wtorek, 21 października 2025

TRADYCJA PIĄTA - Wspólny Taniec

Oderwali się od siebie bardziej niż świadomi tego, że wszyscy inni aurorzy akurat nie zajęci pacyfikowaniem mantykory zapewne uważnie ich obserwują. Draco ledwo zdołał przywdziać na usta uśmiech zadowolenia, gdy z boku dobiegło ich głośne i podszyte oburzeniem chrząknięcie. Już zamierzał się odwrócić i powiedzieć Potterowi, by się gonił nim przeklnie go tak, że cały będzie w bliznach, gdy pierwsza w jego stronę zwróciła się Granger.

- Ani słowa! - warknęła, grożąc przyjacielowi swoją różdżką, którą wciąż trzymała. - Mówiłam ci już, że jesteśmy dorośli, a to nie jest twoja sprawa!

- Ale Hermiona! - Potter brzmiał niczym jękliwy bachor. - Nie możesz na oczach wszystkich obcałowywać mojego współpracownika! To nieetyczne! Wszyscy wiedzą, że jesteś dla mnie jak siostra!

- Serio? Więc dlaczego ty nieustannie myślisz o tym, jak tu przelecieć moją najlepszą przyjaciółkę? Ona też jest dla mnie jak siostra! Albo chociaż kuzynka... Z tej bardziej szalonej części rodziny - Hermiona spojrzała ponad ramieniem Wybrańca na zbliżającą się do nich powoli Lunę.

- Ja wcale tak o niej nie myślę... Nie w ten sposób... - Harry zaczerwienił się ogniście, a Draco parsknął śmiechem.

- Chyba nie tylko ja tu próbuję zapomnieć o misji w Devon, co nie Pottie...?

- Stul dziób wężu - wymamrotał nerwowo brunet, co chwilę spoglądając przez ramię.

- A może zapytamy Lunę, co ona myśli o całowaniu współpracowników i czy też uważa, że to nieetyczne? - Granger pytająco uniosła brew.

- Hermiona, proszę cię...

- Mieliśmy umowę Harry! - Ku niepocieszeniu Draco, odsunęła się od niego i założyła ręce na piersi. - Miałeś zaprosić Lunę na kolację. I myślę, że musisz zrobić to teraz. Nie zapominaj, że ta przeklęta puszka nadal jest w zamku. Jeśli mamy ją dla ciebie odzyskać, to najpierw ty wywiąż się ze swojej części!

- Nie mogę... Chyba nie potrafię... - Potter zaczął się pocić jak chomik na kołowrotku.

- I to ty jesteś głównym aurorem, tchórzliwy patafianie? - zirytował się Malfoy. - Bierz dupę w troki i zaproś ją, albo osobiście jej powiem, że próbowałeś hodować słoneczniki, by jej zaimponować i wszystkie je bezmyślnie zasuszyłeś!

- Tylko nie to! - Harry pobladł niczym Bezgłowy Nick. - W końcu kiedyś ją zaproszę! Przysięgam!

- Cześć - Luna wreszcie znalazła się tuż przy nich. - Gratuluję wam świetnie wykonanego zadania.

- Dzięki - Hermiona uśmiechnęła się do niej ciepło.

- Nie podeszłam do was od razu bo musiałam wysłać pilną sowę do Theodora. On i Blaise niecierpliwie czekali na dobre wieści.

- Pewnie im ulży gdy usłyszą, że misja się udała? - zagadnął Harry, najwyraźniej chcąc jakoś włączyć się w rozmowę.

- Misja? Och nie! - Lovegood zachichotała. - Chcieli tylko wiedzieć, jak poszła noc poślubna.

Draco spojrzał na Granger, która lekko się zarumieniła, ale o dziwo nie zawstydziła się tak bardzo, jak mógłby się tego spodziewać.

- W każdym razie napisałam im, że mogą wam pogratulować, gdy tylko ponownie się zobaczycie. Wnioskuję, że było świetnie, patrząc na sam wasz pocałunek - Luna uśmiechnęła się porozumiewawczo do Hermiony.

- Godryku...! Jak dobrze, że nie jadłem jeszcze dziś śniadania! - wymamrotał lekko zielony Harry.

- Lovegood wiesz, że Potter intensywnie zainteresował się hodowlą słoneczników? - zapytał Draco, jednocześnie uśmiechając się wrednie do kumpla.

- Naprawdę? - Luna cała się rozpromieniła. - Dlaczego nic nie mówiłeś? Chętnie podzielę się z tobą swoją wiedzą, o tym niezwykłych kwiatach!

- Serio...? Byłoby świetnie - Harry rzucił Draco ostrzegawcze spojrzenie. - To może wyjdziemy kiedyś razem... Pewnego dnia... Na kolację...? - wyjąkał, a Hermiona przytknęła dłoń do ust, by przypadkiem nie parsknąć na głos śmiechem.

- Bardzo chętnie - odpowiedziała śpiewnie Luna. - Dziś z pewnością wszyscy będziemy świętować zakończenie misji, ale może w najbliższą sobotę?

- Doskonale! - Harry zawołał to z takim entuzjazmem, że pozostałej trójce lekko zadzwoniło od tego w uszach. - Sam coś dla nas ugotuję!

- A ja przyniosę wszystkie moje notatki o słonecznikach. Obiecuję, że po takim wieczorze zostaniesz ich kolejnym miłośnikiem! - Luna poklepała Harry'ego po ramieniu, po czym odeszła sprawdzić zabezpieczenie transportu mantykory.

Mina Pottera po tym oświadczeniu była naprawdę bezcenna.

- Dobra, chodźmy Draco. Przenieśmy wreszcie tę Puszkę Pandory i kończmy tę misję. Bądźcie gotowi na jej przejęcie Harry - zaordynowała Granger.

Malfoy wyszczerzył się bezczelnie do Pottera, gdy ten zauważył jak Hermiona łapie blondyna za dłoń i razem, ramię w ramię ponownie wchodzą do starej posiadłości.

Wiedział, że kumpel był zirytowany tym, że go nie posłuchał w sprawie swojej relacji z Granger, ale miał to obecnie głęboko w swoim arystokratycznym, alabastrowym i świetnie wyrzeźbionym dzięki treningom quidditcha tyłku.

<><><>

Lazurowa Gorgona, była knajpą, która słynęła ze znakomitej karty drinków i tego, że jej parkiet zawsze był pełen roztańczonych i roześmianych ludzi. Draco nie miał pojęcia, dlaczego Biuro Aurorów postanowiło akurat tam wynająć wszystkie prywatne loże na ten wieczór, ale nie zamierzał narzekać - i tak było to o wiele fajniejsze niż miejsca, do których zwykle ciągnął go Theodore.

Blondyn starał się nie narzekać na to, że zaproszono tu dziś wszystkich z ich departamentu, a jeszcze kilku innych przypadkowych ministerialnych łazików, wprosiło się na krzywą mordę. Ich sukces został głośno odtrąbiony. Puszka Pandory trafiła do Departamentu Tajemnic, gdzie miała zostać odpowiednio przebadana, a mantykora jak na razie znalazła nowy dom w lochach w Wydziale Bestii, gdzie miała oczekiwać, aż znajdzie się dla niej miejsce w jakimś rezerwacie dla okropnych stworów.

Draco w sumie nie miał nic przeciwko temu, że tak wiele osób chciało z nimi dziś hucznie świętować. Miał jednak dużo przeciwko temu, jak wielu z tych pieprzonych przybłędów gapiło się na długie i niesamowicie seksowne nogi jego żony.

Granger miała na sobie krótką, srebrną sukienkę, która wspaniale podkreślała jej figurę i opaleniznę. Jej luźne loki kołysały się w tańcu, gdy wywijała na parkiecie wraz z Lovegood i jeszcze kilkoma innymi dawnymi gryfonami.

Jedynie Ginny Weasley, która również wprosiła się na imprezę bocznymi drzwiami, siedziała nadąsana w kącie, najwyraźniej wściekając się o to, że wszyscy woleli zwracać uwagę na Hermionę, niż na nią. Przynajmniej raz w życiu Draco zgadzał się w czymś z tą rudą zdzirą - jego też okropnie to wkurzało.

- Co tam wężu? - Potter usiadł obok niego i podał mu szklaneczkę ognistej.

- Będziesz teraz wciąż tak się do mnie zwracał z zemsty za to, że nie możesz już nazywać mnie fretką? - zapytał cierpko.

- Zawsze mogę wrócić do tamtego określenia jeśli wolisz. Rzeknij tylko słowo - Harry uśmiechnął się wrednie.

- Masz zajebiście dobry humor, jak na to, że Lovegood przez cały wieczór siedziała przy jednym stoliku z tym całym Skamandrem - dociął mu Draco.

Potter wykrzywił usta w grymasie, po czym zdrowo łyknął ze swojej szklaneczki.

- Mam zamiar w sobotę podbić ją znakomitą kolacją. Po tym wszystkim już nigdy nawet nie wspomni o tym pieprzonym miłośniku drzewek!

Draco prawie zakrztusił się swoim drinkiem, słysząc jak Potter określił tego kolesia. Do teraz nie mógł otrząsnąć się z tego, co Granger powiedziała mu na jego temat.

- W takim razie powodzenia. - Blondyn powiedział mu to zupełnie szczerze.

Wiedział, że Potter od lat wzdychał potajemnie za Luną i marzył wreszcie o swojej szansie na przeniesienie ich relacji z przyjaźni na inny poziom. Zawsze zastanawiał się czego Harry tak naprawdę się bał, skoro tak dobrze znali się z ta lekko szaloną marzycielką. Wreszcie jednak kiedyś po sporej dawce alkoholu Wybraniec zdobył się na wyznanie. Chodziło o to, że Harry bał się, że jeśli Lovegood go odrzuci, lub jeśli będą razem, a jednak coś im nie wyjdzie, wtedy straci również jej przyjaźń i prawdopodobnie ją samą i to na zawsze.

Wzrok Draco prawie automatycznie powędrował do tańczącej zmysłowo na parkiecie Hermiony. Wiedział, że ona wróci do Egiptu za ledwo kilka dni. To prawda, że mógłby pojechać tam do niej na swój najbliższy urlop, a ona mogłaby spotkać się z nim, gdy znów kiedyś odwiedzi w kraju Pottera, ale czy to było wszystko czego chciał? Czy to mogło mu wystarczyć, skoro ona tak mocno weszła pod jego skórę?

- A mówiłem ci, że masz z nią nie zaczynać - odezwał się Potter, wybijając go tym samym z jego rozmyślań.

- Nie mam pojęcia o czym pleciesz - warknął na niego Draco, odrywając wzrok od Hermiony i sięgając po swoje whisky.

- Nie mów tylko, że cię nie ostrzegałem. Zobacz co uczucie do niej zrobiło z naszym Ronem...

- Znów porównujesz mnie do Weasleya? Życie ci kurwa nie miłe czy jak? Nie mam nic wspólnego z tym wieśniackim mięczakiem!

Potter westchnął ciężko, patrząc na niego z czymś na kształt politowania.

- Hermiona nie bawi się w związki. Po tym, jak Ron tak koncertowo spierdolił i zrobił dziecko innej, postanowiła, że nigdy nie da się drugi raz wpakować w coś podobnego. Traktuje mężczyzn jako rozrywkę, a całe swoje życie koncentruje wokół kariery. Wtedy przed laty prawie zrezygnowała z pracy w Egipcie dla Rona. Kiedyś powiedziała mi, że nigdy więcej nie popełni tego błędu.

- Nie zamierzam jej prosić, by zrezygnowała dla mnie z pracy - Draco czuł się coraz mocniej poirytowany tą rozmową.

- Wiem - powiedział cicho Potter. - I wiem, że sam nie zrezygnujesz dla niej ze swojej. Wbrew temu co wszystkim opowiadasz, naprawdę kochasz bycie aurorem.

Draco chciał zaprzeczyć, ale doszedł do wniosku, że to bez sensu. Potter i tak by mu nie uwierzył. Sam sobie zresztą też by nie wierzył. To prawda, że praca, na którą przed laty namówił go Kingsley, była teraz tak naprawdę sensem jego życia.

- Obydwoje z Granger wiedzieliśmy, że to nic nie znaczy... - Draco nie wiedział dlaczego mówiąc to odczuwał dziwny uścisk w gardle. - Chcieliśmy tylko miło spędzić razem czas.

- Znam cię od kilku lat, ale jeszcze nigdy nie widziałem, byś patrzył tak na jakąś kobietę - Harry przyglądał mu się uważnie.

- Wydaje ci się - uciął krótko Malfoy.

- Jeśli jednak to cię pocieszy, nie widziałem też, by ona patrzyła kiedykolwiek w ten sposób na jakiegoś mężczyznę. Nawet na Rona - Potter dopił swojego drinka i wstał, a Draco zamknął oczy i oparł się o wezgłowie kanapy.

Sam nie wiedział co ma myśleć, a już tym bardziej zrobić. Wiedział tylko, że nie chciał zrezygnować z bliskości Hermiony, póki jeszcze mógł ją mieć. Prawie bez udziału świadomości zaczął bawić się obrączką na swoim palcu. Mogli je zdjąć dopiero, gdy Wizengamot orzeknie ich rozwód, dlatego zarówno on jak i Granger zaczarowali je tak, by nie były widoczne przed innymi pracownikami ministerstwa magii.

Jego wzrok znów powędrował do wciąż znajdującej się na parkiecie prześlicznej brunetki. W sekundę poczuł się, jakby zaraz miał go strzelić jasny piorun! Co to za cholerny dupek odważył się tańczyć tak blisko jego żony?

<><><>

Draco znalazł się na środku sali szybciej niż Weasley potrafił biegać do bufetu z darmowymi przekąskami. Wielki koleś, którego ręce chwile wcześniej znalazły się na talii Hermiony, wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Malfoy zamierzał go zgładzić jednym ciosem. Nim jednak zdążył choć się odezwać, Granger sama odtrąciła ręce wielkoluda i odwróciła się, celując w niego swoją różdżką.

- Co ty sobie myślisz dupku? - warczała. - Jakim prawem sądzisz, że wolno ci bezkarnie obmacywać kobiety na parkiecie?

- Tańczyłaś tak pięknie, że pomyślałem tylko... - zaczął gęsto tłumaczyć się koleś, ale Granger w odpowiedzi tylko wbiła mocniej różdżkę w jego pierś.

- To na przyszłość pomyśl dwa razy, zanim ktoś przeklnie ci klejnoty do rozmiarów jaj chochlika!

Mężczyzna już otwierał usta, gdy Draco postanowił wreszcie się wtrącić.

- Słyszałeś co pani powiedziała? Wypierdalaj stąd, zanim cię aresztuję i wsadzę do jednej celi z głodną mantykorą! - warczał.

Facet chyba rozpoznał Malfoya jako jednego z aurorów, bo szybko pobladł, wyjąkał przeprosiny i zmył się jak niepyszny.

Draco był pewien, że Granger zaraz odwróci się do niego i wygłosi mu reprymendę o tym, że świetnie dawała sobie radę sama z poskromieniem tego palanta. Jednak ona tylko schowała różdżkę za dekolt swojej sukienki, odwróciła się i podeszła do niego bliżej.

- Naprawdę musiałeś czekać, aż ktoś zacznie mnie obmacywać, zanim zechciałeś dołączyć do mnie na parkiecie? - zapytała, zarzucając mu ręce na szyję i przyciągając go blisko do siebie.

- Nie tańczę do takiej muzyki - przyznał, przyciągając ją jeszcze bliżej i rozkoszując się jej ciepłem oraz upajającym zapachem jej ciała. Ona była jego. Chociaż jeszcze przez chwilę.

- A jak lubisz tańczyć? - wyszeptała to pytanie wprost do jego ucha.

- Nago i intensywnie poruszając przy tym biodrami - odpowiedział, przesuwając jedną z dłoni na jej jędrny tyłeczek.

- Więc poproś mnie do takiego tańca - Granger oderwała się od niego i spojrzała mu w oczy.

Draco czuł, że mógłby spłonąć od samego tego widoku. Ona go pragnęła. Chciała z nim być. Złapał ją za dłoń i czym prędzej przeciągnął przez tłum. Tej nocy znów będzie jego. I tym razem naprawdę posiądzie ją na swoich jedwabnych prześcieradłach.

<><><>

Była pierwszą kobietą, którą zabrał do swojego łóżka. Rzadko zapraszał jednonocne przygody do swojego mieszkania, a jeśli już miało to miejsce, zawsze wchodził z nimi, do którejś z gościnnych sypialni. Jego łóżko było jego azylem - prywatną przestrzenią zarezerwowaną dla niego i jego myśli.

Tej nocy jednak chciał mieć ją dokładnie w tym miejscu. Zaczęli się rozbierać, ledwo po wyjściu z kominka, a pierwszy orgazm Granger osiągnęła gdy upadł przed nią na kolana, w czasie gdy stała oparta o ścianę na półpiętrze jego apartamentu. Jednak to co tej nocy połączyło ich w jego wielkim łóżku, było czymś naprawdę magicznym.

W Zamku Lestrange pieprzyli się dziko - jakby nie mogąc się sobą nasycić. Tej nocy kochali się namiętnie, czasem wręcz irytująco powoli, a Draco odnosił wrażenie, że ich magia wciąż przepływa pomiędzy nimi, gdy łączyli się ze sobą w ten najbardziej niesamowity sposób.

Po wszystkim, gdy Granger zasnęła mocno wtulona w jego ramiona, zaczął zastanawiać się, czy jedna noc tak cudownej bliskości nie złamała w nim czegoś na zawsze. Bo na samą myśl o tym, że będzie musiał pozwolić jej znów zniknąć z jego życia, poczuł po raz pierwszy od czasów wojny, że miał ochotę gorzko się rozpłakać.

<><><>

Obudził go delikatny ruch. Była to Hermiona, która zaczęła nieco wiercić się w jego uścisku. Jedno spojrzenie za okno, a później na zegar wiszący na ścianie wystarczyło by jęknął z rozczarowania. Musieli wstać. Mimo, że wczoraj odbyła się impreza, był to też środek tygodnia, a raporty z misji same się nie napiszą.

- Już tak późno? - Granger westchnęła smutno, jednym okiem również sprawdzając godzinę.

- Tobie też dzień dobry księżniczko - Draco przytulił się do jej ciepłego ciała i czule cmoknął ją w nagie ramię.

Zamruczał z aprobatą, gdy przesunęła ręką do tyłu i wplotła palce w jego rozczochrane po namiętnej nocy włosy.

- Dzień dobry nienasycony demonie seksu.

Blondyn parsknął śmiechem w jej szyję. Nikt go jeszcze tak nie nazwał, ale czuł się mile połechtany, że tak o nim myślała. On też miał więcej niż pochlebne zdanie na temat jej umiejętności łóżkowych. Była po prostu niesamowita!

- Szkoda, że musimy już wstać - Granger powoli zaczęła wplątywać się z jego ramion. - Chciałam wpaść jeszcze do biura świstoklików, nim pójdziemy do Kingsleya podpisać dokumenty.

Draco w sekundę poczuł, jak jego nastrój opada. Hermiona zamierzała zapewne jak najszybciej wrócić do domu, a papiery które mieli podpisać były ich wnioskiem o szybki rozwód.

- Kiedy zamierzasz wyjechać? - zapytał cicho.

- W niedzielę. Podobno od poniedziałku moja drużyna ma dostać za zadanie zbadanie nowego grobowca - wyjawiła z delikatnym uśmiechem.

Draco przełknął nerwowo. Nie sądził, że przyjdzie im pożegnać się, aż tak szybko.

- To zadanie powinno zająć mi jakieś dwa tygodnie, a później będę miała kilka dni wolnego - powiedziała niepewnie, patrząc na niego przez ramię. - Harry obiecał ci dodatkowy urlopu, prawda?

Uśmiechnął się do niej, mając nadzieję, że nie wyglądało to tak wymuszenie, jak naprawdę się czuł. Czy widywanie jej przez kilka dni, kilka razy do roku mogło mu wystarczyć? A może powinien od razu uciąć to w zarodku, nim nie pogrążył się bardziej?

O ile mógłby jeszcze zrobić to bardziej...

- Chętnie odwiedzę Egipt, jeśli powiesz mi gdzie się opalasz, że wszędzie jesteś tak samo cudownie złocista - przysunął się do niej i na nowo objął ją swoimi ramionami.

- Robię to nago na moim prywatnym tarasie - wymruczała, wtapiając się w jego objęcia całą sobą. - Ale jeśli mnie odwiedzisz, może zrobić to razem ze mną.

Draco zaklął cicho pod nosem, po czym szybko pociągnął ją do tyłu i zaczął całować, absolutnie nie przejmując się tym, że mogą się spóźnić na spotkanie z Kingsleyem.

<><><>

Pomimo faktu, że zbliżający się wyjazd Granger uwierał go jak kafel w bucie, Draco nie spisywał jeszcze tego dnia na straty. Jednak, gdy po wejściu do Departamentu Aurorów zauważył czającego się w pobliżu niczym dementor za duszą Weasleya, miał ochotę zakląć na głos.

Hermiona po kolejnej rundzie oszałamiającego seksu, wymknęła się przez kominek z jego mieszkania, by móc pójść się przebrać. Obiecała się z nim spotkać pod gabinetem ministra. Jednak widok Weasleya czyhającego tam na nich nie wróżył, by to spotkanie mogło przebiec gładko.

- Czego tu szukasz? - spytał go zimno Draco.

- Chcę się zobaczyć z Hermioną - Ron skrzywił się do niego. - Nie miałem okazji z nią porozmawiać, bo albo ty albo Harry ciągle mi tego zabraniacie!

- Nikt ci niczego nie zabrania... No może poza twoją uroczą żonką, która zapewne jakby mogła, zabroniłaby ci nawet pamiętać o tym, że Granger istnieje - Draco uśmiechnął się do niego złośliwie.

- Nie odsunięcie mnie od niej! - Ron prawie płakał. - My jesteśmy sobie przeznaczeni, jak Merlin i Kirke!

- Oni się nawet nie znali, debilu - Draco popatrzył na kumpla z dezaprobatą.

- No to jak... - Ron najwyraźniej intensywnie szukał odpowiedniego porównania. - Gryffindor i jego miecz - wymyślił wreszcie.

- Za jakie grzechy muszę od czasu do czasu przebywać w towarzystwie takiego imbecyla? - Draco zwrócił się z tym pytaniem do całego wszechświata, ale ni jak nikt nie chciał mu odpowiedzieć.

Obaj mężczyźni usłyszeli nadjeżdżającą windę. Draco miał tylko nadzieję, że Hermiona nie wścieknie się za mocno o to, że jej ex chłopak czatował tu najwyraźniej od rana, by móc ją jakoś dorwać.

- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem! - Z windy na szczęście wyszedł tylko Potter. - Romilcyferda cię szuka. Przyszła do naszego departamentu, mówiąc że zapomniałeś śniadania i ona ci je przyniosła.

- CO!? - Weasley, aż podskoczył w miejscu. - I dopiero teraz mi o tym mówisz?! - krzyknął, pędząc do windy i o mało nóg przy tym nie łamiąc.

Ledwo drzwi się za nim zamknęły, gdy Harry wybuchnął gromkim śmiechem.

- Ona wcale nie przyjechała dziś do ministerstwa, prawda? - zagadnął go Draco.

- Nie pamiętasz, że po ostatniej akcji z próbą przeklęcia Susan Bones, za to że ta poczęstowała Rona cukierkiem z okazji swoich urodzin, ministerialna ochrona zakazała jej do nas wstępu?

- Nie sądzę, by Vanellatrix się specjalnie tym przejęła. Ta kobieta jest jak żywa Bombarda Maxima.

- W każdym razie chciałem tylko odciągnąć Rona z tego piętra, bo Hermiona zaraz tu będzie. Załatwmy te papiery i chodźmy uporządkować raport ze sprawy Zamku Lestrange. Cieszę się, że już po wszystkim.

- Ja też - zgodził się Draco, choć wcale nie czuł się tak cudownie, jak sądził, że będzie, gdy uda im się wreszcie rozwiązać ten problem.

- Theodore Nott przysłał mi dziś rano sowę - Harry skrzywił się lekko. - Chciał tu przyjść i namówić was, byście się jednak nie rozwodzili, ale tak się niefortunnie złożyło, że przypalił swoją ulubioną, różową patelnię i ma po tym tak okropny nastrój, że to mnie powierzył to ważne zadanie.

Draco roześmiał się cicho i z niedowierzaniem pokręcił głową. Cały Theo. Tylko on mógł widzieć w dwudniowym, wymuszonym okolicznościami małżeństwie, dwójki prawie obcych sobie ludzi jakąś niesamowitą historię miłosną.

Blondyn nie wiedział tylko dlaczego było mu tak źle, na samą myśl o podpisaniu tych dokumentów. Przecież to nie tak, że już nigdy nie zobaczy się z Granger. Obiecali sobie przecież, że wkrótce będą opalać się razem nago na jej tarasie.

Dźwięk rozsuwanych krat windy oderwał Draco od jego rozmyślań. Jej widok jednak jeszcze tylko pogorszył jego nastrój. Hermiona znów miała na sobie czarne, obcisłe, skórzane spodnie i ciemnozieloną bluzkę. Wyglądała prześlicznie.

- Dzień dobry chłopcy - przywitała ich pięknym uśmiechem i krótkimi cmoknięciami w policzek.

Draco ledwo powstrzymał się przed przyciągnięciem jej bliżej i poproszeniem, by pocałowała go dokładnie tak, jak miał na to ochotę.

- A Zabini nie musi tu też być? - zagadnęła, by jakoś rozpocząć rozmowę.

- Nie - skomentował Harry. - Wystarczy, że jeden ze świadków podpisze się pod dokumentami. Kingsley mówił mi wczoraj, że do tygodnia czasu powinno być już po wszystkim.

- Wyjeżdżam w niedzielę, ale odeślę ci obrączkę, jak tylko dostanę sowę z potwierdzeniem - Hermiona uśmiechnęła się raczej smutno do Draco.

- Jasne. Nie ma pośpiechu - odpowiedział, czując dziwnie bolesny uścisk w piersi na samą myśl o tym.

Harry spojrzał pomiędzy nich nieco nerwowo.

- Gotowi? - zapytał wreszcie.

- Tak - Hermiona odwróciła się i pierwsza ruszyła do gabinetu ministra.

- Jasne - powtórzył Draco, nie rozumiejąc dlaczego tak trudno mu podążyć tam za nią.

Przecież to musiało się stać. To małżeństwo było tylko fikcją. Nie rozwodzili się naprawdę. A ten ból? Może też tylko mu się wydawało?

<><><>

Pierwszym co nieco go zdziwiło, był fakt, że razem z Kingsleyem w gabinecie było trzech innych urzędników: Główny sędzia Wizengamotu, Szef Urzędu do Spraw Zawierania Małżeństw oraz Szef Departamentu Tajemnic.

- Co tu się dzieje? - zapytała od razu Granger.

- Dobrze, że już jesteście - powitał ich Kingsley. - Wejdźcie proszę.

Hermiona niepewnie spojrzała na Harry'ego i Draco, po czym cała trójka weszła do środka.

- Czy coś się stało? - zapytał Malfoy, czując jak napięcie w całym pokoju rośnie z każdą sekundą.

- Zaraz wszystko wyjaśnimy - Kingsley nerwowo wskazał im krzesła przed swoim biurkiem. - Usiądźcie.

- Pan Dracon Lucjusz Malfoy, spadkobierca rodu Malfoy, Black, Lestrange oraz Yaxley? - zapytał go główny sędzia.

- Yaxley zostawił tylko długi, ale tak. Wedle prawa dziedziczę też po nim, bo umarł bezdzietnie - odpowiedział Draco.

- I pani Hermiona Jean Malfoy, obecna Lady Malfoy, Black, Lestrange i Yaxley? - upewnił się mężczyzna.

- Po co te pytania? - usta Granger lekko zadrżały. - Mieliśmy przyjść tu tylko podpisać dokumenty.

- Lordzie Malfoy, czy był pan świadom tego, że jako spadkobierca czterech dużych, magicznych fortun, nie może pan ot tak wystąpić o rozwód? - Szef Departamentu Tajemnic rzucił mu przenikliwe spojrzenie. - Rozwiązanie przez pana małżeństwa nie jest proste, zwłaszcza, że doszło do zawiązania magicznych linii mocy, pomiędzy panem, a pana żoną.

Draco poczuł, jak opada mu szczęka, a siedząca obok niego Hermiona nagle wybuchła nerwowym śmiechem.

- Jak to nie jest możliwe? To małżeństwo mogliśmy zawrzeć, a rozwieść już się nie możemy?

- Możecie, ale nie będzie to takie łatwe, jak normalnie powinno być - odpowiedział im zbolałym głosem Kingsley. - Od wczoraj sprawdzaliśmy to wszystko dokładnie.

- Co dokładnie?! I dlaczego dopiero teraz?! - Granger wyskoczyła ze swojego krzesła, wyraźnie drżąc na całym ciele.

- To stara tradycja rodów czystej krwi - wyjaśnił im Shacklebolt. - Według niej, na rozwód dziedzica głównego majątku należy mieć zgodę seniora rodu, jeśli ten jeszcze żyje. Zwykle to mężczyzna czystej krwi pierwszy chcę rozwodu, więc jego rodzina to popiera i podpisywanie tego dokumentu to nie problem...

- Zgoda seniora rodu? - powtórzył Draco. - Wy chyba nie mówicie poważnie!

- Chcecie nam powiedzieć, że oni mogą się rozwieść dopiero jak psychopatyczny ojciec Malfoya rezydujący obecnie w Azkabanie coś dla nas podpisze? - Harry z niedowierzaniem rozejrzał się po zebranych.

- Tak mówi stara, magiczna tradycja - odezwał się wreszcie szef wydziału małżeństw.

- To najgłupsza tradycja o jakiej słyszałam! - Hermiona z nerwów huknęła pięścią w biurko Kingsleya. - Natychmiast chcę tu zobaczyć nasze papiery rozwodowe! Zgodziłam się na to, bo miało być proste i nie nieść za sobą żadnych konsekwencji!

- Hermiono... - Kingsley wstał i delikatnie wyciągnął rękę, próbując ją uspokoić. - Wiem, że jesteś wściekła o to, ale nikt z nas tego nie przewidział. Ta formuła rzadko ma dziś zastosowanie, bo mało które małżeństwo czystej krwi choć rozważa rozwód...

- Nie możecie tego po prostu odwołać jakimś dekretem? - spytał cicho Draco, któremu na samą myśl o konieczności odwiedzenia swojego ojca, robiło się niedobrze.

- Jest taka możliwość - przyznał sędzia główny Wizengamotu. - Ale cały proces legislacyjny potrwa około dwóch lat.

Draco spojrzał krótko na Hermionę. Zachodziła mała szansa, że zgodziłaby się poczekać, aż tak długo, nadal pozostając jego żoną.

Granger oddychała ciężko, przykładając dłoń do lekko spoconego czoła.

- To nie wchodzi w grę. Mieszkamy w dwóch różnych krajach, na dwóch różnych kontynentach, a więź małżeńska wymagałaby od nas w miarę częstych kontaktów... - skrzywiła się i zarumieniła. - A bez jej regularnego zaspokajania, oboje bylibyśmy ciągle bardzo nieszczęśliwi.

Draco nie chciał nawet myśleć o tym, jakby to było czuć jej magię pod własną skórą, a nie móc jej nawet zobaczyć. Prawdopodobnie mógłby od tego zwariować.

- Nie wiem co mam wam powiedzieć - przyznał niechętnie Kingsley. - Może jednak Lucjusz podpisze dokument bez zadawania zbędnych pytań?

Malfoy roześmiał się gorzko.

- Nie znasz mojego ojca King? Będzie chciał za to minimum ułaskawienia i wypuszczenia go na wolność jeszcze dziś.

- To nie może się wydarzyć - zaprzeczył gwałtownie sędzia. - To najgorszy zbrodniarz wojenny i nie możemy go zwolnić z wyroku!

- Nie, nie możemy - zgodził się Shacklebolt.

Draco zauważył, że Hermionie zaczynają drżeć ramiona. Czyżby miała się tu zaraz rozpłakać? Czy naprawdę myśl o tym, że musiałby dłużej zostać jego żoną, powodowała u niej łzy? To była dość gorzka pigułka dla jego ego.

- Zgodzi się na to, jeśli zaproponujemy przeniesienie go do aresztu domowego? - Shacklebolt spojrzał pytająco na blondyna.

- Być może - odpowiedział cicho.

Doskonale wiedział, czego jeszcze będzie chciał jego ojciec. Zwrotu prawa do całego majątku jaki posiadał Draco oraz wydziedziczenia jego samego, co do ostatniego galeona.

To nic. Mógłby z tym żyć. Jego praca zapewniłaby mu możliwość utrzymania, choć na pewno musiałby zrezygnować z jedwabnych prześcieradeł. Najbardziej jednak się bał, że po wszystkim Lucjusz mniej pilnowany w domu, mógłby zrobić coś strasznego. A co jeśli jakoś zechce szukać zemsty na Granger lub Potterze? Krew cierpła mu na samą myśl o tym.

- Areszt domowy nie zapewni nad nim odpowiedniego nadzoru - wtrącił łagodnie Harry. - A poza tym zapewne zechce jeszcze jakoś pognębić Draco. Wiem, że wciąż wysyła mu listy z pogróżkami i różnymi głupimi żądaniami.

Draco spojrzał ostro na Pottera. Jak śmiał teraz o tym wspominać? I skąd w ogóle był tego świadom? Przecież nie żalił się nikomu, że ojciec wciąż próbował go prześladować nawet zza krat.

- Naprawdę on wciąż do ciebie pisze? - Hermiona spojrzała na niego w taki sposób, że miał ochotę uciec. Nienawidził, gdy ktoś się nad nim litował.

- Pogadam z ojcem i namówię go, by podpisał dokument w zamian za przeniesienie do aresztu domowego - zdecydował.

Nie mógł postąpić inaczej. Granger chciała szybkiego rozwodu, a on musiał jej go dać. Nawet za cenę utraty majątku i poczucia bezpieczeństwa, z szalonym ojcem o krok bliżej od wolności.

- Podpiszcie więc dokumenty, a gdy Lucjusz również złoży na nich swój podpis, sprawa w przyszłym tygodniu trafi pod głosowanie - Kingsley podsunął im papiery i swoje pióro.

Draco spojrzał na Hermionę. Chciał, by zrobiła to jako pierwsza.

Brunetka przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, wreszcie jednak odwróciła się, podeszła do biurka, chwyciła za pióro i podpisała papiery.

Draco czuł się dziwnie odrętwiały - jakby to wszystko działo się poza jego ciałem, gdy podszedł i sam złożył swój podpis. Tyle. Teraz jeszcze tylko musiał zmierzyć się z demonami przeszłości.

Z człowiekiem, który od najmłodszych lat trenował go niczym rasowe zwierzę.

Z człowiekiem, który bił go za to, że nie potrafił pokonać czarownicy mugolskiego pochodzenia w wynikach szkolnych.

Z człowiekiem, który sprzedał go Voldemortowi za własne uwolnienie z więzienia.

Z człowiekiem, który sprowadził morderców do jego domu i nie sprzeciwiał się, gdy ci dręczyli jego rodzinę.

Wreszcie dziś przyjdzie mu się spotkać z człowiekiem, który z pełną premedytacją doprowadził do śmierci jego matki.

Zobaczy potwora, który spowodował upadku ich rodziny i prawie zniszczył samego Draco. I jeszcze po tym wszystkim, to on będzie musiał go o coś poprosić.

Odwrócił się i spojrzał Granger prosto w oczy. Nie wiedział czemu wyglądała, jakby ledwo powstrzymywała łzy. Nie musiała się martwić. Załatwi to. I zrobi to dla niej. A później niech wszystko piekło pochłonie.

<><><>

Hermiona właśnie kończyła pisać swój raport o misji w Tenber. Szło jej to raczej opornie. Wspomnienia o chwilach spędzonych w tym miejscu w ramionach Dracona, nie chciały jej odpuścić. Podobnie jak widok tego, jak on odebrał pergamin od Kingsleya i bez słowa wyszedł, by móc udać się prosto do Azkabanu na spotkanie z ojcem, którego nie widział od lat.

Nie wiedziała dlaczego, ale wszystko w niej buntowało się przed tym, że będzie on musiał prosić tego zwyrodnialca, by podpisał dla niego ten świstek. A może było tak dlatego, że podskórnie czuła, jak bardzo Draco nienawidził faktu, że po tym wszystkim Lucjusz znów może mieć jakąś władzę nad jego życiem?

Drzwi się otworzyły i do gabinetu wszedł Harry. Wyglądał blado, a jego usta były mocno zaciśnięte.

- Wszystko w porządku? - spytała go ostrożnie.

- Nie - przyznał szczerze. - Draco za nic nie chciał bym poszedł z nim, a czuję, że powinienem tam być. Nie masz pojęcia co Lucjusz fundował mu przez całe jego życie. To okropne, że on musi znów zobaczyć tego zwyrodnialca.

Hermiona odłożyła pióro i nerwowo zaplotła ręce. Wiedziała, że jej przyjaciel miał rację, ale nie bardzo potrafiła wymyślić, co jeszcze można na to poradzić. Ta sprawa przecież musiała zostać załatwiona.

- Mogliśmy wysłać tam samego Kingsleya. W końcu to on koncertowo spieprzył sprawę - zaproponowała.

- Nie. Draco wiedział, że jeśli Lucjusz w ogóle będzie chciał z kimś o tym pogadać, to musi być on sam. Od lat domagał się, by syn go odwiedził, choć Malfoy za nic nie zamierzał tego zrobić. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło.

- Draco, aż tak bardzo go nienawidzi? - spytała cicho.

Harry westchnął ciężko i przeczesał swoje rozczochrane włosy palcami, po czym opadł niezgrabnie na kanapę, która złowrogo zaskrzypiała.

- On niewiele o tym mówi, ale kiedyś po kilku głębszych wygadał mi się, że Lucjusz po aresztowaniu tak bardzo dręczył Narcyzę swoimi pretensjami, że w końcu ta zmarła na atak serca. Wiem, że on obwinia o to ojca. Zresztą w jednym z listów Lucjusz napisał mu, że jeśli kiedykolwiek wyjdzie z więzienia, to wtedy z przyjemnością napluje na jej grób - Harry smutno pokręcił głową. - Malfoy upił się wtedy tak strasznie, że chciał jechać prosto do Azkabanu i go zamordować. Musieliśmy go wraz z Ronem i Seamusem siłą zawlec do domu i przypilnować.

Hermiona jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach.

- Pieprzone magiczne tradycje! - krzyknęła waląc dłońmi o blat. - Niech lepiej te cholerne gobliny mają dla mnie dobry wakat w Gringottcie, skoro muszę wrócić do tej krainy wiecznego deszczu i to przynajmniej na jakieś dwa lata! - warknęła, zrywając się z krzesła i sięgając po swoją skórzaną kurtkę.

- Co zamierzasz zrobić? - Harry również szybko podniósł się na równe nogi.

- Załatw mi szybko transport do Azkabanu, a potem idź do Kingsleya i powiedz mu, że mają rozpocząć w Wizengamocie proces wycofywania tego prawa o konieczności podpisu seniora rodu.

- Serio zamierzasz pozostać przez cały ten czas jego żoną? - Harry popatrzył na nią w szoku.

- Wolę to, niż pozwolić by mój mąż musiał podpisywać pakty z samym diabłem! Lucjusz nie zasługuje na wolność, a Draco nie może sam ponosić konsekwencji tego co się stało. Jakoś to razem rozpracujemy - Hermiona prawie biegiem ruszyła do wyjścia.

I wiedziała w tej chwili, że to była najlepsza możliwa decyzja.

<><><>

Lucjusz gapił się na akt małżeństwa od dobrych dziesięciu minut. Wyglądał ponuro - chudy, zaniedbany i ze splątanymi od brudu włosami, ale cyniczny uśmieszek na jego twarzy był dokładnie taki sam, jak on to zapamiętał.

- Musiałeś zaliczyć pijacką noc, a potem zamoczyć kutasa w szlamowatej cipce, by wreszcie znaleźć powód, by odwiedzić starego ojca?

Draco nie odpowiedział, starając się jakoś nad sobą zapanować.

- Przeklęła cię czy była, aż tak dobra w pieprzeniu, że jednak się z nią potem ożeniłeś? - szydził, hardo unosząc podbródek i patrząc Draco prosto w oczy.

- Przedstawiłem ci moją propozycję - odpowiedział zimno. - A teraz podpisz i miejmy to z głowy.

Lucjusz rozparł się wygodnie na krześle, w pełni świadom tego, że teraz to on rozdaje tu karty.

- Zawsze byłeś taką porażką - prychnął z pogarda. - Od początku czułem, że powinienem był cię utopić w stawie zaraz po urodzeniu. Za dużo było w tobie z Blacków. Ale żeby to? Nie mogłeś niżej upaść? Zabrakło już normalnych kobiet do wyruchania, że sięgnąłeś po najpospolitszą szlamę?

- Zamknij się i podpisz dokument! - wycedził Draco przez zaciśnięte zęby.

Każda sekunda spędzona w towarzystwie tego bydlaka mocno szarpała jego samokontrolą. Chciałby móc go zabić gołymi rękami, choćby nawet po tym miał zająć miejsce w jego celi. Wiedział jednak, że Lucjusz na to właśnie liczył. Opanowanie Dracona było tym, co najmocniej mogło go zirytować.

- Chyba nie sądzisz, że chce stąd wyjść jako ojciec miłośnika szlam? Cóż z tego, że rozwiedziesz się z tą brudną dziwką, skoro już zdołała wytaplać w błocie nasze nazwisko?

Blondyn musiał na chwilę zamknąć oczy i zacisnąć szczękę. Powinien był go zabić za to, jak nazwał jego żonę. Czy jednak wtedy Wizengamot dałby Hermionie szybciej rozwód, jeśli on skończyłby w Azkabanie? Żałował teraz, że tego nie sprawdził.

- Wiem, że chcesz na powrót nabyć prawa do naszego majątku - zaczął mówić, siląc się na spokój.

- Nie tylko do naszego. Chce całego majątku jaki odziedziczyłeś po wszystkich tych rodach czystej krwi, które nie mają innych potomków. Nie zasługujesz nawet na sykla z tego złota, skoro zhańbiłeś się z tym brudem o krzaczastych włosach...

- Dość! - złapał za krzesło stojące po drugiej sali stolika, przy którym siedział Lucjusz w niewielkiej sali widzeń i rzucił nim o ścianę. - Podpisz to, a dostaniesz wszystkie te pieniądze! Chcę już tylko nie musieć cię nigdy więcej oglądać!

Ku jeszcze większej złości Draco, Lucjusz roześmiał się szyderczo.

- A może jednak powinienem zażądać byś mnie na dodatek odwiedzał? Może mógłbyś wpadać co tydzień, by sprawdzić co robię z ukochanym ogrodem twojej matki? Albo z jej grobem?

Blondyn w tej chwili pękł. Zamierzał sięgnąć po różdżkę i go zabić. Tak po prostu zmyć z powierzchni ziemi plamę na honorze całego magicznego świata, jaką był jego przeklęty ojczulek.

W tej właśnie chwili drzwi do sali zgrzytnęły cicho i do środka z dumnie uniesioną głową weszła Hermiona. Draco musiał kilka razy zamrugać, nim dotarło do niego, że to naprawdę była ona. Czyżby mu nie ufała, że sam to załatwi? Planowała go sprawdzić?

- Dzień dobry - przywitała się z uprzejmym uśmiechem, po czym podeszła prosto do Draco, objęła go i wycisnęła na jego wargach namiętny pocałunek.

Złowrogi syk opuścił usta Lucjusza na ten widok.

- Ten pokaz był zupełnie niepotrzebny - wypluł z nienawiścią. - Podpiszę to i obydwoje możecie zejść mi z oczu. Dom ma być gotowy jeszcze dziś na moje przyjęcie...

- Twój podpis nie będzie potrzebny, drogi teściu - Hermiona oderwała się od męża, po czym podeszła do stolika i zabrała pergamin, który wciąż tam leżał.

Lucjusz w panice sięgnął po niego, ale było już za późno. Granger pstryknęła palcami, a kartka stanęła w płomieniach i po dwóch sekundach zamieniła się w kupkę popiołu.

- Dobra! Pierdolę cały ten majątek, chcę tylko Malfoy Manor i pieniądze na wygodne życie w areszcie domowym! - targował się Lucjusz.

Hermiona wróciła do boku Draco i przytuliła się do niego, a on mocno przyciągnął ją do siebie i ukrył twarz w jej włosach, drżąc lekko. Nie mógł uwierzyć, że pojawiła się tutaj po to, by go powstrzymać.

- Nic nie dostaniesz - oznajmiła z zimnym uśmiechem.

- W porządku! - Lucjusz naprawdę wpadł w panikę. - I tak to podpiszę! Mój jedyny dziedzic nie może pozostać w związku małżeńskim ze szlamą!

- Jeszcze raz ją tak nazwij, a własnoręcznie wyrwę ci język! - zagroził mu wściekle Draco.

- Spokojnie kochanie - Hermiona pogładziła go uspokajająco po ramieniu. - Lucjusz się denerwuje, bo wie, że nic już tu nie ugra. Stracił swoją szansę.

- Rozwiedź się z nią Draco! Ona zniszczy ci życie! Zabierze ci majątek! Ukradnie twoją magię!

- To ty próbowałeś zniszczyć mi życie! - wygarnął ojcu z nienawiścią. - Na szczęście wciąż ci się to nie udało!

- Rozwiedź się z nią! Podpiszę co tylko trzeba! - Lucjusz złapał za pozostawione na stole pióro.

- Przykro mi, ale to niemożliwe - Hermiona uroczo zachichotała. - Draco nie może się ze mną rozwieść, a nawet gdyby to zrobił, to i tak szybko znów musiałby mnie poślubić.

- Dlaczego? - obaj Malfoyowie zadali to pytanie w tym samym czasie.

- Bo tak się składa, że jestem z nim w ciąży, a jak nakazuje tradycja czystej krwi, jeśli zrobił mi dziecko, to musi się ze mną ożenić - odpowiedziała wesoło.

Draco w ostatniej chwili powstrzymał głośny wybuch śmiechu. Pomogło mu to, że jego ojciec jęknął, złapał się za serce, a zaraz potem nieprzytomny zwalił się na ziemię niczym wór starych łajnobomb.

- Nie jest chyba możliwe byś już wiedziała coś o ciąży, prawda? - spytał niepewnie.

Hermiona roześmiała się i objęła go swoimi ramionami.

- Może i bardzo szybko wyszłam za mąż, ale naprawdę nie jestem w stanie tak szybko zajść w ciążę. Pomyślałam tylko, że taka nowina zrobi na nim odpowiednie wrażenie.

- I najwyraźniej zrobiła - Draco uśmiechnął się z satysfakcją, patrząc na wciąż nieprzytomnego ojca.

- Chyba powinniśmy wezwać do niego magomedyka - zaproponowała obojętnym tonem.

- Za chwilę - wymruczał, nim pochylił się i naprawdę namiętnie ją pocałował.

Nie wiedział w tej chwili jak miała wyglądać ich przyszłość, ale skoro Hermiona nadal miała pozostać jego żoną, to postanowił skorzystać ze wszelkich przywilejów, jakie tradycyjnie należały do męża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz