowanie ich związku.
- To barbarzyńskie! - zdenerwował się Theodore.
- Jednak nie musisz się tym martwić - Zabini nachylił się i poklepał przyjaciela po ramieniu. - Są znane przypadki, gdzie pary nawet przez trzy miesiące opierały się konieczności oddania się pożądaniu. Spokojnie wytrzymasz te parę dni.
Draco wypuścił krótki oddech. Skoro Blaise to wiedział, to Granger z pewnością również będzie to wiedziała. Czyli żaden podstęp nie wchodził tu w grę... Szybkim ruchem opróżnił swoją szklankę i znów skinął na kelnera. Wiedział, że jutro rano tego pożałuje, ale chaos myśli nie pozwalał mu postąpić inaczej, jak tylko choć na chwilę poszukać słodkiego odrętwienia i pustki w głowie.
<><><>
Poranek był ciężki, zwłaszcza, że zapomniał zabrać z biura fiolkę eliksiru na kaca. Prawie zaspał, więc jego włosy po prysznicu wciąż były wilgotne, a kawę musiał wziąć sobie na wynos, by choć trochę się dobudzić po męczącej nocy. Jedynym plusem tego był fakt, że wrócił do domu tak sponiewierany, że nie miał już czasu na żadne mokre fantazje o Granger.
Pewnym krokiem wszedł do swojego biura wdzięczny za to, że będzie mógł wreszcie zdjąć z siebie okulary przeciwsłoneczne, gdy nagle zatrzymał się wpół kroku. Odkrył, że w jego gabinecie znajdowało się drugie biurko... Tylko dlaczego miałoby tu stać? Jeszcze na początku swoich negocjacji z Kingsleyem, zażądał własnego pomieszczenia z dala od aurorów i ich śmierdzących skarpetek, gdy już zrzucali te ubłocone i ośluzowane buty pod swoimi biurkami. Shacklebolt bez wahania się zgodził i nawet pozwolił mu zapłacić za udekorowanie tej ograniczonej przestrzeni. Jego pokój był po prostu idealny - nie licząc śladów wydeptanych przez Pottera na jego wykładzinie i tego, że ktoś postawił tam teraz jakieś stare, rozklekotane biurko.
Draco westchnął ponuro, ale zaraz potem jęknął, gdy drzwi uderzyły go w plecy, prawie wytrącając mu z dłoni drogocenną kawę.
- Kurwa mać! Potter frajerze! - zaklął, czując jak kilka kropel gorącego płynu spada na jego dłoń.
- Cześć Malfoy, frajerze - usłyszał znajomy głos. - Dlaczego stoisz zaraz przy drzwiach? Czyżbyś miał wątpliwości do czyjego biura trafiłeś?
Draco odwrócił się i prawie zaklął po raz drugi.
To była ona. Jego nowa nemezis. A może po prostu łatwo powtórnie wskoczyła w tę rolę? Dopiero teraz sobie przypomniał, że zgodził się by została przez kilka dni w jego gabinecie, by uniknąć gniewu Śmierciomildy na wieść o Granger w pobliżu jej Ronusia. Blondyn ucieszył się, że jednak nie zdjął jeszcze swoich ciemnych okularów. Mógł teraz bezczelnie zlustrować całe ciało dawnej księżniczki Gryffindoru, bez obaw, że go za to opieprzy lub przeklnie.
Granger miała dziś na sobie coś, co przypominało czarny lateks idealnie opinający jej cudowne nogi. Do tego miała czerwoną, kopertową bluzkę z całkiem przyjemnym dekoltem. Jej loki było rozpuszczone i wyglądały mniej dziko niż w szkole. Ta mała lwica była naprawdę drapieżna i to tak bardzo, że dosłownie zaschło mu od tego w gardle.
Dziwne było jednak to, że na nosie też nosiła ciemne okulary, a w dłoni trzymała podobny, papierowy kubek z kawą.
- Ciężki poranek? - zakpił z przyjemnością.
- Widzę, że taki sam jak twój - Granger zsunęła z nosa okulary i choć jej oczy nosiły ślady delikatnego makijażu, to ewidentnie było widać, że ona również była dziś niewyspana.
Draco parsknął cicho i podszedł do swojego biurka w poszukiwaniu eliksiru na kaca, choć żałował, że nie ma w szufladzie przypadkiem fiolki z miksturą na zatrzymanie popędu. Widok Granger w tych ciuchach, pracującej z nim ramię w ramię przez cały dzień z pewnością nie będzie łatwy.
- Powiedz proszę, że masz więcej eliksiru na kaca - jęknęła widząc w jego dłoni znajomą fiolkę. - Harry chciał tradycyjnie przywitać mnie w kraju, a teraz przez to w głowie mam stado galopujących garborgów!
Draco przyjrzał jej się uważnie. Mógłby odmówić i nie odczuwać z tego powodu wyrzutów sumienia. Mógłby kazać jej prosić, a nawet błagać. Może nawet uklęknąć. Lecz jeśli nadal chciał, by te seksowne nogi kiedykolwiek dobrowolnie...
Hermiona odchrząknęła, patrząc na niego uważnie. Naprawdę powinien się przy niej pilnować. Ta mała ślicznotka z pewnością znała miliony wymyślnych klątw.
- Jasne - mruknął. - Trzymaj Granger! - rzucił jej fiolkę i był pod wrażeniem tego, jak zręcznie ją złapała pomimo swojego kaca.
- Niech Izyda wynagrodzi ci to dobrym życiem i licznym potomstwem - westchnęła z ulgą odkorkowując fiolkę i pochłaniając ją jednym łykiem.
- Izolda z księgowości? Przecież ona ma z dwieście lat! - oburzył się Draco.
Granger zamrugała na niego, jakby właśnie powiedział coś niesamowicie kretyńskiego, ale Malfoy nie mógł się tym przejąć, bowiem właśnie odczuwał ulgę po wypiciu własnej porcji eliksiru odkacowującego.
- Przykro mi, że narzucili ci moje towarzystwo, ale mam nadzieję, że ta sytuacja nie potrwa zbyt długo - Granger zgrabnie przemaszerowała na tych swoich nieziemskich nogach do starego biurka, a Draco wydał cichy pomruk aprobaty.
Ona nie mogła zbyt długo tu zostać, jeśli nie chciał zrobić czegoś tak głupiego, jak złapanie jej i pochylenie nad blatem...
Na szczęście jego głębokie przemyślenie, przerwało wtargnięcie Pottera do pokoju.
- Nie umiesz pukać pacanie? - skarcił go Draco. - A co gdybyśmy właśnie razem z Granger byli w trakcie czegoś?
- Nawet nie próbuj robić takich insynuacji! - warknął na niego Harry. - Naprawdę nie jestem w nastroju na żarty! Mamy przejebane!
- Co się stało? - zaniepokoiła się Hermiona.
- Dostaliśmy nowy raport w sprawie Zamku Lestrange - Harry zadrżał lekko. - Dziś w nocy linia czarnej magii dotarła do starej, mugolskiej stodoły i sprawiła, że ta doszczętnie spłonęła. Obecni na miejscu aurorzy musieli wyczyścić pamięć całemu zastępowi straży pożarnej i mieszkającym w okolicy mugolom.
- Skoro stało się to tak szybko, to oznacza, że wyrwa w Puszce Pandory musi się stale powiększać - przekalkulował w mig Draco.
- Shacklebolt naprawdę nas zabije! - Potter zajęczał niczym potępieniec.
- Jeśli czarna magia z tego artefaktu jest w stanie podpalać zabudowania, to faktycznie wygląda to bardzo źle. - Hermiona również szczerze się przejęła. - Nie mamy już zbyt wiele czasu na opanowanie sytuacji. Trudno powiedzieć, co stanie się z ludźmi, bez dodatkowej ochrony białej magii. A mugole z pewnością będą coraz bardziej zaniepokojeni i sam confundus na długo nie powstrzyma ich przed węszeniem w tamtej okolicy.
- Co proponujecie? - Potter spojrzał na nich oboje z napięciem.
- Lepiej ty nam powiedz, co właśnie nam sugerujesz? - warknął na niego Draco.
- Słuchaj Malfoy! Jesteś ostatnim facetem na ziemi, za którego byłbym skłonny wydać swoją prawie siostrę...
- Ciekawe kto jest przedostatnim? - wtrąciła rozbawiona Granger.
- Brnij w to dalej Potter, a na pewno zaraz się zgodzę się na ten twój szalony pomysł! - Malfoy zacisnął pięści i nie powstrzymał grymasu.
- Dobra, żartowałem! Jesteś naprawdę w porządku i nawet cię lubię, ale dla Hermiony zawsze wyobrażałem sobie kogoś takiego, jak R...
- Jeśli powiesz, że kogoś takiego jak Ron, to osobiście cię zabije, a potem zatańczę z Malfoyem na twoim grobie! - zagroziła mu całkiem poważnie Granger.
Draco posłał Wybrańcowi kpiący uśmieszek. Chętnie zatańczyłby z nią gdziekolwiek by zechciała... Najlepiej nago.
- Przejdźmy do sedna - Harry popatrzył na nich zdesperowany. - Zrobicie to? Weźmiecie ślub na kilka dni, by Hermiona mogła tam wejść i przełamać dla nas klątwy?
Draco spojrzał z ukosa na Granger, by zorientować się, że ona w tej samej chwili patrzyła prosto na niego. To była niesamowicie niezręczna sytuacja. Co mieli powiedzieć? Na co się zdecydować?
- To dla ratowania świata! - popędzał ich Potter.
- Raczej twojego tyłka przed Shackleboltem! - Draco skrzywił się do swojego kumpla.
- Błagam was! - Harry już prawie płakał.
- Zrób to na kolanach - Hermiona założyła ręce na piersi i spojrzała z góry na przyjaciela.
Draco, który wciąż obserwował jej postawę, musiał przyznać, że podobało mu się, gdy była taka władcza. Potter nie krył swojego zaskoczenia, patrząc na Malfoya wyczekująco.
- Ta wykładzina jest wygodna - Draco uśmiechnął się wrednie. - Zrób to jak należy Pottie!
Harry szarpnął dłonią swoje już i tak zmierzwione włosy, ale wreszcie upadł na kolana i złożył ręce jak do modlitwy.
- Błagam was na wszystko co magiczne i święte, pobierzcie się i uratujcie świat...
- I twoją bliznowatą dupę przed ministrem magii - dodał Malfoy i wyczekująco uniósł brew.
- I moją bliznowatą pupę - wymamrotał Harry pod nosem, czerwieniąc się ogniście.
- Co ty na to Granger? - Draco chciał koniecznie poznać jej opinię.
- Mam dwa warunki - Hermiona zabrzmiała nadzwyczaj chłodno.
- Jakie?! Zrobię wszystko! - Potter zerwał się z klęczek pełen nadziei.
Draco mimowolnie się skrzywił. Był prawie pewien, że jeden z warunków będzie brzmiał tak, że nie będzie mu wolno się do niej zbliżać na odległość mniejszą niż dwa metry, już nie mówiąc o dotykaniu. Nie żeby tego chciał... Choć tak. Desperacko tego chciał!
- Po pierwsze nikt poza główną ekipą ma się o tym nie dowiedzieć - zaznaczyła. - Kingsley sam może poprowadzić ceremonię wiązania, bez udziału innych urzędników. Nawet ministerialna mysz ma nie być świadoma całej tej farsy!
- Jasne, oczywiście... - zaczął zapewniać ją Potter, ale Granger uniosła rękę by go uciszyć.
- I nie wiem komu będziesz musiał dać łapówkę, albo z kim będziesz musiał się puścić, by to załatwić, ale w moich dokumentach nie ma być żadnej wzmianki o tym incydencie. Jeśli kiedykolwiek zechce wyjść za mąż, to w mojej zgodzie na zawarcie małżeństwa nie ma być ani jednej adnotacji na ten temat.
Harry jęknął, ale posłusznie pokiwał głową jak grzeczny puchon.
- I po drugie - Granger praktycznie warczała. - Zaprosisz wreszcie Lunę na oficjalną randkę! Dość mam słuchania twojego jęczenia na temat tego czy ona cię lubi czy nie lubi! Masz to zrobić i sam się przekonać!
- Popieram ten wniosek! - Draco uniósł dłoń niczym członek Wizengamotu w trakcie głosowania.
- Zamknij się Malfoy! - Potter wciąż zdenerwowany, otrzepał swoje kolana i poprawił szatę. - Zgoda Herm, załatwię to jeśli ty zgodzisz się wyjść na kilka dni za tego palanta.
- W takim razie mamy umowę - Hermiona posłała przyjacielowi cierpki uśmieszek.
- Nie tak szybko Potter! Są jeszcze moje warunki - Malfoy nie mógł pozwolić sobie na ukrycie swojej satysfakcji, widząc zaskoczenie głównego aurora.
- Czego chcesz przebiegła fretko? - warknął Harry.
- Po pierwsze, już nigdy w życiu nie nazwiesz mnie fretką, bliznowaty kocmołuchu - Draco wskoczył na swój wygodny fotel biurowy i oparł nogi na blacie. - A teraz może sięgniesz po pióro i pergamin, bo moja lista będzie raczej długa...
Miał zamiar wymyślić całą serię najbardziej niedorzecznych rzeczy, gdy nagle Potter uśmiechnął się równie przebiegle.
- Mogę już nigdy nie nazywać cię fretką i dorzucić ci z dwa tygodnie w pełni płatnego urlopu, ale albo zrezygnujesz z innych warunków, albo opowiem Hermionie i każdemu, kto zechce posłuchać o naszej słynnej misji w Devon...
Malfoy natychmiast opuścił nogi wyprostował się i odchrząknął, cały zarumieniony.
- Mieliśmy już nigdy w życiu o tym nie mówić!
- Zmusiłeś mnie...
- Wystarczy! Nie mamy czasu na wasze podwórkowe przegadywanki - przerwała im Hermiona. - Kto absolutnie musi się o tym wszystkim dowiedzieć?
- Poza naszą trójką i Kingsleyem, najprawdopodobniej Seamus, Neville i Luna, bo byli wczoraj obecni przy rozmowie o tym i wciąż biorą czynny udział w akcji - wyjaśnił Harry.
- Jeśli Lovegood wie, to muszę powiedzieć też Theodorowi - Draco wywrócił oczami. - Gdyby się przypadkiem przed nim wygadała, zabiłby mnie swoją konewką do podlewania słoneczników.
- W porządku, ale to oznacza, że Blaise także się dowie - skomentował Potter.
- Jasne! Może od razu dajmy ogłoszenie na tablicę w pokoju wspólnym Slytherinu! - zdenerwowała się Hermiona. - Parkinson też musi się dowiedzieć? Pewnie z przyjemnością chciałaby wpaść i to przerwać!
- Parkinson jest w szpitalu psychiatrycznym - skomentował cierpko Draco. - Zwariowała, gdy ministerstwo skonfiskowano majątek jej ojca za liczne defraudacje.
- Nieprawda! Zwariowała, gdy powiedziałeś jej, że nigdy się z nią nie ożenisz, a poza tym jest tak brzydka, że nic tego nie naprawi - przypomniał mu Harry, a Draco mimo wszystko natychmiast się uśmiechnął.
- Słyszałaś Granger? Kobiety dosłownie wariują chcąc za mnie wyjść! Powinnaś docenić...
- Jakie kobiety? - przerwała mu ironicznie. - Jak na razie wspomnieliście tylko coś o pochodnej mopsa.
- I mówi to ktoś, kto chciał kiedyś wyjść za Weasleya! - Draco również nie krył sarkazmu. - Ten człowiek to w osiemdziesięciu procentach niedożywiona łasica, a w dwudziestu wesoły idiota!
- Nigdy nie chciałam za niego wyjść! - kłóciła się Granger.
- Dość! - Harry klasnął w dłonie. - Teraz to wy przekrzykujecie się, jakbyśmy nadal byli na dziedzińcu w Hogwarcie! Wystarczy tego! Muszę iść do Kingsleya i jak najszybciej to wszystko załatwić. Jutro wasz ślub.
Hermiona i Draco znów krótko zerknęli na siebie, po czym obydwoje natychmiast odwrócili wzrok. To naprawdę było cholernie niezręczne.
- Czy Ron też musi się o tym dowiedzieć? - zapytała cicho Granger.
Harry i Malfoy wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Jest członkiem głównej ekipy, więc musi podpisać raport... Ale on nigdy ich nie czyta, więc prawdopodobnie niczego się nie dowie - odpowiedział jej wreszcie Harry.
- To dobrze - Hermiona uśmiechnęła się z przymusem. - Pójdę przygotować wszystko na jutrzejszy wyjazd. Myślę, że wyruszymy zaraz po ceremonii? - spojrzała pytająco na obu mężczyzn.
- Tak będzie najlepiej - zgodził się Draco, czując się skonsternowany tym, że naprawdę rozmawiał właśnie ze swoją "prawie" narzeczoną.
- W porządku. Zobaczymy się w trakcie lunchu Herm, na razie fre... Malfoy.
Harry pomachał do nich, po czym natychmiast czmychnął z gabinetu.
- To pewnie będzie najdziwniejsza misja aurorska w jakiej weźmiesz udział? - Hermiona uśmiechnęła się do niego blado.
- Nie sądzę. - Draco również odpowiedział jej małym uśmiechem. - W zeszłym roku dostaliśmy pilne wezwanie od aurora w niebezpieczeństwie. Okazało się, że Romildragora wywaliła Weasleya na siarczysty mróz... W samych skarpetkach. I dokładnie to mam na myśli. Miał na sobie tylko skarpetki z logiem Armat z Chudley.
- Auć! - Hermiona zachichotała. - Choć znam naprawdę wiele wymyślnych czarów, to nigdy nie chciałabym spotkać tej demonicy na swojej drodze.
- Lepiej dla ciebie, by tak nie było - przyznał szczerze Draco.
- Idę się pakować - Granger szybko dopiła swoją kawę i skierowała się do wyjścia. - Łamanie niektórych klątw może potrwać nawet kilkanaście godzin, więc lepiej weź na jutro szczoteczkę do zębów - poradziła mu z lekko pogardliwym uśmieszkiem.
- Nie martw się, będę przygotowany. - Blondyn odważnie spojrzał jej w oczy, chcąc by wiedziała, że nie tylko przybory łazienkowe miał teraz na myśli.
- Świetnie - Hermiona podeszła do drzwi, ale ledwo złapała za klamkę, gdy odwróciła się do niego i znów spojrzała mu w oczy. - I pamiętaj proszę, że według tradycji, to pan młody przynosi do urzędu obrączki.
Oprzytomniał dopiero, gdy za tą seksowną kocicą zamknęły się drzwi. Cholera! Ona miała rację! Musiał zdobyć jakieś obrączki, skoro jutro miał się z nią naprawdę związać. Draco Malfoy żonaty? Czy świat naprawdę był na to gotowy?
Nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale o dziwo nie odczuwał paniki na samą myśl o tym, a to zaskoczyło nawet jego samego. Czyżby sam powoli dojrzewał do decyzji o małżeństwie?
Nieee! To z pewnością była tylko resztka wczorajszego kaca.
<><><>
Draco starał się wykazywać cierpliwość, ale nie przychodziło mu to łatwo. Theodore nie był z niczego zadowolony. Zaczęło się od tego, że nie odpowiadał mu kolor ścian w Urzędzie do Spraw Zawierania Małżeństw:
- Kto w ogóle produkuje farbę w kolorze musztardy z dodatkiem jaj bahanki? A potem jeszcze maluje tym ściany! Obłęd!
Nie odpowiadał mu też odcień cery Draco w tym świetle:
- Wyglądasz blado jak mumia! Chociaż w sumie może Granger lubi mumie skoro mieszka w Egipcie? Jak myślisz?
Nie był ogólnie zachwycony fryzurą :
- Ten kosmyk jest krzywo! Wiedziałem, że powinienem był przynieść ze sobą ulizannę! Kto to widział żeby w dniu własnego ślubu mieć takie siano na głowie?
Długo i z zapałem krytykował też garnitur:
- Od kiedy to pan młody nosi taką nietwarzową czerń? To nie pogrzeb! Tak wiem, że tradycja czystej krwi dopuszcza czarne szaty, ale naprawdę powinieneś był pomyśleć o czymś o wiele weselszym na ten wyjątkowy dzień!
Najgorzej jednak oberwało się Draco za wybór obrączek.
Wczorajsze popołudnie prawie w całości spędził w podziemiach Gringotta, przeszukując swój rodzinny skarbiec. Było tam wiele kompletów obrączek, ale Draco nie wiedzieć czemu chciał czegoś naprawdę wyjątkowego. W końcu natrafił na idealny zestaw. Dwie obrączki z najczystszej platyny. Żeńska miała wyryte runy oddania i rodziny wysadzane diamentami, a męska runy bezpieczeństwa i opieki inkrustowane obsydianem. Obie były niezwykłe, piękne i z pewnością bezcenne.
- Są takie ponure! - uskarżał się Theodore. - Powinieneś był wcześniej zapytać Hermiony o zdanie! To przecież ona będzie musiała to szkaradztwo nosić na palcu! Platyna! Też coś! Białe złoto z domieszką różowego, najczystsze brylanty z doliny Kryształowych Wróżek i wtedy to można by nazwać odpowiednią obrączką!
- Theo... Z łaski swojej, zamknij się! - Draco w końcu nie wytrzymał i warknął na przyjaciela, który i tak się tym nie przejął, tylko na nowo zaczął poprawiać mu grzywkę i słonecznik, który siłą wepchnął w butonierkę jego marynarki.
- Daj mu już spokój skarbie - poprosił łagodnie Blaise. - Nie widzisz, że nasz pan młody i tak się denerwuje? Nie ważne, że to wszystko niby na niby...
- Ty też się zamknij! - zażądał Malfoy, mierząc Zabiniego wkurzonym spojrzeniem.
Naprawdę chciałby móc mieć to już za sobą, a do samej ceremonii zostało jeszcze ponad dziesięć minut. I gdzie do cholery jasnej podziewała się Granger? Przecież nie chciała się chyba spóźnić na własny ślub? A może... A co jeśli uciekła? A on stał tam teraz niczym ostatni kretyn ze słonecznikiem w butonierce i obrączkami w kieszeni. Co będzie jeśli go wystawiła do wiatru?
Drzwi windy rozsunęły się i Draco spojrzał w tamtą stronę, ganiąc wewnętrznie samego siebie, za odczuwaną w tej chwili nadzieję. Prawie zaklął na głos, gdy zobaczył kto naprawdę dotarł na to piętro.
- Ty! - ryknął czerwony niczym przywiędła papryka Weasley. - Dlaczego mi to robisz?!
Draco nawet się nie wzdrygnął, gdy Ronald zaczął szarżować w jego kierunku, doskonale wiedząc, że biegnący za nim Potter oraz dwaj stojący przy jego boku przyjaciele nie pozwolą zrobić mu żadnej krzywdy.
- Przypadkiem dostrzegł nazwisko Hermiony w papierach i pierwszy raz w życiu przeczytał cały raport - wydyszał Harry, łapiąc wreszcie rudzielca za ramię i zatrzymują go w miejscu.
- Malfoy! Nie możesz mi tego zrobić! - Ron prawie się rozpłakał. - Nie możesz poślubić mojej Mionki, nawet nie naprawdę!
- Opanuj się Weasley! - Draco nie krył swojej pogardy. - To przecież tylko kolejna misja aurorów.
- Ale jakże romantyczna! - zawołał śpiewnie Nott. - Wyobrażasz sobie, co by to było gdybyście się jednak później nie rozwiedli? Mielibyście niesamowitą historię do opowiedzenia w przyszłości waszym dzieciom!
- Nieee! - Ron zaczął szlochać, drżąc na całym ciele. - Ty nie możesz zostać jej mężem! Ona nie może nawet przez chwilę mieć męża innego, niż...
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że innego niż ty, prawda? - Draco nie wiedział dlaczego jego irytacja z chwili na chwilę coraz bardziej rosła. To nie było przecież tak, że Weasley miał cokolwiek do powiedzenia w sprawie ślubu jego i Hermiony.
Hermiony? Od kiedy zaczął myśleć o niej po imieniu?
- Nie zabieraj mi jej! - Ron rzucił się na kolana, a Malfoy był prawie pewien, że zaraz zacznie czołgać się u jego stóp.
- Oszalałeś? Po pierwsze ona nie jest i prawdopodobnie nigdy już nie będzie twoja, a po drugie pamiętasz może, że masz już żonę? - spytał z pogardą blondyn.
- Jeśli chcesz, to możesz ją poślubić zamiast Hermiony! - Weasley otarł łzy. - Albo kogokolwiek innego, kto też umie łamać klątwy! O! Mój brat Bill jest w tym świetny! Możesz wziąć jego!
Zapadła głucha cisza, a wszyscy patrzyli na Rona zastanawiając się czy już kompletnie oszalał, czy było tam może coś jeszcze do pozbierania?
- No co się tak wszyscy patrzycie? - Ron rozejrzał się dookoła. - Przecież Bill jest przystojny! A do tego tańczy, śpiewa i gotuje... Polubiłbyś go Malfoy! Serio!
- Zabierz go stąd Potter, zanim zrobię mu krzywdę - ostrzegł grobowym tonem Draco.
- Wiem! - Weasley dalej się szarpał, gdy Harry z pomocą Zabiniego, próbował podnieść go z klęczek. - Możesz ożenić się z siostrą Romildy, Brunhildą! Ona też jest łamaczem klątw! Jest w tym najlepsza, mówię ci! Dostała ostatnio nawet jakąś nagrodę!
- Ona nie jest łamaczem klątw, tylko łapaczem mątw i dostała nagrodę, za zabicie mątwy dwoma palcami. Ta bestia waży więcej od hardodzioba! - Harry nadal próbował zaciągnąć przyjaciela w stronę windy.
- Mątwy nie są przecież takie duże - zauważył rezolutnie Theo.
- Nie mątwa, tylko Brunhilda! Jeden jej pośladek waży więcej od całego Malfoya! - Harry, aż wzdrygnął się na samo wspomnienie o tej kobiecie.
- Pamiętam ją z ich wesela! - zawołał Draco. - Czy to nie ona szturchnęła w tańcu cyckiem Dawlisha, tak mocno, że ten wpadł prostu do tortu weselnego?
- No proszę - Theodore zachichotał. - A myślałem, że to Weasley dostał w udziale najgorszą siostrę Vane!
- Widać, że jedzie tu kolejna winda, a jeśli zgodnie z przewidywaniami jest w niej Granger... - Blaise wymownie spojrzał na Pottera.
- Masz rację - zgodził się z nim szybko Harry. - Petrificus total - mruknął, a Ron opadł bezwładnie w jego ramiona.
- Wrzućcie go do windy i wciśnijcie zjazd do Departamentu Tajemnic. Przez kilka godzin nikt go tam nie znajdzie - poradził im Draco, odruchowo poprawiając swoją grzywkę i słonecznik w butonierce.
Potter ledwo zdołał umieścić Weasleya w windzie i zamknąć za nim drzwi, nim druga z nich nadjechała. Draco naprawdę nie wiedział czemu nagle wstrzymał oddech. Gdy tylko drzwi windy się rozsunęły... Cholera! Granger wyglądała tak... Nie miał na to odpowiednich słów.
- Aua! Luna przestań! - powitał ich jej oburzony okrzyk.
- Ten lok był nie na miejscu! Nie możesz przecież źle wyglądać w swoim wyjątkowym dniu! - pouczała ją śpiewnym tonem blondynka, wciąż poprawiając jej na wpół podpięte włosy za pomocą swojej różdżki.
Draco nie mógł wprost oderwać od niej wzroku. Granger miała na sobie beżową, wiązaną na szyi sukienkę, która prawie w całości składała się z misternej koronki. Kreacja kończyła się kilka centymetrów nad jej kolanami, co dało mu fantastyczny widok na jej pięknie opalone nogi. Nosiła wysokie, gustowne szpilki, a on mógł tylko sobie wyobrazić, jak prosi ją by ich nie zdejmowała, kiedy będą razem w...
Przełknął nerwowo i wreszcie spojrzał jej w oczy. Dawna gryfonka najwyraźniej chciała to ukryć, ale ona chyba również trochę się teraz denerwowała. W jednej dłoni niedbale ściskała śliczny bukiet słoneczników, a Draco domyślił się, że Lovegood musiała jakoś dogadać się w tej sprawie z Nottem.
- Cześć wszystkim - przywitała się z niepewnym uśmiechem. - Przepraszam jeśli się spóźniłam, ale Luna cztery razy kazała mi się przebrać!
- Uwierzycie, że chciała przyjść na własny ślub w skórzanych spodniach i traperach? - narzekała panna Lovegood, z dezaprobatą kręcąc głową.
- Dobrze, że ją namówiłaś na zmianę, bo to by źle wypadło na zdjęciach - Theodore uśmiechnął się przyjaźnie, po czym podszedł do Luny i stanął tuż przed nią.
- Na jakich zdjęciach? - zapytała Hermiona, patrząc prosto na Draco, który w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Nie miał pojęcia o czym Nott w ogóle plótł.
W tym czasie Luna i Theodore stojąc naprzeciwko siebie i unieśli dłonie na wysokość swoich twarzy.
Jak słońce na niebie piękne są.
I powinny zdobić każdy dom.
Radość dają każdego dnia,
Każdemu kto do nich rękę ma.
Ich widok zburzy każdy mur,
Bo słoneczniki to największy jest kwiatów król!
Sło-necz-nik! Słonecznik!
Luna i Theodore zgodnie wyśpiewali całą formułkę, w międzyczasie odprawiając jakiś skomplikowany taniec swoimi dłońmi i odwracając się dookoła własnej osi, a później łapiąc się za ręce i unosząc je wysoko w geście zwycięstwa.
Hermiona spojrzała w szoku na Harry'ego, a Draco z rozdziawioną szczęką odwrócił się w stronę Zabiniego.
- O nic nie pytajcie - padła zgodna odpowiedź z obu stron.
- No co? - Theodore chyba dopiero teraz zauważył ich konsternacje. - To nasz hymn z Klubu Słonecznika! Zawsze tak się witamy, jeśli spotykamy gdzieś członków naszego zacnego grona.
- Raczej chyba jakiejś sekty - mruknął pod nosem Draco.
Theodore już chciał się oburzyć i zrobić przyjacielowi wykład na temat uroku i piękna słoneczników, ale nadjechała kolejna winda i wysiadł z niej uśmiechnięty minister Shacklebolt.
- Witam wszystkich. O! Jest i nasza urocza para młoda! - Kingsley uśmiechnął się do nich zadziornie, uważnie patrząc na suknie i bukiet Hermiony i słonecznika wpiętego w marynarkę Malfoya.
- Do rzeczy Kingsley - zganiła go Granger. - Miejmy to już za sobą.
- Trochę cierpliwości droga przyszła Lady Malfoy, muszę jeszcze wcześniej wygłosić wam tradycyjną przemowę o powinnościach i zwyczajach magicznej rodziny... - Minister wyszczerzył się do niej, a Hermiona syknęła cicho przez zęby.
- Wiesz, że wcale nie musimy tego robić? Ja i Draco możemy stąd po prostu wyjść i zostawić was z tym całym bajzlem na głowie bez grama wyrzutów sumienia! Pamiętasz może, że ja nawet nie pracuję oficjalnie dla waszego ministerstwa? Jeszcze jeden głupi żart i mnie tu nie ma!
Malfoy poczuł przyjemną falę gorąca, słysząc jak wypowiedziała na głos jego imię. Nawet jeśli miała być jego żoną przez ledwo kilka dni, to i tak była dla niego wspaniałym wyborem. Theodore miał co do niej rację - Granger była pełnym pakietem i gdyby nie drobny szczegół dotyczący jej krwi, byłaby też doskonałą Lady Malfoy.
Choć prawdę mówiąc on od dawna miał w dupie całą tę ideę czystej krwi, więc... Nie. To była tylko farsa i nie powinien o tym rozmyślać w żadnych innych kategoriach. Granger mieszkała w innej części świata i zapewne wciąż nienawidziła go do szpiku jego arystokratycznych kości.
- Masz rację Hermiono - Kingsley wyglądał na słusznie skarconego. - Lepiej wejdźmy do sali i załatwmy to jak należy.
- Racja! - Theodore klasnął w dłonie. - My pójdziemy przodem, a para młoda niech wejdzie, gdy zacznie grać muzyka!
Nott złapał Zabba za dłoń i szybko wciągnął go do sali ślubów, a Kingsley poszedł tuż za nimi, w międzyczasie transmutując swoje codzienne szaty, w te które zwykle nosili urzędnicy państwowi. Harry prawie rozpłynął się ze szczęścia, gdy Luna podeszła do niego i ujęła go pod ramię, by mogli razem wejść do środka. Wyglądał prawie tak, jakby to on właśnie wchodził tam brać ślub ze swoją ukochaną wybranką.
- Jaka muzyka? - Hermiona spojrzała na niego pytająco. - Przecież nikogo miało tu nie być!
- Nie mam pojęcia - Draco westchnął i potarł skroń.
Obawiał się, że to naprawdę będzie prawdziwa katastrofa i nie będzie miał inne wyjścia, jak zabić Theo i zrobić z Zabiniego wdowca za ten cały cyrk na jaki ich narazili.
- A myślałam, że tylko ja mam szalonych przyjaciół. - O dziwo Granger uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- Wygląda na to, że razem są jeszcze bardziej nie do zniesienia - burknął Draco, podchodząc do niej bliżej.
- Jakoś przetrwamy. To nie powinno przecież potrwać dłużej niż kwadrans - Granger potrząsnęła swoim bukietem słoneczników i odwróciła się przodem do drzwi, przez które zaraz mieli przejść.
Draco kątem oka zauważył, że jej dłonie lekko drżą.
Stanął tuż obok niej i zaoferował jej kurtuazyjnie swoje ramię, mając nadzieję, że przyjmie ten mały gest wsparcia. To nie było tak, że on ani trochę się nie denerwował...
Posłała mu blady uśmiech, nim powoli wsunęła swoją rękę w zagięcie jego łokcia. Obydwoje płytko odetchnęli, najwyraźniej solidarnie szukając w tej chwili swojego żelaznego opanowania, z którego podobno słynęli.
Rozległy się pierwsze nuty jakiejś nieznajomej melodii i gdy już oboje mieli zrobić pierwszy krok, usłyszeli głos, który zabrzmiał dziwnie podobnie jak wokal lidera Elitarnych Wiedźm - najlepszej grupy muzycznej w całym magicznym świecie.
Ty jedna na milion, na całe życie... Ooo! Noo!
Draco i Hermiona w tej samej sekundzie spojrzeli na siebie z czystą paniką.
- Co to do cholery jasnej ma być? - jęknął Draco, w myślach już w tej sekundzie mordując Notta na miliony różnych sposobów.
Miłość szuka by odnaleźć Cię. Miłość może dopaść nas każdego dnia. Czekam więc, gdy znów pojawi się znak, z nieba znak, że to dziś...*
- To chyba jakaś mugolska piosenka... - zaczęła mu tłumaczyć Granger.
- Ja go zaraz kurwa zabiję! - warknął wściekle Draco i wyjmując różdżkę, szybko pociągnął Hermionę za sobą do sali.
*Słowa piosenki "Jedna na milion" B. Wrona - skopiowane z tekstowo.pl (oryginał angielski: Bosson - One In A Million).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz