Zapiął pasek i wygładził koszulę, a potem dał ostatniego klapsa w jej seksowny tyłeczek, nim pomógł jej obciągnąć z powrotem jej ołówkową spódnicę. Lubił myśl, że będzie teraz przez kilka godzin wciąż chodziła z jego nasieniem w sobie. To było jak oznaczenie swojego terenu i cieszyło go, że tak chętnie mu na to pozwalała. Była dotychczas najlepszą, z tych które miał.
- Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić, panie ministrze? - zapytała, odwracając się do niego i jednocześnie zapinając swoją bluzkę.
- Za ilę zaczyna się konferencja? - Harry poprawił krawat i sięgnął po marynarkę wiszącą na oparciu jego luksusowego, biurowego fotela.
- Za trzy kwadranse - odpowiedziała, zabierając dokumenty, które chwile wcześniej przyniosła mu do podpisu, a on wykorzystał tę sytuację, by zerżnąć ją na swoim biurku.
- W takim razie zdążę jeszczę wypić kawę - zdecydował, rozsiadając się wygodnie.
- Jak pan sobie życzy. - Jego asystentka uśmiechnęła się do niego uroczo, po czym skierowała się do drzwi. Zamarła jednak w progu, gdy zobaczyła kto tuż za nimi stał.
- Dzień dobry pani Potter - wybąkała, czerwieniąc się ogniście.
Ginny zmierzyła ją zimnym spojrzeniem, po czym prychnęła z pogardą, wyminęła ją i weszła do gabinetu.
- Kochanie! - Harry wstał, by ucałowac żonę. - Nie spodziewałem się ciebie dzisiaj.
- Przyjechałam na konferencję - Ginny zignorowała jego próbę pocałunku, obcesowo rzucając swoją drogą, markową torebkę na biurko. Ostentacyjnie usiadła w jednym z krzeseł dla gości i elegancko skrzyżowała nogi. - Natychmiast przynieś mi kawę Alicio! - zażądała, machając dłonią na wciąż stojącą w progu asystentkę.
- Jestem Alison - wyszeptała tamta, nadal mocno zawstydzona.
Ginny obejrzała się przez ramię i złowrogo zmrużyła oczy.
- Gdybym chciała zapamiętać imiona wszystkich asystentek, jakie pieprzył mój mąż, życia by mi nie starczyło na cokolwiek innego! - wywarczała. - Kawa i to już!
Alison nie zwlekała dłużej tylko szybko wyszła, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
- Nie musiałaś być dla niej niemiła - Harry uśmiechnął się bezczelnie do żony. - Nawet ją trochę lubię. Planowałem ją sobie zostawić na nieco dłużej.
- Rób co chcesz, bylebyś później po sobie posprzątał - ostrzegła go ostro. - Nie zniosę wybuchu kolejnego skandalu! Wystarczy, że dopuszczenie do porwania Hermiony zrobiło nam złą prasę.
Harry skrzywił się wymownie pod nosem.
- Złagodzimy to dziś na konferencji. Hermiona powie jak bardzo jest nam wdzięczna za ratunek, a my będziemy mogli oficjalnie przyznać, że Kryształowe Węże już nie są dla nas zagrożeniem.
- Czy twoi szpiedzy odkryli gdzie oni próbują uciec z tym całym złotem? - zapytała.
- Jeszcze nie - Harry westchnął w porażce. - W sumie to i tak nie ma znaczenie, jeśli ostatecznie się ich pozbędziemy. Pieprzona Andromeda, że tak nas zdradziła!
- Sądzę, że Hermiona coś może wiedzieć - Ginny wydęła usta z niesmakiem. - Jakoś trudno mi uwierzyć, że Malfoy cały czas więził ją w swojej prywatnej komnacie i nic tylko gwałcił. Nigdy nie wykazywał, aż takiej brutalności, nawet gdy był Śmierciożercą.
- Pewnie chciał się zemścić za lata upokorzeń jakich on i jemu podobni od nas doświadczyli.
Ginny cicho zachichotała.
- Czy to nie ironia, że zemścił się akurat na Hermionie, która o niczym nie wiedziała i ślepo ufała, że ty i Ron jesteście uczciwi?
Harry wykrzywił usta w kwaśnym grymasie.
- W sumie nawet mam wyrzuty sumienia, że ją to spotkało.
- Ty nie masz sumienia - Ginny postukała swoimi czerwonymi, wypielęgnowany paznokciami w blat jego biurka. - A jeśli nawet, to mocno zużyte.
- Przyganiał kocioł... - Harry mrugnął do niej porozumiewawczo.
- Jak myślisz, co Ron teraz zrobi? Chyba nie poślubi Hermiony po tym, jak Malfoy używał jej jak jakiejś taniej dziwki z Nokturnu?
- Może nie mieć wyboru. Społeczeństwo czeka na szczęśliwie zakończenie tej strasznej historii, więc najpewniej Ron i tak będzie musiał się z nią ożenić.
- Biedak - Ginny z niesmakiem pokręciła głową. - Mam nadzieję, że Lavender będzie umiała jakoś go pocieszyć po tym całym bałaganie.
- Może nie być łatwo. Dean chyba zaczął o coś ją podejrzewać... - wyjawił Potter.
- To zamknijcie mu usta galeonami, to zawsze działa - poradziła.
- Zobaczymy. Teraz skupmy się na tym, by dobrze wypaść na konferencji. Przygotowana?
- Mam eliksir wzruszenia - Ginny wskazała na swoją torebkę. - Tym razem będę lać ciche, pełne rozpaczy i współczucia łzy.
- Brzmi dobrze - mąż uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała tym samym. Ten dzień miał być kolejnym z serii tych, w których dają popis swojej genialności, jako liderzy magicznego świata.
<><><>
Harry zdziwił się trochę, gdy wraz z Ginny znalazł się w atrium. Po pierwsze zdziwiło go to, że pod przeciwległą od sceny, na której miała się odbyć konferencja ścianą rozwinięty był wielki telebim. Ministerstwo korzystało z niego od czasu do czasu, gdy przemowy Ministra Magii miały być słyszane na cały budynek, ale dziś Harry nie spodziewał się, aż takiej frekwencji. Tak naprawdę to miało być tylko kilku zaprzyjaźnionych dziennikarzy, którzy mieli zadać z góry zaakceptowane przez niego pytania.
Zdziwił się też widząc, że na konferencji byli obecni wszyscy Weasleyowie - łącznie z Charliem, który musiał specjalnie zjawić się tu świstoklikiem z Rumunii. Nigdzie jednak nie widział Rona, a założył, że to właśnie on wpadł na ten plan.
Hermiona siedziała na jednym z wielu krzeseł środku podium. Ubrana była w czarne spodnie z wysokim stanem i białą bluzkę. Wyglądała ładnie, ale Harry uważał, że powinna mieć raczej na sobie jakąś skromną, elegancką garsonkę, a nie strój w którym wyglądała jakby miała zamiar zaraz walczyć w pojedynku.
- Cześć - przywitał się, podchodząc by ją uściskać, a ona na jego widok wstała. - Ron nie przyjechał tu z tobą?
- Tak, ale musiał na chwile pójść do swojego biura. Zaraz powinien wrócić - odpowiedziała z bladym uśmiechem.
- Wszystko będzie dobrze - zapewnił Harry, obejmując ją ramieniem. - Po prostu odpowiadaj na pytania dziennikarzy, dobrze? Ja zacznę, a później Ron też powie kilka słów...
- Nie - przerwała mu nagle Hermiona. - Jeśli pozwolisz, to ja chciałabym zacząć. Uważam, że przemówienie ofiary w jej własnym imieniu, jest ważne dla tych wszystkich ludzi, którzy zostali kiedyś w jakiś sposób skrzywdzeni.
Harry posłał jej ciepły uśmiech i złożył na jej czole przyjacielski pocałunek.
- Dzielna dziewczyna. Zresztą jak zawsze - pochwalił z atencją. - W takim razie zajmijmy miejsca. No gdzie ten Ron? Nie może się spóźnić!
- Jestem pewna, że zaraz tu będzie - Hermiona z powrotem zajęła swoje miejsce, a siedząca po jej drugiej stronie Ginny posłała jej wymuszony uśmiech i wymownym gestem poklepała ją po dłoni, pilnując by prasa to zauważyła i zdążyła sfotografować.
- Mam nadzieję, że to długo nie potrwa - narzekała Angelina. - Muszę odebrać bliźniaki z treningu ujeżdżania Granianów. Mają dziś przymiarkę do modelu nowych Błyskawic Gold Turbo, robionych dla nich na specjalnie zamówienie - przechwalała się.
- To podobno prawdziwe petardy - zainteresowała się Ginny.
- Nie masz pojęcia! - podekscytowała się Angelina. - Moje dzieci będa latać na najdoskonalszych i najdroższych miotłach na świecie! Z pewnością będą kiedyś liderami swojej domowej drużyny w Hogwarcie.
Hermiona odwróciła się i spojrzała chłodno na żonę Georga.
- Gdy byłyśmy w Hogwarcie, sama miałaś starego Nimbusa 1990 i mówiłaś, że to najlepsza miotła jaka istnieje - przypomniała. - Mówiłaś też, że nie miotła świadczy o umiejętności zawodnika, tylko jego talent.
Angelia otarła usta i nastroszyła brwi, wyraźnie urażona tymi słowami. Chyba była gotowa do wygłoszenia tyrady, ale Ginny uspokajająco położyła jej dłoń na ramieniu.
- Nie przejmuj się Anggie. Hermiona tego nie rozumie, bo nie ma dzieci - Ginny spojrzała na nią z udawanym współczuciem. - I mam nadzieję, że po tym co przeszłaś w brudnych łapskach Malfoya, nadal będziesz miała możliwość, by je kiedyś mieć...? - Ruda sztucznie wydęła usta w podkówkę.
Ku zdziwieniu obu kobiet Hermiona uśmiechnęła się do nich w taki sposób, że gdyby nie wydało im się to niemożliwe - określiłby to jako triufm.
- Jestem pewna, że wcześniej ja nacieszę się moimi dziećmi, niż ty swoimi Gin.
- A co to niby miało oznaczać?! - obruszyła się Ginny. - Nawet nie wiadomo, czy Ron jeszcze cię poślubi i...
- Zamknij się - rozległ się złowrogi głos, a spłoszona Ginny uniosła głowę i spojrzała prosto w niebieskie oczy brata.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?! - wściekła się nie na żarty, co wreszcie zauważył Harry i szybko podszedł, by opanować żonę.
- Nie teraz! Możecie pokłócić się później? - poprosił. - A tak w ogóle to gdzieś ty był? Zaraz się zaczyna! - naskoczył na Rona z cichym sykiem, jednocześnie wciąż głaszcząc zdenerwowaną Ginny uspokajająco po ramieniu.
- Nie twój zasmarkany interes - odpowiedział nonszalancko Ron, po czym zajął miejsce po drugiej stronie Hermiony.
Harremu na chwilę opadła szczęka, słysząc ton swojego przyjaciela. Szybko jednak się opanował i postanowił, że rozmówi się z nim na ten temat później. Naprawdę musieli już zaczynać.
- Czy jesteś gotowa Hermiono? - spytał, wskazując jej na mównice.
- Tak, oczywiście - odpowiedziała, po czym wstała i podeszła do drewnianej katedry z ustawionymi na niej mikrofonami.
Harry zajął jej miejsce pomiędzy Ronem, a Ginny i spojrzał ukradkiem na przyjaciela. Dziwnie zaciśnięta linia jego szczęki zdradzała napięcie. Czym jednak Ron tak się denerwował? Przecież mieli wszystko dokładnie zaplanowane.
- Dzień dobry - przywitała się Hermiona. - Jest mi niezmiernie miło, że zgodziliście się tu przyjść i wysłuchać tego, co mam wam do powiedzenia.
Hermiona rozejrzała się po całym tłumie i z satysfakcją zauważyła, że zebrało się też wielu pracowników Ministerstwa Magii, którzy pojawili się tu z ciekawości w czasie swojej przerwy na lunch.
- Jak wiecie, dwunastego lipca tego roku w dniu, w którym miał odbyć się mój ślub, zostałam uprowadzona przez ugrupowanie Kryształowych Węży, znane w magicznej społeczności szerzej jako grupa terrorystyczna. Mówiono, że to oni byli odpowiedzialni za wiele ataków, w których głównymi ofiarami mieli być czarownice i czarodzieje mugolskiego pochodzenia, a także sami mugole - mówiła pewnym głosem, hardo unosząc podbródek. - Chciałabym opowiedzieć wam, co tak naprawdę mnie u nich spotkało. Chciałabym, aby moja przemowa, mogła być początkiem do wprowadzenia wielu zmian w naszym codziennym życiu...
- O czym ona mówi? - szepnęła do Harry'ego skonsternowana Ginny.
- Pewnie o tym, by mimo trudnych przeżyć łapać każdy dzień, albo inne takie dyrdymały - skomentował Potter i uśmiechnął się złośliwie, licząc na to że Ron podzieli jego rozbawienie.
Przyjaciel jednak spojrzał na niego zimno, jakby chcąc samym wzrokiem zamrozić go na miejscu.
- W kwaterze głównej Kryształowych Węży - kontynuowała swój wywód Hermiona. - Dowiedziałam się całej prawdy o tej organizacji. Kim są, skąd pochodzą i co nimi wszystkimi tak naprawdę kierowało. I muszę przyznać, że prawda o tym była dla mnie druzgocąca...
Reporterzy zaczęli pstrykać więcej zdjęć i już unosić ręce, chcą zadać jej pytania, ale Hermiona uciszyła ich jednym gestem.
- Myślę jednak, że pomimo mojego pobytu u nich o Kryształowych Wężach wiem niewiele, dlatego proszę, by to mój partner opowiedział wam więcej na temat tej grupy.
Ron wstał i zajął miejsce Hermiony, a Harry zmarszczył czoło z niepokoju. Nie uzgadniali z Ronem niczego podobnego, więc nie miał pojęcia, co przyjaciel miał zamiar teraz powiedzieć.
- Witajcie - przemówił spokojnie. - Na początek chciałbym jednak wprowadzić odpowiednią atomsferę do opowiedzenia wam wszystkiego, co wiem.
Ron wyjął różdżkę i machnął nią krótko, a we wszystkich kominkach w Atrium nagle zapłonęły zielone płomienie.
Harry zerwał się na równe nogi, ale nim zdołał choć pomyśleć o wyjęciu różdżki, ta wyleciała z kieszeni jego marynarki i wpadła prosto w ręce Hermiony.
Spanikowanym rozejrzał się dookoła, ale Ginny, bracia Creevey i inni Weasleyowi najwyraźniej w jakiś sposób zostali spetryfikowani na swoich krzesłach.
Harry nie zdołał ogarnąć tego co się dzieje, gdy w atrium nagle pojawiła się ponad setka kobiet i mężczyzn, wszyscy oni uzbrojeni w różdżki. Mieli na sobie stare, potargane ubrania i byli wyraźnymi ofiarami biedy, ale determinacji wypisanej na twarzy pozazdrościliby im najtwardsi wojownicy. Harry poczuł jak drżą mu kolana. Właśnie czegoś takiego obawiał się przez te wszystkie lata, gdy przyzwalał na próbę ostatecznego wyeliminowania rodów czystej krwi z ich świata.
Odwrócił się ponownie w stronę Hermiony, która teraz z uśmiechem celowała do niego ze swojej różdżki.
- Czyżby się pan nieco spocił, panie ministrze Potter? - zakpiła.
Harry przeniósł spanikowany wzrok na Rona i o mało nie upadł ze zgrozy, gdy mężczyzna machnął różdżką, a jego włosy przybrały tak bardzo znajomy platynowo-blond odcień.
- Hermiona... - jęknął z rozpaczą. - Co oni ci zrobili? Czy naprawdę pozwoliłaś, by wyprali ci mózg, aż do tego stopnia? W co im uwierzyłaś?
Hermiona rzuciła mu wrogie spojrzenie, mocno zaciskając usta.
- Pozwoliłam wyprać sobie mózg... ale wam, nie im - wypluła. - Dziś jednak naprawię swój błąd. Siadaj i grzecznie posłuchaj, co mamy wam do powiedzenia, a może wyjdziesz dziś stąd w jednym kawałku, choć jedynym marzeniem ponad setki osób tutaj, jest tylko i wyłącznie twoja śmierć.
Harry przełknął czując jak jego ciało ogarnia chłód. Nie chciał jeszcze umierać. Z pewnością nie czuł się na to gotowy. Posłusznie wrócił na swoje krzesło, usiadł i ukrył twarz w dłoniach. To był koszmar na jawie.
- Neville, uczynisz honory? - zapytała głośno Hermiona, a Harry się wzdrygnął. Czy ona naprawdę wymieniła imię ich niegdyś dobrego przyjaciela?
- Z rozkoszą! - odpowiedział wysoki, szczupły mężczyzna, który jednak został bez trudu rozpoznany przez dziennikarzy i innych czarodziejów zgromadzonych na konferencji.
Przez lata reżim Pottera wmawiał im, że Longbottom jest znanym w Kanadzie herbologiem. Co więc robił z Kryształowymi Wężami? I dlaczego patrzył na Pottera i resztę dawnych przyjaciół z tak wielką pogardą i nienawiścią?
- Neville... Nie sądziłem... Mój Merlinie... - Harry wyglądał, jakby nie dowierzał, że to naprawdę się dzieje.
- Myślałeś, że nie będę szukał zemsty za śmierć moich najbliższych? - zapytał cierpko.
- Ciebie też przerobili... Przecież wiesz, że ja nigdy bym...
- Zamknij się Potter! - wysyczał Draco, podchodząc bliżej. - Jak śmiesz kłamac, patrzac mu prosto w oczy? Jak śmiałeś przez tyle lat okłamywać Hermionę i nawet sfingować śmierć jej rodziców, by lepiej ją sobie podporządkować?
- To nie ja... Nic nie zrobiłem... O niczym nie wiedziałem... - jąkał się Wybraniec.
- Doprawdy? - Hermiona popatrzyła na niego z drwiną w spojrzeniu. - Wkrótce się o tym przekonamy.
Odwróciła się i podeszła z powrotem do mównicy, a dziennikarze patrzyli na nią niepewnie ściskając w dłoniach swoje aparaty i notesy.
- Nie obawiajcie się - zapowiedziała głośno Hermiona. - Nikomu, kto nie miał powiązań z reżimem Ministra Pottera nic tu nie grozi. Nie jesteśmy tu po to by kogoś skrzywdzić. Kryształowe Węże od początku powstały tylko i wyłącznie w celu ochrony i to ochrony tych, których próbowano strasznie skrzywdzić. Ministerstwo Magii prawie od początku kandydowania Harry'ego na główny urząd, dokonywało wielu nadużyć i popełniało wiele straszny przestępstw. Dziś poznacie całą prawdę na ten temat. Jednak nie ja powinnam wam o tym opowiedzieć, a zrobi to ktoś, kto brał w tym wszystkim czynny udział od samego początku.
Machnęła różdżką, a na telebimie pojawił się Ron. Harry na jego widok gwałtownie wciągnął powietrze. Od razu było widać, że jego przyjaciel został pobity, być może był nawet torturowany. Jednak jego pusty wzrok świadczył o czymś najstraszniejszym - Ronowi prawdopodobnie zostało podane veritaserum. Z pewnością wkrótce pogrąży ich wszystkich.
Zza kadru było słychać głos Malfoya, który zadawał szorstkie pytania:
- Co tak naprawdę miała na celu Komisja Rejestracji Osób Czystej Krwii?
- Ostateczne wyeliminowanie tych wszystkich nieznośnych dupków z naszego społeczeństwa.
- Co wami kierowało?
- Początkowo chęć zemsty, a później chciwość.
- Kto tym dowodził?
- Wszystko rozpoczął Moody, a gdy umarł - Harry zwalił zaplanowanie tego na Percy'ego, a on wciągnął w to Billa.
- Jak to dokładnie działało?
Ron zaczął beznamiętnie opowiadać o tym, jak po przybyciu do ministerstwa rodzinom czystej krwii odbierano różdżki, a potem zabierano ich do specjalnej sali, gdy siłą wydobywano z nich informacje o wszelkim ich ukrytym majątku. Następnie odzierano ich z biżuterii i drogich szat. Kobiety często gwałcono, a dzieci - jeśli z nimi przychodziły, poddawano czyszczeniu pamięci i podrzucano pod mugolskie sierocińce. Na koniec dorosłych mordowano avadą, a ich ciała palono w ministerialnym piecu grzewczym.
W tłumie zapanowała martwa ciszał. Zgroza ścięła każdego, a oczy większości osób spoczęły prosto na Potterze.
Wiele kobiet z grona Kryształowych Węży płakało, a mężczyźni mieli zacięte, pełne determinacji miny. Każdy z nich kogoś stracił - bliskich czy dalekich krewnych - to nie miało znaczenia, w obliczu tej strasznej tragedii, która dotknęła ich wszystkich.
- Wymień po kolei nazwiska osób, które o tym wiedziały - nakazał sucho głos Draco na telebimie, a Ron zaczął recytować.
- Hanna Abbott - jest uzdrowicielem fałszowała nam dokumenty.
- Terry Boot - sprzedawał biżuterie ofiar na mugolskim rynku.
- Colin i Dennis Creeveyowie często wpadali by zabawić się z tymi czystokrwistymi dziwkami... - W tym momencie za kadru wymknęła się blada dłoń, która mocno spoliczkowała Rona, jednak odurzony veritaserum, niespecjalnie się tym przejął.
Tylko nieliczni zwrócili uwagę na to, że z pewnością nie była to dłoń mężczyzny, a to oznaczało, że przy tym przesłuchaniu z Malfoyem musiał znajdować się ktoś jeszcze.
Ron wymieniał po kolei - sprzymierzeńców, ludzi którzy czerpali zyski z mordowania niewinnych, pośredników, paserów. Na koniec przyszło mu obarczyć winą członków swojej najbliższej rodziny.
- Bill - zajmował się głównie rzucaniem avady i innych wymyślnych klątw, zawsze przychodziło mu to z łatwością.
- Charlie - nie wiedział o wszystkim, ale wiedział że dzieje się coś nielegalnego. Lubił jednak brać duże dotacje na swoje badania o smokach więc przyjmował popioły po zamordowanych jako żwir do wysypywania ich legowisk.
W całym astrium znów było słychać jęk zgrozy, a wszystkie oczy skupiły się teraz na barczystym, rudowłosym Charliem, który w swojej spetryfikowanej pozycji mógł tylko bezradnie poruszać oczami.
- Percy - był mózgiem tego wszystkiego. To on zaplanował całe działanie tej machiny i składał o tym osobiste raporty przed Harrym.
- George - wiedział, wykorzystywał niektóre składniki - jak na przykład ludzkie włosy w produkcji rzeczy do swojego sklepu.
- Ginny - wiedziała o wszystkim, być może nawet więcej od Harry'ego. Zabierała szaty poległych - zwłaszcza te z drogich materiałów i przerabiała je do swoich kolekcji. Pomagał tuszować wszelkie próby wyjścia prawdy na jaw za pomocą szantażu i zaklęć pamięci.
- Fleur, Audrey, Angelina - żony jego braci - nie wiedziały wszystkiego, ale być może podejrzewały. Chciały tylko czerpać jak największe zyski z tego planu.
- Matka - nigdy o tym nie mówiła, ale Ron podejrzewał że wiedziała. To ona brała pieniądze na funkcjonowanie domów tymczasowych dla dzieci arystokratów, które nigdy nie istniały.
- Ojciec - wiedział i pomagał zachować to wszystko w tajemnicy. Brał łapówki od każdego, kto próbował się dorobić dzięki tej tragedii.
Ludzie z niedowierzaniem i obrzydzeniem patrzyli na całą rodzinę Weasleyów, która rzucała na wszystkie strony spanikowanymi spojrzeniami. Wszyscy wiedzieli, co ich czekało.
- Harry Potter - przemówił Ron na telebimie, zwracając na siebie uwagę wszystkich, a potem nagle zrobił się cały siny, zakrztusił się i zniknął z ekranu, najpewniej upadając poza kadr.
Nagranie się skończyło.
- Ktoś rzucił na Rona Wieczystą Przysięgę, upewniając się, że umrze jeśli spróbuję cię zdradzić - Hermiona spojrzała prosto w oczy Harry'ego.
- Ron nie żyje? - wyszeptał zdruzgotany. - Przysięgam, że to nie byłem ja!
- Wiem - Hermiona skrzywiła się lekko. - Ginny to zrobiła. Klątwa była tak nieudolna, że jakoś udało nam się go uratować.
- Ginny! - Harry spojrzał na wciąż spetryfikowaną żonę w ciężkim szoku. - Jak mogłaś to zrobić?! Przecież to twój rodziny brat!
Draco wskazał na rudowłosą różdżką i zdjął z niej zaklęcie, a Ginny od razu wyskoczyła ze swojego krzesła niczym żmija gotowa do ataku.
- Musiałam! Ron wiedział o nas wszystko! Gdyby komuś zdradził prawdę o tobie, stracilibyśmy cały majątek! Myślałam, że nigdy nie pogrąży rodziny, ale ten głupek... - Ginny zacisnęła usta i zmrużyła oczy.
Nagle skoczyła do przodu, robiąc dwa szybkie kroki w stronę Hermiony, jakby chcąc wydrapać jej oczy swoimi paznokciami. Błysk zaklęcia przeciął jej drogę, a Ruda z piskiem złapała się za dłoń, wyraźnie potraktowaną silnym zaklęciem żądlącym.
- Przeklęłaś mnie? Jak śmiałaś ty głupia dziwko?! - krzyknęła w stronę Hermiony.
- To nie ona, tylko ja - rozległ się głos z tłumu.
Wszyscy rozeszli się na boku patrząc jak Luna Lovegood hardo kroczy do przodu. Hermiona uśmiechnęła się widząc, że przyjaciółka znów ma blond włosy. Podziwiała jej odwagę. Nie tylko własnie przeklęła Ginny, ale jeszcze weszła na scenę, na której siedzieli jej dwaj oprawcy, wcale się ich nie bojąc.
Theo szedł tuż za nią, starając się pozostać w cieniu. Jednak nie sposób było nie zauważyć jakim wzrokiem patrzył na braci Creevey. Nic dziwnego, że wyglądali na przerażonych.
- Luna? - Ginny, aż sapnęła z zaskoczenia. - Ty też uciekłaś do tych brudasów? Myślałam, że zwiałaś do jakiejś mugolskiej speluny, zanim zdążyłam cię załatwić tak samo jak kuzynkę Macmillana, zgodnie z planem Harry'ego!
Ginny dopiero po chwili złapała się za usta, domyślając się co właśnie powiedziała, gdy po tłumie przetoczyła się fala szeptów, a dziennikarze zaczęli na nowo pstrykać zdjęcia.
- Nie trzeba było przeklinać Rona, by ktoś nas wsypał prawda? - zadrwił kwaśno Potter.
- To wszystko przez nią! - Ginny oskarżycielsko wskazała palcem na Hermionę. - To wszystko przez tę brudną szlamę! Kazałam ci jej wyczyścić pamięć w dniu, w którym wróciła, ale oczywiście nie zrobiłeś tego! Wolałeś za to się z nią pieścić jak z dzieckiem!
- Zamknij się! To twoja chciwość mnie do tego wszystkiego popchnęła! To ty i twoja rodzina chcieliście... - wykrzykiwał Potter.
- Wystarczy! - Malfoy wystrzelił z różdżki w powietrze i w całej sali natychmiast zapanowała głucha cisza.
- Draco ma rację - Hermiona położyła mu uspokajająco dłoń na ramieniu. - Wszystkie te sprawy i tak rozstrzygnie sąd.
- Sąd? - powtórzył głupio Harry.
- Sąd - potwierdził cierpko Draco. - Nie jesteśmy wami. Nie zamordujemy niewinnych. Każde z was dostanie uczciwy proces i uczciwy wyrok.
Hermiona w międzyczasie podeszła bliżej Harry'ego, jakby chcąc strzepnąć pyłek z klapy jego marynarki.
- Nie martw się - szepnęła tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć. - Upewnię się, że będzie inaczej nią na naszym trzecim roku. Tym razem ten dementor zdoła cię pocałować.
Harry cały zdrętwiał i zbladł, patrząc na nią z niedowierzaniem, a Hermiona posłała mu słodki uśmiech, po czym odsunęła się od niego i wróciła do mównicy.
- Na mocy dekretu o Kolejności Sprawowania Władzy w przypadku śmierci lub zdetronizowania Ministra Magii, władzę tymczasową w państwie przejmuje Sędzia Najwyższy Wizengamotu, czyli ja. Niniejszym skazuję wszystkie osoby wymieniona na Liście Zbrodniarzy Ronalda Weasleya na areszt tymczasowy, aż do wyjaśnienia sprawy - zaznaczyła dobitnie.
Dziennikarze o dziwo zaczęli klaskać najpierw niemrawo, ale później przyłączyli się do nich członkowie Kryształowych Węży i całe atrium wybuchło głośnym aplauzem.
Ludzie Dracona, pod przywództwem Zabiniego powoli odczarowali Weasleyów i resztę, wyprowadzając ich jednego po drugim wśród pomstującego na nich tłumu.
- Ty suko! - Bill Weasley szarpnął się w stronę Hermiony, gdy przeprowadzano go obok. - Jak zdobyłaś te wszystkie różdżki?! Były zamknięte w biurze w moim sejfie!
- To logiczne, że wpuszczono do biura twoją żonę - Hermiona uśmiechnęła się cwanie. - I szczerze mówiąc mogłeś wysilić się bardziej, niż ustawić jako hasło do sejfu imię swojej kochanki. Nawet ja wiedziałam, że jesteś niewierny, choć wychodzi na to, że byłam raczej mało spostrzegawcza.
- Zabiję cię! - warczał, znów się szarpiąc.
- Jeszcze słowo, a nie dotrwasz do procesu śmieciu! - zagroził Draco.
Bill chyba chciał mu coś odpowiedzieć, ale ludzie Zabiniego zakneblowali go jakąś brudną szmatą i szybko wyprowadzili.
- Naprawdę nie wierzę, że nam się udało! - zawołała Hermiona z radością zarzucając ręce na szyję Dracona.
- Mam wrażenie, że to tylko piękny sen! - Blondyn przytknął swoje czoło do jej oddychając płytko z emocji.
- To wszystko prawda. Jesteś bohaterem! Mówiłam, że wszystkim o tym kiedyś opowiem! - Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Nie, to ty nim jesteś Hermiono - wymruczał w jej usta. - Uratowałaś nas.
- Dokonaliśmy tego razem - uparła się. - I razem wyprowadzimy magiczny świat z tego całego mroku.
- Tak księżniczko. Tak właśnie zrobimy - zapewnił, nim ją pocałował.
<><><>
5 lat później
To był przecudowny słoneczny dzień, choć słońce powoli zmierzało już ku zachodowi, rzucając na wodę złote refleksy.
Piasek był ciepły pod jej stopami, a suknia miło współgrała z delikatną morską bryzą, która jednocześnie rozwiewała jej na wpół podpięte loki. Przetrzymywała ją mała kwiecista ozdoba - trzy narcyzy. To był z jej strony mały hołd, który wiedziała, że Draco doceni.
- Gotowa? - usłyszała tuż obok siebie.
- Jak jeszcze nigdy na nic w moim życiu tato - odparła z szerokim uśmiechem.
Trzy lata zajęło jej i Draco namierzenie jej rodziców w Australii, a kolejne pół roku przywrócenie im pamięci. Jednak się udało i dzięki temu mogli być tu z nią dzisiaj.
W prawdziwie najszczęśliwszym dniu jej życia.
- To dobry mężczyzna i widać, że bardzo cię kocha.
- Ja jego też - odpowiedziała radośnie.
Ojciec ucałował jej knykcie, po czym włożył jej rękę pod swoje ramię i poprowadził ją skrajem plaży.
W oddali, tuż przy linii brzegu, pod pergolą z kwiatów stał i czekał na nią mężczyzna jej życia. Też był boso - podobnie jak wszyscy inni goście. Miał na sobie tylko czarne spodnie i białą, zwiewną koszulę, a przydługie włosy rozkosznie rozwiewał mu wiatr.
Jej druhny - Luna Nott i Pansy Longbottom stały po jednej stronie ołtarza, podobnie jak po stronie Draco można było już dostrzec Theodora i Nevilla.
Wzruszyła się szczerze widząc, jak tuż obok kapłana stoi nie kto inny, tylko Milton - w pełni zdrowy, pełen energii, już nie chłopiec - a prawie młody mężczyzna. To on miał dziś podać im ich ślubne obrączki.
Blaise, Adrian, Marcus i Terence wraz z Andromedą i swoimi partnerkami zasiadali w pierwszym rzędzie, jako najbliższa rodzina panna młodego, ale dziś na tej plaży byli z nimi wszyscy ci, którym pomogli odzyskać wolność w czasie Wielkiej Rewolucji Kryształowych Węży - jak dziś nazwano przewrót w Ministerstwie Magii.
Wszystkie te procesy trwały prawie trzy lata i wielu skazano na pocałunek dementora - inni sami wymierzyli sobie sprawiedliwość poprzez samobójstwo, a jeszcze innych oskarżonych zabiły ciężkie warunki panujące w Azkabanie. Najważniejszym jednak było, że Magiczny Świat wyszedł wreszcie na prostą i zyskał tak potrzebną wszystkim stabilizację.
Zagrała piękna muzyka skrzypiec, a oczy Draco i Hermiony się spotkały. I choć wiedziała, że nie wszystkich ich ślub cieszy - patrząc chociażby na wciąż smutną Astorię Greengrass, to ona nie mogłaby dziś być bardziej szczęśliwa. Ta prosta ceremonia i ukochany mężczyzna, byli wszystkim czego pragnęła na resztę swoich dni.
Podchodząc do Draco uniosła głowę i hardo spojrzała mu w oczy. Rzucała mu wyzwanie -
Uczyń mnie swoją, zawsze mi ufaj, dbaj o mnie, znoś mnie nawet w moje najgorsze dni, mniej ze mną dzieci, zestarzej się ze mną, kochaj mnie teraz, jutro, zawsze...
I w jego oczach widziała, że z radością przyjmuje te jej wyzwania i że będą razem realizować je, aż po kres swoich wspólnych, szczęśliwych chwil.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz