Pierwszą nocy po rozstaniu z Nicolettim spędziła w swoim pokoju w towarzystwie wina, chusteczek oraz Eveline i Galenny, które leżały obok niej i na zmianę trzymały ją za rękę. Raz jedna, a raz druga wyrzucały z siebie całe potoki wulgaryzmów na temat jej byłego narzeczonego i kobiety, z którą ją zdradził. Dziewczyny z przyjemnością podkreślały wady Tiziana i przypominały jej jego największe wpadki. Wiedziała, że ze wszystkich sił starały się w ten sposób poprawić jej humor, ukazując jak niewiele straciła po zerwaniu tych zaręczyn. To jednak nie miało prawa zadziałać. Maia dość szybko uświadomiła sobie, że nie tyle rozpacza za rozpadem swojego związku, co tak naprawdę za przekreśleniem wszystkich jej planów na przyszłość.
Idealne, wspierające się małżeństwo. Dwójka lub trójka ślicznych i dobrze ułożonych dzieci. Dom, w którym pomimo pracy ich ojca zawsze gościły by miłość, spokój i harmonia… – To za tym wszystkim płakała i na samą myśl o utracie szansy na realizację tych marzeń jej serce się rozpadało.
Zrozumiała też, że pomimo początkowej fali gniewu, wcale nie wznieciła w sobie jakiejś wielkiej nienawiści do Cary Devlin. To nie ona, tylko Tiziano Nicoletti obiecywał jej wierność i wspólną przyszłość. I to właśnie jego zdrada to wszystko przekreśliła. To on pozwolił się bez zawahania uwieść innej kobiecie i tym samym zniszczył tę wizję, którą Maia karmiła swoją wyobraźnię od lat. Jej były narzeczony okazał się po prostu słaby i widocznie nie kochał jej aż tak bardzo, jak zawsze sądziła.
Przez kolejne dni czuła się trochę jakby na wszystko patrzyła przez zamgloną szybę. Jej łzy wyschły, ale otępienie które opanowało jej ciało i umysł nie chciało zbyt łatwo odpuścić. Wcale nie zamierzała wiecznie się złościć, ani szukać pomysłów na jakąś formę zemsty – jak wcześniej sugerowała jej to Eve. Chciałaby tylko znaleźć odpowiedź na pytanie – “dlaczego”? Dlaczego Tizianio tak łatwo dopuścił się zdrady? Dlaczego zgodził się poczekać do nocy poślubnej, skoro najwyraźniej nie był w stanie tego zrobić? Dlaczego pomimo wszelkich znaków na niebie i ziemi, iż coś się dzieje, ona sama nie była dość bystra by od razu domyślić się prawdy? I najważniejsze – dlaczego ona nie była dla niego wystarczająca, skoro tak chętnie i praktycznie bez zawahania skorzystał z wdzięków innej?
Jej rodzice, Galena, Eveline, a nawet pracujący dla nich służący i ochroniarze robili wszystko, by jakoś ją pocieszyć i spróbować jakoś poprawić jej humor. Kilka dni po rozstaniu Maia usiłowała się dowiedzieć czy Ilario zostanie teraz oddelegowany gdzie indziej, skoro nie była już narzeczoną syna wysoko postawionej rodziny. Pozzi jednak od razu zapewnił ją, że nic podobnego w najbliższym czasie nie będzie miało miejsca, a on miał pozostać jej prywatnym ochroniarzem na bliżej nieokreślony czas.
Mimo tych wszystkich zawirowań, życie toczyło się dalej, a rodzina Sorrentino wkrótce zgodnie z planem przeprowadziła się do New Jersey. Z łatwością zadomowili się w nowej rezydencji – choć ta była trzy razy większa od ich wygodnego domu w Filadelfii.
Maia starała się żyć normalnie i mało myśleć o tym, że z tego co zaobserwowała do jej ojca przychodziło coraz więcej młodych mężczyzn z prośbą o zgodę na ubieganie się o jej rękę. Dopiero od trzech tygodni była singielką i choć dla jej pewności siebie te wszystkie zaproszenia były budujące, tak jej serce i umysł nie były jeszcze gotowe na żadne nowe zobowiązania. Miała szczerą nadzieję, że rodzice to uszanują i dają jej czas na dojście do siebie, nim będzie zmuszona wejść z kimś w nową relację.
Pierwszy tydzień, który spędziła w Nowym Jorku sprawił, że wreszcie poczuła się mniej rozbita i niepewna. Nowa uczelnia bardzo się jej spodobała, a koledzy i koleżanki z roku byli bardzo pomocni, gdy uświadomili sobie, że Maia dopiero co się tam przeniosła. Z uśmiechem na ustach wracała do domu na weekend, gotowa by opowiedzieć swojej rodzinie, jak bardzo jest zadowolona z kontynuowania nauki.
<><><>
W ten weekend Ilario przywiózł ją do domu tuż po zakończeniu piątkowych zajęć. Nie spotykając po drodze żadnego z domowników udała się na górę, by móc się przebrać przed kolacją. Ledwo jednak odłożyła swój bagaż, gdy Hannah – jedna z ich nowych pokojówek, zapukała do jej drzwi prosząc by zeszła do salonu, gdzie czekali już na nią rodzice.
Maia od razu poczuła jak opanowują ją złe przeczucia, a wrażenie tego tylko się spotęgowało, gdy ledwo przekroczyła próg pokoju. Wystarczyło tylko spojrzeć na minę jej ojca. Napięcie dosłownie wisiało w powietrzu. Cokolwiek się działo, nie było to zapewne nic pozytywnego.
– Usiądź skarbie – poprosiła ją mama, poklepując miejsce obok siebie na wielkiej, białej, skórzanej kanapie.
– Czy coś się stało? – zapytała od razu Maia.
– Nic poważnego – pospieszył z zapewnieniem jej tata.
– To skąd ten grobowy nastrój? Czyżby ktoś rozdeptał robaka na oczach Galeny i przechodzimy teraz żałobę? – Chciała trochę zażartować, by jakoś rozładować atmosferę, ale jej rodzice wciąż pozostawali śmiertelnie poważni.
Andrea powoli podał Mai wściekle zieloną kopertę. Nie musiała nawet drugi raz na nią spojrzeć, by doskonale wiedzieć co to jest.
– Czy on naprawdę miał czelność to zrobić? – zapytała lodowatym tonem, nawet nie zamierzając dotykać tego szkaradztwa.
– To rodzina Devlin była odpowiedzialna za rozesłanie zaproszeń – wytłumaczyła jej cicho Gabrielle.
– Najwidoczniej albo są głupi, albo nieskończenie bezczelni jeśli oczekują, że naprawdę się tam pojawimy – prychnęła z pogardą, przy okazji zauważając, że jej rodzice wymieniają szybkie, pełne napięcia spojrzenia.
– Myślę, że akurat oni niespecjalnie oczekiwaliby, że tam przyjedziemy. Chodzą plotki, że Adrienne mówi każdemu, kto zechce jej wysłuchać, jak wielki mezalians Tiziano popełnia tym małżeństwem. Twoja obecność z pewnością nie poprawi i tak napiętej sytuacji pomiędzy ich rodzinami. – Gabriella z niesmakiem pokręciła głową. – Przynajmniej tyle, że większość osób z naszego środowiska uważa, że to młody Nicoletti popełnił straszną głupotę.
– To prawda. Taka narracja bardzo nam sprzyja – wtrącił się Andrea. – Tylko w tym tygodniu dostałem dla ciebie, aż trzy nowe propozycje zalotów.
– Mówiłeś, że nie muszę zbyt szybko się na to decydować. – Maia poczuła, jak jej ciałem wstrząsa nieprzyjemny dreszcz. – Przecież nie minął jeszcze nawet miesiąc…
– Nie musisz już teraz przeglądać tych ofert, ale niestety nie możesz też tego odwlekać w nieskończoność. – Senior Sorrentino nie krył zaniepokojenia. – Myślę, że za góra pół roku będziesz musiała wybrać kogoś spośród mężczyzn zainteresowanych małżeństwem z tobą i zacząć się z nim regularnie umawiać.
– W porządku – zgodziła się, szybko przełykając, by jakoś pozbyć się tego dziwnego ścisku w gardle.
Pół roku to był dobry termin, by zdołała przygotować się mentalnie do ponownego chodzenia na randki.
Jej mama z aprobatą pokiwała głową, a ojciec rzucił jej niepewny uśmiech.
– A co do tego… – Andrea wskazał na wciąż trzymaną przez siebie kopertę. – To don Maranzano zarządził, że wszyscy zaproszeni mają stawić się na tym przyjęciu. Myślę, że chce tym samym pokazać, że obecnie nie ma żadnych rozłamów w famigli, ani konfliktów pomiędzy poszczególnymi podszefami i cały ten głupi sojusz z Irlandczykami jest przez wszystkich powszechnie popierany.
– Naprawdę? – Maia ledwo zdusiła przekleństwo. – Czy on nie może nawet raz wykazać się odrobiną empatii? Przecież musi być świadomy tego, że nie mam ochoty tam pójść, by zobaczyć jak mój były narzeczony wręcza ten sam pierścionek zaręczynowy innej kobiecie! – Z każdym słowem ton jej głosu się podnosił, a ostatnie słowa praktycznie wykrzyczała.
– Córeczko… – Matka złapała ją za dłoń i mocno uścisnęła. – Dobrze wiesz, że nie możemy wpływać na decyzje naszego capo. Dario zapewne ma swoje powody, by żądać tam naszej obecności, a my nie mamy żadnych środków, by się temu przeciwstawiać.
Maia zacisnęła usta, chcąc powiedzieć, że nie pójdzie tam za żadne skarby świata. Jeśli Wulkan chciałby, żeby się tam pojawiła, to będzie sam musiał przestrzelić zamek, albo wyważyć drzwi do jej pokoju i wyciągnąć ją stamtąd siłą.
Szybko jednak dotarło do niej, że takie myślenie było niedorzeczne i dziecinne. Co z tego, że nie stawi się na przyjęciu zaręczynowym Tiziana, skoro i tak najpewniej wcześniej czy później spotka go na innej tego typu imprezie? W końcu na jego ślub też z pewnością ją zaproszą. A ona będzie zmuszona w przyszłości znosić jego obecność na swoich własnych przyjęciach. Zaręczynach, ślubie, a być może i chrzcinach jej przyszłych dzieci. Była teraz córką nowego podszefa, więc ich kręgi towarzyskie już na stałe będa się ze sobą przecinały. Czy tego chciała czy nie, miała stać w pierwszym rzędzie i obserwować jak z miesiąc na miesiąc Tizio oczekuje wraz z żoną przyjścia na świat ich potomka. Rosnący brzuch Cary, czuła dłoń jej męża opierająca się o niego, a być może nawet w przyszłości spojrzenia pełne miłości, jeśli ta dwójka – jak wiele innych aranżowanych małżeństw – odnajdzie jakiś sposób na zakochanie się w sobie. Z łatwością mogła sobie to wszystko wyobrazić.
– W porządku – wyszeptała po chwili pełnej napięcia. – Pójdę tam, skoro właśnie tego sobie życzy don Maranzano. I możecie być pewni, że nie zrobię niczego, co przyniosłoby wstyd naszej rodzinie – dodała, hardo unosząc głowę.
Postanowiła udowodnić wszystkim, że jest silniejsza niż rozpacz, w którą wpędziły ją zdrada i zerwanie zaręczyn. Musiała to zrobić. I ta determinacja była teraz wszystkim, co tak naprawdę jej pozostało.
<><><>
Długo wybierała suknię na tę imprezę. Tiziano zawsze lubił widzieć ją w czerwieni, więc tym razem za wszelką cenę unikała właśnie tego koloru. Nie było sensu w jakikolwiek sposób go prowokować i Maia miała szczerą nadzieję, że młody Nicoletti nawet się do niej nie zbliży. Naprawdę nie zamierzała zaogniać sytuacji, wywoływać skandalu, ani nawet specjalnie rzucać się w oczy. Chciała zachować tyle godności i klasy, ile jej jeszcze zostało, jako zdradzonej narzeczonej.
Wreszcie zdecydowała się na elegancką, długą czarną suknie z pięknymi, haftowanymi srebrną nicią kwiatami.
Starała się nie denerwować, ale nie sposób było łatwo przejść do porządku dziennego nad tym, że nie tylko była zmuszona do wzięcia udziału w przyjęciu zaręczynowym swojego eks, ale również ona i jej rodzina zostali zaproszeni, by dotrzeć do Filadelfii prywatnym odrzutowcem wraz z rodziną Maranzano.
Galena była tym naprawdę podekscytowana, ale Maia w głębi ducha dochodziła do wniosku, że wolałaby odbyć już całą tę podróż piechotą, niż znów znaleźć się w zasięgu przenikliwego spojrzenia ich dona.
Była prawie pewna, że Dario od samego początku wiedział do czego doszło na jego ranczu w trakcie ich wizyty. Z pewnością posiadał już wiedzę o tym, gdy spotkali się na urodzinach Adrienne. Doszła też do wniosku, że Dario pojawił się w piekarni jej rodziców tuż po tym, jak ustalił z rodziną Nicolettich, że jej zaręczyny zostaną zerwane.
Nie miała pojęcia w co ten człowiek pogrywał i dlaczego jakimś cudem dostała się w obszar, gdzie dla rozrywki wtrącał się w życie innych, ale miała nadzieję, że od teraz raz na zawsze się to skończy.
W duchu rozmyślała nawet o tym, iż kolejny kandydat do jej ręki powinien był kimś, kto w miarę możliwości trzymałby się jak najdalej od głównej działalności Maranzana. Jakiś księgowy, polityk lub nadzorca kasyna, albo jeszcze lepiej właściciel działalności, która podlegała rodzinie, ale który sam nie był w niej nigdy zaprzysiężony.
Postanowiła dodać to do listy zalet, gdy już wreszcie zdecyduje się wybrać kogoś, kto mógłby w przyszłości zająć to najważniejsze miejsce w jej życiu.
<><><>
Podobno ze względów bezpieczeństwa na lotnisko pojechali dwoma oddzielnymi samochodami – w pierwszym byli jej rodzice, a w drugim Maia wraz z Galeną. Czarnego, opancerzonego SUV–a, w którym siedziały prowadził Ilario. Dopiero na miejscu okazało się, że tak naprawdę czekały też na nich dwa osobne odrzutowce, a państwa Sorrentino zaproszono do tego, którym miał podróżować wuj Daria – brat jego ojca – Ladislao Maranzano – senior rodu i jeden z głównych doradców obecnego dona.
Maia choć z daleka starała się posłać matce pokrzepiający uśmiech, bo doskonale wiedziała, że Gabrielle nie będzie czuła się zbyt dobrze wśród elity mafijnej hierarchii. Nie miała jednak innego wyjścia. Podobnie zresztą jak Maia, doskonale świadoma tego, że już za chwilę ona i Gal znajdą się w jednym samolocie z Dario i całą jego obstawą.
To było niczym magnetyczne przyciąganie. Zauważyła go od razu po wejściu na pokład. Siedział na jednym ze skórzanych foteli i z obojętną miną przerzucał jakieś dokumenty. Wyglądał jak zwykle wspaniale. Czarny, idealnie skrojony garnitur, czarna koszula i o dziwo – srebrny krawat. Maia usiłowała natychmiast pozbyć się z głowy myśli o tym, jak bardzo ten strój pasował do jej sukni wieczorowej. To był przecież zwykły zbieg okoliczności.
– Dobry wieczór – przywitała się niepewnie.
Dario uniósł głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały. Przez chwilę w jego oczach błysnęło coś takiego, co sprawiło iż po jej karku przebiegły całe stada chłodnych dreszczy. Szybko jednak mina capo wróciła do poprzedniego, obojętnego wyrazu, a w ramach powitania skinął ledwo zauważalnie.
– Prawdziwy z niego wulkan energii – zamruczała Gal, tak by tylko siostra mogła ją usłyszeć.
Maia ledwo zdusiła parsknięcie śmiechem. Co racja, to racja.
– Tutaj dziewczyny! – Azzurra Maranzano pomachała do nich z entuzjazmem i
wskazała na dwa skórzane fotele stojące naprzeciwko niej. Jej oddany ochroniarz – Basilio siedział tuż za nią i uważnie lustrował obie panie Sorrentino, gdy te z pogodnymi uśmiechami zbliżały się do jego podopiecznej.
– Tak bardzo się cieszę, że Dario zaprosił was do naszego samolotu! – Azzurra
faktycznie nie kryła swojej radości. – To sprawia, że ta uciążliwa i zupełnie niepotrzebna podróż od razu staje się nieco lepsza!
Maia odwzajemniła pogodny uśmiechem siostry Daria i po cichu przyznała jej rację. Radość i paplanina Azzy z pewnością odwróci jakoś jej uwagę od faktu, że siedziała obecnie nie dalej jak pięć metrów od mężczyzny, którego obecność od samego początku, niezmiennie przyprawiała jej ciało o dziwne sensacje.
<><><>
Maia i Gal podjechały pod hotel, w którym odbywało się przyjęcie tą samą limuzyną co Dario, Azzurra i Gregorio, więc z góry zostały uznane za część świty capo i powitane z największymi honorami. Rodzice Cary Deviln okazali się bardzo wylewni i głośni, gdy przekrzykiwali się i rozpływali nad tym jak miło było im gościć Maranzana na tym przyjęciu. Riona Coyle oraz jej ojciec stali tuż obok i okazywali bardziej stonowany entuzjazm. Niemniej Riona na widok Daria od razu przeszła w tryb zalotnej kokietki. Jej ojciec starał się zachowywać dystans i powagę, jaki przystoi komuś na jego stanowisku, ale nieco ciężko szło mu ukrywanie jak bardzo pragnie aprobaty Nowojorskiej Famigli.
Powitanie księżniczki irlandzkiej mafii z Maią i Galeną standardowo nie wypadło zbyt ciepło. Nie uścisnęły sobie nawet rąk, jedynie z dystansu uprzejmie skinęły sobie głowami. Maia odniosła wrażenie, iż Riona uważnie śledziła każdy jej krok, jakby w obawie że była tu tylko po to, by zająć jej miejsce u boku Daria… Miejsce, które obecnie zajmowała Azzurra, która mimo, że siedziała na wózku, najwyraźniej nawet na chwilę nie zamierzała puszczać przedramienia brata.
Sala balowa była udekorowana na zielono. Nie żeby Maia kiedykolwiek miała coś przeciwko temu kolorowi, ale w aspekcie dekoracji nie prezentował się on zbyt elegancko, a raczej tanio i pretensjonalnie. Na samym środku parkietu stał Tiziano w towarzystwie swojego ojca i macochy, co było szeroko komentowane wśród szepczących gości już zgromadzonych w sali. Zdziwienie wzbudziło to, iż państwo Nicoletti nie witali nikogo osobiście na przyjęciu zaręczynowym swojego najstarszego syna.
Na widok Tizia, Maia na chwilę wstrzymała oddech, a serce mocniej zabiło jej w piersi. Ta reakcja jednak szybko przeminęła, a zastąpiło ją zaskoczenie tym jak bardzo źle jej były narzeczony obecnie wyglądał.
W trakcie tych kilku tygodni od ich ostatniego spotkania Tizio wyraźnie schudł i nabawił się głębokich cieni pod oczami. Jego zwykle nienaganna fryzura dziś prezentowała się tak, jakby z frustracji usiłował wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy.
Mai przez chwilę zrobiło się go trochę żal. Szybko jednak zdusiła w sobie to uczucie. Ten palant nie zasługiwał z jej strony nawet na litość. Jedyne co powinna do niego czuć to obojętność – i tego zamierzała się trzymać. Co z tego, że najwyraźniej znosił całą tą sytuację gorzej od niej? Sam do tego doprowadził.
– Ta sala wygląda jakby narzygał tu jakiś leprechaun – Galena nie potrafiła ukryć swojego niesmaku.
Maia wiedziała, że jej siostra obojętna na większość rzeczy, które nie wiązały się z losem zwierząt, rzadko tak otwarcie coś krytykowała. Tym razem jednak musiała przyznać jej rację. To były najdziwniejsze i najmniej eleganckie dekoracje jakie Maia kiedykolwiek widziała. Zdawała się to potwierdzać mina Adrienne, która wyglądała na bliską omdlenia.
– Maia, Galena, wy siedzicie razem z nami! – Azza pomachała do nich i wskazała na okrągły stolik blisko środka sali, gdzie właśnie podwiózł ją Basilio.
– Dlaczego mamy siedzieć przy stoliku razem z donem, a nie z naszymi rodzicami? – zapytała konspiracyjnym szeptem Gal, gdy szły na swoje miejsca.
Dario w tym czasie został oficjalnie powitany przez Tiziana i jego wyraźnie zniechęconego ojca.
– Nie mam pojęcia, ale wcale mi się to nie podoba – przyznała Maia, świadoma tego, iż nie będzie w stanie zrelaksować się przez całą kolację ze względu na bliską obecność Wulkana.
Gdy podeszły do stołu, wysoki i rudowłosy mężczyzna posłał im czarujący uśmiech, szybko podnosząc się ze swojego miejsc. Maia nerwowo go odwzajemniła, kątem oka patrząc na siostrę, która pozostawała obojętna na wyraźny urok tego faceta.
– Nie mogłem się wprost doczekać, aż pozna obie, wspaniałe siostry Sorrentino – przywitał się z kurtuazją. – Jestem Declan Devlin, brat Cary – ukłonił się lekko, po czym najpierw ucałował dłoń stojącej bliżej niego Gal, a zaraz później sięgnął po dłoń Mai.
W chwili, gdy usta irlandczyka spotkały się z jej skórą, Maia odniosła wrażenie, jakby ktoś przytknął jej do ręki zdechłą rybę. Ta wizja sprawiła, że ledwo zdusiła parsknięcie śmiechem.
– Pani pozwoli… – Declan z uśmiechem złapał za oparcie krzesła, chcąc je wysunąć tak, by móc pomóc zająć jej miejsce.
Nim jednak zdążył to zrobić, tuż za ich plecami rozległo się głuche warknięcie.
– Spierdalaj Devlin! – Gregor pojawił się przy nich patrząc na irlandczyka z żądzą mordu w oczach.
– O co ci chodzi kurwa Gambino?! – warknął wrogo Declan, nie zamierzając się odsunąć nawet na centymetr.
– Może i mamy teraz jakiś pierdolony sojusz, ale nic mnie nie powstrzyma przed odstrzeleniem ci tego durnego, rudego łba przy samej dupie, jeśli tylko zobaczę jak kręcisz się w pobliżu naszych kobiet, dotarło? – Wyraźnie było widać, że Gregorio ani trochę nie żartował.
Devlin już otwierał usta, by zapewne się odszczeknąć, gdy do stolika podszedł Dario wraz z depczącą krok w krok za nim Rioną.
– Jakiś problem? – spytał cichym, ale jednocześnie śmiercionośnym tonem, od którego włoski na karku Mai stanęły dęba.
Declan zacisnął szczęki i odsunął się nieco, patrząc na pełną napięcia twarz Riony.
– Nie – odezwał się wreszcie i posłusznie odszedł w stronę swojego stolika.
– Już po problemie – skomentował cierpko Gregorio, jednocześnie odsuwając krzesło Galeny, by pomóc jej zająć miejsce.
– I oby tak zostało – skwitował krótko sytuację Dario i sam odsunął krzesło, które było przypisane do miejsca Mai. – Panno Sorrentino? – Spojrzał jej przelotnie w oczy, a ona tylko skinęła szybko w ramach podziękowania i usiadła, mając nadzieję, że nikt nie zauważył jak bardzo drżały jej nogi.
Posiłek w takiej atmosferze, jak nic mógł jej przysporzyć wrzodów żołądka.
Wyraźnie skwaszonej Rionie miejsce pomógł zająć jeden z kelnerów. Na szczęście ciężką ciszę jaka zapadła przy stole, gdy Dario wreszcie usiadł pomiędzy Maią, a irlandką, szybko przerwała wyraźnie wesoła Azzurra, która od razu wciągnęła Gal w rozmowę o ochronie praw zwierząt.
Jedzenie było niedobre, ale na szczęście podawano je w bardzo małych porcjach. Wielu gości cicho komentowało również to, jak słabej jakości i niepewnego pochodzenia było serwowane wino, co dla rodowitych włochów było nie do zaakceptowania. Maia nie wiedziała zbyt wiele o interesach irlandzkiej mafii, ale patrząc na ubrania i biżuterię Cary Devline, jej matki i najbliższych krewnych, można by wywnioskować, iż ich rodzina nie należała do ubogich. Skąd więc taka oszczędność na kosztach organizacji tak ważnego przyjęcia?
– To był jedyny hotel, który miał wolną salę w tym terminie – wyjaśniła im kwaśno Riona. – A na dodatek Nicoletti nie chcieli za nic zapłacić. Ta wyniosła macocha Tiziana stwierdziła, że za jedno jego przyjęcie zaręczynowe już zapłacili i nie zamierzają drugi raz popełniać takiego samego błędu. – Coyle posłała Mai pełne pogardy spojrzenie, a Sorrentino zrobiła wszystko co w jej mocy, by się teraz gwałtownie nie zarumienić.
Rodzina jej byłego narzeczonego sama zaproponowała pokrycie kosztów ich przyjęcia zaręczynowego, wręcz na to nalegając, gdy ona i jej rodzice zaproponowali zorganizowanie czegoś o wiele skromniejszego.
– Błąd to popełnił Nicoletti – zakpił Gambino z odrazą odsuwając od siebie kieliszek, gdy kelner ponownie napełnił go winem. – I to dlatego teraz ten idiota wygląda jakby miał się zaraz pociąć nożem do masła. Wstyd, że to nasz człowiek. Powinniśmy byli go za to po prostu odstrzelić…
– Gregor, wystarczy. – Ton głosu Daria nie był ani trochę podniesiony, jednak sprawił, że jego najlepszy przyjaciel natychmiast się zamknął.
– Sama chciałam to zrobić – mruknęła Galena. – Ale Maia mnie powstrzymała…
– Naprawdę? – Dario spojrzał na nią z zainteresowaniem. – Pomimo zdrady miałaś w sobie tyle empatii, by bronić niewiernego narzeczonego?
Maia odchrząknęła, chcąc mieć pewność, że głos jej nie zadrży, gdy będzie udzielała odpowiedzi.
– Nie broniłam jego, tylko Galenny. Nie chciałam żeby moja siostra miała przez niego jakieś kłopoty.
W odpowiedzi na to Gregorio parsknął krótko śmiechem.
– Nie pozwolilibyśmy na to. Za utylizację śmieci, przyznaje się nagrody, a nie kary. Ekologia jest bardzo ważna – Gambino uniósł kieliszek z winem w geście toastu, a Azza i Galena szybko poszły w jego ślady.
Maia niechętnie spojrzała na swoje wino. Nie była pewna, czy będzie w stanie je przełknąć.
– Przepraszam na chwilę – odezwała się cicho, podnosząc się ze swojego miejsca i sięgając po swoją elegancką kopertówkę.
– Pójdę z tobą – Gal praktycznie zerwała się z krzesła, trafię interpretując, że jej siostra chciała skorzystać z toalety.
– Nie trzeba – Maia uspokajająco położyła dłoń na jej ramieniu. – Zaraz wracam.
– Ja z nią pójdę – zdecydowała natychmiast Riona. – I tak muszę przypudrować nosek – dodała, mrugając zalotnie w stronę Daria, który albo w ogóle tego nie zarejestrował, albo postanowił pozostawić to bez żadnej odpowiedzi.
<><><>
Maia wiedziała, że księżniczka irlandzkiej mafii nie poszła za nią do łazienki dlatego, że chciała być koleżeńska, lub planowała wymienić z nią najnowsze ploteczki. Riona Coyle była znana z tego, że rzadko owijała w bawełnę i podobnie jak cała jej rodzina – miała subtelność nosorożca.
Sorrentino miała tylko nadzieję, że rudowłosa zaraz jej nie zaatakuje. Nie bardzo umiała się bronić, a obcasy w jej szpilkach prawdopodobnie mogłyby stanowić śmiercionośną broń tylko na filmach rodem z Hollywood.
Maia zdążyła skorzystać z toalety i nawet sięgnęła do swojej torebki po pomadkę, nim Riona, która dopiero co sama opuściła kabinę stanęła tuż obok, opierając się biodrem o blat.
– Dario to niby bezwzględny don, ale jednocześnie jest też dość troskliwy, co nie? – zagadnęła na pozór łagodnie.
Maia spojrzała na nią z ukosa, zastanawiając się o co mogło chodzić tej kobiecie. Czy to była jakaś niezbyt subtelna próba sprawdzenia jej lojalności względem Famigli? a może jednak Coyle chciała wybadać czy Maia darzyła Wulkana jakimś sekretnym uczuciem?
– Don Maranzano jest najlepszym przywódcą, jaki mógł nam się przytrafić – odpowiedziała dyplomatycznie, po czym postanowiła się skupić na pomalowaniu ust.
– Dobrze, że ci nie przeszkadza, że ta jego troska trochę wystawia cię na pośmiewisko – Riona uśmiechnęła się protekcjonalnie.
Miała powoli schowała szminkę i zapięła swoją srebrną kopertówkę.
– Możesz powiedzieć wprost o co ci chodzi? – poprosiła, zbyt zmęczona i zirytowana tym wieczorem, by dalej silić się na uprzejmość.
– Dario zabierając cię tutaj swoim odrzutowcem i nakazując byś siedziała z nim przy jednym stole pokazał, że stoi po twojej stronie w tym całym skandalu z Nicolettim.
– I co w związku z tym? – Maia założyła ręce na piersi, przyglądając się uważnie temu bezczelnemu rudzielcowi.
– A to, że ludzie trochę się teraz śmieją za twoimi plecami – Riona sama w tej chwili zachichotała. – Niektórzy myślą, że możesz pomylić tę jego troskę z zainteresowaniem twoją osobą. To byłoby takie żałosne…
– Czy ci niektórzy to przypadkiem nie ty sama i twoje własne wąskie perspektywy postrzegania świata? – zapytała chłodno Maia.
Trudno jej było zachować całą tę maskę opanowania, bo w środku dosłownie gotowała się ze złości. Głupia, impertynencka, irlandzka zdzira! Jak śmiała sugerować, że była dla Maranzana jakimś małym projektem charytatywnym, który pokazał dziś pokazać przed najważniejszymi ludźmi i to z dwóch groźnych mafii?
– Posłuchaj no! – Riona wreszcie nie wytrzymała. – Nie próbuj nawet sobie wyobrażać, że to coś więcej niż litość! Zaręczyny moje i Daria są już praktycznie dogadane i…
– I lepiej natychmiast przestań krzyczeć na moją siostrę, albo ci zaraz przyłożę! – W drzwiach toalety stanęła wyraźnie rozzłoszczona Galena.
– Nie trzeba Gal, szkoda tracić na to czasu. – Maia wyminęła zarumienioną Rionę, która chyba szykowała się do kontynuowania tej jednostronnej pyskówki i po prostu wyszła z łazienki.
<><><>
– Wiedziałam, że ta idiotka poszła z tobą, by nakręcić jakąś aferę! – syknęła przez zęby Gal idąc zaraz za siostrą.
– Niczego nie nakręciła – Maia westchnęła ciężko. – Po prostu się martwi, że po moich nieudanych zaręczynach, mam teraz zamiar zaczaić się na Daria.
– A masz? – Galena przyglądała jej się z niepokojem.
– Zwariowałaś? – Maia, aż się wzdrygnęła. – Nie jestem samobójczynią.
– To dobrze – Gal uśmiechnęła się do niej ciepło. – Bo wolę sobie nie wyobrażać, co powiedziałaby na to mama. Zawsze pragnęła byśmy w miarę możliwości znalazły mężów niepowiązanych za mocno z tym wszystkim.
– Wiem. Już na Tiziana trochę kręciła nosem – Maia poniekąd rozumiała obawy matki, ale wiedziała też, że i tak nie miały z Galeną zbyt dużego wyboru.
Były córkami aktywnego członka nowojorskiej mafii. Ich ojciec ślubował posłuszeństwo donowi i jego rozkazom. Wyjście za mąż za kogoś spoza tych kręgów mogłoby być niebezpieczne dla całej organizacji.
– Chyba właśnie zaczyna się pierwszy taniec – Galena aż się wzdrygnęła, bowiem naprawdę nienawidziła tańczyć.
Maia spojrzała w stronę parkietu, gdzie Tiziano właśnie starał się niezgrabnie odczepić dłonie Cary od swojej szyi i ustawić się z nią do tańca w nieco bardziej klasyczny – i nie tak bliski sposób. Znała go na tyle, by zrozumieć, że jej były narzeczony jest w tej chwili kompletnie wyprowadzony z równowagi.
– Mam nadzieję, że nikt mnie nie poprosi. Nie zamierzam do tego dołączyć – Galena z grymasem patrzyła na szarpiącą się i popychającą wzajemnie na parkiecie parę.
– Ja też… – zaczęła mówić Maia, ale nie zdążyła dokończyć, bo nagle tuż przed nią wyrosła mroczna, wysoka postać.
– Zatańczy pani ze mną, panno Sorrentino? – zapytał, szarmancko wyciągając do niej dłoń.
Maia miała pewność, że wszystkie kolory odpłynęły z jej twarzy, a nogi znów zaczęły lekko drżeć. Opanowała się jednak na tyle, by ręka, którą podawała Dario nie zdradziła tego, jak panicznie była w tej chwili tym wszystkim przerażona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz