wtorek, 21 października 2025
HARDOŚĆ - Faza 3 - Siła przyciągania
POV Hermiony
Szła za nim, patrząc na jego wyraźnie spięte ramiona. Malfoy był wysoki, ale smukły. Nic dziwnego, skoro najwyraźniej dzielił się swoimi posiłkami z potrzebującymi dziećmi. Naprawdę ledwo powstrzymała się przed potarciem oczu ze zdziwienia, gdy zobaczyła jak wchodził w interakcje z tym chorym chłopcem, którego dzień wcześniej pokazał jej w ogrodzie.
Jakim cudem obudziła się w świecie, w którym to jej najlepsi przyjaciele byli złoczyńcami, a Malfoy - obraz mordercy i zwyrodnialca, nagle wyrósł na opiekuńczego, ciepłego i najwyraźniej dobrego człowieka. To było jak bardzo realny sen, z którego w żaden sposób nie mogła się obudzić.
Dotarli wreszcie do starych drzwi, a Malfoy otworzył je szorstkim szarpnięciem i gestem zaprosił ją do środka. Nie mogła nie zauważyć, że cały dwór nieco podupadał. Ściany były ponure i szare, meble stare i wyraźnie zużyte, a dywane wydeptane. Nie powinno to jednak dziwić, skoro stłoczono tu tak wiele osób. Jednak puste miejsca po obrazach lub wyraźne braki w umeblowaniu musiały oznaczać, że część dziedzictwa Malfoyów została już gdzieś sprzedana.
- Usiądź jeśli chcesz - burknął, wchodząc za nią do gabinetu i szybko ją wymijając, zajął miejsce za swoim starym, odrapanym biurkiem.
- Ile osób mieszka w tym domu? - zapytała powoli podchodząc do wskazanego krzesła.
Mężczyzna prychnął pogardliwie.
- Nie sądzisz chyba, że zdradzę ci o nas jakiekolwiek szczegóły? Nie przekażesz swoim przyjaciołom ani słowa o tym miejscu. Upewnię się odpowiednim zaklęciem zanim cię stąd odeślę!
Jego twarz wyglądała na niczym wykutą w kamieniu i tylko oczy zdradzały jego determinację.
- Nie zamierzam nikomu niczego ujawniać. Chcę tylko wiedzieć jak to wszystko się zaczęło i jak ci wszyscy ludzie tu trafili - Hermiona opadła na krzesło, splatając ze sobą dłonie, by te tak mocno jej nie drżały.
- Jak? Ty i twoi poplecznicy przepędziliście nas ze świata magii, grożąc nam zagładą, jeśli tylko spróbujemy się wam przeciwstawić - wypluł z jadem. - Praktycznie poszliście śladami tych mugoli, którzy w czasie wojny przeprowadzali eksterminację w komorach gazowych. Tyle, że wy robiliście to za pomocą avady i pieca w kotłowni Ministerstwa Magii.
Hermiona poczuła jak łzy pieką ją pod powiekami. Było dla niej jasne, że Malfoy nadal uważał ją za współwinną tego wszystkiego. I być może miał rację? Czy niewiedza zwalniała ją od odpowiedzialności?
- Jednak część z was jakoś uciekła... - wyszeptała.
- Może nie wszyscy są tak mądrzy jak Wielki Mózg Złotego Trio... - szydził z niej. - Ale nie jesteśmy idiotami! Gdy pierwsi ludzie zaczęli nie wracać do domów, po wizycie w Komisji Rejestracyjnej, wiedzieliśmy że coś jest nie tak. Wiedziałem też, że śmierć moich rodziców nie była tym, co mi powiedziano. A potem Daphne Greengrass zdołała uciec wraz z siostrą z Ministerstwa Magii zanim Weasleyowie i je zdążyli zgładzić. Przyszły prosto do mojego domu, wiedząc że tam będzie bezpiecznie.
- Jest on teraz nienanoszalny i ma zapewnioną ochronę opartą na liniach krwi - zauważyła.
- Tak - potwierdził sucho. - Nie możesz stąd uciec Granger, chyba że sam cię wyprowadzę.
Hermiona nerwowo oblizała usta.
- Rozumiem, że porwałeś mnie by szantażować Rona i Harry'ego?
- No proszę... Wciąż najjaśniejsza wiedźma w swoim pokoleniu - Malfoy rozparł się wygodnie w starym fotelu i posłał jej cyniczny uśmiech.
- Skąd pewność, że to wypali? - zapytała cicho. - Skoro byli w stanie bez mrugnięcia okiem poświęcić Nevilla i Lunę, to nie sądzę... - głos jej się załamał.
- Nie sądzisz, że Weasley zechce odzyskać kobietę, którą podobno kocha?
- Nie jestem pewna, czy swoich galeonów nie kocha bardziej - przyznała, czując jak cała lekko drży. Dopiero gdy się nad tym głębiej zastanowiła, ta prawda do niej dotarła.
- Cóż... To nie wróży najlepiej waszemu przyszłemu pożyciu małżeńskiemu - Draco nie przestawał się uśmiechać. - Ale nie musisz się martwić Granger. Nie chcę za ciebie galeonów Weasleya.
- Nie? - zdziwiła się szczerze. - Mówiłeś coś o złocie...
- Owszem, ale swoim - podkreślił. - Moim i innych członków rodzin czystej krwi. Chcemy odzyskać dostęp do naszych skarbców.
Hermiona powoli przeanalizowała tę informację. To miało sens. Z tego co wiedziała, nikt nie mógł niczego ruszyć ze skarbca, jeśli jego prawowity dziedzic wciąż żył. Wiedziała, że Harry i Ron badali możliwość obejścia tej zasady - tłumaczyli jej, że to z powodu konieczności wypłaty rekompensat dla rodzin ofiar zbrodniczej działalności ugrupowania Malfoya. Dopiero teraz zrozumiała, że ich motywacją mogła być chciwość.
- I sądzisz, że oddają ci miliardy galeonów w zamian za mnie? - Jej ciałem znów wstrząsnął mały dreszcz. Nie podejrzewała niczego, o co Harry i Ron zostali oskarżeni, ale teraz miała spore wątpliwości ile tak naprawdę dla nich znaczyła. Skoro potrafili tak bardzo ją skrzywdzić i okłamać w sprawie rodziców, to mogła przypuszczać, że byli zdolni do każdej innej podłości.
- Rozważałem to - przyznał szczerze. - Wiem, że uczynienie z ciebie męczennicy, która zginęła z rąk okrutnych oprawców, za jakich wszyscy nas biorą byłoby być może dla nich korzystne politycznie. Dlatego też nasze żądanie okupu zostanie jednocześnie wysłane do prasy. A poza tym... - Draco uśmiechnął się cynicznie. - Weasley nie zniósłby myśli, że mam coś, co należy do niego. Nie wiem na ile prawdziwa jest jego miłość do ciebie, skoro od lat cię zdradza, ale wiem, że myśli o tobie jako o swoim największym trofeum.
- Zdradza? - powtórzyła głucho, a Malfoy zaklął cicho, jakby chciał skarcić samego siebie.
- To tylko plotki - burknął uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Hermiona miała wrażenie, że jej pole widzenia się zamazuje. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że to z powodu łez i szlochu jaki wyrwał jej się z gardła.
Moja koszula pachnie damskimi perfumami? Daj spokój Miona, jadłem lunch z mamą i to pewnie się stało, gdy mnie przytuliła.
Kolejne spóźnienie na umówioną kolację? Daj spokój Miona, wiesz jaki jestem zajęty.
Chowanie listu dopiero co przyniesionego przez sowę? Daj spokój Miona, wiesz że niektóre sprawy rządu są tajne.
Brak ochoty na seks? Daj spokój Miona, to był męczący tydzień, jestem pewien że możesz to zrozumieć.
Te wszystkie znaki i głupie wymówki, które raz za razem ignorowała. Nie widziała niczego, niczego nie była świadoma. Pozwoliła im wszystkim okłamywać się i wykorzystywać na każdej możliwej płaszczyźnie jej życia i trwała w tym, szybko zagłuszając wszelkie wątpliwości i szukając miliardów wymówek. Była taka ślepa... Taka głupia!
Nagle spostrzegła białą tkaninę podsuniętą jej pod nos. Nie zauważyła kiedy Malfoy wstał i podszedł by podać jej swoją chusteczkę. Wciąż miała wyszyty jego monogram. Pewnych rzeczy nawet bieda nie mogła zmienić.
- Dziękuję - wyszeptała odbierając ją od niego i wycierając policzki. - I nie musisz kłamać, że nie macie na to dowodów. Powinnam była sama się tego dawno domyśleć.
Nagle przypomniała sobie załzawione oczy Lavender, które wczoraj wzięła nieopatrznie za wyraz wzruszenia. Jak mogła tak się pomylić?
- Nie interesuje nas prywatne życie Weasleya ani Pottera - powiedział, wracając na swoje miejsce. - Nawet jeśli mamy dowody na to, że obydwaj zdradzają i robią różne inne, nagannie moralnie rzeczy, to żaden dziennikarz nigdy nie odważy się tego opublikować. Wszyscy wiedzą jakimi metodami działania kieruje się ten reżim.
- Harry mawiał, że musi rządzić twardą ręką, by mieć pewność, że nie dojdzie do nowej wojny - parsknęła śmiechem przez łzy. Co za żałosne słowa!
- Nie wiemy czy Potter jest świadom ogromu wszystkim zbrodni - przyznał niechętnie Draco. - Wiem na pewno, że zapoczątkował je Moody, a obecnie kontynuują Bill i Percy Weasleyowie.
- Z pewnością Harry'ego to nawet nie obchodzi, póki ma swój wygodny stołek i galeony - stwierdziła, czując że ma rację. - Czy Moody naprawdę umarł spokojnie w swoim łóżku? Nikt mu nie pomógł? - zastanawiała się na głos.
Draco lekko uniósł kąciki ust.
- Umarł w swoim łóżku, ale gwarantuje ci, że nie była to spokojna śmierć, choć na taką została upozowana.
- Ale... Neville powiedział mi wczoraj, że nigdy nikogo nie zabiłeś - powiedziała to, nim zdążyła się zastanowić czy w ogóle powinna poruszać z nim ten temat.
Draco skrzywił się pod nosem.
- Nie twierdzę, że to ja go zabiłem. Mówię tylko, że nie umarł spokojnie ze starości.
- Ciągle się zastanawiam, co jeszcze było kłamstwem? - wyszeptała z bólem. - Kto jeszcze z moich przyjaciół i znajomych brał w tym wszystkim udział?
- Mamy potencjalną listę tych, którzy są w to wtajemniczeni - przyznał. - Jednak to nie powinno cię w ogóle interesować. Chcemy tylko przesłać im wiadomość...
Hermiona uniosła głowę i hardo spojrzała mu prosto w oczy.
- Oni wykorzystali mnie w celu propagandy, a ty chcesz mnie wykorzystać by odzyskać swoje złoto - powiedziała to bardziej sama do siebie. - Czy jest na świecie ktoś, dla kogo mam jeszcze jakieś prawdziwe znaczenie?
Malfoy odchrząknął, jakby nagle coś mocno zaległo mu w gardle.
- To ile naprawdę jesteś warta Granger, zależy tylko od ciebie. Wierz mi, że nie wykorzystałbym cię i nie narażał moich ludzi organizując twoje porwanie, gdybym miał jakieś inne wyjście. - Jego wyznanie zabrzmiało szczerze.
- I co zrobisz, gdy już wymienisz mnie na całe to złoto? - zapytała spokojnie.
- Nie mogę ci tego powiedzieć - odpowiedział dziwnie łagodnie.
- Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim jeszcze w czymś bym im pomogła? - Hermiona wciąż patrzyła mu w oczy, oczekując na odpowiedź.
- Możesz nie mieć wyboru - wyjaśnił. - Nikt z nas nie wie, co mogą zrobić, gdy już do nich wrócisz... Ale wiem na pewno, że są zdolni do wszystkiego. Jeśli masz jeszcze trochę oleju w tej swojej mądrej głowie, to skłam że spotkała cię tu wielka krzywda i zapomnij o wszystkim czego się dowiedziałaś, albo uciekaj - najdalej jak potrafisz.
- Czy to właśnie masz zamiar zrobić? - spytała hardo. - Uciec?
Draco milczał przez kilka chwil.
- Tego też nie mogę ci powiedzieć - powtórzył swoje wcześniejsze słowa.
Hermiona wstała i kiwnęła lekko głową.
- Wiem, że możesz nie wierzyć w moje intencje, ale naprawdę chcę wam pomóc dostać to czego żądacie.
Malfoy obserwował ją w ciszy, więc postanowiła kontynuować.
- Znam ich i wiem, co zrobić by zabolało najmocniej... - przełknęła przez ściśnięte gardło. - Masz rację mówiąc, że Ron traktuje mnie jak swoją nagrodę, swoją własność. Dlatego to do niego musisz skierować swoje żądania.
- Taki miałem zamiar. Potter miał być tylko ułatwieniem w spełnieniu naszych roszczeń.
- Jeszcze dziś wyślij im moją suknie ślubną - zasugerowała. - Rozciętą i zakrwawioną - dodała po chwili.
Przez chwilę wyraźnie rozważał jej słowa.
- Zapewne zrobi to na nich większe wrażenie, niż twój obcięty palec - Draco uśmiechnął się do niej krzywo, a ona poczuła dziwną ochotę, by to odwzajemnić. Powstrzymała się jednak.
- Tak, bo zasugeruje, że ty... Że ktoś tutaj mógł mnie... - odchrząknęła. - Ron i ja byliśmy razem przez siedem lat. On wie, że był moim jedynym...
Draco gwałtownie wstał i skierował się do drzwi.
- Załatwię to - powiedział na jednym wydechu, nie patrząc w jej stronę. - W moich starych zapasach powinno być jeszcze trochę krwi salamandry.
- Nie - Hermiona poszła za nim. - To musi być moja krew. Mają specjalne zaklęcie, którym mogą to sprawdzić.
Malfoy przystanął i obejrzał się na nią przez ramię.
- Naprawdę myślisz, że ktoś tutaj cię potnie tylko po to, by móc wysłać im wiadomość? - zapytał prawie szeptem.
- Sama to zrobię - zapewniła hardo. - Daj mi tylko jakiś nóż.
Draco popatrzył na nią z czymś, co trochę przypominało podziw. Wreszcie jednak skinął krótko i wyszedł z gabinetu.
Hermiona wzięła drżący oddech. Jej plan zaczął dopiero powoli formować się w jej głowie, ale wiedziała, że nim minie kolejny dzień będzie już dokładnie wiedziała co zamierza dalej zrobić.
<><><>
POV Draco
Suknia była przybrudzona i wyraźnie postrzępiona w miejscu, gdzie kiedyś przyszyty był tren. Nie było jednak na niej nawet śladu krwi. To za chwilę miało się zmienić.
Stał przy łóżku w komnacie, w której wcześniej przetrzymywali Granger i patrzył jak dokładnie bada tkaninę, jakby chcąc wybrać odpowiednie miejsce gdzie dokonać cięcia. Nie dał jej noża, jak o to poprosiła, ale zamiast tego Higgs przyniósł im jeden z mugolskich skalpeli, których od czasu do czasu używał. Wystarczająco ostry, by przeciąć materiał i skórę, ale niewystarczający, by kogoś zabić - chyba że Granger zdołałaby zranić go, w którąś tętnicę w nadziei, że wykrwawi się na śmierć u jej stóp.
Nic jednak nie zapowiadało tego, by zamierzała go zaatakować. Zamiast tego ostrożnie wzięła się za nacięcie sukni, a później złapała za dwa jej końce i rozerwała ją gwałtownym ruchem - tak jak mogłoby to mieć miejsce w ferworze walki.
Draco nie mógł nie próbować wyobrazić sobie, co Weasley poczuje jeśli pomyśli, że zbeszcześcił w tak ohydny sposób jego ukochaną księżniczkę. Na pewno wpadnie w szał. Miał tylko nadzieję, że nadal będzie chciał odzyskać Granger - obawa o to, że on i Potter zgodzą się również i ją poświęcić co jakiś czas przewijała się w jego myślach. Jednak faktem było, że choć obaj lubili wykorzystywać intelekt i ogólnie dobry wizerunek Granger, to na jakiś swój pokręcony sposób również o nią dbali i chyba ją kochali.
Z doniesień od ich szpiega wynikało, że całą rodziną zaszyli się w Norze i wszyscy bardzo przeżywali to, co się działo. Być może nawet bezduszni skurwiele czasem mieli jakieś ludzkie odruchy i uczucia?
Otrząsnął się ze swoich myśli i zauważył, jak Granger z koncentracją wpatruje się w swoją dłoń, jakby chcąc sprawdzić, w którym miejscu będzie najlepiej ją naciąć.
- Mogę rzucić zaklęcie znieczulające - zaproponował, czując nieprzyjemne zimno w żołądku.
Nie wiedział dlaczego, ale wcale nie chciał oglądać jej rannej. Tłumaczył to sobie tym, że zbyt wiele bezsensownie rozlanej krwi widział już w swoim życiu, ale coś mu mówiło, że nie tylko o to chodziło...
- Nie, bo wtedy krew może płynąc zbyt wolno. To nic - odpowiedziała cicho, po czym jednym szybkim cięciem przecięła w poprzek dłoń na całej długości, nawet nie krzywiąc się przy tym z bólu.
Umieściła dłoń nad suknią i naznaczyła ją szkarłatnymi plamami w miejscach, w których z pewnością by powstały, gdyby naprawdę została zgwałcona.
- Myślę, że tyle wystarczy - oceniła po chwili, odwracając dłoń i przytrzymując ją tak, by krew dłużej nie kapała.
Draco w dwóch krokach znalazł się przy niej i złapał ją za nadgarstek. Szybko przyłożył różdżkę do rany, szepcząc cicho zaklęcie uzdrawiające i obserwując jak jasnoróżowa skóra zasklepia się w miejscu rozcięcia. Czuł jak puls Granger przyśpiesza pod jego palcami. Założył, że to z powodu dyskomfortu jaki towarzyszłym pieczeniu rany, jednak gdy uniósł nieco głowę natrafił prosto na wpatrzone w siebie cudne złoto-brązowe oczy.
- Dziękuję - powiedziała to dziwnie czule.
Wiedział, że to niemożliwe, ale praktycznie poczuł jak od miejsca, w którym ją dotykał przebiega iskra. Szybko puścił jej dłoń i odszedł kilka kroków. Jego ciało mrowiło, a on czuł się trochę jak pod wpływem jakiegoś zaklęcia. Nie mógł jednak powstrzymać się od ponownego spojrzenia na nią. Granger gładziła opuszkami palców miejsce, które dopiero co uleczył.
Odchrząknął przy przerwać coraz bardziej ciężką ciszę i zwrócić na siebie jej uwagę.
- Jakiś pomysł co powinniśmy napisać w wiadomości dołączonej do przesyłki? - zagadnął.
- Coś o tym, że miło spędziłeś ze mną czas - Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. - I że podoba ci się to, że choć przez chwilę jestem tylko twoja. Gwarantuję, że Ron to znienawidzi.
Draco miał dziwną ochotę odpowiedzieć jej, że też tego nienawidzi. Ale sam nie wiedział czego konkretnie i dlaczego tak bardzo.
- Powinieneś od nich zażądać w pierwszej wiadomości czegoś nierealnego - zasugerowała. - Jak na przykład ustąpienia Harry'ego z funkcji Ministra Magii. Wtedy będą bardziej przychylni na zmniejszone żądania, a ty i tak dostaniesz dokładnie to, czego od nich chcesz - wyjaśniła.
Draco ledwo się powstrzymał by nie zagwizdać z podziwu. Granger naprawdę była genialna. To było tak proste, że z powodzeniem mogło zadziałać. Bał się tylko, że wydłuży to czas, jaki przyjdzie jej spędzić w ich kwaterze. Czy naprawdę mógł to znieść?
Spojrzał na nią ponownie i poczuł jak jego skóra znów zaczyna mrowić. Tak. Coś mu mówiło, że jednak mógł.
<><><>
POV Hermiony
Nie mogła uwierzyć, jak szybko minęły jej pierwsze dni w siedzibie Kryształowych Węży. O dziwo wszyscy tu byli dla niej mili - tylko niektórzy podchodzili do niej z niepewnością i dystansem. Spędzała swój czas w towarzystwie Luny i Neville'a, a oni wprowadzali ją powoli w ich nowy świat i opowiadali o tym, jak im się w nim żyje.
Z doniesień jakie do niej docierały - zwykle za pośrednictwem zdawkowych wyjaśnień Notta, który rzadko opuszczał bok swojej dziewczyny - dowiedziała się, że podobno Harry i Ron wpadli w furię po dostarczeniu im przesyłki. A zaraz potem publicznie wyznaczyli ogromną nagrodę za głowę Malfoya.
Trochę zmartwiła ją ta informacja, ale Luna i Nev zapewnili ją, że nikt z obecnych w tym domu nie zdradzi Draco i nie odda go w ręce wroga. Wszyscy ci ludzie zawdzięczali mu życie. Hermiona z lekkim niedowierzaniem słuchała Luny, która opowiadała jej jak wiele Malfoy robił dla tych wszystkich, którzy znaleźli schronienie w jego domu. Opowiadała o jego codziennym poświęceniu i o tym, jak przez lata bardzo się zmienił. Wkrótce zrozumiała, że dla tych wszystkich ludzi Malfoy jest bohaterem i naprawdę zapracował on na ich szacunek i lojalność.
Musiała pamiętać, by nie nazywać swoich przyjaciół ich starymi imionami, tylko zwracać się do nich jako do Franka i Sunny. I choć Neville nie nosił już żadnych zaklęć maskujących, to Luna nadal farbowała włosy na czarno, by nie zostać do końca rozpoznaną.
Ich życie z Kryształowymi Wężami nie było proste, ani usłane różami, ale Hermiona z odrobiną ulgi odkryła, że obydwoje byli bardzo szczęśliwi. Luna była ze wzajemnością zakochana w Theodorze Nottcie, który prawie świata poza nią nie widział, a Neville - z tego co Hermiona zdążyła zaobserwować - był blisko z nie kim innym, tylko Pansy Parkinson.
Początkowa niechęć Parkinson do Hermiony, szybko wyparowała gdy zaczęła przychodzić z Luną by pomóc w ogarnianiu lekcji dla dzieci. Naprawdę chciała się na coś przydać, w czasie go Malfoy i jego rada, czekali na jakiś ruch lub oficjalną odpowiedź ze strony Rona i Harry'ego.
Sama powoli układała w głowie plan działania. Nie była jeszcze do końca pewna co tak właściwie zrobi, ale uważnie zbierała wszelkie drobne strzępki informacji, które mogły jej się w przyszłości przydać.
Obserwowała też Malfoya - jeśli tylko miała taką okazję, ale bywało to rzadkie. Draco więcej nie pokazał się w jej komnacie, ani najwyraźniej chwilowo niczego od niej nie chciał. Odniosłaby być może wrażenie, że jej unikał, ale jednak pojawiał się na wszystkich posiłkach jadalni i codziennie odwiedzał na kilka minut dzieci ze szkółki.
Hermiona wiedziała, że to być może złamie jej serce, ale sama przylgnęła do Miltona Avery'ego i chętnie dotrzymywała mu towarzystwa, gdy inne dzieci miały przerwę na zabawę. Chłopiec bardzo lubił, gdy mu czytała i opowiadała o swoich szkolnych przygodach. Często mówił jej o tym, jak bardzo chce móc pójść kiedyś do Hogwartu. To były trudne chwile, ale zawsze utrzymywała przy nim pogodny uśmiech i zapewniała, że zapewne będzie wzorowym uczniem.
Zauważyła, że osobą, która najgorzej tolerowała jej obecność w tym domu, była Astoria. Dziewczyna zawsze mierzyła ją niechętnym spojrzeniem i unikała jej towarzystwa, jak tylko mogła. Hermiona nie była do końca pewna źródła tej niechęci, ale uznała że nie ma sensu na siłę szukać towarzystwa młodszej z sióstr Greengrass - już i tak zdziwiła się tym, że tak łatwo została zaakceptowana przez Pansy.
<><><>
Była w tym miejscu już czwarty dzień. Dzieci miały właśnie popołudniową przerwę na zabawę, a Milton poprosił, by jeszcze raz przeczytała mu kilka z Baśni Barda Beedle'a. Właśnie kończyła tę o Fontannie Szczęśliwego Losu, gdy Malfoy pojawił się na polanie.
Patrząc na to, jak dzieci od razu go otoczyły, najwyraźniej ciesząc się na jego widok, trochę lepiej zrozumiała tę jego przemianę, o której tyle opowiadała jej Luna.
- Mam cukierki! - zapowiedział radośnie. - Dla każdego po dwa, chyba że ciocia Sunny lub ciocia Pansy powie mi, że ktoś był niegrzeczny! - oznajmił sztucznie surowym tonem.
Luna i Pansy roześmiały się serdecznie i zapewniły, że wszystkie dzieci były grzeczne i zasłużyły, by rozdać im cukierki.
Fascynacja - to było jedyne słowo, które teraz kotłowało się w jej myślach. Musiała do niego podejść i choć przez chwilę z nim porozmawiać - po prostu całą sobą czuła taką potrzebę.
Zauważyła, jak Malfoy wyprostował ramiona i jakby cały się spiął, gdy zorientował się, że zbliżała się do niego. Jego uśmiech też zbladł, co sprawiło jej pewną przykrość. Nie musiał się cieszyć, że ją widział, ale naprawdę nie chciała by przez to stracił dobry humor.
- Witaj - odezwała się, stając tuż przed nim.
- Cześć. Jeśli przyszłaś po cukierki to niestety już ich nie mam - zażartował. - Rzadko udaje nam się je zdobyć i dzieciaki zawsze rozkradają wszystkie niczym głodna szarańcza.
Hermiona zachichotała, nie mogą wprost oderwać oczu od jego przystojnej twarzy. Naprawdę był dla tych wszystkich ludzi superbohaterem.
- Dzięki, ale nie lubię słodyczy - przyznała. - Mam jednak nadzieję, że uratowałeś coś dla Miltona - obejrzała się krótko przez ramię w stronę chłopca.
- Tak. Ingrid właśnie daje mu jego dolę - Draco również patrzył w stronę dzieci, a jego twarz nagle ścięła troska.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale... - zaczęła ostrożnie. - Słyszałam kiedyś, że istnieje pewne eksperymentalne lekarstwo na Gnomią Ospę.
- Myślisz, że tego nie wiemy? - spytał cierpko Malfoy. - Jest jednak obłędnie drogie i trudnodostępne. Być może nawet jakimś cudem zdobylibyśmy na nie pieniądze, gdyby pozwolono nam legalnie poszukać kogoś, kto by je nam sprzedał...- Draco chrząknął. - Ale Potter ma umowę z MACUSĄ. Jeśli, któryś z nas pojawi się na amerykańskiej ziemi, zapewne od razu zostanie aresztowany. A niestety nie mamy odpowiednich dojść, ani ilości złota, by załatwić to nielegalnie... Wierz mi, już próbowaliśmy - Draco potarł twarz w geście rezygnacji i zmęczenia.
Hermiona nagle przypomniała sobie skąd dowiedziała się w ogóle o tym nowym leku na Gnomią Ospę. Ktoś wspomniał o tym w rozmowie i zapytał ją, czy wie gdzie można by go zdobyć. Ktoś, kto z pewnością byłby doskonałym źródłem informacji dla Kryształowych Węży.
- Sądzę, że mogłabym spróbować to załatwić - przyznała, nerwowo wykręcając palce. - Znam kogoś kto mieszka w USA i ma dość duże znajomości.
Draco patrzył na nią uważnie, jakby analizując osobno każde jej słowo.
- Nie mamy teraz takiej sumy, ale jeśli twój kontakt zgodziłby się już zacząć to załatwiać bez przesłania mu zaliczki...
- Pieniądze nie będą problemem - zapewniła go od razu. - Jestem pewna, że wyśle mi lek, a zapłacić będę mogła mu nawet później.
Malfoy znów milczał przez kilka sekund, tylko na nią patrząc.
- Przysięgam, że to nie jest żaden podstęp. Możesz oczywiście przeczytać ten list zanim go wyślę i...
- W porządku. Jeśli chcesz spróbować, to jestem pewien, że Sunny chętnie da ci pióro i pergamin, a potem wskaże drogę do sowiarni.
- Świetnie! - Hermiona uśmiechnęła się do niego, a Draco odwzajemnił jej uśmiech.
Dziwna fala ciepła rozległa się w jej piersi w tym momencie. To było bardzo przyjemne uczucie.
Stali tak i uśmiechali się do siebie, ale chwilę tę przerwało wołanie Miltona, który postanowił podzielić się swoimi cukierkami ze swoją nową, ulubioną ciocią, która tak ładnie dla niego czytała, więc Hermiona przeprosiła Draco i odeszła.
Nie wiedziała tylko dlaczego, każdy jej kolejny krok wydawał jej się jakby lżejszy od poprzedniego.
<><><>
POV Draco
Ku jego zdziwieniu obecność Granger we dworze wcale nie ciążyła mu tak bardzo, jak sądził że będzie. Spodziewał się, że po poznaniu prawdy o tym jak wielką mistyfikacją było całe jej życie, załamie się, zamknie w komnacie i wypłacze oczy.
I choć z pewnością opłakiwała to, co ją spotkało, jej zewnętrzna fasada była niewzruszona. Draco pamiętał, jak w podobny sposób zachowywała się jeszcze w szkole - zawsze była dumna, nie okazująca zbędnych emocji przy wszystkich - otwarta jedynie dla swoich przyjaciół. Sam nie wiedział czy bardziej mu tym imponuje, czy jednak intryguje go jej siła i determinacja.
Gdy wczoraj sama do niego podeszła, by porozmawiać o lekarstwie dla Miltona, sprawiła że coś nieznajomego pojawiło się w jego piersi. Wiedział, że są to uczucia i emocje, których wcale nie chciał w żaden sposób nazywać. Jednak nie mógł już dłużej okazywać jej obojętności i z premedytacją jej unikać - zbyt mocno chciał się dowiedzieć, jakie naprawdę Granger ma motywacje i co takiego planuje zrobić, gdy już wreszcie ją wypuszczą.
Poranne rąbanie drewna było zawsze pierwszym na liście jego obowiązków. Zajął się więc tym z zapałem, starając się rozproszyć swoje myśli skupieniem się na planie zadań na ten dzień. Z raportów, które dostarczył im ich najwyżej postawiony szpieg wynikało że Potter i Weasley wciąż szykują oficjalną odpowiedź. Wiedział, że nie ma szans żeby zgodzili się na ich wstępne warunki, ale był ciekaw czy sami wystosują jakąś kontrpropozycje.
Nie na długo jednak udawało mu się zupełnie zapomnieć o niezwykłej brunetce, która pomimo upływu lat nadal tak mocno na niego działała. Starał się zdusić ukłucie rozczarowania, gdy zorientował się, że dzisiejszego poranka nie obserwowała go ze swojego okna. Wiedział, że robiła to w poprzednich dniach. Dziś jednak jej tam nie było.
Właśnie układał już porąbane szczapy w zgrabny stos, po który miały później przyjść pracownice dworskiej kuchni, gdy usłyszał za sobą kroki. Wiedział, że to Astoria znów przyszła, by przynieść mu szklankę wody. To był miły gest i zwykle dziękował jej za to z uśmiechem, ale coraz częściej martwił się tym, że uczucia dziewczyny wobec niego nie są takie, jakich by sobie życzył.
Nie było tajemnicą, że ich ojcowie chcieli, by Draco poślubił którąś z córek z rodzinny Greengrass, tak by połączyć oba te nazwiska. Gdy tylko zaczęto o tym głośno rozmawiać, Draco nieopatrznie palnął, że jeśli ostatecznie musi zaręczyć się, z którąś z dwóch sióstr, to woli Astorię. Wszyscy myśleli, że to dlatego, że podobała mu się bardziej od Daphne... Prawda była jednak tak, że chodziło tylko o to, że była o dwa lata młodsza - co potencjalnie dawało mu więcej czasu, by jakoś wykręcić się od chorych pomysłów ojca.
Niestety Astoria chyba do dziś sądziła, że w pewnym momencie swojego życia żywił do niej jakieś uczucia lub sympatie. A on wciąż nie umiał zdobyć się na to, by brutalnie wyprowadzić ją z błędu.
Wziął głębszy oddech i zmusił się do uśmiechu, nim odwrócił się do niej.
O mały włos, a upuściłby sobie siekierę na stopę, gdy okazało się że to wcale nie była Astoria. To była Granger - znów w tej zwiewnej, niebieskiej szacie, która sugestywnie opinała jej biust. Dopiero po chwili Draco zarejestrował, że trzymała w rękach dzbanek z wodą i pusty puchar.
- Hej - przywitała go z uprzejmym uśmiechem.
- Cześć - odpowiedział, od razu lekko się złoszcząc na samego siebie za dziwnie ochrypły ton jego głosu. Naprawdę zaskoczyła go tym, że sama tu do niego przyszła. - Mogę ci w czymś pomóc? - zapytał ostrożnie.
- Pomyślałam, że może chciałbyś zrobić sobie krótką przerwę i napić się wody? - zaproponowała, nadal delikatnie się uśmiechając.
- Jasne, czemu nie - odpowiedział, odkładając siekierę i otrzepując ręce o spodnie.
Hermiona podała mu puchar, a Draco pilnował by wziąć go od niej tak, by ich ręce się przypadkiem nie zetknęły. Gdy w skupieniu napełniała naczynie wodą, on myślał tylko o tym - o co naprawdę mogło jej chodzić? Przecież obserwując go każdego dnia, z pewnością wiedziała, że Astoria zawsze przynosiła mu coś do picia.
- Wiem, że możesz nie chcieć ze mną o tym rozmawiać, ale zastanawiałam się, czy wiesz już może coś w mojej sprawie... - Hermiona uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
Draco przełykał powoli chłodny płyn, zastanawiając się ile może jej opowiedzieć. Nigdy nie przyznała tak do końca, że wierzy we wszystko, co jej odpowiedzieli, ale z drugiej strony ani oni nie traktowali jej już jak jeńca, ani ona się tak nie zachowywała.
- Sądzimy, że dziś pojawi się jakaś odpowiedź - przyznał wreszcie. - Przypuszczamy też, że zwlekali te kilka dni z nadzieją, że ktoś jednak mnie im wyda.
Hermiona prychnęła pod nosem z niedowierzaniem.
- Nie sądzę, by to było możliwe. Ci wszyscy ludzie cię uwielbiają. Jesteś ich wybawcą.
Draco nie skomentował tego, tylko znów napił się wody.
- Nie potrzebują wybawcy, tylko kogoś kto odda im wolność - burknął.
- I wiedzą, że ty to dla nich zrobisz - Granger hardo popatrzyła mu w oczy, a on starał się nie myśleć o tym, co działo się teraz w jego wnętrzu. Dlaczego to akurat ona wywoływała w nim te wszystkie uczucia? Dlaczego, to nie mógł być ktoś inny? Ktokolwiek! Po prostu ktoś, kogo naprawdę mógłby zatrzymać u swojego boku.
- Przynajmniej spróbuję - odpowiedział, kończąc swój napój i oddał jej puchar.
Gdy go od niego odbierała, ich palce jakoś otarły się o siebie, a znajoma iskra gorąca znów przebiegła po jego skórze i odruchowo mocniej zacisnął palce na naczyniu. Granger również go nie puściła więc stali tak, trzymając pomiędzy sobą pucharek i patrząc sobie w oczy. Świat dookoła nich chyba na chwilę się zatrzymał, albo przestał istnieć - Draco nie wiedział tego dokładnie. Czuł tylko niezmierzoną chęć, by utonąc w tych jej pięknych oczach i choć przez kilka sekund zapomnieć o tym, jak przeklęte było całe jego życie.
Głuchy szczęk upadającego metalu nagle oderwał ich od siebie. Granger cofnęła rękę zabierając puchar, a Draco odsunął swoją. Nim uniósł głowę już dobrze wiedział, co zobaczy.
Astoria miała łzy w oczach. Stała, mocno przyciskając dzban z wodą do piersi, a metalowy puchar, który ze sobą przyniosła, leżał pogięty u jej stóp.
Granger odwróciła się przez ramię i zapewne również dostrzegła wyraz bólu i zdrady wypisany w tej chwili na twarzy Greengrass.
- Miałam jedno pytanie do Draco, więc przy okazji przyniosłam mu trochę wody - wyjaśniła, wskazując na swój własny dzban.
Astoria otworzyła usta, ale nim zdołała cokolwiek powiedzieć wyrwał się z nich tylko krótki szloch, a zaraz później odwróciła się na pięcie i uciekał z powrotem w stronę dworu.
- Przepraszam... - Granger odwróciła się do niego, wyraźnie niepewna. - Nie wiedziałam, że wy...
- Nie - Draco zaprzeczył szybko - zbyt szybko, by wyglądało to naturalnie, ale teraz było już za późno, by to cofnąć. - Ona po prostu lubi być przydatna. Nie ma w tym żadnego innego podtekstu - kłamał, choć nie do końca. Z jego strony nie było to nic więcej poza zwykłą uprzejmością.
Astoria od lat każdego ranka przynosiła mu napój i był jej za to wdzięczny, ale nigdy nie poczuł tego, co dziś gdy to Granger o niego w pewien sposób zadbała. Może to było śmieszne, ale nic nie mógł poradzić na to, że właśnie tak się poczuł.
- Ja... Chciałam też jeszcze przy okazji cię przeprosić - Hermiona przełknęła lekko i znów odważyła się głębiej spojrzeć mu w oczy.
- Przeprosić? Za co? - Draco nie krył zaskoczenia.
- Za to, co pierwszego dnia powiedziałam o tobie i twojej matce.
Miał wrażenie, że ktoś właśnie uderzył go obuchem. Czy naprawdę właśnie to powiedziała? Naprawdę szczerze go przepraszała?
- Nie miałam prawa tego powiedzieć - przyznała. - I jak widać, nie mogła się bardziej pomylić. To co zrobiłeś dla wszystkich tych ludzi... - zawahała się chwilę. - Jestem pewna, że twoja matka byłaby z ciebie bardzo dumna.
Draco musiał odchrząknąć, boją się czy głos go nie zawiedzie.
- Nie zrobiłem niczego specjalnego. Po prostu wszyscy razem usiłujemy jakoś tu przetrwać.
Ku jego zaskoczeniu Granger uśmiechnęła się ciepło, po czym zrobiła dwa kroki do przodu i niespodziewanie położyła mu dłoń na ramieniu.
Jego krew pulsowała w żyłach, a całe ciało nagle zrobiło się gorące. Jej bliskość, dotyk, ten zapach...
- Jesteś prawdziwym bohaterem Draco i upewnię się, że w swoim czasie wszyscy się o tym dowiedzą - wyszeptała, po czym uniosła się na palcam i musnęła ustami jego policzek.
Nim zdołał wyjść z szoku, albo coś jej odpowiedzieć, Hermiona odwróciła się i odeszła z powrotem w stronę dworu.
Musiał zacisnąć dłoń w pięść, by powstrzymać się przed potarciem miejsca, gdzie dotknęły ją jego wargi. Nie miał siły dokończyć rąbania, ale wiedział, że za to kąpiel w zimnej rzece na skraju posiadłości na pewno pomogłaby mu ostudzić szalejące w nim emocje.
<><><>
POV Hermiona
Nie miała pojęcia dlaczego tak strasznie mocno ciągnęło ją do Malfoya, ale nie mogła temu w żaden sposób zaprzeczyć. Obserwowała go każdego dnia i podziwiała jeszcze bardziej z każdą chwilą.
Wiedziała, że mogła trochę przesadzić, gdy dwa dni temu pocałowała go w policzek, ale na szczęście po tym wszystkim Draco wcale nie zaczął jej unikać. A przy wczorajszej kolacji nawet usiadł tuż obok niej i z uśmiechem wysłuchał relacji Miltona z bajki, którą czytała mu tego samego popołudnia.
Za każdym razem, gdy jego kolano lub łokieć ocierały się o nią, Hermiona ledwo dusiła w sobie jęk. Jej skóra pełzała od dreszczy i fal ciepła, a chęć dotknięcia siedzącego obok niej mężczyzny prawie doprowadzała ją do obłędu. Nigdy nie reagowała tak na nikogo - nawet na Rona, ale nie zamierzała narzekać, bowiem było to dziwnie ekscytujące uczucie.
Dzisiejszego poranka Nott w towarzystwie Luny, przekazał jej informację, że Harry i Ron wreszcie przysłali im oficjalną odpowiedzieć. Zaproponowali pięćset tysięcy galeonów, jeśli Draco jeszcze dziś ją wypuści.
Chciało jej się śmiać. Pięćset tysięcy było sumą, jaką Ron rocznie wydawał na wynajmowanie loży VIP na wszystkich stadionach, na których chciał obejrzeć mecze Quidditcha. Z pewnością nie cenił jej jako swojej narzeczonej zbyt wysoko.
Rada Kryształowych Węży debatowała nad odpowiedzią na tę propozycję, a Hermiona podsunęła Theo, by wysłali im kolejną wiadomość, tym razem z jej zdjęciami, na których miała nosić ślady pobicia.
Czerwone jagody z hodowli Nevilla zostały zmielone, by upozorować krew, a paleta do makijażu Pansy zapewniła jej uroczo podbite oko.
Blaise Zabini zgodził się przyjąć rolę fotografa - jako najlepiej obeznany z mugolskim aparatem, który Węże ukradli jakiemuś turyście w wiosce nieopodal, a Parkinson znalazła w jakiejś starej skrzyni suknie tak starą, że nikomu nie było żal do reszty jej podrzeć.
Theodore rozważnie zabrał Lunę na spacer, gdy robili te zdjęcia. Zgodnie uznali, że nie powinna oglądać takich rzeczy - nawet jeśli były nieprawdziwe. Hermionę zdziwiło jednak, że Malfoya również nie było w czasie sesji zdjęciowej. Czy to dlatego, że też nie lubił widoku pobitych kobiet? Być może.
Przeglądając fotografie uznała, że naprawdę wyglądała tam jak ofiara strasznego maltretowania. Wiedziała, że z pewnością wstrząsną w jakiś sposób jej przyjaciółmi i miała szczerą nadzieję, że znacząco zwiększą proponowaną za nią nagrodę. Musiało się tak stać, jeśli jej plan działania miał się powieść.
<><><>
Po zmyciu z siebie sztucznych ran i zadrapań, planowała wybrać się do jadalni na kolację, cicho zastanawiając się nad tym, czy dziś też będzie jej dane usiąść obok Draco. To było dziwne, ale lubiła o nim myśleć właśnie w ten sposób. Nazwisko Malfoy przez lata obrosło w jej myślach we wszelkie najgorsze epitety, jakimi można nazwać drugiego człowieka. Draco - był kimś zupełnie nowym. To tak, jakby po raz pierwszy spotkała go dopiero wtedy, gdy znalazła się tutaj i dane było jej odkryć kim tak naprawdę jest. I musiała przyznać, że bardzo lubiła to, co w nim zauważała.
Właśnie kierowała się w stronę drzwi, gdy rozległo się wyraźne stukanie w jej okno. Obejrzała się przez ramię i o mały włos nie podskoczyła z ekscytacji. To była ta sama sowa, którą przed kilkoma dniami wysłała do USA. Tak bardzo liczyła na dobre wieści dla Miltona.
Rozwinęła pergamin i przeczytała list z wypiekami na policzkach, a zaraz później biegiem rzuciła się do drzwi.
<><><>
POV Draco
- Dlaczego nie pojawiłeś się na sesji? - zapytała Pansy, gdy razem schodzili do jadalni na kolację.
- Wiedziałem, że poradzicie sobie beze mnie - odpowiedział zdawkowo Draco.
- Mogliśmy zrobić kilka zdjęć, jak ją obmacujesz - Parkinson uśmiechnęła się do niego wrednie. - Jestem pewna, że rozwścieczyłyby Weasleya do granic.
- Już i tak będzie wściekły - Draco wzruszył ramionami, rozważnie nie patrząc w oczy przyjaciółce, bojąc się tego, co mogłaby wyczytać w jego spojrzeniu.
Prawdą było, że bał się, że nie do końca opanuje swoje uczucia i emocje, jeśli przyjdzie mu dotykać Hermiony właśnie w ten sposób. I prawdę mówiąc wcale nie chciał oglądać jej w charakteryzacji sugerującej pobicie. Wolał oglądać jej skórę nieskazitelną...
- Nie czas na pogrążanie się w fantazjach - Pansy szturchnęła go łokciem, a Malfoy odchrząknął by przywrócić się do porządku. Jak dobrze, że nie była zbyt dobra w oklumencji... Jak nic wyśmiałaby go z powodu tego o czym nieustannie ostatnio myślał.
- Nie fantazjuje, tylko planuje - burknął pod nosem, przyspieszając kroku, by jak najszybciej znaleźć się w większym gronie i uniknąć krzyżowego ognia pytań wścibskiej przyjaciółki.
- Czy Astoria przypadkiem nie jest na ciebie trochę obrażona? - zagadnęła niby mimochodem. - Ostatnio mam wrażenie, że cię unika - Pansy popatrzyła w stronę sióstr Greengrass, które właśnie pojawiły się przy wejściu do jadalni.
Draco zauważył, że Astoria zerknęła w jego kierunku, ale od chwili gdy uciekła na widok jego i Hermiony, nie odezwała się do niego nawet słowem.
- Nie wiem - odpowiedział i chciał dodać, że nawet go to nie obchodzi, ale przerwał mu głośny okrzyk.
- Draco!
Odwrócił się i skonsternowany patrzył, jak Granger czym prędzej zbiega po schodach, wymachując jakimś pergaminem trzymanym w ręku. Ledwo uświadomił sobie, że chwilę wcześniej zawołała jego imię - a nie nazwisko, gdy nagle wpadła prosto na niego, mocno obejmując go ramionami.
Odruchowo złapał ją w talii i przytrzymał, gdy przytuliła się do niego, drżąc na całym ciele. Nie wiedział jak to możliwe, ale nadal pachniała tak samo bosko, jak w dniu swojego ślubu, gdy porywał ją z tej królewskiej karety.
Nie miał wątpliwości, że wszyscy zebrani przed jadalnią patrzą teraz tylko na nich, ale szczerze mówiąc mało go to obchodziło. Trzymanie jej w swoich ramionach - i to dlatego, że sama tego chciała było najlepszym wydarzeniem w jego życiu od dobrych kilku lat.
- Zobacz! - Hermiona odsunęła się nieco, ale nadal trzymała jedną z rąk na jego ramieniu, dlatego on też jej nie puścił. - Dostałam odpowiedź od mojego przyjaciela! Udało się! Załatwi nam ten lek! - wykrzykiwała przy tym, aż cała promieniejąc z radości.
- Naprawdę? - odruchowo przycisnął ją mocniej do siebie.
- Tak! - Granger znów wtuliła się w niego, a Draco z ekscytacją uniósł ją z ziemi i okręcił się razem z nią wokół własnej osi.
- Przepraszam, że przerywam tę sielankę - zwróciła się do nich wyraźnie rozbawiona Pansy. - Ale chyba zaraz dacie nam tu przedstawienie, jakiego z pewnością nie powinny oglądać dzieci, a tak się składa, że wszystkie stoją tam nieopodal, dlatego...
To podziałało trochę, jak kubeł zimnej wody, dlatego Draco i Hermiona od razu odskoczyli od siebie, obydwoje rumieniąc się z powodu zażenowania.
- Może pójdziemy porozmawiać o tym do mojego gabinetu? - zaproponował blondyn.
- Jasne, świetny pomysł - zgodziła się Hermiona, uśmiechając się nerwowo.
Szybko skierowali się w stronę schodów, starając się nie iść zbyt blisko siebie, doskonale świadomi tego, że i tak wszyscy odprowadzają ich wzrokiem.
<><><>
Draco przepuścił ją w drzwiach, a ona uśmiechnęła się z wdzięcznością. Ciągle była trochę zawstydzona tym, jak na niego naskoczyła, ale nie mogła tego żałować. Tak bardzo cieszyła się z tego, że będą w stanie pomóc Miltonowi, że nawet zrobienie z siebie widowiska nie mogło jej zepsuć tej radości.
- Naprawdę udało ci się to załatwić? Jak? - dopytywał, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
- Wiktor odpisał mi, że ma odpowiednie dojścia i może wyłożyć za mnie całą potrzebną sumę na zakup lekarstwa.
- Wiktor? Masz na myśli Wiktora Kruma? - Draco mimowolnie się spiął. Nie miał pojęcia, że Granger nadal przyjaźni się z mężczyzną, którego szczerze znienawidził od chwili, w której zobaczył, jak przyprowadził ją z sobą na ich bal na czwartym roku.
- Tak! - Hermiona uśmiechnęła się szczerze. - Przyjaźnimy się przez te wszystkie lata i wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt poprzez korespondencję.
- I nie był zaproszony na twój ślub? - zdziwił się Draco.
- Nie - przyznała, krzywiąc się lekko. - Ron niespecjalnie go lubił i Wiktor to zrozumiał.
- To niesamowite, że zgodził ci się pomóc - Draco nie mógł przestać się uśmiechać, gdy podszedł i oparł się o blat swojego biurka.
- Jest tylko mały problem... - Hermiona podeszła bliżej i stanęła tuż przed nim, wskazując mu na pergamin.
- Jaki? - zapytał marszcząc brwi.
- Lek musi zostać przesłany specjalnie zaprojektowanym świstoklikiem. Nie można go odebrać gdziekolwiek... Jedynym właściwym miejscem jest sala przylotów świstoklików w Ministerstwie Magii - Hermiona nerwowo przygryzła dolną wargę.
- To rzeczywiście problem, ale coś wymyślimy - Draco delikatnie położył dłoń na jej ramieniu, nie mogąc się wprost powstrzymać, by jej nie dotknąć skoro stała tak blisko niego.
- Myślę, że Andromeda może skłamać, że to jakaś paczka od jej znajomych ze Stanów - zaproponowała.
- Jaka Andromeda? - zapytał głucho, niechcący mocniej wbijając palce w skórę Granger.
Hermiona uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.
- Twoja ciotka i prawdopodobnie wasz najlepszy szpieg. Pamiętam jak zapytała mnie czy mam dojścia do kogoś w Stanach, kto może załatwić rzadko dostępne leki, ale nie zainteresowałam się wtedy za bardzo tym tematem, pochłonięta innymi sprawami.
Draco lekko pokręcił głową.
- Jednak nadal jesteś najjaśniejszą wiedźmą naszego pokolenia. Mogłem się domyślić, że szybko to rozgryziesz.
- Czyli, że wcześniej miałeś co do tego wątpliwości? - Hermiona zbliżyła się do niego, kładąc swe drobne dłonie na jego ramionach.
- Niewielkie - przyznał, pochylając się nad nią i patrząc jej w oczy. - Ale teraz nie mam już żadnych - dodał, nim ją pocałował.
To było jak jakaś nieznana siła - coś co mugole chyba nazywali magnetyzmem, ale on mógłby określić to tylko czystą magią.
Bo całowanie Hermiony Granger było w tej chwili dla niego najwłaściwszą rzeczą jaką zrobił w całym swoim życiu.
CDN...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz