wtorek, 21 października 2025

HARDOŚĆ - Faza 4 - Ostateczne rozrachunki



POV Hermiona

Jego włosy były miękkie pod jej palcami, a zapach przypominał woń drewna, mięty i czegoś metalicznego, ale niesamowicie upajającego. Nigdy nie odczuwała tak całą sobą żadnego pocałunku. To wprawiało ziemię w drżenie i chciałaby, by trwało wiecznie.

Niestety jak to zwykle bywa, najlepsze momenty muszą zostać przez coś przerwane i tym razem było to pukanie do drzwi, które obydwoje ich otrzeźwiło.

Odskoczyli od siebie, poprawiając pomięte szaty i potargane włosy, a Hermiona przyłożyła lekko drżącą dłoń do ust, w przekonaniu że są teraz mocno zaczerwienione.

- Proszę - odezwał się Draco, wyraźnie chcąc, by jego głos zabrzmiał neutralnie.

Hermiona wcale się nie zdziwiła, gdy spostrzegła że do gabinetu weszła Astoria. Była blada i wyglądała na bardzo zdenerwowaną. Domyśliła się zapewne, co mogło się wydarzyć i postanowiła temu zapobiec... Albo to przerwać, co niestety jej się udało.

Hermiona ledwo zdusiła wrogi grymas. Ta kobieta coraz mocniej działała jej na nerwy i jej niechęć do niej rosła dosłownie z każdą chwilą. Za kogo ona się uważała?

- Przepraszam, że przeszkadzam - powiedziała drżącym głosem. - Ale kuchnia zaczęła już podawać kolację, a Pansy mówi, że dzieci nie chcą jeść kiedy cię tam nie ma - zwróciła się do Draco, jednocześnie ignorując Hermionę, jak gdyby tej w ogóle nie było w pomieszczeniu.

- Powiedz im, że za chwilę tam będziemy - głos Draco brzmiał twardo i bezkompromisowo.

Astoria otworzyła usta, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale Hermiona posłała jej triumfujący, nieco prowokujący uśmieszek. Czysta nienawiść zabłysnęła w oczach Greengrass, nim odwróciła się i zatrzasnęła za sobą drzwi z nieco większa siłą niż to było konieczne.

- Widać, że ona dosłownie szaleje na twoim punkcie - Hermiona odwróciła się do Malfoya i teraz to do niego się uśmiechnęła.

Draco powoli odwzajemnił jej uśmiech.

- Po tylu latach powinna już zrozumieć, że nie jestem zainteresowany - Malfoy obszedł biurko i sięgnął do szuflady, by wyjąć pergamin. - Napiszę od razu do Andromedy.

Wiedziała, że żadne z nich nie ma zamiaru poruszać tematu ich pocałunku, ale cieszyła się, że najwyraźniej obydwoje podchodzili do tego jak dorośli i nie zamierzali stwarzać z tego problemu.

- Wiktor napisał, że lek będzie gotowy do wysłania gdzieś na początku następnego tygodnia, Andromeda musi tylko przesłać mu notkę kiedy będzie mogła go odebrać - Hermiona uśmiechnęła się na samą myśl o tym. - Wspomniałam mu, że nie chcę by Ron o czymkolwiek wiedział i jestem pewna, że to uszanuje.

- Oby się udało. To jego ostatnia szansa... - Draco westchnął cicho, szybko zapisując na pergaminie wiadomość dla swojej ciotki.

- Uda nam się! - zapewniła Hermiona, wierząc w to całą sobą.

Draco uniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy.

- Robisz dla tego chłopca coś naprawdę niezwykłego - powiedział cicho.

- To nic w porównaniu z tym, co ty robisz dla wszystkich tych, którzy znaleźli schronienie w twoim domu - wyszeptała.

- Wiem, że rodziny czystej krwi nie są bez winy - Draco wyraźnie pogrążył się w swoich myślach. - Przez lata złego traktowania każdego, kto nie był czystej krwi, być może zasłużyły sobie na pogardę od tych ludzi, ale... Nikt nie zasłużył na to, co Ministerstwo próbowało nam zrobić.

- Nie - potwierdziła. - Nikt z was nie zasługiwał na to, co was spotkało.

Ich oczy znów się spotkały.

- Ty też na to wszystko nie zasłużyłaś.

Hermiona uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Zasłużyłam. Niewiedza nie zwalnia mnie z odpowiedzialności. Przysięgam jednak, że znajdę sposób, by to wszystko jakoś naprawić - Hermiona hardo uniosła głowę.

Draco skrzywił się pod nosem.

- Nie możesz ryzykować. Potter i Weasley są nieobliczalni... Oni...

- Wiem - powiedziała dobitnie. - I wiem też jak mam z tym walczyć.

- Granger... - Draco wyglądał na dziwnie przejętego.

- Dokończ list, a ja zejdę na kolację - uśmiechnęła się do niego po raz ostatni, po czym niezwłocznie wyszła z gabinetu, nim wydałaby się z nim w kłótnie na temat jej planów.

Mimo wszystko cieszyła się, że Malfoy chyba w jakiś sposób się o nią martwił. Jeśli wszystko miało pójść zgodnie z jej założeniami, on również miał zostać w pewien sposób włączony w całą sprawę. Miała tylko nadzieję, że po wszystkim wybaczy jej to, jak bardzo pokrzyżuje jego własne plany - jakiekolwiek zdołał już poczynić.

<><><>

POV Draco

Nie mógł przejść do porządku dziennego nad tym ich pocałunkiem. To było przeżycie, które dosłownie wstrząsnęło jego światem i wspomnienie o tym nawiedzało go w różnych chwilach, niemal przez cały dzień.

Tym razem Potter z Weasleyem nie kazali im długo czekać na ich odpowiedź. Sfabrykowane zdjęcia pobitej Hermiony zrobiły na nich piorunujące wrażenie, zwłaszcza że Blaise i Theodore zadbali również o to, by przedostały się do prasy. Draco nie wiedział dlaczego Potter nie zdołał tego na czas zablokować, ale nastroje społeczne były teraz bardzo napięte. Skoro Ministerstwo Magii nie zdołało ochronić jednej z najważniejszych osób w państwie, to jakim cudem miało dać radę ochronić zwykłych obywateli przed gniewem Kryształowych Węży?

Być może dlatego druga propozycja dawnych przyjaciół Hermiony była o wiele wyższa i wynosiła dziesięć milionów galeonów i gwarancję, że ministerstwo przestanie szukać miejsca ukrycia ich kwatery głównej.

Draco miał ochotę popłakac się ze śmiechu. Sam majątek w jego rodzinnym skarbcu przekraczał pięćset milionów, a skarbiec Nottów czy Flintów wiele mu nie ustępował. Potter przecież musiał o tym wiedzieć, ale zapewne liczył, że sytuacja w jakiej znajduje się jego ugrupowanie, skłoni ich do przyjęcia tego ochłapu.

Weasley wystąpił w prasie ze łzawym orędziem do narodu, z prośbą by jeśli ktoś coś wiedział o jego ukochanej narzeczonej, koniecznie dał mu o tym szybko znać.

Gdy Draco wszedł kolejnego dnia do jadalni, Hermiona właśnie czytała przekazanego jej przez Notta "Proroka Codziennego" z dużym zdjęciem załzawionego Weasleya na pierwszej stronie. Jego siostra i najlepszy przyjaciel stali tuż za nim i trzymali ręce na jego ramionach, oboje również bliscy łez.

I choć Potter wyglądał na naprawdę zgnębionego, to twarz Ginewry była tylko przywdzianą maską, którą każdy choć trochę inteligentny szybko mógł przejrzeć.

- Nie wiedziałam, że się nie lubicie - zauważyła Pansy, w czasie gdy Draco zajmował swoje miejsce obok Granger. Nic nie mógł poradzić na to, że wciąż lubił być blisko niej.

Wiedział, że to nie ma żadnego sensu, a ona za kilka dni najprawdopodobniej raz na zawsze zniknie z jego życia. Niestety za każdą razem, gdy ją widział - rozsądek gdzieś go opuszczał i zupełnie tracił dla niej głowę.

- Zawsze miałam wrażenie, że jest zazdrosna o to, że jestem bardziej szanowana, jako bohaterka wojenna - odpowiedziała zdawkowo Hermiona. - To ona pojawiała się częściej w prasie, ale jej kariera i wszelkie inicjatywy, w których brała udział zwykle były dość mocno lekceważone.

- Nic dziwnego. Zawsze była zepsuta i fałszywa. Udawała tylko uroczą, a naprawdę to wstrętna jędza - skomentowała z uśmiechem Pansy.

- To sama prawda o niej - zgodziła się Luna, a Theodore uścisnął dłoń swojej dziewczyny w ramach wsparcia.

- Widać, że są coraz bardziej zdesperowani - wtrącił Blaise. - W gazecie piszą, że dziś wieczorem odbędzie się czuwanie na Pokątnej w intencji twojego szczęśliwego powrotu - zwrócił się do Hermiony.

Granger prychnęła pod nosem.

- Szczęśliwego? Jasne...

- Powinnaś wyjechać razem z nami Hermiono - ożywiła się Luna. - Dzieci tak cię uwielbiają! Nie możesz przecież zostać z tymi potworami i udawać, że nic się nie wydarzyło!

Draco nagle zesztywniał. Pomysł, by przed oddaniem Granger wyczyścić jej pamięć nagle wydał mu się dziwnie nierealny. Dlaczego zapomniał, że takie były początkowe ustalenia? I co miał teraz z tym zrobić?

- Dziękuję ci Lu... Sunny - Hermiona uśmiechnęła się do niej ciepło. - Ale nie musisz się o mnie martwić. Dokładnie wiem, co powinnam zrobić.

Luna uśmiechnęła się do przyjaciółki z aprobatą i wróciła do jedzenia śniadania, a także planowania z Pansy lekcji dla dzieciaków na dzisiejszy dzień.

Draco tak pogrążył się w swoich ponurych myślach, że nawet nie zorientował się, że Granger pochyliła się, by wyszeptać mu coś do ucha. Jego ciało od razu przeciął ciepły dreszcz.

- Jeśli Ron chce, by ktoś dał mu znać co o mnie wie, to może powinieneś wysłać mu kolejny list?

- List? - powtórzył głupio, patrząc na nią skonsternowany, kompletnie nic nie rozumiejąc.

Ich twarz znajdowały się teraz tak blisko siebie, że Draco z powodzeniem mógłby policzyć wszystkie piegi na jej prześlicznym nosku.

- Możesz mu w nim napisać, że ty wiesz o mnie to, że mam znamię w kształcie serca... Na lewym pośladku - Hermiona uśmiechnęła się prowokująco, a Draco przełknął ciężko.

Salazarze! Co ona mu robiła i to na oczach całej sali pełnej ludzi?

Odsunął się nieco i odchrząknął, by pozbyć się napięcia z gardła. Miał szczerą nadzieję, że jego policzki się właśnie nie zarumieniły, choć całe jego ciało odczuwało nieznośne gorąco, a pewna ważna część - nawet niezdrowe napięcie.

- Brzmi jak dobry pomysł - przyznał, wiedząc że jak tylko skończy śniadanie, pójdzie prosto do sowiarni i zrobi dokładnie to co mu powiedziała.

Hermiona również się od niego odsunęła i cicho zachichotała. Draco z satysfakcją zauważył, że ona z pewnością była trochę zarumieniona.

Lubił myśleć, że działa na nią w ten sposób, co ona na niego. I lubił wyobrażać sobie, że jeszcze kiedyś będzie mu dane naprawdę zobaczyć te jej niesamowite znamię.


<><><>

POV Hermiony

Była trochę zdumiona tym, jak bardzo Neville jej ufał pomimo tego, że przez kilka lat nie mieli ze sobą zupełnie żadnego kontaktu. Nie mogła mu za to głośno podziękować, by nie wzbudzić w nim podejrzeń, ale dzięki temu jej plan miał jeszcze większe szansę na bezproblemową realizację.

Neville zwierzył jej się też ze swojego zamiaru oświadczenia się Pansy. Hermiona do dziś nie wiedziała, w jaki sposób ta para odnalazła drogę do siebie, ale nie miała wątpliwości, że ich uczucie było szczere i pełne pasji. To właśnie tak powinna wyglądać prawdziwa miłość. Naprawdę nie potrafiła zrozumieć, co tak bardzo oślepiło ją w Ronie, że naprawdę chciała za niego wyjść. To małżeństwo z góry byłoby skazane na porażkę.

- Draco powiedział, że dziś rano wysłali ostateczną ofertę do Pottera - zagadnął Neville. - Jak myślisz kiedy odpowiedzą?

- Jestem pewna, że tym razem będzie to dość szybkie - Hermiona uśmiechnęła się smutno. Była w siedzibie Kryształowych Węży już prawie dwa tygodnie, choć wydawało jej się, że trwało to tylko chwilę.

- Dlatego postanowiłem, że oświadczę się Pansy jeszcze dzisiaj - Neville uśmiechnął się do niej trochę spięty.

- Naprawdę? To cudownie! - Hermiona zerwała się i podeszła, by go mocno uściskać.

- Chcę byś była przy tym obecna - wyszeptał w jej włosy. - I musisz mi obiecać, że gdziekolwiek i kiedykolwiek odbędzie się mój ślub, ty też tam będziesz. Nie mogę zrobić tego bez ciebie za moimi plecami jako wsparcia.

Hermiona oderwała się od niego i otarła łzy, śmiejąc się jednocześnie. Wystawiła mały palec, wciąż chichocząc.

- Obietnica gryfona? - zaproponowała.

- Obietnica prawdziwego gryfona - przytaknął splatając ich palce razem i zabawnie nimi potrząsając.

- Będę tam Neville, obiecuję - powiedziała patrząc mu w oczy. - Jednak raczej lepiej stanę za plecami Pansy jako jedna z druhen, jeśli nie chcesz by zabiła cię za zepsucie jej koncepcji wymarzonego ślubu.

Neville parsknął śmiechem, ale zaraz później przytaknął. Obydwoje dobrze wiedzieli, że z panną - jeszcze - Parkinson nie należało zadzierać bez powodu.

- Lepiej wybiorę odpowiedni kwiat - zdecydował, odchodząc na drugą stronę niewielkiej szklarni, w której hodował podstawowe gatunki roślin leczniczych.

Hermiona wzięła drżący oddech, patrząc na pozostawiona na skraju drewnianego stołu różdżkę. Nadeszła pora, by zacząć realizować jej dobrze przemyślany plan działania.

<><><>

Pansy zupełnie nieświadoma niczego, wesoło rozmawiała z Luną o przerobieniu kilku starych sukien na bardziej modne kreacje, gdy Neville wstał i odchrząknął głośno.

W całej jadalni w porze kolacji jego gest pozostał jednak kompletnie niezauważony, przez rozgadany tłum. Dlatego wtajemniczony w całą sprawę Blaise włożył dwa palce do ust i zagwizdał tak głośno, że wszystkim zadzwoniło od tego w uszach.

- Hej ludzie! - zawołał Zabini. - Uważajcie teraz!

Wszyscy skupili na nich swój wzrok, a Hermiona uśmiechnęła się z przekorą do siedzącego dziś naprzeciwko niej Draco, który wyglądał na lekko skonsternowanego.

Neville w tym czasie przekroczył drewnianą ławę i podał dłoń zaskoczonej Pansy, by mogła zrobić to samo. Stanęli na większej wolnej przestrzeni pomiędzy stołami, a Luna podeszła do nich, by móc podać mu piękny fioletowy kwiat w doniczce.

- Hodowałem to przez ostatnie półtora roku - przyznał, a po jadalni przetoczyła się krótka fala zaciekawionych szeptów, a dzieci siedzące nieco dalej wyciągnęły swoje małe główki, by móc lepiej zobaczyć, co tak właściwie się tam dzieje.

- Bardzo ładne - pochwaliła Pansy, uśmiechając się i nerwowo przyglądając roślinie.

- To Magic Plantae Pansy Viola zwana również fiołkiem lub bratkiem ogrodowym - wyjawił. - Magiczna odmiana stworzona specjalnie z myślą o tobie.

- Och! Naprawdę? - Pansy cała się rozpromieniła. - Jest śliczny! - uniosła dłoń i dotknęła płatków fioletowej rośliny, która o dziwo od razu zaczęła znikać, aż ujawniła skryte pod nią bordowe pudełeczko.

Pansy gwałtownie wstrzymała oddech. Neville wyjął pudełko, oddał pustą doniczkę Lunie, a sam uklęknął.

- Pansy Anabello Parkinson, uciekając tutaj nigdy nie spodziewałem się, że mogę spotkać na swojej drodzę miłość mojego życia, ale tak właśnie się stało. Dlatego chciałbym zapytać czy uczynisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się zostać moją żoną? - Neville otworzył pudełko, w którym jak Hermiona wiedziała skrywał się pierścionek zaręczynowy jego mamy.

Pansy zamrugała kilka razy i lekko otworzyła usta, a wszyscy w jadalni wstrzymali oddech. Nagle kobieta gwałtownie opadła na kolana i wybuchając płaczem rzuciła się w ramiona Neva.

- Tak! Na Salazara tak! - krzyczała wśród rozciągających się braw. - Kocham cię Nevillu Longbottom! Tak! Oczywiście, że zostanę twoją żoną!

Hermiona autentycznie wzruszona oklaskiwała z zapałem właśnie zaręczoną parę, gdy nagle zorientowała się, że Draco zamiast na nich, patrzył prosto na nią. Pod wpływem tego spojrzenia poczuła się, jakby ktoś wlał w jej ciało eliksir pieprzowy. Uśmiechnęła się do niego, a blondyn odwzajemnił jej uśmiech. Obydwoje cieszyli się szczęściem swoich przyjaciół.

- Czas świętować! - krzyknął Flint wnosząc do jadalni skrzynkę wina, które Hermiona rozpoznała jako tani produkt dostępny w mugolskich marketach.

- Odsuńcie stoły i zróbcie miejsce na parkiet! - zawołała Tracey Davis i już po chwili rozległy się odgłosy przesuwania drewnianych ław, a w ledwie kilka chwil później, impreza na dobre się rozkręciła.


<><><>


Hermiona zatańczyła z Zabinim, Adrianem Puceyem i nieco sztywnym Theodorem Nottem. Bawiła się naprawdę świetnie, ale wciąż czekała na to najważniejsze zaproszenie.

Właśnie skończyła wywijać przy szybkiej melodii z Nevillem, gdy rozpromieniona Pansy podeszła do nich uwieszona na ramieniu Malfoya.

- Czy mogę odzyskać na chwilę mojego narzeczonego? - szczebiotała, wyraźnie eksponując dłoń tak, by widać było pierścionek.

- Oczywiście! - zapewniła ją z uśmiechem Hermiona.

- Wspaniale! A wy lepiej zatańczcie razem! - zaproponowała, praktycznie wpychając Dracona prosto na Hermionę.

Obydwoje nie mogli powstrzymać wybuchu śmiechu, patrząc jak Parkinson praktycznie porywa Neva na drugi koniec parkietu.

- Widać, że nie wszystko tak do końca się w niej zmieniło - Hermiona uśmiechnęła się do równie rozbawionego Draco.

- Oczywiście, że nie - odpowiedział, wyciągając do niej dłoń. - Subtelność nadal nie jest jej najmocniejszą stroną.

Hermiona ujęła jego rękę i płynnie znalazła się w jego ramionach. Jego zapach działał oszałamiająco na jej zmysły, a wysoka sylwetka sprawiała, że w jego ramionach czuła się tak właściwie i bezpiecznie.

- Są naprawdę dobrze dopasowani z Nevillem - stwierdziła rzeczowo, kładąc dłoń na ramieniu Draco i zaczynając się z nim lekko kołysać w rytm wolniejszej melodii, którą teraz puszczono ze starego gramofonu.

- To prawda - zgodził się blondyn, nieprzerwanie patrząc jej w oczy.

Hermiona chciała tyle mu powiedzieć i zadać mu tyle różnych pytań, ale w tej chwili dosłownie tonęła w tym jego niesamowitym spojrzeniu.

Tańczyli tak, blisko siebie - nie rozmawiając, tylko po prostu patrząc na siebie, jakby nic innego dookoła nich nie istniało, jednak gdy zabrzmiały ostatnie nuty piosenki, Draco przystanął i wziął lekko drżący oddech.

- Przed godziną przyszła odpowiedź - wyszeptał. - Przystaną na wszystkie nasze żądania, jeśli cię im oddamy. Jutro.

Nie powiedział nic więcej uważnie obserwując jej reakcję. Hermiona ledwo powstrzymała się przed uniesieniem dłoni i pogłaskaniem go po gładkim policzku, by przepędzić napięcie z jego rysów twarzy.

- Dobrze - odpowiedziała również szeptem. - Cieszę się, że dostaniecie dokładnie to czego chcieliście.

- A czego ty chcesz... Hermiono? - zapytał, chyba mimowolnie zacieśniając uścisk swoich ramion na jej ciele.

Hermiona nie mogła oderwać oczu od jego przystojnej twarzy. W tej chwili chciała tak wielu rzeczy... I miała w sobie tak wiele uczuć. Nie mogła jednak powiedzieć mu tego przy sali pełnej ludzi. Była prawie pewna, że Astoria śledzi każdy ich ruch swoimi zazdrosnymi ślepiami.

- Naprawdę chcę żebyś mnie im oddał - powiedziała wreszcie.

Widziała jak przez twarz Draco przebiegła jakaś nieznana emocja.

- W porządku - powiedział rzeczowym tonem. - W takim razie pójdę wysłać im wiadomość.

Puścił ją i zrobił krok w tył, po czym odwrócił się i szybko wyszedł z jadalni.

Hermiona oplotła się ramionami dusząc nagłe uczucie pieczenia w gardle i pod powiekami. Musiała to zrobić, jeśli chciała osiągnąć swój cel.


<><><>


Draco nie wrócił na przyjęcie, więc Hermiona odważyła się pójść sprawdzić czy nie ma go w jego gabinecie. Niestety okazało się, że go nie zastała. Jednak zaraz przy wyjściu z korytarza natknęła się na Theodora Notta.

- Wiesz może gdzie jest Draco? - zapytała.

Theo przez chwilę mierzył ją uważnym spojrzeniem.

- Pewnie jeszcze nie poszedł do siebie, bo zwykle kładzie się nieco później - odpowiedział wreszcie.

- Powiesz mi gdzie mogę go teraz znaleźć? - Hermiona nie miała ochoty na jakieś dziwne zagadki.

- Czy ta rozmowa nie może poczekać do rana? - spytał cicho.

- Nie - odpowiedziała hardo.

Nott patrzył na nią przez kilka kolejnych długich sekund nim ponownie się odezwał.

- Draco w letnich miesiącach wieczorami lubi pływać w niewielkim jeziorku na skraju posiadłości. Jeśli pójdziesz wzdłuż rzeczki, na pewno na nie natrafisz.

Hermiona podziękowała mu krótko i już miała zamiar odejść, gdy poczuła długie palce zaciśnięte na swoim łokciu.

- Granger posłuchaj... - Theo wyraźnie ważył słowa. - Nie skrzywdź go, proszę. On już tak wiele przeszedł w swoim życiu. Nie zasłużył...

Hermiona położyła swoją dłoń na jego ręce, którą ją przytrzymywał.

- Przysięgam, że to ostatnia rzecz jaką mam zamiar zrobić - zapewniła z mocą.

Theodore chyba jej uwierzył, bo puścił jej rękę i krótko kiwnął głową.

- Opiekuj się Luną dobrze? - poprosiła z delikatnym uśmiechem.

- Zawsze - odpowiedział z mocą.

Uśmiechnęła się do niego ciepło, po czym odeszła, starając się nie denerwować tym, że będzie musiała wyjść poza dwór ciemną nocą, by odnaleźć najbardziej niesamowitego mężczyznę, który dotychczas stanął na jej drodze.



<><><>



POV Draco


Woda była chłodna - orzeźwiająca, dokładnie taka jaką lubił najbardziej. Wiedział, że nocne wizyty w jeziorku nie było do końca rozsądne, ale nie mógł ich sobie odmawiać, zwłaszcza po tak męczącym dniu jak dzisiejszy.

Potter i Weasley chyba wreszcie doszli do granic cierpliwości i zgodzili się na wszystkie jego warunki - czyli oddanie im pięciu największych skarbców wciąż należących do rodzin czystej krwi, umożliwieniu zabrania z nich wszystkiego przez ich przedstawiciela bez przeszkadzania oraz obietnicy nie szukania jego i wszystkich ludzi, których reprezentował poza granicami Wielkiej Brytanii.

Wszystko miała przypieczętować przysięga krwi. Theodore jako geniusz od spraw administracyjnych sporządził odpowiednią umowę, którą miała w sobie kilka drobnych kruczków taki jak na przykład to - że nikt nie będzie mógł wykorzystać pieniędzy Ministerstwa Magii, by szukać na nich zemsty. Draco dobrze wiedział, że Weasley i jego rodzina łatwo nie odpuszczą, ale jako że ich wszelkie dochody przechodziły przez czeluści Ministerstwa, nie będą mieli odpowiedni środków finansowych, by spróbować ich dorwać.

Przepłynął jezioro dwa razy wpław, mając nadzieję że ostudzi to jakoś jego myśli i emocje. Determinacja, jaką zobaczył w spojrzeniu Granger, gdy powiedziała mu, że chce by ją jutro oddali dziwnie go dotknęła. Dlaczego sądził, że być może będzie wolała z nimi zostać? To było strasznie głupie założenie.

Chciałby wiedzieć co tak naprawdę planowała, ale z drugiej strony może to i lepiej żeby odpuścił ten temat? Nie potrzebował dodatkowych zmartwień.

Zanurkował kilka razy i wynurzył się z wody, przeczesując palcami swoje mokre włosy. Nagle jednak kątem oka dostrzegł jakiś ruch przy dużym kamieniu leżącym na brzegu. Zawsze pływał całkowicie nago, ale kabura z różdżką tkwiła mocno zatknięta na jego ramieniu. Nie mógł ryzykować...

Ostrożnie położył na niej palce i powoli skierował się w tamtą stronę. Najpewniej było to tylko jakieś zbłąkane zwierze. Niewiele z nich zapuszczało się na teren jego dworu, powstrzymywane przez odpowiednią magię, ale jakiś zagubiony matagot lub zwykły, mugolski pies mógł się tu przypałętać.

Podszedł bliżej brzegu, stojąc po pas w wodzie i uważnie obserwując. Pomimo panującej ciemności, księżyc świecił na tyle jasno, że widoczność była dobra. Kolejny ruch i szelest trawy utwierdziły go w przekonaniu, że coś tam jest.

Szybko wydobył różdżkę i wycelował nią w to miejsce.

- Pokaż się! - zażądał przez zaciśnięte zęby.

Na chwile oddech zamarł mu w piersi, gdy zauważył znajome loki, a później tę samą sylwetkę, której kształty nawiedzały go ostatnio we snach...

- Co ty tu robisz? - zapytał zduszonym głosem.

- Uwierzysz jeśli powiem, że też przyszłam popływać? - Hermiona stanęła tuż przy brzegu, patrząc na niego z lekkim wyzwaniem w oczach.

Draco przełknął i jeszcze raz podziękował, że woda w jeziorze jest chłodna.

- Nie widzę byś przyniosła ze sobą kostium kąpielowy - zażartował.

- Bo go nie mam - odpowiedziała sięgając powoli do zapięcia szaty. - A czy ty masz na sobie swój? - spytała prowokacyjnie, skupiając wzrok na jego umięśniony brzuch stykający się z linią wody.

- W tym jeziorze pływa się nago, albo wcale - odpowiedział, czując jak napięcie w jego ciele mimo wszystko zaczyna wzrastać.

- Tak właśnie myślałam - Hermiona zsunęła z ramiona szatę stając przed nim w samych mocno wykrojonych figach. Nie miała na sobie stanika.

- Uważaj, woda jest dość chłodna - ostrzegł, robiąc kilka kroków w tył i zanurzając się bardziej, by mieć pewność, że od razu nie zauważy co z nim zrobił ten widok.

Jej jędrne, mlecznobiałe piersi zakończone kuszącymi różowymi sutkami, były doskonale widoczne w księżycowej poświacie.

Gdy Draco zauważył jak Hermiona sięga do gumki swoich majtek, rzucił się pod wodę by tego nie widzieć i co gorsza - nie dojść niemal od razu niczym napalony uczniak. Od ilu lat nie był w łóżku z kobietą?

Nawet nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale wiedział na pewno, że nigdy nie kąpał się z żadną w jeziorze nago i to przy świetle księżyca.

Doskonale wiedział, do czego to zmierzało i Hermiona pewnie tak samo, gdy wkrótce do niego podpłynęła.

- Nie licz na to, że zachowam się jak dżentelmen - wyszeptał, gdy stanęła tuż przed nim.

- A czy ja zachowuję się, jak przystało na damę? - zapytała, kładąc dłoń tuż nad jego sercem.

- Na szczęście nie - warknął, nim złapał ją w swoje objęcia i mocno przyciągnął do siebie.

Prawie zwariował z podniecenia, gdy jej twarde niczym dwa brylanty sutki otarły się o jego klatę, a ciepłe usta z żarem zaczęły oddawać jego pocałunki.

Nie było żadnych wątpliwości, że obydwoje tego właśnie chcieli.

Pieścili się i całowali, jak głodni ludzie, których wreszcie dopuszczono do wspaniałej uczty. Nie było pytań, ani wątpliwości - tylko dwa splecione w uścisku ciała, szybkie oddechy i nieregularny galop ich serc.

I choć mruczał z aprobaty, gdy wreszcie biodra Hermiony oplotły jego talię, a pulsująca żarem kobiecość otarła się o jego naprężoną męskość Draco nie chciał posiąść jej w ten sposób. Dlatego trzymając ją mocno przy swoim ciele, powoli wyszedł z wody i rzucił szybkie zaklęcie transmutujące na swoją koszule.

Hermiona była niesamowicie naturalna i chętna przy każdym jęku i dotyku, a Draco patrząc na jej skąpaną w blasku księżyca i gwiazd postać, poprzysiągł sobie że nigdy tego nie zapomni. Nie należała do niego i wiedział, że nie było szans na to, by to kiedyś nastąpiło, ale w tej chwili była tylko jego.

Posiadł jej ciało. Zawładnął jej ustami. Kontrolował każdy jęk jej przyjemności i był sprawcą każdego błagalnego dźwięku, który wydawała szepcząc lub krzycząc jego imię i cicho błagając go o więcej, prosząc by nie przestawał i by dał jej dokładnie to, czego tak desperacko potrzebował.

To było cudowne - momentami Draco miał wrażenie, że ich dusze dosłownie stykają się ze sobą. Musiał naprawdę wspiąć się na wyżyny własnej samokontroli, by zadbać o to aby Hermiona pierwsza osiągnęła swoje spełnienie. Gdy tylko to nastąpiło - gdy doszła pod nim, głośno wykrzykując jego imię, prawie od razu pociągnęła go ze sobą poza krawędź.

Opadł na jej ciało, dysząc jej do ucha i rozkoszując się każdym jednym punktem na swoim ciele, w którym jego skóra stykała się z jej. Przetoczył się na plecy, nie chcąc dłużej jej przygniatać. Zaraz jednak przysunęła się do niego, a on z pomrukiem aprobaty przyciągnął jej zimne i nieco lepkie ciało do swojego.

Milczeli przez chwilę, powoli przywracając swoje tętna i oddechy do normalnego stanu.

- I jak ja mam im cię jutro oddać? - wyszeptał zbolałym tonem.

Hermiona wtuliła się mocniej w jego ramiona, muskając delikatnie zimnym nosem jego szyję.

- Wiesz, że to konieczne. Musisz myśleć o swoich ludziach.

Draco na chwilę zesztywniał.

- Nie chcę byś sądziła, że sprzedaje cię...

- Nie sprzedajesz. Wymieniasz - Hermiona uniosła się tak, by jej twarz znalazła się tuż nad jego. - I sądzę, że wreszcie zgodzili się zapłacić odpowiednią cenę za tę wymianę.

- Nie sądzę - szepnął unosząc się i całując ją lekko.

- Obiecuję, że nie mam do ciebie żalu - zapewniła z delikatnym uśmiechem. - Mam tylko do ciebie dwie prośby nim to się wydarzy?

- Jakie? - zapytał, oplatając mocniej ramieniem jej talię.

- Chciałabym byś nie odbierał mi moich wspomnień przed oddaniem mnie im.

Draco rozważał chwilę jej słowa. To oczywiste, że domyśliła się co planował, zresztą raz nawet wspomniał jej o czymś podobnym w rozmowie. On i jego ludzie w ciągu najbliższych dwóch tygodni i tak mieli opuścić kraj. Cokolwiek Hermiona o nich wiedziała, nie powinno umożliwić to ich wrogom ich skrzywdzenia.

- Dobrze. Obiecuję, że tego nie zrobię.

Hermiona pochyliła się i złożyła na jego ustach czuły pocałunek.

- Dziękuję - szepnęła, całując go ponownie.

- A ta druga prośba?

- Chciałabym byś oddał mi moją różdżkę.

Draco skrzywił się od razu po usłyszeniu tego.

- Wiem, że macie ich niewiele, ale naprawdę potrzebuje swojej - spojrzała mu w oczy, a Draco rozważał czy zapytać ją o dokładne plany związane z jej magicznym atrybutem. Wreszcie jednak uznał, że naprawdę woli tego nie wiedzieć.

- W porządku, oddam ci ją jutro - zapewnił.

- Dziękuję raz jeszcze... I nie tylko za to - Hermiona ponownie go pocałowała, po czym wtuliła się w niego całą sobą.

Nie rozmawiali już wiele, woląc za to kochać się i przytulać do siebie pod rozgwieżdżonym niebem prawie do samego świtu.

<><><>



POV Hermiony


Wiedziała, że ten pomysł z tą szatą był lekko szokujący, ale z drugiej strony czuła, że wywoła to odpowiedni efekt. Jeszcze raz spojrzała w lustro i poprawiła lok tak, by było wyraźnie widać malinkę, którą na jej prośbę Malfoy wczoraj wyssał na jej szyi. Chciała, by Ron od razu ją zauważył, ale też lubiła myśleć o tym, że Draco w pewien sposób ją naznaczył jako swoją. To dodawało tak potrzebnej jej siły.

Draco wszedł do jej komnaty i zamarł w pół kroku, patrząc na nią jakby po raz pierwszy w życiu w ogóle ją zobaczył.

- Czy to...? - zająkał się lekko.

- To był pomysł Pansy - przyznała z krzywym uśmiechem. - Znalazła ją na strychu. W czasach młodości twojej matki, ta szata musiała kosztować majątek.

Hermiona wskazała na rękawy z lekko poszarzałą koronką. Szata ślubna Narcyzy Malfoy znacząco różniła się od tego, co ona sama założyła na swój ślub, ale nie szło zaprzeczyć, że była majestatyczna. Wysoki sztywny kołnierz, długie bufiaste rękawy i wszechobecne perły i koronki.

- Porwałem im pannę młodą i oddaję im pannę młoda - Draco podszedł do niej powoli, nawet na chwilę nie spuszczając z niej oczu.

- Nie oddajesz im mnie. Mówiłam już... Sama tego chcę - Hermiona położyła dłonie na jego ramionach uśmiechając się do niego czule.

- Nie wiem czy potrafię - przyznał, zdławionym głosem.

- Musisz - przypomniała, opierając swoje czoło o jego i przełykając niechciane łzy.

- Hermiono...

- To musi się stać - powiedziała już pewnie i odsunęła się, znów uśmiechając się do niego.

- Mam dla ciebie twoją różdżkę - Draco wysunął z rękawa swojej szaty magiczny artefakt i jej go podał.

Hermiona uśmiechnęła się promiennie i od razu rzuciła zaklęcie.

Daco spiął się na sekundę, ale szybko zrozumiał co tak naprawdę zrobiła, gdy na jej szyi pojawił się niezbyt gruby, złoty łańcuszek z niewielką zawieszką w kształcie litery "H".

Płynnym ruchem schowała różdżkę za swój dekolt, po czym sięgnęła dłońmi i zdjęła z siebie łańcuszek.

- Chciałabym ci go dać... - wyznała.

- Nie mogę... - Draco przęłknął nerwowo.

- To nie pamiątka po mnie - zapewniła. - Ten naszyjnik ma dla mnie wielkie znaczenie sentymentalne. Wiele razy dzięki niemu odnalazłam w życiu drogę do tego co ważne. Chcę byś go miał, gdy przyjdzie ci wyruszyć w twoją nową drogę - Hermiona podeszła i spojrzała na niego z nadzieją.

Draco chyba bał się, że głos go zawiedzie, dlatego w odpowiedzi jedynie skinął jej krótko, a później pochylił głowę i pozwolił jej założyć naszyjnik.

Zaraz potem ich usta spotkały się w kolejnym namiętnym pocałunku - obydwoje wiedzieli, że ten będzie ich ostatnim.

- Muszę związać ci ręce - Draco wyjął z kieszeni czerwoną, jedwabną wstęgę.

Hermiona posłusznie założyła ręce za plecy, uśmiechając się lekko.

- Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu by z nimi poeksperymentować - zażartowała.

Draco uśmiechnął się, ale ewidentnie było widać, że nie jest w nastroju na żarty. Wyglądał na zdenerwowanego i jakby rozdartego.

- Wszystko będzie dobrze - wyszeptała do niego. - Zobaczysz...

Draco już otwierał usta, by coś jej odpowiedzieć ale Nott, Zabini i Pucey właśnie pojawili się w pokoju, informując ich, że nadeszła pora by ruszać.

Nie było już odwrotu. Cała zabawa właśnie dziś miała się skończyć.

<><><>


POV Draco


Do spotkania miało dojść na opuszczonym parkingu na granicy Wiltshire i Somerset. Mógł się domyślić, że złość z powodu pomysłu dotyczącego przysięgi krwi sprawi, że Weasley i Potter zrobią co tylko w ich mocy, by jakoś ich sprowokować. Przyprowadzenie ze sobą braci Creevey było właśnie takim zagraniem.

Prawdopodobnie nie mieli pojęcia, że Theodore poświęcił miesiące na wyciągnięcie Luny ze strachu przed samym jego dotykiem, a dopiero po prawie roku udało im się do siebie zbliżyć bardziej jako parze. Jednak z pewnością ci zwyrodnialcy byli świadomi tego, że to oni odbili Lovegood ze świętego Munga, zanim zdołali wyczyścić jej pamięć i do końca złamać jej życie.

- Spokojnie przyjacielu - Blaise położył dłoń na ramieniu Notta, gdy ten mimo swojej żelaznej powściągliwości na widok tych popieprzeńców prawie oszalał z żądzy mordu.

- Jeszcze dostaniesz swoją szansę - obiecał mu Draco, patrząc z nienawiścią na Pottera i całą jego świtę.

- Gotowy? - Potter dosłownie warczał.

- Oczywiście - Draco posłał w jego stronę zaklęciem kopertę, którą wcześniej naznaczył swoją krwią.

Potter szybkim ruchem rozciął swoją dłoń i złapał w nią list. Błysnęło jasne światło i papier po prostu zniknął.

- Układ zapieczętował magią naszej krwi. Zgodnie z umową wasz przedstawiciel jutro rano wejdzie do Gringotta tylko z głównym goblinem i będzie miał dwanaście godzin na opróżnienie wskazanych w umowie skarbców.

- Wystarczy - odpowiedział Draco siląc się na spokój.

- Teraz oddajcie nam Hermione! - krzyknął Weasley trzęsąc się ze wściekłości przy boku Pottera.

Draco skinął głową w stronę czarnego samochodu z dziwnym logo w kształcie celownika - który ukradli z podwórka jakiegoś mugola by na miejscu móc w nim ukryć Hermionę.

Pucey wysiadł z auta po chwili wyciągając z niego Granger. Draco starał się zachować kamienną twarz widząc, jak martwy wydawał się w tej chwili wzrok Hermiony. Nie wiedział czy będzie chciała udawać przed swoimi dawnymi przyjaciółmi, że jednak odebrał jej pamięć, ale skoro nie znał jej planów nie mógł ich oceniać.

- Przyznam ci Weasley, że to była cudowna rozrywka i trochę szkoda, że się skończyła - Draco złapał Hermionę za ramię i przyciągnął ją do siebie, delikatnie muskając nosem jej skroń, jakby nie mógł się wprost nacieszyć jej zapachem.

- Puść ją przeklęty Śmierciożerco albo zaraz własnoręcznie cię zabije! - Weasley chciał wyrwać się do przodu, ale Potter złapał go mocno za ramię.

- Umowa Malfoy! - krzyknął wściekle Potter. - Jeśli za sekundę się z niej nie wywiążesz, to ją zrywamy i stajemy do walki!

- Uważaj na siebie Granger - Draco miał w nosie czy ktoś to usłyszał, nim pchnął ją lekko do przodu, a później na umówiony sygnał on i jego ludzie od razu teleportowali się z parkingu.

Gdy wylądowali w wyznaczonym miejscu blondyn odruchowo złapał się za pierś by zdusić uczucie bólu, które nagle tam zagościło. Dlaczego poczuł się właśnie tak, jak gdyby na tym starym parkingu porzucił jakąś cząstkę własnego serca?

- W porządku stary? - zapytał go z niepokojem Blaise.

- Tak - odpowiedział szybko. - Chodźmy. Pora rozpocząć wielkie pakowanie - zarządził i skierował się w miejsce, w którym czekał na nich świstoklik do domu.

<><><>



POV Hermiony


Usłyszała wyraźny trzask teleportacji za swoimi plecami i wiedziała, że Draco i reszty już nie ma.

- Miona! - Ron rzucił się do niej biegiem i już po chwili tonęła w czułym uścisku jego ramion. - Kochanie! Tak mi przykro! - szeptał jej gorączkowo do ucha.

- Ron... - odpowiedziała drżącym głosem.

- Hermiona! - Harry również ją objął i tym sposobem znalazła się w trochę dziwnym uścisku dwójki swoich kiedyś najlepszych przyjaciół.

- Chodźmy, w szpitalu już na nas czekają - powiedział wreszcie Harry, delikatnie głaszcząc ją po ramieniu.

- Nie trzeba mnie badać. Oni.. Uleczyli mnie dziś rano - skłamała. - Fizycznie czuje się dobrze, ale... - Jej oczy napełniły się łzami, a ona miała nadzieję, że jest to na tyle wiarygodne, że bez problemu w to uwierzą.

- Najdroższa! - Ron nadal mocno ją ściskał. - Przysięgam, że ten drań za to wszystko kiedyś zapłaci! Wszyscy oni zapłacą!

- Zabierz mnie do domu Ron błagam! - wyszlochała. - Chcę już tylko znaleźć się w swoim łóżku i o wszystkim zapomnieć!

- Zrobię co tylko zechcesz kochanie, przysięgam - Ron objął ją w talii i powoli poprowadził w stronę czarnych, ministerialnych samochodów.

- Dziś chcę wykąpać się i odpocząć, ale jutro być może będę potrzebować porozmawiać z jakimiś życzliwymi mi kobietami. Może Fleur, Ginny albo twoja mama mogłyby przy mnie trochę posiedzieć?

- Oczywiście! Wszyscy niesamowicie się o ciebie martwili! - zapewnił ją Harry. - Z przyjemnością poświęcą ci tyle czasu, ile potrzebujesz.

- Chcielibyśmy też... - Ron zawahał się i popatrzył na nią z niepokojem. - Cały magiczny świat zapewne się ucieszy, że jesteś już wolna. Gdybyś mogła powiedzieć słowo do dziennikarzy...?

- Tak - Hermiona pokiwała spolegliwie głową. - Oczywiście, chętnie im powiem, że dzięki wam wróciłam cała i zdrowa do domu, ale potrzebuję na to kilku dni...

- Oczywiście skarbie! Cokolwiek zechcesz! - zapewnił Ron, pomagając jej wsiąść do samochodu.

- Jaki dziś jest dzień? - zapytała niepewnie, choć doskonale to wiedziała.

- Poniedziałek - odpowiedział jej Harry.

- W takim razie zwołajcie konferencję na czwartek, dobrze? - poprosiła płaczliwie. - To powinno mi wystarczyć bym mogła dojść do siebie.

- Jak sobie życzysz - Ron uśmiechnął się do niej z czułością, wciskając się na siedzenie obok niej i mocno ją do siebie przytulając.

<><><>

Cieszyła się, że Weasley uszanował, że nie za bardzo chciała być blisko niego. Oczywiście sądził, że było to spowodowane gwałtem i innymi traumatycznymi przeżyciami.

Próbowała się dowiedzieć czegoś na temat przejęcia przez Kryształowe Węże ich skarbców, ale jedyne co udało jej się usłyszeć, to jak Molly we wtorek w rozmowie z Arthurem nazwała Andromedę Tonks fałszywą suką. Stąd domyśliła się, że to ona była przedstawicielem Węży, który ogołocił najbogatsze skarbce w Gringottcie. Całe szczęście, że lekarstwo dla Miltona pojawiło się w Ministerstwie dzień wcześniej i ciotka Dracona dała radę odebrać je bez przeszkód - czego Hermiona dowiedziała się z listu przesłanego jej przez Wiktora.

Wymagało to trochę kombinowania i perswazji, ale Hermionie spokojnie udało się za pomocą eliksiru nasennego i oklumencji przejrzeć myśli wszystkich odwiedzających ją w domu kobiet.

Fleur wiedziała, że Bill robił coś nielegalnego, by zdobyć pieniądze, ale nigdy nie wnikała w szczegóły, póki miała galeony do wydania.

Ginny wiedziała o wiele więcej - znała metody działania Komisji Rejestracji Osób Czystej Krwi i co więcej miała prawdziwą satysfakcję z tego, że mordowali oni niewinnych ludzi. Hermiona nigdy nie przypuszczała, że jej dawna przyjaciółka była tak bardzo złą i zepsutą do szpiku kości osobą.

Gorzej było tylko, gdy przeglądała myśli i wspomnienia Molly. Okazało się, że zamordowanie Bellatrix wzbudziło w niej samej jakieś prawdziwie psychopatyczne skłonności i matka Rona była zaangażowana całą sobą w machinę zbrodniczej działalności, w której główny prym wiedli jej synowie i zięć.

Draco nie skłamał mówiąc, że Ron ją zdradzał. Wystarczyło zerknąć w myśli Lavender by móc to odkryć - Brown choć udawała życzliwą i szczęśliwą, że Hermiona wróciła, tak naprawdę w głębi siebie bardzo żałowała, że banda Malfoya ostatecznie jej nie zabiła, tak by ona sama mogła pozbyć się swojego męża i rzucić z rozkoszą w ramiona Rona.

Pierwsza faza jej planu przebiegała bez zarzutu. Tak jak się spodziewała - nikt o nic nie pytał, gdy pod postacią Fleur przemknęła do Ministerstwa Magii i zakradła się do biura Billa. Wiedziała, że najstarszy z braci Weasley był obecnie wysłany w teren, by wyśledzić wszelkie aktywa i powiązania Andromedy, której zdrady Harry absolutnie nie mógł przeżyć.

Cóż... W momencie, gdy pozwolił by Moody zabił Narcyzę, stał się wrogiem numer jeden na jej liście, bowiem obie siostry Black zbliżyły się do siebie po wojnie, czego Harry chyba nie był świadomy. Tak jak zapewne Szalonooki nie spodziewał się, że to długoletnia przyjaciółka go zabije - a przynajmniej tak przypuszczała Hermiona, wiedząc że skoro to Draco nie dokonał tej zemsty, to z pewnością Meda to zrobiła.

W biurze Billa znalazła dokładnie wszystko to czego potrzebowała, by ostatnia faza jej planu mogła wejść w życie.

W środę wieczorem poprosiła Rona, by pojawił się w jej domu, bowiem czuje się bardzo źle, będąc tam samą. Oczywiście Weasley jak przystało na idealnego narzeczonego od razu się na to zgodził.

Zdziwił się trochę, że Hermiona zaproponowała mu zjedzenie kolacji, którą sama ugotowała - bo nigdy specjalnie za tym nie przepadała. Tym bardziej nie spodziewał się po niej gotowania, gdy wciąż przeżywała swoje traumatyczne porwanie, ale wytłumaczyła mu z delikatnym uśmiechem, że to pomogło się jej zrelaksować.

Po kolacji oznajmiła, że ma dla niego niespodziankę i zaprowadziła go na sofę w swoim salonie.

Ron rozsiadł się wygodnie i przywołał sobie szklaneczkę whisky, pytając czy miałaby może ochotę przejrzeć z nim pytania na jutrzejszą konferencję prasową.

Obiecała, że zrobią to jak tylko pojawi się jej niespodzianka.

I pojawiła się. Punktualnie, co do minuty na którą ją zaplanowała - wraz z błyskiem silnego światła.

Draco musiał być najpewniej w trakcie przebierania, bowiem akurat nie miał na sobie żadnej koszuli.

Wylądował na środku jego salonu kompletnie oszołomiony, mocno ściskając w palcach naszyjnik z literą "H" wciąż zawieszony na jego szyi.

- Ty! - Ron zerwał się ze swojego miejsca, ale zaraz na nie z powrotem opadł.

Draco odruchowo sięgnął do kabury i zamarł nie czując swojej różdżki pod palcami.

- Jest tutaj - Hermiona z uśmiechem pomachała nią do niego.

Malfoy jeszcze raz spojrzał na gapiącego się na niego w szoku Weasleya, po czym powoli podniósł się z kolan.

- Umieściłaś świstoklik w naszyjniku, który mi podarowałaś? - zapytał z niedowierzaniem.

- Mówiłam ci, że on wskazuje nową drogę - zażartowała podchodząc bliżej.

- Faktycznie - Draco patrzył na nią z dużą dozą ostrożności.

- Pomyślałam, że zabawa w porwanie zasługuje na kontynuację - powiedziała powoli podchodząc do niego.

- Granger, ja...

- Wolę jak nazywasz mnie Hermioną - wyszeptała, wkładając różdżkę w kaburę na jego ramieniu. Zabrała mu ją tylko dlatego, by w ferworze emocji od razu nie przeklął czymś Rona. Potrzebowali, by był przytomny, jeśli jej plan miał do końca zostać zrealizowany.

- Hermiono... Dlaczego mnie porwałaś? - zapytał kładąc dłonie na jej talii, gdy pierwsza objęła go swoimi ramionami i przycisnęła się do jego ciała.

- Nie ciebie - wyszeptała tuż przy jego ustach. - Tylko jego - wskazała na spetryfikowanego Rona, który mógł tylko wybałuszać na nich oczy.

Draco obejrzał się przez ramię i uśmiechnął naprawdę złowrogo, nim odwrócił się z powrotem i mocno ją pocałował.

Wreszcie jednak oderwali się od siebie z uśmiechami.

- Tęskniłam za tobą, wiesz? - przyznała szczerze.

- Ja za tobą też. - Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś niesamowicie sprytną wiedźmą? - wymruczał Draco.

- Owszem, ale mało kto wie, że lubię też czasem być bardzo okrutną wiedźmą - Hermiona znów spojrzała na swojego byłego narzeczonego. - To jak? Zabawimy się?

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz