wtorek, 21 października 2025
TRADYCJA PIERWSZA - Powitanie Chlebem i Whisky
Podłogi w Departamencie Aurorów słynęły z trzech rzeczy. Po pierwsze były zielone, jak pikle z ropuchy.
Dwa - były wiecznie brudne, bo magiczny personel techniczny nie nadążał z ich sprzątaniem, gdy aurorzy terenowi bez zażenowania masakrowali je po kilka razy dziennie błotem lub śluzem wnoszonym na swoich butach.
I trzy - były niesamowicie wytrzymałe, bo w innym przypadku Harry Potter już dawno przeleciałby przez posadzkę na wylot - akurat wprost do Departamentu Gospodarowania Odpadami Magicznymi, co w sumie trochę by pasowało.
Jednak jak wspomniano - cechą nadrzędną tej podłogi była jej wytrzymałość, tak więc sławny auror Potter mógł dalej krążyć po niej bez celu niczym naćpany niuchacz.
- Po raz dziesiąty cię proszę... Powiedz mi, że żartujesz! - Harry brzmiał desperacko i piskliwie prawie jak jedna z jego fanek, na które wciąż natykali się w pubach.
- Dobra Potter, żartowałem. To wcale nie jest to o czym opowiadałem ci od ostatnich trzech godzin - Draco przewrócił oczami, ciesząc się, że jego dawny, szkolny rywal choć na chwile zaprzestał bezcelowego wydeptywania ścieżki w samym środku jego drogiej wykładziny.
- Serio? - w oczach mężczyzny błysnęła nadzieja.
- Nie! - warknął na niego blondyn. - Nic co zrobisz, ani powiesz tego nie zmieni, rozumiesz? Sprawdziłem to wszystko pięć razy i mam absolutną pewność, co do źródła wypływu mrocznej magii ze starego zamku rodziny Lestrange!
- Kurwa...! - Harry opadł na skórzaną kanapę stojącą w gabinecie Malfoya i ukrył twarz w dłoniach.
- Zwięzłe podsumowanie tego, że mamy dosłownie przejebane - Draco z niechęcią spojrzał na swoją pustą filiżankę po kawie. W ostatnich dniach był tak przepracowany, że nawet nie miał siły by pójść po kolejną.
Ta sprawa spędzała sen z powiek całego departamentu, a tak naprawdę - prawie połowy ministerstwa. Nagłe pojawienie się czarnej magii na terenach zamieszkałych przez mugoli w okolicy wioski Tenber, było naprawdę niespodziewane. Wkrótce jednak odkryto, że to właśnie w tamtejszym lesie znajduje się jeden ze starych zamków należących kiedyś do rodziny Lestrange. Budynek był oczywiście niewidoczny dla mugoli, ale czarodzieje bez problemów mogli do niego trafić. Wejście do środka było jednak możliwe tylko i wyłącznie dla prawowitego właściciela tej nieruchomości. Na całe szczęście, był nim nie kto inny, tylko sam Draco - ustanowiony na prawach siostrzeńca Rudolfa, poprzez małżeństwo bezdzietnej ciotki Bellatrix z tą rodziną.
Problem jednak był dużo głębszy. Jak na razie Draco nie dał rady zdemontować osłon, by móc wpuścić do zamku pozostałych aurorów. Sam też nie był w stanie przełamać zabezpieczeń rzuconych na jeden z pokoi, z którego to pochodził wyciek tej mrocznej magii, która dosłownie niszczyła wszystko na swojej drodze. I choć wciąż nie udało mu się dostać do najważniejszej komnaty, już doskonale wiedział, który ciemny artefakt spowodował tę katastrofę. Wszystkie jego badania to potwierdziły. Pomogło też to, że pamiętał jeszcze z dzieciństw, jak Rudolf przechwalał się tym, że wszedł w posiadanie tego wyjątkowego artefaktu.
- Ale poważnie? - Potter wciąż nie dowierzał. - To naprawdę jest ta cała puszka pandy?
- Nie Potter, idioto! Nie puszka pandy, tylko Puszka Pandory!
- Tak, tak, przepraszam - Harry westchnął z rozpaczą. - Gdyby to była puszka należąca do jakiejś pandy, wtedy zapewne nie mielibyśmy, aż tak przechlapane.
- Wiesz, że nie mówimy tu o prawdziwej, mitologicznej Puszce Pandory, prawda?
- Serio? Czyli to nie jest jakiś popieprzony artefakt, który zawiera w sobie wszystkie nieszczęścia istniejące na świecie? - Harry chyba nieco podniósł się na duchu.
- Jest znacznie gorzej Potter - Draco uśmiechnął się cynicznie. - Puszka we dworze Lestrange'ów zawiera w sobie nieznaną ilość czarnej magii, która może nie tylko zatruć cały nasz świat, ale i tak nam spieprzyć terminarz, że nie wygrzebiemy się z tego, aż do finałów pucharu ligi Quidditcha!
- Cholera! Weź mnie nie pognębiaj, dobra? Już i tak sram pod siebie ze strachu o to, co nam zrobi Kingsley, gdy dowie się, że nie mamy żadnej możliwości wejścia do komnaty z tym pieprzonym pudełkiem i odpowiedniego jego zabezpieczenia!
- Próbowałem wszystkiego, co znalazłem w starych, rodowych księgach - Draco westchnął ze znużeniem i przetarł palcami piekące oczy. - Nic nie działa. Trzech łamaczy klątw próbowało mi przekazać, co powinienem zrobić, ale to też nie pomogło. A jeśli wkrótce nie zresetujemy tych osłon i nie dostaniemy się do tej głupiej skrzyneczki, cały magiczny świat będzie w ogromnych tarapatach. Mugole już węszą dookoła lasu. Status tajności może być przez to poważnie zagrożony.
- Zamiast mi to mówić, może po prostu podasz mi swój krawat, żebym miał się na czym powiesić? - warczała Harry, znów wstając i zaczynając spacerować po gabinecie.
- Próbowałem się dowiedzieć, kto poza mną ma możliwość wejścia do posiadłości Rudolfa i wychodzi na to, że może to też być ktoś spokrewniony ze mną więzami rodowymi.
- Czyli twój ojciec? - Potter spojrzał na niego z nadzieją. - Myślisz, że stary Lucek umiałby nam pomóc ze zdjęciem tego zabezpieczenia?
Draco patrzył na niego z powagą przez całe trzy sekundy, zanim wybuchnął drwiącym śmiechem.
- Potter ty pytasz o czary, do których potrzebujemy pieprzonego najlepszego na świecie Mistrza Zaklęć! A mój stary może co najwyżej rzucić średnio udanego Imperiusa i to w swój najlepszy dzień. A poza tym zapomnij, że Kingsley pozwoliłby nam dać mu do ręki różdżkę choć na trzy sekundy. Ten świr zapewne od razu by nas wszystkich pozabijał!
Harry z ciężkim westchnieniem znów opadł na kanapę nadal cały spięty.
- Nie mów tego Ronowi, ale...
- Ale? - ponaglił go blondyn, widząc jego wahanie.
- Poprosiłem Hermionę, by jak najszybciej tu przyjechała.
Przez chwilę w gabinecie panowało ciężkie milczenia, ale wreszcie Draco odchrząknął i odezwał się pierwszy.
- Jak myślisz? Czy Weasley wolałby kalie czy może raczej chryzantemy?
- Co? - Harry zamrugał, najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mu chodziło.
- Pytam o kwiaty na jego pogrzeb, bo gdy Romildemord dowie się, że jej Ronuś znów ma się spotkać z Granger, to z pewnością go zabije.
- Wiem - jęknął Harry. - Ale nie mam chwilowo żadnego innego pomysłu, a czas nam ucieka!
- Tradycyjnie, gdy coś się ostro pieprzy, ty biegniesz po pomoc do Granger? - Draco nie mógł podarować sobie złośliwej nuty w swoim głosie.
- Sam wiesz, że jest obecnie najlepszą brytyjską łamaczką klątw. Będzie wiedziała jak nam pomóc zdjąć te zabezpieczenia, albo dostać się do komnaty gdzie jest ukryta ta cała puszka z pandami.
Draco nawet nie chciało się znów poprawiać Pottera. Przez ostatnie trzy lata słyszał o sukcesach Granger dość często za sprawą swojej współpracy z dawnym Wybrańcem. Sam jednak nie widział jej na oczy od czasu swojego własnego procesu, na który przed laty zeznawała. Gdy zaczynał swoje szkolenie aurorskie w całym ministerstwie było dość głośno o tym, że dawna księżniczka Gryffindoru rzuciła Weasleya, po tym, jak ten kretyn nieopatrznie zamoczył kutasa w płodnej pannie Vane.
Malfoy był nawet częścią delegacji aurorów na ślubie Weasleya, który odbył się kilka miesięcy po rozpoczęciu ich kursu. Wyglądająca jak beza na chwilę przed eksplozją panna młoda zrobiła na przyjęciu wielką scenę, gdy jej świeżo poślubiony mąż w pijackim widzie nazwał ją "Mionką". To było jedno z najbardziej zabawnych wydarzeń w całym życiu Dracona.
- Ostatni z łamaczy klątw powiedział mi, że zabezpieczenia trzeba zdjąć od środka, a szkolenie na poziom takich umiejętności podobno trwa minimum dwa lata. Nie mamy tyle czasu. Skoro puszka już się rozszczelniła, to wyrwa może się powiększać z każdym dniem. Z moich obliczeń wynika, że najdalej za tydzień dotrze do pierwszych zabudowań w wiosce, a za miesiąc Tenber nie będzie już istnieć.
- Mózg mi wyparuje zanim wpadnę na coś, co zadziała! - Potter znów ukrył twarz w dłoniach.
- Dlatego liczysz, że to znów Granger na to wpadnie za ciebie i tym sposobem ponownie uratuje twój bliznowaty tyłek?
Harry podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela. Tak - ta dwójka była przyjaciółmi, choć wcześniej oboje połknęliby swoje języki, niż głośno się do tego przyznali.
- Wiem, że przemawia przez ciebie zazdrość - Potter posłał mu cierpki uśmieszek. - Bo moja przyjaciółka jest wspaniała i zawsze chętnie mi pomaga, bo mnie kocha, a twoje dwie mogą co najwyżej pomóc ci urządzić przyjęcie w stylu kucyków pony i dzikiego zachodu.
- Po pierwsze to są oni! Mężczyźni! A po drugie, to że Blaise raz wpadł na głupi pomysł z kowbojami i lassami na moje urodziny, to jeszcze nie znaczy, że oni nie potrafią...
- Thaise! Oni każą mówić na siebie Thaise, jakby byli jedną osobą! A co gorszą za każdym razem, gdy widzą nas razem wołają na ciebie i na mnie Drarry!
Draco ledwo zdusił w sobie napływ mdłości. Nienawidził, gdy Theo i Blaise tak o nich mówili.
- Gorzej jest tylko wtedy, gdy widzą mnie z Ronem i wołają do nas Ronarry! - wciąż uskarżał się Potter.
- A pamiętasz, że ostatnio po pijaku wygadałeś się Theo z tego, że naprawdę podoba ci się Luna Lovegood? - usta Draco rozciągnęły się we wrednym uśmieszku.
Harry w sekundę zbladł, a okulary natychmiast zaparowały mu z nerwów.
- O święta Kirke! Powiedz proszę, że on jej tego nie powtórzył! - Dłonie Pottery zaczęły lekko drżeć.
- Jeszcze nie - przyznał Draco. - Ale za to wymyślił już dla was nowy, słodki pseudonim. Hiena.
- Hiena? Dlaczego hiena? Czy to przez mój śmiech? Przecież wiesz, że staram się nad tym zapanować! - zawołał rozemocjonowany.
- Nie, czekaj to nie była hiena... - Malfoy w zamyśleniu podrapał się po głowie. - Mam! To była Huna! Harry i Luna czyli Huna.
- Huna? Nawet ładnie... - Potter uśmiechnął się lekko rozmarzony sam do siebie.
- Jeśli mówimy o tobie i Lovegood razem to jedyne, co jest w tym ładne to ona i to tylko wtedy, gdy nie nosi tych ogrodniczek w słoneczniki.
Harry zmarszczył brwi i spojrzał na kumpla niczym głodny jastrząb.
- Obserwujesz ją? Uważasz, że jest atrakcyjna?
- Uspokój się Potter! Dobrze wiem, że lecisz na nią od lat. A widuję ją czasem, bo przecież pracuje na tym samym piętrze, a ty ciągniesz ją z nami na lunch za każdym razem, gdy masz szczęście zaprosić ją zanim zrobi to ten cały Skamander.
- Nic mi nie mów mi o tym trutniu! - wkurzył się Potter, mocno zaciskając pięści. - Nienawidzę tego upapranego ziemią idioty bardziej niż ty wątróbki z traszki!
- Fuj! Nie psuj mi apetytu tuż przed przerwą obiadową - poprosił blondyn. - A tak w ogóle to gdzie Granger się zatrzyma? Ministerstwo zapłaci jej za hotel? - zapytał zmieniając temat.
- Zostanie u mnie. Ma w Londynie dom po rodzicach, ale tak rzadko się widujemy, że zgodnie stwierdziliśmy, że z przyjemnością pomieszkamy trochę razem - Harry uśmiechnął się sam do siebie.
- To gdzie teraz ucieknie Weasley, gdy żona znów da mu w kość? Bo jeśli jak zwykle pójdzie do ciebie, to wtedy Romharpillda z pewnością wreszcie go zatłucze - Draco uśmiechnął się na samą myśl o tej scenie.
- Przez pewien czas Ron będzie musiał szukać schronienia u ciebie - Harry wyszczerzył się do niego. - No i musiałbyś też przechować go w swoim biurze, aż do zakończenia sprawy. Nie może pracować w tym samym pokoju, co Hermiona. Vanezilla mogłaby nam podpalić za to w zemście połowę departamentu.
- O nie, nie, nie! - zaprotestował gwałtownie Draco. - Nie wpuszczę Weasleya do mojego gabinetu! Ten człowiek żre jak niewychowana świnia, pije chlapiąc przy tym jak upośledzony ghul i dostaje tyle wyjców od tej swojej banshee, że do końca tygodnia zwariowałbym od słuchania jej skrzekliwego głosu. Mowy nie ma!
- Po dwutysięcznym liście można się już jakoś przyzwyczaić - uśmiech Harry'ego był naprawdę zbolały. - W takim razie musisz pozwolić ustawić tu biurko dla Hermiony. Musi być blisko wszystkich wydarzeń, a skoro i tak macie razem współpracować...
Draco uśmiechnął się, jakby właśnie się dowiedział, że jego urodziny wypadły w tym roku dwa razy. Zatarł ręce i pochylił się bardziej nad swoim biurkiem.
- Opowiedz mi o niej coś więcej. Jak teraz wygląda? Spotyka się z kimś? Jaki ma rozmiar cy...?
- Ani mi się waż! - warknął złowrogo Potter, wygrażając pięścią w jego stronę. - Nawet przez jedną sekundę o tym nie myśl! Ona jest jak moja siostra, a nie wolno się pieprzyć z siostrą kumpla lub współpracownika! To żelazna zasada!
- Powiedz to tej połowie naszego departamentu, która przeleciała Ginny Weasley - Draco parsknął śmiechem.
- To się nie liczy - wymamrotał Harry. - Hermiona to inna liga. Zresztą jeśli zrobisz jeden fałszywy ruch w jej stronę, sama przeklnie twojej jaja stąd do Egiptu, a wierz mi, że w klątwach akurat jest świetna!
- Mówisz to z doświadczenia? - zakpił Draco, choć mimo wszystko poczuł niepokojący dreszcz.
Naprawdę nie zamierzał zadzierać z Granger, doskonale pamiętając o tym, że była to dotychczas jedyna dziewczyna w całym jego życiu, która była w stanie tak ostro mu się przeciwstawić. Lepiej było zachować profesjonalny dystans i nie prowokować jej do użycia wobec niego siły.
Potter nie zdążył odpowiedzieć na jego pytanie, bowiem drzwi do gabinetu się otworzyły i do środka wpełzł wyraźnie sponiewierany Ron.
- Miałeś jakąś poranną, niezapowiedzianą akcję w terenie? - zapytał zaciekawiony Harry.
- Taa - westchnął wymęczony rudzielec. - Romilda chciała bym poszedł z nią i z Filodendroną na zakupy.
- Wciąż nie pojmuję, jak mogliście nazwać córkę Filodendrona? - Draco z dezaprobatą pokręcił głową. - I mówię to ja - posiadacz oryginalnego imienia.
Ron skrzywił się, jakby właśnie rozbolał go ząb.
- Dobrze wiesz, że to nie był mój pomysł.
- Faktycznie. Ty chciałeś nazwać swoją córkę Harmonia - przypomniał mu Harry.
- Że też Vane cię za to nie zabiła - zadrwił Draco.
- Nie żeby nie próbowała - westchnął ciężko Ron, zwalając się na kanapę obok swojego przyjaciela. - Umieram z głodu! Gdzie pójdziemy dziś na lunch?
- Sądzę, że wygodniej będzie zamówić kanapki do biura - zaproponował Harry.
- Dlaczego? - zdziwił się Malfoy.
- Pamiętasz co ci mówiłem - Harry chrząknął. - O przyjeździe mojego nowego eksperta od klątw? - rzucił ukradkowe spojrzenie na Rona, a potem dużo bardziej wymowne na drugiego aurora.
- Coś mi świta - Malfoy uśmiechnął się wrednie, wiedząc popłoch Pottera.
- No to ona... To znaczy on przyjeżdża już dziś. Niedługo muszę iść do sali przylotu świstoklików by ją... To znaczy jego odebrać.
- Nie wiedziałem, że sprowadzamy kolejnego eksperta do sprawy Zamku Lestrange? - wtrącił Ron.
- Ależ sprowadzamy i to ho ho! Naprawdę z daleka! - Draco świetnie się bawił całą tą sytuacją.
- Z daleka, czyli skąd? - drążył Ron.
- Z Kanady - wypalił Harry.
- Chyba chciałeś powiedzieć z Kairu, Potter.
- Z Kairu? Czy to nie jest gdzieś w Egipcie? - Ron nagle się ożywił.
- Przecież byłeś tam kiedyś na wakacjach kretynie! - przypomniał mu Draco.
- Tak! Teraz pamiętam, że to w Egipcie. Czy to jest może jakiś kolega z pracy Mionki? - Weasleyowi, aż błyszczały oczy. - Myślisz, że mógłby mi opowiedzieć co u niej słychać? Chciałem do niej napisać, ale gdyby Romi przypadkiem znalazła taki list...
- To twój mundur aurora ładnie wyglądałby na tle trumny - zachichotał Draco. - Potter, ty idź odebrać naszego gościa, a ja zamówię nam lunch przez sowę. Jakieś preferencje?
- Dla mnie kanapka Super XXL z miksem pięciu mięs i dodatkowymi frytkami! - zawołał radośnie Ron, głośno przełykając ślinę.
- Stać cię na taką wyżerkę? - zagadnął go Harry, a uśmiech Rona natychmiast opadł.
- A to biuro nie stawia lunchu, skoro mamy dziś gościa?
- Dobra, ja dziś stawiam, ale tylko dlatego, że pod koniec dnia z pewnością będę miał cudowny humor - Draco nie wiedział skąd w nim to podekscytowanie, ale szczerze miał nadzieję, że Weasley przynajmniej omdleje na widok swojej ex dziewczyny.
- Dla mnie to co zwykle - wtrącił Potter. - A dla mojego gościa indyk na żytnim chlebie, z serem, pomidorami i...
- To kanapka Hermiony! - Ron wyskoczył ze swojego miejsca jak z procy. - To ona to zawsze zamawiała!
- Pamiętasz to po tylu latach? - zdziwił się Malfoy, ale Ron go nie słuchał cały czerwony z ekscytacji.
- To ona tu przyjeżdża, czy tak? Ona jest tym naszym ekspertem?
- Ron, słuchaj stary, ja...
- O nie! Nie ogoliłem się dzisiaj! - Ron zaczął poklepywać się po głowie i policzkach i szybko poprawiać swoją okrutnie wygniecioną koszulę. - Jak wyglądam?
- Dobrze - próbował go pocieszyć Harry.
- Jak wieśniak - stwierdził uczciwie Draco.
- Muszę pędzić do łazienki! Harry idź po nią! Nie wolno kazać jej czekać, bo tego nie lubi! - zawołał Ron, prawie podskakując w miejscu. - I nie mów jej, że tu jestem! Chcę jej zrobić niespodziankę! Merlinie! To najlepszy dzień w moim życiu! - Weasley tanecznym krokiem wybiegł z biura Draco.
- Jeszcze mu nie przeszło? - zdziwił się blondyn. - Minęły ponad trzy lata.
- Ma w domu piekło, więc czas spędzony z Hermioną zapisał się w jego pamięci niczym utracony raj - Harry westchnął z rezygnacją.
- Nie sądzę, by Granger zechciała zabrać go dziś do nieba - Draco zachichotał.
- Na pewno nie - zgodził się Potter. - Może lepiej zamkniemy go w kiblu, nim nie przejdziemy z Hermioną przynajmniej wstępnej odprawy?
- Niezła myśl - poparł go Draco, wstając.
- To ty zamykaj i zamawiaj kanapki, a ja idę odebrać moją siostrzyczkę.
- Zrozumiałem to za pierwszym razem - Draco skrzywił się do niego. - Żadnego bzykania twojej prawie rodziny.
- Absolutnie! No chyba że chodziło ci w tym momencie o Dudleya. Z nim akurat możesz robić co tylko chcesz! - Harry wyszczerzył się do kumpla, kierując się do wyjścia.
- Ohyda Potter! Nie mów mi więcej takich rzeczy albo dostaniesz ode mnie między te zezowate oczy, zamiast kupionej na lunch kanapki! - zawołał za nim, mimo wszystko uśmiechając się sam do siebie.
Draco musiał uczciwie szczerze, że poniekąd lubił swoją relację z tym czterookim wybrańcem świata magi. I miał nadzieję, że pomimo krótkiej wizyty Granger w ich departamencie, później nadal tak pozostanie.
<><><>
Jedzenie dostarczono do sali konferencyjnej, bo Draco uznał, że tam będzie im najwygodniej. Lovegood, która usłyszała plotki o przyjeździe Hermiony, szybko do nich dołączyła, na szczęście dziś bez swojego kolegi z biura - Rolfa. Poza nią również zjawili się tam: Neville Longbottom i Seamus Finnigan - kolejna drużyna aurorów, która pracowała nad sprawą Zamku Lestrange.
Usiedli dookoła stołu, zostawiają dwa puste krzesła u jego szczytu dla Pottera i jego specjalnego gościa. Draco w swoim miłosierdziu nie tylko zamknął Weasleya w kiblu, ale na dodatek rzucił na niego zaklęcie usypiające. Lepiej, by rudzielec nie naprzykrzał się Granger już pierwszego dnia tutaj, bo nie dość, że ona mogłaby go za to przekląć, to prawdopodobnie jego żona stłukła by go na puree z dyni, gdyby kiedykolwiek się o tym dowiedziała.
Wszyscy zgromadzeni w pokoju rozmawiali dość swobodnie. Podśmiewali się trochę z wpadki Finnigana z wysadzeniem przypadkiem małego kotła z eliksirem energii w laboratorium eksperymentalnym, gdy poszedł zaprosić jedną z badaczek na randkę. Pomimo jego wpadki na szczęście dziewczyna się zgodziła.
Ich radosne głosy było słychać już zanim otworzyli drzwi i weszli do sali. Wszyscy skupili wzrok na przybyszach, a Potter dosłownie promieniał, wprowadzając swoją najlepszą przyjaciółkę do środka.
Draco miał wrażenie, że czas na chwilę zwolnił, gdy wysoka i szczupła kobieta pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Jej skóra była złociście opalona, a długi schludnie zapleciony warkocz spływał w dół jej szczupłych pleców. Miała na sobie brązowe, skórzane spodnie wsunięte w wysokie buty i białą koszulę, która seksownie podkreślała jej wydatne piersi. Wyglądała w tym stroju niczym żeńska wersja tego faceta, który biegał z lassem po jaskiniach. Widział to kiedyś na DVD u Pottera - Indianin Jens czy jakoś tak. Granger była po prostu śliczna i Draco musiał niechętnie stwierdzić, że deklaracja złożona kumplowi o zakazie jej bzykania była mocno przedwcześnie podjęta.
- Neville! Luna! Jak cudownie was widzieć! - Granger z radością rzuciła się uściskać swoich przyjaciół, a oni z wyraźną przyjemnością odwzajemnili to powitanie. Widać było, że pomimo dzielących ich na co dzień odległości, wszyscy nadal pozostawali sobie bliscy i bardzo się lubili.
- Wspaniale wyglądasz Hermiono! - podlizywał się Finnigan, gdy brunetka wreszcie podeszła by i jego uściskać.
- Dziękuję Seam, ty też!
Granger wreszcie odwróciła się i spojrzała prosto na Draco, a on nie wiedzieć czemu poczuł jak jego serce na chwilę zamiera. Zwłaszcza, że uśmiechnęła się serdecznie i bez skrępowania ruszyła prosto w jego stronę.
- A kto przedstawi mi waszego kolegę? - zagadnęła, nadal przyglądając się mu z wyraźnym zainteresowaniem.
- Naprawdę nie sądziłem, że taka prezentacja będzie konieczna Granger - odpowiedział, patrząc jej zadziornie w oczy. Nie mógł uwierzyć, że od razu go nie rozpoznała.
Hermiona zatrzymała się wpół kroku, a jej uśmiech natychmiast opadł.
- Malfoy? To naprawdę ty? - sapnęła, wyglądając na kompletnie zaskoczoną. - A co się stało z twoją szpiczastą twarzą fretki?
- Zostawiłem ją dziś w drugim garniturze - odpowiedział z sarkazmem. - Ciebie też miło widzieć Granger!
- I nie mów, że na dodatek zdobyłeś sobie poczucie humoru! - Hermiona znów wygięła usta w uśmiechu, tym razem jednak był on o wiele bardziej kpiący. - Kto by się spodziewał?
- Hej, bądź miła! - upomniał ją Potter, podchodząc i obejmując ją przyjacielsko ramieniem. - Opowiadałem ci przecież, że współpracuje z nim od lat. Malfoy jest w porządku.
Granger roześmiała się szczerze.
- Powinnam teraz wyjąć różdżkę i sprawdzić czy mi cię przypadkiem nie podmieniono, skoro tak dobrze o nim mówisz! - zażartowała.
- Zapewniam cię, że nie. A żeby to udowodnić mogę wszystkim im opowiedzieć, jak po ostatnim swoim awansie zrobiłaś sobie tatuaż na p...
Granger szybko przytknęła mu dłoń do ust, by przerwać jego przemowę. Draco poczuł się trochę rozczarowany tym, że nie dowiedział się gdzie zrobiła sobie ten tatuaż i co dokładnie on przedstawiał.
- W porządku, wierzę ci - zachichotała. - Cześć Malfoy. Wybacz proszę jeśli byłam niegrzeczna, ale naprawdę w pierwszej chwili cię nie poznałam.
- Nie chowam urazy Granger - Draco posłał jej swój najbardziej czarujący uśmiech i ucieszył się, gdy go spontanicznie odwzajemniła.
Potter w tym samym czasie za plecami Hermiony odegrał pantomimę z groźną miną mającą mówić: "Nie uśmiechaj się tak do niej palancie, bo zrobię z twoich jaj kogel-mogel!".
Draco przewrócił na kumpla oczami, po czym zajął swoje miejsce i ucieszył się, że wreszcie będzie mógł normalnie zjeść swój lunch. Rozmowa przy stole popłynęła naturalnie, bowiem Longbottom, Lovegood i Finnigan mieli do Granger mnóstwo pytań o jej pracę i życie w Egipcie. Potter widząc swobodną atmosferę, przywołał ze swojego biura dużą butelkę ognistej whisky i za pomocą zaklęcia porozlewał ją do szklaneczek. Ich godziny pracy jeszcze się nie skończyły, ale wiedzieli, że Shacklebolt nie miałby nic przeciwko małej porcji brązowej rozkoszy - sam zwykle mawiał, że to po whisky myśli mu się najlepiej.
Po powitaniu Granger w kraju chlebem i whisky Potter przywołał ze swojego biura materiały dotyczące sprawy Zamku Lestrange, a Draco z zainteresowaniem patrzył, jak Granger wchodzi w tak typowy dla siebie tryb kujona, wertując ich raporty i czytając z zaangażowaniem wszystkie fakty, jakie dotychczas dali radę zgromadzić.
Na chwilę zaschło mu w ustach, gdy podniosła na niego spojrzenie swych pięknych, bursztynowo-złotych oczu.
- Jesteś absolutnie pewien, że to Puszka Pandory? Z tego co czytałam, stworzenie takiego artefaktu trwa latami i jest bardzo wyczerpujące dla magicznej mocy czarodzieja, który to robi.
- Rudolf nie zrobił jej sam, tylko nabył ją gdzieś na czarnym rynku, chyba w Azji. Niestety nie jestem pewien w jakim dokładnie to było kraju - przyznał Draco.
- To mogłoby wyjaśniać dlaczego nie potraficie przełamać zabezpieczeń - stwierdziła rzeczowo Granger. - Czarodzieje z Azji używają arabskiego języka zaklęć, zamiast łacińskiego tak jak my.
- Wiesz jak to obejść? - zapytał z nadzieją Potter.
- Znam kilka klątw łamiących takie bariery, ale żeby je wypróbować musiałabym wejść do środka - przyznała Granger.
- To niemożliwe. Tylko Malfoy może tam wejść - wtrącił Neville.
- Ograniczeń dostępu opartych na liniach rodowych nie sposób przełamać - Granger lekko się skrzywiła. - Przynajmniej ja dotychczas nie słyszałam o tym, by komuś się to udało.
- A nie możesz nauczyć Draco łamania tych klątw? Mógłby wtedy sam tam wejść i to zrobić - zaproponował Seamus.
- Nauka samej transkrypcji jednego zaklęcia zajmuje około dwóch tygodni, a opanowanie go do poziomu łamacza około roku, jeśli czarodziej jest dość uzdolniony - Hermiona uśmiechnęła się cierpko do Malfoya.
- Nie mamy nawet tygodnia - odpowiedział blondyn, czując jak znużenie i pokonanie znów zaczynają go dopadać. Co jeszcze mogli zrobić, by zapobiec prawdziwej tragedii?
- Próbowaliście zatrzymać rozprzestrzenianie się czarnej magii linią białej mocy? - zagadnęła Hermiona.
- Tak - odpowiedział jej Potter. - Niestety nie zadziałało.
- To kiepsko - Granger nadal przeglądała dokumenty, nerwowo przygryzając dolną wargę, a Draco musiał nieco poprawić się na swoim krześle, gdy zauważył, jakie to było seksowne. Całe szczęście, że Wybraniec wciąż skupiał się na swojej przyjaciółce i nie musiał odgrywać kolejnego pokazu tych żałośnie groźnych min.
- Zwierzęta uratowane z tego lasu są niespokojnie i trochę dzikie - zauważyła Luna. - Ale rośliny umierają w zastraszającym tempie. Nie sposób ich uratować.
- To pewnie pierwotna klątwa wyniszczenia - Granger westchnęła ciężko. - Niszcząc rośliny, zabija się pierwszy element łańcucha życia. Bez roślin nie przeżyją zwierzęta, a bez zwierząt nie przeżyjemy my. Wiadomo co się dzieje z wodą w przypadku jej zetknięcia się z tą mocą?
- Wyparowuje - przyznał niechętnie Harry.
- Czyli faktycznie sytuacja jest dramatyczna - Granger potarła skroń, a Draco był prawie pewien, że gdyby dobrze się przysłuchiwał, mógłby usłyszeć jak pracują jej szare komórki. Ona już postanowiła, że musi to rozwiązać.
- Na pewno nie masz żadnych krewnych poza swoim ojcem, którzy mogli też tam wejść i nam pomóc? - zapytał Seamus, zwracając się do blondyna.
- Z tego co sprawdziliśmy, tylko ktoś należący do rodu Malfoy, może bez przeszkód się tam dostać i nawet tam zamieszkać, jeśli ma ochotę. Z rodu Lestrange nie został nikt, również w ich francuskiej linii, która wyginęła jeszcze przed Pierwszą Wojną Czarodziejów - wyrecytował z pamięci Draco.
- To musi być przynależność rodowa z krwi czy wystarczy z więzów magii? - zainteresowała się Granger.
Draco wzruszył ramionami.
- Nie wiem tego na pewno, ale przypuszczam, że ciotka Bellatrix przez pewien czas mieszkała w tym zamku, więc może chodzić tylko o magiczne powiązanie z linią rodziny.
- Szkoda, że nie możesz adoptować Hermiony i wtedy wprowadzić ją do środka - zachichotał Neville.
- Draco nie może jej adoptować, ale może ją poślubić - wtrąciła swoim rozmarzonym głosem Lovegood. - Po ceremonii łączenia, Hermiona byłaby magicznie związana z rodem Malfoyów i wtedy zapewne mogłaby tam wejść bez żadnych przeszkód jako jego żona.
Granger i Malfoy w tym samym momencie spojrzeli na siebie, a cisza jaka zalegała w sali była ciężka niczym smród starych skarpetek. Granger w końcu odwróciła od Draco swoje spojrzenie i wbiła je w stół przed sobą, za to cała reszta zebranych podzieliła sprawiedliwe swoją uwagę pomiędzy nich oboje.
Hermiona odchrząknęła i na nowo przerzuciła strony raportu.
- Uznajmy, że to nieprawda i szukajmy dalej - zaproponowała.
Draco nie wiedział, co ma myśleć o tym wszystkim. Czy powinien być jej wdzięczny, że gładko zamiotła temat, czy raczej powinien być zirytowany tym, że bez mrugnięcia okiem storpedowała pomysł o zostaniu chociaż na jeden dzień jego żoną? Wiedział, że przed laty szczerze go nienawidziła, ale dziś wyraźnie dostrzegł w jej oczach zainteresowanie. Spodobał się pannie Granger, co prawda tylko wtedy gdy nie wiedziała kim naprawdę był, ale zawsze. To był jego największy triumf.
- Hermiono, a może... - zaczął mówić Potter, ale nagle drzwi do sali konferencyjnej gwałtownie się otworzyły i do środka - potykając się w progu - wpadł zdyszany Weasley.
- Jestem! Przybyłem! Kiedy ona tu będzie? - zapytał rozgorączkowany, rozglądając się dziko na boki, jak kurczak za swoją odciętą głową.
W sali znów zapadła cisza, a wzrok wszystkich skupił się ponownie na Granger. Draco podziwiał jej opanowanie, gdy beznamiętnie spojrzała na swojego byłego chłopaka, który po drzemce w WC wyglądał jakby go zaatakowało stado wściekłych chochlików kornwalijskich. Lecz mimo fasady całkowitego spokoju Draco zauważył, jak Granger lekko zadrżała brew. Wyglądało na to, że mogła zaraz wybuchnąć.
I wybuchła... Tyle, że śmiechem.
- Cześć Ronaldzie - przywitała się wreszcie, gdy pierwszy napad wesołości jej minął. - Dobrze cię widzieć.
Weasley rozpromienił się, jakby conajmniej jego żona oznajmiła mu, że wreszcie od niego odchodzi.
- Ja też tak strasznie się cieszę, że cię widzę Miona! - Weasley chyba planował przebiec przez salę i ją uciskać, ale Potter szybko temu zaradził posyłając zaklęciem pudełko z kanapką rudzielca na drugi koniec stołu.
- Usiądź i zjedz coś Ron, a my przejdziemy dalej przez raport - poradziła mu wesoło Hermiona.
Weasley widocznie się zawahał, wreszcie jednak posłusznie podreptał na swoje miejsce patrząc na Granger z miną skarconego szczeniaczka. Draco naprawdę spodziewał się jakiejś większej akcji po spotkaniu się tej dwójki po latach, ale widać musiał na to poczekać do jakiejś ich kolejnej konfrontacji albo wizyty Romilczukabry w ich departamencie.
- O czym rozmawialiście? - zapytał Ron, bez pardonu wpychając kanapkę w swe wiecznie głodne usta.
- O ślubie Hermiony - wtrącił Seamus, a zaraz później ryknął śmiechem.
Oczywistym było, że takie nowiny sprawiły, że Weasley się zakrztusił. Wybałuszył oczy i nadął się niczym rozdymka, ledwo łapiąc powietrze. Na szczęście to nie był jego pierwszy raz i wszyscy wiedzieli co zrobić... I niestety zrobili to wszyscy w tej samej chwili. Draco, Potter, Lovegood i Longbottom szybko wyjęli swoje różdżki i rzucili na niego zaklęcie odtykające. Ron przeleciał przez całą długość sali konferencyjnej głucho uderzając o ścianę, po czym zsunął się po niej z łoskotem, kompletnie nieprzytomny.
- To już trzeci raz w tym tygodniu - westchnął smętnie Harry. - Musimy ustalić jakąś kolejność odtykania go, bo inaczej kiedyś serio zrobimy mu krzywdę.
- Czy on nie potrzebuje pomocy medycznej? - Granger uniosła się lekko, by dojrzeć rozłożonego niczym martwa rozgwiazda Ronalda.
- Nic mu nie będzie - zapewnił ją Draco, po czym wrócił do przeglądania raportu.
- Może należałoby poinformować o tym incydencie jego żonę...? - zaproponowała.
- NIE! - krzyknęli głośno zgodnym chórem.
Granger, aż podskoczyła na swoim krześle, rozglądając się pytająco po zebranych.
- Wiem Hermiono, że nigdy nie chcesz słuchać o tej Vanetykorze, ale ona naprawdę jest... - Potter odchrząknął.
- Straszna - zaczął mówić Seamus wzdrygając się obrazowo.
- Koszmarna - dodał Neville z lekką paniką w oczach.
- Okrutna - zanucił Draco, uśmiechając się wrednie.
- Ma zawsze brzydką aurę dookoła siebie - dołożyła Luna.
- I na dodatek jest też absolutnie szurnięta! - zamknął dyskusję Harry, a wszyscy poza Hermioną - za to łącznie z nieprzytomnym Ronem - wydali zgodny pomruk na potwierdzenie jego słów.
- To dlaczego on się z nią nie rozwiedzie? - zapytała na głos Granger.
- Bo tradycyjnie w rodzinie Weasleyów nie ma rozwodów - Harry skrzywił się pod nosem. - To dlatego Molly nie pozwala Ginny wyjść za mąż za żadnego z jej kochanków. Boi się, że przez jej niewierność mogłoby wtedy dojść do rozwodu.
- Co to za głupia tradycja, która każe tkwić komuś w nieszczęśliwym małżeństwie? - zastanawiała się na głos Hermiona.
- Tradycja rodów czystej krwi - odpowiedział jej Draco.
- Ale przecież Weasleyowie od pokoleń są uznawani za zdrajców krwi - przypomniała Granger.
- Za zdrajców krwi, a nie tradycji - wyjaśnił jej Draco. - Tradycji jeszcze nie zdradzili i to jedyne, co trzyma ich na skraju marginesu magicznego społeczeństwa.
- Czy to dlatego odmawiasz poślubienia Hermiony dla dobra naszej akcji? - spytała śpiewnie Luna, mrugając na niego swoimi wielkimi oczami. - Przez tę samą tradycję?
Draco kątem oka zauważył, jak Granger ogniście się czerwieni i ucieka wzrokiem gdzieś w bok.
- Mam w dupie wszelkie tradycje - odpowiedział wreszcie. - I nie przypominam sobie bym odmówił poślubienia Granger. Po prostu ona mnie jeszcze właściwe nie poprosiła o rękę - Draco uśmiechnął się do niej bezczelnie. - W moim gabinecie jest miękka wykładzina, na której może być ci wygodniej paść na kolano, a mój rozmiar sygnetu to dwadzieścia cztery - zadrwił.
- Twoje niedoczekanie! - Granger odpowiedziała mu fałszywie słodkim uśmieszkiem. - Wcześniej odetnę sobie obie nogi, nim przed tobą uklęknę!
- Uuuu... Jaka szkoda! - Draco zachichotał. - I nie mówię tego tylko w kontekście braku twoich oświadczyn. Nie wiem czy wiesz, ale klęczenie może też bywać bardzo przyjemne...?
- Nie przeklnę cię teraz tylko dlatego, że jesteś nam potrzebny by wejść do tego pieprzonego zamku. - Hermiona hardo spojrzała mu w oczy. - I rzeczywiście masz czego żałować Malfoy - dodała uśmiechając się równie wrednie, co on. - Bo akurat jestem świetna... W klęczeniu.
Draco wiedział, że tylko go prowokuje, ale i tak zrobiło mu się gorąco, gdy natychmiast wyobraził sobie ją przed nim na kolanach. Błyszczące oczy... Jej powabne usta... Jego palce wplecione w te wyglądające na cudownie miękkie loki i...
- Masz pół sekundy żeby zmyć z siebie ten wyraz twarzy, zanim przeklnę cię klątwą dick-mumii! - oburzony głos Granger przywrócił Draco do porządku. Cholera! Musiała się zorientować, co mógł sobie przed chwilą wyobrażać.
Szybko odchrząknął i poprawił się na krześle, mając nadzieję, że nie była w stanie teraz dojrzeć przez stół dość wyraźnego wzniesienia z przodu jego spodni.
- Nie wiem o co ci chodzi Granger - Draco znów chrząknął. - To przez niestrawność. Kanapka mi chyba zaszkodziła.
- Lepiej dla ciebie, żeby to była prawda! - Hermiona rzuciła mu ostre spojrzenie, po czym odwróciła się w stronę Harry'ego. - Jestem trochę zmęczona. Pójdę do domu jeśli dasz mi hasło dostępu do Fiuu, a wieczorem jeszcze raz przejrzę wszystkie raporty i jutro spotkamy się ponownie, by móc je omówić.
- Tak, to świetny pomysł - zgodził się szybko Potter. - Odprowadzę cię.
Hermiona uśmiechnęła się do wszystkich i wstała, a Draco nie mógł powstrzymać się przed obczajeniem jej tyłka w tych obcisłych spodniach. Merlinie! Naprawdę chciałby móc poczuć kiedyś te boskie nogi oplecione wokół swojej talii...!
Granger żegnała się z Longbottomem i Lovegood, a Potter wymownie przejechał palcem po gardle, dając Draco znać, że zauważył jak pożerał wzrokiem najlepsze fragmenty seksownego ciałka jego przyjaciółki i miał zamiar go za to zabić.
- Miłego wieczoru Malfoy - Granger uśmiechnęła się do niego krzywo. - I wielu słodkich snów! - dodała prowokacyjnie.
- Zapewniam cię, że właśnie takie będą Granger - Draco wstał i niby mimochodem się przeciągnął, tak by mogła zobaczyć wszystkie doskonale rozwinięte partie jego mięśni. - I wzajemnie życzę ci tego samego. Śnij o czymś niesamowicie przyjemnym!
Hermiona zarumieniła się i przygryzła wargę, ciągle się na niego gapiąc. Doskonale!
- Wystarczy tego, bo zaraz coś eksploduje w powietrzu - wymamrotał niecierpliwie Potter, po czym złapał ją za ramię i szybko wyprowadził z sali konferencyjnej.
- Czy ktoś mi może powiedzieć czym jest klątwa dick-mumii? - odważył się zapytać Seamus.
- To klątwa, po której męskie przyrodzenie zamienia się w takie, jak miewały kiedyś zabalsamowane mumie. A potem zielenieje, gnije i na końcu odpada - wyjaśniła im śpiewnie Lovegood.
Draco, Neville i Seamus zgodnie syknęli przez zęby nawet nie chcąc sobie tego wyobrażać, a Ron zawtórował im kilka sekund później, po czym głośno zachrapał.
Wszyscy spojrzeli na niego z politowaniem nim jeden po drugim opuścili salę konferencyjną, pozostawiając rudzielca wciąż uroczo rozłożonego na podłodze. Dobrze wiedzieli, że to i tak był dla niego komfortowy czas, bo w domu spać mógł tylko i wyłącznie pod dyktando swojej popieprzonej żonki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz