wtorek, 21 października 2025
Projekt Baśniowy - "Czerwony Kapturek i Seksowny Wilk"
UWAGA - tekst wyłącznie dla osób 18+
Praca inspirowana baśnią "Czerwony Kapturek"
***
Hermiona miała ochotę tupać nogą i warczeć. Czasem naprawdę miała wrażenie, że pochłaniana codziennie przez jej chłopaka ilość ziemniaków powoli zamieniała jego mózg w puree. Dlaczego nie rozumiał czego tak podstawowego?
— Ale Miona no... — jęczał, kładąc głowę na stoliku przy którym siedzieli razem w bibliotece. — Dlaczego znów musimy się jakoś głupio przebierać?
— Bo taki jest cel tej imprezy! — warczała wściekle. — To bal przebierańców Ron!
— Nienawidzę nosić jakiś dziwacznych strojów! Wystarczy, że musiałem założyć te okropne szaty wyjściowe w czwartej klasie!
Hermiona zdusiła chęć na wybuch śmiechu. To faktycznie wyglądało wtedy jak przebranie na bal, którego motywem przewodnim miała być moda XVI wieku. Nie chciała jednak skomentować tego głośno, dobrze wiedząc, że ego Rona było raczej kruchusieńkie.
Powrót do Hogwartu na ich ósmy rok był dla wszystkich bardzo trudny. To też dlatego całe grono pedagogiczne wprost prześcigało się w pomysłach, jak umilić uczniom ten trudny czas, tak by cała wojenna trauma jak najszybciej ich opuściła i by mogli uwierzyć, że życie znów będzie kolorowe. Teraz padł pomysł na zorganizowanie balu z okazji nadejścia wiosny — ostatniej imprezy przed ich końcowymi egzaminami.
Długo myślano nad tym, jaki motyw byłby najlepszy.
A może Podwodny Świat? - Wielka Kałamarnica mogłaby wtedy robić za maskotkę.
A może Największe Postaci z Magicznego Uniwersum? - Nie, wtedy najpewniej wszyscy założyli by długie brody i udawali Merlina (albo Dumbledore'a - kto by to rozpoznał?).
Padła też propozycja, by zrobić jakiś wątek o zakochanych parach z literatury magicznej lub mugolskiej - jednak szybko się okazało, że z magicznych księgozbiorów większość historii miłosnych kończy się okrutną tragedią, a z mugolskiej wszyscy znają co najwyżej Romea i Julię - których historia też nie była słodka jak pijane jednorożce.
Sfrustrowana tym wszystkim Hermiona postanowiła, że najlepiej będzie nie szukać daleko tylko pogłębić ten wątek i dlatego zaproponowała, by każdy z uczniów, którzy mieli wziąć udział w balu przebrał się za jakąś postać ze swojej ulubionej bajki z dzieciństwa - obojętnie jakiej mugolskiej, magicznej, goblińskiej czy też tej, którą sklątki tylnowybuchowe wychrząkują do swoich dzieci - Hermiony to nie obchodziło, byleby zamknąc już ten wkurzający ją temat.
Kolejny problem pojawił się, gdy Ron oznajmił, że jego ulubioną bajką był: "Czarodziej i skaczący garnek ". Hermiona na wieść o tym ledwo zdusiła przekleństwo... Jak mieliby się razem dobrać do tej bajki? Czy on miał być czarodziejem, a ona jego przeklętym garnkiem? A może lepiej - nogą od garnka, która powinna go kopnąć w ten rudy, nieudolny tyłek!
Po wielu dniach marudzenia (Rona) i groźbach poważniejszych klątw (Hermiony), wreszcie to ona zdecydowała, że przebiorą się za jakiekolwiek postaci z jej ulubionej bajki z dzieciństwa czyli: "Czerwonego Kapturka".
I właśnie o to teraz Ronald się boczył z miną kopniętego szczeniaka, w czasie gdy Hermiona machała mu książką przed nosem.
— Przeczytaj tę bajkę Ron i wybierz sobie jakąś postać! — nakazała mu ostro.
Miała za dużo na głowie, by przejmować się teraz jego fochami. Chciała już tylko, by cała ta sprawa się skończyła i wtedy spokojnie mogła wrócić do swojej nauki na końcowe egzaminy. Coraz bardziej jednak dochodziła do wniosku, że koniec roku będzie równoznaczny z zakończeniem jeszcze kilku innych rzeczy w jej życiu.
Położyła książkę na ławce przed twarzą jej - jeszcze obecnego - chłopaka, po czym ruszyła do wyjścia z biblioteki.
— Cześć Draco — przywitała się, mijając stolik przy którym uczył się wysoki, przystojny blondyn.
Od powrotu do szkoły i wyrażeniu szczerych przeprosin przez Malfoya i innych ślizgonów, Hermiona była z nimi w całkiem przyjaznej komitywie. Harry, Luna, Ginny, Neville i reszta gryfonów również stopniowo się do nich przekonywała. Jedynie Ron nadal kręcił nosem i mamrotał coś o wężach i głupich fretkach. To też niepomiernie ją złościło i dodawało do jej listy "za zerwaniem" kolejne argumenty.
— Cześć Granger — Malfoy uśmiechnął się do niej uprzejmie. Hermiona wiedziała, że nie używał jej imienia nie dlatego, by ją rozzłościć, tylko dlatego, że jak sam jej kiedyś powiedział - to właśnie od zawsze w ten sposób o niej myślał.
Prawdę mówiąc - miło było jej usłyszeć, że taki przystojniak czasem o niej rozmyślał...
— Gotowy na bal w sobotę? — zapytała go wesoło. Musiała sama uczciwie przed sobą przyznać, że bardzo lubiła z nim rozmawiać, bo o dziwo ślizgon zawsze miał coś ciekawego do powiedzenia.
— Prawie — odpowiedział, mrugając do niej porozumiewawczo.
— Podobno Pansy chce się przebrać za Kopciuszka? — zagadnęła.
— Tak. To dlatego Blaise będzie musiał przebrać się za Dobrą Wróżkę, a Nott za tylne koło od jej karocy... — zażartował, a Hermiona się szczerze roześmiała.
— Któryś z nich może też być jej szklanym pantofelkiem — zaproponowała rozbawiona.
— A sądzisz, że jeszcze nimi nie są? — spytał przekornie blondyn, a Hermiona znów zachichotała, po czym pomachała mu na pożegnanie i wreszcie opuściła bibliotekę, chcąc pójść skomponować wreszcie swój strój.
Siedzący wciąż z głową ukrytą w ramionach Ron nie widział konwersacji swojej ukochanej - Złotej Dziewczyny z tym Przebiegłym Królem Fretek Albinosów - jak wciąż nazywał Malfoya. Może gdyby to zauważył, zorientowałby się też, że pojawiająca się nagle na stoliku obok niego czekoladowa żaba nie znalazła się tam zupełnym przypadkiem. A także może dałby radę zauważyć, że książka o Czerwonym Kapturku, którą chwilę wcześniej dała mu Hermiona, jakimś magicznym cudem po prostu zniknęła, gdy on pochłaniał smakołyk z błogim uśmiechem na twarzy.
Weasley nie przejął się tym jednak, gdy wreszcie odkrył zgubę. Był prawie pewien, że Harry będzie potrafił mu opowiedzieć, jakie były główne postaci w tej bajcie i kogo Czerwony Kapturek kochał z nich najbardziej - tak by on sam mógł się właśnie za tego kogoś przebrać.
***
W wieczór balu przebierańców atmosfera był radosna i przepełniona oczekiwaniem na dobrą rozrywkę.
Młodsze roczniki wcześniej zjadły kolację i zostały odesłane do swoich dormitoriów, by uczniowie szóstej, siódmej - i tej wyjątkowej - ósmej klasy mogli przygotować się do balu, a Wielka Sala mogła zostać odpowiednio na niego udekorowana.
Hermiona spojrzała w lustro i uśmiechnęła się sama do siebie. Jej wysokie, sznurowane buty były czarne, natomiast spódniczka i obowiązkowa pelerynka z kapturem - krwisto czerwone. Bluzeczka była biała i charakteryzowała się dość wydatnym dekoltem oraz bufiastymi rękawami. Postanowiła pozostawić swoje loki rozpuszczone, tak by wyglądać młodziej i bardzo dziewczęco.
Bieliznę też założyła czerwoną... i koronkową.
Na koniec sięgnęła po koszyczek, w którym trzymała kilka lizaków, karaluchowy blok i fasolki wszystkich smaków - czyli ulubione słodycze Rona. Wiedziała, że to go ucieszy i być może sprawi, że będzie mniej marudny przez cały wieczór.
Była gotowa i w naprawdę dobrym nastroju.
Zeszła do Wielkiej Sali jako jedna z pierwszych osób, chcąc mieć pewność, że wszystko jest idealnie zorganizowane, nim impreza się rozpocznie.
Kilkadziesiąt okrągłych stolików stało bliżej ścian, a środek został zwolniony jako parkiet. Elitarne Wiedźmy - znana kapela muzyczna, właśnie szykowały się na scenie do występu dostrajając swoje instrumenty. Wszystko wyglądało naprawdę wspaniale - niczym z prawdziwej baśni.
Hermiona rozejrzała się po sali i pomachała do Pansy, ubranej w królewską, niebieską suknię. Stojący obok niej Blaise chyba miał być stangretem jej karocy, ale i tak wyglądał świetnie.
Podeszła do stolika, który miała zajmować wraz z Ronem i resztą ich ekipy, machając po drodze do kilku innych znajomych twarzy. Odłożyła koszyczek i westchnęła cicho. Za wszelką cenę chciała spędzić ostatnią imprezę w tej szkole na dobrej zabawie.
Odwróciła się w stronę wejścia do Wielkiej Sali akurat w momencie, gdy Luna, Neville i Dean Thomas się tam pojawili. Byli przebrani za postaci z mugolskich bajek - Dean był Robin Hoodem, Neville jakimś księdzem, albo batmanem - trudno było to jednoznacznie określić, a Luna była uroczą Smerfetką. Pasowało to do niej. Jednak tym co o mały włos odebrało Hermionie oddech była postać, która weszła zaraz za nimi.
Z tego co wiedziała - w żadnej innej magicznej bajce nie występował wilk. Czyżby to naprawdę mógł być on?
Bezzwłocznie ruszyła w jego stronę, by móc się upewnić.
— Ron czy to naprawdę ty? — zapytała, patrząc na jego szerokie barki.
Czyżby rzucił na siebie jakiś urok? Skinął jej głową na potwierdzenie, a Hermiona poczuła jak miękną jej od tego kolana.
Nie mogła wprost uwierzyć, że on aż tak się dla niej postarał! Miał na sobie strój przypominający wilkołaka w połowie przemiany - jego dobrze umięśnione ciało było ubrane w czarną koszulę i dość obcisłe chyba skórzane spodnie. Jednak jego twarz była maską najprawdziwszego, srebrzystego wilka. Jego dłonie miały szpony i kępki sierści, przypominając bardziej wilcze łapy. Wprost nie mogła się doczekać, aż ją nimi obejmie! Jej chłopak wyglądał po prostu obłędnie!
— Naprawdę postanowiłeś wybrać akurat wilka? — Hermiona uśmiechnęła się do niego promiennie. — Myślałam, że będziesz wolał być myśliwym...
— Czytałem, że w tej bajce to wilk zjada Czerwonego Kapturka — wymruczał cicho, a jego głos był nieco zniekształcony przez maskę.
Hermiona poczuła jak gorąco uderza w jej twarz. Czy naprawdę zabrzmiało to tak dwuznacznie, jak usłyszała? Ron nigdy nie mówił do niej w taki sposób. Merlinie! Fantastycznie, że aż tak bardzo wczuł się w swoją rolę.
— Czy naprawdę miałbyś ochotę mnie zjeść? — wyszeptała, przysuwając się do niego i kładąc dłonie na jego twardej klacie. Musiał naprawdę rzucić na siebie bardzo wiele zaklęć, by aż tak zmienić swoje ciało.
Wilk pochylił się, a jego ciepły oddech musnął jej ucho.
— Bez przerwy mam na to ochotę...
Przełknęła nerwowo, jednocześnie czując jak mocno rumienią się jej policzki. Co się stało, że właśnie teraz zmienił zdanie? Przecież nigdy nie chciał jej tego zrobić, mówiąc że to go obrzydza.
Rozejrzała się szybko dookoła sali.
— Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut do oficjalnego rozpoczęcia imprezy... — zauważyła niby mimochodem..
Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy wilk stanowczo ujął jej dłoń, a zaraz potem szybko zaciągnął ją do pierwszej opuszczonej klasy.
Gdy tylko weszli do środka, Hermiona uświadomiła sobie, że nigdy nie była bardziej nakręcona na Rona niż właśnie w tej chwili. Ich seks był zwykle nieco niezdarny, a jej chłopak mimo wszelkich prób jego urozmaicenia był niestety niesamowicie szybki... w dochodzeniu do sedna sprawy.
Usłyszała szept zaklęcia zamykającego i wyciszającego, w duchu zastanawiając się od kiedy Ron umiał to zrobić bezróżdżkowo?
Wszystko w nim - jego postura, zapach, to jak jej dotykał - było lepsze od każdej ich wcześniejszej interakcji. Czuła się niemal porażona swoim pożądaniem.
Ledwo zaklęcia zamykające zadziałały, gdy wilk przyciągnął ją do siebie tak, że stała teraz oparta plecami o jego twardy tors. Jego palce zaczęły subtelnie błądzić po jej ciele, a Hermiona w krótkim przebłysku świadomości stwierdziła, że chyba wcale nie były transmutowane, tylko po prostu potraktowane kilkoma zaklęciami na wydłużenie paznokci i porost sierści.
Czy Ron naprawdę od zawsze miał takie piękne dłonie? Jakoś nigdy wcześniej tego nie zauważyła.
— Wilku, wilku — zanuciła, postanawiając się trochę zabawić. — A dlaczego masz takie duże ręce?
— Żebym mógł cię nimi lepiej dotykać — wyszeptał jej do ucha, a Hermiona prawie rozpłynęła się w jego ramionach.
Gdy poczuła nacisk jego palców, przesuwających się po odkrytej skórze jej uda, zacisnęła powieki i wtuliła się w niego jeszcze mocniej. To było niesamowite! Dosłownie czuła jak jej bielizna spływa wilgocią, a przecież nawet on jeszcze jej nie dotknął tam gdzie najbardziej tego potrzebowała.
Wilk odsunął się od niej trochę, a Hermiona poczuła jak jej czerwona peleryna opada z jej ramion. Nie była do końca tego pewna, ale chyba usłyszała szept kolejnego zaklęcia, a zaraz później czerwona szarfa pojawiła się tuż przed jej oczami.
— Pozwolisz? — zapytał z czułością.
— Tak... — wyszeptała, mając wrażenie, że podniecenie zaczyna ją parzyć. Ron nigdy wcześniej w czasie ich igraszek nie wykazywał takich inwencji. Dlaczego akurat teraz miałby chcieć zakrywać jej oczy?
Wszelkie wątpliwości jednak odleciały niczym spłoszona sowa, gdy zaraz po zawiązaniu szarfy poczuła jego usta na swojej szyi, gdy zaczął delikatnie kąsać i ssać tam jej skórę.
— Och! Wilku, wilku — jęczała, wijąc się w jego ramionach. — A dlaczego masz takie ostre zęby?
— Żeby móc cię nimi lepiej oznaczyć jako moją — oznajmił ochryple, a Hermiona jęknęła głośniej, wypychając pośladki w jego uda.
Merlinie! Czyżby tam również coś sobie wytransmutował? To było przecież chyba niemożliwe? Przynajmniej ona nie słyszała jeszcze o takim zaklęciu. Nie żeby dużo szukała... No dobrze! Od początku swojego związku z Ronem, szukała go intensywnie i jak dotąd niczego nie znalazła! Więc jakim cudem...?
I znów jej wątpliwości zostały rozwiane, gdy wilk zaprowadził ją do jednej ze starych ławek i zwinnym ruchem posadził ją na niej. Poczuła magię dookoła nich i domyśliła się, że zaklęciem zdjął z twarzy swoją wilcza maskę.
Wszystko w niej krzyczało, by zerwać szarfę z oczu i móc na niego spojrzeć. Jej podświadomość mówiła jej, że coś tu mocno nie grało. Jednak jej ciało było bardziej niż chętne na kontynuowanie tej małej przygody.
Poczuła dużą dłoń na swoim policzku. Jego palce najpierw delikatnie przeplatały jej włosy, a zaraz później niesamowicie miękkie usta opadły na jej własne.
Jej pewność wzrastała. To nie był niechlujny pocałunek jakim zwykle obdarzał ją Ron. To był pocałunek idealny. Gorący. Namiętny. Tak doskonały, że praktycznie poczuła go w swoich kościach. Chciałaby móc być całowana tak już zawsze.
Oderwał się od niej z cichym westchnieniem, jakby ten moment i dla niego był czymś wyjątkowym. Hermiona sięgnęła dłońmi do jego barczystych ramion, teraz już doskonale wiedząc, że nie był nie mógł być Ron. Jej serce było o tym przekonane. Nadal nie zamierzała jednak tego przerywać. Jej związek i tak był prawie skończony, a skoro jakiś chłopak zadał sobie, aż tyle trudu by przyjść tutaj razem z nią - nie chciała sobie tego odmawiać.
To miała być ostatnia rozrywka w szkole - dokładnie tak, jak brzmiał motyw przewodni tego wieczoru.
Jego usta znów znalazły się na jej szyi, a jego dłonie pieściły jej ciało, coraz bardziej zbliżając się do piersi.
— Wilku, wilku — szepnęła, wplatając palce w jego miękkie — i zdecydowanie dłuższe niż u Rona włosy. — A dlaczego masz takie wspaniałe usta?
— By móc cię nimi lepiej całować — wyznał, znów skradając jej głęboki i zmysłowy pocałunek.
Hermiona jęknęła, gdy pchnął ją lekko rękami, nalegając tym samym by położyła się płasko na stole.
Była bardziej niż chętna, by pozwolić mu zrobić ze sobą, co tylko zechciał. Jej instynkt podpowiadał, że on za nic nie chciałby jej skrzywdzić. Przeciwnie - chciał o nią zadbać i potraktować ją niczym swoją królową.
Gdy delikatnym ruchem odsłonił jej piersi, wypchnęła je lekko w górę, chcąc mu pokazać jak bardzo czeka na każdą jego pieszczotę. Prawie sama zawyła jak wilk, gdy poczuła jak sprężysty język liże żarliwie jej twardy sutek.
— Och! — zapłakała. — Wilku, wilku dlaczego masz tak gorący język?
— By móc cię nim lepiej posmakować — odpowiedział, a zaraz później Hermiona zorientowała się, że opadł na kolana i sięgnął dłońmi pod jej czerwoną spódnicę.
— Taka niegrzeczna z ciebie dziewczynka — szepnął, najpewniej zauważając jej czerwone i mocno wilgotne od jej podniecenia majtki.
Głośny jęk opuścił jej gardło, gdy on zsunął jej przemoczoną bieliznę. Nie mogła się doczekać tego, co miało być dalej.
Czy mógł mieć pojęcie o tym, że był pierwszym mężczyzną, który padł przed nią na kolana, by dać jej rozkosz jakiej wcześniej nie zaznała? Przez chwilę zastanawiała się czy mu o tym nie powiedzieć, ale bała się, że spłoszy go fakt, iż zorientowała się, że to nie jej własny chłopak robi jej właśnie te wszystkie wspaniałe rzeczy.
Wiedziała, że czas ucieka, a impreza zaraz się rozpocznie, jednak on się nie śpieszył — liżąc i pieszcząc jej kobiecość dokładnie tak, by doprowadzić ją tym na skraj obłędu.
Ponownie wplotła palce w jego włosy i wypchnęła biodra w górę skamląc prośby, by nie przestawał. Gdy wreszcie doprowadził ją do spektakularnego orgazmu, prawdziwe łzy zmoczyły czerwoną opaskę, jaką wciąż zakryte były jej oczy. To było zdecydowanie najsilniejsze doznanie, jakiego w życiu doświadczyła.
— Och mój wilku! — pojękiwała, oddychając spazmatycznie, gdy schodziła z fali ekstazy. — Dlaczego dopiero teraz zrobiłeś mi taką wspaniałą rzecz?
— Bo dopiero teraz miałem na to szansę — wyszeptał, a w jego głosie czaiło się coś co sprawiło, że jej serce zadrżało.
— Wilku, wilku, proszę...— Jej głos brzmiał błagalnie, gdy z powrotem usiadła i sięgnęła po niego. — Weź mnie teraz. Uczyń mnie swoją...
— Kurwa! — zaklął pod nosem. — Granger ja...
— Proszę! — nalegała, oplatając go swoimi udami i po omacku wczepiając palce w jego koszulę, by móc mocniej przyciągnąć go do siebie.
Znów przez chwilę się całowali, a zaraz później Hermiona sięgnęła do paska jego spodni, szybko się z nimi rozprawiając. Wsunęła dłoń w jego bokserki - kolejny dowód, że to nie był Ron, który wolał nosić obcisłe slipy - po czym przebiegła palcami po jego naprężonej męskości.
— Cholera, cholera... — mamrotał sam do siebie, jakby tylko jej dotyk już doprowadzał go do krawędzi.
— Wilku, wilku — Hermiona zaśmiała się perliście. — A dlaczego masz takiego wielkiego kutasa?
— By móc cię nim dobrze przelecieć! — warknął, po czym znów pchnął ją na plecy i pochylił się, by móc wejść w jej oczekującą na niego kobiecość.
Krzyknęła, gdy poczuła go w sobie w całości. To zdecydowanie był największy fiut jakiego kiedykolwiek poczuła i zdecydowanie nie mógł należeć do Rona. Żadna transmutacja, by mu tego nie zrobiła.
Jej tajemniczy wilki nie tracił czasu, tylko zaczął ją ostro pieprzyć, sprawiając przy tym, że stara ławka złowrogo zgrzytała o podłogę.
— Wilku! — skomlała. — Och wilku! Dlaczego nie robimy tego przez cały czas?
— Bo w bajkach piękne księżniczki rzadko chcą się zabawiać ze złymi wilkami — wydyszał jej do ucha, nie tracąc przy tym impetu z jakim się w niej zatapiał.
— Nie jestem księżniczką, tylko niegrzeczną dziewczynką, którą nie posłuchała mamy — zaśmiała się, unosząc się, by móc go objąć, poczuć go bliżej i móc posmakować swoim językiem jego lekko spoconej skóry na szyi.
Gdy zmieniła pozycję, poczuła jak jego duży kutas trafia w to specjalnie miejsce w niej, które doprowadzało ją do kolejnej nieziemskiej rozkoszy. Odruchowo wbiła paznokcie w jego kark, czując jak jej przyjemność wciąż narasta.
Mężczyzna syknął cicho i o ile to możliwe, jeszcze przyśpieszył swoje ruchy.
— Wilku, wilku...! Proszę, skończ we mnie! Potrzebuję poczuć jak to robisz tak głęboko jak tylko możesz!
— O kurwa! Granger! — jęknął, a Hermiona poczuła jak całe jego ciało się spięło.
Uczucie, jak jego gorące nasienie wypełnia jej wnętrze, sprawiło, że drugi orgazm przedarł się przez nią, sprawiając, że wygięła się w łuk, jęcząc nieprzyzwoicie. Opaska wciąż mocno tkwiąca na jej oczach zintensyfikowała jeszcze to doznanie i Hermiona opadła na plecy zupełnie bez sił. Jedyne co słyszała to jego powoli regulujący się oddech i głośne bicie własnego serca.
Jęknęła, gdy wysunął się z niej, a zaraz później zamruczała, gdy jego usta opadły na jej wargi w delikatnym, czułym pocałunku - jakby dziękował jej za to, co właśnie zrobili.
— Lepiej wrócę na salę jako pierwszy, tak by nie wzbudzić podejrzeń — powiedział cicho, jednocześnie zapinając spodnie.
Hermiona chciała wstać, zdjąć szarfę i zapytać go o to kim naprawdę jest i dlaczego postanowił udawać postać z jej bajki, by móc...
Lecz nim się ogarnęła i odzyskała siły na tyle, by to zrobić, za jej nieznajomym kochankiem mocno zatrzasnęły się drzwi.
Usiadła, drżąc lekko i wreszcie zdejmując z siebie szarfę. Ciepły płyn wciąż sączył się spomiędzy jej ud na ławkę, jako dowód tego, co przed chwilą miało tu miejsce. Westchnęła cicho i sięgnęła po swoją różdżkę, by móc się posprzątać.
Jej umysł, choć wciąż lekko zasnuty mgiełką dwóch orgrazmów, od razu zaczął analizować całą sytuację. Głos wilka z pewnością był znajomy, choć mogła przypuszczać, że nieco zmodyfikował go zaklęciem. Jednak jego postura - jeśli nie była wynikiem czarów, mogła ograniczyć wybór do góra trzech chłopaków w szkole.
Ale tylko jeden z nich, wciąż mówił do niej "Granger" ...
Uśmiechnęła się sama do siebie, odczarowując szarfę na powrót w swoją pelerynę. Wystarczył jej jeszcze tylko jeden, mały dowód by móc się przekonać, czy to naprawdę był on.
***
Gdy ponownie weszła do Wielkiej Sali, okazało się że tłum był już całkiem spory. Rozejrzała się szybko, ale wysokiego, srebrzystego wilkołaka nigdzie nie było. Nie zdziwiła się tym specjalnie. Pewnie poszedł się przebrać we właściwy kostium.
Rozejrzała się dalej i prawie zachłysnęła się z szoku, gdy zobaczyła kto siedzi przy jej własnym stoliku. Zacisnęła pięści i ruszyła tam, z każdym krokiem czując narastającą w niej wściekłość.
— Poważnie Ron? — wysyczała przez zęby stając nad swoim - o dziwo jeszcze - chłopakiem.
— Umf cio? — wymamrotał z ustami pełnymi czekolady. — Mysflałem, ze ten kosycek byłf pseznaiciony dla mie.
— Oszalałeś? Dlaczego u diabła przebrałeś się za jakąś starą babę! — ryknęła, patrząc na jego kraciasty szlafrok, biały czepek i okrągłe, małe okularki. Wyglądał w tym stroju naprawdę żałośnie.
Ron wreszcie przełknął to, co zdołała już wyżreć z przyniesionego przez nią wcześniej koszyka i uśmiechnął się do niej głupio.
— Harry mi mówił, że Czerwony Kocmołuszek najbardziej w tej bajce kochał swoją babcię, pomyślałem więc...
— Czerwony Kapturek! I naprawdę sądzisz, że chciałam żebyś przebrał się dziś za staruszkę w nieatrakcyjnym szlafroku? Pogięło cię?!
— Ale przecież przyniosłaś mi koszyczek... Więc chyba wiedziałaś, że będę babcią? — Ron wskazał na wiklinową plecionkę teraz pełną papierków.
— Jak miałam wiedzieć, że wpadniesz na najbardziej idiotyczny z możliwych pomysłów? — Hermiona dosłownie wrzała.
— Ale Harry mówił... — Ron zaczął się jąkać odkrywając, że jego dziewczyna naprawdę była w tej chwili wściekła.
— Miałeś przeczytać książkę! — Hermiona spojrzała na niego drapieżnie. — Zrobiłeś to?
Ron nerwowym gestem potarł swój kark.
— Ktoś mi ją ukradł...
Zamknęła oczy i zacisnęła pięści, mając tylko nadzieję, że przy kolejnym wydechu z jej nosa nie wyskoczą ogniste iskry niczym u wściekłej smoczycy.
Wzięła kilka uspokajających oddechów i powoli otworzyła oczy. Nie wiedziała co, ale coś powiedziało jej, że koniecznie powinna się właśnie w tej chwili odwrócić. W drzwiach Wielkiej Sali właśnie pojawił się ktoś, kogo najbardziej pragnęła teraz zobaczyć.
Draco Malfoy trafił na przyjęcie wyraźnie spóźniony. Przebrany był za Księcia Czarującego, co idealnie pasowało do jego blond włosów i wyniosłej postawy. Korona była tylko dopełnieniem tego cudownego obrazu.
Hermiona westchnęła cicho. Od dawna wiedziała, że jest on po prostu oszałamiający, jednak po tym co się dzisiaj stało miała też ogromną nadzieję, że jest też zainteresowany nią tak bardzo, jak ona była w tej chwili zainteresowana nim.
Draco wyłapał jej spojrzenie i lekko kiwnął głową w ramach powitania, po czym od razu uciekł gdzieś wzrokiem. Hermiona jednak zauważyła, że jego policzki prawie od razu pokryły się delikatnym rumieńcem.
Blondyn dołączył wreszcie do stolika swoich przyjaciół, gdzie zebrał chyba ostrą reprymendę od Pansy, która narzekała na to, że pojawił się na przyjęciu tak późno. Hermiona obserwowała jak Malfoy coś jej odpowiedział, a rozbawiony Blaise w tym czasie ukradł mu z głowy złotą koronę.
Malfoy odwrócił się do kumpla, chcąc ją odzyskać, jednocześnie wyciągając bardziej szyję, a Hermiona prawie krzyknęła z satysfakcją.
Na jego bladej skórze, tuż nad kołnierzykiem szaty było widać wyraźne zadrapanie. Dokładnie w tym miejscu, w którym wbiła paznokcie swojemu namiętnemu kochankowi, ledwie kilkanaście minut temu.
Miała go.
To Draco Malfoy był jej tajemniczym wilkiem. Mężczyzną, który dał jej satysfakcję najwyższą ze wszystkich jakich dotychczas doświadczyła.
— Nie złość się już na mnie Mionuś... — poprosił Ron, próbując złapać ją za rękę, ale Hermiona szybko mu ją wyrwała, patrząc z niesmakiem na jego strój i całą postawę.
— Mam nadzieję, że ten koszyczek łakoci jakoś cię pocieszy Ron. Bo z nami koniec — zdecydowała ostatecznie, po czym odwróciła się i wymaszerowała z Wielkiej Sali.
Po dwóch orgazmach i tak nie byłaby specjalnie w nastroju do tańców.
***
Następnego dnia...
Draco właśnie szedł na trening Quidditcha. Wczorajszy wieczór był dla niego niezwykle satysfakcjonujący, a szkolna plotka, którą powtarzali dziś wszyscy - o tym, że Granger wreszcie porzuciła Weasleya - sprawiła, że nie mógł przestać się uśmiechać.
Przez cały ten czas się zastanawiał:
— Czy to co zrobił z nią wczoraj w opustoszałej klasie mogło mieć na to jakiś wpływ?
Nie miał jak zdobyć pewności, ale jednak...
Wszedł pomiędzy filary trybun, by jak najkrótszą drogą dostać się do szatni, gdy nagle tuż przed nim zmaterializowało się niezwykłe zjawisko. Zjawisko - bowiem trudno było znaleźć inne słowa, by określić to, co właśnie zobaczył.
Hermiona Granger, która wczoraj wyglądała niezwykle ponętnie i gorąco w stroju Czerwonego Kapturka - dziś wyglądała niczym spełniona fantazja fanów polowań.
Miała na sobie swobodną interpretację seksownego stroju prawdziwej łowczyni. Była ubrana w długie, skórzane, brązowe buty, krótką ciemnozieloną sukienkę, pelerynę i fantazyjną czapkę z piórkiem. Jednak zamiast strzelby na ramieniu, w dłoni trzymała o wiele bardziej śmiercionośną broń - swoją własną różdżkę.
— Granger... — sapnął, czując jak napięcie opanowuje całe jego ciało.
— Witaj, mój seksowny wilku — odezwała się z przebiegłym uśmieszkiem powoli ruszając w jego stronę.
— Hermiono ja naprawdę... — Chciał jej się jakoś wytłumaczyć z tego co zrobił, ale nie bardzo mógł wydobyć z siebie jakieś logiczne zdanie, gdy ona wyglądała tak cudownie.
— Czy doczytałeś bajkę o Czerwony Kapturku do końca? — spytała z zainteresowaniem, stając tuż przed nim i patrząc mu w oczy.
— Tak — przyznał uczciwie.
— Czyli wiesz o tym, że to myśliwy wreszcie zaczaił się na Dużego Złego Wilka? — wyszeptała pytanie prosto w jego usta.
— Zaczaił się? — Draco poczuł, jak po jego ciele przechodzi dreszcz.
— I ostatecznie go załatwił — dodała, delikatnie postukując różdżką w dłoń.
— Załatwił? Jak?
Hermiona nic nie odpowiedziała tylko się do niego uśmiechnęła. A zaraz potem złapała go za dłoń i stanowczo pociągnęła za sobą do ukrytej pod trybunami wnęki.
A potem żyli długo i magicznie 🙂
Koniec
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz