piątek, 28 listopada 2025

Kwintesencja - Rozdział 3

Chwilowy brak oddechu udało jej się zamaskować udawanym szokiem po nagłym odzyskaniu przytomności. Od razu rozejrzała się po wnętrzu, starając się jednocześnie jak najszybciej zarejestrować możliwie dużo szczegółów ze swojego nowego otoczenia.

Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że salon w siedzibie rodowej Malfoyów emanował ponadczasową elegancją i chłodem, jakby każdy fragment tego pokoju pamiętał długą historię tego miejsca.

Ściany były pokryte głęboką, matową zielenią, a wzdłuż jednej z nich stała masywna biblioteka z ciemnego drewna. Hermiona miała ogromną ochotę, by podejść bliżej i móc choćby odczytać tytuły. Jednak już na etapie planowania tej misji postanowiła nie zbliżać się ani nie dotykać bez potrzeby niczego cennego w tym domu z obawy, że mogło zostać przeklęte zaklęciami przeciwko mugolom i mugolakom.

W kącie pokoju znajdował się owalny stolik z błyszczącego drewna, na którym ustawiono miedzianą tacę z kryształowymi karafkami i lampkami. Podłogę natomiast zdobił duży, ręcznie tkany dywan o klasycznym wzorze, w którym przeplatały się zielone i złote nici.

Pomieszczenie to z pewnością było eleganckie i luksusowe, ale jak na gust Hermiony jednocześnie dziwnie zimne i odpychające.

– Może lepiej wezwijmy magomedyka – zaproponował jeden z młodszych śmierciożerców.

– Chyba nie ma takiej potrzeby – wtrącił natychmiast Blaise. – Dobrze by było na razie nie alarmować zbyt wielu osób, jeśli nie chcemy, by ta sprawa od razu się rozeszła. Najpierw najlepiej będzie ustalić, co dokładnie się stało zanim informacja o tym dojdzie do naszych najwyższych kręgów.

– Nie licz na to, że zaproszę Flinta do mojego domu, by sobie z nim o tym wesoło pogawędzić – Draco brzmiał jakby był sfrustrowany i chyba nieco zmęczony, jednak trudno było doszukiwać się w nim niepokoju związanego ze stanem jego małżonki.

– Sam mogę mu przekazać, co się wydarzyło i wtedy możemy zaplanować, jakie dalsze działania należy podjąć, by ta sprawa nie zamieniła się od razu w wielką aferę – zaproponował Zabini.

Hermiona kątem oka obserwowała, jak Malfoy podchodzi do stojącego w kącie pokoju barku. Nalał do jednej ze szklanek bursztynowej whisky i gestem zaproponował przyjacielowi to samo, na co ten skwapliwie przytaknął.

Nie umknęło jej, że młodszym Śmierciożercom tego nie ofiarował, nie wspominając już nawet o tym, że własnej, rannej żonie nie podał nawet szklanki wody.

Co za palant!

– Skąd pewność, że zaatakował je akurat Zakon Feniksa, a nie jacyś włóczędzy? – Malfoy podszedł, by wręczyć Zabiniemu drinka, a jego wzrok wreszcie na chwilę zatrzymał się na wciąż wpół leżącej na kanapie postaci jego żony.

Krótki grymas przemknął przez jego twarz, ale w jego oczach przez chwilę błysnęło coś, co natychmiast zaniepokoiło Hermionę. Wyglądał jakby coś podejrzewał.

– To byli ci z Zakonu. Na pewno – wydukała z siebie, mając nadzieję, że brzmiało to wystarczająco nieporadnie i nieskładnie.

W odpowiedzi Malfoy prychnął z pogardą.

– A skąd ty możesz wiedzieć, jak wyglądają członkowie Zakonu Feniksa, skoro nie brałaś udziału w ani jednej potyczce od początku wojny? – Blondyn był wyraźnie poirytowany.

– Ja… – Hermiona specjalnie się zajęknęła. – Oni mieli rude włosy. Dwóch z nich.

– To może byli Irlandczykami? – Znów wtrącił się jeden z młodszych śmierciożerców.

– Wy dwaj poczekajcie na mnie na zewnątrz! – Nakazał im ostrym tonem Blaise.

– Tak jest! – Obaj mężczyźni zasalutowali w stronę swoich dowódców, po czym natychmiast wyszli.

– Młodziki – parsknął Zabini. – Wciąż nie sposób ich wychować.

– Co w ogóle robiłeś z nimi dziś rano na Śmiertelnym Nokturnie? – Draco brzmiał neutralnie, ale Hermiona dobrze wiedziała, że była też w tym zawarta pewna doza podejrzliwości.

– Mieliśmy za zadanie odebrać od Parkinsona zapasy Jadu Bahanek.

– Ten staruch nadal urzęduje na Nokturnie?

Draco wyglądał na zainteresowanego tym tematem o wiele bardziej niż tym, co tak naprawdę przydarzyło się jego żonie. Hermiona zrozumiała, że doniesienia o jego prawdziwej nienawiści do Astorii wcale nie były przesadzone.

– Nadal siedzi w tej starej norze, do jakiej zesłał go nasz Pan po zdradzie jego córki – Blaise uśmiechnął się cynicznie. – W każdym razie znaleźliśmy półprzytomną Greengrass nieopodal. Zdołała nam powiedzieć tylko tyle, że ledwo umknęła z zasadzki Zakonu.

– Przez cały czas się zastanawiam, jakim cudem? – Draco wywrócił oczami, ale zaraz potem wreszcie jego uwaga skupiła się na niej. – Co pamiętasz?

– Ja… – Hermiona ze wszystkich sił starała się wyglądać na zdezorientowaną. – Byłam z Tracey na zakupach, wyszłyśmy ze sklepu i… To się stało tak nagle... Pojawili się znikąd. Było ich czterech, a oni… – zaszlochała cicho. – Oni ją zabrali…

Kątem oka zauważyła, jak Zabini unosi kciuk w górę i szczerzy się do niej za plecami blondyna. Ledwo udało jej się nie wyjść z roli, by nie posłać mu karcącego spojrzenia. Nie powinien tak ryzykować ich zdekonspirowaniem, zwłaszcza dla samej zabawy.

– I twierdzisz, że byli wśród nich rudzielce? – Draco patrzył na nią tak przenikliwie, że była zmuszona odwrócić wzrok.

Nie martwiła się jednak, że wyjdzie na zbyt speszoną lub niepewną. Z tego, co przekazała im Davis, Astoria raczej bała się męża, choć na tyle na ile mogła, zabiegała o jego atencję. Hermiona miała wrażenie, że ich związek przypominał trochę relację pana z niechcianym szczeniakiem, który pomimo obojętności i odpychania ciągle wracał po strzępki uwagi.

– Tak… Jeden z nich przyjaźnił się z tym… eee…

– Dostała cios w głowę – Zabini wskazał na jej ranną skroń. – Pewnie dlatego jest oszołomiona i może nie pamiętać wszystkich szczegółów.

Draco spojrzał wymownie w sufit, jakby sam fakt, że musi znosić jej obecność w tym samym pokoju, wyczerpywał wszelkie pokłady jego cierpliwości.

– Szkoda, że ci popieprzeni fanatycy Pottera wciąż nie potrafią niczego zrobić raz, a dobrze – warknął, jakby sam do siebie.

– Myślę jednak, że nic poważnego jej się nie stało – Blaise wstał i odłożył szklankę. – Najwyraźniej miała więcej szczęścia niż żona Flinta.

– Niestety ja najwyraźniej miałem go od niego mniej – Draco znów się skrzywił. – Ale nie gratuluj mu jeszcze ode mnie. Feniksy mogą zechcieć mu oddać żonkę, jeśli tylko trochę dłużej będą zmuszeni z nią przebywać.

Blaise zachichotał i podszedł do Malfoya, by uścisnąć mu dłoń.

– Pewnie przez kilka dni będziesz miał spokój, bo twoja żona najwyraźniej wymaga sporo odpoczynku i nie będzie zbyt aktywna.

– To ja potrzebuję odpoczynku, ale nim ta popieprzona wojna się nie skończy moje szanse na to, są raczej marne.

– Co zrobić przyjacielu – Blaise uśmiechnął się pod nosem. – Myślę jednak, że koniec wojny może być bliżej niż sądzimy – Zabini spojrzał na wciąż leżącą na kanapie kobietę.

– Masz u mnie butelkę najlepszej ognistej, jeśli ta wizja wkrótce się ziści – skomentował cierpko Malfoy. – Daj mi znać sową, co ustaliliście z Flintem w sprawie zgłoszenia tego incydentu do naszego pana.

– Jasne, wkrótce się odezwę – Heros Grzechu skierował się do wyjścia, lecz nim opuścił pokój spojrzał jeszcze raz w stronę Hermiony.

Od tej chwili zostawała z tym wszystkim sama i tylko od niej będzie zależało, czy ta misja w ogóle się powiedzie.

– Powodzenia Gr…Greengrass.


Wahanie w głosie Zabiniego było ledwo słyszalne, ale Hermiona zdołała je dostrzec i o mały włos nie syknęła na niego niczym wściekły wąż. Może jednak zaufanie, które Zakon pokładał w nim, jako w swoim najbardziej lojalnym szpiegu było przesadzone? Coś jej tu naprawdę nie pasowało.

– Czyli na pewno przeżyjesz? – Draco nawet na nią nie spojrzał, tylko podszedł do barku po dolewkę whisky.

– Ja… Tak… Chciałabym tylko już pójść do siebie – wyjąkała.

– Chyba nie liczysz na to, że cię tam zaniosę? – Rzucił jej drwiące spojrzenie, po czym odwrócił się do niej plecami, racząc się kolejną porcją alkoholu.

– Nie… Ale może… Mój skrzat domowy?

– To go wezwij. Będę w swoim gabinecie, ale niech nikt mi nie przeszkadza, chyba że zdecydujesz, że jednak chcesz skonać.

Blondyn znów nawet się nie obejrzał, gdy wyszedł z pokoju, a Hermiona mogła być pewna, że twarz Astorii nosiła teraz wyraz czystego niedowierzania.

Wszelkie legendy o nim najwyraźniej mówiły prawdę. Malfoy był potworem bez uczuć i nie musiała już żywić żadnych wątpliwości, że mogło kiedyś być inaczej.

<><><>

Sypialnia Astorii przypominała komnatę w pałacu, w którym każdy element wnętrza zdawał się aż krzyczeć o tym do jakiego luksusu była przyzwyczajona. Już od progu w nos uderzał zapach ciężkich perfum z nutą róży i jaśminu. Ściany pokrywała tapeta o złotym, kwiecistym wzorze, który skręcał się w fantazyjne ornamenty. W centrum pokoju stało monumentalne łoże z baldachimem, podtrzymywane przez cztery masywne rzeźbione kolumny. Baldachim wykonany był z ciężkich, kremowych tkanin obszytych złotą koronką i frędzlami.

Po lewej stronie stała toaletka niemal w całości zagracona drobiazgami: kryształowymi flakonami perfum, szczotkami z rączkami zdobionymi masą perłową i szkatułkami z biżuterią. Wszystko odbijało się w wielkim trójskrzydłowym lustrze, którego złota rama była kunsztownie zdobiona.

Hermiona czuła się w tym wnętrzu obco i poniekąd przytłaczająco, wiedziała jednak, że będzie musiała jakoś przetrwać tu te dwa tygodnie, po cichu tęskniąc za prostotą jej komnat w dawnym Hogwarckim biurze prefektury.

Una – skrzatka domowa, którą zgodnie ze słowami Zabiniego, Astoria dostała w prezencie ślubnym od męża, była zmizerniałym i wyraźnie przerażonym stworzeniem na widok, którego dosłownie pękało serce.

Za każdym razem, gdy się do niej zbliżała, służka kuliła się w sobie, kładąc płasko uszy, a w jej oczach błyszczał czysty strach. Wyglądała, jakby w każdej chwili była przygotowana na to, by otrzymać kolejny cios. To było naprawdę przytłaczające.

Astoria musiała maltretować to biedactwo i to od dawna. Nie po raz pierwszy Hermiona poczuła satysfakcję z tego, że ta pusta idiotka dała się pokąsać Akromantulom i ostatecznie umarła. Świat najwidoczniej niewiele na tym stracił.

Hermiona ze wszystkich sił starała się zachowywać naturalnie, jak gdyby ten pokój był jej ulubionym miejscem na ziemi. Opowiedziała Unie krótko o tym, co jej się przydarzyło i poprosiła o pomoc przy przygotowaniu kąpieli i kilku innych niezbędnych jej rzeczy.

– Ale… – Una aż zadrżała ze strachu. – Przy kąpieli zawsze towarzyszy mojej pani panienka Mabel…

– W takim razie ją wezwij! – Starała się, by zabrzmiało to ostro, ale naprawdę nie miała ochoty jeszcze bardziej straszyć małego skrzata.

Widać było, że służba była absolutnie posłuszna wszelkim rozkazom Astorii, bowiem ledwo zdołała zdjąć pelerynę, a jej kąpiel była już gotowa.

Łazienka była niemal równie imponująca — i równie przesadzona — jak sama sypialnia arystokratki. Podłogę tworzyła szachownica z czarnego i kremowego marmuru, tak wypolerowana, że dosłownie odbijała światło. W centrum pomieszczenia stała wolnostojąca, ogromna wanna na złoconych łapach. Kran w kształcie łabędzia miał złote skrzydła rozchylone jak do lotu, a jego kurki zdobiły dwa najprawdziwsze szmaragdy. Przepych, aż bił po oczach. Jedną ze ścian w całości stanowiło ogromne lustro w szczerozłotej, rzeźbionej ramie i od razu można było dojść do łatwego wniosku, że Astoria lubiła patrzeć na swoje odbicie. Najwyraźniej nie było przesady w tym, że ludzie nazywali ją próżną i pustą.

Mabel okazała się niską, drobna szatynką, patrzącą na swoją panią z takim samym lękiem i dystansem, jak Una. Hermiona nie mogła mieć pewności – zresztą sama Tracey również nie potrafiła im odpowiedzieć na to pytanie, ale zdaje się, że służka była charłakiem, który od lat służył we dworze Malfoyów, podobnie zresztą jak jej rodzice. Hermiona przed misją nie zdołała się dowiedzieć o niej zbyt wiele, poza tym, że to ona razem z Uną były najbliżej z Astorią.

– Kąpiel gotowa, moja pani – wyszeptała, pochylając głowę, gdy Hermiona weszła do łazienki.

– Dziękuję – odpowiedziała odruchowo i szybko się zmitygowała, widząc jak zaskoczona dziewczyna unosi głowę i patrzy na nią nie kryjąc szoku.

Postanowiła to zignorować i szybko zaczęła się rozbierać. Po chwili jednak zamarła. Nie dość, że służąca nie wyszła z łazienki, to ona również od razu zaczęła zdejmować z siebie odzież.

– Co ty wyprawiasz? – zapytała Hermiona, zapominając, że nie powinna być aż tak widocznie zszokowana.

Mabel zamarła w pół ruchu, akurat zsuwając z ramion bluzkę.

– Tak, jak pani lubi – wyszeptała. – Wejdę do wanny, by zrobić pani masaż i… Wszystko to, czego pani zechce.

– Nie trzeba! – Hermiona nic nie mogła poradzić na to, jak piskliwie zabrzmiała. – Dziś nie mam na to ochoty!

Krótki wyraz ulgi przemknął przez twarz dziewczyny, która od razu szybko się ubrała, po czym wyraźnie skulona uciekła z łazienki.

Hermiona z niedowierzaniem aż pokręciła głową. Czyli, że to prawda, że Astoria wykorzystywała swoją służącą do… Dostarczania sobie rozrywki? Z niesmaku, aż zrobiło jej się kwaśno w ustach.

To oznaczało, że z pewnością nie tylko Malfoy będzie świętował, gdy się dowie, że Greengrass ostatecznie pożegnała się z tym światem.

<><><>

Hermiona nie mogła spać, zajęta czuwaniem i skrupulatnym pilnowaniem czasu, w którym będzie musiała zażyć kolejną dawkę eliksiru. Przez cały dzień Malfoy nawet na chwilę nie zakłócił jej spokoju, ani nawet nie próbował skontaktować się z nią poprzez służbę.

Una dostarczała jej wykwintne posiłki, a Mabel pojawiła się na chwilę, pytając czy potrzebuje pomocy przy szykowaniu się do snu, ale poza tym zostawiono ją w spokoju – co też najbardziej jej odpowiadało.

Jedynym innym, wartym uwagi akcentem było to, że Astoria otrzymywała mnóstwo towarzyskiej korespondencji, która w magiczny sposób pojawia się na stojącym w przeciwległym kącie pokoju sekretarzyku. Hermiona zdecydowała się na razie nie odpowiadać na te listy. Wieść o tym, że doznała urazu z pewnością szybko dotrze do wszystkich zainteresowanych i tym samym powinni zrozumieć jej brak odpowiedzi.

Wstała z łóżka na długo przed świtem i dokładnie przejrzała rzeczy Astorii. Nie liczyła specjalnie na znalezienie żadnego pamiętnika, bowiem jak wspominała Tracey – Greengrass nie lubiła pisać, jeśli nie musiała. W całym pokoju nie było też ani jednej książki.

Znalazła za to zdjęcie ślubne Astorii i Draco. Chyba jeszcze nigdy nie widziała równie nieszczęśliwej pary umieszczonej na jednej fotografii. Kobieta mocno uczepiona ramienia blondyna, wpatrywała się w niego jednocześnie z rozpaczą i z uwielbieniem. Natomiast Malfoy wyglądał jakby zaklęto go w głaz. Zero uczuć i emocji. Obojętność z delikatną nutą niesmaku lub nawet pogardy.








W jednej z szuflad znalazła małą szkatułkę, a w niej spinkę do mankietu ze szmaragdem, starą zapalniczkę z wygrawerowanymi inicjałami D.M. oraz niewielką fotografię wyraźnie młodszego Draco, na której najpierw łypał on groźnie, po czym zawadiacko się uśmiechał w zaklętej pętli.

Ciekawie było odkryć, że Astoria najwyraźniej naprawdę żywiła jakieś uczucia do swojego zaaranżowanego męża. Szkoda tylko, że frustrację spowodowaną brakiem odwzajemnionych uczuć, najwyraźniej wyładowywała na swoich służących.

Najmniej imponującym znaleziskiem w rzeczach arystokratki, był wielki kufer, który znalazła pod łóżkiem. Co ciekawe był on obłożony kilkoma zaklęcia ochronnymi, ale bez problemu się z nimi uporała i to za pomocą różdżki Astorii. Już na etapie przygotowań do misji postanowiła nie używać swojej własnej różdżki bez wyraźnej konieczności. Nie mogła mieć pewności, co do tego czy Malfoy nie miał w domu namiarów monitorujących użycie magii przez niezarejestrowane w księgach rodowych magiczne atrybuty.

Kufer, który z taką łatwością otworzyła krył w sobie – najprościej to ujmując – całą kolekcję zabawek erotycznych. Były tam również liny, specjalne eliksiry pobudzające oraz mnóstwo skąpej bielizny. Hermiona miała tylko nadzieję, że Astoria nie zakładała niczego z tego na swoje wymuszone cotygodniowe schadzki z Malfoyem.

Tracey nie mogła powiedzieć zbyt wiele o pożyciu intymnym państwa Malfoy poza tym, że było raczej nieudane. Hermiona miała nadzieję, że z powodu urazu uda jej się uniknąć konieczności pójścia z nim do łóżka. Nie wyobrażała sobie jakby miała wtedy nie wzbudzić w nim podejrzeń. Przecież zapewne doskonale znał każdą reakcję Astorii w tak bliskiej relacji. Na samą myśl o konieczności takiego poświęcenia się dla dobra misji, robiło jej się naprawdę niedobrze.

Gdy nadeszła pora śniadania, Hermiona zdecydowała, że sama wybierze swój strój i sama się uczesze, choć Una i Mabel stały tuż obok w pełnej gotowości. Z tego, co udało jej się wcześniej ustalić, Astoria jadała śniadania samotnie w dużej jadalni, a Malfoy albo jadł w swoim gabinecie, albo w ogóle unikał śniadań.

Z założenia tylko raz w tygodniu jedli wspólną kolację i to właśnie w jej trakcie ustalali wszystko, co było niezbędne do prowadzenia życia w rezydencji i bywania w ich kręgu towarzyskim. Kolacja zwykle odbywała się dokładnie na tydzień przed co dwutygodniowym przyjęciem w rezydencji, które Greengrass wydawała na cześć współpracowników i żołnierzy Malfoya.

Z tego co już udało jej się ustalić, kolejne przyjęcie miało odbyć się za pięć dni, ale z powodu wyjazdu Astorii para jeszcze nie miała okazji wspólnie zjeść i porozmawiać. A to mogło oznaczać, że Draco mógł tego zażądać każdego, nadchodzącego wieczoru. Mógł też zupełnie z tego zrezygnować, za co Hermiona byłaby mu naprawdę wdzięczna.


<><><>


Jadalnia była ogromnym pomieszczeniem z wysokim sufitem, z którego zwisał wielki, kryształowy żyrandol. Po obu stronach pokoju ustawiono ciężkie, rzeźbione kredensy i witryny, wypełnione drogą porcelaną. W samym centrum stał długi, masywny stół z mahoniowego drewna, lakierowany na wysoki połysk. Obecnie był nakryty jedwabnym obrusem w kolorze głębokiej zieleni, obszytym złotą lamówką. Krzesła wokół stołu posiadały wysokie oparcia, tapicerowane aksamitnym materiałem z haftowanymi herbami rodu Malfoyów. Już na sam ich widok Hermionie odechciewało się podejść do stołu i przy nim usiąść. A to zobaczyła zaraz później, przyprawiło ją o mały zawrót głowy.

Cholera! I co teraz…?

Przy stole czekała na nią niemiła niespodzianka… A tak w zasadzie to aż dwie niemiłe niespodzianki. Okazało się, że nie będzie miała dziś szansy na spokojne, samotne śniadanie.





 

Już z daleka zauważyła, że Malfoy nie wyglądał na specjalnie szczęśliwego, patrząc z ukosa na Marcusa Flinta, który to z szerokim uśmiechem właśnie nakładał na szczerozłoty talerz całą masę tłustych kiełbasek.

– Skoro koniecznie musiałeś nas odwiedzić akurat w porze śniadania, to równie dobrze możemy jeść i odbyć tę rozmowę, prawda? – Malfoy spojrzał prosto na swoją żonę. – Dobrze, że już jesteś najdroższa. – Lekko się skrzywił po wypowiedzeniu tego słowa. – Marcus ma do ciebie kilka pytań.

– Oczywiście… – wykrztusiła niepewnie. – Witaj Herosie Mroku.

– Pani Malfoy! – Flint wstał i rozpłynął się cały w fałszywym uśmiechu. – Widzę, że pomimo doznanego urazu, jak zwykle wyglądasz olśniewająco!

Obleśny typ zmierzył jej ciało swoim wygłodniałym wzrokiem, wcale się z tym nie kryjąc. Widać doskonale wiedział, że Malfoy nie zareaguje na to, że tak bezczelnie gapił się na jego małżonkę.

– Tak bardzo mi przykro z powodu Tracey – Hermiona zajęła krzesło po prawie stronie siedzącego u szczytu stołu Malfoya. – Chciałam jej pomóc, ale nie mogłam…

Malfoy prychnął pogardliwie, a Hermiona doszła do wniosku, że miał już taki wyrobiony nawyk. Najwyraźniej dość często pogardzał tym, co mówiła jego żona.

– Doskonale o tym wiem – Flint uśmiechał się tak szeroko, że nie mogło być wątpliwości, co do tego, że w jakikolwiek sposób przejął się tym, że jego żona wpadła w ręce ich wrogów. – Tracey zawsze pakowała się w kłopoty. Mogłem się domyślić, że ta wyprawa na zakupy to nienajlepszy pomysł. Zwłaszcza, że ci śmieszni rebelianci robią się coraz bardziej zdesperowani. To oczywiście zasługa twojego męża, który doskonale lokalizuje i niszczy wszystkie ich zapasy.

Hermiona kątem oka spojrzała na blondyna. Nie wyglądał wcale na dumnego, czy zadowolonego z siebie. Wydawał się zupełnie obojętny na te pochwały.

– Gdy uciekałam, uderzyłam się w głowę – Hermiona wskazała na ranę na swojej skroni.

Specjalnie jej nie wyleczyła, by zawsze mogła użyć jej jako wymówki, jeśli popełni jakąś gafę lub powie coś nieodpowiedniego.

– I dlatego niewiele pamiętam… – Skromnie opuściła oczy, jakby zasmucona własną niemocą.

Poczuła na sobie przeszywające spojrzenie Draco i natychmiast usiadła prosto.

– Nie zamierzam cię bez sensu przepytywać moja droga – Flint wciąż rozpływał się w uśmiechu. – Chciałbym tylko wiedzieć, czy te pieprzone feniksy wspomniały coś o tym, że będą chcieli za Tracey jakiś okup?

– Okup? – Powtórzyła głupio. – Myślicie, że chcieli nas porwać dla okupu?

– To jedna z możliwości – skomentował Draco, wciąż uważnie jej się przyglądając.

Wreszcie jednak odwrócił głowę w stronę Flinta.

– Rozumiem, że będziesz skłonny im zapłacić?

Uśmiech na twarzy Marcusa wreszcie na chwilę zgasł, a zastąpił go ponury grymas.

– Jeśli będę do tego zmuszony – odpowiedział wymijająco. – A ty byś zapłacił, gdyby udało im się pojmać również twoją żonę? – zaatakował.

Draco uśmiechnął się cynicznie, po czym ku przerażeniu Hermiony sięgnął po jej dłoń i przyłożył ją do ust, nie całując jej jednak, lecz ledwie dotykając.

– Oczywiście – odpowiedział, patrząc jej przy tym głęboko w oczy. – Żona to przecież mój najcenniejszy skarb.

Hermiona ledwo się powstrzymała przed wzdrygnięciem. Nie miała pojęcia czy to, co teraz robił było tylko jakąś grą, którą prezentował na potrzeby Flinta, czy też zrobił to, bo coś wzbudziło jego podejrzenia i postanowił ją sprawdzić.

– Nic nie słyszałam o żadnym okupie – Hermiona odwróciła się w stronę Marcusa, wreszcie zrywając kontakt wzrokowy z Draco, a on na szczęście od razu puścił jej dłoń.

– To świetnie! – Flint na nowo się rozpromienił, po czym sięgnął po kolejną dokładkę kiełbasek.

– A ty nic nie zjesz? – Malfoy nadal nie spuszczał jej z oczu i zaczęła się tym coraz mocniej stresować.

Mając nadzieję, że dłoń jej nie zadrży, sięgnęła po paterę z jajkami, nim jednak zdążyła sobie nałożyć, Draco znów się odezwał.

– Zamierzasz to jeść? Nie masz przypadkiem alergii na nabiał?

Ledwo zdusiła w ustach przekleństwo. dlaczego ta beznadziejna Tracey jej o tym nie powiedziała, gdy wypytywała ją o choroby i alergie Astorii?

– Ja… Zapomniałam… – wyjąkała, natychmiast odkładając jajka. – To przez ten cios w głowę…

Przypomniała sobie szybko, że Davis im wyznała, iż jej ukochana lubiła jeść na śniadanie owsiankę i owoce.

– Una! – zawołała, próbując zabrzmieć władczo. – Gdzie moja owsianka?

Skrzatka natychmiast się pojawiła i postawiła przed nią pięknie przygotowane śniadanie.

W ostatnim momencie Hermiona przypomniała sobie, że raczej nie powinna jej za to podziękować. Astoria prawdopodobnie uważała, że wszystko co robi służba należy do ich powinności i nie trzeba ich za to jakoś specjalnie nagradzać.

– Faktycznie jest dziś jakaś nieswoja Astorio – Marcus uśmiechnął się do niej pocieszająco. – Ale oczywiście to zrozumiałe, po tym co ci się przytrafiło.

– Skończyłeś jeść Flint? – przerwał mu dość obcesowo Draco. – Jeśli tak, to za chwilę możemy się zbierać.

– Jestem gotowy do drogi, gdy tylko ty też będziesz – Marcus uśmiechnął się drwiąco, co wyraźnie zirytowało Malfoya, który od razu zerwał się ze swojego krzesła.

– Pójdę tylko na chwilę do swojego gabinetu i możemy ruszać. – Oświadczył władczo, od razu wychodząc z jadalni.

– Nadęty kutas – mruknął Flint, jednocześnie mrugając porozumiewawczo do Astorii. – Jak ty z nim wytrzymujesz?

Hermiona nie miała wątpliwości, że to nie ich pierwsza tego typu rozmowa. To ciekawe, że Greengrass pozwalała innym obrażać swojego męża w jej obecności.

– Przecież nie mam innego wyboru – wydukała, grzebiąc niemrawo w swojej owsiance.

– Nie bądź smutna – Flint zacmokał. – Chyba, że chcesz bym znów cię pocieszył…? – Dodał ciszej.

– Co? – zapytała, w ostatniej chwili reflektując się, że jej wyraźny szok mógłby wzbudzić w nim jakieś podejrzenia.

– No wiesz, tak jak ostatnio… Jedno łóżko, a w nim ty, ja, mój służący i ta twoja służka… – Marcus zachichotał. – Szkoda tylko, że nie wolno nam się było nawzajem dotykać, ale za ta dwójka naprawdę zrobiła dla nas doskonałe przedstawienie. Chyba miło by było to powtórzyć, nie sądzisz?

Cieszyła się, że ledwo tknęła swoje śniadanie, ponieważ w tej chwili zrobiło jej się naprawdę niedobrze.

Astoria okazała się złą, zepsutą do szpiku kości osobą i bardzo żałowała, że podczas tej misji nie mogła się wcielić w kogoś innego. Już sam fakt, że piła eliksir wielosokowy zawierający jej włos budził w niej głębokie obrzydzenie. Nie chciała mieć styczności z kimś tak ohydnym, w jakikolwiek sposób.

– Nie czuje się dobrze, po tym urazie – Hermiona znów wskazała na ranę na skroni.

– To daj mi znać kiedy poczujesz się lepiej – Flint znów do niej mrugnął, ale nie zdołał dodać nic więcej, bowiem Malfoy właśnie wrócił do jadalni.

– Wychodzę na cały dzień – rzucił do niej krótko. – W razie czego, wyślij mi sowę lub któregoś ze skrzatów. I dobrze wypocznij – ostatnie słowo dodał chyba tylko dlatego, że był przy tym Flint.

– Dobrze. Udanego dnia – Hermiona pożegnała ich z prawdziwą ulgą.

Marcus na odchodne podszedł by ucałować jej dłoń, co tylko wzmogło w niej mdłości. Szybko jednak musiała wziąć się w garść. Skoro Malfoy wychodził na cały dzień, istniała szansa, że mogła trochę bardziej powęszyć po rezydencji. A najbardziej ciekawym miejscem z pewnością był jego gabinet. I to tam zamierzał zacząć.

<><><>


Poruszała się po gabinecie Draco z nerwową ostrożnością, jak ktoś, kto doskonale wie, że nie powinno go tam być. Pomieszczenie pogrążone było w półmroku; jedynie smuga wąskiego światła wpadała przez uchylone zasłony, rzucając na parkiet chłodny połysk. Ciężki zapach pergaminu, starych ksiąg i chyba nieco przestudzonej herbaty unosił się w powietrzu. To ciekawe, że wciąż lubił ją popijać w trakcie pracy. Tak jak za dawnych lat.

Biurko Herosa Zagłady stało na samym środku pokoju. Było wykonane z mahoniowego drewna i miało bogatko rzeźbione nogi. Nie chcąc tracić czasu, najpierw rzuciła wszelkie czary wykrywające, które mogły sugerować czym Malfoy zabezpieczał swoje biuro. O dziwo nic nie znalazła, poza jedną szufladą chronioną naprawdę mocną magią. Szybko podeszła do biurka i zaczęła przeglądać leżące na nim dokumenty, a później otwierać jedną szufladę, po drugiej. W środku znalazła stos korespondencji z równiutko przyciętymi pieczęciami, notes z jego pięknym pismem, w której chyba zapisywał godziny i miejsca spotkań wewnętrznego kręgu Śmierciożerców oraz kilka map, które na chwilę obecną nic jej nie mówił, ale postanowiła rzucić na nie zaklęcie kopiujące i odesłać duplikaty do swojej komnaty.

Spojrzała na zamkniętą szufladę. Co tak ważnego w niej przechowywał, że nałożył na to, aż tyle zaklęć? Czuła, jak serce zaczyna jej tłuc się o żebra. To z pewnością były plany kolejnych misji, jakie miały pokrzyżować działania Zakonu Feniksa! Gdy tylko je także mogła skopiować…!

Zdejmowanie zaklęć było żmudne, ale o dziwo poszło jej dość sprawnie. Zapewne Malfoy nie obawiał się zbyt wielu szpiegów we własnym domu, ani tym bardziej tego, że jego własna żona będzie potrafiła dostać się do zawartości tej szuflady.

Wreszcie udało jej się zdjąć wszelkie zabezpieczenia, a zaklęcia sprawdzające wyraźnie pokazywały, że na mebel nie jest już nałożona żadna magia. O co mogło chodzić? Dlaczego nadal się nie otwierała?

– Cholera skup się Granger! – szepnęła w złości sama do siebie.

Nagle coś kliknęło, a po chwili szuflada praktycznie sama wyjechała z biurka. Hermiona, aż podskoczyła z radości. Nie miała pojęcia dlaczego zadziałało, ale najważniejsze, że jej się udało. Miała sięgnąć do środka i wydobyć skarby tak skrzętnie ukryte przez Malfoya, gdy właśnie wtedy usłyszała kroki, a zaraz później skrzypnięcie drzwi.

Zamarła.

Powoli uniosła głowę.

W progu stał Draco — wysoki, prosty jak struna i z miną, która rzecz jasna nie zwiastowała dla niej niczego dobrego.

                                                



<><><>


Hej, hej! 💚

Przepraszam Was za moją niedyspozycję, ale jak już pisałam dość poważnie zachorowałam. Ze zdrowiem nie jest jeszcze idealnie, ale mam nadzieję, że sytuacja wkrótce się poprawi i rozdziały będą pojawiał się regularnie.

Pozdrawiam Serdecznie!

Vena



1 komentarz: